v 05 38







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.38)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








 38. TRZECIA ZAPOWIEDŹ MĘKI.
SYNOWIE ZEBEDEUSZA I ICH MATKA

Napisane 8 marca
1947. A, 11006-11016

Świt ledwie
oświetla niebo, co utrudnia marsz,
kiedy Jezus opuszcza jeszcze uśpione Dok.
Nikt z pewnością nie słyszy odgłosu kroków,
bo posuwają się ostrożnie, a ludzie śpią
jeszcze w zamkniętych domach. Nikt się nie
odzywa, zanim nie wychodzą z miasta na pola,
budzące się powoli w słabym świetle i całkiem świeże po rosie.
Wtedy Iskariota mówi:
«Droga
niepotrzebna, bez wypoczynku.
Lepiej byłoby nie chodzić aż tu.»
«Tych niewielu
spotkanych nie
przyjęło nas źle! Stracili noc na to, aby
nas słuchać i iść po chorych do wiosek.
Naprawdę dobrze, że przyszliśmy.
Ci, którzy z powodu choroby lub z innej przyczyny
nie mogli się spodziewać ujrzenia Pana w Jerozolimie,
widzieli Go tu i zostali pocieszeni przez zdrowie lub inne łaski. Inni,
jak wiemy, poszli już do Miasta...
Kto może udaje się tam na kilka dni przed świętem. Taki mamy zwyczaj»
– mówi łagodnie Jakub, syn Alfeusza,
bo jest zawsze łagodny, w przeciwieństwie
do Judasza z Kariotu, który, nawet w swoich najlepszych godzinach,
jest zawsze gwałtowny i władczy.
«Właśnie
dlatego,
że i my idziemy do Jerozolimy, nie trzeba
było tu przychodzić... Usłyszeliby nas i
zobaczyli tam...»
«Ale nie
kobiety ani chorzy» –
odpowiada przerywając mu Bartłomiej, który przychodzi z pomocą
Jakubowi,
synowi Alfeusza.
Judasz udaje,
że nie słyszy i mówi, jakby dalej ciągnął
rozmowę: «Przynajmniej
sądzę,
że idziemy do Jerozolimy, chociaż teraz
nie jestem już tego pewien po rozmowie z tym pasterzem...»
«A gdzie mamy
iść,
jeśli nie tam?» – pyta Piotr.
«Ech! Nie
wiem. Wszystko, co
robimy od kilku miesięcy, jest tak bezsensowne, wszystko jest sprzeczne
z tym,
co można przewidzieć, ze zdrowym rozsądkiem, a nawet ze
sprawiedliwością,
że...»
«O! Przecież
widziałem,
że w Dok piłeś mleko, a tymczasem mówisz,
jakbyś był pijany! Gdzie widzisz coś
sprzecznego ze sprawiedliwością?» – pyta Jakub, syn Zebedeusza, z
oczyma, które nie obiecują nic dobrego.
I dodaje z mocą: – «Dosyć wymówek
wobec Sprawiedliwego! Zrozumiałeś,
że to wystarczy? Nie masz prawa robić Mu
wymówek. Nikt nie ma tego prawa, bo On jest
doskonały, a my... Nikt z nas taki nie jest, a ty mniej od wszystkich.»
«Właśnie!
Jeśli jesteś chory,
lecz się, ale nie dręcz nas swoimi kłótniami.
Jeśli cierpisz na zmienność nastrojów, tam jest Nauczyciel.
Proś o uzdrowienie i przestań!» – mówi Tomasz,
tracąc cierpliwość.
Jezus jest z
tyłu z Judą, synem Alfeusza, oraz z
Janem. Pomagają niewiastom,
które – mniej przyzwyczajone do chodzenia w półmroku – z trudem idą
naprzód ścieżką uciążliwą, jeszcze
ciemniejszą niż pola, bo prowadzi przez gęsty
gaj oliwny. Jezus nie przestaje rozmawiać z
niewiastami, nie zajmując się tym,
co się dzieje bardziej z przodu. Słyszą
to jednak idący z Nim [apostołowie].
Istotnie, chociaż słowa dochodzą z trudem,
ich ton wskazuje, że to nie są słowa łagodne,
lecz ujawniają sprzeczkę. Dwaj apostołowie,
Tadeusz i Jan, patrzą na siebie, ale nic nie
mówią. Spoglądają na Jezusa i Maryję.
Maryja jest tak zakryta Swoim płaszczem, że
niemal nie widać Jej twarzy. Jezus zaś
zachowuje się tak, jakby nie słyszał.
Rozmawiają o Beniaminie i o jego przyszłości,
mówią o wdowie Sarze z Afek, która
zamieszkała w Kafarnaum i jest czułą matką nie tylko dziecka z Giszali,
ale także małych dzieci niewiasty z Kafarnaum, która –
po drugim małżeństwie – nie kochała już
dzieci z pierwszego łoża i potem umarła „tak
nieszczęśliwie, że naprawdę było widać
rękę Bożą w jej śmierci” – mówi Salome.
Pod koniec tej
rozmowy Jezus idzie do przodu z Judą
Tadeuszem i dołącza do apostołów, powiedziawszy przed wyruszeniem: «Pozostań, Janie, jeśli
chcesz. Idę odpowiedzieć temu
niespokojnemu i zaprowadzić pokój.»
Jednak Jan,
przeszedłszy
jeszcze kilka kroków z niewiastami, dołącza
do Jezusa, bo teraz ścieżka nie prowadzi
już pomiędzy drzewami i jest bardziej oświetlona. Dochodzi szybko
akurat wtedy, gdy Jezus mówi: «Uspokój się więc,
Judaszu. Nie uczynimy nic bezsensownego, jak nigdy
dotąd tego nie czyniliśmy. Nawet teraz nie robimy nic
nieprzewidywalnego. To czas, w którym można
przewidzieć, że każdy prawdziwy
Izraelita, któremu nie przeszkadzają choroby lub
ważne sprawy, idzie do Świątyni.
I my też idziemy do Świątyni.»
«Nie wszyscy
jednak. Słyszałem,
że Margcjama tam nie będzie. Jest może
chory? Z jakiego powodu nie idzie? Wydaje Ci
się, że może go zastąpić Samarytanin?»
Ton Judasza
jest nieznośny... Piotr mówi po cichu:
«O, Opatrzności, pohamuj mój język, bo jestem człowiekiem!»
Zaciska mocno
wargi, aby nie
powiedzieć nic więcej. Jego nieco zamglone
oczy mają spojrzenie wzruszające, tak jest w nich
widoczny wysiłek człowieka hamującego swe zagniewanie i ból słuchania
Judasza mówiącego w taki sposób.
[Por.
Mt
20,17; Mk 10,32nn; Łk
18,31nn] Obecność Jezusa zmusza wszystkich do
milczenia. Tylko On mówi ze spokojem prawdziwie boskim: «Chodźcie nieco do przodu,
aby niewiasty nie słyszały. Od kilku dni
chcę wam coś powiedzieć. Obiecałem wam
to na polach Tersy, ale chciałem,
żeby wysłuchali tego wszyscy. Wy wszyscy. Niewiasty – nie. Pozostawmy
je w ich pokornym spokoju... W tym, co wam powiem,
będzie także powód, dla którego nie będzie
z nami Margcjama ani twojej matki, Judaszu z Kariotu, ani twych córek,
Filipie,
ani uczennic z Betlejem Galilejskiego z dziewczynką.
Są sprawy, które nie wszyscy potrafią
znieść. Ja, Nauczyciel, wiem co jest
dobrem dla Moich uczniów i co mogą lub czego nie mogą znieść.
Nawet wy nie macie siły znieść doświadczenia i to byłoby łaską dla was
być
z niego wyłączonymi. Ale wy musicie być
Moimi następcami i musicie wiedzieć, jak
jesteście słabi, aby być potem miłosiernymi
wobec słabych. Nie możecie więc być wyłączeni
z tego straszliwego doświadczenia, dzięki
któremu poznacie, jacy jesteście,
jacy pozostaliście po trzech latach spędzonych ze Mną, i
jacy staliście się po trzech latach spędzonych ze Mną.
Jest was
dwunastu. Przyszliście
do Mnie prawie w tym samym czasie. To nie kilka dni,
jakie upłynęły od Mojego spotkania z Jakubem, Janem i Andrzejem, do
dnia, kiedy ty zostałeś przyjęty do nas,
Judaszu z Kariotu, lub do dnia, od którego ty, Jakubie, Mój bracie, i
ty,
Mateuszu, chodziliście ze Mną,
może wytłumaczyć tak wielką różnicę w waszym uformowaniu.
Byliście wszyscy – nawet ty, uczony Bartłomieju,
nawet wy, Moi bracia – bardzo mało uformowani,
zupełnie nie uformowani w stosunku do tego, co jest uformowaniem w
Mojej
nauce. A nawet wasze uformowanie, lepsze niż
innych pośród was, w nauce starego Izraela,
było dla was przeszkodą, aby was uformować
we Mnie. A jednak nikt z was nie przemierzył
drogi wystarczającej na doprowadzenie wszystkich do jedynego punktu.
Jeden z was osiągnął go,
inni są blisko, inni bardziej oddaleni, inni daleko w tyle, inni...
tak,
muszę i to powiedzieć, zamiast iść do
przodu: cofnęli się.
Nie patrzcie
jeden na drugiego! Nie dociekajcie, kto z was
jest pierwszym, a kto – ostatnim. Być może ten,
który uważa się za pierwszego lub którego się uważa za pierwszego,
musi się jeszcze sam wypróbować.
Uformowanie zaś tego, kto się uważa za
ostatniego, wkrótce rozbłyśnie jak
gwiazda na niebie. Zatem jeszcze jeden raz mówię
wam: nie osądzajcie.
Osądzą fakty przez swą oczywistość.
Teraz nie potraficie zrozumieć. Ale wkrótce przypomnicie sobie
Moje słowa i zrozumiecie je.»
«Kiedy?
Obiecałeś nam to
powiedzieć, wyjaśnić nawet,
dlaczego oczyszczenie paschalne będzie inne tego roku, a nie
powiedziałeś
nam tego nigdy» – skarży się Andrzej.
«To właśnie o
tym chciałem z
wami porozmawiać. Gdyż zarówno te słowa,
jak i te [które zaraz wypowiem], są czymś jednym
i mają jedno źródło.
Oto idziemy do
Jerozolimy na Paschę i tam wypełni się
wszystko, co zostało powiedziane przez
proroków o Synu Człowieczym. Zaprawdę,
jak widzieli to prorocy, jak zostało
powiedziane w nakazie danym Hebrajczykom w Egipcie,
jak zostało nakazane Mojżeszowi na pustyni,
Baranek Boży zostanie ofiarowany, a Jego krew obmyje
odrzwia serc i anioł Boży przejdzie, nie
uderzając tych, którzy będą mieć na
sobie, [przyjętą]
z miłością, Krew ofiarowanego Baranka. On
wkrótce będzie podwyższony jak wąż z cennego metalu na belce
poprzecznej,
aby być znakiem dla tych, którzy są
zranieni przez węża piekielnego, aby być
zbawieniem dla tych, którzy spojrzą na
niego z miłością.
Syn
Człowieczy, wasz Nauczyciel Jezus,
zostanie wkrótce wydany w ręce arcykapłanów,
uczonych w Piśmie i starszych, którzy skażą
Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby był
wystawiony na pośmiewisko. I będzie
policzkowany, bity, okryty plwocinami,
wleczony po ulicach jak nieczysty łachman. Potem poganie, po
ubiczowaniu
Go i ukoronowaniu cierniem, skażą Go na śmierć
krzyżową przeznaczoną dla złoczyńców,
zgodnie z wolą ludu hebrajskiego zgromadzonego w Jerozolimie,
domagającego się Jego śmierci zamiast śmierci łotra. I tak zostanie
zabity. Ale jak jest to powiedziane w prorockich znakach, po trzech
dniach
zmartwychwstanie.
Oto próba,
która was czeka, ta, która ujawni wasze
uformowanie. Zaprawdę, powiadam wam
wszystkim – którzy uważacie się za tak doskonałych,
że gardzicie tymi, którzy nie należą do
Izraela, a nawet pogardzacie wieloma z
naszego własnego narodu – zaprawdę,
powiadam wam, że was,
część wybraną Mego stada, gdy już
Pasterz zostanie ujęty, ogarnie strach i
rozpierzchniecie się uciekając, jak gdyby wilki,
które Mnie pochwycą ze wszystkich stron,
miały się zwrócić przeciwko wam. Ale mówię
wam: nie bójcie się.
Nie dotkną włosa z waszych głów. Ja
wystarczę, aby nasycić drapieżne wilki...»
Apostołowie, w
miarę
jak Jezus mówi, wyglądają coraz bardziej
jak ludzie pod gradem kamieni. Pochylają się
coraz mocniej, w miarę jak Jezus mówi.
Kończy:
«A to, co wam
mówię,
jest teraz bardzo bliskie. To nie tak, jak niegdyś,
kiedy ta godzina była jeszcze odległa.
Obecnie godzina nadeszła. Idę,
aby zostać wydany Moim nieprzyjaciołom i złożony w ofierze dla
zbawienia
wszystkich. Ten pączek kwiatu zakwitnie i
nie utraci jeszcze płatków, a Ja już nie
będę żył...»
Wtedy jedni
zakrywają sobie twarze rękami,
inni jęczą, jakby zostali zranieni.
Iskariota posiniał, dosłownie jest siny...
Pierwszym,
który przyszedł do siebie, jest Tomasz. Oświadcza:
«To Ci się nie zdarzy,
bo my Cię obronimy lub umrzemy razem z Tobą i w ten sposób pokażemy,
że zbliżyliśmy się do Twej doskonałości i że nasza miłość do Ciebie
stała się doskonała.»
Jezus patrzy
na nich bez słowa.
Bartłomiej
mówi, po długiej
chwili zastanowienia: «Powiedziałeś,
że zostaniesz wydany... Ale kto, kto może
Ciebie wydać w ręce Twoich nieprzyjaciół? Tego nie ma w proroctwach.
Nie, to nie jest powiedziane. To byłoby zbyt
okropne, żeby jakiś Twój przyjaciel,
Twój uczeń, ktoś idący za Tobą,
nawet ostatni ze wszystkich, wydał Cię tym,
którzy Cię nienawidzą. Nie! Ktoś,
kto Cię słuchał z miłością, choćby
jeden raz, nie może popełnić tej zbrodni.
To ludzie, ale nie dzikie zwierzęta ani diabły...
Nie, mój Panie. Nawet ci, którzy Cię nienawidzą,
nie będą potrafili tego... Boją się ludu,
a lud będzie cały wokół Ciebie!»
Jezus patrzy
na Natanaela i nie odzywa się.
Piotr i Zelota
nie przestają rozmawiać ze sobą.
Jakub, syn Zebedeusza, wyrzuca swemu bratu, dlaczego jest taki
spokojny, a Jan
odpowiada: «Jestem taki, bo wiem o tym od trzech
miesięcy» – i dwie łzy spływają po
jego twarzy.
Synowie
Alfeusza rozmawiają z Mateuszem,
który potrząsa głową, przygnębiony.
Andrzej zwraca się do Iskarioty:
«Ty masz tylu
przyjaciół w Świątyni...»
«Jan zna
samego Annasza – odpowiada Judasz
i kończy: – Cóż można zrobić?
Co chcesz, żeby zdziałało jedno ludzkie słowo,
skoro tak jest zapisane?»
«Wierzysz w to
naprawdę?» –
pytają razem Tomasz i Andrzej.
«Nie, ja wcale
w to nie wierzę.
To są niepotrzebnie wzbudzane niepokoje.
Bartłomiej dobrze powiedział: cały lud będzie
wokół Jezusa. Widać to już po tych,
których spotykamy. To będzie tryumf.
Zobaczycie, że tak będzie» – mówi
Judasz z Kariotu.
«Ale w takim
razie dlaczego On...» – mówi Andrzej,
pokazując Jezusa, który zatrzymał się,
aby poczekać na niewiasty.
«Dlaczego to
mówi? Bo jest
przejęty... i ponieważ chce nas wypróbować.
Ale nic się nie zdarzy. Zresztą pójdę...»
«O, tak!
Wybadaj to!» – błaga
Andrzej.
Milkną, gdyż
Jezus
idzie znowu za nimi, znajdując się między
Matką i Marią Alfeuszową.
Maryja lekko
się uśmiecha,
gdyż szwagierka pokazuje Jej nasiona, wzięte
skądś, mówiąc,
że chce je posiać w Nazarecie po Święcie Paschy,
przy małej grocie, tak drogiej Maryi:
«Kiedy byłaś
mała,
widywałam Cię zawsze z tymi kwiatami w dziecięcych rączkach.
Nazywałam je kwiatami Twego przybycia. Istotnie,
kiedy się urodziłaś Twój ogród był ich pełen. Tamtego wieczoru,
kiedy cały Nazaret przybył, aby zobaczyć
córkę Joachima, kępki tych małych
gwiazdek były jakby diamentowe z powodu deszczu,
który spadł z nieba, i słońca, którego ostatni promień padał na nie od
zachodu. A ponieważ nazywano Cię ‘Gwiazdą’,
wszyscy mówili, patrząc na te małe błyszczące
gwiazdki: „Kwiaty się przyozdobiły,
aby urządzić święto dla kwiatu Joachima,
i gwiazdy porzuciły niebo, aby przyjść w
pobliże Gwiazdy”. I wszyscy się śmiali,
szczęśliwi z tej zapowiedzi i z radości Twego ojca. A Józef,
brat mojego małżonka, powiedział:
„Gwiazdy i kropelki. To naprawdę Maria!”
Któżby mu wtedy powiedział, że byłaś
przeznaczona na to, żeby się stać jego
gwiazdą? Że wróci z Jerozolimy,
wybrany na Twego małżonka? Cały Nazaret
chciał go uczcić, bo spotkał go wielki
zaszczyt za pośrednictwem Nieba: zaślubiny
z Tobą, córką Joachima i Anny.
Wszyscy zapraszali go na uczty. On jednak, łagodną
lecz stanowczą wolą, odrzucił wszelkie
uczty, zadziwiając wszystkich.
Istotnie,
któryż to mężczyzna
przeznaczony do zaszczytnych zaślubin z wyroku Najwyższego nie
świętowałby
tego szczęścia duszy, ciała i krwi?
On jednak mówił: „Do wielkiego wyboru – wielkie przygotowanie”.
I zachowywał powściągliwość nawet w słowach i pożywieniu,
poza powściągliwością w ścisłym sensie,
którą zawsze zachowywał. Spędzał czas
na pracy i modlitwie. Sądzę bowiem,
że każde uderzenie młotkiem, każdy ślad
dłuta stawał się modlitwą, jeśli można
się modlić pracą. Jego oblicze było jak
w ekstazie. Chodziłam sprzątać mu dom,
bielić prześcieradła i wszystkie rzeczy pozostawione przez Twoją matkę,
które pożółkły z czasem. Przyglądałam
mu się, kiedy pracował w ogrodzie i w domu,
aby im przywrócić piękno, żeby nie nosiły
śladów opuszczenia. Mówiłam do
niego.... ale on był zamyślony.
Uśmiechał się. Ale nie do mnie ani do innych,
lecz do swojej myśli, która nie była
podobna do myśli żadnego innego mężczyzny bliskiego małżeństwa.
Taki bowiem uśmiecha się do złej, cielesnej rozkoszy... On... wydawał
się uśmiechać do niewidzialnych aniołów Bożych,
rozmawiać z nimi i pytać ich o radę... Och!
Jestem całkiem pewna, że go pouczali,
jak się wobec Ciebie zachować! Ponieważ –
inne zdziwienie całego Nazaretu i niemal oburzenie mego Alfeusza – on,
jak długo mógł,
odwlekał zaślubiny. Nigdy też nie
zrozumiano jego niespodziewanej decyzji podjętej przed ustalonym
czasem.
A także, kiedy dowiedziano się,
że byłaś matką, jakże dziwił się
Nazaret jego pełną zadumy radością!...
Mój Jakub jest
trochę taki.
I staje się taki coraz bardziej. Teraz,
kiedy go obserwuję uważnie – nie wiem dlaczego,
ale odkąd przybyłyśmy do Efraim, wydaje
mi się całkiem odmieniony – widzę go
takim... całkowicie jak Józef. Spójrz
na niego teraz, Maryjo, kiedy się jeszcze raz
odwraca, żeby na nas popatrzeć,
czy nie wygląda jak rozmyślający tak często nad czymś Józef,
Twój małżonek? Ma ten sam uśmiech,
o którym nie da się powiedzieć, czy jest smutny, czy daleki.
Patrzy i ma takie częste u Józefa spojrzenie,
podążające gdzieś w dal. Czy pamiętasz,
jak Alfeusz mu dokuczał? Mówił:
„Bracie, jeszcze widzisz piramidy?”. On zaś
potrząsał głową, nie mówiąc nic,
cierpliwy i skryty w swoich myślach. Zawsze
małomówny.
A kiedy
wróciłaś z Hebronu!
Nigdy już nie przychodził sam do źródła,
jak to czynił wcześniej i jak wszyscy to czynią.
Albo był z Tobą, albo przy swojej pracy. I
oprócz szabatu w synagodze lub kiedy udawał się pracować gdzie indziej,
nikt nie może powiedzieć, że widział Józefa
chodzącego bez celu w czasie tych miesięcy.
Potem wyjechaliście... Co za przygnębienie
nie wiedzieć nic więcej o was po rzezi!
Alfeusz udał się aż do Betlejem... „Odjechali” – mówiono.
Ale jak uwierzyć ludziom, którzy was
nienawidzą śmiertelnie, w mieście jeszcze czerwonym od niewinnej krwi,
gdzie dymią ruiny i słychać oskarżenia,
że to przez was przelano tę krew? Poszedł
do Hebronu, a potem do Świątyni,
gdyż Zachariasz pełnił służbę. Elżbieta
dała mu tylko łzy, a Zachariasz – słowa
umocnienia. Oboje zaniepokojeni o Jana, obawiając
się nowych okropności, ukryli go i drżeli
o niego. O was nie wiedzieli nic. Zachariasz
powiedział Alfeuszowi: „Jeśli zginęli,
ich krew ciąży na mnie, bo to ja ich
przekonałem, żeby zostali w Betlejem”.
Moja Maryja! Mój Jezus, którego ujrzałam tak pięknego
na Paschę po Jego narodzeniu! I nie wiedzieć
nic. I tak długo!
Ale dlaczego nigdy żadnej wiadomości?...»
«Bo lepiej
było milczeć.
Tam gdzie byliśmy, było wiele Marii i Józefów,
i lepiej było uchodzić za jakieś małżeństwo – odpowiada
spokojnie Maryja i mówi wzdychając: –
Mimo smutku to były jeszcze dni szczęśliwe.
Zło było jeszcze tak daleko! Chociaż tyle
nam, ludziom, brakowało,
to nasz duch sycił się radością posiadania Ciebie, Mój Synu!»
«Teraz także,
Maryjo,
masz Twojego Syna. Brakuje Józefa, to prawda! Ale
Jezus jest tu ze Swą doskonałą miłością dorosłego [Syna]» –
zauważa Maria Alfeuszowa.
Maryja podnosi
głowę,
aby spojrzeć na Swego Jezusa. To spojrzenie
zdradza udrękę, pomimo lekkiego uśmiechu
na wargach, ale nie dodaje ani słowa.
Apostołowie
zatrzymali się,
aby do nich dołączyć. Wszyscy się połączyli,
nawet Jakub i Jan, którzy szli w tyle za
wszystkimi ze swoją matką. 
[Por.
Mt
20,20nn; Mk 10,35] Kiedy
wypoczywają po marszu i kiedy niektórzy jedzą trochę chleba, matka
Jakuba i Jana podchodzi do Jezusa i upada przed Nim na twarz.
On nie zdążył nawet usiąść, tak pośpiesznie
udają się w dalszą drogę.
Jezus, widząc,
że pragnie Go o coś poprosić, pyta: «Czego chcesz, niewiasto? Powiedz.»
«Udziel mi
łaski, zanim
odejdziesz, jak to mówisz.»
«Jakiej?»
«Rozkaż, by
moi dwaj
synowie, którzy dla Ciebie wszystko porzucili, zasiedli jeden po Twojej
prawicy, a drugi po Twojej lewicy, kiedy zasiądziesz
w chwale w Twoim Królestwie.»
Jezus spogląda
na niewiastę,
a potem patrzy na dwóch apostołów i mówi im:
«To wy
podsunęliście tę myśl
waszej matce, interpretując bardzo źle
Moje wczorajsze obietnice. Nie w jakimś
ziemskim królestwie otrzymacie stokroć za to,
co porzuciliście. Czy i wy stajecie się
chciwi i niemądrzy? Ale to nie wy. To już
cuchnący mrok coraz większych ciemności i skażone powietrze Jerozolimy,
już bliskiej, psuje was i zaślepia... 
[Por.
Mt
20,22; Mk 10,38]
Powiadam wam, że nie wiecie, o co prosicie!
Czy możecie pić kielich, który Ja będę
pił?»
«Możemy,
Panie» [–
odpowiadają.]
«Jakże możecie
tak mówić,
skoro jeszcze nie pojęliście,
jaka będzie gorycz Mojego kielicha? To będzie
nie tylko ta gorycz, którą wam opisałem
wczoraj: Moja gorycz Męża wszelkich boleści.
To będą udręki, których – nawet gdybym
je wam opisał – nie bylibyście w stanie
zrozumieć... A jednak tak, ponieważ –
chociaż jesteście jak dwoje dzieci, które
nie znają znaczenia tego, o co proszą –
ponieważ jesteście dwoma duchami sprawiedliwymi i kochacie Mnie,
z pewnością będziecie pić z Mego kielicha.
Jednak nie ode Mnie zależy udzielenie wam tego,
byście zasiadali po Mojej prawicy lub po Mojej lewicy. To jest
udzielane
tym, którym Mój Ojciec to przygotował.»
Jezus jeszcze
mówi, gdy
tymczasem inni apostołowie ganią ostro prośbę synów Zebedeusza i ich
matki. Piotr mówi do Jana:
«Ty również!
Nie rozpoznaję cię już!»
A Iskariota ze
swoim demonicznym uśmiechem mówi:
«Naprawdę
pierwsi są
ostatnimi! Czas niespodzianek i odkryć...»
i śmieje się głośno.
«Czy to dla
zaszczytów poszliśmy
za naszym Nauczycielem?» – gani ich Filip.
Tomasz zaś,
zamiast do
dwóch, mówi do Salome: «Po co wystawiać synów na
takie zawstydzenie? Skoro oni się nie
zastanowili, ty powinnaś była to uczynić
i zabronić im tego.»
«To prawda.
Nasza matka by tego nie zrobiła» – mówi
Tadeusz.
Bartłomiej nie
odzywa się,
ale jego oblicze ujawnia wyłącznie naganę. Szymon Zelota mówi,
aby uspokoić oburzonych: «Wszyscy możemy się mylić...»
Mateusz,
Andrzej i Jakub, syn Alfeusza,
nie mówią nic, ale w sposób widoczną
cierpią z powodu zajścia, które wywołuje
rysę na pięknej doskonałości Jana.
Jezus jednym
gestem zaprowadza ciszę i mówi:
«I cóż?
Czy z jednej pomyłki ma ich powstać bardzo wiele? Czy wy,
którzy czynicie wymówki pełne oburzenia,
nie zauważacie, że również grzeszycie?
Zostawcie w spokoju waszych braci. Moje upomnienie wystarczy. Ich
upokorzenie
jest widoczne, ich żal – pokorny i
szczery. Powinniście się miłować wzajemnie i
podtrzymywać. Zaprawdę bowiem nikt z was
nie jest jeszcze doskonały.
[Por.
Mt
20,25nn; Mk 10,42nn] Nie
powinniście naśladować świata i jego ludzi.
W świecie, wiecie o tym, przywódcy narodów
panują nad nimi i ich wielcy dają im odczuć władzę w imieniu
przywódców.
Ale między wami nie powinno tak być. Nie
powinniście mieć tego wielkiego pragnienia panowania nad ludźmi ani nad
waszymi towarzyszami. Przeciwnie, ten, który
pośród was chce stać się większym,
niechaj się stanie sługą, a ten, kto chce
być pierwszym, niechaj się stanie
niewolnikiem wszystkich. Tak czynił wasz
Nauczyciel.
Czy może
przyszedłem,
aby uciskać i panować? Aby Mi służono?
Nie, zaprawdę, nie.
Przyszedłem, aby służyć,
i jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu
służono, lecz aby służyć i dać Swe życie
na okup za wielu, tak też wy powinniście
umieć czynić, jeśli chcecie być takimi,
jakim Ja jestem i tam, gdzie Ja jestem. Teraz idźcie
i trwajcie w pokoju między wami, jak Ja jestem w pokoju z wami.»

 

Jezus mówi mi:

[Por.
Mt
20,23; Mk 10,39] 
«Kładę nacisk
na punkt: „...będziecie
z pewnością pili z Mojego kielicha”.
W tłumaczeniach czyta się: „Mój kielich”.
Ja powiedziałem: „z Mojego kielicha”, a nie: „Mój
kielich”. Żaden człowiek nie mógłby
pić Mojego kielicha. Ja sam, Odkupiciel,
musiałem wypić cały Mój kielich. Moim uczniom,
Moim naśladowcom i miłującym Mnie,
z pewnością wolno pić z tego kielicha,
z którego Ja piłem,
jedną kroplę,
jeden łyk lub kilka łyków,
jakie szczególne umiłowanie Boże pozwala im wypić.
Ale nigdy nikt nie będzie pił całego kielicha tak,
jak Ja go piłem.
Słusznie zatem jest powiedzieć: „z Mojego kielicha”
a nie: „Mój kielich”.»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
05 (38)
2012 05 14 Zarz nr 38 SG SW psy służbowe
Stromlaufplan Passat 38 Lüfter für Kühlmittel 1 stufig Benziner ab 05 1999
2011 05 19 18 38 49
Wykład 05 Opadanie i fluidyzacja
Prezentacja MG 05 2012
2011 05 P
05 2

więcej podobnych podstron