283 02




B/283: C.P.Sisson - Wewnętrzne przebudzenie








Wstecz / Spis treści / Dalej

Rozdział drugi
Czego wszyscy pragniemy?
Gdy uważnie zastanowimy się nad tym
pytaniem, odkryjemy, że wszyscy pragniemy miłości i szczęścia. Nietrudno na
nie odpowiedzieć; trudniej znaleźć te dwie wartości. Miłość i szczęście ukryte
są jak skarb i tylko czekają, aby je odkryć. A więc co to jest szczęście? Jest
to podjęcie decyzji, że będę kochać. A czym jest miłość? Wybraniem szczęścia.
Może to niejasne? Na takie pytania nie można odpowiedzieć w dwóch słowach, a
więc zbadajmy efekty miłości i szczęścia.
Ostatnie badania systemu immunologicznego
wskazują, że istnieje bezpośrednia zależność między zdrowiem a szczęściem. Rzadko
spotykamy osobę, która jest szczęśliwa, a jednocześnie bez przerwy choruje.
I w ogóle rzadko spotykamy ludzi całkowicie szczęśliwych. To może wyjaśniać,
dlaczego dla osób, które przekroczyły 45 lat, zdrowie nie jest już czymś oczywistym.
Trwające przez całe życie postawy, przekonania, wybory, wzorce zaczynają dawać
o sobie znać w ciele fizycznym
niektórzy nazywają to starzeniem się. Nikt
jednak nie umarł ze starości. Każdy umiera z powodu choroby, która jest skutkiem
braku wewnętrznego szczęścia.
System immunologiczny można porównać
do apteki wyposażonej w pełny zestaw leków. Kiedy czujemy się szczęśliwi, napełnia
się on takimi naturalnymi substancjami, które zapewniają zdrowie. Traktuje on
nasze uczucia jak instrukcję, zgodnie z którą wytwarza owe substancje. Kiedy
czujemy się przygnębieni, biedni i nieszczęśliwi, do naszej krwi wydzielane
są takie hormony i substancje, które mogą być przyczyną raka i innych chorób.
Nie ma ich w organizmie osoby ogólnie szczęśliwej. Człowiek kochający i odczuwający
radość wytwarza substancje wzmacniające system immunologiczny. Nie Jest to teoria,
lecz udowodniony fakt dotyczący naszej fizjologii.
Kilka lat temu przeprowadzono w Stanach
Zjednoczonych następujący eksperyment: podano myszom substancję, która powoli
niszczy system immmunologiczny, a jednocześnie dostały do wąchania kamforę.
Drugiej grupie myszy podano substancje stymulujące system immunologiczny i ich
węch także uraczono kamforą. Następnie przestano podawać wymienione środki obydwu
grupom, natomiast nie zaniechano podstawiania im kamfory pod nos. Stan pierwszej
grupy pogarszał się po każdym kolejnym wąchaniu kamfory, aż wreszcie myszy pozdychały.
W drugiej grupie myszy po każdym wąchaniu stawały się coraz zdrowsze. Ten i
inne eksperymenty pokazują, że różnica między życiem a śmiercią polega na interpretacji,
której źródłem jest pamięć. Pokazują także, Jak warunkować zwierzęta, by zachowując
się automatycznie, doprowadziły się do samozniszczenia. Podobnie warunkuje się
ludzi przez edukację i wychowanie; potem na podstawie wspomnienia z przeszłości
osądzają oni chwilę obecną.
Inny eksperyment przeprowadzono z grupą
ludzi z nadwagą. Nakazano im dietę złożoną tylko z wody i witamin w tabletkach
i codziennie mieli spędzać dziesięć minut przed wystawą cukierni. Po dwóch tygodniach
waga każdego z uczestników eksperymentu powiększyła się. Wnioski mogą być tylko
dwa: albo skojarzenie widoku ciastek z nadwagą zniwelowało dietę, albo woda
jest o wiele bardziej tucząca, niż sądzimy.
Nasuwają się także inne wnioski: o różnicy
między życiem szczęśliwym a smutnym decyduje, być może, interpretacja wspomnień
lub coś, co nazywamy nastawieniem wobec życia. Innymi słowy, jakość naszej egzystencji
zależy od warunkowania lub programowania, jakie otrzymujemy. Chociaż
nie jesteśmy tego świadomi, nasza przeszłość całkowicie rządzi nas) .ym życiem.
Początek przebudzenia oznacza odzyskiwanie panowania nad teraźniejszością.
Szczęście nie jest tym samym, co ekscytacja,
pobudzenie, zaspokojenie płynące z nałogów, cudzej aprobaty, sukcesu czy posiadania.
Te rzeczy wynalazła pogrążona w chaosie ludzkość jako substytuty czegoś rzeczywistego
prawdziwego szczęścia.
Wszystkie substytuty szczęścia zależą
zawsze od zewnętrznych okoliczności
sytuacji, ludzi, przedmiotów. Jesteśmy
tak zaprogramowani, że do szczęścia potrzebujemy pochwał, pieniędzy, satysfakcjonującego
zawodu, zdrowia, przyjaciół, właściwego partnera itd.; nasze szczęście jest
tym uwarunkowane. W znoju zdobywania tych dóbr stworzyliśmy nałogi, uzależnienia,
przywiązania i wyrzekliśmy się swej wolności.
Poświęcamy swą wolność i szczęście dla
potrzeby posiadania i przetrwania w świecie. Czy naprawdę musimy dostosowywać
swoje zachowanie i sposób życia do standardów stworzonych przez innych?
Wielki filozof, Diogenes, powiedział:

Tracisz życie, czyli to, czego szukasz,
jeśli gonisz za głupimi luksusami. Nie potrzebujesz dziewięciu dziesiątych
rzeczy, za którymi się uganiasz. Nie obawiaj się nie mieć nic. Nie wahaj się
być nikim. Szczęście nie jest tym, co masz, lecz tym, kim jesteś. A jesteś
już dokładnie tym, kim potrzebujesz być. Zrozum to!

W naszych staraniach zdobycia świata
tracimy duszę. Uśpieni ludzie żyją życiem bez duszy, ponieważ wypala ich pożądanie
narkotyków zwanych aprobatą, popularnością, władzą, przestrzenią, które łączą
z pojęciem szczęścia.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa: wszystkie
te zewnętrzne dobra opierają się na lęku, ponieważ nie są one częścią naszej
istoty i jako takie mogą być nam odebrane lub utracone. Strach przed utratą
tych substytutów szczęścia jest przyczyną potrzeby kontrolowania. Nigdy nie
możemy się dostatecznie odprężyć, aby cieszyć się życiem, gdyż ten strach jest
zawsze w nas obecny. Tkwi w tym pewien paradoks: boimy się utraty czegoś, co
składa się na nasze szczęście, a przecież szczęście polega na całkowitym braku
lęku. Dlatego lęk przed utratą szczęścia jest właśnie tym, co nie pozwala nam
być szczęśliwymi. Czyż nie jest to żałosne?
Przez lata uczęszczałem na wiele seminariów
w poszukiwaniu szczęścia. Na każdym dużo się nauczyłem, ale niewiele doznałem
rzeczywistego szczęścia, dopóki nie uświadomiłem sobie, że nie polega ono na
posiadaniu ani robieniu czegoś. Nie jest to nawet uczucie, ale raczej stan b
y c i a.
Co to znaczy? Zpytałem kiedyś swego
nauczyciela kabały, Michaela Freedmana:

Co tak naprawdę znaczy b y
c i e? Odpowiedział zwyczajnie:

Po prostu być szczęśliwym, z naciskiem
na "być".

To wspaniale. Teraz wiem wszystko.
Po prostu być szczęśliwym
odpowiedziałem, o ile pamiętam, z niejakim sarkazmem.
Przez następne dziesięć lat poszukiwałem tego "po prostu być szczęśliwym"
i pewnego dnia zrozumiałem, co to znaczy. To było takie właśnie zwyczajne "po
prostu być szczęśliwym", ale wcale nie takie łatwe.
Być szczęśliwym
nie jest to coś, czego
musimy się nauczyć robić, tak jak nie możemy się nauczyć wykonywać czynności
zwanej "pozytywnym myśleniem" czy "kochaniem". Są to po
prostu stany istnienia, nie zaś robienia, które przychodzą wtedy, kiedy nieszczęście,
stres, urazy, złość, poczucie winy, a nade wszystko lęk zdołamy wraz z oddechem
usunąć z naszego ciała i umysłu. Nie osiąga się tego przez uwolnienie się od
tak zwanej "negarywności", ale przez uświadomienie sobie, kim naprawdę
jesteśmy. Wówczas negatywność znika w naturalny sposób.
Ludziom zwykle trudno uwierzyć, że stan
szczęścia można osiągnąć bez walki, ciężkiej pracy i bólu. Jeszcze trudniej
przyjąć im myśl, że szczęście może być trwałym stanem, że nie trzeba go kontrolować
ani chronić.
Przypomina mi się opowieść o małym kotku,
który wierzył, że szczęście znajduje się w jego ogonie. Przez wiele godzin biegał
w kółko, usiłując schwytać swój ogon. Pewnego dnia pojawił się starszy i mądrzejszy
kocur i zapytał małego, co robi. Kotek przedstawił mu swoją teorię szczęścia.
Starszy kot odpowiedział na to: "Ja też poznałem sprawy tego świata i wiem,
że szczęście jest w moim ogonie, ale zaobserwowałem, że Im więcej za nim gonię,
tym bardziej mnie zwodzi. Więc teraz spaceruję zadowolony z siebie i zauważyłem,
że gdziekolwiek idę, mój ogon zawsze za mną podąża".
Jeśli uważnie zbadamy nasz umysł, szybko
odkryjemy, że dzielimy nasz świat na to, co lubimy i czego nie lubimy, na złe
i dobre, słuszne i niesłuszne. Znamy wiele zasad określających, jak powinno
się postępować i jak powinno być. Stworzyliśmy dualizm opozycji i to rozdwojenie
naszej świadomości jest przyczyną
naszego poczucia oddzielenia od źródła, natury i naszych Prawdziwych Ja. Rozdwojenie
i oddzielenie jest rezultatem uwarunkowań i systemów przekonań narzuconych nam
przez przeszłość. One są przyczyną naszych nieszczęść i przygnębienia. Znamy
szczęście tylko jako opozycję do nieszczęścia. Gdy żyjemy podwójną egzystencją,
nieuchronnie doświadczamy obydwu stron tej samej starej monety. Potrzeba nam
świadomości, że jesteśmy czymś więcej i wykraczamy poza dualizm
że my sami
jesteśmy szczęściem. Szukając szczęścia na zewnątrz siebie, tracimy je i doświadczamy
przeciwieństwa tego, czego szukamy. Spójrzmy na to z innej strony: skąd wiemy,
że jesteśmy nieszczęśliwi? Na czym to polega? Nieszczęście jest brakiem szczęścia.
Chyba się z tym zgodzicie? Podobnie ciemność jest brakiem światła. Co się dzieje
z ciemnością, gdy zapalimy światło? Czy wyskakuje przez okno albo chowa
się pod dywan? Okazuje się, że nigdy nie było jej w pokoju. Było ciemno, ponieważ
nie było światła. Dlatego, jeśli chcesz być szczęśliwy, bądź szczęśliwy (z naciskiem
na "bądź").
Musimy jednak zadać sobie pewne pytanie:
Czy naprawdę chcemy być szczęśliwi? Oczywiście odpowiemy, że tak. Ale przyjrzyjmy
się temu uważnie i uczciwie. Aby być szczęśliwym, trzeba się przebudzić i doświadczyć
tego, kim naprawdę jesteśmy. By doświadczyć, kim naprawdę jesteśmy, musimy odrzucić
swoje systemy przekonań i opinie, swoje role, a przede wszystkim nawyk kontrolowania!
Czy jesteśmy na to gotowi?
Gdy spojrzymy prawdzie w oczy, prawdopodobnie
odpowiemy, że nie. Co więcej
przyznamy, iż hipokryzją byłoby twierdzić, że
tego chcemy. Nie chcemy się przebudzić, ponieważ nie wiemy, co to znaczy.
Nie chcemy wyrzec się niczego, co daje nam poczucie bezpieczeństwa i kontroli.
Nie chcemy porzucić naszych uzależnień i przywiązań. Fakt jest faktem: nie chcemy
być szczęśliwi, a przynajmniej nie za taką cenę. Wolimy raczej pozostać z jakimś
problemem, choć przysparza nam on wiele kłopotów, niż wypróbować coś nowego.
Spanie wydaje się o wiele łatwiejsze. O wiele bardziej znane! Na poziomie świadomym
chcemy być szczęśliwi, zdrowi, przytomni, oświeceni, kochający, chcemy się przebudzić,
zmienić i wziąć odpowiedzialność za własne życie. Ale w głębi podświadomości
jest to ostatnia rzecz, jakiej pragniemy. Wolelibyśmy, żeby ktoś się
nami zaopiekował i rozwiązał nasze problemy.
Po co ludzie chodzą do terapeutów? Chcą, żeby ktoś wziął odpowiedzialność za
ich życie. Większość terapeutów przyznałaby zapewne, że klienci zwykle oczekują
od nich:

wyleczenia dolegliwości;
poprawienia sytuacji finansowej;
sprawienia, aby partner do nich powrócił;
uwolnienia od problemów;
zapewnienia im natychmiastowej gratyfikacji;
oświecenia.
Tego chcą ludzie. Prawdziwy przekaz,
jaki kryje się za tym oczekiwaniem, brzmi: "Pomóż mi pozostać ofiarą".
Jest on oczywiście nie uświadomiony, gdyż wciąż trwamy w hipnotycznym stanie.
Większość terapeutów przyznałaby także, że tak naprawdę, ludzie nie chcą się
wyleczyć; chcą tylko uśmierzenia bólu. Wyleczenie jest jak przebudzenie
nie
jest przyjemne. Przebudzenie z błogiego uśpienia jest irytujące. Mógłby nas
zdenerwować widok tego, co zrobiliśmy ze swoim życiem, i niemożność zrzucenia
winy na kogoś innego. "Nie, dziękuję. Wolę uciec od tego bólu i znowu zasnąć".
"Co się dzieje z takimi ludźmi?"
zapytano kiedyś Gurdżijewa. "Nic. Cóż może się z nimi dziać. Są dla siebie
własna karą, a jakaż kara mogłaby być gorsza?"
DWIE UKRYTE MOTYWACJE
Wszystko to stanie się jaśniejsze, gdy
zrozumiemy, co nami powoduje. Żyjąc w świecie dualizmu, jesteśmy rządzeni przez
dwie główne motywacje:.
unikanie bólu (zło),
osiąganie przyjemności (dobro).
Kiedy pojawia się coś nowego, natychmiast
dają o sobie znać te dwie motywacje: sprawdzamy, czy sytuacja nie jest niebezpieczna
fizycznie, emocjonalnie lub intelektualnie
bądź też czy coś nie pozbawi
nas naszych przyjemności. Mamy skłonność do pozostawania w granicach doświadczeń
znanych, obdarzonych naszym zaufaniem, przeżytych
w nich czujemy się najbezpieczniej.
Zmiana niesie ze sobą zbyt duże ryzyko bólu lub utraty przyjemności. W końcu,
lepszy diabeł, klórego znasz, niż diabeł, którego nie znasz.
Kiedyś zapytałam swego klienta, czego
najbardziej w życiu się boi. Odpowiedź przyszła szybko:

Najbardziej boję się porażki.
Zapytałem go, czy odnosi jakieś sukcesy
w swoim życiu.

No, cóż
powiedział.
Nie. W ogóle
mi się nie zdarzają.

Może więc to nie porażek się boisz,
skoro masz ich tyle na swoim koncie. Może boisz się sukcesu
zasugerowałem.
Po kilku oddechach zdradził się z przekonaniem,
że sukces łączy się z utratą ludzi, którzy są dla niego ważni, i że jest niebezpieczny.
Ten tkwiący w podświadomości strach nie pozwalał mu na odnoszenie sukcesów.
Ale w końcu zintegrował ów strach
który bezwiednie interpretował jako utratę
miłości
z pragnieniem sukcesu. W rezultacie strach się rozpuścił i mój klient
poczuł, że jest wolny, że może istnieć w każdy sposób, w jaki zechce, bez utraty
miłości innych.
W rzeczywistości nigdy nie ponosimy
porażki, ponieważ takie zjawisko nie istnieje. To tak jakby oceniano psa: "Ten
pies jest wspaniały, a tamten to chodząca porażka, ponieważ szczeka inaczej".
Wiemy, że jest to głupie, ale wydajemy osąd, nie doceniając siebie i innych.
Kilka lat temu byłem zaangażowany w
prowadzenie seminariów samodoskonalenia. Nauczaliśmy, że różnica miedzy sukcesem
a porażką polega na tym, że ludzie odnoszący sukcesy mają cele, natomiast nie
mają ich ci, którzy ponoszą porażki. Teraz wiem, że człowiek sam w sobie nie
może być kimś nieudanym
porażką. Większość ludzi jednak tak o sobie myśli
z powodu braku pracy, pieniędzy, zdrowia, z powodu alkoholizmu, narkotyków,
nieszczęśliwych związków itp. Przekonanie to jest dla nich pułapką i więzieniem.
Wierzą bowiem, że szczęście i nieszczęście przychodzą z zewnątrz. Nie zdają
sobie sprawy, że sami są czymś o wiele więcej, niż wskazywałyby powierzchowne
aspekty ich życia.
Oto definicja porażki:
"Porażka jest opinią kogoś innego
o tym, jak nie powinno się czegoś zrobić".
Sukces i szczęście trzeba odnosić do
samego siebie, a nie polegać na wartościach innych ludzi i instytucji. Możemy
być mądrzy, zamożni i szczęśliwi, gdy tak o sobie myślimy i gdy wierzymy w siebie,
a nasza wiara oparta jest na naszych, nie zaś cudzych wartościach i normach.
Bezpiecznie jest marzyć o wielkich
rzeczach i wiedzieć, że na nie zasługujemy. Gdyby wielki Król-Mędrzec przyszedł
do twego domu, jak byś go potraktował? Czyż na jego przywitanie nie przygotowałbyś
dobrego jedzenia, nie wysprzątałbyś i nie udekorował domu i otoczenia? Oczywiście,
że tak. A jednak często nie chcemy wyjść na spotkanie i godnie przywitać Króla-Mędrca
w sobie. Tak bardzo rządzi nami to, co myślą inni ludzie. Tak boimy się odrzucenia,
wycofania czyjejś aprobaty, że rezygnujemy z rozporządzania własnym życiem,
oddajemy władzę i przestajemy podejmować decyzje.
A oto definicja sukcesu:
"Sukces jest świadomym doświadczeniem
szczęścia".
Ważnym słowem w tym zdaniu jest "doświadczenie".
Pierwszym krokiem ku doświadczeniu szczęścia jest skontaktowanie się ze swym
nie uświadomionym cierpieniem.
Lęk przed sukcesem i lęk przed porażką
łączą się ze sobą i powstrzymują nas przed zmianą, ponieważ gdybyśmy nagle doświadczyli
zmiany okoliczności, zmusiłoby nas to do zmiany wewnętrznej. A każda zmiana
niesie ze sobą ryzyko bólu lub utraty przyjemności.
Dlatego ludzie rezygnują ze swoich celów
i marzeń o lepszym życiu. Wiąże się to ze zbyt dużym ryzykiem doświadczenia
bólu lub utraty tej odrobiny przyjemności, którą już mają. Kiedy ktoś mówi mi,
czego pragnie, często pytam: "A co robisz, żebyś to miał, i dlaczego nie
masz tego teraz?". Możemy sami siebie o to zapytać. Oto jedyny powód, dla
którego nie mamy tego, czego pragniemy: musielibyśmy się zmienić, a zmiana Jest
zbyt wielką niewiadomą. Dlatego pozostajemy przy swojej mentalności porażki,
ciągle obawiając się spróbować czegoś nowego, wystawić nos poza własną strefę
bezpieczeństwa. I wyobrażamy sobie, że jesteśmy wolni!
Uważam, że celem życia jest przebudzenie
ku temu, kim naprawdę jesteśmy. Dlatego życie jest procesem budzenia się ku
naszym wewnętrznym doświadczeniom, jakiekolwiek by one były. Nasza zdolność
doświadczania wolności i prawdziwego szczęścia zależy od poziomu naszej świadomości
i od tego, w jakim stopniu chcemy być świadomi, w jakim stopniu decydujemy się
być świadomi w obliczu każdej życiowej sytuacji, która pojawia się w polu naszego
doświadczenia. Otwórzmy się na to, gdyż dzięki temu poznamy naszą wielkość,
dowiemy się, kim naprawdę j e s t e ś
m y! Ostatecznie, szczęście zależy od naszego wyboru. Abraham Lincoln pięknie
to ujął, mówiąc: "Ludzie są szczęśliwi tylko w takim stopniu, w jakim się
na to zdecydują".
Jeśli jesteś nieszczęśliwy, znaczy to,
że jesteś nieświadomy. Istnieje prosty sposób przekonania się, czy jesteśmy
szczęśliwi, czy nie. Oto on: jeśli jesteśmy nieszczęśliwi, jeśli cierpimy, a
życie jest dla nas ciężarem
jesteśmy uśpieni. Nasze nieszczęście jasno wskazuje
na to, że nie połączyliśmy się z prawdą, z rzeczywistością. Ból pojawia się
w nas po to, aby przebudzić nas ku prawdzie. Stan nieszczęśliwości oznacza,
że w naszym życiu panuje fałsz.
Czy pamiętacie? Nieszczęście jest brakiem
szczęścia, ciemność
brakiem światła. Musimy zapalić światło świadomości w
każdym zakątku naszego jestestwa i zobaczyć nasze uśpienie. Musimy także zrozumieć,
że gramy w gry ego. Tylko wtedy zacznie się nasza piękna i pełna przygód podróż
do Domu.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
02 (283)
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
t informatyk12[01] 02 101
introligators4[02] z2 01 n
02 martenzytyczne1
OBRECZE MS OK 02
02 Gametogeneza
02 07
Wyk ad 02
r01 02 popr (2)
1) 25 02 2012

więcej podobnych podstron