Baczewska, Szafraniec Sekrety miłości


LEOPOLD SZAFRANIEC
ANNA BACZEWSKA

Sekrety Miłości


ii mi iim ni
1080916223
POMORZE BYDGOSZCZ 1989

Opracowanie graficzne
Jolanta Merc
Redaktor
Mirosława Michalak
Redaktor techniczny
Anna Faleńczyk
Ilustracje g L l 7 7 8
Marek Trojanowski v/ A- -Ł i i
Zdjęcie na okładce
Robert Król
(C) Copyright by Pomorze, Bydgoszcz 1989
ISBN 83-7003-458-6

Redakcja Wydawnictw Pozaprasowych "Pomorze" Pomorskiego
Wydawnictwa Prasowego RSW "Prasa-Książka-Ruch" w Bydgo-
szczy
Wydanie III poprawione. Nakład 99.660 + 340 egz.
Ark. wyd. 12,0. Ark. druk. 13,0. Papier offsetowy Vkl. 70 g.
Diapozytywy wykonały Zakłady Prasowe w Warszawie
Podpisano do druku w listopadzie 1989 r.
Druk ukończono w styczniu 1990 r.
Druk i oprawa
Prasowe Zakłady Graficzne
RSW "Prasa-Książka-Ruch"
w Łodzi, ul. Armii Czerwonej 28.
Zam. nr 3157/89 E-8.
BUW-EO-


SPIS TREŚCI
Marys; 1 Nie taki diabeł straszny albo do ginekologa
panie,
wszyS: 2 lo nie choroba
naucz albo pogodzenie z masturbacją ..... 17
C1< 3 Dziewczyńskie lęki albo radosne smutki . . 27 j
Ma i
no j 4 Głupio mi albo bolączki chłopców .... 41 j
białe g Najtrudniejszy pierwszy krok !
Prze albo wokół inicjacji ......... 53 i
za r
Co 6 Miłości trzeba się uczyć
co albo kłopoty z satysfakcją ....... 65 j
* 7 Marzenie wszystkich albo kulisy orgazmu . . 81
du1
że: 8 Dziewczyna i chłopak albo zwycięży para . . 95
]ei 9 Kalendarzyk czy prezerwatywa
albo kilka słów o antykoncepcji ..... 113
i 10 Wołanie o ciążę albo bez histerii .... 125
11 Miłość z przeszkodami
( albo o zdradzie i zazdrości ....... 133
12 Życie to nie bajka albo rozstanie .... 145
13 Człowiek istota skomplikowana
albo o temperamencie ........ 157
14 Urazy i lęki albo o potrzebie delikatności . . 165
15 Niezdrowa sensacja albo wokół normy . . . 173
16 Postawy albo primum non nocere .... 197



Na początku były li-
sty. Dużo listów, które przychodziły do "Razem". Trzeba było
z nimi coś zrobić i tak zrodziła się rubryka pod hasłem ARS
amandi. No, a teraz oddajemy w Wasze ręce książkę. Jest to
wybór tekstów wydrukowanych we wspomnianej rubryce. To
nietypowa książka, bowiem jej współautorami są Czytelnicy.
Nic Tiie przesadzam. Przecież składa się ona z Waszych listów
i moich na nie odpowiedzi. Nie da się ukryć, że nie musiałbym
się nad nimi trudzić, gdyby nie Wy. Sami więc widzicie, że
sprawcą wszystkiego są Wasze listy.
Prawdę mówiąc, wolałbym abyście nie musieli ich pisać.
Świadczyłoby to o tym, że wiedza o organizmie człowieka i jego
życiu intymnym jeat już własnością ogółu. Niestety! Tak jeszcze
nie jest i pewnie nieprędko będzie. Dlatego ciągle ktoś bę-
nie siadał nad kartką papieru i pisał do mnie o tym co go nie-
pokoi, smuci, męczy, drażni, denerwuje, czego zupełnie nie po-
trafi pojąć i z czym sam zupełnie nie może sobie poradzić. Po-
radzić mam ja, a więc radzę jak potrafię. Wykorzystuję włas-
ne doświadczenie lekarskie i wiedzę podawaną przez autory-
tety medyczne.
Co tydzień w ,,Razem" próbuję rozwikłać czyjąś skompliko-
waną sprawę osobistą. Wybieram te przypadki, które wymagają
natychmiastowej reakcji, bądź te najbardziej dla młodych ty-
powe, powtarzające się w wielu listach. Te pierwsze adresuję
bezpośrednio do autora bądź autorki listu, te drugie do wszy-
stkich moich Czytelników także i tych, którym akurat nic nie
dolega, których nic nie martwi. Ale kto wie co się człowiekowi
może w życiu przytrafić?
Dokonując wyboru tekstów do tej książki, zdecydowałem się
praede wszystkim na te, które, jak sądzę zaimiteresawać mogą
wszystkich młodych ludzi. Chciałbym wyraźnie podkreślić, że
książka nie pretenduje do rangi dzieła z zakresu seksuologia i w
żadnym wypadku nie należy jej tak traktować. Jest tym, czym
jest zbiorem odpowiedzi, czy jak kto woli rad, na listy mo-
ich Czytelników.
dr LEOPOLD SZAFRANIEC




NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY
ALBO
DO GINEKOLOGA

Mam kłopot, z którym nie mogę sobie dać rady. Nikt z ro-
dziny o nim nie wie, do lekarza boję, a raczej wstydź? się iść,
koleżankom nie ufam. Zresztą co one by mi pomogły? Mam już
16 lat i kilka miesięcy, chodzę do drugiej klasy zasadniczej szko-
ły zawodowej i do tej pory nie mam okresu. Bardzo się tym
martwię, więc może Wy mi powiecie, co mam robić. ZROZ-
PACZONA BASIA.
Jestem matką osiemnastoletniej córki i martwi mnie fakt, że
poczynając od 1979 r. (pierwsza miesiączka) ma ona zaburzenia
w miesiączkowaniu. Obecnie znowu jest kilkumiesięczna przer-
wa. Nie mam z nią poważniejszych kłopotów wychowawczych
poza tym, że ma trochę dziwne usposobienie. Nic jej nie cieszy,
'l bardzo rzadko się śmieje i sprawia wrażenie, jakby była czymś
4 załamana. Nie mam z nią wspólnego języka, nie zwierza mi się
'.4 ze swoich kłopotów, jest milcząca. Fizycznie nie wygląda na 10-
-$ siemnaście lat jest szczupła, blada, choć morfologię ma do-
| brą. Wysiałam ją dwa razy do ginekologa. Za pierwszym otrzy-
J mała pigułki, za drugim zastrzyk, ale w dalszym ciągu mie-
3J siączki nie było. Po raz trzeci poszła do lekarza. Tym razem
. powiedział jej, że nie ma żadnych podstaw do obaw i nie prze-
i pisał mic. Ja jednak iw dalszym ciągu się martwię. Uważam, że
' dziewczyna po ukończeniu osiemnastu lat powinna mieć te
sprawy uregulowane. A może powinnam pojechać z nią do ja-
kiejś przychodni specjalistycznej? MATKA.
Listów opisujących kłopoty z miesiączkowaniem (przychodzi
dużo i nic w (tym dziwnego. Jest to umartwienie sporej liczby
dziewcząt. Zdecydowana większość 2, nich zupełnie niepotrzeb-
nie robi z tego dramat. Tymczasem sprawy mają się następu-
jąco.
Dziewczyny roapoczynają miesiączkowanie w bardzo różnym
wieku. U jednej miesiączka pojawia się w dwunastym, u innej
w czternastym, a u jeszcze innej w szesnastym roku życia Je-
żeli drugorzędne cechy płciowe rozwijają się prawidłowo, to
szesnastolatka nie ma jeszcze co się martwić brakiem miesiącz-
ki, może jeszcze poczekać, ale już niedługo. Jeśli natomiast
dziewczyna kończy lat siedemnaście i nadal nie miesiączkuje,
to badania są niezbędne. Przyczyny braku -okresu mogą być
bardzo różne, np.: rozwojowe zaburzenia anatomiczne narządu
rodnego czy zaburzenia hormonalne. Wizyta u ginekologa jest
w takiej sytuacji konieczna. To wszystko o czym przed chwilą
napisałem, dotyczy dziewcząt żyjących w naszym klimacie. W
:t z ro- , innych te sprawy mają odmienny przebieg i tak np. w Afryce
się iść, dziewczęta dojrzewają wcześniej.
'am już - Teraz o nieregularności w miesiączkowaniu. Jest to u bardzo
'Ą szko- młodych dziewcząt niemal reguła. Zaburzenia występuje długo,
ńę tym wiele lat. Pierwsza miesiączka ipojawia się ipowiedzmy ok. dwu-
ZROZ- następnego roku życia, a pełną dojrzałość osiąga kobieta mniej
więcej w 18 19 roku. Sporo czeka się na dojrzałość organizmu
' i czekać trzeba. Idealne cykle, bez żadnych zaburzeń, zaczynają
1 e się właściwie ;po (pierwszym porodzie. Bywa jednak i tak, że
urzenia , , . ..... ... , _ , ,
kobiata do końca życia miesiączkuje nieregularnie. Powód
DTZCT-
nierównowaga harmonalina, nieuchwytna 'nawet w badaniach.
! Mam nadzieję, że po tych informacjach matka osiemnastolatki
, uspokoiła się nieco. Myślę, że w przypadku Pani córki nie ma
podstaw do najmniejszych obaw, więc powtórzę opinię ginekolo-
jni si,6
' ga, u którego była córka. Może ona jeszcze poczekać na
' " unormowanie się cyklu, jest przecież ciągle w fazie dojrzewania.
Nie ma przecież sensu, żeby szpikowała siQ lekami. Doradzam
" jej i tym wszystkim, które po osiemnastym .roku życia mają
" mie~ zaburzenia, przeprowadzenie badań cytohormonalriych, które
Tazem poizwalają usitalić stopień zaburzenia hormonalnego.
Myślę, że niepotrzebnie wiąże Pani usposobienie córki z za-
ałn* ze burzeniami w miesiączkowaniu. Chyte że Pani sama stwaraa
liec w domu wokół tego smętną atmosferę dramatu. Jeśli tak, to bar-
a~ i dzo prawdopodobne, że córka nią przesiąkła. Sądzę jednak, choć
wyrokować w takiej sprawie, zwłaszcza na odległość, bardzo
'chodzi trudno, a właściwie nawet niemożliwe, że przyczyna braku uś-
liczby miechu i 'radości u córki tkwd w czymś iinnym. Najwidoczniej
itrzeb- ' jest Coś, co ją gnębi, co powoduje depresje. Pani oczywiście
istępu- o tym nie wie, bowiem córka nie zwierza się Pani ze swoich
kłopotów. Najwyraźniej czuję żal w tym stwierdzeniu. Chcia-
óżnym łaby Pani, żeby osiemnastoletnia kobieta mię miała przed Panią
, iinnej żadnych tajemnic?! Oczywiście jest to możliwe, ale izależy w
ia je_ równej mierze od Obydwu stron. Czy nie ma Pani sobie nic do
wo jo zarzucenia w tym względzie? Czy nigdy nie popełniła Pani żad-
esjącz. nyoh uchybień w kontaktach z córką? To jest materia bardzo
omiast delikatna, łatwo tu coś zepsuć, natomiast itrudno naprawić. Czło-
f- yjg wiek się. zamyka przed innymi nie ot tak scfoie, ale eaiwsze z ja-
rą jy kiejś przyczyny. Niewykluczone także, że córka nie ma żadnych
lrząc)u kłopotów, a po prostu ma taką konstrukcję psychiczną, taką oso-
,a jest bowość. Jeden tryska radością, a inny jesit tak ipoważny, że aż
c ,Wilą sprawia wrażenie wiecznie smutnego. Jeśli Panią bardzo martwi
Cie yf . "dziwne usposobienie", proszę zapytać córkę o kłopoty, proszę
spróbować z nią porozmawiać, ale jak równy z równym, jak
dwie kobiety, a nie występować z pozycji, że matka wie wszystko
najlepiej i towilla. Taka postawa do niczego pozytywnego niie mo-
że doprowadzić.
Na marginesie listów jeszcze kilka uwag. Nie należy mylić,
co często się zdarza, owulacji :z miesiączkowaniem. Owulacja
to wykluwanie się jajeczka z jajnika i jest to faza płodności.
Jej przeciwieństwem jest krwawienie w pewnym okresie cy-
klu, czyli miesiączkowanie. Różnica, jak widać, zasadnicza.
Ciąża nie zawsze powoduje zatrzymanie miesiączki. Znane są
przypadki miesiączkowania w pierwszych czterech miesiącach
ciąży (dlatego w czterech a nie np. w sześciu, że jest to wła-
śnie ten moment, kiedy jama macicy całkowicie wypełnia się
płodem), mimo braku owulacji w tym czasie. W czasie mie-
siączki, nazwijmy to "ciążowej" nie może dojść do ponownego
zapłodnienia, ponieważ nie ma owulacji i nie ma warunków w
samej jamie macicy. Badania wykazują, że dodatkowej owu-
lacji raczej nie spotyka się u kobiet.
O zaburzeniach w miesiączkowaniu (oikres trwa 10 dni) na-
pisała do mnie również dziewiętnastoletnia Ola. Wyznała, że
byia .nawet dwukrotnie ;u ginekologa, ale ponieważ ibyły to jej
pierwsze wizyity w życiu u .tego lekarza, 'zupełnie nie pamięta,
co jej powiedział tak była zdenerwowana. Musisz -pójść ko-
niecznie jeszcze raz. .Dwie poprzednie wizyty potraktuj jako o-
bycie z gabinetem ginekologicznym, a teraz już dokładnie iwy-
sluehaij, co lekarz do Ciebie imówi. Przypuszczam, że bóle brzu-
cha mogą być u Ciebie zwiąeane z przydatkami, ale 'niekonie-
cznie. Powiadasz, że lekarze innej .specjalności imają iróżne opinie
na ten temat. Nie ma się co dziwić, albowiem bóle w prawym
dole biodrowym mogą być w równym stopniu spowodowane
wyrostkiem, pęcherzykiem 'żóiciowym, co właśnie przydatkami.
Idź bezwzględnie do ginekologa!
Zajmę się przypadłościami, które wymagają indywidualnego
kontaktu z lekarzem, ale ponieważ dortyczą mojej specjalności
i wielu z Was prosi o informacje na ich temat, nie mogę od-
mówić. Będzie zatem o trądziku, nadmiernym owłosieniu, nad-
żerkach, uplawach, rzęsistkowicy.
Trądzik młodzieńczy pojawia się w isaczytowym okresie
dojrzewania płciowego. Skóra jest wówczas mocno przetłuszczo-
na występuje łojotok. Jego nadmiar zibiera suę w torebkach
okolowłosowych oraz w iporaeh skóry, czopujac je i doprow dza-
jąc do powstania >tzw. zaskórni/ków. Przy zmniejszonej odporno-
lym jak
, ści na zakażenie 'bakteryjne powstają w tych miejscach stany
. ' zapalne. Występują one w postaci ikrost ropnych i grudek Zmia-
> rwę mo- , ,
ny bardziej powierzchowne nie pozostawiają po ;sobie żadnych
. ... śladów, natomiast trądzik, w którym tworzą się 'głębokie na-
1 . . ' cieki, zostawia szpecące bliiziny, których często nie można potem
Jwulacja
usunąć. Dlatego nie należy go zaniedbywać, chociaż od razu mu-
j ' szę zaznaczyć, że leczenie trądziku jest bardzo trudne. Prowadzi
, . się je w (dwóch kierunkach leczy się stany zapalne oraz tzwra-
7 ' ca uwagę na profilaktykę. Bardzo ważne jest przestrzeganie hi-
' gieny. Miejsca o nasilonym łojotoku trzeba szczególnie często
. . ,
. myc i przecierać np. Acnosanem. Nie wyciskajcie zaskormkow!
Prowadzi to do igłębszago wniknięcia bakterii ropnych i zaostrzę-
nią stanu -zapalnego. Oo jeszcze można zalecić Oxycort, pian-
now kę Sanofil. Można też spróbować leczenia bodźcowego w.strzy-
. . kiwanie Delbety oraz smarowanie skóry twarzy witaminą Bs
z ampułki. Bardzo zalecam nagrzewanie na słońcu. A tak
w ogóle, to ibrzeba cierpliwie czekać, bowiem jest to dolegliwość,
, ., przyznaję, że przykra, iktóra miija jednak wraz z osiągnięciem
. . dojrzałości płciowej. U niektórych zostają ślady, na które nie
. . ' . . ma rady. Niestety. .Tak iczy inaczej mię jest to powód, by pisać
rozpaczliwe listy, jak np. ten młodzieniec:
..... . ' Te krosty na twarzy tak mi przeszkadzają, że nie chce mi się.
żyć i chętnie bym umarl 'no rok czy dwa lata i ocknął się, jak
. . mi już to przejdzie. No< cóż, wypada ,się chyba tylko uśmiechnąć.
lnie iwy-
, , I jeszcze jedna uwaga trądzik jest ścisłe związany z okresem
j k pokwitania. nie ma natomiast nic wspólnego z masturbacją. co
. . niektórzy z Was starają się sugerować.
ie opinie "
Nadmierne uwło.sienie dokucza przede wszystkim dziew-
prawym
j czętom, ale i chłopcy napisali do mnie rw tej sprawie i są ogro-
, , . mnie zmartwieni, że mają dużo włosów. 'O ile dziewczęta można
jeszcze zrozumieć, choć przyznaję, że z trudem, to przedstawi-
I . cieli pici brzydkiej zupełnie nie i dlatego też nie ibędę się tutaj
,. , . . nimi w ogóle zajmował. Skąd 'Się bierze nadmierne uwłosienie?
, Związane jest to z androgenami, czyli .hormonami męskimi wy-
, dzielanymi przez nadnercza. Podlega temu każda kobieta. Na-
llU, naU""
wiasem mówiąc, przyjmuje się. że napięcie seksualne powodowa-
o . ne jest właśnie przez ho-rmon 'męski, a wdęc kobiecość "leży1' na
., podłożu hormonalnym typu męskiego. U niektórych kobiet po-
trebk h ziom tych hormonów jesit 'wyższy niż wymaga fizjologia. To za-
owadza chwianie równowagi hormonalnej, od którego uzależnione jest
dporno uwłosienie płciowe (wzgórek łonowy, pachy), wpływa na jego
intensywność. Nadwyżka powoduje nadmiar uwłosienia.
*?? m

Nie ma co robić z tego problemu i zawracać sobie tym glo- *
wy. Powiem więcej to się może nawet podobać i wielu się re
podoba może to Was przekona. Moim zdaniem problem, oczy- c"
wiście natury kosmetycznej, istnieje tylko w przypadku nad- C1<
miernego uwłosienia twarzy: przypominam, cały czas mówimy to
o dziewczętach. Te z Was. które się z tym borykają, odsyłam do
endokrynologa. Po co się tak maltretować psychicznie? Zaryzy-
kujcie .tę wizytę. w
Nadżerka najpierw fragment listu:
Mam 18 lat i już nabawilam się nadżerki. Nie rodzilam, nie m<
usuwalam ciąży, może wiec dlatego, że wcześnie (17 lat) TOŻ- "
poczęlam współżycie? No bo dlaczego? Skąd się bierze ta cho- z
"j roba? Czy może się odnowić, po wyleczeniu? Czy wypalanka, Pe
Ą na którą namawia mnie lekarz, boli? STELLA.
3 Nadżerka jest powierzchowną raną na błonie śluzowej szyjki w
łaj macicy. Wczesne podjęcie współżycia na pewno nie jest jej
przyczyną. Tak naprawdę, to do tej pory nie udało się ustalić
przyczyn jej powstania. Nadżerki występują u kobiet w róż-
nym wieku, u tych, które współżyją i tych, które jeszcze nie, SC1
u tych, które rodziły i tych, które nie, wreszcie u tych, W|C
- które usuwały ciążę i tych, które jej >nie /usuwały. Słowem, mo- n
gą występować u wszystkich pań ibez wyjątku. Nadżerka prosta
(w odróżnieniu od nowotworowej) nie jest schorzeniem .groźnym,
na ogół jest łatwo uleczalna. Właściwie nie towarzyszą jej zad- ' c
ne objawy, można ją stwierdzić przy ginekologicznych bada- rze
niach wziernikowych. Metodę leczenia podejmuje się w zależno-
ści od jej morfologicznego wyglądu. Jest tych metod kilka. Jeś-
li np. towarzyszy .nadżerce stan zapalny- szyjki macicy, podaje
się środki przeciwzapalne (irygacja, tabletki, zastrzyki), jeśli z
rzęsistkowiea, to leczy się właśnie .najpierw ją, a ipotem farma-
kologicznie już samą nadżerkę. Bywa, że leczenie nie daje
efektów i wówczas ginekolog decyduje się na elektrokoagu- ni<
lację, .czyli tzw. wypalankę. Jest to .skuteczna imetoda leczenia,
po kitórej nie ma nawrotów. Leczenie farmakologiczne .może ibyć
nietrwałe i mawroty się zdarzają. Czy t2w. wy.palanka boli, .bo to
bardzo Was interesuje. Prawie nie. Nadżerki trzeba koniecznie
leczyć, bo w przeciwnym wypadku mogą stać się wrotami dla
cn
nowotworów.
Jako się rzekło, nadżerkom nie towarzyszą żadne lub prawie
żadne objawy, jak więc można się przekonać, że właśnie się ją S'Ę
ma? Po prostu trzeba przeprowadzić okresowe badania gineko-
logiczne, które wiele dziewcząt i kobiet niestety zaniedbuje. Tył- P8
10
;ym glo- : koone mogą zapobiec tragediom. Leczenie stwierdzonych nadże-
irielu się relc Jest Jedyną skuteczną metodą profilaktyki raka. Od razu
rn oczy- chciałbym poinformować, że nawet stwierdzenie raka szyjki ma-
?u nacj- cicy w tzw. postaci zerowej, czyli nieinwazyjnej, daje stuprocen-
Tiówimy tową gwarancję wyleczenia. Namawiam wszystkie z Was na
ylam do '< okresowe badania profilaktyczne, winny one być nawykiem każ-
Zaryzy- ' eJ dziewczyny i kobiety. Przecież w pewnym sensie trzymacie
1 w swoich rękach swoje zdrowie, a nawet i życie.
j Upławy są sygnałem, że w narządzie rodnym dzieje się coś
am nie ; niedobrego, a może dziiać się wiiele. Nie ma co wypisywać do
ltj roz. mnie listów, tylko jak najszybciej iść do lekarza. Nie nałe-
ta c/jo. ży tego 'lekceważyć, bo (konsekwencje mogą być bardzo przykre.
talanka Pewnie zmartwię te z Was, które prosiły mnie o przepisanie le-
ku, ikjtóry by ,te upiawy zlikwidował. Od kiedy to Deczy się obja-
j szyjki wy> a czymś takim jest właśnie ta wydzielina, a nie chorobę,
jest jej której są sygnałem? Idźcie do ginekologa i to niezwłocznie!
ustalić Rzęsistkowica spowodowana jest przez pierwotniaka
w róż_ zwanego Tlriichomonais yaginalis. Kilka K Was iteż -mnie oczywi-
;ze nje śoie prosiło o receptę, Ibo (to Wiłby najprościej, ipo co się fatygo-
j tych, Wpać do gimekokga. Nic :z tego! iPirzy ,tej chorobie muszą być
m mo. przeprowadzone ibadanaa mitorosUoopowe. Już chociażby z tej in-
prosta formacji jaisno wynika, że wizyta iu lekarza jest niezbędna. Za-
oźnym, każenie iszerzy się przede wszystkim d/rogą koataktów ipłaiowych
ej żad_ i dlatego leczyć trzeba oboje partnerów. Można też się zarazić
ba(ia_ ' rzęsistkiem w innych okolicznościach, np. w czasie kąpieli czy
ależno- poprzez korzystanie ze wspólnego ręcznika z osobą zarażoną.
:a jeg_ Tak czy inaczej idźcie do lekarza.
podaje Choroby przenoszone drogą płciową to temat, który moich
)i jeśii Czytelników również interesuje.
farma- Najczęstszą lokalizacją owych chorób jest żeński lub męski
e ,jaje narząd płciowy. Ich przekazywanie odbywa się iprawie wyJącz-
ikoagu- l nie Przez kontakt płciowy i dlatego Światowa Organizacja Zdro-
C2Lnia ' wia u-stalila idefimicję, którą przytoczyłem na isamym ipocząitku
iże ibyć choroby iprzenoazone drogą ipłeiową. Służba zdrowia coraz
bo fo ' ohębniej odstępuje od 'terminu chosroby weneryczne. Po pier-
iecznie > wiszę dlatego, że mię obejmuje an wszysibkdch znanych obecnie
mj ,j]a : schorzeń iprzenoszonych drogą kontaktu płciowego. (Pod hasłem
choroby weneryczne w inasaej .strefie .klimatycznej, w Europie,
praw-e ' rozumie się dwie przypadłości rzeżączkę i kiłę, pozositale już
się ją : się t,u nie imieszczą i .stąd ta stara definicja traci sens). Drugi
Sineko- : powód jest natury psychologicznej. W odczuciu społecznym za-
,e. Tył- padnięcie na chorobę weneryczną to poniżająca, kompromitująca
11
wpadka, wstyd i itym podobne. Takie nastawienie wyraźnie u- Rze
trudnią walkę z tymi schorzeniami leczenie, profilaktykę. śnie
przerywanie "łańcuszka" ich rozszerzania sig. Czasem zakażeni
zadają sobie więcej *rudu, by chorobę ukryć niż ją wyleczyć. pici
Jest nadzieja, że w przyszłości rzymska bogini miłości Wenus tac'
pozbędzie się przykrych obciążeń zakaźnych na rzecz jej wiaści- SU8
weigo sprawcy i jego miłosnych .uniesień. chr<
Do chorób przenoszonych drogą płciową należą (w naszym kli- wa<
macie): kiła (syfilis, lues), rzeżączka (tryper), rzęsistkowica, za- Pd
każenie narządów grzybami chorobotwórczymi, wirusami lub zmr
bakteriami, wszawica tonowa. . lficz
Zakażenie pozapłciowe ikiłą ii rzeżączka zdarza się niezwykle na
rzadko. Dziieje się tak dlatego, iż zarazki wywołujące obydwie trze
te choroby, a więc krętki blade (powodujące kiłę), jak i dwoinki nie
rzeżączki poza organizmem człowieka szybko giną. Są one bar- kie
dzo wrażliwe na wysychanie i (zmiany itemperatury. Jeśli znajdą usti
się na powietrzu, w środowisku suchym, już pod kilku minutach nar
stają się niezdolne do zakażenia. Myślę, że w ,tym momencie Ci ov
M wszyscy, którzy piszą do mnie mniej więcej tak: ner
Podejrzewam u siebie chorobę weneryczną, nie wiem gdzie "
się moglem (-lam) zarazić, bo do tej pory nie podjąlem (-lam) ż"w
jeszcze współżycia plciowego zrozumieli, że się mylą. O ile zenl
jeszcze pasożyty, rzęsistek pochwowy czy wesz łonowa, jako UEj
odporniejsze mogą być przenoszone drogą pośrednią (bielizna, wy(
przedmioty), to w przypadku pozostałych schorzeń jest to nie- nie
prawdopodobne. 2<
Po tych wyjaśnieniach wiecie już, że wielu z Was, analizu- ryrr
jąć różne objawy występujące w strefie narządów płciowych rz <
(upławy, swędzenia, pieczenie, wypryski będące pochodną in- P'el
nych okoliczności niż kontakt płciowy), zupełnie bezpodstawnie "f E
doszukuje się u siebie chorób wenerycznych nazywanych od zml
dziś chorobami przenoszonymi drogą płciową. Przyjrzyjmy się trar
im bliżej. 9!
Na zakażenie mimii narażeni są zwłaszcza miedzi ludzie obój- dzie
ga (ploi. Okazuje :się, że chorzy do lat 24 stanowią 50% ogółu sw
chorych ina (kiłę i Tzeżącakę. Powodem jest w znacznym stopniu lecz
niedostateczne uświadomienie niebezpieczeństw jakimi te SŁ*C'
choroby grożą. W wyniku owej nieświadomości wielu chorych Pac
nie zgłasza się, niestety, przez dłuższy czas do lekarza. Wielu _ cno
nie zauważa pierwszych zmian .chorobowych lub nie kojarzy dch
z możliwością zakażenia i z tego ipowodu .pozostają bez leczenia. zy
Nie leczona kiła może po latach grozić ciężkimi następstwami. za
12
yraźnie u- j Rzeżączka, chociaż ma przebieg łagodniejszy, nie leczona wcze-
ofilaktykę. i śnie też powodować może trwałe uszkodzenie zdrowia.
i zakażeni j Wspomniałem już, że kiła i rzeżączka przenoszone są drogą
wyleczyć. j płciową. Zmiana partnera kryje więc ryzyko zakażenia. Py-
ici Wenus j tacie, >ezy są jakieś pewne sposoby uniknięcia zachorowania,
jej wlaści- i sugerujecie prezerwatywę. Rzeczywiście w znacznym stopniu
i chroni ona przed zakażeniem. Bardzo często do zakażeń pro-
łszym kli- i wadzą znajomości zawierane po wypiciu alkoholu, statystyka
owica, za- podpowiada, że aż ok. 70,'0! Picie alkoholu w czasie leczenia
usami lub zmniejsza skuteczność działania leków i utrudnia całkowite wy-
leczenie. Jeśli po przygodnych stosunkach płciowych zauważymy
niezwykle j na narządach jakiekolwiek zmiany, nawet pozornie niewinne.
; obydwie i trzeba natychmiast udać się do lekarza. Pozwoli to na wyklucze-
i dwoinki i, nie choroby lub na jej wczesne rozpoznanie, a wówczas na szyb-
l one bar- i kie i całkowite wyleczenie. Nie wolno czekać aż zmiany same
śli znajdą j ustąpią. Wstyd jest tu nie na miejscu zaniedbanie leczenia
minutach ; naraża chorego na poważne następstwa. Może się on zgłosić do
mencie Ci dowolnie wybranej poradni dermatologicznej, czyli skórno-we-
nerycznej, która zapewnia pełną dyskrecję.
iem gdzie , Kiła nie wywołuje zazwyczaj u chorego znaczniejszych dole-
em t-lam) '< gliwości typu ból czy uporczywy świąd. Objawy te nie czynią wra-
ylą. O ile i żenią "groźnej choroby". W dodatku po pewnym czasie same
)wa, jako ' ustępują. Pozornie niewinny wygląd wczesnych zmian chorobo-
(bielizna, '. wych jest przyczyną lekceważenia choroby przez ludzi, którzy
st to nie- j nie wiedzą, że musi mieć ona groźne następstwa. Po upływie
; 24 tygodni od chwili zakażenia pojawia się w miejscu, w któ-
, analizu- rym zarazki wniknęły do organizmu, a więc najczęściej na na-
płciowych rządach . płciowych, mała nie bolesna ranka, nazywana zmianą
lodną in- '' pierwotną. Równocześnie powiększają się gruczoły limfatyczne
odstawnie .' w pachwinach. Są one ,przy tym twarde i niebolesne. U kobiety
anych od \ zmiana pierwotna może niekiedy umiejscowić się na wewnę-
iyjmy się ~* | tranycłi częściach płciowych i wówczas jest niezauważalna. Po
i 910 tygodniach od chwili zakażenia występuje na skórze tóe obój- ! dziej lub mniej widoczna wysypka (plamki, .grudki), totóra nie
)"/ i ogółu , swędzi. Wysypka 'ta również :z czasem 'znika sama, bez leczenia,
n stopniu i lecz może pojawić się ponownie w różnych postaciach, często
ikimi te sączy się. Umiejscawia się ona głównie na narządach płciowych,
chorych l pachwinach i w okolicach odbytu. Jeśli chory dalej nie leczy się,
a. Wielu | choroba przechodzi w okres utajenia rozwija się nadal mimo
i-jarzy ich | braku jakichkolwiek zewnętrznych objawów. Tę jej (postać na-
leczenia. j zywamy kiłą utajoną. Można ją wówczas wykryć jedynie
pstwami. za pomocą serologicznego badania krwi, tzw. odczyn Wasser-

mana i inne. Taki bezobjawowy stan trwa długo. Dopiero po
kilku, kilkunastu latach dojść może, jeśli chory się nie leczy, do e
ciężkich zmian chorobowych. Jest to trzeci okres kiły, a proces c
chorobowy w tym stadium toczy się najczęściej AV układzie ner-
wowym (paraliż postępujący, guzy kilakowe mózgu, wiąd rdze- \,
nią...)
Wystąpić -mogą .także zmiany w układzie krążenia i w wielu d
innych narządach. Medycyna potrafi całkowicie kiłę wyleczyć. I
Im wcześniej rozpocznie się leczenie, tym trwa ono krócej. Naj- f
lepiej, gdy ma to .miejsce w pierwszym okresie kiły, później też k
można się całkowicie wyleczyć, tyle że kuracja jest dłuższa i dłu- n
żej też musza, ibyć prowadzone po leczeniu badania kontrolne. u
Trudniejsza jest sprawa, gdy w o-rgan.izmie są już zmiany spo- i
tytkane w trzecim okresie ikily. Można powstrzymać dalszy prze- t
bieg choroby, nie jest to jednaik równoznaczne z przywróceniem k
pełnego zdrowia (mii'mo wyleczenia kiły). J1
Rzeżączka występuje częściej niż kila. Zarazki tej cho- '
| roby znajdują dogodne warunki do rozwoju na błonie ślu- v
zowej narządu moczowo-płciowego. Wprawdzie jej przebieg
jest łagodniejszy niż kiły, lecz nie wolno jej lekceważyć.
Nie leczona prowadzi do poważnych i trwałych następstw.
Okres wylęgania rzeżączki wynosi u mężczyzn 25 dni, u
kobiet l2 tygodni. U mężczyzn pojawia się silne pieczenie
w cewce moczowej oraz wyciek ropnej wydzieliny, u kobiet tzw.
upławy, czyli ropna wydzielina. Zdarza się, że objawy są słabe
\ lub brak ich zupełnie, a upławy mogą występować z powodu
iirunych schorzeń kobiecych. Bywa, że kobieta dowiaduje się o
j swojej chorobie od partnera, którego zaraziła lub iteż -choroba
.4 zostaje Wykryita dopiero wówczas, gdy dochodzi do powikłań
i (zapalenie przy datków, które może prowadzić do 'bezpłodności).
! W razie rozpoznania omówionych chorób konieczne jest wy-
j krycie i objęcie leczeniem źródeł zakażenia, tj. osób, od których
chory się zaraził oraz partnerów, których on sam mógł z kolei
' zarazić. Osoby te muszą :być zibada;ne i w irazie potrzeby leczone.
:\ Chodzi o to, by przerwać "łańcuszek" przenoszenia choroby.
!
j Bzęsiistkowicę wywołuje pasożyt jednokomórkowy tzw. >rzę-
sistek pochwowy. Jest to bardzo częste schorzenie u kobiet. Je-
go objawy to obfiite upławy, świąd, pieczenie. U mężczyzn zaka-
żenie przebiega bez objawów dla,tego też partner chorej kobiety
i musi ibyć zawsze jednocześnie z nią leczony, nawet wówczas kie-
,; dy nie ma żadnych dolegliwości.
14
Dopiero po ; Zakażenie wirusami i różnymi bakteriami objawia się u męż-
nie leczy, do czyzn stanem zapalnym cewki moczowej, zaś u kobiet jest przy-
ily, a proces czyną uplawow. Podobnie jak w poprzednich schorzeniach, za-
ikladzie ner- interesowany powinien jak najszybciej udać się do odpowiedniego
' w>3d rdze- lekarza.
Mam nadzieję, że udało m.i się wprowadzić pewien porządek
a i w wielu do Waszej wiedzy o chorobach przenoszonych drogą płciową,
lę wyleczyć. Pewne objawy chorobowe, o których do mnie piszecie, przy-
krócej. Naj- pominają te towarzyszące chorobom przenoszonym poprzez
, później też ! kontakty płciowe, ale Ci, którzy takowych jeszcze nie podjęli,
iluższa i d)u- j nie powinni mieć takich obaw. Dziewczęta narzekające na
a kontrolne. uplawy informuję jeszcze raz, że igh przyczyn może być wiele
zmiany spo- ''. i niekoniecznie ta jedna, którą podejrzewacie. Chłopcom zmar-
dalszy prze- i twionym tym, że na ich narządach płciowych pojawiły się
ywróceniem i krosteczki, opryszczki, że dokucza im swędzenie, donoszę, że
jest wiele innych powodów, które mogły te objawy wywołać
ci tej bho- ' niekoniecznie trzeba wszystko zwalać na Wenerę, zwłaszcza
błonie ślu- wówczas, kiedy człowiek nie dostał się w jej sieci. Po prostu,
ej przebieg trzeba iść do lekarza,
lekceważyć.
następstw.
25 dni, u
le pieczenie
: kobiet tzw.
wy są słabe i
z powodu
aduje się o
też choroba \
o powikłań
zplodności). ;
le jest wy-
od których i
lógł z kolei
by leczone.
Draby,
tzw. >rzę-
kobiet. Je-
zyzn zaka-
rej kobiety
iwczas kie-

l

TO NIE CHOROBA
ALBO
POGODZENIE
Z MASTURBACJĄ

Jeśli Pan mi nie pomoże, to już chyba nikt. Dlaczego tak trą- duL
gizu-ję? Otóż od blisko pięciu lat regularnie uprawiam mastur- m'<
bację. Obecnie mam lat piętnaście. Wiem, że onanizm nie jest 8v
czymś anormalnym, chorobą czy czymś w tym rodzaju. Czyta- nle
lam o tym, że podejmuje go mlodzież w wieku dojrzewania. rze
O tym wszystkim wiem, ale zastanawiam się, czy w moim przy- P0*
padku nie jest to jednak choroba? Czy dziesięcioletnie dziecko P1"2
(tak było ze mną) uprawiające masturbację jest zupełnie zdro- P5
we? Trwa już to u mnie tyle lat' l nie potrafię się wyzwolić. s
Chcialam powiedzieć o tym wszystkim mojemu przyjacielowi, "
ale zrezygnowalam. Jak ja mam to przezwyciężyć? Gryzę się P31
tym okropnie. Być może to minie, ale jeśli nie, to co będzie? J63
J Co będzie doktorze? LILA. z!'
J2 Moja dro.ga, 'najbardziej sobie szkodzisz wszechobecną u Cię- prą
bie zgryzotą. Jak z niej wyjść? W pierwszej kolejności wyzbądź nje
się głębokiej analizy tych praktyk, daj sobie z nią spokój, to nyc
naprawdę niepotrzebne. Jestem przekonany, że pięcioletnie za- mo
biegi mas-turbacyjne nie wywołały u Ciebie żadnych skaz fi- 5 5
zyeznych i psychicznych do chwili, kiedy nie popadłaś w roz- na
'] myślania. To one niosą Ci niepokój, który jest dla Ciebie naj- wgj
/j większym zagrożeniem. Dlaczego? Ano dlatego, że nie pozwalają j a,
Ci składnie rozumować i równie s-kladnie postępować. niai

Mas.turbowan.ie rozpoczęłaś na przediprożu dojrzewania. Mła- Vm
łaś dziesięć lat, a właśnie w tym wieku zaczyna się u dziewczyn- kra
ki niepokój hormonalny i narządowy. Przypadkową manipu- J'
lacją, np w czasie mycia, mogłaś odkryć, że pewne zabiegi w wl?
j okolicy lub też na wrażliwiejącym sromie sprawiają ulgę czy brefi
j też przyjemność. Nie mając wówczas żadnej grzesznej postawy nyc
i wobec tego zjawiska powtarzałaś je wyłącznie dla uzyskania Pw
j przeżycia, które zapamięitałaś. Powtarzając utrwaliłaś nawyk, wo)
podobnie jak palacz utrwala nawyk palenia papierosów. W mia- gaiz
rę jak dojrzewanie postępowało, ten nawyk wamnikowy wzmo- wy
cniony został zwiększającą się wrażliwością narządu płciowego, tato
z niego zresztą wynikłą oraz pojawiającą się świadomością zalb
płciową. Być może teraz masturbacji u Ciebie towarzyszą wy- prz:
obrażenia związane z,bliskością osobnika męskiego, którego lu- wai
blsz, owego przyjaciela, o którym wspomniałaś w liście. Jeśli . A
taik, to odejście od masturbacji dziewczęcej można by uważać wie
za najbardziej bliskie idealnemu, ta'kie bowiem nie zagraża Slj/i
partnerskiej harmonii eratyoanej. Inaczej rzecz ,się ma z ma- mćn
stwbacją uprawianą dla "samej siebie", dla własnego, indywi- ma
18
to tak trą- l dualnego wręcz egoistycznego zadowolenia. Jeśli do wczesnych,
młodzieńczych czy nawet wcześniejszych dziecięcych zabie-
gów nie zostaje w pewnym momencie włączone wyobraże-
n'e udziale partnera, to wówczas, gdy ten partner pojawia się
rzeczywiście (narzeczeństwo, małżeństwo), mogą pojawić się kło-
poty we współżyciu. Po (prostu może ono dawać niepełną skalę
przeżyć przynajmniej na początku układu partnerskiego, do-
póki nie dojdzie do zharmonizowania dwóch źródeł bodźców
seksualnych: masturibaeyijnego i partnerskiego. Chciałbym Lilu,
byiś uwierzyła, że (ważnej w Twoim życiu isprawie przyszłości
pamtineriskiej naprawdę nic nie zagraża. Co Cię wobec tego
jeszcze itak Ibairdzo dręczy? W imię czego chcesz ,się uwolnić od
"złego"? Chyba że kryją się za tym motywy wyższych racji,
np. kształtowanie silnej woli. A to proszę bardzo. Nie mam nic
przeciwko temiu! Osobnicy z .twardym charakterem są prywat -
na e i społecznie (bardzo pożądani. Pamiętaj o jiednym żad-
nych dochodzeń ii analiz. Postanawiam, (bo tak chcę! Aby ipo-
móc Ci w takim hartowaniu się, proponuję unikać sytuacji,
które sprzyjają gromadzeniu się napięcia seksualnego (przyozy-
na fizjologiczna przekrwienie miednicy małej). I itak nie-
wskazane jesit długie pozostawanie w (pozycji isiedzącej, stwa-
rzanie .sytuacji, w których srom poddawany jest ipowtarzające-
miu się drażnieniu it,p. Należy toż rozpraszać napięcie seksualne
powsitafie na podłożu psychicznym. Jak ito wszystko robić? Do-
bra jest każda inna forma aktywności umysłowej i fizycznej.
Jeszcze kilka słów o masturbacji dziecięcej, a nawet niemo-
więcej.. Jest oma na pewino akitem pozibaiwionym jiakichkolwiek
hreści lOskojarzeń) seksualnych. Czasem u niemowląt łzaniediba-
nych higienicznie występują w okolicy sromu wyprzenia, ow,si'ki.
Powodiuje ito draipania i pocderanda sromu, ia ito w efekcie wy-
wołuje u iniemowlęcia przeżycia fiajologicane Eibliżone do or-
gaizmu. Występują też ane czasem u niemowląt madipobudli-
wyeh, z nadnnuichliiwością i zaibunzeniami snu. Mastanbują się
także niemowlęta w pełni edirowe, krtóre odkrywają w wyniku
zalbawy sromem lulb prąciem wyjątkowe doznania. Każdą z tych
przyczynowo innych postaci mastonbacji wanto i można przer-
wać odpowiednim postępowaniem Ibądtź lekami.
Mam piętnaście lat. Piszą do Pana, by prosić o pomoc w spra-
wie, która nurtuje mnie od ponad dwóch lat. Onanizują się.
Słyszałem różne zdania na ten temat. Chciałbym, aby Pan po-
mógł mi z tymi zerwać, bo ja .sam mię mogę sobie dać rady. Nie
mam silnego charakteru. WOJTEK.
19
Niewiele więcej mam Ci Wojtku do powiedzenia ponad to, co om
przekazałem Liii. Zerwania z tym "nałogiem" z powodów zdro- w
woittnych nie muszę CS proponować, (bo zagrożenia zdrowia ani się
fizycznego, ani psychicznego ifcu nie ma. Przeciwwskazane jest cóv
przesadne, nieokiełznane poddawanie się potrzebom masturba- roz
ej i. Dlaczego? Zgodzisz iSię ehyiba ze mną, że myiśli człowieka,
jego energia .żydowa powinny być skierowane na wiele innych.
ważnych zadań, które człowiek ma do spełnienia. Mastiumbacija or
jest zjawiskiem fizjologicznym, powiedziałbym nawet ochron- na
nyim dla mężozyzny tylko wtedy, igdy zmniejisaa gromadzące się onc
w .nim napięcie isefcsuaine, a nie rozprasza go wskutek aby,t
częstych do niej powrotów. Weź to pod uwagę! y
Nie mogę sobie dać rady z pewnym kłopotem. Nikt p ro-
dziny o nim nie wie, do lekarza boję, a raczej wstydzę się iść,
koleżankom -nie iwfam, zresztą, co one by mi ipomogly. Otóż od Vfoc
petwnego czasu, dokładnie nie pamiętam, ale chyba od pierw-
szej klasy podstawówki, zaczęłam, się onanieować. Początek był cy
niewinny. Któregoś 'wieczoru, po obejrzeniu filmu, tp&szlam się
kąpać. Lejąca się z kranu woda przyjemnie uderzała mnie po
nogach. Pomyślałam, co by to było, gdyby skierować wodę min
W inne miejsce. Talk też zrobiłam. Wtedy pierwszy raz przeżylam orgazm. Taki był miły złego ipoczątek. W -miarę u- czas
plywu lat zaczęłam obawiać się, że moje postępowanie może
być przyczyną jakiejś choroby (w dalszym ciągu onanizowałam wy
się i to nie tylko _. wuję u siebie objawy nerwicy kiedy odpowiadam w szkole w '
'Ą cała się trzęsę, nie potrafię zanieść dwóch 'szklanek -z płynem do
drugiego pokoju, bo drżą mi ręce, jestem rozdrażniona, często Pc
plączą z byłe powodu. Mam dopiero 17 lat i wydaje mi się, że prys
całe życie jest bez sensu. Mam, chłopaika, ale jest mi on zwpeł- pow
nie obojętny, podczas kiedy on mówi, że mnie kocha. Jako , wzrc
mała dziewczynka szukałam sposobu "wyladotwama się", a te- cji p
raz ikiedy już mam tchlotpaika, nawet nie całujemy się. Po prostu takie
natweł calowanie nie sprdrwia mii żadnej przyjemności. "Wolę czą i
samogwałt. Przecież to nie moja wina, że tak bardzo mnie to nej j
onanizowanie iwciągnęlo. Próibawałam się odzwyczaić, ale to jest przyj
silniejsze ode mnie. Wstydzę się swego postępawama. Co mam staw;
robić, żeby wyrwać się z tego "nałogu?" OLGA. chłoj
Równie dramatyczne* listy otrzymuij<ę dość często. Młodzi ludzie przez
są (przerażeni, wstydzą isię swego postępowania), iniejednokirotnie z ni n
widK.ą w nim odchylenie od normy. Wszyscy błagają o rady- ta Ą
ksjilną pomoc. Zacznę od ba20
onaniizm nie jest patologią. To nie choroba, Olgo. Sama zresztą
w liście napisałaś, powołując się na lektury, że nie Ty jedna
się onanizujesz, że przechodzi przez to przeszło 90% chłop-
ców i ponad 50% dziewcząt. Istotnie tak jest, a Ty mimo to
rozdzierasz szaty nad sobą. Po co?
Samogwałt pojawia się w chwili pierwszego, wielkiego rzutu
hormonalnego w organizmie. Związane jest z tym bardzo sikie
napięcie seksualne. Mają je wszyscy, z tym, że u jednych jest
ono mniejsze, a u innych, jak np. u Ciebie Olgo, bardzo silne.
Pytasz, jak wyrwać się z "nałogu"? Bardzo niewskazane byłoby,
gdybyś po latach uprawiania samogwałtu zrezygnowała z nie-
go w ogóle. To mogłoby tylko wywołać, bądź jak w Twoim
przypadku, pogłębić nerwicę. Czy ona przyipadkiem nie jest spo-
wodowana u Ciebie przekonaniem, że robisz coś złego, coś
bardzo zdrożnego? Zasitanów isię. Z listu wynika, że masz zde-
cydowanie negatywny stosunek do swego postępowania, że je
potępiasz. Dziewozyino, przecież Ty naprawdę nic zJego nie ro-
bisz. Być może, jak to sobie wyraźnie uświadomisz, nerwica
minie. Możesz brać Nervosol, ale przede wszy.stlkim staraj się
kształtować wolę. Powinnaś np. postanowić, że od dziś ograni-
czasz częstotliwość masturbacji, że nie zawsze, kiedy Ci się za-
chce, ale powiedzmy raz na jatkiś czas, no i naturalnie musisz
wytrwać w tym postanowieniu. Takie ćwiczenie woli może, po-
za wszystkimi, doskonale wpłynąć na Twój charakter. Silna
, . , , , , , . . . ,,,,..
wola jest tą cechą, którą podziwiamy u innych, której im ża-
. .
zdroscimy.
Powinnaś, Olgo, także unikać gorących kąpieli, nie używać
prysznica, starać się. iteż nie siedzieć aby.t długo wszystko to
powoduje przekrwienie miednicy małej, a w konsekwencji
wzrost napięcia seksualnego. Nie powinnaś też siadać w pozy-
cJi powodującej podrażnienie narządów. Jednym słowem unikaj
takich sytuacji, które powodują potrzebę masturbacji. Z rozpa-
CZ3 piszesz, że kontakt z Twoim 'Chłopcem nie sprawia Ci żad-
nej przyjemności, że wolisz samogwałt. Tyle lat uprawiania go
przyniosło pewne przyzwyczajenia i nie od razu możesz ,,iprze-
stawić się" na inny rodzaj doznań. Dobrze by było, żeby Twój
chłopak stosował w trakcie pieszczot to, do czego Ty przywykłaś'
przez lata masitunbacji. No tak, ale on musi wied2ieć co. Trzeba
z r"01 na ten temat porozmawiać, a jeśli nie zdobędziesz się na
talk rozmowę, to musisz mu to zasugerować w sposób nie
wymagający słów.
21
To wszystko, Olgo, co mogę Ci doradzić. Tobie i innym. To no i
jeat receipita, o którą .prosicie, innej nie będzie, ibo być nie może. cent
Nie ma leku, którego zażywanie eliminuje masturbaeję i na C;
przyszłość o nic takiego mię proście. Zamiast pogrążać się w ner- na,pi
wicy, komplikować sobie życie, czy .naprawdę nie lepiej pójść blen
do seksuologa? To żadne bohaterstwo, chociaż Wy to tak właś- zain
nie traktujecie, to normalna, zwykła sprawa. wie
Do lekarza za nic w świecie nie pójdę. Jest Pan jedyną osobą, la r
od Mórej spodziewam się pomocy. To, o czym piszę, jest moim uśpi
utrapieniem i dlużej tak nie tmogę żyć. Mam 15 lat. W zeszłym my
roku zostalem uczniem szkoły średniej i zamieszkałem w in- sobi
ternacie. Tu właśnie zaczęła się moja życiowa tragedia. Zna- i rc
lazłem się w jednym \pokoju z kilkoma starszymi kolegami Iud2
i szybko zauważyłem, że dzieją się tu dziwne rzeczy. Byłem nie.
w tych sprawach zupełnie zielony i dlatego wspólne chodzenie wyg
do łaźni przyjąłem za wyraz koleżeństwa. Po jakimś czasie za- hori
uważylem, że koledzy w czasie tych kąpieli onanizują się. Zmu- też
szali do tego i mnie. Bronilem się, ale zaczęli mi dokuczać. Po- rżąc
woli przyzwyczaiłem się do tego i wspólne onanizowanie się z * żmii
kolegami nawet zaczęło mi się podobać. Po miesiącu nikt się stru
już z tym nie krył. Robiliśmy to jawnie w łaźni i w salach. zny
Gdy tylko rozpoczynała się cisza nocna, rozbieraliśmy się do na
naga i masturbawaliśmy nawet do północy. Najpierw każdy ste- kier
bie, a potem jeden drugiego. Wciągnąłem się w to całkowicie. nie
W czasie wakacji zacząłem to robić z rodzonym bratem., młod- czyi
|1 szjfm ode mnie. Martwię się o niego, bo go kocham, ale Panie tnat
doktorze, to nie ja go w to wciągnąłem. Inicjatywa wyszła ra- MÓJ
czej z jego strony, a było to tym łatwiejsze, że śpimy w jednym dzie
lóżku Ja wiem, że to co robimy, jest zboczeniem seksualnym ze i
i może nas to zgubić, jednak nie potrafimy obaj bez tego żyć. kcw,
Parę razy chcieliśmy to przerwać, ale wytrzymaliśmy zaledwie wie
kilka dni. Próbowaliśmy różnych sposobów, by wyrwać się z na- W <
logu zimne natryski, kilkukilometrowe biegi, tabletki (Thio- prz<
rydazyna np.). Wszystko na nic. Prosimy o pomoc, co robić, żeby do
się odzwyczaić? PIOTR i PAWEŁ. chy
Wielokrotnie wyrażałem pogląd, że masturbacja jest żabie- nos
giem towarzyszącym dojrzewaniu biologicznemu i w tejże fazie . koń
życia jest jednym z głównych .sposobów rozładowywania na- ,dzę
pięcia seksualnego i wreszcie, że nie sakodzi. Pisałem .też o iż nie ma prostej relacji między masturbacją a różnymi zabu- siei
rżeniami seksualnymi, co talk często sugerują moi pacjenci i ko- kow
respondenci. Pogląd swój wspieram opinią wielu specjalistów,
22
no i tym, co spostrzegam w życiu. List braci wniósł nowy ak-
cent do tej sprawy.
Często w moich wypowiedziach przewijają się sformułowania:
napięcie seksualne, potrzeba seksualna, a j-uż gdy mówię o pro-
blemach dojrzewania, nie mogę się bez nich obyć. Uświadamiam
zainteresowanych, że napięcie seksualne to silą przemożna, pra-
wie fatalna. To ona wrzuca nas w okowy onanizmu, nie pozwa-
la nam być sobą, a w związku z tym jesteśmy bezgrzeszni,
usprawiedliwieni, nie marny sobie nic do zarzucenia. Spróbuj-
my Sipojrzeć na Len tema.t jeszcze raz od początku. Wyobraźmy
sobie taką sytuację: urodził się człowiek pici jednej lub drugiej
i rośnie w sytuacji abstrakcyjnie n.f.aieżnej. be-z kontaktu z
ludźmi, zwierzętami, bez nauki, sztuki tylko żywi się i roś-
nie. Wszedł w fazę dojrzewania, spostrzega u siebie zmiany w
wyglądzie zewnętrznym, we krwi i płynach ustrojowych krążą
hormany-pobudniki. które nienależnie od woli właściciela czy
też jego wiedzy na ten temat, działają na jego psychikę i na-
rządy płciowe. U "mężczyzny pojawiają się wzwody, u kobiety
zmienne napięcia i nastroje związane choćby z cyklem men-
struacyjinym. I co da',ej? Można sobie wyobrazić, że u mężczy-
zny mogą wystąpić (powinny) .nieorotyczne polucje nocne. Moż-
na sobie także wyobrazić, że ten wyizolowany mężczyzna cał-
kiem przypadkowo odkryje, ze pocieranie prącia wywołuje zupeł-
nie wyjątkowe odczucia i że odtąd będzie miał skłonność do tej
czynności, l tak nie mając żadnych wzorów, żadnych infor-
macji będzie postępował wyłącznie według własnej potrzeby.
Można sobie też wyobrazić, że laboratoryjnie wyizolowanej
dziewczynie będą towarzyszyły wewnętrzne napięcia związane
ze wspomnianym cyklem i znowu w trakcie zupełnie przypad-
kowych manipulacji w strefach erogetinych'swego ciała czy też
wiedziona intuicją, stwierdzi, ze te zabiegi niwelują napięcie.
W efekcie będzie powracała do tych przeżyć. A może przejdzie
przez życie falując od spokoju do napięcia, godząc się z tym,
do nikogo i niczego nie mając żalu? Tę nieco wydumaną, ale
chyba bliską prawdy historię przytoczyłem dlatego, by prze-
nosząc się w nasze realia ujrzeć te problemy w ostrzejszym
konturze. Mamy doświadczenia dziesiątków pokoleń i wie-
, dzę z nich płynącą niezwykle -zresatą niespójną. Każde poko-
lenie wyznaje inną filozofią na ter. temat, pozostającą wobec
siebie w sprzeczności. Mamy tez wiedzę wynikającą z nau-
kowych spostrzeżeń, a więc w miarę obiektywną na ile w tak
intymnych sprawach na obiektywizm można się zdobyć. Czy
23
je s
dziś wiele wieków po biblijnym Onanie mamy w tym, wy- we
dawać by się mogło, tak prostym temacie jak masturbacja, kła- ,jj.
równą syttuację? A skądże! Chyba mętniej.szą niż w tej przed- ' .
stawionej przeze mnie laboratoryjnej inscenizacji. a*
Do dziś bowiem pi-sze się i mówi o onanizmie niechybnie nar
rujnującym zdrowie psychiczne i fizyczne, o grzechu nieczy- u
stości, który zniewala dusze i obciąża sumienie. Z drugiej strony k
mówi się o tym lekko, jak o nic nie znaczącym przelotnym zja- "
wisku. .Spotyka się także wobec niego postawy, nazwijmy to, nii(
refleksyjne. Do tych ostatnich skłonić musi, niezależnie od fi- t m,
lozofii, jaką na ten temat się wyznaje, ten list. ny
Chciałbym więc powiedzieć o masturbacji prawie wszystko. /e
Zacznę od typologii. Wyróżniłbym dwa typy: mastunbacja za- ry
stępcza i masturbacja wyrównawcza (uzupełniająca). Tym, dla Cjx
lotórych masturbacja jest jedynym sposobem przejawiania ak- r:
tywności seksualnej, zastępuje partnerskie kontakty seksualne.
Zachowania taikie przejawiają osobnicy w sytuacji pirzymuso- %ę
wego lub narzuconego sobie braku partnerstwa: kawalerowie a
pragnący donieść swą nietykalność do ślubu, izolowani w wie- u
zaeniach skoszarowani, wdowcy, nieśmiali, wyłączeni przez ry- j
gór celibatu. Występuje ona w sytuacji przedłużającej się cho- ' w
roby partnerki, w czasie jej ciąży i połogu, dotyczy uczest- i
ników długotrwałych wypraw górskich, morskich, polar- ni
nych it,p. Osobnicy, których potrzeby seksualne znacznie prze- SJ
wyższają możliwość spełnienia ich w kantaikcie partnerskim (wcale nierzadko zdarza się to w małżeństwach), wyrównują o
sobie ów niedobór właśnie poprzez masŁuTo nie są rzeczy zmyślone. Tak się dzieje naprawdę. Jestem ci
prawie przdkonany, choć jest to trudne do potwierdzenia, że w
są także ludzie, którzy nigdy w życiu masturbacji nie za- se
kosztowali. Ustalając tę typologię miałem na myśli osoby jeż pj
dojrzałe biologicznie, na poziomie w mdarę stałego napięcia se- 0L
ksiualnego. Dziecieco-mlodzieżowa masturtoacja ma swoją spe- ja
cyfike, swoją odmienność. Chodzi o to, że rozgrywa się ona w sz
sjtuacji gtale rosnącego napięcia seksualnego, daje pierwsze w tr
życiu, nieznane dotąd tak silne przeżycia psychiczne i cielesne. nj
Pochodzące z różnych źródeł, odmienne opinie na ten temat nie ie
wprowadzają ładu, a przeciwnie, budzą niepokój. Oceny rygo- vv
rystyczne wcale nie prowadzą do abstynencji masturibacyjnej, fj]
do czystości seksualnej, a kłócąc się z innymi poglądami i psy- N;
chofizjologią, pogłębiają napięcia lękowe, doprowadzają do we- se
wnętrznej szamotaniny. Mój pogląd O mastuTtbacju młodzieńczej
jest następujący: po pierwsze jest zjawiskiem powszechnym, ni-
weluje napięcie towarzyszące dojrzewaniu, nie jest atotem szko-
dliwym, z tyim że dopóty, dopóki miody człowiek nie pogubi
się. Za jedno z najbardziej zgubnych działań uważam mas.tur-
bację gromadną, w tym także dwuosobową. Ta ostatnia bywa
nawet bardziej niebezpieczna, ponieważ może prowadzić do in-
klinacji homoseksualnych. Masturbacja gromadna może wyro-
bić arogancką poatawę wobec spraw seksu, może być przeszko-
dą w wyrabianiu nawyków i gestów indywidualnej czułości,
niepowtarzalności zachowań skierowanych do jedynej osoby,
może być wreszcie podłożem zachowań seksualnych wyuzda-
nych, a nawet do powstawania zboczeń seksualnych
(ekshibicjonizm, voyeryzm, froteryzm.,.). Jestem katego-
rycznie przeciwny tego typu "zabawom". Mój sprze-
ciw jest nie tyle filozoficzny, ile racjonalny wie-
trzę w nich niebezpieczeństwo przynajmniej dla nie-
których uczestników wspomnianych "zabaw". Uważam także,
że nadmierne zaangażowanie się w masburbację, bezwolne pod-
danie się jej też może być dla wielu zgubne. Jestem zdania, że
u harmonijnie skomponowanego osobnika wiodącą siłą powinien
być jednak rozum, a nie popęd seksualny, bo tak to
w tym momencie trzeba nazwać. W przeciwnym wypad-
ku przestaje być ważne to co naprawdę jest ważne, a najistot-
niejsza wydaje się długość prącia i jego obwód, co również
spędza sen z powiek 'wielu moim (nie tylko im) respon--
den;tom. Oj pogubiliście się chłopcy zupełnie, zapomnieliście
o prawdziwych wartościach. Macie mniej więcej po 15 lat, jesz-
cze nic nie jest stracone pod warunkiem, że natychmiast zrobi-
cie inwentaryzację potrzeb i ustalicie ich kolejność, według
wartości życiowych. W tej chwili powinniście od razu wstawić
seks na ostatnią pozycję. Proponuje też, byście rozstali się,
przynajmniej razem nie sypiajcie. Nie wolno tego odkładać
nawet na tydzień. Najlepiej byłoby sypiać w oddzielnych poko-
jach, a jeszcze leipiej, abyście nie mieszkali razem (wyjazd do
szkoły jednego z Was). Jeśli przerasta to Wasze możliwości,
trzeba oprowadzić w to rodziców i przy ich pomocy te zalece-
nia zrealizować. Odstawcie Thiorydazynę, gdyż jest to silny
lek psychotropowy, niewskazany do przyjmowania w Waszym
wieku. Dla zmniejszenia napięcia proponuję łagodniejsze specy-
fiki: Nervosol, Nervogran, może być Trioxazin, Atarax, Intr.
Nymphae. Jeśli nie potraficie sobie poradzić ze sobą, idźcie do
seksuologa. *
25


DZIEWCZYŃSKIE LĘKI
ALBO
RADOSNE SMUTKI
Piszę do Pana, bo ogromnie krępuję się rozmawiać o mojej
sprawie z ludźmi. List jest jedynym wyjściem, bo nawet telefon
zaufania nie wchodzi w rachubę. Mam dwadzieścia lat. Chcia-
lam rozpocząć życie seksualne z chłopakiem, z którym znamy
się od pięciu lat, a "chodzimy" od dwóch. Chłopak zbytnio nie
nalega, chyba rozumie, że z tym nie można na silę. Pewnego
razu postanowiłam, że nadszedł czas, ale tak strasznie się ba-
lam, że nic z tego. Tlumaczylam sobie, że muszę stłumić ten
głupi strach, przecież dziewczęta przez to przechodzą i wszystko
jest w porządku, ale nic mi to nie pomagało. Boję się bólu.
Przed oczyma stają mi wszystkie komplikacje związane 2 przer-
waniem błony dziewiczej. Nie pomaga żadne tłumaczenie, że to
bzdura, bo tak często się one nie zdarzają. Nie pomaga nic.
Jestem załamana, bo wiem, że nigdy nie zdołam się przełamać,
pokonać łęku. Byłam nawet u ginekologa, żeby powiedział mi,
czy mogę mieć jakieś kłopoty przy stosunku, ale dowiedziałam
się, że mam błonę okrężną i kłopotów mieć nie powinnam. A ja
wiem jedno, że nie potrafię normalnie odbyć pierwszego sto-
sunku. Nie potrafię. Myślałam już, czy -nie pójść do lekarza,
żeby mi przeciął błonę dzie,wiczą, ale wstydzę się. Proszę się
ze mnie nie śmiać i nie traktować mnie lekceważąco, bo to na-
prawdę jest dla mnie ważna sprawa. Oprócz lęku przed bólem,
mam jeszcze jedno zmartwienie, może ważniejsze nawet, wsty-
dzę się, że się jeszcze "nie sprawdziłam", że jestem gorsza od
innych i że do niczego się nie nadaję. To jest stokroć gorsze
niż ból. Bardzo proszę o pomoc. Odpowiedź Pana będzie dla
mnie ogromnie ważna. Proszę się nie śmiać. DOROTA
No i jak tu się -chociaż trochę nie uśmiechnąć. Wstydzisz
się tego, że jesteś dziewicą! To rzeczywiście coś nowego. Czyż-
by to byia jaskófcka nowego Obyczaju? Do niedawna było cał-
kiem odwrotnie. Dziewczyny martwiły się tym, jak zareaguje
ten wybrany, gdy dowie się, że nie "wnoszą mu w darze dzie-
wictwa" i wstydziły się tego, że nie są cnotliwe. Napisałem "do
niedawna" i zawahałem siię. Jeszcze i dziś w niektórych śro-
dowiskach funkcjonuje kult cnoty, panowie żądają "dowodu
niewinności". Toż to trąci ciemnogrodem! Nie błona dziewicza
świadczy o wartości i morale kobiety. Ale też znowu nie ma
się czego wstydzie, że jest się jeszcze dziewicą. Skąd w ogóle taki
pomysł i na dodatek dramatyczny ton listu jestem gorsza od
innych, do niczego się nie naidaję. Po co ty robisz problem tam,
gdzie go w ogóle nie ma. Wierz mi! A teraz drugie Twoje zmar-
twienie ogromny lęk przed pierwszym współżyciem. Otóż
nie jesteś wcale wyjątkiem. Wszystkie dziewczyny czują w tej
sytuacji niepokój, a nawet lęk, może nie taki jak Ty, ale jed-
nak łąk. Mimo to nie udają się do lekarza, żeby b,przeclą!
błonę dziewiczą", każda podejmuje współżycie i okazuje sd ,
że dolegliwości z tym związane są minimalne i do przeżycia.
Budowa błony dziewiczej jest najczęściej taka, że w czasie
pierwszego stosunku nasitejpuje jej rozciągnięcie. Tylko w nae-
licznych przypadkach, ,pirzy tzw. błonach obrączkowych, kiedy
cate wejście do pochwy okolone jest błoną dziewiczą, dochodzą
do jej przerwania, a w następstwie do krwawienia. Ale i ten
fakt, zapewniam Cię, można przeżyć. Jeśli kocha się swego
chłopca i chce się z nim być, wówczas narząd rodny kobiety,
dzięki wzmożonemu wydzielaniu śluzu, jest jakby przygotowany
do współżycia. Jak wynika z listu, Twój chłopak jest kultural-
nyrn partnerem, nie nalega, nie żąda "dowodu małości" i sądzę,
że na pewno pomoże Ci przełamać ten, jak -to napisałaś,
"głupi strach". Nie wiem, czy Cię moja odpowiedź zadowoli, czy
to, co napisałem, będzie pomocą, o którą prosisz. Starałem
się wyjaśnić pewne sprawy i myślę, że jednak (powinno Ci to
pomóc w pokonywaniu psychicznych zakrętów.
Nie każda dziewczyna ma szczęście mieć chłopca róiwmie de-
iikatnego i kulturalnego jak Dorota. Niestety, częściej bywa tak,
jak w przypadku Magdy.
Mam osiemnaście lat, mój chłopak ma lat dwadzieścia fciiks.
Jestem w rozterce, ponieważ wiem, że jego myśli są inne mz
moje. Ohodzaany ze sobą dopiero miesiąc, a on już chce, żebym
mu si? oddała. Mówi o tym zazwyczaj wtedy, gdy całujemy się.
On f>ardzo \szybkko podnieca się. W takich chwilach nie wiein
co robić, nie wiem już, co mam mu odpowiadać. Ostatnio za-
proponowal, żebyśmy byłi ze sobą blisko, ale nie do końca, sło-
wem petting. Dobrze, ityilko że ja nic o tym nie wiem. Nie chcia-
labym (LK> stracić, chce., a\by był zadowolony z naszej znajomości.
Jestem zaniepokojona moimi reakcjami na jego pieszczoty, boję
się, by nie pomyślal, że jestemi icalkiem zionna. Bo jest ze mnat
tak podniecam się, gdy on minie f>bejmuje ramieniem, aie
gdy dochodzi do najgłębszych rpocaluńków, czuję jak coś opada
ze mnie. Czy to normalna reakcja? MAGDA.
Jak na osieimnaatolaitkę absolutnie normalna. Na Twoim eta-
pie rozwoju psychoseksualnego wystarczają pocałunki, przytula-
nie, uściski i na. 'nic więcej: nie masz ochoty. Twój chłopak na-
tomiast znajduje się ,w zupełnie innym niż Ty miejscu swego
psychoseksuaLnego rozwoju. Jemu pocałunki i uściski nie wy-
29
l
starczają. Ale jeśli mu ,na Tobie zależy, nie powinien nalegać, '
byś mu się oddała, powinien zrozumieć, że Ty jeszcze nie dój- i
rżałaś do pełnego zbliżenia że tego zwyczajtnie jeszcze nie |
chcesz. Zasugerował peitftd'ng. Dobrze toy było, żelby ten rodzaj
paeisaczot był przez młodzież preferowany, a już zwłaszcza przez dziew-
częta, kitóre cforoni przed największym zagrożeniem, jakimi jest
oiąża. Pettdmg Jest etapem w procesie rozpoznawania właisnych
reakcji cielesnych na pieszczoty partnera. Jest jakby uczeniem
się przeżywania zbliżeń cielesnych z przeżywaniem orgazmu
włącznie. Pieszczoty erotyczne we dwoje polegają na tym, że
propozycje jednej strony są przez drugą przyjmowane bądź
nie, a witedy ,trzeba je odreuicić. Jeżeli obie strony akceptują,
to wszystko ijest w porzajdkiu, dla mich jest ito morimą, choć ibyć
może dla innych ijegt to jiulż (wyrafinowanie, a nawet odchylenie.
Jestem zdania że w tej dziedzinie wależy kierować isdę nastę-
pującą zasadą czyńmy wobec siebie to wszystko, co nani
stwarza radość i przyjemność.
Chytba to samo jnogę poradzić moijej korespondentce z Łodzi,
która tak do mnie napisała:
Mam. dwadzieścia lat, jestem dziewicą, gdyż po prostu na
rataie nie mam, ochoty na stosunek, łzresztą mój partner nie maga tego ode mnie, za wie dwa razy starszy ode mnie, doświadczony, a ja natomiast
jestem raczej "zielona", ttzn. ogólne pojęcie mam, ale
tylko ogólne. Nigdy nie narzekał, ale 'zdaję sobie (sprawę, że jest
trochę nie tak, jak być powinno. Clowna inicjatywa należy do
niego, on zajmuje .się mam całym dałem, natomiast ja ogrami-
azaim się do pieszczot od pasa; iv górę. Ftowód1 yesł ibairdzo proza-
iczny, po prostu nic więcej nie umiem. Liczę na Pana pomoc,
doktorze, chodzi mi o czystą teorię, wykład na temat pieszczot.
Moja droga, jeśli w tej chwili stać cię na "pieszczoty od
pasa W górę", to nie ma isię co tymi (przejmować d czego wstydzić.
Po priosit/u na tyle Cię stać i jiuż. Za jakitś 'czas stać Cię będzie
na iwiecej. fl\i nie można na czego na siłę, Dlaltego czyisiteg teorii"
nie będzie. Nde masz się też co kłopotać tym że inicjatywa w
Waszym życiu erotycznym należy do Twego partnera. Jest on
bardziej doświadczony od Ciebie, a Ty musisz się jeszcze wie-
lu rzeczy nauczyć i do wielu dojrzeć.
Najwięcej listów jakie otrzymałem, można by streścić jed-
nym zdaniem: Chłopak robi mi wyrzuty, że nie znalazl śladów
krwi, a ja przecież naprawdę byłam dziewicą.
30
Mam 20 lat i od ponad rofcu chodzę z chłopcem. Po pól roku
zdecydowaliśmy się na współżycie. Pierwszego zbliżenia batem
się chyba jak każda dziewczyna. Potem się zaczęto.' Mój
chłopak wierzyl, że byłam dziewicą i ja też co do tego byłam
przekonana. Okazało się jednak że śladów krwi nie było. A
przecież on był naprawdę moim pierwszym chłopakiem. Zaczę-
ły się sprzeczki, nie wierzy mi, a ja nie mam nic na swoją
obronę. ANKA.
Nie obejdzie się, jak widzę, raz jeszcze od przypomnienia
spraw podstawowych. A więc tzw. błona dziewicza nie jest
żadną ąbłoną. To .fałd śluzówki okalający wejście do po-
chwy jeśli całkowicie, to określa się go terminem błona o-
brączkowata, jeśli niecałkowicie, to półksiężycowata. Młodzi, o
czym świadczą te listy i moje doświadczenie lekarskie, ipojmują
dziewictwo jako zjawisko niemal magiczne. Tymczasem w opi-
nii seksuologa jest to zjawisko anatomiczne i .psycho-
logiczne. Z punktu widzenia anatomii błonę dziewiczą traci
się wyłącznie po porodzie. Dopiero poród niweluje ją zupełnie.
Żaden kontakt płciowy typu coitus błony dziewiczej nie niszczy.
Podczas defloracji może jedynie dojść do pęknięcia w jednym
lub kilku miejscach tej obrączkowatej i wówczas występuje
krwawienie, a jeśli błona, nawet ta obrączkowata, jest ela-
styczna, następuje tylko jej rozciągnięcie i krwawienia nie ma.
Nigdy prawie nie dochodzi do niego przy błonach ipółksiężyco-
watych. Chyba jaono z tego wynika, że szukanie śladów dzie-
wictwa jest bezsensowne. Myślę, Aniu, że moje wyjaśnienia po-
mogły Ci w zrozumieniu Twojego przypadku
Przyszło też sporo listów, w których powtarzało się drama-
tyczne stwierdzenie: jestem niecnotliwa i pewnie on mnie rzuci.
Jeśli rzuci, to bardzo dobrze, nie ma co takiego chłopaka żało-
wać. Chłopak, który ceni dziewczynę tylko za błonę dziewiczą,
doprawdy niewiele jest wart. Wiem, że taka postawa nie jest
niestety wcale wyjątkowa, że w -niektórych zwłaszcza środo-
wiskach funkcjonuje kult cnoty i żąda się tzw. dowodu niewin-
ności. A swoją drogą, jakżeż to się zmieniało w ciągu wieków.
Prymitywne iplemiona gardziły wręcz dziewictwem, a rap. w e-
poce wiktoriańskiej akt seksualny dopuszczalny był wyłącznie
w celach prokreacji.
Inicjacja seksualna jest "ważna przede wszystkim jako akt
psychologiczny (o anatomii już,było). Pierwszy kontakt seksual-
ny, niezależnie cd jego anatomicznych konsekwencji, jest dla
dziewczyny bardzo ważny co niejednokrotnie podkreślałem.
31
On przecież rautuje ma cale przyszie życie sefesualne, decyduje
o jego jakości. Z tego też waględu 'nie powinien być wynikiem
np. ciekawości czy nacisku środowiska (inne już przez to prze-
szły, a ja nie), lecz wyplywać z milości. Niedobrze, gdy pierwszy
partner jest zupełnie przypadkowy, obojętny. Potrzebna jest mi-
Jość, chociażby minimalne zainteresowanie emocjonalne. W prze-
ciwnym wypadku następstwa mogą być bardzo przykre. Chciał-
bym, żebyście o itym pamiętały. Przy okazji nie proście
mnie, co często czynicie, o receptę na "najlepszy pierwszy
stosunek". Przepisu nie będzie. Ucacie się siebie i odkrywajcie
nawzajem. To piękne przeżycia i tak intymne, że nie można
krępować ich jakimiś jednakowymi dla wszystkich regułami.
Paitrycja pyta mnie czy, mimo iż miała już kilka (wymuszo-
nych jak zaznacza) stosunków po których nie wystąpiło krwa-
wienie, może się jeszcze uwaiżać za dziewicę? Z Itego, co tu
powiedziałem, jednoznacznie wynika, że nie ma takiego znaku
dla partnera', który wskazałby na fakt odbycia stosunku (w :sen-
się anatomicznym, oczywiście), ale... JSTo właśnie., W sensie
psychologicznym, obyczajowym i moralnym przekroczyłaś pe
wien próg. Od Ciebie samej, od Twojej postawy zależy, jak
się do tego ustosunkujesz.
20-letńia Hanka napisała tak:
Listy dziewcząt wywalały uśmiech na mojej twarzy. Dziew-
czyny, czy wy naprawdę nie macie innych problemów? Od kie-
dy cnota jest krępująca? Jesteście w jbłędzie uwa-
żając, że te cnotliwe są gorsze od tych, które ma-
ją to poza sobą. Mam 20 lat i wcale się nie martwię, że jestem
cnotliwa, uważam to za swój plus. Obiecałam sobie kiedyś, że
moim pierwszym partnerem będzie ten jedyny naj... na;... mój
mąż. Czy mi się to uda, nie wiem, ale postaram się. Śmieszy
mnie, że Dorota boi się pierwszego stosunku i robi z tego tra-
gedię życiową. Dziewczyno, jak ty będziesz rodziła?.' Chodzi-
łam z kilkoma chłopcami, których teraz traktuję po koleżeń-
sku. Nie spotkalam na szczęście takiego, który by wymagal
ode mnie "dowodu milości". Życie we dwoje jest ciekawsze,
bardziej urozmaicone, ale we dwoje nie oznacza wcale, że za-
raz musimy ze sobą wspólżyć. Seks jest ważną sprawą w ży-
ciu, ale nie najważniejszą. Jest tyle wartości w drugim czło-
wieku, które warto odkryć i poznać. Nie sądzę, żeby chłopak,
który po miesięcznej znajomości żąda współżycia, kochał na-
prawdę. Ja w takim wypadku zerwałabym znajomość, jeśli
32
chłopak kocha naprawdę i zależy mu na znajomości, to powi-
nien po przemyśleniu sprawy wrócić z przeprosinami.
Nie będę ukrywał, że podoba mi się podejście, Hanki
do sprawy. Myślę, że pogląd rówieśniczki bardziej przemówi
do Waszej wyobraźni niż uczone wywody. Niewykluczone, że
pomoże Warn w przełamaniu rozterek, pozwoli na nowo prze-
myśleć pewne sprawy.
Sądzę, że nie ma jakiegoś jednego' najlepszego "sposobu" na
przekroczenie progu, jakim jest inicjacja, który należałoby za-
lecać wszystkim. To sprawa bardzo indywidualna. Lansowanie
czegokolwiek w tej dziedzinie sprowadziłoby wszystko do aktu
anatomicznego, a to by kłóciio się z godnością.
Mam 14 lat, jestem jedynaczką. Poznałam chłopaka, po kil-
ku tygodniach znajomości poprosił mnie o chodzenie. Zgodzi-
łam się. Imponował mi swoim charakterem. Zapewniał, że
mnie nigdy nie opuści, uwierzyłam mu. Teraz zaczęto się mię-
dzy nami coś psuć. Dowiedziałam się, że opowiada o mnie
niestworzone historie, a jedna z moich koleżanek jeszcze go
do tego podjudza. Zrozumiałam, że ta dziewczyna chce mi go
zabrać. On uważa, że nie jestem jego dziewczyną, bo nie lu-
bią się całować, a przecież chodzenie nie polega na ciągłym ca-
łowaniu się. Jestem załamna, nie wiem co robić. Proszę mi
pomóc. AGNIESZKA.
Mam 14 lat. Może to i mało, ale i my, małolaty mamy swoje
problemy. Poznalam chłopaka. Mieszka na mojej ulicy. Rzecz
w tym, że on się da mnie wcale nie odzywa. Tylko jak coś ode
mnie chce, to mówi "skarbie, kochanie", a potem milknie na
dłuższy czas i mija mnie jakbyśmy się w ogóle nie znali. Ko-
cham go bardzo i zależy mi na nim. Co mam zrobić, żeby mnie
pokochał i .zaczął się do mnie odzywać. AGA.
Mam 16 lat i sercowy kłopot, z którym nie umiem, sobie po-
radzić. Poznałam chłopca, zaczęliśmy ze sobą chodzić, byłam
szczęśliwa. Niestety, po kilku dniach wszystko zaczęło się roz-
pływać. Nie rozmawia ze mną na przerwach, a z innymi dziew-
czynami tak. Próbawalam podejść do niego, ale brakuje mi
odwagi. Napisałam Jist Nie otrzymałam odpowiedzi. Nie potra-
fię o nim zapomnieć. Niedługo minie rok, jak go pierwszy
faz ujrzałam i jeszcze plączę. Mam, jego adres, ale nie chcia-
łabym się narzucać. Co robić? JULKA.
Mam 17 lat. Miałam już kilku chłopaków. Za każdym razem
wydawało mi się, że to ten, którego będę kochała, ale po paru
tygodniach okazywało się, że to było tylko przelotne uczucie
33
a nie milość. Czy ona naprawdę istnieje? Moim zdaniem wcale
jej nie ma, bo każde uczucie prędzej czy później ulatuje gdzieś
w przestiaorza. Ciekawa jestem,, czy moi rówieśnicy są tego
zdania, czy wierzą w milość? JOLA.
Muszę Warn się przyznać, że takie listy (oj, jak jest ich dużo)
radują mnie, choć są tak dramatyczne. Ja wiem, że nie są to
smutki beznadziei czy kresu czegoś tam, są to smutki początku,
.otwarcia czegoś,, nadziei na coś... Nie traktujcie mnie tyliko jako
cyniczno-sadystycznego prześmiewcę, takiego co z Waszych kło-
potów sprawia sobie radość na pryywaitiny użytek. Jest to radość
na Waisz użytek. Moi dirodzy,' ohoć teraz cierpicie, targają Wa-
mi niepokoje, nieperwnoiść, nieznane dotąd zadziwienia to wiedz-
cie), że zostawią one w Waszej pamięci wyłączne mdłe echo.
Te kłopoty małolatów, by użyć określenia Agi, i nie tylko jej,
to początek.-pięknej choroby, której dopiero pierwsze sygnały
pojawiły się u Was. Odtąd w coraz pełniejszym stopniu będzie-
cie zdolni do objawiania uczuć. Piękna choroba zagości u Was
na długie lata., to wyczerpując się, to nasilając, nada rozwija-
. jąeemu. się uczuciu innej barwy.
Dobrnąłem do miejsca, w którym już koniecznie trzeba po-
wiedzieć o uciziuioiach. Otóż uczucia człowieka, rozwijają się
wraz z rozwojem jego ośrodkowego układu nerwowego,, a więc
już w drugiej połowie życia płodowego. Narodziny, wzrost
i rozwój ciała wraz z prawidłowym rozwojem układu nerwo-
wego, w szczególności mózgu, dają materiailną podstawę do
prawidłowej ewolucji funkcji i dyspozycji psychicznych.
Główne filary dyspozycyjne psychiki to intelekt, motywacja
(wola), temperament i właśnie uczucie. Intelekt to nasza
wszechstronna zdolność pozwalająca poznawać, ainaliaotwać,
przewidywać, giromadaić doświadczenia oraz spożytkowywać je.
Motywacja zwana dawniej wolą. to motor napędowy naszych
działań, temperament, to tempo, uczucia, to nasz ośrodek na-
dawczo-odbiorczy, wysyłający sygnały świadczące o tym, co się
z nami dzieje, ku otoczeniu i odbierający je od niego. Wysyłamy
sygnały do 'wielu i jednego osobnika i odbieramy, czyli czujemy
to, co wielu i ta jedna osoba nam przekazują. Można chyba po-
wiedzieć, że dzięki uczuciom mamy wyśmienite dobre lub złere-
lacje z wieloma i jedną osobą z tą, która w danym momencie
naszego życia jest najważniejsza. Uczucie wskazuje, czy jest
nam dobrze lub źle. Jest ono dyspozycją zadaną genetycznie,
wrodzoną, ale kisatałtującą :się przez całe życie. Im dalej idzie-
my w dorosłość, tym niektóre z uczuć wyższych, istniejące od
34
zarania, dojrzewają: przyjaźń, dobroć, współczucie, litość; sacze-
rość, oddanie, przywiązanie. Pojawiają się też inne, jak miłość
partnerska, rodzicielska, małość ojczyizny4 oddanie ideałom, chęć
do poświęcenia. Mając taki zasób możliwości w tym zakresie,
człowiek wędruje przez życie, dysponując coraz to innym rodza-
jem uczucia (w zależności od okoliczności). Dojrzewanie toiolo-
gdcane wywołuje miłość partnerską, w tym także erotyczną. Ta
zdolność roziwija się z czasem w potężną gałąź uczucia (partner-
sko-erotycznego. Nie jest to jakiś autonomiczny rodzaj uczuć,
jest to gałąź wielkiego pnia uczuć, jakimi człowiek jest obdarzony.
Zdolność do miłości partnerskiej wymieniam obok erotyez-
nej, jednak to nie jest to samo. I tak miłość partnerska może
trwać do kiesu życia, co w miłości erotycznej jest mało praw-
dopodobne, choćby dlatego, że potrzeby seksualne osiągają swój
finał wcześniej niż samo życie. Miłość erotyczna bywa epizodem
w miłości partnerskiej, jest ona zatem jej Składnikiem. Ten epi-
zad może trwać różnie, to sprawa bardizo indywidualna od
przelotnych zachwytów po fwierność erotyczną przez, cały otores
trwania aktywności seksualnej. To, jak ktoś kocha, zależy od
predyspozycji indywidualnych, ale także od postawy ukształto-
wainej poprzez wychowanie. Są ludzie niezdolni do głębokich
UCEUĆ, bywa im z tym dobrze, ale są ł tacy, którym jest z tego
powodu źle, a nawet bardzo źle. Mówiąc to, myślę o ludziach
mających już za sobą wiele doświadczeń, różnych doświadczeń.
A jak to jest z Wami z Agą, Beatą czy Julka?
Nasze najmłodsze strapione to 14-latki Alga i AigniesEika.
Z przyjemnością przeczytałem w liście tej drugiej, że zwraca
uwagę na charakter chłopaka, z kitórym chodizd. i żie to jest ta
ceoha, która jej najbardziej imponuje. Muszę powiedzieć, że jest
w tym poglądach oryginalna. Na ogół jest przecież tak, że mło-
dych ludzi zachwyca uroda fizyczna. Jest to pierwszy element,
na który i poszczególne osoby i tzw. opiinia społeczna zwracają
uwagę. Nikt z reguły nie pyta o mądrość, charakter i inne ce-
ohy, przynajmniej na początku. Takie estetyzujące na staiwienie
jest niesprawiedliwe wobec tych, których natura wyposażyła
bogatszym wnętrzem niż powłoką zewnętrzną i przez to bywają
długie lata, a nawet wcale nie zauważani. Przecież to wnętrze
jest o wiele trwalsze i przydatniejsze do życia niż powierz-
chowność, która ulega zniszczeniu. Jeśli tylko ona była moty-
wem zainteresowania, to nic dziwnego, że ono przemija, nad-
chodzą chłód, rozstanie, słowem dramaty.
Wróćmy do Agnieszki i jej sprawy. W kontekście tego, o czym
35
pisałem przed chwilą, nie mam prawie wątpliwości, że ten Twój
pierwszy w życiu chłopiec nie jest chyba dla Ciebie. Nie po-
doba mu się w Tobie nie tylko to, że nie pozwalasz się bez
przerwy całować, ale, jak sądzę, i inne cechy także mu nie
odpowiadają. I lepiej, że odszedł sobie już teraz, kiedy nie
weszliście w stan takiej zażyłości, po której przy późniejszym
rozstaniu byłoby Ci jeszcze smutniej. Niezwykle rzadko bywa
tak, że te pierwsze, tak bardzo wczesne u Ciebie, chodzenia
przedłużają się, że wchodzą w etap żywszego uczucia.
Aga spostrzegła, że ma kłopoty. On ma lat 17, niby nie męż-
czyzna, choć na pewno w tym momencie obraziłby się na
mnie, a Ty 14 < nie brzmi to za dorośle, ba, nawet nie młodzie-
żowo. On Ciebie po prostu nie zauważa w jego mniemaniu
jesteś dzieckiem. Poczekaj cierpliwie, jeszcze podrośnij, prze-
mień się w panienkę, wtedy on Cię zauważy! No i oczywiście
cały czas nie zapominaj o nauce.
Bardzo często dziewczęce możliwości uczuciowe poddawane są
próbie czekania i niepewności. Im psychiczna i biologiczna doj-
rzałość pełniejsza, tym gotowość do dawania i odbierania uczu-
cia jest coraz głębsza, człowiek jest coraz bardziej podatny na
sygnały z zewnątrz. Kiedy w zasięgu tak podatnej gotowości u-
czuciowej pojawi się chłopiec, który nada choćby mini-
malne sygnały 'zainteresowania, powstaje wrażenie miłości od
pierwszego wejrzenia. To zdarzyło się Julce. Jest to już inny,
wyraźnie dojrzalszy etap niż u naszych Ag, które, co tu ukrywać,
grają bardziej dorosłe niż nimi są.
Co teraz, Julko? Przeżywasz właśnie olśnienie. Twój
chłopak, choć realny, jest nadal daleki, nie poznany do końca,
niemal bajkowy. Sama go sobie kreujesz na jakiś chodzący
ideał, bo przecież nie zdążyliście się ani pokłócić, ani dokuczyć
sobie. Taki jego nieskazitelny obraz powstał w Twojej wyo-
braźni z potrzeby uczuciowej. Zrobiłaś, co mogłaś, napisałaś
list, a on nie odpowiedział. Dalsze listy byłyby w istocie na-
rzucaniem się. Nie wprowadzaj go w swoją wyobraźnię, nie
utrwalaj we wspomnieniach epizodów z nim związanych, sta-
raj się intensywnie żyć tym, co dzisiaj, kieruj marzenia w przy-
szłość. Obrażaj się na niego za to, że Cię nie chce, wtedy pięk-
na choroba zgaśnie.
Pozostała jeszcze Jola. Moja droga, te Twoje krótkie zaintere-
sowania tyloma po kolei chłopakami to na pewno nie miłość i na
pewno nie przelotne uczucie. Pewnie zainteresowałaś się nimi,
bo byłi ładniejsi niż inni, tak jak to robi większość Twoich ró-
36
wieśniczek. Jest to bardzo powierzchowne patrzenie na człowie-
ka, nie ma w tym wszystkim duszy. Spotkasz swoje przezna-
czenie, nie ma co się męczyć wyczekiwaniem. Twoja gotowość
uczuciowa jest jeszcze rozchwiana, stać Cię na chłód i dystans.
Łzy miłości nie ominą Cię jak prawie każdej zakochanej dziew-
czyny.
Jestem niską, grubą dziewczyną, a do tego mam duży biust
(piątka stanika), co przy moich 150 cm wzrostu wygląda bardzo
nieciekawie. Pisaliście już w "Sztuce kochania" o malych pier-
siach i radziliście czytelniczkom, jak je powiększyć, pomóżcie mi
w zmniejszeniu. Na dodatek moje piersi są obwisle i nie za bar-
dzo jędrne. Poradźcie co robić? Błagam! Wyglądam okropnie.
Niektórzy się ze mnie nabijają. W lecie wstydzę się pokazać w
kostiumie, w ogóle nie chodzę na plażę. Kiedy rozmawiam z
chłopakami i widzę jak gapią się na mój biust, bardzo się de-
nerwuję. Peszy mnie to, natychmiast milknę, po prostu zaczy-
nam ich omijać. Napiszcie proszę, jak zmniejszyć mój pecho-
wy, ogromny biust. Slyszalam o operacjach. ROMA.
Mniej dramatyczny list przysłała Marta, ale jednak i dla niej
wielkość piersi jest problemem.
Mam 22 lata i wlaściwie żadnych klopotów związanych
z moim życiem seksualnym. Jestem atrakcyjna i podobam się
mężczyznom. Jest jednak coś, co mi nie daje spokoju, to mój
biust. Przy wzroście 164 cm noszę czwórkę. Kiedy zdejmuję
biustonosz, wyglądam jak karmiąca matka. Smarowalam się
już maścią śtilbestrolouią, ale to nic nie daje. Dochodzi do te-
go, że wstydzę się rozebrać przy mężczyźnie. Czy powinnam
poddać się operacji plastycznej? Co Pan o tym sądzi?
Po pierwsze sądzę, że powinnaś natychmiast odstawić Stilbe-
strol. Skąd w ogóle wpadłaś na pomysł wcierania tej maści?
Kto Ci to doradził? Przecież właśnie ona ujędrnia
.i wpływa na powiększenie piersi, a Twoje życzenia są przecież
odwrotne. Jak widzisz, dość pechowo zabrałaś się do kuracji.
Sądzę dalej, że wielkość piersi nie ma najmniejszego wpływu
na życie. O tym, czy ono jest i będzie udane czy nie, szczęśliwe
czy wprost przeciwnie, decydują zupełnie inne sprawy. Chyba
nie podejrzewacie chłopców o to, że lubią Was, kochają czy
wreszcie cenią za kształt piersi? Poza tym, kto powiedział, że
duży biust jest brzydki? Dziewczęta, czy Wy musicie koniecznie
wpatrywać się w swoje piersi, czy nie potraficie dostrzec w so-
bie innych wartości? Nawiasem mówiąc, niewielu z nas jest ide-
alnie zbudowanych, nie każda dziewczyna ma kształty Wenus,
37
no i co z tego? Trzeba się zaraz załamywać, tak mocno przeży-
wać? Co będzie, jak staniecie twarzą w twarz z poważnymi pro-
blemami, jakie niesie życie? Podejrzewam, że w tym miejscu
niektóre z Was żachną się i rzucą pod moim adresem: ale truje,
a nam chodzi o radykalne metody zmiany tego nieszczęsnego
biustu z nie chcianego na ten wymarzony. Oczywiście nic prost-
szego jak operacja chirurgiczna gruczołów piersiowych tak
wszys.tkie niemal sądzicie i zaraz chcecie wiedzieć, gdzie ją zro-
bić i za ile. Chciałem Was poinformować, że raczej nikt nie po-
dejmie się takiej operacji u pacjentki, która nie ma za scbą cią-
ży, porodu i karmienia dziecka. Dlaczego? Okazuje się bowiem,
że konsekwencje urodzenia i kaonmienia dziecka są nieoczekiwa-
ne i nie zawsze wprawdzie, ale bywa, że przynoszą po-
zytywne efekty zgodne z oczekiwaniami kobiety. Ani Roma,
ani Marta nie powinny w tej chwili myśleć o okaleczeniu się
taka operacja to jednak okaleczenie. Poczekajcie do momentu
urodzenia pierwszego dziecka, a jeśli później 'będziecie się upie-
rały przy operacji, no to trudno. Decyzja należy do Was. Liczę
po cichu na to, że wówczas kształt piersi spadnie na liście Wa-
szych problemów do załatwienia na odległe miejsce i to by było
rozsądne.
Przyznać muszę, że nie zawsze jednak tak się sprawy mają.
Dostaję też listy od zmartwionych młodych kobiet,
które mają i udany dom, i kochającego męża, i wspaniale dzie-
cko, i rniast skoncentrować się właśnie na tym, ubolewają nad
biustem.
Urodziłam dwoje dzieci i byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby
nie piersi. Jedną z nich mialam zresztą po porodzie ciętą. Wy-
glądają one bardzo niesympatycznie. Jestem zrozpaczona. Mam
niewiele ponad dwadzieścia lat, a moje piersi wyglądają, jak-
bym miala sześćdziesiątkę. To samo mogę powiedzieć o swoim
brzuchu. Blagam doktorze, poradź. Pewnie powinnam zrobić
operację plastyczną. IWONA.
Po urodzeniu dziecka piersi mi bardzo opadly. Jestem o-
gromnie załamana, mam z tego powodu kompleks. Chcialabym
się go pozbyć za wszelką cenę i w związku z tym bardzo proszę
o poinformowanie mnie, gdzie w Polsce przeprowadza się ope-
racje plastyczne piersi, chcialabym też wiedzieć, jaki jest ich
koszt. DANKA.
Operacje plastyczne gruczołów piersiowych, te o charakterze,
nazwijmy to, kosmetycznym, przeprowadzają tylko spółdzielnie
lekarskie. Uspołeczniona służba zdrowia nie ma możliwości zaj-
38
mowania się taką "kosmetyką". Trafiają do niej te przypadki, w
których stwierdzono zagrożenie nowotworowe gruczołów piec-
siowych. Tych ratujących życie zabiegów jest tak dużo, że na te
pozostałe nie ma_możliwości. Stąd kobiety, które chcą poprawić
biust i tylko dla lepszego samopoczucia, mogą liczyć wyłącznie
na spółdzielnie. (Tam też można zmniejszyć fałdy brzucha).
Przy dużej obwisłości piersi sprawa jest skomplikowana. Jeśli
ubytki tkanki tłuszczowej gruczołu są duże, przy zachowaniu
dawnej objętości skóry, dokonuje się operacji wymiennej za-
mienia się resztki tej tkanki na sztuczny biust (silikonowy). Jest
to wtedy bardzo kosztowne. Koszt samej operacji waha się od
kilku do kilkunastu tysięcy, a cena produkowanych, wyłącznie
na Zachodzie, silikonowych piersi przekracza 300 dolarów. Chcia-
łem nadmienić, że w przypadku, kiedy gruczoł piersiowy był
cięty, przeszedł stan zapalny, pozostały blizny, to raczej odra-
dzałbym ten zabieg-. Pytacie, gdzie można zgłosić się na operację
plastyczną gruczołów piersiowych? np. do spółdzielni lekar-
skiej w Warszawie (Aleje Jerozolimskie 49). Nie chcę już pow-
tarzać tego wszystkiego, co napisałem tu w komentarzu do li-
stów Romy i Marty, jedno tylko dodam: dziewczyny, żebyście
nie miały większych zmartwień w życiu.
Jeszcze jeden fragment listu:
Panie doktorze, kiedy poszłam do swego ginekologa i popro-
silam go o przepisanie Stilbestrolu, powiedzial, cytuję: "Coś
ty zwariawala, chcesz dostać raka, nie przepiszę ci tego". Ar-
gumentacja, że przeczytałam o tej maści w poradach lekarskich,
nie pomogla. I dlatego bardzo Pana proszę o wyjaśnienie tej
kwestii. IWONA.
Wyjaśniam. Jak się nie wie czegoś na pewno, np. o przyczy-
nach choroby, to hormony czyni się odpowiedzialne dosłownie
za wszystko. Mój pogląd jest następujący. Jeśli byśmy zakłócali
równowagę hormonalną ustroju poprzez długotrwałe podawanie
do wewnątrz (doustnie i drogą iniekcji) leku z zawartością hor-
monu, to wówczas można by się spodziewać niekorzystnych
zmian w którymś z narządów. Jest natomiast mało prawdopdo-
bne, by stosowanie niskoprocentowej maści, zewnętrznie na
skórę w okolicach piersiowych, mogło mieć tak zasadnicze od-
działywanie. Przy wcieraniu Stilbestrolu w gruczoły piersiowe
równie ważny jak przenikanie przez skórę minimalnej ilości
hormonu jest masaż. Od niego też wiele zależy. Wyjaśniam to
wszystko dość szczegółowo, ponieważ chciałbym uspokoić Iwonę
i te z Was, które stosują wspomnianą maść.
39
V


GŁUPIO Ml
ALBO
BOLĄCZKI CHŁOPCÓW
Mam 18 Jat, jestem zdrowym i dobrze zbudowanym chłopa-
kiem. Jestem całkowicie załamany. Problem polega na tym, że
kiedy między mną i moją dziewczyną, którą bardzo kocham,
dochodzi do pieszczot, nie za bardzo się podniecam.
Współżycie jest niemożliwe. Przyczyn tego doszukuję się
w onanizmie, który do niedawna uprawiałem. Może się mylę,
ale co wobec tego jeist powodem moich kiopotów? Trudno mi się.
zdobyć na wizytę u lekarza, dlatego proszę o pomoc Pana.
JUREK Z POMORZA.
Od paru miesięcy- zauważyłem u siebie prawie całkowity za-
nik potencji. Nie pomaga mi nawet alkohol, który przedtem
działał. Dlaczego to mnie spotkało? Czy to jest wynik onanizo-
wania się, a może powodem jest stulejka? Już jestem po jej
usunięciu, ale operacja nic nie zmieniła w moim życiu, nadal
nie mogą sią pozbyć kompleksu mniej wartościowego mężczyz-
ny. Mam 24 lata i nie odważyłem się jeszcze na stosunek z ko-
bietą, boję się, że gdyby do tego doszło, nie nastąpi wzwód
i będę skompromitowany. WOJTEK.
Mam lait 21 i próby podjęcia współżycia, z których nic tnie wy-
szło. Po prostu brak pełnego wzwodu. Ja za każdym razem ttu-
maczę sobie, że to przez wódkę albo* że z powodu zmęczenia.
Poza tym mam jeszcze jeden problem,. Otóż kiedy mialem 11 Jait,
przeszedłem operację jądra l stracilem je. Czy ma to jakiś zwią-
zek z moją impotencją? Jak się wyleczyć z tej choroby?
Dłużej tak nie może być, unikam dziewczyn, bo mi wstyd z po-
wodu niesprawności. KRZYSZTOF.
Proszę mi pomóc. Niech Pan mi przyśle receptę, któraby mi
pomogła. To dla mnie bardzo ważna sprawa. Mam trzydzieści
kilka lat, poznałem, kobietę, z którą -niestety nie mogę odbyć sto-
sunku. Kilka razy było w porządku i ratptem te kłopoty ze
wzwodem. Moja przyszła żona stara mi się w tym pomóc, jest
mi z tego powodu glupio, krępuje mnie to i nic nie l pomaga,
proszę o odpowiedź. ADAM.
Sądzę, że tyle listów wystarczy. Jak zauważyliście, o zaburze-
niach wzwodu piszą panowie w różnym wiekił, całkiem młodzi
chłopcy i już dojrzali mężczyźni. Osobnicy w wieku cyto-
wanych respondentów, dodajmy, prawidłowo rozwinięci anato-
micznie (o takich tylko będzie mowa), nie powinni mieć kłopo- .
tów ze sprawnością seksualną, a tymczasem... Tymczasem u czę-
ści tych młodych ludzi -występują zaburzenia wzwodu przy-
padłość ogromnie dla nich przykra.
42
W przygniatającej większości przypadków jest ona pochodze-
nia czynnościowego, a wiec wywodzą się z zaburzeń w funkcjo-
nowaniu układu nerwowego. Przyjrzyjmy się tym kłopotom bli-
żej, spróbujmy je wyjaśnić. I tak u sporej grupy bierze się ona
z... wyobraźni. Nic nie przesadzam! Taki ktoś wyobraża sobie,
że na pewno mu się nie powiedzie, swoje możliwości
przekreśla zanim dojdzie do stosunku. Przy takim nastawieniu
niepowodzenie rzecz jasna gotowe. Skąd się owo nastawienie
bierze? Przyczyny bywają różne. Komuś, kto przeszedł opera-
cję stulejki, wydaje się, że jej konsekwencją musi być zakłóce-
nie sprawności (vide Wojtek). Nic biedniejszego. Błędem jest
także upatrywanie zaburzeń wzwodu w masturbacji. I my,
i inne pisma wielokrotnie i dokładnie omawialiśmy onanizm,
mimo to ciągle jeszcze wiele osób widzi w nim powód wszyst-
kich niemal problemów seksualnych, także zaburzeń wzwodu.
Jak się orientuję z listów i praktyki poradnianej, chłopcy zbyt
wielką wagę przywiązują do najdrobniejszych nawet niepra-
widłowości w budowie narządów płciowych. Ileż to wysłuchu-
ję żalów na skrzywienie prącia, różnice symetrii jąder, ileż
pretensji do losu za zbyt małe narządy. Zdana się, że te nie-
prawidłowości, np. skrzywienie, są poważniejsze i wymagają
pomocy chirurga, aie najczęściej są one tak drobne, że zupełnie
nie należy się nimi przejmować. Tymczasem stają się one
dla niektórych przyczyną głębokich analiz, a te powodują po-
stawę negatywną i prowadzą do zaburzeń wzwodu. Taki prze-
czulony młodzieniec na wszystkie sposoby analizuje drobnost-
kę dotyczącą siebie i kontaktu z dziewczyną. To naprawdę
niepotrzebne!
We wszystkich przypadkach, o których tu wspomniałem, roz-
wija się postawa lękowa, która w miarę narastania potrzeb sek-
sualnych coraz bardziej się nasila i to właśnie ów lęk jest przy-
.czyną zaburzeń wzwodu.
U pewnego odsetka w pełni zdrowych mężczyzn, w wieku od
nastu do trzydziestu kilku lat, którzy nie poddali się własnej
wyobraźni, postawa lękowa rodzi się na innym tle. Otóż po-
dejmują oni współżycie, ale bywa, że po pierwszych próbach do-
chodzą do wniosku, iż nie spełniają oczekiwań własnych i part-
nerki, po prostu nisko oceniają swoją sprawność. Niezależnie
od tego, czy mają rację czy też nie, uraz gotowy. Czas płynie,
uraz rozbudowuje się, prowadzi do klasycznej postawy lękowej.
Co dalej wiadomo wtórny brak wzwodu. Jest to dla nich bar-
dzo silne przeżyci* i tacy, kiedy pojawiają się w gabinecie le-
karskim, od drzwi głoszą, że są impotentami. Uważają ponadto,
że jest to trwała niemoc, bez szans na wyjście z niej. Na ogół
są tak głębcko przekonani o słuszności swojej diagnozy, że zupeł-
nie nie dają w ary zapewnieniom seksuologa o prawdziwym sto-
pniu zaburzeń sprawności. To szalenie przeszkadza w terapii,
w szybkim osiągnięciu dobrych rezultatów.
Typ zaburzeń, który dzisiaj omawiamy, można od biedy uznać
za tzw. impotencję, przy czym jest ona przejściowa, uzależniona
od okoliczności. Jeśli warunki są sprzyjające, to bardzo często
już sama informacja lekarza (wyjaśnienie mechanizmu) wy-
starczy, niweluje u zainteresowanego jego wielkie wyobrażenie
o zaburzeniach, likwiduje przyczynę i pomaga w odzyskaniu
wiary w prawidłowe funkcjonowanie organizmu. Kiedy ta rze-
koma impotencja przydarza się mężczyźnie, który prowadził u-
dane życie seksualne, skłonny on jest do wyolbrzymiania naj-
drobniejszego potknięcia. Rodzi się niepokój, pogłębia niemoż-
ność i w tym właśnie momencie bardzo pomocna może być
partnerka.,Może ona, obok lekarza, odegrać wielką rolę tera-
peutyczną, chyba że kontakty ujawniły, iż między partnerami
jest coś, co może być dodatkowym czynnikiem obciążającym
układ, np. brak uczucia, zachowania, które nie dają satysfakcji
a działają wręcz odpychająco itp. Prawdą jest, że partnerka
może pomóc, ale prawdą jest również, że może zaszkodzić. Jej
rola, zwłaszcza w początkach życia seksualnego młodego chło-
paka, jest ogromna. Chciałbym zaznaczyć, że mężczyźni, przede
wszystkim młodzi, reagują bardzo boleśnie nie tylko na uwagi
krytyczne partnerki, ale także na jej obojętne czy też tylko
chłodne zachowanie.
Co robią młodzi ludzie, kiedy, mają kłopoty z życiem seksual-
nym? Zachowują się różnie. Niestety, część z nich miast wędro-
wać do lekarza, ucieka się do osłony rozluźniająco-podniecającej,
czyli dc alkoholu. Tym sposobem sięgają po bardzo niebezpie-
czną recepty. Prawdą jest, że alkohol, szczególnie jego nie-
wielkie dawki działa relaksujące, może pomóc w rozpoczęciu
lub usprawnieniu funkcji seksualnej. Jest to zresztą znako-
mity dowód na to, że zaburzenia występują na tle nerwowym.
Z czasem dochodzi jednak do tego, że można funkcjonować
wyłącznie po alkoholu, a to prowadzi do alkoholizowania się.
Chciałbym tu powiedzieć wyraźnie alkohol przyjmowany
przez czas dłuższy i w nadmiarze degraduje funkcję seksuaj-
44
na. Tylko doraźnie może zadziałać pozytywnie i to na krótko.
Niech zastanowią się nad tym wszyscy, którzy omijają z da-
leka gabinety seksuologów. Wizyta u seksuologa jest koniecz-
na.
Tym tekstem niczego przecież nie załatwiłem. Przekazałem
Warn bardzo ogólne rozważania na temat sprawności, ukazałem
potrzebę terapii, a ta jest możliwa tylko przy bezpośrednim
kontakcie lekarz-pacjent. Nie będę Warn tu przypominał truiz-
mów o tym, że każdy pacjent to dla lekarza oddzielny temat,
każdego trzeba leczyć inaczej, każda terapia jest inna.
Czuję się gorszy od innych. Podczas wzwodu moje prącie jest
wygięte. Co robić, żeby to skrzywienie zlikwidować? Gdzie mam
się zfftosić, abym mógl się wyleczyć z tej "pomylki" Boga.
WALDEK.
Część z Was nie zwala r.a "pomyłkę" niebios, lecz sądzi, że
bezpośrednią przyczyną wykrzywienia prącia jest masturbacja.
Podejrzenie co najmniej dziwne, jeśli wręcz nie śmieszne. Nie-
znaczne odchylenia w budowie prącia są wrodzone. Prawda jest
taka, że jego idealny układ (linia prosta) prawie nie zdarza się.
Odchylenia są niezauważalne, ale tylko dla tych, którzy nie
przywiązują do tegc najmniejszej wagi. Okazuje się, że nie wszy-
scy tak do tego podchodzą. Moi respondenci do nich nie
należą. Na pewno za bardzo się sobie przyglądacie, no i wtedy
rodzą się podejrzenia o patologię. Przecież te odchylenia nie są
wadą, którą trzeba by usuwać cperacyjnie, co niektórzy suge-
rują. Niepotrzebne są też obawy, że skrzywienie uniemożliwia
wrpólżycie seksualne. Zobaczycie, a praktyka przekona Was, że
to, co mówię, jest prawdą. Nawet znaczny stopień skrzywienia
prącia, obojętnie w którym kierunku ,nie przeszkadza w kon-
taktach płciowych, ponieważ można to wyrównać odpowiednią
pozycją ciał partnerów wobec siebie. Chyba jasno się wyra-
ziłem? Możecie spokojnie przestać zawracać sobie tym głowę.
Dla niedowiarków jeszcze kilka słów: gdyby stopień odchyle-
nia był bardzo znaczny, nigdy nie jest za "późno na jego ope-
racyjne skorygowanie, jednym słowem, możliwe jest to w każ-
dym wieku.
Niepokoją mnie moje narządy plciowe, przede wszystkim
członek. Jest on bardzo maty. Wpadlem w kompleksy. Wstydzą
się kolegów, nigdy nie byłem na basenie, ani na plaży. Unikam
dziewczyn. Proszę mi pomóc. RAFAŁ,
16-, 18-, 20-parolatki ciągle się mierzą i zawsze im wychodzi,
że ich członek ma za mało centymetrów. I ja mam im pomóc.
No więc pomagam. W seksuologii jak ognia unika się wszel-
kich norm czy to czasowych, czy nazwijmy to centymetro-
wych. To bardzo niebezpieczne i zwodne. Mimo że w pod-
ręcznikach anatomii człowieka podany jest jakiś tam zakres
średnich wielkości męskich narządów płciowych, to w seksuo-
logii nie są one miarodajne. Jeśli współżycie seksualne dwoj-
ga ludzi jest bogate, z dużym komponentem uczuciowym, to
wielkość męskich narządów płciowych odgrywa mniejszą rolę.
Liczy się przede wszystkim siła uczucia, powabu, zaintereso-
wania oraz bogactwo zachowań erotycznych. W naszej (mam
na myśli polskiej) kulturze erotycznej jakby się o tym zapo-
minało i preferuje się wielkość narządów jako tzw. wykładnik
szczególnej męskości. Jest to bardzo zawodne, zwłaszcza tam,
gdzie nie ma miłości. Przywiązywanie nadmiernej wagi do
anatomii sprawia, że w sytuacji, kiedy "używanie" narządów
jest przeciwwskazane (ciąża, choroba), kiedy coitus jest za-
broniony, kończy się kontakt obojga ludzi. A przecież
erotyczne zachowanie się pary może być w pełni zadowalające
bez spółkowania. To tylko niska kultura w tej dziedzinie spro-
wadza wszystko do seksu narządowego, a doprawdy nie o to
chodzi i tak nie powinno być! Prawdę mówiąc, z punktu wi-
dzenia biologii prącie służy do celów reprodukcyjnych to
oczywiście uproszczenie. Przy bogatej grze erotycznej, dają-
cej głębokie przeżycia, prącie jest jednym z wielu elementów
zachowania seksualnego. Zechciejcie to sobie uświadomić. Nie
zwalajcie winy za nieudane współżycie na wielkość, a ściśle
mówiąc, małość swojego członka. Przyczyny należy szukać
zupełnie gdzie indziej.
Mam stulejkę. Co robić? Gdzie się udać? Nie chcę być starym
kawalerem. Jaka kobieta chciałaby mieć męża z tym itszkodze-
. niem, męża, który nie jest mężczyzna. Blagam o pomoc! MA-
REK.
Wszystkich zainteresowanych chciałbym uspokoić. Staroka-
walerstwo Wam nie grozi. Stulejka jest najdelikatniejszą wadą
rozwojową męskich narządów płciowych. Usuwa 3ię ją ambu-
latoryjnie i żeby już całkiem Was uspokoić, spieszę donieść, że
jest to zabieg zupeJnie bezbolesny. Naprawdę nie ma się co mar-
twić. Jak najszybciej wybierzcie się do chirurga lub urologa.
46
Przeszedłem zapalenie jądra. Po jakimś czasie zauważyłem,
że ono prawie zaniklo. Jestem bardzo nieszczęśliwy. Mam dzie-
wczynę, ale czy mogę się z nią wiązać? Czy mam szansę mieć
dzieci? Niech Pan napisze, tylko szczerze. ANt)RZEJ.
Sławek natomiast doniósł mi, że jądro zerwało mu się po
silnym uderzeniu piłką. Otóż nie ma pojęcia "zerwane jądro"
Może być ono stłuczone, zranione, zmiażdżone... Zerwanie ,w
wyniku uderzenia piłką jest nieprawdopodobne. Przypuszczam,
że Sławkowi chodzi także o zanik jądra. Chłopcy mają obawy
co do swojej płodności i sprawności seksualnej. Chciałbym wy-
jaśnić, że wydolność seksualna mężczyzn związana jest z gru-
pą hormonów męskich, które wydzielane są nie tylko przez
jądra, ale, i to nawet głównie, przez nadnercza. Wyraźnie
z tego wynika, że wydolność nie wiąże się ze stanem jąder.
Bywa, że mężczyźni pozbawieni obydwu jąder mają spraw-
ność seksualną. Wasze obawy co do płodności też mogą być
przedwczesne. Przecież, jak napisałeś, zanikło Ci jedno
jądro, to drugie może być przecież płodne. Łatwo to stwier-
dzić robiąc badanie nasienia. Jeśli drugie jądro zachowało
płodność, to wszystko w porządku.
Mam uzgodnić z narzeczoną termin ślubu i właśnie dowiedzia-
łem się, że mężczyzna, który chorował na świnkę (a ja do takich
należę) jest bezpłodny. Czy to 'prawda? Jeśli tak, to nie chciał-
bym jej unieszczęśliwić. JÓZEK. .
Przejście śwink- nie jest jednoznaczne z powikłaniem, z nie-
płodnością. Nawet stan zapalny obydwu jąder nie musi spowo-
dować bezpłodności (tylko niektóre zapalenia zostawiają ten
przykry ślad). Sprawa wygląda jeszcze lepiej, jeśli wystąpiło
zazapalenie tylko jednego jądra. To drugie nie dotknięte chorobą
daje gwarancje płodności. Zresztą najlepiej będzie jak zrobisz ba-
danie swego nasienia. Będziesz miął wtedy jasną sytuację.
Mam 22 lata. Od najmłodszych lat uprawiałem samogwałt,
ponieważ nie miałem innej metody seksualnego wyżycia się.
Tera:, kiedy miotem okazję po raz pierwszy odbyć stosunek,
nie moglem tego uczynić, ponieważ nie miałem dostatecznego
w~wodu. Czy to 2 powodu masturbacji? A może impotencja?
Jak można się ; niej wyleczyć"! ŻOŁNIERZ.
47
Mam dziewczyną, którą bardzo kocham. Mamy oboje po 26 lat,
znamy się od roku. Ona podobnie jak ja miała przedtem jednego
partnera. Problem polega na tym, że gdy dochodzi do stosun-
ku, ja nie wytrzymuję i prawie natychmiast po wprowadzeniu
czlonka do pochwy dochodzi do wytrysku. Rozbudzona partnerka
oczekuje kontynuacji, a ja niestety nie mogę. Dziewczyna jest
bardzo wyrozumiala, ale jaką mam pewność, że jej cierpliwość
nie oslabnie? WOJTEK.
Już wiecie, o co chodzi. Gnębi Was to, że pierwsze Wasze kon-
takty seksualne są nieudane. Jesteście' pełni obaw o przyszłość,
szukacie w sobie winy, często węszycie chorobę. To zupełnie
nie ma sensu. Spróbuję wytłumaczyć mechanizmy powstawania
Waszego kłopotu. Jego zrozumienie powinno Was uspokoić,
a uspokojenie jest jedną z form wychodzenia z tej przypad-
łości ; ja to nazywam samoleczeniem.
Zacznijmy może od tego, że pierwsze stosunki z reguły są, wię-
cej powinny być nieudane. Jest to zrozumiałe tak z punktu
widzenia psychologii, jak i fizjologii. Wiadomo przecież, że po-
przedzone są one długim oczekiwaniem pełnym marzeń i tęs-
knot, oczekiwaniem, podczas którego wzrastają potrzeby seksu-
alne. Inaczej mówiąc, bardzo się chce tego kontaktu z ukochaną
dziewczyną. Prowadzi to do ogromnego napięcia, którego efek-
tem są częste wzwody, takie aż do bólu, które ku zakłopotaniu
wielu moich respondentów zdarzają się nawet w miejscach
publicznych w tramwaju, na plaży... Spowodowane są one
ogromnym uwrażliwieniem, właściwie przewrażliwieniem i to
nie tylko sfer erogennych, ale także całego ciała. Wystarczy
dotyk, czy pogłaskanie po głowie, by młody chłopak natych-
miast reagował wzwodem.
Dzieje się tak wielo.krotn.ie i jeszcze, pogłębia i tak już wielką
wrażliwość ciała. Skumulowanie tego wszystkiego sprawia, że
kiedy wreszcie dochodzi do stosunku, bardzo często kończy się
*o zbyt wczesnym (przed immisją) lub przedwczesnym (tuż po
Anmisji) wytryskiem. No i dramat gotowy. Młodzi ludzie od
razu są przekonani, że to impotencja. 2eby wiedzieli, jak bar-
dzo się mylą. Impotencja bowiem to niemożność wynikająca
z przyczyn organicznych, z zaburzeń na tle chorób organicznych,
a omawiany przypadek ma zupełnie inny rodowód. Jest to przejś-
ciowe zaburzenie funkcji, polegające na tym, że występują kło-
48
poty z utrzymaniem erekcji przez odpowiednio długi czas i nie
ma możliwości kierowania wytryskiem. Przyczyn tych kłopotów
należy szukać wyłącznie w układzie nerwowym, on jest za
nie odpowiedzialny. Inaczej, bardziej obrazowo mówiąc im-
potencja to brak energii lub jak kto woli potencji, a Wasze
kłopoty biorą się przecież nie z jej braku, lecz wprost prze-
ciwnie z nadmiaru. Ów nadmiar energii, uwrażliwienie
niemal każdej tkanki ciała z powodu potrzeb seksualnych
sprawia, że nie potraficie sobie z tym poradzić, a Wasze próby
kończą się niepomyślnie. Przy okazji można sformułować taką
oto regułę: potknięcia w kontaktach seksualnych występują
u mężczyzn najczęściej w dwóch okresach pokwitania
i przekwitania, przy czym w tym pierwszym z powodu nad-
miaru, a w tym -drugim z powodu niedoboru energii.
Co jeszcze decyduje o niepowodzeniach przy pierwszych sto-
sunkach'.' Należy pamiętać, że pokutuje w społeczeństwie pogląd,
iż mężczyzna powinien zawsze móc odbyć stosunek, że to świad-
czy o tzw. męskości. Rozmowy młodych chłopców i mężczyzn
o zdobyczach pełne są, najczęściej wyssanych z palca, przechwa-
łek. Umacniają one jeszcze ten fałszywy pogląd, a rezultat tego
jest taki, że niepowodzenia w życiu seksualnym traktuje się w
kategoriach klęski, ba, to prawie dyshonor. Nietrudno sobie wyo-
brazić, jak to wszystko nerwicuje. Kiedy chłopakowi nie udaje
się pierwszy stosunek i do wszystkich rozmyślań na ten temat
dochodzi jeszcze to o honorze, sprawa jest fatalna i najczęściej
bez wizyty u seksuologa się nie obejdzie.
Pierwsze kontakty, o których się marzy, za którymi się tęskni,
jakże często przynoszą młodym ludziom poczucie klęski. Nie
przychodzi im do głowy, że jest to sprawa przejściowa. Przecież
w życiu już tak jest, że wszystko, czym się zajmujemy, idzie
nam na początku niewprawnie i dopiero z czasem do tej wpra-
wy dochodzimy. Dlaczegóż miałoby być inaczej w życiu seksu-
alnym?
Wiele w pierwszych kontaktach zależy od partnerki. Jeśli nic
do chłopaka nie czuje, a chodzi jej wyłącznie o stosunek, to kiedy
ten się nie uda, bywa, że na głowę partnera lecą pogardliwe sło-
wa, ironiczne epitety. To jest straszne. Często chłopak przez wie-
le lat nie może się z tego otrząsnąć, nie podejmuje współżycia.
Boi się kompromitacji. Przychodzą do mnie 27-, 28-letni męż-
czyźni z takimi właśnie smutnymi doświadczeniami, przychodzą
49
po wyrok, po to, bym potwierdził Ach opinię, że są do niczego
i że małżeństwo nie dla nich. Jeśli partnerka jest kochająca i de-
likatna, może bardzo chłopakowi pomóc, choć, niestety, nie zaw-
sze. Bywa, że jego rozumowanie, zupełnie niepotrzebnie, idzie w
następującym kierunku krzywdzę ją, jej delikatność w koń-
cu się wyczerpie, no i w konsekwencji przy każdej kolejnej pró-
bie współżycia pojawia się lęk. A trzeba wiedzieć, że lęk, poś-
piech, .programowanie to wróg a właściwie wrogowie numer
jeden współżycia seksualnego. Bywa, że maksymalna wyrozumia-
łość partnerki jeszcze bardziej peszy, widzi się w niej bowiem
przejaw litości.
Dotychczas mówiłem o ikiopotach z wytryskiem (przedwczes-
ny i wczesny) młodych mężczyzn. Pierwszym kontaktom seksu-
alnym mogą także towarzyszyć zaburzenia wzwodu. Mają one
różne odmiany wzwodu nie ma w ogóle przez cały czas ak-
tywnego zachowania się partnerów wobec siebie, jest na począt-
ku, ale zanika jeszcze przed immisją, wreszcie zanika tuż po
immisji (nie ma wytrysku). To także nie jest impotencja, a po-
dobnie jalc to jest przy kłopotach z wytryskiem, przejaw zabu- -
rżeń czynnościowych. Zdarza się, że ten sam chłopak ma kłopo-
ty i z wytryskiem i z wzwodem. Po stwierdzeniu braku wzwo-
'du w ogóle należałoby dość wcześnie pójść do seksuologa (np.
budowa anatomiczna może być nie w porządku). Czy w innych
sytuacjach też trzeba od razu do niego pędzić? Przychodzi taki
moment, kiedy należy się nad tym zastanowić. No bo jeśli part-
nerka jest delikatna (o tych brutalnych mówiłem, to inna spra-
wa), kontakty seksualne są częste, niemal powszednie, oboje
dobrze się poznali i nie ma mowy o żadnym lęku, a mimo to
zaburzenia utrzymują się to znak, że wizyta u lekarza jest
konieczna. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że może to się
utrwalić, a wtedy, jak w przypadku każdego przyzwyczajenia,
bardzo trudno coś zmienić.
Ci, którzy zgłaszają się do lekarza, są leczeni, no może nie tyle
leczeni, bo przecież to nie choroba, ale wyprowadzani z tej przy-
padłości okresu dojrzewania kilkoma sposobami. I tak leczy
się poprzez partnerkę .(jasne więc, że muszą się zgłosić obydwo-
je). Jest to metoda amerykańskich specjalistów Johnson i Mas-
50
tersa przeniesiona na nasz grunt przez Czecha Stanisława
Kratochvila. Lekarz ustala program. Ogromną rolą odgrywa
partnerka współodpowiedzialna za przebieg kuracji. Jest w ukla-
dzie stroną aktywną. Drugą metodą jest leczenie farmakologicz-
ne podaje się specyfiki zmniejszające napięcie układu nerwo-
wego i tonizujące ten układ. Leczy się też akupunkturą. Seksuo-
lodzy stosują także metodę mechaniczną. Polega ona na stosowa-
niu wirylizatora.


NAJTRUDNIEJSZY
PIERWSZY KROK
ALBO
WOKÓŁ INICJACJI
Nie wiem, jak się to robi, po prostu jestem zielony. Jeśli nie
wymyślą nic nowego do końca miesiąca, to ona mnie rzuci. Z
dnia na dzień mam coraz silniejsze potrzeby seksualne. Co ro-
bić, doktorze, pomóż..
Olek ma 19 lat, dziewczynę i powołanie do wojska. Dziew-
czyna pragnie udokumentowania dotychczasowego ich chodze-
nia ze sobą, chce zbliżenia płciowego, ale Olek unika tego, po-
nieważ jest przekonany, że jest niedorozwinięty seksualnie .
Jestem nietypowy, chyba niedorozwinięty. Ta sytuacja jest
powodem jego smutku i, co najgorsze, powodem narkotyzo-
wania się. Jego sytuacja jest dość typowa oto ma się prob-
lem z kręgu budowy anatomicznej czy też zakresu sprawności
seksualnej, chodzi się z nim całymi latami, nikomu oczywiście
nie ujawniając, prowadzi się wokół niego czarne medytacje,
co w efekcie doprowadza do stanów co najmniej przykrych.
A ironia tej sytuacji polega na tym, że problem jest najczęś-
ciej banalny. Nie lepiej od razu iść do lekarza?
Zrozpaczony 'Adam z Gdyni doszedł do pewnego etapu znajo-
mości i jest bezradny.
Dziewczyna bardzo chce zbliżenia plciowego, a ja nie wiem
jak to się robi, po prostu jestem zielony pisze. Nie zdradzi-
łeś swojego wieku, ale jeśli masz tych lat niewiele, to czas,
który jest przed Tobą, będzie czasem dojrzewania, nabywania
wiadomości teoretycznych z prac np. A. Jaczewskiego
"Książka dla chłopców'', "Z dnia na dzień dorośli" czy książ-
ki "O czym każda dziewczyna wiedzieć powinna" itp.
Zawarte są w nich podstawowe wiadomości o anatomii i fizjo-
logii układu płciowego, a także wstęp do wiadomości o życiu
uczuciowym. Nie wiem, czy Czytelnicy podzielają imoje zdanie,
że niezwykle łopatologiczne przedkładanie niektórych spraw ze
sfery życia płciowego, szczególnie tych tak ewidentnych, zagraża
emocyjnej intymności, ciekawości i radości odkrywania. Nie chcę
Wam, jeśli choć trochę jesteście dorośli, zabierać radości samo-
edukaoji. Bo ja wiem, mój drogi, czy warto się tak przejmować
warunkiem dziewczyny, że "jeśli nie wymyślisz nic nowego
do końca miesiąca", to oma odejdzie. Jeśli odejdzie, to niezbity
dowód, że w istocie nic, poza elementarnym pożądaniem seksu-
alnym, jej z Tobą nie wiąże. Jednak ten natarczywy niepokój
wynikający z bezradności Adama, wydawałoby się w tak ele-
mentarnej sprawie jak złączenie narządu płciowego męskiego
i żeńskiego, zmusza mnie w pewnym sensie do napisania czegoś
w rodzaju instrukcji. Aby doszło do spółkowania płciowego mię-
54
dzy mężczyzną a kobietą, mężczyzna jedną ze składowych swe-
go zewnętrznego narządu płciowego, czyli członek (prącie)
wprowadza, w momencie jego usztywnienia, w zagłębienie w
kroczu kobiety, które jest wejściem do pochwy i ulokowane jest
między udami, przy czym najłatwiej tego dokonać, gdy uda
kobiety są dość szeroko rozchylone. "Leci" to strasznym abe-
cadłem, no ale jeśli zrozpaczonego Adama z Gdyni i innych
uratuje przed "klęską i ruiną", to znajdzie to u Czytelników
wyrozumiałość dla naszego korespondenta, a dla mnie po-
błażliwość.
Bariera, o którą potknął się Janek, ulokowana jest kilka po-
ziomów wyżej.
Dziewczyna powiedziala mi, że onanizuje się. Chciał-
bym jej pomóc, tylko nie wiem jak. Ona chce, abym przy-
gotowal ją do późniejszego pożycia małżeńskiego. Proszę o taką
radę, która nie będzie krzywdząca dla żadnej ze stron. Mastur-
bacja jest konstrukcją złożoną, skomponowaną z potrzeb psy-
chicznych, napięcia fizjologicznego, wyobrażeń i imarzeń plato-
niczno-abstrakcyjnych, bądź też, i to znacznie częściej, osnutych
wokół konkretnej osoby. Sam zabieg polegający na mechanicz-
nym pocieraniu określonej okolicy ciała, najczęściej narządu
płciowego, poprzedzony jest narastającą potrzebą seksualną i roz-
grywa się w odpowiednim nastroju, doprowadza w końcu do
przeżycia satysfakcji, odprężenia i niwelacji napięcia wewnętrz-
nego. Początek onanizowania bywa różny, zdarza się, że poją- .
wia się ono w okresie niemowlęctwa lub, i to częściej, w fazie "
żłobkowo-przedszkolnej. Masturbacja niemowlęco-iprzetiszkolna
nie ma oczywiście podłoża e/rotycznego, jest nawykowo-odrucho-
wyim ocieraniem sromu (u dziewcząt), najczęściej łechtaczki, do-
prowadzającym doi przeżycia szczególnego stanu, który sprawia
przyjemność. Fizjologicznym objawem masturbujacego się dziec-
ka jest przyspieszony oddech, przyspieszona akcja serca, zaczer-
wienie twarzy, pocenie się wskazuje to na elementy auten-
tycznego Orgazmu. Składnik erotyczny wbudowuje się w to
zachowanie w okresie dorastania i dojrzewania uczuciowego.
Wydaje się, że jest to czas, kiedy element marzeniowo-wyo-
brażeniowy bierze górę nad fizjologicznym nawykiem i dcy-
duje o kontynuowaniu masturbacji. Są i inne zdarzenia dające
początek praktykom masturbacyjnym, np. sugestia otoczenia,
przypadkowe odkrycie w sytuacjach, w których dochodzi1 do
systematycznego drażnienia wrażliwych w okresie dojrzewania
narządów płciowych (jazda na rowerze, koniu, ciasne, uciskają-
55
ce w kroczu spodnie...) Dziewczyna zdradziła Jankowi swój pro-
blem, oceniając go w kategoriach przewinienia i choroby. W
świetle tego, co napisałem, trudno się z nią zgodzić. Chce to przy-
zwyczajenie zwalczyć. Biorąc pod uwagę zaawansowanie w upra-
' wianiu masturbacji i wiek dziewczyny, byłaby to męcząca sza-
motanina. Jej pszyzwyczajenie to nie uzależnienie tego typu
jak palenie papierosów, zależność lękowa czy alkoholowa, gdzie
w istocie wystarczy odstawić środek, izolować leczonego, podać
leki i zachęcić do mobilizacji swojej motywacji (woli). Któż się
potrafi odizolować od fizjologii i swojej potrzeby seksualnej,
przemienić ją w inny rodzaj energii, zniwelować lekami? Oczy-
wiście są ludzie i jest ich wcale niemało, dla których potrzeby
seksualne są mało ważne, nieważne lub którzy traktują je jako
przejaw grzesznej natury. Nie wykazują oni żadnej aktywności
w tej dziedzinie, a potrzeby te traktują jako impuls do walki
o tzw. czystość. Motyw tak wysokich racji sprawia, że absty-
nencja seksualna nie tylko nie przynosi cierpień, ale radość
z tej swoistej sublimacji. W konkretnej sprawie, o której do-
nosi Czytelnik, nie proponuję żadnej walki, którą chce podjąć
dziewczyna. W myśl tego, o co prosi chłopak, proponuję zamiast
jakichś tam form walki ze sobą stopniowe dostrajanie, w wia-
domy sposób, rozładowywanej potrzeby w grę partnerską:
niech partner oprócz kontaktu typu coitus przejmie techniki
partnerki w grze wstępnej towarzyszącej coitus lub też tuż po
nim. To najprostsza droga do przekształcenia własnych
egoistycznych zachowań we wspólne, partnerskie.
Post scriptum do tematu jest list zrozpaczonej Majki. U niej
masturbacja jest wynikiem z dnia no. dzień coraz silniej rozwi-
jającej się potrzeby seksualnej, a jest to według niej naj-
. gorsze po co sięgnęłam. Myślę, Majko, że o wiele gorsze są pomy-
sły twojej przyjaciółki, która radzi, byś jak tylko nadarzy się
okazja, przelamala wstyd i zaspokoila swoje potrzeby z jakimś
chłopakiem. Masz 17 lat, jesteś więc w wieku, gdy w organiz-
mie kobiety występuje pierwszy skok potrzeb seksualnych. "To
nieznane dotąd uczucie wprowadza Cię w stan napięcia i niepo-
koju. Trzeba je jednak umieć zorganizować, a nie poddawać się
mu jak nieokiełznanej fatalnej sile. Nie wolno Ci ulegać przeko-
naniu, że pojawiającą się potrzebę seksualną musisz natychmiast
realizować i to z pierwszym partnerem jaki się nadarzy. To, że
onanizm nie daje Ci satysfakcji, nie jest jeszcze problemem,
którego nie da się przeżyć. Po prostu masz jakiś tam niedosyt i
to wszystko. Jestem pewien, że przypadkowy kontakt seksualny
56
pozostawiłby Ci więcej przykrych doznań niż ów niedosyt i nie
dałby Ci pełnej satysfakcji. Mogłaby to być potknięcie z konsek-
wencjami być może na całe życie. Człowiek powinien mieć ro-
zum, który go prowadzi, nie może poddawać się popychającym
go instynktom. W hierarchii potrzeb te seksualne nie .powinny
lokować się na pierwszym miejscu. Wyraźnie pogubiłaś się. Pro-
blem seksualny, który powinien być niejako dodatkowym, przy-
najmniej w tej fazie Twego życia, stał się głównymi "spędza Ci
sen z powiek", natomiast problem główny, czyli naukę, zostawi-
łaś gdzieś na dalszym planie i już od razu 'założyłaś, że i tak "nic
z tego nie będzie". Dziewczyno, zrób porządek z tą kolejnością
Twoich potrzeb, nie daj się opanować nastrojom i nie słuchaj
złych rad.
Mam 15 lat, jestem ładną dziewczyną i mam bardzo ladnego
chłopca. Na początku naszej przyjaźni wszystko było w porząd-
ku. Było tak do chwili, gdy wyznałam Rafałowi, że nie lubię się
całować i że nie sprawia mi to żadne} przyjemności. Rafał
jest bardzo w. porządku, dlatego też nadal ze mną chodzi i cze-
" fca, aż się zmienię. Tylko czy się doczeka? Ja bardzo lubię piesz-
czoty chodzimy objęci, często siadam mu na kolanach, lubię
również wplatać ręce w jego włosy, ale niestety, nie lubię się
całować. Koleżanki mówią, że całowanie należy do rzeczy naj-
przyjemniejszych pod słońcem, a ja jestem innego zdania. Dla-
czego tak się dzieje ze mną. Czuję się jak kaleka, ale co mogę
poradzić. Nie mogę trzymać Rafała przy sobie (ma 16 lat) nic mu
mu w zamian nie dając. Dodam jeszcze, że wszystkie kłótnie
wynikają z tego właśnie, że nie potrafię go zrozumieć.
ZROZPACZONA AŃ K A.
Mam 18 lat. Poznałam go na wakacjach. Jest mi bliski, czułam
się z nim bardzo dobrze. Drżałam przy pocałunku, pierwszym po-
całunku w moim życiu. Spotykaliśmy się każdego wieczoru.
l wszystko byłoby o.k., gdyby nie pewien szczegół. Niepokoi mnie,
że on tak łatwo ulega emocjom seksualnym, często chciałam
przed nim uciekać. Teraz także martwię się tym, jak dam sobie
radę przy najbliższym spotkaniu. Czyżby nie potrafił się opano-
wać, a przecież ma już 18 lat. Dręczy mnie to wszystko. Co mam
robić, żeby nie wyszło na to, że jestem naiwna i "łatwa".
IWONA.
Tyle dziewczęta, a teraz chłopcy.
Mam 17 lat. Od ponad dwóch lat prowadzę życie seksualne,
tyle że brakuje mi w nim stosunku. Wiedzę o współżyciu czerpię
57
po pierwsze z rozmów z kolegami, po drugie madę in "Razem",
No cóż, w Polsce kultura seksualna stoi na bardzo niskim pozio-
mie. Nie wyobrażam sobie, żebym mógl w bibliotece poprosić
o "Sztuką kochania" Wislockiej, czy inną książkę na ten temat.
Na pewno bibliotekarka by mi ich nie dala, bo jestem za miody
(jej zdaniem oczywiście) do takich spraw, a poza tym już widzę
to jej spojrzenie! Oczekuję od Pana przepisu na bezpieczny bez-
konfliktowy pierwszy stosunek (ze środkami antykoncepcyjnymi
włącznie). Jestem pewien, że bardzo wielu mlodych ludzi będzie
Panu wdzięcznych. Obserwuję oziębłość u dziewcząt. Co więcej,
staje się to jakby ich ideałem, modą. Myślę, że dla ludzi w moim
wieku jest to zjawisko wręcz niebezpieczne. Jeżeli niczego nie
nauczymy się teraz, to później będzie nam wstyd. Liczę na zro-
zumienie. MACIEK.
Przytrafiła mi się dziewczyna, która poza pocałunkami, niczego
więcej od siebie nie daje. Do tej pory, przez ponad dwa lata zno-
siłem to cierpliwie, kierując się tym, że za rok bę-
dzie lepiej. Niestety, do tej pory dziewczyna tkwi w tym samym
miejscu. Robię się coraz bardziej nerwowy i coraz częściej do-
chodzi między nami do sprzeczek, oczywiście na tym tle. Próbo-
loaiem z nią rozmawiać. Zawsze kończyło się obiecującymi zapo-
wiedziami poprawię się. Lecz kiedy miało do tego dojść, wy-
kręcała się a to brakiem chęci, a to chorobą itp. Nie należę do
chłopaków nachalnych, więc zawsze jakoś daję temu spokój, ale
jak dlugo tak można. Poza tym jednym jest wspaniałą dziewczy-
ną. Mamy poważne plany na przyszłość, lecz boję się, że ta
"choroba", którą ona ma, może być przyczyną rozpadu naszych
więzi, a w przyszłości naszego małżeństwa. Błagam Pana, czy
można to w jakiś sposób zmienić. Nie chciałbym jej stracić. Jak
to z tym wszystkim jest, przecież ona też nie chce mnie stracić.
PIOTR.
Ta "choroba", Piotrze, na pewno nie będzie rzutowała na Wasze
przyszłe małżeństwo, co więcej, z postawy dziewczyny wniosku-
ję, że jest szansa, by w małżeństwie dobrze się Wam układało.
Dziewczyna jawi mi się bowiem jako bardzo dojrzała. Ona intu-
icyjnie wyczuwa, że współżycie nie dałoby jej zadowolenia i mo-
głoby zaważyć na Waszej znajomości, dlatego nie chce go i na-
prawdę nie ma sensu jej namawiać, a już broń Boże żądać. To
przynosi odwrotny skutek. Do wszystkiego trzeba dorosnąć i doj-
rzeć, do miłości fizycznej też. Irn będziecie dojrzalsi, tym więk-
sza szansa na pełne zadowolenie. Dlatego nie tylko zrozpaczonej
Ance.'która nie lubi SIĘ całować, chociaż jej szczególnie, ale i po-
58
zostałym radzę: poczekajcie, nic na siłę! Jesteście bardzo młodzi,
nie ma pośpiechu.
Zauważyliście, że linią podziału w widzeniu tej samej sprawy Jj
jest płeć. Dziewczyny narzekają na chłopców, bo oni, jak to ,na-
pisała Iwona, szybko ulegają emocjom seksualnym, z kolei
chłopcy skarżą się., -że ich dziewczyny nie chcą się na nic zgo-
dzić i stosują wobec nich uniki, albo że wręcz są oziębłe. Te
wzajemne żale są prawidłowością.
Seksualne potrzeby dziewcząt są jakby zawoalowane, wystar-
czają im powierzchowne kontakty najpierw chodzenie, trzy-
mając się za rękę, obejmowanie, potem pocałunki, delikatne
pieszczoty. Okres stopniowego rozszerzania tych potrzeb na peł-
ne partnerstwo seksualne może trwać u różnych kobiet krócej
lub dłużej. Ponadto niebagatelną przecież sprawą jest głębokość
uczuć oraz poczucie bezpieczeństwa, jakie sprawia partner (mło-
dy wiek tego nie stwarza).
Odmiennie kształtują się te potrzeby u chłopców. Są one sil-
niej wyrażane nie tylko w postaci napięcia i niepokoju, ale po-
przez objawy zewnętrzne (wzwód członka). O ile dziewczynie wy-
starcza bliskość psychiczna, ciepło, nastrój, to chłopak chciałby
pełnych doznań seksualnych. Dobrze by było, żeby młodzi i bar-
dzo młodzi ludzie zdawali sobie sprawę z tej sprzeczności, żeby
o niej wiedzieli. Mniej byłoby wówczas między nimi nieporozu-
mień, sprzeczek, konfliktów. Gdybyś wiedział o tym, Maćku, to
pewnie nie pisałbyś o oziębłości dziewcząt. Ty chciałeś raczej
powiedzieć, że Twoje rówieśniczki są niedostępne, a to całkiem
co innego. 17-latki są, imają prawo być niedostępne i to jest pra-
widłowe w ich postępowaniu. Raczej przeciwna postawa
byłaby dla mnie dziwna. Na niedostępność, oprócz powodów,
o których tu już powiedziałem, składa się jeszcze parę spraw.
I tak, dziewczyny wiedzą, że nadmierna "łatwość" może je nara-
zić na pogardliwe traktowanie w środowisku i bardzo się tego
obawiają. Dziewczyny boją się również naruszenia norm morał-
nych wyniesionych przede wszystkim z domu. Jeśli została wy-
chowana w rodzinie, gdzie seks stanowił swego rodzaju tabu i od
dziecka słyszała, że pewne sprawy nie przystoją dziewczynie, to
dla niej każde przekroczenie granicy ma znamiona winy, jest po-
wodem rozterek wewnętrznych. Czy chłopak jest w stanie to po-
jąć? Chyba powinien. Są to wszystko sprawy bardzo skompliko-
wane i nic dziwnego, że młodzi ludzie nie potrafią sobie z nimi
poradzić i piszą listy do redakcji.
Jeszcze raz powtarzam nic na siłę. Wchodzenie i w tę sferę
życia powinno być harmonijne, gdyż w przeciwnym wypadku
można spowodować okaleczenie psychiczne, zwłaszcza u dziew-
cząt. Ta, która godzi się na każdą propozycję wbrew sobie, by-
leby on tylko nie odszedł, byłe nie czuć się osamotnioną, nara-
żona jest na to, że jej budząca się kobiecość sprowadzona zo-
stanie do fizjologii i co gorsze, może to jej pozostać na całe
życie. Takie niebezpieczeństwo istnieje, dlatego jeszcze raz pod-
kreślam nic na siłę, pod presją żądań.
Chciałbym wrócić do listu Maćka. Co to znaczy
Proszą o przepis na bezkonfliktowy pierwszy stosunek? Mój dro-
gi, nie jest to sfera życia, którą mogą regulować przepisy. To
zależy od wielu spraw wrażliwości, uczuć, wiedzy na temat
prokreacji oraz złożonej reakcji psychoseksualnej. Czy Twoja
inicjacja będzie bezkonfliktowa, jakbyś sobie tego życzył?
Rzadko kiedy tak bywa, ale to nie jest powód do tragedii.
Nie można zapominać, że miłość jest wiedzą i zwyczajnie trze-
ba się jej uczyć, zgłębiać jej tajniki. Jeśli ludzie kochają się
naprawdę, to przychodzi im to znacznie łatwiej. Przekonasz
się, że tak jest, kiedy będziesz naprawdę zakochany.
Mam 16 lat i chodzę do liceum ogólnokształcącego. Nie miałem
dziewczyny i żadnych stosunków. Czy może to spowodować jakieś
choroby lub schorzenia? Czy współżycie z dziewczyną da mi
taką satysfakcję, bym nie musiał uciekać się do samogwałtu
(uprawiam go od dwóch lat)? Chciałbym wiedzieć, czy jestem w
wieku odpowiednim do rozpoczęcia współżycia. Jeśli tak, to ja-
kich mam używać środków antykoncepcyjnych. Są to dla mnie
bardzo ważne sprawy i bardzo Pana proszę o odpowiedź. Proszę
o więcej informacji o miłości nastolatków. JACEK.
Skąd Jacek wpadł .na pomysł z chorobą, która mu zagraża dla-
tego, że jeszcze nie podjął współżycia, a ma już (aż!) 16 lat? Ist-
nieje wprawdzie przesąd, że "sperma rzuca się na mózg", ale
myślałem, że nastolatek zwyczajnie lekceważy to, więcej, że od-
rzuca wszelkie przesądy. Spieszę donieść, że seksuologia nie zna
takiego pojęcia. Tobie Jacku i Twoim rówieśnikom chciałbym po-
wiedzieć, że jeśli cokolwiek "rzuca się" na ten mózg, te już raczej
ciągłe myślenie o stosunkach "płciowych, a także nadużywanie ich
w Waszym wieku. Konsekwencje mogą być niebezpieczne i często
ciągną .się one przez całe życie. Jakie? Oto można gdzieś zagubić
hierarchię potrzeb i wartości i przestroić organizm, w sensie
psychofizycznym, tylko w kierunku spraw seksu a przecież
nie jest to najważniejsza funkcja w życiu człowieka. Tak ukie-
runkowani ludzie są jacyś "skurczeni" w sobie, ograniczają
60
własną osobowość, zamykają przed sobą bogaty świat wrażeń
i doznań. Czy warto? Na pewno nie. Wszystko zależy od Was,
od Waszej postawy. Myślę, że uświadomienie Warn tego nakło-
ni wszystkich zainteresowanych do głębokich przemyśleń, a to
już będzie sukces.
Czy szesnaście lat to odpowiedni wiek do rozpoczęcia współ-
życia? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i nie może być
jednoznaczna. Zależy to bowiem od wielu czynników. Nie jest
tajemnicą, że rozpoczynają je nawet 1415-letni chłopcy. Zło-
żyły się na to różne okoliczności chociażby dojrzałość fizycz-
na. Mam listy od nich. Mam też list od mężczyzny, iktóry wyznał,
że inicjację przeżył w 39 roku życia i dodał, że jest bardzo szczęś-
liwy i zadowolony ze swego życia. Nie miał, nie ma żadnych
kompleksów, ma wiele pasji i zainteresowań i zapewne nie miał
czasu na rozmyślania "kiedy zacząć?" Czekał na wielką miłość
i ta przyszła, gdy miał właśnie 39 lat. Zmierzam do tego, że nie
można podać jakiejś sztywnej granicy wieku, po przekroczeniu
której należałoby podjąć współżycie. Należy raczej mówić o pew-
nym przedziale wiekowym, najbardziej optymalnym dla inicja-
cji. Mów,i się tu o okresie między 16 a 22 rokiem życia
i oczywiście też nie można tego traktować jako coś obowiązu-
jącego absolutnie wszystkich. Jestem zdania, że przed 16 ro-
kiem życia, oczywiście cały czas myślę o chłopcach, współżycie
jest raczej niewskazane. Dlaczego? Ano dlatego, że najbardziej
odpowiednią formą kontaktów chłopców i dziewcząt w tym wie-
ku jest grupa koleżeńska. Przebywając w niej młodzi ludzie poz-
nają siebie i płeć przeciwną, przyglądają się sobie, po prostu
uczą się siebie nawzajem. Na wycieczce, obozie, w szkole, w
kółku zainteresowań dziewczęta i chłopcy uświadamiają so-
bie, co ich pociąga w osobach płci przeciwnej, jakie cechy
charakteru im odpowiadają, a jakie nie, nie mówiąc już o
tym, że zwyczajnie szkolą się w konwersacji, w życiu towa-
rzyskim itd. Pomaga to też w przełamywaniu nieśmiałości, na
co tak często narzekacie w listach do redakcji. Przejście od
życia w grupie do łączenia się w pary jest niejako naturalne.
Zbyt wczesne łączenie się w pary powoduje frustracje, natu-
ralnie nie od razu, ale po jakimś czasie. Z reguły, a wiem to
z rozmów z pacjentami, żałują tego zapatrzenia i nastawienia
się na jedną osobę, żałują tego, że bezpowrotnie stracili te
możliwości i wartości, które może dać nastolatkom grupa
rówieśnicza. Tego nie da się odrobić. Ileż razy słyszałem
zmarnowalem czas, Panie doktorze.
61
Chciałbym teraz kilka słów poświęcić dziewczętom. Kiedy one
powinny przekroczyć próg inicjacji? Nieraz pisałem, że nie
wcześniej niż w osiemnastym roku życia, a więc nieco później
niż chłopcy. 1617-letniej dziewczynie daleko do dojrzałości psy-
chofizycznej, nie mówiąc już o tym, że grozi jej niepożądana
ciąża... W efekcie, zbyt wczesne, nieprzemyślane podjęcie współ-
życia może się dla niej fatalnie skończyć. Co niesie nie chciana
ciąża, wiadomo dramat, który niejednokrotnie przekreśla pla-
ny, burzy życie. Chciałbym też zaznaczyć, że niedojrzałej nasto-
latce współżycie seksualne nie daje żadnej satysfakcji i brak
tejże, na zasadzie utrwalania się, może pozostać na wiele lat. To
też dramat dla kobiety.
Przypomnę może jeszcze, że miłość nastolatków to raczej
chodzenie ze sobą trzymając się za ręce, zwierzenia, delikatne
pocałunki i pieszczoty. Współżycie powinno być ostatnią fazą
takiej znajomości. Opowiedziałem się, jak pamiętacie, za za-
awansowanymi pieszczotami, byłe odsunąć kontakt fizyczny
typu coitus na czas, kiedy oboje partnerzy będą dojrzali i od-
powiedzialni.
Wróćmy jeszcze na chwilę do listu Jacka. Czy współżycie
z dziewczyną da mi satysfakcję, bym nie musial uciekać się do
samogwałtu? Nie wiem, nie jestem jasnowidzem. Mogę Ci tylko
powiedzieć, że są tacy, którzy przez całe życie, obok stosunków
seksualnych uprawiają samogwałt i ani to dziwne, ani naganne',
ani oczywiście szkodliwe. To ich sprawa. Co się tyczy środków
antykoncepcyjnych, o które również pytasz, Jacku, to jak wiado-
mo, najprostszym dla mężczyzn jest prezerwatywa. Pewnie
wiesz, że są także środki dla kobiet, ale tylko od nich zależy,
czy chcą i które chcą stosować. Nie znam Twojej ukochanej i do-
prawdy nie wiem, co Ci, a właściwie Wam, radzić. Decyzja w tego
rodzaju sprawach należy do zainteresowanych.
Nie bez powodu napisałem: pewnie wiesz, że są środki anty-
koncepcyjne dla kobiet. Sam już nie wiem, jak oceniać Waszą
wiedzę w tej dziedzinie życia. Proszę, przeczytajcie list od Józka:
Mam 17 lat. Piszą do Pana, bo mam nie lada kłopot, który cza-
sami doprowadza mnie do rozstroju psychicznego. W czasie snu
występuje u mnie wytrysk nasienia. Jest to bardzo klopotliwe.
Nie wiem, dlaczego to u mnie występuje, może dlatego, że kie-
dyś się onanizowałem, ale skończylem z tym prawie pól roku
temu. Proszę, niech Pan wytłumaczy mi to zjawisko i powie, czy
są na to jakieś leki, a jeśli tak, to gdzie je można nabyć... Dlugo
zastanawiałem się, co to może być, ale nie odgadłem. Nie mog-
62
tem też zdecydować się na wizytę w poradni. Dzisiejszej nocy
znowu się to powtórzyło i dlatego piszę do Pana ten list. Bla-
gam, niech Pan odpowie. ZAŁAMANY JÓZEK.
Jeśli dodam, że nie tylko Józek napisał do mnie w tej sprawie,
to przyznacie, że można się załamać. To przerażające. Czego Was
uczą w szkole? A swoją drogą, tyle już lat prowadzi się porad-
nictwo w naszej prasie, w wielu tytułach, od lat także i w "Ra-
zem" i co? Doprawdy ręce opadają. Myślałem, pewnie nie-
skromnie, że odwaliłem kawał roboty, a tu taki list? Drogi
Józku i Twoi bracia w niedoli, nie rozstrajajcie się dalej psy-
chicznie, to kłopotliwe zjawisko to po prostu fizjologia. Nazy-
wa się ono polucją. Jest to mimowolny wytrysk nagromadzo-
nego nasienia, występujący u młodych mężczyzn. Występuje
zwykle podczas snu, któremu towarzyszą erotyczne marzenia sen-
ne. Wpływają na to także przeżycia w ciągu dnia. Przecież nie
żyjemy w aseksualnej atmosferze, wprost przeciwnie. Młody
chłopak ogląda zdjęcia ładnych dziewcząt, widzi te dziewczęta
na ulicy, ogląda filmy ze scenami miłosnymi, słyszy tzw. ostre
dowcipy, itd. Rezultatem jest polucją, która, jak się okazuje,
nie dla wszystkich jest zrozumiała. Skoro już przy niej jesteśmy
źle jest, kiedy jej nie ma. Może się za tym kryć np. niedoroz-
wój fizjologiczny, a to rzutuje -na przyszłość. Rozmowa seksuo-
loga z pacjentem z reguły zaczyna się od pytania właśnie o po-
lucję. Widzicie więc, jaka ona jest ważna. Mam nadzieję, że Jó-
zek i jemu' podobni odetchnęli z ulgą. \ / | J



MIŁOŚCI
TRZEBA SIĘ UCZYĆ
ALBO
KŁOPOTY Z SATYSFAKCJA
Postanowiłem napisać do Pana list, bez wiedzy mojej dziew-
czyny. Ja mam 25 lat, ona 20, znamy się od-szeiciu lat. Jestem
jej piefwszym partnerem, ona nie jest moją pierwszą. Niedawno
rozpoczęliśmy współżycie i gnębi mnie przykra sprawa. Otóż
nie ma u nas tak zwanego zgrania. Niejednokrotnie bywa tak,
że nie udaje mi się doprowadzić jej do orgazmu w ogóle,
a jeśli już, to trwa to bardzo długo. Chciałbym, żebyśmy prze-
żywali orgazm jednocześnie. Co robić? P .A TRYK.
Równoległe reagowanie na wzajemne bodźce erotyczne jest
podstawowym problemem par. Naturalnie w ich odczuciu, bo
to one robią z tego wielki problem. Jednoczesne przeżywanie
momentu kulminacyjnego jest powszechnie wyznawanym ide-
ałem, do którego niełatwo dojść. To nie jest proste, świadczy
o tym również fakt, ze dotyczy to także małżeństw
z dużym stażem i ogromnym doświadczeniem, które miały mo-
liwość rozpoznania własnych reakcji. Okazuje się, że w końcu
znajdują one sposób na isatysfakcję we współżyciu, aczkolwiek
nie zawsze jest ona jednoczesna i marzenie o osiągnięciu ideału
jesit ciągle żywe. Skoro więc nawet ,te pary mają kłopoty
z jednoczesnym osiągnięciem orgazmu, nietrudno zgadnąć, że
jest to 'kłopot absolutnej większości itych, którzy rozpoczynają
współżycie płciowe.
Bierze się to z paru powodów. Zacznijmy może od tego, że
aktywność seksualna mężczyzn jest bardzo wyraźna, ostra, jak-
by "na wierzchu", u znacznego odsetka występuje skłonność
do wczesnych rozładowań w postaci tzw. zbyt wczesnego wy-
trysku. U młodych chłopców poziom naładowania seksualnego
jest zawsze wysoki, gotowość do współżycia natychmiastowa od
zaraz. Z ich rówieśniczkami, młodymi dziewczętami, sprawa
ma się zupełnie inaczej. Poziom ich napięcia seksualnego jest
niniejszy, a przynajmniej nie okazują go aż tak wyraźnie jak
ich koledzy. Może to być również efektem wychowania, które
też przecież warunkuje nastawienie do spraw seksu. Nie ulega
wątpliwości, że jest ono inne u chłopców, a inne u dziewcząt.
Jeśli na dodatek układy partnerskie są niestałe, to dziewczęta
nie mają pewności co do przyszłości związku, wykazują większą
rezerwę, ostrożność, lęk chociażby przed niepożądaną ciążą.
To bardzo tłumi zachowanie seksualne, a jeśli jeszcze do tego
dochodzi wstyd, a więc zachowawcze podejście do własnego
ciała, brak potrzeby uzewnętrznienia swego seksappealu, to
już tylko to wystarczy, by zrozumieć, dlaczego reakcja na wza-
jemne bodźce erotyczne nie jest jednoczesna. Przy takich uwa-
66
'w~ runkowaniach taką być nie może. A kiedy może, kiedy
em jest szansa? Seksuolodzy są zdania, że dobór partnerski łcsztaJ-
m tuje erotyczną sylwetkę kobiety, kobiety otwartej, bez zaha-
mowań, swobodnie wchodzącej w stan zapomnienia. Doskona-
1 lenie doboru partnerskiego, to dochodzenie do takiego prze-
. żywania, jakie określa ów wspomniany ideał. Jest to możliwe
tylko wówczas, kiedy czujemy, że mamy oparcie w partnerze,
że możemy mu zaufać, liczyć na niego itd. Dotyczy to zwłaszcza
kobiet. Tylko w takich układach jest szansa na osiągniecie
bo doskonałości.
Kiedy partner spostrzega, że partnerka coraz żywiej reaguje
na niego, on sam zaczyna pokonywać swą nerwowość (wczesne
rozładowania). Początek zrobiony, tak powinno się dziać dla
tw - dobra obydwojga. Dlaczego się nie dzieje, w każdym razie nie
~ zawsze? Wygląda to następująco: dziewczęta wiedzą, że podczas
stosunku "coś" się przeżywa, nie bardzo wiedzą co, ale że "coś",
tego są pewne. Teraz, jeśli przy pierwszych stosunkach nie
szczytują, to od razu myślą, że coś z nimi nie tak, krótko
mówiąc, że są oziębłe. Swoje lęki o nieprawidłowym reagowa-
że niu przekazują partnerowi, ten przyjmuje to do siebie i zaczyna
widzieć w sobie niepełnosprawnego Koło się zamknęło.
Co robić? Dobrze by było, by młode kobiety nie były nastawio-
że ne na to, że już pierwsze kontakty seksualne muszą dać im to,
k- o czym się naczytały w książkach, czy nasłuchały z opowieści
ść doświadczonych koleżanek. Każda młoda dziewczyna ma realne
X- dyspozycje do przeżywania orgazmu, ale trzeba je dopiero roe-
o winąć, oczywiście przy pomocy partnera. Młodzi chłopcy przej-
mując z tradycji przekonanie, które ma w sobie zresztą coś
z etosu rycerskiego, że każdy mężczyzna potrafi, może i musi
być doskonały, nie godzą się z rzeczywistością która odbiega
od idealnej wizji. Powinni wiedzieć i niech wiedzą, że dopiero
.po jakimś czasie będzie, a w każdym razie może być taka,
jak sobie wyobrażają wspólne doświadczenia pozwolą
dostosować zachowanie do poziomu potrzeb.
Teraz jeszcze jeden aspekt tej samej sprawy. Prawda, wsparta
moimi obserwacjami jest, taka, że potrzeby seksualne
bardzo młodych mężczyzn w rówieśniczych układach partner-
skich są zdecydowanie wyższe niż ich partnerek (częstotliwość
zbliżeń). Nierzadko jest to powód dramatycznych konfliktów,
i0 i rozpadnięciem się związku włącznie. Praktycznie bywa tak,
że kobiety poświęcają się, spełniają tzw. obowiązek małżeński,
którego się od, nich wbrew ich chęciom wymaga, bywa, że
67
panowie egzekwują swe prawa w sposób dość brutalny, a Jest
to dla kobiety upokarzające, nie do zniesienia. Wiele takich
par trafia do poradni seksuologicznych. Po tej pierwszej fazie
nierówności potrzeb przychodzi druga, w której potrzeby sek-
sualne obydwu stron wyrównują się. Występuje ona średnio
między 25 a 45 rokiem życia. W tym okresie równolatkowie
mają takie" same potrzeby. Powyżej 45 roku życia sytuacja się
odmienia. Potrzeby kobiety w zakresie seksu stają się większe,
pełniejsze. Pozbyły się już one problemów prokreacyjnych, wy-
zwoliły z lęków, są dojrzałe, ukształtowane, świadome, a tym-
czasem u mężczyzn zaczyna się spadek fizjologicznej wydolności.
I ta sytuacja rodzi nowe konflikty. Liczba pacjentów poradni
seksuologicznych w tym przedziale wiekowym rośnie. Przycho-
dzą głównie panie z pytaniem co robić?
Wróćmy jednak do listu Patryka. Co ja Ci mogę poradzić
na dziś? Przede wszystkim spokój i czekanie. On ma lat 25
i osiągnął pułap możliwości, ona, mając 20 lat, znajduje się
dopiero na ich progu. Z listu odnoszę wrażenie, że Patrykowi
jest przykro, że wini się za stan, jaki opisał, że gnębi go to.
Mój drogi, jeśli wszystkie inne sprawy między Wami są
w porządku, jeśli się kochacie, jest Warn dobrze, rozumiecie
się, a dziewczyna ma świadomość bezpiecznej przyszłości i nie
zapominacie o antykoncepcji, to naprawdę nie powinno być
Ci przykro. Nie można przywiązywać aż tak wielkiej wagi do
fizjologii. Za mało jeszcze wiecie o sobie, zbyt mało za Wami
wspólnych doznań, mało odkryliście się wzajemnie. Powtarzam,
spokój i czekanie.
Powie ktoś, a co z tymi parami, które przez lata wspólnych
doświadczeń nie osiągnęły ideału? Ja składam to na ich nie-
wiedzę (o sobie), na niechęć wobec siebie, na egoizm... Jakże
często ludzie są ze sobą z rozpędu, z przyzwyczajenia, bo dzieci,
bo... Gdzie w układzie, w którym nie myśli się w ogóle
o partnerze, a wyłącznie o własnych przyjemnościach, miejsce
na spełnienie marzenia o idealnym współżyciu? Ja 'nie widzę.
Dla Patryka, dla wszystkich mam jeszcze pewną uwagę na-
tury, nazwijmy, technicznej. Otóż, dziewczęta nierzadko mas-
turbują się, kształtując w ten sposób u siebie . określony rodzaj
doznań erotycznych. Najczęściej nie przyznają się swoim chło-
pakom do tego "przestępstwa", dlatego ci nie wiedzą, że ich
partnerki reagują wyraźnie na drażnienie łechtaczki, bo są
do tego przyzwyczajone. Podobnie jest często i z tymi dziew-
68
czetami, które się nie onanizowały. Jeśli w technice współżycia,
w tzw. grze miłosnej, pomija się łechtaczkę, to jest to ogromny
błąd. Tymczasem w naszej obyczajowości funkcjonuje kult
prącia i pochwy; sądzi się, że coitus załatwia wszystko. A to
wcale nie tak! Strefy erogenne, szczególnie u kobiet, znajdują
się na całym ciele. Nauka nam podpowiada, że najbardziej
uwrażliwionym miejscem kobiet jest właśnie łechtaczka. Nie-
pamiętanie o tym jest podstawowym błędem, który niesie nie-
zadowolenie. Również zbyt ubogi, jeśli tak' można rzec, asor-
tyment pieszczot też nie wróży nic dobrego. Kobieta jest czło-
wiekiem pełnym, z fizjologią, ale i również z psychiką. Trzeba
do tej fizjologii dodać jak najwięcej poezji czytajcie eroty-
ki, to wzbogaca.
Jeśli przy spełnieniu wszystkich warunków, przy pełnym
zrozumieniu, kochająca się para nie osiąga ideału, to nie jest
to przecież wcale dramat. W ocenie seksuologów, udany układ
partnerski to ten, w którym oboje partnerzy doznają satysfak-
cji seksualnych. Tylko tyle, nic nie mówi się o czasie, o jed-
noczesności.
Zresztą, czyż nie radośniej przeżywać wielkie doznania part-
nera, samemu mając je już za lub jeszcze przed sobą?
Mamy po 25 lat. Tworzymy udany związek i tu się
zawahałam, bowiem jest pewne ale. Otóż, mój mąż od dwóch
lat) chciałby, żebym współżyła -z nim niemal codziennie. Do
niedawna ulegalam jego życzeniom. Mam już jednak tego dość.
Nie mam ochoty na tak częste współżycie, nie umiem już ukry-
wać niechęci no i zaczęly się nieporozumienia. Mąż nie chce
mnie zrozumieć, zupelnie nie przyjmuje do wiadomości, że moje
potrzeby seksualne są mniejsze. Liczy się tytko on. Boję się,
że jak tak dalej pójdzie, skończy się -to dla nas rozwodem.
Bardzo bym tego nie chciała, przecież się kochamy. Proszę nam
pomóc. OLA.
Jesteśmy małżeństwem, od pięciu lat, mamy córeczkę. Je-
steśmy szczęśliwi, kochamy się. Mamy jednak, a właściwie ja
mam pewien przykry problem. Otóż od dnia ślubu, a jesteśmy
dia siebie pierwszymi partnerami, mój mąż bardzo rzadko ze
mną współżyje, dwa razy, raz w miesiącu, a bywa, że wcale.
Wiem, że mnjie naprawdę kocha, w ciągu dnia jest uroczy,
kiedy jednak zbliża się wieczór, zaczyna się z nim dziać coś
dziwnego pod byłe jakim pretekstem wywołuje konflikty,
69
skarży się na ból głowy, zmęczenie, narzeka, że musi wcześnie
nazajutrz .wstać; obraża mnie, a kiedy już się kładziemy do
lóżka, zupełnie mnie ignoruje i zasypia. Z początku nie zwra-
całam na to uwagi, chciałam przeczekać, ale czekam już tyle
lat i nic się nie zmienia. Jestem zdrową kobietą, czuję potrzebę
częstszego współżycia. Stałam się nerwowa* roztrzęsiona, płacz-
liwa. Koleżanka doradza mi partnera do łóżka, innymi słowy
kochanka, ale ja nie chcę, ponieważ męża kocham i chciałabym
mu pomóc. Tylko jak? Usiłowałam z nim porozmawiać na ten
temat, namówić na wizytę u lekarza, ale o niczym nie chce
słuchać. Może są jakieś leki, zioła, witaminy czy co tam jeszcze.
Bardzo Pana proszę o pomoc. MARTA.
Po lekturze tych listów chciałoby się rzec: i tak źle i tak
niedobrze. Problem jest bardzo powszechny i na tyle ważny;
że w żadnym wypadku nie można go lekceważyć. Jak ,to więc
jest z tą nierównością i nierównoległością potrzeb seksualnych,
skąd się to bierze, czy można sobie z tym jakoś poradzić?
Z .obserwacji seksuologów wynika, że nierówność potrzeb
ujawnia się najczęściej w pierwszej fazie małżeństwa.' (Listy,
które otrzymałem od Was, są kolejnym tego potwierdzeniem).
Wówczas, młody mężczyzna ma te potrzeby bardzo duże, zaś
kobieta małe, znacznie mniejsze niż jej partner. Silna potrzeba
płciowa mężczyzny pozostaje w konflikcie z nie rozbudzonym
jeszcze erotyzmem młodej kobiety wiadomo przecież, że owo
rozbudzenie trwa dość długo. W znacznie mniejszym od-
setku kobiety, w tym przedziale wieku, mają większe od męż-
czyzn potrzeby seksualne, podobnie jak Marta. Jeśli partner
nie zaspokaja kobiety, pojawia się u niej uczucie niedosytu,
czasem poczucie krzywdy. Wydaje się jej, że jest mało kochana.
Nie bardzo pojmuje, że można być młodym mężczyzną, kochać
i nie mieć dużych potrzeb. A przecież jest to sprawa złożona.
Pomijając kwestię temperamentu seksualnego, który jest jedną
ze składowych temperamentu w ogóle, przyczyn takiej postawy
partnera może być jeszcze co najmniej kilka. Bywa, że ci męż-
czyźni mają za sobą jakieś schorzenie, podlegają zaburzeniom
hormonalnym czy nerwicowym, bywa, że zdarzyły im się przy-
kre przeżycia, które pozostawiły taki właśnie ślad itd., itd. Takie
jest tło, które w każdym przypadku należy ustalić.
Teraz, gdy chodzi o te przypadki, kiedy potrzeby seksualne
mężczyzn górują, a jest ich, jak wspomniałem, zdecydowana
70
większość. Wyjaśniając je, trzeba sięgnąć do biologii. Zgodnie
z jej prawami, popęd seksualny młodych mężczyzn jest ag-
resywniejszy niż kobiet, jest bardziej widoczny, jakby "na
wierzchu". Na dobrą sprawę, każde zachowanie partnerki może
być dla młodego chłopaka i mężczyzny igestem seksualnym. Jest
to chyba także rezultat wychowania. Zastanówcie się, co po-
tocznie oznacza termin "męski", a któż nie marzy o tym, by
za takiego w środowisku uchodzić? A więc cóż on oznacza?
Natychmiast kojarzy się z seksem. Ale on jest męski po-
wiada się przecież nie o tym z panów, który np. robi zakupy,
pomaga w pracach domowych, zajmuje się dziećmi, robi |?rze-
pierkę, ale raczej o tym, o którym się szepcze, że ma sukcesy
erotyczne. Trzeba bogatej osobowości o dużej wrażliwości, by
nie puszczać wodzy temperamentu, by dostosować go do uspo-
sobienia partnerki. Prawda jest taka, że jak się chce, to
można te dwa temperamenty jakoś zgrać. Trzeba tylko chcieć.
Ci, którzy powiadają, że nie jest to możliwe, mówią tak dla-
tego, że jest im tak po prostu wygodnie. Jedno jest pewne:
mężczyzna, który panuje nad swym temperamentem, nie po-
nosi żadnych szkód tak fizycznych, jak i w sferze psychiki.
Kolej na to, by zająć się popędem seksualnym młodej kobiety.
Tak to już jest, że zgodnie z prawami biologii, narasta on
powoli, nie jest tak dynamiczny jak u mężczyzn. Potrzeby sek-
sualne ikobiet rozwijają się równolegle do sfery uczuciowej;
u mężczyzn równoległość jest mniej widoczna. Psychoseksualny
układ kobiety jest bardziej scalony. Jej seks wzbogacony jest .
uczuciem, odpowiedzialnością, chęcią dawania, a nie brania. f l
Z tego co tu dotychczas napisałem nietrudno zgadnąć, że n
gdy mowa o potrzebach seksualnych, to męskość i kobiecość stoją -!i
jakby na dwóch przeciwnych biegunach. Jest chyba zrozumiałe,
że w przypadku zderzenia takich dwóch postaw, musi powstać
konflikt i powstaje, na co zwracam uwagę Marty, Oli i tych
wszystkich, które do mnie napisały. Nie jesteście osamotnione
i wyjątkowe w swych .kłopotach i naprawdę nie ma powodu
się załamywać. Lepiej stanąć oko w oko z problemem i starać
się go rozwiązać.
O tym za chwilę, wróćmy jeszcze do konfliktu. Mężczyzna
jest zdziwiony co ona taka mimoza, nie wie czego chce,
w tym wieku powinien roznosić ją seks, a ona chce marzeń,
patrzenia w oczy itd. Kobieta też jest zdziwiona jak on
może tak się wobec mnie zachowywać, dlaczego traktuj? mnie
71
jak rzecz... Pojawiają się niechęci, potem ona przestaje rea-
gować lub źle reaguje na partnera. Nieraz dochodzi do tego,
że jej wyjściowe potrzeby seksualne zostają zahamowane, nie
rozwijają się, ba, następuje nawet regres. Bywa, że kobiety
przyjmują postawę aerotyczną, co gorsza, zaczyna je to wszystko
brzydzić i z małżeństwem wtedy raczej koniec. Nierzadko ko-
bieta ma poczucie, że jest źle skonstruowana, że dotknęła ją
oziębłość. Chcąc się wyrwać z tej przykrej sytuacji, podejmuje
próby kontaktów pozamałżeńskich po to, by się sprawdzić. Po-
jawia się wtedy lęk, poczucie winy, rozmyślania o grzechu (wy-
chowanie), a w efekcie utrwala się przekonanie o "kalectwie".
Żal do życia, do wszystkich narasta, nerwica pogłębia się, na
porządku dziennym są łzy i kłótnie, tylko o tym, żeby pójść
do lekarza jakoś się nie myśli.
W takich "zaawansowanych" przypadkach należy udać się
koniecznie do seksuologa. Czy jednak tylko wtedy?
Sedno sprawy, której na imię kłopoty z nierównością i nie-
równoległością potrzeb, tkwi w nieznajomości psychiki i (fi-
zjologii strony przeciwnej. Gdyby partnerzy potrafili porozma-
wiać ze sobą na ten temat, gdybyż stwierdzili, że w tej sprawie
można się dogadać, że, to ich szansa na szczęśliwe życie, byłoby
cudownie. Niestety, tak bywa rzadko. A wiadomo, że kiedy
jest wiedza o sobie, zrozumienie, kultura, to są i wzajemne
ustępstwa. One muszą i powinny być z obu stron. Każdy
z partnerów musi na nie pójść, jeśli kocha i zależy mu na
harmonii w małżeństwie. W przypadkach, kiedy mimo wza-
jemnych ustępstw przez długi czas ciągle utrzymuje się do-
kuczliwa nierówność, trzeba pójść do seksuologa. Analizy sek-
suologa wymaga też każdy układ partnerski, w którym,
tak jak to jest w przypadku małżeństwa Marty, młody
mężczyzna ma bardzo zaniżone potrzeby. Można bowiem po-
dejrzewać, że nie jest to "wina" temperamentu, który, jak
wiadomo, jest cechą wrodzoną i trzeba się z nią pogodzić, lecz
wynika z .zupełnie innych przyczyn. Tylko seksuolog może to
ustalić, może pomóc zainteresowanym.
Od roku jestem mężatką. Nasze współżycie zupelnie nam się
nie ułożyło. Przed ślubem nie współżyliśmy ze sobą, a po było
wielkie rozczarowanie. Z początku myślalam, że mąż z czasem
nauczy się (byłam jego pierwszą partnerką). Nie wy śmie walam
go, próbowałam pomóc. Niestety niewiele to dalo. Afqż potrze-
buje bardzo wiele czasu, aby się podniecić, a pote"m stosunek
72
trwa zaledwie kilka sekund. Nie odpowiada mi takie życie.
Rozmawialam z nim na ten temat, ale on obraca wszystko w
żart i mówi: a co ja mam zrobić? Prosiłam, żeby poszedł do
lekarza, lecz on nie chce. Jestem bezradna. Bardzo kocham
męża, ale nie wiem, jak dalej żyć. Straciłam ochotę na sto-
sunki. Czuję do tego odrazę. Nie podniecają mnie nawet piesz-
czoty i pocałunki, które kiedyś były przecież takie przyjemne.
Jeżeli z mężem żyję, to tylko ze względu na "małżeński obo-
wiązek", jeśli tylko mogę, to się od tego wykręcam. Muszę się
Panu do czegoś przyznać. Otóż już w czasie trwania małżeń-
stwa miałam romans. Razem z tym mężczyzną wyjechałam
na kilkanaście dni. Było cudownie. Tego co z nim przeżyłam
mój mąż nigdy mi nie potrafił dać. Kochaliśmy się jak chcie-
liśmy. Nie żałuję tego romansu. Pierwszy raz w życiu czułam
się kobietą, która może coś dać i której partner nie pozosta-
wał dłużny, też dawał z siebie wszystko. Panie doktorze, już
naprawdę dłużej tak nie mogę. Czasami żałuję, że w ogóle
wyszłam za mąż, coraz częściej myślę o rozwodzie. Bardzo
proszę o pomoc. Czy da się jeszcze coś zrobić? Czy będziemy
mogli normalnie współżyć? Jeszcze jedno mam 21 lat, mój
mąż o kilka więcej. KLARA.
Jestem już rok po ślubie. Mam 23 lata i nadał: mam trudności
w sprawach seksu. Nie umiem kochać mojego męża, a wiem,
że on tego potrzebuje. Wyczuwam to i zupełnie nie umiem
sobie z tym poradzić. Boję się, żeby 2 tego powodu nie doszło
do kOTifltktóu) między nami. Bardzo kocham mojego męża
i pragnę go całkowicie zadowolić. Nie wiem, czy te trudności
nie wynikają z tego, że jest on moim pierwszym1 chłopakiem.
A może nie dorosłam jeszcze do małżeństwa? Proszą, niech Pan
mi pomoże. LENA.
Jakże klarownie wypływają z tych dwóch historii życiowych
prawa psychologii. Okazuje się, że bardzo podobne problemy
dotyczące współżycia między dwojgiem ludzi są wobec siebie
nieporównywalne. Jasno z tego wynika, że nie może być go-
towych standardowych recept na bolączki zdawałoby się tak
zbliżone, że prawie identyczne. W dynamicznie pojmowanej psy-
chice ludzkiej zachowanie człowieka może być przewidziane tyl-
ko w zarysie. Powinniśmy bronić się przed wszelkimi pew-
nikami diagnostycznymi.
73
Obie moje respondentki łączy wiek, staż małżeński, zaanga-
żowanie uczuciowe wobec partnerów. Obie wywodzą się z po-
dobnego środowiska (średniej wielkości miasto), obie chcą
utrzymać swe związki. Jakże jednak różnie przeżywają swoje
życiowe doświadczenie. Klara, nie godząc się. z istniejącą sy-
tuacją, sama w pośpiechu poszukuje rozwiązań. Ten rok nie-
pełnego powodzenia w życiu seksualnym wydał jej się kosz-
marnie straconym czasem i szybko nadrobiła to porywającym
romansem. Zrobiła krok, przyznajmy, dość, typowy dla osób
znajdujących się w jej sytuacji, którego ja, osoba udzielająca
porad, zalecić bym nie mógł. Stoję na stanowisku, że moje
porady nie mogą być sprzeczne z ogólnie przyjętymi zasadami
etycznymi wierności małżeńskiej. Nigdy dotąd, a i w przyszłości
nie będą doradzał żadnej żonie i żadnemu mężowi, by dla
sprawdzenia reaktywności seksualnej szukali sobie "innej baby"
czy "innego chłopa". Jeśli zgłaszają się do mnie pary mające
kłopoty ze współżyciem, staram się w miarę moich umiejętności
i możliwości szukać sposobu wyjścia z impasu w ramach związ-
ku. Inne rozwiązania pozostawiam wolnej, nieprzymuszonej
woli zainteresowanych. Z tej wolnej woli, a także i z okazji
skorzystała Klara. W żadnej mierze jej nie oceniam, to jest
wyłącznie jej sprawa. Ale Klara zwróciła się do mnie i pyta
co dalej? Ano właśnie. Tu zaczynają się pewne komplika-
cje, których przysporzyła decyzja o próbie pozamałżeńskiej.
Klara spostrzegła w tej próbie, "że jest kobietą", ale dzięki
innemu mężczyźnie. Teraz w jej odbiorze mąż jest wprost
"kaleki". Bez tej próby łatwiej byłoby jej uwierzyć, że .znaj-
dzie się sposób, dzięki któremu mąż uzyska (odzyska) spraw-
ność oraz pomysłowość we współżyciu odpowiadającą jej ma-
rzeniom i temperamentowi. A teraz? Teraz ona bardzo żywo
pamięta reakcje, w dodatku pierwsze w życiu pozytywne,
które dały jej ogromną satysfakcję, które przeżyła z konkret-
nym mężczyzną. On jest teraz wzorem, do którego Klara
przymierza swego męża. Efekt takiego romansowego spotka-
nia mógłby być inny. Jeśli nie dałoby ono dziewczynie tych
wszystkich cudowności, których doznała, utrwaliłoby się w
niej inne podejrzenie, mianowicie, że to ona jest "kaleka",
niezdolna do przeżyć erotycznych z żadnym partnerem. Wspo-
minam tu o tym, bo są to wcale nierzadkie przypadki. Z ta-
kich prób romansowych kobiety wychodzą rozgoryczone i bar-
dzo zawiedzione. I jest to drugi, poza etycznym powód, dla
którego nigdy nie zamierzam leczyć "chorego" układu partner-
74
skiego przez wątpliwej wartości eksperymenty. Co teraz robić?
pyta Klara. Może przynajmniej teraz nie spieszyć się. Masz
tak mało lat, Klaro, małżeństwo trwa jeszcze tak krótko, po
co ten pośpiech? Chciałbyrn skierować kilka słów do Twojego
męża. Bardzo mi się nie podoba Twoja odpowiedź: a co ja mam
zrobić? To nie żarty, a wygląda na to, że trochę zabawowo
traktujesz poważny przecież problem. Postawa bierna, ironicz-
na do niczego dobrego nie doprowadzi. Uprzedzam, że możesz
się przeliczyć, właściwie już to nastąpiło. Musisz podjąć te-
mat, rozmawiać z żoną, usiłować ją zrozumieć i, skorygować
własne zachowanie według jej pomysłów. Wtedy jest szansa
na wyjście "z dołka" i Wasz związek jest do uratowania. Jeśli
tego nie zrobisz, boję się, że może być z nim źle. Trzeba sta-
rać się sobie pomóc, wychodzić sobie naprzeciw. Jeśli sami
nie dacie rady "przeskoczyć" tych problemów, namawiam na
wizytę u seksuologa. Najlepiej idźcie do niego razem.
Teraz proszę o uwagę Lenę. Wprawdzie napisała, że to wła-
śnie ona nie ,umie kochać męża, ale odnoszę wrażenie, że
i on również nie doznaje satysfakcji we współżyciu seksu-
alnym. Tylko dlaczego bierze na siebie odpowiedzialność za
przeżycia męża i własne? Skromność i altruizm to cechy piękne,
ale nie da się ukryć, że w tym przypadku jest to postawa
mocno przesadzona. W przeżywaniu spotkań seksualnych bie-
rzecie udział obydwoje. A może właśnie, ze strony męża są
jakieś niedomagania? Nie mogę się nawet domyślić jakie, po-
nieważ w liście od Ciebie jest za mało informacji. To, że mąż
jest Twoim pierwszym mężczyzną, nie jest powodem trudności,
co starasz się sugerować. Jesteście tak krótko małżeństwem.
Tu uwaga dla wszystkich rok w małżeństwie to bardzo
mało, to niemal niemowlęctwo małżeńskie. Wiecie przecież, nie-
raz o tym pisałem, że miłości trzeba się uczyć, uczyć wzajemnie,
poznawać jej tajniki i arkana, a na to potrzeba czasu, chęci
i wiedzy. Niezbędnym warunkiem wzajemnego poznawania się
są rozmowy, szczere wyznanie kłopotów i marzeń. Mam nadzieję
Leno, że w miarę nabierania doświadczenia, odwagi i otwartości
Ku sobie, przeżycia Wasze będą się pogłębiać.
Proszą mi pomóc. Chciałabym receptą i jakieś środki
pobudzające. Przecież nie mogą zawsze sięgać po alkohol,
tym bardziej że nie zawsze pomaga. Czy rzeczywiście zostali/
mi już tylko narkotyki? Jestem jeszcze młoda, jakie życie mnie
czeka? Mam 22 lata, mąż rok wiącej. Jesteśmy od dwóch lat
75
małżeństwem, mamy maleńką córeczkę. Dramat mój polega
na tym, że nie mam żadnej ochoty na współżycie z mężem.
Męża poznałam dwa lata wcześniej, współżycie podjęliśmy po
roku. Bardzo mnie cieszyły pierwsze pocałunki, pierwsze piesz-
czoty, pierwsze nieudane, a potem coraz mniej nerwowe, spon-
foniczne stosunki
Po roku pobraliśmy się i powoli narastał niepokój. Odezw-
walam coraz większy przymus "powinności". Przed ślubem
współżycie wydawało mi się bardziej spontaniczne, szczere. Te-
raz bardziej z przymusu,, na tej zasadzie, że przecież możemy,
bo jesteśmy małżeństwem, bo jestem żoną, a świętym obowiąz-
kiem żony jest współżycie z mężem, bo przecież to, bo przecież
tamto. Ą we mnie narastała niechęć, bunt, opór i powołi chyba
wstręt.
Unikałam stosunfcóio. Jak mogłam wykręcałam się a to bólem
głowy, a to zmęczeniem, zdenerwowaniem, podsycałam sprzecz-
ki, nawet te sprzed kilku dni. Doszło do tego, że zgadzałam się
na lospóiżycie dwa, trzy razy w miesiącu i to pod przymusem.
' Nie sprawiało mi to żadnej przyjemności, zmuszałam się do
męża. A potem wściekałam się, że uległam jeszcze jednemu "bo"
(bo przecier jestem normalnym mężczyzną i od czasu do czasu
i mogę chcieć współżyć z żoną). Sytuacja pogorszyła się, gdy
zaszłam w ciążę. Wielokrotnie słyszałam bo teraz już nie
'
musisz się denertooioać, bo nie musisz ciągle liczyć dni...
A ja tym bardziej nie chcialam. Broniłam się zaciekle albo
ze łzami upokorzenia, złości, leżałam z zaciśniętymi zębami
i poddawałam się konieczności. Dołączyły się do tego trudności
.fizyczne brak śluzu, boiesność. Zaczęłam się zastanawiać:
nie chcę współżyć, bo nie mogę, czy też nie mogę współżyć,
bo nie chcę?
Jak przełamać ten fizyczny i psychiczny opór? W tej chwili
nawet niewinny gest ze strony męża powoduje spięcie, obronę
organizmu. Pewnie poradzi mi Pan, żebym porozmawiała z mę-
żem. Już to zrobiłam, ale nic to nie dało. Dla mnie taka roz-
mowa jest jeszcze jednym "bo". Trzeba spróbować, bo może
\
76
wspólnie coś poradzimy, bo przecież może mąż coS zrobi, bo
może ja zrobią. A ja robię co mogą i nic mi nie wychodzi.
Może ja jestem jakaś nienormalna? Co mam robić? Teraz
jakiś czas męża nie będzie w domu. Brak mi go bardzo, tęsk-
nię za nim, ale moje ciało milczy! Już teraz obawiam się, co
będzie, jak wróci, tęskniący za mną i moim ciałem. Czasa-
mi czuję zamęt w głowie. Dlaczego jest mi coraz trudniej,
przecież kiedyś tak nie było. Co robić? Jesteśmy dopiero dwa
lata po ślubie. Mąż jest moim pierwszym partnerem? jest do-
bry, czuły, bardzo dużo pomaga mi w domu.
pacjentów czeka... Dlatego bardzo Pana proszę o jakieś lekar-
stwo, o receptę. Chcę uwierzyć, że mogę się przełamać, że mogę,
mimo że nie chcę. Może wtedy to "nie chcę" będzie coraz slab-
sze. Alkohol dzialal tylko na początku, teraz już przestał.
Bardzo proszę o pomoc. Proszę mnie nie zlekceważyć.
ASIA.
Asia domaga się ode mnie recepty. Wydaje jej się, że istnieje
lek-pigułka, krople, tabletka który rozwiąże jej dramat.
Chciałaby, żeby on magicznie zadziałał i przyniósł jej radość
i chęć do współżycia z mężem. Niestety, jest to rozumowanie
błędne. Nie ma takiego leku, recepty nie będzie. Asia sięgnęła
po środki odurzające. Szybko sama zresztą zauważyła, że nie
tędy droga, że tak naprawdę nic ito nie daje, zwłaszcza na
dłuższą metę. W tym widzę największe zagrożenie dla niej,
dla małżeństwa i w ogóle dla rodziny. Mam nadzieję, że Asia
wycofa się z tej "terapii".
Sprawa jest bardzo złożona i jak to bywa w takich
przypadkach, nie może być uniwersalnych recept w sensie
metody postępowania. Takie problemy wymagają indywidual-
nego podejścia. Kontakt, listowny, to za mało. Koresponden-
cyjinie nie uda się tego załatwić.
Cóż ja wiem o Tobie, o Was. Prawdę mówiąc, niewiele, mimo
że list jest długi. Wdem, że początek nie zapowiadał tego wszyist-
kiego, oo texaz przeżywasz. Była miłość i radość ze współżycia.
77
Stało ślą coś, co spowodowało, że nastąpiła zmiana w Twoim
życiu erotycznym, w Twoim odbiorze męża. Ale co? Na pod-
stawie listu nie potrafię na to odpowiedzieć, a przecież tu znaj-
duje się klucz do rozwikłania Waszej, bo przecież nie tylko
Twojej, sprawy. Trzeba odkryć przyczyny, dotrzeć do nich. Gdy-
byś np. przestała męża kochać, Twoja reakcja byłaby uzasad-
niona. Wygląda jednak na to, że miłość nadal trwa, a wiać dla-
" czego? Może zachowanie erotyczne Twojego męża zmieniło się
na takie, które Ci nie odpowiada? Napisałaś, że ochota na
współżycie przeszła Ci niemal w dniu ślubu, od pierwszej mał-
żeńskiej nocy, że przedtem była spontaniczność, a teraz obo-
wiązek. Niewykluczone, że przed ślubem ekscytowało Cię ukry-
wanie się z miłością przed okiem wścibskich, lęk przed "na-
kryciem" Was, niewykluczone że po prostu lubisz dreszczyk
emocji. Teraz tego nie ma, jesteście małżeństwem i chować
się ze swoją miłością nie musicie, po prostu odpadły te do-
datkowe emocje. Może dlatego, że Cię już "nie bawi"? Takie
przypadki się zdarzają. Czy tak jest także i z Tobą, naprawdę
nie wiem.
Może wszelkie odstępstwa od tak preferowanej przez Ciebie
spontaniczności na rzecz, no jednak rutyny, która przychodzi
z czasem, jest dla Ciebie nie do zniesienia? A może po prostu
już nasyciliście się sobą, tzn. Ty już jesteś nasycona i stąd
ta niechęć? Niechęć niechęci nierówna. Przyznaję, że stopień
tej Twojej, który sięga aż poziomu wstrętu, jest bardzo
niepokojący. Może u męża, zwłaszcza w jego zachowaniu ero-
tycznym, pojawiło się coś nowego, czego przedtem nie było,
a co Cię odrzuca, czego nie potrafisz zaakceptować? Może...
dajmy spokój z tym może. Zauważyłaś, że o ile Ty co chwila
pisałaś "bo to, bo tamto", ja nie mogę umknąć przed ciągłym
powtarzaniem "może". Nadużywam go po prostu z braku in-
formacja. Naprawdę, przy tej wiedzy na Wasz temat, jakiej
dostarczył rai list, trudno jest cokolwiek zgadnąć, a tak bardzo
chciałbym Ci pomóc. Zdajesz sobie chyba sprawę, że zgady-
wanka nie jest dla lekarza najlepszą sytuacją wyjściową do
ustalenia przyczyn, bez czego, jak wiesz, nie można rozpocząć
terapii.
Nie bardzo rozumiem, co chciałaś powiedzieć przez stwier-
dzenie chyba jestem nienormalna. W potocznym znaczeniu
jest ,to człowiek z -zaburzeniami psychicznymi. Tobie przytrafiło
eię coś, co wymaga szczegółowej analizy. Oboje z mężem nie
dacie rady tego zrobić. Potrzebny jest ktoś, kto to zrobi fachowo
78
n psycholog, seksuolog. Musisz odważyć się na wizytę
d- u lekarza, nie wmawiając sobie, że będziesz intruzem, że zabierasz
'J- ! komuś czas... To trochę niepoważne. Po prostu mówisz tak, by
* sama przed sobą usprawiedliwić fakt, że odkładasz wizytę
X- u specjalisty. Naprawdę musisz, a nawet musicie tam pójść.
&~ i W kontu mąż zna całą sprawę i na pewno z Tobą pójdzie.
a" j To dla Was jedyny ratunek.
ię ;
ia
ł-


MARZENIE WSZYSTKICH
ALBO
KULISY ORGAZMU
Jestem zimną, to moja wina mówią mi pacjentki i trzeba
je dopiero przekonywać, że to wcale nie tak, że prawda jest
znacznie bardziej skomplikowana niż się im wydaje.
Tym razem o tzw. oziębłości. Przyznam, że nie lubię tego
słowa. I mimo, że jest to przecież termin, który znaleźć można
w podręcznikach seksuologii, ja w swej praktyce poradniczej
nie używam go, ma on bowiem dla mnie w swym brzmieniu
coś niemal odrażającego. Dlaczego? Otóż zauważyłem, że termin
"oziębłość" sugeruje kobietom, że oto dotknęło je schorzenie
niemal nieuleczalne i nie ma mowy o jego zlikwidowaniu. Kiedy
przychodzi do mnie kobieta i mówi o oziębłości, to prawie
zawsze jest święcie przekonana, że dotknięta zastała nią niejako
dożywotnio i właściwie przyszła- do seksuologa tylko po to,
by on tę diagnozę potwierdził. Tak to wygiląda i dlatego wolę
używać innych określeń, o czym za chwilę.
Podręczniki dzielą oziębłość płciową na pierwotną (od po-
czątku) i wtórną (nabyta z czasem). Osobiście, nie bardzo wierzę
w oziębłość tzw. pierwotną. Oczywiście pod warunkiem, że ko-
bieta jest prawidłowo rozwinięta fizycznie i psychicznie. No,
bo jeżeli mamy do czynienia z organizmem z dysfunkcją hor-
monalną lub jednym z wielu zespołów wywodzących się ze
schorzeń u'kładu dokrewnego (np. agenezja gonad brak jaj-
ników, choroba Graves-Basedowa), to sprawa ma się inaczej.
Jeśli jednak wszystko jest w porządku i kobieta spełnia pod-
stawowe warunki do te,go, by prawidłowo reagować na ero-
tyczne zachowanie partnera, a mimo to tak się nie dzieje, to
nie jest to dla mnie żadna oziębłość pierwotna, lecz nierozbudze-
nie seksualne. Przyczyn jego może być bardzo wiele. Oto kilka
z nich: zbyt wczesne podjęcie współżycia 'seksualnego bądź
przypadkowe podjęcie tegoż, niska kultura współżycia (miejsce,
czas, sposób wzajemnego traktowania ,się partnerów)/lęk przed
ciążą, brutalność partnera, jego bezwzględne dążenie do zbli-
żenia za wszelką cenę, ale także jego nieudolność czy też za-
burzenia czynnościowe pierwszego partnera seksualnego, pod-
jęcie pierwszego konitaktu w stanie upojenia alkoholowego,
uwiedzenie, lęk przed chorobą weneryczną. Jeśli coś z tych
przykrych rzeczy przydarzyło się dziewczynie, w jej psychice
zostaje głęboka rysa, rodzi się niechęć, której przełamanie nie
jest wcale takie proste. Potrzebne są korzystne okoliczności,
które pozwalają uwierzyć w siebie. No ta'k, ale o tym się na
ogół nie wie, zna się natomiast teorię o oziębłości kobiet
i mechanizm rozumowania wygląda następująco dziewczyna
82
jest przekonana, że to, co ją spotkało, to właśnie oziębłość,.
tkwi w jej organizmie, no a jeśli tak, to nie ma rady i trzeba
się z tym pogodzić. I tak zwala się wszystko na organizm,
a zupełnie ignoruje przykre wydarzenia, które przecież są praw-
dziwym sprawcą braku satysfakcji w kontaktach seksualnych.
Pacjentki nazywają to oziębłością, zaś ja zespołem niedoboru
partnerskiego.
To określenie tak już nie "mrozi" atmosfery w czasie wizyty
u seksuologa, co jest niezmiernie istotne z punktu widzenia
psychologii, no i wyraźnie sugeruje dziewczętom i kobietom,
że tzw. oziębłość nie jest wyłącznie ich winą (To ja jestem
winna, doktorze powtarzają podczas wywiadu lekarskiego
pacjentki). Jeśli w układzie partnerskim jest źle, to_ winę po-
noszą obydwoje (niezależnie od tego, czy ujmując rzecz pod-
ręczmjkowo, jesit to tzw. oziębłość pierwotna czy wtórna) i moc-
no to należy podkreślić.
Z praktyki poradniczej wiem, że aż 80 do 90 proc. zgła-
szających się do seksuologa kobiet skarży się na tzw. oziębłość.
Określenie zespół niedoboru partnerskiego niesie ze sobą
informacje, że obejmuje sprawy dotyczące dwojga partnerów.
No tak, ale w każdym układzie są to zupełnie różni ludzie
i dlatego każdy przypadek naileży traktować oddzielnie. Nie
może być i nie ma takich samych porad dla wszystkich za-
interesowanych i trudno rozstrzygać te skomplikowane pro-
blemy korespondencyjnie (brak wywiadu z pacjentem). Spró-
buję jednak, ale od raźna zaznaczam, że będą to uwagi bardzo
ogólne. Z Waszych listów wybrałem te, w których opisane przy-
padki są "najbardziej typowe.
Kochamy się. Mam 22 lata, on 23. Wszystko byłoby dobrze,
gdybym mogła osiągnąć orgazm. Ja w ogóle nie reaguję na
dotyki i pocalunki. Myślalam, że to minie, ale niestety, w ciągu
naszego trzyletniego wspólżycia nic takiego nie nastąpiło. Do
niedawna mój chłopiec o tym nie wiedział, przez cały ten czas
udawałam. ZMARTWIONA ZE STRZEGOMIA.
Nie można przed partnerem udawać, nigdy, bo niepotrzebnie
brnie się w takie sytuacje, których można uniknąć. Trzeba ze sobą
rozmawiać. Wydaje mi się, że autorka listu powinna się także
zastanowić nad tym, czy aby na pewno kocha tego chłopaka,
bo jeśli np. nie, to nigdy jej seksualna "rzeczywistość" nie
będzie się zgadzała z oczekiwaniami. Chciałbym przy okazji
zwrócić uwagę na szalenie ważny problem. Myślę
o pierwszym partnerze. Powinien to być tem właściwy de-
83
likatny, czuły, kochający. Od pierwszych kontaktów zależy bar-
dzo wiele, one jakiby "ustawiają" na całe życie. I jeszcze jedna
sprawa, która z pewnością ucieszy wiele z Was i sporo wszyst-
kim wyjaśni przeżywania orgazmu trzeba się nauczyć. Każda
z Was ma zapewnione przez organizm tafcie możliwości i tylko
od dziewczyny, no i jej partnera, zależy czy będzie miała sa-
tysfakcją, czy też będzie narzekała na oziębłość jak zmartwio-
na ze Strzegomia, której doradzam wizytę u seksuologa;
bezpośredniego kontaktu z lekarzem nie zastąpi żaden list.
Niewykluczone, że przyczyną, a w każdym razie jednym,
z powodów jej oziębłości jest lę.k przed ciążą. Z moich ob-
serwacji wynika, że jest to bardzo częsty powód.
Mam 18 lat, współżycie rozpoczęlam rok temu. Mialam wielu
chłopców, ale ani jedno zbliżenie nie dało mi przyjemności.
Być może to wina sposobu, w jaki odbył się ten pierwszy
raz. To wszystko odbyło się inaczej niż myślałam. U mojego
partnera, mimo silnego podniecenia, nie było wzwodu i wszyst-
ko odbyło się... okropnie. Przez długi czas czułam do niego
wstręt, mimo że przedtem go kochałam. Od tej pory ciągle
szukam kogoś innego, przy kim mogłabym przełamć tę zaporę
psychiczną. Za każdym razem jest tak samo nie czuję za-
dowolenia. Chciałabym w końcu coś poczuć. Świadomość tego,
że jestem "zimna", sprawia, że czuję się mniej wartościowa
IZA.
Wygląda to niemal jak ilustracja na zamówienie tego, co
już pisałem o urazach wynikających z pierwszego współżycia.
Iza zresztą sama postawiła diagnozę, ale wybrała złą kurację.
Ogromnym błędem jest zmiana partnerów. Poszukiwanie sa-
tysfakcji w ilości do niczego dobrego nie do-
u prowadzi. Musisz poczekać, aż znajdziesz kogoś, kogo naprawdę
pokochasz. Dopiero współżycie z ukochanym azłowiiekiem po-
zwoli Ci przełamać zaporę psychiczną. Tylko tędy wiedzie droga
do rozwiązania Twoich problemów.
Mam cWopca, za którego chcę wyjść za mąż. Od dłuższego
czasu (4 miesiące) współżyjemy ze sobą, jednak stosunki z nim
nie dają mi satysfakcji. Ciężko mi z tym. Mój chłopiec przeżywa
orgazm, a ja wciąż jestem nie zaspokojona. Myślę, że przyczyna
tkwi w masturbacji. Onanizować zaczęłam się w 10 roku życia
i robię to do dzisiaj (to w przeciwieństwie do zbliżeń daje
mi satysfakcję seksualną). Co robić? MARLENA.
Czitery miesiące to dużo? To naprawdę mało dla łudzą, którzy
uczą się siebie nawzajem, uczą się miłości fizycznej. Jeszcze
wiele przed Wami. Nie ma co zamartwiać się onanizmem
i w nim widzieć cale zk>. Radzę, by Twój chłopak starał się
wkomponować w swoje zachowanie seksualne wobec Ciebie typ
pieszczot, które Ty uprawiasz podczas masturbacji.
Spodziewam się drugiego dziecka. Jestem w trzecim miesiącu
ciąży. Stulam się obojętna no pieszczoty i zbliżenia, a nigdy
tak nie było! Nasze współżycie przebiegalo dotąd dobrze, nawet
gdy chodzilam w ciąży z pierwszym dzieckiem. Dlaczego teraz
tafc nie jest? Czy to moja wina? Jak można temu zapobiegać?
Kocham męża i on mnie nie chcemy, aby coś się między
nami zmienilo. TERESA.
To niczyja wina. Każda ciąża przebiega inaczej. To, że podczas
pierwszej miałaś potrzeby seksualne, wcale nie oznacza,
że i teraz powinno tak być. Zdarzyło się akurat odwrotnie.
Kobieta w ciąży, zwłaszcza w trzech pierwszych jej miesiącach, v
'boi się uszkodzenia płodu (poronienie) i stąd ta niechęć także
i do zbliżeń. Bywa, że w dru.giej tercji ciąży wracają potrzeby
seksualne, ale jeśli tak nie będzie, to trudno, wrócą do-
piero po porodzie. Kochający mąż potrafi to zrozumieć. Przy
okazji mam radę dla Teresy, ale i też dla innych znajdujących
się w takiej sytuacja, jak ona: jeśli rezygnujecie z kontaktów
typu coitus, powinniście koniecznie podtrzymywać więź ero-
tyczną w inny sposób (pieszczoty), bo inaczej może to fatalnie
zaważyć na małżeństwie.
Jesteśmy młodym malżeństwem. Mamy jedno dziecko. Jak
dotąd wszystko ukladalo się dobrze. Teraz zaczyna się psuć.
Mój mąż ma zbyt duży temperament, a ja ostatnio nie mogę ' *
się do niego przystosować. Moja oziębłość płciowa trwa i nic
nie mogę na to poradzić. Mąż zaczai mnie podejrzewać o kon-
takty z innymi mężczyznami. Grozi odejściem. Chcę ratować,
małżeństwo, póki nie jest jeszcze za późno. JANINA.
To nie oziębłość a klasyczny przykład na różnicę potrzeb
seksualnych, na ich nierówność. To dość częsty problem, po-
trzeby, mniejsze czy większe, są sprawą wrodzoną, ale można
i należy je kształtować, a to już sprawa świadomości. Radzę
mężowi sterowanie potrzebami nie każda musi być zrea-
lizowana. Oczywiście mąż musi chcieć przyjąć moją radę. Jeśli , f ||
on zrobi w tej mierze krok, Ty też powinnaś go uczynić '
po prostu musisz sobie niejako wmówić (też musisz chcieć),
że Twoje potrzeby są większe. Nie jest to takie trudne, ale
tylko dla tych, którzy chcą koniecznie utrzymać małżeństwo,
no i jeśli się kochają. Temperament seksualny (tj. różnice miię-
85
dzy partnerami w tej kwestii), nie jest w stanie zniszczyć na-
prawdę -dużego uczucia.
Jesteśmy malżeństwem z kilkuletnim stażem. Mamy trzech
synów. Wszystko byłoby dobrze, ale żona nie chce ze mną
współżyć. Woli uprawiać samogwałt. Twierdzi, że jest zimna,
to skąd ten onanizm? Kocham ją, ona chyba mnie nie za bardzo.
Chciałbym, żeby to się zmieniło. ANDRZEJ.
I jeszcze jeden list od pana:
Po dwóch latach małżeństwa urodził nam się syn, no i sta-
lo się. Od tamtej pory przestaliśmy razem sypiać. Żona nie
chce tego, ciągle ma jakieś wymówki. Mówi, że panicznie boi
się ciąży, ale nie chce używać środków antykoncepcyjnych, a
w ogóle każe mi sobie znaleźć kochankę. JAN.
Te obywa młażeństwa weszły w kryzys uczuciowy. Prak-
tyka poradnicza podpowiada mi, że w takich sytuacjach part-
nerzy niezwykle często powołują się ma zmniejszone po-
trzeby seksualne, co nie zawsze jest prawdą, ale za to
jest bardzo wygodne. Trudniej powiedzieć "Już Cię nie
kocham", znacznie łatwiej powtarzać "Nie mam potrzeb
seksualnych" (naturalnie w ogóle, a nie tylko w stosun-
ku do Ciebie). Czy w przytoczonych przypadkach da się
coś uratować? Nie wiem. Wiem, że popełniono wiele błędów,
które do takich stanów doprowadziły. Niewykluczone, że u żony
Andrzeja na lęk przed ciążą (już czwartą) nałożyły się pewne
nieumiejętności męża polegające na nieprawidłowym rozszyf-
rowaniu potrzeb seksualnych żony. (Zastanów się nad tym
i spróbuj popatrzeć na żonę inaczej niż dotychczas. Nic innego
nie potrafię doradzić. Pytasz, skąd ten onanizm u "zimnej ko-
biety. To proste: z nie spełnionej potrzeby seksualnej. Te-
raz, gdy idzie o Jana obawiam się, że sam panicz-
ny lęk przed ciążą nioże być tylko pretekstem do unikania
współżycia. Gdyiby chciała, mogłaby przecież stosować środki
antykoncepcyjne, a ona' mię chce. Kryzys uczuciowy jesit, tu
bardzo głęboki.
Kilka miesięcy temu wyszłam za mąż. Jestem bardzo szczę-
śliwa. Mąż mnie kocha, jest czuły, wyrozumiały, w ogóle wspa-
niały. Denerwuje mnie, jedna rzecz. Często zadaje pytanie, czy
jest mi z nim dobrze w łóżku, czy przeżywam orgazm. Mówię,
że tak, bo jest mi z nim naprawdę dobrze, ale czy przeżywam
orgazm? Nie wiem, a przynajmniej nie jestem tego pewna.
Prawdę mówiąc, niewiele o tym wiem. Co to jest orgazm, jakie
86
Są jego objawy proszę trochę na ten temat napisać. AL-
DONA.
Piszą przede wszystkim ci, którzy mają z tym kłopoty, ale
nie tylko odzywają się także i ci, którzy nie wiedzą, co
to takiego jest, wreszcie sięgają po pióro ci, którzy być może
przeżywają orgazm, ale nie wiedzą, czy to na pewno jest to.
Ta pcgoń za orgazmem jest jednym ze znaków naszych czasów.
Znacznie częściej narzekają kobiety, jest to głównie ich dramat,
u ,mę'żczyzn reakcje orgazmowe są o wiele prostsze.
Tak w ogóle orgazm jest sprawą niezwykle skomplikowaną.
Sami badacze z określeniem jego rodzajów mieli sporo pro-
blemów. Wiedza, którą operowali, przekazana im została przez
kobiety. Bardzo trudno było o wszelkie uogólnienia, aż przy-
szły dwa epokowe wydarzenia, które wiedzę na temat orgaz-
mu posunęły do przodu. Pierwszym był raport Kinseya (la-
ta pięćdziesiąte), który swoją gigantyczną pracą statystyczną |i
odkrył prawdę o orgazmie (na przykładzie sppłeczności amery-
kańskiej). Okazało się, że olbrzymi odsetek kobiet, po-
nad 50% nie przeżywa satysfakcji seksualnej, nawet te w
bardzo udanych małżeństwach. Zainspirowana jakby tym
raportem para małżeńska, W. H. Masters i V. K. Johnson,
podjęła badania naukowe, wkraczając w bardzo intymną sferę
życia ludzkiego. Za pomocą kamery filmowej rejestrowali
wewnętrzne reakcje narządów płciowych na bodźce seksualne,
przede wszystkim u kobiet. Dla swoich badań stworzyli specjalne
laboratorium, w którym przebadali w ciągu 11 lat 382 kobiety
i 312 mężczyzn (było w tej grupie 276 par małżeńskich),
w sumie przeanalizowali ok. 10 tyś. cykli reakcji seksualnych.
Rewelacją tych badań był fakit, że efekty rejestrowano nie tyl'ko
na podstawie informacji osób, które przeżywały orgazm (to była
drugorzędna sprawa), lecz robiła to także specjalna aparatura, któ-
rej zapis uczeni odczytali. Efektywne bodźce seksualne zada-
wane były głównie przez aparaturę, część pochodziła z auto-
tymulacji (samogwałt), a część z normalnych kontaktów he-
teroseksualnych. Jako ciekawostkę podam fakt, że sztuczne sło-
sunki przeprowadzane były za pomocą sztucznych przyrządów
skonstruowanych przez radiofizyków nietrudno więc zgadnąć,
ze stąpień prawdziwości tych wyników był niezwykle wysoki.
Cykl reakcji seksualnych dzieli się na cztery fazy. Wspom-
niana para naukowców potwierdziła to swymi badaniami
w sposób ewidentny wykazał je zapis aparatury.
A oto one- l podniecenie, 2 plateau (równomierny, trwa-
87
jacy najdłużej okres przyjemnego podniecenia, uniesienia),
3 orgazm, 4 odprężenie.
Reakcja seksualna kobiety nie ogranicza się wyłącznie do
reakcji narządu płciowego, obejmuje swym zasięgiem wiele in-
nych otszarów. Powszechną i zasadniczą reakcją na stymulację
seksualną jest przekrwienie naczyń, a także mniejszy lub więk-
szy skurcz mięśni. Przyjrzyjmy się reakcji niektórych narządów
na pozytywną stymulację a więc taką, która daje efekty.
Sutki w fa.zie podniecenia reagują erekcją brodawek, co jest
wynikiem skurczu włókien mięśniowych brodawki. Drugą zmia-
ną fizjologiczną występującą w tej fazie jest zwiększenie wy-
razistości naczyń żylnych na skórze piersi, co w efekcie może
dawać powiększenie rozmiaru piersi. W fazie plateau dołącza
się wyraźne przekrwienie otoczki brodaw'ek oraz ich obrzmienie,
w wyniku czego następuje zmniejszenie ich erekcji. U kobiet,
które nie karmiły, piersi powiększają się w tej fazie nawet o
1/4. W fazie orgazmu nie stwierdzono żadnej charakterystycz-
nej reakcji tego organu, natomiast w fazie odprężenia ustępuje
obrzmienie otoczek brodawek sutkowych, w związku z czym
brodawki odzyskują pełną erekcję, co robi wrażenie wtórnej
erekcji. Powiększenie objętości piersi może się utrzymać do
flO minut po odprężeniu.
Skóra najpierw na podbrzuszu (w późnej fazie podnie-
cenia), potem w dolnej części klatki piersiowej, wreszcie na
bocznych jej częściach pojawia się zaczerwienienie o charak-
terze plamkowym. Jest to tzw. rumieniec seksualny, zja-
wisko odkryte i zdefiniowane przez Mastersa i Johnson.
Zaczerwienienie to pojawia się w fazie orgazmu, także na dol-
nych powierzchniach sutków. Intensywność rumieńca seksual-
nego odpowiada poziomowi przeżywania orgazmu. U 75% ba-
danych kobiet stwierdzono występowanie rumieńca.
l Mięśnie pierwsze objawy napięcia mięśniowego pojawiają
| się w późnej fazie podniecenia i w początkowej plateau. Mięśnie
kurczą się regularnie w sposób niekontrolowany i to zarówno
te obejmujące większy ciężar ciała, jak i te bardziej zloka-
lizowane (nadgarstek, podudzie...). W fazie podnieeienia napięcie
mięśni przejawia się głównie zwiększaną ruchliwością i jak
gdyby nerwowością w zachowaniu. W fazie plateau wyraźnie
wzrasta napięcie mięśni ramion i ud. oraz brzucha, a więc
obejmuje powoli całe ciało. Wówczas pojawiają się też
niekontrolowane skurcze mięśni twarzy powodujące różne gry-
88
masy. W fazie orgazmu mięśnie całego ciała są silnie napięte
i kontrolowanie tego jest już prawie niemożliwe. Widoczne na-
pięcie mięśni trwa jeszcze w fazie odprężenia.
Orgazm działa także na inne narządy: pęcherz moczowy
i cewkę, serce, gruczoły potowe, wywołuje także zwiększone
ciśnienie krwi oraz przyspieszony oddech.
Nie da się ukryć, że tzw. docelowymi narządami działania
stymulacji seksualnej są narządy płciowe. Państwo Johnson
i Masters powołali nową definicję, tzw. platformę orgazmową.
Najogólniej mówiąc jest to przepona mięśniowa, zamykająca
dolną część miednicy malej z przechodzącymi przez nią prze-
wodami moczowo-płciowymi, odbytem, a u kobiety pochwą.
Aparatura badawcza zanoto.wala, jako widoczny fizjologiczny
efekt orgazmu, skurcze wymienionej platformy orgazmowej.
Ich ilość i natężenie stanowią bezpośrednie wskaźniki subiek-
tywnie odczuwanego nasilenia orgazmu. Zanotowano wyraź-
na zbieżność między skurczami a przeżywaniem orgazmu. Mi-
mo tak ewidentnego potwierdzenia fizjologicznego wyrazu or-
gazmu, autorom nie udało się ustalić dokładnych korowych
i hormonalnych mechanizmów mogących wpłynąć na spotęgo-
wanie reakcji orgazmicznych.
Do narządów docelowych (płciowych), które nie wykazują
żadnej reakcji na orgazm należą gruczoły Bartholina, wargi
sromowe większe, mniejsze oraz łechtaczka. Badaczom udało
się uchwycić ciekawe zjawisko tzw. status orgazmowy, czyli
przeżywanie podczas jednego kontaktu kilku, szybko po sobie
następujących przeżyć orgazmowych, co jest efektem ponowinej
stymulacji seksualnej, nie zezwalającej na opadnięcie napięcia
fazy plateau.
Badacze wyodrębnili trzy etapy fazy orgazmu. Pierwszym
symptomem pierwszego etapu orgazjmu jest tzw. uczucie za-
wieszenia lub zatrzymania. Towarzyszy mu moone odczu-
cie zmysłowe zlokalizowane w okolicy łechtaczki i pro-
mieniujące do miednicy (od łagodnych do porównywanych
z szokiem). Szybko po tym narasta uczucie wypychania lub
parcia. Następny symptom to stępienie reakcji zmysłów
wzroku, słuchu itd. W drugim etapie mamy do czynienia
z falą ciepła obejmującą najpierw miednicę, a następnie całe
ciało relacjonowały to wszystkie badane kobiety. Trzeci etap
fazy orgazmu to mimowolne skurcze (zarejestrowane przez apa-
raturę).
Jedną z konkluzji uczonych amerykańskich było następujące
stwierdzenie osiągnięcie orgazmu jest fizjologicznym przy-
89
Wilejem większości kobiet, ale jego osiągnięcie w naszej kul-
turze być może jest bardziej zależne od psychiczsno-społecznego
uznania seksualności niż otwarcia agresywnego zachowania.
Jest to absolutnie zbieżne z tym, co opublikowała w latach
sześćdziesiątych w Polsce Hanna Malewska w książce "Psy-
chospołeczne determinanty zachowania seksualnego kobiet w
Polsce". Ujawniła ona, ze kobiety wychowane w atmosferze
resitryJncji wobec seksu (w rodzinach religijnych) miały zde-
cydowanie większe trudności w osiąganiu satysfakcji seksualnej
i ich małżeństwa były z tego powodu zagrożone konfliktem
(statystyka wykazała to w siposóto nie budzący wątpliwości).
Chciałbym zwrócić, uwagę moich Czytelników, a przede
wszystkim Czytelniczek, że badane przez Johnson i Mastersa
kobiety miały za sobą doświadczenia seksualne i stąd moja
sugestia te z Was, które dopiero wchodzą w życie seksualne,
nie powinny odnosić do tego swoich zachowań. Negatywna oce-
na pierwsizych kontaktów .nie powinna być przyczyną dramatu,
ani także prowokować do stwierdzeń mam obniżoną
reakcję seksualną, aiiech Pan mi pomoże. Każda prawidłowo
anatomicznie i fizjologicznie skonstruowana" kobieta, przy
prawidłowo rozwiniętej psychice, ma dyspozycje do orgazmu.
Jeśli w wyindtou krócej luib dłużej trwającej pozytywnej sty-
mulacji seksualnej nie osiąga go, jest to dowód, że się coś
dzieje po drodze. Rozpatrywać to należy w kategoriach
psychicznych i społecznych (brak odpowiednich warunków do
współżycia, brak atmosfery, zmęczenie...), bowiem to one znoszą
tę pozytywne reakcję seksualną. Aby osiągnąć satysfakcję we
współżyciu, muisd występować zespół warunków, a nie tylko
sam .mężczyzna. Bardzo ważne jest to wszystko, co dzieje się
wokół pary. Sleipa pogoń za orgazmem ,za wszelką cenę, bez
uwzględnienia tego wszystkiego jest zupełnie Ibezsemsowma.
Człowiek jest zibyt skomplikowanym instrumentem, by osiągać
harmonię w reakcjach prymitywnym sposobem.
Pisal Pan w "Ars amandi" o orgazmie. I bardzo dobrze, ale
dlaczego omówil Pan to zjawisko tylko u kobiet? Czyżby
mężczyznom te sprawy były obojętne, a może nie przeżywają
orgazmu? Chcielibyśmy wiedzieć czym to się charakteryzu-
je właśnie w odczuciu mężczyzny? Jak się objawia? 'Jak
się go przeżywa? Chyba my mężczyźni także musimy or-
gazm przeżywać, ale jak to zauważyć? Czy jest on od-
czuwalny już przy masmrbacji i pettingu czy tylko pod-
czas, stosunku plciowego? -Na ten temat nic Pan zupel-
90
nie nie napisał. Czyżby celowo? Myślimy, że to po prostu
przez zapomnienie. Mamy nadzieję, że Pan SIĘ poprawi. Cze-
karny no omówienie tego ciekawego zjawiska.
Przy okazji poruszamy jeszcze jeden problem. Idzie o ma-
sturbację chłopców, a dokładnie o taką sprawę: nie chcemy
"krzywdzić" dziewcząt, ale co robić, kiedy podczas obejmowa-
nią dziewczyny czy pocałunków następuje u nas wzwód? Wyda-
je nam się, że jedynym dobrym wyjściem jest masturbacja. Nie
zawsze dziewczyna chce to za nas zrobić, może się wstydzi,
może jej nie wypada. Nie wiemy czy ten sposób rozładowania
napięcia jest normalny. Czy postępujemy uczciwie wobec dziew-
cząt pozwalając im i sobie na "kochanie" w taki sposób? Mamy
po 18 lat. Masturbujemy się od kilku lat i wcale nie wpadliśmy
w żaden nałóg. To chyba' dobrze? Teraz, niejednokrotnie, kiedy
nie możemy w inny sposób rozładować napięcia, po prostu ma-
sturbujemy się. Czy w naszym wieku już jest to niedobre?
Co Pan o tym sądzi? Wydaje nam się, że dzięki temu nie
jesteśmy tak nachalni w stosunku do dziewcząt. Nie "krzyw-
dzimy" ich, a w ten sposób zyskujemy wspólne zadowolenie
seksualne i to nam musi na razie wystarczyć. Tak myślimy.
Bardzo prosimy o odpowiedź na jeszcze jedno pytanie: gdzie
u nas są najbardziej pobudliwe miejsca erogenne i czy w ogóle
są? No i czy ta masturbacja, o której wyżej pisaliśmy, nie
zaszkodzi nam w późniejszym pożyciu małżeńskim (masturbu-
jemy się przeciętnie 2 3 razy w tygodniu, nie zawsze z dziew-
czyną). JULIAN, IGOR, JACEK, MAREK.
Chciałbym! zacząć od tego, że zgadzam się prawie ze wszyst-
kim, co w tym zbiorowym liście zostało napisane. Jeśli byłbym
bardzo zarozumiały, to powiedziałbym, że jest to być może efekt
mojego działania, a ponieważ nie jestem, nic takiego nie przy-
szło mi do głowy.
Ogromnie podoba mi się, myślę, że chyba wszystkim, stosunek
tych chłopaków do dziewcząt. Gdybyż tak wszyscy! Widać, że
Julian, Igor, Jacek i Marek wiiede się w tej materii nauczyli,
bo nie sądzę, że ich, nazwijmy to, obyczaje to efekt jedynie
intuicji.
Zastanawiałem się, dlaczego tak świadomi w tej dziedzinie
życia chłopcy pytają o orgazm, czyżby niczego nie wiedzieli.
Myślę, że wiedzą, ale chcą jakby potwierdzenia tej swojej
wiedzy. Proszę bardzo, dlaczegóżlDy nie. A więc 'do rzeczy. Dla-
czego pisałem tak dużo o orgazmie kobiecym? Jest to po pier-
91
wsze bardziej niż u mężczyzny niezwykły fenomen. Kobie-
cy orgazm to zjawisko o niezwykle bogatej skali reak-
cji fizjologicznej i psychicznej. Nic dziwnego, że stano-
wił on dla specjalistów frapujący temat do badań. Zbadali
go i opisali a na podstawie tego co zrobili, można próbować
określić, co się w chwili orgazmu może dziać u mężczyzny.
Po drugie, korespondencja, którą otrzymałem na temat orgazmu,
pochodziła wyłącznie od dziewcząt i kobiet, i to jest tak-
że przyczyna, dla której cały fragment poświęciłem pa-
niom. Ponadto właśnie orgazm kobiecy jest jednym z waż-
niejszych problemów seksuologii. Jest przeżyciem psycho-
-fizjologicznym, do którego o wiele trudniej dochodzi ko-
bieta aniżeli mężczyzna. Orgazm męski jest niewątpliwie zja-
wiskiem o wiele prostszymi. Niech dowodem będzie fakt, że
jest on możliwy nawet wtedy, kiedy są kłopoty ze wzwodem,
co tak szalenie deprymuje mężczyzn, niezależnie od wieku.
Wówczas jego intensywność jest z całą pewnością mniejsza,
a to z powodu zmniejszonej dynamiki przebiegu zbliżenia oraz
poczucia mniejszej wartości, ale efekt fizjologiczny w postaci
orgazmu uzyskuje się często lub prawie zawsize.
Wróćmy do listu. Moi drodzy, przecież wszyscy masturbujecie
się, zauważyliście więc, że wytryskowi nasienia towarzyszy
jakieś zjawisko, tylko dlaczego o tym nie wspominacie. Ot6ż
zabiegi masturbacyjne dokonywane przez siebie samego (ip-
sacja) bądź przy pomocy partnerki prowadzą w końcowym eta-
pie do wytrysku, któremu towarzyszy zjawisko zwane właśnie
orgazmem. Niezwykle rzadko zdarza się, że wytryskowi nasienia
u mężczyzny nie towarzyszy orgazm i to jest cecha, która zde-
cydowanie różni w tym względzie mężczyznę od kobiety.
Podkreślam: u mężczyzny wytryskowi nasienia zawsze lub
z niewielkimi tylko odchyleniami towarzyszy orgazm. Inten-
sywność przeżywania orgazmu u poszczególnych osobników jest
szalenie zróżnicowana. Orgazm w wydaniu męski -n jest jakby
bardziej naturalny, ponieważ może towarzyszyć aktowi prokre-
acyjnemu stąd jakby jego konstrukcja była prostsza. Zważmy
jeszczs na taką s.prawę do Wytrysku nasienia i orgazmu pro-
wadzi u mężczyzn manipulacja na narządzie płciowym, przy
czym nie jest ważne, czy jest to stosunek, czy inny rodzaj
doznań. Orgazm kobiecy nie ma nic wspólnego z atotem pro-
kreacji. Zrządzeniem natury jest to jakby sprawa dodatkowa,
jakby fizjologiczny i psychiczny luksus. Ponieważ współczesna
kobieta nie chce, nie musi, nie potrzebuje być wyłącznie istotą
przyjmującą nasienie męskie dla prokreacji, przeto współczesna
seksuologia ma ambicję jej pomóc, chce by kontakty seksualne
kobiety były przeżyciem co najmniej równym, w skali' odczuć,
przeżyciu mężczyzny, a że bywa nierzadko, że są o wiele bo-
gatsze to kolejna cecha różniąca kobietę i mężczyznę. Zja-
wiska fizjologiczne są prawie identyczne o obu płci, oczywiście
oprócz momentu ejakulacji, czyli wytrysku, czego u kobiety
nie ma. Jakimś podobieństwem fizjologicznym szczytowej fa-
zy orgazmu są: u kobiety skurcze platformy orgazmowej, w
tym głównie 1/3 dolnej pochwy, a u mężczyzny skurcz układu
moczowo-nasieniowodowego. Skurczom tym u obojga płci to-
warzyszy uczucie intensywnej przyjemności, czyli właśnie or-
gazm.
Pytacie o strefy erogenne u mężczyzny. Otóż rozkładają się
one podobnie jak u kobiety, np. bardzo wrażliwe są sutki
Z wyjątkiem różnic anatomiczno-fiajologicanych genitaliów,
wszystko jest bardzo podobne.
'
Jeszcze raz wrócę do zachowania czterech cytowanych
respondentów względem dziewcząt powtarzam, że moż-
na je uznać za wzorcowe. Nie' są nachalni, nie chcą swych
koleżanek "krzywdzić", w ogóle myślą o nich. Dziewczęta speł-
niają wiodącą rolę w kształtowaniu stylu bycia tych chłoipców.
Wyjdzie to Warn wszystkim tylko na dobre. Absolutnie zgadzam
się z Wami, że jak się ma tyle łat co Wy, kontakty seksualne
powinny ograniczać się do pettingu i neckingu. Masturbujecie
się, jak wyntika z listu, nie notorycznie, w sposób opanowany,
regulujecie to rozumem i bardzo dobrze. Zapewniam Was, że
nie zaszkodzi to Waszemu przyszłemu życiu partnerskiemu
i obawy są doprawdy niepotrzebne. Piszecie, że dziewczyny są
chyba wstydliwe. Jak można sobie wyobrazić osiemnasto-
latkę, z którą spotykacie się 'nawet i naście razy która była-
"by odważna czy wręcz wyrafinowana? Trzeba pamiętać o na-
szej normie wychowania. Przecież od dzieciństwa wmawia się
człowiekowi, że strefa seksualna jest czymś wstydliwym i na-
leży omijać ją wzrokiem i dotykiem. Chciałbym zwrócić Waszą
uwagę na fakt, że pójście "na całość" od samego początku
zdejmuje otoczkę tajemniczości, zaciekawienia, nie zostawia re-
zerwy na potem. Powolne zbliżanie się ku sobie, odkrywanie,
poznawanie, natoieramde odwagi jest przyjemne i radosne. Ten
sposób zachowania można ro.zpi.sac na tygodnie a może nawet
na lata, to przede wszystkim kwestia filozofii życiowej, tem-
peramentu itp. Pomyślcie nad tym!
93


DZIEWCZYNA l CHŁOPAK
ALBO
ZWYCIĘŻY PARA
Niejednokrotnie próboutetam napisać do Pana, jednakże, za-
wsze coś mnie powstrzymywało. Może nadzieja, że jednak coś
zmienię. Niestety, mam 20 łat i coraz częściej widzę moje przy-
szłe życie w czarnych kolorach. Póki mam 20 lat chciałbym
zawalczyć o te następne dwudziestki, a ponieważ sama nie
jestem zdolna, proszę Pana o pomoc.
Mój problem to samotność. Może -w ustach człowieka w moim
wieku brzmi to śmiesznie, tym bardziej, że mam kochających
rodziców, przyjaciółki, koleżanki. Tkwi we mnie wizja samot-
nego życia, a ja się jej zwyczajnie boję. Boję się tym bardziej,
im mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy nie znajdę
towarzysza życia. Będę sam.iu.tfca jak palec. Panie Doteorze,
czy ito normalne, że 20-letnia dziewczyna nie potrafi nawiązać
fcan-taktu z rpłcią przeciwną? Dlaczego siedzi we mnie coś ta-
kiego, co mi nie pozwala przełamać się, pokonać dziwnej ba-
riery. Czuję lęk, czuję, że chłopcy są inni i iboję się tej inności.
Nie potrafię z nimi rozmawiać, nie potrafię reagować no ich
zaczepki, żarty. Kiedy chłotpcy okazują mi swoje zaintereso-
wanie (jestem nawet ładna), wpadam w panikę, zacinam się,
robię się czerwona i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Oni,
gdy wyczują tę moją dziwność, po prostu odsuwają się, a ja
jakżeż -chciałabym ich wtedy zatrzymać. Przecież lubię ich, czę-
sto jest mi ich brak, także fizycznie. Ten "głód" mężczyzny
coraz częściej daje mi się we znaki. Panie Doktorze, ja nigdy
nie dotykałam mężczyzny, nie całowałam, nikt mnie nie pieścił,
jest mi tego naprawdę b'rak. Tę fizyczność mogę jeszcze
w sobie zdusić, ale jak pokonać paraliż, który mnie ogarnia
w kontakcie z mężczyzną. Za rok pójdę do pracy i co wtedy?
Przecież ja chcę żyć w społeczeństwie. Czy jest to możliwe,
skoro jestem tak dziwna? Nienaturalna, anormalna? Proszę
mi pomóc, chcę być normalnym, niezakompleksionym człowie-
kiem. Powinnam się chyba leczyć, ale gdzie? Może opowie Pan
coś o takich ludziach jak ja? Warto poświęcić troszkę uwagi
tym wszystkim, a jest ich niemało, którzy nie przekroczyli jesz-
cze tego podstawowego progu, jakim jest wyjście poza obręb
włas.nej płci i maja z tym kłopoty. AGATA.
Moim. 20 lat. Czuję się nikomu niepotrzebnym czlouńefctem.
W domu nie mam 'ujtasneao tafta, za to wieczne nieporozumienia
rodzice i rodzeństwo działa mi na nerwy. Od lat nie mogą
sobie znaleźć dziewczyny i prawie nie mam koleżanek. Jestem
nieśmiały, słabo tańczę,, nie stać mnie na ładne ciuchy. Może
to właśnie dlatego? Chciałbym mieć swoją dziewczynę, ale pew-
96
nie tego nie osiągnę.. Nie u kresu wytrzymałości, -proszę mi pomóc. MIREK.
Mam 16 lat i wielkie zmartwienie, po prostu jestem nieśmialy.
Nigdy nie poruszy l Pan (tego problemu w Ars amandi. Jestem
w bardzo złej sytuacji, przeżywam drugą miłość i nie potrafię
podejść do dziewczyny, którą kocham, wstydzę, się. Chyba nigdy
nie będę mial dziewczyny. Zazdroszczę moim kolegom, którzy
mię mają z tym problemów. Jestem zły sam na siebie, nie
mogą z tym dłużej żyć, DAREK.
Mam 23 lata, moje życie jest jednym wielkim koszmarem.
Zaczęło się od tego, że w siódmym roku życia przeszedłem
uraz czaszki ze wstrząsem mózgu. Podaję ten jakt, bo być
może przyda się on Panu do diagnozy. W okresie dojrzewania
zacząłem ztwracać baczną uwagę na swoje narządy płciowe. Za-
uważyłem, że moje prącie ma nienaturalny wygląd. Miałem
odwagę powiedzieć to matce, zaprowadziła mnie do chirurga,
en uzn konieczność zabiegu. W e/ekcie sytuacja zamiast po-
prawić, jeszcze się pogorszyła.
Żyję ze świadomością, że jestem niezdolny jako partner. Od
lat nawiedzają mnie lęki, takie wydawać by się mogło bez
powodu. Nie jestem w stanie przebywać w żadnym, towarzyst-
wie. Na,wet obecność jednej osoby powoduje u mnie lęki, sfcur-
cze twarzy, skręty glowy, a jeśli nawet śmieję się, to w istocie
c?uję bole-s-njy skurcz mięśni twarzy. Liczę na Pana pomoc
- chciałbym przerwać ' samotność i przestać unikać ludzi.
ADAM.
Zastanówmy się nad przypadkami nieśmiałości, a w jej kon-
sekwencji samotności. Bywa, że jest to cecha genetyczna,
przekazana przez matkę luta ojca. Na dodatek, dziecko tak ob-
ciążone wychowywane jest w cieniu rodziców, co jeszcze odzie-
dziczoną cechę pogłębia. Podejrzewam, .że tak właśnie było
z Agatą. W innej sytuacji jest Mirek. Czuje się w domu nie-
potrzebny, jest w konflikcie z rodzicami, rodzeństwo działa mu
na nerwy. Wychowywany był w złej atmosferze (ciasnota),
a zróżnicowane charaktery nie są tutaj bez znaczenia. W wiel-
kjej rodzinnej gromadzie Mirek czuje isię samotny. Obok nie-
korzystnych warunków zewnętrznych, przyczyną kłopotów ze
sobą są pewnie także i te natury wewnętrznej Mirek jest
inaczej skonstruowany niż reszta domowników. Szansą lagodzenie własnych problemów jest wyrwanie się z domu, wej:
ście w inne, nowe środowisko. 'Nie namawiam go na zerwanie
97
z rodziną, kontakty należy utrzymywać, ale polecam samodziel-
ność.
Z Darkiem jest jeszcze inaczej. Oto 16-latek przeżywa
już drugą miłość bez wzajemności, boi się nawet jej zasyg-
nalizować. Wstydliwość tę można by wtłoczyć w kategorię cech
charakterologicznych, ale ma ona jednak nieco inny wymiar,
jest to taw. nieśmiałość nastolatka. On nie bardzo wie, jak
się ma zachować, nie ma żadnego doświadczenia, nie potrafi
tego co koledzy to wszystko go szalenie stopuje. Jest inny,
nie tak bardzo przebojowy, ale to_ może wyjść mu na dobre.
Sytuacji Darka nie uważam za dramatyczną, właśnie ze względu
na jego młody wiek. Nie jest wyjątkiem, chłopców z podobnymi
problemami jest wielu. Mam nadzieję, że Darek spotfca z czasem
taiką dziewczynę, która siwoim zachowaniem doda mu odwagi,
a wówczas szybko zapomni o tyim, że kiedyś pisał do mnie
listy.
Sprawa Adama ito znowu całkiem co innego. Tu korzenie
nieśmiałości tkwią w chorobie. Adaim przeszedł uraz mózgu.
Konsekwencją wstrząsu mózgu bywa nierzadko, jako po-
wikłanie późniejsze, tzw encefalopatia, mówiąc inaczej,
zmniejszenie -sprawności ośrodkowego układu nerwowego. Jak
uczy doświadczenie, najczęściej obejmuje ono sferę emocjonal-
ną. Dla takiego człowieka pewne bodźce zewnętrzne odbierane
przez innych normalnie, są urazem. W dodatku kłopoty, jakie
Adam ma z prąciem, pogłębiają niepokój. Nawiasem mówiąc
i dla osobnika zdrowego byłyby one przykre. Nieśmiałość Ada-
ma jest zdecydowanie zjawiskiem wtórnym, wywodzącym się
z chwiejności emocjonalnej oraz z sytuacji anatomo-fizjologicz-
nej dotyczącej sfery seksualnej. Jego zachowanie (opisane
w liście) wynika częściowo z wyboru, a także z podświadomej
ucieczki od bardzo przykrej rzeczywistości.
Każdy z moich cytowanych respondentów prosi mnie o pomoc.
Najskuteczniej pomaga się wtedy, kiedy usuwa się przyczynę.
Jak to zrobić w przypadku Agaty? Co w takiej sytuacji mo-
że poradzić lekarz? Może jedynie znieść nadmierne napięcie
co być może stonuje nieśmiałość. Lepszych efektów, przestro-
jenia cech, można się spodziewać po treningu interpersonal-
nym. Przeprowadza się go w instytucjach do tego pTzy-
stosowanych, gdzie pacjentem zajmują się psycholodzy.
W Warszawie OTiRO Ośrodek Terapii i Rozwoju Oso-
bowości. Poza tym sądzę, że Agata ma tyle wdzięku, in-
teligencji, że znajdzie się ktoś, kto doceni ten urok, którego
98
ona nie jest w stanie objawić przez nieśmiałość, ktoś, kto to
z niej wydobędzie. Podejrzewam, że jej dotychczasowi chłopcy
byłi bardzo powierzchowni, a ona chowa się w sobie i trzeba
do niej dotrzeć. Nawiasem mówiąc Agata nie jest wyjątkiem.
Mirkowi i Darkowi już wyjaśnitem ich stan psychiczny.
Pozostał Adam. Tu -jest pole do popisu dla psychiatry, psy-
chologa, seksuologa. Adam potrzebuje leków, które wyrównają
jego zaburzone życie emocjonalne, na które kładzie cień uraz,
jaki przeszedł w dzieciństwie oraz mądrego pokierowania jego
zachowaniem, kontaktami z ludźmi, z płcią przeciwną'. Potrzeb-
na jest dziewczyna, która przyjmie go takim, jakim jest.
Niedługo minie pięć lat od daity naszego ślubu. Bardzo się
kochamy i nie mamy przed sobą żadnych tajemnic w sferze
seksu. Mąż był tym, który rozbudził mnie erotycznie, przy nim
doznaje, uniesień milosnych. Przeżywam to, co niegdyś znalam
tylko z literatury. Mam, jednak pewien problem, sprowadza
on się do tego, iż kochamy się tylko w jednej pozycji, gdyż
inne skończyly się fiaskiem. Mąż jest czuły, dobry, kochający,
nie zatpomina o pieszczotach ciala. Kiedyś szybko uzyskiwałam
rozkosz, z czasem zaczęto trwać to coraz dużej aż do zmęczenia.
W fcońcu osiągam orgazm, aile jest on coraz krótszy. Myślę,
że byłoby inaczej gdybyśmy zmienili pozycję, bo ta mnie już
zupelnie nie pociąga, tymczasem nic z tego, bo mąż nie potrafi.
Bardzo proszę o radę. JOANNA.
Mam 1S lat i dzieiwczynę, którą kocham. Kilka tygodni temu
rozpoczęliśmy wsrpólżycie, dodam może jeszcze, że były to pier-
w&ze stosunki w moim życiu i tak narprawdę to nieiwiele
o tych stprawach wiem. Slyszalem np. o tym, że są' różne po-
zycje, a ja mam o tym niewielkie pojęcie. Nie można dostać
u nas książek na ten temat, oczywiście najlepiej z ilustracjami.
.Playboy jest dla mnie nieosiągalny, doprawdy nie wiem co
robić. Wiem, że ten problem interesuje wielu moich rówie-
śników, może by nam Pan pomógł. Byłbym, myślę, że wszyscy
byłibyśmy Panu bardzo wdzięczni. ARTUR.
Ach te pozycje! Ileż osób wzdycha do nich, widząc w tym
albo coś superatrakcyjnego, albo też panaceum na wszystkie
mankamenty w życiu erotycznym. Dlaczego pozycje spędzają
sen z powiek wielu ludzi, dlaczego sięgają oni po pióro, by pi-
sać do mnie na ten temat, słowem skąd dość powszechne
chyba zainteresowanie pozycjami, czyli ułożeniem ciał partne-
rów względem siebie w czasie spółkowania?
Przypuszczam, że bierze się ono z zasłyszanych opowieści naj-
99
częściej mocno wyolbrzymionych (dominuje w tym zwłaszcza
pleć brzydka), ja!k i z literatury. Ta literatura bywa różna,
i tak docierające do nas drogą, nazwijmy to, nieoficjalną pisma
pornograficzne, pokazują pozycje w sposób karyka turami e;
udziwniony. Zupełnie inaczej rzecz się ma z książkami facho-
wymi (Van de Vel de, Wislocka, Starowicz). Nie ma w nich
nic ze świadomej ekscytacji czytelnika, opisane przez autorów
pozycje są propozycją na kłopoty partnerów, intencją ich jest
pomaganie dwojgu ludziom, którzy mają czasowe, bądź też
trwałe problemy ze współżyciem najogólniej mówiąc troska
o trwałość układu partnerskiego. By pokazać, jak ważną rolę
może spełniać znajomość pozycji, posłużę się kilkoma przy-
kjadami. Wiadomo np, że w drugiej połowie ciąży współżycie
seksualne w tzw. pozycji klasycznej jest bardzo niewskazane,
wręcz zakazywane przez lekarza opiekującego się ciężarną. Nie-
wskazana jest także całkowita rezygnacja ze w,spółżyoia, gdyż
niesie to niebezpieczeństwo oddalenia się małżonków od siebie.
Dlatego powinni oni kontynuować współżycie, ale tylko w po-
zycji bocznej, która oszczędza rozwijający się w ooraiz to bar-
dziej powiększającej się macicy płód. Po porodzie poleca się
dwie pozycje tzw. na jeźdźca i przy zsuniętych udach kobiety.
Dlaczego te? Otóż po porodzie następuje oddalenie się łechtaczki
od zewnętrznego ujścia pochwy i w konsekwencji omijana jest
ona w trakcie ruchów frykcyjnych. W związku z tym, by uzy-
skiwać pełną satysfakcję, należy uciekać się albo do dodat-
kowego drażnienia łechtaczki, albo też do pozycji, które wy-
mieniłem. Kiedy jeszcze istnieje potrzeba uciekania się do spe-
cjalnych pozycji? Także i wówczas, kiedy mamy do czynienia
u partnerów z jakimś defektem anatomicznym, np z niskim,
ostrym spojeniem łonowym u kobiety. Kobiety te nie mogą
absolutnie współżyć w pozycji klasycznej, bowiem w trak-
cie immisji prącia do pochwy odczuwają straszliwy ból (z po-
wodu nacisku górnej ściany pochwy na obniżone ostre
spojenie Łonowe). W takiej sytuacji partnerzy powinni się uciec
do pozycji bocznej i tzw. na jeźdźca.
Weźmy może pod uwagę "defekt" męski, o którym pasjami
piszą do mnie młodzi chłopcy, czyli krzywe prącie. Jeśli skrzy-
wienie boczne lub ku dołowi przekracza pewną fizjologiczną
dopuszczalność, próba wprowadzenia prącia do pochwy w po-
zycji klasycznej jest też niemożliwa (ból, krwawienie prącia,
a nawet przerwanie ściany pochwy). W takich przypadkach
pozostaje pozycja boczna, od tyłu, ,,na jeźdźca" oraz inne do-
100
brane i sprawdzone przez partnerów. Specjalne pozycje nie-
zbędne są także u ludzi starzejących się, kiedy to pojawia się
dokuczliwa dla związku dolegliwość, jaką jest stale zmniej-
szająca się u mężczyzny erekcja. Pozycja klasyczna też w takiej
sytuacji prawie całkowicie odpada, a zaleca się boczną, tzw.
ułożenie ginekologiczne lub proponuje się partnerowi wyiry-
lizator.
Nietrudno zauważyć, że skłonny jestem do rozmów o po-
zycjach w przypadkach, kiedy sięgnięcie po nie jest uzasadnio-
ne względami zdrowotnymi czy też anatomicznymi, po
prostu zalecam je wtedy jako coś bardzo ważnego, nie-
zbędnego dla zachowania trwałości związku. Rozmawianie
o pozycjach we wszystkich innych przypadkach jakoś mnie nie
pociąga. Nawiasem mówiąc, jest ich bardzo wiele od kilku-
nastu do kilkudziesięciu (we wschodnich księgach miłości na-
wet sto kilkadziesiąt) w zależności od pomysłowości autorów
podręczników i są to propozycje z kręgu wyobrażeniowo-wy
rafinowanego.
Przejdźmy do listów. I tak pani Joanna po pięcioletnim
pożyciu z mężem, który nauczył ją doznawać miłosnych unie-
sień, zaczyna się nudzić pewną wypracowaną pozycją, w któ-
rej do niedawna ąpółkowanie dawało jej wiele radości, a teraz
już nie. Początkowo szybko uzyskiwała orgazm, teraz trwa to
dłużej. Nie bardzo rozumiem czyżby dłużej trwające wza-
jemne manipulacje były dla Pani przykrością? Czy przedłu-
żająca się bliskość cielesna to nie miły a przykry "obowiązek"?
Gdzież się Pani tak śpieszy? No i ta magia pozycji. Proszę
Pani, to poszukiwanie niezwykłości za wszelką cenę, wyrafi-
nowanie, gimnastyka akrobatyczna to zajęcie dla tych, którzy
zatracili spontaniczność, dla tych, u których spadła wzajemna
atrakcyjność, psuje się więź, "siadają" uczucia. To oni sięgają
po najróżniejsze pozycje, bo wydaje im się, że to jest środek
na przywrócenie tego wszystkiego, co utracili bądź właśnie tra-
cą Chciałbym więc wyjaśnić, że Pani przypadek jest
bardzo typowy nie da się ukryć, że po latach współżycia
ma-leje atrakcyjność seksualna, obniża się pułap seksu, ale na-
wet najbardziej wyszukane pozycje niewiele tu zmienią Siłę
pożądania może podnieść zmniejszenie częstotliwości współżycia.
a także okresowa abstynencja. Wiadomo, wyczekiwanie powo-
duje wzrost napięcia, niepokoju pożądanie i sprawia, że speł-
nienie jest rzeczą piękną, jest to Bros radosny.
Teraz sprawa Artura. Nie ukrywam, zdumiewa mnie, kiedy
101
zupełnie młody człowiek niemal bez doświadczeń w pierwszych
słowach swego listu ględzi, przepraszam za siowo, o pozycjach.
Nic nie wie o trudnej sztuce kochania, ale żąda wiedzy
o pozcyjach, najlepiej pewnie o wszystkich, jak' by to miało
jakiekolwiek znaczenie dla jego teraźniejszości i przyszłości.
Piszę o tym tak ostrym tonem, bo niejeden Artur zamęcza
mnie pisaniem o pozycjach. Mam w swoim archiwum
mnóstwo listów na ten temat od nastolatków. Moi drodzy, nie
będę niczego w tej kwestii sugerował. Nie będę, bo nie
chcę nikomu zabierać wyobraźni erotycznej, pomysłowoś-
ci. To nie one powinny być dla Was źródełm wiedzy o for-
mie współżycia, to one dają większą radość niż odrabia-
nie zadań z podręcznika seksuologii czy pism pornogra-
ficznych. Młody człowiek uczący się miłości fizycznej z
książki toż to karykatura! Nie ma to nic wspólnego z potrzebą
bliskości,- czułości. Sprawia to wrażenie wykalkulowanej na
chłodno1 gimnastyki. Czyż ja tu muszę dodawać, że nierzadko
przytulenie się do siebie daje więcej przeżyć niż sam akt, nie
mówiąc o najibardziej wydumanych pozycjach?
Jeszcze jedna -uwaga kto chce, niech się tymi sprawami
zajmuje, nich kuje na blachę wszystkie pozycje jego sprawa.
Ja niczego nie- zabraniam, ale też nie polecam. Jestem nawet
taki, że ułatwię Wam sprawę. Odsyłam Was . do książek Micha-
liny Wislockiej i Lwa Starowicza, gdzie znajdziecie Wiele
pozycj.
Mam trzydzieści jeden lat, moja dziewczyna dwadzieścia.
Bardzo się kochamy i chcielibyśmy się pobrać. Wsey&tko byłaby
dobrze, gdyby nie jedna sprawa, która ostatnio nie daje mi
spokoju. Idzie mi mianowicie o nasze przyszłe żyaie seksualne.
Od kilku tygodni zauważyłem u siebie bardzo niepokojącą zmia-
nę. Po prostu odczuwam straszliwy lęk przed próbą zbliżenia
się do dziewczyny. Jest to dla mnie coś dziwnego, dotychczas
nic takiego mi się nie zdarzyło. Czuję, że ten stan pogłębia
się coraz bardziej, że odczuwam coraz większy lęk i wewnętrzne
rozdarcie. Nie mogę sypiać, mam kłopoty z apetytem. -Doszło
nawet do tego, że zaczynam unikać mojej dziewczyny, mimo
że bardzo ją kocham. O moich kłopotach nic jej nie mówiłem,
ale boję się, że sama zawwały iż coś nie tak. Boję się,
że ją stracę. To co przeżywam, każe ''mi przypuszczać, że nie
jestem zdolny do normalnych stosunków płciowych. Jest to
szalenie przykre, nie opuszcza mnie paskudny nastrój. Boję
się, że gdy już dojdzie do zbliżenia, okażę się do niczego nie-
102
zdolny. Już teraz, a co będzie za ileś tam lat, ona jest ode
mnie tyle młodsza! Dodam jeszcze że są wokól nas ludzie, któ-
rży są przeciwni naszemu związkowi, uważają, że jestem dla
niej za stary. To też mnie dobija. Wszystko to no mnie dziala
tak, że niemal stale jestem napięty i rozdrażniony. Proszą
mi pomóc. KRZYSZTOF.
Przyznam, że reakcja Krzysztofa jest dla mnie nie do pojęcia.
Rozdrażnienie, napięcie po co? Dlaczego? Ano wiaśnie dla-
czego? Spróbujmy może bliżej przyjrzeć się sprawie pod tytułem
różnica wieku między partnerami. W powszechnym mnie-
maniu on powinien być starszy od niej. Broń Boże, żeby ona
miała rok czy dwa więcej o, to jest już wtedy straszna
afera! Tak więc -on powinien być starszy, ale nie więcej
niż pięć siedem lat. W odczuciu rodziny, znajomych, w ogóle
w tzw. opinii społecznej jest to prawidłowy dystans. Jeśli
natomiast jest on większy niż te siedem lat, zaczynają się ko-
menitarze, uwagi, rady jednym słowem robi się problem.
Dlaczego? Prawdę mówiąc, nie wiadomo. A przecież jesz-
cze w nie tak zamierzchłych czasach, różnica wieku między
mężem a żoną była znacznie większa od tej, która tak dep-
rymuje Krzysztofa. Piętnastolatki szły za mąż za trzydziesto-
i więcej -laitków i nikt się niczemu nie dziwił.
Z punktu widzenia biologii nie ma tu żadnych przeciwwska-
zań, z psychologicznego także. W końcu nie jesit tajemnicą,
że dziewczęta znacznie wcześniej od płci brzydkiej dojrzewają
psychicznie i społecznie.
Chciałbym', by Krzysztof zrozumiał, że on i jego dziewczyna
'są dorosłymi ludźmi, którzy się spotkali i przecież nic nie
stoi na przeszkodzie ich miłości, jeśli naturalnie nie liczyć sa-
mopocziucia Krzysztofa. Jeżeli cziuje się on w tym związku star-
szy, dojrzalszy, jeszcze nie jest to zagrożeniem dla miłości. Po-
jawią się ono wówczas, gdy starszy partner chce kierować żoną
czy narzeczoną, próbuje ją kształtować, modelować według wła-
Sinego widzimisię, chce ją, jak to się powiada sobie wychować.
Wtedy grozi rozpad. Ale przecież Krzysztof, jak sądzę, nie ma
takich zapędów, jego więc ta groźba nie dotyczy.
Kłopoty Krzysztofa z samym sobą wzięły się zapewne z fal-
szywej opini, niestety dość powszechnej, która głosi,- że dwu-
dziestoletnią dziewczynę "rozsadza" seks. Zdaje się, że Krzysztof
w to uwierzył, no a w następnej kolejności wmówił sobie,
że tym ogromnym potrzebom nie sprosta ani teraz, ani tym
bardziej w przyszłości. W tej sytuacji każdy kontakt jest dla
103
niego egzaminem sprawności, a każdy egzamin to wiadomo
nerwy. Niewykluczone, a nawet pewne, iż dodatkowo ne-
gatywnie działającym na Krzysztofa czynnikiem jest sprzeciw
środowiska, przypuszczam, że i rodziny także. Wprawdzie nie
bardzo rozumiem ich postawę, ale tym niemniej jest to fakt.
A może Krzysztof jest w ogóle znerwicowany (na ogólnym tle)
i wszystkie te kłopoty, o których napisał również i stąd się
biorą? Trudno zgadywać. Wydaje mi się, że najlepszym roz-
wiązaniem będzie rozmowa z psychologiem. W bezpośrednim
kontakcie będzie mógł ustalić przyczynę bądź przyczyny stanu
psychicznego Krzysztofa.
Następny list przedstawia sytuację odwrotną. Ona jest starsza
od niego, ale list napisał on.
Mam niespelna diwaidzieścia lat. Przeżywam pierwszą milość.
Ponad rok temu zakochalem się w kobiecie starszej ode mnie
o 14 lat. Dopiero niedawno powiedziałem jej o tym. Była za-
skoczona, a ja nie umialem dalej poprowadzić rozmowy. Kiedy
jestem sam w domu, mam jej tyle do powiedzenia, a jak tylko
mam okazję z nią rozmawiać, nie potrafię nic wydukać. Ona
nie powiedziała mi czy mnie kocha, czy nie, a ja nie wiem,
jak się spytać. Może się to Panu wydać śmieszne, ale nie
wiem jak zaproponować, tak mi przecież bliskiej osobie, współ-
życie plciowe. Ona ma za sobą nieudane malżeństwo, rozwód
i dwoje dzieci w wieku szkolnym. To największa dla mnie
przeszkoda nie wiem czy umialbym im zastąpić ojca. Niech
Pan mi pawie co ja matm robić? Może lepiej wyjechać i przeżyć
ten ból z dala od niej? Prawdę mówiąc byłoby to kłopotliwe
tak ze względów zawodowych, jak i mieszkaniowych. Nie wiem
co robić? Myślami jestem zawsze przy niej. JUREK.
Takie przypadki zdarzają się, nie jesteś Jurku wyjątkiem.
Związki z dużą różnicą wieku na niekorzyść kobiety mogą ba-
zować na głębokim uczuciu. Ono potrafi zniwelować to, co nie-
sie owa różnica. A niestety niesie i nie ma co ukrywać, że na-
wet u kobiet młodo wyglądających, o młodzieńczym sposobie
bycia, wiek jednak daje o sobie znać. Niezakochany mężczyzna
wychwyci to bezbłędnie i natychmiast, a to ma ogromną silę
niszczenia. Przypomnijcie sobie jak to było z Tadeuszem i Te-
limeną.
Innymi jesacze motywami tego typu związków może być więź
duchowa, układ twórczy (artyści) i więź materialna. Ta ostatnia
daje najmniej pewny układ choć i ona dostarcza motywów
do tuszowania wielu spraw wynikających z różnicy wieku. Zda-
104
j rzają się też i to wcale nierzadko, krótkotrwale fascynacje e>ro-
tyezne. Miody chłopak marzy o dziewczynie, pragnie jej, ale
jw j oto pojawia się kobieta starsza od niego, która spełnia wszystkie
jego wyobrażenia, tyle że wiek się nie zgadza. Wybucha wlaśnie
fascynacja dotyczy to często obydwu stron, z tym, że dość
, , j szybko mija ona chłopakowi. Nieuchronnie nadchodzi koniec.
sj , Bywa, że kontakty ze starszymi od siebie partnerkami podejmu-
ją, w sposób zaplanowany na zimno,, chłopcy o wyrafinowanym
im podejściu do świata Erosa. Taki chłopak rozumuje następująco:
nu ona jest doświadczona, wprowadzi mnie w tajniki życia ero-
I tycanego, nauczy mnie. W tego typu związkach założenie wia-
,0 dome jest z góry nie mają szans na trwanie, z czym czasem
uiiCł
nie chcą się panie pogodzić. Dla nich jest to bardzo często wielki
dramat życiowy. I wreszcie nie można tu pominąć związków
opartych na kompleksie Edypa. Jak wiadomo, bierze się on
fia j
i z uwielbienia dla matki. Matka jest dla chłopaka niedościgłym
wzorem, szuka on dla siebie podobnej żony, takiej, która za-
! stąpiłaby mu matkę.
Po tych ogólniejszych rozważaniach wróćmy do sprawy Jurka.
Zakochał się on tak trochę jak uczniak w nauczycielce. Jest
.' w tym sporo podziwu dla tej kobiety, ale też potrzeba sek-
' ' sualna, która upomina się o spełnienie. Jurek upatrzył sobie
" właśnie tę, a nie inną kobietę dla realizacji swych pragnień
! duchowych i cielesnych także. Pyta mnie o radę. Moim zdaniem
le : powinieneś, jak to się mówi, "wziąć na wstrzymanie", zwy-
', . " czaj-nie czekać na reakcję drugiej strony. Ty już przecież wy-
" znałeś swą miłość. Jeśli mam być szczery, szans na trwały
związek raczej tu nie widzę. Żona, dwoje dzieci toż to poważne
m obowiązki. Czy Wiesz co to znaczy wziąć na swoje barki taką
odpowiedzialność? Sam słusznie powątpiewasz czy dałbyś radę.
Kobieta, którą jesteś zafascynowany też o tym wie i trzeba
przyznać zachowuje się bardzo rozsądnie. Nawet jeśli Cię kocha,
woli tego nie okazywać, wie, że Wasz związek nie ma szans
j na przyszłość (zresztą nie wiem czy istotnie odwzajemnia Twoją
! miłość). Po swoich smutnych doświadczeniach życiowych nie
13
1 chce zapewne ryzykować i narażać się na kolejne przykre przej-
16
ścia. Wie również, że jak SIĘ ma tak jak Ty niespełna dwa-
dzieścia lat, miłość równie szybko przychodzi jak znika
i nie zawsze tak jest, ale jednak bardzo często.
a Spróbujmy podgumować temat. Różnica wieku między par-
w tnerami nie ma decydującego wpływu na trwałość związku.
To są niezwykle zindywidualizowane sprawy. Związek z kobietą
105
starszą nawet o dwadzieścia lat może być udany i trwaiy,
a z młodszą czy rówieśniczką zupełnie do niczego i rozpada
się. Tu nie ma reguł. Może jeszcze jedna uwaga. W związku,
w którym kobieta jest starsza, najmniejsze zagrożenie dla
związku jest, wbrew temu co się przypuszcza, ze strony sek-
su. Pojawia się ono w związkach, w których partner jest
starszy. Wyjaśnieniem tych obydwu spraw niech będzie
przypomnienie prawidłowości biologicznej. Otóż z wiekiem
średnia wydolność seksualna mężczyzny spada, bądź stop-
niowo bądź gwałtownie, natomiast kobieta długo utrzymuje po-
ziom potrzeb seksualnych. Nietrudno z tego wywnioskować, że
i małżeństwom rówieśniczym grożą kłopoty natury seksualnej.
Zastanówmy się kiedy u niego po, umownie rzecz biorąc,
czterdziestce, zaczyna się spadek aktywności, u niej wcale nie,
a nawet na odwrót. No ale życie dwojga ludzi nie ogranicza
się, przynajmniej nie powinno, do Erosa. I całe szczęście.
Mam 21 lat. Od niedawna jestem mężatką. Mąż jest
dziesięć lat starszy ode mnie. Nasze wspolżycie ukladalo się
pomyślnie. Mój mąż mówi, że do tej pory żadnej dziewczyny
nie kochal tak jak mnie. Wszystko między nami było w po-
rządku, dopóki nie zaczai proponować milości z jeszcze
jedną dziewczyna.Oboje.tnie z która., byłeby była ladna i szczup-
la, lub z drugą parą. Od tamtego cza>su nasze wspolżycie nie
uklada się najlepiej. Przyczyną są chyba ciągle rozmowy męża
o tej drugiej lub o tej drugiej parze. Zauważylam, że już sama
rozmowa na ten temat podnieca go. Nigdy nie chcialam zgodzić
się na takie wspólne wspolżycie. Przez to, że opieram się temu
bardzo stanowczo, coraz częściej dochodzi między nami do scysji
z byłe powodu. Coraz częściej jest też mowa o rozstaniu. Jed-
nocześnie mąż powtarza mi, że cale życie marzyl o takiej dziew-
czynie jak ja. Proszę o pomoc. Nie wiem co mam robić. Kocham
mojego męża i nie chcialabym się z nim rozstawać. BOG-
NA.
Po lekturze tego listu będą tacy, którzy się żachną po
co on to wyciąga, co on tym młodym mąci w głowach.
A może się mylę.
To, o czym napisała w swym liście Bogna, nie jest u nas
czymś zupełnie wyjątkowym. Seks grupowy nie zdarza się mo-
że bardzo często, ale znowu nie na tyle rzadko, by można
było ten problem całkowicie zignorować. Piszecie do mnie
z prośbą o ustosunkowanie się do tej sprawy. Nie mogę przecież
nabrać wody w usta i udawać, że jej nie ma. Zjawiacie się
106
ly, także w przychodni, w której przyjmuję. Co ciekawe, ci którzy
da do mnie się pofatygowali osobiście, nie byłi w sytuacji psy-
cu, chicznej Bogny. Oni nie narzekali na układ, nie twierdzili, że
ila jest on zły, oni przyszli do mnie niejako po jego aprobatę,
k- Odnosiłem wrażenie, że nie bardzo są pewni czy to, co robią,
5st j jest tak calkiem w porządku i ja miałem ich uspokoić, rozwiać
zie . wszelkie podejrzenia. Co ja na to? No cóż, jestem zdania, że
;m ; jeśli dorośli ludzie robią coś, z czym jest im dobrze, to ja
p- nie mam prawa ingerować. Osobiście uważam, że układy takie
o- (2 + 1 czy 2 + 2) nie mają szans na przetrwanie. Znam psychikę
że ludzką, mam za sobą wieloletnią praktykę poradniczą i wiem,
sj. że w końcu -zwycięży para, czyli on i ona i nikt więcej. Także
|c, i dlatego, że jest to naturalny sposób kontaktów seksualnych.
ie, Zachowanie erotyczne w stanie nie skrępowanego ekshibicjo-
za nizmu jest przeciwne naturze i prędzej czy później będzie ska-
zane na niepowodzenie.
st Seks grupowy jest niewątpliwie wyrafinowany. Ta trzecia czy
ię ten trzeci traktowany jest w układzie jako czynnik ekscytujący,
iy rozrywkowy, ma wzmóc poziom przeżyć erotycznych. Nie ma
3. to nic wspólnego z prawdziwą miłością. Przecież kobieta, która
;g kocha, nie będzie chciała być tą drugą, z nikim nie będzie
3. chciała dzielić się swym ukochanym mężczyzną. Podobnie męż-
ie czyzna też będzie chciał być tym pierwszym, jedynym. Prze-
a cięż trudno podzielić miłość na części. Pojawi się zazdrość itd.
4 W naszej kulturze naturalny jest związek dwojga ludzi, układ
ić haremowy jest czymś obcym.
n Skąd się w ogóle wziął seks grupowy? Sądzę, że u nas jest
jt | to naśladowanie tego, cp ma miejsce gdzie indziej. A gdzie in-
'- ! dziej, np. w Szwecji czy Stanach Zjednoczonych seks grupowy
jest, co zresztą nie jest żadną tajemnicą, dość popularny. Znu-
n dzone pary, by wzmóc napięcie seksualne, proponują drugą
parę. Zawiera się specjalne kontrakty, które np. zakazują związ-
ków uczuciowych. Idzie o to, by nie ucierpiało dobro rodziny,
o i którą jednak się chroni. W krajach tych tego typu praktyki
i. l nikogo nie gorszą. U nas nie są one akceptowane.
Sądzę, że u nas to się nie upowszechni. Uważam
s także, że nie warto dla chwil być może atrakcyjnych rzucać
na szalę rodzinę, uczucia. Nie warto! Dedykuję tę refleksję
i przede wszystkim mężowi Bogny a także i innym, których ten
; prcblem dotyczy.
> Propozycje, męża Bogny są niebezpieczne. One poszerzają się.
j Dziś to, jutro tamto, a pojutrze może mu przyjść do głowy
107
jeszcze coś innego. Wygląda na to, że Jest przeniknięty seksu-
alizmem. Mimo że jest już przecież dojrzałym człowiekiem, za-
gubił się w hierarchii potrzeb. Wyraźnie na pierwszym miejscu
stawia seks, a to przecież nie tak powinno być w życiu. Szuka
przeżyć na poziomie orgiastycznym, fizjologicznym. Nie sądzę,
by wzbogaciły go one uczuciowo. Dlaczego chce zmusić żonę
do czegoś, czego ona nie akceptuje? Jestem, Bogno, po Twojej
stronie, popieram Twój bunt. Absolutnie nie ivolno nikogo
!| zmuszać do niczego, a poza tym Ty masz intuicję. Wyczuwasz
czym seks grupowy grozi może on zniszczyć Waszą miłość.
Mam nadzieję, że Twój mąż to zrozumie, bo inaczej rozstanie,
o którym wspominacie już teraz, kilka miesięcy po ślubie, sta-
nie się faktem.
Może poświęciłby Pan trochę miejsca takiemu tematowi, jak
pieszczoty. Być może jest to coś banalnego i dziecinnie proste-
go, ale naprawdę nie dla wszystkich. Ja mam 16 lat i muszę
przyznać, że jestem w tej dziedzinie zupelnie zielona. Myślę,
ba, jestem pewna, że nie jestem wyjątkiem. Z pewnością moi
fj! rówieśnicy chętnie o tym poczytają. Proszę nie lekceważyć
mojej prośby. ALA.
Czasami spotykam w artykułach slowa, których kompletnie
nie rozumiem. Np. co to jest petting albo necking. Czy mógłby
Pan bliżej te terminy wyjaśnić. WOJTEK.
Zapomina Pan jakby doktorze, że "Razem" czytają głównie
(l nastolaty, dla których wszystko dotyczące ars amandi jest
nowe. Wszystko zdarza się pierwszy raz. Pieszczoty także,
|| a tymczasem nigdy Pan na ten temat nie pisnąl ani słowa.
ARTUR. ,
Oj, pisnąłem i to nie raz. Wasze listy mnie do tego zobligowały.
I to nie tylko te, które tu we fragmentach zacytowałem, lecz
kto wie czy nie przede wszystkim inne, których przychodzi
znacznie więcej. Co to za listy? O co w nich chodzi? Chłopcy
piszą przeważnie o swoim narządzie płciowym i jego funk-
cjonowaniu, dziewczęta nastawione są na przeżywanie orgazmu.
Nic innego jakby się nie liczyło i przyznam, że jest to dla_
rhnie sprawa niepojęta i przykra. Nie może być inaczej, skoro
człowiek uświadamia sobie, że młodzi ludzie są po pierwsze
skoncentrowani na sobie i własnych doznaniach, a po drugie,
że zachowanie wobec siebie sprowadza się u nich do seksu
fizjologicznego. Jestem wyrozumiały, ale drażni mnie, gdy spra-
wą najważniejszą jest odpowiedź na pytanie, czy stosunek płcio-
wy uda się, czy nie. Jakżeż tacy ludzie są ubodzy! To co powinno
108
tsu- być zakończeniem, finałem, jest u nich na pierwszym miejscu.
za- Zachowanie erotyczne partnerów jest wtedy pełne, kiedy nie
j.scu ogranicza się tylko do coitus tę maksymę naprawdę warto
uka ] zapamiętać.
dzę, j Takie ogłupiające dążenie do aktu płciowego naprawdę nie-
:onę j wiele daje. A gdzież jest ten olbrzymi obszar przed, czyli po-
'ojej przedzający finał, a więc pieszczoty!
:ogo Pieszczotą jest już patrzenie na siebie. Ile wzrokiem można
'asz powiedzieć, mówi się nawet, że można pożerać wzrokiem. Im
osc- ten etap jest dłuższy, tym więcej niesie nadziei. A słowa,
n'e' l faza zalotów słownych? Ileż odmian, wdzięku i urody może
"a" mieć pozorne gadanie o niczym. Słowna obecność odgrywa
ogromną rolę na każdym etapie miłości, ale właśnie w stadium
3 początkowym ma wartość szczególną. Czułych, miłych, dobrych
ste~ i słów nigdy nie jest za dużo.
.. ' Wzrok i słuch spełnią ogromną rolę. Obydwa te zmysły uru-
! chamiają wyobraźnię, wzajemnie jakby podpierają się. Osoba
. . zakochana intuicyjnie stara się podobać. Liczy się sposób po-
ruszania, gest, spojrzenie, ubiór. Są to wszystko rzeczy, przy-
, . jemne, podniecające, wprowadzające w odpowiedni nastrój do
,. dalszych przeżyć.
Kolejny zmysł ,to węch. Bywa, że perfumy używane przez
i kochaną osobę zakodawują się tak, iż pamięta się ich zapach
Wił e j
przez całe życie. Warto może zaznaczyć, że niedostatków higieny
,. ciała nie pokryją najlepsze nawet perfumy.
icze, . /
wa , U różnych osobników każdy ze zmysłów odgrywa nieco
inną rolę. Są tzw. wzrokowcy, którzy preferują ruch, kształt,
a}y l gest, jest grupa dotykowców...
ecz Padło słowo dotyk, warto więc poświęcić jemu kilka słów.
idzi Zaczyna się najczęściej, przynajmniej powinno, od dotykowej
pey gry dłoni. Jest to flirt, który może być uprawiany wszędzie
nk- na ulicy, w towarzystwie... Ileż to dostarcza przeżyć, ileż unie-
ny. sień! Są strefy bardzo wrażliwe, np, między palcami, opuszki
dla j palców. U kobiet szczególnie wrażliwe są wewnętrzne strony
oro dłoni. Pieszczoty cielesne, dotykowe są niezwykle rozbudowane
sze pieszczenie dłoni, głaskanie, obejmowanie się, przelotny po-
gie, całunek, takie muśnięcie... Nie można przez to wszystko przebiec
ksu galopem, jest to konieczne preludium do pieszczot właściwych.
trą- Zubożenie przeszkadza powolnemu narastaniu wewnętrznej ra-
no- dości, zwanej w seksuologii fazą plateau. W pieszczotach po-
ino śpiech jest fatalnym błędem, przeszkadza wyobraźni.
!
109
H
i Li
i ; Nie zaszkodzi, kiedy dotyk wsparty jest słowem, miła muzyka
' też jest dobra, odpowiedni nastrój także. Seksuolodzy skan-
dynawscy i amerykańscy wydzielili w zespole pieszczot doty-
kowych dwie grupy: 1) necking, czyli pieszczoty obejmujące
dotyk, głaskanie i wszelkie jego odmiany oraz pocałunki, także
z wszelkimi odmianami, twarzy, ust, głowy, rąk, piersi jed-
nym słowem powyżej pasa; 2) petting to również pieszczoty
o wymienionym wyżej zakresie i odmianach, ale dotyczące sfe-
ry poniżej pasa, łącznie z narządami płciowymi obojga partne-
rów, ale z wyłączeniem spółkowania.
Necking i petting uprawiany jest przez młodzież i dorosłych,
a służy on nie tylko rozładowaniu napięcia seksualnego. Mło-
dym zastępują stosunki. Dorośli odwołują się do tych form
pieszczot w sytuacjach, w których normalne współżycie jest
niewskazane.
Necking, a następnie petting, bo tak sobie tę kolejność wy-
obrażam, mogą odgrywać rolę pośredniego stadium we wcze-
snym okresie wzajemnego zainteresowania, poprzedzać pełne
współżycie. Niewątpliwie są one szkołą i to znakomitą kultury
seksualnej, są niezbędną drogą do bogatego życia erotycznego.
Ten rodzaj pieszczot oddala moment pełnego nasycenia sek-
sualnego, co następuje podczas stosunku typu coitus. Pozwala
partnerom rozwinąć więzy uczuciowe, przyjaźni i tak silną
potrzebę wspólnego przebywania, że wydaje się, iż ci ludzie
są wobec siebie niezastąpieni.
Największym problemem poradnictwa, gdy mówimy o kobie-
tach, jest tzw. "oziębłość" seksualna. Użyłem cudzysłowu, bo-
wiem nie wierzę w takie rozpoznanie. Jestem przekonany, że
pośpieszne dążenie tak z jednej jak i z drugiej strony do szybkie-
go, czasem byłe jakiego kontaktu seksualnego, bez poprzedzają-
cych go etapów preludium, neckingu i pettingu, wywołuje
u kobiet zespół nierozbudzenia seksualnego, zwany właśnie o-
ziębłością. U tych kobiet radość seksualna zlokalizowana jest
wyłącznie w strefie narządu płciowego. U podstaw ich ubogich
przeżyć legło właśnie pospieszne współżycie seksualne. Kobieta
jest bowiem istotą, która ma dyspozycje do pełnego zespołu
przeżyć, ale dyspozycje te trzeba uruchomić. Pośpiech sprawia,
że się je omija i pozostają nietknięte.
Myślę, że u podłoża prawie powszechnej dolegliwości męskiej
zbyt wczesnego wytrysku leży także ów pośpiech, stałe
myślenie o tym ostatnim etapie, dążenie do niego. Czynienie
.wszystkiego, o czym dziś mówiłem, na chybcika, byłe jak, '
110
bez zanurzenia się w przeżycia, powoduje tę szybką ejakulację,
na którą tylu z Was użala się.
Necking i petting mają jeszcze dodatkowy walor i to wcale
niebagatelny ten sposób zachowania seksualnego wobec sie-
bie zabezpiecza przed niechcianą ciążą i wszystkimi tego kon-
sekwencjami. Nie da. się ukryć, że jest to najskuteczniejszy
i najtańszy środek antykoncepcyjny, a przy tym daje tyle emo-
cji.
Nie zapominajmy o złotym wieku. Kiedy kończy się spraw-
ność seksualna mężczyzny, zachowanie erotyczne partnerów wo-
bec siebie wcale nie musi zanikać. A ciąża? Ważny okres
w życiu dwojga młodych ludzi, który powinien być szczy-
tem radości. U tych, którzy wierzą tylko w spotkania typu
coitus coś się urywa, młodzi oddalają się od siebie. Kobieta
myśli o dziecku, mężczyzna czuje się odtrącony, słowem kryzys.
W tym czasie stosunki płciowe muszą być zaniechane, ale nie
wolno rezygnować z zachowania erotycznego względem siebie.
Pozostają pieszczoty.




KALENDARZYK
CZY PREZERWATYWA
ALBO
KILKA SŁCW
O ANTYKONCEPCJI
Mam 15 lat. Od. dwóch lat chodzę z chłopcem. Kochamy się
bardzo a jedyną przeszkodą w milości są jego żądania. Wymaga
ode mnie dowodów milości, żąda współżycia. Niedawno kiedy
rodzice wyjechali, przyszedł do mnie wieczorem, siłą rozebrał
i odbył ze mną stosunek. Dzialo się to ponad dwa miesiące
temu i od tej pory nie mam miesiączki. Jestem przerażona!
Myślę, że jestem w ciąży. Nie wiem co robić. Boję się reakcji
rodziców. Błagam o pomoc! Wydrukujcie mój list. Może będzie
to przestrogą dla innych naiwnych dziewcząt. ZROZPA-
CZONA.
Jestem zrozpaczony i kompletnie załamany. Mam dopiero
26 iat i świadomość tego, że zmarnowałem życie. Dziewczyna,
z którą chodzę, jest w ciąży i nie chce jej usunąć. Co mam
robić? Jestem uczniem,, nie zarabiam i jak ja utrzymam dziec-
ko? Nie wiem, co na to rodzice. Miałem piękne plany na przy-
szłość, chciałem się dalej uczyć, studiować a teraz wszystko
przepadło. Chciałbym przestrzec wszystkich moich rówieśników,
by nie popełnili tego samego błędu, by tak strasznie nie kom-
plikowali sobie życia. Jakże ciężko muszę płacić za bezmyślność.
Nie wiem jak dalej żyć. MICHAŁ.
Mam 16 lat i chcę skończyć ze swoim młodym życiem, gdyż
zaszłam w ciążę. O powiedzeniu tego moim rodzicom nie ma
mowy. Co mam zrobić? Koleżanka, tylko ona o tym wie, po-
wiedziała usuń. No dobrze, ale gdzie, a w ogóle to nie mam
odwagi. Doszly mnie sluchy, że usunięcie kosztuje i to podobno
dużo. Co mi zostało, chyba tylko skończyć ze sobą. Błagam,
pomóżcie mi, ja już dłużej nie wytrzymam. Może samej jakoś
to można usunąć. Jak matka się o tym dowie, to mnie zabije.
ZAPŁAKANA BEATA.
Niestety opisane sytuacje nie są wcale wyjątkowe. Liczba
młodocianych matek i ojców jest także niemała. Takie listy
czyta się ze ściśniętym sercem, a zaraz potem ogarnia człowieka
wściekłość. To przykre, że nasze przestrogi są głosem wołającego
na puszczy. A przecież ciągle apelujemy do nastolatków, by
nieodpowiedzialnym zachowaniem tak straszliwie nie kompli-
, kowali sobie życia.
Niejednokrotnie podkreślałem, że kontakty płciowe zawaro-
wane są tylko dla ludzi dorosłych i dojrzałych. 15-, 16-latki
mają jeszcze czas na seks. W ich wieku wystarczyć powinno
trzymanie się za ręce, patrzenie w oczy, delikatne pieszczoty,
114
rozmowy, zwierzenia... Przecież to takie piękne, dostarcza tyle
wzruszeń. Dlaczego z tego rezygnujecie i przeskakując kilka
etapów, od razu podejmujecie współżycie płciowe! W ten sposób
jesteście ubożsi o wiele wspaniałych, niepowtarzalnych przeżyć,
nie mówiąc już o tym, że balansujecie na krawędzi dramatu
życiowego. Dla Zrozpaczonej i Michała skończyło się to fatalnie.
.Szkoda, że dopiero ciąża dziewczyny jest szokiem, który przy-
nosi otrzeźwienie, zmusza do refleksji, zmienia poglądy nasto-
latków na miłość. Szkoda. Czy tak być musi? Czy potrzebna
jest aż sytuacja bez wyjścia? Pomyślcie.
Sprawą niemal na.gminną jest żądanie, zwłaszcza przez chłop-
ców tzw. dowodów miłości. Sto razy pisałem, że to nie ma
sensu, że taki chłopak czy dziewczyna nie są warci miłości, że
lepiej się rozstać. Powtarzam raz jeszcze jest wiele sposobów
na okazywanie miłości, nie tylko ten jeden. Jeśli dziewczyna
mówi, że kocha i daje temu wyraz swym postępowaniem (lo-
jalnością, czułością, szczerością), czemu jej nie wierzycie? Dla-
czego tak bezmyślnie i beztrosko żądacie współżycia i dążycie
do niego za wszelką cenę? Zupełnie jakbyście nie wiedzieli,
że może to się skończyć niepożądaną ciążą, z którą nie wiadomo
co robić. Czyżbyście byłi pozbawieni wyobraźni i elementarnej
wiedzy o rozrodczości. Chyba nie. Dopiero jak jest ciąża,
a jak widać zdarza się to, bo środków antykoncepcyjnych nie
stosujecie, to nie wiecie co z nią zrobić i jak z tego wybrnąć.
Rozpacza chłopak, rozpacza dziewczyna, a przecież prawa bio-
logii są nieubłagane współżycie może skończyć się zapłod-
nieniem, potem jest ciąża a jeszcze potem rodzi się dziecko.
Są to dzieci niechciane, których przyjście na świat nikogo nie
cieszy, a tylko drażni. Ich los bywa różny. Czasem zajmują
się takimi maluchami rodzice rodziców, czyli dziadkowie, cza-
sem trafiają do domów dziecka, rzadko kiedy wychowują je
nastoletnie mamy, które przecież nie mają zaplecza material-
nego do spełnienia tej niełatwej funkcji. Są to sprawy bardzo
dramatyczne.
Nieprzemyślany postępek może i najczęściej rujnuje życie
młodych. Z reguły są to dramaty nie do odwrócenia. Dochodzi
do załamania się osobistych planów życiowych, pojawia się żal
do siebie i całego świata, także i do miłości. Odtąd traktuje
się ją nie jako źródło radości, lecz przyczynę przykrości. Po-
zostaje na całe życie uraz do tego uczucia i bardzo trudno
to przełamać. Skaza psychiczna jest trwała.
115
Wczesne macierzyństwo , nie przynosi ze sobą radości,
a przecież powinno być ono szczęściem i jest, ale tylko u ludzi,
którzy do niego dojrzeli.
Smutny jest los niechcianych dzieci, ta "niechcianosc" wyciska
piętno na całym ich życiu Dlaczego muszą płacić tak wysoką
cenę za, przepraszam za ostre słowo, głupotę swych rodziców?
Powie ktoś, że przecież można ciążę usunąć i wtedy nie ma
sprawy. Czy aby na pewno? Otóż sprawa jest i to często, równie
dramatyczna jak niechciane macierzyństwo. Znacie chyba
konsekwencje usunięcia ciąży, zwłaszcza pierwszej, wiecie,
że grozi to niepłodnością. Mimo to wiele dziewcząt się do tego
ucieka. Jest to bardzo często tylko częściowe rozwiązanie kło-
potów. Przychodzi pora, że chce się mieć dziecko, marzy
się o nim i niestety. Porozmawiajcie z kobietami, które nie
mogą zajść w ciążę, bo przed laty zdecydowały się na zabieg
i usunęły tę pierwszą, poczytajcie ich listy. Ileż tam rozpaczy,
ileż tragedii i, niestety, niewiele można pomóc. Jakże często
brak potomstwa prowadzi do rozwodów. Nieodpowiedzialne za-
chowanie się we wczesnej młodości idzie najczęściej za czło-
wiekiem przez całe życie. Zapamiętajcie sobie i to.
Chciałbym, żeby to co napisałem otrzeźwiło Was, aby
zmusiło do refleksji, żebyście podjęli postanowienie, że nie Jbę"-
dziecie żądać tzw. dowodów miłości, czyli współżycia i żebyście
zrozumieli, że na seks macie naprawdę czas. Przeczytajcie jesz-
cze raz listy Waszych rówieśników. Ja wiem, że najłatwiej się
uczyć na własnych błędach, ale chciałbym, żeby te cudze wy-
starczyły i były dobrą lekcją. Listy Zrozpaczonej, Michała
i Beaty są gorzką przestrogą. Niestety ich autorom nie można
nic pomóc, muszą ponieść konsekwencje swych czynów. Za-
stanówcie się nad tym, a ja jeszcze raz przestrzegam. Nie chciał-
bym już dostawać takich listów. Wolałbym Inne, np. taki:
Czytam "Sztukę kochania" w "Razem" i nieraz chce mi się
śmiać, ale najczęściej plakać nad tym co wypisujecie. Mnie
też nie było lekko. Też byłam pierwszy raz zakochana, miotam
kłopoty z chlapakiem, myślałam nawet o samobójstwie, ale
wszystko "minęło i jak widzicie żyję. To był ten głupi wiek,
kiedy się miało piętnaście, szesnaście lat. Teraz mam już lat
dziewiętnaście, od dwóch lat jestem mężatką, mam półtora-
rocznego syna. Myślicie, że mi lekko? Codziennie trzeba wy-
konywać te same czynności pranie, gotowanie, sprzątanie,
karmienie, przewijanie, nie mówiąc już o tzw. obowiązkach
116
małżeńskich, czyli wspólżyciu seksualnym z mężem. Nie gar-
nijcie się za szybko do tego "miodu". Macie czas. Mam dla
was kilka rad: 1. Bądźcie zawsze sobą. 2. Nie spieszcie się do
wspólżycia seksualnego. 3. Cieszcie się życiem wolnego czZo-
wieka. W1OLETTA.
Naprawdę wolę czytać takie listy, myślę, że i Wy też.
Mam osiemnaście lat. Rok temu rozpoczęłam ws.pólżycie no
t niestety "u>padłam". Właśnie jestem po zabiegu. Jest to dla
mnie straszne, walałabym już nic takiego nie przeżywać i dla-
tego proszę o informacje na temat antykoncepcji. Oboje, tzn.
ja i mój chłopak niewiele na ten temat wiemy. BEATA
Mam dwadzieścia lat, chodzę z chłopakiem już przeszło rok,
ale dopiero trzy razy mieliśmy stosunek. Potem z utęsknieniem
czekałam na miesiączkę, żeby przekonać się czy nie jestem
w ciąży. Nie mam warunków na wychowywanie dziecka i dla-
tego interesuje mnie pigułka antykoncepcyjna. Gdzie można
je kupić, ile kosztują, czy muszę iść do ginekologa, aby poprosić
o receptę. Chcidłabym także znać uboczne skutki dzialania tych
tabletek, a także czy po ich odstawieniu będę mogła normal-
nie zajść w ciążę MARIOLA.
Ankieta, którą przeprowadziliśmy w "Razem", wykazała m.in.,
że znaczny odsetek młodzieży nie stosuje w ogóle żadnych środ-
ków zapobiegających niepożądanej ciąży. Nie wszyscy na szczę-
ście są tak lekkomyślni.
Dostaję wiele listów, przede wszystkim od bardzo młodych
ludzi. Z listów wynika, że jednak część z Was myśli o tym,
by uchronić się przed macierzyństwem nie w porę. Piszę ma-
cierzyństwem a nie ojcostwem, bowiem tylko z jednym wy-
jątkiem odezwały się do mnie dziewczęta. To cieszy, że myślą
one o tej sprawie, ale jednocześnie trochę przykro, że chłopcy
jakoś wcale się tym nie przejmują. Niestety, wygląda na to,
że dalej utrzymuje się u nas zła tradycja, zgodnie z którą
antykoncepcja to sprawa kobiety. Tak nie powinno być i dobrze
by było ją przełamać.
Wielu z respondentów, a ściśle mówiąc respondentek prosi,
bym pomógł im w ustaleniu dni płodnych i niepłodnych, innymi
słowy, bym wyjaśnił, w które dni nie należy współżyć,
a kiedy współżycie nie niesie za sobą niebezpieczeństwa nie-
pożądanej ciąży. Robię to tym chętniej, że ten naturalny sposób
117
kierowania płodnością najbardziej odpowiada naturze i dlatego
godny jest polecenia. Zasadza się on na wykorzystaniu ryt-
miczności biologicznej kobiety tylko w określonych dniach
cyklu miesięczno-owulacyjnego kobieta jest piodna, w pozosta-
łe nie. Kierowanie się we współżyciu seksualnym naturalnym
i rytmem płodności odpowiada naturze kobiety tak z punktu wi-
i dzenia fizjologii, jak i, co jest także niezmiernie istotne, psy-
I chologii. Tylko wówczas jej zachowanie erotyczne nie jest za-
; kłócone różnymi manipulacjami typu wkładanie globulek,
i kremów, wykonywanie płukania czy też zakładanie prezerwa-
tywy przez mężczyznę. Przecież wszystkie te zabiegi niewąt-
pliwie! ujmują wdzięku spontanicznym zachowaniom erotycznym
partnerów. Kierowanie się biologicznym rytmem płodności jest
wskazane zwłaszcza dla tych, którzy dopiero rozpoczynają życie
seksualne (oczywiście dla wszystkich innych też).
Oto szczegóły. Cykl miesięczno-owulacyjny obejmuje
okres od pierwszego dnia miesiączki do pierwszego dnia na-
stępnej miesiączki, a więc wlicza się weń cały okres krwawienia
pierwszej miesiączki, fazę przedowulacyjną, owulacyjną i przed-
miesiączkową, przed następną menstruacją. Idealny, podręcz-
nikowy cykl powinien wynosić 28 dni, ale jest on nader rzadki.
Najczęściej cykle miesięczno-owulacyjne trwają od 21 do 35
dni. Niezwykle istotna jest regularność cyklu, niezależnie od
jego długości. Jeśli jej nie ma, to wszelkie obliczenia są za-
wodne. .Tylko przy spełnieniu tego warunku (regularność) moż-
na określić dzień owulacji. Na przestrzeni wieloletnich badań,
poczynając od Ogino i Knausa aż po Billingsa, ustalono osta-
tecznie że owulacja, niezależnie od długości cyklu, przypada
na 14 dzień przed pierwszym dniem przyszłej miesiączki. Tak
więc w cyklu 21-dniowym, owulacja przypadnie w siódmym
(21 14 = 7) dniu po miesiączce (licząc od pierwszego dnia
krwawienia) i jak powiedziałem w 14 przed drugą miesiączką.
W cyklu 35-dniowym owulacja przypada w 14 dniu przed mie-
siączką i w 21 (35 14 = 21) po pierwszej miesiączce, licząc
od pierwszego dnia krwawienia. W cyklu 28-dniowym owulacja
wypada idealnie w środku (28 14 = 14). Piszq o tym tak
bardzo szczegółowo, ba, nawet powtarzam się, a wszystko po
to, byście zorientowały się, jak należy prawidłowo wyliczyć
dni, w których współżycie nie grozi ciążą. Wiem, że są z tym
kłopoty i że nawet doświadczone kobiety bardzo często
nie potrafią tego robić źle wyliczają okres niepłodny, a po-
118
tem opowiadają, że "ten kalendarzyk to bzdura, bo mimo jego
przestrzegania i tak zaszłam w ciążę". A prawda jest taka,
że wahnięcie w wyliczeniu nawet o jeden dzień burzy wszystko
i powoduje, że kobieta myśli, że jest zabezpieczona przed ciążą,
a tak wcale nie jest.
Owulacji towarzyszą nierzadko dodatkowe objawy napięcie
piersi i ich bolesność, napięcie w dole brzucha, ból jajnika,
który owuluje, czasem lekkie plamienie. Najpewniejszym obja-,
wem, którzy wykorzystujemy dla określenia dnia owulacji, jest
tzw. objaw śluzowy. Otóż, sześć dni przed owulacja z jamy maci-
cy, a szczególnie z szyjki, poprzez pochwę wydziela się śluz
o charakterystycznym wyglądzie podobny nieco do białka
jaja kurzego, wilgotny, ciągnący się (nie mylić z tzw. cho-
robowym). Wilgotność w pochwie jest wtedy wyraźnie zwięk-
szona. Dla doświadczonej kobiety, jest to znak do powstrzy-
mania się przed współżyciem. Innym sposobem określenia dnia
owulacji jest tzw. metoda termiczna mierząc temperaturę
przez cały cykl można wyraźnie stwierdzić, że od dnia owulacji
aż do końca drugiej fazy cyklu temperatura ciała jest nieco
wyższa od tej z pierwszej fazy (cykl dzielimy na dwie części
między pierwszą miesiączką a owulacja pierwsza faza
tzw. przedowulacyjna i od dnia owulacji do pierwszego dnia
drugiej menstruacji, druga tzw. przedmiesiączkowa). Ta metoda
jest dość uciążliwa, wymaga wielu obwarowań ciągle ten
sam termometr, temperaturę należy mierzyć (najlepiej w po-
chwie) wyłącznie z rana, przed wstaniem z łóżka i oddaniem
.moczu, trzeba zapisywać, po prostu prowadzić kartę' gorącz-
kową.
Zajście w ciążę jest możliwe w czasie owulacji, czyli ja-
jeczkowania, kiedy to jajeczko wydobywa się z jajnika. Okres
sześciu dni przed owulacja (pojawienie się śluzu), jak już
wspomniałem, też stwarza duże prawdopodobieństwo zajścia
w ciążę, a to z tej racji, że śluz ma właściwości konserwujące
plemniki. A więc, aby uniknąć niepożądanej ciąży, nie należy
podejmować współżycia (niezależnie od długości cyklu) sześć
dni przed owulacja i, dla zwiększenia bezpieczeństwa, dwa dni
119
( f'
po owulacji (w sumie osiem dni). I tak, w cyklu np. 30-dnio-
wym współżycie jest bezpieczne do dziesiątego dnia
(30 14 6 = 10) po pierwszej miesiączce i, przez dwanaście
dni (14 2 = 12) przed spodziewaną drugą miesiączką (wypada
jak w każdym cyklu środek, faza 8 dni, te 6 + 2). Trzeba
dodać, że okresem o wiele bardziej pewnym (niepłodność pew-
na) do współżycia jest druga faza, przed miesiączką (te 12 dni),
mniej natomiast pewna pierwsza (do owulacji). Chciałbym
zwrócić uwagę, że np. w cyklu 23-dniowym, przy miesiączce
trwającej np. siedem dni, ostatnie dni krwawienia wkraczają
już w fazę przedowulacyjną, wobec czego współżycie nawet
w czasie menstruacji jest zagrożone ciążą. Można więc po-
wiedzieć, że kobiety o krótszym cyklu miesięczno-owulacyjnym
mają prawo mieć żal do natury, bo stosując metodę naturalną,
mogą współżyć jedynie w drugiej fazie cyklu.
Teraz chciałbym się zwrócić do tych bardzo młodych dziew-
cząt, których proces dojrzewania hormonalnego jeszcze się nie
zakończył. Z tego powodu mają nieregularne cykle i po
prostu wszelkie wyliczenia w tej sytuacji są trudne. Radzę
Warn i chciałbym żebyście to sobie wzięły do serca, nie po-
dejmowały jeszcze współżycia seksualnego. Jestem zdania, cze-
mu niejednokrotnie dawałem wyraz, że okres tzw. chodzenia
bardzo młodych ludzi ze sobą, wcale nie musi być pozbawiony
zachowań erotycznych, ale niechżeż to będą wszelkie formy
pieszczot z pettingiem włącznie, jednak oprócz coitus. Niepo-
żądana ciąża powoduje zbyt wiele komplikacji w życiu mło-
dej dziewczyny, w jej psychice, bardzo często burzy jej życie,
by można było ją ryzykować. Weźcie to proszę pod uwagę. Po-
myślnie i zpamiętajcie!
Oprócz naturalnej metody regulującej współżycie dwojga lu-
dzi, są i inne należące do grupy antykoncepcyjnej. I o nie
też pytacie w swoich listach, a najczęściej o tzw. spirale. Ale
może po kolei. Do grupy antykoncepcyjnej wchodzą następujące
środki: 1) hormonalne, 2) mechaniczno-wewnątrzmaciczne,
3) mechaniczno-dopoc-hwowe, 4) mechaniczne dla mężczyzn,
5) stosunek przerywany.
ad 1. Idzie o przyjmowanie doustnie tabletek, które powodują
nieprzepuszczalność śluzu szyjkowego (dla plemników), ograni-
czenie jajeczkowania oraz poprzez zmiany w śluzówce macicy
uniemożliwiają zagnieżdżenie się w niej zapłodnionego jaja.. Me-
120
toda ma wiele ubocznych skutków, toteż stosowanie jej może
być zalecone wyłącznie przez lekarza, po przeprowadzeniu ba-
dań dodatkowych.
ad 2. Tzw. spirale. Najlepiej sprawdziły się wkładki doma-
ciczne tzw. Cooper-T (z dodatkiem miedzi metalicznej, która
ma działanie plemnikobójcze). Są one dostępne wyłącznie za
dewizy. Dostałem mnóstwo pytań dotyczących polskich spirali.
Produkowane są one z masy plastycznej i niestety nie spełniają
swej antykoncepcyjnej funkcji w takim stopniu jak Cooper-T.
Zdarzają się ciąże (mimo założonej spirali), zdarzają się wroś-
nięcia spirali. O częstotliwości ich wymiany decyduje ginekolog.
Spirale te, zwłaszcza w pierwszym okresie po ich założeniu,
mogą powodować przedłużenie miesiączki. Nic nie wiem o ich
rakotwórczym działaniu, co czasem się sugeruje. Pytacie, czy
po usunięciu spirali będzie można zajść w ciążę to chyba
oczywiste.
ad 3. Kraiki pochwowe, kapturki naszyjkowe uniemożli-
wiają przedostanie się plemników do jajeczka i. w ten sposób
nie dopuszczają do zapłodnienia. Celem zwiększenia skutecz-
ności ich działania stosuje się równocześnie środki chemiczne,
takie jak: galaretki, kremy, pasty, tabletki, aerozole...
ad 4. Chodzi o prezerwatywę, której skuteczność zależy od
jakości fabrycznej decyduje o tym odporność i szczelność
gumy. Jeśli guma spełnia odpowiednie warunki, to jest to zna-
komity środek zapobiegawczy. Tej samej prezerwatywy nie na-
leży stosować więcej niż jeden raz. Trzeba też pamiętać, by
tak ją założyć, aby pozostawić wolną przestrzeń dla spermy.
ad 5. Polega on na wycofywaniu prącia z pochwy tuż przed
ejakulacją. Skuteczność tej metody jest bardzo mała, mimo to
jest ona stosowana powszechnie. Stałe uciekanie się do stosunku
przerywanego może stać się przyczyną nerwic płciowych głów-
nie u mężczyzn.
Znaczna część omówionych wyżej środków antykoncepcyjnych
ma, oprócz różnych mankamentów, także i ten dość przecież
w końcu ważny, że odziera współżycie dwojga ludzi z uroku
spontaniczności. Nie muszą sięgać po, te środki ci, którzy sto-
sują naturalny sposób regulowania płodności.
Jeszcze nigdy nie wspomnial Pan o wspalżyciu. w czasie ciąży,
a przecież ten problem nurtuje wiele osób. Jak długo można
121
je prowadzić, czy nie szkodzi przyszłemu dziecku. Są to pytania
ważne nie tylko dla mnie. ELŻBIETA.
Na ogół nie ma przeciwwskazań do współżycia w czasie ciąży,
oczywiście jeśli lekarz nie ma zastrzeżeń. Kiedy je ma? Wów-
czas, kiedy u kobiety występuje krwawienie, jest zagrożenie
poronieniem, lub niewczesnym porodem, kobieta ma tzw. nie-
wydolność szyjkową czy stan zapalny narządu rodnego. Może
być i tak, że nawet w czasie całej ciąży nie można współżyć.
Jeśli wyżej wymienione przeciwwskazania nie występują, nie
ma innych fizjologicznych barier dla współżycia z kobietą cię-
żarną. Współżyć można, a nawet trzeba. Ludzie młodzi mają
duże potrzeby seksualne i kiedy współżycie ustanie, może to
zakłócić rozwój doboru partnerskiego. Należy jednak przestrze-
gać pewnych wskazań. Zaleca się unikanie zbliżeń w pierwszych
sześciu tygodniach ciąży, kiedy to kobiety są na ogół w złym
stanie psychofizycznym (np. częste wymioty) i nie mogą uwolnić
się od obaw, że współżycie może zaszkodzić płodowi. Jajo
płodowe dopiero wrasta, należałoby zostawić macicę w spokoju.
Dlatego lepiej unikać zbliżeń w tym czasie, zmniejszyć ich czę-
stotliwość lub też stosować niepełny coitus. Praktyka wskazuje,
a obserwacja naukowców potwierdza, że kobieta najlepiej znosi
współżycie w drugim trymestrze ciąży. Najczęściej jest tak, że
im bliżej daty rozwiązania, tym kobieta staje się ostrożniejsza
w podejmowaniu zbliżeń. Nie bez znaczenia jest niewygoda
spowodowana bardzo powiększonym brzuchem. Kategorycznym
terminem przerwania współżycia jest 6 tygodni przed wyzna-
czonym porodem (4 tygodni przekroczyć absolutnie nie wolno).
Idzie o to, by w środowisko pochwy nie wprowadzać czynników
bakteryjnych z zewnątrz. Współżycie w okresie ciąży, oczywiście
jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań, powinno przebiegać
w sposób szczególny. Przy stale powiększającym się brzuchu
nie wskazana jest tzw. pozycja klasyczna. Bardziej odpowiednia
jest. boczna nie ma wówczas ucisku na powłoki brzuszne.
Nie ma żadnych zastrzeżeń jeśli idzie o pobudzanie stref ero-
gennych. Nie ma też przeciwwskazań, co do przeżywania or-
gazmu. Obawy kobiet są tu niepotrzebne. Orgazm nie jest czyn-
nikiem, który mógłby uruchomić skurcze porodowe, nie zagraża
płodowi i nie ma potrzeby jego wyhamowywania. Piszę o tym,
bo wiem, że kobiety bardzo się tego boją. Chciałbym wyraźnie
zaznaczyć, że ciąża nie może być dla partnerów okresem prze-
. rwy w erotycznym zainteresowaniu sobą. Bywa, że mężowie
122
są ostrożniejsi niż żony, unikają zbliżeń, nie wiedzą, że wy-
wołują tym skutki odwrotne od zamierzonych. Kobiety czują
się wówczas opuszczone, zagrożone (jestem gruba, nieefektowna,
pewnie ma inną). Nie można unikać erotycznych zachowań wo-
bec żony, odwrotnie zresztą też, może to bowiem fatalnie za-
ważyć na przyszłości związku. Przypominam, że kontakt ero-
tyczny nie musi ograniczać się do coitus, o czym niestety pa-
nowie nie zawsze zdają się pamiętać. Przypominam też, że ko-
biecie ciężarnej trzeba okazywać więcej czułości niż kiedy in-
dziej. W ogóle' kontakty erotyczne' w czasie ciąży są miarą
, dojrzałości małżonków, miarą ich kultury. '


WOŁANIE O CIĄŻĘ
ALBO
BEZ HISTERII
Poznałem dziewczynę. Byłem jej pierwszym chłopcem. Po
pewnym czasie okazało się, że jest ona w ciąży. Poszła na
zabiep. Kiedy była drugi raz w ciąży, pobraliśmy się, ale nie-
stety jeszcze przed naszym ślubem moja dziewczyna poroniła.
Lekarz ginekolog stwierdził., że przyczyną poronienia było usu-
nięcie ciąży. Powiedział jej też, tak mi to przekazała, że przez
najbliższy rok nie ma mowy o zbliżeniach. Coś się zaczęło
między nami psuć. Kłócimy się o byłe co, natoet teraz, gdy
na krótko przyjeżdżam do domu (jestem w wojsku). Jestem
zazdrosny o żonę, jest bardzo ładna i młoda, ma dopiero 18
lat. Wiem, że odebrałem tej dziewczynie dużo zdrowia. Panie
doktorze, czy będziemy mogli mieć dziecko? ARTUR.
18 lat i już takie przejścia za sobą. Tyle się mówi i pisze
o następstwach przerywania ciąży, zwłaszcza tej pierwszej
i co? Niewiele, jak widać, to daje. Przerywanie pierwszej ciąży
bywa z zasady groźne i to niezależnie od warunków, w jakich
zabieg przebiegał nawet gdy przeprowadzony był w szpitalu,
przy spełnieniu wszystkich lekarskich wymogów, a przecież nie
każdy odbywa się w optymalnych warunkach. Ocenia się, że
ok. 30 procent dziewcząt, które usunęły pierwszą ciążę, do-
tkniętych jest, w tego następstwie, wtórną niepłodnością. Czy
warto ryzykować? Brak rozsądku i elementarnej wiedzy jest
przyczyną wielu tragedii. Młode dziewczyny są bardzo nieroz-
sądne. Nie wiedzą o tym, że ciąża w 151617-tym roku życia
zakłóca rytm ich rozwoju psychoseksualnego. Zbyt wczesne roz-
poczęcie współżycia zakończone ciążą, a w konsekwencji jej
usunięciem, powoduje ciężkie urazy psychiczne. Obok fizycznej
niepłodności, -następstwem jest także tzw. oziębłość płciowa.
Zbyt wiele trzeba często płacić za brak rozwagi. Nie twierdzę,
że należy w ogóle unikać wszelkich kontaktów z ukochanym
chłopakiem, ale niechże to będą jedynie pieszczoty, a nie pełne
zespolenie.
Oczywiście te wszystkie uwagi skierowane są raczej do in-
nych, a nie do autora listu tu jest już, niestety, za późno.
Niech ci inni nie popełnią błędów Artura i jego dziewczyny.
Obawiam się, że psuć się może między nimi jeszcze bardziej.
Wnioskuję to z zachowania dziewczyny, raczej tylko jej po-
126
mysłem jest ów zakaz współżycia przez rok od chwili poro-
nienia. To ona wyraźnie nie chce wspólżycia, ma już po takich
przejściach wszystkiego dość. Czy będziecie mogli mleć dziec-
ko, jeżeli naturalnie obie strony bada tego chciały? Nie wiem.
Potrzebne są szczegółowe badania lekarskie. Nie wiadomo bo-
wiem, czy w wyniku ciąży i poronienia nie ma np. przewlek-
łego zapalenia przydatków, czy zrostowego zapalenia jajowo-
v dów. Konieczne są badania i systematyczne leczenie. Na pew-
no jest szansa.
Czy ma ją Ewa z Łodzi? Postawiła mi ona w ILścię takie
samo pytanie jak Artur. Jej niepokój wypływa z zupełnie in-
nych powodów.
Mam 22 lata. Od przeszlo roku jesteśmy małżeństwem. Oboje
pragniemy dziecka, ale niestety nie zachodzą w ciążą. Ginekolog,
do którego się zwrócilam, powiedział: "wszystko w porządku,
ma pani nadmierne przodo-pochy lenie 'macicy, jest ona mata,
ale przy pani sylwetce, to fizjologia, powinny tu być dzieci".
Dai mi skierowanie na badanie nasienia męża. I tu problem,
nie wiem, jak przekonać o tym męża. Wyczytal gdzieś, że nie-
płodność małżeńską można stwierdzić dopiero po dwóch latach,
jestem coraz bardziej nerwowa. Wiem, że tylu ludziom po-
mogliście, wiać chyba i mojego listu, nie odrzucicie obojętnie.
Proszą udzielić mi jakichś wskazówek, może iść do innego le-
karzą? EWA.
Na co czekać. Niechże mąż koniecznie zrobi te badania. Nie
ma co liczyć lat. Miast czekać na litość losu, trzeba po prostu
zrobić badanie laboratoryjne. Jest ono konieczne, wręcz nie-
' zbędne. Nawiasem mówiąc, rośnie liczba niepłodnych mężczyzn.
Pr/yczyn należy szukać nie tylko w przebytych chorobach (np.
świnka*), ale coraz częściej w skażonym środowisku, w którym
żyjemy i pracujemy (pestycydy, naświetlenie radiologiczne...).
Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Jeśli już mąż przebada
swoje nasienie, okaże się, że wszystko jest w porządku i mimo
to nie będziesz zachodziła w ciążę, musisz zrobić badanie cy-
tohcrmonalne cyklu, które określi, czy poziom hormonów
w- pierwszej i drugiej fazie cyklu jest wystarczający, żeby zajść
127
w ciążę. Ale to ewentualnie dalsza sprawa, zacząć trzeba od
męża. Wszystkie reakcje, które opisałaś, a więc ból piersi przed
mitsiączką i to, że w jej trakcie jesteś "cala rozdygotana
i plączesz", są normalne. Tak bywa, choć są dziewczyny, które
ten okres przechodzą znacznie spokojniej i łagodniej.
I jeszcze list od Krzysztofa, który obecnie odbywa służbę
wojskową. Pisze on m.in. tak: Do wojska pojechalem z jed-
nym tylko zamiarem popełnię samobójstwo .
Brzmi to wstrząsająco, a powód? Otóż Krzysztof obliczył, że
odbył już ze swoją dziewczyną kilka stosunków a ona jeszcze
nie jest w ciąży! I pisze dalej: Panie doktorze, czy do czegoś
jeszcze pod tym względem się nadaję? Jestem przekonany, że
wszystko dlatego, że przez dlugi okres uprawiałem samogwałt.
Załamałem się. Jak wybrnąć z tego kręgu udręczeń?
Byłoby to wszystko nawet zabawne, gdyby nie było aż tak
tragiczne. Tragiczny jest bowiem stan wiedzy o współżyciu
seksualnym dwojga osób. Nie masz, Krzysztofie, na ten temat
elementarnej wiedzy. Zapewniam Cię, że te wszystkie Twoje
udręczenia są wydumane. Zwyczajnie nie ma do nich naj-
mniejszych podst'aw. Nawet tysiąc zbliżeń nie wystarczy, by
dziewczyna zaszła w ciążę, jeśli odbywają się one poza fazą
jajeczkowania mniej więcej w środku cyklu, między jedną
a drugą miesiączką. Ponadto co się u Ciebie, w ogóle u męż-
czyzn, dzieje prawidłowego bądź nie, nie ma nic wspólnego
z masturbacją, na którą zwalasz wszystkie nieszczęścia. A w
ogolę głowa do góry i nie mówmy o samobójstwie.
Za co los mnie tak ukarał! Na widok kobiety w,ciąży zaraz
plączę i "wariuję" Blagam Pana o pomoc. Oddam wszystko
co mam. Jestem bliska utraty zmysłów. Co robić? ANKA.
Listy od młodych kobiet, które nie mogą doczekać się dziecka
są bardzo dramatyczne. Trudno zresztą wymagać od nich spo-
kojnego, wyważonego tonu. Są bardzo rozżalone i rozdrażnione,
a to z reguły fatalnie wpływa nie tylko na ich samopoczucie,
ale często równie źle na atmosferę rodzinną. Zaczynają się bo-
wiem kłótnie, nerwy, płacze. Ja rozumiem, że bezskuteczne wie-
lomiesięczne wyczekiwanie na dziecko, ściśle mówiąc na ciążę, '
128
niesie ze sobą niepokój, nerwy... ale przecież nie można się
zupełnie załamywać nawet wtedy, gdy dziecka nie będzie,
a tym bardziej załamywać się jakby na zapas nie mając
stuprocentowej pewności, że któreś z małżonków jest niepłodne.
W żadnym z wielu listów, jakie na ten temat otrzymałem,
o niepodważalnie stwierdzonej niepłodności nie ma mowy,
a rozpacz jest i to jaka. W każdym z opisanych przypadków
jest więc szansa na dziecko i mówię tak, nie dlatego, że jestem
optymistą i chcę Was pocieszyć, ale po prostu wynika to
z tego, o czym przed chwilą mówiłem jeśli nie ma stup-
rocentowej pewności itd...
Przez osiem miesięcy leczyłam się u ginekologa. Rozpoznanie
przewlekle zapalenie przydatków. Leczenie nie dało żadnych
rezultatów. Dalej nie mogę zajść w ciążę. Załamałam się psy-
chicznie i postanowiłam nie chodzić już do lekarza, żadnego
zresztą. Bardzo pragnę dziecka. (Wiem, że mąż jest na pewno
płodny). Proszę o radę. MAŁGORZATA.
No tak, bardzo dużo z Was upatruje przyczyny swego nie-
szczęścia właśnie w przebytych zapaleniach jajników i jajo-
wodów. Otóż istotnie mogą one prowadzić do niepłodności.
W przypadku zapalenia jajników może dojść do wytworzenia
się wokół nich stwardniałej błony śluzowej, która uniemożliwia
przedostanie się jajeczka. W takiej sytuacji nawet prawidłowo
przebiegająca owulacja w rzeczywistości jest owulacją bezja-
jecz.kową, bowiem jajeczko nie przedostaje się do narządu rod-
nego kobiety. Jeśli stan zapalny dotyczy jajowodów, może on
w konsekwencji doprowadzić do zmniejszenia lub całkowitego
zaniku ich drożności, a to uniemożliwia przedostanie się ja-
je zka, właśnie poprzez jajowód, do jamy macicy, gdzie na-
stępuje zapłodnienie. Dlatego też, by do tych najsmutniejszych
następstw nie doprowadzić, trzeba się leczyć i takiego le-
czenia nie przerywać. Jego przebieg jest długotrwały, ale nie
można się zniechęcać, bo stawka, jak widzicie, jest duża. Po
prostu należy uzbroić się w cierpliwość. Małgorzacie zalecam
badanie drożności jajowodów. Przeprowadza się je wyłącznie
129
w warunkach szpitalnych. W przypadku stwierdzenia niedroż-
ności prowadzi się skuteczne leczenie.
"Zrezygnowany" napisał tak: Mam 23 lata. Od roku jestem
żonaty. Niestety, żona nie może zajść w ciążą. Myślę, że po-
wodem tego jest maja bezpłodność. Tak przypuszczam. Nie
wiem jak to sprawdzić? Czy można też sprawdzić płodność
kobiety?
Płodność mężczyzny sprawdza się na podstawie badania na-
sienia, kobiety, poprzez badanie cytohormonalne cyklu. A przy
okazji jeszcze jedna sprawa. "Zrezygnowany" martwi się, że
od ślubu minął już rok a dziecka nie ma. "Stała czytelniczka"
rozpacza, że też już bez mała rok temu podjęła decyzję o uro-
dzeniu dziecka i nic z tego, itd. Kiedyś, kiedy nie było do-
kładnych badań stwierdzającch płodność męską i żeńską, przyj-
mowało się naturalny sposób określania płodności małżeńskiej.
I tak, jeżeli w ciągu dwóch lat systematycznego, podkreślani
systematycznego współżycia nie było potomstwa, to można było
wówczas podejrzewać zaburzenia płodności. Teraz określają
to badania, na które Was wysyłam, byście nie musieli żyć
w stresie. Dwa lata? Ludzie nie wiedzieli, kiedy jest dzień
płodny, a kiedy nie. Mogło się zdarzyć, co Warn też daję pod
rozwagę, że po prostu przypadkowo omijana była faza płod-
ności. Uznano, że trzeba jakiś czas odczekać, dać niejako mat-
żonkom szansę i utarło się, że mają to być właśnie te dwa lata.
Dziś na szczęście aż tak długo wyczekiwać nie trzeba.
Jestem mężatką od pięciu lat. Moje kłopoty zaczęły się dwa
lata temu. Zaszlam w ciążę. Radość była ogromna, ale trwala
krótko. W drugim miesiącu ze strasznymi bólami znalazłam
się u: szpitalu. Okazało się, że ciąża jest pozamaciczna. Byłam
operowana. Dlaczego to się stało? Ginekolog twierdzi, że będę
mogła mieć dzieci, ale wydaje mi się, że on nie chce powiedzieć
mi prawdy. Nie wierzę mu. Niech Pan mi powie prawdę, naj-
gorszą, ale prawdę. KRYSTYNA.
Ginekolog nie kłamie. Możesz mieć dziecko. Przecież znisz-
czeniu uległ tylko jeden jajnik czy też jajowód nie napisałaś,
gdzie ta ciąża się ulokowała. Druga para przydatków jest prze-
130
cięż w porządku. Dlaczego tak się stało, skąd się bierze ciąża
pozamaciczna? Zapłodnienie jajeczka nastąpiło miast w macicy,
powiedzmy w jajowodzie i tam już zostało. Ruch jajeczka ku
jamie macicy został zakłócony, tak czasem bywa i trudno okre-
ślić, dlaczego tak się dzieje. Jedno jest pewne kobiety, które
przeszły ciążę pozamaciczną, mogą mieć dzieci i je mają, sam
takie znam.


MIŁOŚĆ Z PRZESZKODAMI
ALBO
O ZDRADZIE l ZAZDROŚCI
'
Może pokrótce przedstawię swoje życie. Mam lat 27. Siedem
lat temu ożenilem się z dziewczyną, którą znalem trzy lata.
Po roku znajomości rozpoczęliśmy współżycie seksualne (byłem
jej pierwszym mężczyzną) i jak się okazalo odpowiadaliśmy sobie
l pod każdym względem. Tak jest do dzisiejszego dnia. Mamy
dwoje dzieci. Kochamy się bardzo. Przez najbliższych i zna-
jomych uważani jesteśmy za malżeństwo szczęśliwe. Tak jest
istotnie jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Nie mamy klopotów
mieszkaniowych, co tak nieraz dezorganizuje życie mlodym mal-
żeństwom. Zaraz po ślubie wprowadziliśmy się do kompletnie
urządzonego mieszkania. Jest w tej calej sprawie jednak jeden
szkopul. Niemal przez .wszystkie lata naszego malżeństwa były
inne} dziewczyny i to na tzw. dlugi dystans. Po prostu nie
lubię przygód od przypadku do przypadku, wiążę się z dziew-
czyną nie tylko seksualnie, ale i psychicznie. Takie uklady
ogromnie pomagają mi w moim życiu rodzinnym. Kiedy wracam
do domu, czuję się doskonale i jestem szczęśliwy. Nigdy nie
rozmawialem. z żoną na ten temat. Z tzw. gry slów mogę wnio-
skować, że jest ona zorientowana w moich sprawach, ale otwar-
cie nie rozmawialiśmy. Nasze współżycie seksualne uklada się
bardzo dobrze, sprawia nam obojgu satysfakcję. Wiem dosko-
nale, że w jej życiu nie ma oprócz mnie żadnego mężczyzny.
Dlatego też moje postępowanie może wydawać się cyniczne.
Jednak uważam się za czlowieka zupelnie normalnego i nie
mam żadnych wyrzutów sumienia. Obecnie już od paru miesięcy
jestem związany z kobietą, spotykamy się regularnie. Jesteśmy
bardzo szczęśliwi i jest nam dobrze. Doskonale oboje zdajemy
sobie sprawę, że jest to uklad, który może trwać dlugo, lecz
nie wiecznie. Nigdy nie rozmawialiśmy o rozwodach (ona też
ma rodzinę), bo tak jest nam po prostu wspaniale, taki uklad
nam odpowiada. Identycznie było we wszystkich poprzednich
przypadkach. Chcialbym aby ten list był swoistym drogowska-
zem dla tych, którzy nie mogą sobie poradzić ze swymi proble-
mami tak rodzinnymi, jak i seksualnymi. Wiem, że wiele osób
po przeczytaniu mego listu, oceni mnie negatywnie ale niestety
takie jest życie każdy chce przeżyć je jak najlepiej.
ALEKSANDER.
Hm... ,,drogowskaz" życiowy jest istotnie swoisty. Czy aby
na pewno może on być panaceum na wszystkie problemy? Ja
myślę, że odpowiedź na to pytanie i w ogóle ocenę propozycji
Aleksandra należy pozostawić Czytelnikom. Niech sami się nad
tym zastanowią i rozstrzygną. Chcialbym przy okazji listu prze-
134
kazać kilka refleksji o zdradzie. Cóż to takiego jest? Najogólniej
rzecz ujmując to sprzeniewierzenie się powszechnie panującym
zasadom. Co w małżeństwie oznacza termin zdrada wiadomo
raczej wszystkim. Wiadomo też, że prowadzi ona do za-
kłamania. Wraca się bowiem do domu jak gdyby nigdy nic,
udaje się, że nic się nie stało. A przecież tak wcale nie jest.
Aleksander napisał, że układy pozamałżeńskie nie przeszkadzają
mu, ba, że to dobrze wpływa na życie jego rodziny, że przez
to bardziej kocha ją i oczywiście żonę. To nie może być prawdą.
Zdradzając seksualnie, zdradzamy fizycznie, a to dla większości
z nas jest nie do przyjęcia. Gubi się gdzieś wiarygodność, jedna
z głównych zasad współżycia między ludźmi, upada ranga słowa,
przestaje ono się liczyć i coś znaczyć. Trudno sobie wyobrazić,
by za fizyczną nie szła zdrada uczuciowa. Mechanizm jest tutaj
taki przestaje się kochać żonę i dlatego łatwiej, czy wręcz
łatwo podjąć inny kontakt. Proszę zważyć tam, gdzie jest
miłość, nie ma zdrady.
Aleksander idzie po linii pewnego obyczaju, według którego,
tylko kobiety zdradzają, mężczyźni mają mniej lub bardziej
przelotne miłostki. Dokomponował sobie do tego wcale wygodną
filozofię, w której dużo o dobroczynnych skutkach zdrady. Czy
przypadkiem nie po to, by się przed samym sobą wytłumaczyć,
usprawiedliwić? Prawda jest bardzo nieskomplikowana zdra-
dy "odświeżają" tam, gdzie wielka miłość wygasła, tymczasem
poza małżeństwem jest tyle nowego, interesującego, nic tylko
po to sięgnąć.
Po zdradę sięgają najczęściej ci, którzy miłość małżeńską poj-
mują głównie jako erotyzm. Ten, jak wiadomo, z czasem bled-
nie, wygasa, no i wtedy szuka się nowych bodźców, nowych
atrakcji seksualnych. Przy tym wszystkim opowiada się wszem
i wobec o miłości do żony. Tak naprawdę, kocha się dom,
'dzieci, codzienną egzystencję, coś do czego się przywykło, co
jest niezbędne i zwyczajnie wygodne. A prawdziwa miłość to
nie tylko erotyzm. To wspólnota charakterów, wzajemne zro-
zumienie, wyrozumiałość, czułość... Kiedy tak się ją pojmuje,
to nawet wówczas, gdy ten erotyzm schodzi na dalszy plan,
układ jest nadal atrakcyjny i nikt nikogo nie zdradza.
Dużo zależy też od hierarchii potrzeb. Jeśli seks jest w czo-
łówce, to nie można się pogodzić z tym, że przychodzą inne
lata, inne sytuacje', zwyczajnie inne potrzeby i ucieka się
w zdradę. Podobnie jest z osobami, dla których seks jest je-
135
dyriym źródłem radości, oraz z tymi, którzy widzą w nim kom-
pensacje niepowodzeń w innych dziedzinach życia, szczególnie
zawodowej. Są też tacy, którzy traktują zdrady jako kolejne
etapy doskonalenia seksualnego, dochodzenia do wyrafinowania.
Wszyscy oni, niestety, sprowadzili erotyzm do seksu, a przecież
seks jest tylko jedną z jego składowych.
Zdradzają mężczyźni, zdradzają kobiety. Tym pierwszym nie-
mal nigdy nie groziły za to żadne konsekwencje. Natomiast
kobietom, owszem. Było i tak, że nawet śmierć. Strona
zdradzana zawsze cierpi dlatego, że kocha, że czuje się za-
grożona, że boi się o życiowe sprawy... albo ze wszystkich tych
powodów naraz. Prawdę mówiąc nie ma na to rady. Nawet
jeśli zdradzający wróci, to skaza, żal, gorycz, poczucie krzywdy
pozostają, niełatwo o nich zapomnieć. Ktoś kiedyś słusznie za-
uważył, że cierpienie jest integralną częścią miłości.
Ci, których zdrada współmałżonka dotknęła, pytają: co robić?
Na to pytanie nikt nie ma prawa udzielić odpowiedzi. Decyzję
trzeba podjąć samemu. Rozwiązania mogą być różne, ale tylko
dwoje zainteresowanych, czyli mąż i żona decydują o tym jakie.
Nikt nie ma prawa wtrącać się.
Chciałbym powrócić jeszcze do listu Aleksandra. Jakże często
powtarza on, że jego małżeństwo jest szczęśliwe, udane,
że kocha żonę, a ja się cały czas zastanawiam nad tym, czy
rzeczywiście tak jest. Więcej, zadaję sobie pytanie, czy kie-
dykolwiek ją kochał i przyznam, że mam duże wątpliwości.
Jeśli zdradza się kogoś niemal non stop od pierwszych dni
małżeństwa, to jak tu mówić o miłości? Nie chcę już po-
wtarzać, że kiedy prawdziwie się kocha, nie ma mowy o zdra-
dzie, nie ma się na nią ochoty. Bardzo często młodym ludziom
zdaje się, że to, co ich łączy, to wielka miłość, a tymczasem
biorą za nią gwałtowne pożądanie. Wtedy kiedy ono trwa, wier-
ność jest zazwyczaj przestrzegana. Ale przychodzi okres zmy-
słowego przesytu, no i wówczas z tą wiernością bywa różnie,
najczęściej kiepsko. Ja nie twierdzę, że coś takiego mogło przy-
darzyć się Aleksandrowi, ale nie ukrywam, że coś mi z tą
miłością tu "nie gra".
Chciałbym zakończyć cytatem z tekstu Ireny Krzywickiej:
"Dobrze jest, jeśli przestrzega się wierności małżeńskiej choć-
by po to, aby bronić miłości, aby nie rozmieniać jej na drobne.
Ludzie, którzy nie mają pietyzmu dla własnej miłości, to naj-
136
cseściej partacze, którzy niszczą życie wiosnę i cudze. Ktoś,
kto dla byłe przygody rujnuje miłość, zachowuje się jak czło-
wiek, który upuścił z mostu do wody portfel z całym swofrn
zapasem pieniędzy po to, żeby podnieść dziesięć groszy".
Mam 16 lat i swojego chłopca. Kłopot polega na tym, że
jest bardzo zazdrosny. Jak zobaczy mnie z jakimś chłopakiem,
tu od razu zaczyna sią kłótnia. Ja wtedy próbuję tłumaczyć,
że to mój znajomy, że nic mnie z nim nie łączy, ale mój
chłopak wcale tego nie chce słuchać. Nie chciałabym go stracić.
Pomóżcie, bo nie wiem już co robić. JOANNA.
Mamy oboje po 17 lat. Ona jest moją pierwszą dziewczyną,
a ja jej pierwszym chłopakiem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby
nie zazdrość. Małgorzata ciągle 'mnie o coś podejrzewa, robi
mi wyrzuty np. o to, że rozmawiam z innymi dziewczynami.
Ostatnio zaczęła mnie nawet śledzić, no bo jak to inaczej na-
zwać. Mówię jej, że dziś się nie zobaczymy, bo muszę się uczyć.
l proszę sobie wyobrazić, że niby przypadkiem wpada wie-
czorem do mego domu. Oczywiście, żeby mnie sprawdzić! De-
nerwuje mnie to, czuję się osaczony, chyba się rozstaniemy,
cłiociaż moja dziewczyna bardzo mi odpowiada i nawet ją ko-
cham. Po co ona wszystko niszczy? ADAM.
Kochająca się para musi być o siebie wzajemnie zazdrosna.
Jeśli uczucie to będzie istniało przez cały czas trwania związku;
daje duże gwarancje jego trwałości. Jestem za zazdrością, oczy-
wiście umiarkowaną. PIOTR.
Nie ma miłości bez zazdrości, śpiewała kiedyś artystka i po-
dejrzewam, że była to ulubiona piosenka Piotra, a pewnie
nie tylko jego. No cóż, nie mam zamiaru nikogo n'a si-
łę przekonywać, że to wcale nie tak. Dwa pierwsze listy
i sporo innych, które otrzymałem, są wcale niezłym dowodem,
że zazdrość może zburzyć miłość. Zresztą co ja tu o listach,
wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, by dojść do podobnej
konkluzji, już nie wspomnę o literaturze i filmie, a przykładów
znalazłoby się tam niemało. Osobiście jestem zdania, że może
być miłość bez zazdrości. Tam gdzie jest wzajemne zaufanie,
gdzie ludzie sobie wierzą, gdzie cenią siebie i swoje słowa (bar-
dzo ważne), zazdrość jest zwyczajnie niepotrzebna.
137
Co to w ogóle takiego ta zazdrość? Słownik języka polskiego
podaje: "uczucie przykrości, żalu i niechęci do kogoś na widok
jego powodzenia, szczęścia z powodu jego stanu posiadania itp.
zawiść". Tyle ogólne pojęcie tego słowa, a jak to jest w ka-
tegorii uczuć? Tutaj zazdrość należy do tych niższych, sąsiaduje
m.in. z zawiścią, nienawiścią, itd. Niezależnie od tego, czy do-
tyczy ona przedmiotu czy osoby, przeszkadza w normalnym
funkcjonowaniu. Z zazdrości bardzo często wypływają niespo-
łeczne działania, taki swoisty rewanż psychiczny, jak wyżywanie
się na kimś, poniżanie innych...
Zazdrość wygląda bardzo różnie w układach partnerskich.
Wszystko zależy od tego, jak kształtuje się jej poziom u obojga
zainteresowanych sobą ludzi, innymi słowy czy jest jednakowo
intensywna. Jeśli tak, lo związek może funkcjonować popraw-
nie. Niebezpieczeństwo pojawia się w chwili, gdy u jednego z
partnerów uczucie zazdrości ulega osłabieniu czy nawet zaniko-
wi. W sytuacji, kiedy zazdrość fizjologiczną eksponuje tylko jed-
na ze stron, układ staje się wyraźnie zagrożony. Druga strona za-
czyna uskarżać się na ograniczenie swobody, czuje się osaczona,
pozbawiona swojego ja. Zaczynają się wypominania, dokuczania,
prześladowania, wszystko to staje się coraz bardziej drastyczne
i nieuchronnie prowadzi do rozpadu związku chyba że partnerzy
się ockną.
Znacznie gorzej jest w przypadku zazdrości patologicznej,
która jest zjawiskiem chorobowym. Jeśli jeden z partnerów
jest nią dotknięty, normalne funkcjonowanie drugiego jest nie-
możliwe. Zazdrość patologiczna powoduje, że człowiek, któremu
się ona pizydarzyła, zachowuje się w sposób znacznie odbie-
gający od ogólnie przyjętych norm społecznych. Siedzenie par-
tnera, opowiadanie o nim wyssanych z palca nieprawdopodob-
nych rzeczy, zwyczajne zmyślanie, to tylko niektóre z wielu
objawów tej choroby. Krańcowym jej stadium jest obłęd za-
zdrości. Jest to po prostu choroba psychiczna. Osobnik nią do-
tknięty tworzy, wokół człowieka, o którego jest zazdrosny, oś
urojeniową. Jedynym wyjściem z tego stanu jest leczenie psy
chiatryczne, choć nie zawsze przynosi ono pozytywny sku-
tek. W przypadku jeśli partner odmawia leczenia, jedynym roz-
wiązaniem dla drugiej strony, dla jej czy jego zdrowia psy-
chicznego, jest odejście.
U ludzi dojrzałych, zazdrość jest najczęściej elementem prze-
szkadzającym -we współżyciu, niosącym przykrości, kłótnie, jed-
138
nym słowem nerwy i jeszcze raz nerwy, a w konsekwencji
zniechęcenie. Wspomniałem już, że jest do zniesienia tylko
w przypadku, gdy jej intensywność jest równa u obojga par-
tnerów. Jest także do zniesienia, tzn. daje szansę na utrzymanie
się związku wówczas, gdy strona atakowana zazdrością wy-
kazuje wyjątkową odporność i tolerancję, zwyczajnie godzi się
na taki stan. U źródeł tej postawy leży nie tylko odpowiedni
charakter, ale także wielka miłość. Ta, jak wiadomo, może
znieść wszystko, pozwala także znieść i to.
Chciałbym ostrzec tych wszystkich, którzy są podatni na
,,wpadnięcie" w zazdrość by zwalczali to niskie w końcu uczucie,
w każdym razie nie kultywowali go i nie pogrążali się w nim.
Czyż nie wymaga skarcenia egoistyczne traktowanie drugiej
strony jako wyłącznej własności? Przecież nie jest tajemnicą,
że zazdrość to szczytowa postać egoizmu partnerskiego. Czyż
nie lepiej budować związek na wzajemnym zaufaniu i po-
szanowaniu? Przestrzegam tych, którzy wykazują skłonności do
hołubienia tego uczucia ciężko Wam będzie żyć, możecie
wiele w swoim życiu zespuć. Swoim i osoby Wam najbliższej.
Chciałbym na koniec zająć się zazdrością u ludzi bardzo mło-
dych, dziewcząt i chłopców, którzy, sądząc z listów, nie bardzo
jeszcze wiedzą co to jest miłość, ale już znają zazdrość. Otóż
pierwsze związki uczuciowe mają niejako wkomponowaną
w siebie zazdrość. Przecież pierwsze uczucia są bardzo ego-
istyczne, zachłanne, takie tylko dla siebie. Miłość, która spada
na nastolatków jest dla nich czymś nowym, zupełnie nieznanym,
jest to stan, który ich nigdy przedtem nie dotknął. Dziewczyną
i chłopak wpadają w zachwyt nad sobą, strzegą tego zachłannie,
boją się, by nikt im tego nie zabrał. I to jest normalne
i taką zazdrość można zrozumieć i wytłumaczyć. Ba, ona bardzo
się nawet podoba, przede wszystkim dziewczętom. Są dumne,
szczycą się tym, że chłopak jest o nie zazdrosny, oczywiście
ku zazdrości innych koleżanek. Ale to wszystko do czasu. Czar
pryska w momencie kiedy czują, że to krępuje ich ruchy, ogra-
nicza wolność osobistą i swobodę działania. Wtedy zaczynają
mieć tego dość tak właśnie jak młodociani autorzy naszych
listów Joanna i Adam. Jeśli zazdrośnicy ze wspomnianych li-
stów nie opamiętają się, nie popracują nad sobą i nie wyzbędą
się zazdrości, nic dobrego tym związkom nie wróżę, po prostu
rozpadną się. Powtarzam jeszcze raz wystrzegajcie się za-
zdrości. bo ciężko z nią żyć i temu, kto jest nią owładnięty,
139
i temu, kogo zazdrośnik prześladuje. To wcale nie takie trudne.
Spróbujcie uwierzyć sobie i swoim słowom.
Znakomity Paul Yerlaine w jednej z elegii pisa!:
,.Pośród niewielu przywar obcych mi zamieszczę
Zazdrość, owo uczucie nad inne zlowieszcze..."
A trochę dalej nazwał ją "haniebną przywarą". Jeśli ja Was
nie przekonałem, uwierzcie poecie, a w ogóle czytajcie wier-
sze.
Pisze, do Pana pod wpływem artykułu "Zdrada". Rzadko czy-
tam tego typu, zazwyczaj pelne sprzeczności i kontrowersji,
porady. Jednak tym razem zaintrygował mnie list Aleksandra
oraz zaciekawiło Pańskie podejście do sprawy. Dlaczego na-
pisałam o kontrowersyjności tego typu porad? W wielu z nich
pisze się o dopuszczalności zdrady, a nawet się. ją zaleca (np.
Pani Wisłocka). Przypuszczam, że tu bije źródło listu Alek-
sandra, który proponuje swoje podwójne życie jako układ do
przyjęcia w małżeństwie. Gdy byłam młodą i dziewczyną, nie
czyniłam ze swej cnoty twierdzy nie do zdobycia. Prze-
żyłam wiele kolorowych przygód. Dziś zastanawiam sią
jaki wpływ na moje postępowanie miała wówczas li-
teratura ja tak bardzo chciałam być nowoczesna. Dziś,
po latach małżeństwa i ciężkich przeżyciach, mam in-
ne spojrzenia na te sprawy. Przed pięciu laty pozna-
łam młodszego od siebie człowieka, który zwrócił na mnie
uwagę mimo widocznych usterek mojej urody. Zaczęło się ba-
nalnie, od konferencji, w której wspólnie uczestniczyliśmy, póź-
niej były pierwsze wiosenne kwiaty (zasuszone przeze mnie),
spacery, rozmowy. Kiedy mąż wyjechał służbowo, przeżyliśmy
dwa piękne dni. Z niecierpliwością oczekiwałam następnych
spotkań, ale wtedy mąż, dodam, że chorobliwie zazdrosny, przy-
padkowo zorientował się w sytuacji, jakkolwiek nie miał pew-
ności. Zaczęła się wojna nerwów zakończona niemal rozbiciem
rodziny. Na szczęście zorientowałam się, że nie byłam jedyną
przygodą w życiu mojego (żonatego zresztą) partnera. Zdradził
nie tylko mnie, ale i żonę. Jak wielki był to dla mnie wstrząs,
niech zaświadczy fakt, że przez dwa lata leczyłam się w Poradni
Zdrowia Psychicznego. Moje małżeństwo zostało zagrożone, do
dziś jesteśmy wobec siebie nieufni i zastanawiam się, czy dziś
po latach szczera rozmowa, taka wszystko wyjaśniająca, po-
mogłaby zlikwidować ten szklany mur, który nas dzieli. Często
czuję, że żyjemy obok siebie, a nie razem. Dlaczego do Pana
140
napisalam? Chciałam poinformować czytelników Ars amandi,
że L210. kolorowe incydenty kiedyś muszą zakończyć się za-
angażowniem uczuciowym, zwłaszcza jeśli partner odpowiada
seksualnie, a małżeństwo spowszedniało. Niestety jest to naj-
częściej zaangażowanie jednostronne. Napisałam również dla-
tego, bo zastanawiam się, do jakiego stopnia możliwa jest szcze-
rość w małżeństwie, w ogóle w układzie partnerskim? Może
przedstawi Pan swój pogląd na ten temat? Bardzo proszę,
o odcinek pt. "Szczerość" niech partnerzy wiedzą, że nie
można traktować drugiego człowieka jak swoją własność. Trze-
ba by to dedykować zwłaszcza tym chorobliwie zazdrosnym.
ALEKSANDRA.
No wiać dobrze. Będzie o szczerości. Wiem, że jest to jedna
z tych spraw, które Was niepokoją, które niosą wiele znaków
zapytania. Jak zawsze, i tym razem chciałbym pomóc Wam
w budowaniu ładu wewnętrznego. To on jest warunkiem spo-
koju i radości, dlatego wszyscy do niego dążą.
W "Ars amandi" przekazuję informacje zweryfikowane przez
naukę lub długotrwale doświadczenia kliniczne. Często prostują
one powszechnie kursujące fałszywe opinie i sądy. Staram się
uporządkować to wszystko. Wiele już takich sprostowań prze-
kazałem Wam. W sztuce miłości, która jest sztuką życia nie
wszystkie prawdy są wsparte na tak ewidentnych pewnikach
jak np. twierdzenie Pitagorasa. Potężnej sfery ludzkich uczuć
nie da się wcisnąć w jedne standardowe ramy pasujące dla
wszystkich. Jak długo trwa i rozwija się homo sapiens, jak
długo porządkuje swoje postępowanie normami prawnymi oby-
czajowymi, etycznymi, tak nigdy nie osiągnęły one wartości
uniwersalnych. Nie były także ponadczasowe, ponadnaro-
dowe, ponadplemienne itp. Co w jednej grupie jest surową
' normą, w innej w tym samym czasie może być jej przeciwień-
stwem. Etyka normatywna jest zjawiskiem dynamicznym, tak
w czasie jak i w przestrzeni. Ośmielam się zaryzykować po-
gląd, że powinna być elastyczna i "uchylać swój surowy wyrok
w szczególnych sytuacjach. Dotyczy to problemu, który wnio-
sła dzisiaj na wokandę Aleksandra szczerości w małżeństwie..
Na świadka obrony przywołuję praktykę pbradnianą. Oto
on i ona kochają się bardzo. Przysięgają sobie wierność i szcze-
rość. Będą się teraz dzielić wszystkimi sprawami, wszystkim
co zaistnieje w ich myśli, mowie i uczynku na gorąco, na-
141
tychmiast. Któreś z nich wpada na pomysł, by dla pełnej czy-
stości sytuacji rzucić pod stopy ukochanej (ukochanego) wszel-
kie znaczące, a nawet i drobne zdarzenia z przeszłości. Tym-
czasem okazuje się, że- jedno z nich dotknięte jest stygma-
tem zazdrości, takiej prawie fizjologicznej. No i cóż! Okazuje
się, że wokół zachowań obecnych reakcje zazdrośnika są jesz-
cze do zniesienia, ale kiedy zaczyna się grzebanie w przeszłości,
to już jest znacznie gorzej. Te indagacje, dochodzenia, mo-
lestowania: a jak to było naprawdę, ile razy, po co, z kim,
a może jeszcze z kimś innym. Normalnie reagujący człowiek
udźwignąć tego nie potrafi. I co dała tej konkretnej parze głę-
boka szczerość? Nie ulega wątpliwości, że odsłonięcie tajemnic
przeszłości zabrało nadzieje na trwanie tego związku. I po
co to wszystko?
Zdrada, przydarzyć się może obydwu stronom. Przyczyny by-
wają różne: ciekawość, krótkotrwałe olśnienie, układ zależności,
wyjątkowo sprytne uwiedzenie, nawet zniewolenie, bywa zdrada
z wdzięczności, z chęci sprawdzenia się (jest to szczególnie nie-
bezpieczne!). Ujawnienie tych incydentalnych zdarzeń w przy-
pływie szczerości w niejednym małżeństwie zburzyło dotych-
czasową harmonię. Niejedno, mając wszelkie szansę na trwanie
aż do przysłowiowej grobowej deski, rozsypało się, w innym
partnerzy przechodzą w stan zimnego oddalenia od siebie.
I co tym parom dała głęboka szczerość? Czy warto było zwie-
rzać się na okoliczność incydentu, pojedynczej zdrady? Ci ludzie
nierzadko autentycznie kochali się, byłi szczęśliwi i wszystko
runęło.
Jakich rezultatów można spodziewać się po chwili szczerości
w małżeństwie Aleksandry? Jeśli szklany mur zbudowany jest
tylko z podejrzeń, to po ujawnieniu, wtedy gdy te podejrzenia
przekształcą się w ponurą dla męża prawdę, ów mur może
pójść w rozsypkę, oczywiście razem z małżeństwem. A jeśli
jest tak, że jego rusztowania podtrzymywane są przez
męża, bo jest mu akurat tak wygodnie, to szczere wyznanie
dostarczy mężowi materiału budowlanego do umocnienia tego
muru. Jeśli mąż jest chorobliwie zazdrosny, to jego dotych-
czasowe domysły przemienia się w cały system podejrzeń, z
czym wspólnie żyć będzie bardzo trudno. Takie mogą być na-
stępstwa chwili szczerości.
Ośmielam się wadzić z nakazem dekalogu: nie cudzołóż. No
cóż, dekalog dekalogiem a życie życiem. Cudzołożenie się zdarza
142
i przynosi wyjątkowo bolesne skutki. W związku z tym mam
propozycje. tym, którzy jeszcze takich doświadczeń nie po-
czynili, proponuję, żeby trzymali się tej sprawdzonej zasady,
a jeśli już ją złamią, radzę potrzebę szczerości dobrze wyważyć
na wadze rozsądku i sumienia. Wydaje mi się bowiem, że mo-
ralne jest to, co przynosi jak najmniej szkód w rodzinie
i chroni jednostkę przed cierpieniami.


ŻYCIE TO NIE BAJKA
ALBO
ROZSTANIE
Mam 19 lat. Bardzo boleśnie zawiodłem się na miłości i już
w nią nie wierzę. Rok temu poznałem dziewczynę.. Od samego
początku nie chodzilo mi o współżycie, ale o prawdziwą miłość.
Tymczasem po tygodniu znajomości moja dziewczyna zażądała
ode mnie "dowodu miłości". Zgodziłem się. Miała .17 lat, nie
byłem jej pierwszym chłopcem. Ciągle powtarzała, że nigdy
w życiu nie była tak szczęśliwa. Ja odczuwałem to samo. Tak
było do sierpnia, kiedy to ona wyjechała na obóz. Te trzy
tygodnie wakacji rozdzieliły nas chyba na zawsze. Po przyjeździe
powiedziała mi wprost, że nie jestem jej już potrzebny, że
chce być wolna i robić, co jej się podoba. Dowiedziałem się,
że na tę "wolność" namówili ją koledzy i koleżanki na obozie.
Byłem kompletnie zalamany. Obecnie jestem w wojsku, nie
mogę tu wytrzymać, tak bardzo chciałbym, żeby do mnie na-
pisała, ale ona nie odzywa się. Co ja mam robić, boję się
o siebie. MARIUSZ.
Mam 17 lat. On ponad 20. Od trzech lat jestem w nim za-
kochana po uszy. Od niespełna dwóch lat spotykamy się. Pier-
wszy pocałunek połączył nas półtora roku temu. Rozmawialiśmy
m. in. o rozpoczęciu 'współżycia seksualnego. Długo zastana-
wiałam się przed podjęciem ostatecznej decyzji. Brałam pod
uwagę swój młody wiek, myślałam o konsekwencjach, a nawet
trochę się bałam. Przed rokiem oddałam mu się. Po bardzo
krótkim czasie zostawił mnie. Chciałam wtedy popełnić samo-
bójstwo. Od pół roku znów się spotykamy, sypiamy ze sobą.
Bardzo się w to wszystko angażuję, ale on nadal mnie nie
kocha, powiedział mi .to nawet. Ja -nie mogę bez niego żyć
i nie jestem w stanie pokochać innego. Jeżeli mnie jeszcze
raz zostawi, to sobie coś zrobię. Błagam, niech Pan mi poradzi,
j co mam zrobić, żeby mnie pokochał. AGATA.
S
Miłość to zjawisko powszechne i -jest jej tyle odmian, ilu
jest ludzi, ba, nawet ta sama osoba przeżywając kilka po sobie
następujących uczuć jest przekonana, że to aktualne jest wy-
jątkowe. Jest jednak jakaś wspólna, charakterystyczna dla czło-
wieka baza uczuciowa, z której wyrastają te zindywidualizo-
wane oblicza miłości. W tym miejscu oddaję głos wielkiemu
polskiemu psychologowi, psychiatrze i filozofowi prof. Tadeu-
szowi Bilikiewiczowi: "Stan zakochania, rodzaj fizjologicznej
ostrej psychozy, albo miłości, która jest podostrym lub prze-
wlekłym odpowiednikiem zespołu zakochania, zdaje się być
zjawiskami czysto ludzkimi. Chociaż seksualna geneza tych fi-
146
zjologicznych zespołów nie ulega wątpliwości, to jednak można
ssę w niej dopatrzyć nowych jakości. Stany te powstają mia-
nowicie bez tej konieczności będącej wyrazem fizjologicznej po-
trzeby organizmu, konieczności znamionującej ruję u zwierząt
lub popęd płciowy mniej więcej trwały u człowieka. Stan za-
kochania zdaje się występować bez względu na aktualny stan
fizjologiczny ustroju. Wystąpienie tego zespołu zależy miano-
wicie od szeregu warunków środowiskowych, pobudzających
u danego osobnika wiele naraz rozmaitych uczuć wyższych, np.
zainteresowań intelektualnych, uczuć estetycznych, wspólnoty
uczuciowej natury społecznej, przekonaniowej, moralnej, twór-
czej ;td. Rozmaite więc elementy z zakresu uczuciowości wy-
ższej stwarzają warunki dla powstania zespołu miłości ducho-
wej (...) zachodzi pewne podobieństwo między ostrym zespołem
zakochania u człowieka a zjawiskami psychicznymi u zwierzęcia
w okresie godowym: ta sama nagła przemiana osobowości ten
sam monoideizm, ten sam zwrot ku nowym zainteresowaniom,
to samo górowanie jednego uczucia nad innymi zarówno wyż-
szymi jak i niższymi, to samo oderwanie się od nawyków
środowiskowych (...). Człowiek przeżywa podmiotowo stan szcze-
gólny stojący na pograniczu między bezkrytycznym błogostanem
i tajemniczym poczuciem czaru, który spływa z przedmiotu za-
kochania. Przedmiot ten nabiera cech uroku, wobec którego
cichnie glos rozsądku i krytycznej rozwagi. U pewnych osob-
ników zwłaszcza młodocianych przewlekający się .stan uniesie-
nia może stwarzać coś -w rodzaju poczucia posłannictwa, prag-
nienia uczynienia z siebie ofiary, poświęcenia się, zatracenia
(...). W stanie tym może się nawet zacierać spostrzegawczość
(...). Zanim pryśnie czar, pod wpływem nastroju mogą nastąpić
najlekkomyślniejsze posunięcia życiowe. Podobnie jak ruja stan
ten jest przemijający. W sprzyjających warunkach ostry ten
' zespół quasi psychotyczny przechodzi w przewlekły stan mi-
łości, gdy do pierwotnego nastroju zakochania doiqczq się trwal-
sze uczucia przyjaźni, wspólnych zainteresowań i przyzwycza-
jenia".
A teraz przyjrzyjmy się. Mariuszowi i jego pięknej chorobie.
Nie wierzysz w miłość? Przecież jesteś w niej zanurzony po
uszy! Niestety Twoja dziewczyna nie dorosła do roli podmiotu
równego Tobie i Twojego uczucia. To udawane raczej szczęście,
przeżywane z Tobą, jakże szybko wymieniła na wolność za-
proponowaną przez koleżanki a myślą, że głównie przez kolegów
147
z wakacyjnego obozu, którym w zamian za tak niepowszedni
pomysł, kto wie, czy nie zaproponowała jakiegoś aktu wdzięcz-
ności. Tak wyjątkowa nieudatność Waszego asymetrycznego
związku uczuciowego wzięła się stąd, że Ty wszedłeś akurat
w stan uczuciowego oczekiwania na wielką miłość i na Twoje
nieszczęście trafiłeś na poszukiwaczkę przygód. Ma ta dziew-
czyna coś urokliwego, co Ci wzrok, słuch i intuicję przymro-
czyło, a do tego jest też i bardzo sprytna. W miłość nie możesz
przestać wierzyć, bo jej główne ostrze jest poza naszą wiarą,
gdy się dobrze trafia, rozwija się ona cudownie. Zespół za-
kochania, który przechodzisz to catharsis (wstrząs i oczyszcze-
nie). Serca, których ten stan nie dopadł, są podobno przez
całe życie cherlawe.-
Teraz zmieniam tylko płeć, ale pozostaję przy tym samym
cierpieniu, czyli przechodzę do listu Agaty. 17 lat i już miłość
po uszy, takie dziecięce oczarowanie znacznie starszym od siebie
człowiekiem (oczywiście dla tego przedziału wiekowego), co to
mógłby spełniać rolę i opiekuna, i powiernika, i nauczyciela.
Z czasem delikatnie otwierała się .przed Agatą furtka erotyzmu
spotkania, pierwszy pocałunek, pierwsze oddanie się. I ten
prawie opiekun, po osiągnięciu czegoś szczególnego, co zbliża
i wydawało się cementuje, odchodzi. Wyuzdany zdrajca? Chyba
nie. Wraca. Wie o tym, czuje, że przeżył coś wartościowego,
że odrzuca uczucie, którego być może już nie spotka. Dlaczego
' więc odchodzi? Może, przynajmniej na razie, nie jest nv stanie
dać nic równie wartościowego i dlatego boi się tego związku?
Nierówne siły uczuć wnoszą w związek szamotaninę. Spróbował
już tego, lęka się. Wrócił, jest, ale tym razem nie udaje uczucia,
jest obecny z pragnienia drugiej osoby. Jestem prawie prze-
konany, że nie powoduje nim tylko litość. Co prawda, litość
to też uczucie wyższe, ale tu jest coś więcej. Chłopak ma na-
dzieję, że być może jeśli nie dorówna aktualnej egzaltacji uczu-
ciowej partnerki, to "do pierwotnego zespołu zakochania dołączą
się trwalsze uczucia przyjaźni, wspólnych zainteresowań, przy-
zwyczajeń".
Dla Agaty mam kilka wskazówek. Nie uzewnętrzniaj swych
zgryzot miłosnych z taką siłą, nie miotaj się, nie krzycz
o swej miłości przy partnerze, bo w ten sposób możesz go
jeszcze bardziej zniechęcić. Bądź stonowana, delikatna w wy-
rażaniu swego uczucia. Niech to on raczej odczuwa niż wie
z Twych relacji słownych lub nadmiernie ekspresyjnego za-
148
chowania. Niech Twa miłość Będzie raczej altruistyczna a nie
histeryczna i narzucająca się.
Poniżej wszelkiego poziomu jest szantażowanie samobójst-
wem. To odstrasza, a nie wiąże partnera. Jest to straszliwie
prymitywny dowód miłości.
U bardzo wielu z Was niepokoi mnie i drażni oślepiająco-
paraliżujący monoideizm. Już kiedyś o tym pisałem jesteście
na ogół ludźmi jednej "wersji", działacie według zasady wszyst-
ko albo nic, ten (ta) albo żaden (żadna inna). Jedna "wersja"
ogromnie przeszkadza swobodnie poruszać się w labiryncie
życia, a kiedy wymarzony cel lub osoba odsuwają się, popada
się w rezygnację lub depresję. Kiedy ma się inne nastawienie ży-
ciowe i dopuszcza się, że obrana droga czy wytknięty cel mogą
być nieosiągalne, to nawet jeśli przejdziemy prywatne trzęsienie
ziemi, będzie to "etap przełomu, dezintegracji pozytywnej"
jak mawiał prof. Kazimierz Dąbrowski. Wychodzi się z tego
w nową, dojrzalszą osobowość a nie w dołek rezygnacji i obe-
zwładnienia.
Mam 18 lat. Zawsze sobie w życiu jakoś radzilem póki jej
nie pokochałem. Przez pól roku nie mogliśmy bez siebie żyć,
nie widzieliśmy poza sobą nikogo. Wierzylem, że jak kocha,
to nie rzuci. Pewnego dnia dowiedziałem się, że pogodziła się
ze swoim poprzednim chłopakiem, ale jeszcze niczego nie po-
dejrzewalem. Wkrótce, na dyskotece, powiedziała mi, że wraca
do tamtego, zrywa ze mną i żebym nie popełnił żadnego
głupstwa. Nie wiedziałem co robić, po prostu chciałem się
otruć. Dzięki szybkiej pomocy lekarskiej żyję, ale nadal nie
wiem, co się ze mną dzieje. Ciągle o niej myślę, nie mogę
spać, nie mogę o niej zapomnieć. Minęły dwa tygodnie, a ona
ciągle stoi mi przed oczyma, nie mogę się uczyć. Może się
to wyda Panu dziwne, ale tak jest ze mną naprawdę. Mieszkam
'w internacie, w którym są dwa. piętra dziewcząt, ale one mnie
zupełnie nie interesują, stałem się obojętny. Co mam robić?
Czy zawsze będę nieszczęśliwy? ZROZPACZONY JACEK.
Afam 27 lat i koszmar poza sobą. Miałem 18 lat, gdy poznałem
ją. Pokochałem, chciałem, by została moją żoną. To była moja
pierwsza miłość. Po sześciu latach, ona mnie porzuciła. Poszła
sobie do innego i już, a ja zostałem sam, jak to się mówi
"na lodzie"... Zmarnowałem najpiękniejsze lata życia, została
pustka. Całe moje przyszłe życie stało się dla mnie przekleń-
stwem, złamali mi je oni, oboje. Już od dwóch lat jestem zu-
149
pełnie samotny i nieszczęśliwy. Jestem już stary (tak się czuję),
zmęczony i w ogóle załamany psychicznie. Jedyne wyjście
z tego koszmaru to chyba śmierć. Dlaczego ona mi to zrobila?
Ja ją tak bardzo kochałem. Piszę ten Ust do Pana, po to,
by ktoś życzliwy, go przeczytał. PIOTR.
W powszechnej świadomości inicjatywa w układach partner-
skich należy oczywiście do mężczyzny. To on wybiera kobietę
i on ją porzuca, a tutaj takie listy! Placzliwość mężczyzn to
chyba coś zaskakującego. Czyżby zmiana obyczaju? Wygląda
na to, że panowie coraz częściej przyjmują postawę bier-
no-zależną i czekają na to, co kobieta ofiaruje, są wręcz
przez nie wybierani, no i także porzucani. Do tego jeszcze ta
wspaniałomyślność kobiet nie rób głupstw, bądź dzielny itp...
Przyznaję, że to może szokować. Zostawmy analizę obyczaju
socjologom, zajmijmy się sprawami z dziedziny ars amandi.
Odejście dziewczyny bywa dramatem nie tylko dla nastolatków,
ale także dla już zupełnie dorosłych, no bo za takiego należy
chyba uznać 27-latka. Dla osoby, która jest zakochana, wy-
gaśnięcie uczucia u partnera może być bolesne w każdym okre-
sie życia. Bodaj najbardziej dla tych, którym zdarza się to po
raz pierwszy. Pojawia się pustka, żal, poczucie krzywdy, upo-
korzenie, często pretensje i potępienie ,dla osoby, która odeszła.
Zastanówcie się, czy można potępiać kogoś za to, że przestał
kochać, że przestaliśmy być dla niego atrakcyjni? W żadnym
wypadku chłopak nie powinien płakać, winien raczej zastanowić
się nad tym, co się stało i nad sobą. Dobrze jest przyjrzeć
się sobie samemu, spróbować odpowiedzieć na pytanie dla-
czego przestałem być atrakcyjny, jakie popełniłem błędy, co
doprowadziło do zerwania. Taka autoanaliza jest bardzo po-
mocna na przyszłość pozwala uniknąć podobnych błędów.
Kiedy? Ano wówczas, kiedy gorycz minie, a minie prędzej czy
później, i chłopak zakocha się ponownie. To naprawdę tylko
kwestia czasu. Przyjście do siebie zabiera go tym więcej, im
głębsze było uczucie. Wierzcie mi, niemal wszyscy przechodzą
przez podobne cierpienie, jakoś z tego wychodzą i najczęściej
daisze życie szczęśliwie im się układa.
Najgorsza jest metoda, którą wybrali Jacek i Piotr: owo roz-
czulanie się nad samym sobą, hołubienie swego "nieszczęścia",
delektowanie się nim, a nawet obnoszenie. Po co? ,To
tylko przedłuża proces wychodzenia "z dołka". Rozsądek
podpowiada, by ani nie afiszować się z tym cierpieniem, ani
150
go nie przedłużać. Ja wiem, że to boli, ale przecież trzeba
nauczyć się przegrywać z uśmiechem nawet wtedy, gdy bardzo
boli. Koniecznie. Życie nie składa się z samych przyjemności,
ta umiejętność bardzo się przydaje.
Mam pytanie do Jacka i Piotra: czy chcielibyście, żeby Wasze
dziewczyny pozostały z Wami, mimo że już ich uczucie wygasło,
czy to by Was naprawdę uszczęśliwiło? Chyba nie. Przecież
wtedy cierpielibyście i Wy, i one. Niestety, taka jest prawda.
Fikcja nie służy żadnemu z partnerów. Im dłużej się to uda-
wanie utrzymuje, tym boleśniejszy staje się związek dla obojga.
Pojawiają się kłótnie, wyrzuty, wzajemne oskarżenia, a to do
niczego dobrego nie prowadzi. Dlatego opowiadam się za szcze-
rością. Namawiam Was na nią gorąco. Jak wiadomo, młodzi
ludzie zakochują się i odkochują gwałtowniej niż ludzie starsi.
Nie ukrywajcie zmian swoich uczuć, swoich wahań, rozma-
wiajcie o tym ze sobą. Nie bójcie się o tym mówić, bądźcie
wobec siebie szczerzy, przy czym szczerość nie musi
zaraz być jednoznaczna z brutalnością, choć niektórym tak się
wydaje. To błędna ocena. Można być szczerym będąc przy tym
taktownym, delikatnym. To sprawa kultury i wrażliwości.
Jak już mówiłem, trzeba umieć przegrywać z uśmiechem,
z godnością. Nie każdy potrafi, ale zawsze trzeba się jednak
starać. Osoby porzucone różnie na to reagują. Bywa, że czepiają
się złudzeń i błagają o kolejne spotkania, błędnie rozumując,
że to może coś zmienić. Tymczasem to tylko przedłuża
udrękę, naprawdę nie warto się "szarpać". Przestrzegam także
przed zakochaniem się "na złość". Zdarza się bowiem, że chło-
pak czy dziewczyna, by zapomnieć, natychmiast "zakochuje się"
w kimś innym. Komu to "na złość"? Z reguły jest to najlepsza
droga do kolejnych cierpień i dla chłopaka, i dla Bogu ducha
winnej tej trzeciej, już nie mówiąc o tym, że to jest wobec
niej nieuczciwe. W miłości nic co "na siłę", co z wyrachowania
nie popłaca. Porzucony musi przejść z godnością przez swą
przykrą "przypadłość" i dopiero po jakimś czasie dla każdego
będzie on inny wewnętrznie uspokojony, świadom swych
walorów, ale i przede wszystkim skaz, ma szansę na udany
układ partnerski. Myślę, że i Jacek, i Piotr wezmą sobie to
ws/ystko, co tu napisałem, do serca, że zrobią z tego użytek.
Panowie, nie podoba mi się ta płaczliwość, myślę, że nie tylko
mnie. Jestem za wzięciem się w .garść. Dedykuję wam złotą
myśl, którą przeczytałem w pracy jednego z psychologów:
151
"Każde rozczarowanie pomaga człowiekowi poznać lepiej ludzi,
pozwala mu też uzmyslowić sobie, czego on sam potrzebuje ze
strony osoby, którą kocha, daje mu możliwość poznania błę-
dów, jakie popełnia" Zastanówcie się nad tym.
Dziewczyna miala na imię Agata. Po pól roku znajomości za-
proponowałem jej chodzenie, po półtora odbyły się zaręczyny.
Termin ślubu był już ustalony, kiedy otrzymalem wezwanie
do wojska. Moja jednostka była niedaleko, mogłem wiać wpadać
do domu co dwa tygodnie. Po trzech miesiącach rozstania
z ukochaną dziewczyną, przyjechałem niezapowiedziany.
Nie zastałem jej jednak. Wieczorem spotkałem kum-
pla, wybraliśmy się na spacer i zobaczyłem Agatę. Szła z nie-
znajomym mi chłopakiem, czule obejmowali się. To było dla
mnie straszne. Spostrzegła .mnie, podszedłem, ale nie chciała
ze "mną w ogóle rozmawiać. Przeprosiłem i odszedłem. Rano
poszedłem do niej i wtedy powiedziała mi, że to już koniec.
Przyszło jej, to bardzo lekko, a przecież znaliśmy się ponad
trzy lata, no i te zaręczyny. Do jednostki wróciłem załamany, pró-
bują się teraz pozbierać. Nie jest to proste. Dlaczego mnie
tak zlekceważyła? Ciągłe o niej myślę, nie wiem co zrobić,
żeby o wszystkim zapomnieć. Niedlugo wyjdę do cywila i wrócę
w to samo środowisko, boję się tego. Z chęcią zapadłbym się
pod ziemię. Wiem, że w wojsku je&t dużo takich jak ja, próbują
odbierać sobie życie, kaleczą się. Przyznam, że sam byłem temu
bliski, ale silna wola i chęć życia zwyciężyły. Może Pan ma
jakąś receptę na powrót do stanu pierwotnego. MICHAŁ.
Skończyłem 19 lat. Od grudnia ubiegłego roku przebywam
w areszcie śledczym za przestępstwa, które prfpełnilem na te-
renie mojego miasta. Były to włamania do mieszkań prywat-
nych. Żyłem wtedy emocjami, w ogóle nie myślałem o skutkach
moich nieprzemyślanych czynów. Wszystkie te przestępstwa po-
pełniłem pod wpływem alkoholu, co podczas rozprawy miało
ujemny wpływ na wyrok. Sąd skazał mnie na pięć i pół roku
pozbawienia wolności i na grzywnę, nie wiem nawet jaką, bo
podczas odczytywania wyroku byłem kompletnie zalamany, nic
nie słyszałem, płakałem jak dziecko. Teraz czekam na upra-
womocnienie się wyroku, potem napiszę do Rady Państwa, gdyż
,tylko ona może mi teraz pomóc. Pragnę skorzystać z prawa
łaski. Jestem pewien, że już nigdy, w życiu nie wyciągnę ręki
po cudzą własność. Nie mam pretensji do sądu, ale tak bardzo
chciałbym naprawić moje życie i stać-się normalnym obywa-
152
telem. Do moich wszystkich zmartwień dochodzi jeszcze jedno.
Mam dziewczynę, którą bardzo kocham. Często śni mi się
po nocach, budzę się, krzyczą, nie wiem co się ze mną dzieje.
Nie potrafię już dłużej bez niej żyć. Wiem, że ona też mnie
kocha i cierpi tak jak ja. Była na wszystkich sprawach i płakała
razem ze mną. Przyjeżdża z moją mamą na widzenia, ale...
Panie doktorze, ile ona może mnie kochać? Ona jest taka młoda,
ma niespełna siedemnaście lat, może czekać jeszcze rok, ale
nigdy nie uwierzę, żeby czekała aż pięć długich lat. Mam jej
fotografie, z którymi się nie rozstaję. Patrzę na nie i nie mogę
się powstrzymać od płaczu. Współwięźniowie tłumaczą mi, że
-jak będę to wszystko tak sobie brał do serca, to zwariuję.
Przychodzą mi do głowy różne rzeczy, myślałem o odebraniu
sobie życia (już nawet próbowałem) przecież jak moja uko-
chana dziewczyna mnie zostawi, to i tak życie się dla mnie
skończy. Nic wytrzymałbym tego psychicznie. Piszemy do siebie
czułe 'i piękne listy, ale jak to się skończy, to skończy się
wszystko. Wiem, że gdyby mnie rzuciła, nie mógłbym mieć
do niej żalu. Ma prawo. Wiem, że pretensje, mogę mieć tylko
do siebie. Teraz ciągle powtarza, że będzie na mnie czekała,
a ja się ciągle boję, ze ją utracę. Przez własną głupotę zmar-
noioałem sobie życie. Niech Pan przestrzeże przed tym wszyst-
kim młodych ludzi. JANUSZ.
Sytuacja, w jakiej znajdują się chłopcy, tak przecież różna,
ma jednak coś wspólnego. Bystry obserwator dopatrzyć się
może w aktualnym położeniu Michała i Janusza pewnego po-
dobieństwa natury psychicznej i nie tylko. Otóż i jeden i drugi
żyją w oddaleniu od swych ukochanych dziewczyn, dzieli ich
przestrzeń i czas, i to staio się dja obydwu źródłem dramatu.
W przypadku Michała skończyło się to zasadniczym zwrotem
życiowym narzeczona nie wytrzymała próby czasu i odleg-
łości., i odeszła. Próba ta jest najlepszym testem na miłość
prawdziwą. Jeśli mamy do czynienia z chwilowym zauroczeniem
wzmocnionym erotyzmem, to taki test wypada negatywnie.
Związek rozpada się niezależnie od tego, ile razy dwoje ludzi
powtarzało sobie nawzajem kocham CIĘ. Cóż to może być
za miłość, którą jest w stanie zdmuchnąć miesiąc, dwa czy
nawet rok niewidzenia? Tylko prawdziwa miłość może przejść
przez test czasu i odległości zwycięsko. Jaka ona jest, po czym
K można poznać? Na prawdziwą miłość składa się wiele czyn-
ników przywiązanie, szacunek, opiekuńczość, radość wspól-
153
nego przebywania ale i oczekiwania, świadomość, że można na
siebie liczyć w chwilach najtrudniejszych. Niejeden z Was spyta'
pewnie, i słusznie, no a gdzie erotyka?! I ona także mieści
się w miiości prawdziwej, ale jest niejako dodatkiem, uzu-
pełniającym te wszystkie cechy, które tu przed chwilą wy-
mieniłem. Więź erotyczna jest naturalnie bardzo ważna, z tym,
że nie może być ona w życiu dwojga ludzi leitmotiyem. Ten
zewnętrzny atrybut miłości nie podparty innymi, najistotniej-
szymi, w chwili gdy zaczynają piętrzyć się przeszkody, znika
i wówczas nie zostaje nic.
Znacie pewnie popularną maksymę mówiącą o tym, że miłość
jest motorem życia, z tym, że trzeba tu od razu dodać, tylko
ta miłość prawdziwa, a chyba z taką mamy do czynienia
w przypadku Michała i Janusza. Ich listy to jeszcze jeden ar-
gument za trafnością wspomnianej maksymy. Zwróćcie bowiem
uwagę, co się dzieje, kiedy ten "motor życia" zniknął (to
u Michała), bądź znalazł się w stanie wielkiej niepewności.
Chłopcy są załamani, u obydwu wola życia ulega potężnemu
zachwianiu padają nawet wielkie słowa o samobójstwie, życie
traci sens. Tak, dla każdego prawdziwie kochającego człowieka
krach miłości to wielki cios.
Pewnie, że najlepiej by było, żeby ludzie kochali się miłością
prawdziwą, ale to tylko pobożne życzenia. W życiu, jak wiadomo,
jest różnie. Jeszcze pół biedy, kiedy obydwie strony ulegają
kaprysowi chwili nazywając go miłością, gorzej, gdy tylko
z jednej strony jest to uczucie głębokie, miłość prawdziwa
w pełnym tego słowa znaczeniu. Dla tej strony rozstanie jest
straszliwym przeżyciem. To przydarzyło się Michałowi. Cóż Ci,
Michale, mam powiedzieć? Jeśli powiem, że Twoja dziewczyna
jest osobą niepoważną, to ulgi Ci to pewnie nie przyniesie.
Znaliście się dość długo, miała czas Cię poznać i wydawać
by się mogło, że wiedziała co robi decydując się na zaręczyny.
Okazało się, że wystarczyło przymusowe, krótkie rozstanie
(Twoje wojsko) i odwidziało jej się. Nie była to więc z jej
strony miłość prawdziwa i szczerze mówiąc dobrze się stało,
że Wasz związek się rozpadł. Lepiej, że nastąpiło to teraz niż
później, kiedy byłibyście już małżeństwem. Chyba przyznasz
mi w tym momencie rację. Pytasz w jaki sposób wrócić do
równowagi? Mogę Cię zapewnić, że wrócisz. Ten sam czas
i oddalenie, które zburzyły Wasze narzeczeństwo przyniosą Ci
upragnioną równowagę. Przyjdzie chłód, obojętność, spokój.
154
Kiedy? Tego to ja nie wiem, wiem jedynie, że możesz to przy-
spieszyć. Radzę Ci uwolnić się od obsesji, że dziewczyna, od-
chodząc od Ciebie zlekceważyła Cię, podrażniła Twoją ambicję.
Jeśli tego nie uczynisz i będziesz się ciągle w tym babrał,
będzie bolało dłużej. Pozbądź się tych myśli, a chęć życia wróci
wcześniej niż Ci się to teraz wydaje.
Przyznaję, że znacznie trudniej radzić mi Januszowi. Niełatwo
przekonywać chłopaka, któremu grozi pięcioletnie więzienie, że-
by się nie załamywał, trudno namawiać go na optymizm. Janusz,
co łatwo zrozumieć, jest w bardzo skomplikowanej sytuacji psy-
chicznej, którą pogłębia jeszcze lęk o utratę dziewczyny, nie-
pewność o to, czy ona wytrwa, czy będzie na niego czekała
.yle długich lat, czy nie znajdzie sobie innego. Dziewczyna jest
ila niego iskierką nadziei na lepszą przyszłość, pomaga mu także
przetrwać trudy więzienia. Napisał: "nigdy nie uwierzę, żeby
zekala aż pięć długich lat". Dlaczego tak sądzisz? Przecież jeśli
cocha Cię miłością prawdziwą, to jest w stanie wytrwać. Na
>amym początku tej odpowiedzi napisałem, że ludzie prawdzi-
wie się kochający mogą liczyć na siebie w chwilach najtrudniej-
szych, co więcej, zdolni są do poświęceń. Miejmy nadzieję, że
laka właśnie jest Twoja ukochana. Jestem zdania, że zdarzyło
Ci się coś cudownego, co np. dotąd nie było dane Michałowi
rnasz dziewczynę, która nie odwróciła się od Ciebie, ciągle jest,
pisze czułe listy. Nie mogę przed Tobą ukrywać, że w życiu róż-
nie'bywa i wypadki toczą się różnie, ale po co krakać na zapas?
To Twoje krakanie jest szkodliwe przede wszystkim dla Ciebie.
Jeśli możesz, skoncentruj się na innych sprawach, to pozwoli
Ci oderwać się od uporczywych myśli o fatalnej przyszłości Wa-
szego związku. Umiej się cieszyć tym, że dziewczyna ciągle jest,
kocha, pisze listy. Głowa do góry!


CZŁOWIEK
ISTOTA SKOMPLIKOWANA
ALBO
O TEMPERAMENCIE
Jestem młodym chłopakiem, odbywam zasadniczą slużbę woj-
skową, właśnie minął jej półmetek. Mam dziewczynę, kochamy
się. Znamy się dwa lata. Po kilku miesiącach chodzenia zdecydo-
waliśmy się na współżycie. Wszystko układało się bardzo dobrze,
rozumieliśmy się doskonale. W chwili kiedy poszedłem do woj-
ska zaczęło się między nami coc dziwnego. Przyjeżdżałem na
przepustkę i cieszyłem się bardzo ze spotkań i zbliżeń, ona sta-
wała się coraz bardziej zimna i obojętna. Kiedy spytałem dla-
czego, odpowiedziała: "wszystko, czego za dużo, staje się nudne",
a potem wykrzyczała mi, że przyjeżdżam do niej po to, by "się
wyładować". Było mi bardzo przykro, jest nadal. Próby współ-
życia już nie podejmuję, bo nie chcę jej stracić. Tylko co ja
mam robić, Panie doktorze, ze swoim temperamentem, który
nie ukrywam mam bardzo duży? Onanizmu nie uznaję, tzw.
panienki mnie nie interesują, no więc co mam robić. Może do-
radzi mi Pan jak mógłbym wpłynąć na moje dziewczynę, by było
tak jak przedtem (co się z nią stało?). Interesuje mnie także adres
lecznicy, gdzie wyleczono by mnie z dużych potrzeb seksual-
nych. PAWEŁ.
Mam 17 lat i chłopaka, który jest trochę ode mnie starszy.
Kochamy się, chociaż tyle się mówi, że między młodymi nie
ma miłości. Uczuciu naszemu towarzyszy jednak pożądanie. Za-
wsze, kiedy się spotykamy, dochodzi do zbliżenia, na szczęście,
dzięki wspólnemu rozsądkowi, niecałkowitego. Ciągle postana-
wiamy, że to się więcej nie powtórzy, niestety nadaremnie.
Mamy razem jechać na wakacje. Nie wyobrażam sobie wspól-
nych nocy. Boję się, że mogę zajść w ciążę. Umiem wyliczać
dni płodne i wiem, że gdyby do czegoś doszło, to w ciążę
nie zajdę, mimo to boję się. A pewnie dojdzie dlatego, że
i ja i on mamy bardzo duży popęd seksualny. Jak go za-
hamować? Czy jest na to jakieś lekarstwo? Może Pan mi tak
w ogóle poradzi, jak mam postąpić. MAŁGORZATA.
Co to jest nadpobudliwość i kiedy możemy o niej mówić?
Tylko wtedy, kiedy myśli, wyobrażenia, marzenia i zachowania
zogniskowane są wokół spraw seksu. W jakimś stopniu, w pew-
nym okresie życia, konkretnie po~dczas dojrzewania, prawie każ-
dy młody człowiek przez to przechodzi, z tym, że prędzej czy
później po prostu to mija. Nie jest tajemnicą, że istnieje dość
duże zróżnicowanie i że siła temperamentu, jego stopień, in-
tensywność odczuć, wyobrażeń, przeżyć jest różna u poszcze-
gólnych ludzi. To chyba zrozumiałe, ludzie są bardzo różno-
rodni i ich organizmy również.
158
Bardzo dużo zależy od tego, jak my sami pokierujemy tym
temperamentem. Jest rzeczą bezsporną, że dyspozycja ta jest
wrodzona i pozostaje na całe życie, ale to wcale nie przeszkadza
by modelować temperament i swoje zachowanie. Jest to wręcz
wskazane. Jak sobie wyobrażam tę modulację w dziedzinie sek-
su? Po prostu, trzeba starać się wyhamowywać to wszystko,
a więc owe wyobrażenia, odczucia, doznania, likwidować to,
co sprzyja ich nasilaniu się. Trzeba to robić poprzez odpo-
wiednie dozowanie bodźców zewnętrznych. Znawcy i badacze
problemu do dziś wadzą się, ile w zachowaniu człowieka jest
natury, a ile kultury. Żaden z nich nie neguje, iż udział kultury
jest olbrzymi. Tak więc poddawanie się wszystkiemu co sprzyja,
wzmaga, wyolbrzymia rolę seksu, może poprowadzić tempera-
ment w kierunku trudnym do zniesienia (dla zainteresowanego
rzecz jasna).
Listów od osób określających się jako nadpobudliwe dostaję
dużo, z reguły od bardzo młodych, obojga zresztą płci. Co po-
wiedzieć tym wszystkim, którzy skarżą się, że nie mogą sobie
dać rady ze swoim popędem seksualnym? Przede wszystkim
zalecam rozumne kierowanie swoim zachowaniem, powiedział-
bym nawet pewną ascezę. Taka samorestrykcja szkody nie przy-
niesie, może natomiast ułatwić przejście przez okres wzburzenia
seksualnego( jest to wszak faza dojrzewania), tak trudny do
opanowania.
Wokół Waszych listów na ten temat narosło mi sporo wąt-
pliwości. Chodzi mi o to, że Wasze rozważania o nadpobudliwości
są mocno przesadzone. Spróbuję to uzasadnić. Psychika i fizjologia
młodych ludzi w iazie dojrzewania przechodzi od stanu względ-
nego spokoju do stanu pobudzenia i jest to odczuwane w spo-
sób mniej lub bardziej przykry. Nie ma żadnego instrumentu,
którym w sposób obiektywny można zmierzyć nadpobudliwość,
czy też ustalić jej normę. Przeciwwagą do tego o czym wyżej pi-
sałem są doniesienia tych, którzy ubolewają nad swoją zmniej-
szoną pobudliwością seksualną. Czy rzeczywiście można mieć
pewność, że zawsze mają oni rację? Myślę, że w tej dziedzinie
racje są bardzo subiektywne. I jest to chyba prawidłowe. Przecież
temperament to nie norma wyrażona w jednostkach, tylko sze-
roki przedział oddo.
Pora przejść od teorii do życia, czyli do konkretnych listów.
Może po kolei. Najpierw Paweł. Wyjechał do wojska, rozstał
się z dziewczyną, u której skończyła się radość ze spotkań
seksualnych, w końcu zlikwidowała je całkowicie. Podobne sy-
159
tuacje zdarzały się i zdarzają jak świat światem. Zawsze od-
dalenie się od siebie zakochanych było próbą na trwałość związ-
ku, takim swoistym papierkiem lakmusowym. Co on wskazuje
Pawłowi, jak ma go odczytać? Sprawa skomplikowana, no
a jednocześnie prosta. Być może erotyczne zainteresowania
dziewczyny były powierzchowne, być może coś takiego jak więź
między nimi była powierzchowna. W momencie, kiedy chłopak
zniknął z codzienności, dziewczyna doszła do wniosku, że jest
jej on mało potrzebny w ogóle, a w sprawach seksualnych
w szczególności. To oczywiście przypuszczenie, jedno z wielu.
Następne może być np. takie w życiu dziewczyny jest ktoś
inny i na razie nie ma ona odwagi tego wyznać. Trochę
jest jej może głupio, że wyjdzie na to, iż natychmiast sko-
rzystała z okazji i już nie czeka na Pawła... Stwierdzenie, że
chłopak, który deklaruje miłość, i to od dwóch lat, przyjeżdża
po to, by się "wyładować", jest delikatnie mówiąc zgrzytem.
Przecież gdyby ona czekała na Ciebie, Pawle, z utęsknieniem,
też pewnie chciałaby, przepraszam, "wyładować się", po prostu
pragnęłaby zbliżenia. No tak, ale ona już nie czeka. Przyjrzyj
się Pawle temu wszystkiemu z boku, pomyśl, porozmawiajcie.
A Twoje potrzeby seksualne nie są wcale nadmierne, lecz po
prostu zwyczajne. W Twoim wieku takie one są, nie ma co
medytować i myśleć o lecznicach. Co zrobisz ze swymi nor-
malnymi potrzebami, to już Twoja sprawa.
Zupełnie nie mogę zrozumieć autorki kolejnego listu. Mał-
gorzata ma chłopaka, jak pisze kochają się, zachowują się wo-
bec siebie erotycznie, wprawdzie bez pełnego kontaktu seksu-
alnego, ale z pełną satysfakcją, no i o co chodzi? Zupełnie
nie widzę przeszkód, by to kontynuować. Po co rozbudowywać
lęk przed spółkowaniem, skoro dotychczasowy kontakt jest sa-
tysfakcjonujący? W tym lęku przed pełnym stosunkiem, w sy-
tuacji kiedy Małgorzata ma sposób na ustrzeżenie się ciąży,
widzę raczej obawę przed tzw. pełną uległością, czyli, jak to się
popularnie mówi, utratą dziewictwa. Twoje zachowanie to nie-
mal ilustracja znanego powiedzonka: chciałabym i boję się
chyba prawidłowo odczytałem Twoje myśli. Postępuj tak,
jak Ci podpowiada rozsądek. Nikt nie może za Ciebie
w tej mierze podejmować decyzji. Pamiętaj o jednym nie-
chciana ciąża jest poważnym urazem, który pozostaje w czło-
wieku na długo, a nawet na zawsze.
Mam 16 lat, piszę do Pana w wielkiej rozpaczy. Od kilku
miesięcy koleżanki i koledzy wytykają mnie palcami, nie odzy-
160
wajq się do mnie. Miałam chłopaka, chodziłam z nim kilka
miesięcy, głupia kochałam go, a on mnie wykorzystywał i
o tym, co ze mną robił rozpowiadał po całym-osiedlu. Chodzenie
z nim było bogate w życie erotyczne, robiłam z nim tafcie
rzeczy, że wstydzę się opisywać je w liście. Robił ze "mną
wszystko, co chciał, a ja mu wierzyłam. Kiedy dowiedziałam
się, że o wszystkim opowiadał, chciałam ze sobą skończyć. By-
łam w szoku, ale to minęło, nie minął jednak mój pociąg sek-
sualny. Nie mogę się bez tego obejść. Włóczę się po piwnicach
z chłopakami, którzy robią ze mną co chcą. Myślę, że moje
życie jest już zmarnowane, myślę, że skończę jako zwykła pro-
stytutka. Panie doktorze, proszę 'mi pomóc. Czy nie ma dla
mnie jakiejś nadziei? Błagam o pomoc. Proszę Pana o wy-
drukowanie mojego listu. Niech to będzie przestroga dla na-
iwnych dziewcząt, takich jak ja. Niech nie wierzą chłopcom,
tak jak ja uwierzyłam.' Zmarnowana i nic nie znacząca
BARBARA.
List jest pełen dramatycznej emocji i przejmujący tak bar-
dzo, iż uznałem, że najlepiej będzie, gdy w swojej wypowiedzi
przyjmuję chłodny dystans. Inaczej nie potrafię, tak wielka
wściekłość mnie ogarnia, a sądzę, że i każdego Czytelnika, na
postępowanie byłego chłopca Barbary. Nie da się tego okreś-
lić, po prostu brak słów. Nie chcącą wpaść w emocję, wy-
bieram dystans.
Na początek trochę danych z kręgu mechanizmów wpływa-
jących na budzenie się i rozwój popędu seksualnego w od-
niesieniu wyłącznie do hormonalnej czynności gruczołów płcio-
wych. Zagadnienie to było przedmiotem zainteresowania i ba-
dań medycyny i nauki o człowieku właściwie od zarania. Już
w starożytności zaobserwowano wpływ kastracji na popęd sek-
sualny (nawet zniesienie jej). Czynione dalej obserwacje wy-
kazały zbieżność ujawnienia się popędu seksualnego i dojrze-
wania płciowego kobiety z pojawieniem się u niej miesiączki
było to w swoim czasie wielkim odkryciem. Wreszcie ame-
rykański badacz Alfred Kinsey swoim przełomowym dziełem
naukowo-statystycznym, zwanym Raportem Kinseya, potwier-
dził wszystkie te sugestie i spostrzeżenia. Badając poziom hor-
monów u osobników obojga płci od okresu przedpokwita-
niowego aż do późnej dojrzałości i równolegle obserwując
rodzenie się i narastanie napięcia seksualnego, wykreśli na
schemacie rzędnych i odciętych krzywą tego napięcia. Roś-
nie ona bądź opada wraz ze wzrostem lub spadkiem poziomu
161
hormonów. Krzywa ta wskazuje, że pierwszy wyraźny skok
napięcia seksualnego u dziewcząt przypada na 1416 rok życia.
Poziom napięcia seksualnego w tym pierwszym skoku prze-
wyższa napięcie, jakie wystąpi w następnych kilku latach.
Ten pokwitaniowy poziom napięcia odzyskują dziewczęta do-
piero około 24 roku życia. W tym świetle bardzo czytelne są
reakcje Barbary. U niej burzliwe wydarzenia miały miejsce
nie tylko w sferze seksu, lecz także i w sferze uczuć. Barbara
zakochała się. Tkliwość, czułość, czekanie na miłość znacznie
wyprzedzające u dziewczyny pojawienie się napięcia seksual-
nego, gdy zostaną wreszcie wprzęgnięte w parę z owym na-
pięciem, dają młodej głowie i młodemu sercu olbrzymi, nie
znany dotąd ładunek przeżyć. Powstaje wówczas niezwykle in-
tensywna mieszanina uczuciowo-seksualna, działająca na zasa-
dzie układu wzajemnie rozbudzającego się. Opanowanej nią oso-
bie niezwykle trudno o sensowny wgląd w to co się z nią
właśnie dzieje. Ziściły się oto pragnienia posiadania kogoś bli-
skiego, realizuje się potrzeba więzi, tkliwość i czułość wzrastają
poprzez dawanie i przeżywanie radości w zbliżeniach płcio-
wych. Jak to wszystko od siebie oddalić? Jak wyjść z siebie,
stanąć z boku i analizować na zimno? Przecież to jest miłość,
na pewno, wielka miłość.
Dziewczyna, która w tym pierwszym skoku napięcia seksu-
alnego nie spotka odpowiadającego jej chłopca, pozostaje sama
ze swym napięciem, zjawiskiem dla niej nowym, nieznanym,
dziwnym, niezwykłym. Jest ono jakby bezimienne, nie uloko-
wane, całkowicie abstrakcyjne. Co najwyżej w marzeniach przy-
mierza się je do jakiejś postaci. Mogą się też pojawić pierwsze
próby masturbacyjne, które rozładowują naprzykrzające się
napięcie. Może się też ono rozładowywać poprzez orgazmy pod-
czas snu lub w marzeniach.
Barbara spotkała chłopca, wydawało jej się wymarzonego
i całkowicie mu się oddala. Wypływający z fizjologii skok naj-
pięcia seksualnego został u niej wzmocniony treścią konkret-
nych przeżyć, przeżyć dotąd nie. znanych, a już wciskających
się w pamięć. No i w te spełnione marzenia bycia kimś dla ko-
goś wtargnęło okrutne chamstwo no bo jak nazwać zachowa-
nie wybranego przez Barbarę chłopaka? Ten ktoś miał dawać
radość, sarn ją brać, miał ją kultywować, chronić intymności tego
związku, a okazał się niczym, zerem. Czy to, co zrobił można
nazwać tylko mianem niedojrzałości uczuciowej? To jednak za
delikatna kwalifikacja jak na wstrząsające następstwo wybry-
162
ku. Niezależnie od wieKu tego osobnika, jego zachowanie należy
uznać za cyniczno-sadystyczne sam osobiście ugodził, a
z bolesnej konwulsji ofiary czyni śmieszne widowisko. A re-
akcje Barbary na zadany uraz mogą być jeszcze różne. Sama
wyraża obawę, czy jej rozbudzony obecnie popęd seksualny nie
zaprowadzi jej w szeregi prostytutek. Takie odczucie jest póki
co wynikiem rozbudzonego popędu seksualnego, a przedłużająca
się rozpacz każe w ucieczce w nowe przeżycia szukać chwi-
lowego choćby ukojenia. Późniejszą konsekwencją może (być
reakcja całkiem przeciwna do tej, która jest teraz udziałem
Barbary. Z żalu, poczucia krzywdy, opuszczenia, sponiewiera-
nego zaufania, zawiedzionego uczucia układają "się w świadomo-
ści, jakby wartstwami pokłady negatywizmu wobec seksu, co
jest potem bardzo trudne do odrobienia. W nastawieniu uczu-
ciowym pojawiają się nieufność, tendencja do ucieczki od nawet
przyjaźnie wyciągniętej ręki. Pojawia się to, o czym potocznie
mówimy dmuchanie na zimne. Potrzeby seksualne, nawet tak
silne, jak obecnie ma Barbara, gdzieś się zapodziewają, bledną,
a nawet zamieniają się w obronno-agresywne "nie"! Kiedy szu-
kamy u naszych pacjentek przyczyn tzw. oziębłości płciowej
nierzadko dochodzimy do takich jej źródeł, jakie właśnie opisała
Barbara. Konsekwencje zachowania nieodpowiedzialnych, co ja
mówię, chamskich smarkaczy (wiek, nieważny) są straszliwe
i mogą się ciągnąć przez całe życie. Ciekawe, jak żyje się ta-
kiemu delikwentowi ze świadomością, że wyrządził komuś wiel-
ką krzywdę, że stał się przyczyną czyjegoś dramatu?
Z historii Barbary o miłości, zdradzie, rozpaczy, cynizmie,
chamstwie, okrucieństwie płynie nauka stara jak ten ród ludzki
każda dziewczyna wchodząca na pierwszy stopień, z które-
go zaczyna spostrzegać osobników płci przeciwnej, powinna
wzbogacić się o dodatkowy zmysł. Te, które posiada, nie wy-
starczą. Wzrok każe jej mówić jaki on piękny, słuch pod-
powiada jak on pięknie mówi, dotyk szepcze jak on
ciekawie pieści, a ten dodatkowy zmysł powinien ostrzegać.
Niechby to był stop czujności, intuicji i wyobraźni i niechby
to pierwsze wychylenie się ku miłości i przyjaźni zabezpieczał
przed wypadkiem, a zwłaszcza tak dramatycznym, jaki przy-
darzył się Barbarze. Jeszcze słowo do Basi starałem się
wyjaśnić mechanizmy jakim podlegasz, jeśli to Ci nie wystar-
czy idź do seksuologa lub psychologa. Bardzo Cię o to proszę!
Odpowiedzią na list wszystkiego załatwić się nie da, po-
trzebny jest kontakt z lekaYzem.
163


URAZY l LĘKI
ALBO
O POTRZEBIE DELIKATNOŚCI
Nareszcie zdecydowałam się przedstawić komuś mój problem.
Od najmlodszych lat, moje zainteresowanie picia odmienną było
ogromne. Byłam świadoma swej atrakcyjności. Wciąż widywano
mnie z nowymi chłopcami.' Miałam 14 lat, kiedy poznałam jego,
Miał lat 25. Jego pieszczoty dawaly mi wiele radości. Nigdy
nie wymagał ode mnie niczego więcej. Lecz pewnego dnia, mimo
moich próśb i blagań, mimo mojej obrony, silą zrobil ze mnie
kobietę. Przeżyłam to strasznie. Zerwałam z nim. Zraziłam się
do mężczyzn. Dla mnie wszyscy byłi tacy sami źli i obludni.
Odtąd każdego chłopaka rozkochiwalam w sobie i najnormalniej
w świecie zostawiałam. Pojawił się ktoś, kogo pokochałam. Dla
niego zmusiłam się nawet do współżycia, ale to była katorga,
w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam nie. Potem byłi
inni mężczyźni, ale z żadnym do niczego nie doszło. Niby chcia-
łam się sprawdzić, czy jestem stuprocentową kobietą, ale nic
z tego, zawsze rezygnowałam w ostatnim, niemal momencie.
Mam 25 lat. Od miesiąca jestem sama. Tak dalej być nie może,
muszę coś z sobą zrobić. Proszę mi pomóc. DIANA.
Mąż ma do mnie pretensje, że unikam współżycia, a ja rze-
czywiście unikam, bo sprawia mi ono ból. Mąż jest moim. dru-
gim partnerem. Pierwszy, z którym chodziłam, zmusił mnie do
współżycia. Było to dla ranie straszne przeżycie połączone
z okropnym bólem. Znienawidziłam go, odeszłam. Po kilku la-
tach wyszlam za mąż. Kocham męża i ku mojej rozpaczy pod-
czas każdego stosunku z nim czuję taki ból jak za pierwszym
razem. Jeśli Pan mi nie pomoże, to rozleci się moje małżeństwo.
MARTA.
Bałem się pierwszego stosunku. W końcu zdecydowałem się
na romans z kobietą o kilkanaście lat starszą ode mnie. Nie-
stety, ten pierwszy raz był zupełnie nieudany, skompromito-
wałem się. Od tamtej pory upłynęło już sporo czasu, a ja
się boję podjąć kolejnej próby. Nie mogę się przełamać. Co
powinienem robić, jak temu zaradzić? WOJTEK.
U wszystkich trojga stwierdzam gięboki uraz. Co to jest, każdy
wie. Zastanówmy się,- jak powstają urazy seksualne. Jest to
reakcja na takie zachowanie partnera, które w danej sytuacji
odbiega w stopniu istotnym od wyobrażeń danej osoby o życiu
seksualnym, od jej aktualnych potrzeb. Tak było w przypadku
Diany, Marty oraz Wojtka i wcale n>ie są to przypadki spo-
radycane. Szczególnie narażone są na nie dziewczęta. Praktyka
seksuologiczina podpowiada, że z grubsza biorąc są dwie przy-
czyny powstawania tych urazów. Wiadomo, że jeśli w układzie
166
partnerskim, pierwszy stosunek daleko odbiega od wyobrażeń
i oczekiwań dziewczyny jest cna na najlepszej drodze do urazu.
Wiele tu zależy od jej wrażliwości. Dla tych wrażliwszych już
zbyt szybie przejście partnera do fazy coitus może być szo-
kiem. Dla innych będzie to zbyt brutalny sposób przełamywania
naturalnego oporu kobiety. Druga grupa urazów dotyczy tych
dziewcząt, które były zmuszane do współżycia seksualnego przez
mężczyzn zwykle starszych od nich. Nierzadko są to kuzyni,
a zdarza się, że ojczym, a nawet ojciec alkoholik. Są to gwałty
lub zachowania zbliżone do gwałtów. Rodzą się wówczas
urazy, niezwykle głębokie.
Przyczyny, jak widać, bywają różne, konsekwencje bardzo
podobne. Już w listach, które zacytowałem wyraźnie widać ja-
kie. Lęk, paraliżujący lęk przed podjęciem dalszych kontaktów
seksualnych, także w sytuacjach sprzyjających, kiedy ludzie są
ze sobą, kiedy się kochają. Nawet jeśli dziewczyna decyduje
się na współżycie, chcąc jakby przełamać swe wszystkie opory,
nie daje jej ano satysfakcji. Gorzej, że jeszcze pogłębia urae,
utrwala go. Utrwalone formy protestu psychofizjologicznego to
współżycie bolesne, pochwica (niemożność współżycia). Krań-
cową zaś jest wstręt do mężczyzn.
U chłopców urazy występują nie tak często jak u dziewcząt.
Na pewno rzadziej zdarzają się wśród nich uwiedzenia;- ale
również istnieją konsekwencje tego (z reguły przez znacznie
starszą od niego kobietę) jest to wstręt do stref seksualnych
kobiety. Najczęstszą chyba przyczyną powstawania urazów u
chłopców jest niepowodzenie w "próbie na sprawdzenie". Je-
śli ta próba, czy stosunek nie uda się, rzutuje to na przyszłość.
Powstaje uraz. Nie ma znaczenia, czy niepowodzenie zdarzyło
się z partnerką, którą się kocha, czy też z zupełnie przypadko-
wą. Następstwa są identyczne. Źródłem urazów, tym razem u
obojga płci, może być także obserwowanie przemocy seksual-
nej u innych, jak również przypadkowe oglądanie współżyją-
cej pary (np. rodziców). Konsekwencje są wtedy wiadome.
Czy można pozbyć się urazu? Autorów listów interesuje to
najbardziej. A wiec jak to się robi? Trzeba zacząć od znalezienia
jego przyczyny bądź przyczyn. Zainteresowani na ogół sami so-
bie z tym nie radzą, nie potrafią. Szukają, co wiem z praktyki
lekarza seksuologa, tych przyczyn nie tam gdzie trzeba. Zresztą
na ogół koncentrują się na objawach, jakich doświadczają. Czę-
sto wydaje im się, że są to wszystko sprawy wrodzone, a wia-
domo, jak wrodzone, to już nic się tu nie da zmienić takie
167
jest Wasze rozumowanie. To bardzo niebezpiec?pa postawa
pogłębia tylko uraz. Tak nie można! Nie należy też zwalczać
urazów za pomocą alkoholu, co niestety często się. zdarza.
Można wtedy jedynie wpaść w alkoholizm. Nie tędy
droga. A zacząć trzeba, jako się rzekło, od przyczyny. Cza-
sem już samo jej znalezienie pomaga zrozumieć istotę sprawy
i jest pierwszym krokiem do sukcesu. Ale do tego potrzebna
jest wizyta w gabinecie seksuologa. Bywa, że już samo uświa-
domienie sobie owej przyczyny prowadzi do likwidacji urazu.
Jeśli nie, trzeba poddać się terapii. Jej formy są różne i ustala
je specjalista. Rozpoczyna się od psychoterapii indywidualnej,
potem, jeśli trzeba, jest terapia partnerska, wreszcie grupowa.
Jeśli to nie skutkuje, sięga się po inne metody hipno terapię
(jest ona bardzo skuteczna), czy też farmakoteriapię. W każ-
dym razie zacząć trzeba od wizytu u seksuologa. Im wcześniej
to zrobicie, tym łatwiej możecie pozbyć się urazu i szybciej
o nim zapomnieć.
Mam 23 lata. Od dwóch lat jestem mężatką. Kocham męża
i on mnie też. W ciągu tych dwóch lat nie doszlo między
nami do zbliżenia. Bardzo pragnę mieć dziecko. Kiedy próbuję
poruszyć tę sprawę, zaraz wybucha awantura. Mąż nie chce
na ten temat w ogóle rozmawiać. Byłam u lekarza, ten stwier-
dzil, że mogę i że powinnam mieć dziecko, ale jak to wytluma-
czyć mężowi. Próbowalam go naklonić, by poszedl do lekarza,
lecz on powiada, że to zbędne. Jest dobrym mężem i z pewnością
byłby dobrym ojcem. Co ja mam robić? Blagam o wydruko-
wanie mojego listu. Może mąż po jego przeczytaniu zro-
zumie mnie i moje marzenie o dziecku. ZROZPACZONA
JOLA.
To co zdarzyło się w małżeństwie Joli nie jest wcale czymś
zupełnie wyjątkowym. W mojej praktyce lekarskiej miałem nie-
jednokrotnie do czynienia z takimi przypadkami. Zgłaszały się
pary z różnym stażem małżeńskiim od kilku miesięcy do
kilku lat, które albo w ogóle nie podejmowały współżycia
(jeden z partnerów) albo też próbowały, ale ponieważ nic im
z tego nie wychodziło, rezygnowały w ogóle. Przyczyny opi-
sanych sytuacji mogą być różne. Spróbuję je pokrótce przed-
stawić.
I tak, gdy mówimy o mężczyznach, to powodem niepodejmowa-
nia współżycia bywają zaburzenia anatomiczne w rozwoju narzą.
dów płciowych takie jak np. stulejka, zbyt krótkie wędzidełko,
niewielkie skrzywienie prącia. Zaburzenia jak widać bardzo pro-
168
ste, by nie powiedzieć banalne i niezwykle łatwe do skorygowa-
nią. Ale według wybrażeń chłopca są one straszne i na pewno
uniemożliwiają zbliżenie. Zaznaczam, według jego wyobrażeń.
Tak rodzi się i pogłębia lęk. Zadziwia postawa tych ludzi
jak można tak błahe zaburzenia posądzać o ogromny
wpływ. Zadziwia również bezradność w tak banalnych w końcu
sprawach, brak elementarnej wiedzy o własnym organizmie.
Nie zaw.sze, jak w przypadku małżeństwa Joli, współżycia unika
mężczyzna. Bywa, że czyinią to kobiety. Tutaj przyczyną jest
najczęściej bolesność przedsionka pochwy przy próbie współ-
życia, wynikająca albo ze zbyt intensywnie rozbudowanej błony
dziewiczej, albo jest ona pochodzenia psychogennego. Podłożem
tej drugiej może być np. ,przykre przeżycie w przeszłości, lub
podyktowane wyobraźnią przekonanie o fizycznej niemożności
wprowadzenia członka do pochwy.
Wróćmy jeszcze do panów. Bardzo często przyczyna niepo-
dejmowania przez nich współżycia tkwi w nieudanych kon-
taktach płciowych (kiedyś tam). Jeśli chłopak miał zaburzenie
wzwodu, zbyt wczesny wytrysk i spotkało się to dodatkowo
z niezwykle surową oceną partnerki, która nie cofnęła się przed
ośmieszeniem, powstał u niego uraz, lęk przed kolejnymi
próbami. Ten ogromny lęk jest tak bardzo zafiskowany
w psychice, że stanowi próg nie do przeskoczenia nawet
wtedy, gdy można liczyć na wyrozumiałość kochającej żony.
Lęk jest silniejszy. Nierzadko przyczyną dramatu małżeńskiego
w postaci niepodejmowania współżycia są inikliriaoje homosek-
sualne partnera. Spyta .ktoś to po co tacy ludzie się żenią
czy wychodzą za mąż? Ano dlatego, że taka jest norma, że
tak robią przecież wszyscy, a poza tym ludzie ci widzą w tym
czasami szansę dla siebie. Bywa, że jest to tzw. parawan, swo-
ista /przykrywka dla zmylenia otoczenia. Wcale niebłahą .przy-
. czyną unikania współżycia są pewne cechy dziewczyny czy chło-
paka, które partnera czy partnerkę odstrę-czają np. zapach potu,
niedostateczna higiena ciała, budowa' anatomiczna, zbyt skromne
albo zbyt wyzywające zachowanie w sytuacjach intymnych... Pa-
miętam .przyszła do mnie młoda dziewczyna i zrozpaczona wy-
znała, że nie może współżyć z mężem, bo czuje do niego wstręt
z powodu strasznych blizn. To właśnie było powodem, że po
wielu miesiącach małżeństwo było, jak to się mówi, nieskon-
suimowane.
Nie muszę nikogo przekonywać, że tego tyipu sytuacje to dla
obojga małżonków wielki dramat. Ci ludzie znajdują się
169
w złym stanie psychicznym, nierzadko, jak dowodzi obserwacja,
uciekają się do alkoholizmu, narkomanii, lekomanii... Ucieka
się od rzeczywistości, z którą nie można sobie samemu poradzić.
A wystarczyłoby zgłosić się po pomoc do lekarza. Po latach
kumulowania przeżyć, potęgowania dramatu następuje wybuch
i dopiero wtedy idzie się do seksualoga, albo np. pisze list do
gazety. Jest mi ogromnie przyjemnie, że macie do mnie zau-
fanie i powierzacie mi swoje kłopoty, tylko na litość boską po
co te lata cierpień? Boleję nad tym, że jakże często zupełnie
banalne, z punktu widzenia sztuki lekarskiej, sprawy tak dłu-
go Was dręczą. Najczęściej przychodzicie w stanie depresji,
u kresu wytrzymałości nerwowej, a wydaje mi się, że są i tacy,
którzy nie przychodzą wcale i męczą się bez potrzeby. Czy
warto? Im wcześniej, tym lepiej, tym mniej spustoszeń w
psychice i większa szansa na szybsze wyjście ,,z dołka"
Podejrzewam, a nawet jestem pewien, że wielu samotnych
mężczyzn tzw. starych kawalerów, takich, którzy nie mają kon-
taktów ani uczuciowych, ani towarzyskich, to ludzie z kłopotami,
o których napisała Jola. Paraliżuje ich lęk, nie widzą sensu
życia i żeby to wszystiko przełamać, sięgają po alkohol iluż
takich spotkałem w swoim gabinecie. Zdarzają się próby sa-
mobójstw na tym tle. To straszne, że człowiek nie widzi dla
siebie innego wyjścia z sytuacji, z której tak naprawdę ma bardzo
prosite wyjście. Jalkie? To zależy od przyczyny. I tak jeśli
są to zaburzenia anatomiczne u mężczyzny, jedne z tych,
o których na początfcu pisałem, wystarczy zabieg kosmetycz-
no-plastyczny i po problemie. Widziałem takich mężczyzn, któ-
rży sprawiali wrażenie jataby nagle zobaczyli światło w ciem-
nym tunelu. Nie chcieli uwierzyć, że to takie proste, bardzo
żałowali, że od razu nie przyszli do lekarza. Jeśli przyczyną
niepodejmowania współżycia jest lęk oparty na kłopotach
z wytryskiem i wzwodem, no to seksuolog jest ,po to, by pa-
cjenita z tego wyprowadzić. Teraz bolesność u pań: jeśli jest
natury anatomLczeeij, to potrzebna jest interwencja chirurga,
jeśli zaś psychologicznej, to uświadomienie, naturalnie umie-
jętne, że współżycie płciowe to przecież fizjologia oraz środki
odprężające, zmniejszające ból. W ogóle uporządkowanie wiedzy
na ten temat wystarcza, by problem przestał istnieć. Naj-
trudniej, nie ukrywam, z inklinacjami homoseksualnymi, ale
przecież bywająróżne ich stopnie tylko lekarz specjalista może
tu pomóc. Każdy przypadek jest inny i wymaga indywidu-
alnego potraktowania. Wszystkich zainteresowanych wysyłam
170
do lekarza. To on po ustaleniu przyczyn podejmie stosowiną.
skuteczną terapię.
Jola bardzo niewiele napisała o swoim małżonku. Prawdę
mówiąc, nic o nim nie wiem poza tym, że jest dobry, no
i uparty, bo gdyby tak nie było, to poszedłby do lekarza. Nie
wiem Jolu jak się mąż wobec Ciebie zachowuje, czy były jakieś
próby podjęcia współżycia, czy też wcale nie. Nawet gdybym
chciał coś Warn doradzić to informacje nie są wystarczające.
Nie wiem, czy się nie mylę, ale wygląda na to, że Wy
niewiele o sobie wiecie, nie rozmawiacie o swoich problemach,
a przecież rozmawiać trzeba koniecznie. To bardzo pomaga we
wspólnym życiu. Wyjaśnienie pewnych spraw, najlepiej wszyst-
kich, chroni przed nerwami, stresami, lękami. Rozmawiajcie
ze sobą o sobie, a jak sami nie potraficie czegoś wyjaśnić,
idźcie do lekarza. Jeszcze słowo do męża Joli bardzo
Pana proszę, niech Pan wybierze się do seksuologa, proszę to
zrobić dla żony, którą przecież Pan kocha, a ona tak bardzo
cierpi.


NIEZDROWA SENSACJA
ALBO
WOKÓŁ NORMY

Piszę do Pana w dość wstydliwej sprawie. Chodzi o to, że
jestem homoseksualistą. Zaczęlo się to rok temu, na wczasach.
Poznalem tam o trzy lata od siebie starszego mężczyznę. Za-
prosił mnie na kawę i piwo. Zwierzyl mi się, że mieszka sa-
motnie, nie ma przyjaciela i zaprosił do siebie na wódkę. Nie
domyśliłem się, o co mu chodzi. W domu, po kilku kieliszkach
alkoholu, zaczął pokazywać zdjęcia pornograficzne przedstawia-
jące zabawy homoseksualistów. Zaproponował, żebyśmy i my
tak się zabawili. W pierwszej chwili odmówiłem, jednak po
jego naleganiach uległem. Odtąd już codziennie chodziłem do
niego. Obecnie nie mogę się pozbierać. Chyba się do tego przy-
zwyczaiłem. Mam dziewczynę. Tylko raz miałem z nią stosunek
płciowy. Obecnie nie mam na to ochoty. Ciągle myślę tylko
o mężczyznach. Gdy ulicą idzie jakiś chłopak, to mam na niego
ochotę. Jednak do tej pory z nikim nie współżyłem. Brakuje
mi tamtego faceta. Często onanizuję się na samą myśl, cośmy
tam wówczas robili. Mam to przed oczyma. Chciałem już skoń-
czyć. Wybierałem się do seksuologa, ale w końcu stchórzyłem.
Tylko w Panu nadzieja. ZAŁAMANY.
Bardzo długo zwlekałem z napisaniem tych paru słów. Nie
wiedziałem od czego zacząć, jak przedstawić problem, który,
nie jest tylko moim, ale dotyczy setek tak chorych ludzi jak
ja. Otóż jestem homoseksualistą! Często czytam Pana słowa:
dlaczego wstydzicie się iść do seksuologa, przecież to taki sarn
lekarz jak np. internista. Ale jak mam przedstawić lekarzowi
mój problem. Nie wyobrażam sobie tego. Nigdy się na to nie
odważę. Problem ten jest praktycznie tylko wyśmiewany. Ale
ludzie nie pomyślą o tym, że my nie chcielibyśmy być tacy
(przynajmniej ja). Jest mi z tym bardzo trudno żyć. Cale życie
gram. Nikt nie wie o tym, że jestem homoseksualistą. Ja pa-
nicznie się tego wstydzę. Przecież nikomu się z, tępo nie zwierzę.
Nikomu! Panie doktorze, lata mijają, boję się o swoją przy-
szłość. Bardzo bym chciał mieć żonę, dzieci, po prostu szczę-
śliwą rodzinę. Tylko czy to będzie możliwe? Nie wiem, czy
będę mógł normalnie współżyć z kobietą, (nigdy tego nie ro-
biłem, nie mam swojej dziewczyny, co mnie jeszcze bardziej
dobija). Jestem samotny. Rok temu targnąłem się na życie.
Nie udało się. Przemyślałem swój czyn i doszedłem do wniosku,
że nie warto odbierać sobie życia nawet z tak poważnego po-
wodu. Pytam się: jak można dłużej tak żyć? Udawać i grać!
Prawdę mówiąc zachowuję się normałnie, ale cóż kiedy nie
mogę przejść obojętnie obok ładnego 1516-letniego chłopca.
174
Coś mnie makabrycznie ściska."w głębi dtiszy". Co mam robić?
Jak się z tego koszmaru wybronić i wyleczyć? Już dłużej tak
nie mogę! Pan jest moją jedyną nadzieją. Warto chyba nam
pomóc, tym bardziej, że nie ma fachowej literatury na ten
temat. Jak Pan mi nie pomoże, to już chyba nikt. Proszę.
9 latf- MAREK.
Ocenia się. że homoseksualiści stanowią 2-4 % populacji męskiej (statystyki dotyczące kobiecego
homoseksualizmu jak dotąd nie istnieją). Część mężczyzn akceptuje swoją skłonność, a nawet uwa-
! /n ją za bardziej wysublimowaną formę miłości. Nie mają oni ze sobą żadnych problemów. Gorzej
l jest z tymi. którzy jak Marek J Załamany głęboko boleją nad własnym losem, czują się skrzywdzeni
' przez naturę, lub, głównie wier?,ącyrnaznaczeni grzechem i cierpieniem. Chcieliby żyć tak jak inni,
f ale me mogą, nie potrafią. Zdają sobie sprawę /e swej odmienności - z tego że odeszli od norm
> obowiązujących w naszym społeczeństwie. Ukrywają swą skłonność przed wścibskim okiem otocze-
| nią. Boją się rozszyfrowania, kompromitacji, represji, które mogą przybierać rozmaite formy. Mio-
tają się między potrzebami seksualnymi, a normami moralnymi. To oni nierzadko targają się na ży-
cie. To oni popadają w coraz większą nerwicę. Wreszcie, kiedy już zupełnie nie potrafią sobie pora-
I dzić ze sobą. przełamując największe opory trafiają do seksuologa. Są najczęściej kompletnie zała-
'' mni, rozbici.
Czym jest homoseksualizm'.' To pytanie podstawowe. Wiadomo na pewno, że istnieje tak długo
f jak cywilizacja ludzka. Towarzyszy wszystkim rasom, grupom etnicznym, jest na wszystkich konty-
nentach. Nie wszystkie narody odnosiły się do niego jednakowo, był różnie traktowany w różnych
epokach. Jest sprawą powszechnie znaną, że np. starożytni Grecy stawiali związki homoseksualne
j przed heteroseksualnymi, /. kolei np. w epoce wiktoriańskiej miłość ta była bardzo ostro tępiona.
i Nawiasem mówiąc, stosunki heteroseksualne były wówczas dopuszczalne jedynie w celu prokreacji.
Śledzenie dziejów człowieka jako gatunku pozwala stwierdzić, że dla pewnej grupy ludzkiej, znajdu-
( jącej się w widocznej mniejszości, homoseksualizm jest "normą". Homoseksualiści są mniejszością
f seksualną. Z punku widzenia medycyny homoseksualizm nie jest patologią i nie jest również choro-
bą. Tzn. nie jest chorobą w znaczeniu medycznym po prosty w żaden sposób nie przystaje do kli-
f nicznej definicji choroby. Oto jej trzy wyznaczniki: przyczyna przebieg choroby zejście (wyle-
i czenie lub śmierć). Homoseksualizm nie mieści się w kryteriach innych norm, np. normy socjolo-
i gicznej (aktywność seksualna w celu prokreacji), statycznej (normalność, to co najczęściej spotyka-
. ne), czy normy indywidualnej, sformułowanej w 1977 r. przez Juliana Godlewskiego, w której autor
f zwraca uwagę na "możliwość dokonania spółkowania mogącego doprowadzić do zapłodnienia".
i Zachowanie homoseksualne nie spełnia jednego tylko wyznacznika partnerskiej normy seksualnej
l ogłoszonej przez prof. Kazimierza Imielińskiego. Brzmi ona następująco: z normalnym partner-
I skim zachowaniem seksualnym mamy do czynienia wówczas, jeśli: l/ zachowana jest różnica płci;
t 2 współżyją dojrzali osobnicy; 3/ istnieje obustronna akceptacja; 4/ obie strony dążą do rozkoszy;
5 to zachowanie nie szkodzi zdrowiu; 6/ nie szkodzi ono innym ludziom. Jak widać, homoseksua-
liści nie spełniają tylko pierwszego warunku normy sformułowanej przez prof. Imieliriskiego. Pozo-
! stale jednakowo przystają tak do związków homo- jak heteroseksualnych.
Homoseksualizm jest w odczuciu własnym, tzn. homoseksualistów czymś naturalnym, zaś w od-
biorze społecznym jest czymś niezwyczajnym, okołonormalnym. Warto tu przytoczyć opracowaną
p r/e/ prof. Imielińskiego klasyfikację dewiacji seksualnych. Oto ona:
A. Odchylenia seksualne:
I. w zakresie obiektu (pedofilia, gerontofilia. zoo filia, fetyszyzm, transwestytyzm).
II. w zakresie sposobu realizacji (sadyzm, masochizm, ekshibicjonizm, oglądactwo),
III. nietypowe homoseksualizm, transseksualizm, kazirodztwo),
B. Odchylenia seksualne patologiczne:
I formy progresywne (zboczenia płciowe),
U formy impulsywne.
175
Jak widać, w tej klasyfikacji homoseksualizm nie tylko nie mieści się w definicji zboczenia, ale jest
nawet nietypowym odchyleniem seksualnym. Jak wcześniej podkreśliłem, mieści się on prawie, z
niewielkim odstępstwem, w partnerskiej normie seksualnej.
No i co z tego, chciałoby się zakrzyknąć. Nauka, historia, elyka sobie, a życie sobie. Jaki jest sto-
sunek naszego społeczeństwa do tej mniejszości seksualnej?
Bardzo Zróżnicowany. Są środowiska (miejsko-inlelektualno-artystyczne), gd/ie ta odmienność
przyjmowana jest w sposób prawie naturalny, ale są obszary, gdzie homoseksualiści czują się źle.
ukrywają swe skłonności, boją się wytykania palcami, ośmieszenia. Nic to. że w olbrzymiej więk-
szości są ludźmi normalnymi, wartościowymi, niejednokrotnie szczególnie w sztuce, nauce
ponadprzeciętnymi. Jeszcze nie tak dawno (przed ostatnią wojną), grupa lekarzy katolików oficjal-
nie potępiła homoseksualizm jako zboczenie godne napiętnowania. Najnowsze stanowisko kościoła
katolickiego wobec homoseksualizmu zostało określone w liście Kongregacji Nauki Wiary do bi-
skupów Kościoła Katolickiego, ogłoszonym przez Watykan l X 1986 r. Z obszernego dokumentu
- pierwszego w dziejach tego kościoła w całości poświęconego homoseksualizmowi - przytoczę
jedynie myśl przewodnią. Przyjmuje się oto. że "osoba homoseksualna.jak każdy c/łowiek, ma tę
samą podstawową tożsamość: bycia stworzeniem, a przez łaskę dzieckiem Bożym i dzieckiem życia
wiecznego". Stwierdzono w tym dokumencie, że "szczególna'skłonność osoby homoseksualnej sa-
ma w sobie nie jest grzechem, ale aktywność homoseksualna jest niemoralna, jest grzechem". W liś-
cie wyjaśniono, że "Kościół jest w stanie nie tylko czerpać wiedzę z odkryć naukowych, ale również
przekroczyć ich zakres". Wynikający z niego wniosek zamyka się w słowach, które przytoczyłem
wyżej. Nie jest on sformułowany na gruncie naukowym.
Co nauka zdołała dotąd powiedzieć na temat homoseksualizmu? Czy zdołała go wyjaśnić? Za-
cznę od dość pesymistycznej myśli prof. D. J. Westa. Na zorganizowanym w 1983 r. sympozjum w
uniwersytecie w Cambridge stwierdził, że wiedza na temat etiologii homoseksualizmu wciąż pozo-
staje na prymitywnym poziomie. Prawie cały ten problem kreci się w kręgu różnych teorii wywodzą-
cych się z obszaru psychologii, socjologii, pedagogiki, filozofii, psychiatrii, kryminologii i wreszcie
biologii. Np. panowie K. Dietz i P. G. Hesse znaleźli aż 18 homogennych czynników od dzie-
dziczności po uwiedzenie. Inaczej to zagadnienie ujmuje psychoanaliza, jeszcze inaczej filozofia itd.
Wszystkie te teorie są rezultatem przeróżnych spekulacji. Np. teoria psychoanalityczna wyprowa-
dza skłonności homoseksualne z zakłóceń relacji matka dziecko ojciec (w różnym układzie
tych trzech członów). Wystarczy, żeby ten "krój" pasował do kilku przypadków, a zaraz ustala się
typologię, opracowuje teorię. Nie da się ukryć, że dla każdej takiej teorii można znaleźć kilka pasu-
jących do jej założeń przypadków. Ale krytyk bądź wyznawca całkiem innej teorii znajdzie wiele
przeciwnych argumentów. Przykładowo: u wielu moich pacjentów, o zdeklarowanym ukierunko-
waniu homoseksualnym, nie było mowy o zakłóceniach w życiu rodzinnym, wszystko tam zawsze
było w najlepszym porządku. Z drugiej strony, ileż osób z rodzin, w których w stosunkach rodzice
dziecko, czy matka ojciec jest wiele konflików. zgłasza się do poradni rodzinnych skarżąc na
niemożności w różnych sferach życia, z wyjątkiem seksualnej.
W rozważaniach o rodowodzie homoseksualizmu najbardziej bliska prawdy wydaje mi się teoria
biologiczna. Nawet w czasach, gdy metody badania były znacznie skromniejsze niż dzisiaj, znaleźli
się tacy uczeni, którzy pewnie bardziej z intuicji i obserwacji, niż badań, skłaniali się ku biologicz-
nym uwarunkowaniom homoseksualizmu. W książce pióra Augusta Forela Zagadnienia seksualne,
przełożonej na język polski w 19)4 r., znalazła się taka opinia: "Dawniej nie wiedziano, że homose-
ksualne instynkta są wrodzone, a uważano je tylko za następstwa złych nałogów". Ceniony badacz
M. Hirschfeld, w swych ogłoszonych w latach dwudziestych pracach poświęconych zaburzeniom se-
ksualnym, w tym homoseksualizmowi, dopatrywał się ich przyczyn w zaburzeniach gruczołów wy-
dzielania wewnętrznego. Prof. Kazimierz Jmielinski, w poszukiwaniu naukowo pewnych przyczyn
homoseksualizmu, skłanid się ku naukom biologicznym do tego wniosku doszedłem studiując
kolejno dzieła profesora z zakresu seksuologii i seksiatrii. Dochodzą dalsze, coraz bardziej wymow-
ne argumenty przemawiające za biologicznym rodowodem homoseksualizmu. W maju 1986 r. na
zebraniu Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, wysłuchałem wykładu prof. Alicji Blaim pt. Hor-
mony i ciąża, L którego wynikało, że coraz więcej danych naukowo-statystycznych przemawia za
tym. iż zażywanie hormonów przez kobiety w ciąży sprawia, że wśród ich dzieci znacznie więcej.niż
176
u dzieci matek, które nie brały hormonów, znajduje się osobników zidentyfikowanych później jako
homo- bądź biseksualiści. W grupie dzieci obserwowanych w jej klinice (obecnie 10-tetnich) stwier-
dzono (na razie!) różny poziom zaburzeń w sferze emocjonalnej od ledwie widocznych, po bar-
dzo silne (dotknięte nimi dzieci sprawiają wyraźne kłopoty wychowawcze). Zdaje się, że tu wreszcie
jj,wj wjaścjwy klucz do całego problemu. W oparciu o potwierdzone obserwacje kliniczne, w któ-
rych czynnik etiologiczny (hormony matki, hormony-leki) był wyraźny, możemy ukuć teorie, zaś
brakujące ogniwa można uzupełnić posługując się znanymi już i pewnymi argumentami.
Inaczej niż niektórzy specjaliści widzę rolę uwiedzenia w genezie homoseksualiztnu. Jeśli osobni-
Cy pjcj obojga przeszli przez życie łonowe bez szwanku, to w życiu pozałonowym i sto uwiedzeń im
nje szkodzi. W swoim gabinecie rozmawiałem z wieloma uwiedzionymi homoseksualistami. Roz-
mawialiśmy szczerze. No i okazało się, że tak naprawdę oni chcieli być uwiedzeni. Wiele razy srysza-
jem; ł)njby broniłem się, jednak coś mnie tam pchało, ciągnęło, no i się stało..." Nie zwalałbym też
winy na homoseksualne zabawy z lat dziecinnych, nie szukałbym tam czynnika sprawczego. Ow-
szem, kto był naznaczony prenatalnie, ten zostanie homoseksualistą, po pozostałych wymienione
przed chwilą zabiegi spłyną jak woda po kaczce.
Z obserwacji moich pacjentów wyraźnie wynika, że homoseksualiści uświadamiają sobie swoje
skłonności w dwojaki sposób. Po pierwsze jest to powolny proces, przebiegający równolegle z pro-
cesem dojrzewania w miarę narastania napięcia seksualnego człowiek uświadamia sobie, że skie-
rowane jest ono w stronę przedstawiciela tej samej płci. Spora grupy homoseksualistów inaczej
przekonuje się o własnych skłonnościach jest to dla nich nagłe odkrycie, olśnienie. Podlegali
wielkiej presji kulturowo- wychowawczej, ale okazuje się, tylko do czasu potrzeba biologiczna
przebije się przez wszelkie osłony.
W biologicznej teorii pochodzenia homoseksualizmu dostrzegam wiele optymizmu. Wiele na to
wskazuje, że wystarczy umiejętnie operować-kluczem hormonalnym, by nie dopuścić do deformacji
prawidłowego rozwoju "mózgu seksualnego". Myślę, że jest to realne, ale dopiero kiedy poznamy
wszystkie niuanse tego rozwoju. Chodzi o to, by ludziom pomóc, a nie jeszcze bardziej zaszkodzić.
Póki co, musimy się trzymać tego co jest i czekać na lepsze dni.
Swoje uwagi na temat homoseksualizmu pozwolę sobie zakończyć słowami Hansa Giesego, wiel-
kiego seksuologa, znawcy problemu także z autopsji (sam był homoseksualistą): "Homoseksualizm
nie jest zboczeniem seksualnym lecz jedynie anomalią wobec normatywnych wymagań ludzkiej eg-
zystencji". Większość seksualna musi o tym pamiętać.
Jestem ekshibicjonistą. Myślałem, że zdołam pokonać to siłą
woli, ale nie daję rady. Czy można to wyleczyć i na czym
polega leczenie? Dokąd mam się zwrócić, do psychiatry? Już
dawno chciałem tam pójść, ale obawiam się paru rzeczy np.
odpowiedzialności karnej. Istnieje wprawdzie coś takiego jak
tajemnica lekarska, ale czy również wtedy kiedy pacjent łamie
prawo? Obawiam się również, że mogę być uzależniony od le~
karzą. Wytłumaczę to na przykładzie. Mój kolega ma nerwicę
i leczy się. Kiedyś nie zgłosił się do lekarza i został tam. weź-
wany. Byłoby fatalnie, gdybym dostał wezwanie do psychiatry
t ktoś w domu by to zauważył. Obawiam się też takich rzeczy,
jak leczenie w zakładzie zamkniętym oraz leków, które dzia-
la ty by otumaniająca czy utrudniały normalne funkcjonowanie.
Obawiam się też ze strony lekarzy zwykłej ludzkiej niechęci
do mnie. Nie wiem, czy zdobędę się na wizytę u lekarza, będzie
to dla mnie bardzo trudna decyzja. Może powinienem próbować
177
uporać się z tym sam. Może mi się uda znaleźć swoje miejsce
wśród ludzi. Czasami wydaje mi się, że wystarczy tylko mocno
chcieć i móglbym "to" pokonać. Innym razem dochodzę do
wniosku, że to jednak niemożliwe. Jestem pelen obaw o przy-
szłość, prawdę mówiąc bliski zalamania. Panie doktorze proszę
mi powiedzieć czy mam szansę pozbyć się moich skłonności,
jakie one naprawdę są? ANDRZEJ.
Cóż to jest ekshibicjonizm? Jest to popęd do obnażania
i pokazywania narządów płciowych najczęściej prącia, celem
osiągnięcia zaspokojenia seksualnego. Działanie ekshibicjonisty
skierowane jest na osobę anonimową i nie posiada kontekstów
związanych z przygotowaniem do spółkowania (exhibere po-
kazywać, odsłaniać). Aktu tego dokonują najczęściej młodzi męż-
czyźni, ofiarami są kobiety, czasem nieletnie dziewczęta. Ho-
moseksualiści odsłaniają się przed młodymi chłopcami. Eks-
hibicjoniści, poza obnażaniem się nie wykazują z reguły innej
aktywności, niekiedy tylko wypowiadają w tym czasie sprośne
słowa.
Mówi się także o ekshibicjonizmie psychicznym to ci od
babrania się w dosadnych słowach, opisach scen, opowiadania
historyjek, pisania sprośnych listów, a za graficzną formę eks-
hibicjonizmu uważa się np. tatuaże o treści seksualnej.
Właściwego ekshibicjonistę charakteryzuje, jak powiedziałem,
nieodparty popęd do obnażania narządów płciowych, co daje
mu satysfakcję seksualną. Jest to działanie zastępcze za-
miast sosunku płciowego. Akt ekshibicji nie jest wyrazem
zaburzenia seksualności, lecz przejawem zaburzenia osobowości,
które ujawnia się oto w sferze sekusalnej. Ekshibicjoniści to
ludzie w większości nieśmiali, z zahamowaniami, z poczuciem
niższej wartości, ludzie mający olbrzymie trudności w nawią-
zywaniu kontaktów.
Zauważa się u nich czasem cechy ana.nkastycz.ne (skłonność
do zachowań natrętnych), czasem opóźnienie w rozwoju sek-
sualnym. Sporo wśród nich mężczyzn infantylnych z przytę-
pioną inicjatywą, czego skutkiem jest brak odwagi w na-
wiązywaniu znajomości z kobietami. Jaskrawym przykładem
tego jest fakt, że kiedy kobieta przejawia w stosunku do eks-
hibicjonisty inicjatywę seksualną, wywołuje to u niego lęk. Sal-
wuje się ucieczką, popada w niemożność seksualną. Obserwacje
wykazują, że ekshibicjoniści chcą robić wrażenie, zwrócić na
siebie uwagę otoczenia. W ich wyobrażeniach kobiety są zwykle
wyidealizowane. Większość z nich spodziewa się ze strony ko-
178
biet reakcji negatywnej na swoje zachowanie. Panie są za-
szokowane ich zachowaniem. Jeśli uznamy, że prowadzenie do
lęku, czy szoku jest przeżyciem sadystycznym, postępowanie
ekshibicjonisty ma w sobie elementy sadyzmu.
Tzw. prawdziwy ekshibicjonista nie demonstruje siły i wła-
dzy, jego zachowanie ogranicza się tylko do aku obnażania
się. Jest pewien odsetek nazwijmy to nieprawdziwych efcshi-
bicjonistów, dla których wspomniany akt jest wstępem ao rze-
czywistej napaści, dążeniem do kontaktu cielesnego. Tych osob-
ników zalicza się już do gwałcicieli. U większości akt ekshibicji
popnzedzony jest poważnymi objawami wstępnymi. Obok na-
pięcia seksualnego, niepokoju, rozdrażnienia, zniecierpliwienia
pojawia się konieczność dokonania aktu ekshibicji, odczuwana
jako farma przymusu wewnętrzineego, któremu nie można się
oprzeć.
Szkodliwość społeczna aktu ekshibicji zależy od reakcji od-
biorcy. Pominąwszy rzadkie przypadki czynnej agresji popeł-
niane przez "nieprawdziwych" ekshibicjonistów oraz akty eks-
hiibicji wobec dzieci, (ich szkodliwość jest chyba przesadzona)
akt ekshibicji zakwalifikować można nie tyle do działań prze-
stępczych, ile raczej do zachowań obraźliwych, nieobyczajnych
i naruszających autonomiczną godność osoby, którą spotyka ta-
kie zachowanie.
Z tego co dotychczas napisałem wynika, że nie ma jednolitej
przyczyny, która prowadzi do ekshibicjonizmu. Są osobnicy,
u których poza wymienioną przypadłością, nie można niczego
ujawnić można zaś przyjąć, że ten typ zachowań seksualnych
rozwinął się u nich w trakcie rozwoju osobniczego, oczywiście
zakłócając go. Są osobnicy o zwiększonej ale też zmniejszonej
sile popędu seksualnego. Niektórzy wykazują pewne zmiany
w sferze emocjonalnej osobowości np. w postaci niedojrzałości.
U części obniżony bywa poziom intelektualny. Ekshibicjonizm
może być też wynikiem zaburzeń nerwicowych lub nawet psy-
chioznych, wreszcie spotyka się go u osobników wykazujących
zaburzenia charakterologiczne wynikające przede wszystkim
z organicznego uszkodzenia mózgu.
Do zachowań ekshibicjonistycznych może także prowadzić pa-
daczka i przewlekłe zatrucie np. przewlekły alkoholizm. Zna-
ne Je&t również coś takiego jak zastępcze akty ekshibicji. Spo-
tykamy je u osobników dotkniętych kalectwem, którzy z tego
powodu nie mogą prowadzić normalnego pożycia seksualnego.
179
Spotykamy je także u osobników przebywających długi czas w
izolacji.
Polskie prawo karne traktuje ekshibicjonizm jako prze-
stępstwo seksualne, ale... znakomity przedstawiciel polskiego
świata prawniczego prof. L. Lernell uważa, że "jeśli czyn ten
ma ostre zabarwienie seksulane, jest on przejawem osobowości
patologicznej,'którą trzeba leczyć a nie karać".
W świetle tego wszystkiego co tu napisałem, Wiesz już An-
drzeju, że powinieneś (i ci inni, którzy z tym problemem sa-
motnie się borykają) zgłosić się do lekarza psychiatry. Ta wizyta
nie niesie żadnego zagrożenia, nie masz się czego obawiać.
Twój lęk jest niepotrzebny. Swoim dotychczasowym zachowa-
niem nie dokonałeś, o czym jestem przekonany, sz,kód za które
mógłbyś zostać skazany. Ponadto, jak słusznie zauważyłeś, le-
karza obowiązuje tajemnica. Zachęcam.Cię do kontaktu z psy-
chiatrą bądź seksuologiem. Twoje obawy o negatywne skutki
tego spotkania są naprawdę nieuzasadnione. Uwierz mi, że bę-
dzie" to dla Ciebie spotkanie bardzo pożyteczne. .Ty przecież,
bardzo chcesz się wyleczyć i z pomocą lekarza oraz leków do-
konasz tego. Sam nie zdziałasz nic. Mam nadzieję, że teraz
szybko podejmiesz decyzję.
Zwracam się z prośbą o pomoc. Stoję nad przepaścią i nie
wiem co robić. Brak mi sily, aby się cofnąć i nie_ mam odwagi
skoczyć i stoczyć się w dół. Mam zaledwie 17 lat i brata, którego
kocham. Zawsze go kochałam i on mnie również. Nie rozsta-
waliśmy się nigdy. Nasi rodzice byłi zachwyceni tym, że nigdy
się nie kłócimy. Pewnej nocy, gdy rodzice wyjechali do rodziny,
brat przyszedł do mnie do łóżka i tak się zaczęło. Nikt nic
nie wiedział i nie domyślał się nawet. To nasze szaleństwo
trwało prawie rok, aż do dnia, kiedy brat wyjechał na studia.
I tu zaczyna się moja tragedia. Widywaliśmy się bardzo rzadko.
Kiedy przyjechał na święta, byłam wniebowzięta. Cały, calutki
tydzień w domu razem. Rodzice rano wychodzili do pracy
i zostawaliśmy sami. Jakże mogłam nie wierzyć w jego miłość,
gdy tak pięknie i czule o niej mówił, która dziewczyna by
mu nie uwierzyła? To były najszczęśliwsze dni w moim do-
tychczasowym życiu. Kiedy przyjechał na ferie zimowe, było
już jakby inaczej niż dotychczas. Nie zwróciłam na to uwagi.
Żyłam od spotkania do spotkania. Jeździłam często do niego
i wówczas byłiśmy razem zaledwie trzy godziny. Wszyscy my-
śleli, że jestem jego dziewczyną. Było coraz gorzej. Na spot-
kaniach wciąż zerkał na zegarek, do domu przyjeżdżał rzadko.
180
Podczas kolejnych ferii zaczęłam podejrzewać, że on mnie zdra-
dza. Nie chciałam dać temu wiary. Pewnej niedzieli bez za-
powiedzenia wybrałam się do niego. Nie zastałam go, a jeden
z jego kolegów poinformował mnie, że wyszedł z miłą błon-
dynką. Moje podejrzenia potwierdziły się. Czekałam na uspra-
wiedliuńeme. Jedyne zdanie, jakie usłyszałam brzmiało: "Mam,
już. 23 lata i chcą żyć normalnie, chcę mieć normalną rodzinę
i dzieci". Nie powiedziałam mu, że będziemy mieli dziecko. Nie-
ważne jakie będzie, zdrowe czy chore, chcę je mieć. Nie wiem
co zrobię. Jedno jest pewne, nie stanę na drodze mojego uko-
chanego brata, nie będę mu przeszkadzała w szczęściu... Sama
jeszcze nie jestem pewna co mam robić, jak mam wytłumaczyć
rodzicom moją zmianę fizyczną. Zresztą to nie jest istotne. Cza-
sem zastanawiam się, czy jestem normalna i nie znajduję od-
pounedzi. Jeśli wydrukujecie ten list, a pragnę tego, być może '
pomoże on dziewczynom takim jak ja. Wycofajcie się zawczasu!
Mnie zabrakło siły. Jest mi bardzo ciężko. Nie proszę o radę,
wiem, że jest to sprawa, którą sama muszę rozstrzygnąć. Ten
list to raczej stwierdzenie faktu niż użalanie się, wiem, że to nie
wróci mi szczęścia. Nie mogę zrozumieć jednego, dlaczego on
kochał mnie tylko rok, czemu tak krótko? Kocham go nadał
i pragnę jego szczęścia, choć nie będę miała w nim najmniej-
szego udziału. MONIKA.
Nie jest to w moim archiwum pierwszy list (tamte nie były
aż tak dramatyczne) podejmujący temat miłości kazirodczej.
Tym bardziej mam obowiązek się tym zająć. 'Kiedyś już usta-
liłiśmy, że nie chowamy gtowy w piasek, że niczego nie parze-
milczamy.
Nie ma w naturze czegoś takiego jak seksualna niechęć do
rodziny. Dystans seksualny wobec najbliżej spokrewnionych
narzucony został przez obyczaj i wychowanie. Kazimierz Imie-
liński napisał w jednej ze swych prac, że kazirodztwo to "zbo-
czenie przeciwko kulturze" Dodajmy: przeciwko naszej kultu-
rze, albowiem łamie jej normy. W innych kręgach kulturowych
zjawisko to może być uznawane' za normalne.
Fizjologia dyktuje jednak, by związków takich nie było. Dla-
czego? Wynika to z założeń genetycznych w obciążeniach cho-
robowych. Znana jest medycynie pewna grupa chorób dziedzi-
cznych. Dotykają one potomstwo także ze związków osób nie
spokrewnionych, ale u dzieci rodziców blisko spokrewnionych
niebezpieczeństwo dziedziczenia jest kilkunasto-, a nawet kil-
kudziesięciokrotnie większe. Jest to chyba wystarczająca prze-
181
słanka, by tych związków nie akceptować. Ryzyko jest zbyt
duże i trudno zdawać się na szczęśliwy traf. Choroby dzie-
dziczne towarzyszące genom z większym prawdopodobieństwem
ujawniają się w związkach rodzinnych i to niekoniecznie
w pierwszym pokoleniu, może to nastąpić w którymś tam z ko-
lei. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę.
Zastanawim się, czy jestem normalna i nie znajduję od-
powiedzi napisała Monika. Twoja miłość jest normalnym
uczuciem. W kategorii psychicznej żadnej nienormalności tu
nie ma. Z punktu widzenia fizjologii Twój związek, o czym
już teraz wiesz, jest niewskazany. Nie będę Ci doradzał co
masz zrobić, bo to zależy od Ciebie, napisałaś zresztą, że decyzję
musisz podjąć sama. Jakiej byś nie podjęła, nie jest Ci łatwo,
mimo że, jak wynika z listu, jesteś osobą bardzo jak na swój
wiek dojrzałą. Twoje sądy i oceny sprawiają wrażenie, jakby
wyszły spod pióra osoby dorosłej, doświadczonej. Aż trudno
uwierzyć, że nie stać Cię było rok temu, kiedy wybuchł romans
z bratem, na rozsądek. Właśnie Ciebie, bo Twój starszy brat
jawi mi się (wrażenie z listu) jako zupełnie nieodpowiedzialne
pacholę, a przecież miał już wówczas 22 lata. Jest w życiu
tyle możliwości spełnienia pragnień uczuciowych, po co więc
wpędzać się w taki zaułek? Po co budować dramat? Wygod-
nictwo powoduje, że zaspokaja się potrzeby erotyczne z siostrą,
to takie łatwe, ona jest na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że nie
myśli się wtedy, co będzie potem, przede wszystkim z dziew-
czyną. Wychodzą one z tych związków okaleczone psychicznie,
z urazem do mężczyzn, wstrętem, nie mówiąc już o takich przy-
padkach, w których zostają sam na sam z ciążą. Tak jak Mo-
nika. Jakże Ona jest teraz samotna. Moniko, jeśli podjęłaś de-
cyzję o utrzymaniu ciąży, powinnaś bezwzględnie o wszyst-
kim powiedzieć lekarzowi.
Wydrukujcie ten list, być może pomoże on dziewczynom, ta-
kim jak ja. Wycofajcie się. zawczasu: Mnie zabraklo sily. Jakże
żałuję, że Monika nie miała okazji rok temu przeczytać o
wszystkich niebezpieczeństwach miłości kazirodczej, może by
jej wówczas nie zabrakło sił. Moniko, odezwij się, napisz do
mnie.
Chciałbym na koniec poinformować wszystkich, że w naszym
prawodawstwie kazirodztwo jest karalne. Jeden z artykułów
kodeksu karnego mówi: "Kto dopuści się obcowania płciowego
z krewnym w linii prostej, bratem lub siostrą albo osobą po-
zostającą w stosunku przysposobienia, ten podlega karze..."
182
Sprawa, którą pragnę poruszyć w moim liście jest drastyczna
i wstydliwa. Mam 19 lat, jestem uczniem liceum ogólnoksz-
talcącego. Jestem sadystą seksualnym i to jest moim dramatem.
W życiu codziennym jestem normalnym człowiekiem, nie CZUJĘ
żadnych skłonności do czynów sadystycznych. Dopiero podczas
zbliżenia z partnerką, przestaję w pewnej chwili panować nad
sobą, staję się "zwierzęciem". Zaczynam dziewczynę bić, gryźć,
drapać. Sprawna mi to satysfakcję i dopiero wówczas czuję
zadowolenie ze stosunku. Ani zmiana dziewczyny, ani zmiana
trybu życia nie pomaga mi. Proszę Pana bardzo o udzielenie
mi rady. Jestem załamany. Błagam o odpowiedź. ZROZPA-
CZONY WOJTEK.
Encyklopedia podaje: "sadyzm zboczenie płciowe polega-
jące na odczuwaniu zadowolenia płciowego przy zadawaniu
partnerowi bólu rzeczywistego lub wyimaginowanego, symbo-
, licznego; potocznie skłonność do dręczenia innych osób, bez
podłoża seksualnego". Sam termin pochodzi od nazwiska fran-
cuskiego pisarza markiza de Sade'a, który w swoich utworach
przeprowadzał analizę zboczeń seksualnych.
Przytoczona przed chwilą definicja jest bardzo szczegółowa,
wyjaśnia niemal wszystko. Chciałbym tu zauważyć, że kiedy
pada słowo sadyzm, dość powszechnie kojarzone jest ono
z układem seksualnym, określa sytuację, w której podniecenie
i zadowolenie w pożyciu płciowym pojawia się w wyniku za-
dawania bólu, poniżania, dominacji. W takim rozumieniu tego
terminu, wydaje się, że sadyzm jest zjawiskiem rzadkim.
W istocie, jest to, na szczęście, nieczęsto spotykane zboczenie
seksualne. Ale spójrzmy szerzej na sadyzm, odwołajmy się do
znakomitego Ericha Fromma. Jego zdaniem mamy trzy rodzaje
skłonności sadystycznych. "Pierwszy polega na uzależnieniu in-
nych od siebie, by mieć nad nimi absolutną i nieograniczoną
władzę (...). Drugi, wypływa z zewnętrznego pragnienia, aby
nie tylko rządzić bezwzględnie innymi, lecz ich. eksploatować,
wykorzystywać (...). Trzeci rodzaj skłonności to chęć zadawania
innym bólu albo oglądania ich cierpień. Mogą to być cierpienia
fizyczne, częściej, są to cierpienia duchowe". No i okazuje się,
że sadyzm jest cechą występującą u prawie wszystkich ludzi.
Zdaję sobie sprawę, iż twierdzenie, że prawie każdy człowiek
ma cechy sadystyczne, może wprawić Czytelników co najmniej
w zakłopotanie. Spieszę więc z wyjaśnieniem u ludzi nor-
malnych, tj. z wyłączeniem osobników z anormalnymi cechami
charakteru i psychicznie chorych, cechy sadystyczne modulo-
183
wane są kulturą, są jej podporządkowane. Każda kultura kwa-
lifikuje sadyzm ujemnie, tak gdy idzie o zachowanie społecz-
no-uczuciowe, jak i seksualne. W wyniku działań kulturowych
jest on zepchnięty do podświadomości i tylko w wyjątkowych
sytuacjach daje o sobie znać np. na zawodach bokserskich (re-
akcja kibiców "bij go", radość z nokautu itp.). Sadyzm bardzo
często ujawnia się u ludzi o kulturze powierzchownej, zwłaszcza
w okolicznościach szczególnych tam gdzie w grę wchodzi
władza. Tu przykładem może być chociażby maltretowanie pod-
władnych przez szefa, dokuczanie im, poniżanie itp. .
Z tego wszystkiego, co dotychczas napisałem, widać chyba
wyraźnie, że sadyzm ma jak gdyby dwa bieguny. Na jednym
przyjmuje delikatną postać. Sadysta potrafi być czuły, opie-
kuńczy, serdeczny, nigdy jednak nie rezygnuje z kontroli nad
partnerem, a każda próba uniezależnienia się tegoż, powoduje
u sadysty agresję. Na drugim biegunie jest skłonność do świa-
domego zadawania bólu i radowanie się cierpieniem ofiary. To
tutaj właśnie mamy do czynienia z sadyzmem seksualnym.
Warto sobie postawić pytanie, skąd się bierze sadyzm? Jakie
są mechanizmy jego powstawania? Przyczyn jest kilka. Może
to być wynik kompensacji niepowodzeń w różnych zresztą dzie-
dzinach życia, także w życiu seksualnym, w ogóle w miłości,
reakcja na poczucie małej wartości. Może też się on brać
z niemożności znoszenia samotności u osobników z tzw. słabym
"ja". Charakterystyczny jest także dla osobowości asocjalnych,
niepohamowanych moralnie, najczęściej towarzyszy wtedy in-
nym, również niepożądanym cechom.
Pora, by po tych informacjach natury ogólnej wrócić
do listu zrozpaczonego Wojtka. Bardzo Cię proszę, byś poszedł
do seksuologa. Proszę o to wszystkich, którzy odkryli u siebie,
bądź tylko podejrzewają, skłonności sadystyczne. Jeżeli nie ma-
cie w miejscu zamieszkania seksuologa, idźcie do psychiatry.
Tę moją radę pewnie skwitujecie stwierdzeniem pozbył się
nas, to najłatwiejsze. Nic podobnego. Zrozumcie, że w każdym
przypadku niezwykle istotne jest ustalenie przyczyn Waszych
skłonności. Przecież każdy z nich mimo pozornej identyczności,
jest inny. Najbardziej szczegółowy list niewiele daje, ponieważ
przekazuje jedynie objawy, a to stanowczo za mało, właściwie
nic. Tylko bezpośredni kontakt z lekarzem pozwala określić
podłoże powstania tej dewiacji i podjąć stosowne leczenie. To
ala Was jedyna droga. Przestrzegam, że agresywne zachowanie
wobec partnera może się pogłębiać aż do takiego stanu.
184
w którym będzie zagrażać jego zdrowiu. Chcą także nadmienić,
że jeśli druga strona uzna. iż zachowanie seksualne partnera
naraziło ją na szkody moralne bądź fizyczne, może wnieść spra-
we do sądu. Chciałbym, żebyście o tym wiedzieli.
Dopóki nie pójdziecie do lekarza, bezwzględnie odradzam
kontakty seksualne. Nowa osoba, nie znająca waszych zacho-
wań, może się bronić, a to jeszcze bardziej podnieca do agre-
sywnych reakcji. Posłuchajcie mojej rady, bo konsekwencje
mogą być przykre.
Zdarza się, że osobnik ze skłonnościami sadystycznymi spo-
tyka na swojej drodze masochistę (masochizm żądza do-
znawania bólu i upokorzeń), wtedy układ jest harmonijny. Po
prostu obie strony spełniają własne oczekiwania.
Wszystko zaczęlo się trzy lata temu, kiedy zaprzyjaźniłam
się z koleżanką z klasy. Byłyśmy w tzw. głupim wieku. Przy-
chodziły nam do głowy różne pomysły. Między innymi chcia-
łyśmy się nauczyć pocałunków, jakie odbywają się między chło-
pakiem i dziewczyną. Wtedy jeszcze nie przeczuwałam, że zmie-
ni się mój stosunek do chłopców. Najprzystojniejszego zamie-
niłabym na dziewczynę. Chłopcy przestali mnie całkowicie in~
teresować. Czuję pociąg do dziewcząt. Koleżanka, gdy jej
o tym powiedziałam, zerwała przyjaźń. Obecnie nie mam żadnej,
gdyż każda, kiedy zorientuje się w mojej inklinacji, odchodzi.
Jestem u kresu wytrzymałości. RENATA.
Czy może istnieć miłość między dziewczyną a dziewczyną?
Do czego to prowadzi? Czy to jest jakieś zboczenie? Bardzo
prosimy o odpowiedź, gdyż nie znamy określenia na to, co
nas łączy. Nie jest to tylko przyjaźń, ale jeszcze "coś". Lubimy
się tulić, pieścić, catowoć. Czy to jest normalne? Tak na mar-
ginesie: obie mamy chłopaków i wcale nam to nie przeszkadza.
Wspólne chwile są jakimś odprężeniem, ulgą, wiemy, że żadnej
z nas nic nie grozi, że żadna nie zdradzi. MARTA i MAGDA.
Od pewnego czasu przyjaźnię się z dziewczyną. Kiedyś po-
wiedziała mi ona, że mnie kocha. Z początku sobie z tego
żartowałam, ale widzę, że to nie żarty. Próbowałam z nią po-
ważnie porozmawiać, niestety nic to nie dało. Zerwałam tę
przyjaźń i wtedy ona podcięła sobie żyły. Będę musiała chyba
uciec z tego miasta. Ona już mi grozi, że jak to zrobię to
się zabije. Co ja mam robić? BARBARA.
Kocham dziewczynę, znamy się długo. Uznałem, że możemy
Już chyba rozpocząć życie seksualne. Nie zgodziła się, myślałem,
że boi się stosunku, nie nalegałem. Pewnego dnia, kiedy przy-
185
podkowo wpadłem do jej domu, nakryłem ją w lóżku z dziew-
czyną. Zamurowało mnie. Ona chyba jest zboczona, ale i taką
ją kocham, tylko co ja mam zrobić? PEGAZ.
Miotam męża (jestem po rozwodzie) dziecko, koleżanki, ko-
legów. Nigdy nie myślalam, że mnie coś takiego spotka, byłam
taka normalna. Do chwili, kiedy spotkałam ją. Czułam się jak
sztubak zakochany w swoim nauczycielu. Promieniałam na jej
widok. Nie moglam zrozumieć tego uczucia. Czy jestem zbo-
czona? Przebywałyśmy ze sobą całe dnie. Dałam jej całą dotąd
nie spełnioną miłość. Trwało to kilka pięknych miesięcy. Roz-
łączyli nas ludzie z jej najbliższego otoczenia. Kochom ją nadal.
Siebie nienawidzę. Oba te uczucia są jednakowo silne i jed-
nakowo bolą. Nie umiem bez niej żyć, jest coraz gorzej. Dla-
czego to ludziom tak przeszkadza? Dlaczego ludzie nie mogą
zrozumieć, że nieważne kto kogo kocha tylko jak kocha? Dla-
czego musialam pokochać kobietę? Czy jestem normalna? Wiem,
że takich jak ja jest więcej. Jak to przeżyć, jak przezwyciężyć,
przetrwać? Kocham prawdziwie, tragicznie, bez społecznej szan-
sy na tę miłość. To dramat, l nie mam już sił na walkę fce
sobą. Wysyłam do Pana list, ale nawet nie marzę, że zostanie
wydrukowany, no bo co na to ludzie. Ciągle ludzie. Nienawidzą
ich wszystkich za to. EWA.
Nie przypuszczam, by te listy zaszokowały któregokolwiek z
moich Czytelników. Wierzę, że tak nie będzie, w końcu umówili-
śmy się kiedyś, że nie wolno uciekać przed żadnym problemem
i o wszystkim należy mówić pełnym głosem. Kontakty erotyczne
między osobnikami tej samej płci (homoseksualizm) nie są zja-
wiskiem ani nowym, ani sporadycznym. Związki homoseksual-
ne i łesbijskie są stare jak świat, ale ciągle jeszcze stanowią
sensację dla otoczenia, które uwielbia na ten temat plotkować
i dowcipkować.
Skąd się wzięła nazwa miłość lesbijska? Pochodzi ona od grec-
kiej wyspy Lesbos, gdzie te praktyki były szczególnie popularne.
Spróbujmy odpowiedzieć na najważniejsze pytania postawione
przez autorki, no i jednego autora, listów nawiasem' mówiąc,
wybrałem je spośród wielu. A więc: dlaczego kobieta zakochuje
się w kobiecie? Czy jest to normalne, no i co wtedy robić?
Zęby na nie odpowiedzieć, trzeba jeszcze raz uważnie wczytać
się w listy. Tylko w dwóch z nich mamy do czynienia ze
zdecydowanym, pewnym zainteresowaniem homoseksualnym
(Ewa, koleżanka Barbary). Siła zaangażowania uczuciowego wo-
bec osoby tej samej płci jest tu taka sama jak w związkacl
186
heteroseksualnych, Uczucie wyraźnie wykracza poza ramy przy-
jaźni czy potrzeby chwili, jest to autentyczna miłość. W po-
zostałych przypadkach nie dostrzegam jej, widzę tam postawę
chwiejną. No bo czy można nazwać miłością autentyczną po-
czynania dwóch panienek, które trenują pocałunki? Jak to się
ma do dramatycznego uczucia Ewy? Trening pocałunkowy
skończył się dla jednej z jego uczestniczek pociągiem do dziew-
czat, jak to sama określa. I w tym przypadku potwierdziła
się zasada, że tam gdzie występują reakcje psychiczne i fi-
zjologiczne, nie może być zabawy. Chciałoby się powtórzyć za
pisarzem: "nie igra się. z milością" i dodać nawet na jej
obrzeżach. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że zadziała zasada
pierwszych połączeń, o której wielokrotnie pisałem omawiając
kłopoty w związkach heteroseksualnych. Przypomnę może, że
owe pierwsze połączenia mogą rzutować na cale życje, przy-
zwyczajają człowieka do pewnego typu doznań i przeżyć, do
których potem cały czas dąży. Jeśli zatem Renata i dwie panny
M. (Marta i Magda) chcą uciec od układu lesbijskiego, powinny
natychmiast porzucić wszelkie tego typu zachowania. Mają one
szansę wymazania "nagrania z taśmy przeżyć" tylko wtedy,
kiedy ich związki z chłopcami będą udane. Jeśli tak się nie
stanie, dziewczęta zwrócą się ku sobie. Dlatego radzę tym, które
chciałyby wyrwać się z kręgu miłości lesbijskiej, niech doskonalą
się w układach heteroseksualnych. Niech starają się być ak-
tywne innej rady nie ma.
Zastanówmy się nad przyczynami, które sprawiają, że dziew-
czyna czy kobieta lokuje swe uczucia w przedstawicielce tej
samej płci. Co do tego popycha? Bywa, że sprawia to lęk przed
zdradą. Wiadomo, chłopcy bywają niewierni! Wiemy, że żadnej
z nas nic nie grozi, że żadna nie zdradzi napisały panny
M. Otóż to. Wydaje się im, że tylko związek w obrębie tej
samej płci może być trwały, gwarantuje bezpieczeństwo psy-
chiczne. Kolejnym niebanalnym motywem, popychającym w
stronę miłości lesbijskiej, jest świadomość, że pieszczoty ero-
tyczne kobiet nawet te najbardziej zaawansowane nie
grozą ciążą, której wiele dziewcząt tak się obawia. W takim
związku w ogóle nie istnieje problem antykoncepcji, taki zwią-
zek daje poczucie bezpieczeństwa fizjologicznego.
Przyczyn miłości lesbijskiej można się doszukiwać także
w metodach wychowawczych stosowanych przez rodziców,
w atmosferze panującej w domu. Odezwać się mogą wszystkie
nieprawidłowości z dzieciństwa na linii ojciec córka. Nadczu-
187
łość, deficyt uczuć, rywalizacja matki i córki o ojca, w ogóle
wszelka patologia sprawić mogą, że od kołyski zakoduje się
negatywny stosunek do struktury psychofizjologicznej mężczya-
ny, -a w konsekwencji ucieczka w miłość lesbijską.
Spyta ktoś, a jak wytłumaczyć przypadek Ewy, osoby, która
była mężatką, ma dziecko. Jak to się stało, że niespodzianie
odkryła nieposkromioną miłość do innej kobiety. Nie znam jej
życia, być może byłi jeszcze inni mężczyźni, -którzy dostarczyli
Ewie raczej przykrości niż satysfakcji i może dlatego w pewnym
momencie "przestawiła się", stwierdziła, że kobieta da jej więcej
satysfakcji. Mam za mało danych, by sprawę Ewy wyświetlić
do końca.
Chciałbym zwrócić uwagę na następujący fakt: podobnie
jak wśród homoseksualistów, tak i wśród lesbijek są osobnicy
nie do końca zdeklarowani. W różnym stopniu, bez żadnych
negatywnych przeżyć, angażują się oni w związki seksualne
z płcią własną jak i przeciwną. Jest to tzw.-biseksualizm. Na-
wiasem mówiąc, dla wielu to znakomity parawan przed wścib-
skim otoczeniem patrzcie, mam męża i rodzinę. To zna-
komicie ułatwia tym ludziom życie.
Czy to jest zboczenie pytanie to powtarza się z drama-
tycznym napięciem w każdym liście i w każdym czuje się wy-
czekiwanie na to, bym zaprzeczył. Nie jest to zboczenie, a już
na pewno w tych związkach, gdzie mamy do czynienia z au-
tentycznym uczuciem, wyjątkowym zaangażowaniem. Bywa
i tak, że praktyki homoseksualne traktowane są jak rozrywka,
swoisty przerywnik, czy coś w tym rodzaju i wówczas jest w
tym dla mnie coś nieprzyzwoitego. Rodowód tej inklinacji jest
najczęściej bardzo złożony, kryją się w nim często życiowe dra-
maty i dlatego tak ostro przeciwstawiam je frywolności i roz-
rywce erotycznej.
Miłość lesbijską traktować należy tak jak homoseksualizm
jest to mniejszość seksualna a nie zboczenie. Nie ukrywam,
że znacznie więcej wiemy o homoseksualistach. Miłość lesbijską
jest nadal ciemną strefą w seksuologii, być może także i dlatego,
że .kobiety w cichości przeżywają swą miłość, jest to dla nich
prywatna sprawa, często prywatny dramat. Homoseksualizm
mężczyzn jest bardziej widoczny i może dlatego, że rzuca się
w oczy, seksuologia (nie tylko) częściej się nim zajmowała.
Ewa dramatycznie woła: dlaczego to ludziom tak przeszka-
dza?! No właśnie, dlaczego w naszej obyczajowości tak mało
188
tolerancji? Co komu do tego? Związek homoseksualny kocha-
jących się osób może być równie piękny ,jak związek hete-
roseksualny.
Mam 16 lat i przeżyłam wielki szok. Poznałam chłopca,
w parę tygodni później zaprosił mnie do siebie do domu. Miała
tam być cala paczka znajomych. Gdy przyszłam, nikogo nie
było. Myślałam, że jeszcze przyjdą, ale okazało się, że to byio
kłamstwo. Słuchaliśmy muzyki, nagle on podszedł do mnie, za-
czął mnie całować i rozpinać bluzkę. Zaczęłam krzyczeć, wtedy
usłyszałam: bądź cicho i tak cię nikt nie usłyszy. Zaczęłam
się bronić, niestety on był silniejszy. Zostałam zgwałcona. Od
tego czasu minęło parę miesięcy, a ja nie mam okresu. Boję
się, że jestem w ciąży. Nie mam odwagi powiedzieć o tym
mamie, wstydzę się. Proszę Pana o pomoc. KINGA.
Mam 16 lat i chłopaka, z którym od pewnego czasu chodzę.
Kiedy' moi rodzice wyjechali na urlop, przyszedł do mnie do
domu i wtedy doszło do pierwszego zbliżenia. Bardzo się tego
bałam, ale on nalegał. Było nam ze sobą bardzo dobrze.
W przeddzień przyjazdu rodziców też miał do mnie przyjść
wieczorem. Czekałam długo, myślałam, że już nie przyjdzie.
Przyszedł w towarzystwie dwóch kolegów. Wszyscy byłi pijani.
Kazali mi się rozbierać, kiedy stawiałam opór zostałam ob-
rzucona obelgami i pobita. Ta noc utkwiła mi na długo
w pamięci. Po wizycie u ginekologa dowiedziałam się, że jestem
w ciąży. Nie wiem jak -wytłumaczyć to moim rodzicom. Jestem
u kresu wytrzymałości. Niech Pan wydrukuje mój list, na pew-
no jest więcej dziewcząt, które przeżywają podobne problemy
i nie wiedzą co robić. ZROZPACZONA BEATA.
Jestem uczennicą ósmej klasy, mam 15 lat. Najgorsze jest
to, że mam ojca, który jest żądny seksu i mnie właśnie pragnie
wykorzystać. Cały czas muszę bronić się przed moim szalonym
ojcem. Nie wiem co mam robić. Powiedziałam o wszystkim
mamie, bo już nie mogłam wytrzymać, ale moja mama jest
chora i szybko się denerwuje. Ojciec awanturuje się, nadużywa
alkoholu. Już sama nie wiem co robić w tej rozpaczy. Gotowa
jestem zrobić krzywdę albo jemu albq sobie. Błagam o radę.
- EWA.
Mam 16 lat. Moja matka wyszła drugi raz za mąż, mieszkam
razem z nią i ojczymem. Ojczym zmusza mnie do współżycia.
Boję się powiedzieć o tym matce, ale już nie mogę tego wszyst-
kiego wytrzymać. Co ja mam robić? SYLWIA.
189
Jest to jedynie część listów, jakie otrzymałem na temat
gwałtów. Od razu zaznaczę, że chcąc oszczędzić Czytelników,
co drastyczniejsze opisy przytoczyłem tylko we fragmentach.
Autorki wszystkich, młode, bardzo młode dziewczęta, są zu-
pełnie bezradne wobec tego, co je spotkało i ta ich bezradność
sprowokowała mnie do zajęcia się sprawą.
Gwałt seksualny, czyli stosowanie przemocy przy zdobyciu
obiektu seksualnego jest zjawiskiem znanym od dawna. Sta-
tystyki, wykazują, że ich częstotliwość jest coraz większa. Prze-
ważają sytuacje, w których mężczyzna jest stroną, która stosuje
przemoc. W znikomym odsetku bywa odwrotnie i jest to wów-
czas raczej uwiedzenie niż przemoc fizyczna.
Gwałciciele seksualni, to osobnicy o szczególnej osobowości
z kręgu tzw. psychopatii, a więc skłonni do przemocy, nie zno-
szący sprzeciwu, dążący do celu bez skrupułów. Dalsza od-
miana, bardziej patologiczna, to osobnicy, którym tylko taki
sposób kontaktów seksualnych daje pełne zadowolenie. Krań-
cową odmianą są gwałty o podłożu sadystycznym, prowadzące
do uszkodzenia obiektu, nie wyłączając jego śmierci mowa
jest wtedy o sadyzmie, o mordzie z lubieżności. Piszę o tym,
bo niestety nie są one czymś zupełnie wyjątkowym. Ileż to
artykułów na ten temat można przeczytać w naszej prasie
i przecież nie po to, by kogokolwiek ekscytować, lecz by
zwrócić uwagą na sam problem, by przestrzec społeczeństwo.
Dokładne motywy ustalane są w czasie śledztwa podczas do-
ładnych badań psychiatrycznych i seksuologicznych. W każdym
przypadku jest nieco inny rozwój psychopatologii seksualnej,
prowadzącej do tego barbarzyńskiego czynu.
Szczególnie drastyczną formą gwałtu seksualnego, znamio-
nującą nasze czasy, są gwałty zbiorowe. Namnożyło się ich
w ostatnich latach, a liczba osobników biorących w nich udział
jest różna. O tym, że jest to zjawisko nowe niech świadczy
fakt, że polskie prawodawstwo zajęło się tym przestępstwem
szczegółowo dopiero w Kodeksie Karnym z 1969 roku.
Obserwacje socjologiczne i psychologiczne wyłoniły charak-
terystyczne cechy pokrzywdzonych. Otóż najczęściej są to
dziewczęta, które, najogólniej mówiąc same są sobie winne
Łatwo dały się namówić na niepewne spotkanie. Muszę po-
wiedzieć, że ta łatwowierność jest zaskakująca. Zadziwia też
.brak wyczucia sytuacji zagrożenia. Oczywiście nie chcą krzyw-
dzić tych, które zostały w sposób ewidentny uwiedzione.
190
Osobnicy biorący udział w gwałtach, to w większości mło-
dzieńcy od nastu do dwudziestukilku lat. Gdy idzie o gwałty
zbiorowe, wiodącą rolę w grupie odgrywają najstarsi, doświad-
czeni seksualnie. Wokół gwałcicieli narosła ogromna literatura.
Są oni przedmiotem badań prawników, psychologów, pedago-
gów, socjologów, seksuologów. W krótkiej formie nie sposób
omówić tego zagadnienia, odpowiedzieć na pytania, jacy są,
z jakich środowisk się wywodzą, jakimi motywami kierują. Na
pewno trzeba by mówić o rozbitych, konfliktowych rodzinach,
w których wychowuje się młody człowiek, o alkoholizmie,
o zaburzeniach psychoseksualnych czy nawet psychicznych,
trzeba by też poruszyć zagadnienie subkultury pewnych śro-
dowisk, gdzie w cenie jest brutalność, bezwzględność, gwałt
właśnie są one tam oznaką dojrzałości, męskości itd.
Gwałt jest przestępstwem. Kodeksy karne wielu krajów prze-
widują zań surowe kary, zwłaszcza za najbardziej odrażające
jego postacie, a do takich na pewno należy gwałt zbiorowy.
Np. kodeks karny trzech stanów USA (Luizjana, Pn. Karolina,
Arkansas), jako jedyną przewiduje karę śmierci. W 15 innych
stanach kodeksy przewidują możliwość stosowania tej kary. Do-
żywotnie więzienie przewidują m.in. kodeksy: francuski, duński,
norweski. Polski Kodeks Karny z 1969 r. głosi, że za zgwałcenie
grozi kara pozbawienia wolności od l roku do 10 lat, a za
zgwałcenie kwalifikowane (ze szczególnym okrucieństwem i
zbiorowe) grozi więzienie od 3 do 15 lat. Polskie prawo karne
traktuje ten czyn jako zbrodnię. Punkt 3 artykułu 168 KK
z 1969 r. mówi "ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego"
i to chciałbym uświadomić moim respondentkom. Prawda jest
taka, że dane statystyczne jedynie w przybliżeniu określają
wymiar zjawiska. Mówi się przy tej okazji o tzw. ciemnej licz-
bie. Po prostu idzie o to, że bardzo często ofiary i ich bliscy
wstydzą się przyznać, chcąc uniknąć rozgłosu, obawiając się
ujemnej oceny środowiska itp., a gwałciciel pozostaje bezkarny
(a przecież tak nie powinno być!) daję to pod rozwagę
wszystkim zainteresowanym.
Są też i takie przypadki, gdy dziewczęta zmuszane są
do współżycia przez ojców i ojczymów. Jest to układ ka-
zirodczy, szczególnie odrażający, wykorzystujący relację zależ-
ności ojciecdziecko. Osobników tych cechuje brak form uczuć
wyższych. Nie ma mowy o opiekuńczości, czułości, miłości oj-
cowskiej, pozostaje prymitywne zachowanie na poziomie in-
191
stynktu pierwotnego dążenie do rozładowania napięcia sek-
sualnego w jakikolwiek sposób, najlepiej najłatwiejszy. Nie-
rzadko bywa, że ci ojcowie to alkoholicy, u których następuje
coraz większa degradacja psychiczna. W każdym takim przy-
padku, trzeba działać natychmiast po to, by uchronić dziewczynę
przed ciężkimi urazami psychicznymi, które mogą zaważyć na
całym jej późniejszym życiu erotycznym. Proponuję kontakt
w takich "sprawach z Poradnią Rodzinną Ligi Kobiet Polskich
lub Towarzystwa Rozwoju Rodziny albo też z przedstawicielem
aparatu ścigania.
Tam odsyJam wszystkie dziewczęta, które zostały przemocą
zmuszone do współżycia. Gwalt jest przestępstwem, które po-
winno być ukarane, a chronienie gwałcicieli w oparach wsty-
du, bojaźni nie ma najmniejszego sensu.
Chcę zostać mężczyzną, to moje najskrytsze marzenie, które
staram się ukryć przed calym światem. Skąd ono się wzięto?
Czy to jest może jakieś zboczenie? Ja muszę coś z tym zrobić,
bo dalej tak nie mogę żyć. Podobno można operacyjnie zmienić
pleć, jeśli tak, to gdzie ja mam pójść?
Jestem kobietą, mam syna, którego bardzo kocham, ale ja
nie chcę być kobietą. Sama w sobie czuję się mężczyzną. In-
teresują mnie wylącznie kobiety, ale nie jestem lesbijką. Jestem
zupełnie zalamana, nie mogę już tak dlużej żyć. Blagam niech
Pan mi pomoże. To fragmenty listów, które przysłały dziew-
częta i kobiety mające kłopoty z identyfikacją własnej płci.
Kłopoty to za mało powiedziane, to są prawdziwe dramaty.
Obserwujecie u siebie i innych różne nietypowe lub wręcz
patologiczne zachowania, zastanawiacie się nad tym i wreszcie
siadacie do pisania listu. Obserwacje nasilają się w okresie
dojrzewania, kiedy to docierają do Was odgłosy, że jest coś
takiego jak norma, patologia, a nawet zachowanie przestępcze.
Często zadajecie mi pytanie: co jeszcze jest, a co już nie jest
normalne w zachowaniach seksualnych. Żeby to określić, trzeba
zacząć od definicji normy. W rozważaniach swoich na ten temat
będę się opierał na pracach docenta Kazimierza Imielińskiego.
Pierwotną definicję normy seksualnej podał Hans Giese a zmo-
dyfikował ją Kazimierz Imielińskl Według tego ostatniego
brzmi ona następująco: "normą nazywamy sytuację, w której:
1) zachowana jest różnica pici, 2) partnerzy osiągnęli dojrzałość
psycho-biologiczną, 3) jest obustronna akceptacja wzajemnych
zachowań, 4) obie strony dążą do zaspokojenia czy rozładowania
192
napięcia seksualnego, 5) ich. zachowanie nie szkodzi zdrowiu
drugiej strony, 6) to zachowanie nie zaklóca norm społecznych."
Jeżeli się temu bliżej przyjrzeć, to łatwo dojść do wniosku, że
każde zachowanie seksualne, które akceptują obydwie strony
i które sprawia im radość jest normalne. Innymi słowy, rodzaj
praktyk i zachowań wobec siebie nie jest przez autorów de-
finicji w żaden sposób narzucany, jest on jedynie wynikiem
marzeń, wyobrażeń i życzeń samych partnerów. Definicja ta
jest bardzo tolerancyjna, eksponuje indywidualność, nie inge-
ruje w wewnętrzne potrzeby i zewnętrzne zachowania dwojga
dorosłych ludzi. Jest ona nowoczesna, w widoczny sposób od-
biega od dawnych definicji, które miały charakter restryktywny'
z 8ry określały sposoby zachowania się partnerów, po prostu
narzucały je. I tak np. jeszcze do niedawna tzw. miłość fran-
cuska była uznawana za zboczenie, obecnie mieści się ona
W definicji normy seksualnej naturalnie jeśli obie strony
tę formę akceptują.
*>0 *ym co w żeJ napisałem, łatwiej będzie określić, a i zro-
zumieć, co to jest dewiacja seksualna. Otóż rozumiemy przez
nią wszelkie odchylenia od normy w zachowaniu seksualnym
niezależnie od objawów, rodzaju, natężenia i czynników przy-
czynowych. Definicja ta obejmuje zarówno odchylenia seksualne
w sensje odchyleń od normy społecznej jak i odchylenia pa-
toiogiczne od normy medycznej.
Należy zwrócić uwagę, że zarówno pojęcie normy jak i de-
wiacji seksualnej nie jest stabilne. To co przed laty było pa-
tologią, dziś może być już tylko dewiacją a jutro nawet normą.
W związku z tym, nie ma zgodności między wieloma autorami,
zależy to bowiem także i od tego, z kręgu jakiej kultury wy-
wodzi się autor. To co jest przestępstwem w kulturze Wschodu,
może być normą w kulturze europejskiej i odwrotnie.
Definicja normy Giese-Imiel;ński, co nietrudno zauważyć, do-
tyczy wyłącznie czystego zachowania seksualnego, z wyłącze-
niem jego głównego celu biologicznego, jakim jest prokreacja.
Seks został tu potraktowany autonomicznie zarówno gdy idzie
satysfakcję osobistą no i w jakimś wymiarze społeczną (ele-
menty więzi). Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jedną definicją,
którą sam autor dr Julian Godlewski nazywa biologiczną. Za
normalne zachowanie seksualne uważa on takie, które spełnia
funkcję psychologiczną (zaspokojenie potrzeb), reprodukcyjną
i społeczną (potrzeba więzi).
Sekrety miłości - Ark. 13
193
Klasyfikacja dewiacji seksualnych nie jest w żadnym wy-
padku wykazem chorób, lecz systematyką ogromnego bogactwa
i możliwości za-chowań seksualnych. Dla jasności sprawy podam -
ją tutaj w całości, mimo że, jak już zaznaczyłem, będziemy
zajmowali się tylko jedną sprawą. Dewiacje seksualne dzielą
się na odychlenia seksualne i patologiczne. Do tych pierwszych
autor (dcc. Kazimierz Imieliński) zalicza odchylenia seksualne
1) w zakresie obiektu (pedofilia, gerontofilia, zoofilia, fetyszyzm,
transwestytyzm i inne), 2) w zakresie sposobu realizacji (sa-
dyzm, masochizm, ekshibicjonizm, oglądactwo i inne), 3) nie-
typowe (homoseksualizm, transseksualizm, kazirodztwo). Odchy-
lenia seksualne patologiczne dzielą się na: 1) formy progre-
sywne (zboczenia płciowe), 2) formy impulsywne.
Po tej, nazwijmy to, części teoretycznej przechodzę do listów,
czyli do omówienia transseksualizmu. Polega on na rozbieżności
między poczuciem psychicznym płci a biologiczną budową ciała
oraz płcią socjalną czyli metrykalną. Osobnik ma poczucie innej
płci niż tej, którą posiada. Moje respondentki będąc kobietami
(jedna z nich urodziła nawet dziecko) nie chcą nimi być. To,
że mają cechy kobiece, jest dla ni,ch tragedią, psychicznie czują
się mężczyznami, czują się niejako uwięzione w ciele kobiecym.
Chcąc usatysfakcjonować własne poczucie ubierają się w odzież
inrtej płci ł to nazywa się transwestytyzmem. Kierunek ich popędu
seksualnego jest także niezgodny z płcią aktualnie posiadaną.
Uczucia erotyczne lokują wyłącznie u osobników płci własnej
(w omawianych przez nas przypadkach, ' transseksualizm
jest znacznie częściej spotykany u kobiet niż u męż-
czyzn). Nie jest to w żadnym wypadku miłość lesbijska.
Lesbijki to najczęściej kobiety biseksualne (często mają mężów,
dzieci, rodziny), dla których życie seksualne jest dodatkową at-
rakcją. Transseksualistki nie są biseksualne. Ponadto różnica
polega także i na tym, że lesbijki czują się kobietami, zaś
transseksualistki czują do siebie, swojej kobiecości, wręcz obrzy-
dzenie.
stota transseksualizmu nie została dotychczas w pełni wy-
jaśniona. Ostatnie badania idą w kierunku dociekań bioche-
miczno-hormonalnych. Pewne spostrzeżenia przemawiają za
tym, że początek tego zaburzenia wywodzi się z życia płodo-
wego, polega na niewłaściwym zróżnicowaniu się czynności hor-
monalnej podwzgórza mózgu. W sytuacji kiedy nie znamy pod-
łoża morfologicznego, przyjmuje się także teorię o wpływie śro-
194
dowiska, w którym człowiek się wychowuje. Tak więc przy obe-
cnym stanie wiedzy przyczyn transseksualizmu upatruje się
w dwóch czynnikach: hormonalnym i środowiskowym.
Transseksualizm, nie tylko że nie jest dewiacją seksualną,
lecz w ogóle nie jest zaburzeniem pierwotnie zlokalizowanym
w sferze seksualnej. Problemy seksualne są wtórne, natomiast
istota zaburzenia tkwi głębiej i dotyczy identyfikacji płci. Pro-
blem tkwi nie w tym, jak zrealizować potrzebę seksualną,
ale w pragnieniu dostosowania budowy cielesnej do płci prze-
żywanej psychicznie. Większość transseksualistów nie uprawia
np. masturbacji, ponieważ brzydzi się dotykać własnych na-
rządów płciowych i chce jak najszybciej się ich pozbyć. Prag-
nienie zmiany pici bywa olbrzymie. Od niedawna (zezwolenie
prawne) można u nas zmienić płeć anatomiczną na metrykal-
ną. Wszystkich zainteresowanych kieruję do Zakładu Seksuo-
logii Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie
(aleja Bieruta 2/16), gdzie tym zagadnieniem zajmuje się dr
med. Stanisław Dulko.


POSTAWY
ALBO
PRIMUM NON NOCERE
"Mamy czteroletnią córeczkę i chcielibyśmy ją właściwie
i nowocześnie wychować. Oboje z mężem nie uznajemy pruderii.
Często przebywamy w mieszkaniu zupelnie nago, bez skrępo-
wania. Nie widzimy w tym nic nieprzyzwoitego. Niedawno roz-
mawialiśmy na te tematy z naszymi znajomymi. Moja przy-
jaciółka stwierdzila, że dziecko od najmłodszych lat powinno
przypatrywać się stosunkom seksualnym rodziców po to, by
później nie mieć żadnych nerwic, czy stresów na tym tle. Do-
dała, że ich dwunastoletnia córka jest już uświadomiona sek-
sualnie, i że nigdy nie unikają zbliżeń w jej obecności. Wydaje
mi się, że .poruszone przeze mnie sprawy są nadal kontro-
wersyjne. Nawet chyba Panu trudno będzie jednoznacznie usto-
sunkować się do mojego listu, aby znowu się komuś nie narazić.
Będę wdzięczna i zobowiązana nawet za krótką odpowiedź. Co
Pan sądzi o naszym postępowaniu, a także o postępowaniu na-
szych znajomych? ILONA.
Żyjemy w kraju o ogromnym zróżnicowaniu poglądów i prak-
tyk wychowawczych. Chyba szczególnie dotyczy to wychowania
seksualnego. Na jednym biegunie znajdują się postawy bardzo
swobodne, wspierane teorią, że restryktywny, nadmiernie in-
gerujący sposób kształtowania osobowości erotycznej burzy na-
turalny rozwój, daje podłoże zachowaniom oschłym, egoistycz-
nym, znacznie wydłuża czas dochodzenia do partnerskiej har-
monii, krańcowo udziwnia zachowania i wreszcie nerwicuje. Na
drugim, postawy oparte na programie nakazowo-ostrzegawczym,
i;i pełne rad, nie znoszące ustępstw od zasad, jako że prowadzić
l'j: to może do zakłócenia hierarchii potrzeb, do preferencji seksu,
do seksu bezimiennego, do wyrafinowania a nawet wyuzdania
seksualnego słowem do zepsucia jednostki i obyczajów. Po-
między nimi cała gama postaw pośrednich, a więc samo życie.
Z tego życia otrzymuję informacje w poradni i w listach od
Was.
Jak się zapewne zorientowaliście, piszę tutaj o spra-
wach podstawowych, prostych, z kręgu anatomii, fizjolo-
gii, antykoncepcji, zaburzeń sprawności i rozrodu, o sprawach
nie podlegających dyskusji, opartych na prawdach naukowych.
Ale są także sfery, których dotknięcie wzbudza poruszenie, zdzi-
wienie, dezaprobatę lub nawet zdecydowany protest. I nie dzi-
wię się. Tak jest, gdy piszę o przejawach aktywności ludzkiej,
towarzyszącej człowiekowi od chwili kiedy się pojawił, dzięki
której istnieje, która stale podlega modulacjom. Ileż to razy
aktywność ta była na przemian to łajana, to hołubiona! Nawet
198
na tak wydawać by się mogło ewidentną sprawę, jak prawo
do przeżywania satysfakcji seksualnej, zapatrywania są sprzecz-
ne. Są przecież tacy, którzy dążenie do niej traktują jako wy-
uzdanie. O ileż trudniej poruszać się wśród problemów nie-
jednoznacznych, niewymiernych, tych z kręgu moralności i oby-
czajowości. Jest to sfera pełna niedomówień. W ustnych prze-
kazach krąży wiele fałszywych opinii. Najczęściej własne, pry-
watne doświadczenia sukcesy czy porażki, służą do wyraża-
nia sądów, którym nadaje się walor powszechności.
Swą działalnością staram się rzucać światło na sprawy za-
sadnicze, podstawowe. Dla mnie i wielu z Was są one proste
aż do znudzenia, ale dla tych, którzy dopiero wchodzą w życie
są niezrozumiałe, przerażające i prawie mrożące krew w żyłach.
Staram się oddalić od nich niepotrzebną szamotaninę. Ta dzia-
łalność jak wnoszę z korespondencji, jest chwalebnie tolero-
wana. Niespokojne poruszenie zaczyna się wówczas, gdy wkra-
czam w dziedzinę spraw mniej naukowych, mniej pewnych.
Każdy ma prawo mieć własny pogląd i ma, nierzadko, inny
a nawet sprzeczny z moim. I co wtedy? Wtedy przywołuję świętą
hipokratesową zasadę: primum non nocere! Przede wszystkim
nie szkodzić! Na wypowiedzenie sądu o jakiejś sprawie ma
wtedy przemożny wpływ argument powszechności zjawiska, wy
rządzanych przez nie szkód. W takich przypadkach moja rola
ma charakter porządkujący. Usiłuję, podobnie jak inni zajmu-
jacy się poradnictwem, wykorzenić z tej całej plątaniny nadal
mocno tkwiące przesądy, złe nawyki, przyzwyczajenia, obiegowe
półprawdy, nauczyć innym okiem spojrzeć na dewiacje, w tym
mniejszości seksualne. Wszystko po to, by łatwiej było żyć.
Czytelnicy pewnie spostrzegli, że swoją działalność osłaniam
autorytetem nauki, doświadczeniem innych i własnym, podpie-
ram atutem zapotrzebowania społecznego i powszechności zja-
wisk. Wszystko po to, by osiągnąć maksymalny obiektywizm,
ale nie da się ukryć, że w każdym ludzkim działaniu, na tej
niwie też, musi odezwać się subiektywizm. Teraz już przejdę
do listu Ilony. Prosi mnie ona o opinię w sprawie jakże ważnej.
Oto mam powiedzieć konkretnym ludziom, czy czynią dobrze,
C2y nie popełniają błędu mogącego dać dożywotnio negatywne
skutki. Cały czas mam świadomość, że wszyscy, którzy mnie
przeczytają, chcą wynieść z mojej wypowiedzi pożytek, mam
też świadomość, że oni mogą mieć na ten temat swoje zdanie.
Jakie jest moje? Otóż uważam, że postępowanie Ilony i jej
mażą w stosunku do córeczki jest sensowne. Nagość ciał ro-
199
dziców towarzysząca dziecku od urodzenia jest dla niego czymś
tak bardzo naturalnym i zwyczajnym, że po prostu niezau-
ważalnym. Nagość nie jest i nie będzie dla małej sensacją.
Uświadomienie dziewczynki nie będzie dla Ilony jakimś spe-
cjalnym zabiegiem, przyjdzie ono jakby naturalną koleją rzeczy.
Różnice budowy ciała wynikające z wieku między dzieckiem
a matką i z płci między nią a ojcem, wyławiane są przez
dziecko w sposób naturalny, bez specjalnych przygotowań i wy-
kładów, nigdy też nie wzbudzą lękowego zaciekawienia. Pod-
kreślam to, ponieważ owo lękowe zaciekawienie przeradza się
w łąkowe dochodzenie, lękowe wyobrażenia, wreszcie lękowe
zachowanie. Ilona nie będzie miała też kłopotu z odpowiedzią
na pytanie dziewczynki: skąd ja się wzięłam? Zgłaszam na-
tomiast poważne wątpliwości co do postępowania znajomysch
Ilony wobec dwunastoletniej córki. Akt seksualny w kontaktach
międzyludzkich jest czymś zupełnie wyjątkowym. Przy zaan-
gażowaniu uczuciowym, przy intensywnym przeżywaniu przy-
jemności jest to akt najwyższego obdarowywania. Tak pojmo-
wana sytuacja nie znosi świadków. To oo przeżywa jedna osoba,
jest adresowane wyłącznie do tej drugiej i tylko do niej. To
przeżycie możliwe jest dzięki niej i tylko dla niej. Akt seksual-
ny o najwyższym uniesieniu jest ściśle adresowany, jest imienny,
jest to więc sytuacja wymagająca wyjątkowej intymności.
W akcie seksualnym niezbędna jest pełna izolacja w stanie
zapomnienia, konieczne dla pełni przeżycia zachowanie ru-
chowo-mimiczne, głosowe bywa zwykle niekonwencjonalne,
piękne dla partnerów, ale dla obserwującego może być ono
dziwaczne a nawet śmieszne. Już choćby z tego powodu nie
mogę sobie w akcie seksualnym, w akcie miłości, wyobrazić
świadków. To co uprawiają przyjaciele Ilony jest, myślę, ry-
zykowną propozycją wychowawczą dla córki-widza. Czy dwu-
nastoletnia dziewczynka potrafi być tylko widzem a jej rodzice
tylko zimnym mechanicznym narządowym fantomem do de-
monstracji? Myślę, że te, nazwijmy, zimne demonstracje mogą
prowadzić do frustracji, być może chłodu, być może cynizmu,
być może także do rywalizacji w trójkącie matka-ojciec-córka,
a w miarę dorastania włączenie się w aktywność płciową wobec
ojca, a może i wobec matki? Możliwości są różne. Sądzę, że
przyjaciele Ilony w swym dążeniu do nowoczesności posunęli
się za daleko. Naturę Erosa i kulturę musimy harmonijnie
godzić, by nie otrzymywać bardzo bolesnych klapsów. Powstać
mogą sińce nie do usunięcia do końca życia.
200
Panie doktorze, od paru miesięcy mamy nowego fizyka. Jest
wspaniały, mądry, cudownie tłumaczy największe zawiłości, tak
Le nawet polubiłam tę potworną fizykę, a do tego jest bardzo
przystojny. I stała się rzecz straszna, zakochałam się w nim,
zakochałam się w moim profesorze. Na lekcjach jestem prawie
nieprzytomna, nie potrafię się skoncentrować, tylko Jego widzę.
Zdaje się, że źle się maskuję, koleżanki już coś podejrzewają.
Boję się kpin, umarłabym gdyby to wszystko dotarło do Niego.
Co ja mam robić? Wyleczyć się z tej miłości tylko jak?,
czy też pójść do profesora i mu wszystko powiedzieć, w końcu
mam już 17 lat. Proszę mi pomóc. DOROTA.
No tak, problem stary jak świat. Miłość do nauczyciela zdarza
się w życiu i to wcale nie tak rzadko, i wcale nietrudno wy-
tłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Otóż kiedy ma się naście
lat i jest się w fazie dojrzewania, także uczuciowego, chce się
mieć jakiś wzorzec osobowy. Człowiek szuka go wokół siebie,
rozgląda się i jeśli ma się akurat mądrego, doświadczonego
i na dodatek przystojnego nauczyciela fizyki, czy jakiegoś ia-
nega przedmiotu, wjbór pada na niego i miłość gotowa. Czy
miłość, a właściwie czy zawsze jest to miłość? Najczęściej jest
to podziw, rodzaj admiracji, z tym że jednak zabarwionej ero-
tyzmem po prostu rozwój psychabioJogiczny poszerza się
w pewnym momencie o erotyzm. Dziewczyna wzdycha do swe-
go profesoraj blednie na jego widok itd. Z reguły te zakochania
są platoniczne. Z reguły, ale nie zawsze. Czasami dziewczyna
nie potrafi ukryć sygnału uczuciowego, nauczyciel nań reaguje
i... I różne bywa albo uczucie wzajemne i udany związek,
co jest rzeczą piękną, albo, co jest nie da się ukryć przykre
i bolesne, Łzw. sezonowa miłość. Naprawdę bywa różnie, jak
to w życiu.
Znaczna część tych uniesień przemija. Dziewczyna dojrzewa,
poznaje nowych ludzi, krąg znajomych rozszerza się, głównie
o rówieśników. Wtedy najczęściej zaczyna się widzieć wady
pana profesora, przestaje on być ideałem, a na zawsze pozostają
miłe wspomnienia, które po latach przywołuje się z łezką roz-
rzewnienia. I to jest wspaniałe. Wspaniale jest także, kiedy
kończy się małżeństwem, co nie jest takim znowu ewenemen-
'tem. Nawiasem mówiąc, nastolatki kochają się nie tylko
w swoich pedagogach, ale także w aktorach, piosenkarzach.
Wszyscy oni są dla młodej dziewczyny idolami, mają ją po-
prowadzić w świat ludzi dorosłych. Nierzadko obiektem
adoracji ,są znaczące osobowości w rodzinie wuj, starszy
201
kuzyn. Często dostaję listy i w tej sprawie, i kończą się one
pytaniem: co ja na to? A ja na to tak: jeśli to jest przelotna
wzajemna czy jednostronna adoracja, to nic, natomiast jeśli na
adoracji się nie kończy, no to wówczas dramat.
Zanim zajmę się chłopcami, jeszcze slowo o dziewczętach
i ich nie nauczycielach, a nauczycielkach. Otóż zdarzają się'
"miłości" homoerotyczne, dziewczyna jest'tak zauroczona swoją
profesorką, że zaczyna ją podziwiać, i pisze do mnie, że chyba
jestem nienormalna, bo kocham się w swojej nauczycielce.
To nie miłość, to po prostu podziw nastoletniej dziewczyny
dla interesującej dojrzałej kobiety, którą traktuje się w okresie
dojrzewania jako wzorzec osobowy.
Teraz chłopcy. Oni też się kochają w swoich nauczycielkach,
ale zgodzicie się ze mną, że chyba rzadziej niż płeć piękna
w ich wieku. To zrozumiałe, są oni wtedy znacznie mniej doj-
rzali niż ich nastoletnie koleżanki. Kochają się raczej tylko
tacy, którzy jakby nieco przedwcześnie dojrzeli fizjologicznie.
Wydaje im się, że są już dorośli, rówieśnice traktują jak smar-
kule i zadurzają się w młodych nauczycielkach. Odstęp wiekowy
waha się od kilku do kilkunastu lat, no i co? No i jak to w ży-
ciu, część tych zadurzeń umiera śmiercią naturalną, a część przy-
znaję, że ta mniejsza, kończy się na ślubnym kobiercu.
Zdarzają się sytuacje odwrotne, a więc nauczyciel zakochuje
się w swojej uczennicy i niezależnie od zakończenia nikt się
niczemu nie dziwi, inaczej, kiedy to nauczycielka pokocha
ucznia. ,Toż to sensacja, środowisko kipi, jakby to była jakaś
wyjątkowa niezgodność w naturze. Mam przed sobą drama-
tyczny list od nauczycielki wiejskiej, a więc ze środowiska,
gdzie wszyscy się znają. Ta kobieta przeżywa gehennę, musi
cały czas udawać, ukrywać, to ją potwornie stresuje. Boi się
oskarżenia, że uwiodła ucznia, nawiasem mówiąc już pełno-
letniego, boi się, że potraktują ją jak ladacznicę. Czyżby to
było jakieś przestępstwo? Dlaczego nikt nie chce pomyśleć, że
to jest wielkie uczucie, bardzo wartościowe. Dlaczego ludzie
tacy są? Buntuję się przeciwko temu. Był taki francuski film
"Umrzeć z miłości" o miłości ucznia i nauczycielki, pokazujący
jak środowisko może zaszczuć człowieka. Okazuje się, że i tym
razem sztuka była blisko życia. To smutne, ale takie rzeczy
się zdarzają. Dokąd jeszcze mali ludzie będą. dostawali wy-
pieków z emocji, że pani nauczycielka i jej uczeń kochają się?
No i bardzo dobrze. Sam znam parę takich związków, które
przekształciły się w naprawdę udane małżeństwa. Zanim do
202
tego doszło, było i tak, że trzeba było pokonać niechęć rodzjny.
'' one Teraz już wszyscy o tym zapomnieli. Spyta ktoś, czy właśnie
zelotna może być takie małżeństwo, z różnicą wieku na korzyść lub
na jak kto woli niekorzyść kobiety, udane? Otóż dojrzała kobie-
ta po uświadomieniu sobie, że ona w tym związku będzie
:zętacn miała rolę wiodącą, powinna ją spełniać bardzo dyskretnie. Tyl-
? się ko wówczas ma on szansę przetrwania. Nie wolno narzucać
swo;ią swego "ja", trzeba zachowywać się mądrze, jeśli bowiem doj-
" rzewający i intelektualnie, uczuciowo i w ogóle życiowo part-
Vcte ner zorientuje się, że jest pantoflarzem, zbuntuje się i roz-
vczyny pad małżeństwa będzie wówczas nieunikniony. Wniosek, ko-
Bkresie bieta musi swą dojrzałość bardzo mądrze wykorzystywać, niech
dominuje, ale tylko w sensie pozytywnym.
e ac"' . Jest jeszcze inny atut takich związków. Kobieta dojrzała ero-
P1?*113 tycznie jest znakomitą partnerką dla wchodzącego w świat Ero-
;J OJ~ są młodego mężczyzny. Tak bogatych przeżyć erotycznych nie
ty"co da mu rówieśnica, da mu ona wprawdzie radość, wzajemnego
jicznie. odkrywania, ale to całkiem inna sfera wrażeń. Ta zgodność
smar" erotycz,na wypływa stąd, że potrzeby dojrzałej kobiety dorów-
.ekowy nują wysokim potrzebom dojrzewającego chłopca, słowem ta
w zy~ dziedzina życia w związku, w którym kobieta góruje wiekiem
: przy- jes bezkonfliktowa, w przeciwieństwie do małżeństw równo-
latków. Więź erotyczna utrwala ten związek zwłaszcza w pierwr
ochuje szej fazie małżeństwa. Małżeństwa równolatków właśnie w tej
ikt się fazie są najbardziej zagrożone rozpadem (nierówność potrzeb
)kocha seksualnych on bardzo duże, ona małe).
J3"135 W związkach, gdzie kobieta jest starsza, zagrożenie pojawia
'rama~ , się w późniejszej fazie ich trwania, szczególnie tam, gdzie ko-
wiska, bieta nie dba o siebie. Włącza się czynnik estetyczny. Więź
musi seksualna także i wówczas nie jest zagrożona (kobieta w fazie
toi sie- przpd- i klimakteryjne ma wzmożone potrzeby seksualne, on
pełno- wchodzi w fazę dojrzałości).
'by * Zagrożeniem może być dyshanmonia więzi psychicznej. .Jeśli
'e*' ze nie ma wspólnych zainteresowań, wzajemnego szacunku itd.
ludzie związek nie ma szans na przetrwanie.
' film Te moje rozważania nie są odpowiedzią na pytanie respon-
zujący dentek, co robić? to raczej materiał do przemyśleń
;'tym własnych. Żadnych indywidualnych rad nie mogę udzielić,
rzeczy a to z tej prostej przyczyny, że nie mogę za kogoś decydować.
No cóż, rozpadają się różne związki, także i te uczeńnau-
czycielka, czy uczennicanauczyciel, a więc z różnicą wieku,
ale przecież rozpadać się nie muszą. Jestem zdania, że nie-
.m do
203
zależnie jak się toczą losy związków partnerskich, ;rzeba -się.
starać ładnie żyć. Nawet wówczas, gdy ludzie się rozchodzą, niech
nie wylewają pomyj na swoją przeszłość. Czyż nie lepiej po-
wiedzieć sobie trudno, rozchodzimy się, ale przeżyliśmy coś
ładnego, co warto pamiętać?
Warto nad tym pomyśleć.
Mam piętnaście lat. Jestem dziewczyną wesolą, lubianą przez
otoczenie. Mam chłopaka, który mieszka w innej miejscowości.
Spotykamy się. Kiedyś przyjechał do mojej wsi. Poszliśmy nad
jezioro, trzymaliśmy się za ręce. Naprawdę nie doszło między
nami do stosunku płciowego, a tymczasem ktoś doniósZ. mojej
matce, że byłam z chłopakiem i że doszło do zbliżenia i że
jakoby jestem w ciąży. Myślałam, że nie wytrzymam albo otruję
się. Nie mogłam znieść takiego kłamstwa, takiej potwarzy. Za-
częto o mnie plotkować w sklepie i gdzie indziej. To straszne.
Moja mama straciła do mnie zaufanie. Teraz, nawet wtedy
kiedy chcę iść z koleżanką do klubu, muszę długo prosić
o pozwolenie, a po przyjściu mam burę. Zabroniła mi spotkań
z chłopakiem, widujemy się więc w ukryciu. Mama krytykuje
go, mówi że jest brzydki. Nie wiem, gdzie się mamy spotykać,
by uniknąć głupich plotek. Jeszcze jedna sprawa. Skończyłam
już piętnaście lat i ciągle nie wolno mi chodzić na dyskotekę.
Dlaczego, przecież mam jedno życie, kiedy będę chodziła? Pró-
bowałam rozmawiać z mamą na te tematy, oczywiście spokojnie,
próbowałam jej wytłumaczyć. Niestety, po tych ostatnich wy-
padkach z moim chłopakiem, mama powiedziała: nigdzie ani
kroku. A przecież obiecała kiedyś, że jak zdam egzamin do
liceum, to będę chodziła na dyskotekę i słowa nie dotrzymała.
Przyznam się Panu, że byłam na dyskotece, ale powiedziałam
mamie, że właśnie byłam u koleżanki. Jeśli moja mama nie
zmieni zdania, dalej będę zmuszona kłamać. Proszę mi pomóc.
Bardzo liczę na Pana, bo na kogo mam liczyć na mamę
nie mogę, mój tatuś już od dawna nie żyje. Życie mi obrzydło,
boję się, bym nie popełniła jakiegoś głupstwa. Czekam na od-
powiedź. MARYSIA.
Życie mi obrzydło, pisze zaledwie piętnastolatka i ja się py-
tam, czy to jest normalne? Oto jakie mogą być skutki głupiego,
przepraszam za słowo, postępowania z własnym dzieckiem. Nie-
stety, to co opisała Marysia w swoim liście nie jest wcale
takie wyjątkowe. Podobnych relacji z życia rodzinnego na linii
matka-córka zebrało się w moim archiwum sporo. Gdyby ktoś
chciał wiedzieć, jak nie należy postępować z dorastającą córką,
204
niech dokładnie się wczyta w to co opisała Marysia. Niech
się wczyta, wyciągnie wnioski i zapamięta. Mam nadzieję, że
ten fragment tekstu dotrze do rąk matki Marysi, do innych
także i że sprowokuje te panie do myślenia.
Zjawisko jest dość powszechne. Oto wpędza się młode dziew-
czyny w podejrzenia, które im nawet do głowy nie przychodzą.
Imputuje im się to, czego nie dokonały. Pcha się je w próby
zachowań seksualnych, o których ani nie myślą, ani tego chcą.
Rani się ich ambicję. Ten uraz zostaje w podświadomości
i jego konsekwencje mogą być różne, np. negatywna postawa
wObec własnego ciała, wobec seksualności, a to wychodzi potem
w dorosłym życiu. Wiem o tym z praktyki poradiniainej, z roz-
mów z pacjentkami. Pytam się, w imię czego mabki tak po-
stępują z dorastającymi córkami? W imię czego każą im się
bać płci brzydkiej, usiłują im wmówić, że chłopiec, a później
mężczyzna niegodny .jest partnerstwa, że to osobnicy brutalni,
domagający się tylko fizjologii? W imię czego tak się te dziew-
czyny nastawia? W tym kodzie, który się u kobiety rozwija,
mężczyzna zaczyna funkcjonować jako prymitywny, drapieżny
samiec, od którego trzeba się nieustannie opędzać. Nie ma miej-
sca na wyrozumiałość, na potrzebę poznania mężczyzny po pro-
stu jako człowieka, jego odrębności itd. Jeszcze raz pytam
w imię czego to wszystko?
Jeszcze jeden przykry element w tej całej sprawie środo-
wisko. Ależ ono .potrafi przyłożyć! Potworny, brudny tygiel,
który wszystko stqpi, zniszczy, zmiażdży, zohydzi. Wywlekanie
spraw bliźnich, zwłaszcza tych spod znaku miłości, toż to dopiero
atrakcja! Najlepiej kogoś zgnębić, ośmieszyć i co tam jeszcze
się da. Ze to jest nieludzkie? Nie szkodzi, grunt, że jest
o czym ględzić i chociaż w ten siposób uatrakcyjniać swoje
własne życie. To obrzydliwe. Najlepiej po prostu nie zwracać
na takich ludzi uwagi. Ba, łatwo powiedzieć, znacznie trudniej
realizować to .na co dzień, zwłaszcza jak się ma piętnaście lat.
Piętnaście lat. Mało to czy dużo? Co to znaczy mieć piętnaście
lat? Znaczy to, że, czy się jednej czy drugiej mamie podoba
czy nie, ma się już w miarę ukształtowaną osobowość, stoi
się. na progu dorosłości. Piętnastoletni człowiek ma już swoje
własne i tylko własne życie wewnętrzne i nie można w nie
wkraczać, zwłaszcza w tak brutalny sposób. Nie można pod
żadnym pozorem. W tym wchodzeniu w pełną dorosłość można
piętnastoletniej córce pomóc i udział matki ma tu duże
znaczenie. Ale jaki? Na pewno nie taki jaki demonstruje matka
205
Marysi. Krzyk, ingerencja, zakazy .nie tędy droga. Te dwie
panie, czyli matka i córka, powinny porozumieć się, przede
wszystkim powinny umieć ze sobą rozmawiać. Muszą się tego
nauczyć, zwłaszcza matka... no chyba że nie zależy jej na kon-
takcie psychicznym z dzieckiem.
Mamy-taką oto sytuację. Marysia ma konkretnego chłopaka;
no i dobrze, to marzenie wielu dziewcząt w jej wieku, kiedy
biologia daje o sobie znać, kiedy budzi się zainteresowanie płcią
przeciwną. Nastolatki chcą się spotykać, rozmawiać, trzymać
za ręce, poznawać wzajemnie i z reguły nie myślą o współżyciu.
Co robi matka Marysi? Zamiast zaakceptować nieanonimowego,
co bardzo istotne, chłopaka córki, pozwolić jej przyjmować
go w domu, krzyczy: mię pozwalam. Obrzydza nawet tego Bogu
ducha winnego człowieka. Jaki on brzydki mówi. To już jest
żenujące, co to w ogóle za argument. Pomijając już, że uroda
jest sprawą względną, jest" to w kontaktach międzyludzkich
kryterium drugorzędne. A jaki jest rezultat postępowania ma-
musi? Ano taki, że córka ucieka, chowa się, działa w ukryciu
i to jest dopiero niebezpieczne. Łopatologicznie powiem, że gdy-
by ta pani miała tę młodą parę w zasięgu swego wzroku, ale
na to potrzebna jest akceptacja, byłaby bardziej spokojna o
córkę niż w obecnej sytuacji, którą sama w końcu wytwo-
rzyła. Jest to przykład na to, jak źle realizowane intencje
przynoszą odwrotny skutek.
Z piętnastoletnimi córkami trzeba rozmawiać o sprawach sek-
sualnych, to konieczność. Intymne życie człowieka jest zbyt
poważnym problemem, by udawać, że tego nie ma. Przyznaję,
wymaga to odwagi, przynajmniej w naszej obyczajowości, ale
dla dobra własnego dziecka trzeba się na nią zdobyć. Sto-
sowanie zakazów, przepędzanie chłopaka zamiast roamów to
po prostu tchórzostwo, to zamykanie oczu. Co niesie takie po-
stępowanie, wiadomo. Przykładem jest Marysia. Ta dziewczyna
jest znerwicowana, i wcale nie kłamie gdy mówi, że życie jej
obrzydło, bo przyznajmy, że mogło. Zawdzięcza to wszystko mat-
ce, która o ironio, chce przecież dobrze. Jeżeli matki chcą, by
dzieci działały w ukryciu to niech właśnie tak się zachowują.
Zupełnie śmieszną sprawą, jest ta dyskoteka. Przecież to jest
naturalne, że dziewczyna w tym wieku chce się bawić, chce
od czasu do czasu potańczyć. Nawiasem mówiąc, jak ocenić
matkę, która najpierw coś obiecuje, a potem nie dotrzymuje
słowa będziesz chodziła, jak zdasz do liceum, no i co dalej
proszę mamy? Zaufanie to siprawa delikatna. Takie matki tracą
206
szansę na to, by być autorytetem. Postępując w ten sposób,
stają się autorytetem wymuszonym, narzuconym, rygorystycz-
nym, a to prawdę mówiąc żaden autorytet. Mogę wywróżyć
co będzie dalej. Ano utraci się więź z córką i będzie się mia-
ło pretensje do całego świata, że z własną dorosłą już córką
ma się złe stosunki albo nie ma się ich wcale. Na te dobre trze-
ba sobie po prostu zapracować. Przy okazji ciekawa sprawa:
matki nastolatek mają krótką pamięć, szybko wymazują z pa-
mięci,'jak to było, gdy one same miały te naście lat. Gdyby
tego nie robiły, może łatwiej umiałyby się z własnymi córkami
porozumieć?
Jak ipomóc Marysi, jak pomóc takim dziewczętom jak ona?
Spróbujcie podsunąć ten tekst matkom i podyskutować
o j-iiim, zrozumieć, że w stosunkach imatka-córka nie ma innego
wyjścia jak właśnie rozmowy. No nie ma innej rady. Jeśli
te dwie panie nie dojdą do porozumienia, żale, i to wzajemne,
będą się pogłębiały, a dwie tak bardzo bliskie sobie osoby od-
dalały od siebie. Nie ma nic gorszego jak źle pojęta opie-
kuńczość i nde ma chyiba -gorszego argumentu niby-wychowaw-
czego ja.k odzywika: nigdzie ani ikr-okiu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
K Szafranowska = Sekrety Czytania (Full 96 str)
sekretariat
wymiary miłości
Sentymentalno romantyczny charakter miłości Wertera i Lotty
Śnieżny Dzień Powieść o wierze, nadziei i miłości Billy Coffey ebook
Sekrety skutecznych prezentacji multimedialnych
MIŁOŚĆ
Seks milosc spelnienie (2)
Teksty na sekretarkę

więcej podobnych podstron