133 04






R1-R04






Wstecz / Spis treści / Dalej
ROZDZIAŁ IV: UNIERUCHOMIENIE PUNKTU POŁĄCZENIA
Ponieważ umówiliśmy się, że będziemy rozmawiać o śnieniu tylko wtedy, gdy don Juan uzna to za konieczne, rzadko kiedy pytałem go o to i nigdy nie drążyłem tematu zbyt głęboko. Dlatego też bardziej niż chętnie słuchałem go, gdy tylko zdecydował się podjąć ten temat. Komentarze lub rozważania o śnieniu niezmiennie pojawiały się w tle innych tematów jego nauk, podejmowane zawsze zupełnie nieoczekiwanie.
Pewnego razu, gdy odwiedziłem don Juana w jego domu i rozmawialiśmy zupełnie o czymś innym, ten nagle powiedział, że dzięki obcowaniu z istotami nieorganicznymi w śnieniu, dawni czarownicy nabyli wielkiej biegłości w manipulowaniu punktem połączenia
w dziedzinie niezwykle obszernej i złowrogiej.
Natychmiast skorzystałem z okazji i zapytałem don Juana, czy domyśla się, w jakich czasach mogli żyć dawni czarownicy. Nieraz wcześniej pytałem go o to, lecz nie udzielił mi zadowalającej odpowiedzi. W tym momencie wierzyłem jednak, być może dlatego, iż sam podjął ten temat, że tym razem zechce sprawić mi przyjemność i odpowie.

To bardzo uciążliwy temat
stwierdził takim tonem, że pomyślałem, iż znów zlekceważył moje pytanie. Byłem więc zaskoczony, gdy zaczął mówić dalej.
Ta sprawa tak samo wykończy twój zdrowy rozsądek, jak temat istot nieorganicznych. A przy okazji, co teraz o nich sądzisz?

Pogrzebałem moje opinie
odparłem.
Nie mam czasu myśleć, tak czy owak.
Moja odpowiedź niezmiernie ubawiła don Juana. Roześmiał się i powiedział mi o swoich własnych lękach i odrazie do istot nieorganicznych.

Nigdy nie należały do moich ulubieńców
stwierdził.
Oczywiście główną przyczyną był strach. Nie potrafiłem go przezwyciężyć, gdy należało to zrobić, i tak utrwalił się już na dobre.

Czy teraz też się ich boisz, don Juanie?

To nie jest właściwie strach, lecz odraza. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

Czy jest po temu jakiś szczególny powód?

Najbardziej oczywisty na świecie: zupełne przeciwieństwo. One kochają niewolnictwo, a ja wolność. One uwielbiają kupować, a ja niczego nie sprzedaję.
Odczułem niewyobrażalne rozdrażnienie i szorstko powiedziałem don Juanowi, że ta sprawa jest dla mnie zbyt naciągana, bym mógł traktować ją poważnie.
Don Juan wpatrywał się we mnie z uśmiechem.

Najlepsze, co można zrobić z istotami nieorganicznymi, to właśnie to, co ty zrobiłeś: zaprzeczyć ich istnieniu, lecz pogadywać sobie z nimi regularnie, twierdząc, że to tylko sen, a we śnie wszystko może się zdarzyć. W ten sposób w nic się nie angażujesz.
Poczułem się dziwnie winny, chociaż nie wiedziałem dlaczego.

Do czego pijesz, don Juanie?
czułem się zmuszony spytać.

Do twoich pogaduszek z istotami nieorganicznymi
odparł sucho.

Żartujesz? Jakich pogaduszek?

Nie chciałem poruszać tego tematu, ale chyba nadszedł już czas, by ci powiedzieć, że ten natrętny głos, który napominał cię, byś skupiał swą uwagę śnienia na przedmiotach w twoich snach, był głosem istoty nieorganicznej.
Pomyślałem sobie, że don Juan kompletnie stracił rozum. Byłem tak rozdrażniony, że nawet zacząłem na niego krzyczeć. Śmiał się ze mnie i poprosił, bym opowiedział mu o moich niezwykłych sesjach śnienia. Ta prośba bardzo mnie zdziwiła. Nigdy bowiem nie wspominałem nikomu, że czasami, gdy oddalam się od swojego snu, przyciągany przez jakiś szczegół, nie zmieniam go na inny, co powinno nastąpić, lecz całkowicie zmienia się jego nastrój, a ja odkrywam, że znajduję się w nie znanym mi wymiarze. Tam szybuję, prowadzony przez niewidzialnego przewodnika, który wprawia mnie w wirowanie. Zawsze się budzę z takiego snu, ciągle wirując, i długo się miotam, zanim zupełnie się przebudzę.

Miewasz prawdziwie udane spotkania ze swoimi nieorganicznymi przyjaciółmi
stwierdził don Juan.
Nie chciałem się z nim kłócić, ale też nie mogłem przyznać mu racji. Nic nie powiedziałem. Zapomniałem całkiem o swoim pytaniu o dawnych czarowników, lecz don Juan podjął ten temat na nowo.

Według mnie dawni czarownicy żyli może nawet aż dziesięć tysięcy lat temu
powiedział z uśmiechem, oczekując mojej reakcji.
Odrzekłem mu, opierając swoją odpowiedź na najnowszych danych archeologicznych dotyczących migracji azjatyckich nomadów do obu Ameryk, iż nie wydaje mi się, żeby mogła być to prawda. Dziesięć tysięcy lat to o wiele za dużo.

Ty wiesz swoje, a ja swoje
stwierdził don Juan.
Według mojej wiedzy dawni czarownicy panowali przez cztery tysiące lat, od siódmego do trzeciego tysiąclecia wstecz. Trzy tysiące lat temu skończyła się ich władza i od tej pory czarownicy przegrupowują i restrukturyzują to, co zostało po ich starożytnych poprzednikach.

Skąd możesz być tak pewien tych swoich dat?
zapytałem.

Skąd możesz być tak pewien swoich?
odparował. Powiedziałem mu, że archeologowie mają nieomylne metody ustalania czasu istnienia dawnych kultur.

Tak samo, jak czarownicy
zripostował raz jeszcze.
Nie próbuję zbijać twoich argumentów
ciągnął
lecz być może już wkrótce będziesz mógł zapytać kogoś, kto wie to na pewno.

Nikt nie wie tego na pewno, don Juanie.

To kolejna rzecz, w którą nie można uwierzyć, ale istnieje ktoś, kto może to wszystko potwierdzić. Pewnego dnia spotkasz tę osobę.

Daj spokój, don Juanie. Nie żartuj sobie. Kto może potwierdzić coś, co zdarzyło się siedem tysięcy lat temu?

To bardzo proste. Chodzi o jednego z dawnych czarowników, o których mowa. Tego, którego spotkałem. To właśnie on opowiedział mi wszystko o dawnych czarownikach. Mam nadzieję, że zapamiętasz, co powiem ci o tym człowieku. On jest kluczem do wielu naszych starań i wysiłków. I właśnie z nim musisz się spotkać.
Powiedziałem don Juanowi, że słucham pilnie każdego jego słowa, choć zupełnie nie rozumiem, o czym mówi. Zarzucił mi, że angażuję się w tę dyskusję tylko po to, by nie okazać mu wprost, iż w ogóle nie wierzę w to, co mówi o dawnych czarownikach. Przyznałem, że rzeczywiście, w stanie normalnej świadomości nie wierzę w te jego wydumane historie. Co prawda, nie uwierzyłbym w nie również w drugiej uwadze, aczkolwiek wtedy zareagowałbym zupełnie inaczej.

Historia ta wyda ci się wydumana jedynie wówczas, gdy zaczniesz ją roztrząsać
zauważył don Juan.
Jeśli natomiast nie zaangażujesz w to swojego zdrowego rozsądku, pozostanie jedynie kwestią energii.

Don Juanie, dlaczego powiedziałeś, że spotkam jednego z dawnych czarowników?

Ponieważ tak będzie. Wy dwaj musicie się spotkać pewnego dnia. Na razie jednak pozwól, że opowiem ci inną wydumaną historię o pewnym nagualu z mojej linii, nagualu Sebastianie.
Don Juan powiedział mi, że nagual Sebastian był kościelnym w południowym Meksyku na początku osiemnastego wieku. Podkreślił, że czarownicy
czy to starożytni, czy współcześni
znajdowali azyl w uznanych instytucjach, takich jak Kościół. Twierdził, że z powodu swojej wielkiej dyscypliny czarownicy są godnymi zaufania pracownikami i z tego powodu są usilnie poszukiwani przez instytucje, którym ciągle brak takich właśnie osób. Don Juan uważał, że jeśli tylko nikt nie jest świadomy istnienia magii, brak ideologicznych sympatii czarowników czyni z nich idealnych pracowników.
Don Juan opowiadał dalej, że pewnego dnia, gdy Sebastian krzątał się przy swojej pracy, do kościoła przyszedł dziwny człowiek
stary Indianin wyglądający na chorego. Przybysz poprosił słabym głosem o pomoc. Nagual pomyślał, że Indianin poszukuje proboszcza, lecz ten, z wielkim wysiłkiem, skierował swe słowa do niego. Chrapliwym głosem oświadczył wprost, że wie, iż Sebastian jest nie tylko czarownikiem, lecz również nagualem.
Sebastian, mocno zaniepokojony niespodziewanym obrotem wydarzeń, odciągnął Indianina na bok i zażądał przeprosin. Stary człowiek odparł, że nie przybył tu, aby przepraszać, lecz po fachową pomoc. Powiedział, że potrzebuje energii naguala, by utrzymać się przy życiu, które, jak zapewnił Sebastiana, trwa już tysiące lat, choć właśnie teraz gaśnie.
Sebastian, który był bardzo inteligentnym człowiekiem i nie miał ochoty wysłuchiwać podobnych bzdur, upomniał Indianina, by zaprzestał wygłupów. Stary człowiek rozzłościł się i zagroził Sebastianowi, że jeśli ten nie spełni jego prośby, wyda go i jego grupę władzom kościelnym.
Don Juan przypomniał mi, że były to czasy, gdy Kościół brutalnie i systematycznie tępił heretyckie praktyki wśród Indian Nowego Świata. Tej groźby nie można było zlekceważyć; nagual i jego grupa znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Sebastian zapytał Indianina, jak ma przekazać mu swoją energię. Stary człowiek wyjaśnił, że nagual dzięki swojej dyscyplinie nabywa szczególnego rodzaju energii, którą gromadzi w swoim ciele i której on bezboleśnie zaczerpnie z jego centrum energetycznego znajdującego się na pępku. W zamian za to Sebastian nie tylko będzie mógł bez żadnego uszczerbku działać dalej, lecz również otrzyma podarunek mocy.
Świadomość, że manipuluje nim stary Indianin, nie dawała nagualowi spokoju, lecz przybysz był nieugięty i nie pozostawił mu innego wyjścia, jak tylko spełnić jego prośbę.
Don Juan zapewnił mnie, że Indianin wcale nie przesadzał. Okazało się bowiem, że jest jednym z czarowników starożytności, jednym z tych, których zwano tymi, którzy sprzeciwili się śmierci. Przetrwał tak długo prawdopodobnie dzięki sobie tylko znanym sposobom manipulowania punktem połączenia.
Don Juan powiedział, że to, co zaszło między Sebastianem a starym Indianinem, stało się później podstawą porozumienia, które związało wszystkich sześciu nagualów, następców Sebastiana. Ten, który sprzeciwił się śmierci dotrzymał słowa; w zamian za ich energię, ofiarował każdemu nagualowi podarunek mocy. Sebastian musiał przyjąć podarunek, aczkolwiek zrobił to bardzo niechętnie; został przyparty do muru i nie miał innego wyjścia. Jednak pozostali naguale, którzy przyszli po nim, przyjęli go z wdzięcznością i dumą.
Don Juan zakończył swoje opowiadanie, wyjaśniając, że z biegiem czasu tego, który sprzeciwił się śmierci, zaczęto nazywać lokatorem. I od ponad dwustu lat naguale z linii don Juana szanują to porozumienie, tworząc symbiotyczny związek, który zmienia przebieg i ostateczny cel ich linii.
Don Juan nie chciał więcej opowiadać, a ja zostałem z dziwnym uczuciem, że to, co powiedział, było prawdą. Uczucie to było dla mnie bardziej kłopotliwe, niż mogłem sobie wyobrazić.

W jaki sposób zdołał tak długo przeżyć?
zapytałem.

Tego nikt nie wie
odpowiedział don Juan.
Wszystko, co wiemy o nim od pokoleń, pochodzi od niego samego. To właśnie tego, który sprzeciwił się śmierci, zapytałem o dawnych czarowników, a on powiedział, że byli u szczytu swego rozwoju trzy tysiące lat temu.

Skąd wiesz, że mówił prawdę?
Don Juan pokręcił głową ze zdumieniem, jeśli nie z odrazą.

Gdy stajesz w obliczu tej niewyobrażalnej tajemnicy dokoła
odparł, zataczając ręką szeroki łuk
nie zawracasz sobie głowy kłamstewkami. Kłamstewka są dobre dla tych, którzy nigdy nie widzieli, co tam się ukrywa, czekając na nich.

A co tam na nas czeka, don Juanie? Jego odpowiedź, pozornie niewinna, bardziej mnie przeraziła, niż gdybym opisał największą potworność.

Coś absolutnie bezosobowego
powiedział. Don Juan musiał zauważyć druzgoczący efekt swoich słów. Zmienił poziom mojej świadomości, bym doszedł do siebie.
Kilka miesięcy później moje ćwiczenia w śnieniu przybrały dziwny obrót. Zacząłem uzyskiwać w snach odpowiedzi na pytania, które zamierzałem zadać don Juanowi. Największe wrażenie jednak wywarło na mnie to, że po niedługim czasie zaczęło mi się to przydarzać również na jawie. Pewnego dnia, gdy siedziałem przy biurku, otrzymałem odpowiedź na nie wypowiedziane pytanie o realność istot nieorganicznych. Widziałem je w snach tak wiele razy, że zacząłem uważać za istoty realne. Przypomniałem sobie, że znajdując się w stanie nie całkiem normalnej świadomości na pustyni wokół Sonory, dotknąłem nawet jednej z nich. A moje sny co jakiś czas odchodziły od normalności i widywałem wówczas obrazy światów, które, jak podejrzewałem, nie mogły być wytworami mojego umysłu. Chciałem zadać don Juanowi zwięzłe pytanie, które możliwie najlepiej wyrażałoby mój dylemat; sformułowałem je w myślach następująco: Jeżeli mamy przyjąć, że istoty nieorganiczne są tak samo realne, jak ludzie, to gdzie w fizycznym wszechświecie, znajduje się przestrzeń, w której one istnieją?
Po postawieniu sobie tego pytania, usłyszałem dziwny śmiech, zupełnie jak wówczas, gdy mocowałem się z istotą nieorganiczną. Później usłyszałem męski głos:

Przestrzeń ta znajduje się w określonym położeniu punktu połączenia. Tak samo, jak twój świat znajduje się w jego zwyczajowym położeniu.
Ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, było wdawanie się w dyskusję z jakimś eterycznym głosem, wstałem więc i wybiegłem z domu. Przyszło mi na myśl, że tracę rozum. Następny kłopot do mojej kolekcji kłopotów.
Głos był tak wyraźny i apodyktyczny, że nie tylko mnie zaintrygował, lecz również przeraził. Czekałem na niego w trwodze, lecz zdarzenie już więcej się nie powtórzyło. Przy pierwszej okazji opowiedziałem o tym don Juanowi.
Nie wywarło to na nim żadnego wrażenia.

Musisz zrozumieć raz na zawsze, że takie rzeczy są normalne w życiu czarownika
powiedział.
Nie tracisz rozumu; po prostu słyszysz głos wysłannika śnienia. Po przekroczeniu pierwszej lub drugiej bramy śnienia, śniący osiąga pewien próg energii i zaczyna widzieć różne rzeczy lub słyszeć głosy. A raczej pojedynczy głos. Czarownicy nazywają go głosem wysłannika śnienia.

Co to wysłannik śnienia?

To obca energia obdarzona zwięzłością. Obca energia, która rzekomo pomaga śniącym poprzez mówienie im różnych rzeczy. Problem z wysłannikiem śnienia polega na tym, że może powiedzieć czarownikowi jedynie to, co ten już wie lub wiedziałby, gdyby był czarownikiem z prawdziwego zdarzenia.

Stwierdzenie, iż jest to obca energia obdarzona zwięzłością, wcale mi nie pomogło, don Juanie. Jaka to energia? Dobrotliwa, złośliwa, zła, dobra? Jaka?

Obca energia. Tylko tyle. Bezosobowa siła, której nadajemy cechy osobowe, ponieważ posiada głos. Niektórzy czarownicy są jej zagorzałymi zwolennikami. Nawet ją widzą, albo
tak jak ty
słyszą jako kobiecy lub męski głos. Ten głos mówi im, jaki jest stan rzeczy, co najczęściej biorą za święte słowa.

Dlaczego niektórym z nas objawia się jako głos?

Widzimy ją albo słyszymy, ponieważ utrzymujemy nasz punkt połączenia nieruchomo w nowym, określonym położeniu; im silniejsze unieruchomienie, tym silniejsze przeżycie kontaktu z wysłannikiem. Uważaj! Możesz zobaczyć i poczuć go jako nagą kobietę.
Don Juan roześmiał się, lecz ja byłem zbyt przerażony, by sobie żartować.

Czy ta siła może się zmaterializować?
zapytałem.

Jasne. Wszystko zależy od stopnia unieruchomienia punktu połączenia. Bądź jednak spokojny; jeżeli jesteś w stanie utrzymać pewien dystans, nic się nie zdarzy. Wysłannik pozostanie tym, czym jest: bezosobową siłą, która oddziałuje na nas z powodu unieruchomienia naszego punktu połączenia.

Czyjego rady są bezpieczne i rozsądne?

To nie są rady. On tylko mówi nam, co jest czym, a my wyciągamy z tego własne wnioski.
Opowiedziałem don Juanowi, co mówił do mnie głos.

Jest tak, jak mówiłem
zauważył don Juan.
Wysłannik nie powiedział ci nic nowego. Jego stwierdzenia były słuszne, ale tylko pozornie odkrył coś przed tobą. Wysłannik powtórzył jedynie to, co już wiedziałeś.

Obawiam się, don Juanie, że skłamałbym, gdybym powiedział, iż wiedziałem to wcześniej.

Nie skłamałbyś. Wiesz obecnie nieskończenie więcej o tajemnicy wszechświata, niż przypuszczasz. Ale taka to już nasza ludzka przypadłość; wiemy więcej o tajemnicy wszechświata, niż przypuszczamy.
Przeżycie tego niesamowitego zjawiska zupełnie samodzielnie, bez pomocy don Juana, napełniło mnie wielką radością. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o wysłanniku. Zacząłem pytać don Juana, czy on również słyszy jego głos.
Przerwał mi i uśmiechając się szeroko, powiedział:

Tak, tak. Wysłannik mówi i do mnie. W młodości widywałem go jako zakonnika w czarnym kapturze. Gadającego zakonnika, na którego widok umierałem ze strachu, za każdym razem. Potem, gdy już lepiej radziłem sobie ze strachem, stal się bezosobowym głosem, który do dzisiaj mówi mi o różnych sprawach.

Jakich sprawach, don Juanie?

O wszystkim, na co skieruję moją intencję, o rzeczach, których nie chce mi się samemu rozgryzać. Na przykład o szczegółach związanych z zachowaniem moich uczniów. O tym, co robią, gdy nie ma mnie w pobliżu. W szczególności o tobie. Wysłannik mówi mi o wszystkim, co robisz.
W tym momencie zupełnie przestał mi się podobać kierunek, jaki przybrała nasza rozmowa. Gorączkowo szukałem w pamięci pytań z innych dziedzin, podczas gdy don Juan zanosił się śmiechem.

Czy wysłannik śnienia jest istotą nieorganiczną?
zapytałem.

Powiedzmy, że jest siłą, która przybywa z ich świata. Dlatego właśnie śniący zawsze się z nią stykają.

Czy oznacza to, że każdy śniący słyszy albo widzi wysłannika?

Każdy go słyszy, niewielu jednak widzi lub czuje.

Potrafisz to jakoś wyjaśnić?

Nie. Poza tym, wysłannik mało mnie obchodzi. W pewnym momencie życia musiałem podjąć decyzję, czy skoncentrować się na istotach nieorganicznych i pójść w ślady dawnych czarowników, czy odrzucić to wszystko. Mój nauczyciel, nagual Julian, pomógł mi podjąć decyzję i odrzucić tę drogę. Nigdy nie żałowałem tej decyzji.

Uważasz, że ja również powinienem odrzucać istoty nieorganiczne, don Juanie?
Nie odpowiedział. Zamiast tego wyjaśnił, że istoty nieorganiczne są zawsze gotowe do nauczania. Może dlatego, że posiadają głębszą świadomość niż nasza własna, czują się zmuszone wziąć nas pod swą kuratelę.

Nie wiedziałem, po co miałbym zostawać ich uczniem
dodał don Juan.
Cena jest zbyt wysoka.

A jaka jest ta cena?

Nasze życie, nasza energia, nasze oddanie się im. Innymi słowy, nasza wolność.

Ale czego one uczą?

Rzeczy właściwych ich światu. W ten sam sposób my sami uczylibyśmy je, gdybyśmy byli w stanie, rzeczy właściwych naszemu światu. Jednakże ich metoda polega na potraktowaniu jako miernika naszych potrzeb naszej najgłębszej jaźni, a potem uczeniu nas odpowiednich rzeczy. To bardzo niebezpieczne!

Nie rozumiem, dlaczego miałoby to być niebezpieczne.

Jeśli ktoś miałby wziąć za miernik twoją najgłębszą jaźń razem ze wszystkimi jej lękami, chciwością, zazdrością i tak dalej, i tak dalej, a potem uczyłby cię, jak zaspokoić ten straszliwy stan ducha, to jakie mogłyby być tego rezultaty? Jak myślisz?
Nie znalazłem odpowiedzi. Chyba doskonale rozumiałem, dlaczego don Juan to wszystko odrzucił.

Problem z dawnymi czarownikami polega na tym, że nauczyli się wspaniałych rzeczy, lecz zrobili to na bazie czystej, niższej jaźni
ciągnął don Juan.
Istoty nieorganiczne stały się ich sprzymierzeńcami i za pomocą cierpliwych instrukcji nauczyły ich czynić cuda. Sprzymierzeńcy wykonywali poszczególne czynności, a czarownicy starożytności krok po kroku powtarzali je, nie czyniąc żadnych zmian w swojej najgłębszej naturze.

Czy związki z istotami nieorganicznymi przetrwały do dzisiaj?

Nie potrafię na to odpowiedzieć z całą pewnością. Mogę stwierdzić jedynie, że nie wyobrażam sobie, bym mógł żyć w takich związkach. Zaangażowanie tej natury, poprzez zużytkowanie całego zapasu dostępnej energii, ogranicza poszukiwanie wolności. Aby w pełni podążać za przykładem swoich sprzymierzeńców, dawni czarownicy musieli spędzać życie w świecie istot nieorganicznych. Ilość energii potrzebna do regularnego odbywania takiej podróży jest niewyobrażalna.

Chcesz przez to powiedzieć, że czarownicy byli zdolni do egzystowania w takich światach tak samo, jak my egzystujemy w naszym?

Niezupełnie tak samo, lecz z pewnością mogli tam żyć, zachowując swoją świadomość i indywidualność. Wysłannik śnienia był dla takich czarowników najważniejszą istotą. Jeżeli czarownik chce żyć w świecie istot nieorganicznych, wysłannik jest doskonałym pomostem łączącym oba światy; mówi, a na dodatek naucza i prowadzi.

Czy byłeś kiedykolwiek w takim świecie, don Juanie?

Niezliczoną liczbę razy. I ty też tam byłeś. Ale nie ma sensu teraz o tym mówić. Nie oczyściłeś jeszcze swojej uwagi śnienia ze wszystkich śmieci. O świecie istot nieorganicznych porozmawiamy innym razem.

Czy mam z tego wnioskować, że nie akceptujesz albo nie lubisz wysłannika, don Juanie?

Ani go nie akceptuję, ani nie lubię. Wysłannik należy do innego porządku, porządku dawnych czarowników. A poza tym jego nauki i przewodnictwo po naszym świecie to absurd. A za ten absurd wysłannik pobiera nieprawdopodobne ilości energii. Pewnego dnia zgodzisz się ze mną. Sam zobaczysz.
W tonie don Juana pobrzmiewało ukryte przekonanie, że nie zgadzam się z nim w kwestii wysłannika. Już miałem wszcząć kłótnię, gdy usłyszałem głos wysłannika.

On ma rację
powiedział.
Lubisz mnie, ponieważ nie widzisz niczego złego w próbowaniu wszystkich możliwości. Chcesz wiedzy, a wiedza jest mocą. Nie chcesz siedzieć sobie bezpiecznie, zagrzebany w rutynie i przekonaniach swego powszedniego życia.
Wysłannik powiedział to po angielsku z wyraźnym akcentem z Zachodniego Wybrzeża. Potem przeszedł na hiszpański. Rozróżniłem słaby akcent argentyński. Nigdy przedtem nie słyszałem, by wysłannik mówił w ten sposób. Byłem tym zafascynowany. Opowiedział mi o spełnieniu i wiedzy; o tym, jak daleko jestem od miejsca swoich narodzin; o pragnieniu przygód i obsesji na tle nowych rzeczy i nowych horyzontów. Głos mówił nawet po portugalska, z wyraźnym akcentem południowych pampasów.
Słuchanie jego głosu, zalewającego mnie pochlebstwami, przeraziło mnie i przyprawiło o mdłości. Natychmiast powiedziałem don Juanowi, że muszę przerwać moje lekcje śnienia. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Gdy jednak powtórzyłem mu to, co usłyszałem, zgodził się ze mną. Wyczułem jednak, że robi to tylko po to, by mnie uspokoić.
Kilka tygodni później stwierdziłem, że zareagowałem nieco histerycznie, a moja decyzja o wycofaniu się z nauki była nieuzasadniona. Powróciłem więc do swoich ćwiczeń w śnieniu. Byłem pewien, że don Juan wie, iż odwołałem moją decyzję.
Podczas jednej z wizyt zupełnie niespodziewanie zaczął mówić o snach.

To, że nie nauczono nas traktować snów jako poważnego pola odkrywania nowego, nie oznacza, iż tak nie jest w istocie
zaczął.
Analizuje się znaczenie słów, traktuje się je jako znaki, lecz nigdy nie uznaje się ich za świat prawdziwych zdarzeń.

Z tego co wiem
ciągnął don Juan
tak postąpili jedynie czarownicy starożytności. Ale w końcu i oni popełnili błąd. Stali się zbyt zachłanni i gdy doszli do rozdroża, wybrali złe rozwidlenie. Postawili wszystko na jedną kartę: unieruchomienie punktu połączenia w tysiącach położeń, które może przyjąć.
Don Juan powiedział, że zdumiewa go to, iż ze wszystkich wspaniałych rzeczy, których czarownicy się nauczyli, badając te tysiące położeń, pozostały jedynie sztuka śnienia i sztuka podchodzenia. Wielokrotnie powtarzał, że sztuka śnienia wiąże się z przemieszczaniem punktu połączenia. Podchodzenie zaś zdefiniował jako sztukę unieruchamiania punktu połączenia w dowolnym położeniu, do którego zostanie przesunięty.

Unieruchomienie punktu połączenia w jakimś nowym miejscu oznacza nabycie spójności
powiedział don Juan.
To właśnie robiłeś podczas ćwiczeń w śnieniu.

Myślałem, że udoskonalam swoje ciało energetyczne
zauważyłem ze zdziwieniem.

Robisz to i jeszcze dużo więcej; uczysz się spójności. Śnienie pomaga w tym, zmuszając śniących do unieruchomienia punktu połączenia. Uwaga śnienia, ciało energetyczne, druga uwaga, związki z istotami nieorganicznymi, wysłannik śnienia są niczym innym, jak efektami ubocznymi nabywania spójności. Innymi słowy, wszystkie są efektami ubocznymi unieruchomienia punktu połączenia w przeróżnych pozycjach śnienia.

Co to jest pozycja śnienia, don Juanie?

Każda nowa pozycja, do której punkt połączenia zostaje przemieszczony w trakcie snu.

W jaki sposób możemy unieruchomić punkt połączenia w pozycji śnienia?

Przez utrzymywanie obrazu dowolnego przedmiotu z twojego snu lub poprzez swobodne zmiany snów. Dzięki swoim ćwiczeniom w śnieniu, rozwijasz również umiejętność bycia spójnym. Inaczej mówiąc, ćwiczysz umiejętność zachowania nowego kształtu swej energii poprzez umocowanie punktu połączenia nieruchomo w położeniu określonego snu, który właśnie śniłeś.

Czy rzeczywiście zachowuję nowy kształt mojej energii?

Niezupełnie, i to nie dlatego, że nie potrafisz, lecz dlatego, że twój punkt połączenia wykonuje jedynie przesunięcie, a nie ruch. Przesunięcia punktu połączenia powodują tak małe zmiany, że są one praktycznie niezauważalne. Trudność polega tu na tym, że są one tak małe i tak liczne, iż zachowanie spójności we wszystkich przesunięciach jest prawdziwym osiągnięciem.

Skąd wiemy, że zachowujemy spójność?

Dzięki wyrazistości naszej percepcji. Im wyrazistszy jest obraz naszych snów, tym większa spójność.
Potem don Juan powiedział, że nadszedł czas, bym sprawdził w praktyce to, czego się nauczyłem w śnieniu. Nie dając mi czasu na zadanie jakiegokolwiek pytania, nakazał mi skupić moją uwagę, tak jak robiłem to w snach, na liściach samotnego drzewa rosnącego w pobliżu.

Chcesz, abym po prostu się w nie wpatrywał?
zapytałem.

Nie chcę, żebyś po prostu się w nie wpatrywał. Chcę, abyś zrobił coś bardzo szczególnego z tymi liśćmi. Pamiętaj, że w snach, kiedy już potrafisz utrzymać obraz dowolnego przedmiotu, w rzeczywistości utrzymujesz pozycję śnienia swojego punktu połączenia. A teraz wpatruj się w te liście tak, jakbyś śnił, lecz z pewną drobną, choć niezwykle znaczącą zmianą. Masz utrzymać swą uwagę śnienia na liściach tego drzewa, będąc w stanie świadomości normalnego świata.
Zdenerwowanie sprawiło, że nie byłem w stanie śledzić jego toku rozumowania. Wyjaśniał mi cierpliwie, że poprzez przypatrywanie się liściom dokonam małego przemieszczenia punktu połączenia. Potem, przywołując moją uwagę śnienia przez przypatrywanie się poszczególnym liściom, unieruchomię go w nowym położeniu, a moja spójność sprawi, że będę postrzegać z poziomu drugiej uwagi. Na końcu dodał, chichocząc, że jest to tak proste, że aż śmieszne.
Don Juan miał rację. Wystarczyło jedynie skupić wzrok na liściach, utrzymać go i oto nagle zostałem wciągnięty w zawirowanie, zupełnie jak podczas śnienia. Liście drzewa przemieniły się we wszechświat odczuć zmysłowych. Czułem, jakby połknęły mnie w całości, lecz postrzegałem nie tylko oczami; to tak, jakbym dotykał tych liści, w istocie czułem je pod palcami. Mogłem je również powąchać. Moja uwaga śnienia była nie tylko wzrokowa, jak podczas zwykłego snu, lecz wielozmysłowa.
To, co z początku było zwykłym wpatrywaniem się w liście drzewa, zmieniło się w sen. Byłem przekonany, że siedzę na jakimś śnionym drzewie, tak jak zdarzało się to podczas niezliczonych snów. Oczywiście zachowywałem się również tak samo, jak nauczyłem się w moich snach. Poruszałem się od szczegółu do szczegółu, przyciągany siłą wiru, który formował się, gdy tylko skupiałem swoją wielozmysłową uwagę śnienia na jakiejś cesze drzewa. Wiry formowały się nie tylko wówczas, gdy się wpatrywałem, lecz również wtedy, gdy dotykałem drzewa jakąś częścią mojego ciała.
W czasie tej wizji czy też snu ogarnęły mnie racjonalne wątpliwości. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie wdrapałem się na to drzewo w przypływie oszołomienia i naprawdę nie chwytam za liście, zagubiony w koronie drzewa, nie wiedząc dlaczego. A może zasnąłem zahipnotyzowany przez drżące na wietrze liście i to wszystko mi się śni. Jednak tak samo, jak w prawdziwym śnie, nie miałem dość energii, by się nad tym dłużej rozwodzić. Myśli zaczęły odpływać. Trwały jedynie chwilę, a potem siła bezpośredniego doświadczenia zaćmiła je zupełnie.
Jakiś nagły ruch wstrząsnął wszystkim dokoła i wypchnął mnie z kępy liści, tak jakbym się wyrwał z magnetycznego uścisku drzewa. Przede mną, poniżej, rozciągał się niezmierzony horyzont. Otaczały mnie ciemne góry i zieloność roślin. Wtem wstrząsnęło mną straszliwie; kolejne szarpnięcie energii przeniosło mnie w zupełnie inne miejsce. Wszędzie skłaniały się nade mną ogromne, groźnie wyglądające drzewa. Były większe niż jodły z Oregonu i Waszyngtonu. Nigdy w życiu nie widziałem takiego lasu. Sceneria ta tak skrajnie różniła się od jałowej pustyni wokół Sonory, iż nie miałem już żadnych wątpliwości, że śnię.
Zatrzymałem ten niezwykły widok, bojąc się go stracić. Wiedziałem, że to rzeczywiście sen i zniknie od razu, gdy tylko wyczerpie się moja uwaga śnienia. Ale obraz trwał, nawet wówczas, gdy pomyślałem sobie, że moja uwaga śnienia powinna się była już wyczerpać. Wówczas przez głowę przeszła mi przerażająca myśl: A jeśli to nie jest ani sen, ani normalny świat?"
Ogarnięty śmiertelnym przerażeniem skoczyłem do tyłu, z powrotem do kępy liści, z której się wyłoniłem. Bezwładność mojego skoku nadała mi pędu i z wielką prędkością spadałem wśród liści drzewa i jego twardych gałęzi. Oderwałem się od drzewa i w jednej sekundzie znalazłem się przy don Juanie, w drzwiach jego domu na pustyni Sonora.
Natychmiast zrozumiałem, że znowu znalazłem się w stanie, w którym mogłem myśleć spójnie, ale nie mogłem mówić. Don Juan powiedział, żebym się nie martwił. Wyjaśnił, że nasza zdolność mowy jest wyjątkowo słaba, a napady niemoty zdarzają się często czarownikom, którzy wyprawiają się poza granice normalnego postrzegania.
W środku czułem, że don Juanowi zrobiło się mnie żal i postanowił dodać mi otuchy. W tej samej jednak chwili usłyszałem wyraźnie głos wysłannika, który powiedział, że za kilka godzin, gdy trochę odpocznę, całkiem dojdę do siebie.
Po przebudzeniu, na prośbę don Juana opisałem wszystko, co widziałem i co robiłem. Ostrzegł mnie, że nie mam co liczyć na to, iż uda mi się racjonalnie ogarnąć moje przeżycie i to nie dlatego, że z moim rozumem jest coś nie w porządku, lecz dlatego, iż to, co się zdarzyło, było zjawiskiem wykraczającym poza wymiar rozumu.
Oczywiście nie zgodziłem się z tym i wyraziłem pogląd, że nic nie może wykraczać poza granice rozumu. Pewne rzeczy mogą być niejasne, ale wcześniej czy później umysł rozświetli ciemności niewiedzy. Naprawdę w to wierzyłem.
Don Juan, nieporuszony, wykazywał, że rozsądek jest tylko efektem ubocznym zwyczajowego położenia punktu połączenia. Dlatego też to, co napawa nas tak wielką dumą i wydaje się naturalnym miernikiem naszej wartości
twarde stanie nogami na ziemi, świadomość tego, co się dzieje wokół nas i zdrowy rozsądek
jest jedynie rezultatem unieruchomienia punktu połączenia w jego zwyczajowym położeniu. Im bardziej jest ono sztywne i niezmienne, tym większa nasza wiara w siebie, poczucie, że rozumiemy świat i potrafimy przewidywać zdarzenia.
Don Juan dodał, że śnienie daje nam płynność, dzięki której możemy odwiedzać inne światy, niszcząc nasze poczucie, że rozumiemy ten świat. Nazwał śnienie podróżą o niewyobrażalnym zasięgu; podróżą, która najpierw pozwala nam dostrzec wszystko, co tylko człowiek jest w stanie dostrzec, a potem wypycha punkt połączenia poza wymiar ludzki i pozwala nam postrzegać to, co niepojęte.

No i patrz, znowu pytlujemy o najważniejszej kwestii świata czarowników
ciągnął don Juan
o pozycji punktu połączenia. To klątwa dawnych czarowników i sól w oku człowieka.

Dlaczego tak mówisz, don Juanie?

Ponieważ zarówno człowiek jako gatunek, jak i dawni czarownicy padli ofiarą umiejscowienia punktu połączenia. Człowiek
ponieważ nie wie o istnieniu punktu połączenia i musi uważać efekt uboczny jego zwyczajowego położenia za coś ostatecznego i bezspornego. Dawni czarownicy zaś dlatego, że choć wiedzieli o nim wszystko, dali się skusić łatwością, z jaką można nim manipulować. Nie możesz wpadać w takie pułapki
ciągnął.
Byłoby doprawdy odrażające, gdybyś stanął po stronie człowieka, tak jakbyś nie wiedział o istnieniu punktu połączenia. Lecz jeszcze większą ohydą byłoby opowiedzenie się po stronie dawnych czarowników i cyniczne manipulowanie punktem połączenia dla własnych korzyści.

Ciągle czegoś nie rozumiem
powiedziałem.
Co to ma wspólnego z tym, co przeżyłem wczoraj?

Wczoraj byłeś w innym świecie. Jeśli jednak zapytasz mnie, gdzie jest ten świat, a ja odpowiem ci, że tam, gdzie jest punkt połączenia, moja odpowiedź nie będzie miała dla ciebie żadnego sensu.
Don Juan utrzymywał, że mam dwa wyjścia. Albo opowiem się za credo człowieka i stanę w obliczu dylematu; moje doświadczenie będzie mi mówić, że istnieją inne światy, a rozum będzie odpowiadał, że takie światy nie istnieją i istnieć nie mogą. Albo opowiem się za credo dawnych czarowników i automatycznie przyjmę istnienie innych światów, a sama moja zachłanność spowoduje, że utrzymam punkt połączenia w pozycji, która takie światy tworzy. Wynikiem tego będzie inny dylemat: będę musiał się tam przenieść fizycznie, przyciągany nadzieją zdobycia mocy i innych korzyści.
Byłem zbyt odrętwiały, by nadążyć za jego wywodem, ale wówczas uświadomiłem sobie, że nie muszę, gdyż absolutnie się z nim zgadzam, chociaż nie miałem całkowitego obrazu tego, z czym się zgadzam. Ta zgoda była raczej uczuciem, które przyszło do mnie z daleka, bardzo dawno utraconą pewnością, która powoli odnajdywała do mnie drogę.
Powrót do ćwiczeń w śnieniu wyeliminował te zmartwienia, lecz wywołał nowe. Na przykład, po kilku miesiącach codziennego wsłuchiwania się w głos wysłannika przestałem uważać go za niepokojący czy cudowny. Stał się dla mnie czymś normalnym. I popełniłem tak wiele błędów pod jego wpływem, że niemal pojąłem niechęć don Juana do traktowania go poważnie. Psychoanalitykowi trafiłaby się niezła gratka, gdyby miał okazję interpretować wysłannika w odniesieniu do wszelkich możliwych permutacji mojej intrapersonalnej dynamiki.
Don Juan miał wyrobione zdanie o wysłanniku. Uważał go za bezosobową, acz niezmienną, siłę wywodzącą się ze świata istot nieorganicznych. Dlatego też każdy śniący doświadcza go mniej więcej tak samo. A jeśli decydujemy się uważać jego słowa za radę, oznacza to, że jesteśmy kompletnymi idiotami.
Ja byłem niewątpliwie jednym z nich. W żaden sposób nie mogłem zachować spokoju w obliczu tak niezwykłego zjawiska: oto słyszę głos, który wyraźnie i zwięźle w trzech językach wyjawia mi tajemnice wszystkich rzeczy lub osób, na których skupiłem swoją uwagę. Jedyną wadą, która nie miała dla mnie żadnego znaczenia, był brak synchronizacji między nami. Wysłannik opowiadał mi bowiem o ludziach lub zdarzeniach, którymi dawno przestałem się interesować.
Zapytałem don Juana o tę osobliwość. Odpowiedział, że ma to związek ze sztywnością mojego punktu połączenia. Wyjaśnił, że zostałem wychowany przez dorosłych w podeszłym wieku i że nasycili mnie oni poglądami starych ludzi. Dlatego też jestem niebezpiecznie poprawny. Powiedział mi, iż naciska mnie, bym zażywał mieszanki roślin halucynogennych właśnie po to, by zachwiać moim punktem połączenia i pozwolić mu na choćby minimalną płynność.

Jeżeli nie zdołasz rozwinąć tego minimum
mówił dalej don Juan
to albo staniesz się jeszcze bardziej poprawny, albo zostaniesz histerycznym czarownikiem. Mówię ci o dawnych czarownikach nie dlatego, by ich obmawiać, lecz po to, by przeciwstawić ich tobie. Prędzej czy później twój punkt połączenia będzie płynniejszy, ale nie na tyle, by wyrównać twoją skłonność, by być takim, jak oni
poprawnym i histerycznym.

Jak mogę tego uniknąć, don Juanie?

Jest tylko jeden sposób. Czarownicy nazywają go czystym rozumieniem. Ja nazywam go romansem z wiedzą. Jest to siła, której czarownicy używają, by wiedzieć, odkrywać i nie móc wyjść ze zdumienia.
Don Juan zmienił temat i podjął wyjaśnienia unieruchomienia punktu połączenia. Powiedział, że punkt połączenia u dzieci bez przerwy drży, jakby targany wstrząsami, i z łatwością zmienia położenie. Widząc to, dawni czarownicy doszli do wniosku, że jego zwyczajowe położenie nie jest wrodzone, lecz nabyte wraz z rozwojem przyzwyczajeń. Widząc również, że jedynie u dorosłych punkt połączenia jest unieruchomiony w jednym miejscu, założyli, iż to szczególne umiejscowienie sprzyja szczególnemu sposobowi postrzegania. Z biegiem czasu ów szczególny sposób postrzegania staje się systemem interpretacji bodźców zmysłowych.
Don Juan zwrócił uwagę, że zostajemy wciągnięci do tego systemu już poprzez to, iż się w nim urodziliśmy, i od tej też chwili usilnie staramy się dostosować naszą percepcję do wymagań tegoż systemu; systemu, który rządzi nami do końca życia. Tak więc dawni czarownicy mieli całkowitą rację, wierząc, że odrzucenie go i bezpośrednie postrzeganie energii zamienia człowieka w czarownika.
Don Juan powiedział, że nie może wyjść z podziwu dla, jak to ujął, największego osiągnięcia procesu wychowania
zablokowania punktu połączenia w jego zwyczajowym położeniu. Kiedy już bowiem zostaje tam unieruchomiony, można tak kierować i ćwiczyć naszą percepcję, byśmy mogli interpretować to, co postrzegamy. Innymi słowy, można pokierować nami tak, że będziemy postrzegać więcej dzięki systemowi niż dzięki naszym zmysłom. Zapewnił mnie, że człowiek postrzega wszędzie tak samo, ponieważ punkty połączenia ludzi wszystkich ras są unieruchomione w tym samym położeniu.
Don Juan ciągnął dalej, mówiąc, iż czarownicy przekonali się o tym wszystkim, gdy widzieli, że z chwilą przekroczenia przez punkt połączenia pewnego progu, gdy zaczynamy postrzegać nowe włókna energii wszechświata, to, co postrzegamy, przestaje mieć sens. Dzieje się tak dlatego, że nowe bodźce zmysłowe unieruchamiają nasz system; nie można go już używać do interpretacji tego, co postrzegamy.

Postrzeganie bez użycia tego systemu jest oczywiście chaotyczne
ciągnął don Juan.
Dziwne jednak, iż kiedy wydaje się nam, że już całkiem się pogubiliśmy, nasz system odżywa. Przybywa nam na ratunek i przetwarza naszą nową, niezrozumiałą percepcję w całkowicie zrozumiały nowy świat. Przytrafiło się to właśnie tobie, gdy przypatrywałeś się liściom drzewa.

Co właściwie się ze mną stało, don Juanie?

Twoja percepcja była przez chwilę chaotyczna. Wszystko spłynęło na ciebie jednocześnie i twój system interpretacji świata nie zadziałał. Potem chaos zniknął i oto znalazłeś się w obliczu nowego świata.

Don Juanie, znowu dochodzimy do punktu wyjścia. Czy ten świat istnieje, czy był tylko wytworem mojego umysłu?

Rzeczywiście jesteśmy w punkcie wyjścia i odpowiedź jest ciągle taka sama. Ów świat istnieje dokładnie w tym miejscu, w którym znajdował się w danej chwili twój punkt połączenia. Aby go dostrzec, potrzebowałeś spójności, czyli musiałeś utrzymać nieruchomo twój punkt połączenia w tej pozycji, co też zrobiłeś. Efektem tego była całkowita, chwilowa percepcja w nowym świecie.

Ale czy inni również postrzegliby ten sam świat?

Owszem, jeśli mieliby jednorodność i spójność. Jednorodność musi utrzymać tę samą pozycję punktu połączenia. Akt nabywania jednorodności i spójności poza normalnym światem był nazywany przez dawnych czarowników podchodzeniem percepcji. Sztuka podchodzenia, jak już powiedziałem
ciągnął don Juan
zajmuje się unieruchomieniem punktu połączenia. Dawni czarownicy odkryli dzięki praktyce, że nawet ważniejsze niż przesunięcie punktu połączenia jest unieruchomienie go w nowym, dowolnie wybranym położeniu.
Don Juan wyjaśnił, że jeśli punkt połączenia nie będzie nieruchomy, w żaden sposób nie będziemy mogli spójnie postrzegać. Widzielibyśmy tylko, jak w kalejdoskopie, oderwane od siebie obrazy. Z tego powodu dawni czarownicy równie podkreślali znaczenie śnienia, co podchodzenia. Jedna sztuka nie może istnieć bez drugiej, zwłaszcza w działaniach podejmowanych przez dawnych czarowników.

Jakie to były działania, don Juanie?

Dawni czarownicy nazywali je arkanami drugiej uwagi lub wielką przygodą z nieznanym.
Don Juan powiedział, że te działania wynikają z przesunięć punktu połączenia. Dawni czarownicy nie tylko nauczyli się przesuwać swój punkt połączenia do tysięcy pozycji wewnątrz lub na powierzchni ich masy energetycznej, lecz również nauczyli się unieruchamiać go w tych pozycjach i dzięki temu utrzymywać swą spójność przez dowolnie długi czas.

Jakie płynęły z tego korzyści, don Juanie?

Nie możemy mówić o korzyściach, a jedynie o skutkach.
Wyjaśnił mi, że spójność dawnych czarowników była tak wielka, że pozwalała im wyglądem i sposobem postrzegania upodobnić się do wszystkiego, na co zezwalała im określona pozycja punktu połączenia. Potrafili zamienić się we wszystko, co znajdowało się w ich inwentarzu. Do inwentarza należą wszystkie szczegóły percepcji związane z przemianą w, na przykład, jaguara, ptaka, owada i tak dalej.

Niezwykle trudno mi uwierzyć, że taka transformacja jest możliwa
zauważyłem.

Jest możliwa
zapewnił mnie don Juan.
Co prawda, niezupełnie dla ciebie czy dla mnie, lecz dla nich z pewnością. Dla nich to była pestka.
Don Juan powiedział, że dawni czarownicy obdarzeni byli fantastyczną płynnością. Wystarczyło im niezauważalne przesunięcie punktu połączenia, niezauważalny bodziec zmysłowy z ich śnienia, aby natychmiast podejść swoją percepcję, dopasować swą spójność do nowego stanu świadomości i stać się zwierzęciem, inną osobą, czymkolwiek.

Czyż nie potrafią tego ludzie chorzy psychicznie, gdy stopniowo tworzą swą własną rzeczywistość?

To nie to samo. Ludzie chorzy psychicznie wyobrażają sobie własny świat, ponieważ nie kierują się żadnym z góry ustalonym planem. Wnoszą chaos w już istniejący chaos. Czarownicy zaś wnoszą do chaosu porządek. Ich ustalony z góry plan to uwolnienie własnej percepcji. Oni nie wymyślają świata, który postrzegają. Postrzegają bezpośrednio energię, a potem odkrywają, że to, co postrzegają, jest nowym, nieznanym światem, który połyka ich w całości, gdyż jest on tak realny, jak wszystko, co uważamy za realne.
Don Juan podał mi nową wersję tego, co mi się przytrafiło, gdy wpatrywałem się w drzewo. Powiedział, że zacząłem postrzeganie jego energii. Jednak ja sam byłem przekonany, że śnię, ponieważ wykorzystałem techniki postrzegania energii przynależne śnieniu. Don Juan oznajmił, że wykorzystanie tych technik w codziennym życiu było jednym z najskuteczniejszych wybiegów dawnych czarowników. Dzięki temu, zamiast totalnego chaosu, postrzegamy energię bezpośrednio jak we śnie. Dzieje się tak do momentu, aż coś nie przestawi percepcji i czarownik staje w obliczu nowego świata. Dokładnie to samo przytrafiło się mnie.
Powiedziałem don Juanowi o myśli, która przyszła mi wówczas do głowy i której niemal nie ośmielałem się powtórzyć: że widok, który się przede mną roztaczał nie był ani snem, ani naszym normalnym światem.

Bo nie był
odparł don Juan.
Mówię ci o tym bez końca, a tobie się wydaje, że tylko się powtarzam. Wiem, jak ciężko umysłowi zgodzić się na to, by absurd stał się rzeczywistością. Ale nowe światy istnieją! Są zawinięte jeden w drugi jak warstwy cebuli. Świat, w którym żyjemy, jest tylko jedną z takich warstw.

Don Juanie, czy to oznacza, że celem twojej nauki jest przygotowanie mnie do podróży do tych innych światów?

Nie. Nie o to chodzi. Udajemy się do tych światów jedynie w ramach ćwiczeń. Podróże te zrodziły dzisiejszych czarowników. Śnimy tak samo, jak zwykli to robić dawni czarownicy, lecz w pewnym momencie zbaczamy na nowy grunt. Dawni czarownicy woleli przesunięcia punktu połączenia, zawsze więc poruszali się po mniej lub bardziej znanym terenie. My wolimy ruchy punktu połączenia. Dawni czarownicy poszukiwali tego, co nieznane w wymiarze ludzkim. My poszukujemy tego, co nieznane w wymiarze pozaludzkim.

Jeszcze tego nie osiągnąłem, prawda?

Nie. Na razie dopiero zaczynasz. A na początku każdy musi pójść śladami dawnych czarowników. W końcu to oni wymyślili śnienie.

Kiedy zacznę się uczyć sposobu śnienia współczesnych czarowników?

Musisz pokonać jeszcze długą drogę. To może trwać nawet całe lata. Poza tym, w twoim przypadku muszę być nadzwyczaj ostrożny. Z charakteru jesteś zdecydowanie podobny do dawnych czarowników. Mówiłem ci to już kiedyś, ale zawsze udaje ci się uniknąć moich pytań. Czasem myślę nawet, że doradza ci jakaś obca energia, ale potem odrzucam tę myśl. Nie jesteś nieszczery.

O czym ty mówisz, don Juanie?

Nieświadomie dokonałeś dwóch rzeczy, które spędzają mi sen z powiek. Przeniosłeś swoje ciało energetyczne do miejsca poza tym światem już w pierwszym swoim śnieniu. I chodziłeś tam! A potem przeniosłeś swoje ciało energetyczne do kolejnego miejsca poza tym światem, tym razem startując z poziomu świadomości normalnego świata.

Dlaczego cię to martwi, don Juanie?

Śnienie jest dla ciebie zbyt proste. I jeśli nie będziemy uważać, stanie się przekleństwem. Prowadzi bowiem w nieznane w wymiarze ludzkim. A jak ci powiedziałem, współcześni czarownicy usiłują dostać się w nieznane w wymiarze pozaludzkim.

Czym może być to nieznane w wymiarze pozaludzkim?

Wolnością od bycia człowiekiem. To niepojęte światy poza zasięgiem człowieka, które jednak jesteśmy jeszcze w stanie postrzegać. Tą właśnie drogą udają się dzisiejsi czarownicy. Upodobali sobie szczególnie to, co leży w wymiarze pozaludzkim. Są to inne zupełnie światy, nie tylko królestwa ptaków, królestwa zwierząt czy człowieka, nawet jeśli byłby to człowiek nieznany. Mówię o światach takich jak nasz
całkowitych światach podzielonych na nieskończone królestwa.

Gdzie są te światy, don Juanie? W odmiennych położeniach punktu połączenia?

Właśnie. W innych położeniach punktu połączenia, ale takich, do których czarownicy dochodzą poprzez ruch, a nie przesunięcie. Wkraczanie w te światy jest typem śnienia wyłącznie dzisiejszych czarowników. Dawni czarownicy trzymali się od niego z daleka, ponieważ wymagało to wielkiego dystansu i wyzbycia się poczucia własnej wartości. Ta cena była dla nich za wysoka. Dla czarowników, którzy praktykują śnienie w dzisiejszych czasach, jest ono wolnością postrzegania światów niedostępnych wyobraźni.

Ale jaki jest cel postrzegania tego wszystkiego?

Już zadałeś mi dzisiaj to samo pytanie. Przemawiasz jak prawdziwy kupiec. Pytasz: Jakie jest ryzyko?" Jakie odsetki od włożonego kapitału?" Czy to się opłaci?" Nie ma sposobu, by na to odpowiedzieć. Umysł kupca jest zajęty handlem. A wolność nie jest inwestycją. Wolność jest przygodą bez końca, w której ryzykujemy swoim życiem i czymś cenniejszym dla kilku chwil czegoś, co wymyka się słowom, wymyka się myślom czy odczuciom.

Nie o to mi chodziło, don Juanie. Chciałem się jedynie dowiedzieć, jaka siła może popchnąć do tego wszystkiego takiego próżniaka jak ja.

Szukanie wolności jest jedyną siłą, jaką znam. Wolności, która pozwala ulecieć tam, w tę nieskończoność. Wolności rozwiania się w nicości; wolności oderwania się od ziemi i bycia niczym płomień świecy, która mimo że przeciwstawiono jej światło miliardów gwiazd, pozostaje nietknięta, ponieważ nigdy nie udawała, iż jest czymś więcej niż tym, czym jest: zaledwie świecą.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
133 04 (10)
133 04 (4)
artykul5556 133 04 2008
v 04 133
DU015 04 133
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO

więcej podobnych podstron