Józef Mackiewicz Legendy i rzeczywistości


Instytut Literacki w Paryżu wydał w serii  Dokumenty , niezmiernie ciekawą /cenną!/
książkę prof. Wiktora Sukiennickiego pt.  Legenda i rzeczywistość . Dowiadujemy się ze
wstępu, że początkowo poświęcona być miała wyłącznie Henrykowi Dembińskiemu i
wileńskiej grupie tzw.  lewicy akademickiej , której on przewodził, i wokół której zrodziła się
legenda. Ale, jak pisze Sukiennicki:  & w rezultacie powstała jak gdyby opowieść o pewnym
okresie mego życia & Nie są to jednak osobiste wspomnienia, lecz i uwagi bardziej ogólne.
Dotykają wielu zagadnień dwudziestolecia niepodległej Polski, czy jeszcze szerszych&  .
W przedstawieniu ówczesnych dziejów cechuje Sukiennickiego wielka sumienność z  jego punktu
widzenia& Na pewno tak myślał, tak widział, tak działał i tak odczuwał, jak o tym teraz pisze.
Prócz jednego zachłyśnięcia /o którym pózniej/, nie znajdzie czytelnik w jego relacji ani próby
przeinaczenia własnej postawy post factum, ani przeinaczenia samych faktów. Jest to dziś w
piśmiennictwie polskim tego typu rzecz raczej rzadka, gdy poniektóre reportaże spod ciemnej
gwiazdy budzą jedynie posmak jakiegoś wewnętrznego zawstydzenia, i żadnej chęci ani
prostowania ani polemiki. Natomiast książka Sukiennickiego podnieca do dyskusji z nią, nawet
zaciętej polemiki. Bo muszę się zastrzec już na wstępie że, niestety, nie podzielam punktu widzenia
autora na większość poruszonych spraw. Nawet w spojrzeniu na  miłe miasto , które stanowiło
główne tło wydarzeń.
 Miłe miasto
Tak nazwał Wilno, Piłsudski. Sukiennicki to przemówienie jego cytuje. Od siebie dorzuca
wzruszające słowa opisu miasta. Owszem, podzielam ten sentyment, jeżeli chodzi o mury, kręte
uliczki, rozmaitość świątyń, zieleń, otaczające wzgórza i chmurny wiatr niosący zapach z Wilii i
niewyrąbanych wtedy lasów okolicznych. Nie podzielam natomiast, jeżeli chodzi o mieszkańców.
Wilno było zawsze miastem mieszanym i wielowyznaniowym. Jako stara stolica wielonarodowego
Wielkiego Xięstwa Litewskiego, innym też być nie mogła. Zapewne podnosiło to kiedyś jego urok.
Ten urok, przynajmniej w moich oczach, byłby się ostał, gdyby od czasu powstania nacjonalizmów,
zatruci nimi mieszkańcy miasta nie zaczęli się tłuc wzajemnie pałkami po ulicach, kamieniami po
szybach, i awanturować po kościołach; gdyby nie stało się ono siedliskiem niekończących się
sporów, zawiści, oszczerstw, donosów; miastem niezgody, złości i wzajemnych pretensji.
Sukiennicki przeskrzydla niejako te przeciwieństwa, wychodząc z narodowo-polskiej oczywistości
miasta, cytując słowa Piłsudskiego o  Wilnie Stefana Batorego, co uniwersytet zakładał i mieczem
nowe granice wybijał&  Słowem, zajmuje postawę tradycjonalistyczną, z jaką weszliśmy w okres
ostatniej niepodległości. Z niezachwianą wiarą w słuszność własnej sprawy.  Sam Sukiennicki jest
wtedy  rok 1918-1919  członkiem POW, organizacji owianej aureolą poświęceń młodzieży
polskiej, i działa na Litwie. Tzn. w odwróconej definicji litewskiej: jest agentem wywiadu /ledwo
powstałego/ państwa polskiego, działającego na szkodę /ledwo powstałego/ państwa litewskiego.
Otóż taka, i temu podobna, gra we wzajemne odbijanie definicji  naszej i waszej wolności ,
trenowana była ze szczególną pasją w miłym mieście; tyle że przerzucane piłki były z kamieni, albo
 ołowiem w łeb.
Trudność w rozwiązaniu problemu tkwiła, moim zdaniem, w jednoczesnej słuszności wszystkich
pretendentów do spadku po Wielkim Xięstwie Litewskim.
Józef Piłsudski myślał, że uda mu się samym hasłem antyrosyjskim przerzucić pomost do idei
federacyjnej. Mylił się. Okazało się bowiem, że przywódcy nacjonalistycznych ruchów litewskiego,
białoruskiego i ukraińskiego, są bardziej antypolscy niż antyrosyjscy. I tu tkwi główna przyczyna
załamania się  idei federacyjnej , a nie w endekach polskich, na których Piłsudski zwalił pózniej
winę.
Wspominam o tym nie po to, by pouczać co i jak trzeba było robić, tylko po to, by stwierdzić jaka
była rzeczywistość.
Lewica nacjonalistyczna
Podłoże opisywanych przez Sukiennickiego zdarzeń, dotyczących głównie konfrontacji z
komunizmem, było moim zdaniem inne, niż on to widzi.
W Polsce, już w XIX w. wystąpiła przemożna supremacja nacjonalizmu / patriotyzmu / nad
ideologizmem. A tym samym polityczności nad humanizmem. Kolektywizmu nad
indywidualizmem. Bardziej niż gdzie indziej. /Nasze  bratnie narody , stawiając pierwsze kroki,
uczyły się na wzorach porozbiorowej Polski, i dopiero pózniej prześcignęły mistrza/. W nowej
Polsce  inaczej niż to widzi Sukiennicki  spór pomiędzy  nacjonalistami i  postępowcami
różnej maści, wydawał mi się zawsze jakiś płytki, raczej formalny. Wszystko odbywało się w imię
dobra polskości. Jedni twierdzili, że dla dobra polskości należy bić Żydów  inni, że dla dobra
polskości należy poputniczat nawet z narodowym bolszewizmem. Który z tych skrajnych
patriotyzmów,  ujętych w anegdotycznym uproszczeniu  bardziej odpowiadał interesom
polskości, pozostawmy bez odpowiedzi. Z humanistycznego punktu oceny, wydaje mi się, że leżą
na jednej płaszczyznie. Natomiast w praktyce utrwaliła się mniej więcej taka formuła: kto jest
antysemitą, tzn. nienawidzi 18 milionów Żydów na świecie, ten jest  nacjonalistą , wstecznikiem,
pałkarzem; kto nienawidzi 180 milionów Rosjan-Niemców na świecie, ten jest awangardą,
postępowcem, demokratą. Naturalnie, to też anegdotyczny skrót, a nie linia podziału. Dochodzą
bowiem różne odchylenia. Tak np. do  Żydów .  w znacznej mierze za sprawą Jerzego Giedrojcia
 dokooptowani zostali Ukraińcy. Z drugiej strony wrogowie Żydów i Ukraińców są najczęściej
jeszcze większymi wrogami Rosjan-Niemców itd., itd. Z grubsza jednak można zaryzykować
twierdzenie, że tak na użytek codzienny, pojęcie ujemnego nacjonalizmu sprowadzało się w Polsce
potocznie do wyznawców antysemityzmu. Reszta  anty&  była mniej lub więcej wolna, lub zgoła
popierana przez nienacjonalistów. I tu następowało wzajemne zatuszowanie granic.
Piłsudski nie zbudował po pierwszej wojnie pomostu pomiędzy ex-Koroną i ex-Wielkim Xięstwem;
a fronty drugiej wojny wykopały ostateczną między nimi przepaść. Natomiast w samej Polsce
skonsolidował się pewien specyficzny, pośredni gatunek polityczny, którego nie potrafię w tej
chwili inaczej nazwać niż:  nacjonalistyczną lewicą .
Być może stąd pochodzi, że jesteśmy bardziej anty-Niemcy niż anty-nacjonał-socjaliści; bardziej
anty-Rosjanie niż antykomuniści.
W atmosferze doktryny
Dochodzę do momentu, który wymaga komentarza, zwłaszcza dla młodszego pokolenia
czytelników. Antyrosyjskość Piłsudskiego była absolutna. Gdyż należy pamiętać, że działo się to w
czasach, gdy  prorosyjskość na Zachodzie Europy, łączyła się jeszcze z antybolszewizmem.
Inaczej doktryna Piłsudskiego. Dla niego /ciągle w dużym skrócie/ bolszewizm nie dlatego przede
wszystkim był zły, że był bolszewizmem, ale dlatego, że był  rosyjskim bolszewizmem. W ten
sposób utrwalała się w Polsce myśl polityczna, która z jednej strony zespalała rewolucję
bolszewicką z pojęciem  Rosja , z drugiej zaś, gdy zachodziła konieczność różnicowania pomiędzy
dawną Rosją i rewolucją bolszewicką, to  odwrotnie do stanowiska ideowych antykomunistów
raczej na korzyść tej rewolucji. Stąd też przy ostrzejszych atakach na rzeczywistość sowiecką,
zaczęły pojawiać się takie potoczne terminy i zwroty jak:  Czerwony car&  ,  & tego nawet za
carskich czasów nie bywało&  itp.
W tym wypadku przysłówek  nawet wskazuje na punkt wyjściowy założenia, że leninowski
przewrót, przy wszystkich jego brakach, w każdym razie był /czy powinien być/ czymś-lepszym od
tego co było przed nim. I to:  nawet , utrwaliło się w licznych wariantach do dziś dnia. 
/Przypomina mi się zdanie z artykułu krytykującego moją powieść  Lewa wolna , prof. Mariana
Kukiela   Dziennik Polski z 23 lutego 1966  które brzmi:  Porządek w tym zrobił rozkaz
dzienny& zabraniający pieśni rosyjskich, nawet rewolucyjnych&  /.
Sukiennicki oddaje wiernie specyfikę tamtej antyrosyjskiej atmosfery, którą wydaje się podzielać w
dalszym ciągu. Tak np., mimo historyczno-dokumentarnego charakteru pracy, nie waha się posunąć
aż do sugerowania błędnej informacji, jakoby Sowiety sprowadziły i ustawiły w r. 1945 na dawnym
miejscu, na placu Katedralnym w Wilnie, pomnik Katarzyny II.  /Zdaje się, że skłonny jest to
uważać za gatunkowo cięższe ich  zdemaskowanie , niż większość ich zbrodni przeciw ludzkości/.
 Moim zdaniem nie powinien był tego sugerować, nawet zasłaniając się przysłówkiem:  ponoć &
Jako uczony, badacz, sowietolog wie, że rzecz taką dałoby się od 22 lat dawno sprawdzić, i że jest
nieprawdą. Czyli że  rozpowszechnianie fałszywych pogłosek, mogących zaszkodzić prawdzie
obiektywnej nie jest rolą uczonego.
W r. 1921 Sukiennicki nie reprezentował jeszcze tezy tak dalece identyfikującej komunizm ze
znienawidzoną przezeń Rosją. Opisuje jak założył w Wilnie ZMP /Związek Młodzieży Postępowej/,
jak zarzucano mu  komunizanctwo . W istocie, pisze, stali na stanowisku  ogólnoludzkim . Ale:
 Rosjan nie uważaliśmy za autorytety pod żadnym /podkr. moje/ względem .  Wprawdzie takie
wyjęcie jakiegoś narodu z ogólnoludzkich wartości, zatrąca co nieco teorią o  Untermensch ach,
ale nie bierzmy tego za złe młodym entuzjastom z ZMP.
 Wychowani przeważnie  pisze Sukiennicki  przez organizacje niepodległościowe na Wieszczach
i Żeromskim& wielu z nas widziało naocznie co /Rosjanie/ zrobili z rewolucją. Gdyby ta rewolucja
miała miejsce nie w Rosji, lecz gdzie indziej, tam gdzie ją przewidywał Marks, wszystko by
wyglądało inaczej& 
Nie można powiedzieć, aby stanowisko to w odniesieniu do sfer rządzących wówczas Polską, było
 wywrotowe . Do grupy ZMP wchodzili młodzi oficerowie i podchorążowie stacjonując w Wilnie
1-ej Dywizji Legionów. A podchorąży Stanisław Zaćwilichowski narzucił się nawet z pomocą
materialną ze strony Ekspozytury II Oddziału, co wszakże zostało odrzucone.
Rozwój społeczno-polityczny atmosfery w następnych latach ilustruje przytoczona przez
Sukiennickiego wypowiedz uczestniczki seminarium  Szkoły Nauk Politycznych w Wilnie:
 Dla ogółu społeczeństwa polskiego ZSSR miał dwa wyraznie odmienne oblicza:  Bolszewii ,
czyli /podkr. moje/ dalszego ciągu  białego caratu , tylko na wywrót  jak to dowodził Jan
Kucharzewski w swoich fascynujących książkach,  albo też kraju tworzącego się socjalizmu i
sprawiedliwości społecznej oraz jedynej nadziei młodzieży. Dziś wydaje mi się, iż usiłując zająć
jakąś trzecią pozycję, przeciwstawialiśmy się w pewnym stopniu tym, którzy widzieli, i chcieli
widzieć wówczas tylko to drugie oblicze& Wymagany od nas obiektywizm nie był wcale łatwy&
A któż z nas nie miał wówczas ciągot ku lewicy& 
Sam Sukiennicki wydaje się z biegiem czasu coraz bardziej ulegać teorii o  ewolucji Związku
Sowieckiego, już wtedy zresztą bardzo rozpowszechnionej. Po powrocie z podróży do Sowietów 
r. 1934  wygłasza odczyt, i:  & mówiąc o warunkach rozwoju nauki, powiedziałem, że rząd
sowiecki stwarza tam dla nauk ścisłych wyjątkowo pomyślną sytuację&   Wtedy:  & siedzący w
pierwszym rzędzie Marian Zdziechowski salę opuścił, demonstracyjnie trzaskając drzwiami . 
Pozwolę sobie tu wtrącić, że musiał być zapewne już ponad wszelką miarę oburzony wykładem
Sukiennickiego, skoro aż trzasnął drzwiami! Bo znając prof. rektora Zdziechowskiego, podzielałem
zdanie wielu, że jest to chyba najlepiej wychowany człowiek na świecie. Co Sukiennickiego
skłoniło do podobnej treści wykładu nie wiem, bo na nim nie byłem. Ale że jestem sam
przyrodnikiem, czyli trochę adeptem nauk ścisłych, zdumiewa mnie i dziś teza prelegenta.
Podstawą nauk ścisłych jest obiektywizm i porównanie. W jaki sposób znalezć mogły te nauki
 wyjątkowo pomyślną sytuację rozwoju w kraju, gdzie obiektywizm jest zakazany, i porównanie
zakazane!
Rzeczywistość Polski przedwrześniowej
Taki tytuł nadaje Sukiennicki jednemu z rozdziałów swej książki. Nie sądzę, bym nadużył tu
ścisłości wspomnień osobistych autora, jeżeli wybiorę z nich dowolnie szereg dat. Wydają mi się
charakterystyczne dla tamtej rzeczywistości.
Wiktor Sukiennicki, b. członek POW, jest wybitnym reprezentantem  lewicy . Nigdy tego nie
ukrywał, a raczej podkreślał na każdym kroku. Sam mówi, że:  obracał się w owym czasie w
środowisku bardzo radykalnym . Od r. 1922 jest czynnym członkiem stronnictwa  Wyzwolenie ,
tzn. bardziej na lewo nie można już.  W r. 1923, po ukończeniu studiów uniwersyteckich, ubiega
się o aplikanturę. Nie otrzymuje jej. Jedzie więc do prezesa stronnictwa Thugutta. Otrzymuje
aplikanturę w Pińsku. To się mu nie podoba. Zwraca się do prezesa sądu apelacyjnego, Leona
Supińskiego, b. ministra  lubelskiego , i otrzymuje aplikanturę w Warszawie. Chce dostać
stypendium w Paryżu.  Idzie wprost do naczelnika wydziału nauki ministerstwa oświaty,
Stanisława Michalskiego. Zostaje wysunięty do stypendium, ale dopiero na drugim miejscu po prof.
Iwonie Jaworskim. To go rozgorycza, i jedzie do Paryża na własne ryzyko. Ale wnet otrzymuje
przekaz i decyzję ministra przyznającą mu zasiłek na studia w Paryżu. Dalej otrzymuje takie zasiłki
 przez przeszło rok . Po powrocie,  dzięki inicjatywie b. członka PPS, prof. Stefana Ehrenkreutza ,
uzyskuje możność przygotowania w latach 1927/1929, pracy habilitacyjnej. Po jej obronie
otrzymuje  sute i z góry na cały rok akademicki przyznane stypendium na wyjazd do Wiednia,
oraz dodatkowe stypendium na pracę państwową. Za prace te minister Staniewicz chce nadać
Sukiennickiemu  Polonia Restituta . Wniosek nie przeszedł. Wraca do Wilna w r. 1931, i od r. 1932
ma katedrę na USB, którą zachował do końca 1939. Władysław Studnicki atakuje go w prasie, że
 katedrę otrzymał komunista .
W tym samym r. 1932 założony zostaje w Wilnie  przez grono sanacyjnych polityków ze Stefanem
Ehrenkreutzem i Januszem Jędrzejewiczem na czele , Instytut Naukowy Badania Europy
Wschodniej i Szkoła Nauk Politycznych. Sukiennicki, zachowując katedrę USB, otrzymuje tam
seminarium prawno-polityczne i wykłady w Szkole. Prasa prawicowa,  zwłaszcza w sezonie
ogórkowym, podnosi alarmy, że Instytut i Szkoła są rozsadnikami komunizmu .  Ale, jak pisze
Sukiennicki:  Przysyłane parokrotnie do Instytutu inspekcje z Warszawy nie uniemożliwiły mi w
nim pracy, przez nikogo w gruncie rzeczy nie kontrolowanej czy cenzurowanej . W r. 1934
wyjeżdża Sukiennicki do Sowietów w charakterze oficjalnym, dla studiów. O podróży tej pisze:
 Ogólne wrażenia miałem mieszane i na ogólnikowe często o nie pytania odpowiadałem, zgodnie
zresztą z prawdą, że dotąd nigdy nie jadłem tyle kawioru, nie piłem tyle szampana i nie jezdziłem
tyle sleepingami, co w Sowietach .  Wreszcie w latach 1938/1939, Instytut uzyskuje specjalny
zasiłek z Funduszu Kultury Narodowej, na wydanie prac Sukiennickiego o  Ewolucji ustroju
Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich . Premier Sławoj-Składkowski sprzeciwił się w
końcu publikacji tej pracy i,- obstrahując od całej awersji jaką odczuwam do tego współtwórcy
Berezy  nie jestem pewien, czy w tym szczególnym wypadku nie miał racji. Mimo to wszakże, z
trudem zaledwie dałoby się upierać, że ówczesna rzeczywistość Polski rzucała Sukiennickiemu
kłody pod nogi. Nawet, jeżeli przyjmiemy, że wszystkie wymienione wypadki okazanej mu pomocy
stypendiów, protekcji i wszelkie inne przejawy dolce vita, należały mu się jako utalentowanemu
pracownikowi nauki.
Moim zdaniem, rzeczywistość Polski przedwrześniowej była przede wszystkim
 piłsudczykowska ; była mocno przesiąknięta prywatą i rozróbką personalną,  kultem jednostki ,
wymagała na gwałt sanacji od kliki  sanacji . Ale żeby była  reakcyjna , to już nie legenda, to
bujda.
Młodzież z  Dwójki
Doskonale kreśli Sukiennicki zewnętrzną sylwetkę Stanisława Zaćwilichowskiego z Ekspozytury II
Oddziału. Blond grubas, o dużym osobistym uroku. Jeżeli chodzi o jego postawę polityczną,
wydawał mi się zawsze klasykiem tamtej, piłsudczykowsko-peowiacko-legionowo-dwójkarskiej
lewicy. Na drodze, jak mawiano pózniej, do bajecznej kariery osobistej; przeciętej tragicznym
wypadkiem samochodowym.  Dalej wspomina autor Edmunda Galinajtisa, który się przezwał
Galinatem. Był niewątpliwie eminencją  dwójki /raz szarą, raz umundurowaną/ wyznaczoną do
spraw młodzieżowych i bodaj organizatorem  Legionu Młodych , w którym zaczynał Stefan
Jędrychowski, dzisiejszy wicepremier PRLu.
Chciałbym do wątku Sukiennickiego dorzucić kilka strzępów z własnego marginesu.
Zaćwilichowskiego znałem dobrze. W okresie, gdzieś między 1923-1926, pełnił funkcję oficera II
oddziału w Wilnie, mieszczącego się wtedy w zakonspirowanej kwaterze. /Przy ul. Mickiewicza,
ostatni dom nad Wilią/. Ja zaś w tym czasie byłem zawodowym dziennikarzem bez znaczenia i
telefonicznym korespondentem gazet warszawskich. Wzdłuż granicy sowieckiej działy się wtedy
zbrojne najazdy. Zaćwilichowski miał naturalnie te sensacyjne wiadomości z pierwszej ręki, na
których otrzymaniu najbardziej mi zależało. Zapraszałem go kilkakrotnie na wódkę. Przychodził
zazwyczaj w towarzystwie swego przyjaciela, sympatycznego, jak on blondynka, tyle że
szczupłego, ppor. Grzybowskiego. Na Grzybowskim też mi zresztą zależało, bo podlegał mu
odcinek litewski, takoż kopalnia częstych sensacji reporterskich. Po r. 1926 Zaćwilichowski znika,
bo pojechał robić karierę w Warszawie. Ale wkrótce znikł też Grzybowski&
Okazało się, że przerzucił się /wśród nigdy nie wyjaśnionych okoliczności/ na stronę litewską.
Niebawem w urzędowym kowieńskim organie  Lietuva /pózniej przemianowanej na  Lietuvos
Aidas /, pod redakcją niejakiego Bagdonasa /tego też znałem/, zaczęły się ukazywać rewelacje
Grzybowskiego o zamor -dowaniu generała Zagórskiego na rozkaz Piłsudskiego. Wśród
wymienionych nazwisk sprawców mordu, wymieniał też nazwisko Galinajtisa-Galinata. Podawał
zresztą różne szczegóły, włącznie z dokładnym opisem miejsca zakopania trupa. /Przed
posterunkiem policyjnym w Pruszkowie; zieŹmię ubito i zalano z góry asfaltem/. Czy te rewelacje
były prawdziwe, nie wiem do dziś dnia, i nie wiem czy kto wie. Wracając z konferencji polsko-
litewskiej w Królewcu, z przepustką Voldemarasa przez Kowno, chciałem się tam o Grzybowskim
dowiedzieć. Natrafiłem na mur milczenia.
Sekretarz szkoły i otoczenie
 Pierwszym dyrektorem Szkoły Nauk Politycznych w Wilnie był & pisze Sukiennicki  Janusz
Jędrzejewicz. Po jego odejściu w maju 1933 na stanowisku premiera, zastąpił go Władysław
Wielhorski. Sekretarzem, zarówno Instytutu jak Szkoły, był popularny w Wilnie poeta,  Dorek ,
Teodor Bujnicki& W Szkole poza profesorami wileńskimi wykładali również specjaliści
dojeżdżający z Warszawy. & M.in. był Stanisław Baczyński, bodaj legionista z I Brygady, miał
opinię komunisty, zaś tytułem do zaproszenia go do wykładania literatury sowieckiej był fakt, że
otrzymał, lecz nie przyjął, propozycję takiej katedry na Uniwersytecie w Leningradzie &
Otóż Baczyńscy:  spędzili nawet parę wakacji z Bujnickimi na jeziorach brasławskich .  Dalej
opisuje Sukiennicki własne zaskoczenie, gdy usłyszał ujemne sądy o Bujnickim, którego uważał za
przyjaciela:  Nigdy bym wówczas nie uwierzył, że Dorek będzie zdolny do napisania wiersza  o
naszym kandydacie Bałtruszce &  Ba! Któż by wówczas uwierzył w to, co może się stać, i dzieje
dziś jeszcze.
Bujnicki był pózniej i moim przyjacielem. Poświęciłem mu dłuższy artykuł w  Kulturze paryskiej
i nie będę tego powtarzał. Sukiennicki bardzo dobrze opisuje tę postać. Mam ją jeszcze w oŹczach:
malutki, okrąglutki, wesolutki, różowiutki jak jabłuszko, zawsze kędyś toczący się śpiesznie.
Zawsze skory do wierszyków, pastiszów, satyrek. Jakże do niego pasowałyby słowa  czastuszki
rosyjskiej:
Jabłoczko, kuda ty kotiszsia,
Popadiosz pod zabor, nie worotiszsia&
Zatoczył się, popadł Dorek pod czerwony parkan komunizmu, sławiąc w  Prawdzie Wileńskiej
szczęśliwość ojczyzny mas pracujących, i nie wrócił już, istotnie. Czy zastrzelony przez  rodzimą
reakcję , czy jak tam było, nie jestem pewien. Nie jestem też zupełnie pewien, czy od  własnej
drogi do komunizmu próbowała go powstrzymać żona, osoba bardziej serio niż on. Ech, już to do
 kobiety-Polki nie zawsze mamy szczęście&
Oto opisuje Sukiennicki i literacką kawiarnię Rudnickiego, i swój kontakt  ze środowiskiem
młodych wileńskich poetów oraz z niektórymi członkami grupy Dembińskiego , który nawiązał
właśnie przez Dorka; i że w głębi tej kawiarni zasiadała stale  Wanda .
- Tzn. Wanda Boye, Odolska, ta sama pózniejsza sławetna speakerka komunistycznej Warszawy po
r. 1945. Znałem ją jeszcze jako przyjaciółkę Anatola Mikułki, poety, współpracownika sanacyjnego
 Kuriera Wileńskiego i sekretarza krptokomunistycznego  Po prostu zarazem. Ostatni raz
widziałem Wandę Odolską w maju 1943, gdy wracałem ze Smoleńska przez Warszawę, i
zatrzymałem się w niej na krótko. Na zatłoczonej platformie tramwaju usłyszałem raptem kobiecy
głos:  Dzień dobry& Pan skąd?& Z zaskoczenia odpowiedziałem, że wracam właśnie znad
grobów katyńskich, gdzie tysiące naszych oficerów pomordowali bolszewicy& Jakoś się odwróciła
bokiem, przecisnęła, i wyskoczyła przed przystankiem, jeszcze w biegu. Stojący murem tłum
patrzył na mnie z jakimś spode łba zaciekawieniem. Na następnym przystanku wyskoczyłem i ja,
chociaż nie tu chciałem wysiąść&  Cóż, Odolska, ideowa, karna bolszewiczka. Tylko że jej
pogadanki radiowe pózniej, jakby powiedziano z wileńska:  już nadta pohane& 
Sylwetka: Ancewicz
Franciszek Ancewicz, czyli Pranas Anceviczius, Litwin. Był szczególnie protegowany przez
Sukiennickiego, i jemu poświęca on cały rozdział. Ancewicz, radykał niejako z urodzenia, wziął
udział w nieudanym zamachu Pleczkajtisa w Koronie i musiał uchodzić za granicę. Kraków, Berlin,
w r. 1930 Wilno. Tu, z poparcia prof. Ehrenkreutza dostaje stypendium, zostaje asystentem
Sukiennickiego w Instytucie i uzyskuje stopień doktorski. Pozostaje ciągle Litwinem i radykałem.
Jerzy Putrament pisze o nim, iż wydawał mu się:  & piekielnie lewicowy .  W r. 1938 Ancewicz,
którego  ciepłe początkowo uczucia do Sowietów  jak wspomina Sukiennicki   uległy
ochłodzeniu , znalazł się w Warszawie, i pisuje do prasy polskiej.   Jego artykuły zwróciły uwagę
świeżo przybyłego do Warszawy posła litewskiego Szaulysa, z którym się zaprzyjaznił. Gdy w
czasie oblężenia Warszawy w r. 1939, Niemcy zgodzili się na ewakuację obcych obywateli, Szaulys
wystawił Ancewiczowi litewski paszport, z którym powrócił on do Kowna .
Niech wolno mi będzie wtrącić do relacji Sukiennickiego kilka dygresji własnych, Ancewicz
chwalił się, że z własnej inicjatywy, osobiście brał udział w obronie Warszawy. Wrócił do Kowna
rozentuzjazmowany postawą stolicy Polski. Opowiadał o tym z wypiekami na twarzy, nam,
uciekinierom do Kowna z zajętego przez bolszewików Wilna. Pamiętam rozmowę w małej
kawiarence kowieńskiej:  Co wy tam, wilniuki!  wykrzykiwał.   Ani jednego dnia nie
potrafiliście się bronić bolszewikom& Zobaczylibyście, jak broniła się Warszawa!
W tym okresie /tzn. po 17 września 1939/ Ancewicz wydawał się już zdecydowanym
przeciwnikiem Sowietów. Gdy Sowiety oddały Litwie Wilno, wydawałem tam i redagowałem
 Gazetę Codzienną . Pisywali w niej m.in.: senator Zygmunt Jundziłł, Ludwik Chomiński, Czesław
Miłosz, Janusz Minkiewicz i Światopełk Karpiński, którzy uciekli z Warszawy, prof. Otrębski, prof.
Wilczyński, prof. Mieczysław Limanowski, Michał K. Pawlikowski, Wacław Studnicki, prof.
Michał Romer, obok endeka Piotra Kownackiego, Barbara Toporska, Wacław Zbyszewski z Paryża,
Euzebiusz Aopaciński, Bolesław Skirmuntt /szambelan Jego Świątobliwości/ z Szarkowszczyzny,
prof. /konserwatorium/ Józefowicz i wielu innych. Do tego towarzystwa starał się też wkręcić i
Stefan Jędrychowski z  grupy Dembińskiego , obecny wicepremier i szef komunistycznego
planowania, proponując redagowanie działu  gospodarczego w  Gazecie . Ale odrzuciłem tę
ofertę, zgłoszoną za pośrednictwem Dorka Bujnickiego. Bo Bujnickiego wyznaczyłem
wiceredaktorem i swoim zastępcą. Otóż właśnie w tym krótkim okresie, zanim władze litewskie
jeszcze na długo przed ponownym wkroczeniem bolszewików nie odebrały mi najpierw prawa
redagowania, a następnie i prawa wydawania gazety,  chciałem dokooptować Franciszka
Ancewicza w charakterze stałego korespondenta kowieńskiego. Niespodziewanie  zakroił zbyt
wygórowane honorarium. Sytuacja była zła.  Gazeta , gnębiona cenzurą władz litewskich, ponosiła
straty materialne. Raz, czy dwa pomógł nam finansowo Michał hr. Tyszkiewicz, wówczas
nieoficjalny delegat rządu polskiego. Musiałem poprzestać na wiele tańszym korespondencie
ryskiego  Sewodnia : Borysie Orieczkinie, Żydzie z Rygi. Wtedy to po raz ostatni widziałem
Ancewicza. Wiem tyle, że pózniej przebywał w Berlinie, jako korespondent pism litewskich.  A
teraz pozwolę sobie zamyślić się nad pewnym zdaniem we wspomnieniach Sukiennickiego:
Pisze on mianowicie, że w stosunku do Ancewicza wysunięte zostały po wojnie  szczególnie
plugawe kalumnie & Chodzi niewątpliwie o ten ustęp w  Pół wieku Putramenta, w którym
zarzuca on Ancewiczowi:  & W czasie wojny Ancewicz działał z Niemcami, potem ucieka do
Berlina &  Wiem, że w myśl obowiązującej konwencji zarzut  działania z Niemcami uchodzić
może za plugawą kalumnię. Ale czy tę konwencję rozciągnąć wożna również na Ancewicza,
Litwina, który powrócił w r. 1939 na Litwę by, że tak powiem,  zlać się z narodem ?& Zastanawia
mnie w tym wypadku oburzenie Sukiennickiego. Ogłasza on swą pracę w serii  Dokumenty , jest
naukowcem, specjalistą do spraw Europy Wschodniej. Powinien więc wiedzieć, że w wojnie
niemiecko-sowieckiej w latach 1941-1945, Finowie, Estończycy, Aotysze, Litwini, Białorusini,
Ukraińcy, Tatarzy, Kozacy, Ingusi, Kałmucy. Kabardyńcy, Dagestańcy, Gruzini& słowem, cały pas
narodów od Oceanu Lodowatego do mórz Czarnego i Kaspijskiego, raczej  działał z Niemcami
przeciwko Sowietom. To prawda, że o tamtej rzeczywistości niemal policyjnie zakazane jest dziś
mówić, zwłaszcza głośno. I kto może, wyrabia sobie alibi. Czy jednak zakaz mówienia jak było, i
nakaz mówienia inaczej niż było, może zmienić prawdę historyczną? Litwa wśród wymienionych
narodów, w sposób szczególny zaangażowała się po stronie niemieckiej. Rzecz naturalna, iż woli
się tym nie chwalić. Ale czy stwierdzenie faktu, że Litwin, Pranas Ancewiczius solidaryzował się
z& Litwą, może być zaliczony do kalumnii, w dodatku szczególnie plugawych? W dodatku przez
uczonego dziejopisarza? Nie wiem, ale zdaje mi się, że atmosfera doktryn emocjonalnych co
najmniej nie wytwarza pomyślnej sytuacji dla rozwoju nauk ścisłych&
 Postępowi katolicy
Przechodząc do samej sprawy Dembińskiego i towarzyszy, tak sumiennie przedstawionej w pracy
Sukiennickiego, zauważę że rzuca mi się przede wszystkim w oczy jej nieoryginalność na dzisiejsze
czasy. A może, kto wie, właśnie oryginalny prototyp sprzed trzydziestu z górą laty, tych wszystkich
rekwizytów, które znamy dziś na pamięć. Jak w zwierciadlanym odbiciu widzimy tu i
 postępowych katolików i  buntującą się za polską drogą do socjalizmu, młodzież , i  stawkę na
lewicę itp., a nade wszystko wiarę w  ewolucję komunizmu , pochwałę  dialogu itd.
Zaczęło się od postępowego katolicyzmu. Niewątpliwym, pierwszym protektorem Henryka
Dembińskiego był X. Walerian Meysztowicz, profesor na wydziale teologicznym, oraz kurator i
spowiednik wileńskiej organizacji młodzieżowej  Odrodzenie , którą właściwie sam stworzył.
Dembiński został wkrótce prezesem tej organizacji i, według słów Jędrychowskiego,  usiłował
pogodzić narastający w nim nowy światopogląd rewolucyjny ze światopoglądem religijnym .
Jędrychowski uważał go  za przykład, jak się te sprawy załamywały w środowisku katolickim . 
Sukiennicki cytuje z zastrzeżeniem słowa X. Meysztowicza, który jakoby miał się pózniej
wyrazić /patrz też artykuł Ady Poklewskiej-Koziełł w  Wiadomościach nr 1090/, że czuje się  jak
kura, która wysiedziała samolot .  /W tym miejscu nie umiem się powstrzymać od wyrażenia
obawy, że dzisiejsza polityka Watykanu, od Jana XXIII począwszy, może cały katolicyzm wystawić
do  samolotu& /.
 Dialogi katolickie zaczęły wkrótce ciągnąć Dembińskiego bardziej do Moskwy niż do Rzymu.
Rzym był dlań jeszcze w tym czasie odskocznią, i po powrocie z wiecznego miasta miał
powiedzieć, co Sukiennicki cytuje również z zastrzeżeniem:  Spowiadałem się u tego dur&
Meysztowicza i po każdej spowiedzi przedłużano mi stypendium . Zanim do tego doszło,
 dialogujący katolik , w próbach  ochrzczenia bolszewizmu ,  renovare in nomine Christi , w
usiłowaniach  przerzucenia pomostu od katolicyzmu do marxizmu , słowem z całym bagażem
sloganów z którymi dziś każdy styka się w byle gazecie,  już cieszył się w tamtejszej
rzeczywistości polskiej, ogromnym powodzeniem. Nikt naturalnie nie dopuszczał nawet
możliwości, aby ta  postać tak niezmiernie polska , mogła się kiedykolwiek sprzysiężyć
z / rosyjskim przecie!/ bolszewizmem.
Noszony na rękach
Nie pamiętam już z czyjej protekcji Dembiński zaczął pisywać w sanacyjno-konserwatywnym
 Słowie ; pózniej założył przy nim dodatek  Żagary ; pózniej był współpracownikiem sanacyjnego
 Kuriera Wileńskiego ; pózniej otrzymywał stypendia na wojaże zagraniczne. I któż doprawdy nie
popierał go w tym czasie& W publikacjach ogłoszonych teraz w Polsce komunistycznej, padają
nazwiska najwpływowszych ludzi sanacji, którzy rzekomo ubiegali się o Henryka
Dembińskiego / kusili /, i zapraszali na rozmowy. Jest tam i tenże Edmund Galinat, spec od
młodzieży, i płk Wenda, i Adam Skwarczyński, min. Beck, Jan Piłsudski, gen. Stachiewicz, płk
Pełczyński, wojewoda Kirtiklis z żandarmerii polowej, i wielu innych, Został też Dembiński, razem
z Ksawerym Pruszyńskim /wtedy  Myśl Mocarstwowa / przyjęty na audiencji przez marszałka
Piłsudskiego, itd., itd.
Sukiennicki zasadniczo nie kwestionuje możliwości wielu tych rozmów na szczycie państwowym,
uważa je wszakże za lekką przesadę. Jego zdaniem, początkiem stało się pewne zebranie u prof.
Ehrenkreutza, w którym wzięły udział m. in. panie Cezaria Ehrenkreutzowa /pózniej Januszowa
Jędrzejowiczowa/, Wanda Pełczyńska oraz płk. Pełczyński.   Obie panie, pisze Sukiennicki, były
Dembińskim przez dłuższy czas oczarowane. Ich to i kto wie, czy nie ich mężów protekcji,
zawdzięczał on w dużym stopniu swe ówczesne sukcesy& i pózniejsze zaproszenia na rozmowy w
Warszawie /str. 61/. M. in.  protektorzy Henryka  pisze dalej Sukiennicki  otworzyli mu
szeroko drogę do Instytutu i Szkoły Nauk Politycznych w Wilnie.
 Ewolucja
Już w r. 1932, ale ostatecznie w r. 1934  słowem, mniej więŹcej w czasie, gdy Sukiennicki
wykłada o  Ewolucji Związku Radzieckiego ,  następuje końcowa faza  ewolucji Dembińskiego
i całej jego grupy, od katolickiego progresizmu do zwyczajnej agentury komunistycznej.
Utworzenie Związku Lewicy Akademickiej  Front , KZM /Komunistyczny Związek Młodzieży/,
kontakt z KPP i podporządkowanie dyrektywom CK Komunistycznej Partii Zachodniej
Białorusi /KPZB;,  Bolesne rozważania na miejscu rozpraszane są przez dyrektywy z Moskwy.
Dawno już nie chodzi o ideę  ochrzczenia bolszewizmu , lecz o konkretne instrukcje
wykorzystania wszystkich możliwości dla komunistycznego spenetrowania inteligencji polskiej, i
nadania tej penetracji  form działania w ramach organizacyjnych . Zgodnie z tą instrukcją, Henryk
Dembiński i Stefan Jędrychowski wyjeżdżają do Warszawy, i wkrótce większość  grupy wstępuje
do PPS.
Mieczysław Niedziałkowski jest zachwycony:  Ten akces został przez kierownictwo naszej Partii
przyjęty z prawdziwym zadowoleniem. Grupa Henryka Dembińskiego odbyła dużą ewolucję
ideową& Zaczęli od katolicyzmu społecznego& itd., itd. Zerwali z tym wszystkim, szukali
własnych dróg& Wreszcie znalezli. Przyszli do socjalizmu polskiego, przyszli szczerze, uczciwie,
samodzienie, lojalnie& 
Próba konfrontacji
Już w r. 1936 odbył się w Wilnie pierwszy proces tzw. Lewicy Akademickiej. Spośród 11
oskarżonych skazano tylko trzech nie-Polaków: Żyda, Białorusina i Litwina. Wszyscy Polacy
zostali uniewinieni. Czytelnicy  Wiadomości znają już tę sprawę ze świetnie napisanego artykułu
Ady Poklewskiej-Koziełł, pt.  Zygzakiem, ale nie po prostu /nr 1090/. Nie będę więc powtarzał.
Sukiennicki ze swej strony otwarcie przyznaje:  Żona moja była jednym z ich obrońców. Podobnie
jak większość, z którymi utrzymywaliśmy wówczas bliższe stosunki, byliśmy przekonani, że
czynione im zarzuty jakoby pozostawali w organizacyjnym związku z agentami ościennego
mocarstwa, były nieprawdziwe i głęboko niesłuszne /str. 55, 56/.
Nie może być wątpliwości, co do ówczesnego przekonania Sukiennickiego. Podobnie jak on, o
niewinności tej grupy przekonana była cała  postępowa Polska. Ale nie tylko  postępowa . Trafnie
przypomina Poklewska-Koziełł:  W obronie stawali profesorowie, którzy w podsądnych widzieli
kontynuatorów filomackich dążeń, żeby nad poziomy wylatać! Obrońcami oskarżonych byli
adwokaci, świadomie wyselekcjonowani w ten sposób, by reprezentować wszystkie odłamy
polityczne. Był to szeroki wachlarz złożony z kwiatu palestry polskiej . Sukiennicki ze swej strony
przypomina, że  jednym z głównych świadków obrony była posłanka na Sejm, Wanda Pełczyńska ,
tenże Mieczysław Niedziałkowski z  Robotnika , Kazimierz Pużak z PPS, itd.  Poklewska-Koziełł
przypomina, że patos płynął jak patoka, motywy mickiewiczowskie,  Oda do młodości . Padały
słowa:  niewinne kochane dzieci polskie ,  elita młodego pokolenia inteligencji polskiej ,  ofiary
wstecznictwa i kołtunerii ,  szczucie reakcji & itd., itd.  Tymczasem, jak to zestawia Sukiennicki
na podstawie obecnych warszawskich zródeł, tylko dzięki niezręczności prokuratora podczas
zeznań Wandy Wasilewskiej i Janiny Broniewskiej, nie ujawniono na procesie dowodów
finansowania przez partię komunistyczną.
Zdawałoby się więc, że dziś& Nie! Legenda nie ustępuje. Konwenans tamtej rzeczywistości, 
abstrahując już od współczesnej podniety  wgryzł się tak głęboko, że ta sama Ada Poklewska-
Koziełł, która tak słusznie i celnie demaskuje ówczesne naiwne slogany obrony, o kilka akapitów
dalej, nieomal dosłownie recytuje te same frazesy od siebie, jeżeli chodzi nie o Jędrychowskiego et
kompartię, ale o głównego wodza całej paczki, Henryka Dembińskiego.
Z przykrością muszę to wytknąć mojej uroczej dawnej koleżance. Pożyczyła mi w r. 1947 pieniądze
na napisanie książki o zbrodni katyńskiej, których jej naturalnie nie zwróciłem /z czego?/, tylko
pokwitowałem dedykacją w wydaniach wszystkich języków. A oto pisze ona o Dembińskim jak z
nut:  Była to postać..: boleśnie tragiczna, niezmiernie polska& Jak Judym marzący o szklanych
domach, jak Wokulski.., jak Kmicic.., jak Konrad&  Zresztą jest tam i Maurycy Mochnacki, i
Stanisław Brzozowski, i portret grottgerowski i smutne oczy, i włosy spadające niesfornie na
czoło&
Eeech! Kosmyk włosów spadał i na czoło Adolfa Hitlera. Wszystko zależy od tego, co się chce w
kimś widzieć. Poklewska-Koziełł widziała zaraz po wkroczeniu do Wilna bolszewików w r. 1939
 rozjaśnione radością twarze Jędrychowskiego i małżonki, ale zapomniała dostrzec w swym
artykule, że w tym samym czasie smutnooki Dembiński kierował już wywożeniem do Moskwy
bibliotek polskich z instytucji naukowych, w których sam kiedyś wykładał z protekcji pań i panów
rządzących Polską, a teraz leżącej w gruzach. Postępował jak wierny agent komunistyczny, którym
był, tak jak inni, którzy nimi są.  Tyle rzeczy zostało niedopowiedzianych w krótkim życiu
Dembińskiego&   mówi, jakby z westchnieniem Poklewska-Koziełł.
Otóż mi się zdaje, że dopowiedział właśnie Wiktor Sukiennicki w swej ostatniej książce. Ale czy
położy przez to kres legendzie?
Uparta roślina
Każda sztuczna legenda ma w sobie coś z upartej, pnącej rośliny, która chwyta za byle podstawioną
jej podpórkę, by opleść się wokół rzeczywistości. Legendzie Dembińskiego podstawiono już nowe
argumenty: nie zrobił osobistej kariery, gdy inni, tam, w Moskwie& Po wkroczeniu pierwszych
bolszewików otrzymał zaledwie kierownictwo szkoły na prowincji.,. Rozstrzelali go Niemcy&
System komunistyczny różni się jeszcze tym od innych na świecie, że człowiek tam jest niczym.
Liczy się tylko człowiek potrzebny partii. Mój znajomy, Aazarz /Abramowicz/ Pomeranc z Grodna,
od dziecka prawie był komunistą. Emigrował do Palestyny w trzecim dziesięcioleciu, i lata całe
działał jako członek Komunistycznej Partii Palestyny; walczył, narażał się, bity był w tureckich,
arabskich i angielskich więzieniach. Anglicy deportowali go w końcu z powrotem do Polski, w
przeddzień wojny. Jesienią 1939 rzucił się w ramiona bolszewikom wkraczającym do rodzinnego
Grodna& A teraz, w wydanej świeżo w Izraelu książce pt.  W pogoni za prawdą opisuje co z nim
zrobiono! Wyrzucono po prostu za płot, do nędzy, do beznadziejnej sowieckiej rzeczywistości, do
zgarniania odpadków na kazachstańskim rynku. W Palestynie był im potrzebny. W Grodnie, akurat,
nie.
Dembiński, z jego polskim intelektualizmem, był im potrzebny, gdy była jeszcze Polska
niepodległa. Gdy jej już nie stało, na sowieckiej Litwie i Białorusi odsunięty został gdzieś tam, żeby
się nie plątał. A w katastrofalnej klęsce r. 1941 nie było czasu myśleć. Nie było czasu załadować
archiwów NKWD! Ba, gdyby on sam w czas uciekł, a nie dowierzał zbytnio  Czerwonej
Niezwyciężonej , to by Jędrychowski dziś jemu do pięty nie dorósł.  A że jego rozstrzelali
Niemcy& Małoż to ludzi rozstrzelali Niemcy.
Legenda
Afera  grupy Dembińskiego i wileńskiej Lewicy Akademickiej, rozpatrując ją od strony
rzeczowej, należała do typowego fenomenu bolszewickiej rzeczywistości, za naszą wschodnią
miedzą i rozwinięta została według klasycznych reguł teorii i praktyki międzynarodowego
komunizmu.
Legenda natomiast o  grupie Dembińskiego była i pozostała typowym wytworem tej
rzeczywistości Polski, która już od r. 1920 wsparła się na doktrynie, że sąsiad sowiecki nie jest
nowym, polityczno-psychologicznym fenomenem, nie stanowi centrum międzynarodowej gangreny
politycznej,  zarazy bolszewickiej , jak ją nazywał nieboszczyk Churchill jeszcze w trzecim
dziesięcioleciu, lecz właściwością  istinno rosyjską, od polskiej rzekomo odrębną. Czyli legenda
niewątpliwie wyrosła z soków tego samego pnia, z którego dziś wyrastają legendy o  polskich
pazdziernikach i pochodne rozgałęzienia. W których przymiotnik  polski pobudza do
analogicznych sloganów, jakimi posługiwali się obrońcy na procesie  grupy Dembińskiego .
Wiktor Sukiennicki w posłowiu pt.  Legenda a  Legenda pisze:  Współczesna nauka nie zdołała
w ostateczny sposób wyjaśnić mechanizmu i procesu powstawania legend. Nie ulega jednak
wątpliwości, iż powstają one i szerzą się wśród ludu w jakiś tajemniczy sposób, zupełnie
niezależnie od życzenia czynników sprawujących nad tym ludem władzę. Legendy na rozkaz czy
obstalunek z góry stworzyć nie można&
Jestem wręcz odmiennego zdania. Wszystkie legendy na polityczny czy narodowy użytek
stworzone zostały, w moim przekonaniu, tak czy inaczej na obstalunek z góry. A większość z nich
utrzymała się przy życiu pod wpływem narodowo-dydaktycznego; czy narodowo-politycznego
nacisku.
Poprawka do Sicińskiego
W ostatnim akapicie tego posłowia Sukiennicki pisze:  Legend na dawnej Litwie kursowało wiele.
Wśród nich była także legenda o pośle upickim Sicińskim, którego ziemia ponoć przyjąć nie chciała
za to, że za moskiewskie srebrniki Sejm Walny zerwał i odnowienie i umocnienie Rzplitej
uniemożliwił. Oby legenda o  grupie Dembińskiego  jeśliby kiedyś istotnie wśród ludu powstała
 nie była bardziej podobna do legendy o Sicińskim, niż do legendy o wileńskich Filaretach .
Przyznam się, iż nie słyszałem o  srebrnikach moskiewskich , ale raczej o intrygach ks. Janusza
Radziwiłła. Może się mylę. Natomiast nie wiem, czy Sukiennicki był kiedy w Upicie. Ja bywałem
nieraz. I muszę stwierdzić, że legenda o Sicińskim i jego liberum veto, w jej dydaktyczno-
politycznej formie jaką znamy, była raczej legendą typowo obstalunkową,  pańską , opowiadaną
jedynie po dworach. Natomiast wśród  ludu, zupełnie niezależnie od życzenia czynników
sprawujących nad tym ludem władzę , o żadnym zerwaniu Sejmu Walnego przez liberum veto, nikt
nie słyszał, lecz kursowała zupełnie inna legenda. Ta mianowicie, że:  Pana Sicińskiego dlatego
ziemia przyjąć nie chciała, gdyż nadto już okrutny był dla swoich poddanych chłopów& 
Ostatnie zdanie autora, którym zamyka swą ciekawą książkę, nie jest mi zupełnie zrozumiałe. Jeżeli
chodzi o Dembińskiego i całą aferę, wydaje mi się raczej, że nie powinna o niej zostać ani taka, ani
owaka legenda, lecz możliwie ścisła prawda. Do ujawnienia której Sukiennicki właśnie się teraz
walnie przyczynił.
 Wiadomości


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Józef Mackiewicz Kisliakowy (1949)
Józef Mackiewicz Michał K Pawlikowski (1972)
Józef Mackiewicz Wtrącenia do przekroczonego czasu (1965)
Józef Mackiewicz O pewnej, ostatniej próbie i zastrzelonym
Józef Mackiewicz Zaczynamy gnić (1947)
Józef Mackiewicz Gdybym był chanem (1958)
Józef Mackiewicz Książka o niepokojących analogiach (1972)
Józef Mackiewicz Śnieg w Wilnie padał gęsty (1947)
Józef Mackiewicz Ostatnie dni wielkiego Księstwa (1960)
Józef Mackiewicz Fragment epoki (1970)
Józef Mackiewicz Wyjaśnić sprawę tutejszych (1940)
Józef Mackiewicz List do Szołochowa (1955)
Józef Mackiewicz Będziemy mówili prawdę (1939)
Józef Mackiewicz Nie było PUSTYCH ŁADOWNIC (1977)
Józef Mackiewicz Władysław Studnicki (1965)
Józef Mackiewicz Niemiecki kompleks (1956)
Józef Mackiewicz Wrośliśmy w tę ziemię jak dąb Dewajtis (1

więcej podobnych podstron