Student polski Studium przypadku


Student polski. Studium przypadku
Aktualizacja: 2011-06-12 9:42 pm
Według GUS w 2009 r. polskie uczelnie wyższe ukończyło prawie 430 tys. osób, ogółem na
studiach było zaś w tym czasie 1,9 mln. Zdecydowana większość z nich studiuje na kierunkach
ekonomicznych i administracyjnych (23,3 tys.), społecznych (12,8 tys.) i pedagogicznych (12,3
tys.). Wielu żyje w przekonaniu, że ukończenie studiów daje automatyczny społeczny awans.
Część jeszcze w trakcie studiów orientuje się, o co chodzi, i na gwałt próbuje uczyć się czegoś
praktycznego. Wiekszość jednak dopiero po odebraniu dyplomu zderza się z rzeczywistością.
Studentka Zosia
Nasza bohaterka, nazwijmy ją Zosią, ma obecnie 24 lata. Studiuje na ostatnim roku stosunków
międzynarodowych w jednym z dużych polskich ośrodków akademickich. Dwa lata temu obroniła pracę
licencjacką poświęconą sytuacji kobiety w islamie. Teraz przygotowuje magisterium na temat konfliktu
izraelsko-palestyńskiego.
Zosia pochodzi z małej miejscowości leżącej około 80 km od miasta, w którym studiuje. Matura poszła
jej kiepsko. Właściwie miała dużo szczęścia, bo nie udało jej się zdać WOS-u. Załapała się jednak na
słynną amnestię maturalną Giertycha. Po latach wspominała to wszystko jak jakiś horror  z polskiego i
angielskiego ledwo udało jej się uzbierać wymagane 30 proc. Dobrze że nie było wtedy obowiązkowej
matematyki.
Dziewczyna nie uważała się za głupią. Po prostu nauka jej nie interesowała. Na maturze, jako
przedmiot dodatkowy, wybrała WOS, bo wszyscy mówili, że to najłatwiejsze. Ale ją oszukali  myślała
pózniej  kto by tam znał te wszystkie województwa, kompetencje gmin i nazwy partii politycznych.
Mogła wziąć geografię.
Zosia nie wiedziała, co chce w życiu robić. Miała o sobie dość wysokie mniemanie. Uważała, że jest
ładna i inteligentna. Dodatkowo znała się świetnie na kosmetykach. Marzyła o pracy rezydenta biura
podróży w jakimś ciepłym kraju. Chciała się wyrwać ze swojej rodzinnej miejscowości. Uważała, że
małe miasteczko do niej nie pasuje.  Co to za życie na dziesięciu ulicach na krzyż  mówiła. Nie
podobali jej się też lokalni chłopacy. Byli dla niej jacyś tacy  małomiasteczkowi i prości.
Rodzice byli rozczarowani szkolnymi wynikami Zosi, matura dobiła ich ostatecznie. Chcieli, żeby córka
coś osiągnęła, nie tak jak oni  mama sprzedawczyni, a ojciec mechanik. Uważali, że cokolwiek by się
działo, Zosia na studia iść musi.  Nawet jakbyśmy mieli głodować, kredyt wezmiemy, ty studia
skończysz  powiedział ojciec. Sam całe życie zazdrościł kolegom z dzieciństwa, którym udało się
skończyć wyższe uczelnie. Jeden z nich był lekarzem, drugi inżynierem. Kiedy szli na studia, zupełnie
ich nie rozumiał. Myślał, że liczy się fach i poszedł do zawodówki. Dziś żałuje. Dla córki chciał lepszego
życia. Musiała studiować. Wszyscy, którzy coś znaczą, mają studia  myślał.
Zosia nie była pewna, czy w ogóle składać papiery na studia państwowe  przecież z jej wynikami nie
ma szans. Wszyscy znajomi jednak próbowali, stwierdziła więc, że co jej szkodzi. Najwyżej się nie uda i
pójdzie na prywatne  tam przyjmują wszystkich.
1
Kiedy okazało się, że przyjęli ją na państwową uczelnię, wszyscy byli trochę zaskoczeni. Zdziwienie
szybko przeszło jednak w euforię. Najbardziej dumny był ojciec, któremu z radości aż łzy stanęły w
oczach.  Moja córka idzie na studia  krzyczał. W całym domu panowała radość. Zosia miała przed
sobą wspaniałe wakacje.
Jadąc na rozpoczęcie roku akademickiego, dziewczyna czuła się tak, jakby złapała Pana Boga za nogi.
 Teraz zmienni się całe moje życie  myślała. Liczyła, że po studiach znajdzie wspaniałą pracę  może
w dyplomacji albo jakiejś zagranicznej firmie, a może jako rezydent? No, w końcu to stosunki
międzynarodowe, to co po tym można robić?
Nauka szła jej bardzo dobrze. Zdecydowanie lepiej, niż się spodziewała. Okazało się, że ze wszystkiego
ma same czwórki lub piątki.  Wreszcie tu normalnie podchodzą do nauki  mówiła do koleżanek.  Nie
trzeba ryć na pamięć jakichś głupot.
Poza nielicznymi wyjątkami z większości przedmiotów w ogóle nie musiała się uczyć. Wystarczyło na
podstawie materiałów z internetu zrobić prezentację multimedialną. Lubiła to. Nie mówiła tego głośno,
ale uważała, że jej prace są najlepsze. Zawsze świetnie potrafiła dobrać kolory, rodzaj czcionki i zdjęcia.
Problematyczny był jedynie sam moment prezentacji. Należało wtedy wyjść przed grupę, wyświetlić
materiały na rzutniku multimedialnym i wygłosić komentarz. Takie wystąpienia bardzo ją stresowały.
Starała się uczyć na pamięć tego, co ma powiedzieć, ale zawsze w połowie się gubiła i zapominała, o
czym mówi. Próbowała więc czytać z kartki. Kończyło się to jeszcze gorzej, bo czując na sobie wzrok
koleżanek i kolegów, zaczynała przekręcać wyrazy. Nie wyróżniało jej to jednak specjalnie na tle innych.
Grunt, że prezentacje były ładne. Wykładowcy i tak ich nie słuchali. Sprawdzali obecność i wystawiali
ocenę. Na koniec semestru ci, którzy chodzili, mieli cztery albo pięć, reszta trzy.
W domu wszyscy byli z Zosi strasznie dumni. Dziewczyna z nieukrywaną satysfakcją pokazywała
indeks.  W życiu nie pomyślałabym, że ktoś z naszej rodziny zajedzie tak daleko. Jesteś, moje
dziecko, na studiach, w takim dużym mieście, dziękujmy Bogu  mówiła babcia, płacząc. Czasem
jedynie ojciec nieśmiało zapytał, jak to pózniej z pracą po tych stosunkach międzynarodowych. Zosia
odpowiadała to, co mówili jej wszyscy znajomi  pracy jest pełno, w urzędach, firmach, korporacjach,
polityce& Wszędzie.
Promotor bardzo Zosię chwalił. Mówił, że jej praca magisterska o konflikcie izraelsko-palestyńskim to
jedna z lepszych, jakie w ostatnim czasie prowadził. Miał zastrzeżenia jedynie do odstępów między
akapitami. Ponoć nie powinno ich być. Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi. Praca licencjacka
wyglądała podobnie. Poprzedni promotor nie miał do tego zastrzeżeń. Przecież zawsze, kiedy wkleja
się fragmenty tekstu z Internetu, robi się coś takiego. Wspomniała o tym, ale pan profesor nie
odpowiedział, tylko westchnął. Dopiero koleżanka wytłumaczyła jej, że po skopiowaniu tekstu trzeba
 wyczyścić formatowanie i wtedy odstępy znikną.
Obywatelka Zosia
Zosia nie interesowała się polityką. Pierwsze wybory, w których mogła głosować, odbyły się w roku
2005. Nie poszła. Co ją to obchodzi? Ojciec coś mówił, że będzie głosował na Kaczyńskich, czy jakoś
tak. Nie słuchała&
Pierwszy raz wzięła udział w wyborach w roku 2007. Dalej nie interesowała się polityką. Niby na
studiach była masa tych głupich teorii, filozofii, doktryn, systemów, ideologii& Nie wiązała jednak tych
rzeczy z realną rzeczywistością. W życiu chodzi przecież o to, żeby ładnie się ubrać i w weekend
zabawić. Ta paplanina mądrali z książek przecież do niczego się nie przydaje.
2
Szybko znalazła dorywczą pracę. Realia studiowania były takie, że w zasadzie nie trzeba było chodzić
na większość zajęć. Na początku pracowała jako kelnerka, a pózniej w sklepie z ciuchami. Była
zadowolona. Raz w miesiącu dostawała nawet od firmy kupon rabatowy na ubrania. Wyniosła się też z
akademika, w którym początkowo mieszkała. Wynajęła mieszkanie z kilkoma koleżankami. Nie
wychodziło drogo, za to komfort był dużo wyższy.
Kiedy w 2007 r. Zosia wrzucała zgiętą na pół kartkę do wyborczej urny, była bardzo dumna. Czuła, że
robi coś ważnego. Przecież musieli odsunąć Kaczorów od władzy. Jeszcze kilka miesięcy temu tak o
tym nie myślała, ale teraz czuła się dojrzała politycznie. Ta ich mowa nienawiści, to jest straszne 
gazety, telewizja, Internet& Wszyscy tak mówili. No i ten wstyd, który przynoszą naszemu krajowi na
arenie międzynarodowej. Jak to się w ogóle stało, że oni rządzą? Nie rozumiała też, dlaczego tylu ludzi
wciąż ich popiera  w tym jej kochany tata. Wstydziła się za niego. Zawsze myślała, że to rozsądny
człowiek. Przecież w telewizji i internecie było wszystko pokazane. Jak te Kaczory nie umieją śpiewać
hymnu, przekręcają nazwiska piłkarzy i mlaskają przy mówieniu& Cóż, tata nie był intelektualistą i nie
wszystko mógł zrozumieć. Musi być dla niego wyrozumiała.
Pózniej była ta katastrofa. Na początku było Zosi strasznie przykro. Nie wiedziała dlaczego, ale
pierwszy raz od dawna poszła do kościoła, a kiedy oglądała w telewizji przejazd konduktu żałobnego,
aż się popłakała. Szybko jednak doszła do siebie i zrozumiała, jak ten Kaczor wszystko to próbuje
wykorzystać. Najpierw chciał zostać prezydentem i udawał miłego, a potem wyszło szydło z worka.
Teraz próbuje czepiać się śledztwa, bo tak naprawdę boi się, że znajdą dowody, iż ta cała katastrofa to
wina jego brata  jest przebiegły, ale ci spece z telewizji go rozszyfrowali, nie tak łatwo ich wywieść w
pole.
Epilog
Zosia jest postacią fikcyjną, wymyśloną na potrzeby tego tekstu. To, że nie istnieje naprawdę, nie
znaczy jednak, że nie ma w niej nic autentycznego. Wręcz przeciwnie. Materiał, z którego została
uszyta, choć dobrany subiektywnie, jest prawdziwy do bólu przez  u otwarte. Kto miał w ostatnich
latach styczność z polskim szkolnictwem wyższym, doskonale wie, o co chodzi. Duża część
współczesnych studentów ma w sobie wiele z naszej bohaterki. Niestety.
Pytanie, co dalej z Zosią? Scenariusze kreślić można różne. Optymista powie, że obroni się na piątkę, a
pózniej znajdzie pracę w jakiejś rozwijającej się zachodniej firmie. Życzyłbym jej tego z całego serca.
Bądzmy jednak realistami.
Na piątkę to może się Zosia i obroni (prawie każdy broni się dzisiaj na piątkę), ale na tym koniec.
Umiejętności, które zdobyła na studiach (przede wszystkim robienie prezentacji multimedialnych), są
kompletnie bezwartościowe na współczesnym rynku pracy. Nie ma ona też znajomości, które
pozwoliłyby na rozpoczęcie kariery pod parasolem.
Może wyjedzie na Zachód, do Wielkiej Brytanii albo na otwierający się rynek niemiecki? Z jej
znajomością języka na szybką karierę liczyć jednak nie powinna.
Jakimś pomysłem jest też powrót do rodzinnej miejscowości. Byłoby to jednak przyznanie się do porażki
i zmarnowania pięciu lat. Niewielu duma pozwoliłaby na taki ruch. Poza tym zdążyła już przywyknąć do
miejskiej atmosfery.
Po jakimś czasie Zosia zapewne zwiąże się z kimś na stałe. Miłość miłością, ale razem łatwiej żyć,
prościej się utrzymać. O nieskomplikowaną i nisko płatną pracę jest w mieście dość łatwo, z czasem się
3
gdzieś zaczepi. Przy odrobinie szczęścia  w jakimś lepszym sklepie w galerii handlowej, na stanowisku
o skomplikowanie brzmiącej anglojęzycznej nazwie.
Kiedyś nie musi, ale może przyjść moment, w którym dziewczyna spróbuje spojrzeć na swoje życie
krytycznie. Poczuje się oszukana.  Przecież miało być inaczej  pomyśli.  Dlaczego nikt mi nie
powiedział, że to będzie tak wyglądało. Moje koleżanki, które nie poszły na studia, żyją tak samo, jeśli
nie lepiej ode mnie. Jedna ma w rodzinnej miejscowości zakład fryzjerski, inna prowadzi z mężem
sklep. Kilka dziewczyn założyło wcześniej rodziny i teraz, przed czterdziestką, mają już odchowane
dzieci. Gdybym wiedziała, to zostałabym kosmetologiem, zawsze to lubiłam, przynajmniej nie
musiałabym się męczyć!
Dlaczego tak wyszło? Naiwność Zosi wszystkim była na rękę. Politycy mogli chwalić się
bezprecedensowym upowszechnianiem wyższego wykształcenia. Po cichu zacierali też ręce, bo lepiej,
że zamiast na bezrobociu, ludzie siedzą na uczelniach (i jeszcze się cieszą). Szkoły wyższe także nie
są tu bez winy, zwłaszcza te nastawione na produkcję& dyplomów. No i  bądzmy uczciwi  Zosi też to
pasowało. Duma naiwnych rodziców, poczucie przynależności do elity  młodych, wykształconych, z
wielkich miast , nadzieja. Cóż, nie byłaś, Zosiu, jedyna&
Jan Przewłocki
Za: Publikacje "Gazety Polskiej" (12.06.2011)
4


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Badanie losów absolwentów polskiej uczelni technicznej studium przypadku
Diagnostyka psychopedagogiczna studium przypadku lit II r mat dla studentów
STUDIUM PRZYPADKU DOROSŁEJ OSOBY z MUTYZMEM WYBIÓRCZYM
Studium przypadku na podstawie analizy rysunku rodziny Artykul
elektrotechnologie studium przypadku
studium przypadku 1
SP029 Studium przypadku Projekt Arabianranta, Helsinki, Finlandia
studium przypadku 6 rkic
studium przypadku rkic ii
studium przypadku
Studium przypadku (1)
Zarządzanie w sytuacjach kryzysowych studium przypadku
Zarzadzanie projektami Studium przypadkow

więcej podobnych podstron