v 04 055







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.55)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






55. JEZUS W
GETSEMANI I W
BETANII
Napisane 3
stycznia 1946. A, 7429-7450
Jezus wchodzi do
spokojnej zieleni
Ogrodu Oliwnego. Margcjam jest wciąż u Jego boku. Śmieje się na myśl o
biegu do
utraty tchu, jaki z pewnością podejmie Piotr, aby ich dogonić. Mówi:
«O, Nauczycielu!
Któż wie, co on
powie! A gdybyś tak szedł do samej Betanii, bez zatrzymywania się tu,
byłby w
żałosnym stanie.»
Również Jezus
uśmiecha się,
spoglądając na chłopca i odpowiada mu: «Tak, pogrzebie Mnie swymi
lamentami. To mu
się jednak przyda. Następnym razem będzie bardziej uważny. Mówiłem. On
zaś,
rozproszony, prowadził rozmowy to z jednym, to z drugim...»
«Zadawali mu
pytania, Panie» –
mówi Margcjam, już się nie śmiejąc, dla usprawiedliwienia Piotra.
«Daje się wtedy
życzliwy znak, że
się odpowie później, kiedy umilknie Słowo Pana. Pamiętaj o tym w
przyszłości, gdy
będziesz kapłanem. Wymagaj największego szacunku w godzinach i w
miejscach, gdzie
udziela się pouczeń.»
«Ale wtedy, Panie,
to biedny
Margcjam będzie przemawiał...»
«Nieważne. To
zawsze Bóg mówi
przez usta Swych sług, w godzinach ich posługi. I jako takich powinno
się ich słuchać
w milczeniu i z szacunkiem.»
Na twarzy
Margcjama ukazuje się
jakiś znaczący grymas, wyrażający treść wewnętrznych rozważań. Jezus,
obserwując
go, pyta:
«Nie jesteś o tym
przekonany? Skąd
ta mina? Powiedz, synu, bez obawy.»
«Mój Panie,
zastanawiałem się,
czy Bóg jest też na ustach dzisiejszych kapłanów... i... z przerażeniem
zadawałem
sobie pytanie, czy będą podobni kapłani w przyszłości... I doszedłem do
wniosku,
że... wielu kapłanów przyniesie wstyd Panu... Z pewnością
zgrzeszyłem... ale oni
mają takie złe serca i chciwe, i oschłe, i...»
«Nie osądzaj.
Jednakże zachowaj w
pamięci to odczucie niesmaku. Niech ono będzie w tobie też w
przyszłości. Próbuj ze
wszystkich sił nie być takim, jak ci, którzy budzą w tobie odrazę. I
niech nie będą
takimi ci, którzy od ciebie będą zależeć. Spraw, by do [większego]
dobra
przyczyniło się nawet to zło, które zauważasz. Wszelkie działanie i
każde poznanie
ma się zamienić w dobro, przechodząc przez prawy osąd i wolę.»
«O, Panie! Zanim
wejdziemy do domu,
który już widać, odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie! Nie
zaprzeczasz, że obecne
kapłaństwo jest wadliwe. Mówisz mi, żebym nie osądzał. Teraz posłuchaj,
Panie,
tego, co myślę. Kiedy obecni kapłani mówią o Bogu i o religii, będąc w
dużej
części takimi, jakimi są – a mówię teraz o najgorszych z nich – czy
trzeba tego
słuchać, jakby mówili prawdę?»
«Zawsze, Mój synu,
z szacunku dla
ich misji. Kiedy ktoś wypełnia czynności swej posługi, nie jest już
człowiekiem
Annaszem czy człowiekiem Sadokiem i tak dalej, lecz “kapłanem”.
Oddziel
zawsze od posługi biedną ludzką [naturę].»
«Ale jeśli robią
coś złego...»
«Bóg się o to
zatroszczy. Poza
tym!... Posłuchaj, Margcjamie! Nie ma człowieka całkowicie dobrego ani
człowieka
całkowicie złego. I nikt nie jest w takim stopniu dobry, aby miał prawo
osądzać swych
braci jako zupełnie złych. Musimy pamiętać o naszych własnych
ułomnościach i
zestawiać je z dobrymi cechami tego, którego chcemy osądzać. Wtedy
będziemy mieć
właściwą miarę dla miłosiernego osądzania. Ja jeszcze nie znalazłem
człowieka
całkowicie złego...» [– mówi Jezus.]
«Nawet Doras,
Panie?...» [– pyta
chłopiec.]
«Nawet on, gdyż
jest uczciwym
mężem i czułym ojcem» [– odpowiada mu Jezus.]
«Ani nawet ojciec
Dorasa?» [–
pyta dalej Margcjam.]
«On także był
uczciwym mężem i
czułym ojcem.»
«Jednakże nie był
tylko tym!»
[– stwierdza Margcjam.]
«Nie był wyłącznie
tym, ale w tym
nie był zły. Nie był zatem całkowicie zły» [– wyjaśnia Jezus.]
«I nawet Judasz
nie jest zły?»
«Nie» [– odpowiada
Jezus.]
«Ale przecież nie
jest dobry!»
«Nie jest całkiem
dobry, jak nie
jest całkowicie zły. Nie jesteś przekonany o tym, co mówię?»
«Jestem
przekonany, że Ty jesteś
całkowicie dobry i całkowicie pozbawiony niegodziwości. O tym... tak.
Jesteś dobry do
tego stopnia, że nigdy nie znajdujesz [powodu do] oskarżenia kogoś...»
«O, Mój synu!
Gdybym tylko
wypowiedział pierwszą sylabę słowa oskarżenia, rzucilibyście się
wszyscy jak dzikie
zwierzęta na oskarżonego człowieka!... Działając w ten sposób, unikam
[dania] wam
[okazji] do skalania się grzechem osądu. Zrozum Mnie, Margcjamie. To
nie dlatego, że
nie widzę zła tam, gdzie ono jest... To nie dlatego, że nie widzę
mieszaniny zła i
dobra, jaka jest w niektórych. To nie dlatego, że nie rozumiem, iż
dusza wznosi się
lub upada z poziomu, na który ją wprowadziłem. Nic z tego, Mój synu. To
roztropność... dla uniknięcia braku miłości w was. I zawsze będę tak
postępował. Nawet
w przyszłych wiekach, kiedy będę się musiał wypowiedzieć o jakimś
stworzeniu.
Czy nie wiesz, synu, że czasem jedno słowo pochwały, zachęty jest
więcej warte niż
tysiące wyrzutów? Czy nie wiesz, że na sto przypadków bardzo złych,
jeśli się je
określi jako względnie dobre [w zestawieniu z jeszcze większym możliwym
złem],
przynajmniej połowa staje się rzeczywiście dobrymi? Wtedy bowiem, po
Moim życzliwym
słowie, nie zawodzi pomoc ze strony dobrych. W przeciwnym zaś razie
uciekliby przed tym
osobnikiem jako zepsutym. Nie trzeba przytłaczać dusz, lecz pomagać
im. Gdybym
Ja nie był pierwszym do podtrzymania ich, do zakrycia tego, co w nich
złego, do
wzbudzenia w was życzliwości i wsparcia dla nich, nigdy nie
udzielilibyście im czynnego
miłosierdzia. Pamiętaj o tym, Margcjamie...»
«Tak, Panie...
(głębokie
westchnienie). Będę o tym pamiętał... (znowowu głębokie
westchnienie)... Ale to jest
bardzo trudne w obliczu oczywistych faktów...»
Jezus spogląda na
niego uważnie,
lecz widzi jedynie kawałek czoła, bo chłopiec bardzo mocno spuścił
głowę.
«Margcjamie,
podnieś głowę.
Spójrz na Mnie. I odpowiedz Mi: jaki to oczywisty fakt trudno
zapomnieć?»
Margcjam jest
zmieszany... Jego lekko
opalona twarz oblewa się rumieńcem... Odpowiada: «No... jest ich tak
wiele, Panie...»
Jezus nie daje za
wygraną:
«Dlaczego
wymieniłeś Judasza? Bo
to jest ten “fakt oczywisty”. Być może taki, który ci najtrudniej
przezwyciężyć... Co zrobił ci Judasz? W czym cię zgorszył?» – Jezus
kładzie
ręce na ramionach chłopca, który teraz jest purpurowy.
Margcjam patrzy na
Niego
błyszczącymi oczyma, potem wyzwala się i ucieka, wołając:
«Judasz to
profanator!... Ale nie
mogę mówić... Uszanuj to, Panie!» – i ucieka, żeby się ukryć, cały
zalany
łzami.
Jezus woła go na
próżno, po czym
wykonuje gest bolesnej rezygnacji. Jego krzyk przyciągnął jednak uwagę
osób w domu, w
Getsemani. Na progu kuchni ukazuje się Jonasz i Matka Jezusa, a za Nią
– uczennice:
Maria, [córka] Kleofasa, Maria Salome i Porfirea. Widzą Jezusa i idą w
Jego kierunku.
«Pokój wam
wszystkim! Oto jestem,
Mamo!»
«Sam? Dlaczego?»
[– pyta Maryja.]
«Pobiegłem przodem.
Innych
zostawiłem w Świątyni... Ale byłem z Margcjamem...»
«A gdzie jest
teraz mój syn, że go
nie widzę?» – pyta nieco zaniepokojona Porfirea.
«Wspiął się na
górę... ale
wróci. Macie jedzenie dla wszystkich? Inni wkrótce przyjdą.»
«Nie, Panie.
Mówiłeś, że
pójdziesz do Betanii...»
«Tak... Pomyślałem
jednak, że
dobrze będzie tak uczynić. Idźcie szybko wziąć, co trzeba. Ja zostaję z
Moją
Matką.»
Uczennice są
posłuszne bez
dyskutowania. Jezus zostaje więc sam z Maryją. Idą powoli pod
splątanymi konarami
[oliwek], poprzez które przenikają promienie słońca, znacząc złote koła
na trawie
zielonej i pokrytej kwieciem.
«Po posiłku pójdę
do Betanii. Z
Szymonem.»
«Z Szymonem, synem
Jony?» [– pyta
Matka.]
«Nie, z Szymonem
Zelotą. I wezmę
ze Sobą Margcjama...» – Jezus milknie zamyślony.
Maryja przygląda
Mu się, a potem
pyta:
«Margcjam wywołuje
Twój smutek?»
«Nie, Mamo.
Przeciwnie! Dlaczego tak
myślisz?»
«Dlaczego jesteś
taki
zamyślony?... Dlaczego wołałeś go tonem rozkazującym? I dlaczego Cię
opuścił?
Dlaczego wyrwał Ci się, jakby odczuwał wstyd? Nie przyszedł się nawet
przywitać z
matką ani ze Mną!»
«Chłopiec uciekł z
powodu pytania,
jakie mu postawiłem» [– wyjaśnia Jezus.]
«O!...» – Maryja
jest ogromnie
zaskoczona. Milczy przez chwilę, a potem szepcze, jakby mówiła do
siebie: «Dwoje
[ludzi] w ziemskim Raju uciekło po grzechu, słysząc głos Boga... Ale,
Mój Synu,
trzeba mieć litość nad dzieckiem. Zaczyna się stawać mężczyzną... i być
może...
Mój Synu, szatan kąsa wszystkich ludzi...»
Maryja jest samą
litością i
błaganiem...
Jezus patrzy na
Nią i mówi:
«Jaką Ty jesteś
matką! Jaką
jesteś “Matką”! Jednak nie myśl, że dziecko zgrzeszyło. Przeciwnie...
Musisz
wierzyć, że bardzo cierpi z powodu wstrząsu pewnego odkrycia. Jest
bardzo czysty. Jest
bardzo dobry... Zabiorę go dziś ze Mną, aby pojął, bez słów, że go
rozumiem.
Każde słowo byłoby zbyteczne... i nie znajdę ani jednego [słowa] na
usprawiedliwienie
gwałciciela niewinności.»
Jezus jest bardzo
surowy, kiedy
wypowiada ostatnie słowa.
«O, Mój Synu! Mamy
więc już
przyczynę! Nie pytam Cię o jego imię. Ale jeśli pomiędzy nami jest ktoś
zdolny do
wprowadzenia zamętu u dziecka, to może być tylko jeden... demon!»
«Chodźmy poszukać
Margcjama, Mamo.
Przed Tobą nie ucieknie.»
Idą i odnajdują go
za krzewem
głogu.
«Zbierałeś kwiaty
dla Mnie, Mój
synu?» – pyta Maryja, podchodząc do niego i całując go.
«Nie, ale
pragnąłem Cię
[spotkać]...» – mówi Margcjam.
Ma twarz zalaną
łzami.
«I przyszłam.
Chodźmy, szybko!
Dziś masz iść z Jezusem do Betanii! I musisz być ubrany, jak należy.»
Twarz Margcjama
rozpromienia się.
Już zapomina o zamęcie, jaki go ogarnął. Pyta: «Sam z Nim?»
«I z Szymonem
Zelotą» [–
wyjaśnia mu Maryja.]
Margcjam – wciąż
jeszcze dziecko
- podskakuje z radości i wybiega ze swej kryjówki wpadając w objęcia
Jezusa... Jest
zmieszany. Ale Jezus śmieje się i zachęca go:
«Biegnij zobaczyć,
czy przyszedł
twój ojciec.»
Kiedy Margcjam
oddala się biegiem,
Jezus zauważa:
«To prawdziwe
dziecko, choć jego
myśl jest już dojrzała. Zamącić jego serce to zbrodnia... ale będę nad
tym
czuwał» – i rozmawiając cały czas idzie wraz z Maryją w kierunku domu.
Jeszcze nie
doszli, a już widzą Margcjama, który wraca biegiem.
«Nauczycielu...
Matko... Są tam
ludzie... ci sami, którzy byli w Świątyni... Prozelici... Jest jakaś
kobieta...
Kobieta, która chce ujrzeć Ciebie, o Matko... Mówi, że Cię poznała w
Betlejem...
Nazywa się Noemi.»
«Tak wiele
poznałam wtedy
[niewiast]! Ale chodźmy...» [– odpowiada Maryja.]
Dochodzą do małego
placu, na
którym stoi dom. Czeka tu grupa osób. Na widok Jezusa upadają na
twarze. Ale zaraz
wstaje jakaś niewiasta i idzie, aby się rzucić do stóp Maryi, zwracając
się do Niej
po imieniu. [Maryja pyta:]
«Kim jesteś? Nie
pamiętam cię.
Wstań.»
Niewiasta wstaje i
zaczyna mówić
akurat w chwili, gdy, tracąc dech, przybiegają apostołowie.
«Ależ, Panie!
Dlaczego [to
zrobiłełeś]? Biegaliśmy jak szaleni po Jerozolimie. Sądziliśmy, że
poszedłeś do
Joanny lub Annalii... Dlaczego się nie zatrzymałeś?»
Pytania i wieści
przeplatają się w
nieładzie. [Jezus stwierdza:]
«Teraz jesteśmy
razem. To zbędne
wyjaśniać przyczyny. Pozwólcie mówić tej niewieście w spokoju.»
Wszyscy gromadzą
się i słuchają.
«Nie pamiętasz
mnie, Maryjo z
Betlejemu. Ja jednak od trzydziestu jeden lat pamiętam Twoje imię i
twarz jako
uosobienie litości. Ja także przybyłam z daleka, z Pergii, z powodu
edyktu.
Spodziewałam się dziecka. Miałam jednak nadzieję na czas wrócić. Mój
mąż
rozchorował się w drodze i w Betlejem osłabł, a w końcu umarł. W chwili
jego
śmierci byłam od dwudziestu dni matką. Moje krzyki przeszyły niebiosa i
wysuszyły mi
mleko, sprawiły, że się popsuło. Okryłam się krostami i moje dziecko
również...
Wrzucono nas do groty, abyśmy pomarli... A wtedy... Ty, tylko Ty,
przychodziłaś
ostrożnie niemal przez cały miesiąc, aby mi przynieść jedzenie,
opatrzyć moje
rany... Płakałaś ze mną i dawałaś mleka mojemu dziecku. Ono żyje dzięki
Tobie,
tylko dzięki Tobie... Narażałaś się na ukamienowanie, bo nazywano mnie
“trędowatą”... O! Moja słodka gwiazdo! Nie zapomniałam o tym. Odeszłam
po
wyzdrowieniu. W Efezie doedziałam się o masakrze. Tak długo Cię
szukałam! Tak
długo! Długo! Nie mogłam uwierzyć w to, że w tamtą straszliwą noc
zabito Cię wraz
z Twoim Synem. Nigdy jednak Cię nie znalazłam. W ubiegłym roku ktoś z
Efezu usłyszał
Twego Syna, dowiedział się, kim jest, przez jakiś czas szedł za Nim.
Był wśród
idących za Nim w czasie Święta Namiotów... I po powrocie opowiadał [o
Nim].
Przybyłam więc, aby ujrzeć Ciebie, o Święta, zanim umrę. Aby Cię
pobłogosławić
tyle razy, ile kropel mleka dałaś mojemu Janowi, odbierając je Twemu
błogosławionemu
Synowi...»
Niewiasta płacze
pochylona, w
postawie pełnej szacunku, ściskając dłońmi ręce Maryi...
«Mleka się nigdy
nie odmawia, Moja
siostro. I...»
«O, nie! Nie
jestem Twoją siostrą!
Ty, Matka Zbawiciela... ja, biedna niewiasta, zagubiona, z dala od
domu, wdowa z synem
przy piersi, mojej piersi wyschłej jak potok w lecie... Bez Ciebie bym
umarła. Wszystko
mi dałaś i dzięki Tobie mogłam wrócić do braci, kupców w Efezie.»
«Dla świata
byłyśmy dwiema
matkami, dwiema biednymi matkami, z niemowlętami... Ty miałaś
cierpienie wdowieństwa,
Ja – ból, że zostanę przeszyta w Synu, jak powiedział w Świątyni stary
Symeon.
Spełniłam tylko siostrzany obowiązek, dając ci to, czego już nie
posiadałaś. Ale
twój syn żyje?»
«Jest tutaj. I
Twój święty Syn
uzdrowił mi go tego ranka. Niech będzie za to błogosławiony!»
Niewiasta upada na
twarz przed
Zbawicielem, wołając:
«Podejdź, Janie,
podziękować
Panu.»
Opuszczając
towarzyszy, podchodzi
mężczyzna w wieku Jezusa. Jest dobrze zbudowany, ma twarz uczciwą, lecz
niezbyt
piękną. Piękny jest wyraz jego głębokich oczu.
«Pokój tobie,
bracie z Betlejem. Z
czego cię uzdrowiłem?» [– pyta Jezus.]
«Ze ślepoty,
Panie. Jedno oko
utraciłem, a drugie – prawie. Byłem przewodniczącym synagogi, lecz nie
mogłem już
czytać świętych zwojów.»
«Teraz będziesz je
czytać z
większą wiarą» [– mówi Jezus.]
«Nie, Panie. Teraz
Ciebie będę
czytać. Chcę zostać uczniem, bez chełpienia się prawami z powodu kropli
mleka, jakie
ssałem z piersi, która Ciebie wykarmiła. Niczym są dni jednego miesiąca
dla
wytworzenia więzi. Wszystkim zaś jest litość Twojej Matki tamtego dnia
i Twoja,
[okazana] dziś rano.»
Jezus odwraca się
do niewiasty: «A
ty co o tym myślisz?»
«Że mój syn należy
do Ciebie
podwójnie. Przyjmij go, Panie, a marzenie biednej Noemi się spełni.»
«Dobrze. Będziesz
należał do
Chrystusa. Przyjmijcie tego towarzysza w imię Pana» – mówi, zwracając
się do
apostołów.
Prozelitów ogrania
wzruszenie.
Mężczyźni chcieliby od razu pozostać. Wszyscy. Jednak Jezus mówi
stanowczo:
«Nie. Pozostańcie,
gdzie
jesteście. Powróćcie do waszych domów, zachowując wiarę i oczekując na
godzinę
wezwania. I niech Pan będzie zawsze z wami. Idźcie.»
«Będziemy mogli
Cię tu jeszcze
znaleźć?» – pytają.
«Nie. Jak ptak
fruwa od gałęzi do
gałęzi, tak i Ja pójdę bez zatrzymywania się. Tu Mnie nie znajdziecie.
Nie mam
wytyczonej trasy ani miejsca pobytu. Ale, jeśli to będzie potrzebne,
ujrzymy się i
usłyszymy ponownie. Idźcie. Niech pozostanie ta niewiasta z nowym
uczniem.»
I wchodzi do domu,
a za Nim –
niewiasty i apostołowie. Ze wzruszeniem rozmawiają o nieznanym dotąd
epizodzie i o
głębokiej miłości Maryi.
...Jezus szybkim
krokiem udaje się
do Betanii. Ma u Swego boku Zelotę i Margcjama, szczęśliwych, że
zostali w dwójkę
wybrani do tych odwiedzin. Margcjam, całkowicie rozpogodzony, stawia
tysiące pytań
dotyczących niewiasty przybyłej z Efezu. Zastanawia się, czy Jezus
wiedział o tym
wydarzeniu i tak dalej...
«Nie wiedziałem o
tym [od Maryi.
Przejawy] dobroci Mojej Matki są nieskończone i okazywane w tak słodkim
milczeniu, że
większość nie jest znana...»
«To wydarzenie
jest bardzo piękne»
– mówi Zelota.
«Tak. Do tego
stopnia, że napiszę
o nim Janowi z Endor. Co na to powiesz, Nauczycielu? Otrzymamy listy w
Betanii?» [–
pyta Margcjam.]
«Jestem tego
niemal pewien» [–
odpowiada mu Jezus.]
«Powinniśmy też
spotkać
niewiastę uzdrowioną z trądu» – zauważa Zelota.
«Tak. Wypełniła
wiernie nakazy
Prawa, ale czas oczyszczenia już zapewne upłynął.»
Ukazuje się
Betania na swej
równinie. Przechodzą obok domu, w którym niegdyś były pawie, czerwonaki
i [inne]
ptaki. Teraz jest opuszczony i zamknięty. Szymon to zauważa. Jego
spostrzeżenie
przerywa radosne pozdrowienie Maksymina, który ukazuje się w bramie:
«O! Nauczycielu
święty! Co za szczęście w tak wielkim bólu!» [– woła.]
«Pokój z tobą.
Dlaczego w bólu?»
[– pyta Jezus.]
«Ponieważ Łazarz
cierpi z powodu
owrzodzenia nóg i nie wiemy, co robić, aby mu ulżyć w cierpieniu. Kiedy
jednak zobaczy
Ciebie, poczuje się lepiej, przynajmniej w duchu.»
Wchodzą do ogrodu.
Maksymin biegnie
naprzód, oni zaś powoli idą ku domowi. Maria z Magdali wybiega ze swym
okrzykiem
uwielbienia: «Rabbuni!»
Za nią idzie
Marta, spokojniejsza.
Obydwie są blade, jak osoby, które cierpiały i czuwały [w nocy].
«Wstańcie. Chodźmy
od razu
zobaczyć się z Łazarzem.»
«O, Nauczycielu!
Nauczycielu, który
wszystko możesz, uzdrów mojego brata!» – mówi błagalnie Marta.
«Tak, dobry
Nauczycielu! On cierpi
ból nie do zniesienia! Jest wyczerpany, jęczy. Z pewnością umrze, jeśli
to p potrwa
dłużej. Miej nad nim litość, Panie!» – ponagla Go Maria.
«Ja jestem samą
litością. Ale to
nie jest godzina cudu dla niego. Niech będzie dzielny, a wy – wraz z
nim. Pomóżcie mu
spełniać wolę Pana.»
«Ach! Chcesz
powiedzieć, że on
musi umrzeć?!» – jęczy i pyta Marta cała we łzach.
Maa też ma oczy
zalane łzami.
Błyszczą ogromem miłości, podwójną miłością: do Jezusa i do
brata.
[Mówi:]
«O, Nauczycielu!
Postępując w taki
sposób przeszkadzasz mi podążać za Tobą i służyć Tobie, a mojemu bratu
zabraniasz
cieszyć się moim wskrzeszeniem. Nie chcesz więc, aby dom Łazarza
radował się
wskrzeszeniem?»
Jezus patrzy na
nią. Z delikatnym i
dobrym uśmiechem mówi:
«Jednym? Tylko
jednym? Chodźmy!
Uznajecie Mnie za kogoś małego, skoro sądzicie, że potrafię uczynić
tylko to jedno!
Bądźcie dobre i dzielne. Chodźmy. I nie płaczcie tak. Przytłoczycie go
strasznymi
podejrzeniami.»
I Jezus odchodzi
jako pierwszy.
Łazarz – z
pewnością dla
ułatwienia zabiegów, jakich wymaga – został przeniesiony do sali przy
bibliotece,
naprzeciw wielkiej sali biesiadnej. Maksymin wskazuje Jezusowi drzwi i
zostawia Go, żeby
wszedł sam.
«Pokój z tobą,
Łazarzu, Mój
przyjacielu!»
«O, Nauczycielu
święty! Pokój z
Tobą. Dla mnie, dla mojego ciała nie ma już pokoju. Mój duch jest
przygnębiony. Tak
bardzo cierpię, Panie! Daj mi Twe słodkie polecenie: “Łazarzu, wyjdź na
zewnątrz”, a wstanę uzdrowiony, żeby Ci służyć...”»
«Dam ci je. Ale
nie teraz» –
odpowiada Jezus całując go.
Łazarz jest
wychudzony,
pożółkły, ma zapadnięte oczy. Jest wyraźnie bardzo chory i osłabiony.
Płacze jak
dziecko, pokazując nogi opuchnięte, niebieskawe, z ranami żylakowymi –
jak mi się
wydaje – otwartymi w wielu miejscach. Być może żywi nadzieję, że
pokazując
Jezusowi tę ruinę wzruszy Go i że Jezus dokona cudu. Ale On ogranicza
się tylko do
delikatnego przykrycia ran opatrunkiem nasączonym maścią.
«Przyszedłeś, żeby
się tu
zatrzymać?» – pyta zawiedziony Łazarz.
«Nie, ale będę
często
przychodził» [– odpowiada Jezus.]
«Jak to? Nie
spożyjesz ze mną
Paschy, nawet w tym roku? Specjalnie kazałem się tutaj przenieść.
Obiecałeś mi w
Święto Namiotów, że pozostaniesz ze mną dłużej po Święcie Świateł...»
«I zostanę, ale
nie teraz. Czy
przeszkadzam ci, siedząc tak na skraju posłania?» [– pyta Jezus.]
«O, nie! Chłód
Twej ręki wydaje
się łagodzić żar mojej gorączki. Dlaczego nie zostaniesz, Panie?»
«Ponieważ jak
ciebie dręczą rany,
tak Mnie dręczą wrogowie. Choć dla wszystkich Betania jest ujęta w
granicach
[dozwolonych] na spożycie Paschy, to w Moim przypadku uznano by za
grzech spożycie
Paschy w tym miejscu. Dla Sanhedrynu i faryzeuszy wszystko, co czynię,
jest [grzechem tak
ciężkim,] jak wielbłąd w uprzęży...»
«Ach! Faryzeusze!
To prawda! Ale w
takim razie w jednym z moich domów... Przynajmniej to!» [– prosi
Łazarz.]
«To tak, ale z
powodu ostrożności
powiem to w ostatniej chwili» [– mówi Jezus.]
«O, tak! Nie ufaj.
Z Janem wszystko
dobrze poszło, wiesz? Wczoraj przybył Tolmesz z innymi i przynieśli mi
listy dla
Ciebie. Mają je moje siostry. Ale gdzież jt Marta i Maria? Nie troszczą
się o to,
aby Cię godnie przyjąć?»
Łazarz jest
poirytowany jak wielu
chorych.
«Bądź spokojny! Są
na zewnątrz z
Szymonem i Margcjamem. Przyszedłem z nimi. Niczego Mi nie trzeba.
Zawołam je.»
I rzeczywiście
woła je, bo
przezornie zostały na zewnątrz. Marta wychodzi i powraca z dwoma
rulonami. Podaje je
Jezusowi. Maria zaś donosi, że [przybył] sługa Nikodema, mówiąc, iż
poprzedza swego
pana, nadchodzącego z Józefem z Arymatei. W tym samym czasie Łazarz
przypomina sobie o
niewieście, która:
«...przybyła
wczoraj w Twoje
Imię» – mówi.
«Ach, tak! Wiesz,
kim jest?» [–
pyta Jezus.]
«Powiedziała nam.
To córka bogacza
z Jerycha, która wyjechała w bardzo młodym wieku do Syrii, przed laty.
Nazywał ją
Anastatyka, na pamiątkę pustynnego kwiatu. Jednak nie chciała nam
powiedzieć, jak się
nazywa jej mąż» – wyjaśnia Marta.
«To nie jest
potrzebne. Została
oddalona, jest więc tylko “uczennicą”. Gdzie ona jest?» [– pyta Jezus.]
«Jest bardzo
zmęczona i śpi. Przez
ostatnie dni i noce żyła w bardzo złych warunkach. Czy chcesz, żebym ją
zawołała?»
«Nie. Pozwól jej
spać. Zajmę się
nią jutro.»
Łazarz przygląda
się z podziwem
Margcjamowi. Chłopak zaś jest jak na szpilkach... Chciałby wiedzieć, co
jest w
zwojach. Jezus pojmuje to i otwiera je. Łazarz pyta:
«Jak to? On wie?»
«Tak. On i inni. Z
wyjątkiem
Natanaela, Filipa, Tomasza i Judasza...»
«Dobrze zrobiłeś,
że to przed nim
ukryłeś! – przerywa Łazarz – Ja mam wiele podejrzeń...»
«Nie jestem
nieostrożny, Mój
przyjacielu» – przerywa mu Jezus.
Czyta zwoje,
przekazując następnie
najważniejsze wieści, czyli, że dwoje [uczniów] przyzwyczaiło się do
otoczenia, że
szkoła rozkwita i że, gdyby nie osłabienie Jana, wszystko byłoby w
porządku. Jednak
nie może przekazać więcej, bo ogłaszają właśnie przybycie Nikodema i
Józefa.
«Niech Bóg Cię
strzeże, o
Nauczycielu! Zawsze, jak tego ranka!» [– mówi Józef z z Arymatei.]
«Dziękuję,
Józefie. A ciebie,
Nikodemie, tam nie było?» [– pyta Jezus.]
«Nie. Jednak
dowiedziawszy się, że
przybyłeś, pomyślałem, że pójdę do Łazarza. Byłem niemal pewny, że Cię
tu
spotkam. I Józef przyszedł ze mną.»
Rozmawiają o
porannych wydarzeniach,
stojąc wokół łoża Łazarza, który tak jest ich ciekaw, że wydaje się, iż
zapomniał o swym cierpieniu.
«Ale ten Gamaliel,
Panie!
Słyszałeś go?» – odzywa się Józef z Arymatei.
«Słyszałem» [–
odpowiada
krótko Jezus.]
Nikodem mówi: «Ja
zaś mówię Ci:
ten Judasz z Kariotu, Panie!... Po Twoim odejściu spotkałem go.
Wrszczał jak demon
pośrodku grupy rabinackich uczniów. Oskarżał Cię i bronił zarazem. I
jestem
przekonany, iż on naprawdę jest pewien, że robi dobrze. Chcieli znaleźć
w Tobie
jakąś winę, nakłonieni do tego przez swych nauczycieli. On zwalczał ich
oskarżenia z
żałosnym zapałem, mówiąc: “Mój Nauczyciel ma tylko jedną winę! Zbyt
mało
pozwala ujawniać się Swej mocy. Wymyka Mu się okazja. Męczy dobrych Swą
nadmierną
łagodnością. Jest Królem! I powinien postępować jak król. Wy zaś
traktujecie Go
jak sługę, bo jest łagodny. I On niszczeje, bo jest tylko łagodny. Dla
was, nikczemni
i okrutni, jest tylko jeden bicz: mocy absolutnej i gwałtownej. O!
Dlaczego nie mogę
uczynić z Niego gwałtownego Saula!”»
Jezus potrząsa
głową i nic nie
mówi.
«A jednak on Cię
kocha» –
zauważa Nikodem.
«Co za zagmatwany
człowiek!» –
mówi Łazarz.
«Tak, dobrze
powiedziałeś. Ja
jeszcze go nie pojąłem, a od dwóch lat z nim jestem...» – wyznaje
Zelota.
Maria z Magdali
wstaje z godnością
królowej i swoim wspaniałym głosem oznajmia:
«Ja zrozumiałam go
lepiej od
innych: to hańba u boku Doskonałości. I nie ma tu nic więcej do
powiedzenia.»
I wychodzi do
jakichś zajęć,
zabierając ze sobą Margcjama.
«Być może Maria ma
rację» –
mówi Łazarz.
«Ja też tak myślę»
– odzywa
się Józef.
«A Ty,
Nauczycielu, co na to
powiesz?»
«Powiem, że Judasz
jest
“człowiekiem”. Jak Gamaliel. Człowiek ograniczony obok nieograniczonego
Boga.
Człowiek jest tak ograniczony w swoim myśleniu – dopóki nie da mu
odetchnąć
nadprzyrodzonością – że może przyjąć tylko jedną myśl, otoczyć się nią,
wejść w nią i tak pozostać. Nawet wbrew oczywistym [faktom]. Uparty.
Uporczywy. Wierzy
być może w to, co go najbardziej uderzyło. W głębi Gamaliel ma wiarę,
jak wielu w
Izraelu, w Mesjasza, którego widział i rozpoznał w Dziecku. I jest
wierny słowu tego
Dziecka... Tak samo Judasz. Przeniknięty ideą mesjańską - taką, jaką
przechowuje
większa część Izraela – utwierdzony w niej Moim pierwszym zauważonym
ujawnieniem
się, chce widzieć w Chrystusie króla. Króla doczesnego i potężnego... i
jest wierny
tej idei, jaką sobie stworzył.
O! Jakże wielu,
także w
przyszłości, doprowadzi siebie do ruiny z powodu błędnej wiary, opornej
na wszelkie
racje! Cóż sądzicie? Że to jest proste iść we wszystkim za prawdą i
sprawiedliwością? Cóż sądzicie? Że jest łatwo zbawić siebie, bo jest
się
Gamalielem lub Judaszem - apostołem? Nie. Zaprawdę, zaprawdę powiadam
wam, że łatwiej
jest zbawić się dziecku, zwykłemu wiernemu niż komuś wyniesionemu do
specjalnej
posługi, do specjalnej misji. Zazwyczaj ci, którzy są wezwani do
nadzwyczajnego stanu
pozwalają, by weszła w nich pycha [z powodu] ich powołania. Ta pycha
otwiera drzwi
szatanowi, odrzucając precz Boga. Gwiazdy spadają z większą łatwością
niż
kamienie. Przeklęty usiłuje zgasić gwiazdy. Wciska się, wkrada się
podstępnie, aby
służyć za ster wybranym i aby ich doprowadzić do upadku. Jeśli tysiąc
lub dziesięć
tysięcy ludzi popadnie w powszechne błędy, ich upadek pociągnie jedynie
ich samych.
Lecz jeśli upada ktoś wybrany do nadzwyczajnego zadania i jeśli się
staje narzędziem
szatana, zamiast nim być dla Boga, [jeśli staje się] jego głosem
zamiast “Moim”,
jego uczniem zamiast “Moim”, wtedy ruina jest o wiele większa.
Może nawet
doprowadzić do powstania poważnych herezji, które zranią wiele duchów.
Dobro, jakiego Ja
udzielam, wyda
wiele dobra, o ile upadnie na grunt pokorny, który potrafi takim
pozostać. Jednak jeśli
upadnie na grunt pyszny lub stający się takim z powodu otrzymanego
daru, wtedy dobro
staje się złem. Gamalielowi zostało udzielone jedno z pierwszych
ujawnień się
Chrystusa. To miało być dla niego wczesnym wezwaniem ku Chrystusowi. A
tymczasem jest
przyczyną jego głuchoty na wezwanie Mojego wołającego go Głosu.
Judaszowi zostało
udzielone to, że
jest apostołem: jednym z dwunastu apostołów pośród najlepszych z
Izraela. To powinno
być uświęceniem się. A czym się stanie?... Moi przyjaciele, człowiek
jest wiecznie
Adamem... Adam posiadał wszystko z jednym wyjątkiem. Chciał to mieć. I
oby człowiek
pozostał tylko Adamem! Lecz jakże często staje się Lucyferem. Ma
wszystko z wyjątkiem
boskości. Chce jej. Chce nadprzyrodzoności, aby zadziwiać, aby go
oklaskiwano, lękano
się go, znano, sławiono... I aby posiąść coś z tego, czego jedynie Bóg
może darmo
udzielić, człowiek chwyta się szatana, będącego małpą Boga i dającego
pozorne dary
nadprzyrodzone. O! Jakże straszliwy jest los tych, którzy się oddali
szatanowi!
Opuszczam was, Moi
przyjaciele.
Oddalam się na jakiś czas. Muszę się skupić [na rozmowie] z Bogiem...»
Jezus jest bardzo
wstrząśnięty...
Pozostaje Łazarz,
Józef, Nikodem i
Zelota. Spoglądają na siebie.
«Widziałeś, jak On
był
poruszony?» – pyta półgłosem Józef Łazarza.
«Widziałem.
Zdawało się, że
ogląda jakąś straszliwą scenę...»
«Cóż On może mieć
w sercu?» –
zastanawia się Nikodem.
«O tym wie tylko
On i Wieczny» –
odpowiada Józef.
«Ty nic nie wiesz,
Szymonie?»
«Nie. Od miesięcy
jest tak
udręczony.»
«Niech Bóg Go
ocali! To jednak
pewne, że nienawiść rośnie.»
«Tak, Józefie,
nienawiść
rośnie... Sądzę, że wkrótce Nienawiść pokona Miłość» [– odzywa się
Szymon.]
«Nie mów tak,
Szymonie! Gdyby tak
miało być, więcej nie poproszę o uzdrowienie! Lepiej umrzeć, niż brać
udział w
najstraszliwszym z błędów.»
«Świętokradztw,
tak powinieneś
powiedzieć, Łazarzu...»
«A jednak...
Izrael jest do tego
zdolny. Dojrzał do powtórzenia gestu Lucyfera, wypowiadając wojnę
błogosławionemu
Panu» – wzdycha Nikodem.
Zapada straszliwa
cisza, jakby okowy
ścisnęły im gardła... Zapada noc w pomieszczeniu, w którym czterech
uczciwych
mężów rozważa przyszłe zbrodnie.



 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron