czesc 05 rozdzial 02














Card Orson Scott - Cień Endera - Część Piąta - 02 Przyjaciel



Przyjaciel
    
    
    - Śmierć tego chłopca nie byfa konieczna.
    - Śmierć tego chłopca nie była przewidziana.
    - Ale była do przewidzenia.
    - Zawsze można przewidzieć rzeczy, które już się wydarzyły. W końcu to są dzieci. Nie oczekujemy takiego poziomu przemocy.
    - Nie wierzę panu. Wierzę, że pan oczekiwał dokładnie takiego poziomu przemocy. Pan to ustawił. Myśli pan, że eksperyment się udał.
    - Nie mam wpływu na pańskie opinie. Mogę tylko nie zgodzić się z nimi.
    - Ender Wiggin jest gotowy, żeby przejść do Szkoły Dowodzenia. Taki raport złożyłem.
    - Dostałem niezależny raport od Dapa, nauczyciela wyznaczonego do najbliższej obserwacji Andrew Wiggina. I ten raport - za który nie będzie żadnych sankcji przeciwko kapitanowi Dapowi - podaje, że Andrew Wiggin jest „psychologicznie niezdolny do służby".
    - Jeśli tak, w co wątpię, to tylko przejściowo.
    - Jak pan myśli, ile czasu mamy? Nie, pułkowniku Graff, na razie musimy ocenić pańskie metody działania wobec Wiggina jako nieskuteczne i przyjąć, że chłopiec został zmarnowany i nie nadaje się do naszych celów, a może nawet do niczego innego. Więc jeśli można obejść się bez dalszych zabójstw, chcę awansować tego drugiego. Chcę go tutaj, w Szkole Dowodzenia, możliwie szybko.
    - Doskonale, sir. Chociaż muszę pana ostrzec, że moim zdaniem na Groszku nie można polegać.
    - Dlaczego, bo jeszcze nie zrobił pan z niego zabójcy?
    - Bo on nie jest człowiekiem, sir.
    - Genetyczna różnica mieści się swobodnie w granicach zwykłej mutacji.
    - On został wyprodukowany, a producent był zbrodniarzem, nie licząc stwierdzonego obłędu.
    - Widziałbym pewne niebezpieczeństwo, gdyby jego ojciec był zbrodniarzem. Albo matka. Ale jego lekarz? Chłopiec jest dokładnie tym, czego potrzebujemy, i to jak najszybciej.
    - On jest nieprzewidywalny.
    - A ten Wiggin nie jest?
    - Mniej nieprzewidywalny, sir.
    - Bardzo ostrożna odpowiedź, zważywszy, że przed chwilą twierdził pan, że dzisiejsze morderstwo było „nie do przewidzenia".
    - Nie morderstwo, sir!
    - Więc zabójstwo.
    - Ten chłopak, Wiggin, dowiódł swojej odwagi, sir, w przeciwieństwie do Groszka.
    - Mam raport Dimaka... za który, powtarzam, nie wolno go...
    - Karać, wiem, sir.
    - Podczas tej serii wydarzeń zachowanie Groszka było przykładowe.
    - Więc raport kapitana Dimaka jest niekompletny. Nie poinformował pana, że może właśnie on popchnął Bonza na skraj przemocy, kiedy złamał zasady bezpieczeństwa i powiedział mu, że armia Endera składa się z wyjątkowych uczniów.
    - To było działanie o nieprzewidzianych konsekwencjach.
    - Groszek ratował własną skórę, wskutek czego ściągnął zagrożenie na Endera Wiggina. Wprawdzie później próbował zapobiec niebezpieczeństwu, ale to nie zmienia faktu, że w trudnej sytuacji Groszek okazał się zdrajcą.
    - Mocne słowo!
    - I to mówi człowiek, który nazwał akt oczywistej samoobrony „morderstwem"?
    - Wystarczy tego! Jest pan zawieszony w obowiązkach komendanta Szkoły Bojowej na okres tak zwanej rekonwalescencji i wypoczynku Endera Wiggina. Jeżeli Wiggin odzyska siły w dostatecznym stopniu, żeby przejść do Szkoły Dowodzenia, może pan pojechać z nim i dalej wpływać na edukację dzieci, które tutaj sprowadzamy. Jeżeli nie, czeka pana sąd wojskowy na Ziemi.
    - Kiedy zostanę zwolniony formalnie?
    - Kiedy wsiądzie pan na prom z Enderem. Major Anderson zastąpi pana na stanowisku komendanta.
    - Tak jest, sir. Wiggin wróci do treningu, sir.
    - Jeżeli jeszcze go zechcemy.
    - Kiedy ochłonie pan ze wzburzenia, jakie wszyscy odczuwamy z powodu niefortunnej śmierci tego Madrida, zrozumie pan, że miałem rację i Ender jest jedynym możliwym kandydatem, teraz jeszcze bardziej niż przedtem.
    - Pozwalam panu wypuścić tę partyjską strzałę, i jeśli pan ma rację, życzę panu powodzenia w pracy z Wigginem. Odmaszerować.
    
    
    Ender wciąż miał na sobie tylko ręcznik, kiedy wszedł do koszar. Groszek zobaczył go stojącego w drzwiach, z twarzą zastygłą w trupim grymasie, i pomyślał: On wie o śmierci Bonza i to go wykańcza.
    - Hej, Ender - zawołał Kant Zupa, który stał przy drzwiach z innymi dowódcami plutonów.
    - Będziemy dzisiaj ćwiczyć? - zapytał jeden z młodszych żołnierzy.
    Ender podał Kant Zupie pasek papieru.
    - Chyba to znaczy, że nie - powiedział cicho Nikolai. Kant Zupa przeczytał kartkę.
    - To sukinsyny! Dwie naraz? Zwariowany Tom zajrzał mu przez ramię.
    - Dwie armie!
    - Będą na siebie włazić - stwierdził Groszek.
    Co najbardziej go przeraziło w nauczycielach, to nie głupota samego pomysłu, żeby połączyć armie - pomysłu, którego nieskuteczność historia udowodniła wiele razy - tylko mentalność typu „spadłeś z konia, wsiądź z powrotem", która kazała im jeszcze mocniej przycisnąć Endera w takiej chwili. Czy nie widzą, że robią mu krzywdę? Czy próbują go wyszkolić, czy złamać? Ponieważ był wyszkolony od dawna. Tydzień temu powinien awansować ze Szkoły Bojowej. A teraz wyznaczają mu jeszcze jedną bitwę, całkiem bez znaczenia, kiedy znalazł się na krawędzi rozpaczy?
    - Muszę się umyć - powiedział Ender. - Przygotujcie co trzeba, zbierzcie wszystkich. Spotkamy się na miejscu, przy bramie.
    W jego głosie Groszek usłyszał kompletny brak zainteresowania. Nie, coś więcej. Ender nie chciał wygrać tej bitwy.
    Ender odwrócił się do wyjścia. Wszyscy zobaczyli krew na jego głowie, plecach, ramionach. Wyszedł.
    Wszyscy zignorowali krew. Nie mieli wyboru.
    - Dwie armie pierdzieli! - wrzasnął Zwariowany Tom. - Spierzemy im tyłki!
    Wyglądało na to, że wszyscy podzielają jego zdanie, kiedy przebierali się w kombinezony bojowe.
    Groszek wetknął zwój struny za pas kombinezonu. Jeśli Ender w ogóle potrzebował sztuczek, to właśnie w tej bitwie, kiedy zwycięstwo przestało go interesować.
    Ender spotkał się z nimi przy bramie, tak jak obiecał - tuż przed otwarciem. Przeszedł korytarzem wzdłuż szeregu żołnierzy, którzy spoglądali na niego z miłością, z podziwem, z zaufaniem. Oprócz Groszka, który patrzył na niego z niepokojem. Ender Wiggin nie był z żelaza, Groszek to wiedział. Był tylko człowiekiem i ten nadludzki ciężar go przygniatał. A jednak Ender dźwigał ten ciężar. Na razie.
    Brama znikła.
    Cztery połączone gwiazdy wisiały dokładnie przed bramą, całkowicie zasłaniając widok sali bojowej. Ender musiał wprowadzać swoją armię na ślepo. Podejrzewał, że nieprzyjaciela wpuszczono do sali piętnaście minut wcześniej. Podejrzewał również, że wróg rozmieścił swoje siły tak samo, jak Bonzo rozmieścił wtedy swoją armię, tylko tym razem powinien odnieść sukces, otoczywszy bramę swoimi żołnierzami.
    Ale nic nie powiedział. Tylko stał i patrzył na przeszkodę.
    Groszek trochę się tego spodziewał. Był gotowy. Nie zrobił nic oczywistego - tylko podszedł i stanął dokładnie za Enderem przy bramie. Ale wiedział, że to wystarczy. Przypomnienie.
    - Groszek - rzucił Ender. - Weź swoich chłopców i sprawdź, co się dzieje za tą gwiazdą.
    - Tak jest, sir - zawołał Groszek.
    Wyciągnął zza pasa zwój struny i razem z pięcioma żołnierzami wykonał krótki skok z bramy na gwiazdę. Natychmiast brama, przez którą właśnie wszedł, stała się sufitem, a gwiazda chwilowo podłogą. Groszek obwiązał się struną w talii, podczas gdy inni chłopcy rozwijali linę i układali w luźnych pętlach na gwieździe. Po rozwinięciu około jednej trzeciej Groszek uznał, że tyle wystarczy. Domyślał się, że cztery gwiazdy w rzeczywistości stanowiły osiem - idealny sześcian. Jeśli się mylił, miał znacznie za dużo struny i rąbnie o sufit zamiast wrócić za gwiazdę. Gorsze rzeczy się zdarzały.
    Prześliznął się poza krawędź gwiazdy. Miał rację, to był sześcian. W pomieszczeniu było za ciemno, żeby zobaczyć, co robią wrogie armie, ale chyba rozwijały szyk. Tym razem widocznie nie wpuszczono ich wcześniej. Szybko przekazał to Duchevalowi, który powtórzy to Enderowi, podczas gdy Groszek wykona swoją sztuczkę. Ender niewątpliwie zacznie od razu wprowadzać resztę armii, zanim zegar dojdzie do zera.
    Groszek wystartował prosto w dół. Nad nim jego pluton trzymał drugi koniec struny i pilnował, żeby gładko się rozwijała i nagle zatrzymała.
    Groszek musiał wytrzymać nieprzyjemny ucisk na wnętrzności, kiedy struna się naprężyła, ale przy nagłym skręcie na południe poczuł dreszcz podniecenia, nabierając szybkości. Widział odległe błyski strzałów nieprzyjaciela. Tylko żołnierze z połowy terenu wroga strzelali do niego.
    Kiedy struna dotarła do następnej krawędzi sześcianu, Groszek znowu przyspieszył i teraz pędził w górę po łuku, który przez chwilę wydawał się zawadzać o sufit. Potem zadziała-
    ła ostatnia krawędź i Groszek umknął za gwiazdę, gdzie został zręcznie złapany przez swoich żołnierzy. Pomachał rękami i nogami, żeby pokazać, że wrócił cały i zdrowy. Nie miał pojęcia, co pomyślał wróg o jego magicznych manewrach w powietrzu. Ender sam jeden przeszedł przez bramę. Groszek jak najszybciej zdał raport.
    - Jest dość ciemno, ale na tyle jasno, że trudno będzie rozpoznawać ich ruchy po światłach skafandrów. Najgorsza możliwa widoczność. Otwarta przestrzeń od tego miejsca aż do nieprzyjacielskiej części sali. Mają tam osiem gwiazd ustawionych w kwadrat wokół bramy. Nie zauważyłem nikogo, tylko tych, co wyglądali zza pudeł. Oni tam zwyczajnie siedzą i czekają na nas.
    Z oddali usłyszeli szydercze okrzyki przeciwników:
    - Hej! Jesteśmy głodni, chodźcie nas nakarmić! Tyłki wam się wloką! Wloką się tyłki Smokom!
    Groszek kontynuował raport, ale nie miał pojęcia, czy Ender w ogóle go słucha.
    - Strzelali do mnie tylko z połowy swojego terenu. To znaczy, że dwaj dowódcy się nie zgadzają i żadnemu nie oddali komendy nad całością.
    - W prawdziwej wojnie - powiedział Ender - każdy dowódca obdarzony nawet śladowym rozsądkiem wycofałby się, żeby ratować własną armię.
    - Do diabła, przecież to tylko gra - zaprotestował Groszek.
    - To przestała być gra od chwili, kiedy odrzucili zasady. Niedobrze, pomyślał Groszek. Ile czasu im zostało, żeby przeprowadzić ich armię przez bramę?
    - Więc też odrzuć zasady. - Patrzył Enderowi w oczy, żądając: obudź się, skup się, działaj.
    Obojętny wyraz zniknął z twarzy Endera. Wiggin wyszczerzył zęby. Cholernie dobrze było to zobaczyć.
    - Dobra. Czemu nie? Zobaczymy, jak zareagują na formację. Ender zaczął ściągać resztę armii przez bramę. Na szczycie gwiazdy zrobi się tłok, ale nie mieli wyboru.
    Jak się okazało, Ender zamierzał wykorzystać następny głupi pomysł Groszka, który widział podczas ćwiczeń specjalnego oddziału. Tarczowa formacja zamrożonych żołnierzy, kierowana przez pluton Groszka, który pozostał niezamrożony za ich plecami. Wyjaśniwszy Groszkowi, czego od niego chce, Ender włączył się do formacji jako zwykły żołnierz i pozostawił całą organizację Groszkowi.
    - To twój występ - powiedział.
    Groszek nigdy nie spodziewał się tego po Enderze, ale to nawet miało sens. Ender nie chciał uczestniczyć w tej bitwie; jako część tarczy zamrożonych żołnierzy, popychany przez innych, mógł zachować prawie całkowitą bierność.
    Groszek natychmiast przystąpił do pracy i zbudował tarczę z czterech części, każda złożona z jednego plutonu. Plutony od A do C ustawiły się czwórkami i trójkami, spleceni ramionami z chłopcami z tyłu, górna trójka zaczepiona stopami pod pachami czterech dolnych żołnierzy. Kiedy wszyscy mocno się sczepili, Groszek i jego pluton zamrozili ich. Potem każdy z ludzi Groszka chwycił jedną sekcję tarczy i ostrożnie, bardzo powoli, żeby pod wpływem inercji tarcze nie wymknęły się spod kontroli, wymanewrowali je znad gwiazdy i powoli przesunęli w dół, tuż pod spód. Następnie znowu połączyli je w jedną tarczę, utrzymywaną razem przez oddział Groszka.
    - Kiedyście to ćwiczyli, chłopaki? - zapytał Kulfon, dowódca plutonu E.
    - Tego jeszcze nigdy - odpowiedział Groszek zgodnie z prawdą. - Ćwiczyliśmy rozpadanie i łączenie z jednoosobowymi tarczami, ale siedmiu na każdego? To dla nas całkiem nowe.
    Kulfon wybuchnął śmiechem.
    - A Ender robi za tarczę jak reszta. Stary, to się nazywa zaufanie.
    To się nazywa rozpacz, pomyślał Groszek. Ale nie potrzebował mówić tego głośno.
    Kiedy wszystko przygotowano, pluton E zajął pozycję za tarczą i na rozkaz Groszka odepchnął się jak najmocniej.
    Tarcza popłynęła w stronę bramy nieprzyjaciela w całkiem niezłym tempie. Nieprzyjacielski ogień, chociaż silny, trafiał tylko już zamrożonych żołnierzy z przodu. Pluton E i oddział Groszka poruszali się minimalnie, ale wystarczająco, żeby nie zamroził ich żaden zabłąkany strzał. I sami odpowiadali ogniem: zdjęli kilku żołnierzy nieprzyjaciela i zmusili ich do pozostania w ukryciu.
    Kiedy Groszek ocenił, że dotarli tak daleko, jak tylko mogli, zanim Gryf lub Tygrys zaatakują, wydał rozkaz i jego oddział rozproszył się, powodując również rozłączenie czterech sekcji tarczy, które teraz dryfowały pod lekkim kątem w stronę narożników gwiazd, gdzie czekały armie Tygrysa i Gryfa. Żołnierze z plutonu E lecieli za tarczami i strzelali jak szaleni, żeby nadrobić liczebny niedostatek.
    Odliczywszy do trzech, czterej członkowie oddziału Groszka ukryci za każdą sekcją tarczy znowu odskoczyli, tym razem skręcając na środek i w dół, żeby spotkać się z Groszkiem i Duchevalem. Impet poniósł ich prosto do bramy nieprzyjaciela.
    Lecieli sztywno wyprostowani, nie oddali ani jednego strzału, i to poskutkowało. Wszyscy byli mali; dryfowali bez wyraźnego celu; nieprzyjaciel wziął ich za zamrożonych żołnierzy, jeśli w ogóle zauważył. Przypadkowe strzały częściowo unieruchomiły kilku z nich, ale nawet pod ogniem żaden się nie poruszył, więc nieprzyjaciel wkrótce ich zignorował.
    Kiedy dotarli do bramy nieprzyjaciela, Groszek powoli, bez słowa nakierował czterech swoich żołnierzy hełmami na cztery rogi bramy. Nacisnęli jak w rytuale zakończenia gry, a Groszek pchnął Duchevala przez bramę, sam zaś popłynął do góry.
    Zapłonęły światła w sali bojowej. Miotacze przestały działać. Bitwa była skończona.
    Dopiero po chwili Gryf i Tygrys zrozumieli, co się stało. Smok miał tylko kilku żołnierzy całkowicie sprawnych, podczas gdy armie Gryfa i Tygrysa nie poniosły praktycznie żadnych strat, ponieważ zastosowały konserwatywną strategię. Groszek wiedział, że gdyby któraś z nich walczyła agresywnie, plan Endera nie mógłby się udać. Lecz widok Groszka krążącego wokół gwiazdy, a potem tej dziwacznej tarczy lecącej tak powoli, odebrał im zdolność działania. Tak głęboko wierzyli w legendę Endera, że nie odważyli się zaatakować z obawy przed pułapką. Tylko... właśnie na tym polegała pułapka.
    Major Andersen wszedł do sali przez nauczycielską bramkę.
    - Ender - zawołał.
    Ender był zamrożony; mógł odpowiedzieć tylko nieartykułowanym pomrukiem przez zaciśnięte szczęki. Zwycięski dowódca rzadko wydawał taki dźwięk.
    Anderson za pomocą haka podleciał do Endera i rozmiękczył go. Groszek znajdował się po drugiej stronie sali, ale usłyszał słowa Endera; tak wyraźnie zabrzmiały, taka cisza panowała w sali bojowej.
    - Znowu pana pobiłem, sir.
    Członkowie oddziału Groszka zerknęli na niego, wyraźnie zaciekawieni, czy oburzył się na Endera za przywłaszczenie sobie zwycięstwa, które zostało zaplanowane i wypracowane całkowicie przez Groszka. Groszek jednak rozumiał, o czym mówił Ender. Nie chodziło mu o zwycięstwo nad armiami Gryfa i Tygrysa. Mówił o zwycięstwie nad nauczycielami. To zwycięstwo polegało na decyzji, żeby przekazać armię Groszkowi i siedzieć bezczynnie. Jeśli myśleli, że poddają Endera ostatecznemu egzaminowi, każąc mu walczyć z dwoma armiami natychmiast po osobistej walce o życie w łazience, pobił ich -uniknął egzaminu.
    Anderson również rozumiał słowa Endera.
    - Bzdura, Ender - odparł. Nie mówił głośno, ale w sali panowała taka cisza, że jego również wszyscy usłyszeli. - Walczyłeś z Gryfem i Tygrysem.
    - Czy uważa mnie pan za durnia? Cholerna racja, pomyślał Groszek.
    Anderson zwrócił się do całej grupy:
    - Po tej akcji reguły zostały zmienione. Wszyscy żołnierze przeciwnika muszą być zamrożeni lub unieruchomieni, żeby otworzyła się brama.
    - Reguły? - mruknął Ducheval, który wrócił przez bramę. Groszek wyszczerzył do niego zęby.
    - To i tak mogło się udać tylko raz - stwierdził Ender.
    Anderson podał mu hak. Zamiast rozmrażać swoich żołnierzy po kolei i dopiero potem wroga, Ender wpisał komendę, żeby rozmrozić wszystkich od razu. Potem oddał hak Andersenowi, który wziął go i odpłynął na środek sali, gdzie zwykle odbywał się rytuał zakończenia gry.
    - Hej! - zawołał za nim Ender. - Co będzie następnym razem? Moja armia w klatce, bez broni, przeciwko całej Szkole? Co pan powie o równych szansach, dla odmiany?
    Poparło go tylu żołnierzy, nie tylko z Armii Smoka, że podniósł się gwar. Lecz Anderson nawet się nie obejrzał.
    Dopiero William Bee z Armii Gryfa wypowiedział na głos to, co wszyscy myśleli:
    - Ender, jeśli ty walczysz po jednej stronie, szansę nie będą równe, niezależnie od warunków.
    Armie głośno wyraziły zgodę, wielu żołnierzy śmiało się, a Talo Momoe, który nie chciał być gorszy od Williama Bee, zaczął klaskać rytmicznie.
    - Ender Wiggin! - krzyknął. Inni chłopcy podjęli skandowanie.
    Groszek jednak znał prawdę - wiedział to, co wiedział Ender. Nieważne, jak dobry jest dowódca, nieważne, jak pomysłowy, nieważne, jak dobrze przygotował armię, nieważne, jak znakomicie dobrał poruczników, nieważne, jak dzielnie i odważnie walczą, zwycięstwo prawie zawsze należy do tej strony, która potrafi wyrządzić większe szkody. Czasami Dawid zabija Goliata i ludzie zawsze to pamiętają. Ale wcześniej Goliat wdeptał w ziemię mnóstwo małych ludzi. Nikt nie śpiewał pieśni o tych walkach, ponieważ z góry znali wynik. Taki wynik był nieunikniony, chyba żeby nastąpił cud.
    Robale nie wiedzą ani nie dbają, jakim legendarnym dowódcą jest Ender dla swoich ludzi. Ludzkie statki kosmiczne nie będą miały żadnych magicznych sztuczek w rodzaju struny Groszka, żeby oszołomić robale, zbić je z tropu. Ender o tym wiedział. Groszek o tym wiedział. A gdyby Dawid nie miał procy, garści kamieni i czasu na rzucanie? Co by mu pomogła doskonała celność?
    Więc to dobrze, słusznie, że żołnierze trzech armii wiwatowali na cześć Endera, że wykrzykiwali jego imię, kiedy dryfował w stronę bramy nieprzyjaciela, gdzie czekał na niego Groszek ze swoim oddziałem. Ale ostatecznie to nie miało żadnego znaczenia, tylko że każdy pokładał zbyt wielką nadzieję w Enderze. To tylko zwiększało ciężar na barkach Endera.
    Pomogę ci dźwigać ten ciężar, jeśli zdołam, powiedział w duchu Groszek. Jak dzisiaj, możesz go zrzucić na mnie, a ja cię zastąpię. Nie musisz robić wszystkiego sam.
    Ale zanim jeszcze dokończył myśl, wiedział, że to nieprawda. Jeżeli można to zrobić, Ender musiał zrobić to sam. Przez te wszystkie miesiące, kiedy Groszek nie chciał widzieć Endera, kiedy go unikał, takie postępowanie wynikało z nieznośnej świadomości, że Ender jest właśnie taką osobą, jaką Groszek daremnie chciałby zostać - kimś, w kim zawsze pokładasz nadzieję, kto rozproszy wszystkie twoje lęki i nigdy cię nie zawiedzie, nigdy cię nie zdradzi.
    Chcę być takim chłopcem jak ty, pomyślał Groszek. Ale nie chcę przechodzić przez to samo, przez co ty musiałeś przejść.
    A potem, kiedy Ender przeszedł przez bramę i Groszek poleciał za nim, przypomniał sobie stanie w kolejce za Buch, Sierżantem lub Achillesem na ulicach Rotterdamu i mało nie parsknął śmiechem na myśl, że nie chciałby również przechodzić przez to, przez co sam przeszedł.
    W korytarzu Ender odszedł, zamiast zaczekać na swoich żołnierzy. Ale niezbyt szybko, więc wkrótce go dogonili, otoczyli, zatrzymali z czystej zapalczywości. Tylko jego milczenie, jego pasywność powstrzymywały ich przed wybuchem entuzjazmu.
    - Ćwiczymy dzisiaj? - zapytał Zwariowany Tom. Ender pokręcił głową.
    - Dopiero jutro rano?
    - Nie.
    - Więc kiedy?
    - Jeśli o mnie chodzi, to nigdy.
    Nie wszyscy usłyszeli, ale wśród żołnierzy rozległy się szemrania.
    - Hej, to nie w porządku - odezwał się żołnierz z plutonu B. - Nie nasza wina, że nauczyciele rozwalają grę. Nie możesz przestać nas uczyć tylko dlatego, że...
    Ender uderzył otwartą dłonią w ścianę i krzyknął na chłopca:
    - Gra mnie już nie obchodzi!
    Popatrzył na innych żołnierzy, wytrzymał ich wzrok, nie pozwolił im udawać, że nie słyszeli.
    - Rozumiecie? - Potem dodał szeptem: - Gra się skończyła.
    Odszedł.
    Kilku chłopców chciało pójść za nim, zrobili nawet kilka kroków. Ale Kant Zupa chwycił jednego za kołnierz kombinezonu i powiedział:
    - Zostawcie go samego. Nie widzicie, że on chce być sam?
    Oczywiście, że chce być sam, pomyślał Groszek. Zabił dzisiaj innego dzieciaka i nawet jeśli nie zna ostatecznego wyniku, zdaje sobie sprawę z wysokości stawki. Nauczyciele kazali mu walczyć o życie bez żadnej pomocy. Po co jeszcze miał z nimi grać? Tak lepiej dla ciebie, Ender. Nie tak dobrze dla reszty z nas, ale przecież nie jesteś naszym ojcem. Raczej bratem, a bracia powinni opiekować się sobą nawzajem. Czasami to ty musisz opiekować się bratem.
    Fly Molo odprowadził ich do koszar. Groszek wlókł się z tyłu, żałując, że nie może pójść do Endera, porozmawiać z nim, zapewnić go, że zgadza się z nim całkowicie, że go rozumie. Ale to żałosne, pomyślał. Co obchodzi Endera, że go rozumiem albo nie rozumiem? Jestem tylko dzieckiem, jednym z jego armii. On mnie zna, wie, jak mnie wykorzystać, ale co go obchodzi, czy ja go znam?
    Groszek wdrapał się na koję i zobaczył na posłaniu pasek papieru.
    Transfer
    Groszek
    Armia Królika
    Dowódca
    To była armia Carna Carby'ego. Odebrali Carnowi dowództwo? Był dobrym chłopcem - nie żadnym wielkim dowódcą, ale dlaczego nie mogli zaczekać, aż skończy szkołę?
    Ponieważ skończyli z tą szkołą, dlatego. Awansowali wszystkich, którzy ich zdaniem potrzebowali więcej doświadczenia jako dowódcy, i przenosili innych uczniów, żeby zrobić dla nich miejsce. Dostałem Armię Królika, ale założę się, że nie na długo.
    Wyciągnął swój pulpit i wpisał się jako AGraff, by sprawdzić stan osobowy. Sprawdzić, co się dzieje ze wszystkimi. Ale login AGraff nie działał. Widocznie uznali, że nie opłaci się dłużej pozwalać Groszkowi na korzystanie z wewnętrznego dostępu.
    W głębi pokoju dyskutowali hałaśliwie starsi chłopcy. Groszek usłyszał głos Zwariowanego Toma wznoszący się nad gwarem:
    - Czy oni liczą, że wykombinują sposób na Armię Smoka?
    Nowina wkrótce dotarła do łóżek przy drzwiach. Wszyscy plutonowi i zastępcy dostali rozkazy przeniesienia. Każdemu przydzielono dowództwo nad armią. Smok został poszatkowany.
    Po jakiejś minucie chaosu Fly Molo poprowadził innych plutonowych pomiędzy łóżkami w stronę drzwi. Oczywiście - musieli powiedzieć Enderowi, co teraz mu zrobili nauczyciele.
    Ale ku zdumieniu Groszka Fly zatrzymał się przy jego posłaniu i podniósł na niego wzrok. Potem spojrzał na pozostałych plutonowych stojących za nim.
    - Groszek, ktoś musi powiedzieć Enderowi. Groszek kiwnął głową.
    - Myśleliśmy... skoro jesteś jego przyjacielem...
    Groszek nie pokazał niczego po sobie, ale był oszołomiony. Ja? Przyjacielem Endera? Nie bardziej niż inni w tym pokoju.
    A potem zrozumiał. W tej armii wszyscy kochali i podziwiali Endera. I wszyscy wiedzieli, że Ender na nich polega. Ale tylko Groszka obdarzył zaufaniem, kiedy wyznaczył mu specjalny oddział. I kiedy chciał przerwać grę, to Groszkowi przekazał swoją armię. Ender nie miał nikogo bliższego od Groszka, odkąd objął dowództwo nad Armią Smoka.
    Groszek zerknął w bok na Nikolaia, który szczerzył się jak wariat. Nikolai zasalutował mu i bezgłośnie wymówił słowo „dowódca".
    Groszek odsalutował Nikolaiowi, ale nie mógł zdobyć się na uśmiech, wiedząc, co to znaczy dla Endera. Kiwnął głową do Fly'a Molo, zsunął się z koi i wyszedł.
    Ale nie ruszył prosto do kwatery Endera. Zamiast tego skręcił do pokoju Carna Carby'ego. Nikt nie odpowiadał. Więc poszedł do koszar Królików i zapukał.
    - Gdzie jest Carn? - zapytał.
    - Promowany - odpowiedział Itu, dowódca plutonu A u Królików. - Dowiedział się jakieś pół godziny temu.
    - Mieliśmy bitwę.
    - Wiem... dwie armie naraz. Wygraliście, prawda? Groszek przytaknął.
    - Założę się, że nie tylko Carna promowali przed terminem.
    - Wielu dowódców - potwierdził Itu. - Więcej niż połowę.
    - Włącznie z Bonzo Madridem? To znaczy otrzymał promocję?
    - Tak podali w oficjalnych wiadomościach. - Itu wzruszył ramionami. - Wszyscy wiedzą, że Bonza pewnie wymrozili, co najmniej. To znaczy, nawet nie wpisali jego przydziału. Tylko „Cartagena". Jego rodzinne miasto. To nie znaczy wymrożony? Ale niech sobie nauczyciele nazywają to, jak chcą.
    - Założę się, że w sumie promowali dziewięciu - powiedział Groszek. - Neh?
    - Aha - przyznał Itu. - Dziewięciu. Więc ty coś wiesz?
    - Złe wiadomości, niestety - mruknął Groszek. Pokazał Itu swój rozkaz przeniesienia.
    - Santa merda - zawołał Itu. Potem zasalutował. Nie ironicznie, ale również bez wielkiego entuzjazmu.
    - Możesz to przekazać innym? Niech się przyzwyczają do tej myśli, zanim pojawię się naprawdę. Muszę porozmawiać z Enderem. Może on już wie, że zabrali mu całą kadrę dowodzenia i dali każdemu armię. Ale jeśli nie wie, muszę mu powiedzieć.
    - Każdemu dowódcy plutonu ze Smoka?
    - I każdemu zastępcy.
    Chciał już powiedzieć: Przepraszam, że trafiliście akurat na mnie. Ale Ender nigdy nie poniżyłby się w ten sposób. A jeśli Groszek chciał zostać dowódcą, nie mógł zaczynać od przeprosin.
    - Myślę, że Carn Carby miał dobrą organizację - podjął - więc raczej nie zamierzam zmieniać plutonowych przez pierwszy tydzień, przynajmniej dopóki was nie wypróbuję i nie ocenię w praktyce, czy nadajecie się kondycyjnie do tego rodzaju bitew, jakie zaczniemy teraz rozgrywać, kiedy większość dowódców to dzieciaki trenowane w Armii Smoka.
    Itu zrozumiał natychmiast.
    - Człowieku, ale to będzie dziwne. Ender trenował was wszystkich, a teraz musicie walczyć ze sobą.
    - Jedno jest pewne - oświadczył Groszek. - Nie zamierzam przerabiać Królika na kopię Armii Smoka. Nie jesteśmy tacy sami i nie będziemy walczyć z tymi samymi przeciwnikami. Królik to dobra armia. Nie musimy nikogo naśladować.
    Itu wyszczerzył zęby.
    - Nawet jeśli to bzdura, sir, to pierwszorzędna bzdura. Przekażę im - zasalutował.
    Groszek odsalutował. Potem pobiegł do kwatery Endera.
    Materac, koce i poduszka Endera leżały na korytarzu. Przez chwilę Groszek zastanawiał się, dlaczego Ender je wyrzucił. Potem zobaczył, że materac i prześcieradła wciąż były wilgotne i zakrwawione. Woda spod prysznica. Krew z twarzy Bonza. Widocznie Ender nie chciał tego mieć w pokoju.
    Groszek zapukał do drzwi.
    - Odejdź - powiedział cicho Ender. Groszek zapukał jeszcze raz. I jeszcze.
    - Wejdź - powiedział Ender.
    Groszek przyłożył dłoń i otworzył drzwi.
    - Zostaw mnie, Groszek - mruknął Ender.
    Groszek kiwnął głową. Rozumiał nastrój Endera. Ale musiał przekazać wiadomość. Więc po prostu wpatrywał się w czubki butów i czekał, żeby Ender zapytał, o co mu chodzi. Albo wrzasnął na niego. Cokolwiek. Ponieważ inni plutonowi się mylili. Groszka nie łączyło z Enderem nic specjalnego. Nic poza grą.
    Ender nic nie mówił. Wciąż nic nie mówił.
    Groszek podniósł wzrok i zobaczył, że Ender wpatruje się w niego. Nie z gniewem. Tylko... uważnie. Co on we mnie widzi, zastanowił się Groszek. Jak dobrze on mnie zna? Co o mnie myśli? Kim jestem w jego oczach?
    Tego chyba nigdy się nie dowiem. Ale przyszedłem tutaj w innym celu. Więc do roboty.
    Postąpił o krok bliżej w stronę Endera. Odwrócił dłoń, żeby pokazać pasek papieru. Nie podał go Enderowi, ale wiedział, że Ender go zobaczył.
    - Przenoszą cię? - zapytał. Jego głos zabrzmiał martwo. Jakby tego się spodziewał.
    - Do Armii Królika - odparł Groszek. Ender kiwnął głową.
    - Carn Carby to dobry dowódca. Mam nadzieję, że pozna się na tobie.
    Te słowa spłynęły na Groszka jak upragnione błogosławieństwo. Opanował wzbierające emocje. Jeszcze nie przekazał całej wiadomości.
    - Carn Carby skończył dzisiaj szkolenie. Dostał wiadomość, kiedy walczyliśmy.
    - W takim razie kto dowodzi Królikami? - zapytał Ender bez żadnego zainteresowania w głosie. Oczekiwano pytania, więc je zadał.
    - Ja - wyznał Groszek z zakłopotanym uśmiechem. Ender spojrzał na sufit i skinął głową.
    - Jasne. Przecież do regulaminowego wieku brakuje ci tylko czterech lat.
    - To wcale nie jest śmieszne - zaprotestował Groszek. - Nie wiem, co się tutaj dzieje. - Tylko że system kręci się w panice. - Po co te wszystkie zmiany w grze? A teraz to. Nic jeszcze nie wiesz, ale nie tylko ja odchodzę. Połowa komendantów skończyła dziś szkolenie i przenoszą naszych, żeby objęli ich armie.
    - Kogo z naszych? - nareszcie zainteresował się Ender.
    - Wychodzi na to, że wszystkich plutonowych i wszystkich zastępców.
    - Jasne. Jeśli zechcą zlikwidować mi armię, wyrżną ją równo z ziemią. Cokolwiek robią, robią dokładnie.
    - I tak będziesz wygrywał. Wszyscy to wiemy. Zwariowany Tom powiedział: czy oni liczą, że wykombinują sposób na Armię Smoka? Wszyscy wiedzą, że jesteś najlepszy. Nie mogą cię złamać, cokolwiek...
    - Już mnie złamali.
    Złamali zaufanie, chciał powiedzieć Groszek. To nie to samo. Nie złamali ciebie. Sami się złamali. Ale zdobył się tylko na puste, kulawe zaprzeczenie:
    - Nie, Ender, to niemożliwe...
    - Ich gra już mnie nie obchodzi, Groszek - powiedział Ender. - Nie mam zamiaru w nią grać. Nie będzie więcej treningów. Nie będzie bitew. Mogą sobie zostawiać karteczki, ale ja nigdzie nie pójdę. Podjąłem decyzję, zanim wieczorem przekroczyłem próg sali. Dlatego kazałem ci atakować bramę. Nie przypuszczałem, że to się uda, ale już mnie to nie interesowało. Chciałem tylko odejść w dobrym stylu.
    Wiem o tym, pomyślał Groszek. Myślisz, że nie wiedziałem? Ale styl to ty masz, na pewno.
    - Żałuj, że nie widziałeś miny Williama Bee. Stał jak wmurowany i wciąż nie kapował, w jaki sposób przegrał, jeśli ty miałeś tylko siedmiu chłopaków, którzy mogli jeszcze kiwnąć palcem, a on tylko trzech, którzy nie mogli.
    - Czemu miałbym oglądać minę Williama Bee? - rzucił gwałtownie Ender. - Czemu miałbym kogoś jeszcze pobić?
    Groszek poczuł na twarzy rumieniec wstydu. Powiedział niewłaściwą rzecz. Tylko... nie wiedział, co byłoby właściwe. Coś, żeby poprawić nastrój Endera. Coś, żeby zrozumiał, jak bardzo go kochają i szanują.
    Tylko że miłość i szacunek stanowiły część ciężaru, który dźwigał Ender. Groszek nie mógł nic powiedzieć, żeby nie zwiększyć tego ciężaru. Więc milczał.
    Ender przycisnął dłonie do oczu.
    - Dzisiaj pobiłem Bonza, Groszek. Pobiłem go naprawdę mocno.
    Oczywiście. Te inne sprawy to nic. Najbardziej ciąży Enderowi ta okropna bójka w łazience. Bójka, przed którą nie uchronili go przyjaciele ani armia. Cierpisz nie dlatego, że groziło ci niebezpieczeństwo, ale z powodu krzywdy, którą wyrządziłeś w samoobronie.
    - Sam się prosił - mruknął Groszek.
    Skrzywił się na własne słowa. Naprawdę nie stać go na nic lepszego? Ale co jeszcze mógł powiedzieć? Nie martw się, Ender. Oczywiście dla mnie wyglądał jak trup, a ja jestem chyba jedynym dzieciakiem w szkole, który wie, jak wygląda trup, ale... nie przejmuj się! Nie ma problemu! Sam się prosił!
    - Kopnąłem go - ciągnął Ender. - Myślałem, że już nie żyje. Ale ciągle go biłem.
    Więc wiedział. A jednak... tak naprawdę nie wiedział. A Groszek nie zamierzał mu powiedzieć. Czasami między przyjaciółmi obowiązuje absolutna szczerość, ale nie w takiej chwili.
    - Chciałem tylko mieć pewność, że nigdy więcej nie zrobi mi krzywdy.
    - Nie zrobi - zapewnił Groszek. - Odesłali go do domu.
    - Już?
    Groszek powtórzył mu słowa Itu. Przez cały czas miał wrażenie, że Ender wie, co on ukrywa. Z pewnością nikt nie zamydli oczu Enderowi Wigginowi.
    - Cieszę się, że dostał promocję - powiedział Ender.
    Ładna promocja. Zostanie pogrzebany albo skremowany, cokolwiek robią ze zwłokami w tym roku w Hiszpanii.
    Hiszpania. Pablo de Noches, który uratował Groszkowi życie, pochodził z Hiszpanii. A teraz wracały tam zwłoki chłopca, który w sercu stał się zabójcą i za to zginął.
    Chyba tracę zmysły, pomyślał Groszek. Jakie to ma znaczenie, że Bonzo był Hiszpanem i Pablo de Noches był Hiszpanem? Jakie to ma znaczenie, kto jest kim?
    Podczas gdy te myśli przebiegały przez głowę Groszka, paplał bez przerwy, udając, że nic nie wie, próbując uspokoić Endera, ale jednocześnie wiedząc, że jeśli Ender uwierzył w jego ignorancję, to jego słowa nie miały znaczenia, a jeśli odgadł, że Groszek tylko udaje ignorancję, to jego słowa były kłamstwem.
    - Czy to prawda, że miał cały gang do pomocy? - Groszek miał ochotę ugryźć się w język, tak kulawo brzmiały jego wysiłki.
    - Nie - odparł Ender. - Sprawa była między nim a mną. Walczył honorowo.
    Groszek poczuł ulgę. Ender był tak głęboko pogrążony w sobie, że nawet nie zarejestrował fałszu w głosie Groszka.
    - Ja nie byłem honorowy - dodał po chwili. - Walczyłem, żeby zwyciężyć.
    Tak, zgadza się, pomyślał Groszek. Walczyłeś w jedyny sposób, jaki się opłaca, w jedyny sposób, jaki ma sens.
    - I zwyciężyłeś. Wykopałeś go z orbity. - Tylko na tyle Groszek mógł zbliżyć się do prawdy.
    Ktoś zapukał do drzwi i otworzył je natychmiast, nie czekając na odpowiedź. Zanim jeszcze Groszek się odwrócił, wiedział, że to nauczyciel - Ender za wysoko podniósł wzrok jak na wizytę innego chłopca.
    Major Andersen i pułkownik Graff.
    - Enderze Wiggin - odezwał się Graff. Ender wstał z łóżka.
    - Tak, sir. - Martwota powróciła do jego głosu.
    - Twoje dzisiejsze zachowanie w sali bojowej było przejawem niesubordynacji i nie powinno więcej mieć miejsca.
    Groszek nie mógł uwierzyć w głupotę tego zarzutu. Po wszystkim, co przeszedł Ender - na co go narazili nauczyciele - dalej muszą prowadzić z nim tę koszmarną grę? Żeby poczuł się całkowicie samotny nawet teraz? Oni nie mają litości.
    Ender powtórzył tylko apatycznie: „Tak, sir". Ale Groszek miał dość.
    - Ktoś wreszcie powinien powiedzieć, co myślimy o tym wszystkim, co z nami wyrabiacie.
    Andersen i Graff niczym nie zdradzili, że go usłyszeli. Anderson podał Enderowi kartkę papieru. Nie transferowy pasek. Cały pełnowymiarowy wykaz instrukcji. Endera przenoszono ze szkoły.
    - Koniec szkolenia? - zapytał Groszek. Ender kiwnął głową.
    - Czemu to trwało tak długo? - rzucił Groszek. - Tylko dwa, najwyżej trzy lata wcześniej niż normalnie. Umiesz przecież chodzić, mówić, a nawet sam się ubierasz. Czego jeszcze chcieli cię nauczyć?
    Cała ta historia przypominała kiepski żart. Naprawdę myśleli, że kogoś nabiorą? Karcicie Endera za niesubordynację, ale potem dajecie mu promocję, bo nadchodzi wojna i macie mało czasu, żeby go przygotować. On jest waszą nadzieją zwycięstwa, a traktujecie go jak brud zeskrobany z podeszwy.
    - Wiem tylko, że gra skończona - oznajmił Ender. Poskładał kartkę. - W samą porę. Mogę powiadomić swoich żołnierzy?
    - Nie ma czasu - odparł Graff. - Twój prom startuje za dwadzieścia minut. Poza tym kiedy już dostałeś rozkazy, lepiej, żebyś z nimi nie rozmawiał. Tak jest łatwiej.
    - Dla nich czy dla pana? - spytał Ender.
    Odwrócił się do Groszka, uścisnął mu rękę. Dla Groszka to było jak dotknięcie palca Boga. Rozświetliło go całego. Może jednak jestem jego przyjacielem. Może on czuje do mnie ułamek tego... tego, co ja czuję do niego.
    A potem się skończyło. Ender puścił jego rękę. Odwrócił się do drzwi.
    - Czekaj - zawołał Groszek. - Gdzie cię przenoszą? Taktyka? Nawigacja? Wsparcie?
    - Szkoła Dowodzenia - odpowiedział Ender.
    - Szkolenie wstępne?
    - Szkoła - powtórzył Ender i wyszedł.
    Prosto do Szkoły Dowodzenia. Elitarnej szkoły, której sama lokalizacja stanowiła sekret. Szkoła Dowodzenia przyjmowała dorosłych. Widocznie wojna zbliżała się wielkimi krokami, skoro pominęli wszystkie rzeczy, których mieli nauczyć Endera w Taktyce i na szkoleniu wstępnym.
    Złapał pułkownika Graffa za rękaw.
    - Nikt poniżej szesnastu lat nie idzie do Szkoły Dowodzenia!
    Graff strząsnął rękę Groszka i wyszedł. Jeśli dostrzegł ironię, niczym tego nie okazał.
    Drzwi się zamknęły. Groszek został sam w kwaterze Endera.
    Rozejrzał się. Bez Endera pokój nie miał znaczenia. Przebywanie tutaj nie miało znaczenia. A przecież zaledwie kilka dni temu, niecały tydzień, Groszek w tym samym miejscu usłyszał od Endera, że jednak dostanie swój pluton.
    Z niejasnego powodu Groszek przypomniał sobie chwilę, kiedy Buch podała mu sześć fistaszków. Wtedy podarowała mu życie.
    Czy Ender podarował Groszkowi życie? Czy zrobił to samo?
    Nie. Buch dała mu życie. Ender nadał mu znaczenie.
    Dopóki Ender tutaj mieszkał, to był najważniejszy pokój w Szkole Bojowej. Teraz nie był ważniejszy od schowka na szczotki.
    Groszek wrócił korytarzem do pokoju, który jeszcze dzisiaj rano należał do Carna Carby'ego. Jeszcze przed godziną. Przyłożył dłoń - drzwi się otwarły. Już przeprogramowane.
    Pokój był pusty.
    Ten pokój jest mój, pomyślał Groszek.
    Mój, a jednak wciąż pusty.
    Poczuł, jak wzbierają w nim potężne emocje. Powinien być dumny i przejęty, że otrzymał dowództwo. Ale właściwie mu na tym nie zależało. Jak powiedział Ender, gra była niczym. Groszek dobrze wykona swoje zadanie, ale zdobędzie szacunek żołnierzy tylko dlatego, że nosił w sobie odblask chwały Endera, karłowaty Napoleon człapiący w męskich buciorach i wyszczekujący rozkazy cienkim dziecięcym głosikiem. Śliczny mały Kaligula, czyli „Bucik", duma armii Germanika. Ale kiedy nakładał ojcowskie buty, te buty były puste i Kaligula o tym wiedział, i w żaden sposób nie mógł tego zmienić. Czy na tym polegało jego szaleństwo?
    Ja nie oszaleję, pomyślał Groszek. Ponieważ nie zazdroszczę Enderowi tego, co ma ani czym jest. Wystarczy, że on jest Enderem Wigginem. Ja nie muszę.
    Zrozumiał, czym jest uczucie, które wzbiera w nim, dławi za gardło, napędza łzy do oczu, pali twarz, wymusza szloch, bezgłośne łkanie. Przygryzł wargę, żeby ból odpędził emocje. Nie pomagało. Ender odszedł.
    Teraz, kiedy wiedział, co go dręczy, mógł to kontrolować. Położył się na wznak i wykonywał procedurę relaksującą, dopóki nie przeszła mu chęć do płaczu. Ender podał mu rękę na pożegnanie. Ender powiedział: „Mam nadzieję, że pozna się na tobie". Groszek właściwie nie musiał już niczego udowadniać. Postara się jak najlepiej dowodzić Armią Królika, bo może pewnego dnia w przyszłości, kiedy Ender stanie na mostku okrętu flagowego ludzkiej floty, Groszek odegra jakąś rolę, przyda się do czegoś. Wykona jakąś sztuczkę, kiedy Ender będzie chciał zaskoczyć robale. Więc postara się zadowolić nauczycieli, zrobić na nich cholerne wrażenie, żeby wciąż otwierali przed nim drzwi, aż pewnego dnia otworzą się drzwi, za którymi będzie czekał jego przyjaciel Ender, i Groszek wróci do armii Endera.


Strona główna
   
Indeks
   





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
czesc rozdzial
czesc rozdzial
czesc rozdzial
czesc rozdzial
czesc rozdzial
czesc rozdzial
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 3
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 5
czesc rozdzial
czesc rozdzial
czesc rozdzial
czesc rozdzial (2)
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 4

więcej podobnych podstron