komunizm historiografia wobec polityki ipn










IPN - POLITYKA WOBEC HISTORII, HISTORIOGRAFIA WOBEC POLITYKI: PRL i III RZECZPOSPOLITA







POLITYKA WOBEC HISTORII, HISTORIOGRAFIA
WOBEC POLITYKI: PRL i III RZECZPOSPOLITA




9 października 2001 r. odbyła się dyskusja wokół tez dr. hab. Andrzeja
Friszke zawartych w artykule Spór o PRL w III Rzeczypospolitej (1989-2001), który
ukaże się w pierwszym numerze przygotowywanego do druku periodyku naukowego
IPN "Pamięć i Sprawiedliwość". Uczestniczyli w niej oprócz
Autora: dr hab. Edmund Dmitrów, dr Antoni Dudek, dr hab. Paweł Machcewicz,
prof. dr hab. Andrzej Paczkowski oraz prof. dr hab. Jerzy Wiatr. Poniżej
publikujemy fragment tej obszernej, wielowątkowej dyskusji.

[...]
Jerzy Wiatr - Powiem, dlaczego rok 1981 jest takim szczególnie kontrowersyjnym punktem
w naszej dyskusji. Po pierwsze, jego chronologiczna bliskość powoduje, iż w tę
dyskusję angażują się także ludzie młodsi. Dla mnie zarówno rok 1981, jak
i 1956 są częścią mojej biografii. Rozumiem jednak, że dla części panów
1956 r. to są "czasy napoleońskie", a 1981 r. jest częścią panów
biografii. Rozumiem, że to może stwarzać napięcie. Jest jednak coś głębszego.
W 1956 r., i to chyba najbardziej odróżnia 1956 rok od roku 1981, żadna
istotna część społeczeństwa polskiego nie opowiadała się za obaleniem
systemu i zerwaniem ze Związkiem Radzieckim. [...]
Natomiast w 1981 r. sytuacja była inna. Większość politycznie czynnych Polaków,
niekoniecznie ogół społeczeństwa, domagała się zasadniczej zmiany systemu.
[...] W 1956 r. rządzący mieli spore pole manewru, które Gomułka i jego
ekipa wykorzystali. [...] W 1981 r. pole kompromisu właściwie zniknęło. W
momencie kiedy Jaruzelski nie mógł zrealizować jakiejś koncepcji współrządzenia,
alternatywą był albo stan wojenny, albo interwencja. [...] Jest to punkt
widzenia subiektywny, pochodzący od człowieka, który był w te wydarzenia
zaangażowany. [...]
Inną kwestią odróżniającą 1956 r. od 1981 r. jest fakt, iż po 1956 r.
Gomułka zmarnował efekty 1956 r., podczas kiedy po 1981 r. Jaruzelski nie
zmarnował możliwości, które tkwiły w stanie wojennym. Nie tylko dzięki
doprowadzeniu do "okrągłego stołu". [...] Gdyby jednak nie doszło
do "okrągłego stołu" i zatrzymać się nad rozwojem wydarzeń do
roku 1986, to i tak w ciągu 5 lat po wprowadzeniu stanu wojennego Polska zmieniła
się w istotny sposób na lepsze. W ciągu 5 lat po 1956 r. Polska w istotny
sposób zmieniła się na gorsze. [...]

Andrzej Paczkowski - Nie mogę zgodzić się z tezą pana profesora Wiatra, że w 1956 r. większość
społeczeństwa nie opowiadała się za odrzuceniem systemu komunistycznego i
nie występowała przeciwko ZSRR. Faktycznie, zachowania opisywane przez pana
profesora były charakterystyczne dla środowisk elitarnych, które dominowały
na wiecach i zgromadzeniach. Mamy jednak takie fakty, jak demonstracje pod
konsulatami radzieckimi czy niszczenie urządzeń zagłuszających, które mogły
stać się zapowiedzią ostrzejszych wystąpień. [...] Dodajmy, że nie miały
one charakteru demokratycznego, ale raczej narodowy i antysowiecki. To wszystko
zostało zahamowane przez interwencję sowiecką na Węgrzech. [...] Społeczeństwo
przestraszyło się. Nie bez znaczenia była też postawa kardynała Wyszyńskiego,
który odmówił wsparcia wyraźnie antykomunistycznego nurtu.
[...] Nie mogę się zgodzić z tezą, że w 1981 r. ruch solidarnościowy chciał
obalić system. Był to tylko jeden z nurtów w "Solidarności", który
faktycznie zaczął przybierać na sile od połowy 1981 r., ale wcześniej był
słaby. Ruch solidarnościowy zmierzał raczej do istotnej korekty systemu.
[...] Uważano, że powinna to być jakaś głęboka reforma systemowa oparta na
zasadzie porozumień społecznych i odejścia od monopolu władzy PZPR. Wydaje
się - tu jestem w jakimś stopniu adwokatem centrum władzy - że trudno było
rządzącym odnieść się pozytywnie do tych planów, gdyż nie było
przyzwolenia Moskwy dla reformy systemowej. Brak klimatu międzynarodowego
sprzyjającego zmianom odróżniał lata 1980-1981 od wydarzeń październikowych.
[...] Odnosząc się z kolei do stwierdzenia pana profesora, że generał
Jaruzelski nie zmarnował czasu po wprowadzeniu stanu wojennego, myślę, że również
tu trzeba mieć na uwadze czynnik zewnętrzny. Generał Jaruzelski nie mógłby
doprowadzić do "okrągłego stołu", gdyby nie było Gorbaczowa w
Moskwie.
Tu z kolei dotykamy kwestii suwerenności. Wydaje się, że po 1956 r. większość
decyzji państwowych, często fatalnych, była podejmowana nad Wisłą, zapewne
po wcześniejszych konsultacjach. Suwerennie została również podjęta tak ważna
decyzja, jak podpisanie porozumień sierpniowych. Zakres tej suwerenności nie
był jednak tak znaczny, by podejmować próby wprowadzenia istotnych korekt
ustrojowych. Moskwa ostro atakowała rewizjonizm czy potem eurokomunizm jako
"kapitalistyczną dywersję". Musiały dopiero zajść głębokie
przemiany w ZSRR, by polscy reformatorzy, czy jak ich określaliśmy:
"realiści", mogli zacząć wprowadzać swoje koncepcje w życie.

Antoni Dudek - Odniosę się do kwestii poruszonych wcześniej przez pana profesora
Wiatra. [...] Różnica między nami tkwi w pewnych fundamentalnych sprawach,
ale tkwi również w słowach. Pierwszą kwestią jest podnoszona przez pana
profesora - w artykule opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" - teza o
rzekomym monopolu prawicy w środkach masowego przekazu, monopolu na formułowanie
ocen PRL. Z takim postawieniem sprawy się nie zgadzam, bo to uprawnia do
czynienia analogii z epoką PRL, gdzie mieliśmy do czynienia z rzeczywistym
monopolem jednej opcji w dyskusjach publicznych. Zgadzam się natomiast z
bardziej wyważoną wypowiedzią pana profesora, wyrażoną już w trakcie
naszej rozmowy, że po 1989 r. pewna tendencja zaczęła w dyskusji o naszej
przeszłości dominować.
Pan profesor nie jest zadowolony z dominacji krytycznej oceny dziejów PRL i
określa ją mianem prawicowej. Ja zaś jestem z tego stanu zadowolony i mam
nadzieję, że nie ulegnie on zmianie. Jeśli bowiem historiografia chociaż w
niewielkim zakresie rzeczywiście kształtuje świadomość społeczną, a
przynajmniej świadomość elit, to zaproponowane przez pana spojrzenie na
historię PRL, które ja określam jako pewną próbę relatywizacji, jest
szkodliwe dla polskiej demokracji. System demokratyczny bowiem jest w naszym
kraju bardzo słaby i w niewielkim tylko stopniu zakorzeniony w społeczeństwie.
Jeśli więc zaczyna się relatywizować moralną ocenę systemu totalitarnego
czy też autorytarnego, jaki istniał w Polsce przed 1989 r., to wówczas
podkopuje się jeden z fundamentów polskiej demokracji. Nie sądzę oczywiście,
by pan profesor był przeciwnikiem demokracji. Jeśli jednak jest ona dla pana
tak samo ważna jak i dla mnie, to musimy epokę dyktatury wspólnie i
jednoznacznie potępić. Możemy się różnić w ocenie poszczególnych wydarzeń,
i to jest naturalne. Inaczej możemy oceniać wydarzenia roku 1956, 1968, a zwłaszcza
lata kryzysu 1980-1981. Jeśli jednak stoimy obaj na gruncie porządku
demokratycznego, to ocenę bilansu końcowego tamtej epoki powinniśmy mieć wspólną
i powinna być ona krytyczna. [...]

Jerzy Wiatr - Zgadzam się, że potrzebna jest jednoznaczna ocena moralna dyktatury.
Nie kwestionuję, że jest to bardzo potrzebne demokracji. Natomiast, moim
zdaniem, jeśli dokonuje się oceny PRL bez uwzględnienia warunków, w których
działali ludzie, to szkodzi to demokracji. Tworzy bowiem przekonanie, że
istnieje pewna klasa ludzi, która nie jest godna, by traktować ją jako
partnera w systemie demokratycznym.

Antoni Dudek - Jednak ci ludzie już rządzili III Rzecząpospolitą i znów zaczynają
nią rządzić.

Jerzy Wiatr - Właśnie o to mi chodzi. Jeśli mówimy o konieczności potępienia
cenzury, wsadzania ludzi do więzień, to absolutnie się z tym zgadzam. Napisałem
to sto razy i mogę napisać jeszcze dwieście. Natomiast jeśli przedstawia się
sprawę tak, że osoby uczestniczące w rządzeniu PRL są gorszymi Polakami, to
nie służy to wcale demokracji. Dlaczego pan doktor Dudek uważa, że
demokracja jest słaba? Ja również uważam, że demokracja jest słaba. Jest słaba
dlatego, że przez Polskę przechodzi głęboki podział, który nie ma nic wspólnego
z różnicami programowymi, a tyczy się kwestii historycznych. Rodzi to wiele
konsekwencji praktycznych, uniemożliwiając na przykład tworzenie programowych
koalicji. Wychodzi się później na tym tak, jak Unia Wolności wyszła na
swojej polityce. Jeszcze raz powtórzę: z faktu, że system jest oceniany
negatywnie, nie musi wynikać równocześnie negatywna ocena wszystkich zaangażowanych
w ten system ludzi. Trzeba bowiem pamiętać, że ów system został Polsce
narzucony i że część ludzi działających w nim nie ponosi za niego
odpowiedzialności. Innymi słowy: Aleksander Kwaśniewski nie stworzył tego
systemu.

Antoni Dudek - Zgadzam się, tylko Aleksander Kwaśniewski i ludzie od niego starsi
dokonali kiedyś jakiegoś wyboru i pozostaje pytanie, czy można oddzielić
system od ludzi, którzy w nim działali. Jest to, moim zdaniem, fundamentalna
kwestia.

Jerzy Wiatr - W kwestii, że system PRL był zły, już się zgodziliśmy. W tej
sprawie panuje między nami zgoda. Gdyby ktoś próbował wprowadzać go siłą,
pójdziemy razem na barykady, by z nim walczyć. Jednak czy z tego, że Leszek
Miller był członkiem Biura Politycznego KC PZPR, wynika nieszczęście, gdy
wyborcy czynią go premierem? Moim zdaniem, nie. Mówię tak nie dlatego, że
jestem członkiem SLD. Jeśli bowiem Leszek Miller nie ma osobiście nic na
sumieniu, to dlaczego fakt, że znajdował się po innej stronie niż opozycja
demokratyczna, ma go dyskwalifikować? Jeśli nie zdyskwalifikowało go to w
oczach wyborców, to dlaczego miałoby go dyskwalifikować w oczach historyków?
Czy negatywna ocena systemu, której zresztą dokonał kilkakrotnie prezydent
Kwaśniewski, stanowi wystarczające uzasadnienie dla nieobecności
przedstawicieli Episkopatu na uroczystości zaprzysiężenia demokratycznie
wybranego prezydenta? Czy to nie osłabia demokracji?

Paweł Machcewicz - Czy pan profesor nie uważa, że niepokój historyków czy ludzi związanych
z drugą stroną sceny politycznej może być uzasadniony, że co prawda Leszek
Miller nie zrobił prawdopodobnie nic niegodziwego, ale w jego zapleczu
politycznym są ludzie, którzy robili rzeczy niegodziwie i którzy się tego
nie wstydzą? [...]

Jerzy Wiatr - Zgadzam się i nie wykluczam, że może istnieć ryzyko rewanżyzmu ze
strony osób, które wcale nie uważają, że tamten system był zły. Co jednak
szkodzi demokracji? Moim zdaniem demokracji przeszkadza najbardziej tworzenie
atmosfery przepaści, której podstawą nie jest stosunek do demokracji, lecz
okoliczność, kto był, a kto nie był w demokratycznej opozycji. Konsekwencją
tej manichejskiej wizji historii, o której pisałem w "Gazecie
Wyborczej", jest stawianie znaku równości między mną a generałem
Milewskim. [...]

Andrzej Paczkowski - Pojawiają się jednak z "drugiej strony" działania, które
mogą służyć podtrzymywaniu takiej wizji historii. Przykładem może być
artykuł Adama Łopatki w zbiorze Polska pod rządami PZPR. [...] Drugi przykład
to artykuły zawarte we wrześniowym "Dziś", na przykład artykuł
Jan Paweł II a polityka Reagana, który jest napisany w takiej konwencji, że
musi budzić oburzenie. A przecież nie jest to pismo pokroju "Nie".
[...]

Uważam, że poznanie motywów ludzi rządzących PRL jest ważniejsze
niż motywów działań ludzi z opozycji, gdyż ci pierwsi mieli znacznie większy
wpływ na wydarzenia. Powiedział pan - "robić w istniejących warunkach
wszystko, co możliwe dla Polski". Jest to motyw, który się często
przewija, niezależnie od realiów politycznych. Zawsze są środowiska, które
chcą robić coś pozytywnego. Moje zastrzeżenia budzi jednak nadmierne
uwypuklanie tego akurat motywu. Rzadko tak bywa, by jednostka, a tym bardziej
grupa ludzi, kierowała się tylko jednym motywem. Jednoznaczne postawy można
mieć w nadzwyczajnych sytuacjach - wybucha wojna i ludzie idą na front. [...]
Badanie motywów działania jest wielkim zadaniem dla historyków. Być może łatwiej
byłoby to zrobić historykom, którzy znają PZPR od środka, bo w niej tkwili.
Ale zapewne opiszą to dopiero młodzi historycy na podstawie archiwaliów i
dojdą do wniosku, że motywacje działań były różne - patriotyczne,
ideologiczne, ambicjonalne.
Mój spór z Andrzejem Walickim dotyczy między innymi tego, czy w ruchu
komunistycznym, czy ściślej rzecz biorąc, w PZPR po 1956 r., istotna była
motywacja ideowa. Jego zdaniem przestała odgrywać jakiekolwiek znaczenie. Moim
zdaniem przynajmniej dla części osób była ważna. Ale przecież i w czasach
stalinowskich nie wszyscy członkowie partii komunistycznej znajdowali się w
niej dlatego, że wierzyli w marksizm-leninizm [...]. Byli też konformiści, a
zapewne nawet tchórze. Nie wykluczyłbym też, że były i osoby, które chciały
schować się za legitymacją, aby uniknąć prześladowań czy kłopotów, na
przykład byli oficerowie AK albo kolaboranci. O ile się nie mylę, to jedna z
osób skazanych w 1949 r. za zbrodnię w Jedwabnem zapisała się do PPR.
Znaczenie miały również ambicje. [...] Może nie była to główna motywacja,
ale na pewno istotna. [...]

Edmund Dmitrów - Dr Dudek użył w swojej książce pojęcia
"tendencja totalitarna". Wydaje mi się, że takie ujęcie dziejów
PRL łączy dr. Dudka i prof. Jerzego Wiatra. Być może takie podejście do
kwestii totalitaryzmu wydaje się najbardziej adekwatne. Chciałbym postawić
pytanie: czy paradygmat interpretacji dziejów PRL rozpatrywany w kategoriach
totalitaryzmu podlega weryfikacji, jeśli tak, to w jakim stopniu?

Paweł Machcewicz - Chciałbym powiedzieć kilka słów nie tyle o debacie na temat PRL, ile
o samym PRL i odnieść się do roli reformatorów. Zgadzam się z profesorem
Wiatrem i Andrzejem Friszke, że nie można pisać rzetelnej historii PRL bez
uwzględnienia roli reformatorów. Zgadzam się do pewnego stopnia z tezą, że
ich znaczenie wzrastało w momentach konfliktów społecznych. Ale nie dońca. O
ile bowiem 1956 r. jest wielkim sukcesem reformatorów, o tyle rok 1981 jest ich
klęską. W 1981 r. nacisk zewnętrzny na partię był być może zbyt silny,
aby mogły rozwinąć się w niej tendencje reformatorskie. Moim zdaniem
reformatorzy odegrali kluczową rolę w 1956 r. i w latach 1986-1989. W 1956 r.
to nie tyle sytuacja na Węgrzech rozładowała wybuchowe nastroje, ile zręczne
rozegranie kryzysu politycznego najpierw przez frakcję reformatorów, a potem
przez Władysława Gomułkę. Gomułce udało się rozładować nastroje, kiedy
stanął na czele ruchu społecznego domagającego się poważnych zmian i
zrealizował część jego programu. Patrzymy na Gomułkę przez pryzmat roku
1970 i strzelania do robotników, a zapominamy, jakim politykiem był w 1956 r.
Dużym jego sukcesem było uzyskanie od Moskwy istotnych koncesji dla Polski i
niedopuszczenie do interwencji sowieckiej. Inną sprawą jest to, że w następnych
latach zmarnowano większość szans i możliwości [...] co ostatecznie
doprowadziło do tragedii.
Pod koniec lat osiemdziesiątych sytuacja była inna, dlatego że reformatorzy
nie działali wówczas pod bezpośrednią presją społeczną, do 1988 r.
sytuacja wewnętrzna była względnie stabilna. W latach 1986-1987 w
kierownictwie partii zaczęto odwoływać się do opinii eksperckich, zdawać
sobie sprawę z sytuacji gospodarczej, pogorszenia nastrojów społecznych i słabnięcia
pod wpływem pierestrojki "straszaka radzieckiego", który wymuszał
posłuszeństwo. Zasługą reformatorów i generała Jaruzelskiego było podjęcie
decyzji o reformach systemowych. Inną sprawą jest, że kierownictwo partii
utraciło kontrolę nad zainicjowanym procesem zmian, który w krótkim czasie
doprowadził do upadku PRL, oczywiście wbrew intencjom rządzących. [...]
Parę słów chciałbym poświęcić kwestii totalitaryzmu. Uważam, że pojęcie
to jest bardzo ważne przy analizie PRL. W Polsce w latach 1947-1954 budowano państwo
totalitarne i wprowadzano wzorce sowieckie we wszystkich dziedzinach życia.
Potem nastąpiła odwilż - przełom 1956 r., który rozpoczął
detotalitaryzację systemu. Pozostała jednak nie tylko tendencja totalitarna,
lecz również struktury powstałe w fazie totalitarnej. Moim zdaniem była
zasadnicza różnica między komunizmem nawet w fazie posttotalitarnej a
klasycznymi reżimami autorytarnymi. Zakres kontroli nad różnymi formami życia
był w Polsce, nawet u schyłku lat osiemdziesiątych, znacznie większy niż w
Hiszpanii generała Franco. Tam nigdy państwo czy partia tak bardzo nie
ingerowały w życie ekonomiczne, kulturalne czy społeczne. W PRL niemal do końca
trwały posttotalitarne struktury, mimo że nie były już wypełniane
totalitarną treścią. Fakt ten determinował w znacznej mierze rzeczywistość,
w której funkcjonowali zarówno aktorzy obozu rządzącego, jak i opozycji.
[...]

Antoni Dudek - Chciałbym krótko poruszyć trzy kwestie, głównie ustosunkowując się
do wcześniejszych wypowiedzi profesora Wiatra. Wydaje mi się, że jest
bezspornym faktem, że stan wojenny mógł być przeprowadzony bardziej krwawo i
że lata osiemdziesiąte w porównaniu do okresu po 1956 r. mają odwrotną
sekwencję wydarzeń: droga wiedzie nie od kompromisu do represji, lecz od
represji do kompromisu. Jeśli jednak chodzi o bilans społeczno-ekonomiczny, to
dekada rządów Jaruzelskiego była najbardziej nieudanym okresem w dziejach
PRL. Zmarnowano wówczas najwięcej szans. Gierek wziął 20 mld dolarów długu,
ale mimo ogromnego marnotrawstwa coś za to zbudowano. W czasach generała
Jaruzelskiego dług wzrósł natomiast o kolejne 20 mld, ale były to tylko
odsetki od niespłacanych kredytów. Był to czas wielkiej beznadziei, który
zaowocował między innymi tym, że Polskę opuściło około miliona obywateli,
w sporej części młodych i dobrze wykształconych.
Odnosząc się zaś generalnie do bilansu społeczno-gospodarczego PRL, chciałbym
powiedzieć, nie kwestionując pewnych dokonań w tym okresie, że jest on w
moim przekonaniu ujemny z powodów wymienionych już przez przedmówców.
Idealizowanie osiągnięć PRL - czego byliśmy świadkami także podczas
ostatniej kampanii wyborczej - jest niebezpieczne i może skutkować
zakwestionowaniem większości sensownych posunięć ekonomicznych i wyrzeczeń
podjętych w Polsce po 1989 r. Mówienie, że bilans ekonomiczny PRL jest
dodatni, że ludziom w sumie żyło się wówczas lepiej niż obecnie, to
wsparcie dla sił populistycznych wierzących, że przy pomocy kilku prostych
działań można będzie przywrócić gierkowskie eldorado.
Nie wydaje mi się też, w przeciwieństwie do tego, co mówił pan profesor
Wiatr, że można tak do końca oddzielić ocenę systemu dyktatorskiego od
oceny ludzi w nim działających. Co oczywiście nie oznacza, że tym ludziom
winno się odbierać prawa polityczne, i tak przecież nie jest. Co więcej: oni
rządzili, rządzą i spora część społeczeństwa ich popiera. Pozostaje
jednak problem natury moralnej. Za kilka lat ludzie urodzeni po 1989 r. zaczną
nam, historykom, zadawać pytanie: jak to możliwe, że równo mamy oceniać
tych, którzy walczyli z dyktaturą, i tych, którzy ją współtworzyli? To,
czego mi najbardziej brakuje u tych ostatnich, to brak konfrontacji z własną
przeszłością. A jest ona bardzo ważna dla przyszłości demokracji w naszym
kraju. Brakuje mi powiedzenia: wtedy służyłem złej sprawie, dziś służę
demokracji.

Jerzy Wiatr - Uważam takie postawienie sprawy za ogromne uproszczenie. Nie mogę z
czystym sumieniem powiedzieć, że służyłem złej sprawie, bo czy moja działalność
w 1956 r. była zła? Zastanawiam się, czy dla Polski byłoby lepiej, gdybym był
apolitycznym lekarzem zamiast być partyjnym rewizjonistą.

Antoni Dudek - Nie chodzi mi o partyjnych rewizjonistów, których w milionowej partii
było w najlepszym razie kilkudziesięciu, ale o kilkanaście tysięcy jej
funkcjonariuszy, którzy - jak na przykład Leszek Miller - nigdy rewizjonistami
nie byli, ale do końca pracowali w służbie dyktatury.

Jerzy Wiatr - Nie zgadzam się na duży kwantyfikator na tezę, że wszyscy, którzy
byli związani z tamtym systemem, służyli złej sprawie, chociaż niektórzy służyli.
Zgadzam się również, że istniał nurt zdrady narodowej, ale był on tylko
jednym z kilku, jakie istniały w obozie władzy. [...]




Edmund Dmitrów (1949) - naczelnik OBEP w Białymstoku,
docent w Zakładzie Studiów nad Niemcami w Instytucie Studiów Politycznych
PAN, członek Rady Naukowej Instytutu Herdera w Marburgu oraz Rady Naukowej ISP
PAN, autor m.in.: Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków. Poglądy i
opinie z lat 1945-1948 (Warszawa 1982), Obraz Rosji i Rosjan w propagandzie
narodowych socjalistów 1933-1945. Stare i nowe stereotypy (Warszawa 1997).
Antoni Dudek (1966) - naczelnik Wydziału Badań Naukowych, Dokumentacji i Zbiorów
Bibliotecznych w Biurze Edukacji Publicznej IPN, adiunkt w Instytucie Nauk
Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor
i współautor kilkunastu książek z zakresu historii najnowszej Polski.
Ostatnio opublikował Ślady PeReLu (2000).

Andrzej Friszke (1956) - docent w Instytucie Studiów Politycznych PAN,
wiceprzewodniczący Kolegium IPN oraz członek kolegium redakcyjnego "Więzi",
badacz najnowszych dziejów Polski, autor m.in. O kształt niepodległej
(Warszawa 1989), Opozycja polityczna w PRL 1945-1980 (Londyn 1994), Polska
Gierka (Warszawa 1995), Oaza na Kopernika: Klub Inteligencji Katolickiej
1956-1989 (Warszawa 1997), Życie polityczne emigracji (Warszawa 1999).

Andrzej Paczkowski (1938) - profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN, członek
Kolegium IPN, wieloletni prezes Polskiego Związku Alpinizmu, autor m.in. Prasa
drugiej Rzeczypospolitej 1918-1939 (Warszawa 1971), Prasa i społeczność
polska we Francji w latach 1920-1940 (Warszawa 1997), Stanisław Mikołajczyk
czyli klęska realisty (Warszawa 1991), Pół wieku dziejów Polski: 1939-1989
(Warszawa 1995), Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski: szkice do
portretu PRL (Warszawa 1999), współautor Czarnej księgi komunizmu (Warszawa
1999), Droga do "mniejszego zła" (Warszawa 2001), wydawca wielu tomów
źródeł historycznych.

Paweł Machcewicz (1966) - dyrektor Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci
Narodowej, badacz dziejów PRL, "zimnej wojny" oraz historii Europy w
XX wieku; autor książek: Polski rok 1956 (Warszawa 1993), Władysław Gomułka
(Warszawa 1995), Historia Hiszpanii (wraz z Tadeuszem Miłkowskim, Wrocław1998),
Emigracja w polityce międzynarodowej (Warszawa 1999); Kampania wyborcza i
wybory do Sejmu 20 stycznia 1957 r. (Warszawa 2000).

Jerzy Józef Wiatr (1931) - emerytowany profesor socjologii Uniwersytetu
Warszawskiego, dyrektor Instytutu Badań Społecznych i Międzynarodowych
Fundacji im. K. Kelles-Krauza i redaktor naczelny kwartalnika "Myśl
Socjaldemokratyczna", a także prezydent Central European Political Science
Rewiev i członek redakcji kwartalnika "International Political Science
Rewiev". W latach 1949-1990 należał do PZPR, od grudnia 1981 do lutego
1984 był dyrektorem Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu KC
PZPR; 1990-1999 - członek SdRP, członek Rady Naczelnej, 1993-1997 - członek
Prezydium Rady Naczelnej, 1991-1996 - przewodniczący Rady Warszawskiej. Jest członkiem
SLD, wchodzi w skład Krajowej Komisji Etyki. Poseł I, II i III kadencji Sejmu
RP. Minister edukacji narodowej w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza
(1996-1997).



INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ








Wyszukiwarka