plik


ÿþ Mariusz Kwiatkowski Mariusz Kwiatkowski AOWCA AOWCA GWIAZD GWIAZD Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 3 © Copyright by Mariusz Kwiatkowski & e bookowo Grafika i projekt okBadki: Paulina {uchowska ISBN 978-83-63080-84-6 Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl Wszelkie prawa zastrze|one. Kopiowanie, rozpowszechnianie cz[ci lub caBo[ci bez zgody wydawcy zabronione Wydanie I 2012 www.e bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 4 ocig turkotaB miarowo, a on my[laB o przeszBo[ci. PoczuB si zmczony, zwiesiB gBow. Tu i teraz przestaBy istnie. P RozpBynBy si i staBy nieistotne. WróciB do innych czasów i innych miejsc. Wieczorami, gdy wozy przystawaBy na le[nych polanach, a zm- czenie otaczaBo przestrzeD cisz, patrzyB dBugo na spróchniaBe i za- wilgocone deski, bo baB si usn. Ale z wolna, wbrew sobie, oddalaB si od rzeczywisto[ci. Zjawy i cienie kr|yBy wokóB niego, cignc go w toD przeszBo[ci. WidziaB czerwon i nabrzmiaB twarz ojca, który przegrawszy wszystko w karty, za sBaby, aby brzemi swej sBabo[ci dzwiga dalej, przeciB za jednym zamachem przeszBo[, terazniej- szo[ i przyszBo[.  Ojcze, dlaczego tak postpiBe[? , pytaB w my[lach,  dlaczego przysiadBe[ si do stolika nakrytego czerwonym suknem, aby ulec przeznaczeniu? Ojciec milczaB. PatrzyB naD dobrymi, smutnymi oczyma, czasami wycigaB dBonie, lecz wtedy WBodzimierz gwaBtownie si budziB. Za- wieszony na granicy przeszBo[ci i terazniejszo[ci, na granicy snu i jawy dotykaB palcami rozpalonego czoBa, spogldaB na matk, mizer- n, drobn, obci|on niespodziewanym ci|arem, spogldaB na mBodsz od siebie o trzy lata picioletni Juli i [lubowaB Bogu, |e nigdy, a| do kresu swoich dni, ich nie opu[ci.  Zpij, WBodku  mówiBa matka.  Zpij, moje dziecko.  Dokd jedziemy, mamo?  pytaB.  Nie wiem  odpowiadaBa.  Tam, gdzie los zaprowadzi. Noce si powtarzaBy i powtarzaBy si ich rozmowy, a dnie upBywaBy na wdrówce. Minli Grodno, miasto blisko granicy i zaczli wierzy, |e niedBugo znajd si w Polsce. Wtedy dogoniB ich kapitan RykaBow. www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 5 ByBo mu obojtne, kogo zatrzyma na szerokim trakcie. PragnB pie- nidzy, bo o nie prosiBa jego kochanka. ProsiBa o czerwone suknie, o kolorowe paciorki. OdbieraB chBopom zbo|e, kury, [winie, powtarza- jc, |e robi to w imi sprawiedliwo[ci, w imi walki z bogaczami, w imi nowej, wspaniaBej Rosji. Wieczorami, wbity w czarnook karczmark, nic nie pamitaB ze swoich sBów i wszystko zdawaBo mu si obojtne wobec cielesnej przyjemno[ci. Bardzo wolno, [wiadomy swojej potgi, podjechaB do pierwszego wozu i spojrzaB w oczy chBopcu, który wyszedB naprzeciw.  Kto ty?  zapytaB, przykBadajc dBoD do czapki, aby lepiej wi- dzie twarz dziecka.  Przejezdni... U[miechnB si drwico, przyjrzaB si biaBym, wysmukBym dBo- niom, delikatnej twarzy.  Uciekacie, znaczy... wy... pany... ChBopiec milczaB.  Gdzie twoi rodzice?  Matka zle si czuje.  A ojciec?  Ojca nie ma... Oficer burknB pod nosem przekleDstwo, gwaBtownym ruchem poderwaB konia i zaraz osadziB go w miejscu, rozkazaB ludziom zej[ z koni i przeszuka wozy. Potem kazaB si prowadzi WBodzimierzowi do matki. SprawdziB toboBy i skrzynie, wysypaB z nich zawarto[ i rozkopaB j z gniewem na wszystkie strony. ZabraB resztki |ywno[ci i pienidzy, wyrzuciB dzieci na zewntrz. WyszedB po kilkunastu minu- tach, zadowolony z siebie i u[miechnity. RozejrzaB si za chBopcem i dziewczynk, lecz ich nie dostrzegB. Oboje ukryli si w pobliskim le- sie. Cisz rozdarBy gBo[ne, przeszywajce wrzaski kobiet. Czerwono- armi[ci przez par godzin krcili si po obozie, wreszcie odjechali. Dzieci pobiegBy do furmanki. Matka le|aBa nieruchomo na Bawie, z zamknitymi oczyma. Machinalnie objBa i przytuliBa rodzeDstwo, gdy do niej przywarBo. www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 6 Wieczorem przeszli granic. ZapBacili przewodnikowi reszt na- le|nych mu pienidzy, zaszytych w sukience maBej Julii, potem, po caBym dniu wdrówki, zatrzymali si na Bce obramowanej zieleni dbowego lasu i przegrodzonej bystrym nurtem szerokiej rzeki. WokoBo cignBy si nieskoDczone lasy, przecinane powierzchni bBkitnych jezior i nielicznych maBych grodów.  Zostawili[my wszystko za sob  powiedziaBa matka.  Teraz rozpoczniemy nowe |ycie. Nastpnego dnia zaczli znosi gaBzie, pnie. W lesie rozlegBy si uderzenia siekier. Martwe dotychczas miejsce przeistaczaBo si z ka|d chwil. Kira pracowaBa równie ci|ko jak m|czyzni. Tyle w niej byBo godno[ci i hartu, |e pracujcy intuicyjnie przyjmowali jej przywódz- two. Wieczorem zawoBaBa dzieci. Niebo byBo ciche i spokojne. BiaBe chmury pBynBy leniwie, rzeka l[niBa w[ród zieleni falujcym srebrem wody.  Od dzisiaj nazywamy si inaczej  rzekBa.  PrzeszBo[ na zaw- sze umarBa. Ka|demu mówcie, |e z domu zwiecie si Dbrowscy. Tak bdzie najlepiej. Jej spojrzenie zatrzymaBo si przez moment na koronach drzew.  To dobre nazwisko  dodaBa. Nastpnego dnia pojechaBa obejrze okolic. DojechaBa do Berna, maBego miasta, le|cego kilkana[cie kilometrów od miejsca, w któ- rym si zatrzymali. PoszBa do urzdu. Starszy m|czyzna, sprawujcy funkcj burmistrza, dBugo jej wyja[niaB, |e nie powinna si obawia. MówiB, |e nowa Polska zapewni ka|demu obywatelowi wyksztaBce- nie, opiek zdrowotn i dach nad gBow. I nigdy nie utracimy ju| wolno[ci, dodaB ze Bzami w oczach. Zwiat dopiero teraz pozna, ile jeste[my warci. PowiedziaBa mu, |e nie interesuje j [wiat, ale wBasne dzieci i ro- dzina. Wyje|d|aBa szcz[liwa. MijaBa jasne domy, przybrane biaBo- czerwonymi flagami i uradowanych ludzi www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 7 WracaBa póznym wieczorem, gdy las, pokryty nieprzeniknionym mrokiem, zdawaB si tajemniczy i odlegBy, ale powietrze uderzaBo w nozdrza zapachem [wie|ego igliwia, a Jakub, powo|cy, opowiadaB dowcipy, od których si za[miewaBa. Tej nocy, wpatrzona w przytulone do siebie dzieci, po raz pierwszy od wielu miesicy zasypiaBa spokojnie, przekonana, |e jej los nigdy nie stanie si losem Julii i WBodzimierza. Najbli|szych kilka tygodni minBo na nieprzerwanej pracy. W D- bowej Ace zal[niBy biel domy. OsiedleDcy zbudowali par sklepów, niewielk szkoB, maBy ko[cióB, który staB nieu|ywany, poniewa| ksidz miaB dopiero przyjecha. W lipcu troje maBych dzieci zachorowaBo na osp wietrzn. Szybko sprowadzono lekarza i pielgniark, którzy postanowili pozosta w osadzie. Doktor nale|aB do milczków i samotników, unikaB towarzy- stwa, wieczorami rzadko wychodziB z domu. Ale wkrótce zaczB wy- je|d|a w sobie tylko wiadome miejsca. Zauwa|ono, |e lubi kobiece towarzystwo. Pielgniarka byBa mBod, dwudziestoletni dziewczyn. Jej czarne jak wgiel oczy l[niBy rado[ci |ycia. TaDczyBa, [piewaBa i uwodziBa od niechcenia mBodych chBopców. Jednak nie potrafiBa któregokolwiek z nich pokocha i wci| czekaBa na wydarzenie, mogce odmieni jej losy. Kira w pierwszych dniach istnienia Dbowej Aki zajBa si han- dlem. Codziennie rano zawoziBa do miasta kBody drewna, sprzedawa- Ba zioBa i sporzdzone z nich lekarstwa. Zarobione pienidze przezna- czyBa na wystrój domu. KupiBa drogie meble, stare pianino w dobrym stanie, na którym dzieci wygrywaBy wBasne kompozycje, posrebrzany [cienny zegar z kukuBk, porcelanowe naczynia, nici i igBy do szycia, ubranie dla dzieci. Wiecznie zagoniona, skupiona na powikszaniu majtku, nie znajdowaBa czasu na najmniejsze przyjemno[ci, pogr|ajc si bez reszty w wirze codziennych obowizków. Tylko wieczorami zapalaBa w pokoju [wiatBo, siadywaBa przy dzieciach, wpatrujc si w ich twa- rze i szukajc w nich podobieDstw do zmarBego m|a i znajdujc je www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 8 we WBodzimierzu, który miaB równie niebieskie i zamy[lone oczy, patrzce tak, jakby widziaBy co[, czego inni nie potrafi dostrzec.. Niepodobny do ojca fizycznie, wydawaB si niekiedy tak samo odda- lony do rzeczywisto[ci, nieco bezradny i zagubiony. ByB ostro|ny, przypatrywaB si nieznanym ludziom nieufnie, lecz gdy który[ z nich si u[miechnB, powiedziaB par |yczliwych sBów, gotów byB pój[ za nim na dobre i na zBe. Kira uwa|aBa, i| to zBa cecha i sdziBa, |e wcze[niej czy pózniej przyniesie synowi wiele cierpieD. Nocami walczyBa z przeszBo[ci, uciekaBa od wspomnieD, uciekaBa od wszystkich minionych lat, w których nie znajdowaBa nic radosne- go oprócz zgryzoty i niepowodzeD. ZdarzaBy si momenty, gdy przy- pominaBa zostawione za sob domy, twarze i rce, a tak|e sBowa osób od dawna ju| nie |yjcych. My[laBa wtedy, |e los wcze[niej czy póz- niej nie oszczdza nikomu cierpieD i jest jak bagno, którego nie spo- sób omin. Tu| przed przyjazdem do Dbowej Aki przestaBa wierzy w Boga, uznaBa, |e na [wiecie jest za du|o Bajdactw i niesprawiedliwo[ci, aby mógB istnie. Lecz nie zdradzaBa swoich my[li, a dzieci uczyBa wiary, sdzc, |e pomaga przetrwa najgorsze momenty. Poza tym nie wi- dziaBa nic zBego w wypeBnianiu dziesiciu przekazaD. Tyle tylko, roz- wa|aBa, |e [wiat ich nie wypeBnia. Prze|yli[my wielk wojn, podczas której czBowiek raz na zawsze przekre[liB dobro, a kto wie, co nam dalej sdzone... Zwiat za[ toczyB si swoim torem a Dbowa Aka rozwijaBa si z ka|dym miesicem. RozkwitaBa nowymi domami, przyjmowaBa wci| nowych wdrowców, pragncych w jej granicach odnalez swoje ma- rzenia. NapBywali uciekinierzy z Rosji, z Austrii, z Czech, z Niemiec. Ró|niBa ich kultura, przyzwyczajenia, jzyk, niekiedy wiara, BczyBo za[ przekonanie, |e po wielu latach zaborów i niewoli stworz taki kraj, jakiego jeszcze nikt nie widziaB, ojczyzn ludzi wolnych, m- drych i uczciwych. Kira trzymaBa si z dala od wszelkich dyskusji, wieców, zebraD, przekonana, |e do niczego dobrego nie doprowadz. Ale nie zamyka- www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 9 Ba swoich drzwi przed ludzmi, nie odmawiaBa nikomu go[ciny, stara- Ba si pomaga potrzebujcym, lub stawiajcym pierwsze kroki w nowym miejscu. Pod koniec lata pojawiB si w miasteczku Jakub DorniBowicz, m|- czyzna w sile wieku, najwy|ej trzydziestoparoletni, dysponujcy du- |ym kapitaBem, otwart gBow i planami na przyszBo[. Wraz z nim przyjechali robotnicy, zaanga|owani do budowy fabryki. Przybyli równie| pierwsi {ydzi. Zbudowali naprdce synagog, po drugiej stronie rzeki, i par domów, skupionych przy sobie. Wnie[li do Dbowej Aki gwar ró|nobarwnych jarmarków, kolorowych stra- ganów, peBnych tkanin, ubraD, |ywno[ci, wina i misa, wybudowali sklepy, rozwinli z dnia na dzieD handel z okolicznymi miastami. Kira, pamitajca a| za dobrze pierwsze trudne dni, z rado[ci obserwowaBa ów rozwój. WBodzimierz zaczB od wrze[nia chodzi do szkoBy, maBego bu- dynku, wybudowanego przez mieszkaDców Dbowej Aki. WracaB po poBudniu, przejty i zachwycony nowymi wiadomo[ciami. PokazywaB matce litery, których nauczyBa go pani. MówiB z niedowierzaniem o tym, |e ziemia jest okrgBa i mniejsza ni| sBoDce. OpowiadaB o dale- kich krajach, peBnych soczystych nabrzmiaBych owoców i ludzi o od- miennym kolorze skóry. W klasie zaprzyjazniB si z paroma chBopcami. Po skoDczonych lekcjach znikaB z nimi na dBugie godziny, wracaB umorusany i zabBo- cony, szcz[liwy, przepeBniony podziwem dla le[nych ustroni, wspo- minaB opowie[ci przyjacióB o skarbach kryjcych si w dziczy, w[ród ruin starego zamku. Kira sBuchaBa go z obaw, drczyBy j my[li, |e syn wda si w jakie[ fanaberie, chBopice przygody, które odcign go od nauki, a potem uczyni czBowiekiem równie niepraktycznym i niezaradnym jak jego ojciec. ZledziBa bacznie WBodzimierza, wypytujc gdzie byB i z kim si bawiB. MaBa Julia nie sprawiaBa kBopotów, pomagaBa matce w miar swo- ich mo|liwo[ci i zachowywaBa si w przeciwieDstwie do brata nie- zwykle rezolutnie. Niekiedy wydawaBa si nawet za bardzo dojrzaBa www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 10 jak na swój wiek. Wieczorem i rano, zawsze w tych samych godzi- nach, modliBa si do Boga i nigdy nie pozwalaBa sobie na jakiekol- wiek odstpstwa do tego zwyczaju. Potem porzdkowaBa swój pokój, przecieraBa kurze, usuwaBa niepotrzebne rzeczy, doprowadzajc po- mieszczenie do rzadko spotykanej czysto[ci. Podobnie starannie dbaBa o swoj garderob. Bardzo prdko nauczyBa si Bata wszelkie dziury. I nawet wtedy, gdy Kira co rusz zaczBa przynosi jej nowe sukienki, nie zaniedbaBa tego zwyczaju. Pewnego dnia poprosiBa sto- larza, aby zrobiB jej drewnian [wink z maB dziur na grzbiecie, i zaczBa do niej wrzuca ka|dy grosz, podarowany jej przez matk. Kira byBa pewna, |e maBa wyro[nie na zaradn kobiet. Je[li o co si baBa, to o zdrowie Julii, która czsto chorowaBa na angin, dBugo potem dochodzc do zdrowia. Wieczorami przez jej dom przewijaBo si mnóstwo osób, zarów- no bogatych, jak i biednych, zaprzyjaznionych z sob przez wspólny trud wznoszenia miasta. Opowiadano sobie o przeszBo[ci, zastana- wiano si nad przyszBo[ci. Kobiety gawdziBy o dzieciach, m|czyzni o partiach politycznych, o wyborach do sejmu, o parcelacji ziemi. Pózniej gdy w miasteczku powstaBa liczna grupa nowobogackich, biedniejsi przestali odwiedza domostwo Kiry, ró|nice w pogldach byBy za du|e, aby mogli si porozumie. Okres spokojnego, przepeB- nionego wzajemnym zrozumieniem |ycia, odchodziB w zapomnienie. Jakub DorniBowicz byB staBym go[ciem Kiry. PrzychodziB ka|dego wieczora, siadaB przy fili|ance herbaty i milczaB przez kilkadziesit minut wpatrzony w jej twarz i zasBuchany w jej sBowa. WiedziaBa, |e mu si podoba, ale nie zamierzaBa zmienia swojego losu. Przyzwy- czaiBa si do samotnych nocy i nie chciaBa dla dzieci przybranego ojca. DorniBowicz zrezygnowaB z budowy fabryki i zajB si aptekar- stwem. WybudowaB pikny pawilon, nawizaB kontakty z handlow- cami ze stolicy, zakupiB u nich lekarstwa, potem zatrudniB par osób i otworzyB aptek. PrzyjmowaB równie| zioBa od Kiry, która dziki te- mu znacznie zwikszyBa obroty i majtek. Wkrótce zaproponowaB jej wspólne prowadzenie interesu, na co bez wahania si zgodziBa. www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 11 WBodzimierz w tym okresie po raz pierwszy do[wiadczyB nietole- rancji i nienawi[ci. Do jego klasy chodziBy dzieci z najró|niejszych rodzin, zamo|nych i biednych, ale nie byBo po[ród nich dzieci |ydow- skich, majcych swój [wiat, rozcigajcy si po drugiej stronie rzeki. Tam pobieraBy w jaki[ tajemny sposób, o którym WBodzimierz nic nie wiedziaB, nauk. Tam modliBy si do tego samego niby Boga, lecz cokolwiek innego. Tam wreszcie bawiBy si i [miaBy, lecz wszystko to, o tym byB prze[wiadczony, robiBy inaczej. TkwiBa w tym tajemnica. Dalekie domy przycigaBy jak magnes. Jednak |adne ze znanych WBodzimierzowi dzieci nie zapuszczaBo si na drugi brzeg rzeki, wic i on unikaB wdrówek w tamte strony. W klasie pojawiB si szczupBy wysoki chBopiec o ciemnych wBosach i czarnych, rozmarzonych oczach. MiaB na imi Szymon, nazywaB si Rabinowicz. SpogldaB zaczepnie, do nikogo si nie odzywaB, i od razu pobiB si z WBodzimierzem. Walczyli jak dwa koguty, wreszcie opadli z siB. PrzyszBa wychowawczyni, wytargaBa ich za uszy, kazaBa si wzajemnie przeprosi, co uczynili z wielk niechci. Pózniej po- sadziBa obcego z WBodzimierzem. OkazaBo si, |e Szymon dobrze sobie radzi z matematyk, a tak|e Badnie [piewa. WBodzimierz nawet nie zauwa|yB, kiedy wzajemna niech przeksztaBciBa si w przyjazD, przerwan wiele lat pózniej, gdy znany im [wiat wybuchnB niczym balonik. Po zakoDczonych zajciach odprowadzaB Szymona do mo- stu, patrzyB jak drobna posta kolegi rozpBywa si w wieczornym póBmroku, po czym szybkim krokiem wracaB do domu. Którego[ dnia chBopiec ze starszej klasy zapytaB WBodzimierza, dlaczego przyjazni si z {ydem. OdparB, |e nikogo takiego nie zna.  Jak to nie znasz?  roze[miaB si tamten, wydymajc z pogard policzki.   Przecie| codziennie was widuj . Tak WBodzimierz dowiedziaB si, |e jego przyjaciel jest inny. Ale pogodziB si z tym i nie przywizywaB do tego najmniejszej wagi, bo Szymon byB pracowity, zaradny i zachowywaB si tak, jak chBopiec w jego wieku, zdaniem WBodzimierza, powinien si zachowywa. Nim jednak z|yB si z odmienno[ci kolegi, zapytaB o to, czy naprawd jest {ydem. Szymon na chwil umilkB, potem spojrzaB mu w oczy i odpo- www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 12 wiedziaB, |e owszem, |e jest. WBodzimierz poczuB si nieswojo. Jed- nak twarz Szymona wygldaBa tak samo jak zawsze, tak samo spo- gldaB naD swoimi ciemnymi oczyma, w tej chwili zachmurzonymi, troch zagniewanymi.  Wy nie wierzycie w Boga?  zapytaB WBodzimierz. SBoDce o[wietlaBo twarz Szymona, igraBo cieniem li[ci na jego policzkach, wiatr rozwiewaB ciemne wBosy chBopca.  Wierzymy  odpowiedziaB.  Przestrzegamy prawa, które Bóg powierzyB Moj|eszowi.  My te|. Dlaczego wic nie chodzimy do tego samego ko[cioBa?  Bo my wci| czekamy na mesjasza. Nie wierzymy, aby nim byB Jezus Chrystus. Rozmawiali bardzo dBugo. Szymon opowiedziaB przyjacielowi o wielu sprawach. WBodzimierz usByszaB o |yciu wspólnoty |ydowskiej i o mdrym czBowieku, nazywanym rabinem. DowiedziaB si, i| ojciec Szymona postpuje inaczej ni| pozostali {ydzi. Nie chodzi do bo|ni- cy, ma wBasne teorie, potrafi wytBumaczy ka|d rzecz, uwa|a, |e Szymon powinien zdoby wyksztaBcenie w polskich szkoBach, pozna dobrze polski jzyk, polsk kultur, a w przyszBo[ci zosta prawni- kiem. WBodzimierz, gdy zostawaB sam, czsto wspominaB ojca. Pewnego dnia, wiedziony nieodpartym pragnieniem, wykopaB w lesie mogiB, przyozdobiB wyrzezbionym przez siebie krzy|em i wyryB na nim imi ojca. Raz w tygodniu przychodziB na le[n polan, klkaB przy kopcu, rozmawiaB z Tadeuszem. OpowiadaB mu o wszelkich problemach, zapytywaB o rady. WierzyB, |e po takiej rozmowie ojciec uka|e mu si we [nie, odpowie na wtpliwo[ci. A zwBaszcza na te dotyczce jego losów po[miertnych, bo WBodzimierz sByszaB niejeden raz, |e samo- bójcy nie znajduj spokoju po [mierci, zostaj skazani na wieczne potpienie, na zapomnienie przez Boga. Bardzo pragnB, aby byBo inaczej, zamierzaB nawet poprosi o wyja[nienia ksidza, lecz baB si odpowiedzi i wci| zwlekaB z wizyt. www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 13 ZdawaBo mu si, |e jego ojciec pozbawiony bo|ego miBosierdzia, nie pochowany w po[wiconej ziemi, kr|y samotnie po lesie, da- remnie oczekujc spokoju, wci| na nowo prze|ywajc swój dramat, z powodu którego odebraB sobie |ycie. W poBowie pazdziernika Jakub DorniBowicz postanowiB poprosi o rk Kir. W interesach osigaB sukcesy, powikszaB ka|dego dnia fortun, jednak wieczorami, kiedy odchodzili znajomi, przychodziBa doD samotno[, przychodziB strach o zdrowie. DorniBowicz, nim na dobre osiadB w Dbowej Ace, walczyB przez dBugie lata o niepodlegBo[. BraB udziaB w najró|niejszych demon- stracjach i wiecach, agitowaB, pisaB odezwy kompromitujce Rosjan. Potem przeszedB piekBo pierwszej wojny [wiatowej, walczyB po stro- nie Austrii przeciw Rosji. ZostaB ranny. DostaB si do niewoli, z której uciekB, zabijajc trzech mBodych Rosjan. Po odzyskaniu przez Polsk niepodlegBo[ci wróciB do Warsza- wy, zatrzymaB si u krewnych. Potem wyjechaB, aby rozpocz nowe |ycie, znalez odpowiedni kobiet, zaBo|y rodzin. Kira przypadBa mu do gustu. ByBa samodzielna, pracowita i za- radna, nie ulegaBa przeciwno[ciom losu. To |e jest wdow i ma dwoje dzieci, zupeBnie mu nie przeszkadzaBo. Nie mógB za wiele wymaga, bo ju| nie byB mBodzieniaszkiem. CzuB si sBabiej, czsto bolaBo go serce, utykaB na jedn nog. Czas wydawaB si najwy|szy po temu, by si ustatkowa. Nocami ukBadaB w my[lach sBowa, którymi poprosi Kir o rk. Jednak rano, kiedy wybieraB si speBni swoje zamiary, odwaga nagle go opuszczaBa. WracaB zBy na siebie, rzucaB si w wir najró|niejszych spraw, byleby tylko zapomnie o niepowodzeniu. Ale w koDcu zrealizowaB swój zamiar. WstaB bardzo wcze[nie. W Bazience, skupiony na goleniu, pod[piewywaB sentymentalne piosen- ki. Potem natarB skór wod koloDsk, zakupion specjalnie na t okazj w stolicy. ZjadB w ciszy i spokoju [niadanie, wci| przygoto- wujc si do chwili, która wkrótce miaBa zaistnie. ZakoDczywszy posiBek wBo|yB biaB, starannie odprasowan koszul, ciemny pr|- kowany garnitur z jedwabiu: rzecz nadzwyczaj eleganck i bardzo www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 14 dopasowan. U[miechnB si do siebie, kiedy wspomniaB starego krawca z ulicy Krótkiej, który przez par miesicy biedziB si nad swoim dzieBem. DzieD byB bardzo Badny, pogodny. Rzeczywisto[ ciepBo si doD u[miechaBa w postaci sBoDca na bezchmurnym niebie. Kwiaciarka spojrzaBa wyrozumiale, gdy si zatrzymaB przy jej straganie i poprosiB o bukiet ró|.  To szcz[liwy poranek dla pana  oznajmiBa.  Je[li Bóg da  odparB. SzedB wolno czystymi, przestronnymi ulicami, za- stanawiajc si nad tym, ile w ludziach musiaBo by wiary, a tak|e nadziei, skoro w krótkim czasie wznie[li tak pikne miasto.  Taki w przyszBo[ci bdzie caBy kraj , pomy[laB. Kira, ubrana w biaB dBug sukni, przyjBa go uprzejmie, lecz opu[ciBa zmieszana oczy, gdy podaB jej za pleców kwiaty. Od razu pojBa z czym przychodzi i baBa si momentu, w którym zniszczy kwitnc Bk jakubowych marzeD, urazi mskie ambicje, straci wspólnika.  Je[li przyszedB pan mnie prosi o rk powiedziaBa to odpo- wiem odmownie... ZamarB, zbladB, przykurczyB si w sobie, starajc si ze wszystkich siB zapanowa nad zamieszaniem. Jednak powieka dr|aBa mu ner- wowo, a dBonie gorczkowo bBdziBy przy kieszeniach.  CzBowiekowi ci|ko samemu  rzekB pod dBu|szej chwili, spo- gldajc Kirze w oczy.  Wszystkim ludziom jest ci|ko u[miechnBa si lekko. A ja przyzwyczaiBam si do samotno[ci, dlatego nie chc jej zmienia. Nie chc, aby byBo inaczej. ZostaDmy przyjacióBmi.  Tak  odparB machinalnie. PrzeprosiB j, odwróciB si, zamknB za sob drzwi, my[lc przy tym, |e wraz z nimi zamyka swoje nadzieje. WracaB do domu, nie odpowiadajc na pozdrowienia znajomych, wci| powtarzaB po cichu sBowa, które wymówiBa ona, które wymówiB on. Rozmowa pomidzy nimi potoczyBa si caBkowicie inaczej, ni| so- bie zaplanowaB. Powinien jej wytBumaczy jak bardzo zale|y mu na www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 15 dzieciach, na rodzinie. Wówczas na pewno przyjBaby go przychyl- niej, nie odtrciBa, a przynajmniej nie pozbawiBa szans. TrawiBa go wewntrzna gorczka. WróciB wzburzony, kr|yB po pokojach, wci| od nowa rozpamitujc sytuacj. Wreszcie usiadB w fotelu, znieruchomiaB, odpBynB w sobie znane tylko przestrzenie i zmczony trudnym dniem usnB, [nic o wBasnym [lubie z Kir. Byli szcz[liwi, dzieci rozradowane, ko[cióB wypeBniony po brzegi przyja- cióBmi. Kiedy si przebudziB, bezskutecznie starajc si chocia| przez moment zatrzyma rado[ przyniesion przez majak, staB przed nim sBu|cy z informacj, |e przyszli jacy[ ludzie. KazaB wprowadzi ich do pokoju go[cinnego. PrzyczesaB wBosy, otrzepaB ubranie i poszedB zobaczy w czym rzecz. Go[cie siedzieli na kanapie, przytuleni do siebie, brudni, obszar- pani i zapewne gBodni. PrzypatrywaB im si ze zdziwieniem, nie mo- gc w |aden sposób zrozumie powodu ich wizyty. Pomy[laB, |e przy- chodz |ebra o pienidze.  Nie potrafi wam pomóc... M|czyzna podniósB gBow.  Nazywam si Piotr DorniBowicz  powiedziaB.  To moja córka, Maria. Jeste[my pana rodzin. Przyjechali[my z Rosji...  Mówi prawd , pomy[laB Jakub.  Ojciec miaB brata, który zostaB wywieziony na dalek Syberi, a potem [lad po nim zaginB .  Musicie odpocz  odparB wzburzony.  Porozmawiamy jutro, jutro wszystko mi opowiecie. ZawoBaB sBu|cego, sam pomógB wnie[ rzeczy przybyszy, pokazaB im pokój, pózniej siedziaB do biaBego [witu, przywoBujc przed oczy obrazy z dawnych lat, ledwo uchwytne twarze, niknce sBowa... Prze- cie| nigdy ich nie widziaB. {yli z dala od siebie, oddzieleni kiedy[, oddzieleni przypadkiem, zapltani w gszczu wBasnych szcz[ i nie- powodzeD. Jednak co moment wracaB w my[lach do Kiry. Rozgoryczenie i ból narastaBy, gdy wspominaB, jakie miaB do tej pory |ycie: oto tuBacza i wygnaDca, wiecznego buntownika. A wszyst- ko dla ojczyzny, dla przyszBych pokoleD. Tyle bólu, tyle dni i nocy www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 16 spdzonych w okopach, niekiedy w gBodzie. I teraz, gdy sdziB, |e los daB mu szans, byB prawie tego pewien, los z niego zakpiB. PróbowaB powiedzie sobie, |e s inne kobiety, niemniej pikne, niemniej zdolne i pracowite ni| Kira. Có| std, odpowiadaB wewntrzny gBos, to nie zmieni tego, co zaistniaBo. Chwilami zdawaBo mu si, |e ju| umarB, |e wszystko jest wyBcznie pozorem, wraz z nim samym, igraszk niezbadanych siB natury, o których on nic nie wie i wiedzie nie chce, bo nic mu niepotrzebne. Czas pBynB nieubBaganie do przodu, a on, rozgorczkowany emo- cjami, nie potrafiB uciec od swoich rozmy[laD nawet w sen. Kiedy DorniBowicz zamknB za sob drzwi, Kira podeszBa do lu- stra, przyjrzaBa si w nim po raz pierwszy od wielu tygodni... Odtrci- Ba m|czyzn, gdy| tak jej kazaB postpi instynkt, wewntrzny gBos. Wieczorami, chocia| tego nie chciaBa, towarzyszyB jej Tadeusz, cho- dziB za ni krok w krok, przepraszajc za swoj przedwczesn [mier. WidziaBa przed sob jego twarz, jego oczy, sByszaBa jego gBos. Rozu- miaBa, |e od miBo[ci tak wielkiej, nawet tragicznie przerwanej, nie ucieknie do koDca swoich dni.  Bo ludzie , my[laBa,  wci| si zmieniaj, s niczym rzeka, inni ka|dego dnia, i wreszcie na zawsze gdzie[ nikn, ale przecie| uczucia pozostaj... Nie mogBa tylko przed sob ukry, |e nocami jej ciaBo rozpalaj namitno[ci, |e szuka przy sobie m|a, znajdujc puste miejsce.  Kiedy[ to minie , sdziBa,  kiedy[, gdy bd stara . Jednak Jakub DorniBowicz schlebiB jej. Wci| podobaBa si m|- czyznom. Tylko nie sdziBa, |e zauroczy Jakuba do takiego bólu, do takich wzruszeD. Có|, byB uczciwym czBowiek. PragnB uBo|y sobie przyszBo[ i j, Kir, widziaB jako wspóBtowarzyszk. Nad ranem zachorowaBa Julia. SBu|ca przybiegBa krzyczc, |e dziewczynka jest rozpalona, majaczca, gadajca przez malign. Kira pobiegBa do maBej czym prdzej, zamierajc z przera|enia, kiedy uj- rzaBa, co si z ni dzieje. Nagle wyczuBa w domu [mier, usByszaBa jej ciche kroki, jej zimny oddech. UsByszaBa, jak wolno przybli|a si do Bó|eczka Julii, pragnc zimn dBoni dotkn jej czoBa. Natychmiast pobiegBa po lekarza, który mieszkaB o par domów dalej. www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 17 ZbudziBa MieczysBawa Korycza, kiedy le|aB wtulony gBow w pier[ kochanki, jednej z wielu, które mignBy cieniem przez jego trzydzie- stoletnie |ycie. Korycz sBuchaB w milczeniu sBów przybyBej, zaBo|yB na siebie ubra- nie, nie krpujc si najzupeBniej jej obecno[ci. WziB ci|k ciemn walizk z przyborami i poszedB za Kir. Na miejscu przyBo|yB do piersi Julii zimn sBuchawk, wysBuchaB rytmu serca, zrobiB zastrzyk, wypisaB recept, obja[niajc przy tym, jakie lekarstwa zapisuje i jak nale|y je podawa dziewczynce.  To zapalenie pBuc  powiedziaB.  Nic powa|nego, je[li zastosuje si pani do moich rad . ZaprosiBa go na kaw. PiB j powoli, w widoczny sposób delektujc si jej smakiem, przygldaB si uwa|nie Kirze, jakby w niej co[ oce- niaB lub badaB. Ona za[, pomimo opowie[ci o dzieciach i o pracy, wci| byBa zakBopotana.  Nie chciaBam naruszy pana prywatno[ci rzekBa.  Nic pani nie naruszyBa  odparB.  To tylko kochanka.  Ach, tak... zarumieniBa si. UmilkBa. SBowa Korycza rozdra|niBy j, odebraBy poczucie bezpie- czeDstwa, do którego przywykBa.  Przyzwoity m|czyzna , analizowa- Ba,  nie powinien tak si wyra|a o kobiecie, zwBaszcza w obecno[ci drugiej, do tego prawie sobie nie znanej . Korycz u[miechnB si, jakby odgadB jej my[li, nic jednak nie po- wiedziaB. PodzikowaB za go[cin, po|egnaB si i zniknB, zostawiajc j sam, zdenerwowan rozwojem wydarzeD.  Có| to za dziwny i bezceremonialny czBowiek , rozmy[laBa, przygotowujc si do snu. Jakub DorniBowicz byB nieprzekonany, |e przybyli to jego rodzina. Im dBu|ej rozwa|aB nad nocnym wydarzeniem, tym bardziej upew- niaB si w prze[wiadczeniu, |e ci ludzie go oszukuj. Jednak rano starszy m|czyzna, Piotr DorniBowicz, wyprzedzajc jego wtpliwo- [ci, udowodniB swoje racje. PrzedstawiB dokumenty nie budzce naj- mniejszych wtpliwo[ci. Potem opowiedziaB o swoich dziejach. WBadze rosyjskie, za dziaBalno[ spiskow, na par lat odebraBy mu wolno[  jak wszyscy bowiem z DorniBowiczów walczyB o odzy- www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 18 skanie niepodlegBo[ci i osadziBy w jednym z Bagrów na dalekiej Sy- berii. Po trzech latach znalazB sposobno[ do ucieczki, gdy przeno- szono go do innego obozu. Zcigany przez carskie sBu|by umknB im, nastpnie osiadB w jednym z miast póBnocnej Ukrainy. Tam dorobiB si majtku, o|eniB, doczekaB dzieci. I wci| marzyB o wolnej Polsce. Czasy jednak robiBy si niespokojne, a on nie chciaB ju| tak ryzyko- wa jak niegdy[, gdy| nie byB sam, miaB syna i córk. W Rosji wybuchBa rewolucja. Rozw[cieczeni bied ludzie, podbu- rzeni i omamieni przez komunistów, ruszyli tBumem, aby zburzy stary porzdek i stworzy nowy.  Wymordowali carsk rodzin. Najpierw rozstrzelali dzieci, pózniej ich matk, wreszcie, aby dopeB- ni sprawiedliwo[ci, ojca. Tak rozpoczli budow nowego [wiata  mówiB Piotr  w którym raz na zawsze miaBy zapanowa rzdy ro- botników . Pod ciosami siekier padaBy cerkwie, ginli duchowni, ugodzeni kul w tyB gBowy. W mgnieniu oka ludzie z nizin spoBecz- nych stawali si elit, a arystokraci ndzarzami. WBadz nad robot- niczym ruchem przejli politycy gotowi na wszystko, byleby zreali- zowa swój wieczny sen o szcz[ciu ludzko[ci. Lecz na drodze do tego szcz[cia, twierdzili, trzeba wypleni stary porzdek. Trzeba powie- dzie dotychczasowym niewolnikom, ogBupionym przez panów, prawd. Nale|y im powiedzie, |e nigdy nie byBo i nie bdzie Boga, |e go stworzono wraz z religi po to, by trzyma w ryzach zniewolone masy. Dlatego trzeba rozprawi si z duchowieDstwem, zniszczy dotychczasow kultur, zbudowa now, w której ludzie na zawsze bd sobie równi. Której[ nocy czerwoni, zapatrzeni w swoje wizje, przyszli do domu Piotra. Roztrzaskali meble, zaBatwili swoje potrzeby na dywany, wy- nie[li ze [miechem biaBy francuski fortepian, ulubiony instrument Klary, |ony Piotra. TaDczyli na nim skoczne taDce, przytupywali w brudnych, zabBoconych buciorach, pili samogon, wreszcie znu|eni caBonocn libacj, przepeBnieni poczuciem wa|no[ci swojej misji, kazali si ustawi caBej rodzinie DorniBowiczów. Ogldali ze zdziwie- niem i niedowierzaniem czarne, spracowane rce Piotra, wcze[niej www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 19 sdzc, |e bd biaBe jak [nieg. Kiwali ze zrozumieniem gBowami, gdy dBonie pozostaBej rodziny speBniBy ich oczekiwania. Piotra przywizano do sBupa, wysmagano rózgami, aby zrozumiaB swój grzech i powróciB do takiego |ycia, jakie przynale|y osobie o takich palcach jak on. Potem dowódca rewolucjonistów kazaB mu wybiera pomidzy [cierwem, tutaj wskazaB na dzieci, mówic przy tym, i| nie zabije ich obojga tylko dlatego, |e kiedy[ ich ojciec poznaB smak prawdziwej roboty. Malutka Maria patrzyBa szeroko otwartymi oczyma i pBakaBa, zaciskaBa pistki, tuliBa si do matki.  Niech |yje dziewczynka  rzekB czerwony oficer.  ChBopcy s niebezpieczniej- si  dodaB. Zygmunt umarB w tej chwili wraz z matk. {oBnierze przez wiele godzin ucztowali w domu Piotra, opijajc koniec jeszcze jednego z wrogów ludu. Który[ z nich wyszedB pod osBon nocy, odnalazB bezwoln Mari, przytulon do martwej matki, i zgwaBciB. Piotr sByszaB sBabe, mdBe popiskiwania córki. Nad ranem Sowieci wleli weD samogon, odwizali od sBupa i zo- stawili na ziemi czerwonej od krwi, odje|d|ajc z wesoBymi pokrzy- kiwaniami w dalsz drog. Piotr oprzytomniaB blisko poBudnia. DoczoBgaB si do zakrwawio- nej córki. ZnalazB w sobie siBy na tyle, aby wnie[ Mari do domu i ponownie zemdlaB. SzarzaBo, kiedy znów odzyskaB zmysBy. WyszedB na dwór, wykopaB z trudem pBytki dóB, w którym pochowaB |on oraz synka. Pózniej wróciB do Marii i ju| nie odstpiB dziewczynki na krok. Po dwóch dniach, gdy maBa przestaBa gorczkowa, ruszyli oboje w drog, ma- jc zaprowadzi ich do Polski. Wieczorami, kiedy przystawali, aby odpocz, Piotr modliB si gorczkowo do Boga, aby pomógB mu w trudnej godzinie, aby ocaliB dziecko, je[li jemu bdzie sdzone zgi- n. Klara i Zygmunt ocknli si zaraz po odej[ciu bliskich. Zobaczyli swoje zakrwawione ciaBa, zBo|one w ziemi, kr|yli nad nimi jak czar- ne wrony, próbujc bezskutecznie przedrze si przez zasBony, od- dzielajce ich od [wiata |ywych. Zawieszeni po[ród mgieB i cieni czuli www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 20 nieustanny ból rozBki, ból niespeBnienia dni, które powinny zaist- nie... Jakub DorniBowicz przyjB rodzin. Samotny dom, wypeBniony smutkiem, o|yB. Maria przemierzaBa ogromne pokoje w sobie tylko wiadomych celach. Nie zachowywaBa si jak normalne dziecko, cie- kawe [wiata i ludzi. Jakub próbowaB nawiza z ni kontakt, lecz nie potrafiB. PatrzyBa naD du|ymi, wiecznie przestraszonymi oczyma i przystpowaBa z nó|ki na nó|k, jakby proszc, aby zostawiB j w spokoju. Piotr, dziki pomocy Jakuba, znalazB prac w starym antykwa- riacie, poBo|onym w centrum miasta, przy ulicy Juliusza SBowackie- go. ZarabiaB niewiele, ale byB zadowolony. Kiedy wracaB, po[wicaB reszt czasu córce. WychodziB z ni na spacery nad rzek albo szedB do miasta, w którym, za odBo|one pienidze, kupowaB barwne ubran- ka i buciki. PatrzyB na dziecko przestraszony jego ucieczk przed [wiatem. Sam równie| nie potrafiB przed nim uciec. Czsto szedB do ko[cioBa, próbowaB w cieniu Baw odnalez spokój, pojedna si z Bogiem, od- powiedzie sobie na pytania, tkwice w jego umy[le niczym choroba. Z Jakubem rozmawiaB rzadko Spotykali si przy obiadach i kola- cjach, wymieniali zdawkowe uwagi o polityce, o nowym rzdzie, o strajkach chBopów, o parcelacji ziemi, o losie arystokracji Obaj sdzi- li, |e jest za du|o krzywdy, |e przywódcy zanadto my[l o wBasnej kieszeni, o wBadzy, a za maBo o losie drugich ludzi. Jakub pojmowaB, |e Piotr ucieka przed przeszBo[ci. Niekiedy pragnB si doD przybli- |y, opowiedzie mu o swojej samotno[ci. Gdy ju| zaczynaB, we- wntrzny gBos nakazywaB mu przesta. DochodziB do wniosku, |e lka si niezrozumienia i odrzucenia. W pierwszych dniach grudnia, gdy wiatr zaczB zawiewa coraz zimniejszymi podmuchami, a lodowaty deszcz chBostaB codziennie po twarzy, rzeka przyniosBa do miasta ciaBa piciu m|czyzn bez gBów. Topielców odnalazB jeden z |ydowskich chBopców, zawiadomiB rodzi- ców, ci policj. Przeprowadzono wnikliwe [ledztwo, rozesBano po kraju fotografie martwych, szukajc nadaremnie jakichkolwiek o www.e-bookowo.pl Mariusz Kwiatkowski: Aowca gwiazd | 21 nich informacji. Na komend przybywali ró|nego rodzaju jasnowi- dzcy i wró|biarze, oferujc swoj pomoc w rozwizaniu niewiado- mego. Jeden z nich twierdziB, |e zabici s szlachcicami, zamordowa- nymi przez chBopów, pragncych zemsty za wieloletni krzywd. In- ny opowiadaB o rytualnym mordzie. Jeszcze inny o partyjnych pora- chunkach komunistów. Zagadka pozostaBa nierozwizana. Piciu m|czyzn pogrzebano ukradkiem przy cmentarnym murze. Poza grabarzami nikt nie uczestniczyB w smutnej ceremonii. W styczniu WBodzimierz po raz pierwszy, za zgod matki, odwie- dziB Szymona. SzedB wraz z nim ulicami przyprószonymi pierwszym noworocznym [niegiem. PrzygldaB si ciekawie ruchliwym {y- dom, spieszcym w najró|niejsze strony, ich biednym domom i sklepom. DoszedB do wniosku, |e jest to inny [wiat ni| jego, po dru- giej stronie rzeki, lecz nie a| tak bardzo. Rodzice Szymona przyjli go ostro|nie, jednak uprzejmie. Popro- szono WBodzimierza do pokoju, poczstowano herbat i ciastkami. Posadzono go przy stole, obserwujc, badajc. On tak|e przypatry- waB si matce i ojcu Szymona, przypatrywaB si meblom, firanom, zniszczonym, lecz czystym podBogom, wysprztanym ktom.  Ciesz si, |e nas odwiedziBe[ powiedziaB gospodarz PrzyszBa siostra Szymona, mBodsza odeD o rok Estera, [liczna czarnowBosa dziewczynka o bByszczcych niczym gwiazdy oczach i figlarnie zadartym nosku. Witajc si z WBodzimierzem wycignBa nie[miaBo dBoD, a on zapamitaB ów gest na zawsze, po czym na pole- cenie matki wyszBa do sklepu. Rodzice Szymona ostro|nie wypytywali WBodzimierza, który od- powiadaB szczerze, a umilkB dopiero wówczas, gdy rozmowa zboczyBa na temat jego ojca. Po dBu|szej chwili, nabrzmiaBej wyczuwalnym dla wszystkich wstydem i cierpieniem, powiedziaB, |e nie |yje. Nie potrafiB nad sob zapanowa, rozpBakaB si. NastaBa kBopotliwa cisza. Rodzice Szymona spogldali po sobie, zaskoczeni niespodzie- wan reakcj chBopca. Wreszcie stary Rabinowicz przysiadB si do WBodzimierza, przytuliB go i delikatnie pogBaskaB po gBowie. www.e-bookowo.pl

Wyszukiwarka