CHILLOUT rozdział VI


ROZDZIAŁ VI Zapach duszy

The Rolling Stones - Tears Go By
Brzdąkała w swym pokoju Sen z Marcinem w roli publiczności. Uwielbiała twórczość Edyty Bartosiewicz; gdy miała jedenaście lat, Ostatni był jej ulubionym utworem.
- Śniło ci się coś? - Nasunęło mu się na myśl.
- O, śniło. Że byliśmy wieczorem na plaży, piasek był chłodny, a woda ciepła, skakaliśmy po falach, ganialiśmy się i śmialiśmy. Byliśmy cholernie szczęśliwi... - Zamilkła na chwilę. - Wiesz, jak dwa lata temu byłam nad morzem i tamte zołzy kazały się wyprowadzić dwa dni przed wyjazdem do tamtych brudasek, ktore tak bawiło wkurwianie mnie, to leżąc nocą w łóżku i nie mogąc zasnąć, myślałam sobie, że do mnie przyszedłeś i mnie przytulałeś... - Wyznała, przesuwając palcami po metalowej owijce najgrubszej struny.
- Och, skarbie... - Przytulił ją. - Moje biedactwo.
- Cóż, chyba Pan Bóg mnie kocha. - Wzruszyła ramionami.
- Oczywiście, że cię kocha. Ja też.
Pokręciła głową.
- Chodzi mi o to, że gdy Bóg kogoś kocha, zsyła mu cierpienie. Mówiłam ci o tym.
- My chyba nie zasługujemy na tyle miłości.
Zuza uśmiechnęła się lekko.
- Trochę za późno dowiedziałam się, iż nasze myśli nas kształtują i słowa naprawdę mają moc. Ale chyba naprawdę tak musiało być...
- Przepraszam, że byłem takim chujem i tak cię krzywdziłem - szepnął, spuszczając głowę.
- To już nieważne.
- Jak to? Zapomniesz o tym?
- Nigdy nie zapomnę, ale ci przebaczam, bo czuję, że naprawdę żałujesz. I nie będę wypominać.
- Dziękuję. Dziękuję, kocie. - Poczuł, jak oczy mu wilgotnieją i pomyślał, iż mimo wszystko ona chyba naprawdę bardzo go kochała.

Pearl Jam - Immortality
Tamten dzień zaczął się po prostu dziwnie. Marcin zbudził się o piątej i nie mógł zasnąć, a był zbyt zmęczony na jazdę na ręcznym. Leżał więc trochę wkurzony i myślał - oczywiście o tym, kogo brakowało mu u boku. O Zuzie... Zawsze marzyli, aby razem zasnąć. Chłopak żałował, iż to pragnienie spełniło się w tak niesympatycznych okolicznościach. Miał nadzieję, że będzie mógł jej to wynagrodzić. wyobrażał sobie, jak obejmuje rudowłosą, czuje jej oddech na szyi i jej rozsypane włosy łaskoczą go, aż zadzwonił budzik - Odchodząc. Wstał ociężale, po czym wykonał wszystkie poranne czynności, w międzyczasie pisząc Zuzie SMS-a na dzień dobry. Wychodząc spojrzał na ekran, ale nie było żadnej wiadomości. Zdziwił się, ale jeszcze nie zaniepokoił - w końcu mogła zapomnieć, mieć za mało na koncie lub telefon mógł się nieoczekiwanie wyładować. Niestety, w szatni też jej nie spotkał, nie było też jej kurtki oraz glanów. Niemal nigdy się nie spóźniała, więc było to dziwne. Napotkana dwie lekcje później Paulina nic nie wiedziała. Znajomi z klasy powiedzieli mu, że nie przyszła na lekcje. Chodził poddenerwowany aż do końca zajęć. Marcin był bardzo nerwowy, brał nawet leki uspokajające; kiedy przyznawał się do tego Zuzie po sześciu tygodniach związku, aż płakał, pewien, że odejdzie. A ona po prostu go przytuliła i powiedziała, iż to nie zmienia jej miłości...
w domu szybko dopadł komputera. Od wieczora nie było śladów jej bycia online. Ta sytuacja zaczynała coraz bardziej go niepokoić. Nie odpisała na SMS-a, nie przyszła do szkoły, nie weszła na Facebooka... To było do niej bardzo niepodobne. Gdyby miała gdzieś jechać, na pewno wspomniałaby mu o tym parę razy, ale nic takiego nie mówiła.
Zdobył się nawet na zapytanie Aśki o rudą, lecz ta również nic nie wiedziała.
- To ty naprawdę się o nią martwisz? - Aż się zdumiała.
- Nie słyszysz, że jestem kłębkiem nerwów?!
Zamilkła na chwilę.
- Marcin, wiesz, że właściwie za tobą nie przepadam i uważam, iż nie zasługujesz na Zuzę, ale jeśli teraz nie udajesz, to możesz u mnie zaplusować...
- Cieszę się niezmiernie, Asiu. Tyle że mimo wszystko cholernie martwię się o nią, nie wiem, co mam ze sobą zrobić... A jeśli coś się jej stało?!
- Marcin, nie dramatyzuj. Ona jest dużą dziewczynką, poradzi sobie. Złych diabli nie biorą.
- Mówiła dokładnie tak samo. Jak ty możesz być taka spokojna, przecież twoja przyjaciółka mogła zaginąć!
- Ja po prostu w nią wierzę i ją znam. Zuza czasem łapie doły, ale jest zbyt leniwa i, jak sądzi, słaba, aby uciec z domu albo się samookaleczyć. Nie zrobiłaby tego. Jak jej źle, przelewa to na klawiaturę i jeszcze wstawia na fotobloga! W totalnie kryzysowej sytuacji zdarzy się jej popłakać, sam wiesz, że to dla niej bardzo wiele. Zobaczysz, że na dziesiątą wróci do domu. Mimo wszystko ma do czego - tu jest jej szkoła, tyle ważnych miejsc, także ty... Nie rozumiem tego, ona też twierdziła, iż nie, lecz ona naprawdę cię kocha, deklu.
- Ty też tak uważasz? - wymamrotał, marszcząc brwi, choć nie mogła tego zobaczyć przez telefon.
- Jasne. Jestem dziewczyną, uczucia mam obcykane. A jeśli ośmielisz się ją ponownie skrzywdzić, to...
- Nie chcę jej zranić, Aśka! Wiem, że wiele przeze wycierpiała, choć nie powinna była. Wiem, że powinna znaleźć kogoś lepszego, chociaż wciąż chce być ze mną... Dlatego pragnę ją uszczęśliwić, dbać o nią, zasłużyć na nią, rozumiesz?
- Tak. Kurde, Marcin, wierzę ci. - Zapewniła go poważnie.

Coldplay - Trouble
Chłopak naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Starał się nie dopuszczać do siebie negatywnych myśli, typu: Zuza została potrącona, zgwałcona, straciła pamięć, zgubiła się, spotkała jakiegoś narkomana, została porwana do sekty... W końcu jego umysł zajęła historia, w której dziewczyna wtedy na koncercie zamiast trawy wzięła podwójną dawkę heroiny. Klęczał przy jej szpitalnym łóżku, nie mogąc przestać płakać, lecz nie wzruszało to ani Boga, ani rudowłosej, gdyż nie odzyskiwała przytomności. w końcu jakimś sposobem zmarła w jego objęciach, zdążywszy przedtem pocałować go ostatni raz i wyszeptać słabo "kocham cię". Patrzył martwo na jej pozbawioną życia, bledszą niż kiedykolwiek twarz. Tylko wargi miała dziwnie czerwone. Nawet migdałowy zapach zdał się ulecieć wraz z jej duszą. Poznasz mnie po zapachu snów... Wyobraził sobie, iż wszystko, co się z nią wiązało, musiało pachnieć migdałami. Skoro jej ciało, włosy, ubrania, to pewnie też sny, marzenia oraz dusza. Nagle zdał sobie sprawę, że ta historia mogłaby być całkiem niezła i postanowił ją opowiedzieć niebieskookiej. Tylko kiedy miał ją ujrzeć? Jak długo miał się tak niewyobrażalnie niepokoić oraz tęsknić? Czuł wręcz fizyczny ból. W jego własnym pokoju było tak wiele Zuzy - jej włosy na podłodze, poduszka przesiąknięta jej perfumami, rękopisy jej piosenek... Odruchowo wziął akustyka za gryf i jakby poczuł jej delikatną dłoń. Z westchnieniem odłożył gitarę i poszedł do łazienki przemyć twarz zimną wodą.
- Słuchaj, musisz się jakoś ogarnąć. Zuza pomyślałaby, że jesteś obłąkany, gdyby cię widziała. Przecież ona na pewno wróci. Na pewno. Nie dzieje się jej żadna krzywda. Aśka ma rację, przecież poradzi sobie... - powiedział do siebie.
- Marcin, a Zuza dziś nie przyjdzie? - zagadnęła go starsza. Chłopak poczuł się, jakby dostał w twarz.
- Sądziłem, że za nią nie przepadasz, mamo.
- Patrząc na to, jakie teraz są inne dziewczyny, to przecież ona jest całkiem miła... Sprawia wrażenie trochę nieśmiałej, ale przecież ty ją znasz najlepiej. Chyba naprawdę ją lubisz, co?
- Naprawdę ją kocham, mamo! - powiedział bez zastanowienia. - Boję się, bo nie było jej w szkole, nie odpisuje, nikt nie wie, gdzie jest...
Kobieta postanowiła przemilczeć i stłumić falę zaskoczenia z powodu początku wypowiedzi syna.
- Chyba musisz wykazać się cierpliwością. Może coś jej wypadło, przecież to się zdarza każdemu... Nie ma co rwać włosów z głowy. Napij się melisy i uspokój.
Wypił więc herbatę i wyszedł z domu, aby nie oszaleć. Jednakże na ulicach ciągle rozglądał się za niewysoką dziewczyną w czarnej skórze i glanach. Plusem było to, że Zuza zwykle nie wiązała włosów i łatwiej było zauważyć sięgające pasa kasztanowe pukle, niż patrzeć tylko na obuwie.
Choć poprzedni dzień był ciepły i słoneczny, termometr na podstawówce pokazywał tylko pięć stopni na plusie, a chmury całkiem zasnuły niebo. Marcin chodził wkoło hotelu, kościoła, szkoły, parku i ulicy Mickiewicza, gdzie zwykle szwendała się dziewczyna, ale nigdzie jej nie było. Nie miał pojęcia, co mogłaby robić w tak zimny dzień bez przyjaciół. Naprawdę nie wspominała o żadnym wydarzeniu - czy wizycie u lekarza, czy koncercie nawet w Puławach. Do cholery, przecież pamiętał nawet, kiedy miała zamiar iść do ortodonty!
Brunet co godzinę automatycznie wybierał jej numer, lecz nie odbierała. Bolał go brak jej obecności. Uwielbiał to, że mógł się do niej przytulić, że mógł jej po prostu wszystko powiedzieć. Czuł się lepiej, gdy ją widział lub z nią pisał, to go uspokajało.
Usiadł w parku na ławce, na której Mary robiła im ongiś zdjęcia, wyjął telefon i zaczął czytać stare SMS-y.
Ta czekolada jest jak Ty - zła, ale mnie uszczęśliwia i nie mogę się jej oprzeć. ;*
A o czym mogę myśleć? Nawet pod prysznicem o Tobie myślę, słychając Trylogii Gunsów.
Próbuję się nad tym nie zastanawiać, ale tak naprawdę zawsze się boję, bo zależy mi na Twoim szczęściu, a mogę nie być w stanie Ci go dać. wiesz, że nie ujawniam swoich uczuć, to Ci raczej nie pomaga... Boję się powtórki z lutego i marca, cholernie się boję!
Czytając wiadomości od niej, poczuł się jeszcze gorzej, więc wyszedł ze skrzynki. Spojrzał na zegarek; dochodziła dopiero piąta. Czuł się beznadziejnie, bezradnie, samotnie, pusto. Zdał sobie sprawę, iż był to znajomy stan. Zazwyczaj tłumił go, idąc z kumplami na piwo, tudzież tanie wino.
"A może by tak...?"
"Nie, nie, nie!" Pokręcił zamaszyście głową, zanim myśl o piciu dotarła do niego dobrze. To, że Zuzy przy nim nie było, nie argumentowało uchlania się. Przecież od razu dowiedziałaby się - od niego samego. Przyznałby się i szczerze przeprosił, ale przecież nie wybaczyłaby mu już... Nie mógł do tego dopuścić. Mówił jej przecież, że chce sobie udowodnić, iż nie potrzebuje alkoholu... Czuł i wiedział, że bardzo by ją to ubodło. A rudowłosej należała się miłość, czułość i ciepło...

Guns N' Roses - November Rain
Nie mógł przestać o niej myśleć. Chodził po miejscach, z którymi miała coś wspólnego. Pod Agrofarem siedziała mu na kolanach, gdy wrócili do siebie w kwietniu, pod Centrum Kultury rozmawiał z nią w Lany Poniedziałek, w jego piwnicy pieścili się po raz pierwszy, za Żabką w kwietniu ją przytulił i zapytał, czy chciałaby do niego wrócić, na schodach przy liceum pierwszy raz trzymali się za ręce i przytulali, pod jej klatką pierwszy raz ją pocałował, w hotelu w mieszkaniu jej brata pierwszy raz całowali się po francusku, pod gimnazjum czekali w Walentynki na Paulinę i Dymiego, aby wesprzeć ich na randce (i tak się na nich nie doczekali), na parafii spędzili razem Sylwestra u księdza Damiana, w budce telefonicznej (czerwonej, angielskiej!) pod Londynem oraz na budowie obok byli razem na pierwszej randce... Wszędzie czaiła się Zuza, lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć. Zaczynało się ściemniać i Marcin coraz bardziej się o nią bał. Wciąż nie dawała nikomu znaku życia. W końcu wrócił do domu i zaczął przygotowania do snu. Nie był w stanie niczego przełknąć, a tym bardziej zajrzeć do książek, choć powinien był nauczyć się słówek na kartkówkę. Oczywiście nie mógłby też zasnąć, więc posunął się do tego, by wziąć tabletkę na sen.
Błagam Cię, Zuza, odezwij się, wciąż wariuję z niepokoju. Napisz, że nic Ci nie jest, proszę! Cholernie Cię kocham i tęsknię, skarbie. Dobranoc - napisał, po czym pomodlił się, prosząc zdenerwowany Boga, aby dziewczyna była cała i zdrowa. Za sprawą leku dość szybko zasnął.

Hey - Mimo wszystko
Rano matka z trudem obudziła Marcina. Był spóźniony, a dodatkowo padł mu telefon. Cholera, nie było czasu na podłączenie go do ładowarki i sprawdzenie, czy Zuza nie napisała. Szybko się ubrał, umył, napił herbaty (niebieskooka zawsze powtarzała, aby nie wychodzić z domu chociaż bez ciepłego napoju w żołądku) i pognał do szkoły. Nie mógł nawet spojrzeć, czy odzież rudej znajdowała się w szatni. Wpadł do klasy z dzwonkiem, gdzie koledzy przypomnieli mu o kartkówce na kolejnej lekcji. Super. Angielski był piętą achillesową Marcina, za to Zuza nawet brała udział w olimpiadach z tego przedmiotu, nie sprawiał jej właściwie żadnych trudności.
Mimo zapowiadającej się jedynki, chłopak nie był na nią zły. Wciąż martwił się i przeklinał rozładowaną baterię. Co, jeśli była daleko i go potrzebowała? Nie mógłby żyć, gdyby coś się jej stało. Zaczął dopuszczać do siebie dość głupią fantazję, w której Grzesio omamił Zuzę i sprawił, że zapragnęła z nim uciec. Brunet nie spodziewał się, iż myśl, że ktoś inny mógłby dotykać, przytulać, całować, pieścić jego ukochaną, zaboli tak bardzo. Cholernie cierpiał. Pragnął natychmiast się przy niej znaleźć, objąć ją, pocałować, powiedzieć, jak bardzo się o nią martwił.
Nie spotkał dziewczyny przez cały szkolny dzień, co sprawiło, że szedł do szatni niczym przez Zieloną Milę. Jednakże gdy odruchowo zajrzał w stronę jej szatni, zauważył znajomą parę czarnych trampek za kostkę. Przystanął, patrząc na nie z niedowierzaniem i aż podszedł do siatki. Tak, to były jej buty! A nad nimi wisiała jej kurtka! Zaklął w myślach, że musiał się spieszyć na lekcję gry na gitarze.
W domu zdążył włączyć telefon. Był SMS od Zuzy!
Przepraszam
- Tylko tyle? - aż powiedział na głos. Nie postawiła nawet kropki, o co zawsze bardzo dbała. Co to miało znaczyć? Niestety, nie miał czasu się nad tym zastanawiać ani odpisać cokolwiek. Wziął pokrowiec z gitarą i poszedł na przystanek. W drodze już mógł myśleć - przepraszała go? Za co? Za to, że nie odzywała się cały dzień, czy za to, iż... Już go nie chciała?
Nie, gdyby chciała zakończyć ich "sprawdzian kompatybilności", powiedziałaby mu o tym w twarz. Nigdy nie załatwiała ważnych spraw przez komputer czy telefon. Potrząsał głową z zaciśniętymi powiekami, nie chcąc pozwolić tej myśli się zakorzenić. Poza tym, dlaczego ten SMS był tak krótki? Ona zawsze miała sporo do powiedzenia, przynajmniej się starała - mowa jest srebrem, a złoto nie pasowało do jej typu urody, jak zawsze żartowała.

ROZDZIAŁ VII Po co?

Chylińska - Zmysłowa
Wracając do domu, patrzył zaniepokojony przez okno w autobusie. Nagle na przystanku przy Mickiewicza ujrzał... Zuzę. Tak, to była ona! Patrzył na nią chwilę, ale zreflektował się i wstał, by wysiąść. Był tak roztrzęsiony, że zawadził gryfem gitary o drzwi. Stanął na chodniku z trzęsącymi się kolanami. Zuza siedziała trochę skulona, jak zwykle skryta za kurtyną włosów. Sprawiała wrażenie trochę smutnej. Zbliżył się do niej powoli, ostrożnie, niepewien. Wciąż się trząsł. usiadł obok i nachylił się ku rudowłosej.
- Zuzuś?...
Podniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy. Był nawet w stanie ujrzeć w nich tęsknotę, trochę bólu i strachu.
- Och, kocie! - zawołał, przytulając ją z całej siły. Na szczęście dziewczyna też zaraz mocno go objęła. Aż wypadła jej słuchawka, więc ją podniósł. Zmysłowa Chylińskiej. Umieram po to, by rodzić się znowu. Nie wiedzieć, jak było, jak cierpiałam. Dlaczego więc, kiedy widzę cię wiem, że cię znałam, spotkałam, kochałam?...
Wsunęła ręce między jego plecy a pokrowiec, tak, by nie zawadzać o struny i tuliła go, nie chcąc puścić. Marcin czuł takie ciepło, jak nigdy. Odgarnął jej włosy za ramię i pocałował w szyję.
- Przepraszam - szepnęła cicho, zachrypnięta.
- Za co? - spytał niepewnie.
- Że się nie odzywałam. Zupełnie zapomniałam, że kończy mi się pakiet i nie mam kasy! Mamutek zaś zapomniał o rozprawie Kamila i kazał mi pilnować Martyny. Jej mamuśka wciąż nie potrafi wychowywać dzieci, przeziębiła ją, więc musiałam być dobrą ciociunią i siedzieć w hotelu. A mój kochany braciszek też nie dopilnował córeczki, toteż coś zjebała i nie ma Internetu! Serio, myślałam, że się potnę! A potem jeszcze on nie miał na bilet w drugą stronę, więc mamutek musiał do niego jechać i jeszcze wymyślili zakupy, bo nie było nic do jedzenia... Mówię ci, totalna masakra i to bardzo nierepublikańska! A dziś rano czułam się tak fatalnie po tej pizzy... Wszystko wyhaftowałam, jak to kot. Do szkoły skoczyłam tylko na godzinę, żeby nie latać po domach po zeszyty, strasznie nie mam na to ochoty. Przy okazji udało mi się pożyczyć od Pauliny na doładowanie. Niestety, nie widziałam cię w szkole...
Westchnął z ulgą, wysłuchawszy jej monologu i przytulił jeszcze mocniej.
- Skarbie, tak cholernie się o ciebie bałem i tęskniłem...
- Wiem. Przepraszam, że tyle ci krwi napsułam. - Czule pogładziła go po plecach.
- Ty wiesz za dużo, zły kocie. To nic, tylko starsza będzie się sapała o pałę z angielskiego. Nie byłem w stanie się uczyć.
- Kurde, przepraszam. - Spauzowała. - Ha, to teraz wiesz, jak było ze mną, gdy uczyłam się geografii... - głos się jej trochę załamał - I dostałam od ciebie SMS-a... Wiesz, jak wróciłeś z rekolekcji... Nie chodzi mi o złośliwość...
Pokiwał głową, tuląc ją tak mocno i czule, jak mógł. Napisał jej wtedy, że do siebie nie pasują i muszą sobie zrobić przerwę. Tak, był idiotą, prawdziwym.
- Przepraszam, skarbie - szeptał. Czuł, że bardzo ją to bolało.
- OK, nie wracajmy do tego jebanego, niedoruchanego lutego. - Pokręciła głową stanowczo. - Mizernie wyglądasz, chyba wczorajszy dzień ci zaszkodził. Masz się najeść, na moich oczach! O, poza tym... Mam dla ciebie niespodziankę!
- Jaką?
- Pod koniec miesiąca będzie w Lublinie coś jak... Gitarowy weekend, festiwal! Każdy może przyjechać z gitarą, będzie jam session i koncerty. Zajebiście, nie?
- Bardzo zajebiście! - Od razu się ożywił.
- Ale jak nie będziesz jadł i uczył się do matury, to nigdzie cię nie puszczę. - Zastrzegła mu.

Lifehouse - Hanging By a Moment
Wreszcie nadszedł dwunasty kwietnia. Marcina zbudził dzwonek SMS-a - oczywiście tylko Zuza mogła się ośmielić zrywać go z łóżka:
Dzień dobry i wszystkiego najlepszego, czarno-białego lub kolorowego, no i 666 lat szatanie! :*
Dziękuję Ci bardzo <3. Staro się dziś czuję...
Masz już osiemnastkę, a ja jeszcze szesnaście lat, pedofilu. XD
Dziękuję bardzo. _|,,|
Oj, wiem, że i tak mnie kochasz. :* Do zobaczenia po południu :). Niestety, tego dnia była kolejna rozprawa, więc Zuza znów musiała pilnować bratanicy. A Marcin tak bardzo chciał ją z rana przytulić, a może nawet pocałować...

Kult - Jeśli chcesz odejść - odejdź
Zerwali się z ostatniej godziny i poszli w plener. Kumple oczywiście proponowali Marcinowi gaz, lecz ten twardo odmawiał. Żaden tego nie rozumiał, zwłaszcza ze względu na nie byle jaką okazję - osiemnaste urodziny!
- Do cholery, chłopaki, sorry, ale mówiłem wam już chyba pięćset razy, że nie chcę pić! Nie chcę stracić Zuzy, nie chcę jej skrzywdzić... Przecież wino wcale nie jest niezbędne do zabawy. Właściwie to bez sensu - najebać się, zrobić mnóstwo głupot, nie zdając sobie z nich sprawy i nie pamiętać nic, czuć tylko, że łeb napierdala... - wyjaśnił wreszcie zdenerwowany.
- Kto cię nauczył takich filozoficznych pierdół? - Górski aż wybałuszył oczy.
Marcin nie komentował żadnych docinków. Wiedział, że koledzy nie mieli nic złego na myśli; po prostu nie doświadczyli tego, co on, więc nie mogli tego zrozumieć. Mniej lub bardziej (oczywiście Dymi najmniej) lubili Zuzę, lecz i tak każdy, kto ją znał, dobrze wiedział o jej "zamiłowaniu" do alkoholu. Zdumiewało to trochę, gdy zdarzało się komuś ją spotkać z tabaką pod nosem, ale ci, którzy próbowali rzucić palenie, wiedzieli, że miała rację. Chociaż może najlepiej byłoby także nie wciągać...

Mr. Big - Baby It's a Wild World
Przez dwie godziny jeździli rowerami po Granicznej, aż wszyscy się zmachali. Nawet wtedy Marcin odmawiał alkoholu bez zastanowienia. W końcu już niedługo miał zobaczyć Zuzę i bardzo się z tego cieszył. Szli pod kościół, gdzie już stały Paulina, Aśka oraz Marizz. Powitał koleżanki, lecz oczywiście rozglądał się za rudą.
- Zuza chce mieć wielkie wejście - powiedziała Asia. Szczęśliwie nie musieli na nie długo czekać.
- O... kocie mowa. - Marizz wskazała podbródkiem na chodnik między kościołem a placem.
Zuza była ubrana w trampki za kostkę z brytyjską flagą, czarne kabaretki, obdartą, jeansową spódniczkę, białą koszulkę, koszulę w czarno-białą kratę oraz jasnojeansową kurtkę. Przez ramię ramię miała przewieszoną swoją dużą torbę z siedmioma agrafkami, naszywkami Guns N' Roses, Dżemu i Pidżamy Porno oraz przypinkami z Metallicą i Kurtem Cobainem na klapie. Jej włosy były skręcone w fale, a delikatny makijaż składał się z szarego cienia na powiekach, wydłużającej, pogrubiającej i podkręcającej maskary oraz perłowej pomadki na wargach. Kiedy się zbliżyła, wszyscy zaczęli gwizdać.
- Zuzu, ukradłaś przedstawienie!
- Przepraszam, że mój wygląd aż tak was zaskoczył. - Podeszła do Marcina, owinęła ramię wokół jego szyi i cmoknęła go w policzek.
- Dlaczego nie w usta? Gorzko, gorzko! - zaczął się drzeć Wojtek.
- Wsadź sobie dupę w usta - odgryzła się, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
- A nie jest ci za zimno?
- Nie to, żebyś nie wyglądała zajebiście, ale tak trochę jak z burdelu... Ale i tak bardzo sexy! - zauważył Very.
- Ja niedawno byłam podobnie ubrana na mieście. - Wzruszyła ramionami Aśka.
- Nie pyskować, zajebiście jest! - odezwał się w końcu Marcin.
- Zuza, a czy ty przypadkiem nie masz w planach podarować Marcinowi najbliższą noc? Górski, mówiłem, żeby kupić mu gumki! - rzekł Dymi. Dziewczyna momentalnie złapała go za włosy i pociągnęła tak, że klęczał na ziemi, wyjąc z bólu.
- Zostaw go! - zawołała wreszcie Paulina.
- A ty zawsze musisz stawać w obronie zwierząt! - Zirytowała się Aśka, więc znów zaczęli się śmiać.
- Au... Patrzcie, ile ona wyrwała mi włosów! - skomlał Karol, patrząc na włosy, które ruda z uśmieszkiem strzepywała z rąk.
- Zmień szampon. Marcinowi tak nie leciały. Wojtek, zrobiłeś mu chłostę?
- No a jak! Była taka ładna leszczynka i tak zajebiście go posmagałem całe osiemnaście razy! Kamieniem go bez kitu! Chłosta!
- Nie, Górski, tylko bez Stachurskiego! - wszyscy zaczęli jęczeć.
- Ale pogo nie było, nie?
- Zuza, jak moglibyśmy pogować bez was? Przecież ktoś musi dać Dymiemu w żebro.

Normalsi - Nie ta historia
Po długich tańcach oraz rozmowach pod górką saneczkową chłopcy znów sięgnęli po butelki i kolejny raz spotkali się z odmową solenizanta.
- Ja pierdolę, czy ty nie przesadzasz? - Kręcił głową Górski. - Zuza, ty mu zabroniłaś pić?
- To jest jego decyzja.
- Ale pranie mózgu mu zrobiłaś, nie?
- Chcesz, to tobie też zrobię, w promocyjnej cenie.
- Nie, nie, nie, dziękuję. Jeszcze Marcin będzie zazdrosny...
Zaczęła się śmiać.
- Idę w krzaki. Tylko nie podglądać mnie, pedofile.
- Ej, a Dymi jest od ciebie młodszy...
Przewróciła oczami i potruchtała do lasu. Wracając zobaczyła Marcina z butelką w ręku. Poczuła coś bardzo dziwnego. Chociaż nie zabroniła mu pić, zaczęła już przyzwyczajać się do jego trzeźwości. Najwyraźniej się pomyliła... Serce zaczęło ją kłuć, oddech stał się ciężki. Odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła do gaju. Usłyszała, że Marcin ją wołał, lecz się nie zatrzymała. Usiadła wreszcie naprzeciw dużego grabu, wyjęła małe, czerwone pudełeczko, stuknęła nim parę razy w pień drzewa i sypnęła sporo proszku na grzbiet dłoni; ręce zbytnio się jej trzęsły, by niuchać z niedużej anatomicznej tabakiery. Wciągnęła chyba gram Red Bulla. Trochę tabaki spłynęło jej nieprzyjemnie do gardła, po czym poczuła cierpkość na podniebieniu, ból głowy oraz stopniowo nudności. Położyła się na ziemi i zmrużyła oczy.
- Zuza! - Zdyszany Marcin wreszcie ją dogonił. - Zuzu, coś ty zrobiła?
Ujrzał tabakę pod jej nosem. Nachylił się nad nią i powąchał, choć mimo wszystko najbardziej czuł migdałowe perfumy, mydło oraz szampon.
- Red Bull? - To była mocna tabaka. - Ile ty go wciągnęłaś? - spytał z niepokojem. Wzruszyła ramionami.
- Trochę sporo...
Zaszczękał zębami.
- I po co? I po co? Kurwa mać, po co to zrobiłaś?! Po co aż tyle?! Może było jeszcze zmieszać z medykiem, co? - Trząsł się cały z nerwów, siadając przy niej i kładąc sobie jej głowę na kolanach.
- Nie wiem. A po co ty piłeś? - Siąknęła nosem.
- Nie napiłem się! Naprawdę. Ani łyka. Przyznam, że trochę się wahałem, ale kiedy cię zobaczyłem, rzuciłem butelkę i za tobą pobiegłem. To miał być tylko łyk, bo chcieliśmy grać w butelkę, a nie była jeszcze pusta.
- Mówiłam, iż to twoja decyzja. Rób co chcesz, tylko mnie uprzedź. Nie będę ci zakazywać pić oraz palić, bo to i tak daremne...
- Nic nie piłem ani nie paliłem, do cholery, kobieto! Chcesz sprawdzić? - Nachylił się nad nią i musnął jej usta o słodkawym smaku szminki. Dolna warga lekko jej zadrżała.
- Wierzę ci, Marcin - szepnęła.
- Kocham cię, Zuzuś. - Z czułością odgarnął jej grzywkę. Zamknęła oczy i westchnęła. Czuła się bezpiecznie, była już spokojna.
- Au. Chyba po tabace też można mieć coś w stylu kaca.
- Może stąd pójdziemy, co? - Pogłaskał ją po policzku. - Powiem im, że się źle czujesz, więc cię odprowadzę do domu.
- Chcesz już kończyć imprezę?
- Wolę być z tobą. Obiecałem ci przecież wieczór we dwoje. - Uśmiechnął się. Wstał, po czym złapał ją w talii, podniósł i wziął na barana. - Spróbuj wyglądać na chorą. - Nie było to trudne, bo gołym okiem widać było, iż przedawkowała.
Przyjaciele zrozumieli powagę sytuacji - w końcu też chcieliby wreszcie znaleźć się sam na sam z ukochaną osobą. Pożegnali oboje wylewnie i się rozeszli. Marcin objął rudą ramieniem, po czym powoli poszli do niego.
- A, masz dodatkową niespodziankę. Mój prezent schowałam w pewnym miejscu, które dobrze znasz. Będziesz musiał go znaleźć. - Poinformowała go. Zdziwił się trochę.
- O, jaka z ciebie zdolna zła kobieta. A jak go nie znajdę?
- Więcej wiary w siebie. Będę bardzo zawiedziona...
- Ja też mam dla ciebie niespodziankę - powiedział, otwierając drzwi mieszkania. - Myłem całkiem gitarę i wymieniałem struny, więc rozumiesz, że jest trochę wybrakowana...
Spojrzała na niego ze zdumieniem i uniosła lewą rękę, na co z uśmiechem pokiwał głową. Naprawdę? Chciał, aby znowu odbiła dłoń na jego gitarze? Nie wiedziała nawet, czy po rozstaniu ją zmył i nie chciała wiedzieć.
Jego piękna, czarna, lśniąca, elektryczna gitara stała oparta o tapczan. Brunet wyjął pojemniczek białej farby oraz pędzelek, pomalował jej lewą dłoń, a ona delikatnie odcisnęła ją na korpusie instrumentu. Chłopak spojrzał na ich dzieło i aż przytulił rudą bardzo mocno.
- Najlepszy prezent, jaki mogłem dostać, to cząstka twej duszy w mojej gitarze. Dziękuję, że jesteś, kocie... - powiedział cicho i pocałował ją we włosy.

Myslovitz - Sekrety i kłamstwa
- Jak długo jeszcze będziesz go trzymać w niepewności? Zuza, naprawdę przesadzasz. Trwacie w tym już chyba miesiąc... Jeśli go nie chcesz, to mu powiedz, ale nie rób mu tego... On cię naprawdę kocha, cholernie się stara, dlaczego mu nie wierzysz? Serce mi pęka, kiedy widzę, jak ciągle się od niego odsuwasz, gdy chce cię pocałować - wzdychała Marizz, siedząc na schodach prowadzących do szkolnych podziemii. Była średniego wzrostu, o kobiecej figurze i orientalnej urodzie - miała piwne oczy, czarne, długie, drobne loczki oraz śniadą cerę.
- Zwłaszcza po tej akcji w jego urodziny. Poleciałaś jak głupia, a on raczej nie wziąłby nawet tego łyka... Nawet gdyby, to czy to byłoby aż tak niewybaczalne? - Wtórowała jej Paulina. Miała długie, ukośnie ścięte, brązowe włosy oraz niebieskie oczy i przeciętną sylwetkę, choć grała w siatkówkę.

Chciałam poczekać z decyzją na jego urodziny. Jeśli wtedy by nie wypił, mógłby całkiem już skończyć, rozumiecie... A to, jak postąpił, bardzo mnie ruszyło. Naprawdę.

To czemu wciąż nie jesteście razem? Chyba że o czymś nie wiemy?
Zuza zwierzyła im się ze swych obaw, lecz obie to zbojkotowały.
- Lubisz przesadzać. Przecież dacie sobie radę. To nie jest tak wielki problem...
- Nie jest? Borykałaś się z czymś takim?! - wkurzyła się Zuza; czuła się lekceważona.
- Przecież nie, ale znam cię i wiem, że masz siłę to przezwyciężyć. - Zapewniła ją Paulina.
- Uważam tak samo. Czy ty nie szukasz na siłę problemu? Bądź ze sobą szczera...
- Martynko, jestem zawsze z każdym szczera - powiedziała słodkim głosikiem, co było dla Marizz ostrzeżeniem. - I nie jestem masochistką.
- OK, wiem o tym. W takim razie zaufaj mu, powiedz o tym Marcinowi... Boisz się?
- Boję się być tak słaba - wymamrotała ruda, szurając podeszwami po schodku.
- Jeśli macie tworzyć związek, musisz mu o tym powiedzieć. Przecież nie chcesz go krzywdzić, nie? To mogłoby go zaboleć.
- Wiem, wiem! Dziewczyny, na pewno mu o tym powiem... Niedługo... Muszę się tylko odpowiednio przygotować...
- Do czego musisz się przygotować? - zagadnął Marcin, jak zawsze znienacka stając za jej plecami.
- O Jezu! - Podskoczyła. - Ty szatanie! Jak to do czego? Do sprawdzianu z chemii! Wiesz, że to mój ukochany przedmiot - burknęła. Dziewczyny spojrzały na nią wymownie, ale je zignorowała.
- Wierzymy w ciebie. Wiesz, że zawsze masz nasze wsparcie. Poradzisz sobie. - Obie poklepały ją po ramionach i odeszły.
- To chyba jakiś zajebiście trudny sprawdzian, co? - Brunet patrzył trochę zdezorientowany na oddlające się szatynkę i brunetkę.
- Mhm, w końcu to prawie koniec roku. Ale zdam, spokojnie. - Nigdy nie zależało jej zbytnio na ocenach, a już na pewno nie z przedmiotów ścisłych. Przecież te cyferki tak naprawdę nic o niej nie mówiły, o jej prawdziwej wiedzy, osobowości i charakterze.
- Ty ucz się, bo masz być lepsza ode mnie.
- To ty się ucz do matury, żebym w ogóle mogła uznać cię za konkurencję. - Uśmiechnęła się.
- Uważaj, bo podsunę ci moją pracę domową z matematyki i wymiękniesz.
- Przecież w gimnazjum nigdy nie odrabiałam matmy. Zawsze robiliśmy sobie jaja z panem Małkiem - wiadomo, głównie on z nas, jedliśmy, ja do tego gapiłam się przez okno na twój blok, gadałam z Jadźką albo Patrycją i chwaliłam się, że przy moim bracie Górski to pikuś. - Matematyk Zuzy był ongiś wychowawcą Wojtka, uczył także jej brata. Był bardzo zdumiony, gdy odkrył ich pokrewieństwo. - O, wiesz, byłam ostatnio z wizytą w gimnazjum.
- Czemu nie mówiłaś? Chętnie poszedłbym z tobą.
- Przecież nie lubiłeś tej szkoły. - Zdziwiła się.
- Mam z nią dobre wspomnienia, zżyłem się z nią... - W końcu tam się poznali.
- Gadałam z panią Chomą, byłam w bibliotece. Małek wciąż pije mnóstwo kawy. Pani Choma nadal ma kota - dosłownie i w przenośni - oraz radzi mi zostać psychologiem; poza tym tak samo wydziera się na złe dzieci i każe myśleć.
- Też chętnie wróciłbym do biblioteki... Siedzieliśmy zawsze pod oknem i całowaliśmy się między półkami... - Przypomniał sobie. Pokiwała głową.
- I ten stolik, przy którym siedzieliśmy, gdy pierwszy raz się widzeliśmy i z nerwów wygrywałam na nim solo z Białej flagi... Albo jak kiedyś styknęliśmy się pod nim kolanami...
- A pamiętasz Raczka?
- Pewnie, chociaż on nie! "To wy randkujecie tutaj?", "Kogo mogę rzucić śniegiem...", "Opowiedz jej, dlaczego ja chcę być prawnikiem"!
Zaczęli się dziko śmiać, wspominając poprzednią szkołę.
- Albo jak połowa mojej klasy nas poglądała w bibliotece!
- I Mary z Bryłą za książkami, a jak wychodziliśmy Małek tak na ciebie patrzył! Albo jak mnie wkopałaś na muzyce i musiałem grać i śpiewać całą lekcję!
Tak się wkręcili w te wspomnienia, że ruda zapomniała o rozmowie z Pauliną i Marizz oraz tym, iż nie wzięła ze sobą Marcina w obawie, że znów będzie sobie wypominał swój idiotyzm. Nie chciała, by się tak dręczył. Wiedziała, iż naprawdę zachowywał się przez bardzo długi czas jak prawdziwy skurwiel, ale wystarczyło, że był tego świadomy i chciał się poprawić; nie musiał tego przywoływać tak często...
- Chodźmy razem do gimnazjum, Zuzu. Odwiedzimy Darka. - Co z tego, iż wciąż uczył ich muzyki w liceum.

ROZDZIAŁ VIII Najlepszy kot na świecie

Bob Marley - Is This Love
Szli z Granicznej prosto przed siebie, w jakieś oddalone tereny, których Marcin nie znał. Zuza prowadziła go pewna siebie, nie mówiąc nic. Wędrowali w ciszy, słysząc tylko stukot swych glanów, szum wiatru i świergot ptaków. Pokonywali kolejne kilometry, lecz ekscytacja zdecydowanie wypierała zmęczenie.
- To tam. - Po dość długim czasie wskazała dużą polanę z kilkoma drzewami. Słońce ją oświetlało i Marcin miał wrażenie, jakby znajdował się w jakimś filmie. Ruda spojrzała na niego, uśmiechnęła się i pociągnęła w kierunku wielkiej lipy. Poluzowała sznurówki glanów, zdjęła z ramienia torbę, oparła nogi o pień, zarzuciła kaptur bluzy na głowę i położyła się z westchnieniem. - Chodź. Nie podrapię cię. - Uśmiechnęła się delikatnie, widząc jego zakłopotanie. Odwzajemnił uśmiech i nieśmiało położył się naprzeciwko niej. Cały czas ją obserwował, lecz niebieskooka objęła się ramionami i zamknęła oczy, oddychając spokojnie. Wyglądała delikatnie, niewinnie i pięknie. Wiatr przeczesywał jej grzywkę. Brunet miał ochotę ująć jej dłoń, lecz był pewien, iż Zuzie nie spodobałoby się to.
Już bezwiednie wyciągał ku niej rękę, by pogłaskać jej policzek, gdy otworzyła oczy i przechyliła głowę w jego stronę. Niemal stykali się nosami. Zapragnął ją przyciągnąć ją do siebie, całować, pieścić... Był bliski wprowadzeniu tych chęci w czyn, lecz ostatecznie strach go zwyciężył.
- Jak ci się podoba? - spytała zachrypniętym głosem. Wzrok miała zamglony.
- Zajebiście. Ty zawsze jesteś taka piękna...
- Marcin, ja pytam o miejsce... - Uśmiechnęła się lekko. Spąsowiał.
- Cudowne. Naprawdę. Kiedy je znalazłaś?
- Kiedyś masakrycznie się nudziłam i wybrałam się na bardzo długi spacer... - Na jej twarzy wykwitł zaspany uśmiech, który Marcin po prostu kochał. Ruda znów położyła głowę i zamknęła oczy. Wiatr przewiał kilka pasemek na jej twarz i chłopak odważył się je odgarnąć. Uśmiechnęła się delikatnie, tak, że odwzajemnił gest. Powiew sprawił, iż poczuł jej migdałowy zapach. Słońce oświetlało ich twarze. Zuza znów odwróciła się w jego stronę i dmuchnęła mu w grzywkę, a on jej w odwecie na okulary, jak ongiś zawsze czynili. Leżeli tak i zanosili się śmiechem; było niemal po staremu. W tamtej chwili oboje wyjątkowo wierzyli we wspólną, szczęśliwą przyszłość.

Sex Pistols - This Is Not a Love Song
Jazda ponad pięćdziesiąt kilometrów o ósmej rano w sobotę z dużymi torbami i gitarami nie była wcale przyjemna oraz wygodna, ale mimo tego Zuza i Marcin nie mogli się doczekać imprezy.
- Znacie chociaż kogoś, kto tam będzie? - zapytał ojciec chłopaka, odwożący ich do Lublina.
- O, sporo moich znajomych się wybiera - zapewniła Zuza.
- Tyle ża ja ich nie znam - szepnął do niej brunet.
- Moi kumple są twoimi kumplami. - Wzruszyła ramionami. Przypomniał sobie, jak kiedyś przeraziła go, mówiąc, iż co jego, to jej i jego łóżko należy też do niej; pozostawiła mu tylko ubrania na własność.
- Uważajcie na siebie, dzwońcie w razie czego. Przyjadę po was przed jedenastą. Bawcie się dobrze.
- OK, OK. Dzięki, tato. Pa.
- Do widzenia. - Zuza kiwnęła głową, zarzucając sobie torbę na ramię. Wygramolili się z auta i poszli w kierunku placu.
- Zuzu, jesteś pewna, że ktoś będzie miał piec? - Marcin zabrał ze sobą elektryka.
- Oczywiście. Nawet lepsze niż twój. Co więcej, pewnie ze sprawnymi kablami. - Uśmiechnęła się.
- Hej, Sex Pistols! - Jakiś gość machał do niebieskookiej.
- Piotrek, deklu, to są The Rolling Stones i współczucie dla diabła! - Wskazała na gębę Micka Jaggera na swojej białej koszulce. Chłopak potruchtał w ich kierunku.
Był wysoki jak Dymi (a ten był wyższy od Marcina przynajmniej o pięć centymetrów) i dobrze zbudowany. Miał oczy ciemne jak mocna kawa oraz ciemne włosy tuż za ramiona, a rysy twarzy już bardziej męskie; wyglądał dojrzale. Z pewnością można było powiedzieć, iż był przystojny. Marcin przyjrzał mu się i automatycznie zgarbił, tracąc pewność siebie na myśl o swej fizycznej nieatrakcyjności. Taki gość jak tamten pewnie nie narzekał na brak adoratorek, a jeśli przyjaźnił się z Zuzą, która przecież była taka śliczna, zwłasza z czerwonymi ustami i powiekami dosłownie muśniętymi zielonym cieniem oraz rozwianymi, puszystymi włosami... Niebieskooki zacisnął pięści i postanowił nie pozwalać jakiemuś dryblasowi podrywać jego przyszłą dziewczynę.
- Marcinie, to jest Piotr. Piotrze, to Marcin. - Przestawiła ich sobie, kiedy już przytuliła się na powitanie z tamtym. Uśmiechnął się przyjaźnie, lecz brunet podał mu rękę z niepewnością.
- Ile ty właściwie masz lat? - zapytał nieufnie. Wyglądał na przynajmniej dwadzieścia jeden.
- Osiemnaście.
- Pokaż mu legitymację, bo nie uwierzy, że ty też zdajesz w tym roku maturę. - Wyszczerzyła zęby ruda i kolega jej zawtórował.
- Ty też nie wyglądasz na siedemnaście, złociutka.
- Bo póki co mam szesnaście. Wziąłeś wzmaka?
- Pewnie, dziesięciowatowego. A ty będziesz nakurwiać na wiośle?
- No jacha, myślisz, że po co tu jestem? Przy okazji oczywiście będę pogować oraz rozstarać gitary innym - zaśmiała się słodko. Cały czas patrzyli na siebie i Marcin powoli zaczynał się gotować ze złości. Czy to nie był już flirt?
- Jak będziesz grzeczna, to dam ci mojego Les Paula do ręki. - No nie, jak on śmiał tak do niej mówić?! Pozwalał sobie na zdecydowanie za dużo!
- Les Paula? - wtrącił się Marcin. Zuza pokiwała głową.
- Piotrek ma Gibsona Les Paula, takiego jak Slash! Zajebiście, nie?
- Super.
Dryblas uśmiechnął się skromnie.
- Przyznam, bardzo dobra gitara, chociaż myślałem o Epiphonie.
- I tak Fendery są najlepsze. - Uśmiechnęła się dziewczyna z wyższością.
- Nieprawda, bo Gibsony, rudzielcu.
- Nieprawda, bo Fendery, drągu.
- Przecież twój ukochany Slash jest za Gibsonem! - wyrzucił jej.
- Ależ wiem, lecz ja jestem indywidualistką.
Chciał to jakoś zripostować, lecz powstrzymał go Marcin:
- Lepiej jej odpuść, bo wściekły kot to zło. Kobieta ma rację, nawet jak nie ma racji.
- Słyszysz? Marcin ma rację! - Podchwyciła od razu i wzięła towarzysza pod łokieć. - Zobaczymy się potem, OK? Pójdziemy ogarnąć, co się dzieje dalej.
- To na razie, Zuzka.
- Zuzka! - wyszeptała z jękiem przewracając oczami, gdy odwrócili się od Piotrka. - Ja jebię.
- Nie podoba ci się?
- Oj weź, jak on mnie wkurza! Wszystko wie najlepiej, na gitarze gra lepiej niż Slash, Jimi Hendrix, Kirk Hammet, Eric Clapton i Jimmy Page razem wzięci...
- Wydawało mi się, że go lubisz. - Wzruszył ramionami.
- Gdyby to pominąć, to owszem, jest fajnym gościem, ale wiesz, że rock oraz gitara są mymi miłościami i nie mogę nimi nie dręczyć każdej napotkanej osoby.
- Zajebiście, skarbie. - Uradował się i wziął ją za rękę, gdy poprawiła szelkę pokrowca. Dziewczyna trochę się zdumiała, ale nie zabrała dłoni. W ciszy doszli aż pod scenę, gdzie już odbywały się próby.
- Czy to nie Łukasz z Ulicy?
- Tak, Ulica też dziś gra. - Uśmiechnęła się. Słuchali próby przez jakiś kwadrans, po czym Zuza dostała SMS-a od Piotrka. Dziewczyna bardzo chciała zagrać na jego gitarze, więc poszli do niego.
Na jej widok zaczął grać Sweet Child o' Mine Guns N' Roses, a była to jedna z ukochanych piosenek rudej. Marcin z radością w sercu przyznał, że chłopakowi nie szło wcale tak świetnie.
Przewiesił jej gitarę przez ramię i wręczył swoją kostkę. Na twarzy dziewczyny jaśniała radość.
- Grałaś kiedyś na elektryku? - spytał Marcin.
- Nie, ale nevermind. - Na początek przyłożyła delikatnie palce do wiolinowych strun nad dwunastym progiem i zagrała flażolet z Nothing Else Matters. - Ładne. - Pokiwała głową. Przycisnęła strunę D na drugim progu i zagrała ją razem z pustą struną A, a następnie zagrała je na trzecim oraz piątym progu. Smoke on the Water. - No, i tak to zawsze powinno brzmieć! - Ucieszyła się, lecz zanim chłopcy zaczęli ją chwalić, zagrała wstęp z This Is Not a Love Song Sex Pistols.
Piotrek gwizdnął.
- Laska, jeszcze trochę i sam szatan zawyłby z zachwytu!
- Laskę to ci może kurtyzana zrobić, jak jej zapłacisz! - zawołała gniewnie i zdjęła z siebie instrument. Kolega stał chwilę z głupią miną, zbity z tropu.
- Marcin, chcesz?
- Czemu nie. - Założył na siebie gitarę, wyjął z kieszeni swoją fioletową kostkę, z której zawsze korzystał przy Zuzie, jako że był to jeden z jej ulubionych kolorów i zagrał pierwsze dźwięki Kryzysowej narzeczonej. Niebieskooka wyglądała na bardzo zadowoloną. - Mhm, niezła. Chociaż nie pasuje mi zbytnio.
- Na twojej gitarze idzie ci lepiej - przyznała dziewczyna.
- Bo Zuza jest najlepsza!
Dryblas się nachmurzył, ale poprosił Marcina, by zagrał na swoim instrumencie. Ten ochoczo wyjął go z pokrowca i podłączył do pieca, po czym zaczął grać Wechikuł czasu Dżemu.
- O, fajny design - skomentował Piotrek, wskazując na odbicie dłoni. - Masz gitarę jak Borysewicz. - To od niego chłopak skopiował ten pomysł.
- Ale ja mam na gitarze rękę najlepszego kota na świecie - powiedział dumnie.

Ulica - Król i królowa
Wieczorem tłumy ustawiały się przed sceną, wyczekując na koncert. Szczęśliwie Piotrek zgodził się zaopiekować bagażami Zuzy i Marcina, gdyż sam nie miał zamiaru pogować. Dziewczyna czekała na bruneta, który gdzieś chwilowo zniknął.
- Już jestem! - Położył jej rękę na ramieniu, trochę zmachany. - Gadałem z Łukaszem.
- O czym?
- O... sprzęcie. - Wzruszył ramionami. Na szczęście zaraz rozpoczęło się widowisko, więc Zuza nie mogła go o nic więcej zapytać. Szybko rozkręciło się pogo i oboje radośnie obijali się, popychali i skakali.
- Teraz zagramy piosenkę, którą pewien znajomy bardzo chciał zadedykować swojej dziewczynie. O, chyba ich widzę... Hej, ruda w koszulce Stonesów, śliczna jesteś!
Rozległy się pierwsze dźwięki Króla i królowej. Zuza patrzyła z niedowierzaniem na Marcina, który tylko się uśmiechał.
- Szczęśliwa? - krzyknął. Nie była w stanie odpowiedzieć. Ścisnęła tylko mocno jego dłoń i cmoknęła w policzek. O tak, była taka szczęśliwa, że przez te cztery minuty tylko stała, patrząc mu w oczy i trzymając za rękę.
- Sto razy prościej myśleć pozytywnie,
Gdy życie płata figle, gdy coś nie wyjdzie,
Gdy z samego rana mówisz, że masz doła,
Pamiętaj, żeby żyć jak król i królowa.
Sto razy prościej, kiedy się uśmiechniesz,
Zobaczysz, że wszystko wygląda pięknie.
Każdy nowy dzień to dar od Boga,
Pamiętaj, żeby żyć jak król i królowa.
Sto razy będę powtarzać te słowa,
Sto razy dzisiaj i sto razy wczoraj.
Sto razy, aż rozboli cię głowa,
Żeby żyć jak król i królowa.
To, co mówiłem i co teraz powiem,
Czyli coś wiesz i coś się dowiesz,
Że tak naprawdę to tylko love
Sprawia, że królewstwo jest w tobie...

Dżem - Ostatnie widzenie
Po powrocie do domu Zuza nie mogła zasnąć. Wciąż myślała o tym, że Marcin zadedykował jej tak piękną piosenkę. Poza tym był zazdrosny nawet o tego dekla Piotrka! Leżała na swoim łóżku, jak zawsze marząc, że mógłby być przy niej, tulić ją, całować w szyję, obejmować w talii...
- Marcin, kocham cię... - powiedziała bezwiednie na głos, po czym się zreflektowała.
Do cholery, przecież naprawdę go kochała! Całym sercem! Już dobre dwa i pół roku! I widać było, iż on także czuł to samo! Istotnie!
- Ale boję się, boję się, że to cię zrani, kochanie... Nie pozwolę sobie cię skrzywdzić, nie mogę cię mieć na sumieniu, bo kocham cię naprawdę i oddałabym dla ciebie wszystko... - szeptała bezradnie. Zasnęła w końcu. Śniło się jej, że mieszkali z Marcinem w dużym, białym domu, mieli dwójkę dzieci, on był muzykiem, a ona autorką tekstów i byli cholernie szczęśliwi - tak, jak sobie ongiś wymarzyli.

The Pretty Reckless - You
Niedziela była deszczowa, lecz dosyć ciepła. W kościele Zuza skryła się przed Marcinem, a po Mszy szybko wybiegła. Telefon wyłączyła i cały czas biła się z myślami. Nie wiedziała, jak postąpić. Okłamywanie chłopaka kłóciło się z jej naturą, lecz paraliżował ją strach przed utratą go. Chciała być szczęśliwa, lecz przede wszystkim pragnęła dobra ukochanego. Przecież nie mogła postępować jak on ongiś - zapewniający ją o swej miłości, lecz ukradkiem palący fajki, a na końcu twierdzący po pijaku, że nie ma ich, choć cztery dni wcześniej przytulał ją tak mocno i mówił, iż kocha...
Wieczorem wyszła na miasto. Snuła się po znajomych uliczkach ze spuszczoną głową. Wszędzie czaiły się znajome, szczególne miejsca. Nie mogła znaleźć miejsca bez wspomnień. "Naprawdę nie radzisz sobie ze swoimi uczuciami, dziewczyno" pomyślała. "Zanim zostaniesz psychologiem, tobie są potrzebne stałe wizyty u niego..."
Nagle ktoś przytulił ją od tyłu i pocałował w szyję.
- Hej, kocie! Ale za tobą tęskniłem...
Uśmiechnęła się lekko.
- Hej Marcin.
- Co się stało, Zuza? Miałaś wyłączony telefon, nie widziałem cię w kościele...
- Przepraszam... Nie czuję się na siłach, by o tym mówić...
- OK. Ale w razie czego pamiętaj, że jestem tu zawsze dla ciebie, tak?
Pokiwała głową.
- Przejdziemy się?
Znów kiwnęła głową. Zaniepokojony chłopak otoczył ją ramieniem. Szli przed siebie w milczeniu, co było do nich bardzo niepodobne. Czuł, że dziewczyna ukrywała przed nim coś ważnego, lecz nie mógł naciskać. Bardzo chciał jej pomóc, okazać jej swoje wsparcie i pokazać, iż jednak może na niego liczyć.
Usiedli na schodach przy liceum. Zuza sprawiała wrażenie otępiałej jak po nieprzespanej nocy i przedawkowaniu tabaki. Oparła głowę o jego ramię, tak, jak zawsze lubiła i zamknęła oczy. Brunet ostrożnie ujął jej delikatną dłoń. Po kilku minutach spokoju dziewczyna zaczęła się trząść od płaczu i szczękać zębami.
- Zuzu? Zuza, co się stało? Kocie, uspokój się, proszę... - mówił cicho i łagodnie, przylając ją do siebie.
- Bo... Boję się, Marcin... Bo wiem, iż mnie kochasz i-i ja też cię tak cholernie kocham, ale się boję...
Serce zabiło mu mocniej.
- Czego się boisz? Skarbie, wiesz, że nie chcę, byś się bała...
- Bo tak cholernie ciągnie mnie do trawki! I do jakichś innych używek! Jak mogę wobec tego wymagać od ciebie, byś nie pił oraz nie palił?! Boję się, że się złamię i znów to zrobię albo wezmę się za coś gorszego...
- Dasz radę, kocie, wiem, że wcale nie potrzebujesz narkotyków. Potrzebujesz miłości, potrzebujesz mnie... Prawda?
- Potrzebuję cię, potrzebuję cię, bo cię kocham, Marcin, ale nie chcę cię skrzywdzić i zacząć ćpać, skoro wypalane przez ciebie fajki były gwoździami do trumny dla naszego związku...
- Zuza, nawet gdybyś ćpała, ja już zawsze będę cię kochał. Nie zmienię tego, nawet nie chcę. Jesteś na zawsze wpisana do mojego serca, jesteś tak ważna w moim życiu, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Poświęciłbym życie za ciebie i twoje szczęście.
- Jak to? Marcin, nie warto... - wymamrotała, kręcąc głową. Dotknęła go tym.
- Jeśli nie warto poświęcić życia dla miłości, to życie nie jest nic warte.
Wplotła swoje palce w jego.
- Jeszcze nie wiesz, co może się stać... Ja jestem pewna, że sensem mojego życia jest bycie z tobą, ale najbardziej liczy się dla mnie twoje szczęście...
- Moim szczęściem jesteś ty.
Westchnęła, opierając głowę o jego ramię.
- To co zrobimy?
- Będziemy razem już zawsze i na zawsze?
Objęła go mocno.
- Kocham cię, Marcin. Cholernie cię kocham.
- Kocie, przecież wiesz, że ja cię kocham bardziej.
Nachylił się lekko i czule pocałował jej czerwone od błyszczyku usta. Oddała pocałunek i trwali tak, powoli napełniając się szczęściem, spokojem, poczuciem bezpieczeństwa. Ciągnęła go lekko za kosmyki włosów, a on gładził ją po plecach.
- Lecz proszę o jedno dziś
Bądź zawsze blisko mnie
I nie opuszczaj mnie,
Ja bardzo kocham cię... - zanucił jej cicho do ucha, gdy się od siebie oderwali.
- Mój? - spytała.
- Cały twój. A ty jesteś moja?
- Tylko twoja, kochanie, tylko twoja - szepnęła, całując go w szyję. Nareszcie czuła ciepło w sercu i spokój. Wiedziała, że była we właściwym miejscu z odpowiednią osobą. Chciała zostać w jego objęciach na schodach przy liceum już całą wieczność.

EPILOG



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział VI
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział VI
Stefen s Diaries Rozdział VI
Rozdzial VI
ROZDZIAŁ VI Pomiary liniowe
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51
rozdzial
rozdzial (140)

więcej podobnych podstron