03 (459)






Cytat




Woźny przechodzi szerokim krokiem salę i znika we drzwiach bocznych, do małej komórki, służącej niekiedy za kozę, wiodących; między zebranymi szerzą się półgłośne szmery, a pan radca stoi z podniesioną ręką, żeby nie wychodzić z pozy. Upływa krótka chwila Nagle w drzwiach bocznych ukazuje się naprzód głowa, dygocąca na cienkiej, wychudłej szyi, potem kolana ku przodowi zgięte, potem stopy resztką obuwia ozute, potem ręce zgrabiałe i drżące, które się uszaków drzwi z obu stron chwytają, żeby dopomóc nogom przez próg, a wreszcie. grzbiet w pałąk zgięty. Jest to Kuntz Wunderli, stary tragarz, którego wszyscy znają.
W sali zapanowywa szmer głośniejszy nieco.
- To kandydat? Na miłosierdzie boskie, cóż to za kandydat? Któż to weźmie do siebie takiego trupa? Co za pomoc z tego komu? Co za wyręka? No, no! Ciekawa rzecz, co też gmina dać myśli za wzięcie tego próchna! A toć to skóra i kości! Nic więcej!
Niezadowolenie się wzmaga. Są tacy, którzy od razu sięgają za czapki i od balasków odchodzą
Ale pan radca na szemry te nie zważa i zaledwie Kuntz Wunderli ukazał się we drzwiach, tak mowę swą kończy:
- Tak jest, moi panowie! piękne nasze ustawy wygnały z ziemi naszej żebraninę, a wprowadziły do niej miłosierdzie. Nie ma już opuszczonych! Nie ma już nędzarzy! Gmina jest ich matką, gmina jest ich żywicielką. Oto jest starzec niezdolny do pracy. Kto z panów chce go wziąć do siebie? Niejedną posługę mieć można jeszcze z niego. Gmina nie wymaga, by jej członkowie czynili to darmo. Gmina gotową jest, podług ustaw swoich, przyczynić się do utrzymania tego starca. Kandydacie, przybliż się! Panowie, przy patrzcie się kandydatowi!
Skłonił głowę i dobywszy fular otarł nim czoło. Łatwo się pocił, a w sali stawało się gorąco.
Tymczasem Kuntz Wunderli, popchnięty nieco z tyłu przez woźnego, wydobywa się szczęśliwie zza drzwi i przy progu staje. Pełne światło z otwartego, na obszerną łąkę okna pada teraz na jego zgarbioną i znędzniałą postać Stoi tak przez chwilę, mnąc w ręku stary pilśniowy kapelusz, a chude kolana drżą mu coraz silniej. Jest wzruszony. Nagle prostuje się; podnosi głowę i z uśmiechem na obecnych patrzy. Uśmiech ma zachęcający, wesoły prawie. Kuntz Wunderli nie wie, kto będzie panem jego. Uśmiecha się tedy do wszystkich i raźno mruga oczyma Oczy te są zimne; osłupiałe i stroskane Stary Kuntz usiłuje im wszakże nadać filuterny, niemal lekkomyślny wyraz. Gdy mu się jedno zmęczy i staje w ciemnym. swoim dole nieruchome, martwe, mruga drugim, jak gdyby chciał mówić: Jeszcze ja mocny! O, i jaki mocny! Chleba darmo nie zjem, pracować będę, każdej robocie poradzę. I wody przyniosę, i drew ułupię, i kartofli naskrobię, i izbę zamiotę... Dużą siłę mam jeszcze... dużą siłę...
A gdy tak patrzy z wysiłkiem, stara jego głowa coraz silniej trząść się zaczyna, oczy nieruchomieją i zachodzą wielkimi łzami a ręce szukają podpory. Jedne tylko wąskie i zapadłe usta uśmiechają się, ciągle się uśmiechają, Wtedy nawet, kiedy dwie łzy ciężkie i zimne toczą się zwolna po zmiętej i zbrużdżonej twarzy.
Ten, to ów zaczyna mu się przyglądać. Istotnie stary wygląda wcale jeszcze dobrze. Dziś rano ogolił się właśnie; woźny pożyczył mu brzytwy. Leży to w interesie gminy, żeby taki kandydat jak najlepiej i najraźniej się przedstawiał. Inaczej mógłby nie znaleźć, wcale amatora. Nie tylko więc woźny pożyczył mu brzytwy, ale starego kubraka i niebieskiej chustki na szyję, które po licytacji znów sobie odbierze. Stary Kuntz umie to cenić. Wie on, jakie pobudki miała gmina w tak łaskawie udzielonej mu pomocy, i rad by przede wszystkim uwydatnić te piękne szczegóły swojego ubrania. Ale rękawy kubraka są na niego przydługie; sam kubrak, zbyt obszerny, wisi na nim raczej, niźli go odziewa, a bujny, niebieski ba wełniany fontaź dziwnie się sprzecza z jego wyschłą, pomarszczoną w tysiące nzwów szyją, którą Kuntz to wyciąga, to chowa, nie wiedząc, jak lepiej przedstawi się chustka. Właściwie mówiąc, jest w trudnym położeniu.
Trzeba mu i litość wzbudzić, i nie okazywać się zbyt niedołężnym. Wie on, że stoi tu w charakterze starca nie mogącego pracować, ale wie także, iż każdy z tych, co tu przyszedł, na jego ręce patrzy, czy się roboty chwycą. Gmina ma nad nim. miłosierdzie prawda, ale zbyt wiele dopłacać za niego nie zechce. On to wie, wie dobrze; zbyt wiele wymagać nie może... Zmieszany, wzruszony patrzy ludziom po oczach, miarkując; co który myśli: na woźnego też rzuca w bok krótkie spojrzenia, jakby dla śupewnienia go, że ani brzytwa, ani kubrak, ani chustka nie pójdą na marne.
Ludzie patrzą na starego i gawędzą głośno. Nie leży to w interesie żadnego z nich, żeby okazywać zbyteczny pośpiech. Staliby tak do południa może, porozpierani na balaskach i biorący tabakę, ale pan radca nie lubi przewlekłych posiedzeń.
- No, moi panowie - odzywa się on głośno. - Czy przypatrzyliście się kandydatowi?
- A cóż mu się tam przypatrywać - odpowiada po małym milczeniu kotlarz Kissling. - Toć my go co dzień. widzimy. Stary ledwo dycha, nie uciągnie, nie dźwignie... Jak myślicie, szwagrze zwrócił się do Faustyna Trndi - będzie miał z osiemdziesiąt albo i więcej ?
Stary chrząknął. Osiemdziesiąt dwa skończył, osiemdziesiąt dwa... Ale uśmiecha się tylko i milczy.
- Ile macie lat, stary? - pyta go Tdi Mayer.
Kuntz szybko mruga ku woźnemu okiem, a potem mówi:
- Siedemdziesiąt i cztery, kochanku! Siedemdziesiąt i cztery!
- A pokaż no, stary, zęby!! - odzywa się oberżysta z Mainau. Kuntz znów rzuca szybkie spojrzenie na woźnego i rozszerzywszy zeschłe wargi ukazuje wcale jeszcze zdrowe zęby.
Publika zaczyna się śmiać.
- Ho! ho! - mówi jeden - a to by i kość ugryzł.
- Chleba się nie zlęknie - dodaje drugi.
Leu Peter, stolarz, przechyla się ku niemu.
- A machnij no, stary, pięścią! Dalej!
Wunderli postępuje krok naprzód, podnosi nieco głowę, prostuje grzbiet i macha kilka razy ręką, której ściśnięta pięść ginie w długim rękawie pożyczonego kubraka. Ręka opada mu za każdym razem jak złamana gałęź. W stawach słychać trzask przykry.
- A co? Nieźle macha! - odzywa się ktoś z ławy.
- Phi!... - dodaje pesymistycznie drugi, wiedząc, że uwagi galerii nigdy nie są dla interesowanych stracone.
- A jakże nogi? - pyta znów Tdi Mayer, który widocznie na Kuntza ma ochotę. - Maszeruj no, stary!
Ale stary miesza się widocznie. Nogi, to właśnie najsłabsza jego strona. Ba! gdyby nie nogi!... I nawet nie tyle nogi, co kolana... Na samą myśl o wyprostowaniu już mu w nich coś strzyka... Ale Kuntz Wunderli nie zawiedzie gminy. Z najwyższym wysiłkiem unosi jedną stopę i stawia ją natychmiast na tym samym miejscu. Nie... nie... pomylił się. To nie ta! To gorsza! Podnosi tedy drugą, lecz jeszcze szybciej spuszcza ją z głośnym syknieniem. Co u diaska! Czy to nie tamta? Czyżby ta właśnie była gorszą?
Interesowani marszczą się i milczą Galeria, która z ławek po wstawszy podeszła do balasków, zaczyna się śmiać głośno.
- Dalej! Dalej? - wołają. - Maszerować! Maszerować, stary!
Pan radca surowo spogląda na śmiejącą się galerię, po czym zwrócony do starego mówi z odcieniem niecierpliwości:
- Czegóż stoisz? Ruszże się z kąta?
Kuntz Wunderli uśmiecha się nieśmiało, boleśnie. Zaraz, zaraz... Naturalnie! Czegóż on stoi? Zaraz się ruszy... Zaraz...
I nagle, zebrawszy siły, podnosi głowę, wytrzeszcza spłowiałe oczy, wyciąga jak żuraw szyję; prostuje się, przyciska rękami kolana i ku drzwiom maszerować zaczyna.
Jest to widok tak pocieszny, że całe zgromadzenie wybucha głośnym śmiechem. Stojący bliżej przy ławach padają na nie, chwytając się za boki, pan radca zasłania usta trzymaną w ręku ustawą, a woźny odwraca się do kąta i parska w kułak.
- Dobry! Dobry! - wołają głosy z ławek.
- Dalej! Dalej! - odpowiadają inne.
Stary idzie. Sztywne jego nogi nie zginają się wcale: podnosi on je jak kije z niezmiernym. wysiłkiem i opuszcza na dół, rozpaczliwie przyciskając rękoma chore i obrzmiałe kolana. Tymczasem, jakby na złość, sala wydłuża się, rośnie, drzwi uciekają kędyś, ściany nabierają przeraźliwej głębi; staremu Kuntzowi zdaje się, że nigdy, nigdy nie zdoła dojść aż do nich... Czuje wszakże, iż wszyscy ci ludzie na niego patrzą, że - gmina patrzy. Zaciska tedy zęby i znów podnosi sztywną i ciężką nogę.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
863 03
ALL L130310?lass101
Mode 03 Chaos Mode
2009 03 Our 100Th Issue
jezyk ukrainski lekcja 03
DB Movie 03 Mysterious Adventures
Szkol Okres pracodawców 03 ochrona ppoż
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
2009 03 BP KGP Niebieska karta sprawozdanie za 2008rid&657
Gigabit Ethernet 03
Kuchnia francuska po prostu (odc 03) Kolorowe budynie
10 03 2010

więcej podobnych podstron