Lewica wczoraj i dziś 26 08 02006


Lewica wczoraj i dziś
Nowe lewicowe ortodoksje wymierzone są przeciwko fundamentalnym instytucjom
Zachodu
Roger Scruton - jeden z najwybitniejszych żyjących filozofów europejskich i uważny
obserwator polskiego życia intelektualnego - został poproszony przez redakcję "Europy"
o opis "stanu posiadania" dzisiejszej lewicy. W swoim tekście przypomina, że upadek
komunizmu nie był przez lewicowych ideologów z Zachodu postrzegany "jako porażka,
lecz szansa na zmianę etykietek. (...) Przedstawiciele zachodniej inteligencji przestali
nazywać się marksistami, maoistami czy nawet socjalistami (...) i związali się z nowymi
ruchami: feminizmem, wyzwoleniem gejów, walką o prawa zwierząt".
W 1989 roku było w Polsce zapewne niewielu przekonanych socjalistów i mało kto
odczuwał szacunek dla prosowieckich sympatii zachodnich intelektualistów. Bohaterami
dnia stali się Ronald Reagan i Margaret Thatcher. Kształtująca się klasa polityczna na
wyścigi dystansowała się od komunistycznego dziedzictwa i wszystkich nikczemnych
aktów zdrady, dzięki którym komuniści prosperowali.
Dzisiaj sprawy przedstawiają się zupełnie inaczej. Oczywiście nie ma wielu
marksistowskich rewolucjonistów, w Polsce ani gdziekolwiek indziej, postkomuniści
stanowią jednak realną siłę w polskim życiu politycznym, lewicowi intelektualiści nadają
ton w mediach, a na uniwersytetach zwycięża zideologizowane myślenie amerykańskiej
lewicy. Polacy zaczynają dostrzegać, że w miejsce każdej zarzuconej lub obalonej
lewicowej ortodoksji pojawią się dwie nowe. Intelektualista z opinią konserwatysty,
tradycjonalisty czy prawicowca będzie wkrótce narażony w Polsce na równie wielkie
ryzyko, jak dzisiaj jest w Ameryce.
Nowe lewicowe ortodoksje nie są szczególnie antykapitalistyczne, nie interesują się też
zbytnio takimi kwestiami jak własność prywatna, hierarchia polityczna czy spuścizna
przeszłości. Wymierzone są przeciwko fundamentalnym instytucjom społeczeństwa
zachodniego: małżeństwu i rodzinie, religii i chrześcijaństwu, narodowi i kulturze
narodowej, tradycyjnym programom w szkolnictwie, starym chrześcijańskim cnotom
samoograniczania się. Wartości te niekoniecznie wprost się podważa, ale będą
stopniowo marginalizowane, w imię "postmodernistycznej" ideologii, która uznaje więzi
narodowe, religijne i społeczne za podstawowe przyczyny konfliktu i nierówności. Nawet
w Polsce obrońca tradycyjnego porządku chrześcijańskiego musi liczyć się z tym, że
zostanie uznany za elitarystę, zwolennika patriarchatu, homofoba czy po prostu
parszywca przez liberalną elitę, która mieni się stróżem wolności jednostki i praw
człowieka.
Aby zrozumieć tę nową sytuację, musimy sobie uprzytomnić, że rok 1989 przez
większość lewicowych intelektualistów postrzegany był nie jako porażka, lecz szansa na
zmianę etykietek. Ledwo upadł komunizm, a przedstawiciele zachodniej inteligencji
1
przestali nazywać się marksistami, maoistami czy nawet socjalistami. Szybko uznali
proletariat za byt fikcyjny i związali się z nowymi ruchami: feminizmem, wyzwoleniem
gejów, walką o prawa zwierząt i całą chmarą innych ataków na "burżuazyjną"
normalność. W tym właśnie okresie lewicowi intelektualiści zaczęli doczepiać "post"
przed określeniami, które do tej pory ich definiowały, byli więc teraz poststrukturalistami
jak Jacques Derrida, postsytuacjonistami jak pisarze związani z francuskim
czasopismem "Tel Quel", postmodernistami jak Richard Rorty i Jean-Fran?ois Lyotard.
Sugerowano, że tylko ignoranci i ludzie mało wyrafinowani pozostają wierni starym
lewicowym ideologiom. Świat nie stoi w miejscu i okres nowoczesny - kiedy to ludzie
mieli prawo być marksistami, maoistami i socjalistami - odszedł do lamusa. "Krytycznie
myśląca osoba", jak Lenin zdefiniował kiedyś intelektualistę, stała się teraz
"postmodernistą", czyli człowiekiem, który patrzy na swoje dawne poglądy z rodzajem
ironii, zwalniającej go od obowiązku przepraszania za nie.
Była to wygodna poza, jeśli ktoś - na przykład Eric Hobsbawm, którego marksizujące
historie rewolucji przemysłowej mają status podręczników szkolnych - poświęcił znaczną
część swojego życia obronie Międzynarodówki Komunistycznej, usprawiedliwianiu
zbrodni Lenina i agitacji na rzecz "ruchu pokojowego", którego jedynym celem było
rozbrojenie państw zachodnich w obliczu zagrożenia sowieckiego. W całym zachodnim
świecie intelektualiści rewidowali swój program, dystansując się od dawnych przekonań
przez pokazanie, że żadne poglądy nie mają racji bytu, że niemożliwe są "wielkie
narracje", jak to ujął Fran?ois Lyotard w swoich książkach o kondycji "ponowoczesnej".
W 1997 r. Stphane Courtois zredagował i wydał w Paryżu "Czarną księgę komunizmu",
w której udokumentował ogrom komunistycznych zbrodni i udział francuskich
intelektualistów w ich usprawiedliwianiu. Książka wywołała wielkie oburzenie
francuskiego establishmentu. Uznano za szczyt złego smaku przypominanie ludziom o
ich zaangażowaniu w wydarzenia, wobec których oni demonstrują ironiczny dystans.
Courtois nazywano człowiekiem naiwnym, reakcyjnym, prenowoczesnym, wierzył
bowiem w istnienie "obiektywnej" historii, mimo że postmodernizm pokazał, iż czegoś
takiego być nie może. Odkąd my, intelektualiści, zmieniliśmy postawę wobec historii,
historia również uległa zmianie. Zbrodnie komunistyczne to złudzenie, które lęgnie się w
głowach burżuazyjnych myślicieli: załóż postmodernistyczne okulary, a iluzja zniknie, w
jej miejsce pojawi się natomiast klarowny i uporządkowany krajobraz, w którym lewicowi
intelektualiści jak zawsze odegrali heroiczną i niezastąpioną rolę.
Najciekawszym przypadkiem zmiany etykietek na lewicy są amerykańskie uniwersytety.
Marksistowsko-leninowski bełkot z lat 60. i 70. został zastąpiony przez
"postmodernistyczną" lirykę, podpierającą się głównie francuskimi autorytetami: nihilisty
Michela Foucaulta, zaciemniacza Jacques'a Derridy i podstępnego Alaina Badiou,
którego deliryczne majaczenia mają za cel ubranie ideologicznej doktryny w
nieprzeniknione szaty uczoności. Mimo dziwnego i często pozbawionego sensu języka te
nowe autorytety - których intelektualne korzenie sięgają ruchu rewolucyjnego z lat 60. -
wciąż lokują się na lewicy, zastygłe w postawie opozycji wobec tradycyjnego porządku,
instytucji i wartości cywilizacji zachodniej. Derrida zawdzięcza swoją wpływowość
2
"dowodowi" na to, że znaczenie jest niemożliwe - być może to prawda w kontekście jego
nonsensownego pisarstwa, on jednak zastosował swoją teorię do kanonu literatury
zachodniej, aby obalić jej pretensje do roli autorytetu. Z kolei Foucault zawdzięcza swoje
wpływy - przypuszczalnie nawet większe niż Derridy - innemu wywrotowemu
"dowodowi". Wykazał mianowicie, że rodzina, system prawny, tradycyjne formy
poznania, miłość heteroseksualna - słowem, to wszystko, co utrzymuje naszą cywilizację
przy życiu - to tylko maski służące zagarnianiu władzy. Żaden wcześniejszy myśliciel nie
wydał tak jawnego pozwolenia na łamanie wszelkich zasad, może poza
przewodniczącym Mao, którego "Czerwona książeczka" była lekturą obowiązkową w
Paryżu za czasów młodości Foucaulta.
Eksmarksiści z lewego brzegu Tamizy, np. Julia Kristeva, często lądują na
amerykańskich uniwersytetach, gdzie są nagradzani najwyższymi zarobkami tudzież
zasypywani zaszczytami i nagrodami za swoje pisarstwo, które w przypadku Kristevy nie
wyróżnia się niczym oprócz ogólnej opozycyjności. Jak pokazał Roger Kimball w książce
"Tenured Radicals", w której dokumentuje upadek wydziałów humanistycznych
amerykańskich uniwersytetów, wolność akademicka i brak narzucanego centralnie
programu nauczania sprawiły, że uczelnie padają łatwym łupem ideologicznych inwazji.
Inny skutek to tworzenie nowych przedmiotów, których jedyną rolą jest walka z
dziedzictwem zachodniej kultury - women's studies, feminist studies, gay studies i setki
innych. Poststrukturaliści i postmoderniści z Francji nadają tym kierunkom polor
uczoności, tak samo jak marksizm nobilitował szydercze paradoksy Lenina swoją pełną
jadu błyskotliwością. Studenci płacą grube tysiące dolarów za przywilej poznawania tych
przedmiotów, aby się dowiedzieć, że cywilizacja zachodnia, która stworzyła uniwersytety,
jest zmazą na obliczu ludzkości, lecz nie przyswajają sobie aparatu pojęciowego lub
choćby takiej zdolności posługiwania się zrozumiałą ludzką mową, która pozwoliłaby im
obronić tę tezę przed krytyką ze strony konserwatystów. Nie odczuwają jednak potrzeby
jej bronienia, ponieważ w coraz większym stopniu wyklucza się konserwatystów ze
środowiska akademickiego. I słusznie, bo przecież znani są ze swoich "uprzedzeń",
braku szacunku dla "zasad bezstronności w nauce" i niewybaczalnego zwyczaju
przypominania nowej generacji lewicowców o zbrodniach popełnionych przez dawne
pokolenia lewicy.
Zasięg oddziaływania amerykańskich uniwersytetów jest bardzo szeroki i już teraz
odczuwa się w Polsce nacisk na zmianę programów akademickich w kierunku
amerykańskim, żeby "nadążyć za postępami wiedzy", poprzez włączenie do programu
takich przedmiotów jak feminist studies, gay studies i nabierającej coraz większego
impetu nauki o nazwie wiktymologia. Polacy bronią swojej narodowo-katolickiej kultury
bardzo powściągliwie, traktują postmodernistyczne zapędy z pobłażliwością, chociaż nie
mają całkowitej pewności, czy te brednie są konieczną ceną za pożytki płynące z
posiadania kapitalistycznej gospodarki.
W tej dziedzinie, podobnie jak w wielu innych, Polacy biorą od Ameryki to, co złe, nie
zauważając tego, co dobre. Amerykanie, którzy szybko wytwarzają przeciwciała na
3
wszystkie swoje moralne schorzenia, przeżyli w ostatnich latach konserwatywne
odrodzenie, jeśli nawet nie na uniwersytetach, to przynajmniej w czasopismach
polityczno-społecznych, instytutach badawczych i mass mediach. Takie czasopisma jak
"Commentary", "The National Interest", "National Review", New Criterion" i wiele innych
nieustannie poddają lewicowe ortodoksje krytycznej analizie, a The Heritage Foundation,
The American Enterprise Institute i inne prawicowe instytuty badawcze oferują
schronienie prawicowym intelektualistom, w tym także Radkowi Sikorskiemu z Polski.
Żona Sikorskiego, Ann Applebaum, podjęła niedawno temat zbrodni komunistycznych.
Jej książkę o Gułagu spotkał diametralnie inny los niż "Czarną księgę komunizmu"
Stphane Courtois - nawet historycy akademiccy uznali ją za rzetelną, a autorka
otrzymała prestiżową Nagrodę Pulitzera.
To w Ameryce ludzie zaczęli kwestionować ideologię feministyczną i antyokcydentalizm
nowego establishmentu akademickiego. W Ameryce można się nawet śmiać z lewicy -
może nie na uniwersytetach, ale na pewno w prasie, jak pokazał na przykład
P. J. O'Rourke serią przezabawnych komentarzy. To doskonałe, bo lewicowcy boją się
śmiechu jak diabeł święconej wody.
Odnoszę jednak wrażenie, że Polacy wolniej wytwarzają antyciała. Prawda: jest kąśliwy
jak osa Ryszard Legutko i krąg związanych z nim sceptycznych myślicieli. Istnieją
poważne czasopisma katolickie takie jak "Więz" i "Tygodnik Powszechny". Jest
intelektualna spuścizna Lublina Karola Wojtyły i Krakowa księdza Tischnera. Tu i ówdzie
podejmuje się w mediach próby obrony tradycyjnych wartości przed nawałą
postmodernistycznej ironii. Nie da się jednak uciec od konstatacji, że 15 lat po upadku
komunizmu lewica znowu rośnie w siłę, nie tylko na amerykańskich uniwersytetach, ale
także w Polsce, gdzie dzięki silnej tradycji narodowo-katolickiej doznała najbardziej
spektakularnej klęski.
Lewicowe hasła - oczywiście - nie są już te same co kiedyś. Teraz w roli wroga nie
występuje kapitalizm, wielkie korporacje czy własność prywatna, lecz religia, rodzina,
cywilizacja zachodnia. Motywy, które się za tym kryją, pozostają jednak niezmienne -
odrzucenie zwyczajnych procesów życia społecznego, mechanizmów reprodukcji
społecznej, dyscypliny i ładu, umożliwiającego przekazywanie dziedzictwa kultury z
pokolenia na pokolenie. Cel, który definiuje lewicę, przedstawia się według mnie
następująco: emancypacja terazniejszości od przeszłości. To obiecywał Lenin,
przypuszczając napaść na prawo i własność. To obiecywał Sartre w swoim ataku na
burżuazyjną rodzinę. To lansował Foucault w kłamliwych "historiach" ludzkich instytucji,
rzekomo co do jednej zbudowanych na fundamencie opresji. To obiecują feministki,
odrzucając społeczeństwo "patriarchalne".
Jeśli zatem chcemy zrozumieć ten nowy rodzaj transatlantyckiej lewicowości, musimy
dostrzec, że jego zasadniczy nurt stanowi ruch na rzecz "wyzwolenia gejów". Aby
homoseksualizm stał się normą - łącznie z wprowadzeniem "małżeństw gejowskich" -
tradycyjna rodzina musi utracić ten status. O to przez całe życie walczył Foucault, nie
tylko celem nobilitacji swego drapieżnego homoseksualizmu, ale także dlatego, że
postrzegał rodzinę jako nierozerwalnie splecioną z tymi instytucjami - od własności
4
prywatnej po burżuazyjne prawo - dzięki którym pojęcie autorytetu jest wpisane w
codzienną rzeczywistość. (Por. zwłaszcza trzytomową "Historię seksualności"
Foucaulta). Nowa ideologia gejowska jest bluznierstwem przeciwko temu, co w Polsce
ma charakter sakramentalny. Odrzuca ona nie tylko wspólne dziedzictwo zachodniej
kultury, ale również pokorną akceptację tego, że celem pożycia płciowego jest płodzenie
dzieci. Mimo to niewielu konserwatystów ośmiela się dzisiaj krytykować kulturę gejowską
lub zwracać uwagę, że stanowi ona zagrożenie dla cywilizacji zachodniej już nadwątlonej
przez ogólny klimat folgowania indywidualnym zachciankom. W Polsce, gdzie walka o
cywilizację zachodnią toczyła się bardziej na serio niż gdzie indziej, ruch wyzwolenia
gejów nie jest postrzegany we właściwym świetle, to znaczy jako spadkobierca starego
lewicowego przekonania, że porządek burżuazyjny należy obalić i rozkuć jego ofiary z
kajdan.
przeł. Tomasz Bieroń
"Polacy bronią swojej narodowo-katolickiej kultury bardzo powściągliwie, traktują
postmodernistyczne zapędy z pobłażliwością, chociaż nie mają całkowitej pewności, czy
te brednie są konieczną ceną za pożytki płynące z posiadania kapitalistycznej
gospodarki" - uważa Scruton. Tak więc może niebawem dojść do sytuacji, w której to
"lewicowość" stanie się podstawowym wyróżnikiem języka polskich intelektualistów. A
"intelektualista z opinią konserwatysty, tradycjonalisty czy prawicowca będzie w Polsce
narażony na równie wielkie ryzyko, jak dzisiaj jest w Ameryce".
Roger Scruton, ur. 1944, filozof. Założyciel Conservative Philosophy Group, której
działalność wpłynęła na zmianę klimatu opinii publicznej w Wielkiej Brytanii w latach 70. i
80., autor licznych książek. W Polsce wydano m.in.: "Intelektualiści nowej lewicy",
"Przewodnik po filozofii dla inteligentnych", "Co znaczy konserwatyzm", "Zachód i cała
reszta".
ROGER SCRUTON filozo
5


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zmarł lider największej irackiej partii (26 08 2009)
26 08 2012
mechanizmy masowej manipulacji wczoraj i dzis eioba
Grafika wczoraj i dziś
POMOC SPOŁECZNA WCZORAJ I DZIŚ
Markuza Bieniecka B Kuchnia Regionalna wczoraj i dziś
! Barok sarmatyzm wczoraj i dzis
Czarkowski Elektrownie wiatrowe wczoraj, dziś i przede wszystkim jutro
Magia wczoraj i dziś

więcej podobnych podstron