Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 3 Zaklęty Las


MARGIT
SANDEMO
SAGA O CZARNOKSIEZNIKU
TOM 3
ZAKLETY LAS
Przełozyła: Iwona Zimnicka

Tytuł oryginału:
Oversatt etter: Nar morket faller pa.
Data wydania polskiego: 1996 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 1991 r.

Ksiegi złych mocy
Przyczyna wszystkich dziwnych i przerazaj acych wypadków, przez jakie musiała
przejsc pewna młoda dziewczyna z zachodniego wybrzeza Norwegii na przełomie
siedemnastego i osiemnastego wieku, zawiera sie w trzech ksiegach zła,
dobrze znanych z najbardziej mrocznego rozdziału w historii Islandii.
Ksiegi pochodz a z czasów, gdy w Szkole Łacinskiej w Holar, na północy Islandii,
rz adził zły biskup Gottskalk, czyli z okresu pomiedzy latami 1498 a 1520.
Biskup uprawiał prastar a i juz wtedy surowo zakazan a czarn a magie; Gottskalk
Zły nauczył sie wiele o magii w osławionej Czarnej Szkole na Sorbonie.
Szkoła Łacinska w Holar była za panowania Gottskalka tak niebezpieczna,
ze macki zła rozci agały sie stamt ad zarówno w czasie, jak i w przestrzeni; z adza
posiadania owych trzech ksi ag o piekielnej sztuce rozpalała sie w kazdym, kto
o nich usłyszał. Ani jedna dusza nie pozostała wobec nich obojetna. Zreszt a. . .
Az do naszych dni przetrwała ich ponura, budz aca lek sława.

Rozdział 1
Baronówna Catherine van Zuiden. . .
Wchwili gdy poznała Tiril Dahl i jej psa Nera, podrózuj acych w towarzystwie
dwóch przyjaciół, bogatego Erlinga Mllera i tajemniczego Móriego (których natychmiast
postanowiła uwiesc), miała juz za sob a bogat a przeszłosc.
Przyszła na swiat w szlacheckiej flamandzkiej rodzinie. Rodzina ta naprawde
znała swoj a wartosc.
Najbardziej liczyły sie w niej konwenanse. Na drobne skandale zawsze patrzono
przez palce, o ewentualnych skokach w bok nigdy nie wspominano, pod
warunkiem, ze nie rzucały sie w oczy. Strój odpowiedni do sytuacji, umiejetnosc
dobrania własciwego widelca do ryby i niedostrzeganie pospólstwa, kłaniaj acego
sie czapk a do ziemi, miały wieksze znaczenie niz cierpienia samotnych panien
szlochaj acych w eleganckich komnatach czy zapomnianych starych ciotek, zyj acych
w wielkiej biedzie. Byle tylko nie pokazac, ze kazdy grosz trzeba wielokrotnie
obracac w dłoni, byle tylko usmiechac sie do innych przedstawicieli tej samej
warstwy społecznej, a wtedy przepłakane noce i zdarte ponczochy przestawały sie
liczyc. Najistotniejsza w zyciu była fasada, blichtr.
Mała Catherine bardzo wczesnie zaczeła sie przeciw temu burzyc. Potrafiła na
przykład z czystej złosliwosci pozamieniac wszystkie szklanki na pieknie nakrytym
stole babci, za co dostawało sie pokojówce, albo w rozmowie z ogrodnikiem
zarzucac mu, ze lilie zwiedły, zanim ona im na to przyzwoliła. Takie zachowanie
w jej rodzinie uwazano za naganne. Owszem, mozna było zrzucac wine na podwładnych,
lecz komus nalez acemu do rodziny nie wypadało prowadzic rozmów
z osob a nizszego stanu. Catherine dopuszczała sie jeszcze wielu innych skandalicznych
wybryków zjezdzała po szerokiej poreczy schodów w swojej najlepszej
sukience lub po prostu nie stawiała sie na nudne spotkania. Gdy uwazała, ze
kuzynka Charlotte mizdrzy sie do panów, nie wahała sie mówic o tym otwarcie.
Głosno i wyraznie.
Oczywiscie przyswoiła sobie te jakze wazn a dla szlachty zasade noblesse oblige,
szlachectwo zobowi azuje, lecz interpretowała j a na swój własny sposób. Gdy
zauwazyła, ze pospólstwo (do którego miedzy innymi zaliczał sie Bogu ducha wi-
4

nien ogrodnik), zanadto sie spoufala, jesli ktos zwrócił sie do niej na "ty" zamiast
"jasnie pani" lub "baronówno", potrafiła stac sie zimna jak lód i odejsc ze wzgard
a. Takiego biedaka od tej pory traktowała jak powietrze. Jesli natomiast spodobało
jej sie towarzystwo szlacheckich i nieszlacheckich, lecz bardzo zamoznych
dzieci, umiała sie naprawde dobrze bawic, zapominaj ac o wszelkich zasadach taktu,
dobrego tonu i etykiety.
Catherine dawno juz postanowiła, ze posmakuje w zyciu wszystkiego.
Nie byłoby własciwie w tym nic złego, gdyby do tej zasady dodac: "dopóki
nie wyrz adzi sie krzywdy lub nie zrani innych".
Tej jednak reguły Catherine sie nie trzymała. Czesto zdarzało jej sie sponiewiera
c bliznich, bywała okrutna, a nawet bezwzgledna.Wtakich momentach okazywała
sie szlachciank a po koniuszki palców, a osoba, która popadła w jej niełask
e, czuła sie jak piskle scigane przez jastrzebia.
Niełaska ta dotykała zarówno dzieci, jak i dorosłych, rodzina takze nie uchroniła
sie przed cietymi niczym uderzenia batem komentarzami Catherine. Najcze-
sciej spadały one na kuzynke Charlotte, nieznosn a nastolatke, która nie umiała
zachowywac sie naturalnie. Przy kazdej okazji wykonywała wiele idiotycznych,
niby kobiecych gestów, które tylko w jej mniemaniu wygl adały wytwornie, inni
uwazali je za smieszne. Mówiła wówczas udawanym dziecinnym piskliwym
głosikiem, nieprzyjemnym dla ucha.
Mała Catherine natomiast z czasem stała sie rodzinnym enfant terrible, okropnym
dzieckiem, albo inaczej: czarn a owc a. Nie da sie jednak zaprzeczyc, ze odznaczała
sie inteligencj a. Predko nauczyła sie mówic po francusku, grac na szpinecie
i pieknie haftowac. Na tym powinna zakonczyc edukacje, lecz jej to nie
wystarczało. Miała wrodzon a potrzebe napiecia i dramatycznych przygód, czesto
dosc szokuj ac a otoczenie.
Była przeslicznym dzieckiem i moze własnie dlatego na ogół wybaczano jej
przewinienia, jakich sie dopuszczała. Doskonale potrafiła wykorzystywac sw a
urode i rozbrajaj acy wdziek.
Bardzo wczesnie odkryła oszałamiaj ac a moc zauroczenia i erotyzmu. Chetnie
pozwalała sie dotykac młodym chłopcom, których sama uznała za poci agaj acych.
Starsi mezczyzni byc moze zbyt nachalnie obłapywali dziewczyne, ale Catherine
bawiło ich podniecenie. W dodatku kiedy wujaszkowie gładzili j a po piersiach,
których jeszcze nie było widac, albo przypadkiem zawadzili o pewne miejsce poni
zej, jej ciało przenikało rozkoszne drzenie. Gdy jednak stawali sie zbyt natarczywi,
panna szlachcianka umiała mocno trzepn ac ich po palcach, urazona odwracała
sie plecami i znikała w dalszych komnatach. Nikomu nawet przez mysl nie przeszło,
ze podniecona szła prosto do swojego pokoju i w uniesieniu dalej dotykała
owego niezwykłego miejsca swego ciała.
Kiedys ukryta za ciezkimi zasłonami obserwowała Charlotte i pewnego pana
w srednim wieku, który złozył wizyte w jej pokoju. Przygl adała sie pieszczotom
5

kochanków i czuła, jak rozpala sie w niej rozkoszny ogien, a kiedy schadzka dobiegła
konca, nie mogła dłuzej nad sob a panowac.
Ale chociaz wielu starszych i młodszych hrabiów i baronów usiłowało zdobyc
młodziutk a Catherine, panna bardzo swiadomie wyznaczyła granice. Catherine,
w przeciwienstwie do Carli, była twarda i dokładnie wiedziała, czego chce.
Predzej czy pózniej jednak lekkomyslne flirtowanie z mezczyznami musiało
skonczyc sie zle. Catherine w wieku dwunastu, prawie trzynastu lat, postanowiła,
ze tak jak kuzynka Charlotte musi "skosztowac owoców miłosci". Ogromnie tez
ich była ciekawa.
W pewien letni wieczór zwabiła do labiryntu z zywopłotu trzech młodych,
nieopierzonych szlachciców.
Dostała to, czego chciała. Tego wieczoru bezpowrotnie straciła wianek, a młodzie
ncy, wszyscy trzej, mogli wreszcie naprawde dac upust swoim z adzom.
Cala sprawa z pewnosci a rozeszłaby sie po kosciach, gdyby nie najmłodszy
z chłopców, pobozny pietnastolatek, który za wszelk a cene pragn ał sie wyspowiada
c.
Z płaczem wyznał wszystkie grzechy rodzinnemu spowiednikowi. Historia
wyszła na jaw ze szczegółami o tym, jak to Catherine wykazała inicjatywe.
Ze była własciwie dzieckiem? Oni powinni okazac sie m adrzejsi? Alez to zdecydowanie
ona przywiodła młodzieniaszków do zguby. Czyzby oni wcale nie byli
chetni? Hm, no tak, ale z pocz atku sie bali. Potem wszelkie hamulce przestały
działac.
Wybuchł wielki skandal, którego nie udało sie zatuszowac.
Na cale szczescie Catherine nie osi agneła jeszcze dojrzałosci, bo byc moze
skandal byłby znacznie wiekszy.
Chłopców ukarano surowo, ale najsrozsz a kare poniosła młodziutka baronówna.
Wysłano j a do apodyktycznej i przerazliwie nudnej ciotki, od której dwa lata
pózniej uciekła. Miała wówczas do tego stopnia dosc modlitw przy stole, modlitw
wieczornych i porannych, modlitw pokutnych i codziennych kazan o losie tych,
którzy wpadaj a w sidła z adzy, ze postanowiła raz na zawsze skonczyc z kosciołem
i religi a. Była to byc moze decyzja zbyt pochopna, tak sie jednak niestety
czesto dzieje, kiedy dziecko poddawane jest presji strachu i bezustannie grozi mu
sie ogniem piekielnym.
Prawde mówi ac, w tym czasie piekło wydawało sie Catherine kusz acym
i wielce zabawnym miejscem.
A przeciez nie tego chciała j a nauczyc ciotka i cała rodzina.
W pewn a letni a noc Catherine uciekła w nieznane. Wtedy własnie rozpoczeły
sie jej zwi azki z niezwykle interesuj acym swiatem czarnej magii. Dziewczyna
była dostatecznie dojrzała, by sie nim zafascynowac, ziarno trafiło tez na podat-
6

ny grunt, niezamierzenie przygotowany przez straszliwie nudne moralizatorskie
rozprawy ciotki.
Pocz atek był bardzo niewinny. Catherine nie miała pojecia, dok ad zaprowadzi
j a obrana droga.
Zgłodniała. To całkiem normalne, gdy pomysli sie, ze miała zaledwie pietna-
scie lat i w srodku nocy wyskoczyła przez okno tak jak stała. Bez jedzenia, bez
zapasowego ubrania.
Przez cał a pierwsz a noc na zmiane to biegła, to szła, nie maj ac pojecia, gdzie
sie znajduje. Dom ciotki lezał po drugiej stronie granicy, w Szwecji, a Catherine
pragneła wrócic do Norwegii. Kierowała sie wiec na zachód. Przemierzała
pustkowia, piaski i lasy, w których jej droga krzyzowała sie jedynie ze sciezkami
łosi, choc zadnego z nich nie widziała, poznawała to jednak po sladach w postaci
swiezych odchodów. Przeprawiała sie przez strumienie, co nierzadko sprawiało
jej wiele trudu, ale postanowiła sie nie poddawac.
Najbardziej dokuczał jej głód. Catherine nigdy nie czuła strachu przed duchami
ani dzikimi zwierzetami, a juz najmniej przed lubieznymi gwałcicielami,
z nimi jak s adziła
- potrafiłaby sobie radzic tak, by obie strony były zadowolone.
No cóz, od czasów zajscia w ogrodowym labiryncie nie przezyła kolejnej
miłosnej przygody, gdyby jednak na drodze stan ał mezczyzna maj acy wobec
niej niecne zamiary, powitałaby go ze spokojem. Z typow a dla pietnastolatki lekkomy
slnosci a wyobrazała sobie owego człowieka jako przystojnego młodzienca.
Jasnie panienka nie wielu wedrownych rzezimieszków widziała w swym młodym
zyciu i takie przypadkowe spotkanie jawiło jej sie wrecz romantycznie.
Po południu, kiedy na stopach utworzyły sie juz bolesne odciski, dotarła
wreszcie na równiny. W jakis czas pózniej ujrzała dom. Cóz za szczescie!
Słodki nieduzy domek stał na skraju lasu, otaczał go malutki ogródek, a na
progu wylegiwał sie w słoncu czarny jak smoła kot. W okolicy nie było widac
innych domostw, ale po rosn acym na polu zbozu mozna sie było domyslac, ze
gdzies niedaleko, moze za zagajnikiem, znajduje sie chłopskie gospodarstwo.
Catherine, zła, głodna i zmeczona, z gniewem odkryła, ze w tej Krainie Nigdzie
nikt jej nie usługiwał. Do tej pory ubierała j a i rozbierała osobista pokojówka,
która towarzyszyła jej nawet na wygnaniu. Baronówna przyzwyczajona była
do tego, ze ktos zawsze w pełnej gotowosci wyczekuje, czy czegos nie bedzie
potrzebowała. Eskorta towarzyszyła jej przy kazdym wyjsciu, by nie musiała brudzi
c białych szlacheckich r aczek pieniedzmi albo trudzic sie niesieniem ciezkich
paczek czy tez samodzielnie wsiadac do powozu. Gdy chciała cos odłozyc, upuszczała
to po prostu na podłoge, a natychmiast zjawiał sie ktos, kto rzecz podnosił.
Co drugi dzien zmieniano jej posciel, ubrania wisiały w garderobie zawsze
czyste. Posiłki podstawiano jej pod nos, Catherine nigdy własciwie sie nie zastanawiała,
sk ad bierze sie jedzenie. Zawsze po prostu lezało na talerzach ze złotym
brzezkiem.
7

Wielokrotnie podczas swej ucieczki miała na koncu jezyka: "Jestem głodna
i spragniona. Prosze natychmiast podac cos do jedzenia". Albo: "Nie powinnam
tak sie meczyc. Natychmiast podstawic powóz". A gdyby rzeczywiscie spotkała
łosia, oswiadczyłaby z pewnosci a tonem nie znosz acym sprzeciwu: "Precz z drogi,
nedzniku!" Szczesliwie dla łosia, ze nigdy sie nie pokazał.
Ogromnie j a irytowało, ze wszystko musi robic sama.Wychodziło jej to dziwnie
niezdarnie, bezczelne gał azki kłuły j a w twarz, mokradła, od których przemakały
trzewiczki, zagradzały droge. Czesto uzalała sie nad sob a.
Mimo wszystko jednak wolnosc wydawała sie cudowna. Catherine była bardzo
zmysłow a pann a, a ciotka zabezpieczyła swe domostwo podwójnymi zamkami
przed ewentualnymi wielbicielami młodziutkiej siostrzenicy. Dbała tez, by
nikt nie pozostawał sam na sam z t a przerazaj ac a, grzeszn a pannic a. Rzecz jasna
nie miała pojecia, co w samotnosci wyprawia Catherine w swoim łózku.
Baronówna nie wiedziała, czy zdoła dowlec sie do chaty pod lasem. Nogi bolały
j a niemiłosiernie, kazdy krok sprawiał trudnosc. Nie miała przeciez na sobie
butów sposobnych do wedrówki, lecz cienkie, eleganckie pantofelki, odpowiednie
na salony.
Kot podniósł sie, kiedy doszła do drzwi i zapukała. Pragneła w tej chwili tylko
jedzenia i wypoczynku.
Nikt jej nie otworzył. Drzwi były zamkniete na klucz.
Obecnosc kota wskazywała jednak, ze ktos tutaj mieszka. Catherine z przeci agłym
jekiem osuneła sie na próg.
Obudziły j a zafrasowane głosy.
Ach, moja droga, co to moze znaczyc?
Ta biedulka wygl ada na bardzo zmeczon a!
Biedulka? Nigdy, przenigdy nikt jej tak w rodzinie nie nazywał. Te głosy nale
zały do starych, miłych osób. Mówi acych po norwesku!
Catherine otworzyła oczy.
Dwie starsze damy stały przed drzwiami do własnego domu, do których nie
miały dostepu. Obie ubrane były na czarno, jedna z nich pod pach a trzymała cos,
co przypominało ksi azeczke do nabozenstwa. Miny miały naprawde zatroskane.
Catherine predko sie podniosła, ale nie zdołała powstrzymac jeku:
Ojej, moje nogi!
Ach, moja droga, moja droga! znów uzaliła sie jedna ze staruszek.
Te biedne małe stópki! I takie piekne buciki!
I suknia, na dole ubłocona! Płaszcz podarty! Ale wszystko takie eleganckie!
Czy pani jest. . . ksiezniczk a?
Catherine oparła sie o futryne. Próbowała sie usmiechn ac, lecz na twarzy pojawił
jej sie raczej grymas bólu. Dlaczego nie spytały, czy nie jest szlachciank a
8

albo córk a pastora? Mogłaby wtedy z dumn a min a oswiadczyc: "Nie, baronówn
a". Tymczasem sugeruj ac ksi azece pochodzenie zepsuły jej cały efekt. Baron stoi
wszak w hierarchii nizej od ksiecia.
Och jej, baronówna!staruszka az klasneła w rece, a ksi azeczka do nabo-
zenstwa wysuneła jej sie spod pachy. Catherine predko sie schyliła, by podniesc
z ziemi otwart a ksi azke, i odkryła, ze to najniezwyklejszy modlitewnik, jaki widziała
w zyciu. Pełen był dziwacznych znaków i liter. Podała go staruszce, która
niemal wyrwała go jej z r ak.
Staruszki zaprosiły Catherine na orzezwiaj ac a herbate i ciasteczka. Dziewczyna
mogła zdj ac niewygodne buciki. Nareszcie ktos sie ni a zajmował. Mieszkanki
domku wprost nie wiedziały, jak jej dogodzic, obłozyły jej stopy rozkosznie chłodz
acymi kompresami, krz atały sie, przygotowuj ac posiłek i nakrywaj ac do stołu.
W małej zadbanej chacie pachniało przyjemnie, ale tez i dziwnie. Jakbym
znalazła sie w ogrodzie pełnym ziół albo w kramie z przyprawami, pomyslała
Catherine. Gdy tylko weszły do srodka, jedna ze staruszek pospiesznie usuneła
z kredensu jakies przedmioty, chowaj ac je na półki i do szuflad.
Zasiadły wraz z Catherine przy filizankach gor acej herbaty. Dziewczyna upiła
łyk i stwierdziła, ze napój jest wyj atkowo smaczny. Para uderzała w nos, przyjemnie
ułatwiaj ac oddychanie.
Catherine przyjrzała sie swoim gospodyniom.
Były bardzo podobne do siebie, uznała wiec, ze s a siostrami. Jedna miała nieco
gesciejsze włosy niz druga, w czarnym koronkowym czepku na wystrzepionych,
zółtawych kosmykach. Kiedys włosy były zapewne rude.
Ta druga, nieco pulchniejsza, miała małe, wesołe, zyczliwie patrz ace oczka.
Jedna nosiła imie Maja, druga Kaja. Własciwie nazywały sie Margrete i Karoline,
ale od dawien dawna nikt juz sie tak do nich nie zwracał, z wyj atkiem proboszcza,
który czesto zagl adał na herbate.
Potem Catherine musiała opowiedziec swoj a historie, lecz poniewaz staruszki
najwyrazniej przyjazniły sie z proboszczem, starała sie nie wspominac o swojej
niecheci do umoralniaj acych kazan. Powiedziała tylko, ze uciekła, poniewaz ciotka,
u której mieszkała, okazała sie zbyt surowa, poza tym teskniła za domem, za
Norwegi a. Przy okazji spytała, gdzie sie teraz znajduje.
W Romskogodparły chórem.
Catherine niewiele ta nazwa powiedziała, ale kiedy objasniły bardziej szczegółowo,
zorientowała sie, ze do rodzinnej posiadłosci w Vestfold ma kawał drogi.
Czy jednak warto tam wracac? Wyruszyła przeciez na poszukiwanie przygód.
Gdyby tylko miała dosc jedzenia i jakies ubranie, długo wytrzymałaby na wolno-
sci. A i o skandalu, jaki wywołała, w domu z pewnosci a jeszcze nie zapomniano.
O czyms tak nieistotnym jak pieni adze pietnastoletnia Catherine w ogóle nie
myslała.
9

Niestety stopy okazały sie zbyt obolałe, by dziewczyna mogła zaraz wyruszy
c w dalsz a droge. Szczesliwie obie staruszki bardzo chciały zatrzymac młod a
baronówne na kilka dni.
To troche utrze nosa tej wyniosłej pastorowejprychneła Kaja, ta z rzadkimi
włosami.
Catherine doszła do wniosku, ze obie damy podkochuj a sie chyba w proboszczu,
tak to przynajmniej wygl adało.
Bardzo szybko sie zaprzyjazniły. Czasami jednak Catherine przyłapywała staruszki
na tym, ze patrz a na siebie w jakis dziwny sposób, jednej z oczu wprost
biło pytanie, druga ostrzegawczo kreciła głow a. Boj a mi sie o czyms powiedziec,
stwierdziła baronówna.
Zaczeła sie czegos domyslac dopiero pewnego dnia o zmierzchu, gdy s asiad
po cichu przyprowadził krowe. Siostry zabrały sie za leczenie krowy z zapalenia
wymienia, ale rozgl adały sie przy tym ze strachem, jak gdyby w obawie, ze ktos
nadejdzie. Catherine najpierw uznała, ze pomaganie choremu zwierzeciu to dobry
uczynek, zorientowawszy sie jednak, ze poczynania Kai i Mai s a dosc tajemnicze,
zaczeła sie zastanawiac. Staruszki popluły na cos, co trzymały w dłoniach, długo
mruczały pod nosem, a potem przygotowały paskudne smarowidło w. . . Co to, na
miłosc bosk a, mogło byc? Czaszka?
W koncu zauwazyły jej obecnosc.
Ach, moja droga!jekneła Maja.Nie wiedziałam, ze młoda baronówna
sie przygl ada!
To bardzo ciekawe.
Kaja szepneła:
Moze lepiej nie wspominac o niczym dobremu pastorowi.
Catherine zabłysły oczy.
Czary?
Obie zaprzeczyły z przerazeniem.
Och, nie!
Szkoda! beztrosko oswiadczyła Catherine. Bardzo by mnie to zainteresowało.
Naradzały sie szeptem. Chłop z krow a dawno juz odszedł, wreczywszy przedtem
siostrom spor a paczke w podziekowaniu za trud. Dom pogr azył sie w wieczornym
mroku.
Staruszki z uroczystymi minami zwróciły sie do Catherine.
Mówiła Kaja:
Nasza droga baronówna z pewnosci a wie, ze szlachetna znajomosc naturalnych
metod leczenia ginie w dzisiejszych czasach. Zostało nas tak niewiele, nie
ma komu przekazac tradycji.
I tutaj Maja i Kaja popełniły bł ad. Catherine nie była urodzon a czarownic a,
swiat magii po prostu bardzo j a ciekawił, do wszystkiego, co tajemnicze, ci agneło
10

j a jak cme do swiatła.
Moge sie nauczycpodchwyciła z zapałem.Ja przekaze dalej tradycje.
Bo jestem bardzo m adra.
Ani cienia skromnosci!
Po całkiem naturalnej chwili namysłu siostry sie zgodziły.
Prawde mówi ac były uradowane.
Tak oto doszło do wtajemniczenia Catherine w "naturalne metody leczenia",
jak starsze panie z uporem okreslały swoj a działalnosc. Słowa takie jak "czary"
czy "czarna magia" nigdy nie przeszły im przez usta.
Ale. . . czy do naturalnych metod leczenia zaliczało sie stosowanie takiego
srodka jak krew nietoperza, wkładanie noworodka do dziupli albo mamrotanie
długich formuł i popluwanie na rane? No i odmawianie diabelskich wersetów, jak
to okreslały.
Catherine chłoneła wiedze. Do domu jej sie nie spieszyło, a Maja i Kaja starzały
sie i chorowały. Cieszyły sie, ze mog a unikn ac mecz acych zajec i namolnych
gosci. Baronówna z zacisnietymi zebami nosiła wode i oprózniała nocniki,
bo z nauk staruszek nie chciała zrezygnowac za nic na swiecie.
Udostepniły jej wszystko, co przechowywały na strychu i w kredensie. Nie
wolno jej było niczego stamt ad zabierac, lecz miała sie nauczyc, co tam jest i jak
sie to stosuje.
Znalazł sie tam czosnek i pieprz do nacierania zebów konia, który nie chce
jesc, sitowie i mieszanka soku drzewnego dla dziewcz at, które nie chciały miec
dziecka, krwisty kamien, m aka jeczmienna i ocet dla krów, u których w moczu
pojawiła sie krew, specjalna woda dla tych, którzy nabawili sie opuchlizny wdychaj
ac zaklety ogien. . .
Catherine nie umiała powtórzyc połowy nazw przeróznych remediów, nigdy
wczesniej o nich nie słyszała.
Wsród tych niezwykłosci były tez rozmaite przedziwne amulety, jeden przypominał
utr acony kawałek dziwacznej figurki demona, wyrzezbionej w jakims
miekkim kamieniu. Gdy dziewczyna zainteresowała sie jego pochodzeniem, staruszki
odpowiedziały zakłopotane, ze dostały go od pewnego zamoznego jegomo-
scia, który wybierał sie do Szwecji, aby poł aczyc te cz astke z pozostałymi fragmentami
figurki. Dlaczego wiec nie zabrał go ze sob a, dopytywała sie Catherine.
Kaja i Maja wykrecały sie zakłopotane. No cóz, on chyba tutaj umarł. . .
Chyba umarł? Catherine o nic wiecej nie pytała, czuła bowiem, ze siostrzyczki
maczały w tym palce. Moze skusił je maj atek owego mezczyzny?
Czy to miało znaczyc, ze mog a posun ac sie do ostatecznosci?Catherine sie
zlekła, ale tylko troszeczke.
Wsród amuletów, jakie znajdowały sie w ich posiadaniu, były zeby zmii, pudełeczka
z ziemi a cmentarn a i szcz atki wisielców. Ku wielkiemu zalowi sióstr
nigdy nie udało im sie zdobyc alrauny. Ale mieszkały przeciez na uboczu.
11

Z czasem Catherine musiała przej ac na siebie wieksz a czesc obowi azków
uzdrowicielskich. Maja, starsza, przestała wstawac z lózka z powodu opuchlizny
na nodze, której nie mogły zaradzic zadne oczy trytona, kocia skórka ani jad we-
zowy. Kai coraz bardziej dokuczała skleroza, z czasem całkiem straciła kontakt
z rzeczywistosci a. Catherine wiec mogła rz adzic sie sama.

Rozdział 2
Proboszcz czesto zagl adał z wizyt a. Przy ich pierwszym spotkaniu przerazone
siostry szeptem przestrzegły Catherine, by ani słowem nie wspomniała o pedzeniu
samogonu w szopie! I ani mru-mru o "ksi azeczce do nabozenstwa"! Catherine
dawno juz odkryła, ze była to budz aca groze ksiega, zawieraj aca magiczne
formuły. Oczywiscie nie nalezało tez zdradzic tajemnic ukrytych w kredensie i na
strychu.
Pastor ciepło mówił o ofiarnej uczynnosci dam, o pomocy, jak a swiadcz a ubogim.
. . To ci dopiero, powiedziała sobie w duchu Catherine, przeciez one z adaj a
słonej zapłaty za swoje usługi. Obie s a dobrze odzywione, do domu nigdy nie zagl
ada bieda. Maj a w bród mleka, jajek, szynki, masła i wszystkich płodów ziemi.
Catherine czuła, ze zbyt długo juz zyła w celibacie. Chwile samotnosci w łózku
przestały jej wystarczac. Swietnie rozumiała zachwyt sióstr nad proboszczem:
był przystojnym mezczyzn a o melancholijnym jak u spaniela spojrzeniu, w którym
odbijało sie niebo. Miał jednak nieprzyjemn a zone, to znaczy nieprzyjemn a
tylko dla Catherine. W rzeczywistosci była to łagodna, ciepła kobieta o zrosnietych
brwiach, wiecznie pachn aca czosnkiem. Maja i Kaja tez nie mogły na ni a
patrzec. Nalezała ona do rodzaju ludzi, którzy bez wzgledu na to, jak dbaj a o czysto
sc, zawsze sprawiaj a wrazenie nie domytych. Włosy wi azała w niechlujny wezeł
na karku, a nieokreslonego koloru tłuste kosmyki zwisały nad uszami. Catherine,
bardzo dbaj ac a o swój wygl ad, ogromnie irytowało flejtuchostwo pastorowej,
która raz sama powiedziała: "Próznosc to cecha ladacznic. Porz adna kobieta jest
posłuszna swemu mezowi i utrzymuje w porz adku jego dom". Catherine nie zdołała
sie powstrzymac od komentarza: "Powinna sie takze zatroszczyc o to, by jego
wzrok mógł spocz ac na czyms miłym dla oka". Kobieta zacisneła tylko usta, lecz
pastor z uznaniem popatrzył na Catherine, która doskonale zdawała sobie sprawe,
ze oto wyrasta na piekn a panne. Rosła, co prawda, za szybko i za duzo, ale długie
nogi wci az pozostawały nadzwyczaj zgrabne. Pokazała je pastorowi pewnego
dnia, kiedy to wraz z innymi parafianami wybrali sie na przykładn a wycieczke.
Przechodz ac przez strumien podci agneła spódnice az po uda, choc wcale nie było
to potrzebne. Pastor poczerwieniał na twarzy, a jego zona wzrokiem zasztyleto-
13

wała Catherine.
Baronówna znów poczuła ów rozkoszny ból w dole brzucha. Dyskretnie zerkn
eła na pastora, by sprawdzic, czy i on cos czuje, ale odwrócił sie i zatopił w gor
aczkowej rozmowie z jedn a ze swych owieczek.
Catherine podejmowała potem liczne próby pozostania z pastorem sam na
sam, ale na prózno.Wydawało jej sie, ze bez mezczyzny dłuzej juz nie wytrzyma,
coraz trudniej było jej zapanowac nad z adzami. Niedługo rzuce sie na s asiada,
myslała z gorycz a. Osiemdziesiecioletniego starca, najpewniej całkiem juz wyschni
etego.
Catherine miała wkrótce skonczyc siedemnascie lat, długo juz mieszkała u staruszek.
Wiedziała jednak, ze wiele sie jeszcze moze od nich nauczyc, poza tym
jej potrzebowały, wiec została.
Przez te lata chłoneła wiedze tajemn a. Dowiedziała sie, jak leczyc gor aczke
połogow a łyzeczk a spalonej niedzwiedziej zółci rozpuszczonej w wódce, jak skłoni
c do miłosci dziewczyne. Potrzebne było do tego zaklecie, którym siostry czesto
musiały sie posługiwac, bo niemal co tydzien przybywali o zmierzchu chorzy
z miłosci młodziency z prosb a o pomoc. Aby rozpalic dziewczece z adze, nalezało
wyrwac pióro z czubka koguciego ogona, w chwili gdy pokrywał kure. Pióro nie
mogło upasc na ziemie, trzeba je było nosic przy sobie w absolutnej tajemnicy do
chwili spotkania z ukochan a. Dziewczyna połaskotana piórem w usta natychmiast
nabierała ochoty na mezczyzne.
Catherine, szlachciance, od samego pocz atku spodobała sie metoda króla Fryderyka
I przeciwko padaczce. Sposób ten znany był od roku 1447, nauczyła sie
go na pamiec: Odci ac tuz nad oczami kosc czołow a powieszonego lub łamanego
kołem mezczyzny, zanim jego ciało zgnije na szubienicy lub na kole. Prazyc kosc
na nieduzym ogniu, a nastepnie zmiazdzyc i dodac trzy zmielone nasiona peonii.
Do jednej pi atej masy wlac trzy łyzki wody lawendowej i starannie wymieszac.
Podawac choremu na czczo przez trzy kolejne poranki. Chory musi nastepnie wystrzega
c sie niebezpiecznych mostów, nie moze sie tez wspinac za wysoko. Srodka
nie nalezy aplikowac, kiedy słonce stoi w znaku Barana.
Dobrze wiedziec, pomyslała Catherine. Maja i Kaja czesto stosowały te kuracj
e.
Chc ac zemscic sie na kims, nalezało zebrac odchody wroga, najswiezsze jak
tylko sie dało, do woreczka i powiesic je w dymie nad ogniem. Wróg z kazdym
dniem tracic bedzie siły, az w koncu ogarnie go całkowita niemoc. Gdy jednak nie
pragneło sie smierci nieprzyjaciela, mozna było zatrzymac ten proces, wrzucaj ac
woreczek do biez acej wody.
Tych rad Catherine nigdy nie wypróbowała.
Aby uzyskac odpowiedz na pytanie, kto umrze przed upływem roku, wystarczyło
spojrzec w okno izby, w której zebrało sie sporo osób. Gdy na odbiciu jakas
postac pozbawiona była głowy, oznaczało to, ze własnie ta osoba pozegna sie z zy-
14

ciem. Catherine nie wierzyła w te metode. Sprawdziła j a, patrzyła w okno s asiada
podczas wielkiej swi atecznej uczty i wszyscy biesiadnicy mieli głowy na swoim
miejscu, a mimo to w ci agu roku dwoje z nich zmarło.
Faktem jednak było, ze Catherine nie urodziła sie prawdziw a czarownic a i w
tym tkwił cały problem.
Naznaczony wiekiem kot przeniósł sie w koncu do kociego raju, gdzie zapewne
miał pod dostatkiem myszy i szczurów. Maja chciała wzi ac nowego kota, lecz
Catherine odradzała. Siostry były za stare.
Najczesciej zdarzało sie, ze kurowały zwierzeta, i w tej dziedzinie Catherine
stała sie prawdziwym ekspertem, zwłaszcza po tym, jak zmuszona była przej ac
obowi azki po siostrach. Uzupełniła nawet zapasy srodków leczniczych o krew
z kurczecia-kogucika, dobr a na osłabienie, o weze, o sadło z młodego knura, kamienie
przynosz ace ulge w bólach porodowych, setki rozmaitych ziół. No i oczywi
scie studiowała wszystkie czarnoksieskie formuły w tajemnej "ksi azeczce do
nabozenstwa", jak przy ludziach nazywały j a siostry.
Catherine zaczynała naprawde dobrze sobie radzic, niestety, nie potrafiła sie
wyleczyc ze spalaj acej j a z adzy.
Cały kłopot tkwił w tym, ze musiała znalezc kandydata odpowiedniego do
swego stanu. Nie miała w kim wybierac, padło wiec na pastora.Wokolicy brakowało
szlachty, a pójscie do łózka z mezczyzn a niskiego rodu, a za takich uwazała
wszystkich mieszkanców parafii, zdecydowanie ublizało jej godnosci. Szlachta,
duchowienstwo, mieszczanie i chłopi, tak wygl adała hierarchia, a tutaj w okolicy
zyli sami tylko wiesniacy. Owszem, był jeszcze wójt, ale stary i nudny, nie dało
sie go nazwac interesuj acym mezczyzn a.
Co prawda dwaj młodzi, dosc przystojni chłopcy krecili sie wokół chaty, lecz
Catherine okazała stanowczosc. Nie zamierzała plugawic swego szlachectwa.
Nie mogła wszak spoufalac sie z pospólstwem, ludzmi, do których zawsze
odnosiła sie z pogardliw a arogancj a.
Wszyscy, rzecz jasna, wiedzieli, ze jest baronówn a. Nikomu nie pozwalała
zwracac sie do siebie inaczej niz "wielmozna pani". Ale ludzie z wioski z durn a
przyjeli do swego kregu biedn a sierotke, któr a zajeły sie dobre siostrzyczki.
Smierc Mai nast apiła całkiem nieoczekiwanie. Kaja, dotknieta ciezk a skleroz
a, niczego nie pojmowała, wiec pogrzebem zajeła sie młoda Catherine.
Musiała zwrócic sie do ksiedza. Nie widziała go juz od dłuzszego czasu, a jej
ciało wci az trawił ogien.Wgłebi ducha miała nadzieje, ze pastorowej nie zastanie
w domu. . .
Niestety, pastorowa była w domu, choc w miejscu dosc niecodziennym. Słuzba
miała wychodne, gdyz był to akurat wieczór swietojanski, i pani musiała sama
isc po wode. Nieprzywykła do takich zajec, wpusciła wiadro do studni. Catherine
15

na plebanii zobaczyła tylko przystojnego pastora, pochylonego nad cembrowin a
na dziedzincu. Wołał w gł ab:
Wszystko w porz adku, moja droga?
Catherine od razu podbiegła do studni.
Co sie stało?
Pastor natychmiast odwrócił sie do niej z wyjasnieniami. Jego droga małzonka
musiała spuscic sie na dno po wiadro, bo on sam jest zbyt szeroki w ramionach.
Ona przeciez ma równie szeroki tyłek stwierdziła Catherine złosliwie,
bo nie cierpiała pastorowej. Z wzajemnosci a.
Z dołu dobiegł krzyk:
Julius! Trzymaj line napiet a! Juz niedługo dosiegne! Pastor znów pochylił
sie nad studni a.
-Woda jest płytkaoznajmił Catherine.Ale szyb sam w sobie jest głeboki.
Widok mezczyzny w długiej czarnej sutannie to dla dziewczyny było juz za
wiele.
Ojcze, zbyt mocno sie wychylacie stwierdziła zdyszana. Prosze, pozwólcie
mi sie przytrzymac!
Dziekuje, droga panno baronówno, naprawde byłoby to pomoc a!
Catherine otoczyła pastora ramionami w pasie, zamkneła go w uscisku. Od
bliskosci jego ciała zakreciło jej sie w głowie. Troche nizej, o, gdybym mogła
przesun ac rece troche nizej. Mocno przycisneła sie do niego. Och, wsun ac dłon
pod sutanne. . . Poczuc. . .
Na to jednak zabrakło jej smiałosci, chociaz ciało ogarn ał nieznosny zar.
Moze lepiej bedzie, jesli ja przytrzymam line, a wy przytrzymacie mnie,
ojcze mówiła z wysiłkiem. Policzki jej płoneły.
Moze i tak odparł pastor, podaj ac jej napiety sznur.
Puszcze teraz te babe, pomyslała Catherine. Niech spada!
Pastor mocno obj ał jej smukł a talie.
Czy jasnie panienka da rade? spytał.
Oczywiscie!
Podnies mi spódnice, rozkazywała Catherine w duchu. Ostroznie zakreciła
tyłeczkiem.
Pastor jekn ał, dotarło do niego, co moze sie wydarzyc. Przerazony cofn ał sie
nieco.
Trzymajcie mnie mocniej! jekneła Catherine. Inaczej wypuszcze lin
e!
Znów przysun ał sie do niej i tym razem nie było juz zadnych w atpliwosci.
Catherine celowo wybrała sie z domu bez bielizny, wyraznie wiec czuła, ze pastor
znalazł sie w naprawde kłopotliwej sytuacji, zwłaszcza ze miał na sobie tylko
sutanne.Wydawał z siebie dziwne, zduszone dzwieki i raz po raz powtarzał słowa
modlitwy: "I nie wódz nas na pokuszenie".
16

Juz nie obejmował jej tak mocno. Najwidoczniej nie bed ac w stanie myslec
jasno, jedn a rek a siegn ał pod suknie. Catherine zacheciła go, jeszcze bardziej sie
wypinaj ac.
Julius! dobiegł z dołu krzyk, echem odbijaj acy sie od sciany studni.
Kto trzyma line?
O, dobry Boze, w któr az to strone zwróciły sie moje mysli? mrukn ał
pastor pod nosem. Odszedłem na chwile po kij! zawołał do zony. Baronówna
była tak łaskawa i w tym czasie przytrzymała line.
Sutanna jakos dziwnie mu sie wybrzuszyła.
Co ona tu robi? pytał wsciekły głos.
Catherine przechyliła sie nad cembrowin a. Miała wielk a ochote splun ac w dół,
ale jakos sie powstrzymała.
Maja nie zyje! zawołała. Przyszłam prosic o pomoc w pogrzebie.
Dawno juz tu panna jest?
Dopiero przyszłamodpowiedziała Catherine. Jesli pastor mógł skłamac,
to jej takze było wolno.
Czuła, ze dłuzej juz nie moze czekac, rozczarowanie wprawiało j a w irytacj
e. Pusc line i zostaw babe na dole, miała juz na koncu jezyka, ale przeciez nie
wypadało tak mówic.
Ach, mój Boze, Margrete umarła? jekn ał pastor. Oczywiscie słuze
wszelk a pomoc a w zwi azku z pogrzebem.
Catherine miała nadzieje na chwile wspólnych uciech przy okazji przygotowa
n do pochówku Mai, lecz pastorowa pilnowała ich jak cerber. Spogl adała na
baronówne wzrokiem bazyliszka, a Catherine nic nie mogła zrobic, zdawała sobie
bowiem sprawe, ze jej pozycja w parafii wisi na włosku. Przyszła czarownica
moze miec wielu wrogów.
Z czarami takze sprawy miały sie nie najlepiej. Brakowało jej iskry, owego
wrodzonego talentu i wyczucia. Zaczeła popełniac paskudne błedy, sprzedawała
leki, które nie działały albo wrecz szkodziły. Kaja nie była w stanie w zaden
sposób jej pomóc. Catherine w koncu rozgniewała sie na ni a i zaaplikowała starej
damie odpowiedni a dawke srodka nasennego, by zasneła snem wiecznym.
Baronówna wiedziała, ze siostry pragneły, aby wszystko po nich odziedziczyła,
ale po smierci Kai zjawili sie krewni staruszek, którzy do tej pory nie dawali
o sobie znac. Po pogrzebie rozpetała sie straszliwa awantura, krewniacy bili sie
miedzy sob a i wyklinali Catherine.
Wzieła wiec pod pache "ksi azeczke do nabozenstwa", czarnoksieskie srodki
i gotówke, któr a Maja i Kaja zgromadziły dla niej, zapakowała to w wezełek
i odeszła. Krewniacy zorientowali sie, ze jej nie ma, kiedy juz było za pózno.

Rozdział 3
Baronówna, teraz osiemnastolatka, z pocz atku osiadła w Christianii. Zamieszkała
w "Pensjonacie dla Panien z Wyzszych Sfer", prowadzonym przez madame
Ledang.
Madame przyjeła baronówne z otwartymi ramionami, zwłaszcza ze nowa lokatorka
mogła dobrze za siebie zapłacic.
Catherine rozejrzała sie po miescie i wkrótce juz miała gotowy plan.
Zwierzyła sie madame Ledang, ze pragnie poswiecic swe zycie ubogim chrze-
scijanom, zadbac o to, by mieli wszystko, czego potrzebuj a ich ciała i dusze.
Taka niezwykła ofiarnosc ucieszy Pana Boga, westchneła madame, zastanawiaj
ac sie tylko, czy panna ma zamiar ofiarowac wszystkie swoje pieni adze na ów
szlachetny cel, lecz głosno o to nie spytała. Nie bardzo tez wiedziała, co Catherine
rozumie przez potrzeby ciała i ducha. A Catherine po długim okresie posuchy zamierzała
przede wszystkim zaspokoic potrzeby swego własnego ciała, lecz przez
mysl jej nie przeszło, by mogli jej w tym pomóc mezczyzni z biedoty.
Mieszkaj ac w pensjonacie poznawała miasto, nawi azywała kontakty i szukała
odpowiedzi na drecz ace j a pytania. Dwa miesi ace pózniej mogła przeprowadzic
sie do ładnego, lecz skromnego domku, połozonego w lepszej dzielnicy.Wtajemnicy
juz wczesniej zdobyła sobie pozycje uzdrowicielki i nie narzekała na brak
klientów. Coraz szerszym strumieniem napływali ludzie prosz ac, by uwolniła ich
od cierpien albo powrózyła z kart starych dam, tarota lub postawiła kabałe. Miała
kryształow a kule, w której nic nie widziała, ale o tym przeciez nie musiała nikomu
mówic. Dopóki jej wrózby dotyczyły drobiazgów, klienci byli bardzo, ale to
bardzo zadowoleni. Zreszt a Catherine nie zamierzała zostawac na tyle długo, by
sie zorientowali, ze wrózby sie nie sprawdzaj a.
Jesli Maja i Kaja potrafiły zgromadzic tyle pieniedzy w małym Romskog, to
czegóz ona, Catherine, nie zdoła osi agn ac w Christianii? Za swiadczone przez
siebie usługi pobierała bardzo wygórowane opłaty. W ten sposób zamykała droge
biedocie, jej klientami zostawali tylko najzamozniejsi.
Gdy w ich gronie znalezli sie młodzi, bogaci mezczyzni z wyzszych warstw
społecznych, rozszerzyła swe usługi o masaz. W koncu skupiła wokół siebie nie-
18

wielk a grupe szesciu wybranych młodzienców, z których kazdy przychodził raz
w tygodniu w okreslonym dniu, nic nie wiedz ac o pozostałych. Bardzo dobrze
płacili. Nieodmiennie oczekiwali, ze masaz zakonczy sie w okreslony sposób,
a Catherine wcale nie była temu niechetna. Młodziency nie zdawali sobie sprawy,
ze to raczej oni pomagaj a jej niz ona im.
Był to dla baronówny wspaniały okres. Niestety trwał nie dłuzej niz rok, bo
wójt zacz ał sie interesowac jej okultystyczn a działalnosci a. O masazu nic nie wiedział.
Catherine zarobiła juz wówczas tyle pieniedzy, ze bez zalu mogła zamkn ac
swój zakład. Postanowiła uciec z miasta, zanim władze przyjrz a sie jej uwazniej.
Tym razem zdecydowała sie na powrót do rodzinnego domu. Liczyła, ze zapomniano
juz o jej dziecinnym wybryku w parkowym labiryncie.
Był to powrót w wielkim stylu. Zajechała eleganckim powozem przynajmniej
tak wygl adał, wytwornie ubrana, z wielkim bagazem. Przyjeto j a okrzykami
zachwytu i zdziwienia jednoczesnie, płaczem i wyzwiskami. Niedobra dziewczyna,
gdzie sie podziewała przez tyle czasu, dlaczego uciekła od kochanej krewnej?
Gdzie zdobyła całe to bogactwo?
Catherine natychmiast skomponowała łzaw a historie o złej ciotce, która codziennie
j a biła. Mogła fantazjowac do woli, bo dowiedziała sie, ze ciotka niedawno
zmarła. Opowiedziała o dwóch starych damach, które sie ni a zajeły, a po
ich smierci odziedziczyła cały maj atek.
Reszte, rzecz jasna, przemilczała.
Zdołała obrócic wszystko na swoj a korzysc. Rodzina przyjeła j a w miare zyczliwie
i Catherine znów zamieszkała w swym dawnym panienskim pokoiku.
Po dwóch latach nienagannego, cnotliwego zycia w domu zateskniła za mezczyzn
a. Rozgl adała sie za odpowiednim kawalerem, dlatego propozycja rodziców,
którzy pragneli j a wydac za młodego szlachcica, od czasu do czasu przybywaj acego
z wizyt a na dwór, trafiła na podatny grunt.
Z pocz atku Catherine protestowała.
Alez przeciez on jest z prostej szlachty. Nie moge poslubic kogos, kto nie
jest mi równy stanem!
W tym zapomnianym przez Boga kraju arystokraci nie rodz a sie na kamieniu,
dobrze o tym wiesz ostro upomniał j a ojciec. Chłopak pochodzi
z dobrej, zamoznej rodziny, jest oficerem.
Ale to taki nudziarz, pomyslała Catherine.
No cóz, w koncu go zaakceptowała. Miała juz szczerze dosc samotnego zaspokajania
sie w tajemnicy. Zeby urozmaicic sobie monotonne zycie na dworze,
zaczeła sporo pic i sama potraktowała to jako sygnał ostrzegawczy. Ani słowem
tez nie smiała wspomniec, co zawieraj a jej zamkniete na trzy spusty skrzynie. Te
praktyki musiała juz od dawna zarzucic.
19

Wybrała mniejsze zło. Moze w małzenstwie bedzie zabawniej, zwłaszcza gdy
meza powołaj a do słuzby wojskowej?
Jej nocy poslubnej nie warto wspominac. Pan młody okazał sie nietkniety i Catherine
musiała wprowadzac go w arkana miłosci. Uczyniła to tak sprytnie, ze
nigdy sie nie zorientował, jak doswiadczon a wybrał sobie zone.
Był doprawdy wielkim głupcem.
I kompletnie pozbawionym fantazji. Nie potrafił czerpac radosci z ich mał-
zenskiego pozycia. On był mezem, panem i władc a, a ona jego uległ a zon a. Nie
chciał słyszec o zadnych erotycznych igraszkach.
Rodzina zaczeła dopominac sie o dziecko, ale Catherine dobrze wiedziała, jak
uchronic sie przed ci az a, a ze nie odezwał sie w niej instynkt macierzynski, czas
płyn ał, potomek zas sie nie pojawiał.
M az takze nie wyruszył na zadn a wojne i Catherine miała juz dosc jego siedzenia
w domu. Od czasu do czasu co prawda wybierał sie do kasyna, lecz o swobodzie
musiała zapomniec.
Zdesperowana zaczeła sie rozgl adac za innymi mezczyznami. Najpierw jednak
spróbowała domieszac mezowi do jedzenia afrodyzjaki, by wzbudzic w nim
wieksz a ochote do zabaw. Niestety nie podziałały.
Stopniowo zaczeła spuszczac z tonu. Na jej jednoznaczne propozycje narazeni
byli własciwie wszyscy mezczyzni, którzy przypadkiem znalezli sie na jej drodze.
Niektórzy obawiali sie romansu z dam a tak wysokiego rodu, inni mieli mniej
skrupułów.
Catherine wypuszczała sie równiez na inne, niebezpieczne obszary.Wyleczyła
sw a szwagierke z reumatyzmu, nacieraj ac j a sol a i odmawiaj ac zaklecie:
"Maryja Dziewica na kamieniu była
Maryja Dziewica osełke zrobiła
Oto słowo Boze. Amen."
Szwagierka, wstrz asnieta, nie zachowała jej poczynan w tajemnicy.
Pewnego dnia młody oficer przyłapał zone in fflagranti z koleg a z wojska
w ogrodzie rózanym. To była kropla, która przepełniła dzban. Usłyszał damski
chichot i smiej acy sie meski głos, zobaczył nogi Catherine wywijaj ace w powietrzu,
rozpoznał kwiecist a suknie zony i mundurowe spodnie przyjaciela, zawieszone
na krzewie rózy.
Wybuchł ogromny skandal, oficer został skompromitowany, a Catherine musiała
opuscic dom.
Uczyniła to z wielk a checi a. Wyjechała, zabrawszy wszystkie swoje rzeczy
i pieni adze, o których m az nigdy sie nie dowiedział.
Nikt, ani w jego domu, ani w jej rodzinie nie pytał, dok ad jedzie. W jednej
chwili stała sie persona non grata, niepoprawn a grzesznic a, do której nie chciano
20

sie przyznac. Rodzice Catherine mieli liczne potomstwo, od dziecinstwa pozostawiane
pod opiek a nianiek i tylko od czasu do czasu pokazywane gosciom; miedzy
młod a baronówn a a jej ojcem i matk a nie istniał zaden cieplejszy zwi azek. W dodatku
okryła hanb a ich nazwisko i to nie raz, a co najmniej trzykrotnie.
Osiadła w Krokkleiva.Wiesci o jej małym, ukrytym w głebi lasu domku predko
rozniosły sie po okolicy, nie tylko najblizszej. Ludzie przekazywali sobie wiadomo
sc o damie wysokiego rodu, baronównie, która uprawia czarn a magie, uzdrawia
ludzi i bydło, wrózy z kart i kryształowej kuli, a nawet z reki, jesli tego zaz adano.
Była ogromnie interesuj ac a osob a. Od tych, którzy mieli pieni adze, pobierała
spore sumy, inni mogli płacic w naturze.
To ostatnie okreslenie, zapłata w naturze, budziło wesołosc w okolicznych domostwach.
Szeptano, ze przystojni albo bogaci chłopcy z lepszych rodzin musieli
płacic za usługe w dosc szczególny sposób. Mimo wszystko jednak w tych stronach
akceptowano baronówne tak a, jak a była. Zaden nadgorliwy przedstawiciel
władz nie próbował jej przyłapac ani na czarach, ani na nieprzystojnym zachowaniu.
Jej sława rozniosła sie szeroko. Przybywali ludzie z Christianii i innych miast,
ze wsi i miasteczek, bo osoby takie jak Catherine, zainteresowane magi a i okultyzmem,
znaj ace drogi do wyzdrowienia i szczesliwej przyszłosci, zawsze s a popularne.
Tak oto wygl adało zycie czarownicy, kiedy Tiril, Erling i Móri wraz z Nerem
przybyli do Sundvolden i postawili jej swiat na głowie.
Postanowiła uwiesc obu mezczyzn, i to jak najpredzej. Erling był przystojny
i bogaty, Móri tajemniczy, jakby nie z tego swiata, piekny i ogromnie poci agaj acy.
Catherine, znaj aca sie na uwodzicielskich sztuczkach, wyznaczyła sobie jeden
dzien na podbicie serca Erlinga, tydzienna Móriego.
Swiat znów stał sie piekny i fascynuj acy.
Rozpustna, ekscentryczna, troche przepita baronówna doznała tego dnia wielu
wstrz asów.
Po pierwsze musiała przyznac, ze niepozorna Tiril wcale nie jest taka niepozorna.
Irytowało j a to, owszem, lecz nie doprowadzało do ostatecznosci.
Dziewczyne scigało dwóch tajemniczych mezczyzn.
Catherine ostrzegła troje przyjaciół przed planuj acymi atak złoczyncami, to
podnosiło jej prestiz. Zabrała ich do swego domku, ukrytego w głebi lasu.
Tam doznała kolejnego szoku. Nic jej nie przyszło z chwalenia sie przed nimi
umiejetnosciami czarnoksieskimi. Przy niezwykłym Mórim, Aniele smierci, jasne
sie stawało, ze jest tylko załosn a amatork a. Zaniemówiła, widz ac, ile on potrafi.
Był prawdziwym czarnoksieznikiem! Catherine do tej pory s adziła, ze tacy jak on
21

istnieli tylko w gotyckich opowiesciach albo zyli w sredniowiecznej Francji.
Z tym wiekszym zapałem starała sie go uwiesc. Jakiz odniesie triumf! Drazniło
j a, ze Móri wcale sie ni a nie interesuje, jakby erotyka w ogóle go nie obchodziła.
Ona jednak gotowa była przysi ac, ze choc nie ujawniał zainteresowania
zmysłowymi przyjemnosciami, to tkwiło w nim wiele zaru i namietnosci.
Móriego w jej małym, eleganckim domku interesowało zupełnie cos innego. . .
Rozgl adał sie po pokoju.
Co sie stało? spytała Tiril, ta niem adra dziewucha, która miała tyle
szczescia, ze znała swych towarzyszy o wiele lepiej niz Catherine. Ale te trójk
e ł aczyła tylko przyjazn, mezczyzni miłosci a obdarz a tylko j a, baronówne, juz
ona sie o to postara.
Móri powoli odwracał głowe na wszystkie strony.
Nie wiemodpad wreszcie.Cos tutaj jest nie tak, jak byc powinno. . .
Ze mn a? pospiesznie spytała Catherine.
Nie.
Zwrócił sie wprost do niej.
To nieznana siła. Czy kiedykolwiek sci agnełas tutaj jak as moc?
Catherine straciła co nieco pewnosci siebie.
Hm, no tak. . . Nie wiedziała, co mówic.Kiedy stosuje sie, powiedzmy,
nietradycyjne metody leczenia, mozna sie zetkn ac z rozmaitymi dziwnymi
zjawiskami. Uwazam, ze raczej tobie towarzyszy cos mistycznego. Cała gromada.
. .
Nie, to zupełnie co innego. Czy nigdy nie wyczułas czegos w nocy? Nie
miałas wrazenia, ze ktos jeszcze tu jest?
Wolałabym miec towarzystwo zachichotała. Niestety, musiałam sypia
c sama.
Było to z jej strony zaproszenie, lecz on je zignorował.
Czy to cos waznego? spytała, czuj ac, ze ogarnia j a coraz wieksza niepewno
sc wobec tego człowieka.
Nie wiempowtórzył, ale odprezył sie.
Ta rozmowa pozostawiła na niej nieprzyjemne wrazenie.
Potem nadeszła chwila niespodziewanego triumfu. Mogła pomóc trojgu przyjaciołom
odnalezc w Christianii poszukiwan a akuszerke. Tym samym trafiła jej
sie okazja w wyjazdu do stolicy, wytesknione oderwanie sie od monotonnego zycia
na wsi.
Postarała sie, by do samego miasta jechac pomiedzy Erlingiem a Mórim. Niewygodnej
dziewczyny i jej psa pozbyła sie, zamykaj ac ich w powozie. Chciała
zagarn ac mezczyzn tylko dla siebie, a po to, by zrealizowac wyznaczony plan
wci agn ac Erlinga do łózka po upływie jednego dnia, a Móriego w czasie nie
dłuzszym niz tydzienmusiała wykorzystac absolutnie kazd a chwile.
Nagle Móri znów j a przeraził. Ni st ad, ni zow ad oswiadczył:
22

Masz cos przy sobie.
Och, oczywiscie, ze mam. Nigdy nie rozstaje sie z mym wezełkiem czarownicy.
O co ci chodzi?
To ta moc. Bardzo mi sie ona nie podoba.
Zła moc?spytała wbrew swej woli.
Tak odparł cicho. To własciwe okreslenie.
Catherine westchneła zirytowana. Co tam złe moce! Skupiła sie na zaprezentowaniu
swych wdzieków mezczyznom. Pokazywała, co potrafi. Popisywała
sie sw a inteligencj a, talentem, umiejetnosci a flirtowania, uwodzicielskim czarem.
Wodpowiednim momencie podci agneła spódnice nad kolana, delikatnie dotykała
meskich dłoni, zwierzaj ac sie ze swych drobnych sekretów, schlebiała im, starała
sie ich ze sob a skłócic. . .
Krótko mówi ac, przechodziła sam a siebie. Czuła rozkoszne ciepło bij ace od
siodła, ocierała sie o nie, bliska spełnienia, lecz w pore sie opamietała. Najbardziej
w tej chwili pragneła Móriego, lecz zrozumiała, ze to jej sie nie uda. Natomiast
Erling. . .
Doskonały na przystawke. Naprawde doskonały! Zaden z nich, co prawda, nie
wywodził sie ze szlacheckiego rodu, lecz dawno juz musiała obnizyc loty. Erling
był ze wszech miar odpowiedni a parti a.
A Móri, bardziej dostojny niz wszyscy hrabiowie i baronowie swiata razem
wzieci, to czarnoksieznik. Zainteresowana mistyk a, Catherine wyzej juz nie mogła
zajsc. Nie umiała tylko pozbyc sie uczucia, ze cos kroczy za nim slad w slad.
Była teraz wdow a. M az od pocz atku ci azył jej niczym kula u nogi, wysłała
mu wiec pudełko odpowiednio spreparowanych ciastek. Zmarł cicho i spokojnie,
nie wzbudzaj ac niczyich podejrzen. Ciastek było tak niewiele, ze nikomu innemu
nie wpadły w rece. Catherine dobrze znała łakomstwo swego meza, wiedziała, ze
z nikim nie podzieli sie smakołykiem.
Teraz wiec była wolna, mogła zadawac sie, z kim tylko chciała.
W Christianii czekał j a kolejny wstrz as: akuszerka głeboko skłoniła sie przed
Tiril i nazwała j a "wasz a wysokosci a"! Catherine była bliska omdlenia. Wysoko
sc? Wszak to tytuł zarezerwowany dla królów, ksi az at i ich najblizszych!
Na tym konczył sie poprzedni tom Sagi o Czarnoksiezniku. W saloniku starej
akuszerki, w którym ledwie znalazło sie dosc miejsca dla gospodyni, Tiril, Catherine,
Erlinga Mllera, Móriego i wielkiego czarnego psa, Nera, Tiril nareszcie
miała dowiedziec sie czegos o swoim prawdziwym pochodzeniu.
Catherine z kazd a chwil a ogarniała coraz wieksza złosc. Sama czuła, ze ma
mine kwasn a jak cytryna. Przywykła do tego, ze jest najwazniejsz a osob a, dam a
wysokiego rodu, przed któr a wszyscy chylili czoło.
Czyzby teraz miała stac nizej niz ta Panna Zero? Czyzby miała kłaniac sie
23

Tiril?
Za nic na swiecie!
No cóz, posiadała odpowiednie srodki. Jesli potrafiła wysłac na tamten swiat
własnego meza, mogła takze wyeliminowac te dziewczyne. Catherine pragneła
byc najlepsza, chciała tez miec dla siebie obu mezczyzn, którzy chronili te wstretn
a Tiril i najwyrazniej od wieków byli jej adoratorami.
To niesprawiedliwe! Takie nic, na którym nie warto nawet oka zawiesic, miałoby
sie cieszyc wzgledami dwóch nadzwyczaj godnych poz adania mezczyzn?
Ich miejsce było w gromadzie wielbicieli Catherine!
A wiec koniec z dziewczyn a!
Nagle zadrzała. Miała wrazenie, ze jakies nieznane istoty ostrzegawczo
dmuchneły jej w kark, inaczej nie potrafiła tego okreslic. A wielki, okropny pies
warkn ał cicho i pokazał Catherine zeby. Jego slepia zajarzyły sie niebezpiecznym,
zółtozielonym blaskiem.
Oczy Móriego obserwowały j a spokojnie, jakby zamyslone, lecz patrzyły
z przerazaj ac a przenikliwosci a.
Catherine musiała spuscic wzrok.
Stara akuszerka takze unikała spojrzenia Móriego, ale tez i atmosfera wokół
niego, przywodz aca na mysl kraine zimnych cieni, mogła wystraszyc kazdego.
Trzeba było go dobrze znac i byc absolutnie pewnym jego przyjazni, aby miec
smiałosc patrzec mu w oczy. Co gorsza jednak, zdaniem starszej kobiety, w saloniku
wydawało sie tak ciasno, jakby oprócz pieciorga ludzi i psa znajdował sie
tam ktos jeszcze.

Rozdział 4
Tiril, kochaj aca bezgranicznie wszystkich bliznich, z pocz atku przyjeła Catherine
z otwartymi ramionami.
Jakie to wspaniałe, ze ich grupka zaprzyjazniła sie z prawdziw a baronówn a!
Jak miło przedstawic jej dwóch przyjaciół, Erlinga i Móriego, no i ukochanego
Nera! Tiril taka była dumna z wszystkich trzech, promieniała radosci a, prezentuj
ac Erlinga, swietn a partie, i fascynuj acego, tajemniczego Móriego. Na pewno
zainteresuj a Catherine!
Wkrótce jednak Tiril posmutniała. Zrozumiała, ze baronówna usiłuje wył aczy
c j a, Tiril, z ich grona.
Tiril nie przywykła do surowych spojrzen, wyraznie mówi acych: "Trzymaj sie
z dala, nie masz prawa do tak przystojnych mezczyzn, jestes zerem, nie warto na
tobie oka zawiesic!" Tak własnie Tiril odbierała zachowanie Catherine.
Z całych sił starała sie dopatrzyc pozytywnych stron tej sytuacji, zyczyła nowej
znajomej wszystkiego najlepszego, lecz to nie było łatwe. Naprawde trudno
spokojnie obserwowac przedsiebiorcz a dame jad ac a konno przed powozem,
miedzy dwoma mezczyznami, poufale poklepuj ac a ich po udach lub przesyłaj ac a
pocałunki. Przesłac Móriemu pocałunek? Jak smiała!
W sercu Tiril zagosciło nowe, całkiem nieznane uczucie, zaczeło zzerac j a od
srodka.
Na razie jeszcze nie potrafiła go nazwac, miała tylko wrazenie, ze niedobre
mysli zabiły w jej duszy cos pieknego. I moze miała racje.
Tiril stała kompletnie oszołomiona. Przenosiła wzrok z jednej osoby na drug a.
"Wasza wysokosc"? Staruszka nazwała j a "wasz a wysokosci a"!
Szczera unizonosc akuszerki. Zazdrosc bij aca z oczu Catherine. Zdumiony,
dosc niem adry wyraz twarzy Erlinga, który z pewnosci a nie zdawał sobie sprawy,
ze ze zdziwienia az tak szeroko otworzył usta. . .
Nero warkn ał cicho w strone Catherine. A przeciez to, bardzo zyczliwy ludziom
pies!
Zamyslony Móri, smutek w jego oczach. Dlaczego?
Nic nie rozumiemposkarzyła sie Tiril.
25

Catherine ostrym tonem zwróciła sie do akuszerki:
Prosze przestac wygadywac głupstwa! Dziewczyna nie jest przeciez królewskiego
rodu!
Nie, nie królewskiego, ale prawie.
S adze, ze powinnismy to wyjasnic spokojnie powiedział Móri. Czy
mozemy usi asc?
Ocli, oczywiscie odparła staruszka, lecz wyraznie sie zaniepokoiła.
Ale mam obowi azek dochowania tajemnicy.
Rozumiemy. Erling wreszcie zdołał dojsc do siebie. Chodzi jednak
o zycie Tiril. Scigaj a j a zli ludzie.
Tak was duzo. . .
Móri i ja jestesmy jej jedynymi przyjaciółmi na swiecie. Baronówna natomiast
raczej powinna wyjsc.
O, nie!gwałtownie zaprotestowała Catherine.Pomogłam wam sie tu
dostac. I posiadam odpowiednie koneksje, mozecie potrzebowac mego wsparcia.
Przyjrzeli jej sie uwaznie. Nie pozwólcie jej zostac, niemo prosiła Tiril. Nie
ufam jej. Potrafi byc otwarta, wesoła i miła, czasami nawet okazywała mi zyczliwo
sc, ale nie mozna na niej polegac! Pragnie zagarn ac wszystko dla siebie. Niszczy
cos we mnie, a ja nie umiem sie przed tym bronic!
Rzeczywiscie byc moze przydadz a nam sie twoje kontakty, Catherine
zdecydował w koncu Erling. Cóz, wobec tego zostaniemy wszyscy.
Akuszerka wci az sie wahała.
Złamie dane słowo.
Tu chodzi o zyciepowtórzył Móri cicho, ale dobitnie.
Staruszka spojrzała mu w oczy i juz nie miała odwrotu.
Jak sobie chcecie.
Znalezli miejsca do siedzenia. Gospodyni nerwowo przebierała w palcach
fredzle od obrusa. Nero ciezko ułozył sie pod stołem.
Kobieta znów westchneła.
Czy musze wymienic nazwiska?
Owszem nie ustepował Erling.
Atmosfera w nieduzym pokoiku bardzo sie zagesciła. Troje przyjaciół scisneło
sie na kanapie, pozostałe dwie kobiety przycupneły na niewygodnych krzesłach.
Pamietam te noc, jakby to było wczoraj zaczeła opowiesc akuszerka.
Podswiadomie znizyła głos. Ktos zapukał do mego domu. Nieobce mi to, zawsze
kłade sie do łózka, gotowa w kazdej chwili spieszyc z pomoc a rodz acym.
Wstałam i lekko uchyliłam drzwi.Wwielkim miescie ostroznosci nigdy za wiele.
Rozumiemyzapewnił j a Erling.
W progu stała słuz aca w czarnej sukni z białymi mankietami, kołnierzykiem
i fartuszkiem. Od razu było widac, ze słuzy u wielkich panstwa. Poprosiła,
bym natychmiast z ni a poszła. Sprawiała wrazenie ogromnie tajemniczej.
26

Tiril czuła dotyk ramienia i biodra Móriego. Przypomniała sobie, jak bardzo
sie do siebie zblizyli poprzedniego wieczoru, i bezwiednie sie zarumieniła. Miała
wielk a ochote uj ac go za reke, poszukac u niego wsparcia, lecz zabrakło jej smiało
sci. Catherine czujnie sledziła jej ruchy, jak opetana pilnowała obu mezczyzn.
Zostaw moich chłopców w spokoju, prosiła Tiril w myslach.
Akuszerka, raz po raz spogl adaj ac przez ramie, jak gdyby obawiała sie innych
jeszcze słuchaczy, podjeła opowiesc:
Zaprowadzono mnie na. . . na. . . znizyła głos do szeptuaz na zamek
Akershus. Słuz aca, pewnie wysokiego rodu, powiodła mnie przez korytarze i. . .
Ach, zapomniałam powiedziec, ze przyjechała po mnie kareta! Ze stangretem!
Nie wiem dokładnie, w której czesci Akershus sie znalazłam, lecz jasne było, ze
to odległe boczne skrzydło. Wszystko odbywało sie w najgłebszej tajemnicy.
Rozumiemy.Erling poruszył sie niespokojnie, Tiril wyczuła jego napiecie.
W wielkim łozu z baldachimem lezała kobieta, poród juz sie rozpocz ał.
Biedaczka cierpiała, a wiecie zapewne, ze im bardziej wydelikacona jest matka,
tym trudniejsze rozwi azanie.
Jak ona wygl adała? osmieliła sie spytac Tiril.
Akuszerka spojrzała na ni a uwaznie.
Była podobna do waszej wysokosci, tylko nos miała inny, dłuzszy, i twarz
bardziej poci agł a.
No tak, Tiril jest przeciez dosc potezna, mocno zbudowananatychmiast
wtr aciła Catherine i poczuła na sobie niezgłebiony wzrok Móriego. Odniosła wra-
zenie, ze j a karci.
Niewiele sie dowiedziałam podjeła starowinka. Przede wszystkim
powtarzano mi, ze nalezy dochowac tajemnicy. Pokojówka przez cały czas była
z nami, pilnowała, by drzwi pozostawały zamkniete. Powiedziała mi, ze jej wysoko
sc przybyła tego samego wieczoru. Poniewaz wiedziała, ze namiestnik wyjechał,
w tajemnicy schroniła sie tutaj. Podróz jednak okazała sie bardzo mecz aca
i poród rozpocz ał sie wczesniej niz oczekiwano. To jednak było tylko zalet a, bo
nikt nie zd azył sie zorientowac, w czym rzecz.
Ale przeciez w Norwegii niewiele jest arystokracji znów wtr aciła Catherine.
Sk ad ona przyjechała?
Och, czy naprawde musze to wyjawic?
Obawiam sie, ze tak zyczliwie, ale stanowczo powiedział Erling.
Rozumiem i szanuje pani chec dochowania tajemnicy, lecz musimy dowiedziec
sie czegos wiecej. Bł adzimy po omacku, a w tym czasie zli ludzie czyhaj a na
zycie naszej kochanej Tiril. Wspomniała pani rozmowe z pokojówk a. Czy ona
była Norwezk a?
Nie, mówiła z dziwacznym dunsko-niemieckim akcentem, ale j a rozumiałam.
27

Mozemy, wiec chyba umiescic rodz ac a na mapiestwierdziła Catherine.
Zgadujemy? Moze Holstein-Gottorp? Ale to przeciez ksiestwo! Czy to znaczy,
ze Tiril jest córk a ksiezny?
Tak szepneła akuszerka. Jednak nie ksiezny Holstein-Gottorp. Jej
matka poslubiła tamtejszego ksiecia, lecz on nie mógł spłodzic dzieci, wszyscy
o tym wiedzieli. Ona była ksiezniczk a austriack a.
Która popełniła fatalny bł ad uzupełnił Erling. Z kim?
Tego nie wiem.
No cóz, to własciwie nieistotne uznał Erling. Chodzi nam o odnalezienie
matki. Ona musi miec tu w Norwegii zaufan a osobe, wszak przez tyle
lat przesyłała pieni adze na utrzymanie Tiril. Pieni adze przekazywano konsulowi
Dahlowi, który adoptował dziewczynke.
Tak westchneła akuszerka. Ta nieszczesna kobieta prosiła, bym zabrała
dziecko i zatroszczyła sie o jego los. Obiecywała dobrze płacic za wychowanie
córeczki. Zamierzałam juz sama zaj ac sie noworodkiem, lecz wezwano mnie
do pani Dahl. Wydała na swiat martwe dziecko i postanowiła wzi ac panienke,
panno Tiril.
Nie wtajemniczali akuszerki w problemy Tiril z jej przybranymi rodzicami.
Ach, pamietam te nieszczesn a matkemówiła dalej stara kobieta.Płakała
rozpaczliwie i mocno tuliła sw a nowo narodzon a córeczke, jakby nigdy nie
chciała sie z ni a rozstac. Nie mogła jednak wrócic z malenstwem do bezpłodnego
meza. Chodziły słuchy, ze bywał czasami bardzo brutalny.
Austriacka ksiezniczka? Tiril w myslach smakowała te słowa.
Wcale sie ni a nie czuła, ale nie dało sie zaprzeczyc, ze przenikn ał j a dreszczyk
emocji.
Czy pani wie, gdzie teraz przebywa matka Tiril? pytał Erling. Czy
wci az jest w Holsteinie-Gottorpie? Czy tez wróciła do Austrii?
Nigdy wiecej nie miałam juz od nich zadnych wiadomosci. Nikt tez nie dowiedział
sie o mojej bytnosci na Akershus. Odwieziono mnie do domu. Cały czas
trzymałam dziecko w ramionach i zastanawiałam sie, jak zdołam je wykarmic,
potrzebowało wszak mleka matki. Pani Dahl zjawiła sie, jakby j a niebiosa zesłały.
Czy ostatnio nikt pani nie szukał? ostroznie dowiadywał sie Móri.
Dwaj mezczyzni?
Nie. Dawno juz przestałam wykonywac swój zawód.
Ale my zdołalismy pani a odnalezc zauwazył Móri.
Chwileczke. . . zastanowiła sie akuszerka. Chwileczke, cos mi przychodzi
na mysl! Była tu kiedys moja siostrzenica, podczas gdy ja wybrałam sie
w odwiedziny do brata. Mówiła, ze ktos o mnie pytał. Chciał wiedziec, czy. . . Ze
tez mogłam o tym zapomniec! Zrozumcie, wszystko, co wydarzyło sie przed laty,
stoi mi przed oczami jak zywe. Ale niedawne wydarzenia gin a w pamieci.
Typowa oznaka starosci, pomysleli.
28

Ten człowiek dopytywał sie, czy nie pomogłam kiedys przy porodzie jakiej
s wysoko urodzonej kobiecie, wielkiej pani. Moja siostrzenica jednak nie wiedziała
nic o tamtej nocy na Akershus, rozesmiała sie wiec tylko mówi ac, ze ja zajmuj
e sie ubogimi rodz acymi, mieszkankami ruder w Vika. "Bogaci maj a własne
połozne, powiedziała. Z pewnosci a nie tutaj szukaj a pomocy!"
Ma pani niezwykle roztropn a siostrzenice. Erling z uznaniem pokiwał
głow a.
- Prosze j a pozdrowic i powtórzyc jej moje słowa. Pozostaje jeszcze pytanie:
sk ad ksiezna mogła wiedziec, gdzie przekazywac pieni adze? Jak dowiedziała
sie o rodzinie Dahlów?
Napisałam list na Akershus, adresuj ac go do pokojówki, której nazwisko
mi wyjawiono. Otrzymałam odpowiedz z niezwykle piekn a pieczeci a. Jej wysoko
sc informowała, ze przyjmuje propozycje, podziekowała i obiecała, ze kwota
na utrzymanie dziecka bedzie regularnie przekazywana przez pewnego Norwega.
Aha, zaczyna sie wiec rozjasniac ucieszył sie Erling. Ksiezna dotrzymała
obietnicy. Nie jej win a było, ze konsul okazał sie chciwy i pokusił sie
o szantaz.
W atpie, by miała cos wspólnego z napadem na Dahlówwtr acił Móri.
Ale sk ad wzi ał sie ten lichwiarz, typ spod ciemnej gwiazdy? Przeciez on musiał
sporo wiedziec na temat pochodzenia Tiril.
Przypuszczam, ze mój przybrany ojciec pewnego razu, wypiwszy za duzo,
dał sie poci agn ac za jezykstwierdziła Tiril.Czesto sie zdarzało, ze po kilku
kieliszkach mówił o sprawach, o których nie powinien w ogóle wspominac.
To znaczy, ze zaufanym człowiekiem w Norwegii nie był lichwiarz?
Nie, to niemozliwe. Konsul zwracał sie przeciez do osoby, która łozyła na
moje utrzymanie, czy tez do wybranego przez ni a posrednika. Własnie po to, by
móc spłacic dług zaci agniety u lichwiarza.
No tak, masz racje. To znaczy, ze jeszcze ktos jest w to zamieszany.
Chyba ze to ci dwaj złoczyncy podsun ał Erling.
O, nie, oni maj a za mało oleju w głowie, s a tylko slepymi narzedziami
w czyims reku. Moja prawdziwa matka nie skorzystałaby z posrednictwa zadnego
z nich.
To prawda. Erling pokiwał głow a i znów zwrócił sie do akuszerki.
Ten list z pieczeci a. . . Czy przypadkiem nie przechowała go pani?
Owszem, schowałam go. Pomyslałam sobie, wasza wysokosc zwróciła
sie do Tiril ze byc moze kiedys jeszcze sie przyda. No i był taki piekny.
Starannie go ukryłam.
Catherine uznała, ze Tiril poswiecono juz stanowczo zbyt wiele uwagi. Zaprotestowała
ostro:
Nie uchodzi nazywac bekarta "wasz a wysokosci a"!
Przeciez ona jest córk a ksiezny! sprzeciwiła sie urazona akuszerka.
29

Tytuł matki nie ma zadnego znaczenia. Istotny jest tytuł ojca, a on przeciez
mógł byc najzwyklejszym kominiarzem!
Alez nie! Pokojówka szepneła mi w sekrecie, ze to bardzo wysoko postawiona
osoba.
I tak sie to nie liczy. Jesli ojciec nie uzna dziecka, bekart nie ma prawa do
zadnego tytułu. A ojciec tej dziewczyny nawet nie wie o jej istnieniu!
Nie b adz małostkowa, Catherinełagodnie upomniał j a Erling.A mo-
ze nie chcesz, by ktos górował nad tob a urodzeniem?
Cóz znowu za głupstwa! zachneła sie Catherine, ale Erling trafił w najczulszy
punkt.Zwazam na to, co mówie, i nosze swój tytuł z godnosci a. . .
Z oczu mezczyzn wyczytała, ze maj a co do tego swoje w atpliwosci. Wprawiło
j a to w gniew. Urazona juz miała ich opuscic i zostawic na pastwe losu, kiedy Móri
zapytał spokojnie:
Czy mozemy obejrzec ten list z pieczeci a?
Ciekawosc Catherine zwyciezyła. Predzej czy pózniej i tak pokona Tiril. Odbierze
jej obu kawalerów bez najmniejszego trudu!
Akuszerka przyniosła z s asiedniego pokoju pozółkły list.Widniała na nim złamana
pieczec.
Tresc listu odpowiadała temu, co wczesniej powiedziała im staruszka. Ich jednak
bardziej interesował podpis, a zwłaszcza pieczec.
Pod dunskim czy niemieckim nazwiskiem pokojówki, które nic im nie powiedziało,
dopisano mieszank a dunskiego i niemieckiego: Kammerjungfrau bej Jej
Wysokosc Ksiezna Gottorp.
Nazwiska ksieznej nie było. Ale pieczec. . . ?
Jeszcze raz z pomoc a przyszła im Catherine.
Pokazcie mi.
Wystarczył jej jeden rzut oka.
Dwugłowy orzeł nalezy do Habsburgów orzekła natychmiast. Do
arcyksi az at Austrii, z koligacjami cesarskimi.
Mój ty swiecie! jekn ał Erling.
Catherine targały mieszane uczucia. Czy zabłysn ac wiedz a i zdradzic, z jak
wysokiego rodu wywodziła sie ta przekleta Tiril, czy tez nie powinna nic ujawnia
c? Moze wtedy dziewucha przestanie ich interesowac?
Pierwsza mysl jednak zwyciezyła.WCatherine tkwiło takze sporo dobra, choc
niestety z trudem dawało sie je zauwazyc.
Zgaduje, Tiril, ze twoja matka była jedn a z wielu córek cesarza Leopolda
Pierwszego. Niektóre z nich zmarły, inne powydawano za m az. Jesli sie nie
myle, to była siostr a zarówno cesarza Józefa Pierwszego, jak i obecnego cesarza
Karola Szóstego. Brak mi jednak pewnosci, bo w rodzie Habsburgów jest wiele
odgałezien. Mozesz wywodzic sie ze znacznie nizszego rodu.
30

Doprawdy, mam tak a nadzieje westchneła Tiril słabym głosem. Nie
poczuwam sie do cesarstwa.
I wcale nie wygl adasz na osobe tak wysokiego rodu. Catherine nie mogła
powstrzymac sie od złosliwego komentarza.
Przy kazdej wzmiance na temat rodu cesarskiego akuszerka gieła sie w ukłonach
przed Tiril. Nagle skamieniała przerazona.
Ach, całkiem o tym zapomniałam! Wasza matka, szlachetna jej wysokosc
cesarzowa, dała mi paczuszke, któr a wasza wysokosc miała otrzymac, kiedy doro
snie, na pami atke po matce. Niestety, gdy pani Dahl zaopiekowała sie wasz a
wysokosci a, zapomniałam o podarunku, a pózniej Dahlowie znikneli z Christianii,
nie wiedziałam, dok ad sie wyprowadzili. Przez wiele lat gnebiły mnie wyrzuty
sumienia. Nie smiałam zagl adac do szuflady, do której schowałam paczke, tak
bardzo było mi przykro, ze nie dotrzymałam słowa.
Erling pocieszył starowinke:
Stało sie chyba najlepiej jak mogło, bo konsul Dahl z pewnosci a i tak sprzeniewierzyłby
podarek.
Dziekuje za te miłe słowa, ale. . . Czy mozna uznac, ze jej wysokosc jest
dorosła?
Oczywiscie! Tiril powinna juz otrzymac pami atke po matce. O ile, rzecz
jasna, wci az j a pani ma.
Alez tak! Ach, jak bardzo sie ciesze!
Pospieszyła do bocznej izdebki, sk ad przyniosła nieduze zawini atko. W spłowiały
aksamit zapakowano kilka przedmiotów.
Tiril spojrzała na ni a pytaj aco.
Czy mam to teraz otworzyc?
Ponaglali j a, podnieceni.
Zaciekawiona jak dziecko, ale i nie bez strachu, Tiril rozwineła aksamit.
Och! westchneła Catherine.
Tiril trzymała w dłoniach kunsztowny naszyjnik z szafirów.
Masz do niego za krótk a szyjezaopiniowała Catherine.Daj mi przymierzy
c, zobaczymy, jak sie prezentuje.
Tiril posłusznie podała jej klejnot. Erling troche protestował, lecz Catherine
juz wkładała szafiry. Przy jej jasnych włosach i smukłej łabedziej szyi prezentowały
sie iscie królewsko.
A teraz juz go zdejmij. Erling nie tracił czasu na zachwyty.
Oczywiscie z zalem mrukneła Catherine.
Masz tam cos jeszcze podpowiedział Tiril Erling, wskazuj ac na zawini
atko.
Matka Tiril najwidoczniej owego pamietnego wieczoru nosiła szafirowy naszyjnik
i wiedziona nagłym odruchem zapakowała go w kawałek aksamitu. Drugi
podarunek lezał oddzielnie, w nieduzej, pieknie haftowanej sakiewce.
31

Pieni adze? zastanawiała sie Catherine.
Niee.Tiril z wahaniem obmacywała woreczek W koncu podała go Móriemu.
-
Taka jestem zdenerwowana. Ty go otwórz!
Móri wzi ał sakiewke i zaraz wypuscił j a z r ak z sykiem, jakby sie sparzył.
Co sie stało, Móri?
Ty j a otwórz, Erlingu. Ja nie moge.
Erling spojrzał nan ze zdziwieniem, ale rozluznił rzemyczki i wyj ał z sakiewki
nieduzy przedmiot, stanowi acy jakby fragment czegos wiekszego.
Catherine poderwała sie z okrzykiem.
Co sie stało?czujnie spytał Móri.
Przeciez ja mam cos podobnego!
Móri przypatrywał sie baronównie ze złowrogim spokojem.
Tak przypuszczałem. Miałas to w domu i zabrałas ze sob a w podróz?
Oczywiscie! Zawsze lezy w moim worku z czarnoksieskimi srodkami. Zaraz
wyjme.
Ale co to, na Boga, jest? chciał wiedziec Erling. Dla mnie to tylko
odłupany kawałek kamienia.
Poczekaj, az zobaczysz moj a czesc rzekła Catherine.Oto i ona.
Pokazała fragment kamiennej figurki, który zabrała ze skarbczyka Mai i Kai.
Twarz Móriego przypominała posmiertn a maske, trudno było z niej cokolwiek
wyczytac. Przygl adał sie, jak Catherine i Erling dopasowuj a kawałki.
Czesci wci az brakowało, widac jednak było, ze figurka przedstawia wykrzywionego
w usmiechu demona.
Przez dług a chwile nikt nie mógł wydusic z siebie słowa. Nie potrafili zrozumie
c, co sie dzieje.
W koncu Móri złowieszczo spokojnym głosem zaz adał:
Najwyzszy czas, Catherine, abys opowiedziała nam, sk ad masz swoj a
czesc.
Baronówna natychmiast sie rozjasniła. Odzyskała pewnosc siebie.
Teraz ona miała grac pierwsze skrzypce, tak jak powinno byc zawsze.
Tiril, widz ac radosc na twarzy Catherine, sama sie ucieszyła. Lubiła, kiedy
wszystkim dopisywał dobry humor.
Westchneła szczesliwa, ze dane jest jej przebywac w towarzystwie wszystkich
tych wspaniałych ludzi. Nikt juz sie nie smucił, a to dla niej było najwazniejsze.

Rozdział 5
Zapytali staruszke, czy nie zakłócaj a jej spokoju juz zbyt długo, ona jednak,
podniecona nadzwyczajn a wizyt a tak dostojnych gosci, zaproponowała im herbate
w filizankach z cieniutkiej porcelany i z dum a podała przepyszne ciasteczka. Tak
jak i oni, ciekawa była dalszego rozwoju sytuacji. Nigdy nie zapomniała wydarze
n niezwykłej nocy na zamku Akershus, wspomnienie dawnych lat pozostawało
wci az zywe.
Catherine bez oporów rozkoszowała sie uwag a wszystkich, która skupiła sie
teraz wył acznie na niej.
Opowiedziała o latach spedzonych u staruszek w Romskog, o człowieku, który
"pozostawił po sobie" ów niezwykły przedmiot, budz acy tak a groze Móriego.
Czego dowiedziałas sie o tym mezczyznie? pytał Erling?
Niewiele.Wiem tylko, ze zmierzał do Szwecji, by odnalezc reszte tej figury
diabła. Kaja wspomniała nazwe jakiejs miejscowosci, ale jej nie zapamietałam,
nie przypuszczałam, ze to moze byc wazne. Musiał byc to jednak jakis wysoko
urodzony człowiek, staruszki nazywały go "jegomosciem".
Twierdzisz jednak, ze mimo wszystko go zabiły?
Tylko na podstawie tego, co powiedziały: "Chyba tu zmarł". Chichotały
przy tym znacz aco.
Cóz za straszne zbrodniarki! wykrzykn ał z oburzeniem Erling.
Nie gorsze niz wiekszosc ludzi odparła Catherine wymijaj aco; sama
wszak połozyła kres kilku istnieniom, wierz ac oczywiscie, ze spełnia dobry uczynek.
Zwróciła sie do Móriego. To, co wyczuwałes w moim domu i po drodze
tutaj, to cos, co tak ci sie nie podobało. . . Chodziło o te figurke, prawda?
Z cał a pewnosci a.
Uwazasz wiec, ze jest zła?
Tak. Trzeba jej sie pozbyc. Drugiej czesci takze rzekł, zwracaj ac sie do
akuszerki i Tiril.
Tiril obracała w palcach swój kawałek.
Istnieje wiec jeszcze trzecia czesc. Ciekawe, gdzie jest?
Wzdrygneła sie i podała Erlingowi kamien.
33

Pewnie juz przed laty zapadła sie pod ziemie stwierdził Erling.
Móri na te słowa poczuł sie nieswojo. Przywiodły mu na mysl ksiegi zła, które
spoczeły w ziemi. Nie miał ochoty wszczynac poszukiwan kolejnych przedmiotów
przesyconych zł a moc a.
Przypuszczam, ze trzecia czesc znajduje sie w Szwecji bystrze zauwa-
zyła Catherine.Poniewaz tam własnie zmierzał ów "jegomosc".
Erling trzymał w rekach oba kawałki figurki. Jeszcze raz przyłozył je do siebie.
Zobacz, Móri!
Przyjaciel cofn ał sie.
Spójrz! Pomimo ze kawałka brakuje, cos mnie w tym zastanawiaci agn ał
Erling.
Móri zmusił sie, by popatrzec na niekompletn a figurke. Pozostali takze sie
pochylili, by lepiej widziec. Ze statuetki zachowała sie głowa z wykrzywion a
w usmiechu twarz a i jeden bok. Demon siedział skulony, skrzydła wystawały poza
ciało, a ramie, nie wiadomo dlaczego, jakos niezgrabnie wyprostowane, takze
wychylało sie poza podstawe figurki.
Rozumiem, o co ci chodzistwierdził Móri.Figurka została ukształtowana
w dosc szczególny sposób, przez te nierówne wystaj ace fragmenty nie moze
stan ac na zadnej twardej powierzchni. .
Własnie. Ale dlaczego?
Mnie o to nie pytaj. Nie chce miec do czynienia z tym paskudztwem.
Catherine zakrztusiła sie ze smiechu.
Brakuje mu najszlachetniejszych czesci. Ciekawe, jak wygl adaj a. Czy tez
sie tak zwieszaj a wystaj ac, czy tez. . .
Nikt nie podj ał w atku i baronówne ogarn ał wstyd. Poczuła sie głupio i by
zatrzec nieprzyjemne wrazenie, powiedziała predko:
Czy potraficie stwierdzic, w jakim kraju j a wykonano? Przyjrzeli sie cz astkom
dokładnie, lecz nic im nie przychodziło do głowy.
Na pewno jest stara orzekł Erling.
Bardzo stara zgodził sie Móri. Przypuszczam, ze wywodzi sie z wymarłej
kultury.
Tiril, nieco oszołomiona, przyznała:
Bardzo chciałabym wiedziec, dlaczego moja prawdziwa matka mi go podarowała.
Wszystkie oczy zwróciły sie na akuszerke.
Czy o niczym wiecej nie dowiedziała sie pani tamtej nocy?spytał Erling.
Kiedy poproszono pani a o przekazanie podarków dziewczynce?
Staruszka z całych sił starała sie cos jeszcze wydobyc z pamieci. Chude pomarszczone
palce nerwowo bawiły sie tym, co akurat znalazło sie w ich zasiegu:
filizank a, kołnierzykiem, cienkimi włosami.
34

Jej wysokosc cos do mnie mówiła, ale w obcym jezyku. Pamietam tylko
kilka słów.
Jakich?dopytywał sie Erling.
Nic z tego nie zrozumiałam. Takie dziwne słowa. "Angdenken".
Andenken jednogłosnie uznali Erling i Catherine.Pamietac.
Takie znaczenie ma to słowo? No, wobec tego rozumiem, bo wspomniała
takze o ojcu. Jednoczesnie.
Vater. Andenken seines Vaters?
Tak, własnie tak!
Pami atka po twoim ojcu, Tiril przetłumaczył Erling.
Dziewczyna poczuła, ze Móri sciska j a za reke. Odwzajemniła uscisk,
wdzieczna, ze zrozumiał jej zagubienie.
Czy przypomina pani sobie cos jeszcze? Erling nie przestawał nalegac.
Jeszcze dwa słowa. Cos o ostach, "tistel". I. . . "gortiven"?
Po niemiecku Distel i Dieben? Złodzieje? Albo Tiefen, głeboki?
Nie, wyraznie powiedziała "tistel". Przez "t". I "gor. . . tiven".
W niemieckim nie ma takich słów. Naprawde powiedziała tylko "tistel"?
To nie było całe słowo, ale reszty nie pamietam.
Catherine cał a sob a dawała do zrozumienia, ze jakis pomysł wpadł jej do głowy.
Dajcie mi sie skupic! poprosiła bez tchu.
Czekali. Tiril zamkneła dłon Móriego w rozpaczliwym uscisku. Chodziło
przeciez o jej zycie. O jej korzenie, podstawy istnienia na tym swiecie.
Juz wiem oznajmiła wreszcie Catherine. Chodzi o nazwe miejsca,
do którego wybierał sie ów "jegomosc". Kaja mi o tym wspominała. Miało to
jakis zwi azek z ostami. Tistel. . . Tistelholm? Nie. Tistelborg? Nie, nie przypomne
sobie, ale przysiegam, ze miało to cos wspólnego z ostami!
Petla sie zaciska stwierdził Erling.
Czy to znaczy, ze nastepnym etapem naszej podrózy bedzie Szwecja?
zastanawiał sie Móri. Czy tez Holstein-Gottorp? A moze Austria?
Szwecja jednogłosnie zdecydowali Erling i Tiril, a Catherine kiwneła
głow a.
Ach! westchneła stara akuszerka. Gdybym była o dziesiec lat młodsza,
bez zwłoki pojechałabym z wami.
Mozemy pani zapewnic wygodn a podróz dwornie zaofiarował sie Erling.
Chetnie bym wyruszyła! Ale starosc ma przypisane swoje dolegliwosci,
o wiekszosci z nich nie uchodzi wspominac. Obiecajcie mi tylko, ze wrócicie tutaj
i opowiecie, jak wam sie powiodło! Czuje sie odpowiedzialna za jej wysokosc
panienke Tiril, bo tylko ja wiedziałam, ze wywodzi sie z cesarskiego rodu.
Na pewno przyjedziemy obiecał Móri.
35

Bez w atpienia nalezy udac sie do Szwecji. Tyle ze Szwecja to duzy kraj
zauwazył Erling.
Tamten człowiek jechał przez Romskog. Trzeba przyj ac, ze to nie był przypadek.
Catherine uderzyła dłoni a w stół, daj ac znak, ze znów cos jej sie przypomniało.
Kaja wspomniała jeszcze o czyms, wydało mi sie to kompletnie pozbawione
znaczenia, ale byc moze sie myliłam.
Mówze wiecponaglił Erling.
Spokojnie, nie tak szybko! Powiedział jej. . .
Czekali w napieciu.
Catherine przyjeła sztuczn a poze, zamkneła oczy. Uwielbiała byc gwiazd a.
Wreszcie rzekła niepewnie:
To miało jakis zwi azek z czerwonymi kwiatami.
Osty i czerwone kwiatymrukn ał Móri. Co dalej?
Pst! uciszyła ich Catherine teatralnym szeptem.Mój umysł pracuje!
Tiril miała ochote wtr acic cos k asliwego na temat umysłu Catherine, dla zartu,
ale sie powstrzymała. Nie znała poczucia humoru baronówny, poza tym ciekawa
była, co ma ona do powiedzenia. Uznała wiec, ze lepiej przemilczec.
Niespotykane czerwone kwiaty Catherine powtarzała monotonnie.
Czerwone. . . czerwone. . .
Otworzyła oczy i popatrzyła na nich triumfalnie.
Czerwone lilie wodne! zawołała. Chodziło o czerwone lilie wodne!
Takich kwiatów przeciez nie mazaprotestowała Tiril.Lilie wodne s a
zółte albo białe. Kropka!
Mówiłam przeciez, ze to rzadkie kwiaty prychneła Catherine, zła, ze
ktos podaje jej słowa w w atpliwosc. Nic nie poradze, ze tak własnie powiedziała
ta stara baba. Przepraszam mrukneła do innej "starej baby", siedz acej
po przeciwnej stronie stołu.
Erling wstał.
Proponuje, abysmy natychmiast wyruszyli do Szwecji, przez Romskog,
drog a, któr a pojechałby ów "jegomosc".
Ja nie moge pokazac sie w tych okolicach zauwazyła Catherine.
Obedr a mnie tam zywcem ze skóry.
Dlaczego?
Poniewaz zabrałam to, co stare damy zapisały mi w testamencie. Ich krewni
mieli całkiem inne zdanie na ten temat.
No cóz, bedziesz musiała podj ac ryzyko. A moze wolisz juz teraz zrezygnowa
c z przygody?
Z pewnosci a przynajmniej jedna osoba pragneła, by Catherine odpowiedziała
twierdz aco. Niestety!
36

W zadnym wypadku oswiadczyła baronówna. Skoro macie zamiar
nawi azac kontakty w wyzszych sferach, jedynie ja wam moge pomóc. Ale. . . Tiril,
jesli dzieki mnie uda sie odnalezc tw a prawdziw a matke. . . Ojciec chyba tez
wchodzi w gre. Czy dostane za to jak as zapłate?
Oczywiscie powiedziała Tiril zakłopotana, słysz ac tak a propozycje.
Ale ja znów tak wiele nie posiadam.
A naszyjnik z szafirów? Catherine przeci agneła sie jak kot na słoncu.
Doprawdy, tego nie masz prawa z adac! zaprotestował rozgniewany Erling.
To spadek, pami atka, moze jedyna, jak a bedzie miała po matce.
Pami atka, w której wcale nie jest jej do twarzy. Natomiast mnie. . .
Dosc tego, wystarczy! przerwał jej Erling. Porozmawiamy o wynagrodzeniu,
kiedy na nie zasłuzysz. A teraz podziekujmy naszej gospodyni za niezwykle
zyczliwe przyjecie i mił a rozmowe. Bardzo tez pani a prosze, by w przyszło
sci bardzo uwazała na to, kogo wpuszcza do domu. Jak juz wspominałem, na
zycie Tiril nastaj a dwaj złoczyncy, byc moze zdołali nas wysledzic. Co prawda
nie wiem jak, ale. . .
Dobrze. Nic nie widziałam ani nie słyszałam. Nigdy nie pomogłam przy
porodzie zadnej kobiecie wysokiego rodu zapewniła go akuszerka.
Doskonale! Prosze nikogo obcego nie wpuszczac za próg!
Starowinka podeszła do Tiril. Najpierw głeboko sie przed ni a pokłoniła, pózniej
ujeła jej twarz w dłonie i ucałowała w czoło. Popatrzyła Tiril w oczy, a jej
serdeczny usmiech trafił prosto do serca dziewczyny.
Ja pierwsza ujrzałam wasz a wysokosc szepneła kobieta.
Tiril nie zdołała powstrzymac łez.
Dziekuje odszepneła, nie precyzuj ac, za co. Wrócimy i opowiemy
o naszej podrózy.
O, tak! Bardzo o to prosze!
Uczynimy to na pewno obiecał Erling.
Móri podczas wizyty u akuszerki pozostawał milcz acy. Kiedy opuscili Christiani
e, kieruj ac sie na wschód, w strone Romskog, wci az czuł sie bardzo nieswojo.
Co sie z tob a dzieje? spytał w koncu Erling. Od pewnego czasu jechali
obok siebie.
Mamy przy sobie cos, co nie powinno nam towarzyszyc odparł Móri
cicho. Zawsze, gdy chciał odgrodzic sie od swiata, naci agał na głowe kaptur swej
peleryny, niemal całkiem skrywaj ac twarz w fałdach materii.
Chodzi ci o Catherine? zaczepnie spytał Erling.
Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Czy kawałki kamienia naprawde mog a byc az tak grozne?
37

To bardzo niebezpieczna figurka. Na wskros przesycona złem.
Dlaczego wiec chcemy odtworzyc jej historie? Odnalezc brakuj ac a czesc?
Bo wszyscy z natury jestesmy ciekawi. I ja takze, chociaz wiem, ze to
moze sprowadzic na nas nieznane niebezpieczenstwo. Nie jestem ani odrobine
lepszy, takze pragne poznac prawde. Chce tez czuwac nad nasz a podopieczn a.
Towarzyszy nam jednak jeszcze inna grozba. Erlingu, musimy chronic Tiril przed
Catherine!
Alez dlaczego?
Ona juz zabiła.
To zapewne tylko przechwałki.
O, nie! Kiedy jej dotykam, potrafie odsłonic jej dusze.
To ci dopiero! Moj a takze?
Oczywiscie!
I jakie masz zdanie na mój temat? niepewnie zasmiał sie Erling.
Móri przygl adał mu sie skupiony, lecz w oczach czarnoksieznika połyskiwały
iskierki wesołosci.
Wiele mógłbym o tobie powiedziec, Erlingu. Ale chyba juz sam fakt, ze ci
ufam i ze dobrze sie czuje w twoim towarzystwie, mówi sam za siebie?
Dziekuje! Mam tez chyba jakies złe strony?
Naturalnie Móri nie zwlekał z odpowiedzi a. Ale nikt z nas nie jest
od tego wolny.
O nic wiecej nie bede juz pytac. S adze jednak, ze przesadzasz w sprawie
Catherine. To tylko niepowazna rywalizacja.
To cos wiecej. Zazdrosc.
Zazdrosc? Czyzby i ona sie we mnie zakochała?
Móri zerkn ał nan z ukosa. W tym momencie Erling zdał sobie sprawe z tego,
co powiedział.
Alez ze mnie chwalipieta! Wyjasnij lepiej, co miałes na mysli.
Catherine jest bezwzgledna. Przywykła, ze dostaje wszystko, czego tylko
zapragnie. Podbija serce kazdego mezczyzny. Teraz pragnie uwiesc nas obu
i traktuje Tiril jako mało znacz ac a, lecz kłopotliw a rywalke.
Co takiego? zasmiał sie Erling. Czyzby chciała podbic takze twoje
serce? Przeciez ciebie w ogóle nie interesuj a miłosne przygody!
Własnie dlatego. Nie rozumiesz? Ona chce osi agn ac to, co nieosi agalne.
Bardzo silny bodziec. W dodatku wielce j a poci aga cielesna miłosc, jest bardzo
zmysłow a kobiet a.
Owszem, ja takze to zauwazyłem.
Erlingu. . . Móri zawahał sie.Ze wzgledu na Tiril. . . Czy nie mógłbys
poswiecic Catherine wiecej uwagi?
Ale co powie na to Tiril?spytał wzburzony Erling.Wyj atkowo Móri nie
znalazł odpowiedzi. Po dłuzszej chwili zaproponował:
38

Mozesz zalecac sie do Catherine dyskretnie. Nie chce, by Tiril było przykro.
Móri znalazł sie w kłopotliwej sytuacji.Wiedział wszak, ze Tiril darzy Erlinga
wielk a sympati a, lecz zaufanie pokłada w nim, w Mórim. Nie miał jednak pewno-
sci, jakie s a prawdziwe uczucia Tiril, który z nich znaczy dla niej wiecej, Erling
czy on. Czy traktuje ich obu jak przyjaciół, wiernych towarzyszy, czy tez kocha
sie w któryms?
Naprawde trudno to było rozstrzygn ac, bo Tiril tak bardzo lubiła ich obu.
Móri spojrzał na przystojnego Erlinga, któremu los nie posk apił niczego, i po
raz pierwszy w zyciu poczuł ukłucie zazdrosci.
Tamtego wieczoru w zajezdzie on i Tiril bardzo sie do siebie zblizyli. Ale jakie
znaczenie miała dla niej jego obecnosc? Gdyby do jej pokoju przyszedł Erling. . .
Czy obdarzyłaby go takim samym zaufaniem?
Móri zorientował sie nagle, ze sciska cugle tak mocno, jakby chciał z nich cos
wycisn ac.
Nie pragn ał jednak odebrac Erlingowi zycia. Po prostu cierpiał. Powołanie
do roli czarnoksieznika, który wstrz asnie swiatem, w jednej chwili ogromnie mu
zaci azyło. . .
Jak chceszoswiadczył Erling beztrosko.Moge zalecac sie do Catherine.
Moge tez, jesli przyjdzie co do czego, zaspokoic jej z adze, jest przeciez taka
ponetna. Ale ani słowa Tiril!
Oczywisciemrukn ał Móri, w panice zastanawiaj ac sie, do czego doprowadzi
uknuta przez niego intryga. Przeciez wcale nie chciał, by Erling zdradzał
Tiril.
Ukradkiem obserwował towarzysza, ciesz ac sie, ze udało mu sie znalezc dwoje
przyjaciół w swiecie, na którym czuł sie tak obco. Wiedział, ze Erling pragnie
poslubic Tiril. Potomek hanzeatyckiego rodu z pewnosci a j a kochał. Ale jesli miał
wobec Tiril powazne zamiary. . . jak wobec tego mógł myslec o miłosnych igraszkach
z Catherine?
Takie postepowanie nie przystawało do zasad moralnych wyznawanych przez
Móriego, a jeszcze mniej do jego pragnien.
Zakonczył nie bardzo pewnym głosem:
Postepuj jak uwazasz. Jesli s adzisz, ze trudno jest ci robic cos za plecami
Tiril, to nie przejmuj sie Catherine!
Erling zerkn ał na niego i leciutko, ironicznie sie usmiechn ał:
Drogi przyjacielu, czego ty własciwie chcesz?
Dobra Tiril. Nie chciałbym, by ktokolwiek j a zranił. A tym bardziej zabił
z zazdrosci.
Erling ze smiechem pokrecił głow a.
Mój drogi, przez ostatni rok nie wiodłem zycia mnicha, zaden mezczyzna
nie powinien tak robic. Ale z tego powodu wcale nie kocham Tiril mniej! Ja takze
39

pragne jej dobra i chce sie ni a opiekowac. Od czasu, gdy utraciłem jej siostre,
Carle, oddałem serce Tiril.
Móri stłumił westchnienie. Nie mógł zrozumiec takiego sposobu myslenia.
Miłosc była dlan rzecz a swiet a. Nie miał jednak do niej zadnego prawa, zrezygnował
z obcowania z kobietami, po czesci z powodu swego niezwykłego pochodzenia,
a po czesci dlatego, ze pragn ał zostac czarnoksieznikiem doskonałym.
Przede wszystkim jednak nie chciał wci agac nikogo w swój straszny, przerazaj acy
swiat.
Nagle poczuł fale krwi napływaj ac a do twarzy. Co on własciwie robi? Oto siedzi
na konskim grzbiecie i oskarza Erlinga o to, ze zrani Tiril, zdradzaj ac j a z inn a.
A co on uczynił Erlingowi poprzedniego wieczoru? Obcował z jego wybrank a na
granicy nieprzyzwoitosci!
Nagle usmiechn ał sie do Erlinga jednym ze swych rzadkich, ciepłych usmiechów,
budz acych radosc osób, do których były skierowane.
Słowa przestały juz byc potrzebne. Erling wiedział, ze przyjaciel ma do niego
pełne zaufanie.
Przenocowali w zajezdzie i nastepnego dnia mineli Romskog. Catherine nie
zgodziła sie nawet na krótki przystanek w miejscowosci, w której kiedys mieszkała.
Czy nie miałas tu znajomego proboszcza? pytał Erling.
Owszem, poznałam go, ale tylko dlatego, ze potrzebowałam mezczyzny
odparła, nie owijaj ac w bawełne.
On nic nie wiedział o tamtym podróznym, przysiegam. Tiril patrzyła na ni a
wstrz asnieta, Móri wiec pospiesznie zagadał:
Na pewno nie mamy czego szukac w tej parafii. Catherine powiedziała juz
wszystko, co wiedziała.
Własnie, a nie zamierzam odgrzebywac trupów zakopanych koło domu
złosciła sie Catherine. Siostrzyczki z pewnosci a obrabowały tego człowieka
z całego maj atku, no i dobrze. Jedzmy dalej! Droga do stervallskog w Szwecji
wiedzie tedy!
Wskazała kierunek i popedziła konia. Naprawde nie chciała miec do czynienia
z mieszkancami Romskog.
Catherine zostawiła powóz u znajomych w Christianii, wszyscy czworo wiec
jechali teraz wierzchem. Nero biegł obok, a raczej z przodu. Powóz poruszał sie
zbyt wolno, na w askich lesnych drózkach mógł sprawiac zbyt wiele kłopotu, a na
goscincach niepotrzebnie przyci agac uwage wedrownych rzezimieszków. Konno
posuwali sie o wiele szybciej.
Mineli granice, nie bardzo nawet zdaj ac sobie z tego sprawe.
Zastanawiam sie, dlaczego ów "jegomosc" wybrał tak a kret a, niewygodn a
40

droge do Szwecji głosno myslał Erling. Dlaczego nie pojechał głównym
traktem? Na przykład tym troche dalej na północ ku Arvika albo któryms bardziej
na południe?
Przypuszczam, ze zmierzał do jakiegos miejsca w poblizu granicy odparł
Móri. Catherine, przeciez ty mieszkałas u ciotki w Szwecji i wybrałas te
własnie droge. Dlaczego?
Bł adziłam po okolicy prychneła. Nie miałam pojecia, gdzie jestem,
po prostu kierowałam sie na zachód, do Norwegii.
Gdzie w Szwecji mieszkała twoja ciotka?
Na dworze w Vrmland. Ale ona nie miała nic wspólnego z t a histori a.
Jedyn a namietnosci a ciotki, najnudniejszej osoby pod słoncem, było liczenie słów
w psalmach. Najdłuzszy psalm liczy kilkaset słów. Uwielbiała go.
Po kilku godzinach jazdy przez bezludne okolice dostrzegli w oddali dom. Postanowili
zasiegn ac jezyka. Decyzja okazała sie trafna. Tam bowiem "jegomosc"
czesciowo sie zmaterializował, oczywiscie nie dosłownie, ale w kazdym razie cos
zaczeło sie wyjasniac.

Rozdział 6
Przy drodze lezała chłopska zagroda, pełni aca takze funkcje nieduzego zajazdu;
w najładniejszej izbie serwowano podróznym posiłek za zapłat a. Zajazd nie
wyrózniał sie niczym szczególnym, ale tez niewielu podróznych zapuszczało sie
w te okolice.
Wdali sie w pogawedke z gospodarzem, wyraznie zaintrygowanym tak eleganckimi
goscmi. Dlaczego tedy przyjechali i dok ad zmierzaj a?
Catherine postanowiła zaryzykowac i zagaiła beztrosko:
Jeden z moich krewnych wybrał sie w te droge, lecz spotkało go nieszcze-
scie, zgin ał. Twierdził, ze miał do załatwienia wazn a sprawe. Próbuje odnalezc
jego slady. Bedzie to, rzecz jasna, szukanie po omacku, lecz uwazam, ze jestem
mu to winna.
W oczach gospodarza pojawiła sie czujnosc.
A niby kiedy miał zagin ac?
Na chwile zbił j a z tropu.
Ooo. . . to juz wiele lat temu.
Około pietnastu?
To by sie mniej wiecej zgadzało. Catherine postanowiła wykorzystac
okazje. A dlaczego pytacie? Czy cos o nim wiecie?
Nie, ja nie. Ale mój s asiad długo czekał na swego krewniaka, który nigdy
do niego nie dotarł.
No, ładnie, pomysleli towarzysze baronówny. Catherine wpadła w potrzask.
Nie mogła przeciez byc spokrewniona z jakims ubogim komornikiem z malenkiej
wioski na odludziu.
Pomylili sie jednak. W okolicy lezał dwór, co prawda niewielki, ale widac
było, ze nalezy do szlacheckiej rodziny.
Kiedy przemierzali aleje, Tiril cicho wyznała Móriemu:
Mam wrazenie, ze przez ostatnie lata nic innego nie robie, tylko dok ads
jade.
Ja takze usmiechn ał sie do niej. Przydałoby nam sie gdzies osi asc,
i tobie, i mnie.
42

Najchetniej razem stwierdziła otwarcie.
Móri słysz ac jej wyznanie musiał ukryc wzruszenie.
Przed nimi ukazał sie dwór.
A wiec to tutaj zmierzał "jegomosc" Kai i Mai! zawołała z tyłu Catherine.
Nie wiadomo, czy chodzi o tego samego człowieka powiedział Móri,
odwracaj ac sie do niej.
O, bez w atpienia!odparła Catherine z niewzruszon a pewnosci a.
Teraz musieli zachowac ostroznosc. Catherine nie mogła ponownie popełnic
głupstwa.
Pozwól, abym ja z nimi porozmawiał prosił Erling.
Panstwa jednak nie zastali, co byc moze wyszło im na dobre. Spotkali jedynie
ogrodnika, który zaiste swietnie znał sie na swoim fachu. Zanim zd azyli przedstawi
c sprawe, z jak a przybywaj a, musieli wysłuchac wykładu o cieciu jabłoni
i róz.
Owszem, ogrodnik wiedział, ze panstwo czekali na krewniaka, który nigdy do
nich nie zawitał. Ach, tak, zgin ał po drodze? Szkoda, bo i on, i gospodarze mieli
wielkie nadzieje na przyszłosc.
Dlaczego? dopytywał sie Erling.
No, niełatwo utrzymac taki wielki dwór, zwłaszcza gdy wiek zaczyna dokucza
c, tak jak panstwu. Ale ich krewniak, Gustaf Wetlev, napisał bardzo optymistyczny
list, twierdził, ze wkrótce wszystko sie ułozy. Jednak nie dojechał.
Poznali wiec nazwisko podrózuj acego. Doskonale!
Popatrzyli po sobie. List?
Letni vrmlandzki wieczór był niewypowiedzianie piekny. Wokół nieduzego
jeziorka rosły w atłe brzózki. Przepojone smutkiem, pomyslała Tiril.Wiedziała, ze
na zawsze zapamieta te chwile. Za wiele lat, mieszkaj ac gdzies w jakims miejscu
sama albo z ludzmi, których jeszcze nie zna, wróci pamieci a do swej przyjazni
z Mórim i Erlingiem. . .
Wzieła głeboki oddech, bo mysli stały sie zbyt chmurne. Móri, Móri, nie moge
sie z tob a rozstac! Wiem, ze kiedys to nast api. Odejdziesz swoj a drog a, kiedy juz
sie upewnisz, ze splotły sie wszystkie w atki mego zycia i mozesz mnie spokojnie
opuscic.
Ale mnie bez ciebie nigdy nie bedzie dobrze, Móri, wiedz o tym!
Erling przerwał jej rozmyslania, bo zwrócił sie do ogrodnika:
Czy panstwo długo zabawi a poza domem?
O, tak, przez całe lato. Pani musi brac ciepłe k apiele na reumatyzm.
W lesie jakis ptak monotonnie wyspiewywał sw a melancholijn a piosenke. Tiril
ogarneło przygnebienie, próbowała pochwycic spojrzenie Móriego, niestety,
stał odwrócony do niej tyłem.
43

Powiedzcie mi, człowiekuodezwała sie Catherine; nie była w stanie juz
dłuzej milczec. Nie wiecie, co zawierał list od naszego przyjaciela Gustafa?
Przybywam z tych samych powodów, on bowiem był krewnym. . .
Erling powstrzymał j a w pore. Nie mogli przeciez zdradzic, ze wcale nie znali
szlachcica.
Wiemy co nieco o tej sprawie podj ał. I jesli tylko zdołamy, pomozemy
panstwu. Nasz wspólny przyjaciel Gustaf wpadł na slad czegos, zachowywał
sie jednak bardzo tajemniczo. Mówił, ze dowiemy sie o wszystkim, gdy nadejdzie
czas. Niestety, spotkało go nieszczescie. Nie wiecie, dok ad zmierzał?
Nie, nie znam tresci listu. Tylko to, co juz mówiłem.
Zdradził nam co nieco ci agn ał Erling. Czy słowo "tistel" nic wam
nie mówi?
Ogrodnik usmiechn ał sie szeroko.
"Tistel"? Oset! Chwast!
No tak, i nic poza tym?
Zastanowił sie. Otarł powalane ziemi a dłonie o spodnie. Czworo przyjaciół
myslało o tym samym: Czy mozemy sie włamac do dworu, by odnalezc list?
Zgodnie odrzucili jednak ten zamysł. Nie wolno im było podejmowac tak ryzykownych
przedsiewziec.
No cóz. . . Nic innego nie przychodzi mi do głowy z przykrosci a rzekł
ogrodnik.
Nagle Tiril cos sie przypomniało.
A czerwone lilie wodne?
Ogrodnik spojrzał na ni a zdumiony.
Panieneczka słyszała o czerwonych liliach wodnych, chociaz jest z Norwegii?
Skamienieli.
Niewieleprzyznała Tiril. Ale Gustaf o nich wspominał.
Catherine wyrzucała sobie w duchu, ze to nie ona wyst apiła z pytaniem o lilie.
Głupia Tiril znów sie popisała.
Doprawdy, mówił o nich? nie przestawał sie dziwic ogrodnik. To
bardzo dziwne!
Prosze opowiedziec nam o tych kwiatach poprosił Erling.
Bardzo niewielu Szwedów wie, gdzie rosn a czerwone lilie wodne. Znalezc
je mozna w jednym jedynym miejscu. A GustafWetlev był Norwegiem albo Dunczykiem,
dziwne wiec, ze o nich słyszał. Ja o nich wiem, ale to przeciez ł aczy sie
z moim zawodem.
Gdzie rosn a te kwiaty?spytał Móri. Ogrodnik napotkał jego niezgłebione
spojrzenie i zdretwiał niczym zahipnotyzowany ptak przed wezem. Nie pozostawało
mu nic innego jak odpowiedziec.
44

Czerwone lilie wodne znalezc mozna jedynie w głebokich lasach Tiveden,
w malenkim jeziorku, które nosi nazwe Fagertrn, w głebi lasu.
Czuli, jak ogarnia ich podniecenie. Oto zblizali sie do rozwi azania zagadki,
tak przynajmniej sie im wydawało.
Tiveden. . . ? powtórzył Erling. Gdzie to jest?
Mezczyzna patrzył na nich zdziwiony. Naprawde nic nie wiedz a?
Tiveden to bezkresne lasy, ci agn ace sie miedzy jeziorami Wener i Wetter.
Niech sie strzeze ten, kto tam zabł adzi! To królestwo boginek lesnych, trolli
i wszelkich straszydeł, które kryj a sie przed swiatłem dziennym. Najbardziej niebezpieczna
czesc tych lasów zwie sie Grtiven.
Grtiven. . . ! A oto i dziwne słowo zapamietane przez akuszerke!
Wiemy juz, na czym stoimy uradował sie Erling.
Podziekowali za informacje i pozegnali sie z ogrodnikiem.
Teraz droga wiodła ku Tiveden.
Tiril w jednej chwili powróciła dawna niezłomna radosc zycia.
Ach, jak wspaniale nam sie wiedzie! zasmiała sie, szeroko rozrzucaj ac
ramiona. O mało przy tym nie spadła z konia.Czeka nas prawdziwa przygoda!
Jestesmy zdrowi, jestesmy razem i mamy zycie przed sob a!
Sw a radosci a zaraziła innych. Dowiedzieli sie, gdzie znajd a najblizszy zajazd,
postanowili zamówic najsmaczniejszy posiłek.
Czego wiecej z adac od zycia?
Kilka godzin pózniej Tiril siedziała w swoim pokoju w zajezdzie, gotowa do
udania sie na spoczynek. Ulokowała sie teraz na podłodze, obejmuj ac Nera, ale
z oczu nie biła jej juz radosc.
Nie mamy domu, przyjacielu szeptała, tul ac czoło do miekkiej siersci
psa. Nie mamy swojego miejsca na swiecie. Móri tez, jego sytuacja jest tak
samo trudna jak moja, a moze nawet gorsza, bo on nie ma domu od czasu, kiedy
jego matke oskarzono o czary, od wielu, wielu lat. Ale Móri pragnie chodzic własnymi
sciezkami. Utracimy go, Nero, predzej czy pózniej go utracimy. Próbuje
zł aczyc mnie z Erlingiem, twierdzi, ze on jest dla mnie własciw a osob a, ale czy
to prawda? Nie bardzo wiem, co myslec o Erlingu, bo chociaz to przystojny, miły,
inteligentny, bogaty i obyty mezczyzna, a czasami nawet wydaje mi sie, ze sie
w nim zakochałam, to czegos mi brakuje.
Mocniej przytuliła psa.
Ci agnie mnie ku smierci, Nero. Ku Aniołowi Smierci. On mnie poprowadzi
do swego mrocznego swiata, ostrzegał mnie przed tym, ale ja nie potrafie temu
zapobiec. Tak bardzo za nim tesknie, chciałabym pójsc teraz do niego i wypłakac
sie na jego ramieniu. Ale nie moge tego zrobic, on pewnie juz spi.
45

Zadrzała w cieniutkiej nocnej koszuli, jakby przez pokój przemkn ał nagle
chłodny powiew wiatru.
Boje sie Catherine, Nero. To oczywiscie bardzo niem adre z mojej strony,
ale naprawde sie jej boje. Nie wiem, dlaczego ona mnie nie lubi. A zreszt a, moze
mnie i lubi, ale jest moim wrogiem. Nie potrafie tego zrozumiec!
Znów pogłaskała Nera po grzbiecie.
Móri jej pilnuje, jej i mnie. Móri wie, lecz nic nie mówi.
Ziewneła.
Erlingowi podoba sie Catherine. Troche mnie to irytuje, na pewno o tym
wiesz. Chciałabym miec swoich chłopców tylko dla siebie. Po co wybrała sie
z nami w te podróz? Móriego tez pragnie zdobyc. Nie wolno jej tak robic! Wiesz
co, Nero? Nigdy nie przypuszczałam, ze moge byc tak nieprzyjemna w stosunku
do przyjaciółki, ale przyznam ci sie, ze odzywa sie we mnie zazdrosc! To okropne,
zzera mnie od srodka. Dlaczego nie moge byc taka jak dawniej? Jak wtedy, gdy
byłam dzieckiem, kiedy kochałam wszystkich ludzi, kazdy wydawał mi sie taki
miły i dobry. Dlaczego nie wolno mi zachowac iluzji? Dlaczego sama staje sie
zła?
Tiril z pewnosci a oceniała sie zbyt surowo, ale ogromnie wstydziła sie swych
uczuc, w koncu zaczeła gorzko płakac. Szlochała w futro Nera, pies próbował
dodac jej otuchy, lecz i on posmutniał.
W koncu zdołała jakos wzi ac sie w garsc. Zasmiała sie zawstydzona, potarmosiła
psie futro i powiedziała grubym jeszcze od łez głosem:
Przynajmniej zdołalismy pozbyc sie naszych przesladowców, wiesz, tych
dwóch złych mezczyzn. Wjezdzaj ac do Romskog wywiedlismy ich w pole. Na
pewno wci az czaj a sie na nas w Christianii.
Do Tiveden było znacznie dalej niz przypuszczali. Zadne z nich nie bawiło
wczesniej w tych okolicach, nie potrafili wiec ocenic odległosci. Catherine
wprawdzie mieszkała przez jakis czas w Szwecji, ale blisko granicy.
Nie wszystko układało sie tak, jak trzeba. Tiril próbowała poprawic im nastrój,
opowiadaj ac niem adre, dziecinne historyjki, ale ta forma poczucia humoru
była całkiem obca Catherine i baronówna czesto fukała na rywalke, nakazuj ac jej
milczenie. Móri jawnie okazywał dystans wobec Catherine, co ona z kolei brała
za oznaki miłosci z jego strony. Uwazała, ze złamała czarnoksieznikowi serce, ze
Móri cierpi, nie chce sie do niej zblizyc, poniewaz w hierarchii społecznej stoi
o wiele nizej. Erlingowi przestało sie podobac prymitywne zycie, wieczorem tesknił
za wygodami i kiedy przyszło im nocowac pod gołym niebem, a zdarzyło
sie to dwukrotnie, zachowywał sie wprost nieznosnie.
Tylko Nero dzielnie biegł naprzód, wiernie trzymaj ac sie w poblizu wierzchowca
Tiril lub Móriego.
46

Pogoda na ogół im dopisywała, choc od czasu do czasu musieli sie pogodzic
z nagłym deszczem. Chronili sie wówczas pod drzewem, a Catherine bezwstydnie
korzystała z okazji, by przysun ac sie jak najblizej Erlinga, i otwarcie z nim
flirtowała. On nie miał nic przeciwko temu, odpłacał jej t a sam a monet a, przywykł
do zalotnych konwersacji. Tiril nie odzywała sie wtedy ani słowem i patrzyła prosto
przed siebie. Bił od niej smutek samotnosci. Erling nie mógł wówczas oprzec
sie wrazeniu, jakby oblano go zimn a wod a, i z nagłym wyrazem powagi na twarzy
wypuszczał Catherine z objec. Baronówna z kolei obrazała sie, nie rozumiej ac
przyczyny jego nagłego chłodu. Takie sytuacje powtarzały sie dosc czesto.
Udało im sie okr azyc północny kraniec Wener i znalezli wspaniał a gospode.
Erling i Catherine nie mogli sie wprost doczekac dobrodziejstw cywilizacji.
Kiedy juz sie najedli i napili, i własciwie byli gotowi udac sie na spoczynek,
Erling odci agn ał Móriego na strone.
Móri, stary przyjacielu, czy nie mógłbys przez jakis czas zaj ac sie Tiril?
Zrobic tak, zeby zeszła nam z drogi? Moze zabrałbys j a na spacer?
Moge, oczywisciezgodził sie Móri. Ale dlaczego?
Erling zachichotał niem adrze.
Mam wielk a ochote uwiesc dzisiaj Catherine.
W oczach Móriego zapłoneły iskierki.
Jestes pewien, ze to tobie przypadnie rola uwodziciela?
Co masz na mysli?
Nic zapewnił Móri. Dobrze, zajme sie Tiril.
Tiril i Nero uradowali sie propozycj a przechadzki. Pies pomkn ał nad jezioro,
wzdłuz brzegu wiodła sciezka.
Czy mozemy tak ich zostawic? Tiril poczuła sie winna, ze odchodz a.
Zatopili sie w rozmowie, nie chcieli isc z nami dyplomatycznie odparł
Móri.
No cóz!
Przez chwile szli w milczeniu. Letni wieczór był piekny, nad wod a niosły sie
głosy ptaków.
Mam wrazenie, ze sie gniewasz powiedziała cicho Tiril Czyzbym
zrobiła cos złego?
Ty nie odrzekł niezwykłe jak na niego gwałtownie. Ty nic złego nie
zrobiłas.
Nie zaprzeczył jednak, ze jest rozgniewany. Tiril, która dobrze go znała, wyczuła
jego ponury nastrój.
Spytała niesmiało:
Moze wolałbys byc razem z Catherine? Czy z tego powodu złoscisz sie na
Erlinga? A moze Catherine jest zazdrosna o to, ze tak z tob a znikam?
Móri przystan ał i westchn ał zrezygnowany, na kilka sekund przymkn ał oczy.
47

Ach, droga Tiril, nie odwracaj kota ogonem! Catherine w ogóle mnie nie
interesuje, nawet jej nie lubie. Ona takze nie zwraca na mnie uwagi.
Owszem, ma na ciebie oko.
Moze i tak, ale tylko dlatego, ze pragnie mnie zdobyc. Powoduje ni a ciekawo
sc i pragnienie triumfu.
Pozwolisz jej na to? cicho spytała Tiril.
Nigdy! Cóz mi po niej, tej zuzytej, ogarnietej mani a wielkosci intrygantce?
Buzia dziewczyny rozpromieniła sie w usmiechu.
Ale ona ma takze zalety.
Byc moze przyznał Móri. Ale po mistrzowsku je ukrywa.
Wzi ał Tiril za reke i ruszyli dalej. Nero wsun ał łeb w stos gał azek, po jego
parskaniu i gwałtownym machaniu ogonem poznali, ze wyweszył mysz.
Wydaje mi sie, kochana Tiril, ze ostatnio wygl adasz na zmeczon a łagodnie
rzekł Móri. Raduje cie nasza przygoda, lecz kiedy s adzisz, ze nikt na
ciebie nie patrzy, na twarzy maluje ci sie zmeczenie i smutek.
Nie, to tylko. . . zaczeła wesoło, ale zaraz spowazniała. To prawda,
przyjacielu, jestem zmeczona. Nie meczy mnie nasza wyprawa, lecz poczucie
niepewnosci. Dok ad naprawde zmierzamy, ty i ja? Donik ad. Chyba bardzo potrzebuj
e domu, Móri, naprawde go potrzebuje. Czasami mysle sobie: Jak tylko
wróce do domu, odpoczne. Ale nie ma takiego miejsca na ziemi, które mogłabym
nazwac domem. Ty takze go nie masz.
Pokiwał głow a.
Rozmawialismy o tym juz wczesniej, ale s adze, ze ta potrzeba bedzie nam
coraz bardziej doskwierac. W pewnym momencie ochota na przygody mija i dobrze
byłoby skulic sie we własnej norce. A my jej nie mamy.
Tiril zast apiła mu droge, nie wypuszczaj ac z uscisku jego reki.
Móri. . . Nigdy wiecej juz mnie nie zostawiaj! Wiem, ze to brzmi prawie
jak oswiadczyny, ale wiesz chyba, o co mi chodzi. Zawsze umielismy szczerze
rozmawiac.
Usmiechn ał sie.
Nie popełnie juz takiego głupstwa, nie opuszcze cie. Jesli znów wpadnie
mi do głowy jakis szalony pomysł, zabiore cie ze sob a, obiecuje.
O, tak! Uradowana klasneła w dłonie. Bo tam gdzie ty, tam jest mój
dom!Wiem, ze to brzmi troche dziwnie, bo najpierw narzekam, ze nie mam domu,
a potem twierdze, ze jesli bede mogła byc przy tobie, to od razu poczuje sie jak
w domu. Przeciez jestesmy razem, a mimo to marudze.
Rozesmiał sie, w pieknej twarzy zalsniły białe zeby. Rzadko smiał sie tak
otwarcie i swobodnie, Tiril z radosci zakreciły sie w oczach łzy.
Jesli powiem, ze czuje dokładnie to samo, nic wiecej chyba nie trzeba juz
dodawac powiedział.
Poszli dalej, zatopieni w myslach, trzymaj ac sie za rece.
48

Móricicho odezwała sie Tiril.Nigdy nie wspominałes o tamtej nocy
w zajezdzie. Załujesz tego, co sie stało?
To najpiekniejsze z moich wspomnien, kochana. Nie chciałem po prostu,
by zniszczyły je niepotrzebne słowa.
I ja tak myslałam. Móri. . . Gdybys kiedykolwiek. . . Tak, tak, wiem, wiem,
ze nie zostałes stworzony do ziemskiej miłosci, ale gdybys chciał. . . Kopneła
lez acy na sciezce kamyk. Gdybys kiedys chciał jeszcze raz j a poczuc, to nie
zapominaj o mnie! Jesli pokochasz jak as dziewczyne, to zupełnie inna sprawa,
ale gdybys potrzebował tylko. . . jak to nazwac? Rozładowania napiecia? Pomysl
wtedy o mnie! Tak bardzo chciałabym ci pomóc. Nigdy nie podejrzewałam sie
o zazdrosc, ale nawet nie zgadniesz, jakie to silne uczucie! Nie umiem zniesc
bodaj mysli, ze mógłbys sie zblizyc do innej!
Teraz Móri sie zatrzymał i popatrzył na ni a z uwag a. Chociaz starał sie zmusic
do usmiechu, Tiril spostrzegła, ze ma łzy w oczach.
Tiril. . . Zadne inne słowa nie zdołałyby uczynic mnie bardziej szczesliwym.
Wiem, ze nie mam do ciebie prawa, nie moge wci agac cie w mroczny swiat,
który mnie otacza, tyle w nim zła, ale wiedz, ze nigdy nie przyjdzie mi na mysl,
by zwrócic sie do innej. Mozemy byc sobie pomoc a, tak jak stało sie ostatnio, tak,
abys pozostała nieskalana dla twego przyszłego meza.
Nie chce zadnego innego, dobrze o tym wiesz!
Móri dotkn ał palcem jej ust.
Jestes jeszcze bardzo młoda. Wstrzymaj sie z takimi zapewnieniami do
czasu, az spotkasz innych mezczyzn.
S adzisz, ze zdołam znalezc lepszego kandydata na meza niz Erling? A jego
takze nie chce.
Moja droga, twoje słowa swiadcz a o niedojrzałosci. Miłosc nie ma zwi azku
z doskonałosci a. Erling jest niemal ideałem, oboje o tym wiemy. Ale prawdziwa
miłosc nie na tym polega. Ona spada na człowieka jak grom. A wtedy wygl ad,
miłe usposobienie czy bogactwo przestaj a miec jakiekolwiek znaczenie.
Wkazdym razie niewielkierozesmiała sie. Sciskała go za reke tak mocno,
jakby chciała przyci agn ac j a do ziemi. W koncu zorientowała sie, co robi,
i pusciła go. Móri dyskretnie rozmasował palce.
Wiesz, Móri, niemal boje sie spotkania z Catherine. Powiedz mi. . . czy ona
naprawde jest czarownic a?
Móri przez chwile zastanawiał sie w milczeniu. Delikatnie podtrzymał dziewczyn
e, gdy przechodzili po korzeniach, wij acych sie po sciezce. Dawniej przykrywała
je ziemia, musiała wiec to byc uczeszczana drózka. Tiril przywiodły na
mysl straszliwego Nidhogga, podgryzaj acego korzenie drzewa zycia. Ze zdziwieniem
odkryła, ze mysli o przerazaj acych niewidzialnych towarzyszach Móriego
jak o przyjaciołach.
Catherine wiele potrafi wolno powiedział Móri. Wie, jak odpedzic
49

ból zeba, usuwaj ac poszczególne litery w specjalnych słowach czy nazwach i czyni
ac przy tym okreslone znaki. Zna sie na k apaniu kamieni w celu stwierdzenia,
sk ad wzieła sie choroba. Trzeba do tego podgrzac trzy płaskie kamienie, czarny,
niebieski i czerwony, a potem kolejno zanurzac je w wodzie. Jesli czarny kamien
syczy najdłuzej, oznacza to, ze choroba przyszła z ziemi, niebieski, ze dolegliwo
sc dopadła człowieka na morzu. A jesli najdłuzej syczy czerwony, wtedy juz
prosta droga na cmentarz. W dwóch pierwszych przypadkach chorego leczy sie
wod a, w której zanurzono kamienie. To norweskie czary, nie islandzkie.
Działaj a?
Nigdy nie wypróbowałem tego sposobu. Catherine wie, jak poskromic
agresywne zwierze, jak rozpalic ognisko bez ognia, umie zaklinac diabła. Ale
nie ma w tym magii. Brakuje jej iskry.
Ty j a masz?
Tak, ja sie z tym urodziłem. Catherine sie tylko uczyła. Kazdy, takze ty,
moze nauczyc sie zaklec stosowanych przy tamowaniu krwi albo formuł, którymi
oczyszcza sie z duchów nawiedzone domy, dowiedziec sie, jakimi ziołami leczyc
choroby. Ale kiedy sie nie ma wrodzonego daru, nabyte umiejetnosci nic nie pomog
a.
Rozumiem. Jesli ja albo Catherine wyrzezbimy magiczny znak na kawałku
drewna, nic sie nie stanie. Jesli natomiast ty to zrobisz. . .
Własnie, na tym polega róznica. Poza tym gdyby była prawdziw a czarownic
a, widziałaby tych, którzy mi towarzysz a. A tak nie jest.
Popełniła kilka strasznych pomyłek, zajmuj ac sie goscmi w zajazdach,
gdzie sie zatrzymywalismy. Pamietasz tego, który cierpiał na konwulsje? Musiałe
s naprawiac jej błedy.
Owszem, ale kilkakrotnie jej sie udało. W leczeniu ziołami naprawde dobrze
sobie radzi. Gorzej jest, kiedy chce sie posłuzyc czarami, czarn a magi a czy
jak to nazwiesz. Albo ma sie ten dar i wtedy wszystko sie udaje, albo sie go nie
ma i wtedy wychodzi pasztet. Przygotowany według przepisu, ale bez smaku.
Tiril usmiechneła sie słysz ac okreslenie "pasztet bez smaku".
To znaczy, ze potrafi wykurowac ludzi z niektórych chorób za pomoc a
swych umiejetnosci, ale nie magi a. Doskonale, wiem juz teraz, czego moge sie po
niej spodziewac.
Poszli dalej, gawedz ac o otaczaj acej ich przyrodzie i o Nerze, którego oboje
tak bardzo kochali. Tiril nie mogła sie zdecydowac, czy opowiedziec Móriemu
o spotkaniu z jego towarzyszami. Móri frasował sie krótkim psim zyciem Nera,
Tiril wiedziała zas, ze Zwierze przedłuzyło zywot jej ulubienca, i dreczyły j a wyrzuty
sumienia, poniewaz Móri cierpiał na mysl, ze za kilka lat utrac a wiernego
przyjaciela.
Przyjdzie czas, ze wyłozy wszystkie karty na stół, uspokoi co do Nera. Jesli,
oczywiscie, wci az bed a mieli kontakt ze sob a. Ale inaczej byc nie moze!
50

Na razie jednak postanowiła o niczym nie mówic. Brakowało jej smiałosci.
Napotkała spojrzenie Móriego, usmiechał sie do niej z tak a czułosci a, ze zakr
eciło jej sie w głowie na mysl, iz ten osobliwy mezczyzna, urodziwy jak smierc
we własnej osobie, wyobcowany ze swiata, uwaza j a za swego najlepszego przyjaciela.
Pomyslała z bij acym sercem: Chciałabym, aby Móri zapragn ał sie do mnie
zblizyc juz dzis wieczorem! Mnie takze potrzebne jest rozładowanie napiecia.
Ale tylko z nim. Nikomu innemu na całym swiecie nie wolno mnie dotkn ac!

Rozdział 7
Erling, chociaz wydawało mu sie, ze wystepuje w roli uwodziciela, doswiadczył,
co to znaczy byc uwodzonym.
Dla obytego w swiecie potomka hanzeatyckiego rodu cała ta historia okazała
sie wielce upokarzaj aca.
Ostroznie zamkn ał drzwi do pokoju Catherine i przekrecił klucz w zamku.
Baronówna obserwowała go spod wpółprzymknietych powiek.
Wyznaczyłam sobie jeden dzien na zdobycie Erlinga i z pewnosci a dopiełabym
swego w tak krótkim czasie, myslała. Uznałam jednak, ze powolniejsze, bardziej
metodyczne działanie bedzie ciekawsze. Wolałam, zeby sam wpadł w moje
objecia jak dojrzały owoc. Nie musiałam wcale sie wysilac i stosowac wyrafinowanych
zasad "sztuki uwodzenia mezczyzny".
Tiril jest głupia. Nawet nie próbuje schwytac w sieci tych mezczyzn, a przecie
z przy jej ograniczonych mozliwosciach wymaga to naprawde wiele zachodu.
Ja nic nie musiałam robic, a juz ich mam. Jeden zaraz padnie do mych stóp, dłuzej
nie wytrzyma. Potem zajme sie tym drugim, czarnoksieznikiem.
Z nim musze postepowac ostrozniej. To jego okropne, przenikliwe spojrzenie.
. . Ale i on w koncu przyjdzie, bedzie błagac o moje wzgledy, tak jak Erling
dzisiejszego wieczoru. Wydaje mu sie, ze jest zwyciezc a i ze to on podj ał inicjatyw
e. W rzeczywistosci jednak wygrałam ja, i to bez odrobiny wysiłku.
Ale Móri? Jak sie do niego zabrac? Przemówic do jego inteligencji? Czy raczej
do znajomosci wiedzy tajemnej? Musze przyznac, ze w tej dziedzinie okazał sie
lepszy ode mnie, drazni mnie to, ale moze sie opłacic. Poprosze go o rade, a kiedy
bedzie mi demonstrował te swoj a czarn a magie, stane przy nim tak blisko, zeby
poczuł mój zapach. Otre sie piersi a o jego ramie, delikatnie dotkne strategicznych
punktów. Jest prymitywnym człowiekiem, a tacy zwykle łapi a sie na najprostsze
sztuczki.
Na pewno zmieknie!
Rozmyslaj ac tak Catherine dwa razy pomyliła sie w ocenie Móriego. Po
pierwsze, nie uprawiał on czarnej magii, tylko biał a, a po drugie, Móriego zadn
a miar a nie dało sie nazwac człowiekiem prymitywnym. Nauki i doswiadczenie
52

zyciowe, jakie zdobył u siry Eirikura z Vogsos i w Szkole Łacinskiej, do której
uczeszczał, z pewnosci a dały mu wiecej niz lekcje etykiety, muzyki i francuskiego
pobierane przez Catherine na dworach.
Na razie jednak najwazniejszy był dla niej Erling.
Erling Mller nie gonił za spódniczkami. Owszem, przezył kilka przygód, lecz
było ich mniej, niz mozna by sie spodziewac. Zareczony z młodziutk a Carl a dochowywał
jej wiernosci. Pózniej, kiedy zakochał sie w Tiril, takze pozostawał jej
wierny, dopóki nie znikneła. Przypuszczaj ac, ze dziewczyna juz nie zyje, wdał sie
w kilka romansów z kobietami równymi mu stanem.
Dobrze znał rutyne miłosnych podbojów i zawsze zdumiewało go, jak podobnie
reaguj a kobiety. Z pocz atku nieodmiennie nalezało spodziewac sie niesmiało
sci, udawanej b adz prawdziwej, potem przychodziła kolej na powoln a ustepliwo
sc, az wreszcie z westchnieniem zadowolenia rezygnowały z wszelkiej walki
i w pełni nalezały juz do niego.
Nigdy nie zetkn ał sie z kobiet a tak a, jak Catherine van Zuiden, i czuł sie
wstrz asniety, przerazony i wyprowadzony w pole.
Catherine od samego pocz atku przejeła inicjatywe. Rzuciła sie na niego jak
dzikie zwierze, poci agneła na szerokie łózko, ujezdzała go, smiej ac sie bez pami
eci, zmuszała do zabawy w psa, wymyslała najprzerózniejsze pozycje, które
biednemu Erlingowi nigdy nawet sie nie sniły. Z pocz atku bawiło go to i ciekawiło,
kiedy jednak skonczył, a ona ci agle nie miała dosc, przestało mu sie to
podobac. Wielokrotnie podczas tych uciech dochodził do wniosku, ze igraszki,
do jakich zmusza go Catherine, nie s a godne mezczyzny, i w koncu, kiedy złapała
go za jego mesk a dume i zaczeła łaskotac, ze złosci a wyrwał sie z objec kochanki.
Cóz za skandaliczne zachowanie!
Catherine uznała Erlinga za marnego amanta, a jego głeboko to uraziło. Nie
przestawała chichotac, gdy sie ubierał, próbuj ac zachowac resztki godnosci. Zdawał
sobie sprawe, ze nagle opuszczaj ac jej pokój narazi sie na jeszcze wieksz a
smiesznosc, pochylił sie wiec nad ni a i lekko pocałował, dziekuj ac za upojne
chwile, które w duchu nazywał zupełnie inaczej.
Ale Catherine ucieszyło jego pozegnanie. Ze łzami w oczach odpowiedziała
na jego pocałunek.
Na koniec wiec zachował sie po jej mysli.
Najgorsze jednak, ze gdy dziko swawolili w łózku, Erlingowi przed oczami
staneła Tiril. Delikatna, bezbronna Tiril, co on jej zrobił? Razem z t a dziwk a
z wyzszych sfer?
Ta mysl połozyła kres łózkowym figlom Erlinga z Catherine.
Pózniej zachowywał sie wobec niej uprzejmie, ale z rezerw a. Dla wszystkich
jednak stało sie jasne, ze postanowił utrzymac miedzy nimi dystans.
Do czarta, przeklinała Catherine. Czyzbym popełniła jakis bł ad?
A przeciez tak doswiadczona kobieta powinna go zrozumiec. Erling Mller
53

był niezwykłe dumnym mezczyzn a, a jej sie po prostu wydawało, ze zwykłego
kupca oszołomi mozliwosc zaznania miłosnych uciech z arystokratk a.
No cóz, obedzie sie bez takiego kochanka. I tak osi agneła to, co chciała: zaci
agneła go do łózka.
Teraz nadszedł czas, by zarzucic siec na Móriego.
Czesto zdarzało sie, ze własciciele zajazdów i przypadkowo spotkani ludzie
krzywo patrzyli na Móriego. Budził przerazenie sw a niezwykł a uroda, kojarz ac a
sie z czyms nieziemskim, i swym przenikliwym, jakby wszystkowidz acym wzrokiem.
Dobrze, ze był z nimi budz acy zaufanie Erling. Pomagały takze naiwne,
zyczliwie spogl adaj ace oczy Tiril, a nawet przykurzona elegancja Catherine przyczyniała
sie do tego, ze czwórke przyjaciół w koncu akceptowano. Nero, wielka,
czarna bestia, odstraszał byc moze tych, którzy mieli ochote zaatakowac Móriego
ze wzgledu na jego osobliwy wygl ad i towarzysz ace mu cienie.
Czarnoksieznik z północy Islandii miał wiec dobr a ochrone.
Nie był jednak przygotowany na atak "z wewn atrz". Catherine, po czesciowej
klesce z Erlingiem, skoncentrowała sie na Mórim.
Na niewiele jednak sie to zdało, Móri wydawał sie całkiem odporny na jej
umizgi. Cieszyło to i Tiril, która widziała, co sie dzieje, i Erlinga, nie mog acego
jeszcze dojsc do siebie po wstrz asie wywołanym nocnymi swawolami.
Ostatniego dnia przed dotarciem do Tiveden, wielkiego pasma lasów miedzy
Wener i Wetter, postanowili przenocowac w Ramundeboda. Chcieli dowiedziec
sie czegos wiecej o Tiveden, bo tak naprawde te okolice były im całkiem nieznane.
Tego wieczoru Catherine przekradła sie do pokoju Móriego.
Móri stał przy oknie, obserwuj ac Tiril i Erlinga pochłonietych gr a w palanta
na trawniku na tyłach zajazdu. Szczebiotliwy smiech Tiril docierał az do pokoju,
a Móriemu krwawiło serce: Ci dwoje tak swietnie do siebie pasuj a. Rozbawiony
Nero przez cały czas usiłował złapac piłke.
Gdy weszła Catherine, Móri odwrócił sie do niej.
Po co przyszłas? spytał oschłym tonem, jeszcze mniej zyczliwym niz
słowa.
Pomyslałam sobie, ze mógłbys nauczyc mnie troche magii odparła zakłopotana,
nie spodziewała sie bowiem tak bezposredniego pytania. Oczekiwała
raczej serdecznego powitania i okrzyków radosci.
Spotkało j a jednak co innego. A tak starannie sie przyszykowała! Codziennie
przygotowywała go na ten moment, ocierała sie o niego, gdy tylko nadarzyła sie
okazja, posyłała obiecuj ace spojrzenia, schlebiała, rzucała wiele mówi ace uwagi,
wydawało jej sie, ze powoli doprowadza go do obłedu. . .
A on pyta: "Po co przyszłas?"
54

Móri znów odwrócił sie do okna. Catherine staneła przy nim i delikatnie poło
zyła mu dłon na ramieniu.
Nie przejmuj sie Erlingiem szepneła. On nic dla mnie nie znaczy.
Erling?powtórzył roztargniony. Co takiego z Erlingiem?
Str acił jej dłon.
Co sie stało?spytała usmiechaj ac sie zalotnie.Oparzyłes sie?
Nigdy nie lubiłem, by ludzie zanadto sie do mnie zblizali. Nie sprawia mi
to przyjemnosci.
Catherine nie zdołała sie powstrzymac od złosliwej uwagi:
Wygl ada jednak na to, ze tobie i Tiril dobrze jest razem.
Natychmiast pozałowała swych słów, a jeszcze mniej spodobała jej sie odpowied
z Móriego, zwłaszcza ze w jego oczach pojawił sie wyraz czułosci.
Owszem, z Tiril tak. Ale jestesmy bardzo ze sob a zwi azani, poł aczyły nas
wspólne przezycia.
O ile dobrze zrozumiałam, wyjechałes, porzucaj ac j a na pastwe losu
rzekła ostro.
Twarz Móriego spochmurniała.
To wył acznie sprawa moja i Tiril. Czego chciałas sie dowiedziec?
Catherine musiała improwizowac. Chodziło wszak o to, by zachowac pozory.
Widzisz, czasami trudno mi wybrac odpowiedni a kuracje. Co twoim zdaniem
jest najlepsze przeciwko koszmarom sennym? Zawiesic na szyi krzyw a gał
azke swierku, brzozy albo sosny, czy tez wbic nóz w okrycie od spodu? Ostrze
powinno wystawac i kiedy zmora sie pojawi, by sie na człowieku połozyc, nadzieje
sie na nóz. Wtedy nastepnego dnia człowiek, który wysłał zmore, zostanie
znaleziony martwy, z nozem w piersi.
Móri patrzył na ni a bez słowa, mówiła wiec dalej:
A co bys polecił na wywołanie wiatru? Czy lepiej dmuchn ac w fujarke
i zaraz zdeptac j a nogami, czy tez wbic miech w ziemie, ustawic na nim beczke,
nadmuchac go powietrzem i potem gwałtownie je wypuscic?
Dlaczego mnie o to pytasz? Przeciez sama znasz odpowiedzi.
Pytałam o twoje zdanie, bo jestem pełna podziwu dla twych czarnoksieskich
umiejetnosci.
Móri znów wyjrzał przez okno.
To, o czym mówisz, to norweska magia. A poza tym ten pierwszy sposób,
o którym wspomniałas, jest dla koni, nie dla ludzi. Ja posługuje sie islandzkimi
czarami.
Naucz mnie ich!
Nie. Nauka i tak poszłaby w las.
Catherine nie smiała pytac, dlaczego. Nie chciała znac odpowiedzi.
Siegneła po inny sposób. Z k acika oka wycisneła kilka łez.
55

Móri, ty jedyny mnie rozumiesz, tamci s a na to zbyt prosci. Jestem tak
rozpaczliwie samotna. I wszystkie te nauki o czarnej magii sprawiaj a, ze w nocy
drecz a mnie koszmary. Czy nie moge zostac u ciebie na noc? Boje sie spac sama
w pokoju, który mi przydzielono. Wydaje mi sie, ze jest nawiedzony.
Potrafisz chyba oczyscic miejsce z upiorów? Poza tym moich zaklec nie
nazywam czarn a magi a.
Przez cały czas nie spuszczał oka z graj acych. Nagle twarz rozjasniła mu sie
w usmiechu.
Przestan, Tiril, okropnie oszukujesz!
Catherine, słysz ac dobiegaj acy z zewn atrz smiech, wpadła we wsciekłosc. Czy
mam go dotkn ac we wrazliwe miejsce? Zadawała sobie w duchu pytanie. Czy
tez moze rozebrac sie, zeby rozbudzic w nim z adze? Nie bedzie mógł nad sob a
zapanowac, cóz za triumf!
Nie smiała jednak ryzykowac, ze zostanie wyrzucona. Znów obudziła sie jej
nienawisc do Tiril i Catherine zaczeła snuc plan, jak pozbyc sie dziewczyny raz na
zawsze. Gdyby tylko nie towarzyszyła im w podrózy, obaj mezczyzni nalezeliby
wył acznie do niej.
Znała wiele sposobów na unicestwienie wroga. Najpewniejsze były truj ace
rosliny. Które z nich miała wsród swoich zapasów?
Najgorsze jednak było, ze bliskosc Móriego juz j a rozpaliła. Nie mogła zapanowa
c nad drzeniem. Cał a sił a woli powstrzymywała sie, by sie do niego nie
przytulic, taki był przystojny, taki fascynuj acy. Kochac sie z nim to jakby obcowa
c z kims, kto nie jest człowiekiem, lecz bosk a istot a, demonem czy innym
stroni acym od swiatła stworzeniem. Tak bardzo go pragneła. . .
A on widział tylko Tiril. Zabije j a, postanowiła Catherine. Uczynie to na pewno,
skoncze z t a dziewczyn a.
W tej samej chwili powietrze w pokoju pociemniało, spowił ich gesty, szary
mrok. Catherine zdretwiała. K atem oka cos dostrzegła, cos strasznego, ohydnego
czołgało sie po podłodze, ale nie pokazało sie w całosci. Cos innego czaiło sie za
jej plecami, cos olbrzymiego wznosiło sie nad ni a i chciało wyrz adzic jej krzywde.
Zabrakło jej tchu.
Musisz uwazac na swoje mysli, Catherine powiedział Móri, nie odwracaj
ac sie. Teraz najlepiej bedzie, jak sobie pójdziesz. A jesli kiedykolwiek
tkniesz Tiril, czeka cie straszliwa, powolna smierc.
Catherine zacisneła powieki, zeby nie patrzec na to, co j a otaczało, po omacku
dotarła do drzwi, otworzyła je i zamkneła za sob a z głosnym trzaskiem.
Dziekuje! Móri odwrócił sie w strone pustego pokoju. Dziekuje za
pomoc!
Z t a piekn a modliszk a sam bys sobie poradził usłyszał głos swego nauczyciela:
Wiemy jednak, ze twoim czułym punktem jest Tiril. Czuwamy wiec
nad ni a. Dla ciebie.
56

Jeszcze raz wam dziekuje. Nie zasłuzyłem na jej wiernosc ani na wasz a
pomoc.
To prawda, nie zasłuzyłes. A teraz zegnaj!
Znów został sam.
Boze szepn ał. Jak mogłem tak zagmatwac swoje zycie?
Catherine, łkaj ac z przerazenia i gniewu, pobiegła prosto do swego pokoju i z
płaczem padła na łózko.
Cóz za nieprawdopodobnie potezny czarnoksieznik, myslała, czuj ac, jak zal
sciska jej serce.Wjaki sposób zdołał wywołac te ostatni a iluzje?Wdodatku to nie
pierwszy raz, poprzednio było tak samo, kiedy chciałam zaatakowac to przeklete
zero.
Ale on jest taki wspaniały! Pragne go dotykac, przycisn ac sie do jego bioder,
poczuc, ze mnie poz ada, zerwac z niego peleryne i zobaczyc go takim, jakim jest
naprawde!
Podniecenie ogarneło j a, jeszcze zanim weszła do pokoju Móriego. Teraz nie
mogła dłuzej nad sob a zapanowac, sci agneła suknie i sama sie zaspokoiła. Ciało
miała tak rozpalone, ze nast apiło to prawie natychmiast.
Z jekiem opadła na poduszki.
Ale ja go zdobede! Bedzie jadł mi z reki, zebrał o moje wzgledy, padnie mi
do stóp i zapomni na zawsze o przekletej Tiril, porzuci j a gdzies po drodze i dalej
pojedzie tylko ze mn a. Wybuchneła histerycznym smiechem.

Rozdział 8
Gospodyni prowadz aca zajazd wiele wiedziała o Tiveden.
O zmierzchu zasiedli wraz z ni a w ogrodowej altanie. Chetnie dzieliła sie z go-
scmi wiadomosciami.
Catherine "wybaczyła" Móriemu jego wczesniejszy chłód, Tiril i Erling zako
nczyli gre w palanta, w przeciwienstwie do Nera, który z najlepsz a w zajezdzie
szmacian a piłk a w zebach zachecał Erlinga do dalszej zabawy.
Wkoncu udało im sie jakos uspokoic rozdokazywanego psa i mogli skupic sie
na rozmowie.
Tak, tak, Fagertrn! Połozone jest st ad na południe, blizej Wetter. Byłam
tam kiedys, lesna drózka biegnie niemal tuz nad jeziorem. Ale jest prawie niewidoczna.
W Tiveden łatwo zabł adzic.
S adzi pani, ze zdołamy j a sami odnalezc?spytał Móri.A potem trafic
do jeziora?
Włascicielka zajazdu popatrzyła mu w oczy i przenikn ał j a dreszcz. Czyzby
Szatan we własnej osobie wst apił na Ziemie, by sw a nieodpart a urod a uwodzic jej
mieszkanki? Dyskretnie mu sie przyjrzała. Nie, nie widac kopyt ani ogona. Ale
pewnie potrafi je dobrze zamaskowac.
Poniewaz jednak drugi mezczyznaprzystojny młody człowiek, sympatyczna
panienka i ekstrawagancka baronówna zdawali sie w pełni akceptowac swego
niezwykłego towarzysza, nalezało chyba przypuszczac, ze jest on człowieczego
rodu.
Nie wiem odparła niepewnie. Moze lepiej, aby poprowadziło was
jeszcze dwóch mezczyzn. Z Tiveden nie ma zartów. Głebokie lasy wiele w sobie
kryj a.
Umilkła zamyslona, tylko raz po raz zerkała przez ramie na Móriego.
Zwierzeta?cicho zapytał Erling.
Owszem, s a tam dzikie zwierzeta i rozbójnicy, uciekaj acy przed prawem.
I wiele innych stworzen, o których nie nalezy mówic głosno. . .
Podniosła głowe.
58

Przyjechaliscie z tak daleka tylko po to, by zobaczyc kilka marnych lilii
wodnych?
Własciwie niewyznała Tiril.Szukamy czegos innego, ale przy okazji
wspomniano o tych kwiatach.
A czegóz innego chcecie szukac w Tiveden? zdziwiła sie gospodyni.
Tiril usmiechneła sie niepewnie.
Tej nocy, kiedy przyszłam na swiat, o liliach wspomniała moja matka. Widzi
pani, pragne dowiedziec sie czegos o moim prawdziwym pochodzeniu. Pomagaj
a mi przyjaciele. Mamy dwa slady, które prowadz a tutaj, do Tiveden. Pierwszy
to dwa kawałki pewnej figurki. Drugi, oprócz lilii wodnych, o których juz mówili
smy, to dwa słowa wypowiedziane przez moj a matke. Osoba, która je usłyszała
w noc moich narodzin, nie pamieta ich całych. Jedno zaczynało sie od "tistel".
Gospodyni popatrzyła na dziewczyne z niedowierzaniem.
Nie, to niemozliwe, na pewno nie o to chodzi uznała wreszcie.
Tak własnie nam powiedziano.
Tistelgorm?
Mozliwe.
Przysuneli sie blizej zaciekawieni. Zaintrygował ich wyraz twarzy kobiety.
Malowała sie na niej niepewnosc, jakby nie wiedziała, czy ma sie smiac, czy płaka
c. Catherine szepneła spieta:
Te nazwe wymieniła Kaja.
Tistelgorm? Alez to przeciez tylko legenda!
Przemówił Móri, z naciskiem i z adaniem w głosie. Gdy odzywał sie w taki
sposób, nikt nie mógł mu sie oprzec.
Czy moglibysmy usłyszec te legende? Zechce nam pani j a opowiedziec?
Gospodyni wzruszyła ramionami.
Owszem, ale to do niczego was nie zaprowadzi.
Po pani mowie poznaje, ze jest pani wykształcon a i oczytan a dam arzekł
Móri. Czy moze nam pani opowiedziec wszystko, co pani wiadomo na temat
Tistelgorm? To nazwa jakiegos miejsca, prawda?
Tak.
Usiadła wygodniej, słowa Móriego wyraznie j a ucieszyły.
Jesli mam wam wszystko opowiedziec, to musimy sie cofn ac daleko w czasie.
Pamietajcie jednak, ze to tylko legenda. Z Tiveden wi aze sie wiele niesamowitych
opowiesci i mitów.
To nam bardzo odpowiadapowiedziała Tiril.Bardzo lubimy historie,
o których nie do konca wiadomo, czy zostały wymyslone, czy tez tkwi w nich
ziarenko prawdy.
Dobrze, jak sobie chcecie!
Poleciła słuz acej przyniesc cos dobrego do jedzenia i picia, a potem w łagodny
letni wieczór zaczeła snuc opowiesc o Tistelgorm.
59

Dawno, dawno temu, tak dawno, ze zapomniano juz, w którym stuleciu to
było, zył niemiecki hrabia von Tierstein. Zaprzedał dusze diabłu, uprawiał czarn a
magie. . .
To znaczy czarnoksieznikwtr aciła Catherine. Móri zerkn ał na ni a z ukosa.
Mozna go tak nazwac. Znał sie na tym doskonale, dokonał wielu niesamowitych
rzeczy. Ów hrabia miał trzech synów. Syn jednego z nich nosił imie
Rudolf i wzenił sie w ród Habsburgów. Poslubił Ite, córke grafa Wernera Pierwszego
z Habsburgów. Wiecie zapewne, ze z upływem czasu pozycja Habsburgów
stawała sie coraz mocniejsza, zostali cesarzami.
Pokiwali głowami, nie wspomnieli jednak, ze Tiril prawdopodobnie wywodzi
sie z tego własnie rodu.
Ale to była tylko dygresja ci agneła wykształcona włascicielka zajazdu.
Wrócmy do uprawiaj acego czary hrabiego von Tierstein. Drugi z jego trzech
synów poslubił szwedzk a ksiezniczke, wnuczke jednego z naszych pierwszych
królów, nikt nie potrafi z cał a pewnosci a powiedziec, którego. To bardzo stare
dzieje, s adze, ze cofnelismy sie do okresu miedzy dziesi atym a dwunastym wiekiem,
ale trudno to dokładnie ustalic. Małzonkowie, syn hrabiego z Niemiec i jego
szwedzka ksiezniczka, wybudowali zamek, podobno niedaleko od Fagertrn.
W Grtiven? spokojnie zapytał Erling.
Gospodyni natychmiast skierowała wzrok na niego.
Sk ad znacie te nazwe, panie?
Tak brzmiało drugie słowo, które moja matka powiedziała akuszerce
wyjasniła Tiril.Nie moglismy doszukac sie w nim zadnego sensu, dopóki ktos
nie wspomniał, ze tak nazywa sie najbardziej niebezpieczny rejon Tiveden.
W istocie potwierdziła gospodyni. To najbardziej niedostepna czesc
lasów. Nie poszłabym tam za nic w swiecie!
Dlaczego jest taka niebezpieczna? chciał wiedziec Móri.
O, przyczyn jest wiele! Niezwykle trudno tam dotrzec. Podobno trolle i olbrzymy
zabawiały sie kiedys rzucaniem i usypywaniem w stosy ogromnych kamiennych
bloków. Ale to nieprawda, bo w Tiveden nie ma trolli. S a tylko boginki,
strzygi, upiory i rozmaite duszki, istoty zwi azane ze swiatem przyrody. Ale trolli
i olbrzymów nie ma, one nalez a do swiata basni.
To bardzo m adre, własciwe rozróznienie rzekł z uznaniem Móri.
Dziekuje pokrasniała z zadowolenia. No cóz, Grtiven. . . Niektórzy
zmieniali te nazwe na Trolltiven, ale nie mieli racji. Grtiven to nieprzyjazny teren,
zamieszkany przez duchy przyrody, poza tym grasuj a tam dzikie zwierzeta,
wilki i niedzwiedzie.
Tiril z lekiem zerkneła na Nera. Moze lepiej go tu zostawic?
Móri pokrecił głow a.
60

Nie bój sie o niego. Poza tym nie wiadomo, czy bedziemy wracac t a sam a
drog a. Prosze mówic dalej!
Dobrze gospodyni podjeła opowiesc. Syn hrabiego, który osiedlił
sie w tutejszych lasach, odziedziczył po ojcu zainteresowania wiedz a tajemn a.
Powiadaj a, ze zamku nie zbudowały ludzkie rece, pomogli w tym niewidzialni
mieszkancy Tiveden.
Tiril uznała, ze historia zaczyna robic sie straszna.
A trzeci syn?dopytywała sie Catherine.
Nie znam jego imienia, ale podobno osiadł gdzies na północy Niemiec albo
w południowej Danii, a jacys jego potomkowie przez małzenstwa nosz a nazwisko
Wetlev. Nie s a szlachcicami, zreszt a ta gał az rodu juz raczej wymarła.
Catherine pokiwała głow a. Spodziewała sie, ze predzej czy pózniej natrafi a na
jakis zwi azek z "jegomosciem", Gustafem Wetlevem.
Trudno sobie wyobrazic, by w bezludnych, nieprzejezdnych lasach stał
zamek zauwazył Erling.
Gospodyni usmiechneła sie.
Bo wcale tak nie jest. Nikt go nie widział, chociaz twierdzi sie, ze człowiek
obdarzony odpowiednim wzrokiem moze go ujrzec noc a podczas pełni ksiezyca.
Ja w to nie wierze.
Móri rzekł najłagodniejszym tonem, na jaki mógł sie zdobyc:
Nie opowiedziała nam pani jeszcze całej historii zamku Tistelgorm.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
Sk ad mozecie to wiedziec?
Prosze mówic odparł tylko Móri.
Podobno hrabia von Tierstein, ojciec trzech braci, podarował synom klucz,
otwieraj acy dostep do dwóch tajemnic. Do niezmierzonych skarbów, pochodz acych
z jego wypraw łupiezczych w wielu krajach. . .
Jak mógł dac trzem synom jeden klucz? spytał Erling.
Tego nie wiemodrzekła gospodyni.Owszem, to brzmi dosc dziwnie,
ale legenda wspomina tylko o jednym kluczu.
Popatrzyli po sobie, teraz juz wiedzieli, czym naprawde była mała figurka
demona.
Nie zastanawiali sie dłuzej nad kluczem, bo gospodyni kontynuowała sw a
opowiesc:
Jak to czesto bywa, miedzy bracmi zapanowała nieprzyjazn, kazdy tez
osiadł w innym kraju i podobno skarbu nigdy nie odnaleziono.
Czworo przyjaciół w milczeniu pokiwało tylko głowami. Przypuszczali, gdzie
moze sie znajdowac trzecia czesc kamiennej figurki.
Jeden z synów wzenił sie w austriacki ród Habsburgów. Stamt ad pochodziła
cz astka figurki, któr a matka Tiril przekazała córce w spadku. Drug a czesc Cathe-
61

rine zabrała z domu Mai i Kai. Miał j a przy sobie Gustaf Wetlev, który wyruszył
w droge do Tiveden.
Czy po to, by odnalezc fragment nalez acy do trzeciego, złego brata, czarnoksi
eznika?
Trzy czesci klucza, podarowanego trzem braciom w zamierzchłych czasach,
miały sie wiec teraz, po wielu stuleciach, nareszcie poł aczyc.
Ale gospodyni twierdziła, ze zamek, Tistelgorm, nigdy nie istniał.
Oni byli innego zdania.
Znajdował sie wsród nich człowiek obdarzony niepowszedni a moc a: Móri.
Jesli ktokolwiek mógł ujrzec zaklety zamek, to tylko on.
Swiadczyła o tym zwłaszcza odpowiedz na kolejne zadane przez Erlinga pytanie.
Wspomniała pani o dwóch tajemnicach, do których droge otwierał ów
klucz?
Tak odparła gospodyni i zadrzała zdjeta nagłym chłodem, chociaz wieczór
był ciepły. Nad jej głow a z piskiem, jakby wystraszona, przeleciała jaskółka.
Oprócz wielkich bogactw kryło sie tam cos jeszcze. Jak juz wspominałam, zarówno
ojciec, jak i najmłodszy syn, który osiedlił sie tutaj w Szwecji, znali sie na
czarach. Podobno ojciec pozostawił jak as straszn a rzecz, maj ac a zwi azek z wiedz
a tajemn a.
Znizyła głos do szeptu. Przyjaciele zerkneli na Móriego, ale jego twarz pozostawała
nieruchoma, jak wyrzezbiona w kamieniu.
Na chwile zapadła głucha cisza, w koncu jednak Catherine otrz asneła sie z zamy
slenia:
Ale spodziewam sie, ze na pytanie, gdzie ukryty został skarb, nie otrzymamy
odpowiedzi?
Pewnie nie westchn ał Erling. Prawdopodobnie lezy gdzies w Niemczech.
W Tierstein? Ciekawe, gdzie to jest. Skarb musi znajdowac sie w miejscu,
gdzie mieszkał ojciec.
Nie ma co sie nad tym zastanawiac stwierdziła Tiril. Mnie osobiscie
nie interesuj a zadne skarby. Chce sie tylko dowiedziec czegos o moim pochodzeniu.
Ja nie miałabym nic przeciwko bogactwom rozmarzyła sie Catherine.
Moja garderoba zaczyna sie juz wydzierac, nie zawsze tez mozna liczyc na
zaproszenie na obiad zakrapiany winem.
Móri uznał, ze dosc juz powiedzieli.
Przede wszystkim musimy odnalezc Tistelgorm, zamek, o którym wspomniała
matka Tiril.
Z wdziecznosci a przyjeli propozycje wynajecia ludzi, którzy bed a ich eskortowa
c przez lesne bezdroza. Udziałem w wyprawie zainteresował sie sam własciciel
62

gospody, równie uczony jak jego małzonka. Zamierzał wzi ac ze sob a najsprytniejszego
parobka.
Kiedy udawali sie juz do swoich pokoi na spoczynek, Tiril zauwazyła niesmiało:
Wiecie, cos mi sie tu nie zgadza.
Co takiego? zainteresował sie Erling.
Jedna z czesci klucza miała znajdowac sie w posiadaniu Habsburgów, rodu
mej matki, a ona przeciez powiedziała akuszerce, ze to "pami atka po ojcu dziecka"!
Jak to sie ł aczy?
Przystaneli w korytarzu, rozmyslaj ac.
Ech, nie róbmy tej sprawy jeszcze bardziej zawikłan a, niz jest w rzeczywisto
sci!
- wzruszyła ramionami Catherine. To przeciez nieistotne! Spróbujmy
najpierw odnalezc zaginiony zamek!
To wcale nie jest nieistotne zaoponował Erling. Jesli to ojciec Tiril
wywodził sie z Habsburgów, kim wobec tego była jej matka?
Nie, nie, zle myslicie wstrzymał ich Móri. Tiril, pamietasz nasz a
wizyte u akuszerki w Christianii? Podała ci paczuszke, obwi azan a aksamitem,
mówi ac, ze dostała j a od twej matki, która wyjasniła jej, ze to pami atka po twoim
ojcu.
Tak.
Pami atk a po ojcu mógł równie dobrze byc naszyjnik. Matka mogła otrzyma
c go od niego w prezencie i chciała przekazac córce.
Masz nacje zgodził sie z nim Erling. Juz sam fakt, ze wzieła go
ze sob a podczas potajemnego wyjazdu do Christanii, swiadczy o tym, ze miał
on dla niej szczególne znaczenie. A nazwa Tistelgorm ł aczyła sie z pewnosci a
z wyjasnieniem na temat figurki-klucza. Pamietajcie, akuszerka nie znała jezyka
matki Tiril. Wyłapała zaledwie kilka słów.
Tistelgorm to absurdalna nazwa dla zamkustwierdziła Catherine.Co
to ma znaczyc?
To po szkocku wyjasnił Erling, który w zwi azku ze swym zajeciem
wiele jezdził po swiecie. O ile dobrze pamietam, w Szkocji jest miejscowosc
o takiej nazwie, Thistlegorm. Ale nie twierdze tego z cał a pewnosci a.
Szkocja?jekneła Catherine.Czyz nie dosc juz krajów zamieszanych
jest w te historie? Czy to ma znaczyc, ze bedziemy musieli objechac cały swiat
w poszukiwaniu tych nieciekawych rodziców Tiril?
Z pewnosci a nie bedzie to konieczne.Erling przemówił tonem tak surowym,
ze Catherine sie zaczerwieniła.Powinnas jednak wiedziec, ze rody ksi a-
zece zawierały małzenstwa wył acznie miedzy sob a. W całej Europie utworzyły
w pewnym sensie siec. Nie wiem, dlaczego zamek w Tiveden otrzymał szkock a
nazwe, i pewnie sie tego nigdy nie dowiemy, zbudowano go wszak przed setkami
lat. Ale chodzmy juz spac! Jutro czeka nas ciekawy dzien.
63

Wszyscy sie z nim zgodzili. Udali sie na spoczynek, tej nocy kazde zasneło
w swoim pokoju.
Las czekał.
Kto dobrze wsłuchał sie w nocn a cisze, mógł usłyszec poteguj acy sie i opadaj
acy szum boru.
Nigdy dot ad do owianego legend a Tistelgorm nie wyprawił sie człowiek, który
miał do tego wieksze prawo. Prawowity dziedzic ukrytych, wymyslonych b adz
rzeczywistych skarbów, nie zapuscił sie jeszcze w lesn a głebine.
Tiveden szumiało i szeptało. Faluj acy, rozhustany chór rozbrzmiewał głosniej,
to znów cichł. Król lasu, łos, podniósł przystrojony poteznymi łopatami rogów
łeb i nastawił uszu. W pieknych czarnych oczach zwierzecia błysn ał strach.
Łos znał wszystkie zamieszkuj ace las stworzenia, i te zywe, i te, które nie
ukazywały sie ludziom podrózuj acym przez jego królestwo.
Łos wiedział.
Ludzie go nie obchodzili. Gdy zachowywali ostroznosc, cało i zdrowo udawało
im sie przejsc przez knieje. Gdy nie poddali sie prawom Tiveden, zjawiały
sie istoty, za których spraw a zaczynali bł adzic po bezkresnych lesnych połaciach,
zapuszczaj ac sie coraz głebiej. . .
Potem nikt juz ich nie widział. Las czekał. W ciezkim poszumie koron drzew
rozbrzmiewał złowrózbny ton.

Rozdział 9
Jeszcze nie znikneła z listków poranna rosa, kiedy spora grupa ludzi wyruszyła
z zajazdu. Pojechali star a Mnisi a Sciezk a z klasztoru w Ramundeboda.
Rozpoczeła sie podróz przez Tiveden.
Przed opuszczeniem tych lasów wiele miało sie zmienic, czekały ich wstrz asaj
ace przezycia, nikt nie wyszedł stamt ad bez uszczerbku na duszy.
W to jednak Tiril nigdy by nie uwierzyła, kiedy o poranku smiała sie głosno,
daj ac wyraz swej radosci zycia, podniecona czekaj ac a ich przygod a.
Catherine ogarn ał zapał mysliwego. Kusiły wielkie skarby, a ponadto dowiedziała
sie, ze rejonu Tiveden strzeze niezwykle meski i ponetny lesnik. Od razu
nabrała na niego ochoty. Z Erlingiem sprawa była juz zakonczona, a przy Mórim
czuła sie mała i niepozorna. To nowe, nieprzyjemne doswiadczenie dla dumnej
baronówny.
Teraz potrzebowała prawdziwego mezczyzny!
Niezmordowany Nero biegł przed konmi. Erling, widz ac cel na horyzoncie,
poczuł przypływ energii. Pieni adze i bogactwo zawsze miały dla niego spore znaczenie,
rozmyslał wiec szczególnie o ukrytych skarbach, ciekaw, czy istniej a naprawd
e, czy tez s a tylko wytworem ludzkiej fantazji.
Móri milczał nieswój. Jako jedyny przeczuwał, co moze ich spotkac w zakletym
lesie. Obecnosc jego przerazaj acych towarzyszy była jeszcze bardziej wyra
zna niz zwykle, wszyscy zwrócili na to uwage. Nie wszyscy wprawdzie o nich
wiedzieli, lecz uwazali, ze orszak wydaje sie znacznie wiekszy, niz był w rzeczywisto
sci.
Tiril i Móri juz wielokrotnie słyszeli podobne komentarze. Ludzie twierdzili,
ze w otaczaj acym ich powietrzu cos sie czai, nie potrafili jednak tego zdefiniowac.
Móri dobrze znał owo uczucie niepokoju, winni mu byli jego niewidzialni towarzysze,
lecz tym razem i jemu dawało sie ono we znaki bardziej niz kiedykolwiek.
I im widac nie podobała sie ta wyprawa.
Uwazajcie na Tiril poprosił cichutko, tak aby nie usłyszał go nikt z zyj
acych.
Nie doczekał sie zadnej wyraznej odpowiedzi, usłyszał tylko delikatny szum.
65

Parobek Arne, niesmiały, a jednoczesnie otwarty chłopak, przygl adał sie Catherine
z nieskrywanym podziwem. Nie zepsuj i jego, pomyslał Erling z gniewem.
Dosyc juz miał wybryków baronówny. Po wspólnie spedzonej nocy uciekał od
niej jak od zarazy.
Czy wierzy pan w legende o Tistelgorm? spytała Tiril. Po ci agle dosc
szerokiej Mnisiej Sciezce jechała koło własciciela zajazdu, Tobiasa Fredlunda.
Hm mrukn ał Fredlund. Ta historia fascynowała mnie od zawsze;
z radosci a wiec sie do was przył aczyłem. Nie mam jednak pojecia, w którym
miejscu Grtiven miałby lezec zamek. W tym zakletym lesie mozemy tylko na
oko obrac kierunek.
To znaczy, ze rejon Grtiven jest spory?
No cóz. . . Tak sie wydaje, kiedy juz sie tam jest. Wystarczy kilka chwil,
zeby zabł adzic.
Mówi pan, ze to zaklety las? Pewnie z Tiveden ł aczy sie wiele legend?
Jeszcze ile! Opowiedzenie ich wszystkich zajełoby cały dzien. Wiekszosc
mówi o boginkach, o wodnicy i małym ludku, który wygl ada zza pni. Bedziemy
tez przejezdzac przez wiele nawiedzonych miejsc. Najbardziej przerazaj aca jest
jednak opowiesc o Tistelgorm.
Pewnie wielu podróznych znikneło w tych lasach? spytał jad acy z nimi
Erling.
O, tak odparł Fredlund. Wielu przepadło i wszelki słuch po nich
zagin ał. Niektórzy ukazuj a sie jako duchy.
Erling zamyslił sie i podjechał blizej.
Nie wspominalismy jeszcze o tym, lecz mamy szczególne powody, by odnale
zc Tistelgorm.
Jakie?
Pokazali mu dwa kawałki kamiennej figurki.
Cóz to, na miłosc bosk a, jest? zdumiał sie gospodarz.
Erling wyjasnił, w jaki sposób kawałki znalazły sie w ich posiadaniu i jak
doprowadziły ich do Tiveden.
Fredlund odrzekł zaskoczony:
Rzeczywiscie znam legende o "kluczu", który hrabia von Tierstein wreczył
swoim trzem synom. Zawsze mnie ona zastanawiała. Teraz nareszcie zrozumiałem.
Hrabia rozłupał klucz, te okropn a diabelsk a figurke, na trzy czesci i dał po
jednej kazdemu synowi. Dziwne, ze do tej pory kawałków nie poł aczono w cało
sc!
Brakuje nam trzeciej czesci.
To prawda, lecz gotów jestem przysi ac, ze znajdziecie j a tutaj, jesli Tistelgorm
naprawde istnieje. Teraz poszukiwanie zamku bedzie jeszcze bardziej
emocjonuj ace!
66

Zdradzili mu kilka dodatkowych szczegółów, wyjawili, jak a role Tiril odgrywa
w całej sprawie i sk ad Catherine ma drugi kawałek statuetki demona.
S adze, ze wyci agneliscie słuszne wnioski przyznał Tobias Fredlund.
Jasne jest, ze wszystkie drogi prowadz a tu, do Tiveden. Wasza historia sprawia,
ze Tistelgorm staje sie bardziej realne. Własciwie zaczynam wierzyc, ze zamek
istnieje!
Nigdy go pan nie widział?
Nie, chociaz szukałem od dziecinstwa. Dla małych chłopców to niezwykle
emocjonuj aca opowiesc. Ojciec zawsze mi towarzyszył, bo dzieci nie powinny
samodzielnie wypuszczac sie do tego lasu. Szukalismy wiec obaj. Niestety, zaden
z nas nie miał predyspozycji, by ujrzec zamek. Nawet w blasku ksiezyca.
Jest z nami ktos, komu byc moze sie to uda cicho powiedział Erling.
Domyslam sierzekł Fredlund.Powiedzcie, czy tylko mnie sie wydaje,
ze on przybył z najmroczniejszych otchłani, ci agn ac za sob a cał a sfore psów
piekielnych? Nie, nie za sob a, ze sob a!
Nie, nie tylko panu potwierdziła Tiril. Ma pan racje, rzeczywiscie
towarzyszy mu ktos, lecz nie s a to istoty piekielne. Móri pewnego razu zawedrował
w odległe swiaty i przywiódł je ze sob a. Ale moze pan byc spokojny, one nic
panu nie zrobi a. Towarzysz a mu, by nad nim czuwac, a jednoczesnie go pilnuj a.
Jesli przekroczy pewne granice, zabior a go do siebie. Nas nie tkn a.
Widziałas je, Tiril? z niedowierzaniem spytał Erling.
Zawahała sie.
Tak. Ale nie wspominajcie o tym Móriemu! On nic nie wie.
Erling usmiechn ał sie szeroko.
Potrafisz miec jakies tajemnice przed Mórim, Tiril? Tego sie nie spodziewałem.
Co on takiego zrobił, ze sie go uczepiły? zainteresował sie Fredlund.
Tiril westchneła.
Nie wiem, ile wolno mi zdradzic.
E, to w niczym nie zaszkodzi doszedł do wniosku Erling. Chodziło
o te magiczn a ksiege, "Rdskinne", prawda? I jakiegos biskupa, jak to sie on
zwał?
Gottskalk Okrutny odrzekła Tiril. Widzi pan, panie Fredlund, Móri
i jeszcze jeden młody chłopak postanowili wskrzesic z martwych złego biskupa
własnie po to, by zdobyc "Rdskinne". Tego drugiego spotkał straszny los, bo on
był bardziej aktywny. Móriemu takze ułozyło sie nie najlepiej.
Chcecie powiedziec Fredlund nie wierzył własnym uszom chcecie
powiedziec, ze udało im sie wskrzesic zmarłego?
I to nie jednego! Wielu biskupów powstało z grobu. To wydarzyło sie na
Islandii. Pojechałam tam i odnalazłam Móriego, stoj acego juz jedn a nog a w grobie.
67

Fredlund wystraszony obejrzał sie do tyłu na Móriego.
Jestescie pewni, ze on zyje? Moim zdaniem wygl ada raczej jak Smierc we
własnej osobie.
Nie pan pierwszy to mówi uspokoiła go Tiril. Sama nazywam go
Aniołem Smierci. Ale to bardzo dobry, samotny i nieszczesliwy człowiek. Nie
prosił o to, by urodzic sie czarnoksieznikiem. Poniewaz jednak okazał sie obdarzony
niezwykłymi zdolnosciami, postanowił je wykorzystac jak najlepiej.
Wyobrazam to sobie! A moze nalezałoby raczej powiedziec: jak najgorzej?
Opuscili Ramundeboda. Nigdzie nie widac juz było domów. Wjechali w Tiveden.
Jak na razie Tiveden wydało sie Tiril całkiem zwyczajnym lasem, ale tez znajdowali
sie dopiero na jego skraju.
Sciezka wci az jeszcze była dostatecznie szeroka, by mogli jechac obok siebie.
Erling zwrócił sie do Fredlunda:
Chciałbym pana jeszcze ostrzec, ze Móri nie chce miec nic wspólnego
z owymi dwoma kawałkami figurki demona, które wieziemy ze sob a.
Ach, tak? A to dlaczego?
Twierdzi, ze otacza je aura zła. Jest zdania, ze powinnismy zaniechac tej
wyprawy.
A mimo wszystko bierze w niej udział?
Oczywiscie! Czuwa nad Tiril. I nade mn a. Jestesmy jego jedynymi przyjaciółmi.
Fredlund znizył głos.
A baronówna?
O, ona jest z nami na doczepke. Staramy sie utrzymywac z ni a przyjacielskie
stosunki, a onaporóznic nas. Co prawda bez powodzenia. Wiemy jednak,
ze i w niej tkwi dobro, chcielibysmy je z niej wydobyc.
A jakie jest twoje zdanie na temat tej statuetki, panie Mller?
Moje? No cóz, ja dostrzegam jedynie dwa kawałki pokracznej figurki.
Ja takze. Z pewnosci a zauwazyłes jednak, ze te wystaj ace krawedzie mogłyby
pasowac do jakiejs dziurki? Na upartego mozna by powiedziec, ze do dziurki
od klucza. Rzecz jasna brakuje co najmniej jednej wypustki.
Owszem, nawet juz o tym rozmawialismy.
Fredlund podniósł głowe i popatrzył przed siebie. Na jego twarzy malowało
sie zdecydowanie. Postanowił odnalezc tajemniczy zamek.
Wkrótce opuscili porosniete sosnami piaski i wszyscy musieli sie pochylic
pod gałeziami pierwszych swierków.
Na co my sie własciwie porywamy? myslała Tiril.
Tiveden zamkneło sie wokół nich.
Niesamowity las! Taki. . . mistyczny. Przerazaj acy. Zywy!
68

Pierwsze wrazenie dziewczyny nie było przyjemne, chociaz zachwyciło j a tak-
ze niezwykłe piekno tej krainy. Tiril jednak nie miała nastroju, by sie nim napawa
c.
Catherine podjechała do własciciela zajazdu.
Prosze mi opowiedziec o lesniku zagruchała.Gdzie on mieszka?
Ten lesnik ci agle jej w głowie szepneła Tiril Erlingowi.
Głowa nie jest chyba t a czesci a ciała, o któr a chodzi prychn ał w odpowiedzi.

- Miejmy jednak nadzieje, ze go spotkamy, moze uwolnimy sie od niej
na jakis czas.
Pokój z ni a sykneła Tiril przez zeby. Jechali obok siebie przez polane
zascielon a sosnowymi szpilkami. Erling połozył reke na kolanie Tiril.
Dobrze sie miewasz, moja droga?
Ucieszyła sie jego troskliwosci a.
Wysmienicie, Erlingu. Wszystko jest takie ciekawe! Brakuje mi tylko domu.
Ja dam ci dom.
Do licha! Ze tez skierowała rozmowe na ten temat! Usmiech, jakim mu odpowiedziała,
wypadł blado.
Gawedz ac, jednym uchem przysłuchiwali sie przenikliwemu głosowi Catherine
i spokojnym odpowiedziom Fredlunda. Wyjasnił baronównie, ze lesnik jest
cudzoziemcem, kawalerem, i mieszka w przeciwległej czesci Tiveden, a wiec tam,
dok ad teraz zmierzali.
Wspaniale! Catherine bardzo sie ucieszyła.
Ty suko, pomyslała Tiril. Ale rób co chcesz.
Słonce przeswiecaj ace przez korony wysokich drzew ogrzewało brunatn a Ziemi
e, krzewinki i korzenie tworzyły na niej coraz to piekniejsze wzory. Wkrótce
jednak las, stał sie bardziej gesty. Na razie wci az jechali po mniej wiecej równym
terenie. Ale Fredlund juz wczesniej przestrzegał, ze w Grtiven jazda bedzie
o wiele trudniejsza. Nierówne podłoze, pełne zdradliwych głebokich rozpadlin,
mokradeł i jezior, stromych pagórków, a przede wszystkim "kartaczy olbrzymów"
wielkich bloków skalnych porozrzucanych tu bezładnie przez lodowiec.
Cieszyli sie wiec, ze przynajmniej na razie jazda nie sprawia kłopotów.
Tiril odwróciła sie, by spojrzec na Móriego.
Jego zachowanie nie dodawało otuchy. Jechał z podniesion a głow a, z twarz a
zwrócon a ku koronom drzew. Malowała sie na niej złowieszcza czujnosc.
Nie podoba mu sie ta podróz przez las, pomyslała. A jakie niebezpieczenstwo
moze sie tu kryc? Drzewa nie stanowi a chyba zadnego zagrozenia? Fredlund
ostrzegał nas przed drapieznikami, ale jedziemy tak liczn a grup a, ze nie osmiel a
sie nas zaatakowac. Ich nie musimy sie bac.
Fredlund podkreslił "ich". Co innego wiec miał na mysli?
Jeszcze raz zerkneła na Móriego i wyraz jego twarzy wcale jej nie uspokoił.
69

Nagle Fredlund sie zatrzymał. Zeskoczył z konia i podniósł z ziemi kilka gał
azek. Przy sciezce lezał usypany stos gałezi, on dorzucił tam swoje.
Co to ma znaczyc? dopytywała sie Catherine.
To ofiara.Wtakich miejscach zgineli ludzie. To był akurat zbiegły zołnierz.
Wszyscy powinniscie cos rzucic na stos, gał azki albo kamienie, by upewnic sie,
ze duch zmarłego nie bedzie nas przesladowac.
Tiril pytaj aco popatrzyła na Móriego. Kiwn ał głow a, zsiedli wiec z koni. Nero
zle zrozumiał ich zachowanie, potraktował je jako wesoł a zabawe w aportowanie
patyków, w koncu jednak przekonali go, ze rzucane przez nich gał azki powinny
zostac na stosie.
Podczas jazdy bezustannie czuwali, aby Nero zawsze był w poblizu. Bali sie,
by nie zacz ał tropic zwierzyny.
Po jakims czasie dotarli do miejsca, w którym stał, jak nazwał go Fredlund,
Kamienny Ołtarz. Zarz adził tam postój, by ludzie i zwierzeta mogli odpocz ac.
Kamienny Ołtarz był ogromnym blokiem z szarorózowego kamienia. Z jego
szczytu mnisi zwykli odprawiac nabozenstwa dla okolicznych mieszkanców. Wedrowcy
usadowili sie w cieniu, rozpakowali przygotowany przez pani a Fredlund
obfity prowiant, w którym znalazło sie takze wino. Posiłek na trawie smakował
wybornie. Wszyscy sie rozprezyli, nawet Móri.
Wraz z koncem postoju nadszedł takze kres pogodnej czesci ich wedrówki.
Słonce dawno juz mineło najwyzszy punkt na niebie, w lesie pomroczniało,
wszystko dokoła zrobiło sie nagle bardziej ponure, straszniejsze.
Móri coraz czesciej przerazał Tiril nagłym odwróceniem głowy, jakby dochodziły
go niepokoj ace dzwieki z głebi lasu, i pochmurnym spojrzeniem, jakby na
sciezce dostrzegał cos, czego nie widzieli inni.
W koncu podjechała do niego i popatrzyła pytaj aco. Znali sie juz tak dobrze,
ze nie potrzebowała nic mówic. I tak wiedział, o co jej chodzi.
Wiele złego sie tu wydarzyło, Tiril powiedział cicho, aby nikt oprócz
niej go nie słyszał. Spokojnych wedrowców napadali rozbójnicy. Zbł akane
dzieci bywały porywane przez dzikie zwierzeta. Ludzie marli z głodu. Samotnosc,
strach. . .
Rozumiem rzekła cichutko. Mój drogi przyjacielu, tak mi przykro,
ze musisz tego wszystkiego doswiadczac! Czy ty ich widzisz?
Widze albo słysze, czasem po prostu wyczuwam.
Czy s a tu upiory?
O, tak! Ciesz sie, ze nie masz zdolnosci, by je zobaczyc!
Nadeszła odpowiednia chwila, by opowiedziec Móriemu o wieczorze w Bergen,
kiedy ujrzała nie tylko kobiete-zjawe, lecz takze jego wszystkich straszliwych
towarzyszy. Pomógł jej w tym specjalny magiczny znak.
Catherine uniemozliwiła to jednak, zanim jeszcze Tiril zd azyła otworzyc usta.
70

O czym wy tak bez przerwy szepczecie? spytała zniecierpliwiona.
Czy nie mozemy doł aczyc?
Móri posłał jej tylko krzywy usmiech i zacz ał rozmawiac z innymi.
Tiril nie zdawała sobie sprawy, ze wci az bał sie zazdrosci Catherine. Nawet
przez chwile nie ufał norweskiej czarownicy.
Chwile pózniej jego wzrok spocz ał na drobnej postaci przyjaciółki. Czułosc
i oddanie bij ace z jego oczu ogrzałoby jej serce, poczułaby sie całkiem bezpieczna.
Nie widziała jednak tego spojrzenia.
O dziwo, niekiedy trafiali w gestym lesie na slady zabudowy. Fredlund wyja
snił, ze w dawnych czasach mieszkało tu sporo ludzi, zwłaszcza po pojawieniu
sie Finów, którzy zdobywali ziemie, wypalaj ac połacie lasu. Od imigrantów,
sprowadzonych do Szwecji przez gorliwego króla, pochodziła nazwa Finnerdja,
miejscowosci na południe od Ramundeboda.
Teraz jednak w lesie nie zostało wiele domów. Z rzadka rozrzucone torfowe
chaty, miejsca, gdzie pozyskiwano zelazo, chałupy ludzi zajmuj acych sie wypalaniem
wegla drzewnego. Niczego jednak nie dało sie stwierdzic na pewno. Ten
las zapewniał mieszkanie najubozszym. Gdy nastały ciezkie czasy albo krajem
rz adzili surowi władcy, ludzie z równin przenosili sie na wyzyny Tiveden. Mroczne
głebie lasu dawały schronienie przed karz ac a rek a prawa i okrutn a koron a. Tu
mozna było zyc i robic to, na co przyszła ochota.
Wsród rozproszonej ludnosci Tiveden pragnienie wolnosci pozostało nader
silne. Zyli oni niemal w całkowitej izolacji, tak wielkie odległosci dzieliły poszczególne
zagrody. Oczy tych ludzi otwierały sie na ów inny swiat, wyobraznia
miała pole do popisu. Nawet Fredlund wierzył, ze oni naprawde widz a nadprzyrodzone
istoty, o których osmielano sie mówic tylko szeptem. Miedzy Finami
spotkac wszak mozna było ludzi obdarzonych potezniejszymi zdolnosciami jasnowidzenia
niz inni, o tym nie wolno zapominac.
Przynajmniej troje w ich grupie przyjeło jego słowa bez protestów: Tiril, Móri
i parobek Arne. Catherine zachichotała, a na twarzy Erlinga odmalował sie wyraz
niecheci. Tiril jednak nie mogła sie zorientowac, czy przyjacielowi chodzi o nadprzyrodzone
istoty, czy tez raczej o smiech Catherine. Jej samej wydawało sie, ze
za kazdym pniem dostrzega duszka.
Płyneły godziny. Znów zacz ał dokuczac im głód. Kiedy nagle miedzy drzewami
dostrzegli nieduz a chate z torfu, postanowili tam wejsc, by porozmawiac
z kims naprawde dobrze znaj acym zaklety las.
Przed dosc prymitywnie wykonanymi słupami z kamienia stał niski, chudy
Fin. Zajety był odprawianiem jakiegos rytuału.
Natychmiast wzbudził zainteresowanie Móriego.
Gdy sie zblizyli, starzec odwrócił sie i zmruzył oczy, by lepiej widziec pod
słonce. Na krótkich nogach predko wbiegł do chaty, tam pospiesznie wyrzucił
71

z siebie kilka słów i wyszedł, juz z uczesanymi na mokro włosami. Pokłonił sie
im nisko.
Po szwedzku, lecz z mocnym finskim akcentem powitał ich w swych skromnych
progach. Odpowiedzieli mu równie uprzejmie, wszyscy, z wyj atkiem Catherine.
Ona tylko, marszcz ac nos, przybrała najłaskawsz a z baronowskich min.
Tiril nie mogła tego dłuzej zniesc i sykneła rozgniewana:
Jesli nie bedziesz sie zachowywac przyzwoicie, jak ludzie, wepchne cie do
najblizszego jeziorka!
Zdumieni popatrzyli na zwykle tak łagodn a dziewczyne.
Prosze, proszejadowitym głosem powiedziała Catherine.Nasze Zero
udaje wazn a! Poza tym nie jestem "jak ludzie". Jestem szlachciank a, arystokratk a.
Rzeczywiscie, do ludzi ci daleko.
Dosyc, juz wystarczyuspokajał je Móri. Zwrócił sie do mieszkanca lasu
i przedstawił wszystkich po kolei. Wyjasnił, ze przybywaj a do Tiveden w pewnej
szczególnej sprawie, i dlatego pragn a pomówic z nim, dobrze znaj acym te okolice.
Starzec popatrzył na niego spod oka.
Tak, tak, wiele wiem o tym lesie. Ale Tapio nie jest dzis zadowolony.
Tapio. . . Lesny bozek, prawda? Władca lasu?
Tak, własnie tak. Od razu zrozumiałem, ze posiadasz wielk a wiedze.
Móri pochodzi z Islandii, jest czarnoksieznikiem wyjasnił Erling.
Przypuszczam, ze podobnie jak wy, ojczulku?
Moze i tak, moze i takzarechotał stary.
Czym sie zajmowaliscie, kiedy nadeszlismy?
Fin spojrzał na swych kamiennych bozków.
Próbowałem dzisiaj przeróznych modłów i rytuałów, ale Tapio odrzuca
wszelkie ofiary. Rozgniewał sie. Tapio nazywany bywa takze Korvenkuningas,
bogiem pustkowi. Jumala, ten obok, takze sie gniewa.
Móri potraktował jego słowa z powag a.
Moze ma to jakis zwi azek z naszym przybyciem. . .
W tej samej chwili z chaty wyszła równie nieduza staruszka i zaprosiła ich
do srodka na poczestunek. Tiril w ostatnim momencie powstrzymała Nera przed
podniesieniem nogi przy kamiennym pos azku boga.
Po gwałtownych zapewnieniach, ze nie przybyli tu, by objesc mieszkanców
lasu ze wszystkich zapasów, i protestach gospodarzy, ze na pewno tego nie zrobi a,
wszyscy zasiedli przy stole w małym, lecz przytulnym domku. Jedzenie było dosc
osobliwe, lecz smaczne i nawet Catherine nie smiała sie skrzywic. Wybuch Tiril
odrobine j a przestraszył.
Fin dopytywał sie o sprawe, z jak a przybywaj a, krótko mu wiec j a przedstawili.
Pokazali mu kawałki figurki. Stary długo sie im przygl adał.
Tistelgormpowtórzył, oddaj ac czesci "klucza".
Oczywiscie, słyszałem o tym zamku.
72

On nie istniejezaprotestowała zona.
Starzec milczał. Popatrzył w oczy Móriemu. Przez moment Tiril wyczuła pr ady
wzajemnego zrozumienia ł acz ace obu mezczyzn.
Nigdy go nie widziałemrzekł w koncu Fin.
Ale mówisz, ze twoi bogowie s a wzburzeni powiedział Móri. Zwracał
sie do staruszka na ty, jakby byli sobie równi. Chcesz przez to powiedziec, ze
strzeg a Tistelgorm przed nami?
Tego nie twierdze. S adze, ze s a przerazeni. Uwazam, ze powinniscie zawróci
c.
Przez cały czas tak mówie Móri usmiechn ał sie krzywo. Ale moi
towarzysze nie chc a o tym słyszec.
Towarzysze zadumał sie Fin. Których towarzyszy masz na mysli?
Tych, których widzisz.
Chodzi ci o tych, których widz a inni przy stole?
W izbie zapadła cisza. Dwaj wtajemniczeni nie spuszczali z siebie wzroku.
Wreszcie Fin osmielił sie spytac:
W cos ty sie własciwie wpl atał?
Móri wstał.
Czy zechcesz wyjsc ze mn a i nauczyc mnie o swoich bogach? Powiem ci
o moich przezyciach.
Wyszli. Poniewaz nikogo innego nie poproszono o dotrzymanie im towarzystwa,
wdali sie w pogawedke ze star a Fink a. Dowiedzieli sie o zyciu polegaj acym
na ci agłej walce z siłami przyrody, z głodem i samotnosci a. Tiril jednak pojeła,
ze dwojgu starym ludziom dobrze jest razem. Wzruszyła sie, gdy zrozumiała, jak
silni musz a byc ci, którzy tak a walke podejmuj a.
Pomaga nam Tapio i jego zona Mielikkimówiła pogodnie staruszka.
Dzikie zwierzeta to ich dobytek, pilnuj a, by nie wyrz adziły nam krzywdy. Uwa-
zaj a za swoj a własnosc takze nasz a trzode, o ni a takze dbaj a. Mój m az ma dobre
układy z władcami lasu. Ich słuz acy i słuz ace, tapionkansa, zajmuj a sie naszym
dobytkiem.
Nawet Catherine poczuła szacunek dla takiego rozumienia swiata.
Staruszka westchneła.
Ale wiele złego dzieje sie teraz w naszym lesie. Córke s asiada wtr acono do
ciemnicy w Askersund. W bagnie odkryto pr.
Co to jest pr? dopytywała sie Catherine.
Dziewczyna wpadła w kłopot. Podejrzewano j a o to, ale zaprzeczała, dopóki
nie znaleziono pr. Urodziła dziecko i zabiła je. Wrzuciła w bagno. Miało
odciety jezyk.
Dlaczego? zadrzała przerazona Tiril.
Trzeba tak zrobic, zeby dziecko nie stało sie prawdziwym pr. Inaczej
bedzie sie bł akac po lesie, płakac, skarzyc sie albo smiac.
73

Jest ptak, który potrafi wydawac takie odgłosy mrukn ał Fredlund.
Prosze, mówcie dalej.
Dziecko wzywa zł a matke i własnie po to, by nie mogło zdradzic jej imienia,
odcina mu sie jezyk.
A wiec pr to to samo, co myling po szwedzkustwierdził Fredlund.
A utburd po norwesku uzupełnił Erling. Noworodek porzucony na
smierc. Co sie teraz stanie z t a biedn a matk a?
Nie chce tego wiedziec zasmuciła sie Finka. To dobra dziewczyna,
ale ojca miała zbyt surowego. Powiadaj a, ze ojcem dzieciaka był jej stryj, ale on,
rzecz jasna, uniknie kary.
Tiril czuła, ze płacz dławi j a w gardle.
Tiril sporo wie o gwałtach w rodziniewyjasnił Erling, kiedy dziewczyna
wypadła na zewn atrz rozszlochana.Ojczym napastował jej siostre.
Tiril nie mogła dłuzej siedziec w chacie. Szybko otarła łzy, zeby Móri przypadkiem
ich nie zobaczył.
Przywitał j a z usmiechem.
Nasz przyjaciel przybył tu z Finlandii jako dziecko oznajmił. Tapio,
Jumala i inni bogowie otrzymaj a ofiary, zeby nam sie powiodło. Staruszek troche
sie niepokoi.
Chyba nie składacie w ofierze zwierz at? Tiril wystraszyła sie nie na
zarty.
Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy zapewnił j a Fin. Dzielimy sie
z nimi jedzeniem.
Tiril bardzo sie to spodobało.
Podziekowali za ciepłe przyjecie i wyruszyli w dalsz a droge. Spotkanie z par a
Finów było bardzo miłe, Móri twierdził tez, ze wiele sie nauczył.
Staruszek jednak ostrzegał przed Tistelgorm. Bogowie nie chcieli, aby sie tam
wyprawiali, a ich nalezało słuchac.
Na chwile zatrzymali sie przed olbrzymim głazem w kształcie garnka, tylko
po to, by podziwiac, co potrafi stworzyc sama natura. Mineli takze dosc szczególny
blok skalny, Fredlund zademonstrował, co w nim dziwnego. Wraz z Arnem
wdrapali sie na sam a góre, a wtedy głaz nieco sie przechylił. Gdy zeszli na dół,
powrócił do poprzedniej pozycji.
Chwile sie tym pobawili i ruszyli dalej. Nastrój po beztroskiej zabawie nieco
sie poprawił, smiali sie tez pij ac wode z Mnisiego Zródła.Wyobrazali sobie dzielnych
mnichów, wedruj acych miedzy Ramundeboda do Olshammar nad jeziorem
Wetter. Stary bór Tiveden był wszak mroczn a okolic a, pełn a zdradliwych moczarów
i nieprzebytych kniei.Wtamtych czasach roiło sie tu od drapiezników, a dróg
nie było, tylko sciezki, wydeptane przez mnichów.
Szescioro ludzi i pies byli spragnieni i spoceni. Napili sie, ochlapali wod a
i zartuj ac pojechali dalej. Potem juz nie było im tak wesoło.

Rozdział 10
Co własciwie oznacza nazwa Tiveden? spytał Erling.
Las boga Tyra odparł Fredlund.
No tak, powinienem był sie tego domyslic mrukn ał Erling.
Tutejsze nazwy nawi azuj a do legend i mistycyzmu ci agn ał Fredlund.
Jest tu na przykład Likmossen Trupi Mech, Tjuvberget Góra Złodziei,
i DsjnJezioro Zmarłych. Ludzie zajmuj acy sie wypalaniem wegla drzewnego
opowiadaj a, ze kiedys drzwi do ich szałasu same sie otwierały albo do srodka
zaczynał walic gesty dym. Widywali wtedy zawsze boginke siedz ac a na szczycie
pobliskiego wzniesienia. Smiała sie z nich. Mijamy teraz nieprzyjemn a okolice
zakonczył sciszonym głosem.Lepiej wzi ac psa na smycz.
Dlaczego?
Zblizamy sie do VargaklmmanWilczego Jaru.
Potem wszystko wydarzyło sie bardzo szybko.
Tiril naturalnie zaniepokoiła sie o Nera i pospiesznie zaczeła sie zsuwac z konskiego
grzbietu. Zanim jednak zd azyła zeskoczyc na ziemie, spostrzegła szary
cien znikaj acy za ogromnymi głazami, wsród których wiła sie sciezka.
Nero pomkn ał za nim jak strzała wypuszczona z łuku.
Och, nie!jekneła Tiril.
Krzykiem nawoływali psa, gwizdali, ale Nero, wytropiwszy wilka, niczego
nie słyszał. A przeciez zawsze był taki posłuszny!
Tiril, wiele sie nie zastanawiaj ac, skoczyła w las za ulubiencem. Towarzysze
próbowali wołac i za ni a, lecz na prózno. Cała grupa rzuciła sie w pogon najpierw
za Nerem, a potem takze za Tiril.
Dziewczyna biegła po sliskich sosnowych szpilkach i podstepnych korzeniach,
potykała sie o kamienie, drapały j a gałezie swierków i brzóz. Przez cały
czas kierowała sie podnieconym ujadaniem Nera. Pies, nie mog ac dogonic wilka,
chwilami piszczał zniecierpliwiony.
Nera nigdy nikt nie układał do polowania, w ogóle nie był psem łowczym, lecz
instynkt pogoni za uciekaj ac a zwierzyn a odzywa sie u wielu ras. Wilkowi udało
sie wyprowadzic Nera w pole, Tiril po jego szczekaniu zorientowała sie, ze pies
75

zatacza kr ag, kreci sie w kółko po lesie, który wilk znał przeciez na wylot.
Wybuchneła płaczem strachu i rozpaczy.Wiedziała, ze Nero nie zdoła dogonic
drapieznika, ale wilków mogło, byc wiecej, gdyby zagrodziły mu droge, otoczyły
go. . .
Dotarło do niej w koncu, ze towarzysze j a nawołuj a. Usłyszała głos Catherine
tuz-tuz, brzmiał w nim nieskrywany gniew.
Stój! Co za głupia ges! fukała Catherine. Chcesz, zebysmy wszyscy
sie pogubili?
Nagle obie sie zatrzymały.
Przerazone patrzyły przed siebie na wzgórze miedzy dwiema sosnami.
Stał na nim lesnik, nie wygl adał na zachwyconego.
Złapcie tego potwora, inaczej ja sie z nim rozprawie nakazał łamanym
szwedzkim.
Istotnie wiele było prawdy w tym, co o nim powiadano! Tiril nie spotkała
jeszcze mezczyzny, od którego biłaby taka meskosc. Catherine, rzecz jasna, takze
to zauwazyła i westchneła w uniesieniu.
Tiril jednak nie wydał sie tak bardzo przystojny. Zorientowała sie, ze nieco dalej
Móri zdołał złapac Nera, przyjrzała sie wiec lesnikowi uwazniej. Mógł liczyc
dobrze ponad czterdziesci lat, ciemne włosy i brode przyprószyła juz siwizna.
Z oczu wyzierał chłód, lecz ich barwy z takiej odległosci nie dawało sie okreslic.
Mezczyzna nie był wysoki, lecz nadrabiał to wrodzon a władczosci a, która przera
zała i zniewalała. Skórzane ubranie skrywało muskularne ciało, na nogach nosił
buty do konnej jazdy. Długi nóz przytroczony do pasa wydawał sie jego jedyn a
broni a.
Jak wiec zamierzał zabic Nera?
Wyraznie natomiast znał swój las i nie bał sie mieszkaj acych w nim drapiezników.
Catherine stała jak zakleta, ale tez i miała inny gust niz Tiril.
Niemniej jednak własnie baronówna zdołała pierwsza dojsc do siebie. Post apiła
o kilka kroków blizej lesnika, lecz on rzekł tylko:
Słysze, ze złapaliscie juz te bestie. Nigdy wiecej nie puszczajcie psa luzem!
Odwrócił sie na piecie i predko odszedł.
Catherine przez chwile stała zawiedziona, w koncu zawołała:
Poczekaj! Potrzebujemy kilku informacji!
Catherineszepneła Tiril. Nie biegnij za nim!
Ale baronówna juz pomkneła w las, przez chwile jeszcze widac j a było miedzy
drzewami, zaraz jednak znikneła Tiril z oczu.
Musiałam pobiec za Nerem, kiedy poci agneła go przygoda, pomyslała dziewczyna.
Lecz nie mam zamiaru gonic Catherine. Przywykła do tego, by radzic sobie
sama, czyni to na własne ryzyko.
Erling i Fredlund podbiegli do niej.
76

No, przynajmniej ty sie znalazłas, Tiril. Móri i Arne czekaj a na sciezce
z Nerem. A gdzie Catherine?
Zjawił sie lesnikniechetnie wyjasniała Tiril.Skrzyczał nas. Catherine
za nim pobiegła, to dosc atrakcyjny mezczyzna.
Erling sykn ał przez zeby: "przekleta dziwka". Tiril postanowiła puscic to mimo
uszu. Fredlund juz przygotowywał sie do wyruszenia na poszukiwanie Catherine,
kiedy ona sama wyłoniła sie nagle spomiedzy strzelistych pni sosen, mrocznych
w zapadaj acym zmierzchu.
Rzeczywiscie, dzien chylił sie ku zachodowi, Tiril dopiero teraz sie zorientowała.
Słonce skryło sie juz za chmurami, ale przeciez było lato! Jeszcze długo
bedzie widno.
O zmroku jednak las jest straszniejszy.
Catherine przybiegła zdyszana i zirytowana.
Nie dogoniłas go?spytał złosliwie Erling.
Nie, okazał sie szybszy ode mnie. Nie przywykłam do tego, by mezczyzni.
. .
Odgarneła jasne włosy z czoła.
Wybaczcie, ze uczucia wzieły góre nad rozs adkiemfrywolnie usmiechn
eła sie do mezczyzn. Ale to taki przystojniak! Teraz wy bedziecie musieli mi
wystarczyc.
Towarzysze wygl adali na umiarkowanie ucieszonych. Tiril jednak dostrzegła
w oczach Catherine zdecydowanie granicz ace z fanatyzmem. "Zdobede tego le-
snika", mówiły.
W jaki sposób chciała to osi agn ac, Tiril nie wiedziała. Moze bedzie wypytywa
c, gdzie jego chata?
Nikogo by to nie zdziwiło.
Czy mozemy ruszac w dalsz a droge?oschłym tonem spytał Fredlund.
Wkrótce musimy rozłozyc sie gdzies na noc, a nie chciałbym robic tego w poblizu
Vargaklmman.
Co to własciwie jest Vargaklmman? chciał wiedziec Erling.
Poczekajcie, az tam dojedziemy, wtedy wam pokaze. Cała grupa znów wiec
była razem. Tiril powitała podnieconego Nera odpowiednio dobranymi karc acymi
słowami, wypowiadanymi jednak pieszczotliwym tonem, który odebrał im powag
e. Móri na moment obj ał Tiril, daj ac do zrozumienia, jak bardzo sie o ni a lekał.
Wkrótce dotarli do niezwykle wysokiego zwałowiska głazów, zgromadzonych
po jednej stronie sciezki. Wsród bloków skalnych widniały wejscia do licznych
jaskin.
Vargaklmman oznajmił Tobias Fredlund.
Bardzo interesuj acestwierdził Erling.Człowieka ogarnia nieprzeparta
ochota, by sie tam wczołgac.
77

Na miłosc bosk a, nie wolno tego robic ostrzegł Fredlund. Cieszcie
sie, ze pies nie pobiegł tu za wilkiem. Groty s a wielkie, długie, to ulubione miejsce
schronienia wilków.
Tiril zadrzała.
Ale dlaczego to sie nazywa Vargaklmman?
Bo chłopi z okolic Tiveden znaj a to miejsce i podczas polowania zapedzaj a
tu wilki. Łatwiej je wtedy schwytac.
Dziewczyna odwróciła głowe.
Nie chce o tym słuchacpowiedziała z zalem w głosie.Wilki s a takze
zywymi istotami. Nero przeciez czuje, one wiec na pewno takze.
Jestes zbyt słaba, Tiril stwierdziła Catherine. Wielokrotnie uczestniczyłam
w polowaniach, uwielbiam to!
Móri, jad acy obok Tiril, połozył dłon na jej rece. Uscisneła j a mocno.
Mineli jeszcze jedn a zadziwiaj ac a formacje skaln a. Fredlund powiedział, ze
nazywaj a j a Olbrzymem z Almedalen. Był to bardzo długi, w aski głaz przycisniety
do oszlifowanego przez masy lodu skalnego zbocza. Ze smiechem stwierdzili,
ze głowa olbrzyma troche sie odsuneła od korpusu. W koncu Tobias Fredlund,
którego z kazd a niemal chwil a darzyli coraz wiekszym szacunkiem, oznajmił:
Tu skrecimy z drogi. . .
Tiril zastanawiała sie, co ich teraz czeka. Całodzienna jazda wierzchem dawała
sie juz we znaki, czuc j a było w całym ciele, oczy piekły ze zmeczenia.
Owszem, przywykła do konnej jazdy, lecz nie na tak długich odcinkach, niemal
bez odpoczynku, w dodatku po bardzo nierównym terenie. Napiecie nie
opuszczało jej nawet na chwile, bo nigdy nie było wiadomo, czego mog a sie spodziewa
c w zakletym lesie. Olbrzymie, porosniete mchem głazy w cieniu miedzy
pniami sosen, połyskuj ace jeziorka, uroczyska, na których woda lsniła jak oczy
w głebokich jaskiniach. . . Wszystko stwarzało nastrój trudny do opisania słowami.
Miało sie wrazenie, ze wtargneło sie w najgłebsze tajemnice przyrody, ze las
owija człowieka wielk a zielon a jak mech peleryn a. A w mroku przemykały sie
tajemnicze istoty. Milcz ace, bezszelestne, podstepne. . .
Tiril przeszedł dreszcz, wzrokiem natychmiast poszukała Móriego. On jednak
jechał przodem, znikn ał juz za ogromnym kamieniem.
Tiril poczuła sie bardzo samotna.
Nera prowadzili teraz na smyczy. Sprawował sie przykładnie, grzecznie biegn
ac u boku jej konia.
Drzewa przerzedziły sie, błysneła zza nich woda kolejnego jeziora.
Fredlund wstrzymał konia.
Fagertrnoznajmił, zeskakuj ac.
Zsiedli z koni i w naboznym niemal nastroju zeszli na brzeg. Tutaj takze zie-
78

mie pokrywał dywan sosnowych szpilek, spod których wyłaniały sie popl atane
korzenie. Drzewa po drugiej stronie jeziora majestatycznie odbijały sie w mrocznej,
przejrzystej wodzie. Dwie smukłe brzozy wraz ze swym odbiciem na tle
mrocznego lustra wody zdawały sie cienkimi paskami srebra. Obraz był tak piekny
i wzruszaj acy, ze nie tylko Tiril scisneło sie serce.
Spójrzcie!zawołała Catherine. Spójrzcie na lilie wodne!
Tiril juz zobaczyła białe i zółte kwiaty w zatoczce, przy której stali. Teraz
dostrzegła cos jeszcze, przeniosła wzrok w miejsce wskazane przez Catherine.
Jakie wielkie!szepneła. Jaki przesliczny kształt!
Wieksze niz moja dłonz niedowierzaniem powiedział Erling.
To najwiekszy ze wszystkich istniej acych gatunków lilii wodnychrzekł
Fredlund. Kwiaty maj a srednice trzy i pół cala.
W jego głosie słychac było dume, jakby to on był włascicielem czerwonych
lilii z Fagertrn.
I rosn a tylko tutaj?dopytywała sie Catherine.
Tylko tutaj.
Musze zabrac kilka roslin do domu, do Vestfoldstwierdziła.
Nie, Catherine, nie rób tego powstrzymał j a Móri. Nie wspominaj ac
juz o tym, ze nie przetrwaj a przenosin, zniszczysz cos, nie rozumiesz?
Uwazasz, ze to zle, iz znajd a sie w jeszcze innym miejscu? Ze Norwegia
takze bedzie miała swoje?
Zniszczysz legende, legende o Fagertrn, jedynym miejscu na swiecie,
gdzie rosn a czerwone lilie wodne.
Zastanowiła sie przez chwile.
Chyba masz racje przyznała w koncu.
Tiril stała oszołomiona z zachwytu. Wprawdzie zabrakło juz słonecznego blasku
i swiatło wieczoru tłumiło nieco kolory, lecz i tak dostrzegła róznorodnosc
odcieni kwiatów. Niektóre były jasnorózowe, niemal zblizaj ace sie do białego.
Wiekszosc miała łagodn a rózow a barwe, ale znajdowały sie wsród nich takze
ciemnoczerwone okazy. Tiril, której serce zawsze gor aco biło dla przyrody, poczuła
przypływ szczescia.
Takie doskonałe. . . Dziekuje panu, panie Fredlund, ze pan nas tu przyprowadził!
Mrukn ał cos pod nosem, wzruszony i zakłopotany pochwał a. Pewnie sam nie
bardzo wiedział, co mówi.
Przegryziemy cos?zaproponował.Sporo czasu upłyneło od ostatniego
posiłku. Konie tez pewnie zgłodniały.
Rozłozyli sie na polance nad jeziorem. Tym razem jedzenie smakowało jeszcze
bardziej, bo długi i mecz acy etap podrózy był juz za nimi. Dotarli do celu,
o którym "jegomosc", GustafWetlev, wspomniał Mai i Kai. Mówił o czerwonych
liliach wodnych i oto je znalezli.
79

Fredlund raczył ich dramatycznymi, niesamowitymi opowiesciami z Tiveden.
Mówił o głazie w Skamlsadalen, gdzie wedrowcy zwykli kłasc kamyk w szczelinie,
by uchronic sie przed nieszczesciem w podrózy. Kiedys zamordowano tam
człowieka, jego zwłoki znaleziono przy kamieniu, który zaczarował. Od tego czasu
wydarzyło sie w tym miejscu wiele niesamowitych rzeczy.
Nie bedziemy tamtedy przejezdzac uspokajał ich Fredlund.
A samo Fagetrn? spytał Erling. Czy zadna legenda nie wi aze sie
z tym jeziorem?
Oczywiscie. Mówi, sk ad wzieła sie czerwona barwa kwiatów.
Prosze nam j a opowiedziec!
Kiedys mieszkał tu rybak, zwał sie Fager. Ale w jeziorze niewiele było
ryb. Pewnego dnia wypłyn ał łodzi a sprawdzic sieci, a wtedy z toni wyłonił sie
wodnik. Obiecał rybakowi obfite połowy w zamian za jego córke. Fager długo sie
wahał, ale ryby stanowiły jego jedyne zródło utrzymania. Wreszcie przystał na
propozycje wodnika, umówili sie jednak, ze wodnik dostanie dziewczyne dopiero,
gdy skonczy ona osiemnascie lat. Od tej pory sieci rybaka były zawsze pełne ryb,
mógł wymieniac je na inne produkty.
Tiril zorientowała sie, ze z emocji wstrzymała oddech. Westchneła głosno.
Zerkneła na mroczn a wode, ton jeziora była gładka jak tafla lustra.
Predko odwróciła wzrok w obawie, ze zm aci j a wodnik. Oczywiscie poci agała
j a ta wodna istota, tak jak wszystkie romantyczki fascynuje to, co tajemnicze
i przerazaj ace. Znów zasłuchała sie w opowiesc Fredlunda, chociaz obawiała sie
własnych reakcji. Gdyby to ona była córk a rybaka. . .
Dziewczyna wyrosła na prawdziw a pieknoscci agn ał Fredlund.Pewnego
dnia, gdy skonczyła osiemnascie lat, włozyła swe najlepsze ubranie, ukryła
w nim nóz i wypłyneła na jezioro. Zjawił sie wodnik. "Teraz jestes moja, powiedział.
Moja narzeczona!" "Wiem o tym, odparła dziewczyna. Ale zywej mnie nie
dostaniesz." Wyci agneła nóz i wbiła go sobie w serce. Krew spłyneła do ciemnej
wody jeziora i na zawsze zabarwiła czesc białych lilii na czerwono. Z zalu i na
czesc panny te lilie s a odt ad wieksze od innych.
Tiril ukradkiem otarła łzy, ale, co dosc typowe dla niej, bardziej jej było zal
wodnika.
Po tych lasach kr az a jeszcze inne historie podj ał Fredlund. Na przykład
o Dziadu z Kolar, r abi acym drwa na stos, z którego wypala sie wegiel drzewny.
Podobno słychac uderzenia kamiennego toporka. Dziad pilnuje stosu i szturcha
ncem budzi tych, którzy zaspi a do pracy. Znane s a historie o drzwiach szałasu,
które jakas niesamowita siła wyrwała i cisneła do jeziora, o drzewach, posiadaj
acych uzdrowicielsk a moc. Nad jednym z jezior w okolicach Mosshult rosnie
powykrecany suchy swierk. Podobno tkwi a w nim wszelkie choroby swiata, niebezpiecznie
jest go dotykac. Jesli komus zrobi sie na przykład wrzód, trzeba nakłu
c go ostro zakonczonym patyczkiem, a potem wbic patyk w biedne drzewo. To
80

samo opowiadaj a o swierku z Ekemo, podobno czarodziejskim. Rosnie, bo nikt
nie ma odwagi go sci ac, wówczas bowiem sci agnie na siebie wszelkie najstraszniejsze
zarazy.
Jest tez Kamien Młodego Mysliwca, nie bedziemy koło niego przejezdzac.
To najwiekszy głaz w całym lesie, stoi dziwnie na krawedzi. Wasz rodak, norweski
mysliwy, pokochał dziewczyne z rodu króla Sverkera. Przesladowcy zagonili
ich az do tego kamienia, gdzie po nierównej walce dziewczynie scieto głowe.
Młodzieniec umkn ał do Norwegii, ale o zmierzchu czasami mozna zobaczyc, jak
kr azy wokół głazu, nosi kapelusik z piórkiem, a na plecach upolowanego głuszca.
Czasami ujrzec tez mozna panne bez głowy.
Dobrze, ze tam nie jedziemy zadrzała Catherine. W towarzystwie
Móriego nigdy nie wiadomo, co moze sie pojawic.
Aha, zdołałas to juz zauwazyc! Tiril poczuła ukłucie zazdrosci. Nikomu
oprócz niej nie wolno widziec tego co Móri.
Ale przeciez i jej było do tego daleko. Rozesmiała sie z własnej małostkowo-
sci. Nie miała nic złego na mysli.
Znów ogarneła j a gwałtowna fala serdecznosci do wszystkich w ich grupie.
Tak dobrze im było razem.
Wieczór zapada zauwazył Arne. Nie dało sie o nim powiedziec, ze jest
gaduł a. Moze powinnismy rozbic tu obóz na noc?
Jest jeszcze jasno zaprotestował Erling. Skorzystajmy z dobrodziejstwa
letniej nocy i przyblizmy sie bardziej do celu.
Przyznali mu racje. Wstali, posprz atali po sobie, co zajeło troche czasu. Potem
musieli jeszcze złapac konie. Wreszcie gotowi byli do nastepnego etapu podrózy.
Nie zdawali sobie sprawy, na co sie porywaj a, wyruszaj ac na spotkanie z tajemnicami
nocy.

Rozdział 11
Zapadła noc. Długo jechali przez las, a potem podziwiali lilie wodne i nie
zorientowali sie, ze czas upływa tak szybko.
Móri siedział na koniu prosty jak swieca. Podniósł wzrok na niebo i wymówił
jedno jedyne słowo:
Pełnia.
Poczuli sie nieswojo, popatrzyli po sobie. "Powiadaj a, ze przy pełni ksiezyca
mozna zobaczyc Tistelgorm. Ale to tylko legenda".
W tej chwili, której Tiril nigdy nie miała zapomniec, trudno było traktowac
opowiesc o Tistelgorm wył acznie jako legende. Gdy tak stali, skamieniali, pogr a-
zeni w strasznych myslach, ksiezyc zyskiwał coraz wieksz a władze nad swiatem.
Na jeziorku pojawiło sie srebrzyste pasmo, na którym kwiaty lilii zaznaczały sie
jako nieco ciemniejsze punkciki. W jednej chwili w monotonnej zielonoczarnej
scianie lasu pod skropionymi srebrem gałeziami pojawiły sie ostre, głebokie cienie.
Niektórzy dosiedli juz koni. Przypominali duchy rycerzy z zamierzchłych czasów,
gotowe do ataku. Oswietlona blaskiem ksiezyca twarz Móriego w swej niesamowitej
bladosci jasniała pieknem. Oblicze Erlinga skrywał cien padaj acy od
szerokiego ronda kapelusza, Catherine zas przypominała Biał a Pani a, najbardziej
znanego upiora Szwecji.
Nero krecił sie miedzy drzewami jak czarny diabelski pies.
Tiril, wci az stoj ac na ziemi przy swym sympatycznym koniku, poczuła sie
nagle opuszczona. Przez moment nie mogła oprzec sie wrazeniu, ze towarzysze
odjad a i zostawi a j a sam a w błekitnym swietle ksiezyca.
Dwaj mezczyzni z Ramundeboda pomogli jej jednak wsi asc na konia i sami
dosiedli swych wierzchowców. Mogli ruszac.
Erling spojrzał na niebo, gdzie ksiezyc wygl adał zza pedz acych chmur.
Pełnia ksiezyca!powtórzył.Jesli mamy ujrzec zamek, musi to nast api
c dzis w nocy.
Parobek zadrzał.
Moze powinnismy zrezygnowac. . .
82

Zamknij sie! nakazała Catherine najostrzejszym szlacheckim głosem.
Fredlund, wskazuj nam droge!
Typowe dla arystokratki było zwracanie sie do nizszego urodzeniem człowieka
tylko po nazwisku. Tiril spostrzegła, ze oberzysta poczuł sie urazony, był wszak
m adrym, godnym szacunku człowiekiem.
Postanowiła go udobruchac:
S adzi pan, ze potrafi odnalezc własciwy kierunek, panie Fredlund?
Usmiechn ał sie do niej. Tiril od pocz atku zyskała sobie jego sympatie.
Jestesmy nad Fagertrn, a to powinno nam ułatwic sprawe. Zamek lezy
podobno dosc daleko st ad, w głebi lasu, gdzie nikt nie spodziewałby sie juz ludzkich
siedzib. Ale kierunek jest prosty. Musimy jechac tedy.Wstrone Grtiven.
Machn ał rek a by podkreslic sw a pewnosc.
Ludzka siedziba? drz acym głosem powtórzył parobek. Pana na Tistelgorm
trudno nazwac człowiekiem. Powiadaj a, ze był czarownikiem. Zaprzedał
sie Złemu.
Chyba raczej chodziło o ojca wtr aciła sie Catherine.
Syn takze mrukn ał Fredlund. Arne, pojedziesz ostatni, dopilnujesz,
abysmy nie zgubili po drodze któregos z naszych gosci.
Chłopakowi zrzedła mina.
Móri uratował go z opresji.
Jesli nie macie nic przeciw temu, chetnie pojade na koncu. I zapewniam
pana, ze sie nie zgubie.
Fredlund długo mu sie przygl adał.
Wierze. I wcale nie bedzie pan ostatni, prawda?
Móri usmiechn ał sie leciutko. Jego przyjaciołom pewne poczucie bezpieczenstwa
dawała swiadomosc, ze nie musz a obawiac sie napasci od tyłu. Gromada
niewidzialnych towarzyszy Móriego zabezpieczała ich przed takim atakiem.
Oberzysta poprawił sie w siodle.
Jedzcie wiec za mn a, ale nie liczcie, ze odnajde zamek, bo, jak mówiłem,
nikt nie wie, w którym dokładnie miejscu go szukac. Po chwili dodał: Nigdy
jeszcze nie wierzyłem w te legende tak mocno jak dzisiejszej nocy! Cz astki
figurki. . . Ciekawe, czy uda nam sie odnalezc brakuj acy kawałek?
Ruszyli z wolna. Erling zagadał:
Musi pan pamietac, ze nawet jesli uda nam sie odnalezc zamek i trzeci a
czesc klucza, nie jest wcale pewne, czy skarb znajduje sie własnie tutaj. Ojciec
trzech braci mieszkał w Tierstein, gdzies w Niemczech. Przypuszczam, ze tam
ukrył skarb.
Fredlund odwrócił sie zdziwiony.
Czyzby moja zona nie opowiedziała wam legendy do konca? Hrabia przybył
w odwiedziny do syna w Szwecji, aby dalej nauczac go wiedzy tajemnej.
Rozchorował sie i przez wiele lat nie opuszczał łózka. W koncu zmarł tutaj.
83

Mozliwe wiec, ze. . . ze skarb został tu ukryty?
Owszem, nie nalezy tego wykluczac.
Tiril zerkneła na Móriego. Wiedziała, ze nie kusiły go kosztownosci. Bardziej
interesował go zbiór czarnoksieskich formuł, który musiał znajdowac sie w posiadaniu
czarnoksiezników. Gdyby udało mu sie go odnalezc, stanowiłby cenny
dodatek do jego wczesniejszych zdobyczy.
Od Catherine nie mógł sie niczego nauczyc, norweskie czary były bowiem
o wiele słabsze od islandzkich, choc wywodziły sie z tego samego zródła. Islandczycy
wszak pochodzili z Norwegii. Na Islandii, odizolowanej wyspie, mogli
jednak bardziej swobodnie rozwijac swe nadprzyrodzone zdolnosci. Polowanie na
czarownice rozpoczeło sie tam pózniej niz na stałym l adzie.
Móri był ogromnie ciekaw wiedzy, jak a posiedli niegdys dwaj niemieccy czarnoksi
eznicy.
Tiril dostrzegła natomiast w jego oczach co innego. Jechali blisko siebie, ich
spojrzenia mogły sie spotykac. Zobaczyła wahanie.
Zrozumiała, o co chodzi. Móri na Islandii otrzymał wyrazne ostrzezenie. Nie
był pewien, czy powinien dalej zdobywac wiedze tajemn a. Ale jego oczy wyrazały
takze cos, od czego krew gwałtownie napłyneła do jej policzków. Móri wahał
sie z jej powodu! Zachwiał sie w swym postanowieniu, ze zostanie najpotezniejszym
czarnoksieznikiem, poniewaz. . .
Czy miała w to uwierzyc? Uwierzyc, ze odkrył, czym moze byc miłosc? Odrzucił
j a wszak. Ale teraz nie był pewien, czy post apił słusznie.
Nie, nie wolno jej wyobrazac sobie zbyt wiele. Móri nigdy nie powiedział
wprost, ze j a kocha. Byli dobrymi, a nawet bardzo dobrymi przyjaciółmi. Okazywał
jej oddanie i najwieksze zaufanie.
Ale miłosc?
Do niej jeszcze daleko.
Nagle odkryła, ze towarzysze sie zatrzymali.
Zapadła cisza, nie słychac było nawet oddechów.
Boze, dopomóz namszepn ał Erling.
Tiril zrozumiała, ze opuscili jasny, bezpieczny swiat ludzi.
Ich oczom ukazał sie niesamowity krajobraz.
Jestesmy w Grtiven ponuro oznajmił Fredlund. Albo, jak mówi a,
w Trolltiven. . .
Rzeczywiscie walczyli tu chyba kiedys mityczni olbrzymi. Ogromne głazy
wznosiły sie na niezwykł a wysokosc, wsparte o siebie. Sosny wyci agały sie ku
niebu, by spoza tych kolosów dotrzec do swiatła. Wygl adało to, jakby olbrzymi,
zaskoczeni słoncem, przestali obrzucac sie kamieniami i skulili sie, przykucneli,
ramionami osłonili głowy przed niszcz acymi promieniami słonca i tak zastygli.
Potem przez tysi ace lat porosli mchem. Ludzie zaczeli wiec s adzic, ze s a głazami,
a nie potworami z zamierzchłych czasów, które obróciły sie w kamien.
84

Tiril wydawało sie, ze wsród tych bezkształtnych formacji czai sie straszne
niebezpieczenstwo. Poniosła j a wyobraznia, ale mroczne pustkowie Grtiven ze
swymi dzikimi kniejami i omszałymi głazami z epoki lodowcowej wydało jej sie
nieopisanie grozne. Nie wchodzmy tam! Nie wchodzmy! chciała krzykn ac do
swych przyjaciół, lecz gardło miała jak zasznurowane.
Móri czuł podobnie. Wszyscy zsiedli z koni i stali oszołomieni, tacy mali wobec
tego wybryku natury, tego swiata, do którego wstep powinny miec tylko trolle
i huldry. Móri mocno uj ał Tiril za reke.
Powinnismy zawrócic rzekł głosno i wyraznie.
Ale dlaczego?spytał poirytowany Erling.Mamy przeciez pełnie ksie-
zyca, nastepna taka noc sie nie powtórzy.
Poczekajmy wiec, az nastanie dzien zaproponował Móri.
Cóz znowu za głupstwa! Boisz sie? drwiła Catherine.
Tak odparł Móri spokojnie.
Nic nie mogło bardziej ich wystraszyc niz to króciutkie słowo.
Arne stan ał po stronie Tiril i Móriego. Było wiec ich troje na troje. Nero sie
tym razem nie liczył, za swymi najblizszymi skoczyłby w ogien i wode, nie opu-
sciłby ich bez wzgledu na okolicznosci.
Fredlund próbował ich przekonac:
Wiem, wiem, Grtiven moze sie wydawac przerazaj ace i takim jak tej nocy
jeszcze nigdy nie widziałem tego miejsca. Ale to tylko złudzenie. Bywałem tu
wielokrotnie i wiem, ze jedyne, czego mozemy sie obawiac, to wilk, niedzwiedz,
rys albo rozgniewany łos.
Nie pokrecił głow a Móri. Dzisiejszej nocy zjawiły sie tutaj inne
istoty, które nie powinny tu przebywac.
Czekali w niepewnosci. Tiril miała wrazenie, ze duszki juz sie na nich czaj a.
Przyjdzie nam sie wobec tego rozdzielic? zmartwił sie Erling. I tak
nie mozemy w ten straszny teren zabrac koni. Ale musze miec ze sob a Móriego.
Inaczej. . .
Co takiego?dopytywała sie Tiril. Bez niego sobie nie poradzisz?
Milczenie Erlinga znaczyło, ze zgadła.
Naprawde chcecie tam wejsc? upewniał sie Móri.
Oczywiscie!
Dobrze, pójde wiec z wami westchn ał.
I oni takze odetchneli z ulg a. Za Mórim poszli Tiril i Arne.
Znalezli bezpieczne miejsce dla wierzchowców, Móri odmówił nad nimi zakl
ecie, odpedzaj ace dzikie zwierzeta i strachy. Rozpoczeli wspinaczke po wielkich,
oslizgłych głazach.
Fredlund, id acy przodem, odwrócił sie i zawołał w dół do innych:
Wyszlismy prawie prosto na Stenkllan, Kamienne Zródło. Musimy je min
ac. W starozytnosci było to zródło ofiarne, składano tu ofiary poganskim boz-
85

kom.
Co składano w ofierze?spytała Catherine.
No cóz, nie wiem i nie chce wiedziec krótko odparł Fredlund.
Droga pod góre do Stenkllan kosztowała wiele wysiłku. Tu rozpocz ał sie
prawdziwie zaklety las.Wjasnym blasku ksiezyca wszystko ukazywało sie z niezwykł
a ostrosci a. Uwydatniała sie chropowatosc kory sosen, na mchu pokrywaj acym
głazy swiatło ksiezyca i cienie tworzyły zagmatwane wzory. Tiril wydało sie,
ze widzi potworne wizerunki wykrzywionych demonów i zawoalowanych dam.
Daleko w dole spostrzegła jezioro, jakby czekaj ace, ze któres z nich potknie sie
i spadnie, by mroczna woda mogła pochłon ac człowieka, intruza. Gładkie zbocza
sprawiały wrazenie utworzonych z lodu i szkła.
Niezwykły był widok Móriego bez szerokiej "mnisiej oponczy". Zostawił j a
przy koniach. Tiril widywała go bez peleryny juz wczesniej, lecz nieczesto i nigdy
długo. Odnosiło sie wrazenie, ze Móri chce ukryc sw a osobowosc pod płaszczem
z islandzkiej ciemnobrunatnej owczej wełny. Mórijego imie znaczyło "brunatny
jak ziemia" i "upiór".
Wspinał sie przed ni a, czasami posuwał sie po w askich półkach skalnych. Tiril
nawet na moment nie spuszczała zen wzroku.Wchłodnym blasku ksiezyca stanowił
niecodzienny widok, był tajemniczy i zmysłowy zarazem. Biodra miał w askie
jak u pantery, a czarne jak wegiel włosy opadały na potezne ramiona. Ciemn a bluz
e przytrzymywał pas. Pod ni a nosił biał a koszule z duzym kołnierzem i szerokimi
rekawami.
Usłyszała, ze Catherine na widok Móriego wzdycha z zachwytu.
Musze go zdobycsykneła baronówna.Zburze mur tej jego lodowatej
cnotliwosci.
Tiril nic sie na to nie odezwała. Zacisneła zeby, przeklinaj ac pod nosem.
Przed nimi wyrosła kolejna skalna sciana, któr a musieli sforsowac. I nagle nie
widziała juz Fredlunda ani Móriego, znalezli sie na połozonym wyzej wystepie.
Pozostała czwórka z całych sił starała sie dotrzymac im kroku. Tiril miała wrazenie,
ze w ustach czuje smak krwi, lecz oczywiscie była to przesada.
Okr azali własnie spor a kałuze, która utworzyła sie na duzej półce skalnej,
kiedy dobiegł ich jakis głos. Tiril i Catherine juz wczesniej słyszały ten mocny
obcy akcent.
Co robicie w moim lesie?
Znów zjawił sie lesnik.
Arne pisn ał przerazony. Erling juz sie wyprostował, szykuj ac do odpowiedzi,
ale Catherine go uprzedziła:
Poniewaz jest akurat pełnia ksiezyca, wyruszylismy na poszukiwanie Tistelgorm,
legendarnego zamku, chyba o nim słyszeliscie.
Mezczyzna zwrócił na ni a surowe spojrzenie. Zmierzył j a wzrokiem od stóp
86

do głów. Catherine natychmiast wykorzystała okazje. Wyginała sie uwodzicielsko,
az Tiril sie za ni a zawstydziła.
Tistelgorm? Zamek nie istnieje rzekł krótko. Wyraznie usłyszeli teraz
obcy akcent. Tiril domyslała sie, ze to moze byc dunski, niemiecki b adz holenderski.
Wcale nie jestesmy tacy pewni odpowiedziała Catherine.Mamy. . .
Erling przerwał jej:
Oczywiscie wiemy, ze to tylko legenda. Ale mamy ochote przezyc przygod
e, nic poza tym.
A gdyby zamek istniał. . . ostroznie spytała Tiril. Gdzie by sie znajdował?
Straszne oczy popatrzyły na ni a z uwag a.
Jestescie na własciwym obszarze odrzekł. Jeszcze raz spojrzał na Catherine,
jak sie Tiril wydało, z namysłem, i odchodz ac rzucił przez ramie:
Zakłócacie spokój lesnym zwierzetom, wynoscie sie st ad!
Odejdziemywyj akał Arne, zdretwiały ze strachu.
Gdy lesnik znikn ał im z oczu, Erling wzdrygn ał sie i powiedział:
Cóz za okropny człowiek!
To prawda zgodziła sie Tiril.
Tak myslicie? zdziwiła sie Catherine. Moim zdaniem jest niezwykle
interesuj acy. Widzieliscie spojrzenie, jakie mi posłał? Płoneło w nim tłumione
poz adanie!
Mnie sie wydawało, ze raczej bił z niego gniew chłodno zauwazył Erling.
Alez sk ad! W tym wzroku tkwiła obietnica i pytanie. On jeszcze wróci,
wierzcie mi!
Pewnie jego takze zechcesz zaci agn ac do łózka?
To by dopiero było przezycie przyznała Catherine.Zazdrosny?
Erling odwrócił sie na piecie.
Chodzmy, musimy ich dogonic.
Tiril ogarneło nieprzyjemne uczucie, ze tych dwoje cos ł aczy. Ale Erling? Jej
drogi przyjaciel? Nie, nie mogła w to uwierzyc.
A co ty o tym myslisz, Arne? zwróciła sie do małomównego chłopaka.
On był straszny szepn ał chłopiec, zeby przypadkiem nie usłyszała go
Catherine.Panna Catherine jest dla niego zbyt dobra.
No cóz, pod tym wzgledem sie nie zgodzimy, pomyslała Tiril. Rozgniewała sie
na siebie. Dlaczego przez Catherine wychodz a na wierzch jej najgorsze cechy?
Tiril zawsze uwazała sie za osobe, która potrafi współzyc z bliznimi i pragnie
dobra innych ludzi. Zachowanie baronówny sprawiało, ze pokazywała kolce.
Musiała wzi ac sie w garsc. Catherine była po prostu samotn a młod a kobiet a,
87

której w zyciu nie dopisywało szczescie. Nie miała nikogo bliskiego poza Erlingiem,
Mórim i ni a, Tiril.
Móri i Fredlund czekali wraz z Nerem przy Stenkllan. Miejsce to było doprawdy
imponuj ace. Spod trzech olbrzymich przylegaj acych do siebie głazów
wytryskiwało nieduze zródełko. Zródło ofiarne. Tiril po plecach przebiegł zimny
dreszcz, ogarn ał j a tez niewypowiedziany smutek. Swi atynia w lesie była taka
piekna, lecz jednoczesnie wyczuwało sie tu wiele zła i przelanych łez.
Odejdzmy st adpoprosiła cichutko.
Dobrze zgodził sie Fredlund. Niedaleko st ad jest punkt, z którego
bedziemy miec doskonały widok na Grtiven.
Erling po drodze zdał im relacje ze spotkania z lesnikiem. Ani Móri, ani Fredlund
go nie zauwazyli.
Na własciwym obszarze? ucieszył sie przewodnik.
To dobra informacja. Chociaz i tak wiedziałem, ze Tistelgorm powinno
lezec mniej wiecej tutaj.
Dotarli do miejsca, z którego roztaczał sie widok na porosniet a gestym lasem
okolice. Ksiezyc wci az swiecił jasno, niejedno z nich poczuło sie jak schwytane
w pułapke tym poganskim królestwie.
Popatrzyli na Móriego, w jego zachowaniu bowiem cos sie zmieniło. . .
Powoli obracał głowe, spogl adaj ac na piaski i bagniska, jeziora i ciemne plamy
lasu.
Widzisz cos? cicho spytał Erling.
Niee odrzekł z wahaniem. Jestesmy w niedobrym miejscu. St ad nic
nie widac.
Lesnik mówił przeciez, ze znajdujemy sie na własciwym obszarzeostro
sprzeciwiła sie Catherine.
Owszem, na obszarze, ale to dosc szerokie pojecie. Musimy isc bardziej na
wschód.
Wstrone Trollkyrka, Zaczarowanego Koscioła?zdziwił sie Fredlund.
Prawde mówi ac, tak własnie myslałem. Tam las jest najstraszniejszy, az dreszcz
przechodzi na sam a mysl. I tam jest naprawde swietny punkt widokowy.
Co to takiego Trollkyrka? chciała wiedziec Tiril.
O, to taka formacja skalna, własciwie powinno byc j a st ad widac. Trollkyrka
to góra, która wygl ada jak kosciół z wiez a. Zdarza sie, ze gromady z wolnego
koscioła odprawiaj a tam nabozenstwa, bo jak zapewne wiecie, ich działalnosc
jest zabroniona. Przed wiekami było to miejsce poganskich obrzedów, naprawd
e strasznych. Gdy ktos niewtajemniczony przypadkiem był swiadkiem rytuałów,
zmuszano go do milczenia. Albo przył aczał sie do gromady, albo, jesli odmówił,
znikał na zawsze w któryms z nieprzeliczonych bagnisk w niedostepnym lesie.
Ale ruszajmy tam.
88

Rozpoczeła sie najtrudniejsza czesc wedrówki. Odnalezienie Tistelgorm wydawało
sie czyms nieosi agalnym. Nigdy nie widzieli bardziej dzikiej przyrody.
Głebokie rozpadliny na przemian z wysokimi scianami głazów.
Droge zagradzały olbrzymie kamienie, a las takze był zdradliwy, niekiedy
przez gestwine nie dawało sie przedrzec, innym razem, kiedy przydałyby sie gałezie,
których mogliby sie uchwycic, zeby nie spasc, drzew nie było, tylko oslizgłe,
porosniete mchem skały. A wsród cieni kr azyły tajemnicze istoty. . .
Nigdy st ad nie wyjdziemy, pomyslała Tiril. Móri, b adz przy mnie, potrzebuje
twojej bliskosci, wyczuwam obecnosc upiorów, chc a mnie porwac!
Móri jakby usłyszał jej błaganie. Natychmiast sie zatrzymał i zaczekał na ni a.
Bez słowa pomógł wspi ac sie na wystep skalny, potem, upewniwszy sie najpierw,
czy Catherine tego nie widzi, delikatnie pogładził j a po plecach.
Catherine jednak nie przestawała mówic o swym lesniku, na razie z jej strony
nie było wiec zadnego zagrozenia.
Przeklety las! sykneła, kiedy spódnica zaczepiła sie o gał az. Gdyby
nie nadzieja, ze jeszcze raz zobacze lesnika, juz dawno zawróciłabym do koni.
Przeciez on powiedział, ze Tistelgorm nie istnieje, po co wiec tak sie mordujemy?
Tiril była skłonna przyznac jej racje. Wszystkim zreszt a zmeczenie dawało sie
we znaki.
Móri spojrzał na niebo.
Musimy sie pospieszycstwierdził zatroskany.Ksiezyc rozpocz ał juz
wedrówke w dół.
Jestesmy u stóp Trollkyrka pocieszył go Fredlund.
Dzieki Bogu mrukn ał ktos, wyrazaj ac uczucia całej grupy.
W drodze pod góre Fredlund potkn ał sie i skrecił noge.
Tego nam tylko brakowało sykneła przez zeby Catherine.
Móri natychmiast zaj ał sie przewodnikiem. Zbadał stope.
To nic powaznego uspokajał Fredlunda. Moze sie pan opierac na tej
nodze, choc przez jakis czas bedzie to sprawiało ból. Spróbuje go złagodzic.
Patrzyli, jak wyjmuje cos z kieszeni i naciera tym stope poszkodowanego.
Szczyt jest tuz przed nami, pójdziemy wiec przodem zadecydował Erling.
Pozostał juz tylko kawałek.
Dobrze zgodził sie Fredlund. Zaraz was dogonimy.
Móri z lekiem spojrzał na Tiril. Dziewczyna przez moment sie zawahała, ale
nie dostrzegła zadnego zagrozenia.Wdole ponizej stromizny lsniły wody jeziora,
odbijał sie w nich wedruj acy juz w dół ksiezyc. Poszła wraz z innymi.
Widok z góry okazał sie w istocie zachwycaj acy. Jasne tez sie stało, dlaczego
skałe nazwano kosciołem. Kosciołem dla niewidzialnych mieszkanców lasu,
zbudowanym przez przyrode.
Czekamy na was! zawołali z góry. Musicie to zobaczyc!
89

Chodziło im szczególnie o Móriego. Tylko on mógł odnalezc Tistelgorm. Tiril
nic nie widziała. Owszem, dookoła wznosiły sie skały najprzerózniejszych kształtów,
nie przypominaj ace jednak zamku.
Nagle Catherine, wskazuj ac przeciwległ a strone, zawołała:
Spójrzcie! To znów nasz przyjaciel lesnik!
Nie nazwałbym go przyjacielem skrzywił sie Erling.
Musze zejsc na dół, pomówic z nim! Wiem, ze przyszedł do mnie. Wasza
obecnosc mu przeszkadza.
Zanim zdołali j a powstrzymac, zaczeła schodzic. Zeslizgneła sie po gładkich
skałach i pobiegła przez las.
Kompletnie oszalała! westchn ał Erling. Wracaj, Catherine!
Widzieli, jak rozmawia z lesnikiem. Dopiero teraz rzuciło sie w oczy, jaka jest
wysoka, równa wzrostem straznikowi lasu.
Przekleta baronówna mrukn ał przygnebiony Erling.
I po co nam to?
Catherine wreszcie podniosła głowe w ich strone, miała jednak inne plany niz
oni.
Ide z naszym nowym przyjacielem. Spotkamy sie przy koniach.
Nie mozesz tego zrobic! krzyczał rozpaczliwie Erling.
Pomysl o skarbie, chcesz, zeby ci przeszedł koło nosa?
Ee, ten wasz wymyslony zamek! Szukajcie go sobie dalej! Johan twierdzi,
ze on nie istnieje, a przeciez kto jak kto, ale on powinien wiedziec.
Ach, tak, a wiec to Johan powiedział Erling. Catherine! Wracaj!
Ona jednak tylko pomachała rozgniewanemu Erlingowi i wraz z lesnikiem
weszła w las. Wkrótce znikneli im z oczu.
Do krocset!zdenerwował sie Erling, który zazwyczaj nigdy nie przeklinał.
Do stu tysiecy piorunów!
Czy ona tak wiele dla ciebie znaczy? załosnym głosem spytała Tiril.
Catherine? Nie, na miłosc bosk a, ale przyczynia nam tylu dodatkowych
kłopotów. A jesli bedziemy musieli na ni a długo czekac? Nie mam zamiaru zostawa
c w tym przekletym lesie ani przez moment dłuzej, niz to konieczne!
Tu jest niesłychanie pieknie wolno rzekła Tiril. Ale zgadzam sie
z tob a. Tesknie juz za moim kochanym koniem.
Móri i lekko utykaj acy Fredlund wdrapali sie na góre.
Co sie dzieje?spytali.
Erling, z twarz a pociemniał a z gniewu, opowiedział o kolejnym wybryku Catherine.
Głupia kobieta oswiadczył Móri. Zawsze mysli tylko o sobie. Przecie
z tak bardzo jej zalezało na odnalezieniu skarbu, czyzby juz o tym zapomniała?
90

Najwidoczniej. Bardziej wierzyła słowom tego mezczyzny niz naszym dowodom
na istnienie zamku.
Teraz jej nie dogonimy westchn ał Móri. Miejmy tylko nadzieje, ze
stawi sie przy koniach we własciwym czasie. Ma wszak własnego przewodnika.
Tiril uznała, ze dosc juz powiedzieli o Catherine.
Móri, teraz cała nasza nadzieja w tobie. Jesli nie dojrzymy zamku st ad, to
nie zobaczymy go wcale. A my nic nie widzimy.
Czarnoksieznik wolno powiódł wzrokiem we wszystkich kierunkach.
W koncu znieruchomiał, zapatrzony w czesc lasu, w której jeszcze nie byli.
Czekali w napieciu.
Naprawde go nie widzicie? spytał zdumiony.
Czego?
Zamku! Tistelgorm!
Z całych sił wytezali wzrok.
Wybacz nam, zwyczajnym smiertelnikomrzekł wreszcie Erling.Widzimy
jednak tylko las i skały.
Móri stan ał za nim i obj ał go za ramiona.
Patrz teraz.
Erling czekał.
O mój Boze!jekn ał wreszcie.
Czy ja tez moge zobaczyc? poprosiła Tiril.
Móri przysun ał sie teraz do niej, przekazuj ac jej odrobine ze swych nadprzyrodzonych
zdolnosci. Potem przyszła kolej Fredlunda, a na koncu Arnego. Zadne
nie zdołało powstrzymac sie od okrzyków zdziwienia.
Ujrzeli, ze grzbiety skał wystaj ace ponad lasem s a czyms wiecej, niz wydawało
sie w pierwszej chwili. Przed oczami nie ukazał im sie nagle wspaniały zamek,
o, nie, wyraznie jednak widac było ruiny wielkiej budowli. Porozrzucane resztki
murów, prawdopodobnie z grubo ciosanego kamienia. Ruiny, czy tez resztki ruin,
rozposcierały sie po drugiej stronie trudnego do przebycia uroczyska, lecz nie
przerazaj aco daleko. Mogli dotrzec tam dosc szybko.
Zapomnijmy teraz o baronównie i ruszajmy tam natychmiast! w głosie
Fredlunda zabrzmiał nowy zapał. Nawet Arne sie ozywił, wróciła mu odwaga.
Znalezli mocny kij, którym mógł podpierac sie Fredlund, i zaczeli schodzic.
Erlinga ogarneły w atpliwosci.
Rzeczywiscie z Trollkyrka udało nam sie zobaczyc ruiny Tistelgorm. Ale
jesli znów zagłebimy sie w pradawny las. . . jak odnajdziemy zamek?
Wcale sie o to nie boje stwierdził Fredlund. Jest przeciez z nami
czarownik.
Czarnoksieznikpoprawiła go Tiril.
Przed wejsciem do lasu zatrzymała sie na moment.
Podniosła twarz ku niebu i nasłuchiwała. Z oddali doszedł j a jakis dzwiek.
91

Wołanie, czy tez raczej załosny jek?
Czyzby płacz? Kwilenie niemowlecia porzuconego na pastwe losu?
Moze kogos wołano? Jakies imie? Nie wyłapała, jakie.
Móri czekał na ni a, pomógł jej zejsc na dół.
Co sie stało?
Znalazła sie wreszcie na płaskim terenie.
Wydawało mi sie, ze ktos woła. Jakies imie. Krzyk poniósł sie pod niebem.
Chyba ci sie wydawało. Ja niczego nie słyszałem. Dzis w nocy poza nami
nie ma tu zadnych ludzi.
Czy to miało byc pociech a? Tiril zadrzała, jakby owiał j a lodowaty wicher
strachu.

Rozdział 12
Ksiezycowa noc.
Tiveden. Pradawny krajobraz. Welony mgły unosz ace sie nad moczarami. Atmosfera
czarów i poganstwa. . .
Tiril wyczuwała to wszystko, przedzieraj ac sie przez podmokłe tereny wokół
Trollkyrkosjn, Jeziora Zaczarowanego Koscioła. Zostało ich piecioro, no i oczywi
scie Nero. Prowadzili go teraz na smyczy, nie mieli czasu na nie zaplanowane
wycieczki.
Przez ci agn ace sie przed nimi bagnisko porykuj ac przeszedł łos. Nieoczekiwane
spotkanie przestraszyło go tak samo jak ich. Poruszaj ac sie długimi susami
znikn ał w zaroslach.
Potem przeleciała wielka sowa, mocno bij ac skrzydłami. Omal nie uderzyła
Arnego w głowe. Zaraz jednak i ona znikneła.
Jaka olbrzymia!zdumiał sie Erling.
To puchacz wyjasnił Fredlund. Wielu twierdzi, ze nie istnieje, ze to
tylko bajka. W kazdym razie to rzadki ptak.
Zapewne grozi mu wyginiecie, jak wielu innym pieknym zwierzetom.
W głosie Móriego dzwieczał gniew.
Czy to nie dziwne, jak wielu tak zwanych badaczy przyrody rzuca sie na
rzadkie zwierzeta i ptaki? Zakłócaj a ich rytm zycia, zagl adaj a do orlich gniazd. . .
a pewien jestem, ze nikt nie zaj ał sie zbadaniem zycia wróbli albo srok. S a zbyt
powszechne i dlatego nieciekawe, a przez to nic o nich nie wiemy.
Tiril cały czas starała sie trzymac jak najblizej Móriego. Własciwie byc mo-
ze popełniała bł ad, wszak to on dostrzegał niewidzialne dla innych stworzenia,
przyci agał je do siebie. Ale tez i on mógł j a przed nimi ochronic, odpedzic od
niej.
Erling byc moze dawał wieksze poczucie bezpieczenstwa, nie potrafił jednak
przeciwstawic sie mrocznym stworom grasuj acym tej nocy.
Tiril ani przez moment nie w atpiła w ich istnienie. Czyz nie widziała rozta
nczonych elfów na bagnie, które mijali? Czy nie słyszała ich szeptu, kuszenia?
Scisneła wtedy Móriego za reke jak wystraszone dziecko.
93

Móri zrozumiał j a, bo on takze widział te istoty, poznała to po spojrzeniach
ukradkiem rzucanych w tamt a strone.
Nagle Tiril doznała olsnienia: ujrzała je własnie dlatego, ze trzymała Móriego
za reke!
Rozesmiała sie pomimo dławi acego j a strachu. Mogła teraz puscic Móriego,
by unikn ac widoku innych stworów, nie zdecydowała sie jednak na to.
Kobieca logika bywa czasami naprawde zaskakuj aca.
W lesnych otchłaniach cos sie poruszało, w grotach pod głazami błyszczały
czyjes slepia, słychac było szelest kroków, jakis krzyk w oddali. . .
Nagle Tiril przypomniał sie zasłyszany w dziecinstwie wierszyk maj acy odgoni
c strach w ciemnosci. Wprawdzie zwykle wypowiadano go w pomieszczeniu,
uznała jednak, ze i w tej sytuacji nie zaszkodzi:
"Cos w k acie sie czai
na progu szelesci
a kysz, a kysz, a kysz!"
Ostroznie zerkneła za siebie. Trollkyrka wznosił sie majestatycznie niczym
pomnik pradawnych poganskich rytuałów, odprawianych tu w zamierzchłych czasach.
Od podnosz acych sie z ziemi welonów mgły niebo nad ziemi a zaczynało traci
c sw a wyrazn a granatow a barwe. Ksiezyc swiecił ostrym, irytuj acym blaskiem.
Z drugiej strony bagien rozległo sie przerazliwe, piekielne wycie.
Wilk lakonicznie stwierdził Fredlund.
Inny wilk odpowiedział przeci agle, jakby skarzył sie srebrnemu ksiezycowi.
Chyba wracam do domuoznajmiła Tiril
Rozesmiali sie z jej słów, lecz w smiechu dało sie wyczuc niepewnosc.
Móri zatrzymał sie, by wybrac kierunek. Musieli zagłebic sie w las, a tam
odnalezienie drogi nie przychodziło łatwo.
Zabł adzilismy?cicho spytał Erling.
Nie odparł Móri.Nie to. Ale. . .
Tiril uprzedziła jego słowa.
Jestesmy obserwowani, prawda?
Tak. Wiemy, ze las ma tysi ac oczu. Sledz a nas sowy, kruki i jastrzebie. Ale
nie tylko. . .
Łos? Wilk? Niedzwiedz? A moze rys albo lis? dopytywał sie Fredlund.
Nooo Móri unikał odpowiedzi wprost.
Tiril mocno szarpneła go za ramie.
Spójrzcie! Tam, w lesie!
Popatrzyli w strone, któr a wskazała.
Co to było?dziwił sie Erling. Nic nie widziałem.
94

Tiril dostrzegła to samo co ja, poniewaz trzyma mnie za reke odpowiedział
Móri. Nie ma sie czym przejmowac. To były tylko cienie. Nie wiem
dokładnie, co. Jedne z tajemniczych istot mieszkaj acych w lesie. Nic nam nie
zrobi a.
Czy pan w nie wierzy? ze sceptycyzmem pytał Fredlund.
Dla kogos, kto otrzymał dar, albo, jak kto woli, na kogo spadło przeklenstwo,
to nie kwestia wiary, lecz wiedzy. Mówi ac, ze jest tu cos jeszcze, myslałem
o tym, ze wyczuwam opór. Dot ad wolno nam było dojsc. Ale nie dalej.
Chyba teraz nie zawrócimy! sprzeciwił sie Erling.
Nie, choc powinnismy. Ktos chce wyrz adzic nam krzywde. Czułem to,
odk ad wjechalismy w Tiveden. W Grtiven to przeczucie sie spotegowało.
Czy daleko jeszcze do Tistelgorm? niesmiało zagadn ał Arne. W blasku
ksiezyca jego wargi zdawały sie całkiem białe.
Móri podniósł głowe jak wesz ace lesne zwierze.
Nie odparł wolno.Jestesmy zbyt blisko.
Cisze znów przerwało wycie. Drgneli przerazeni. Odgłos echem odbił sie od
skał i rozpłyn ał w powietrzu. Fredlund szepn ał przerazony:
To nie było wycie wilka.
Macie racje potwierdził Móri.
Przeszukał kieszenie i wreczył kazdemu ochronny znak, tylko Tiril nie dostała,
bo i tak miała ich juz ze trzy. Móri krótko objasnił, czym s a magiczne runy.
Wyznał przy tym, ze nigdy jeszcze nie brał udziału w tak niebezpiecznym przedsi
ewzieciu.
Nie wiem, co sie stanie ani kogo spotkamy. Posłuze sie cał a swoj a wiedz a,
by zapobiec nieszczesciu. Postaram sie, aby nikogo z nas nie spotkało nic złego.
Erlingu, czy mozesz zaopiekowac sie Nerem? Jesli psa cos przerazi, Tiril moze
go nie utrzymac, a nie chce, by Nero sie od nas oddalał. Trzeba pilnowac, zeby
sie nie wyrwał.
Erling od razu przej ał smycz z reki Tiril. Fredlundowi Móri nakazał zaopiekowa
c sie Arnem. W ten sposób kazdy z trzech "silniejszych" otrzymał zadanie
dopilnowania podopiecznego. Tiril uradowała sie, ze Móri zajmie sie własnie ni a.
Prawde mówi ac nie bez ulgi przyjeli nieobecnosc baronówny.
Przyznam sie, ze nie pojmuje gustu Catherine odezwała sie Tiril Co
ona zobaczyła w tym lesniku? Toz to stary dziad!
Fredlund stan ał jak wryty. Widz ac jego reakcje, wszyscy sie zatrzymali.
Stary dziad?powtórzył zdumiony.
No, moze nie dziad, ale za stary jak dla Catherine.
Mnie tez sie to rzuciło w oczyprzyznał Erling.Co prawda niezle sie
trzyma, ale włosy i brode miał posiwiałe.
I był taki niski przył aczył sie do nich Arne. Brudny. Wystraszyłem
sie go.
95

Fredlund zdziwiony przenosił wzrok z jednego na drugie.
Powiedzcie mi, o kim wy własciwie mówicie?
O lesniku, rzecz jasna!
Po chwili złowrózbnego milczenia oberzysta z Ramundeboda oznajmił:
Lesnik z Tiveden tomezczyzna w pana wieku, panie Mller.Wysoki, chudy
Fin o jasnych, pszenicznych włosach. Nie nosi brody.
Nastała chwila milczenia.
Ani pan Fredlund, ani ja go nie widzielismy rzekł wreszcie Móri.
Nie bardzo wiec mozemy sie wypowiadac.
Ten, z którym znikneła Catherine, na pewno nie był Finem oznajmiła
Tiril Mógł byc Dunczykiem, Niemcem albo Holendrem.
Erling i Arne przytakneli.
To samo pomyslałem dodał Erling.
Czy powiedział, ze jest lesnikiem? spytał Móri. W jego oczach zapłon
eły zle wróz ace iskierki.
Nie. . . przyznała Tiril.Ale kazał nam sie wynosic z jego lasu. Twierdził,
ze zakłócamy spokój zwierzetom. A moze to Młody Mysliwiec? Norweg,
który tu straszy?
Nie b adz niem adra! ofukn ał j a Erling.
Sk ad wiesz, ze nie był Finem? spytał Tiril Móri.
Finowie mówi acy po szwedzku akcentuj a wyrazy na pierwsz a sylabe, podobnie
jak ten miły staruszek, którego spotkalismy. Ojczyst a mow a lesnika jest
którys z jezyków germanskich, gotowa jestem to przysi ac.
Erling i Arne jednogłosnie przyswiadczyli.
Ale z kim wobec tego poszła Catherine?zachodziła w głowe Tiril.
Fredlund zamyslił sie przez chwile, po czym wzruszył ramionami.
No cóz, mogli sprowadzic jeszcze jednego lesnika, ja nie musze o wszystkim
wiedziec. Wszak Ramundeboda od Olshammar, głównej wioski po wschodniej
stronie, z której zwykle pochodz a lesnicy, dzieli całe Tiveden.
Och, oczywiscie, ze takErling ucieszył sie z takiego wyjasnienia.
Pomaszerowali dalej.
Tiril jednak spostrzegła, ze Móriego to nie przekonało.
Dotarli do obszaru, gdzie podszycie stanowił miekki mech. Przy kazdym kroku
stopy zapadały sie głeboko, była to przyjemna odmiana po długiej wedrówce
po skałach i ubitym piasku. Las jednak rósł tu gesciej, spowity w mrok. A potem
stało sie to, czego tak długo sie obawiali.
Nad horyzontem kłebiły sie chmury. Od czasu do czasu któras odł aczała sie
i gnała po niebie, na kilka sekund zasłaniaj ac ksiezyc.
Tak własnie stało sie teraz, lecz tym razem chmura była znacznie wieksza.
Tiril odruchowo mocniej scisneła Móriego za reke.
Do diaska! mrukn ał Erling.
96

Tak szepn ał Móri. Bo chyba dotarlismy na miejsce.
Stali przed kolejnym usypiskiem głazów.
Czy mamy dostac sie na góre? zaniepokoił sie Arne. Tego sie po
prostu nie da zrobic!
Nie. Tuz przed zniknieciem ksiezyca cos zobaczyłempowiedział Móri.
Co takiego?
Od dawien dawna zarosniet a sciezke w mchu. Wiodła wprost w skałe.
Czyzby do jakiejs groty?domyslił sie Erling.
Mozliwe. Musimy to sprawdzic.
Ksiezyc okazał im co nieco zyczliwosci i wyjrzał zza chmury na moment, dostatecznie
długi, by mogli sie przekonac, ze w istocie biegła tamtedy stara sciezka.
Fredlund nazwałby j a raczej prastar a drog a, musiała bowiem niegdys byc dosc
szeroka. Pospiesznie starali sie okreslic kierunek i zaraz ksiezyc znów znikn ał.
Jakze ciemnosc utrudniała im dalsze działanie! Tiril zrozumiała, ile mieli
szczescia, wedruj ac cał a noc w blasku ksiezyca.
Rzeczywiscie, jest tu jakis otwór. Erling dotarł do skały pierwszy.
Ale naprawde trudno go zauwazyc, sciezka przy skale gwałtownie opadała w dół.
Kiedy juz znalezli sie przy otworze, zorientowali sie, ze grota jest całkiem spora.
U wejscia do niej znajdowały sie dwa głazy. Na górze stykały sie ze sob a tak,
ze ledwie mozna sie było domyslic, gdzie sie który konczy, na dole jednak było
miedzy nimi duzo przestrzeni.
Kiedy zeslizgneli sie na dół do wejscia, okazało sie, ze mog a sie swobodnie
wyprostowac.
Równy, gładki korytarz zdziwił sie Erling. Pewnie w dawnych czasach,
zanim głazy głebiej zapadły sie w ziemie, dało sie nawet przejechac tedy
konno.
Pewnie tak burkn ał Fredlund.
Ich głosy echem odbijały sie od scian.
Korytarz pnie sie pod góre zauwazył Arne. Najpewniej był rad, ze towarzyszy
mu trzech dorosłych mezczyzn.
Nero gor aczkowo obw achiwał ziemie.
Spokój!nakazał mu Erling, którego pies ci agn ał z całych sił.Nie bój
sie, pójdziemy dalej.
Na pewno znalazł jakis trop usmiechn ał sie Fredlund. W kazdym
razie bardzo stary. Albo gorzej. Słuchaj, Nero, nie zyczymy tu sobie spotkania
z wilkami! Nie mamy na to czasu.
Rzeczywiscie, ta jama swietnie by sie nadawała na kryjówke wilka
stwierdził Erling.Moze to one wydeptały sciezke?
Tiril uznała, ze mówi a o zbyt strasznych rzeczach, nie omieszkała tez im tego
wypomniec. Zajrzała pod masywne skalne sciany, ale w ciemnosci nic nie widzia-
97

ła. Nie poprawiło to jej nastroju. Fantazja zaczeła pracowac, wyobraziła sobie, co
moze sie tam kryc, sledz ace slepia istot gotowych do ataku.
Nagle Móri sie zatrzymał. Stan ał na srodku korytarza jak wryty.
Towarzysze, id acy za nim, z koniecznosci takze przystaneli.
Wyczuwam opór oswiadczył cicho.
Teraz i oni wyczuli, ze niewidzialny miekki mur zagrodził im droge. Sprezysty,
lecz bardzo mocny. Odchylał sie, ale nie puszczał.
Co to jest? zdumiał sie Fredlund.
Czarodziejska moc. Nie przejdziemy.
Moze bokiemzaproponował Erling i skierował sie w lewo.
W tej samej chwili wszyscy zaniesli sie krzykiem i odskoczyli. Z mroku,
w który próbował zagłebic sie Erling, wypadło kilka istot i ze swistem przeleciało
im nad głowami.
Tiril osłaniała sie, ale i tak kilka stworzen uderzyło j a w twarz. Wrzasneła,
lecz udało jej sie pochwycic jedno z nich.
Nietoperzestwierdził Móri akurat w momencie, gdy sama je rozpoznała.
S a niegrozne, zostawmy je!
Na szczescie mała bestyjka, któr a złapała Tiril, zdołała sie uwolnic, obie
wiec wyszły z tego bez szwanku. Za moment wyleciało jeszcze kilka nietoperzymaruderów,
a potem zapanowała cisza.
Ale to nie koniecrzekła Tiril z niecheci a.S a tu jeszcze inne istoty.
Owszempotwierdził MóriWyjmijcie swoje ochronne znaki, spróbuje
przełamac ten mur. Gdybym tylko znał ich tajemn a formułe. . .
Zrobili tak bez najmniejszych protestów. Tiril usłyszała, ze Arne szeptem odmawia
modlitwe. Doskonale, pomyslała. To na pewno nie zaszkodzi.
Nagle zorientowała sie, ze cos wielkiego, bezkształtnego tkwi pod skał a koło
niej. Z pewnosci a nie był to niedzwiedz. To cos miało wiecej wspólnego z istot
a, o której opowiadał jej kiedys Móri, z ciezkim potworem lez acym w nogach
łoza siry Jona Magnussona ze Skutilsfjrdhur, zesłanym na niego przez dwóch
czarnoksiezników.
Historia sie powtarzała. Jak wtedy na Islandii, takze teraz potworn a istote
sprowadzili dwaj czarnoksieznicy, ojciec i syn. Sira Jon, choc był bogobojnym
człowiekiem, w dodatku ksiedzem, nie zdołał zwyciezyc ich mocy.
Czy Móriemu, poteznemu czarnoksieznikowi, uda sie pokonac stwora?
Nero takze odkrył, ze w korytarzu cos jest. Warczał cicho, lecz powstrzymywał
go charakterystyczny dla psów strach przed zjawiskami nadprzyrodzonymi.
Cofn ał sie troche, schował za mocno trzymaj acym go Erlingiem.
Fredlund spytał, czy ma zapalic pochodnie, lecz Tiril zaprotestowała. Chyba
nie ona jedna była tego zdania.
W aski pasek swiatła wpadał od góry z przeswitu miedzy blokami skalnymi,
troche blasku dochodziło tez z tyłu i odrobine z przodu. Blade niebieskawe swiatło
98

nocy, zbyt słabe, by do czegos sie im przydało.
Trzymali sie wiec blisko siebie. Arne po omacku odnalazł krawedz bluzy Tiril,
a dziewczyna sie nie odsuneła. Sama przylgneła do Móriego najblizej jak sie dało.
Słyszała ciezkie oddechy mezczyzn.
Potem rozległ sie głos Móriego.
Tiril słyszała juz, jak zaklinał po islandzku, dla innych natomiast było to niespodziank
a.
Magiczna piesn uczyniła na nich niesamowite wrazenie. Echo w skalnym korytarzu
potegowało j a jeszcze bardziej, jakby wszystkie tajemne rytuały z pradawnych
czasów skupiły sie w tym jednym monotonnie wypowiadanym zakleciu.
Tiril i Arne zauwazyli cos jeszcze.
Móri szepneła dziewczyna. "To" podpełza blizej.
Wiem odparł, na chwile przerywaj ac rytuał. Ale ja musze skoncentrowa
c sie na tym, co stawia opór. Ta moc jest potezniejsza. Wyjmij najsilniejsz a
z run, które ode mnie dostałas, te nalez ac a kiedys do mnie. Wyci agnij j a w strone
tego zdusza czy stworza czaj acego sie pod skał a!
Cóz za straszne słowa! Nie przypuszczała, ze kiedykolwiek je usłyszy z ust
Móriego.
Ale nawet Móri nie potrafił własciwie nazwac istoty wyci agaj acej sie teraz ku
nim i powoli owijaj acej dusz ac a wełnist a ciemnosci a.
Móri!zawołał Arne. Ono nas pochłonie!
Stójcie spokojnie nakazał Móri. Jesli rzucicie sie do ucieczki, bedziecie
straceni. Tylko przy mnie jestescie bezpieczni. Tiril, znalazłas odpowiedni
znak?
Tiril wymacała kawałek drewna z wyryt a na nim magiczn a run a, o który prosił
Móri.
Tak. Czy wystarczy, ze bede go trzymac? Moze powinnam cos powiedziec?
Po prostu trzymaj. Po głosie poznali, jak bardzo jest spiety. A wy. . .
Jesli znacie jak as modlitwe, odmówcie j a teraz.
I znów zakleciami próbował obalic wyrosły przed nimi niewidzialny mur. Jak
wczesniej wł aczył w nie imie Boga lub Chrystusa.
Fredlund, Arne i Erling głosno odmawiali Ojcze nasz. Wszyscy poza Mórim
skupili sie na tajemniczej istocie, która z kazd a chwil a stawała sie coraz wieksza.
Na dzwiek słów modlitwy i na widok podniesionego przez Tiril w góre magicznego
znaku stwór zawahał sie jakby i odrobine cofn ał, lecz nie zrezygnował.
Móri zakonczył juz sw a monotonn a czarodziejsk a piesn, teraz jedno po drugim
odmawiał zaklecia, mocniejszym, bardziej władczym głosem. Stoj aca najbli-
zej niego Tiril spostrzegła, ze wyci agn ał nowy magiczny znak, rzucił go w strone
niewidzialnego muru, wykrzykuj ac przy tym kilka słów, których nie mogła zrozumie
c, wyczuwała jednak, ze maj a niesamowit a moc. I nagle w grocie zapadła
niezwykła cisza.
99

Mroczna bezkształtna istota powoli wycofała sie w cien, jakby znikneła, lecz
nie mogli tego stwierdzic na pewno, w ciemnosci bowiem nic nie widzieli. Z piersi
Arnego wyrwał sie głuchy szloch.
Móri post apił o pare kroków w przód i podniósł z ziemi swój drogocenny
magiczny znak.
Opór przestał istniec oznajmił. W jego głosie wyczuwało sie jednocze-
snie napiecie, dume i zmeczenie.
Teraz zdołamy przejsc.
Tiril osmieliła sie spytac:
Co to za istota wyłoniła sie z cienia? Pan na zamku?
Nie, nie, to tylko płód czarnej magii. Stworzony, by czuwac nad wejsciem,
pilnowac niewidzialnego muru.
Czy ci, którzy tu mieszkali, byli wielkimi czarnoksieznikami?
Posiedli niezwykle potezn a, grozn a moc. Powedrowali dalej wznosz acym
sie lekko w góre korytarzem. Fredlund powoli odzyskiwał normalny oddech.
Nigdy wiecej nie bede sie wysmiewac ze starych historii o duchach! Wszyscy
powinnismy sie cieszyc, ze dzis w nocy towarzyszy nam Móri.
O, tak! rzekł Arne z przekonaniem. Bardzo niechetnie szykował sie do
zwrócenia swego magicznego znaku.
Nie, zatrzymajcie je powiedział Móri. Jeszcze przez jakis czas mo-
zecie potrzebowac ochrony.
Te słowa wcale nie dodały im otuchy.
Dotarli do wyjscia ze skalnego korytarza. Tiril z krzykiem wybiegła na zewn
atrz, gdy jakas wielka sowa poderwała sie w góre.
W mroku nocy niewiele mogli zobaczyc, nie było jednak w atpliwosci, ze oto
stoj a przed ruinami prastarego zamku. Tistelgormszepn ał Fredlund.Nie
wierzyłem, ze kiedykolwiek w zyciu go zobacze!

Rozdział 13
Tuz przed nimi wznosił sie mur z wielkich prostok atnych kamiennych bloków.
Nic dziwnego, ze nie zauwazyli go wczesniej; otaczaj ace skały skrywały go
z zewn atrz, ponad głazy wystawały zaledwie fragmenty.
Czarnoksieznik z Tierstein znalazł sobie doskonałe miejscemrukn ał Erling.
Skalne sciany dookoła s a tak gładkie, ze nikt nie smiał sie na nie wspinac.
To wybryk natury, ze wsród bezładnie rozrzuconych "kartaczy olbrzymów" znalazło
sie dosc miejsca na budowe. A pózniej zamek popadł w zapomnienie, stał
sie legend a.
Sk ad on czerpał budulec? zastanawiała sie Tiril.
Ksiezyc własnie postanowił odzyskac władze na niebie. Odetchneli z ulg a.
Erling obmacał skalne sciany.
St ad wyr abano kawałki stwierdził. Miał dosc budulca pod rek a. Uf,
co za okropne miejsce, az dreszcz przechodzi!
Nie tobie jednemu sie tu nie podoba posepnie rzekł Móri.
Teraz zamek widac było lepiej. Wiele kamieni odpadło, lecz niektóre sciany,
zwłaszcza te stoj ace w obrebie zniszczonych murów, ocalały.
Wspieli sie po kilku zwalonych blokachz pewnosci a nie było to niegdysiejsze
główne wejsciei znalezli sie w porosnietym traw a miejscu, którym dawno
temu musiał biec wewnetrzny korytarz.
W srodku panowała niezwykła cisza. Gdzies z bardzo, bardzo daleka dobiegał
szum drzew Tiveden. Nie słychac jednak było zadnych ptasich głosów ani wycia
wilków.
Korytarz najwidoczniej otaczał niegdys wewnetrzny zamek. Nagle staneli
przed bram a. Z zewnetrznej bramy nic nie zostało, to wejscie natomiast prowadziło
zapewne do czesci mieszkalnej.
Drzwi naturalnie rozsypały sie w proch, pozostał jedynie otwór w murze. Nad
nim w kamiennym bloku wyryto herb.
Przydałaby nam sie teraz Catherine mrukn ał Erling.
Powiedziałaby nam, czyj to herb.
Prawdopodobnie Tierstein podsun ał Fredlund.
101

Spójrzcie!zawołała Tiril.Tu s a jakies litery! Całe słowo! Co prawda
napisane runami dokonczyła przygaszona.
No cóz, moja znajomosc run pozostawia wiele do zyczenia przyznał
Erling.Moze pan, panie Fredlund. . .
Hm. . . niepewnie chrz akn ał oberzysta. Widze, ze zaczyna sie na T,
a w srodku jest S, lecz poza tym musze przyznac, ze. . . Pocieszam sie tylko tym,
ze litery s a zatarte.
Nagle Tiril cos sie przypomniało.
Móri, twoje zaklecia zapisane s a runami! Wiem, wiem, magicznymi runami,
pierzastymi, ale cos chyba musi byc podobne?
Ust apili miejsca Islandczykowi.
Spróbuje powiedział. Ale rzeczywiscie ledwie je widac.
Czekali. Móri badał kazd a rune z osobna.
Czy tam jest napisane "Tistelgorm"? dopytywał sie Arne.
Nie, ale prawie. W srodku bardzo wyraznie widze "stein".
Gryzł sie w czubek kciuka, z mozołem usiłuj ac poskładac runy w sensowne
słowo.
Juz wiemoznajmił wreszcie. Napisano tu "Tiersteingram".
A wiec nie zadne Tistelgormpokiwał głow a Erling. - I nie ma to zwi azku
ze Szkocj a. Po prostu zniekształcone niemieckie słowo. Tiersteingram? Przyda sie
na cos moje hanzeatyckie pochodzenie. To znaczy tyle, co "Zgryzota Tierstein"!
Zgryzota? Dlaczego? zastanawiała sie Tiril.
Nie mówiłem wam?zdziwił sie Fredlund.Wybaczcie, to przez zapomnienie.
Hrabia, który tu mieszkał, dosc wczesnie stracił zone, szwedzk a ksiezniczk
e. Nie mógł sie pogodzic z tym ciosem, w koncu postradał rozum.Watakach
wsciekłosci lub moze wiedziony pragnieniem zemsty z adał od czasu do czasu
dziewicy z wiosek wokół Tiveden. Młode panny nigdy nie wracały.
Czy w koncu miał ich cały harem? spytał Erling.
O tym sie nie mówiodparł oberzysta.Pamietajcie, ze to tylko legenda!
Podobnie było z Tistelgorm przypomniał Móri.
No tak, macie racje.
Wejdzmy do srodka, dopóki ksiezyc ma jeszcze ochote swiecic zaproponował
Erling.
Tiril nie mogła pozbyc sie paskudnego uczucia, ze s a stale obserwowani, ze
gdzies w cieniu łypi a na nich jakies oczy. Westchneła.
Wiem o tym cicho powiedział Móri. Nie jestesmy sami.
Przeszli do wiekszego pomieszczenia. Na srodku wyrosły tu drzewa.
Uwaga!krzykn ał nagle Erling.
Przyci agn ał do siebie id acego przodem Fredlunda. W miejscu gdzie przed
ułamkiem chwili stał oberzysta, run ał na ziemie olbrzymi kamienny blok.
102

Wystraszyli sie. Podniesli głowy, ale nad nimi widac było tylko mur.
Moze powinnismy zawrócic? podsuneła Tiril.
Móri jednak znów zachowywał sie dziwnie, bardzo tego u niego nie lubiła.
Wszyscy sie zorientowali, ze cos wyczuwa.
Co sie dzieje, Móri? zapytał Erling.
Mamy nie zawracac odparł wreszcie Islandczyk.Mamy szukac.
Ho, ho! rozesmiał sie Erling. Czyzbys zwietrzył zbiór czarnoksieskich
formuł i srodków?
Móri westchn ał. Jego niepewnosc ich przeraziła.
Mórirzekł Erling z naciskiem.Wiesz, ze bez ciebie jestesmy bezradni,
ufamy ci! Nie mozesz nas teraz zostawic!
Nie opuszcze was. Pamietaj jednak, ze mamy do czynienia z moc a innego
czarnoksieznika, a nawet dwóch, jesli sie nie mylimy, dwóch poteznych, mocarnych
znawców wiedzy tajemnej. To oni połozyli zaklecie na oczy ludzi, dlatego
nigdy ani nie widziano zamku, ani nie znaleziono drogi do niego.
Zamysleni pokiwali głowami. Oczywiscie Móri miał racje. Fakt, ze dot ad nikt
nigdy tu nie trafił, dawał do myslenia.
Mówiliscie, ze mamy szukac zwrócił sie Fredlund do Móriego. To
nie powinno nam zaj ac duzo czasu.
Rozejrzeli sie dokoła i przyznali mu racje. Z miejsca, którym sie znajdowali,
roztaczał sie widok na całe ruiny, bo zachowały sie tylko niektóre z wewnetrznych
scian, natomiast wyraznie było widac cał a architekture zamku. Dwa wieksze pomieszczenia,
z których jedno musiało byc sal a rycersk a, kilka mniejszych komnat.
Zamek przypominał Tiril ruiny klasztoru, który widziała w okolicach Bergen. Tistelgorm
czy Tiersteingram, jak chyba naprawde zwał sie zamekbył mniejszy
i z cał a pewnosci a nie wybudowano go na chwałe Boga. Jesli jednak pan na
zamku w istocie był czarnoksieznikiem, byc moze miał oddzieln a komnate na swe
studia i eksperymenty?
Głosno powtórzyła to pytanie.
No cóz rzekł Móri niepewnie. Ani ja, ani zaden z moich przodków,
ba, nawet sira Eirikur z Vogsos nie miał oddzielnej izby do tych celów, lecz w czasach,
kiedy budowano te twierdze, przy wiekszym bogactwie. . . Kto wie, moze
tak własnie było?
Nero, dziwnie spokojny od czasu zetkniecia z potworem w skalnym korytarzu,
zacz ał teraz obw achiwac ziemie i ci agn ac w okreslonym kierunku.
Na pewno znalazły tu sobie kryjówke jakies zwierzeta domyslił sie Erling.
Chodzcie, przejdziemy sie po komnatach!
Nie było to wcale łatwe, wszedzie wszak walały sie kamienne bloki, które
powypadały ze scian.
Tiril z dum a zdała sobie sprawe, ze najprawdopodobniej jako pierwsi ludzie
od niepamietnych czasów postawili tu noge. Dumie tej jednak towarzyszył lek
103

i gor ace pragnienie, by mozliwie najpredzej opuscic to miejsce, uciec daleko, jak
najdalej st ad, zanim bedzie za pózno.
Za pózno? Cóz za straszna mysl!
Usłyszała, ze towarzysze zastanawiaj a sie nad przeznaczeniem poszczególnych
komnat. Otwory w murze, w których opierały sie kiedys drewniane belki,
wskazywały na istnienie górnego pietra albo wiezy. Tak, tak, zapewne hrabia i jego
ksiezniczka pragneli, by ich siedziba była niezwykle okazała.
Tiril znów staneła nasłuchuj ac. Czesto tak robiła, nie mogła bowiem pozbyc
sie wrazenia, ze cos czai sie w powietrzu lub w kamiennych scianach. Docierał do
niej ostrzegawczy pomruk, jakis potworny głuchy głos, jakby wydobywaj acy sie
z głebi gardła, które przestało istniec.
Cóz za głupstwa! Spróbowała odegnac niepokój. Wszyscy jednak chyba wyczuwali,
ze nie s a w zamku mile widzianymi goscmi. Arne wygl adał, jakby zaraz
miał zemdlec ze strachu, a w oczach opanowanego Fredlunda pojawiła sie niezwykła
zaduma. Wszyscy pokładali nadzieje w Mórim, a poniewaz i on niczego
nie był pewien, tym wiekszy odczuwali lek.
Nero, popiskuj ac, uparcie ci agn ał w jedn a strone.
Poczekaj, Nero!zniecierpliwił sie Erling. Zaraz tam pójdziemy.
Nagle Tiril, id aca na koncu, skoczyła w przód. Odwrócili sie.
Co sie stało? spytał Móri.
Obejrzała sie na otwór, przy którym przed chwil a stała.
Wydało mi sie, ze. . . ze cos sie czaiło, chciało zaatakowac mnie od tyłu.
O mały włos, a by mnie dopadło.
Jestesmy przewrazliwieni, nie wolno nam przesadzac oswiadczył Erling.
I tak nie jest tu zbyt przyjemnie.
Tiril wcale nie jest przewrazliwiona bronił Móri dziewczyny. Przez
cały czas wiedzielismy, ze cos sie tu kryje, prawda?
Arne przedstawił pomysł, który mu wpadł do głowy:
Teraz, kiedy wiemy, ze zamek naprawde istnieje i gdzie szukac wejscia,
moglibysmy chyba odejsc i wrócic za dnia?
Zapadła cisza.
Doskonały pomysł, Arne odparł Móri, a pozostali przytakneli. Chłopak
sie rozjasnił. Pamietaj tylko, ze jestesmy na nogach juz prawie cał a dobe
podj ał Móri.
Wszystkim daje sie we znaki zmeczenie. Moim zdaniem powinnismy załatwic
wszystko, co mamy do załatwienia, i skonczyc z tym ponurym zamczyskiem raz
na zawsze.
Arne zastanowił sie chwile.
Tak, pewnie macie racje. Nie smiałbym chyba tu wrócic nawet w bardzo jasny
słoneczny dzien.
104

Rzeczywiscie przyznał Erling. Zróbmy to, co do nas nalezy. Nie
powinno nam to zaj ac duzo czasu, bo obeszlismy juz chyba wszystkie komnaty.
Nie znajduj ac trzeciego kawałka figurki demona powiedział Fredlund.
A przeciez po to przyjechalismy.
No tak, i zeby dowiedziec sie czegos o pochodzeniu Tiril dodał Erling.
Ale chyba bł adzimy po manowcach.
Nie chce miec nic wspólnego z tym strasznym zamczyskiem!gwałtownie
wykrzykneła Tiril. Nero, nie ci agnij tak!
Moze powinnismy isc za nim łagodnie zauwazył Móri. A nuz pies
ma wiecej rozumu od nas?
Pozwolili Nerowi isc tam, gdzie chciał. Czuj ac, ze postawił na swoim, ci agn ał
jeszcze mocniej, o mało nie wywracaj ac przy tym Erlinga.
Ku ich zdumieniu pies poprowadził ich z powrotem, w strone wyjscia. Przed
otworem wejsciowym skrecił jednak w lewo i przeskoczył przez wewnetrzny mur
na biegn acy wokół zamku korytarz, który niegdys zapewne był zabudowany. Erling
zawadził o mur, potkn ał sie, przekl ał pod nosem, wspi ał sie po kamieniach
i zeskoczył.
Erling miał swoj a wage. Poczuł, ze ziemia usuwa mu sie spod stóp, i z krzykiem
run ał w dół. Jama musiała byc głeboka, bo poci agn ał za sob a Nera. Tiril nie
smiała sie domyslac reakcji Erlinga, gdy wielki pies zwalił mu sie na głowe.
Erlingu! zawołali przerazeni. Po krótkiej chwili z dołu rozległ sie jego
głos:
Jestem tutaj! Zmiazdzony przez psa, ale jakos z tego wyjde.
Odsuncie sie, my tez zejdziemy zdecydował Móri. Czy to bardzo
głeboko?
Zwykła wysokosc pomieszczenia. Prosze zabrac krzesiwo, panie Fredlund!
Juz zapalam hubke.
Móri zeskoczył pierwszy, a potem pomógł zejsc innym.
Ale Nero wcale nie prowadził nas tutaj zauwazył Erling. Chciał isc
ku skale.
Musi byc jakies normalne wejscie do tych podziemnych pomieszczen
uznał Móri. Prawdopodobnie Nero je wyweszył.
Arne zabrał z góry spróchniał a gał az, uzyli jej jako pochodni. Powoli oczy
przyzwyczajały sie do swiatła.
Gdzie my jestesmy? dziwiła sie Tiril. Co to za piwnica?
Rozejrzeli sie dokoła. Loch był wielki, ci agn ał sie pod połow a budynku.Wk acie
Móri odnalazł szcz atki czegos, co kiedys mogło byc prymitywnymi aparatami.
Niewiele teraz z nich zostało.
Nie przydadz a sie juz do magicznych eksperymentówzauwazył cierpko.
Trudno nawet sie domyslic, do czego mogły słuzyc. Ale za nimi lezy cały stos
ludzkich kosci. Czaszki? Kobiece? Och, to przeciez szcz atki młodych dziewic!
105

Jekneli, zdjeci zalem i przerazeniem.
Tiril zgarneła pajeczyne z włosów. Pragneła jak najpredzej opuscic ten potworny
loch. Ze scian wzniesionych z ubitej ziemi wystawały resztki zgniłych belek,
sklepienie podtrzymywały kamienne słupy, robactwo wystraszone blaskiem
pochodni rozpełzło sie po k atach, w powietrzu unosił sie odór splesniałej ziemi
i zgnilizny. I te biedne dziewczeta!
Najstraszniejsze jednak było wrazenie czyjejs obecnosci. Tutaj wzmogło sie
jeszcze bardziej, ostrzezenie zmieniło sie w tłumiony na razie gniew. Z cał a pewno
sci a nie byli tu mile widziani.
Prawde powiedziawszy, znalezli sie w niezwykle trudnym połozeniu. Tylko
czarodziejskie zdolnosci Móriego mogły ochronic ich przed niezwykłym oporem,
jaki tu napotkali.
Wyci agneli swe magiczne runy, a jednoczesnie w duchu odmawiali modlitwy.
Postanowili zabezpieczyc sie na wszystkie sposoby.
Musimy działac szybkooswiadczył Móri. Ale jak? Co robic?
S adze, ze powinnismy isc za Neremstwierdził Erling.On wci az czegos
chce.
Doskonale, naprawde mamy z niego wiele pozytku. Te słowa bardzo ucieszyły
Tiril, zawsze było jej przykro, gdy ktos wyrazał sie niepochlebnie o ulubie
ncu.
Chyba nie znajdziemy brakuj acego kawałka figurki westchn ał Fredlund.
Przepatrzylismy juz wszystkie mozliwe k aty.
Szukaj, Nero, szukaj!Tiril zachecała psa do dalszych popisów.
Nero skoczył w przód, poci agaj ac za sob a Erlinga.
Do czorta, nigdy sie chyba do niego nie przyzwyczaje zdenerwował
sie potomek Hanzeatów. Towarzysze pomimo napiecia nie powstrzymali sie od
usmiechu.
Ruszyli za psem. Znów skierował sie w strone skalnego korytarza, weszył
wokół niego.
Nagle zesztywnieli.
Teraz nie tylko Tiril i Móri usłyszeli ostrzegawcze mruczenie; stawało sie coraz
głosniejsze. Brzmiało głucho, jakby dobywało sie z głebi poteznej gardzieli.
Mieli wrazenie, ze otoczyła ich gromada potworków, która naraz podsuneła sie
blizej, by odci ac im droge od zewnetrznej sciany lochu.
Móri skierował dłon ku stworom, które choc niewidzialne, wydawały sie dosc
konkretne, niemal namacalne. Wymówił kilka ostrych słów po islandzku.
Iluzja osłabła, mogli dojsc do sciany. Ktos jednak wci az okazywał swe niezadowolenie.
Wzburzone echo przetoczyło sie piwnicznymi korytarzami.
Fredlund wysoko podniósł pochodnie.
Za t a scian a z ziemi cos jest oznajmił Erling. Musimy to sprawdzic.
106

Tiril brzydziła sie przegniłej, ciemnobrunatnej torfowej ziemi. Okazało sie
jednak, ze łatwo daje sie odrywac. Odchodziła całymi płatami.
Czy to taki kolor okresla sie "móri"? spytała przyjaciela.
Akurat w tej chwili nie s a to zbyt przyjemne słowa.
Przepraszamrzekła, załuj ac, ze to powiedziała.
Głos Móriego swiadczył o jego niezwykłej koncentracji. Zrozumiała, jak wielkie
znaczenie dla nich wszystkich ma jego obecnosc i ile wysiłku kosztuje go
powstrzymywanie makabrycznego przeciwnika. Bez Móriego juz dawno byliby
straceni.
Ale czy inni takze zdaj a sobie z tego sprawe?
Tak, była tego pewna. Okazywali Islandczykowi bezgraniczny podziw i posłusze
nstwo.
Nagle Erling zawołał:
Tu s a jakies drzwi! Dobrze zachowane drewniane drzwi z okuciami z zelaza!
Przetrwały dzieki okładowi z torfu powiedział Fredlund.
Zacheceni nowym odkryciem z wiekszym zapałem zeskrobywali reszte ziemi.
Jest zamek zauwazył Arne. Ale gdzie szukac klucza?
Móri przyjrzał sie drzwiom, wreszcie podniósł głowe.
Klucz nie istniejeoznajmił.Drzwi zamknieto przy uzyciu magicznej
siły.
Słuchali oszołomieni.
Ale musi st ad byc jakies inne wyjscie upierał sie Erling. Wskazuje
na to zachowanie Nera.
Móri westchn ał ciezko.
Owszem. Mysle tez, ze wiem, gdzie go szukac. Ale nie chce go wypróbowywa
c. Postaram sie raczej zrobic cos z tym. Odsuncie sie troche.
Natychmiast spełnili polecenie. Tiril szepneła:
Móri potrafi otwierac zwyczajne zamki bez uzycia klucza, widziałam to na
własne oczy. Ale nie wiadomo, czy sobie z tym poradzi. Moze nie znac magicznej
mocy, któr a sie tu posłuzono.
Jak, na miłosc bosk a, potrafi otworzyc zamek bez klucza?dziwił sie Arne.
Posługuje sie specjaln a run a wyjasniła Tiril. A potem wdmuchuje
jakies paskudztwo w zamek. Nigdy nie chciał zdradzic mi, co to takiego, twierdzi,
ze to wstretne.
Wyobrazam sobiemrukn ał Erling.
Skupili sie na poczynaniach Móriego.
Islandczyk przykucn ał i cos majstrował przy zamku, nie bardzo widzieli, co
robi, gdyz widok zasłaniała jego ciemna głowa. Jedynie Fredlund z pochodni a
mógł stan ac dosc blisko, szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma przygl adał sie
niezwykłym obrzedom czarnoksieznika.
107

Nagle jakas siła, jakby niespodziewany podmuch wichru, odrzuciła Móriego
w tył. Zd azyli go pochwycic, zanim uderzył w przeciwległ a sciane.
Przerazili sie nie na zarty.
Moze lepiej tego zaniechac szepneła pobladła ze strachu Tiril.
Móri, by dojsc do siebie, kilkakrotnie głeboko odetchn ał.
Nie, nie, po prostu cos zle obliczyłem. Teraz juz wiem, uda mi sie na pewno.
Tajemnicza siła nie zgadzała sie z nim. Znów nim szarpneła, teraz jednak towarzysze
mocno go przytrzymywali.
Dziekuje, przyjacielerzekł Móri. Prosił, by podprowadzili go pod same
drzwi, nie miał bowiem ochoty na kolejne, jak sie wyraził, kuksance.
Opór, jaki napotkali, był ogromny. Wicher wiej acy z sił a orkanu potargał im
włosy, ale wytrzymali dostatecznie długo, by Móri zdołał odprawic cały rytuał.
Potem cofn ał sie nieco.
Zwrócił dłonie wewnetrzn a stron a w kierunku drzwi. Towarzysze stoj acy za
nim i przy nim w napieciu wstrzymali oddech. Obejmowali sie mocno, by nie dac
sie porwac szalej acemu po lochu wichrowi. Nero na przemian skamlał przerazony
i ujadał w strone, sk ad wiało.
Móri głosno odmawiał zaklecia, a potem wyj ał magiczny znak, którego Tiril
dotychczas nie widziała, i podsun ał go pod drzwi.
Wiatr ucichł, huk zmienił sie w szum, który takze sie rozpłyn ał.
Odetchneli zdyszani jak po ciezkim biegu, twarze i uszy zdretwiały im z zimna.
Nero cichutko popiskiwał.
Móri stał całkiem nieruchomo. Spostrzegli, ze nieprzerwanie porusza wargami,
wypowiadaj ac niemo długie formuły, prawdopodobnie pochodz ace z zamierzchłych
czasów, o których nic nie wiedzieli.
Powoli, bardzo powoli drzwi sie uchyliły. Odbyło sie to tak spokojnie, ze z pocz
atku nawet tego nie zauwazyli. Spostrzegli dopiero wówczas, gdy zazgrzytało
zardzewiałe zelazo.
Drzwi staneły otworem.
Popatrzyli po sobie. Kto miał wejsc pierwszy?
Móri przej ał pochodnie z r ak Fredlunda i przekroczył kamienny próg. Dał
znak, by poszli za nim.
Jedno za drugim wchodzili do srodka, nie mog ac sie przy tym powstrzymac
od okrzyków zdumienia. Zamek obrócił sie w ruine, lecz to pomieszczenie sie
zachowało.Wnaturalnej skalnej krypcie wygładzono sciany, a potem ludzkie rece
wyryły na nich zawiłe magiczne wzory.
Na srodku stał pojedynczy kamienny sarkofag bez płyty z imieniem. Stali
w komorze grobowej.

Rozdział 14
Wydawało sie, ze działanie złej mocy zostało przerwane. Nie nast apił juz zaden
atak, nie objawiła sie nowa czarodziejska siła. .
Móri pokonał je wszystkie.
Jestes najpotezniejszy szepneła do niego Tiril.
Usmiechn ał sie przelotnie.
Moze z zyj acych. Ale ci tutaj naprawde potrafili wiele!
Ci? Przeciez jest tylko jedna trumna.
Tak, najpewniej pana na zamku, syna. Chciał ochronic sw a krypte grobow a
przed intruzami.
Erling rozejrzał sie po komorze.
Nic wiecej tu nie ma. Tylko gładko wypolerowane sciany pokryte dosc
płytkimi rzezbieniami. Nic poza tym!
Arne na głos powiedział to, o czym mysleli wszyscy:
Nie wydaje mi sie, by ktos zadawał sobie tyle trudu jedynie po to, zeby nie
dopuscic do zakłócenia spokoju zmarłego.
Masz racjezgodził sie z nim Móri. Otwórzmy trumne!
Nie chce brac w tym udziału sprzeciwiła sie Tiril.
Ja takze przył aczył sie do niej Arne.
Móri zawahał sie.
Dobrze, wobec tego poczekajcie na zewn atrz.
Jedno przez drugie zawołali:
O, nie, nigdy w zyciu!
No cóz, jak wiec chcecie? westchn ał Móri. Musimy sie pospieszyc
mrukn ał Fredlund. Pochodnia niedługo sie wypali.
Zostajemy zdecydowała Tiril. Ale nie bedziemy patrzec.
Nie jest to konieczne. Trzymaj Nera i pochodnie, a my, mezczyzni, sie tym
zajmiemy.
Arne zawahał sie chwile, pragn ał, by i jego zaliczono mezczyzn, zrezygnował
jednak. Wybrał mniejsze zło
109

Pokrywa sarkofagu okazała sie ciezka. Tkwiła mocno. Musieli j a, odrobine
uniesion a przesuwac po kawałeczku. W koncu ust apiła.
Poswiec, Arne!
Ciekawosc dwójki młodych rozpaliła sie juz do tego stopnia, ze zapomnieli
o strachu przed tym, co mog a zobaczyc. Po prostu musieli popatrzec.
Okropienstwoszepneła Tiril z obrzydzeniem.
Naprawde tak myslisz?zdziwił sie Erling.Przeciez to tylko szkielet,
owszem, zostało troche resztek mumifikowanego ciała, ale własciwie s a tu same
kosci.
Móri przygl adał sie rozsypanym szcz atkom, ciało zmarłego z pewnosci a spocz
eło niegdys na bacznosc. Choc z ubrania zostały zaledwie resztki, byli w stanie
mniej wiecej okreslic ich wiek.
S adze, ze to nie jest pan na zamku rzekł Móri. Cos mi podpowiada,
ze to ojciec. Gosc z Tierstein.
Tak samo pomyslałem zawtórował mu Erling.
Spójrzcie na szkielet. To kosci starca. Co prawda pan na zamku, syn, mógł
dozyc podeszłego wieku, nic nam o tym me wiadomo. Ale ten, który tu spocz ał,
długo chorował, wskazuj a na to zmiany w kosciach.
Tiril spytała:
A wiec to ten, który podzielił klucz pomiedzy swych trzech synów? Sam
hrabia Tierstein?
Tak, chyba mozemy tak załozyc.
Głos Fredlunda nie wyrazał zadnych uczuc:
Pozostaje nam jeszcze odnalezienie jego syna i synowej, szwedzkiej ksiezniczki.
Gdzie mog a byc?
Arne, przezwyciezywszy strach przed zetknieciem ze smierci a, pochylił sie
nad sarkofagiem.
Nie wpadnij do srodka, chłopcze uprzedził go Fredlund. Bo wtedy
grozi ci atak histerii.
Młody chłopak natychmiast wyprostował sie przerazony. Oczy miał okr agłe
jak piłki.
Nero znów zacz ał piszczec.
Czego ty chcesz, piesku?spytał Móri. Przykucn ał i zacz ał z nim rozmawia
c. Nero połozył uszy po sobie i cał a sw a postaci a wyrazał, ze jest nieszczesliwy.
Tak bardzo pragn ał cos przekazac, lecz, niestety, nikt go nie rozumiał.
Wydaje mi sie. . . zacz ał Arne. Ale nie mam odwagi.
Co takiego? zainteresował sie Erling.
Arne niezgrabnie machn ał w strone sarkofagu.
Wydaje mi sie, ze cos pod nim lezy. Pod biodrem.
Wsród tych kosci? Raczej nie, chyba bysmy to zauwazyli.
Cos mi sie widzi, ze Arne ma racje stwierdził Móri.
110

Pod tym, co kiedys było biodrem, rzeczywiscie cos jest. Nikt nie miał ochoty
ruszac umarłego, w koncu Móri sie zdecydował. Nie chciał dotykac go rek a,
wiec odłupan a z pochodni dług a drzazg a rozgarn ał kruche kosci.
Popatrzyli po sobie.
Trzeci kawałek szepneła Tiril. Znalezlismy trzeci a czesc figurki demona!
Po dokładnym zbadaniu trumny od wewn atrz i od zewn atrz z powrotem nasun
eli pokrywe. Obmacali sciany, sprawdzaj ac, czy nie ma w nich niewidocznych
otworów. Pochodnia zaczeła juz parzyc Fredlundowi palce, opuscili wiec komore
grobow a i starannie zamkneli za sob a drzwi.
Jeszcze raz przeszukali podziemne lochy, lecz niczego nie znalezli. Nero tez
przestał okazywac jakiekolwiek zainteresowanie. Stał na srodku i piszczał zdezorientowany.
Erling twierdził, ze pies jest wyj atkowo smutny. Potem wszyscy razem
odmówili modlitwe za młode dziewice z wiosek.
Sporo trudu kosztował ich powrót na powierzchnie ziemi. Erling ostatni opu-
scił loch z niemał a ulg a, ale wszyscy rozumieli, jak bardzo nieprzyjemnie musiało
mu byc w samotnosci na dole. Ci agneli nawet losy, kto wyjdzie stamt ad na koncu,
i Erling przegrał.
Niepotrzebna nam nowa pochodnia doszedł do wniosku Fredlund.
Noc juz mineła.
Dzieki Bogu szepn ał Arne.
Wstawał swit. Napływało swiatło dnia. Na horyzoncie bladł ksiezyc.
Witaj, dniu!
Czego oni sie bali? Wszystko wszak było normalne.
Smiertelnie zmeczona Tiril oparła sie na ramieniu Erlinga. Zauwazyła jednak
spojrzenie Móriego, poczuła, ze go opusciła. Natychmiast odsuneła sie od Erlinga
i niby przypadkiem podeszła do Móriego.
Islandczyk zdawał sie poruszac sam a tylko sił a woli.Wtwarzy o barwie kosci
słoniowej płoneły czarne oczy, ruchy zdradzały wielkie napiecie. Mimo to obj ał
Tiril i przytulił j a do siebie.
Usi adz tam, pod murem rzekł łagodnie.
Nie, bo zaraz zasne. Ale niepokoje sie o Nera. Psy s a wprost uzaleznione
od dostatecznej ilosci snu. Własciwie bardziej niz od wody.
Móri podniósł głowe.
Gdy tylko st ad wyjdziemy, i on, i my wszyscy wypoczniemy.
Niektórzy w ich grupie byli wyj atkowo podnieceni. Inni, jak Tiril, ledwie trzymali
sie na nogach. Nikt jednak nie miał odwagi siadac.
Długo stali, przygl adaj ac sie trzeciemu kawałkowi figurki demona. Na kształtnej
dłoni Móriego wygl adał dosc niewinnie. Nikt by nie przypuszczał, ze to frag-
111

ment paskudnej siedz acej postaci, była to bowiem połówka dolnej czesci. Tiril
stwierdziła, ze szlachetne czesci ciała nie zostały wcale wyeksponowane, jak przewidywała
Catherine, przeciwnie, w ogóle nie było ich widac. Ale poza wszelk a
w atpliwosc wystaj ace krawedzie skrzydeł mogły pasowac do jakiejs szczególnej
dziurki od klucza.
Czegos tu nie rozumiem oswiadczyła. Dlaczego ten kawałek znalazł
sie przy starym czarnoksiezniku? Przeciez rozdzielił czesci pomiedzy synów?
Dlaczego nie miał go młodszy, pan na zamku? A moze to jednak był on?
Nie, zdecydowanie mozemy powiedziec, ze to ojciec. Wiele na to wskazywało
odparł Erling.
Owszem przytakn ał Móri. Nie wiem jednak, czy zauwazyliscie, ze
wokół figurki walały sie drobne resztki skóry.
Tak, zwrócili na to uwage.
Przypuszczam, ze ojciec schował figurke w skórzanej sakiewce. Prawdopodobnie
wszył j a w ubranie tak sprytnie, ze syn nigdy jej nie odnalazł.
Ale dlaczego?
Moze ojciec pozałował swej decyzji? Uznał, ze trzeci syn nie jest godzien
spadku? To tylko domysły, ale kto wie, czy nie słuszne. Pan na zamku,
m az szwedzkiej ksiezniczki, nie był wszak aniołem.
Ojciec z pewnosci a takze przypomniał mu Fredlund. Ale teoria moze
byc słuszna, bo przeciez syn po smierci zony postradał zmysły.
W kazdym razie to najlepsza teoria ze wszystkich, jakie mamy orzekł
Erling.
- Pozostaje teraz odnalezc Tierstein, gdziekolwiek jest, i odszukac skarb.
Po raz ostatni przepatrzyli zamek, tym razem zachowuj ac jeszcze wieksz a
ostroznosc, nikt bowiem nie miał ochoty znów wpasc do lochu.
W zamku nie było jednak mrocznych k atów ani interesuj acych zakamarków.
Skarb musiał znajdowac sie w Tierstein. W Niemczech albo Austrii.
W koncu Móri polecił:
Stancie w bezpiecznym miejscu. . . Powiedzmy tutaj, przy tej skalnej scianie.
Wejdzcie troche wyzej na skałe, o, tak!
Stan ał wraz z nimi, a potem poprosił, by zamkneli oczy i zatkali uszy.
Nie ma mowy! obruszył sie Erling. Jesli zamierzasz zaklinac, chce
na to patrzec!
Wszyscy pozostali go poparli. Móri westchn ał zrezygnowany.
Jak sobie chcecie! Ale to wymaga ode mnie ogromnej koncentracji. Niezwykłego
wysiłku!
Doskonale!ucieszył sie Erling. A co masz zamiar zrobic?
Oczyscic to miejsce ze zła, tak by nikt nie musiał sie bac legendarnego
zamku Tiersteingram.
Na chwile przymkn ał oczy. Usiadł na pietach, dłonmi wsparł sie o ziemie.
Potem wstał i podniósłszy rece do góry rozpocz ał zaklinanie.
112

Brzmiało to niesamowicie, obco i przerazaj aco. Utkwili wzrok w jego niezwykłej
postaci i zauwazyli, co sie dzieje, dopiero gdy usłyszeli huk i trzask. Wówczas
obejrzeli sie na zamek.
A zamek sie rozpadał! Kamienne bloki odrywały sie od murów, ziemia trzesła
sie i przesuwała, zapadły sie piwnice.
Nawet skała pod ich stopami zadrzała. Oniemiali patrzyli na ten pokaz siły
czarnoksieznika. Wreszcie na powierzchni ziemi pozostał tylko olbrzymi stos kamieni,
którego nikt nie podejrzewałby, ze stanowi szcz atki pradawnego zamku.
Móri doszedł do siebie, popatrzył na nich i usmiechn ał sie.
Milczeli przez dług a chwile.
Kto mówił o najpotezniejszym czarnoksiezniku na swiecie? spytał Erling
nie swoim głosem.
Móri skromnie spuscił wzrok.
To nie tylko twoje dzieło stwierdziła Tiril.
Ciemne oczy czarnoksieznika patrzyły prosto na ni a.
To prawda. Nie byłem sam.
Pokiwali głowami. Wszystko stało sie bardziej zrozumiałe. Jesli w ogóle mozna
tak powiedziec o niesamowitych wydarzeniach, które przed chwil a rozegrały
sie na ich oczach. Przesłali niewidzialnym towarzyszom ciepłe mysli.
Erling zauwazył cierpko:
Czy zdajesz sobie sprawe, ze obróciłes w perzyne cenny pomnik przeszło-
sci?
Zniszczyłem gniazdo złaodparł Móri.To było wazniejsze. Tiveden to
przepiekny las, niewiele juz takich. Teraz ludzie i zwierzeta bed a mogli poruszac
sie po nim bez strachu.
Miał pan całkowit a racje przyznał Fredlund. Ludziom, którzy bed a
o to pytac, odpowiem, ze Tistelgorm naprawde istniało, lecz przepadło bez sladu.
Bardzo dobrze! ucieszyła sie Tiril. Jedno tylko mnie zastanawia. Równie
z moja matka wspomniała o Tistelgorm. A przeciez własnie ona, potomkini
hrabiów von Tierstein, mówi aca po niemiecku Austriaczka, powinna chyba powiedzie
c: Tiersteingram.
Nie wiemy, co naprawde powiedziała twoja matka przypomniał Erling.
Akuszerce jej słowa mogły sie skojarzyc z "tistel", ostami.
Tiril zamysliła sie.
No tak, chyba masz racje. Ale, Móri. . . Przeciez nie wszyscy czarnoksieznicy
s a zli. Dlaczego uwazasz, ze ci akurat byli zli?
Móri westchn ał.
Na Islandii odrózniamy biał a magie od czarnej. Oni zajmowali sie zabronion
a czarn a magi a. Po prostu wiem. To byli straszni ludzie! Chodzmy juz st ad,
opuscmy to nieprzyjazne miejsce!
Kiedy nareszcie skierowali sie ku wyjsciu, Nero jakby sie ockn ał.
113

W skalnym korytarzu gwałtownie sie zatrzymał. Czujnie popatrzył w ciemno
sc przy skale, gdzie poprzednio tkwiła mroczna dusz aca zjawa. Powarkuj ac
wycofał sie, przy ludziach poczuł sie bezpieczny.
Nie bój sie, Nerołagodnie mówiła Tiril.Juz nie ma czego, tamto juz
sobie poszło!
Nero spogl adał na ni a, czarne slepia o cos prosiły.
Naprawde, Nero zapewniała. To juz sobie poszło! Chodz, idziemy
st ad!
Pies jednak usiadł i cichutko popiskiwał.
Czego ty chcesz, Nero? zachodził w głowe Erling, prowadz acy go na
smyczy.
Móri porównywał odległosci.
Pamietacie, jak wtedy wyrwał do przodu, poci agaj ac za sob a Erlinga, i ziemia
sie zapadła?
Owszemciezko westchn ał Erling.
Kierował sie wówczas ku jakiemus miejscu w skale, kawałek w lewo od
wejscia do zamku i skalnego korytarza. Gdybysmy posuwali sie w tym samym
kierunku, oczywiscie przez skałe, doszlibysmy akurat do tego miejsca w grocie,
to z lewej strony, prawda?
Zgadza sie przyswiadczył Erling.
Jak najbardziej pokiwał głow a Fredlund.
Daj mi na chwile Nera, Erlingu poprosił Móri. Panie Fredlund, czy
mógłby sie pan postarac o now a pochodnie?
Arne, przynies z lasu kawałek drewna! nakazał oberzysta.
Mój sługa ma takze sługe, pomyslała Tiril. Fredlund zwrócił sie do nich:
Moim zdaniem, po wydarzeniach tej nocy powinnismy zapomniec o wszelkich
tytułach. Mam na imie Tobias:
Uroczyscie podali sobie rece. Jakze smieszna ceremonia na odludziu, w podziemnym
korytarzu, lecz bardzo szwedzka!
Arne przyniósł odpowiedni a gał az, ogien oswietlił grote.
Miałem nadzieje, ze juz koniec z przygodami mrukn ał Erling. Niestety!
Prowadz nas, o najjasniejsza z gwiazd, czyli Nero!
Usmiechneli sie pod nosem.
Pies, przekonawszy sie, ze niebezpieczna wełnista mgła juz go nie zaatakuje,
parł naprzód z zapałem. Poci agn ał Móriego w ciemnosci.
Pochodnia!zawołał Móri.Grota prowadzi dalej! Pospieszyli za nimi.
Nero i Móri przystaneli. Migotliwy blask oswietlił odległ a czesc groty.
Zblizyli sie niepewnie. W jednym miejscu musieli sie schylic, by zmiescic sie
pod sklepieniem, lecz zaraz znów mogli sie wyprostowac.
A wiec to tak. Fredlund starał sie nie okazac zdziwienia.
Własniepowiedział Móri.
114

Droge zagradzała im skalna sciana. Wyraznie rysowały sie w niej drzwi.
A zatem tego strzegł mglisty potwór domysliła sie Tiril.
Najpewniejodparł Erling.
Usłyszeli, jak Arne wzdycha drz aco.Widac dosc juz miał niecodziennych wydarze
n.
Czy bed a takie same problemy z otwarciem? spytał, Fredlund.
Nie, wyeliminowałem opór. Te drzwi wygl adaj a na prostsze uspokajał
ich Móri.
Zaczekaj chwile!wykrzykn ał Erling.Teren tu troche opada, prawda?
Nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało sie, ze ta tajemna komnata znajduje
sie na tyłach komory grobowej.
Zastanowili sie. W myslach mierzyli odległosc.
Bardzo prawdopodobnepotwierdził Móri. Otwieramy?
Oczywiscie podchwycił Erling. Przeciez w zamku prawie nic nie
znalezlismy. Zwłoki starego hrabiego, ot i wszystko. No i kosci tych biedaczek.
I trzeci kawałek figurki przypomniała mu Tiril. A jego własnie szukali
smy, prawda?
Odpowiedzieli jej tylko spojrzeniem.
Móri zabrał sie za otwieranie zamka. Nie mieli, rzecz jasna, klucza, lecz poniewa
z magiczna moc została pokonana, tym razem uporał sie z nim znacznie
predzej. Drzwi sie otworzyły.
Od razu zorientowali sie, ze jest to wieksze pomieszczenie. W srodku stały
dwa sarkofagi.
Komora grobowa nie została udekorowana tak pieknie jak poprzednia, wzorów
wyrzezbionych w kamieniu było tu znacznie mniej. Krypta sprawiała tez wra-
zenie nowszej, choc nie mogły bardzo róznic sie wiekiem.
Nero nie przestawał popiskiwac.
Przytrzymaj go, Arnepolecił Fredlund.My zabierzemy sie za ciezsz a
robote.
Ale ja tez moge pomóc!
Tiril przytrzyma pochodnie i Nera. Jakiz on niespokojny! No, zaczynamy!
Zgromadzili sie wokół pierwszego sarkofagu. Po chwili udało sie odsun ac pokryw
e.
Kolejne zwłoki, tym razem lepiej zachowane. Nietrudno było sie zorientowac,
ze to ciało kobiety, ubranej kiedys w kosztowny strój.
Szwedzka ksiezniczka szepn ał Móri. Biedne dziecko, nie dozyła
póznego wieku!
Starannie przeszukali sarkofag, niczego interesuj acego jednak nie znalezli.
Nie byli przeciez hienami cmentarnymi!
Z powrotem zasuneli pokrywe. Staneli nieruchomo, podczas gdy Fredlund odmawiał
modlitwe. Chcieli okazac szacunek przedwczesnie zmarłej dziewczynie.
115

Tylko Nero troche zakłócał ceremonie nieustaj acym popiskiwaniem.
Fredlund podniósł głowe.
A teraz ten drugi!
Popatrzyli po sobie. Sarkofag czarnoksieznika, pana na zamku. Czy sie odwa-
z a? Co tam znajd a?
Móri dłonmi obmacał sarkofag.
Nie wyczuwam niebezpieczenstwa rzekł, ale w jego głosie zadzwieczała
nuta niepewnosci, zobaczyli, ze zmarszczył brwi.
Wreszcie podjeli decyzje. Nabrali powietrza w płuca i uniesli pokrywe.
Dała sie przesun ac zdumiewaj aco lekko. Móri poprosił o wiecej swiatła.
Musieli zebrac sie na odwage, by zajrzec do odkrytego sarkofagu.
Odskoczyli zdumieni.
Nie zobaczyli szcz atków czarnoksieznika. W srodku spoczywała Catherine.

Rozdział 15
Lezała nieruchomo w zimnym sarkofagu z kamienia, z zamknietymi oczami
w białej twarzy, z dłonmi skrzyzowanymi na piersi. Jej zawsze czyste ubranie było
brudne i podarte.
Tiril wybuchneła płaczem. Móri zbladł, a Erling padł na kolana przy sarkofagu,
głosno krzycz ac: "Nie, nie!" Nawet nie próbował kryc łez.
Wiedziałemszepn ał Móri.I Nero wiedział.Wzamku znajdowało sie
cos, czego powinnismy byli szukac.
Erling szykował sie do podniesienia Catherine, lecz Móri go powstrzymał.
Nie ruszaj jej!
Alez ona nie moze lezec w tej strasznej trumnie! Nie zyje, biedne dziecko,
musimy j a pochowac w normalnym miejscu.
Znalazła sie pod wpływem magicznej mocy, nie wiem jakiej. Pozwól mi
sprawdzic, czy mozemy j a przeniesc.
Dobrze zgodził sie Erling. Dłonie mu drzały, twarz miał sci agniet a.
Tyle miała w sobie zyciaszeptał zmienionym od łez głosem.A teraz. . .
Tiril odsuwała od siebie mysl, jak do tego doszło. Zniszczone ubranie. . . Skupiła
sie na Mórim, na tym, co robił.
Fredlund i trzymaj acy Nera Arne stali z tyłu. Obaj pobledli. Juz mysleli, ze
złym przygodom koniec, tymczasem one dopiero sie zaczynały.Wdodatku straszniejsze
niz mozna było sie spodziewac. Piekna młoda kobieta straciła zycie w makabryczny
sposób.
Nie wiedzieli o ciemnych sprawkach baronówny, nie przypuszczali, ze nie jest
tak niewinna, na jak a teraz wygl adała.
Nero zwiesił łeb nad trumn a i skamlał załosnie. Popisał sie odnajduj ac Catherine,
ale nikt nie miał teraz dla niego czasu.
Móri był smiertelnie zmeczony, Tiril, która dobrze go znała, od razu zauwazyła,
w jakim jest stanie. Tak wycienczonego widziała przyjaciela tylko jeden jedyny
raz gdy znalazła go na poddaszu w szopie na Islandii.
Dopiero co dokonał niesamowitego wyczynu, najwiekszego, jakiego była
swiadkiem. Obrócenie w perzyne całego zamku za pomoc a siły mysli! Człowiek
117

nie zdołałby dokonac tego w pojedynke. Bez w atpienia pomóc mu musieli jego
niewidzialni towarzysze. Wsród nich było co najmniej dwóch czarnoksiezników:
ojciec Móriego i jego hiszpanski nauczyciel. Wspomagali go zapewne takze inni,
wspierali w walce przeciwko złu skupionemu w starym zamczysku.
Móri potrzebował teraz odpoczynku, bardziej niz oni wszyscy. Ale jeszcze raz
musiał posłuzyc sie sw a czarodziejsk a moc a.
Tylko on mógł sprawdzic, jak silne czary podziałały na Catherine. Niezywa
kobieta w prastarym sarkofagu. . . Czy zdołaj a wyj ac jej martwe ciało?
Nagle rozległ sie beznamietny głos Móriego:
Ona zyje.
Co takiego? w Erlingu obudziła sie nowa nadzieja.
Pozostaje pod działaniem magicznej mocy. Zauroczono j a, zakleto, jak wolicie.
Nie wiem, jak a magi a posługiwali sie Cymbrowie, Teutoni i inne plemiona
germanskie. Od nich Tiersteinowie czerpali wiedze tajemn a.
Nie mozesz wiec jej uratowac?
Nie wiem, Erlingu. Czy ona tak wiele dla ciebie znaczy?
No cóz. Nie wolno jej tu zostawic! A gdzie podział sie ten, który tu powinien
lezec?
Czary odprawione na dziedzincu zamkowym były niezwykle skuteczne.
Pochłoneły wszystko, takze czarnoksieznika.
Ale młoda ksiezniczka wci az tu jest!
Była niewinna.
Móri. . . ratuj Catherine!
Islandczyk podniósł wzrok na Erlinga. Rzekł z niezwykł a powag a:
To kobieta, o któr a nikt nie zapyta, Erlingu. Spaliła za sob a wszystkie mosty,
w swym egoizmie szła po trupach, nie wahała sie zabijac. Trzeba sobie odpowiedzie
c na pytanie, czy warto jest poswiecic niesamowit a siłe woli, niezbedn a,
aby j a uwolnic?
Erling oddychał ciezko.
Sam powiedziałes, ze ona zyje. Przyjmiesz na swoje sumienie pozostawienie
jej na pastwe losu?
Nie wiem, czy stac mnie na to, by dokonac czegos jeszcze.
Rozumiem. Ale ja zostawic jej nie moge, po prostu nie moge. A poza tym
jaki miał cel w tym, by połozyc j a tu tak a pół zyw a, pół martw a? Mozesz mi na to
odpowiedziec?
Móri odwrócił głowe. Tiril zobaczyła jego twarz. Biła z niej udreka.
On chciał j a własnie tak a.
Cóz za straszne słowa! Tiril usłyszała, ze Fredlund opuszcza grote, sama poczuła
sie chora.
Móri poprosiła. Zrób, co w twojej mocy!
118

Spojrzał jej w oczy. Dziewczyna spostrzegła, ze jego rozpacz i zmeczenie
dawno juz przekroczyły granice ludzkiej wytrzymałosci. Ale w koncu Móri skin ał
głow a i poprosił o opuszczenie krypty wszystkich z wyj atkiem Erlinga, któremu
polecił trzymac pochodnie.
Usłuchali bez zbytecznych komentarzy. Tiril tylko, kieruj ac sie do wyjscia,
pochyliła sie i leciutko musneła ustami czoło Móriego. Na jego twarzy pojawił sie
cien usmiechu.
Nie zd azyli jednak opuscic komory grobowej, bo nagłe Arne zawołał stłumionym
głosem:
Spójrzcie! Co to jest?
Wskazał na skaln a sciane tuz przy drzwiach.
Wzamieszaniu wywołanym tragedi a Catherine zapomnieli o powodach, które
sprowadziły ich do Tiveden. Teraz znów im o nich przypomniano.
W skale widniały masywne drzwi z pokrytego rdz a zelaza. Nie otwierały sie
za pomoc a magicznych zaklec.Wmiejscu zamka widoczne były głebokie otwory,
które kształtem odpowiadały wypustkom w małej figurce demona.
Erling sie pomylił. Wcale nie musieli wyprawiac sie do Tierstein gdzies
w srodkowej Europie.
Erling, gdy mineło pierwsze zaskoczenie, poprosił Fredlunda, by zaj ał sie
otwarciem zelaznych drzwi. Sam wolał pomóc Móriemu w zabiegach przy Catherine.
Nie chcieli prózno tracic czasu w tym piekielnym miejscu.
Tiril trzymała pochodnie, bo udało im sie wczesniej podzielic gał az, w obu
miejscach mieli wiec dostatecznie duzo swiatła. Za plecami słyszała zaklecia Móriego.
Miały one zniweczyc czarnoksiesk a moc, trzymaj ac a w okowach Catherine.
Arne nie posiadał sie z dumy, ze to własnie on odkrył drzwi. Nie tłumaczyli
mu, ze prawdopodobnie wszyscy by je zauwazyli przy wyjsciu, a on po prostu
ruszył pierwszy. Fredlund przyznał natomiast, ze uprzednio wychodz ac był wzburzony
i ukrył twarz w dłoniach.
Wszyscy troje, Fredlund, Arne i Tiril, starali sie poł aczyc cz astki figurki. Nie
chciały sie jednak trzymac. Tiril poswieciła wiec wst azke przy dekolcie i dopiero
ni a udało sie zwi azac kamienne odłamki.
Zdawała sobie sprawe, ze i Erling, i Móri wiele by dali, aby móc byc z nimi.
Musieli jednak skupic sie na Catherine.
Fredlund ostroznie próbował wsun ac wypustki do otworów w drzwiach. Okazało
sie jednak, ze w dziurkach przez stulecia nagromadził sie kurz i rdza, musieli
je wiec oczyscic, najpierw ostrzem noza, a pózniej igł a, któr a Tiril znalazła w swej
sakiewce. Wreszcie otwory były puste.
Jeszcze raz wpasowali figurke demona do zamka. Rozległ sie niegłosny szczek
zelaza, lecz nic poza tym sie nie stało.
119

Drzwi s a juz otwarte oznajmił Fredlund. Ale skleiła je rdza. Bede
musiał poswiecic nóz.
Wsun ał ostrze w kilku miejscach. Musiał jednak uczynic to naokoło całych
drzwi, a szczególnie dokładnie oczyscic zawiasy.
W koncu drzwi odsuneły sie ze zgrzytem.
Wewn atrz panował wilgotny, duszny mrok.
Nie wiem, czy mam odwage wsun ac tam reke mrukn ał Fredlund.
Mog a tam kryc sie weze i jakies pomniejsze diabły.
Wezy na pewno nie ma rzucił Erling przez ramie. Ale za diabły nie
dałbym głowy.
Nie ma zadnego niebezpieczenstwa oswiadczył Móri, nie odwracaj ac
sie.
Fredlund wzi ał wiec głeboki oddech i zajrzał do srodka.
Sporo tu róznoscistwierdził. Ale bardzo zniszczone.
Wyjmujcie je ostroznie poprosił Móri. Jesli s a tam czarnoksieskie
formuły, bardzo chciałbym je miec.
Na pewno cos cie zainteresuje. To na przykład wygl ada mi na malenk a
czaszke.
Zacz ał wynosic z pomieszczenia rozmaite przedmioty i układac je na kamiennej
podłodze. Tiril przełozyła je na swoj a cienk a kurtke. Nie miała ochoty sie
im przygl adac, nie podobało jej sie, ze ubranie zbrukaj a czarnoksieskie przybory,
lecz dla Móriego mogła sie poswiecic. Z pewnosci a najwazniejsze dlan były kruche,
popekane zwoje pergaminu, starała sie obchodzic z nimi jak najdelikatniej.
Wreszcie ujrzeli to, na co najbardziej liczyli Erling i Catherine: skarb, ten bardziej
ziemski.
Nie okazał sie on jednak szczególnie imponuj acy. Nalezało pamietac, ze dwaj
czarnoksieznicy zyli przed epok a wielkich wypraw rycerskich, w czasach, kiedy
najcenniejsze było jeszcze zelazo. Tiril dostrzegła jednak kilka kosztownosci ze
złota pokrytego ornamentami, znalazły sie tam równiez wysadzane kamieniami
szlachetnymi sprz aczki do pasa, rekojesci mieczy, których brzeszczoty niestety
zzarła rdza.
Wreszcie skarbiec opustoszał.
Erling poprosił, by zabrali wszystko i wyszli. Móri jeszcze nie skonczył zabiegów
przy Catherine.
Prawdopodobnie zdawał sobie sprawe, ze nie zdoła jej obudzic, na prosbe
Erlinga jednak nie zaniechał staran.
Tiril podeszła do Móriego.
Popros o pomoc swych przyjaciół szepneła.
Zanim wyszła, zobaczyła, ze zdumiony powtarza bezgłosnie: "Przyjaciół?"
Czekali na zewn atrz straszliwej krypty.
120

Wspomózcie go, błagała Tiril w duchu. Towarzyszyliscie mu w podrózy przez
Islandie, juz od czasu jego wyprawy w zakazane wymiary i przerazaj ace otchłanie.
. .
Wspomózcie go teraz! Jest taki wycienczony, oczy mu sie zapadły, pobladła
twarz przypomina raczej upiora. On dłuzej tego nie wytrzyma, to nieludzkie!
Nie wiedziała, czy usłysz a jej błagania, nic wiecej jednak nie mogła dla niego
zrobic.
Przysiadła na kamieniu; zeby nie zasn ac, nie wypuszczała z r ak smyczy Nera.
Nakazała ulubiencowi sie połozyc, ale pies czuwał. Nie spuszczał oczu z zelaznych
drzwi prowadz acych do krypty.
Arne zasn ał, nie budzili go. Fredlund z czerwonymi oczami skulony przysiadł
na innym kamieniu, nie miał siły rozmawiac z Tiril, a ona tylko sie z tego cieszyła.
Poderwała sie na odgłos kroków. Przysneła jednak, siedz ac na kamieniu.
Z krypty wyłonili sie Móri i Erling z Catherine w ramionach. Twarz baronówny
tak jak poprzednio pokrywała smiertelna bladosc, lecz najwazniejsze było, ze
zdołali j a uwolnic. Nero zamerdał ogonem.
Móri skin ał głow a na znak, ze mog a isc dalej, i zamkn ał drzwi do krypty.
Ruszyli skalnym korytarzem. Wkrótce dotarli do lasu, do swiatła.
Islandczyk popatrzył na nich błagalnie.
Zdaje sobie sprawe, ze wiele od was wymagam, ale czy mozecie mi pomóc
zasypac to wejscie? Jestem zbyt słaby, by dokonac tego przy uzyciu magicznych
sił.
Oczywiscie zapewnił Fredlund.
Wszyscy pospieszyli z pomoc a. Przeturlali kamienie do wlotu skalnego korytarza,
przysypali je ziemi a, na wierzchu ułozyli darn i gał azki.
Teraz do Tiersteingram nie było juz wejscia.
Zanim odeszli, Móri definitywnie uwolnił to miejsce od wszelkiego zła.
Od tej pory ludzie i zwierzeta bed a swobodnie poruszac sie po rozległych
lasach Tiveden.
Nareszcie mogli wyruszyc w powrotn a droge.
Przez Grtiven o wczesnym poranku posuwał sie niewesoły orszak.
Wszyscy szli potykaj ac sie. Nero nie próbował wyprawic sie na jakis dalszy
spacer. Nie zainteresował go nawet trop zaj aca, zmeczony dreptał przy Tiril. On,
który zawsze musiał byc pierwszy, by sprawdzic droge przed ukochan a pani a,
teraz zadowolił sie swoim miejscem w kolejce. Doprawdy, niezwykłe!
Sklecili prowizoryczne nosze dla wci az nieprzytomnej Catherine. Baronówna
pogr azona była teraz w bardziej ziemskiej nieswiadomosci, a nie głebokim letargu
nie z tego swiata. Zmieniali sie przy noszach, nikt z nich nie miał sił, by niesc je
dłuzej.
121

Skonczyła sie piekna pogoda towarzysz aca im od dawna. Chmury, przez cał a
noc przyczajone nad horyzontem, zakryły niebo, od czasu do czasu wypuszczaj ac
strugi deszczu, skały i lesne podszycie od wilgoci zrobiły sie sliskie. A przeciez
im zalezało, by wydostac sie jak najpredzej!
Ale uporalismy sie juz z tym straszliwym Tistelgorm, pomyslała Tiril i nie ma
juz zadnego znaczenia, ze pada, ze idziemy na poły spi ac, a głód doskwiera i. . .
Własnie wtedy sie to stało.
Wedrowali akurat przez najwyzsze skały w Grtiven i niedaleko juz mieli do
koni, kiedy Tiril poslizgneła sie na wilgotnym mchu.
Starała sie odzyskac równowage, towarzysze wypuscili wszystko z r ak i skoczyli
jej na pomoc, lecz za pózno. Krzycz ac przeci agle dziewczyna czuła, ze leci
w przepasc, na której dnie widniały szare w ten ponury dzien wody niewielkiego
jeziorka. Łapała sie, czego mogła, zeby zahamowac ped upadku, i to uratowało jej
zycie, choc nieuchronnie leciała w dół, slizgaj ac sie po gładkich, wypolerowanych
przez masy lodu skalnych zboczach, sliskich dodatkowo od wilgoci.
Tiril! w głosie Móriego brzmiało nieskrywane przerazenie.
Na szczescie Arne własnie wzi ał Nera na smycz, bo inaczej pies skoczyłby
niechybnie za swoj a pani a.
Tiril zd azyła jeszcze zauwazyc, ze miedzy skał a a jeziorem ci agnie sie w aski
pas l adu porosniety sosnami, a potem nie widziała juz nic, bo osuwała sie pionowo,
az wreszcie runeła na ziemie.
Zapadła cisza.
Tiril? dobiegło j a wołanie z góry.
Obmacała sie. Upadek był bolesny, dotkliwie sie tez podrapała.
Chyba przezyłampisneła.
Zaraz ktos z nas zejdzie.
Doskonale, pomyslała, bo troche jestem oszołomiona.
Nagle dostrzegła cos k atem oka.
W lesie tuz koło niej ktos stał.
Odwróciła głowe.
Ponury mezczyzna, ubrany w skóry jak mysliwy. Przyprószone siwizn a włosy
i broda. Lodowato zimne oczy. Tiril, zdjeta smiertelnym przerazeniem, wiedziała,
z kim ma do czynienia.
To był mezczyzna, który z adał dziewicy z okolicznych wiosek, kiedy odczuwał
tak a potrzebe. Ten, który pohanbił Catherine. Młodszy z czarnoksiezników
z Tiersteingram, ten, który powinien spoczywac w sarkofagu Catherine.
Ruszył w strone Tiril, z oczu wyzierał mu gniew i zdecydowanie.
Fredlund mógłby powiedziec Catherine, ze nie jest to prawdziwy lesnik. Móri
prawdopodobnie natychmiast by sie zorientował, ze nie maj a do czynienia z zywym
człowiekiem. Zaden z nich jednak nie miał okazji go ujrzec, nie mogli
ostrzec Catherine.
122

Baronówna wpadła w jego pułapke. A teraz przyszła kolej na Tiril.
Ale Tiril nie była taka jak Catherine. Ona wiedziała. Uderzyła w krzyk.

Rozdział 16
Wiedziony z adz a zemsty zblizał sie do lez acej na ziemi dziewczyny.
Wszystko mu odebrano: zamek, now a kobiete, zbiór czarnoksieskich formuł.
Ale on, upiór czarnoksieznika, przerazaj aca postac z rodzaju tych, których najbardziej
sie obawiano na Islandii, wci az zył. Zapewne podczas odprawiania czarów
znajdował sie poza zamczyskiem.
Nie dawało sie jednak ukryc, ze został naznaczony zakleciami Móriego. Ubranie
nosił wci az to samo, ale teraz na nim wisiało, twarz wychudła, oczy, z których
widac było prawie same białka, zapadły sie w gł ab czaszki, a usta sprawiały wra-
zenie zasuszonych.
Tiril poderwała sie na równe nogi.
Halt, kleine jungfrau!rozkazał niesamowitym, głuchym głosem, innym
niz mówił poprzedniego dnia.
Jungfrau? O mój Boze!
Tiril nie zamierzała go usłuchac. Ruszyła biegiem i dopiero teraz sie przekonała,
jakie naprawde skutki miał upadek z tak wysoka. Kolano sie pod ni a ugieło,
zatoczyła sie, ale ostatnim wysiłkiem woli odzyskała równowage i zmusiła nogi,
by j a niosły. Zaciskaj ac z bólu zeby biegła dalej.
Czuła, ze j a goni. Dyszał z adz a zemsty, postanowił, ze własnie na niej wezmie
srogi odwet.
Słyszała, ze przyjaciele zorientowali sie w sytuacji, schodzili na dół, ale musieli
szukac dobrej drogi, a to sie przeci agało.Wdodatku. . . Co bed a mogli zrobic,
nawet jesli zd az a, w co w atpiła. Móri, po tak długotrwałym, wymagaj acym niesamowitej
koncentracji zaklinaniu, był całkiem wyczerpany. Nie starczy mu sił do
walki z rozwscieczonym czarnoksieznikiem.
Biegła wzdłuz brzegu, bolały j a wszystkie kosci, najbardziej jednak dokuczało
kolano. Potworny upiór z kazdym krokiem był coraz blizej. Juz niedługo dosiegnie
j a straszna magiczna moc, tak jak przedtem dosiegła Catherine.
Nie, nie moze do tego dopuscic.
Oszalała ze strachu gnała dalej przed siebie, lecz nagle poslizgneła sie na wystaj
acym z mchu korzeniu.
124

Teraz. . . teraz juz koniec.
Ale. . . Dlaczego on sie zatrzymał?
Móri wszak nadal stal wysoko na urwisku.
Nagle z innej strony dotarł do niej jakis głos o spiewnym akcencie. Nie rozumiała
jezyka, lecz wyłowiła z niego imiona, Tapio, Korvenkuningas, Mielikki,
Jumala. . . Pojawiły sie tez inne, których nigdy dot ad nie słyszała: Syjtr, Tuoni.
Wiedziała, z czym je ł aczyc.
Imiona finskich bogów.
Zdumiona podniosła głowe. Przed ni a stał ów nieduzy, sympatyczny Fin, ale
teraz wygl adał groznie. Rece uniósł w magicznym gescie nad głow a, stopami
mocno zaparł sie w ziemie. Nie miał zamiaru sie poddawac.
Tiril odwazyła sie spojrzec za siebie.
Potworny czarnoksieznik trwał jak skamieniały, ani drgn ał. Ale zaklecia Fina
wystarczyły jedynie, by go zatrzymac.
Tiril nie smiała sie ani poruszyc, ani nic powiedziec Finowi, by przypadkiem
mu nie przeszkodzic. Wytrzymaj, chciała go poprosic, Móri zaraz bedzie na dole.
Zdawała sobie jednak sprawe, jak niebezpieczne moze sie okazac przerwanie
zaklec guslarza.
Stary Fin wpadł w trans. Przypuszczała jednak, ze wie, co robi, ze wkrótce
nadejdzie pomoc.
Rozci agnietej na ziemi Tiril ból potłuczonego ciała i zadrapan nie na zarty
zacz ał dawac sie we znaki. Do tej pory myslała o czym innym, teraz miała wrazenie,
jakby ktos obdarł j a zywcem ze skóry i stratowało stado koni. Przez moment
z bólu i strachu bliska była utraty przytomnosci, wreszcie jednak usłyszała, ze
Finowi pospieszono z pomoc a. Czarnoksieskie formuły z Islandii zmieszały sie
z finskimi zakleciami.
Staraj sie go unicestwic prosił Móri, łapi ac oddech. Skup sie tylko
na tym, wtedy bedziemy po dwakroc silniejsi.
Starzec jeszcze mocniej wyci agn ał sie w góre i podniósł głos, usta wypowiadały
kolejne zaklecia.
Erling dotarł na dół.
Zobacz, on sie rozpływa szepn ał.
Tiril przez ramie zerkneła na upiora hrabiego. Zjawa z kazd a chwil a stawała
sie bardziej załosna, mniejsza, kurczyła sie w sobie. Zaklecia, którymi miał zamiar
odeprzec czary Móriego i Fina, pozostały nie wypowiedziane. Nie mógł juz dobyc
głosu.
Erling przył aczył sie do przyjaciół modlitw a, było ich wiec teraz trzech, reprezentuj
acych trzy rózne formy religii czy kultury. We trzech połozyli kres istnieniu
ducha złego czarnoksieznika. Poddał sie z niemym krzykiem, oczy zapadły
sie w gł ab czaszki, a cała postac rozsypała sie jak domek z kart, złamała w pół,
złozyła w stawach. Wygl adało to prawie komicznie. Trzej mezczyzni podeszli
125

do szcz atków złego hrabiego i pokonali je ostatnim morderczym zakleciem, a w
przypadku Erlinga przeklenstwem.
Na ich oczach ostatni slad istnienia Tistelgorm znikn ał z powierzchni ziemi.
Tiril nie mogła zniesc juz wiecej. Miała absolutnie dosc wszystkiego. Straciwszy
resztki zdrowego rozs adku, kulej ac popedziła przed siebie, byle tylko uciec
jak najdalej od tego strasznego miejsca.
Upłyneło dosc duzo czasu, zanim mezczyzni zorientowali sie, ze znikneła,
wci az stali bowiem nad miejscem, w którym rozpłyn ał sie upiór. Na szczescie
Móri spostrzegł j a w oddali miedzy sosnami i ruszył w pogon.
Rozumiał jej panike, sam miał ochote uciec.Wołał j a po imieniu, ale Tiril, nie
panuj ac juz nad sob a, nie słyszała, a moze nie chciała słyszec.
Poddała sie dopiero, gdy zabrakło jej sił, a kolano odmówiło zrobienia chocby
jeszcze jednego kroku. Wdrapała sie na kamien, mniej wiecej tak jak kobieta,
która wspina sie na krzesło na widok myszy. Zanosiła sie rozpaczliwym łkaniem.
Móri przemówił najłagodniej jak potrafił:
Tiril, kochana moja, wszystko juz mineło. Las jest juz wolny, nigdy wiecej
nie padnie na niego potworny cien Tistelgorm. Prosze wiec, zejdz stamt ad!
Patrzyła na przyjaciela błednym wzrokiem, próbowała zrozumiec jego słowa.
Tiril, najmilsza, kiedy zobaczyłem cie na dole razem z nim i nie mogłem
do ciebie dotrzec, myslałem, ze serce przestanie mi bic. To była najstraszniejsza
chwila w moim zyciu, a wiesz, ze wiele doswiadczyłem. Tiril. . .
Nareszcie sie opamietała. Rzuciła sie w ramiona Móriego. Stali przytuleni do
siebie, policzek przy policzku, ale dziewczyna nie przestawała drzec, z piersi raz
po raz wyrywał sie szloch.
Od dawna juz jestes w podrózy stwierdziła płacz ac i smiej ac sie jednocze
snie. Masz taki długi zarost, ze drapie mnie przez spódnice.
Alez, Tirilrozesmiał sie zaskoczony.Pamietaj, ze mówisz do ascety,
który wyrzekł sie obcowania z kobietami.
Podniósł jednak głowe i popatrzył na ni a z usmiechem. I ona nie mogła juz
dłuzej zachowac powagi. Wspieła sie na palce i pocałowała go w czoło.
Mój przyjacielu rzekła cichutko. Mój najdrozszy przyjacielu!
Móri długo na ni a patrzył, jakby sprawdzaj ac, czy Tiril chce, by j a pocałował
naprawde. W koncu delikatnie dotkn ał wargami jej czoła.
Tak bardzo sie ciesze, ze cie mam, Tiril. Nigdy mnie nie opuszczaj!
Wiesz, ze cie nie zostawieszepneła mu do ucha.Moze wrócimy teraz
i podziekujemy staremu Finowi?
Owszem, z całego serca.
Doł aczyli do grupy. Okazało sie, ze mieszkaniec Tiveden zacz ał juz opowiada
c Erlingowi, jak to cos nie dawało mu spokoju, wybrał sie wiec do Grtiven. Na
126

widok Móriego i Tiril z zadowoleniem pokiwał głow a.
Czułem, ze przytrafiło sie wam cos złego! zawołał. Tapio gniewał
sie, okazywał niepokój. Musiałem wypełnic jego polecenie.
Tapio władca lasu.
Wdomu u ciebie, ojczulkumówiła Tirilmyslałam, ze to na nas Tapio
sie gniewa, bo nie podoba mu sie, ze wchodzimy do jego lasu.
O, nie! On sie o was martwił. Pragn ał, by wam sie poszczesciło. Chce, aby
jego królestwo pozostało piekne i spokojne. Jego gniew zawsze skierowany był
na Tistelgorm. Zdawałem sobie z tego sprawe, lecz nie wiedziałem, gdzie szukac
zamku. A teraz, jak słysze, przestał istniec?
Znikn ał z powierzchni ziemipotwierdził Móri.Pomogłes nam pokonac
ostatnie, co z niego zostało, złego pana na zamku.Wasz piekny las jest teraz wolny
od zła.
To dobrze, ale wy jestescie zmeczeni. Chodzcie ze mn a do domu, zona z pewno
sci a cos dla was przyszykuje.
Zawołał do Fredlunda i Arnego, ze maj a schodzic ukosem w dół, podczas
gdy oni bed a sie wspinac ukosem w góre i w ten sposób przyspiesz a moment
spotkania.
Nero, który przez cały czas sie szarpał, by pozwolono mu isc za najblizszymi,
nie posiadał sie teraz ze szczescia.
Nawet Fina przywitał, jakby byli starymi znajomymi.
Gdzie wasze konie? zainteresował sie stary.
Erling wyjasnił.
To niedaleko st adpokiwał głow a Fin.O ile cos z nich zostało.Wtym
królestwie drapiezników groziło im niejedno niebezpieczenstwo.
Móri otoczył je magicznym kregiem oswiadczyła z dum a Tiril.
Hmmm mrukn ał Fin. Wobec tego s a bezpieczne.
Wkrótce dotarli do koni, spokojnych i wypoczetych. Ilez ten Móri potrafi,
pomyslała Tiril. Inni takze byli pełni podziwu dla Islandczyka.
Móri natomiast sprawiał wrazenie, ze jego czarnoksieska moc całkiem sie wyczerpała.
Blady jak trup, na poły spi ac, ledwie powłóczył nogami.
Wspaniale było znów dosi asc wierzchowców, ale stary Fin imieniem Kalervo
otrzymał nowe zadanie: musiał pilnowac, by zadne z nich nie zasneło i nie spadło
na ziemie.
Fin szedł piechot a, prowadz ac Nera. Pies wlókł sie, jakby zgasła w nim ostatnia
iskra zycia. Tiril bardzo niepokoiła sie o ulubienca. Gdyby tylko mogła, posadziłaby
go w siodle, ale Nero był prawie tak duzy jak kon.
Zaimponował im sposób, w jaki poruszał sie Fin. Przemykał sie niczym łasica,
dotrzymywał tempa koniom. Prawdziwe dziecie lasu.
Tiril, choc nie bardzo mogła uporz adkowac mysli, jedno nie dawało spokoju:
Powiodło im sie, ale nie odnalezli zadnego sladu, mog acego doprowadzic do jej
127

korzeni.
Ale czy po to przyjechali do Tiveden? Tak im sie chyba wydawało, ale nie
mogła sobie przypomniec, dlaczego. Umysł odmówił dalszej pracy.
Tiril siedziała na podłodze w ciepłej chacie Fina. Gdzies jakby w oddali Kalervo
opowiadał zonie o niezwykłym wyczynie, jakiego dokonał. Kobieta nie wierzyła
w mezowskie przechwałki.
Tiril z wysiłkiem otworzyła usta i zapewniła, ze wszystko to prawda. Kalervo
ocalił jej zycie i była mu dozgonnie wdzieczna. Poprosiła Fredlunda, by zatroszczył
sie o oddanie skarbu z zamczyska we własciwe rece. Jesli uda sie dostac za
niego jak as zapłate, to i Finom powinna przypasc jej czesc.
Wszyscy zapewnili j a, ze z pewnosci a sie to uda.
Własciwie cały skarb nalezy do ciebie, Tiril stwierdził Erling. To ty
jestes potomkini a starego hrabiego von Tierstein. Wywodzisz sie z linii drugiego
syna, tego, którego syn wzenił sie w dom Habsburgów, ksi azecy dom Austrii.
Ja go nie chcemrukneła w odpowiedzi.
Zjadła owsianke o iscie niebianskim smaku, choc pewnie w takim stanie
wszystko wydałoby sie jej przepyszne, widziała, jak Arne zasn ał w k acie, jak
kład a nieprzytomn a Catherine pod scian a. . .
Teraz Nero ułozył sie na boku, westchn ał zadowolony i rozci agn ał sie jak słomianka.
Tiril takze zapadła w sen. Kiedy zasypiała, przypomniała jej sie czułosc i oddanie
w oczach Móriego, kiedy w Grtiven ucałował j a w czoło.

Rozdział 17
Tego samego dnia póznym wieczorem dotarli do gospody Tobiasa Fredlunda
w Ramundeboda.
W malenkiej chacie na odludziu nie pomiesciliby sie wszyscy. Tiril i Arnego
obudzono wiec juz po godzinie.
Poza tym Catherine wymagała starannej opieki. Przez Tiveden przewieziono
j a w bardzo niegodnej pozycji przerzucon a jak worek z m ak a przez grzbiet
wierzchowca Erlinga. Był to jedyny sposób, by mozliwie najszybciej przejechac
wraz z ni a w askimi sciezkami.
Zona Fredlunda przeraziła sie ich wygl adem i tym, ze na wpół spali siedz ac
na koniach.
Szykuj pokoje dla wszystkich zarz adził Fredlund. I daj nam sie wyspa
c, zanim zasypiesz nas pytaniami! Nie wystawiaj jedzenia, tylko wode dla Nera!
Stało sie wedle jego zyczenia. Potem Tiril nic wiecej juz nie pamietała, dopiero
w srodku nocy obudziła sie nagle i siadła na łózku, czuj ac, ze w gardle dławi j a
strach. Sniło jej sie, ze znów jest sama w lesie i goni j a bezimienna mara.
Oszołomiona rozejrzała sie po pokoju, przez moment przeraziła sie, ze zasneła
w starym zamczysku, w koncu jednak dotarło do niej, gdzie jest.
Wstała, przeszła nad spi acym Nerem, który nawet nie uchylił powieki, i na
palcach skierowała sie do pokoju Móriego.
Bez ceregieli wsuneła sie pod kołdre obok niego. Móri ockn ał sie, wyjasniła
wiec krótko:
Miałam zły sen.
Móri przesun ał sie, robi ac jej miejsce. Otoczył j a ramieniem i przygarn ał do
siebie. Juz wczesniej sypiali razem, na Islandii, na statku, w Bergen, i nie robiło
to na nich wrazenia.
Nie brali jednak pod uwage, ze w miare upływu czasu coraz bardziej sie do
siebie zblizaj a. Ł acz ace ich uczucia stawały sie coraz goretsze, nabierały mocy.
Tiril obudziło pianie koguta na tylnym podwórzu zajazdu.
Ciało jej pulsowało, jakby trawiła je gor aczka, lecz nie od skaleczen i sinia-
129

ków; pozar wybuchł w podbrzuszu. Odetchneła głeboko. Móri spał, ale tulił sie
do jej pleców, obejmował j a ramieniem, reka spoczywała na jej piersi.
Tiril zastanawiała sie, co mu sie sni.
Mogła go zbudzic i pozwolic mu zaspokoic swoje podniecenie, a zorientowała
sie, ze i jego takze. Widac nie był smiertelnie zmeczony. . .
Pokusa była wielka. Wiedziała jednak, ze Móriego czeka ciezki dzien, musiał
podejmowac kolejne próby przywrócenia Catherine do zycia, no i tyle spraw było
do omówienia.
Westchneła wiec zrezygnowana, delikatnie rozluzniła jego uscisk, wymkneła
sie z łózkaMóri sie nie obudził opusciła jego pokój.
Korytarz zajazdu był pusty. Za oknem z zachmurzonego nieba si apił deszcz.
Tiril, nie zauwazona przez nikogo, wróciła do swojego pokoju. Nero nie ruszył
sie z miejsca. Znów dała krok przez niego i połozyła sie do łózka.
Długo wpatrywała sie w sufit, az pozar w ciele wygasł sam. Zasneła.
Fredlund chciał, by zostali tak długo, jak sobie zyczyli. Podziekowali za zaproszenie,
lecz Erling spieszył sie do swoich interesów, a i pozostała trójka powinna
jak najpredzej wracac do Norwegii. Nie bardzo mieli po co, nie chcieli jednak
zbyt długo byc komus ciezarem.
Niepokoił ich stan Catherine, Móri zajmował sie ni a przez cały dzien, próbuj ac
j a obudzic. Pocieszało ich jedynie to, ze, zdaniem Móriego, wyrwała sie juz spod
władzy złego czarnoksieznika i tylko kwesti a czasu pozostawało, kiedy otworzy
swe uwodzicielskie oczy.
Wiele dyskutowali tego dnia. Fredlund wezwał wójta, pastora i jeszcze dwie
znacz ace osoby, aby wszystko odbyło sie jak nalezy. Bardzo dumny Arne takze
wzi ał udział w rozmowach.
Jednogłosnie uznali, ze Móri powinien otrzymac wszystkie rzeczy zwi azane
z magi a. W parafii po prostu nie zyczono sobie, by były na jej terenie, obawiano
sie, ze s a zbyt niebezpieczne. Z ulg a przyjeto wiadomosc, ze zostan a wywiezione
do Norwegii.
Tiril po minie Móriego poznała, ze jest bardzo zadowolony z tej decyzji.
Wyjasnił jej, ze nie ma teraz czasu ani siły na przegl adanie materiałów zabranych
z krypty, lecz gdy tylko gdzies osi adzie na dłuzej, przestudiuje je starannie.
Gdzie to bedzie?ze smutkiem zastanawiała sie Tiril.
Po skandalicznie póznym, zjedzonym juz po południu sniadaniu Tiril i Móri
siedli na ławeczce przed domem.
Co sie z tob a dzieje, Móri? spytała dziewczyna. Przez cały czas od
kiedy wstalismy, dziwnie mi sie przygl adasz.
To prawdaodparł pogr azony w myslach.Wiesz, miałem dzis w nocy
bardzo realistyczny sen. Sniło mi sie, ze spałas w moim łózku!
Usmiechneła sie szeroko.
130

Bo taka własnie jest prawda. Dreczyły mnie koszmary, przemknełam sie
wiec do ciebie.
Koszmary s a zrozumiałe. Ale rano cie nie było?
Nie, o swicie wróciłam do siebie.
Dlaczego?
W oczach Tiril zapłoneły iskierki wesołosci.
Naprawde chcesz, zebym ci powiedziała? szepneła mu prosto do ucha.
Miałam na ciebie tak a ochote, ze musiałam odejsc.
Dlaczego mnie nie obudziłas? prawie zawołał. Nagle oczy mu sie za-
swieciły. A do licha, rozumiem. Sniłas mi sie, a potem nawet. . .
Tiril uscisneła go za reke. Kiwneła głow a.
Ty tez mnie pragn ałes. Ale gdybym cie obudziła. . . Co bys zrobił?
Móri westchn ał.
No cóz. Miałas racje. Dobrze zrobiłas, ze poszłas. Wiesz, czasami sie zastanawiam,
czy to dobrze, ze wci az jestesmy razem.
Chyba tak nie myslisz naprawde?! wykrzykneła zrozpaczona.
Och, oczywiscie, ze nie. Ale z kazdym dniem jest nam trudniej, prawda?
To ty wyznaczasz granice.
Jestes jeszcze taka młoda. A ja obci azony. Powołanie czarnoksieznika czyni
ze mnie istote, której powinnas unikac, najmilsza.
Widze, ze nie zamierzasz zrezygnowac zauwazyła z gorycz a. Wcale
zreszt a tego nie chce. Ale jesli bedziemy unikac podobnych pułapek jak dzisiejszej
nocy, mozemy chyba dalej sie przyjaznic? Bardzo cie potrzebuje, wiesz chyba
o tym.
Pogładził j a po policzku. W jego ciemnych oczach lsniła niewypowiedziana
czułosc.
Wiesz, ze ja takze potrzebuje ciebie. Zostaniemy wiec razem jeszcze przez
jakis czas. A teraz chodz, chc a, abysmy wzieli udział w spotkaniu dotycz acym
skarbu z Tiersteingram.
Okazało sie, ze skarb miał raczej wartosc zabytkow a niz pieniezn a. Decyzja,
co z nim zrobic, nalezała do Tirilspadkobierczyni. Rozwazali, czy nalezy brac
pod uwage szlachciców, krewnych Gustafa Wetleva, lecz doszli do wniosku, ze
im nic sie nie nalezy.
Po głebokim namysle Tiril wybrała po jednej rzeczy dla kazdego, kto brał
udział w koszmarnej wyprawie. Kalervo miał takze cos otrzymac Fredlund
zobowi azał sie, ze zamieni klejnot starego na gotówke. Sama Tiril wybrała sobie
jeszcze jedn a rzecz, a reszte przekazała wójtowi, który obiecał dopilnowac, aby
znalezione przedmioty trafiły do muzeum. Wszystko spisano, by pózniej nie było
zadnych w atpliwosci.
131

Nie powinnismy sie wzbogacic na tej wyprawie oswiadczyła Tiril zdecydowanie.
Była na to zbyt przykra.
Catherine byc moze nie zgodziłaby sie z ni a, lecz baronówny nie pytano o zdanie.
Miała otrzymac swoj a, czesc, kiedy sie obudzi.
Jesli to w ogóle nast api.
Tego wieczoru Erling nie mógł sobie znalezc miejsca.
Gnebił go los Catherine. Tiril nie odstepowała Móriego.
Erling poczuł sie opuszczony.
W Bergen zawsze miał pod rek a skuteczny srodek przeciwko samotnosci.
Dosc tam było pieknych dziewcz at, gotowych na kazde jego skinienie. W ten
sposób młody potomek Hanzeatów znajdował kilka godzin zapomnienia.
Starym zwyczajem tak samo uczynił i tutaj. Jedna ze słuz acych w zajezdzie
przez cały dzien słała mu teskne spojrzenia. Była ładna i wygl adała na doswiadczon
a, wiedział wiec, ze nie zrywa niewinnego kwiatka, na to nie pozwalało mu
sumienie.
Dziewczyna bardzo chetnie przyszła wieczorem do jego pokoju.
Ofiarowała mu kilka chwil przyjemnosci, była łagodna, chetna i pozwoliła mu
na wszystko.
Ale kiedy wyszła, Erling pogr azył sie w myslach.
Czuł sie oszukany.
Wszystko było dobrze, ale czegos mu brakowało.
Poczucie niezaspokojenia długo nie pozwalało mu zasn ac.
Kiedy wreszcie zrozumiał, w czym rzecz, zaczeło mu sie robic na przemian
zimno i gor aco.
To przeciez niemozliwe!
Zirytowała go dziewczyna, która podczas zblizenia sprawiła na nim wrazenie
drewnianej lalki.
Nie, to niesprawiedliwe, panna była bardzo wprawn a kochank a.
Ale gdzie podział sie ogien, ta iskra, ten diabelski błysk, który. . .
Który miała Catherine!
Prawda raziła go niczym piorun.
Ten ci agły dokuczliwy lek o ni a, troska, strach, kiedy znikneła. . .
Erling poderwał sie z łózka i zapukał do drzwi Móriego. Spieszyło mu sie tak,
ze nie mógł sie doczekac zaproszenia.
Czarnoksieznik siedział przy stoliku i ogl adał zwój pergaminu.
Móri! Musisz uratowac Catherine! Teraz, natychmiast!
Alez, mój drogi, co sie stało? Czy jej stan sie pogorszył?
Nie, o tym nic nie wiem. Ale. . . Do diabła, Móri, ja kocham te szalon a
dziewczyne!
Umysł Móriego pracował jakby na zwolnionych obrotach.
Catherine?
132

Tak, do diabła, czy tak trudno ci to zrozumiec?
A co z Tiril?
Erling troche sie uspokoił.
Tiril poza tob a swiata nie widzi, dobrze o tym wiesz. Nie potrafie jej dac
tego, czego pragnie, bo spotkała ciebie. A przy tobie wszyscy inni bledn a.
Jest bardzo do ciebie przywi azana.
Wiem o tym. Mnie takze jest bliska, lecz nie w ten sposób jak powinna.
Catherine to ogien, kaprysy i humory, egoizm i bezczelnosc, i. . . Ona jest po
prostu cudowna!
Chyba rzeczywiscie, skoro trzezwy przedsiebiorca Erling Mller stracił dla
niej głowe.
Erling zasepił sie.
Widzisz, zakochałem sie w Tiril własnie dlatego, ze była inna. Inna niz
wszystkie te panny z dobrych rodzin, które znałem w Bergen. Te, które kokieteryjnie
poklepywały mnie po reku i szelmowsko, w ramach panienskich zabaw,
udawały, ze daj a sie uwiesc. Odgrywały cnotliwe, lecz do łózka dawały sie wci agn
ac bez najmniejszego trudu, a to stawało sie wrecz nudne. Tiril rózniła sie od
nich, pokochałem j a za jej szczerosc, miłosc do ludzi, lojalnosc i naturalnosc.
Potem jednak pojawiła sie Catherine, jeszcze dziwniejsza. I widzisz, Móri, j a moja
mieszczanska rodzina przyjełaby z otwartymi ramionami. Baronówna, mój ty
swiecie, posiadaj aca tak znacz acych przodków, i te maniery kiedy oczywiscie
sama tego chce dobry smak, i uroda. A Tiril? Moja siostra nigdy jej nie zaakceptuje,
bo Tiril ubiera sie, jak jej przyjdzie na to ochota. Takie zachowanie
nie jest tolerowane. Aby byc oryginaln a i samodzieln a, nalezy trzymac sie mody.
Przynajmniej takie jest zdanie mej matki i siostry. One niczego nie pojmuj a!
Móri przygl adał mu sie z podziwem.
To dopiero była przemowa! Tak długo nigdy jeszcze nie mówiłes. Owszem,
rozumiem twoje zainteresowanie Catherine. Ale to, co powiedziałes o rodzinie. . .
Tiril wszak znacznie przewyzsza Catherine urodzeniem?
Tiril jest nieslubnym dzieckiem jakiejs ksiezny i nieznanego wielmozy.
W tym tkwi cała róznica. Moja rodzina nigdy nie zaakceptowałaby Tiril, gdyby
dowiedziała sie, ze nie jest ona w ogóle dzieckiem konsula.
Móri znów pochylił sie nad kawałkiem pergaminu.
Wobec tego ciesze sie, ze nie mam zadnej rodzinymrukn ał cierpko.
Erling zamilkł.
Kochasz Tiril, prawda? spytał wreszcie.
Móri odrzekł dopiero po pewnym czasie:
Jestesmy sobie bardzo bliscy.
O tym wiem. Ale nie odpowiedziałes na moje pytanie.
Nie mam prawa na nie odpowiadac.
A wiec znam odpowiedz.
133

Usiadł na łózku Móriego.
Wiesz, ty i ja bardzo róznimy sie od siebie. Zblizyła nas troska o Tiril. Musz
e przyznac, ze czesto bywałem zazdrosny, bo zawsze mi sie wydawało, ze ona
woli ciebie. Chciałem ci tylko powiedziec, ze nigdy nie miałem tak wspaniałych
przyjaciół jak ty i Tiril, i Nero. Tak dobrze mi było przez te wszystkie dni, które
spedzilismy razem. Nie mam ochoty wracac do Bergen.
Doskonale cie rozumiem. Nigdy nie potrafiłbym zyc tak jak ty. Wielka
odpowiedzialnosc, dokumenty, sprawy, o których musisz pamietac, ludzie, którym
musisz okazywac uprzejmosc. Ale z drugiej strony to bezpieczne zycie. Moje
zycie nie jest godne zazdrosci. A juz na pewno nie wolno mi wci agac w nie Tiril.
Pewnie masz racje, Móri. . . Co bedzie z Catherine?
Czarnoksieznik usmiechn ał sie leciutko.
Teraz, kiedy wiem, ile ona dla ciebie znaczy, uczynie dla niej, co w mojej
mocy. Musze przyznac, ze do tej pory zajmowałem sie ni a raczej z obowi azku,
jest bowiem kontrowersyjn a postaci a. Pytanie tylko. . .
Umilkł.
Prosze, dokonczpoprosił przejety Erling.
Pytanie, jak wielkich szkód doznała.
Cielesnych?
Nie, z pewnosci a dojdzie do siebie, to silna dziewczyna, nie laleczka z porcelany.
Bardziej niepokoje sie o jej dusze. Nie wiemy, co przezyła, ile z tego
zrozumiała.
Chodzi ci o to, kim on był? Pozostaje nam tylko czekac. . . Erling zadr
zał.Na jej miejscu z cał a pewnosci a bym zwariował.
Ja takze przyznał Móri. Miejmy nadzieje, ze tak sie nie stanie.
Przyjaciel wahał sie.
Hmmm.. . czy nie moglibysmy isc do niej teraz?
Niedawno do niej zagl adałem, a przez cały czas czuwa nad ni a słuz aca.
Lepiej, bysmy pozwolili jej w spokoju nabrac sił.
Erling skin ał głow a. Wiedział, która słuz aca czuwa nad Catherine. Nie miał
juz ochoty sie z ni a spotkac. Ze spuszczon a głow a wyszedł z pokoju Móriego.
Jakie brudne było moje prywatne zycie, pomyslał dokonuj ac rachunku sumienia,
kiedy wrócił do łózka. Nie mam prawa oskarzac Catherine.
Móri i Tiril pasuj a do siebie. Oboje s a tacy czysci. Podczas gdy Catherine
i ja. . .
Wrócił pamieci a do ich wspólnie spedzonej nocy, do wstrz asu, jaki wywołała
w nim jej swoboda i wyuzdanie. To jego ciasne konserwatywne wychowanie!
Kobieta powinna byc bierna i wdzieczna. Ot, i wszystko.
Kiedy myslał o szalonej Catherine, poczuł, ze teskni za ni a całym ciałem.
Wstrz asaj acym przezyciem były jej pocałunki, swawolne zachowanie. Wspomi-
134

nał swoje kochanki, dziewczeta, na których twarzach pojawiał sie wyraz cierpienia,
i te, które patrzyły nan z uwielbieniem jak na pana i władce. . .
Erling po prostu potrzebował czasu, by zaakceptowac fakt, ze i kobiety maj
a swoje potrzeby, ze wolno im folgowac. własnym pragnieniom. Erling przypomniał
sobie, jak Catherine ustami zblizyła sie do. . .
Zaczerpn ał oddechu. Wtedy zawstydził sie i rozgniewał, teraz na sam a mysl
zalała go fala rozkoszy, jakiej nie zaznał nigdy przedtem.
Móri, błagał w duchu. Uzdrów j a! Musze przezyc jeszcze wiele takich nocy!
Boze, przeciez ja kocham te szalon a czarownice!
Która, jak twierdzi Móri, wcale nie jest prawdziw a czarownic a A on przeciez
wie najlepiej.
W kazdym razie na niego, Erlinga, rzuciła czar.
Ten łajdak z lasu byc moze j a zhanbił! Erling wiedział, ze Móri rozkazał
dziewkom słuzebnym umyc baronówne od stóp do głów. Jesli została zgwałcona,
z pewnosci a umyły j a wszedzie bardzo dokładnie.
Czy Móri widział Catherine nag a? Ta mysl sprawiła mu przykrosc. Ale nie,
raczej nie, pewnie do takich zabiegów wyznaczył kobiety. Zawsze odznaczał sie
wielk a delikatnosci a. Nigdy nie uczyniłby czegos podobnego.
Erling zorientował sie, ze jego mysli uporczywie kr az a wokół tego samego
tematu.
A najdziwniejsze, ze nie miał ochoty na zadne inne młode dziewczeta. Tak
samo jak wówczas, gdy zakochał sie w Carli, a potem w Tiril, stał sie mezczyzn a
jednej kobiety.
Zacz ał zblizac sie do innych dopiero gdy s adził, ze Tiril nie zyje, a pózniej
gdy z gorycz a stwierdził, ze przedkłada ona towarzystwo Móriego.
Na jego ustach pojawił sie nieco drwi acy, lecz pobłazliwy usmieszek. Głowe
dam, ze oboje s a wci az nietknieci! Zaraz jednak spowazniał. Dobry Boze, wróc
zycie Catherine!

Rozdział 18
Catherine obudziła sie nastepnego dnia przed południem. Przeci agneła sie
w łózku jak kotka i spojrzała na trzech zatroskanych mezczyzn: Móriego, Erlinga
i Tobiasa Fredlunda.
Ach, jak mnie boli całe ciało, czyzbyscie mnie wzieli gwałtem, wszyscy
trzej po kolei?
Nie z powag a odparł Móri.
Szkoda! To mogłoby byc interesuj ace.
Erling uj ał j a za reke i przysiadł na łózku.
Catherine, najdrozsza. . . jestesmy twoimi przyjaciółmi i uczynimy wszystko,
zeby ci pomóc. . .
Pomóc? Dlaczego?
Zdumiona rozejrzała sie dokoła.
Alez. . . Jak ja sie tu znalazłam?
Móri wtr acił z powag a:
Catherine, miałas wypadek.
Wypadek? Ja?
Popatrzyła na niego, marszcz ac brwi. Spróbowała usi asc, lecz z jekiem opadła
na poduszki.
Ach, wszystko mnie boli. Co sie wydarzyło? Nie smieli pytac, nie chcieli
budzic wspomnien, które byc moze wymazała z pamieci.
Erling spróbował jeszcze raz:
Moja kochana, pozwól mi sie sob a zaopiekowac! Zostan ze mn a na całe
zycie! Jako moja zona.
Catherine wybałuszyła oczy.
Co takiego? Na całe zycie? Mój Boze, przeciez taki byłes nudny w łózku!
Erling drgn ał, sp asowiał i ukradkiem zerkn ał na Fredlunda. Co ona jeszcze
zamierza wyjawic?
Co to ma w ogóle znaczyc? zniecierpliwiła sie Catherine. Wszyscy
trzej wygl adacie jak grabarze. O jakim wypadku gadacie?
136

Cierpisz na zanik pamieci, Catherine rzekł Móri. Ale teraz pani Fredlund
przygotowała ci cos do zjedzenia.
Catherine w tej chwili jedzenie nie obchodziło. Z całych sił starała sie odtworzy
c bieg wydarzen.
Wypadek. . . w lesie? Nic nie pamietam.
A co pani pamieta, baronówno? spytał Fredlund, zanim Móri zd azył go
powstrzymac.
Co pamietam? Blask ksiezyca. Wspielismy sie na skałe. Tiril i Erling rozgniewali
sie na mnie. Erling wrzeszczał, zebym wracała. Dlaczego? Nagle
twarz jej sie rozjasniła.
- Ach, juz wiem! Ten przystojny lesnik!
Spostrzegli, ze pamiec znów jej sie m aci, szukała czegos w myslach.
Jak to było z tym lesnikiem? starał sie dowiedziec Móri. Catherine juz
zaczeła wspominac, byc moze wiec nalezało to doprowadzic do konca.
No własnie, jak to sie stało? powtórzyła pod nosem. Widac było, jak
bardzo dreczy j a luka w pamieci.Poszlismy. . . do lasu. Byłam rozpalona, ciało
mi płoneło. A on był taki przystojny. Ale taki zimny! Z pewnosci a chodził po lesie
przez cał a noc, bo dłon miał lodowat a!
Popatrzyli na siebie. Moze lepiej jej przerwac w tym miejscu?
Catherine jednak mówiła dalej:
Szlismy daleko i szybko. Bardzo szybko, ledwie zdołałam dotrzymac mu
kroku. I wiecie, on nagle zacz ał mówic po niemiecku! Ale ja takze znam niemiecki,
z porozumieniem nie było wiec kłopotów.
Czy zachowywał sie przyjaznie? spytał Erling.
Mieli wrazenie, ze czas sie zatrzymał. Zycie zajazdu, losy ludzi i zwierz at
przestały jakby do nich docierac.
Przyjaznie? Nie, tego bym nie powiedziała. Był wrecz grubianski, ale ja to
lubie. Meskosc tak na mnie wspaniale działa.
Umilkła. Ktos odwołał Fredlunda, opuscił ich.
A potem?naciskał Erling.
Catherine potarła oczy, jakby chciała dogrzebac sie czegos w pamieci. A moze
zatrzec w niej jakies straszne wspomnienie?
Tak trudno mi cos sobie przypomniec. Podczas tego wypadku, o którym
mówicie, musiałam uderzyc sie w głowe. Wszystko pamietam jak przez mgłe,
niewyraznie.
Mozesz sie z tego tylko cieszyc, pomysleli obaj.
Stanelismy przed gór a. . . Wysok a i strom a. On zacz ał wsuwac mi rece pod
ubranie, stawał sie coraz bardziej natretny. Nie miałam nic przeciwko temu, ale
wiało od niego chłodem i taki był niedelikatny. Zaczełam. . .
Urwała na chwile, wzrok jej sie zm acił.
Zaczełam protestowac. Mówiłam, zeby sie zachowywał jak nalezy, ze jestem
dam a, baronówn a. Wtedy zacz ał sie smiac. Ten smiech był straszny. Powie-
137

dział, ze znacznie przewyzsza mnie urodzeniem. Rozgniewało mnie to, wiec powiedziałam:
"Zwazaj na słowa! Jestes prostakiem, zwykłym lesnikiem i nie chce
miec z tob a juz nic wiecej do czynienia. Pusc mnie, prosze!"
Catherine umilkła na dług a chwile.
Potem nic juz nie pamietam. Naprawde nic.Zastanowiła sie.A moze
jednak?
Popatrzyła na nich wzrokiem, z którego biła bezradnosc. Wyniosły, pewny
siebie ton gdzies znikn ał. Nie była juz władcz a szlachciank a i czarownic a, lecz
tylko wystraszon a młod a kobiet a.
Nie wiem, czy to sen, czy nie, wszystko było takie rozmyte. Znalazłam sie
wewn atrz skały. Nie, to niemozliwe. Chyba ze on to król gór?
Nie, nie był królem gór spokojnie rzekł Móri.
O, mów do mnie tym łagodnym tonem szepneła przerazona. Tak mi
zimno, zi ab przenika mnie az do szpiku kosci.
Erling próbował j a przytulic, lecz go odepchneła.
Nie, nie ty, niedojdo, nic nie wiesz o kobietach! Móri, trzymaj mnie mocno!
Dwaj mezczyzni porozumieli sie wzrokiem. Erling skin ał głow a, a Móri niech
etnie przygarn ał dziewczyne do siebie. Erling zorientował sie, ze przyjaciel my-
sli o Tiril, ze czuje sie wobec niej winny.
Catherine nie przestawała drzec. Teraz jednak nalezało wyci agn ac z niej
wszystko, nie było odwrotu.
Naprawde znalazłas sie we wnetrzu górywyjasnił Móri najłagodniej jak
potrafił.
Naprawde? zaj akneła sie.
Czy on ci cos zrobił? pytał z napieciem Erling.
On. . . on mnie tam zaci agn ał. Wlókł mnie za ramie po ziemi, w ciemnosc.
St ad wiec jej poszarpane, brudne ubranie. Catherine drzała, szczekaj ac zebami.
Jak ton acy uczepiła sie Móriego i wyj atkowo nie kryła sie za tym chec
uwiedzenia.
Tak ciemno szepneła. Tak strasznie ciemno, nie wiedziałam, gdzie
jestem. S adze jednak, ze po prostu opowiadam wam swój sen, to sie nie zdarzyło
naprawde, bo wiem, ze próbowałam krzyczec, ale z moich ust nie wydobył sie
zaden dzwiek, to musiało sie wiec wydarzyc we snie. Tak, na pewno to tylko sen
przekonywała sam a siebie.
Oczywiscie przytakn ał Móri. Oczywiscie, to był sen.
Ale bardzo realny.
Opowiedz, co działo sie dalej.
Niewiele wiecej pamietam. Okazał mi tak a brutalnosc, wrzucił do jakiegos
korytarza. . .
Spojrzeli na siebie, twarze mieli kamienne, bez wyrazu.
A potem? Erling z trudem wymówił pytanie.
138

Sprzeciwiałam sie, walczyłam, bo przestało mnie to bawic. On był lodowato
zimny. A pózniej. . .
Widac było, ze Catherine niczego nie rozumie.
Potem nic juz nie wiem. Miałam wrazenie, ze zapadłam w letarg, w spi aczk
e.
Nic wiec ci nie zrobił?
Nie. Tak.
To znaczy?przez cały czas pytał Erling. Móri tylko delikatnie gładził j a
po głowie.
Kiedy sie dzisiaj obudziłam, czułam ból.
To wiemy, całe ciało cie bolało.
I tam, w dole.
Zapadła cisza. Wreszcie Erling zakl ał brzydko, w oczach zakreciły mu sie łzy.
Móri, co sie ze mn a działo? Gdzie mnie znalezliscie?
Boje sie, tak sie boje, ze wydarzyło sie cos strasznego.
W istocie odpowiedział Móri.
Spojrzeli na siebie, Erling skin ał głow a.
Móri opowiedział Catherine cał a ich historie: gdzie dotarli, w jaki sposób
i gdzie j a znalezli. Jak na zawsze zniszczyli zamczysko i jego władce. Najlepsze
dla niej było, by poznała cał a prawde, przynajmniej nie bedzie j a przez całe
zycie dreczyc niepewnosc.
Catherine była siln a kobiet a. Wiele przezyła. Niszczyła innych, czerpała z zycia
wszelkie przyjemnosci, jakie tylko sie dało, a nawet posuwała sie do ostateczno
sci, usmiercała, gdy okazywało sie to niezbedne dla jej wygody.
Umiała tez przyj ac do wiadomosci to, co stało sie w zamku, który pózniej rozpadł
sie w pył. Z jej tupetu jednak nic nie zostało. Płakała jak dziecko, szlochem
daj ac upust przerazeniu.
Móri spokojnie próbował zamienic sie na miejsca z Erlingiem. Na jakis czas
sie udało, dopóki Erling nie wypowiedział kilku słów pocieszenia. Wówczas Catherine
odkryła zamiane i gniewnie odepchneła Erlinga. Móri znów musiał usi asc
przy niej i wysłuchiwac niewyraznego histerycznego mamrotania:
Uciekaj tam, gdzie pieprz rosnie, Erlingu, ty nic nie wiesz. Móri i ja nale-
zymy do siebie, jestesmy do siebie podobni, bedziemy razem na zawsze, wiem,
ze on tego pragnie. . .
Erling zacz ał mówic o Tiril, lecz Móri ostrzegł go gestem. Erling wiedział,
dlaczego. Gdyby Catherine dowiedziała sie o uczuciach, jakie Islandczyk zywi
wobec młodszej dziewczyny, zycie Tiril byłoby w niebezpieczenstwie.
Tak naprawde Erling nie bardzo wierzył, by Catherine potrafiła posun ac sie
jeszcze kiedys do ostatecznosci, jej smiałosc wyraznie przygasła.
Erlinga ogarneło przygnebienie. Nareszcie zrozumiał, ze kocha te rozpustn a
kobiete, i zdołałby zapewnic jej spokojne, godne zycie. Ona jednak nie chciała go
139

znac, po tym, jak jej zdaniem, nie sprawdził sie w chwilach uciechy.
Tak bardzo pragn ał przytulic j a teraz do siebie, aby poczuła sie przy nim bezpiecznie.
Ale to Móri musiał przyj ac dławi acy j a strach, czule gładzic po policzku
i zapewniac, ze ma wiernych przyjaciół, którzy nigdy jej nie opuszcz a.
Twarz Móriego pozostawała bardziej sci agnieta i bez wyrazu niz zwykle. Erling
cieszył sie, ze przynajmniej Tiril nie widzi, co sie dzieje. Wybrała sie na
przechadzke z Nerem.
Bardzo by j a zasmuciła ta scena i słowa Catherine.
Na mysl o Tiril i Nerze Erling przypomniał sobie cos jeszcze:
Catherine. . . Kiedy zobaczysz Nera, serdecznie mu podziekuj! To jego upór
cie uratował. Wyczuł, ze jestes gdzies w poblizu, i nie poddał sie, dopóki cie nie
odnalezlismy.
Erling ma racje zaswiadczył Móri.
Catherine usmiechneła sie blado.
Bede o tym pamietac. To dobry pies!
Niezwykła pochwała w ustach osoby, któr a niewiele obchodziły psy czy
w ogóle zwierzeta. Catherine znów pogr azyła sie w mrocznych wspomnieniach
z Tiersteingram. Podniosła na Móriego zapłakan a, zapuchniet a twarz.
Ale jak ty mozesz teraz mnie pragn ac?wyszeptała ledwie słyszalnie.
Po tym, co sie stało, jestem jak zarazona, skalana. Ach, nie moge o tym myslec!
Móri powstrzymał sie od stwierdzenia, ze nigdy jej nie pragn ał. Nie był na to
własciwy moment.
Dziewczeta z zajazdu umyły cie starannie, opłukały, powiedziałbym, wyszorowały
na zewn atrz i od srodka. Ale mozesz sie wyk apac, jesli chcesz. Moim
zdaniem to dla ciebie w tej chwili najlepsze.
Zastanowiła sie.
Dobrze. Wyk apie sie. Potem bede jak nowo narodzona.
Catherine nie byłaby sob a, gdyby nie zadała kolejnego pytania:
A co ze skarbem? Znalezliscie go?
Owszem odparł Erling.
Naprawde? Duzy? S a jakies klejnoty? Pokazcie mi! Teraz, zaraz!
Erling wyjasnił, ze skarb nie okazał sie szczególnie imponuj acy i ze Tiril postanowiła,
by wiekszosc znalezionych przedmiotów trafiła do muzeum.
Catherine prychneła.
Tiril? Do muzeum? Czy ona oszalała? Czyscie go juz oddali? Chce go
zobaczyc, zanim bedzie za pózno.
Poderwała sie, zapominaj ac o wszelkim bólu.
Spokojnie rzekł Móri, który nareszcie zdołał uwolnic sie z jej uscisku.
Twoja czesc została, niewiele z tego, co znalezlismy, dało sie zamienic na gotówk
e. Były tam przede wszystkim przedmioty z zelaza, maj ace jedynie wartosc
zabytkow a. Interesuj a sie nimi tylko badacze.
140

Wpatrywała sie w nich, przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
A złoto? Złoto, srebro, kamienie szlachetne? Musiało tam byc cos takiego!
Czyzby Tiril ukryła wszystko dla siebie?
Tiril niczego nie schowała zapewnił Móri zgnebiony. Chociaz cały
skarb w zasadzie nalezał do niej, wszystko, co miało wartosc, podzieliła miedzy
uczestników wyprawy. Nawet stary Fin, który na koniec uratował jej zycie, otrzymał
swoj a czesc.
Fin? drwi aco zasmiała sie Catherine. Na cóz jemu złoto i srebro
na tym pustkowiu? No dobrze, gdzie moja czesc? Co dostałam? Stary połamany
widelec?
W czasach hrabiego nie uzywano widelców cierpko zauwazył Erling.
Oczy mu pociemniały.Ale mozesz zobaczyc. Twoja czesc skarbu lezy tu, w pokoju.
Prosze.
Catherine rozerwała wezełek. Z niedowierzaniem wpatrywała sie w zawarto
sc, cztery złote agrafy z topazami.
Tylko ty dostałas jakies ozdoby, bo jestes dostatecznie prózna, by je nosic
z gorycz a powiedział Erling. Jemu takze nie spodobała sie chciwosc Catherine
i nieufnosc wobec Tiril.
Ona jednak nie miała dla nich czasu. Zafascynowały j a nowe klejnoty.
Ciekawe, ile za nie dostane w Christianii.
Erling wstał, miał juz tego dosc.
Tak, sprzedaj je! A potem w krótkim czasie wydaj pieni adze. Wtedy nie
bedziesz miała ani gotówki, ani klejnotów.
Nareszcie Catherine dostrzegła ich niechec.
Przepraszam rzuciła beztrosko. Oczywiscie, ze ich nie sprzedam.
Zatrzymam na pami atke najstraszniejszego wydarzenia w moim zyciu.
Zaniemówili, nie wiedzieli, co odpowiedziec. Chodzmy poszukac Tiril
i Neramrukn ał w koncu Erling.

Rozdział 19
Tydzien pózniej czworo przyjaciół wraz z Nerem mineło granice z Norwegi a.
Jechali tym razem goscincem, zapominaj ac, ze stosunki miedzy Szwecj a a Norwegi
a nie s a najlepsze.
Karol XII nie zył od kilku lat, lecz rozgoryczenie wojn a, jak a prowadził przeciwko
Norwegii, wci az nie opuszczało ludzi. Podrózni na granicy napotkali problemy,
musieli wiec sie cofn ac.
Przeprawili sie w innym miejscu, w finskich lasach. Długiej granicy pomiedzy
oboma krajami nie wszedzie strzezono równie pilnie.
Tiril w finskich lasach czuła sie nieswojo. Zbyt wiele złych wspomnien ł aczyło
jej sie z lesnymi bezdrozami. Cieszyła sie, gdy wreszcie wyjechali na jasne
tereny Solor.
Catherine nie czyniła zadnej tajemnicy z tego, ze pragnie Móriego. Uznała, ze
Islandczyk kocha sie w niej na zabój, nie smie tylko wyznac swoich uczuc z powodu
zazdrosnej Tiril. Zdaniem Catherine, Tiril wcale a wcale go nie obchodziła,
ale nie chciał wyrz adzac krzywdy tej głupiej gesi.
Nie przepusciła zadnej okazji, by dokuczyc Tiril cietym komentarzem na temat
jej wygl adu, niezdarnosci albo nieprzemyslanych uwag.
Móri miał szczer a ochote powiedziec jej, zeby poszła sobie do diabła, bo on
i Tiril nalez a do siebie, nie smiał jednak. Wci az nie bardzo wiedział, czego mozna
sie spodziewac po Catherine. Co prawda złagodniała nieco, czasami przeszywał
j a dreszcz leku, nie odnosiła sie juz tak lekcewaz aco do towarzyszy.
Móri jednak uwazał, ze jest nieznosna. Podczas kazdego noclegu w kolejnych
zajazdach musiał starannie zamykac drzwi, a jesli to okazywało sie niemozliwe,
narazał sie na zaproszenia tak natretne, ze wstyd mu było za baronówne. Musiał
postepowac niezwykle dyplomatycznie, by sie jej pozbyc.
Tiril cierpiała, cierpiał tez Erling.
Bardzo rzadko Tiril udawało sie porozmawiac w cztery oczy z Mórim i zwykle
mogli zamienic zaledwie kilka słów. Tiril pocieszało jedynie to, ze Móri sykn ał
kiedys: "Czasami załuje, ze j a uwolnilismy!"
Dopiero gdy dojezdzali do Christianii, nadarzyła sie sposobnosc dłuzszej roz-
142

mowy. Catherine wypiła wtedy kilka kieliszków za duzo, musieli zaniesc j a do
sypialni. Zgasła tam jak zdmuchnieta swieczka.
Erling siedział w wyszynku, pogr azony w ponurych rozmyslaniach, lituj ac sie
nad sob a. I on przesadził z winem, przedstawiał sob a obraz nedzy i rozpaczy.
Tiril i Móri mogli wiec pójsc z Nerem na wieczorn a przechadzke.
Z pocz atku szli w milczeniu, oboje oniesmieleni.
W koncu Móri spytał:
Co my zrobimy, Tiril? Ona nie chce zrozumiec. Przeciez ja pragne tylko
ciebie, lecz jesli ona sie o tym dowie. . .
S adzisz, ze wci az ma zbrodnicze skłonnosci?
Nie wiem. W istocie złagodniała, lecz nadal chce dominowac, i s adze, ze
nie bedzie tolerowac rywalki.
Tiril zamysliła sie.
Co sie stało, moja droga? spytał, obejmuj ac j a.
Gdyby ujrzała twoich towarzyszy. . .
Z pewnosci a by sie wycofała, to prawda rozesmiał sie Móri. Ale oni
nigdy sie na to nie zgodz a.
Tiril podskoczyła.
Alez oczywiscie, ze sie zgodz a!
Przypuszczam, ze nie. O czym ty własciwie mówisz?
Móri. . . Czy nie obawiasz sie tego dnia, kiedy stracimy Nera?
Od dawna mnie to martwi. Jest wprawdzie silny i zdrowy, ale. . . Dosc
nieoczekiwanie zmieniłas temat rozmowy.
Wcale nie. Nie musisz bac sie o Nera. Przedłuzono mu zycie.
Móri zatrzymał sie gwałtownie.
Co ty wygadujesz? rozesmiał sie niepewnie. Az tak bardzo bys tego
chciała?
Popatrzyła mu prosto w oczy.
Zwierze mi to obiecało.
Zwierze? Jakie zwierze?
To, które ci towarzyszy, uosabiaj ace wszystkie zwierzeta swiata.
Móri mocno scisn ał j a za ramiona.
Tiril, co ty mówisz? Nie wiesz o nich nic poza tym, co sam ci opowiedziałem.
Nie wolno ci dopuscic do tego, by fantazja zdobyła nad tob a władze.
Chcesz, zebym opisała ci twoich towarzyszy? Wszystkich po kolei?
Zaczeła wymieniac szczegóły, o których on nigdy nie wspominał.
Móri zakrył jej usta dłoni a.
Tiril! Czy ty ich widziałas?
Tak.
Zaniemówił.
Kiedy? I gdzie?spytał wreszcie.
143

W magazynie portowym w Bergen, gdy lezałes bliski smierci. Poprosiłam,
aby cie uratowali. Uczynili to. A jednoczesnie podarowali Nerowi dłuzsze zycie.
W Bergen? Tak dawno temu? I nic nie mówiłas?
Bałam sie. Nie wiedziałam, jak to przyjmiesz.
Podniósł głowe, zamyslił sie.
Rzeczywiscie, cudownie szybko ozdrowiałem rzekł po dłuzszej chwili.
To prawda. Ale z Catherine sie nie uda. Nie zechc a sie jej pokazac, zreszt a nie
smiem o to prosic.
Zbyt mało korzystasz z ich obecnosci, Móri. Po prostu daj Catherine potrzyma
c magiczn a rune, umozliwiaj ac a widzenie zjaw.
Sk ad o niej wiesz?
Bo własnie dzieki niej zobaczyłam najpierw prawdziw a zjawe, a potem
twoich towarzyszy.
Mój ty swiecie! Nie wystraszyłas sie?
Och, oni byli tacy przyjazni. Moze dlatego, ze okazywałam im szacunek
i zyczliwosc. Przyjemnie nam sie gawedziło.
Móri przyci agn ał j a do siebie i mocno uscisn ał.
Jestes wyj atkow a osob a, Tiril. Jedynym człowiekiem na swiecie, którego. . .
Dobrze, zastanowimy sie nad spraw a Catherine. Czy powinnismy. . .
Warto spróbowac.
Dobrze. Jesli sie powiedzie, przekonamy sie, jak silne jest jej uczucie do
mnie. Czy kieruje ni a tylko z adza podboju, czy tez cos powazniejszego.
Móri rzekła Tiril lekliwie. Nie mysl sobie, ze wykradłam te rune
z ciekawosci. Szukałam magicznych znaków, zeby pomóc ci na własn a reke. Runa,
dzieki której mozna widziec zjawy, wsuneła mi sie do kieszeni, zorientowałam
sie, co sie stało, dopiero gdy wyszłam z Nerem. Ujrzałam wtedy kobiete przechodz
ac a przez sciane.
Westchn ał przerazony tym, co mogło sie wówczas stac.
Spróbujemy jutrooswiadczył.Ale teraz nie chce juz rozmawiac z Catherine.
Od chwili opuszczenia Ramundeboda teskniłem za tym, by móc zostac
z tob a sam na sam. Tiril, nie mozemy byc daleko od siebie, oboje o tym wiemy.
Ale nie chce cie wpl atywac w moje zycie i nie potrafie znalezc wyjscia z tej
sytuacji.
Wiele stron twego zycia juz poznałam i jakos sie nie przelekłam.
Rzeczywiscie sporo widziałas, ale nie dosc. Nie masz pojecia, w jakich
straszliwych rytuałach musiałem wzi ac udział, aby zostac czarnoksieznikiem.
Wiedz jednak, ze nie jestem z tych, co zaprzedali sie diabłu. Gdyby tak było,
nie znosiłbym soli ani nie mógłbym chodzic po poswiecanej ziemi.
Wiem, ze posługujesz sie tylko biał a magi a.
Nie zawsze. W Grtiven nie obeszło sie bez czarnej.
To było konieczne.
144

Wiem. Ale pamietasz, mówiłem ci, ze za kazdym razem, kiedy uczynie cos
w słuzbie dobra, wyrz adzam komus krzywde?
Rzeczywiscie. To sie jednak nie sprawdziło.
Niestety tak. Za kazdym razem, zastanów sie tylko. Ostatnio, kiedy uratowałem
Catherine. Kogo tym uszczesliwiłem oprócz niej samej?
Moze i masz racje.
Po wyrazie oczu Móriego poznała, ze przyjaciel zamierza mówic o nich. Pojawił
sie w nich ów gor acy, czuły blask. Serce zabiło jej mocniej.
Panienko Tiril! Panienko Tiril! rozległ sie naraz dziewczecy głos i z
oberzy wybiegła młodziutka dziewczyna.
Do licha, dlaczego akurat teraz? pomyslała z gniewem.
Sk ad ona wie, ze masz na imie Tiril? mrukn ał zdziwiony Móri.
Dziewczynka dobiegła do nich.
Pani gospodyni bardzo prosi o rozmowe z pann a Tiril. Teraz, natychmiast.
Pójde z tob azdecydował Móri.
Oberzystka przyjeła ich w swym prywatnym pokoju, starannie zamkneła za
sob a drzwi.
Prosze mi wybaczyc pytanie rzekła Tiril. Sk ad zna pani moje imie?
Gdy przybyliscie, a ja was przyjmowałam, zamieniliscie miedzy sob a kilka
słów. Ktos z was zwrócił sie do panienki, a Tiril to niezwykłe imie.
Aha, po prostu usmiechneła sie dziewczyna. Czego pani chciałaby
sie dowiedziec?
Nie o to chodzi odparła pulchna oberzystka. Gotowanie, ulubione zaj
ecie, zostawiło swoje slady. Widzicie, ostatnio przybyli tu dwaj mezczyzni,
pytali, czy wsród gosci nie ma Tiril. . . jak to było? Berg1 ?
Przeciwnie, Dahl2
Móri zaniepokojony uscisn ał reke dziewczyny.
Zagl adali tu dwukrotnie. Prosili, bym dała znac, w razie gdyby panna zjawiła
sie w moim zajezdzie, przedostatnim na drodze do Christianii. Nie budzili
jednak zaufania dlatego postanowiłam porozmawiac z panienk a.
Brak mi słów, zeby wyrazic pani wdziecznosc odrzekł Móri. Przypuszczam,
ze jeden z owych mezczyzn był troche starszy i miał kozi a bródke.
A drugiego trudno opisac.
Na pewno mówimy o tych samych osobach.
Ci mezczyzni sledz a Tiril juz od kilku lat, nie wiemy dlaczego. Raz usiłowali
j a zabic.
Ach, mój Boze!
1Berg (norw.) - góra.
2Dal (norw.) - dolina.
145

Podejrzewamy, ze chodzi o spadek. Pochodzenie Tiril do niedawna kryło
sie w mroku. Ostatnio dowiedzielismy sie, ze jej rodzice byli ludzmi niezwykłe
wysokiego rodu. Próbujemy ich teraz odnalezc.
Ach, tak. No, jest tez wsród was prawdziwa córka barona. . .
O, ona Móri powiedział to tonem tak wzgardliwym, ze Tiril nie mogła
powstrzymac sie od usmiechu. Nie dorównuje Tiril urodzeniem.
Rozumiem. Jesli wiec ci mezczyzni powróc a. . . ?
To pani niczego nie widziała. Prosze pamietac, ze tu chodzi o zycie Tiril!
Dobrze, ostrzege słuzbe.
Opuscili włascicielke zajazdu, dziekuj ac jej za okazan a zyczliwosc.
Kiedy wyszli, Tiril powiedziała:
Prawde mówi ac zapomniałam o tych łotrach, którzy nas scigaj a. S adziłam,
ze sie juz poddali. Przypuszczałam, ze tak sie stanie po naszej wyprawie do Tiveden,
ze to własnie Tiersteingram miałam odnalezc.
Ja tez tak myslałem, kiedy sie tam wyprawialismy. Pózniej juz w to nie wierzyłem.
Twoja matka przekazała ci kawałek figurki demona w spadku, poniewaz
habsburska czesc kiedys trafiła do jej r ak. Traktowała j a prawdopodobnie przede
wszystkim jak ciekawostke, lecz chciała, by dziecko, owoc miłosci, otrzymało po
niej pami atke.
A wiec Tiersteingram to był slepy tor?
Tak sie moze wydawac, ale nie mam zadnej pewnosci. Było cos. . .
Tiril ciezko westchneła.
Nie mam juz siły uciekac.
Oni nie wiedz a, ze wrócilismy. Porozmawiajmy z. . . no cóz, z Erlingiem,
Catherine jest przeciez ledwie przytomna. O swicie opuscimy zajazd.
Wspaniale. Ale, Móri, dlaczego oni nas szukali akurat tutaj?
S adze, ze to wcale nie było akurat tutaj. Przypuszczam, ze rozpytywali we
wszystkich zajazdach wokół Christianii. Poniewaz znikneły takze nasze konie,
zrozumieli, ze wyjechalismy z miasta. Nie wiedzieli jednak, dok ad.
Wiele wysiłku w to wkładaj a.
Rzeczywiscie, musisz miec dla nich duze znaczenie.
Albo dobrze im płac a.
To takze mozliwe. Chodz, od razu pomówimy z Erlingiem.
Cały nastepny dzien spedzili w drodze. Kiedy cel jest blizszy, człowiek zaczyna
sie spieszyc.
Zrezygnowali z jazdy goscincem, przemykali sie bocznymi drogami. I za nic
na swiecie nie odwazyli sie przenocowac w ostatnim zajezdzie przed Christiani a!
Z kazdym upływaj acym dniem zauwazali, ze pewnosc siebie Catherine coraz
bardziej sie chwieje. W zachowaniu baronówny pojawiła sie jakas bezradnosc,
146

zagubienie. Móri zdecydowanie okazywał jej swoj a niechec, zmuszona wiec była
coraz czesciej szukac pociechy u wiernego Erlinga.
Nie chciała sie juz jednak do niego zblizac. Gdy próbował dodac jej otuchy
usciskiem albo po prostu przytulic, syczała jak woda wylana na ogien, nie oszczedzała
go tez, w słowach.
Nie chciała takze wiecej posługiwac sie swymi czarodziejskimi sztuczkami.
Na cóz jej to było, skoro i tak ktos przewyzszał j a umiejetnosciami?
Wci az nie mogła odzyskac równowagi.
Móri nie powiedział jej wprost, ze kocha Tiril, nie odwazył sie na to. Okazywał
jednak Catherine tak jawn a niechec, ze musiałaby byc jezem albo kamieniem, by
tego nie zauwazyc.
Catherine wiec takze cierpiała.
Podczas odpoczynku na zboczu niedaleko Christianii Tiril i Móri skinieniem
głowy dali sobie znak. Teraz miało to nast apic!
Zapadał juz zmierzch, nie wiedzieli, gdzie przyjdzie im spedzic noc. Zjedli
ostatnie resztki zapasów, karmi ac bezwstydnie zebrz acego Nera. Erling siedział
milcz acy, zasmucony, ze ich podróz wkrótce dobiegnie konca, a jego stosunki
z Catherine ani troche sie nie wyjasniły. Intrygi niszczyły przyjazn. Tiril miała
wrazenie, ze Móri j a zaniedbuje, Móri był niezadowolony, poniewaz nie mógł
przebywac z Tiril i przez to j a krzywdził, a w dodatku Catherine nie dawała mu
spokoju. Catherine, której nie udawało sie zdobyc serca Móriego, irytowała sie na
miłego, nadskakuj acego Erlinga, a ten z kolei czuł sie odrzucony.
Zadne z nich nie było szczesliwe.
Erlingu zaczeła Tiril. Czy nie mógłbys dzis wieczorem zabrac Nera
na spacer? Juz teraz?
Zdziwił sie.
Nera? A po cóz wyprowadzac go na spacer, skoro on i tak przez cały czas
biega wolno, tam gdzie mu sie podoba?
Jak chcesz, Erlingu westchn ał Móri. Ale czy wobec tego mógłbys
sam gdzies sie przejsc? My musimy cos omówic.
Erling podniósł sie, poczerwieniały na twarzy.
Dosc juz tego! Staram sie jak moge poprawic nastrój i wam, i sobie, a wy
mnie ot, tak sobie odrzucacie!
To wcale nie bedzie zabawne tłumaczył Móri. Dla twojego dobra
prosiłem, abys odszedł.
Nie przypuszczałem, ze mamy przed sob a jakies tajemnice!
Był tak urazony, ze nie mógł zapanowac nad drzeniem głosu.
Dobrze, zatem zostan. Tylko pamietaj, ze cie przestrzegalismy.
A wiec wy troje wiecie o czyms, o czym nie wiem ja?
Nie. Wiemy o tym my dwoje, Tiril i ja.
147

A jakiez to sekrety was ł acz a? oburzyła sie Catherine. Zgadzam sie
z Erlingiem. Dosc spiskowania!
Doskonale, bo my takze mamy juz tego dosc. Catherine, wez do reki to
drewienko.
Dlaczego?
Poniewaz cie o to prosze. To codziennosc czarnoksieznika. A ty przeciez
jestes czarownic a, czyz nie?
Oczywiscie. To własnie nas ł aczy i ani Tiril, ani Erling nie mog a nas rozdzieli
c.
Móri nie odpowiedział, tylko podał baronównie magiczn a rune umozliwiaj ac a
widzenie zjaw.
No dobrzepowiedziała Catherine.A co teraz? Co mam z ni a zrobic?
Czekac.
Na co?
Za duzo pytasz. Po prostu czekaj.
Nad lesnym wzgórzem zapadał zmierzch. Od trawy biło letnie ciepło, nad jeziorem
unosiły sie spirale roztanczonych komarów. Nero gonił owady, od czasu do
czasu przybiegał sprawdzic, czy przyjaciele s a na miejscu, i znów gdzies znikał.
Erling chciał cos powiedziec, zapytac, o co własciwie w tym wszystkim chodzi.
Catherine siedziała, trzymaj ac w dłoni magiczny znak, ale nic sie nie działo.
Tiril i Móri nie posiadali sie ze zdumienia.
Baronówna Catherine van Zuiden, czarownica, czuła sie nieswojo. O co chodziło
Móriemu? Czyzby chciał z niej zadrwic?
Czy tez była to próba?
Najwidoczniej tak, bo zapytał:
Nic nie widzisz, Catherine?
A wiec miała cos ujrzec! No, jakos sobie z tym poradzi, nie moze pokazac, ze
nie jest dobr a czarownic a. Natychmiast przymkneła oczy i oznajmiła dramatycznym
głosem:
Tak, widze. Patrze w przyszłosc. Widze lsni ac a kolorami kopułe, siedzi na
niej Hekate, bogini czarownic. Sama przepowie mi przyszłosc. . .
Usłyszała westchnienie Móriego.
Otwórz oczy, Catherine, przestan udawac!
Głos Móriego nie dopuszczał sprzeciwu. Catherine odruchowo usłuchała.
Jekneła ze strachu i zasłoniła usta dłoni a.
Za Mórim stała wysoka istota, niedbale opierała sie o drzewo, zaciskaj ac reke
na gałezi. Spogl adała na baronówne z nieskrywan a ironi a.
Był to najstraszniejszy stwór, jakiego kiedykolwiek widziała. Upiór z otchłani,
olbrzymi mezczyzna z wysuniet a do przodu głow a i zniszczon a twarz a. Predko
148

odwróciła wzrok w inn a strone, lecz tam ujrzała cos innego. Po ziemi czołgało sie
potworne, okaleczone zwierze. Catherine uderzyła w krzyk i zaczeła je od siebie
odpedzac.
Odejdz st ad, odejdz, uciekaj!wrzeszczała histerycznie.Nie, nie zbli-
zaj sie, nie zblizaj, Móri, ratuj, zrób cos. . .
Ale Móri ani drgn ał. Catherine odwróciła sie tyłem, by nie patrzec, i. . .
Jeszcze jedna! W płucach zabrakło jej powietrza, jakby toneła. Przed ni a stała
biaława istota o postaci przypominaj acej ludzk a i długich, nierównych zebach. Na
ich widok Catherine ogarneły mdłosci. Długie białe rece wyci agneły sie do niej
w jakby błagalnym gescie, ale Catherine nie mogła juz tego zniesc. Zaniosła sie
przerazliwym krzykiem i odrzuciła drewienko najdalej jak umiała.
Zjawy znikneły.
Masz juz dosc?spytał łagodnie Móri.A zd azyłas zobaczyc zaledwie
trzech z mych towarzyszy, którzy byli z nami podczas całej podrózy.
Tiril wstała, by podniesc z ziemi magiczny znak.
Nie, och, nie, oszalałas! krzykneła Catherine. Ty nie zniesiesz ich
widoku, jestes wszak zwykł a smiertelnic a. Jesli ja nie mogłam. . .
Ja juz ich widziałam, wszystkich osmioro spokojnie odrzekła Tiril.
Umielismy sie porozumiec, s a moimi przyjaciółmi.
Catherine jekneła przerazona.
Na pewno dlatego, ze Móri cie przygotował, powiedział, co cie czeka, i był
wtedy przy tobie!
Nie przygotowałem Tiril, magiczna runa wpadła jej w rece przypadkiem
odparł Móri. I była całkiem sama, bo ja lezałem nieprzytomny, bliski smierci.
Oni i Tiril uratowali mi zycie. Poprosiła ich takze, by przedłuzyli zywot Nera.
Bardzo mnie cieszy, ze on pozostanie z nami dłuzej niz zwykłe psy. Oni naprawde
s a przyjaciółmi Tiril!
Nie wierze w to! Przeciez to złe istoty!
Ty tak uwazasz. Tiril odniosła sie do nich z szacunkiem i sympati a, okazała
tez zrozumienie dla ich cierpien.
Baronówna oddychała ciezko.
Daj mi to drewienko jeszcze raz, na pewno jakos to wytrzymam!
Uwazam, ze nie powinnas ogl adac juz zadnego z nich stwierdził Móri.
Próba wypadła niepomyslnie, w tym cały problem. Ale chciałem ci przez
to powiedziec, ze oni s a czesci a mego zycia. Zawsze bed a mi towarzyszyc. Czy
zdołasz zyc z tak a mysl a?
Nie odpowiedziała. Zakreciło jej sie w głowie.
Erling wreszcie mógł dojsc do słowa.
Czy ktos mi wyjasni, co wy własciwie robicie?
Catherine dostała na chwile magiczn a rune i ujrzała trzech moich towarzyszy.
Nie mogła zniesc ich widoku.
149

Ja tez chyba z tego zrezygnuje cierpko oznajmił Erling. Ale przekaz
im moje pozdrowienie i podziekuj za to, czego dokonali w Tiersteingram! I za to,
co zrobili z naszym czworonoznym przyjacielem!
Catherine patrzyła na Móriego. Juz wiedziała, ze go utraciła. Nie mogła sie
pogodzic, ze otaczaj a go te potwory, w dodatku było ich wiecej. Nawet ona rozumiała,
ze gdyby wzieła sie mocno w garsc, zapewne zdołałaby na nie patrzec,
nawet powiedziec, ze jest ich przyjaciółk a, ze je rozumie, ale nigdy nie bedzie tak
myslec naprawde. Nie tak jak Tiril.
A to było decyduj ace.
Baronówna została zmuszona do przeprowadzenia rachunku sumienia.
Oslepiona łzami doczołgała sie do Erlinga, który natychmiast chwycił j a w ramiona.
Siedli objeci, Erling bezskutecznie starał sie j a uspokoic.
Do niczego sie nie nadajeszlochała.Wszyscy s a lepsi ode mnie. Nie
jestem czarownic a, mam złe serce, nikt mnie nie kocha.
Alez ja cie kocham tak a, jak a jestes mówił Erling. Wiem, ze nie
jestem tak interesuj acy jak Móri, ale wiele moge ci dac.
Zaniosła sie jeszcze głosniejszym płaczem, wiec Erling zamilkł.
Wreszcie, chociaz wydawało sie juz, ze to nigdy nie nast api, udało jej sie
opanowac.
Ach, Erlingu, Erlinguwzdychała teraz.Taka byłam wobec ciebie niesprawiedliwa,
taka wyniosła! Wybacz mi, wybacz, ty dobra, ludzka istoto! Nigdy
juz nie bede przedkładac przygody nad poczucie bezpieczenstwa!
Juz dobrze, dobrze usmiechn ał sie. Troche napiecia w zyciu przyda
sie nam obojgu, bylesmy tylko mieli siebie.
Nie zostawiaj mnie szepneła i wtuliła sie w mokr a juz od jej łez piers
Erlinga.
Wiesz, ze cie nie opuszcze. A co z Mórim?
Móri jest zbyt niebezpieczny. Po tych strasznych przezyciach z "lesnikiem"
z Tiveden i po spotkaniu z duchami Móriego potrzebuje spokoju. I on chyba tez
mnie nie chce. Swiata nie widzi poza Tiril.
To prawda.
Gdzie oni teraz s a?
Odeszli troche. Nie chcieli nam przeszkadzac.
Zawsze s a tacy mili, tacy delikatni. A ja jestem wstretn a, okropn a jedz a. . .
No tak, własnie czarownic a!
Nieprawda. Wiesz, jak zawsze cie postrzegałem?
Nie powiedziała niewyraznie, ze łzami w oczach.
Jako bardzo, bardzo samotn a dziewczyne, która wbiła sobie do głowy, ze
ze wszystkim poradzi sobie sama.
Catherine zasmiała sie cichutko.
150

Ale to przeciez prawda. Po prostu posługiwałam sie niewłasciwymi metodami.
Teraz juz bede miła.
Tylko nie obiecuj za wiele!
Catherine przyrzekła sobie, ze Erling nigdy nie dowie sie o dwóch lub trzech
istnieniach, którym połozyła kres, poniewaz tak było jej wygodniej. Ogarn ał j a
nastrój zyczliwosci dla ludzi, postanowiła, ze bedzie sie dobrze sprawowac. Na
razie.
Wiesz, czego mi brakowało? szepn ał jej Erling prosto do ucha.
Nie?
Twojego rodzaju kochania.
Ale przeciez byłes nim wstrz asniety!
Owszem, z pocz atku. Powiadaj a, ze nie nauczy sie starego psa siadac. Ale
potem zmieniłem zdanie.
Catherine smiała sie juz głosno.
Czeka cie noc, której nigdy nie zapomnisz! Gdy tylko dojedziemy do jakiego
s przyzwoitszego miejsca.
Uszczypneła go tam, gdzie nikt nigdy jeszcze nie smiał dotkn ac powaznego
kupca Erlinga Mllera. A on sie tylko usmiechn ał.

Rozdział 20
Pozostawała teraz podróz do Holsteinu-Gottorpu albo gorsza, na dwór Habsburgów
w Wiedniu, zeby tam poznac prawde o pochodzeniu Tiril.
Wci az jednak nie mogli sie uwolnic od czyhaj acego na nich niebezpieczenstwa.
Tiril była zmeczona, okropnie zmeczona. Kolejne podróze wcale jej nie neciły.
Głównym powodem zmeczenia był ci agły niepokój i brak nadziei na przyszłosc.
Do Christianii dotarli bez przeszkód. Znalezli nieduzy, niepozorny pensjonat,
bo nie chcieli rzucac sie w oczy, a poza tym w sakiewkach podróznych Erlinga
i Tiril zaczynało juz swiecic dno. Nie mogli wszak zapominac, ze Erlinga czeka
jeszcze podróz do Bergen.
Ani Móri, ani Tiril sie tam nie wybierali. Catherine zaproponowała, by po
powrocie z kolejnej wyprawy zamieszkali w jej domku w Krokskogen, ona wszak
miała jechac z Erlingiem do Bergen.
Czekało ich nieuchronne rozstanie. I to takze Tiril ciezko przezywała.
Własciwie na nic juz nie miała sił. Pragneła tylko gdzies sie skryc i zapasc
w sen.
Móri nie wierzył, by zwi azek Erlinga z Catherine wytrzymał próbe czasu.
Wzajemne stosunki Tiril i Móriego takze cechowała niepewnosc. On upierał
sie, ze jego pełne niebezpieczenstw zycie nie jest dla niej, a mimo to nie pragn ał
zadnej innej i nie wyobrazał sobie, by Tiril mogła sie zwi azac z innym mezczyzn a.
Ogromnie trudno było im zachowac równowage w układzie opartym na czystej
platonicznej przyjazni.
Wci az traktował j a z najwiekszym szacunkiem i czci a, ale Tiril miała odmienne
marzenia. Kochała go, a nie mogła w pełni okazac swego uczucia. Nie lezało
jednak w jej naturze podejmowanie inicjatywy w tak trudnych sytuacjach. Musiała
czekac na jego decyzje. A Móri nie wiedział, co robic.
Zadne z nich nie wyrazało sie z entuzjazmem o czekaj acej ich podrózy do
Holsteinu albo Austrii.
Podczas pobytu w Christianii musieli sie jeszcze wywi azac z obietnicy danej
starej akuszerce przed wyjazdem do Szwecji.
152

Ucieszeni mozliwosci a odłozenia decyzji o jeden dzien, udali sie do staruszki
nazajutrz po przybyciu do stolicy. Móri i Erling byli zdania, ze powinni przemilcze
c wszystko, co mogłoby wystraszyc star a dame (niewiele wtedy by zostało
z ich opowiesci), ale Tiril i Catherine uwazały inaczej.
Nic nie wiecie o kobietachstwierdziła Tiril, a Catherine przytakneła.
Jakie, waszym zdaniem, przezycia ma taka samotna staruszka? Jestem pewna, ze
pragnie poznac cał a prawde.
Na pewnozgodziła sie Catherine.
A jesli potem bed a j a dreczyc złe sny? zastanawiał sie Erling.
Alez sk ad! Zdajcie jej pełny raport.
Jesli nie była zamezna, powinnismy omin ac erotyczne wtretyuznał Móri.
Catherine popatrzyła nan z politowaniem:
Przeciez to akuszerka, dobrze zna realia zycia.
Nie zd azyli jednak nic opowiedziec, bo staruszka klasneła w dłonie, uradowana
ich widokiem.
Ach, tak sie bałam, ze nie wrócicie na czas mówiła bez tchu.
Wchodzcie, wchodzcie do srodka, tyle sie wydarzyło!
Oszołomieni usadowili sie w pełnym ozdób saloniku. Nero ułozył sie na tym
samym miejscu co kiedys, miedzy dywanikami domowego wyrobu i haftowanymi
podnózkami.
Ach, wy nie wiecie, nic nie wiecie zaczeła starowinka.
To prosze nam powiedziec wesoło rzekła Catherine.
Władcy Holsteinu-Gottorpu od dawna wadzili sie z dunskim dworem królewskim
i godzili, wadzili i godzili, nigdy nie wiadomo było, co sie znowu stanie.
Ale s a blisko spokrewnieni.
Ach, tak, pomyslała Tiril. Tak mało wiem o rodach królewskich.
Teraz pewna szwedzka partia po smierci Karola Dwunastego usiłuje osadzi
c na tronie Szwecji Karla Fredrika z Holsteinu-Gottorpu, a jednoczesnie podejmowane
s a próby ozenienia go z Ann a, córk a cara Rosji, Piotra Wielkiego.
To wszystko jest dosc zagmatwane. Kazdy ci agnie w swoj a strone, kwitn a intrygi!
Na dworze królewskim zapanował niepokój. Na Akershus wydany zostanie
wielki bal, bedzie to próba pojednania, moze uda sie zapobiec przejsciu władców
Holsteinu-Gottorpu na strone wroga.
Zaraz, zaraz przerwała jej Catherine. Rozumiem z tego, ze ubodzy
krewni dunskiego dworu królewskiego z Holsteinu-Gottorpu. . .
Tacy ubodzy to znów oni nie s a! Tak, tak. A wiedz, ze s a zaproszeni tu na
bal.
Własnie, w stosunkowo neutralnej prowincji.
Erling i Tiril zawsze ogarniał gniew, gdy słyszeli, ze Norwegie nazywa sie
prowincj a. Prowincj a Danii!
153

Catherine podjeła:
A najwazniejsze, ze matka Tiril, zamezna z jednym z ksi az at Holsteinu-
Gottorpu, moze tez sie tu pojawic?
Własnie!
Zapadła długa cisza.
To znaczy, ze nie jedziemy na południeszepn ał Móri.
Dzieki Bogu! rzekła Tiril. Serdeczne, serdeczne dzieki!
Ale jak sie nazywa matka Tiril? spytała Catherine.
Nie wiem z zalem przyznała akuszerka. Wiem jedynie, ze ten ród
posiada liczne odgałezienia, ale wszyscy, którzy tylko zdolni s a utrzymac sie na
nogach, postaraj a sie tu przyjechac. Matka Tiril na pewno przybedzie wraz z me-
zem.
Ale on nie jest ojcem Tiril zauwazył Erling.
Owszem, i to dodatkowo utrudnia sytuacje.
Która sama w sobie i tak jest skomplikowana pokiwał głow a Erling.
Jak sie dostaniemy na zamek Akershus?
Ja sobie z tym poradze oznajmiła Catherine. Mozecie sie cieszyc,
ze jestem z wami i was uratuje. Skontaktuje sie z pewnymi dobrymi znajomymi
z Akershus, którzy wprowadz a tam mnie, Tiril i Erlinga. Bedziecie uchodzic za
moich krewnych. Natomiast Móri. . . Zbyt rzucasz sie w oczy, abys mógł wejsc.
Wobec tego ja takze nie pójde zdecydowała Tiril.
Alez, Tiril! Przeciez to własnie o ciebie chodzi!
Bez Móriego nie ide.
Catherine zastanowiła sie przez chwile.
Dobrze. Powiem, ze jestes moim osobistym medykiem, a poniewaz cierpie
na bardzo powazn a chorobe, nie moge sie nigdzie bez ciebie ruszyc.
Jak na ciezko chor a osobe wygl adasz dosc kwitn acozauwazył Erling.
Dzieki nocy spedzonej z tob a. Ale wystarczy odrobina białego pudru. Na
kiedy zaplanowano bal?
Na sobote.
Mamy wiec kilka dni. Czuje, jak wstepuje we mnie zycie oswiadczyła
Catherine.Blizszy mi dwór królewski niz jazda po wybojach i uganianie sie za
duchami po kniejach.
Jej słowa przypomniały im o celu wizyty, czym predzej wiec opowiedzieli
akuszerce cał a historie.
Tiril jednak nie słuchała uwaznie. Z bij acym sercem rozmyslała o tym, ze jej
matka byc moze znajduje sie w tym samym miescie.
Jak sie odnajd a? Czy matka przyzna sie do Tiril? Czy wsród osób błekitnej
krwi wybacza sie taki bł ad? I przeciez, z tego co zrozumieli, miał jej takze towarzyszy
c m az, który o niczym nie wie.
154

Czy w ogóle zdołaj a j a odnalezc?
Mam juz dosc zajazdów stwierdziła Tiril, kiedy zjedli kolacje w pensjonacie
i mieli rozejsc sie do swoich pokoi. Dosc gospód, oberzy i innych
przechowalni.
Ja takzeprzyznała Catherine.Uzywanej poscieli, spluwaczek, w które
nie trafiono, nocnych szafek z wypalonymi sladami i nocników z urwanym
uchem.
Jak dobrze byłoby schowac sie we własnym domu i zamkn ac za sob a drzwi
rozmarzyła sie Tiril.
Juz niedługo obiecał Erling. Niedługo odpoczniecie. Tiril bardzo
w to w atpiła. Chata Catherine, pełna czaszek i przedziwnych zapachów, którymi
przesi akły sciany, szczególnie jej nie kusiła.
Powiedzieli sobie dobranoc, a Móri mrukn ał do Tiril:
Pójde z tob a porozmawiac.
Dobrze.
Serce zabiło jej mocniej. Czy rzeczywiscie chciał tylko rozmawiac, czy tez. . .
Czy on wie, jak bardzo go pragne, jak trudny był dla mnie czas, kiedy Catherine
tak go prowokowała? Czy wie, jak bardzo sie boje naszych zblizen? Pamietam
ostatnie spotkanie, kiedy niemal doszło do. . . Jak bardzo mnie to przeraziło, poniewa
z on otworzył drzwi do królestwa smierci, zamiast pozwolic mi unosic sie
w chmurach?
Cóz za idiotyczne okreslenie, ale lepszego nie umiem znalezc.
Boje sie, Móri. Zostaw mnie, niesiesz ze sob a smierc i ciemnosc. A mimo to
moje ciało teskni za tob a.
Zamkneła za nimi drzwi.
Lipcowa noc. Ani jasna, ani ciemna. Mroczna. Dzwieki z ulicy, z portu.Woddali
połyskuj a wody fiordu.
Nedzny, brudny pokoik w pensjonacie. Nie chce sie odwracac. Bede wygl adac
przez okno, chce widziec czyste niebo nad wod a, romantyczne szkiery, brzeg.
Móri stoi za mn a. Nie odwróce sie.
Dzis w nocy wszystko jest takie inne. Nie dotykaj mnie, Móri!
Tiril.
Nie słysze. Nie chce słyszec. On nie moze sie dowiedziec.
Tiril, spójrz na mnie!
Nie. Nie jestes zyciem ani miłosci a, tylko ciemnosci a, smierci a, bezdennymi
otchłaniami. Boje sie na ciebie patrzec.
Móri. Przydomek oznaczaj acy upiora zmarłego czarnoksieznika. Spłodzony
155

z nasienia mistrza wiedzy tajemnej w momencie jego smierci. Zrodzony ze smierci.
Otoczony duchami otchłani. Zostawił mnie sam a, na pastwe dwóch zbójów,
a sam pospieszył na Islandie, aby odnalezc prastare czarodziejskie formuły.
Kocham go. To własnie jest najgorsze. Jesli mnie dotknie, nie mam sie jak
bronic. Pod aze za nim do mrocznego królestwa czarów i wiecznej smierci.
Smierc wokół Móriego, zawsze smierc.
Dlaczego nie moge pokochac innego?
Ale jak mozna kochac innego człowieka, kiedy jest Móri?
Nie tkne cie, Tiril. Chciałem ci tylko pokazac swoje uczucia dla ciebie.
Jego uczucia dla mnie? Taka jestem ich spragniona, wygłodzona, tak długo
cierpiałam przez zarozumiał a baronówne. Czy potrafie z tego zrezygnowac?
Odwróciła sie powoli.
Ten pokój jest taki brudny. To bedzie takie brzydkie.
Zapomnij o pokoju. Naucz sie patrzec.
Nie rozumiem, o co mu chodzi.
Zadna twarz, zadna postac nie jest doskonała. Naucz sie dostrzegac to, co
piekne, odnajdywac dusze!
Malenka swieczka na nocnym stoliku. Móri w cieniu wydaje sie całkiem czarny.
Móri to smierc we własnej osobie.
Smierc jest piekna.
Nie wci agaj mnie w to!
Dobrze. Ty poprowadz mnie ku swiatłu, ukochana.
Bardzo tego pragne. Ale twój cien jest wiekszy.
Kocham cie. Błagam cie, pomóz mi! Twój jasny swiat, który nigdy nie
bedzie moim, tak kusi. Poprowadz mnie tam!
Serce uderzało mocno, głosno.
Siła twej miłosci nie moze równac sie z moj a. Nie dotykaj mnie, Móri.
Twoje cienie mnie przerazaj a.
Wiem o tym. Chce tylko nauczyc cie patrzec.
A wiec dobrze. Wiedz tylko, ze głeboko mnie zraniłes, kiedy ta druga zajmowała
cały twój czas.
Ja cierpiałem bardziej, dlatego ze nie mogłem byc przy tobie.
Jego rece na moich ramionach. Te oczy, które wszystko widz a. Patrz a na moje
usta, na czoło.Wygłodniałe, rozpalone tesknot a. Jaki on zmysłowy, niebezpieczny
w swym niemal boskim autorytecie. Bóstwo ciemnosci, niebezpiecznych mocy.
Uciekaj, Tiril, póki jeszcze czas!
Kazdy jego dotyk wpala sie w moj a skóre, głebokie spojrzenie odnajduje drog
e do mego wnetrza. On wie, wie, ze ja tego pragne, ze przerazaj a mnie własne
z adze i jego bliskosc.
Nauczyłas sie patrzec?
Tak, ty mnie tego nauczyłes.
156

To spójrz na mnie w taki sposób!
Przesuneła wzrok po ukochanych rysach i zrozumiała, ile miał racji. Znikneło
to, co nie było doskonałe. Dostrzegła tylko czułosc, miłosc i strach przed wyrz adzeniem
jej krzywdy. Juz wkrótce patrzyła w jego oczy bez obawy, bo ciepło,
które z nich biło, było silniejsze niz jej lek.
A wiec to umiesz rzekł. Potrafisz patrzec wzrokiem miłosci. Rozbierz
sie, Tiril, najdrozsza! O, tak, pozwól, ze ci pomoge. Chce cie zobaczyc, tak
jak nigdy dotychczas nie mogłem, a o czym marzyłem. Zdejmij bluzke, obnaz
sprezyste młode ciało.
Cos j a zastanowiło.
A gdybym nie była młoda i miała obwisł a, zwiotczał a skóre?
Wtedy kochałbym cie jeszcze bardziej, wiesz o tym dobrze, Tiril. Zle dobrałem
słowa, nie to miałem na mysli.
Nie dotykaj mnie! Czy słychac, jak bardzo niespokojny jest mój oddech? Oczy
mam zamkniete, jedyne, czego pragne, to go przyj ac. Te rece, które zawsze tak
kochałam. . . Jakze delikatny jest ich dotyk.
Przerazasz mnie, miły.Wokół nas coraz gesciejszy mrok. Przyblizasz mnie
ku smierci, oddalasz od swiata.
Całuje mnie w ramie, pedz a ogniste strzały. Rozbiera mnie. Boze, spraw, aby
serce nie waliło mi tak głosno! Nie pozwól, by dowiedział sie o wstydzie, o tym,
ze płonie i pulsuje mi ciało.
Gwałtownie odwróciła sie do okna. Bała sie, ze on, który tak potrafi patrzec,
dostrzeze jej nie zaspokojone poz adanie.
Usłyszała i poczuła, ze on takze sie rozbiera. Nie, Móri, nie! Obiecałes, ze sie
do mnie nie zblizysz!
Obiecałem rzekł, jakby czytał w jej myslach. Nie bój sie, oboje to
potrafimy. Dobrze pamietasz, raz juz próbowalismy. I nic sie nie wydarzyło.
Teraz jest inaczej, chciała powiedziec, ale nie zdołała dobyc słów, bo ciało
Móriego przylgneło do niej. Niezwykle gor aco wybuchneło w najbardziej tajemniczym
miejscu ciała dziewczyny. Rozchylił nieco jej uda, poczuła miedzy nimi
jego twardosc.
Zdusiła jek.
Móri, to niemozliwe. Nie dzisiaj, nie moge czekac.
Pozwoliła mu odwrócic sie twarz a do siebie. Patrzył na ni a z tak a miłosci a, ze
poczuła, jak wzbiera w niej płacz. Bez słowa zaniósł j a do łózka.
Obiecałemszepn ał. Zaufaj mi!
Ale to przeciez tortura, pomyslała. Nie rozumiesz?
Ułozył sie u jej boku, popatrzył na ni a. Uj ał twarz w dłonie i pocałował.
Tiril zakreciło sie w głowie, zapadła sie w bezdenne otchłanie, w których królowała
smierc, poczuła, jak mrok zamyka sie wokół nich.
157

Teraz jednak nie miała juz sił, by sie sprzeciwic. Odwzajemniała pocałunek
z namietnosci a, która j a przeraziła. Czuła, ze opuszcza swiat zycia i swiatła.
Otoczyły j a szare cienie, rozkołysane, niewyrazne, pojekuj ace z cicha jak
zmarli zbudzeni z trwaj acego setki lat snu, wci agnieci teraz w zmysłowe, namietne
marzenia.
To sie zle skonczy, pomyslała przerazona Tiril. Wnikam do mrocznego swiata
Móriego, teraz dowiem sie, przed czym mnie przestrzegał. Bał sie dzielic go ze
mn a, bo on jest czarnoksieznikiem i moze swobodnie poruszac sie wsród bezimiennych
istot, zamieszkuj acych otchłanie.
Jestes taka pieknaszepn ał. Własnie cie zobaczyłem.
Tiril chciała juz powiedziec, ze daleko jej do pieknosci, ma za krótkie nogi
i szyje, za grub a talie, a z upływem lat z pewnosci a zbytnio sie zaokr agli. Na
komplement nie mozna jednak tak odpowiedziec, nalezy tylko w sposób naturalny
podziekowac.
Nic pod słoncem nie jest chyba równie trudne jak naturalne zachowanie.
Jesli Móri uwazał j a za piekn a, w zupełnosci jej to wystarczało.
Przesuneła dłoni a po jego nagiej piersi.
Jak wiekszosc ludzi o skórze barwy kosci słoniowej miał gładki tors, bez jednego
włoska, co jej zdaniem bardzo don pasowało. Zarzuciła mu rece na kark
i zanurzyła dłonie w kedziory. Czuła, ze jej ciało zmienia sie w płomien, jest gotowe
na wszystko.
Cienie otaczały ich ciasnym pierscieniem, patrzyły na nich, pojekuj ac.
Móri był bardzo delikatny. Koniuszki palców bł adziły po skórze dziewczyny,
jakby chciały sie z ni a kochac, i to własnie robiły. Smukłe dłonie wywoływały
jedn a za drug a fale rozkoszy, wiła sie dreczona słodkim bólem.
Całował j a w szyje, ramiona, piersi i pepek. Czubek jezyka igrał na skórze. Zorientowała
sie jednak, poznała po oddechu i nagłych skurczach palców, ze i jemu
jest coraz trudniej.
Kiedy połozył dłon na najwrazliwszej czesci jej ciała, jekneła przerazona.
Przezycie było niezwykle intensywne, wydawało jej sie, ze wiecej juz nie zniesie.
Móri, wokół nas coraz mroczniej. Bramy smierci zamykaj a sie za nami,
w twoich ramionach płyne ku czarnym otchłaniom.
Podniósł głowe i popatrzył na ni a, nie odsuwaj ac reki. Kolanem wieził jej udo.
Wiem o tym odparł z wysiłkiem. Wiem o tym, ale nie zabiore cie
w ten mrok, nie przekrocze granicy, zaufaj mi. Musze najpierw spytac mych towarzyszy,
co sie z tob a stanie, jesli osi agniemy spełnienie.
Ale ja cie pragne, Móri! jekneła. Nie moge czekac, nie wytrwam
dłuzej, spłone, nie rozumiesz? Ach, Móri!
Spokojnieszepn ał, pieszcz ac j a rek a.Poradze sobie, bedziemy sobie
pomoc a.
158

Jeszcze raz j a pocałował, z niezwykłym zarem, który przeczył jego słowom
o spokoju. Tiril łkała, przesuneła reke w dół, by odwzajemnic pieszczoty i pomóc
jemu, ale on nagle sie odsun ał, szepcz ac stanowcze "nie". Usiadł gwałtownie,
skulił sie, oparł plecami o sciane. Podci agn ał kolana pod brode i otoczył je ramionami.
Ukrył twarz..
Móri, co sie stało? spytała nieszczesliwa. Miała wrazenie, jakby nagle
oblano j a lodowat a wod a.
Nic nie mów! Nie dotykaj mnie!
Słyszała, ze szczeka zebami. Ciało miał napiete jak cieciwa łuku.
Szare cienie znikneły. Swiatło powoli zaczeło sie s aczyc do jej swiata. Ale
dziewczyne dreczył smutek, bezdenny smutek.
Czy nie mógłbys mi powiedziec. . .
Móri ze swistem wci agn ał powietrze w płuca.
Ja takze nie potrafiłem sie temu oprzec, choc jestem taki silny wyznał.
Oboje okazalismy sie słabi. To była niem adra zabawa.
Co masz na mysli? spytała, głeboko dotknieta.
Podniósł głowe, twarz miał sci agniet a.
Twoje ciało znalazło sie zbyt blisko, a moja miłosc była zbyt gor aca. Pragne
byc z tob a jak najblizej, Tiril, jedyna, któr a kiedykolwiek kochałem. Chce byc
przy tobie, nie mam siły, by sie opierac. Wybacz mi, nie wiedziałem, jakie to
trudne.
Te słowa sprawiły jej ulge, odetchneła uszczesliwiona.
Najdrozszy Móri, najdrozszy mój, tak bardzo, wprost bezgranicznie cie
kocham. Pomów ze swoimi przyjaciółmi! Jestem gotowa na wszystko, ale chyba
nie chce umierac!
Nie, nie umrzesz, tak jak ja nie umarłem. Ale twoje zycie ogarnie mrok,
w twoim swiecie zaroi sie od cieni, słonce bedzie tylko ledwie dostrzegalnym
punktem, widzianym z morskiego dna. Bo tak mniej wiecej wygl ada moje zycie.
Dlatego nie chciałem cie wci agac do swego swiata.
Uspokoił sie juz. Tiril przycupneła obok niego, siedzieli oboje objeci, nadzy,
ale emocje troche ostygły. Pozostał tylko smutek, uczucie równie piekne.
Móri, co z nami bedzie? Gdzie sie podziejemy, to mnie najbardziej dreczy.
Najpierw przezyjemy ten bal szepn ał jej we włosy. Potem zobaczymy.
Erling chce wracac do domu, do Bergen, ale ja tam nie pojade. Prosiłam
tylko, by połozył kwiat na grobie mej ukochanej siostry.
Móri usmiechn ał sie.
Erling mówił mi, ze cieszy sie na ten bal na zamku. Jest taki przystojny, na
pewno wzbudzi sensacje.
Owszem, jest przystojny, ale nie rozumiem, jak mogłes starac sie mnie
z nim poł aczyc.
159

Byłem głupi. Powinienem był wiedziec, ze my dwoje nalezymy do siebie,
ze nie rozdziel a nas sztuczne granice. Ale teraz pójde juz do swego pokoju.
Chyba nie w tym stroju?
Och, oczywiscie. Czy wiesz, ze jedyna na swiecie ogl adałas mnie nagim?
Bardzo mnie to cieszy, bo nigdy nie widziałam piekniejszego mezczyzny.
A wielu ich widziałas?
Głuptasie! Ani jednego.
Tak własnie powinno to brzmiec. Czesto bywałem zazdrosny o Erlinga.
S adziłem, ze czasami o nim myslisz.
Byłes zazdrosny? Jak miło! Dobranoc, kochany! Dałes mi dzisiaj tyle
szczescia, ze nie bede mogła zasn ac.
A ja nie chce spac. Bede przywoływał w myslach kazdy moment dzisiejszego
wieczoru, a jutro znów cie zobacze. Czy mozna pragn ac wiecej?
Dwaj mezczyzni siedzieli w k acie gospody, zajeci rozmow a.
Z cał a pewnosci a s a w Christianii. Przyprowadzili stajennemu konie. Był
z nimi wielki czarny pies, wszystko wiec sie zgadza.
Jak omineli nasze pułapki?
Nie mam pojecia. Ale wiesz co, Georg? Stało sie jeszcze cos gorszego! Ich
nazwiska zostały wpisane na liste gosci zaproszonych na bal do Akershus!
Co takiego?!
To prawda. Znajomy z zamku twierdzi, ze ta baronówna, która sie do nich
przył aczyła, wkreciła ich na bal.
To najgorsze co moze sie zdarzyc! Nie wolno do tego dopuscic!
Oczywiscie. Gdybysmy tylko wiedzieli, gdzie sie zatrzymali, moglibysmy
natychmiast sie z nimi rozprawic.
Nie mamy czasu do stracenia. Tiril nie moze pójsc na bal, juz my sie o to
zatroszczymy.
Zywa tam nie pójdzie, bo wtedy wszystko stracone.
Natychmiast zdob adz zaproszenia na bal! Musimy sie przygotowac, na wypadek
gdybysmy nie dopadli jej do soboty. Ale powinna umrzec wczesniej.
Drugi zacisn ał wargi. Na Boga, przysiegam, ze Tiril nigdy nie przekroczy
progów zamku Akershus. A jesli tam wejdzie, jej los i tak bedzie przes adzony.

Zródła:
Dr A. Chr. Bang: NORSKE HEXEFORMULARER OGMAGISKE OPSKRIFTER
wydane przez Videnskabsselskabet i Christiania, w 1901 (1035 stron);
Carl A. Lindsten: SEVART I TIVEDEN, 1990; oraz własne przezycia autorki
z Tiveden. Miedzy innymi słyszała ona, a takze jej m az i córka, w poblizu Stenkallan
powolne rytmiczne uderzenia Dziada z Kolar. Córce, obdarzonej zdolnosci a
jasnowidzenia, przez cały czas towarzyszyło "cos" po prawej stronie. Raz obróciła
sie i odezwała, s adz ac, ze stoi za ni a matka, nikogo jednak nie było. Potem
odwróciła sie gwałtownie i zobaczyła dług a, nisk a, podobn a do weza istote.
John Bauer (1882-1918) wybitny szwedzki ilustrator basni, mieszkał nie
opodal Tiveden. Nikt tak jak on nie potrafił oddac nastroju zakletego lasu i tajemniczej
głebi jezior. Melancholia lasu w koncu tak ciezko go dotkneła, ze zacz ał
obawiac sie o zycie synka. Wydawało mu sie, ze lesne i wodne istoty chc a porwa
c chłopca. Postanowił uciec z lasu, przeniesc sie do Sztokholmu. Kiedy łódz
z rodzin a i bagazem na pokładzie wypłyneła na jezioro Wetter, niespodziewanie
rozpetała sie burza. Łódz sie wywróciła. John Bauer, jego zona i syn utoneli w głebi
jeziora, którego piekno po mistrzowsku przedstawiał.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 8 Droga Na Zachód
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 6 Światła Elfów
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 13 Klasztor w Dolinie Łez
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 5 Próba Ognia
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 2 Blask Twoich Oczu
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 15 W Nieznane
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 9 Ognisty Miecz
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 10 Echo
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 11 Dom Hańby
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 7 Bezbronni
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 4 Oblicze Zła
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 12 Zapomniane Królestwa
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 1 Magiczne Księgi
Sandemo Margit Saga o Czarnoksiężniku 14 Córka Mrozu
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (03) Zaklęty las
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (08) Droga za Zachód
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (04) Oblicze zła
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (11) Dom Hańby

więcej podobnych podstron