Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna


Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna
I
Czasem, gdy rozglądamy się po swoim życiu, ze smutkiem odkrywamy, że wciąż jeszcze nie wygląda tak, jak byśmy
sobie życzyli. Spostrzegamy różnorodne braki, niedomagania, niespełnione pragnienia,  złośliwości losu . Wciąż coś
przysłania nasze oczy i tak trudno spostrzec piękno. A ono jest czasem schowane, jak słońce za chmurami. Wiadomo,
że słońce wciąż świeci, lecz nie widać tego blasku.  Zatopieni w szarości zaczynamy wierzyć, że istnieje jedynie owa
szarość. Wszędzie jest, niczym mgła o poranku. Lecz zapominamy, że za tą  mgłą istnieje piękno. Nie dostrzegamy
nawet piękna, które jest w tej  mgle . Tracimy powoli zdolność dostrzegania piękna.
Wydaje mi się, że jest to całkiem oczywiste, ale dodam na wstępie, że wszystko, co piszę jest jedynie moją percepcją 
percepcją Piotra P. Nie musi być prawdą  to jedynie mój punkt widzenia i odzwierciedla mój terazniejszy poziom
świadomości, a raczej terazniejszy poziom mojej nieświadomości. To wyjaśnienie jest potrzebne też dlatego, że będę
się wyrażał na przykład w języku  my . Nie oznacza to, że  my wszyscy lub  każdy tak ma. Nie oznacza, że piszę za
kogoś lub za wszystkich  nie uzyskałem takiego pozwolenia czy choćby takiej propozycji. Nie będę też unikał
stwierdzeń typu:  niektórzy ludzie ,  wielu ludzi ,  ktoś i temu podobnych, chociaż zawsze pojawia się wtedy kilka
pytań typu:  jacy ludzie? ,  skąd wiesz? i temu podobne. Ostatecznie mogło mi się przyśnić. Generalnie chodzi o to, że
tak jest mi po prostu wygodniej. Środki wyrazy służą mi jedynie do tego, by pozostawać wciąż przy zjawiskach,
wnioskach, by  zmierzać za myślą , a nie rozstrzygać, kogo to dotyczy. Chodzi więc o przejrzystą formę i stworzenie
każdemu możliwości wyboru tego, co chce dla siebie  wziąć , przemyśleć, a odrzucenia pozostałych rzeczy. Nie ma
konieczności identyfikowania się ze wszystkim lub nawet z czymkolwiek. Nie ma przymusu, by zaliczać się do:
 wszyscy ,  inni ,  wielu ludzi ,  ktoś , zawsze można po prostu pozostać przy  ja .
Moim celem nie jest krytykowanie kogokolwiek, degradowanie lub wyśmiewanie, moim celem jest zrozumienie,
świadomość i odnalezienie prawdziwego siebie. Moim celem jest wyrwanie się iluzjom, wyjście poza  wszyscy , poza
 każdy , poza  ja  poza wszelkie twory umysłu, czyli poza wszelkie fikcje. To czym się zajmuję, to tylko wskazywanie
na  coś i zaproszenie do  jakiegoś spojrzenia, a nie stwierdzanie faktów czy jasnowidzenie na temat wszystkich ludzi
lub kogoś konkretnego. Zbyt mało znam samego siebie, a co dopiero odważyć się mówić o innych ludziach. Zajmuję się
tym, co ludzi dotyczy, procesami, zjawiskami, a nie personalnie nimi samymi i to całkiem oczywiste, że mam
ograniczoną percepcję  jak każdy.
Poza tym wiadomo, że każdy ma zdolność opisania jedynie własnego świata. Może nam się wydawać, że mówimy
o innych ludziach, ale w rzeczywistości zawsze opisujemy  swój świat . Opisujemy jedynie swoje postrzeganie innych,
a nie owych innych. Z tego powodu człowiek, który potrafi słuchać z ciekawością i uważnością innych ludzi tak wiele
o nich wie. Można powiedzieć, że taki człowiek zna  wiele światów . Prawdę mówiąc nie jest to w ścisłym sensie
prawda. Taki człowiek nie nabywa bowiem zdolności wejścia w inne światy. Stwarza takie wrażenie, ponieważ potrafi
tak bardzo rozszerzyć granice własnego świata, że jakby  wchłania inne światy. To kwestia jedynie szerszej percepcji 
nic poza tym. Im więcej ktoś zyskuje wewnętrznej (czyli jedynej wartościowej i prawdziwej) wolności tym
większym staje się jego świat. I nie ma żadnych granic dla tego procesu. Jednak cokolwiek zacznie wyjaśniać,
opisywać, zawsze pozostanie tylko w swoim świecie. Może być on większy, bardziej przestrzenny, wielopiętrowy,
wielowymiarowy, ale nadal to tylko jego świat i tylko o nim może coś (cokolwiek) powiedzieć.
Właściwie nie będzie w tym artykule żadnych rewelacji  tak mi się przynajmniej wydaje  ponieważ o wszystkim już
kiedyś ktoś pisał. Może w innym języku, może w innej formie. Poza tym zgadzam się z twierdzeniem, że cała
możliwa wiedza jest w nas (w każdym z nas) od zawsze. To, że nie potrafimy jej z siebie wydobyć, spostrzec jej
w sobie lub skorzystać z niej, nie oznacza, że jej tam nie ma. Jest. Jednym z naszych życiowych zadań jest ją
odnalezć, przypomnieć sobie wszystko, o czym nie pamiętamy i odzyskać wolność, której w rzeczywistości
nikt nam nie odebrał. Sami z niej rezygnujemy każdego dnia  ale do tego pewnie dojdziemy nieco pózniej.
Dość wyjaśnień wstępnych. Zaczynajmy.
Często wpadamy w pułapkę  negatywnej percepcji . Jest to percepcja wielce  krytyczna i nieskończenie
 zadaniowa . Wciąż pokazuje nam, co należy jeszcze osiągnąć, jak wiele jest wciąż do zmiany, jakimi to rzeczami
powinniśmy się jeszcze frustrować i wreszcie je zmienić. Pokazuje nam nasze życie w krzywym zwierciadle i przysłania
wiele piękna, które w nim (życiu) jest. Uruchamia nas wciąż do jakich działań i to do tego stopnia, że nie potrafimy się
temu wyrwać. Nie potrafimy cieszyć się czymkolwiek w teraz, nie dajemy sobie prawa do odpoczynku, do radowanie się
tym, co jest w tej chwili. W ogóle tego najczęściej nie dostrzegamy lub traktujemy jak zbyt mało ważne błahostki.
Większość z tego, co widzimy, widzimy przez pryzmat niedomagań, niedoborów, przeszłych prawd
i pretensji, bolesnych zdarzeń lub wyobrażeń doskonałej przyszłości. Lecz taka (doskonała) przyszłość wciąż
jakoś nie nadchodzi i jest to właściwie proste do wyjaśnienia, ponieważ ze sfrustrowanej terazniejszości trudno
zbudować piękną przyszłość. Jutro jest wynikiem, konsekwencją dziś  to oczywiste, a skoro dziś pozostawia wciąż tyle
do życzenia, więcej w nim smuci niż cieszy, to niby w jaki sposób ma  stworzyć piękne jutro. Jeżeli dziś jest pełne
napięcia, to w jaki sposób jutro ma stać się spokojem?  mało realne.
Druga sprawa dotyczy pytania  kto?  kto ma nam zbudować naszą piękną przyszłość? Wiadome jest, że skoro
1 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
podróżujemy gdzieś mentalnie  bez znaczenia w przeszłość czy w przyszłość  to nas Tu i Teraz właściwie nie ma. To
nie jest żart  jesteśmy nieobecni w swojej terazniejszości. Więc, skoro nas tutaj nie ma, to jak mamy tutaj
cokolwiek zbudować? To się nie wydarzy. To ciekawa sprzeczność. Chcemy Teraz i Tutaj doświadczać
wielkiego piękna, zaznawać radości, błogości, bliskości, miłości, spokoju i wielu innych rzeczy, ale nie
mamy zamiaru Teraz i Tutaj tego dla siebie stwarzać. Znikamy i czekamy na cud. W tym kontekście cud nie
istnieje  istnieje prosta i oczywista konsekwencja. I rzeczywiście nie doświadczamy cudu. Zastanówmy się. Skoro my
znikamy, to kto tworzy nam to  coś  tę naszą rzeczywistość? To nasza nieobecność  coś tworzy, a kiedy wracamy
jesteśmy dodatkowo zaskoczeni, że to  coś nie jest nasze. No niby jak ma być nasze, skoro my tworzyliśmy w tym
czasie fikcję w swoim umyśle?
Poszukujemy piękna, radości, szczęścia, spokoju nie tam, gdzie należy. Zmierzamy albo na zewnątrz
i oczekujemy, że ktoś nam to ofiaruje w prezencie, albo udajemy się w podróże mentalne w przeszłość/przyszłość (do
nierealności, której nawet nie ma) i mamy nadzieję, że tam to odnajdziemy i przeniesiemy do dziś. Nie da się. Daremne
starania. To tak, jakbyśmy chcieli  zdjąć słońce z nieboskłonu i zawiesić je w swoim pokoju zamiast żyrandola. No& ,
nie da się i tyle. Byłoby pięknie mieć słońce pod sufitem, ale się nie da. Możemy to sobie wyobrażać, ale nie da się tego
zrealizować.
Realne piękno jest wszędzie wokół nas. Zewsząd nas otacza. Jesteśmy zaślepieni iluzją, którą przynosimy
z naszych nierealnych podróży. Nasze oczy są zajęte porównywaniem tego, co mamy (czyli iluzji stwarzanej przez
naszą nieobecność), z tym, co sami sobie stwarzamy w  nigdy (czyli iluzji z przeszłości lub przyszłości). Dodatkowo
swoją energię inwestujemy w chęć zastąpienia jednej iluzji drugą. Bawimy się w to i nawet tego nie zauważamy. To
chyba jakiś szczyt iluzji, a już na pewno jeden z kilku najwyższych. Ależ my lubimy zdobywać szczyty. Tylko czemu
muszą to być szczyty głupoty? Mniejsza o to.
Piękno jest. My go nie widzimy, ale ono jest. Otacza nas świat pełen piękna. Zapachy, widoki, błogość, spokój,
harmonia  życie nas otacza. Zaprzestaliśmy się zachwycać  to nasz wybór. Przestaliśmy się delektować  to nasze
znieczulenie. Przestaliśmy dostrzegać  to nasza ślepota. Przestaliśmy słyszeć śpiew ptaków  to nasza głuchota.
Myślimy, że zajmujemy się rzeczami ważniejszymi? Co to za rzeczy ważniejsze? Mówimy, że nasze życie? No ciekawe.
A jak my się tym zajmujemy, że mamy tego życia tak dość? Tak naprawdę w ten sposób robimy z naszym życiem byle
co. Takie to jest zajmowanie się.
Skupiamy się na odczuwaniu wszelkich braków i niezadowoleń, zamiast skupić się na odczuwaniu w ogóle.
To jeden z naszych niesamowitych skarbów. Możemy czuć. I tak dalej. Możemy widzieć, słyszeć, smakować, dotykać,
wąchać. Wciąż nam mało, to kiedy będzie nam dość? Nie potrafimy zachwycić się pięknem kwiatu lub tęczy, śpiewem
ptaków lub podmuchem wiatru, niewinnym i jasnym uśmiechem dziecka, szczerą łzą wzruszenia lub nawet bólu,
dzwiękiem swojego głosu, ciszą poranka o wschodzie słońca, gwiezdzistym niebem, krokiem po miękkiej trawie,
ożywczą kąpielą w zimnym strumieniu, uściskiem ukochanej osoby, wtuleniem, spojrzeniem, bliskością, łykiem zimnej
wody w upalny dzień lub milionem innych rzeczy i zjawisk. Odczuwamy  to jest przecież cudowne. To właśnie jest
niesamowite.
Mamy zmysły i używamy ich najczęściej do tego, by się zle czuć  coś jest z nami nie w porządku. Jesteśmy chorzy.
Nie. Jesteśmy raczej martwi. Widziałem wielu chorych, którzy mieli w sobie ogrom zachwytu, radości, szczęścia,
spokoju, pogodzenia, miłości, błogości, wdzięczności, piękna  tak, są pełni piękna, więc i wokół nich jest piękno. To
zaskakujące, oni potrafią to wszystko przeżywać  właśnie oni. Chorzy są najbardziej  zdrowi , a zdrowi są
najbardziej  chorzy .
Mówimy wiele o rozwijaniu się  mówimy. Ciągłe mówienie o swoich, a tym bardziej cudzych niedomaganiach,
o nieodkładalnych zadaniach, o zniewalających wzorcach, o nieużytecznych przekonaniach i o wielu innych
ważnych i poważnych rzeczach nie oznacza jeszcze rozwijania się. Rozwój ma nie wiele wspólnego z gadaniem.
Ma o wiele więcej wspólnego z myśleniem. A jeszcze więcej z doświadczaniem, czuciem i myśleniem.  Myślenie (więc)
oznacza tu odwagę stawiania sobie dogłębnych pytań, oznacza krytykę swoich skostniałych przyzwyczajeń, oznacza
konfrontację z wszelkimi własnymi lękami, oznacza doświadczanie samego siebie w najgłębszej głębi, oznacza kontakt
z wszystkimi swoimi emocjami, oznacza ciekawość odkrywania swej prawdziwej istoty, oznacza bycie bezgranicznie
szczerym wobec siebie, oznacza determinację w odkrywaniu prawdy  jakakolwiek by była. Rozwój to schodzenie
do centrum i bycie z samym sobą. I w rzeczywistości nie chodzi tu o ciągłe robienie czegoś lecz o bycie, o świadomą
obecność. Wyobraz to sobie, siedzisz w ciszy i nic nie robisz, myśli przychodzą i tak samo odchodzą  wszystko
łagodnie płynie, a ty pozwalasz dziać się temu i jedynie doświadczasz siebie. Niby proste, ale tego się właśnie obawiamy
 doświadczenia siebie. Kto wie, co się pojawi. Stwierdzenia, że to przecież nudne lub głupie są jedynie  zasłoną
dymną i lękliwym sposobem unikania najważniejszej z istniejących konfrontacji. Cóż, wciąż wolimy pozostać
na zewnątrz i tam się bezsensownie konfrontować, wolimy zostać w znanym sobie na pamięć własnym  światku .
Myślimy, że myślimy. Myślimy, że się rozwijamy. Wydaje nam się, że pracujemy nad sobą, a w rzeczywistości
 zapadamy się w rozpamiętywaniu i przeżywaniu wciąż tych samych tragedii na nowo. Myślimy, myślimy,
myślimy. To raczej przypomina jakąś formę neurozy. Oburzamy się, gdy ktoś nas o to posądza, ale tak to wygląda. Tu
nawet nie chodzi o ilość tych wszystkich myśli, ani o ich rodzaj. Neuroza nie ma z tym nic wspólnego. Problemem nie
jest myślenie, problemem jest brak dystansu do tego wszystkiego (co myślimy i czujemy). To jest prawdziwe
sedno neurozy. Jeżeli ktoś nie potrafi podejść z dystansem do własnych myśli i uczuć, zapada się w nich, pochłaniają go
doszczętnie, ciągną w jakąś koszmarną otchłań. Po jakimś czasie taki człowiek traci zupełnie zdolność przyglądania się
czemuś z dystansu, niemożliwym staje się dla niego przejście  nad czymś z uśmiechem, jego życie staje się bardzo
poważnym doświadczeniem (żeby nie użyć słowa tragicznym). Poza tym jesteśmy tak bardzo przywiązani do własnych
(przestarzałych) poglądów, postaw, że prędzej się zamęczymy, niż z nich zrezygnujemy. To już nie tylko neuroza, to
jeszcze dodatkowo psychoza. Nie da się ukryć, wyglądamy na niezle  porąbanych .
2 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
Gdyby ktoś nakręcił o nas film dokumentalny pod tytułem  Tydzień z życia&  i obejrzelibyśmy go naprawdę
uważnie, to moglibyśmy mieć kilka zaskakujących wniosków. Po pierwsze, mielibyśmy wątpliwości, że to nasze życie
(wyparcie) lub, że ktoś specjalnie wybrał zły moment i był tendencyjny, złośliwy, nastawiony negatywnie do nas
(przeniesienie). Po drugie, moglibyśmy nabawić się dodatkowej traumy z powodu ślepoty, głuchoty, nieczułości, bo
pewnie trudno byłoby nam uwierzyć, że możemy tak wielu rzeczy nie doświadczać, choć nas otaczają. Po trzecie,
moglibyśmy się zastanawiać nad tym, czy nie zostaliśmy poddani jakiejś niezauważalnej formie hipnozy (oczywiście, że
tak  autohipnozie). Po czwarte, moglibyśmy mieć wrażenie, że śpimy. Po piąte, moglibyśmy mieć wrażenie, że to nie
tylko spanie, ale też jakiś koszmarny, śniony sen. Po szóste, że jesteśmy bezmyślni i automatyczni, jak nakręcone
 bawidełka . Po siódme, że& . Po ósme, że& . Wiele rzeczy, wiele smutnych i zaskakujących odkryć.
Tak czy inaczej bylibyśmy na pewno zaskoczeni, że tak właśnie żyjemy, że tak to wygląda, gdy się na to patrzy nieco
z dystansu, z boku, z  lotu ptaka . Z jednej strony moglibyśmy dostrzec wiele możliwości, których nie dostrzegamy
będąc  w centrum akcji, ale z drugiej moglibyśmy sobie niestety uświadomić, jak wiele czasu zmarnowaliśmy i nadal
marnujemy. Moglibyśmy zauważyć swoje ulubione sposoby na unieszczęśliwianie samego siebie. Moglibyśmy zobaczyć
swoje bezsensowne  zaangażowanie . Moglibyśmy zdać sobie sprawę z własnej nieudolności. Moglibyśmy zauważyć, że
mamy mnóstwo możliwości wyborów i nie korzystamy z tego. Moglibyśmy zdać sobie sprawę z własnej głupoty.
Moglibyśmy pomyśleć, że sami nie szanujemy siebie i swojego życia. Moglibyśmy  stracić oddech na widok swojej
ślepej lojalności wobec własnych iluzji. Moglibyśmy przerazić się własną  konsekwencją w niszczeniu siebie
i zaprzepaszczaniu szansy po szansie. Moglibyśmy dostrzec, że odgrywamy rolę  ofiary , która czeka na  Jezusa ,
a spotyka jednego  szatana po drugim. Wreszcie moglibyśmy doświadczyć dotkliwie bezradności widząc swoją
wyuczoną bezradność. Naprawdę mogłoby nas zemdlić. Moglibyśmy przeżyć prawdziwy szok. Zresztą nie sądzę, by
komukolwiek udało się wytrzymać na tej premierze dłużej niż dziesięć minut i na pewną nie byłoby nam łatwo uwierzyć,
że tak właśnie realnie żyjemy. To byłby najtrudniejszy spektakl, jaki można sobie wyobrazić.
Miało być o wszechobecnym pięknie. Gdzie się podziało piękno? Jest tu, jest właśnie tu. Może powinniśmy obejrzeć taki
 film ?! Może powinniśmy zauważyć w takim doświadczeniu nie tylko ból, ale przede wszystkim ogromną możliwość 
i piękno. Wreszcie mielibyśmy szansę spojrzenia na siebie z odpowiedniej perspektywy. To mogłoby nam pomóc się
przebudzić ze snu. To mogłoby oznaczać nasze prawdziwe narodziny. Taka szansa  to jest niesamowicie piękne. Mamy
naprawdę niesamowite szczęście. Otrzymujemy od życia jedną szansę po drugiej. Nie ma znaczenia ilu nie
wykorzystaliśmy. To już było. Szkoda łez. Znaczenie ma to, że wciąż są nowe. Znaczenie ma to, że
w każdej chwili możemy pójść inną drogą. Znaczenie ma to, że zawsze mamy wybór. Znaczenie ma to, że
jesteśmy wolni, by stać się Wolnymi. To piękne, ale my jesteśmy ślepi. Nie dowierzamy i dlatego nawet nie
próbujemy. Jesteśmy ślepi na takie piękno.
Sami ograniczamy własną percepcję. Skupiając się na niedoborach dostarczam im dodatkowej energii i one wciąż
wzrastają, bardziej i bardziej. W zgodzie z zasadą:  wzrasta to, w co inwestujesz swoją energię . Więc zdecydowanie
sensowniejszym zajęciem (a już na pewno tak samo ważnym) jest, budowanie równowagi i skupianie się na wszystkim
tym, co działa  czyli (przynajmniej) energia po równo. Nie chodzi o to, by zaprzeczyć trudnościom lub je zignorować.
Nie chodzi o to, by udawać, że wszystko gra, gdy tak nie jest. Chodzi o równowagę w cieszeniu się i zajmowaniu
trudnościami. Jeżeli przestaniemy świętować, cieszyć się, to skąd wezmiemy energię na przezwyciężanie trudności.
Nikt o zdrowych zmysłach nie planuje wejścia na ośmiotysięcznik jednego dnia. Wysiłek, regeneracja, wysiłek, święto,
wysiłek, zachwyt, wysiłek, radość, wysiłek, piękno  krok po kroku. Równowaga. Sukces jest nie tylko
w osiągniętym celu, ale też w sposobie i w drodze. Wszystkie te rzeczy razem są potrzebne, by mieć sukces,
a może i więcej. I równowaga. Nie  coś kosztem  czegoś innego. Oczywiście możemy dokonać wyboru i  coś mieć,
a z  czegoś zrezygnować, ale kwestia wolnego wyboru nie jest tym samym, co  coś kosztem  czegoś .
Staliśmy się bardzo egoistyczni, egocentryczni, jednostronni. Chcemy wyizolować się z Całości. Chcemy
oddzielili się od Jedności. Już sama wiara, że jest to możliwe nie jest zdrowa, ale realizacja takiego wierzenia zasługuje
na miano szczytu szczytów iluzji. I nam się wydaje chyba, że to naprawdę jest możliwe. Trudno w to uwierzyć, ale fakty
to fakty.
Przeżywamy szczególny rodzaj amnezji i zaślepienia. Brniemy w  bagno na własne życzenie i zależy nam
jedynie na tym, by grano nam przy tym naszą ulubioną muzykę. Uwaga: bagno ma to do siebie, że wciąga. Ten
rodzaj zaciemnienia umysłu zdarza się chyba raz na wiele setek tysięcy lat, bo zródła nie podają o takich faktach
w przeszłości  znaczy dawno to być musiało. Może takie świadectwa zniknęły z jakąś cudowną kulturą, a może przez
takie wydarzenia te kultury zniknęły? Sumer, Atlantyda, Lemuria  kto wie?
Wyjaśnienie tej indywidualistycznej idei jest nader proste. We Wszechświecie wszystko dzieje się w relacji. Nic
nie wydarza się w izolacji, w oddzieleniu. Cokolwiek się dzieje jest związane z czymś innym. Wieczne wzajemne
 zazębianie się . Wieczne współistnienie. Czasem są to zjawiska odległe tak bardzo, że ich nie spostrzegamy
w parze, ale relacja jest jedną z pewniejszych rzeczy. Właściwie występuje nie tylko relacja, ale równoczesność,
ponieważ istnieje tylko jeden czas  terazniejszość.  Życie układa się parami  to nie są jedynie słowa piosenki
z dawnych lat, to wielka mądrość. Nawet fizyka kwantowa już to odkryła  bardzo duchowa nauka. Naukowcy nie
do końca wiedzą, co z tym zrobić, ale już to odkryli i mają dowody. To niesamowite, że najwięksi sceptycy sięgają
największych szczytów duchowości. Piękne. Naprawdę piękne.
Wróćmy do naszych rozważań.
To, o czym teraz mówimy, reprezentuje się w rzeczywistości bardzo prosto. Pamiętamy o swoich oczekiwaniach
3 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
wobec innych, ale zapominamy jednocześnie, że inni też mają swoje oczekiwania wobec nas. Jesteśmy
skupieni na własnych potrzebach do tego stopnia, że potrzeby innych w ogóle znikają. Bierzemy pod uwagę jedynie
swoje racje, i tak dalej i dalej. Można mnożyć bez końca. Nie o to chodzi. Mamy nauczyć się dostrzegać piękno. Czy ono
może tu być ukryte? Oczywiście, że jest. Piękno jest w naszej umiejętności dostrzegania i diagnozowania. Nie robimy
z tego odpowiedniego użytku i w tym problem. Skupiamy się na części, zamiast na całości. No i dodatkowy kłopot
polega oczywiście na jednokierunkowości. Oczekujemy wszystkiego dla siebie, nic nie dając. Poza tym
oczekujemy od innych, a nie od siebie. Kilka kwestii  taka mała molekuła. Oczywiście nam się wydaje, że dajemy
całe mnóstwo rzeczy od siebie. Podkreślam  nam się wydaje.
Wiele naszych problemów ma swój początek w naszej małej wnikliwości, w naszej powierzchowności. Nie
zagłębiamy się w znaczenia słów.  Idziemy zbyt często po wierzchu. Przyjmujemy założenie, że egoizm jest
pejoratywny i robimy wszystko, by o nas tego nie pomyślano, a im bardziej to robimy, tym bardziej niestety stajemy
się egoistami. Skąd się to wzięło? Otóż, powszechnie zawęża się egoizm do działania z myślą o sobie. Bardzo płytkie
podejście. Zbytnie uogólnienie. Poza tym, co w tym dziwnego? To dość naturalne dla człowieka, że ma swoje życie
na widoku  tak być powinno. Kwestia egoizmu jest nieco bardziej skomplikowana. Nie można nazwać egoistą
kogoś, kto dba o swoje życie, pracuje nad nim i nie czeka, że ktoś dokona czegoś za niego. To mądrość, a nie
egoizm. Niestety bardzo często byliśmy  częstowani (na przykład przez własnych rodziców) komentarzami:  nie bądz
egoistą w sytuacjach zupełnie nieadekwatnych, by to powiedzieć. Więc z czasem, każde swoje działanie na rzecz siebie
zaczęliśmy wkładać w pejoratywny aspekt egoizmu. Nawet nie zadaliśmy sobie pytania o definicję egoizmu. Coraz
bardziej nieruchomieliśmy i coraz bardziej wierzyliśmy (oczekiwaliśmy), że inni zrobią wszystko za nas. W ten sposób
niespodziewanie stawaliśmy się mistrzami tego, czego chcieliśmy tak bardzo uniknąć. Egoizm jest chęcią
podporządkowania sobie innych, jest wymuszaniem działań innych ludzi na rzecz siebie. Jest postawą
wewnętrznej nieruchomości jednostki przy jednoczesnym oczekiwaniu, że cały  zewnętrzny świat będzie bardzo
zaangażowany w uszczęśliwianie owej jednostki. Zero dawania i nieskończoność brania od innych ludzi. Postawa:  mnie
się to od was należy . To jest właśnie egoizm. W egoizmie nie chodzi o branie od siebie samego. Branie od siebie
jest wręcz zalecane. Jeśli ktoś ma coś dla nas zrobić, to przede wszystkim my sami dla siebie. To przejaw dojrzałości,
a nie egoizmu, ponieważ oznacza przejęcie odpowiedzialności za własne życie. Egoizmem jest cedowanie
odpowiedzialności za swoje życie na innych ludzi i oczekiwanie, że zrezygnują ze swojego życia po to, by
zająć się naszym. Nawet gdyby tak mogli uczynić lub uczynili, nie są w stanie nas zadowolić  nikt poza nami tego nie
potrafi. Tak to wygląda.
Jesteśmy zaślepieni własnymi pragnieniami. Czasem nawet można odnieść wrażenie, że wierzymy w to, iż
wszyscy wokół są jasnowidzami, którzy powinni wiedzieć, co i kiedy nam  dać , byśmy czuli się szczęśliwi. Tak, jakby
wszyscy żyli jedynie dla nas. To jeden ze sposobów na dojechanie do stacji  paranoja . Człowiek zaczyna spostrzegać
wszelkie zachowania ludzi, jako odnoszące się do niego. Wciąż tkwi w jakichś skomplikowanych procesach myślowych,
wartościuje, co to mogło oznaczać, ocenia, dokonuje osądów, domyśla się i najczęściej niestety nadaje owym
działaniom negatywne znaczenie. Nic dziwnego skoro jest rozdrażniony, niezadowolony, sfrustrowany, bezradny  a tak
się właśnie czuje. Ludzie robią wiele różnych rzeczy z wielu najprzeróżniejszych powodów i do głowy by im pewnie nie
przyszło, że ktoś mógłby pomyśleć, iż to do niego się odnosi.
Starajmy się chociaż zachować jakiś zdrowy dystans. Patrzymy na świat w niepowtarzalny i charakterystyczny dla
siebie sposób. Nikt poza nami nie przeżywa tego co my. Nikt nie widzi świata takim, jakim my go widzimy.
Nie oczekujmy więc, że będzie zawsze wiedział, rozumiał, co się z nami w tej chwili dzieje. Patrzymy przez własne filtry
na świat. Nikt więcej takich nie ma  to jak linie papilarne  są wyjątkowe u każdego człowieka.
Trudno to dostrzec lub przyznać się do tego przed samym sobą, ale najczęściej przenosimy na innych
(zupełnie nieświadomie) swoje mniemania, swoje ograniczenia, swoje założenia, swoje intencje.
Spodziewamy się, że ludzie myślą to lub tamto, że mają taki, a nie inny zamiar, że niewątpliwie ich intencją było& .
Teraz siebie traktujemy jak jasnowidzów. Jesteśmy święcie przekonani, że mamy rację. Potrafimy nawet to komuś
udowodnić, a przynajmniej będziemy się starać. W rzeczywistości chcemy to udowodnić samemu sobie, a nie komuś.
On i tak pozostanie przy swojej prawdzie  to pewne.
Pułapka, w którą wpadamy jest dość prosta. Wciąż wyświetlamy sobie w głowie  filmy z przeszłości
i spodziewając się czegoś, niewątpliwie zaczynamy to dostrzegać w terazniejszości. Nadajemy temu również
dobrze znajome znaczenia i kłopot gotowy. To po prostu nasz nieświadomy nawyk i brak wewnętrznej dyscypliny.
Wierzymy, że życie się powtarza. Ale życie nigdy się nie powtarza. Życie żyje wciąż nowym życiem. Nie można
wejść dwa razy do tej samej rzeki. Można wejść ewentualnie dwa razy do tej samej  nazwy rzeki . Nie można dwa razy
przeżyć dokładnie tego samego stojąc w tej rzece. Każde doświadczenie jest świeże, niepowtarzalne, nowe, wyjątkowe.
Tak samo jest z ludzmi. Zmiana w ludziach jest czymś nieuchronnym. Dziś, w tej chwili spotykasz zupełnie
nowego  starego człowieka. Wydaje ci się tylko, że to ten sam człowiek  ale on się wciąż zmienia. Jedna jego
myśl, jedno doświadczenie odmienia go zupełnie co chwilę. Ty również nie jesteś ten sam dziś, co wczoraj. Pogódzmy
się z tym, ponieważ zmienić tego się nie da. Nawet na poziomie fizjologii jest tak samo. Poza ośmioma komórkami
pierwotnymi, które masz w okolicach krocza, wszystkie się wciąż wymieniają. Fizjologicznie najstarszy człowiek
na ziemi ma siedem lat. To przejawy wiecznie towarzyszącego nam piękna. Pomyśl, nie możesz tak naprawdę
przeżywać  de ja vu  to cudowne. Wiesz, co to oznacza? Pomyśl. Masz co chwilę nowe życie. Spotykasz co chwilę
nowych ludzi. Upieramy się, że oni się nie zmieniają. My tak, owszem, zmieniamy się (oczywiście wciąż na lepsze), ale
oni są (wciąż) tacy sami wredni, nieczuli, złośliwi, itp. Wydaje nam się, że ktoś urodził się dupkiem i ewentualnie (wciąż)
rozwija się w tym kierunku, by być jeszcze większym. Ciekawe podejście. To przynajmniej niedorzeczne, a właściwie
po prostu niesprawiedliwe. Spełnia tylko jedną rolę. Degradując kogoś chcemy polepszyć swój wizerunek. Ale to
nie jest sensowna droga. W rzeczywistości jest dokładnie tak samo, jak z egoizmem. Takie postępowanie jest
najprostszym sposobem na degradowanie samego siebie.
4 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
I jeszcze jedno, w każdej chwili stwarzamy swoją prawdę. Skoro wszystko się zmieniło, to wczorajsza prawda
nie może być aktualna. Nie ma żadnego przymusu myślenia tego, co myśleliśmy wczoraj. Istnieje jedynie wolny
wybór. Prawda jest taka, że wciąż stwarzamy. Powielanie nie ma racji bytu, a ci, którzy myślą, że ma, żyją
w letargu. To nie jest tak, że powtarzają wczorajszą prawdę. W tej chwili ją stwarzają zupełnie od nowa. Ona tylko
brzmi podobnie w słowach, ale nie znaczy tego samego na poziomie głębi. To zupełnie nowa  prawda . Mogliby
stworzyć każdą inną, ale wybierają tę. Życie poszło do przodu, ludzie się zmielili, nic nie jest już takie samo. Jeśli
jednak ktoś podejmuje decyzję, by mimo tego stworzyć  nową  starą prawdę , dokona tego. Oczywiście musi podjąć
odpowiednie działania, by tak się stało, ale cokolwiek by zamierzył, działanie jest nieodzowne. Nie ma tu żadnej różnicy,
poza oczywiście efektem końcowym. Energię, tak czy inaczej musi zainwestować. Dlaczego musi się tak napracować, by
ponownie stworzyć tę samą rzeczywistość wokół siebie? Odpowiedz jest dość prosta i oczywista. Po prostu wszystkie
elementy układanki uległy już zmianie. Wczorajsze nie jest aktualne dziś. Więc, konieczne jest nowe
 dostosowanie . Frustrująca jest ta zabawa  nieprawdaż? I mimo tego toczy się wokół wciąż. Rozejrzyj się. Ale to nie
jest problemem  przynajmniej nie całkiem twoim problemem. Twoim jest ewentualnie fakt, że również się w to bawisz.
Pamiętaj o tym, co piękne. W każdej chwili stwarzasz swoją prawdę. Teraz również. W tej chwili masz
do podjęcia decyzję, starać się wejść do starej  nazwy rzeki czy nie?
Pojawia się jeszcze następny ważny wątek. Jest rozwinięciem tego aspektu, wokół którego wciąż orbitujemy. To częsta
przyczyna naszych (najczęściej nieuzasadnionych niestety) pretensji. Zamyka się w pytaniu: Ktoś nam czegoś nie
daje, a może my czegoś nie przyjmujemy? To dwie różne rzeczy, a łatwo je pomylić?
Czasem jesteśmy tak skupieni na tym, co spodziewamy się otrzymać i na swoim wymarzonym sposobie
otrzymania tego, że nie zauważamy, gdy to przychodzi w inny sposób. (A już zupełnie nie widzimy innych
rzeczy, często jeszcze bardziej upragnionych.) To ma troszkę wspólnego z  jasnowidzeniem , o którym było nieco
wcześniej. Ale nie tylko. Jest jeszcze inny aspekt. Zobrazujmy to używając zupełnie innego kontekstu.
Istnieje taka grupa ludzi, która domaga się podziękowań, ale się do tego nie przyznaje. Udają takich skromnych, takich,
co to im nie zależy na uznaniu  które jest zresztą całkiem normalną ludzką potrzebą. Więc, tacy ludzie, gdy im ktoś
dziękuje mówią:  Nie, nie. Nie trzeba, nie ma za co , zamiast przyjąć słuszne podziękowanie i po sprawie. Więc ktoś
zaczyna im jeszcze więcej dziękować, ponownie, i znów  może wreszcie za którymś razem powiedzą po prostu:
 Dzięki, to miłe . Więc w rzeczywistości jest tak, że owi ludzie potrzebują więcej podziękowań, a nie mniej. Jedno im nie
wystarczy  potrzebują czterech, pięciu lub kilku dni podziękowań (tak też może być) . Dokładnie podobnie jest tu.
Różnica jeśli jest, to bardzo subtelna. Dotyczy poziomu nieświadomości własnych potrzeb. Człowiek z przykładu
o dziękowaniu ma mniejszą świadomość swojej rzeczywistej potrzeby. Domaga się podziękowań, choć na zewnątrz
deklaruje, że ich nie chce i mu na nich nie zależy. Na poziomie emocjonalnym natomiast różnica jest taka, że człowiek,
który oczekuje podziękowań jest mimo wszystko w lepszych emocjach. Zrobił coś dobrego i zostało to zauważone.
Dlatego ktoś chce mu okazać wdzięczność i to coraz bardziej. Oczywiście w jakimś momencie niemożność może stać się
frustrująca, ale na pewnej  krytycznej granicy zazwyczaj się ta gra kończy. Tak czy inaczej przez jakiś czas zasilająca
energia płynie szerokim korytem i bez większych zakłóceń.
Dziękuję.
Zapraszam na drugą część za miesiąc.
Z tymi częściami, to eksperyment. Stała czytelniczka dała sygnał, że zbyt długie są te artykuły na raz  mam problem,
ponieważ nie umiem krótko. Zobaczymy, jak to będzie.
II
Pierwsza część skończyła się na dziękuję. Teraz zacznijmy od dziękuję.
Dziękuję, że czekałeś na drugą część.
Kiedy nie przyjmujemy, a kierujemy zarzuty przeciwko komuś, że nie daje, obie strony wychodzą z takiej
sytuacji dość poranione. Ten który nie otrzymał  to oczywiste  cierpi, ponieważ ma dowód, że nie został
dostrzeżony, że jego potrzeby znów (wciąż) nie są ważne. Zaczyna rozpaczliwie szukać sposobu, by doświadczyć, że
nadal jest widzialny. Najczęściej robi to tak, że wszyscy mają go serdecznie dość  mocno doświadcza, że istnieje. Inni
go atakują, a raczej chcą się obronić przed zarzutami, pretensjami, chcą coś wyjaśnić i kółko się zamyka. Coraz więcej
emocji, coraz więcej niepotrzebnych słów  walka obronna po obu stronach. To oczywiście jeszcze bardziej mu
potwierdza, że nie jest ważny dla innych. Od tego momentu trwa chwila przerwy  wycofania, by zebrać siły i poczekać
na następne sytuacje, które coś udowodnią.
Ten, który dawał i nie zostało to dostrzeżone przeżywa również trudne chwile. Przemyśla, analizuje, odpamiętuje,
zadaje sobie setki pytań, by dojść do  prawdy i zaznać spokoju. Chce wyjaśnić, ale im bardziej się stara, tym bardziej
 tonie . Ostatecznie  winni się tłumaczą , a tak to najczęściej jest postrzegane. Emocje po tej stronie również buzują,
więc o następne nieporozumienie wcale nie trudno.
Obie strony się wzajemnie obarczają i w ten sposób bardziej nakręcają konflikt. Obie strony czują się nieuszanowane,
niesłusznie ocenione, skrytykowane, bezradne i chcą się uchronić przed poczuciem winy. Każdy trwa przy swoich
dobrych intencjach, których jest pewien. Każdy sobie obiecuje, że następnym razem& . Ale im częściej taka gra ma
5 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
miejsce, tym trudniejszy jest ten następny raz.
Może troszkę to zagmatwane, ale skoro cała sytuacja jest zagmatwana, to jak opis mógłby się tego  ustrzec . A może
tylko mam takie wrażenie? To nie jest najważniejsze. Może podsumowanie pomoże to nieco uporządkować. W
powyższym  scenariuszu jest wiele  haków . To jeden wielki wulkan pomyłek, nadinterpretacji i nieporozumień.
Właściwie należałoby powiedzieć wzajemnego niezrozumienia. I nie tylko wzajemnego, ponieważ żadna ze stron nie jest
w równowadze, a to jest wynik utraty samokontroli, samoświadomości lub dystansu do własnych myśli i emocji.
Jednocześnie determinacja jest ogromna. Ostatecznie najczęściej te osoby są dla siebie bliskie, ważne. Odgrywają
ważną rolę w życiu drugiej strony. Muszą być sobie bliscy. Gdyby było inaczej łatwiej zachowaliby spokój, dystans.
 Kipimy najczęściej, najszybciej przy ważnych i bliskich nam ludziach, tych, na których naprawdę nam
zależy, tych, których  nosimy w głębi swojego serca. To jest dodatkowa trudność, spora trudność.
Lecz gdzie tu piękno? Jest. Oczywiście, że jest. Ukryte nieco, ale jest.
Zobaczmy to, co się naprawdę dzieje. Otóż tak naprawdę stwarzamy sobie doskonały kontekst do uzdrowienia
siebie i swoich bliskich relacji. Mamy szansę przekroczyć własne dziecinne przywiązania, ograniczenia i obdarzać się
wzajemnie akceptacją, zrozumieniem. Mamy szansę uczyć się siebie i drugiego człowieka. Mamy szansę pokochać
siebie  ułomnego i kogoś  ułomnego . Mamy szansę dostrzec naszą doskonałość. Tak, jedno nie przeczy drugiemu.
Jesteśmy ułomni i doskonali jednocześnie. Przez nasze ułomności mamy odkryć naszą doskonałość. Jedno
zawsze jest powiązane z czymś innym. Jedno jest drogą do drugiego. Mamy szansę uczyć się miłowania ponad
wszystko, pomimo wszystko  prawdziwego miłowania, które jest zawsze dawaniem, a nie braniem. I jeszcze to, że
miłość  wypchnie na wierzch wszystko, co miłością nie jest. Więc, mamy dodatkowo szansę doświadczać wybaczenia,
które zawsze wyrasta z wdzięczności. Takie sytuacje są szansą dla uwolnienia naszego duchowego potencjału. To
szansa na uwolnienie się z  więzienia nawyków, odruchów, zniewoleń. To szansa na uwolnienie tego, co patrzy
przez nasze oczy, tego, co mówi przez nasze usta, tego, co słyszy przez nasze uszy  prawdziwego
Istnienia, którym jesteśmy.
Te sytuacje nas kosztują nie dlatego, że ktoś nas ponownie nie zadowolił, ale dlatego, że przeczuwamy, iż
jest to kolejna ważna szansa, która ponownie nam umyka. To pozostawia w nas wielki niedosyt, którego żaden
człowiek nie jest w stanie z zewnątrz zapełnić. I my to wiemy swoim sercem, choć nie określamy w słowach. To jest ten
ból. Tu jest też to piękno. Piękno, które chce się wydobyć. To się właśnie dzieje. Walczymy o wolność. Ale dlaczego
walczymy? Walczymy ponieważ jesteśmy nieświadomi i dlatego, że jesteśmy ludzmi. My - Ludzie wciąż jeszcze
skłonni jesteśmy wierzyć w walkę i w to, że siłowe rozwiązania działają. Po każdej (nawet  wygranej ) walce
cierpimy, ale mamy niestety kiepską pamięć. Jutro znów idziemy walczyć. W rzeczywistości chodzi nam o to, by
uwolnić to, co w  nas ukryte, ale myślimy o tym:  walczyć ze sobą . Niestety w tym stwierdzeniu ukryta jest
jednocześnie nie tylko dwuznaczność, ale i negatywna presupozycja słowa. (Presupozycja jest ukrytym, nieświadomym
przekazem zawartym w danym zdaniu lub słowie.) Wyjaśnię po kolei. Po pierwsze, w stwierdzeniu:  Walczyć ze sobą
tak naprawdę chodzi o  walczyć ze sobą samym . To pominięcie wiele komplikuje  to oczywiste. Po drugie, samo
słowo  walczyć ma pejoratywne znaczenie, więc w naszej nieświadomości dochodzi do pomieszania. Nawet jeżeli
świadomie rozumiemy ten mechanizm, nieświadomość i jej konotacje są zdecydowanie szybsze od naszego
świadomego rozumienia i zdecydowanie silniejsze. Walka kojarzy się nam jednoznacznie. Samo słowo  walka
powoduje w nas napięcie. Reszta jest zwykłą konsekwencją. Walka potrzebuje rywala i rywal niestety zawsze się
znajdzie. Dlatego niechcący walczymy. Zamiast WEJŚĆ DO SWOJEGO WNTRZA, BY UWOLNIĆ SIEBIE, idziemy
na zewnątrz, by walczyć z kimś. Teraz wszystko jasne. (Proponuję zajrzeć do artykułu  Przekonania  może się
wiele wyjaśnić.)
A teraz, co dalej?
Gdzie się udać w poszukiwaniu  zaginionego , a przecież wiecznie obecnego piękna?
Mam poczucie, że  zahaczyliśmy lekko o bliskość. Może zbyt lekko i warto jeszcze przez chwilkę przy tym temacie
pobyć. Pojawiło się kilka ogólnych,  bezpłciowych zdań. Więc może poruszmy jeszcze aspekt niedostrzeganego piękna
w relacji kobieta  mężczyzna. W tym temacie jest wiele nieporozumień i jednocześnie naszej aktywności. Inwestujemy
całe mnóstwo energii i nie zawsze osiągamy tak wiele, jakbyśmy sobie życzyli. Przyczyn jest bardzo wiele i pewnie nie
będziemy w stanie ich ogarnąć, ale chociaż kilka akapitów. Ten tekst byłby bardzo  dziurawy bez nich.
Zacznijmy ogólnie. Wydobądzmy się na początek z naszego zafiksowania na ciele. Potocznie, mówiąc kobieta lub
mężczyzna widzimy zewnętrzne  powłoki , a to powoduje, że już na samym wstępie znika nam z oczu
najważniejsze  Energia. Postrzegamy kobietę i mężczyznę jako pewnego rodzaju przeciwieństwa. To powoduje
wiele niepotrzebnego zamieszania, a wynika z zamierzchłych poglądów, wierzeń, zabobonów lub zwyczajnej niewiedzy.
Kobieta to człowiek i mężczyzna to człowiek  są sobie równi. Żadno nie jest ważniejsze lub coś w tym stylu.
Potocznie mówimy, że to  dwie połówki (to jedynie przenośnia), ale każde jest Całością, każde jest Pełnią samo
w sobie. Mimo, że każde jest Pełnią mogą się uzupełniać  jedno nie przeczy drugiemu. Właściwie nawet jedno
umożliwia drugie. Tylko będąc Pełnią można kogoś obdarowywać.
Wróćmy do tego, co nam  znika , a nie powinno. To Energia.
Wszystko, co istnieje we Wszechświecie jest związane z energią. Przejdzmy od razu do sedna sprawy. Człowiek jest nie
tylko bytem cielesnym czy duchowym, jest też bytem energetycznym. Nie będziemy teraz wchodzić zbyt szeroko
w temat energii i zarządzania nią (o tym może w oddzielnym artykule), zajmiemy się jedynie potrzebnym nam
wycinkiem. Każda kobieta i każdy mężczyzna ma w sobie obie energie  żeńską i męską. Jedynie proporcje są
6 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
inne. W kobiecie jest zdecydowana przewaga energii żeńskiej, a w mężczyznie energii męskiej. Oczywiście nie zawsze
i nie na stałe, ale o tym nieco pózniej.
Już na tym etapie zaczyna być jasne, że rozróżnienie na kobiety i mężczyzn jest nieco sztuczne, a niewątpliwie
niepełne. Ograniczenia wynikają na przykład z zewnętrznych różnic w budowie. Generalnie, kobieta i mężczyzna
powinni wyglądać tak, by w ubraniu można ich było rozpoznać. Ważniejsze jest jednak to, co wewnątrz, a wewnątrz są
dokładnie te same energie.
Teraz troszkę dla ułatwienia skorzystamy (przez moment i bardzo ogólnie) z wiedzy feng shui  to stara chińska wiedza
i będzie nam bardzo pomocna. Feng Shui ma wiele wspólnego z przestrzenią i jej zagospodarowaniem, wpływami, itp.,
ale to nie jest w tej chwili istotne. Nie tym się zajmujemy w tym artykule. (Informacje dotyczące feng shui zaczerpnięte
są z książek:  Feng Shui Lilian Too i  Feng Shui  Niech przestrzeń pracuje dla ciebie Zbigniewa Królickiego)
Więc, co to za energie?
Zanim zajmiemy się aspektami żeńskim i męskim powiedzmy kilka zdań o energii chi. Chi jest siłą życiową, energią,
która towarzyszy każdej ludzkiej aktywności. Ta energia jest niewidzialna i wszechobecna. Porusza się wszędzie
w sposób bezgłośny i niedostrzegalny. Ale istnieje i jest pełna mocy. Otacza nas tak samo jak fale radiowe. Są
wszędzie, choć niewidoczne dla oka.
Yin i Yang to żeński i męski aspekt energii. Do tego właśnie zmierzamy.
 Yin jest energią żeńską, yang męską. Yin jest ciemne i pasywne, yang jest jasne i aktywne. A jednak yin i yang się
uzupełniają  nie są siłami antagonistycznymi.
Yang symbolizuje niebiosa, słońce, światło, żywotność, energię pozytywną. Jest smokiem, rodzajem męskim, siłą,
twardością, ognistością, gorącem, ciepłem, liczbami parzystymi, ruchem i życiem. W feng shui yang reprezentują
wzgórza i wznoszące się formy terenu.
Yin symbolizuje ziemię, księżyc, ciemność, rodzaj żeński, rządzi chłodem, miękkością, śmiercią, liczbami nieparzystymi
i wszystkim, co negatywne. W Feng Shui Yin to tygrys  jego cechy przypisuje się dolinom, strumieniom i wodzie.
Razem Yin i Yang tworzą tao  Drogę, odwieczną zasadę nieba i ziemi, wszechświat, którego życiem i oddechem jest
chi. Yin i Yang są wzajemnie zależne i nadają znaczenie egzystencji człowieka. Dlatego bez ciemności nie ma światła,
bez ciepła nie istnieje zimno, bez śmierci nie ma życia, a tam, gdzie nie ma stałości, nie może zaistnieć ruch.
Yin i Yang nieustannie współdziałają, wywołując zmianę. Noc przychodzi po dniu, księżyc ustępuje miejsca słońcu,
ciemność staje się światłem& . Odnosząc zasadę Yin-yang do człowieka i jego przeznaczenia, mówi się, że pogłębiające
się nieszczęście w końcu ustępuje miejsca powodzeniu, a ogromne powodzenie może się przemienić w nieszczęście& .
(& )
W Feng Shui, podobnie jak we wszystkim, co chińskie, podstawowym założeniem jest, że pomiędzy tymi dwiema siłami
musi panować harmonia. Nie jest dobry ani nadmiar Yang, ani nadmiar Yin. (& )
Zasada równowagi stanowi główne prawo Feng Shui. (& )
Feng Shui wymaga, by Yin i Yang pozostawały w harmonii.
 Bardzo ważne jest zrozumienie, że yin i yang nie mają cech wartościujących ani oceniających. Tych dwóch
przeciwstawnych sił nie można w zasadzie w ogóle oceniać. W przyrodzie nie funkcjonuje pojęcie dobra i zła. Takie
rozróżnienie jest charakterystyczne jedynie dla człowieka, ale ma sens tylko w odniesieniu do ustanowionych przez
niego zasad moralnych.
Yang łączy się z Yin. To, co niebiańskie z tym, co ziemskie. Nie da się tych sił rozdzielić, są dwoma stronami jednego.
Są w ciągłym ruchu. Wciąż  walczą ze sobą i wciąż sobie ustępują. Na tym wzajemnym pobudzaniu i hamowaniu,
na tej  walce przeciwieństw polega istota wszystkiego, co egzystuje i co się dokonuje. Wszystko, co się dzieje, jest
wynikiem wzajemnego oddziaływania i ścierania się tych przeciwieństw, a to powoduje ruch i rozwój.
Wielu ludziom trudno jest pojąć, jak to możliwe, że przeciwieństwa są jednoczesne. Jak to możliwe, że
ciemność jest wraz z jasnością i temu podobne rzeczy? Jak coś tak skomplikowanego może jednocześnie być tak
proste? Zrób eksperyment. Wieczorem pogaś wszystkie światła, posiedz przez chwilę w ciemności, nasyć się nią,
zauważ, że cię otacza. Następnie zapal światło, zrobi się jasno w jednej chwili. Nasyć się jasnością, która cię otacza. Po
chwili znów zgaś światło i posiedz w ciemności i ciszy. Pomyśl, co się dokonało? Znów zapal światło. Bądz obecny,
uważny. Kiedy świeci się światło, gdzie jest ciemność? Znikła? Nie jest w tym samym miejscu, tuż  pod światłem.
Zauważ, że ciemność definiuje się przez  brak światła . Jest jedno i drugie w tej samej chwili i w tej samej przestrzeni,
ale ty doświadczasz tylko jednego. Teraz zgaś światło i zapal małą świecę. Doświadczysz i jednego i drugiego po części.
Wokół świecy będzie jasno, ale czym dalej od knota, tym ciemniej. Światło  chowa mrok, ale on tu i teraz jest  tyle,
że tu i teraz jest  schowany .
Dlaczego o tym mówimy? Pamiętasz jeszcze od czego zaczęliśmy? Tak, zaczęliśmy od bliskości, miłości i tego, że my 
7 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
mężczyzna i kobieta  postrzegamy siebie wzajemnie jak przeciwieństwa, a w rzeczywistości każdy jest człowiekiem,
pełnią i uzupełnieniem dla drugiego.
Wiemy już, że w każdym z nas są obie energie. Wiemy też, że nie są w równowadze, a powinny być. Jedno
z następnych naszych ziemskich zadań na życie polega właśnie na tym, by tę równowagę zbudować, uzyskać,
wypracować, stworzyć, a właściwie przywrócić. I tu znów docieramy do ukrytego wszechobecnego piękna, któremu
w tym artykule składamy hołd.
Mamy siebie wzajemnie w Prezencie. Jesteśmy błogosławieństwem dla siebie nawzajem. Drugi człowiek
cię dopełnia, a ty dopełniasz drugiego człowieka  oto sedno miłości. Któż może lepiej niż kobieta nauczyć
mężczyznę być delikatnym, miękkim, łagodnym, wyrozumiałym, spokojnym, cichym? Któż może lepiej niż mężczyzna
nauczyć kobietę być dynamiczną, twardą, zdecydowaną, zdeterminowaną, twórczą. Właściwie już to wszystko w sobie
mamy, ale kobieta łatwiej dociera do jednych rzeczy, a mężczyzna do drugich. Mamy siebie uczyć, obdarowywać
siebie wzajemnie skarbami, które każdy posiada. A my co? Walczymy ze sobą, udowadniamy wzajemnie swoje
racje, porównujemy się, chcemy się wywyższyć, pochwalić. Chcemy zagarnąć, a nie dać. Miłość daje, pożądanie
chce tylko brać i mieć. Zaprzepaszczamy w ten sposób skarby. Przecież nie jesteśmy tu sobie na złość, lecz dla
siebie ku pomocy. Mamy wspólnie nauczyć się być w równowadze. Kobieta  zaraża mężczyznę energią żeńską (yin),
by jego yang zrównoważyło się z yin. Mężczyzna zaś  zaraża kobietę energią męską (yang), by jej yin zrównoważyło
się z yang. Kiedy następuje zrównoważenie energii wewnątrz, konflikty na zewnątrz przestają istnieć.
Równowaga wewnętrzna owocuje natychmiast równowagą zewnętrzną. Nie jest też dobrze, gdy w kobiecie jest
przewaga energii męskiej, a w mężczyznie żeńskiej  to raczej oczywiste. Równowaga  to jest ideał.
Niektórzy twierdzą, że mężczyzna i kobieta nie po to zawierają związek, by być szczęśliwymi, ale po to, by
się od siebie uczyć, by się móc rozwijać. Coś w tym jest. Nie znaczy, że mamy zrezygnować z bycia szczęśliwym
w związku  broń Boże. Chodzi jedynie o to, by zrozumieć, że szczęście pojawi się jako wynik, a samo w sobie nie jest
celem. Szczęścia nie da się osiągnąć, można jedynie pozwolić mu się  pojawić z głębin . Można mu jedynie
przygotować przestrzeń, by mogło pojawić się bezszelestnie i samo. Dlatego ci, którzy tak wiele czynią z myślą
o własnym szczęściu są najbardziej sfrustrowani. Nacisk wywołuje opór. A ludzie gonią za szczęściem, a im bardziej
gonią, tym bardziej się ono oddala i staje nieuchwytne. Gonią zamiast siąść, zająć się czymś innym i poczekać, aż
szczęście samo się wyłoni. Właściwie ono jest wciąż obecne, otacza nas, tyle, że nasze postrzeganie jest zbyt wąskie,
by to dostrzec. Jesteśmy skupieni na czymś innym. Wiadome, że jeżeli ktoś poszukuje w przestrzeni czerwonych
 kółek lub niebieskich  kwadratów , to będzie miał kłopot z dostrzeżeniem biało-świetlistego  deszczu gwiazd .
Problemów związanych z relacją kobieta  mężczyzna jest ogromna ilość. Długo by zeszło, aby je omówić. Bardziej
sensownym wydaje się raczej zwrócić uwagę na ich niektóre przyczyny. Wiadomo bowiem, że z tych samych
przyczyn może wynikać wiele różnych skutków. Różnic między kobietą i mężczyzną jest naprawdę ogromna ilość.
Wszystko to są dary, którymi mają się dzielić ze sobą  pamiętajmy o tym cały czas  to podstawa. Każde ma swój
specyficzny potencjał. Właściwie każdy ma dwa potencjały. Jeden związany jest z płcią, zaś drugi po prostu
z byciem człowiekiem.
Więc, pierwszy potencjał jest szczególnie ważny dla płci  przeciwnej , a drugi jest dla ludzi w ogóle. Korzyści działają
analogicznie. Jestem mężczyzną, więc pierwszy mój potencjał jest szczególnie ważny dla mojej partnerki. Jestem
człowiekiem, więc drugi mój potencjał jest ważny dla wszystkich ludzi. Podobnie jest z tobą i z każdym innym
człowiekiem. Każdy z nas jest cenny. Każdy jest aż tak ważny. Każdy człowiek wnosi w świat coś niepowtarzalnego
i tylko on może to wnieść. Czyż to nie jest piękne? A tam piękne. To cudowne.
Idzmy dalej.
Mężczyzna porusza się w  tunelu i widzi  tunelowo , kobieta porusza się w wolnej przestrzeni i widzi szeroko.
Mężczyzna zna metody, sposoby i działania, kobieta ma większy dostęp do intuicji. Powinni wchłaniać od siebie. Jedno
ma więcej energii życiowej, drugie więcej energii zrozumienia i współczucia. Jedno nastawione jest bardziej zadaniowo,
a drugie bardziej relacyjnie. Różnią się szeroko rozumianym tempem, rytmem. Wiele możliwych różnic lub wiele
różnych możliwości  jak kto woli.
Jedynym wyjściem jest dopasowanie, kontrola jest zawsze stratą czasu. Jednak jest w nas wiele lęków, mamy
wiele błędnych wierzeń i chronimy się przed pełnym otwarciem na siebie wzajemnie. Boimy się zaufać (komuś i nade
wszystko sobie). Wybieramy dumę, upór, gniew, przywiązanie, zazdrość, ocenę, walkę  to nie prowadzi do szczęścia,
nie pozwala doświadczać bliskości, utrudnia nam uczenie się od siebie i dotarcie do ukrytej w nas mądrości i miłości. A
mądrość i miłość pomnaża w nas duchową siłę. To, co najbardziej niszczy nasze relacje to gniew,
pożądanie i niewiedza. To nas tak strasznie zamyka i kosztuje. To blokuje nasze potencjały i wywołuje wiele
dalszych bolesnych skutków. Wiadomo, że wszystko jest powiązane z czymś innym  oddzielenie nic nie istnieje  było
o tym wcześniej. My jesteśmy związani ze sobą wzajemnie, jesteśmy dla siebie nauczycielami i powinniśmy to
wzajemnie uszanować. Powinniśmy też rozumieć, że jesteśmy uczniami i to również uszanować. Zarówno nauczyciel
jak i uczeń potrzebują wnikliwości, cierpliwości, zrozumienia. Trudne momenty w uczeniu mogą się zdarzyć, i to po obu
stronach. Następną powinnością jest szanowanie udzielanych sobie wzajemnie nauk, lekcji i traktowanie również tego
jak piękno  bo właśnie tym to jest  pięknem. Obdarowujemy siebie, a to jest piękne. Poza tym pamiętajmy, że
nie jesteśmy na tej ścieżce sami  obok jest przyjaciel. On nie przyszedł nas zniszczyć, on przyszedł pomóc. Gdy kogoś
spotykasz pamiętaj o tym. Spotykasz kogoś, by pomóc  jemu i sobie. On też po to spotkał ciebie. To piękno 
synchroniczność. Nie ma przypadków. Zbyt często chcemy przymknąć oczy i nie dostrzec. Zbyt często chcemy się
przejechać  taryfą ulgową .
8 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
Wiem, że pojawia się wiele rzeczy na raz i w troszkę chaotyczny sposób. A może mam tylko takie poczucie?
Kiedy chcę skończyć jakiś wątek, pojawia się nowy. Jak tylko chcę skończyć myśl, pojawia się następna. To kieruje
moje myślenie do uważności. To słowo się pojawiało i pojawia często. Kiedy jesteśmy przy relacji kobieta 
mężczyzna uważność jest szczególnie ważna. Uważna obecność, uważne słuchanie  to słowo pojawia się dość
często. Więc jeszcze kilka zdań o tym.
Wypaczyliśmy uważność. Myślimy, że ma coś wspólnego z  uważaniem na &  lub  uważaniem żeby &  . To pomyłka.
Taka  uważność kieruje naszymi myślami i w ogóle spostrzeganiem poprzez lęk. Taka  uważność zamyka nam dostęp
do wnętrza i powoduje, że  pływamy po wierzchu. Ten rodzaj  uważności kieruje naszą uwagę na innych, a raczej
na ich niedomagania. Buduje w nas najczęściej negatywne oczekiwania, a to owocuje negatywnymi skutkami
oczywiście. Utrzymuje nas w dość męczącym napięciu, zamiast prowadzić do coraz większego spokoju i błogości. Nie
o to chodzi.
Mówiąc o uważności mamy na myśli przede wszystkim wewnętrzny proces samoobserwacji. Chodzi
o świadomość myśli i własnych reakcji emocjonalnych, o kontakt ze sobą w głębi. Uważność to pewien szczególny
rodzaj obecności. Pełna obecność Tu i Teraz. To prawdziwa obecność na naukach u Największego Mistrza
i Nauczyciela, którym jest samo Życie. Jeżeli nie jesteś naprawdę obecny, to zamknięte jest twoje serce, a z
zamkniętym sercem nie możesz doświadczać przepływu, bliskości, miłości, piękna i wielu innych wspaniałych rzeczy.
Jeszcze raz powtarzam, nie chodzi o  uważność na drugą osobę, lecz o uważność na drugą osobę przez
pryzmat swego wnętrza. Najpierw uważność na siebie, a pózniej przez uważność na siebie do uważności na kogoś.
Czasem sobie mówimy (gdy już nie dajemy rady), że wszystko się zmieni, gdy dosięgnie nas obojętność. Wtedy będzie
nam wszystko jedno. Znów nieporozumienie. To oszukiwanie samego siebie. W rzeczywistości jest to rozpaczliwe
błaganie o pomoc. Obojętność jest trudniejsza niż może się wydawać. Ludzie latami uczą się tego i nic. Mamy
pejoratywne skojarzenia z obojętnością, ale gdybyśmy na chwilę mogli o nich zapomnieć i zastanowili się czym jest
obojętność w aspekcie pozytywnym, to mogłoby się okazać, że (na poziomie zewnętrznego skutku) jest bliska
oświeceniu. No w pewnym subtelnym sensie, ponieważ w oświeceniu chodzi o pogodzenie, zrozumienie, akceptację,
świadomość. Idąc dalej, aby być naprawdę pogodzonym potrzebny jest dystans, który daje wolność.
 Obojętność jest  pogodzeniem się z &  , bo nie ma innego wyjścia, natomiast pogodzenie jest
świadomym i wolnym wyborem. Dwie różne sprawy. Większość wysiłku ludzi medytujących skierowane jest na to,
by  pozwolić dziać się rzeczom tak, jak się dzieją  bez oceny, baz przywiązania, bez lęku, bez żalu, baz złości 
w pełnej wolności.  Obojętność jest zepchnięciem w nieświadomość, pogodzenie jest pełną świadomością.
Wydaje się nam tylko, że pogodzenie jest tym samym, co potoczna  obojętność . To, co nazywamy potocznie
obojętnością jest czymś zupełnie innym, nie ma nic wspólnego z wolnością  to skrywany koszmar. To tylko kłamliwe
słowo, które oznacza, że ktoś  ucieka od spostrzegania rzeczywistości. Wmawia sobie, że nie ma dla niego znaczenia
to, co się dzieje, a w rzeczywistości ma miejsce  wyparcie rzeczywistości. Obojętność, to ukryta wrogość. Tego
rodzaju  obojętność , to nic innego, tylko ugrzęzniecie w niemocy dokonania zmiany, w bezsilności. To nic
innego, niż poddanie się i chęć  oślepnięcia . Dużo się za to płaci, bardzo dużo. To próba zupełnego znieczulenia się,
a pogodzenie jest pełnym, totalnym odczuwaniem. Używanie słowa  obojętność jest tu generalnie nieadekwatne
i nietrafione. Chcemy wyrazić, że doświadczamy akceptacji, pogodzenia, zrozumienia, a słowo  obojętność tego
wyrazić nie może, jest to sprzeczne. Potocznie rozumiana  obojętność jest dowodem niezrozumienia, braku
pogodzenia i braku akceptacji.  Obojętność jest przyznaniem się do przegranej przed samym sobą, a to
trudne  nie można w ten sposób doświadczyć szczęścia, lekkości, piękna. Nie wiele ma to wspólnego z wyborem
i wolnością. Nie dajmy się zwieść, w potocznym życiu znaczenie tych samych słów jest odmienne niż na planie
duchowym.
Inny przykład? Proszę.
Słowo, które często się w tekście pojawiało  dystans. W trudnych chwilach między kobietą i mężczyzną też może
nastąpić dystans. Tyle, że chodzi o dwa różne znaczenia owego słowa. Kiedy myślimy o relacji kobieta  mężczyzna
dystans kojarzy się z oddzieleniem, byciem  za barykadą , przerwaniem  przepływu , obcością, natomiast, gdy
używałem tego słowa chciałem wyrazić coś zupełnie innego. Chodziło o dystans do spraw, do własnych myśli i emocji,
do wierzeń, do wyobrażeń, do słów, do gestów  bez owego dystansu zaczyna się neuroza. Nie chodzi więc o oddalenie
od ludzi, wręcz przeciwnie, relacja powinna się bardziej pogłębiać. O takim dystansie była mowa  o dystansie, który
zbliża ludzi. O wewnętrznym dystansie, a nie zewnętrznym. Wycofać się nie oznacza, że mamy wejść w dystans
osobisty i się oddalić, oznacza, że powinniśmy okiełznać swoją energię i ewentualnie ją nieco  wycofać 
utrzymać w sobie. Wejść w nią i być z nią, a nie  przygnieść lub  przytłumić nią kogoś.
Każde słowo jest zaproszeniem do zadumy, do wysiłku zyskiwania głębszej świadomości. Każde słowo jest
 drogowskazem i jedynie od ciebie zależy czy za nim pójdziesz i jak daleko. Życie, to jedna wielka  łamigłówka ,
dlatego ciekawość i wnikliwość są w cenie. Z jednej strony to zgrabna przenośnia, ale z drugiej to istna prawda.
 Aamigłówka  by  złamać głowę pełną skażonych percepcji, a otworzyć serce pełne świeżości i czystego piękna. O to
chodzi, by wyjść z  chorej głowy i zamieszkać w zdrowym sercu, by  ożywić własną duszę.
Mnóstwo jest takich słów  pogodzenie, poddanie, błogość, lekkość, obecność, wolność, bierność, istnienie, śmierć,
życie, egzystencja. Ich znaczenia potoczne mają zewnętrzne  cechy , odniesienia, reprezentacje  sam właściwie nie
wiem, w jaki sposób wyrazić tę różnicę. W wewnętrznym świecie słowa te znaczą coś innego. Między innymi dlatego
wciąż mówimy o wnikliwości, żeby przejść przez tę potoczną warstwę znaczeniową. Generalnie, nasze całe
poszukiwanie piękna polega właśnie na tym, by nauczyć się inaczej myśleć i inaczej patrzyć, by więcej
9 z 10 03-05-08 20:40
Ku pokrzepieniu, czyli o wszechobecności piękna http://www.kefann.pl/print.php?art=091
i inaczej rozumieć, by odkryć nowe kierunki i perspektywy.
Piękno jest wokół nas, wszędzie, lecz my zamknęliśmy się w  mrocznym więzieniu . To nasz wybór. Ktoś
powie:  Co w tym pięknego? Patrząc  potocznie  nic. Ale, czyż to nie jest piękne, że już to wiemy? To naprawdę
wielce pokrzepiające.
Wydaje mi się, że lepiej jest powiedzieć za mało, niż za dużo. A najlepiej powiedzieć tyle, że jest w sam raz.
Równowaga jest najlepsza. Co prawda jeszcze mi się chyba nie udało nigdy wyważyć. Między innymi dlatego staram
się nie czytać tego, co napisałem (przez jakiś czas). Zaraz tu bym dopisał, a tam coś skasował. Nigdy nie wiem, czy
wtedy gdzieś indziej nie będzie za dużo, a gdzieś indziej za mało?
Teraz przestrzeń dla Twojego Piękna.
Po prostu.
Za oknem huczy od deszczu.
Świat się obmywa.
Piękne.
KefAnn
10 z 10 03-05-08 20:40


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Potop jako powieść ku pokrzepieniu serc
Potop powieścią ku pokrzepieniu serc
01 Ku pokrzepieniu serc
Na tropach życia, czyli jak przebiegała ewolucja materii we Wszechświecie ( Chemia w szkole 2
Brand Equity czyli rynkowe efekty tworzenia marki
ŻYCIE WE WSZECHŚWIECIE(1)
Godzinki ku czci Św Michała Archanioła tekst
02 ROZDZIA 2 Krtka historia zegarmistrzostwa, czyli minimum jakie wiedzie naley

więcej podobnych podstron