nie boska komedia akt2 krasinski


Nie-Boska komedia - Akt II - Zygmunt KrasiÅ„ski Czemu, o dzieciÄ™, nie hasasz na kijku , nic bawisz siÄ™ lalkÄ…, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz siÄ™ po trawnikach, nie kradniesz Å‚akoci, nie oblewasz Å‚zami wszystkich liter od A do Z? - Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie maleÅ„ki, czemuÅ› tak podobny do anioÅ‚ka? - Co znaczÄ… twoje bÅ‚Ä™kitne oczy, pochylone, choć żywe, peÅ‚ne wspomnieÅ„, choć ledwo kilka wiosen przeszÅ‚o ci nad gÅ‚owÄ…? - SkÄ…d czoÅ‚o opierasz na rÄ…czkach biaÅ‚ych i zdajesz siÄ™ marzyć, a jako kwiat obarczone rosÄ…, tak skronia twoje obarczone myÅ›lami?   A kiedy siÄ™ zarumienisz, pÅ‚oniesz jak stulistna róża i pukle odwijajÄ…c w tyÅ‚ wzroczkiem siÄ™gasz do nieba - powiedz, co sÅ‚yszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? - Bo na twe czoÅ‚o wystÄ™pujÄ… zmarszczki, gdyby cieniutkie nici pÅ‚ynÄ…ce z niewidzialnego kÅ‚Ä™bka - bo w oczach twoich jaÅ›nieje iskra, której nikt nic rozumie - a mamka twoja pÅ‚acze i woÅ‚a na ciebie, i myÅ›li, że jej nie kochasz - a znajomi i krewni woÅ‚ajÄ… na ciebie i myÅ›lÄ…, że ich nie poznajesz - twój ojciec jeden milczy i spoglÄ…da ponuro, aż Å‚za mu siÄ™ zakrÄ™ci i znowu gdzieÅ› przepadnie.   Lekarz wziÄ…Å‚ ciÄ™ za puls, liczyÅ‚ bicia i ogÅ‚osiÅ‚, że "masz nerwy". - Ojciec Chrzestny ciast ci przyniósÅ‚, poklepaÅ‚ po ramieniu i wróżyÅ‚, że bÄ™dziesz obywatelem poÅ›ród wielkiego narodu. - Profesor przystÄ…piÅ‚ i macaÅ‚ gÅ‚owÄ™ twojÄ…, i wyrzekÅ‚, że masz zdatność do nauk Å›cisÅ‚ych. - Ubogi, któremuÅ› daÅ‚ grosz, przechodzÄ…c, do czapki, obiecaÅ‚ ci piÄ™knÄ… żonÄ™ na ziemi i koronÄ™ w niebie. - Wojskowy przyskoczyÅ‚, porwaÅ‚ i podrzuciÅ‚, i krzyknÄ…Å‚: "BÄ™dziesz puÅ‚kownikiem." - Cyganka dÅ‚ugo CzytaÅ‚a dÅ‚oÅ„ twojÄ… prawÄ… i lewÄ…, nic wyczytać nie mogÅ‚a, jÄ™czÄ…c odeszÅ‚a, dukata wziąć nie chciaÅ‚a. - Magnetyzer palcami ci wionÄ…Å‚ w oczy, dÅ‚ugimi palcami twarz ci okrążyÅ‚ i przelÄ…kÅ‚ siÄ™, bo czuÅ‚, że sam zasypia. - KsiÄ…dz gotowaÅ‚ siÄ™ do pierwszej spowiedzi i chciaÅ‚ uklÄ…c przed tobÄ… jak przed obrazkiem. - Malarz nadszedÅ‚, kiedyÅ› siÄ™ gniewaÅ‚ i tupaÅ‚ nóżkami, nakreÅ›liÅ‚ z ciebie szatanka i posadziÅ‚ ciÄ™ na obrazie dnia sÄ…dnego miÄ™dzy wyklÄ™tymi duchami   Tymczasem wzrastasz i piÄ™kniejesz - nie owÄ… Å›wieżoÅ›ciÄ… dzieciÅ„stwa mlecznÄ… i poziomkowÄ…, ale piÄ™knoÅ›ciÄ… dziwnych, niepojÄ™tych myÅ›li, które chyba z innego Å›wiata pÅ‚ynÄ… ku tobie - bo choć czÄ™sto oczy masz gasnÄ…ce, Å›niade lica. zgiÄ™te piersi każdy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma siÄ™ i powie: ".Takie Å›liczne dzieciÄ™." - Gdyby kwiat, co wiÄ™dnie, miaÅ‚ duszÄ™ z ognia i natchnienie z nieba. gdyby na każdym listku, chylÄ…cym siÄ™ ku ziemi. anielska myÅ›l leżaÅ‚a miasto kropli rosy, ten kwiat byÅ‚by do ciebie podobnym, o dzieciÄ™ moje- może takie bywaÅ‚y przed upadkiem Adama.   Cmentarz - Mąż i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wieżyczki   MÄ„Å» Zdejm kapelusik i módl siÄ™ za duszÄ™ matki.   ORCIO ZdrowaÅ› Panno Maryjo, Å‚askiÅ› Bożej peÅ‚na, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami...   MÄ„Å» Czego odmieniasz sÅ‚owa modlitwy? - Módl siÄ™ jak ciÄ™ nauczono, za matkÄ™, która dziesięć lat o tej wÅ‚aÅ›nie godzinie skonaÅ‚a.   ORCIO ZdrowaÅ› Panno Maryjo, Å‚askiÅ› Bożej peÅ‚na, Pan z TobÄ…, bÅ‚ogosÅ‚awionaÅ› miÄ™dzy AnioÅ‚ami i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tÄ™czÄ™ jednÄ… z skrzydeÅ‚ swych wyziera i rzuca pod stopy Twoje. - Ty na nich, jak gdyby na falach...   MÄ„Å» Orcio!   orcio Kiedy mi te sÅ‚owa siÄ™ nawijajÄ… i bolÄ… w gÅ‚owie tak, że proszÄ™ Papy, muszÄ™ je powiedzieć.   MÄ„Å» WstaÅ„, taka modlitwa nie idzie do Boga. - Matki nie pamiÄ™tasz - nie możesz jej kochać.   ORCIO WidujÄ™ bardzo czÄ™sto MamÄ™.   MÄ„Å» Gdzie, mój maleÅ„ki?   Orcio We Å›nie, to jest, niezupeÅ‚nie we Å›nie, ale tak, kiedy zasypiam, na przykÅ‚ad zawczoraj.   MĄż Dziecko moje, co ty gadasz?   Orcio ByÅ‚a bardzo biaÅ‚a i wychudÅ‚a.   Mąż A mówiÅ‚a co do ciebie?   Orcio ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że siÄ™ przechadza po wielkiej i szerokiej ciemnoÅ›ci, sama bardzo biaÅ‚a, i mówiÅ‚a: Ja bÅ‚Ä…kam siÄ™ wszÄ™dzie, Ja wszÄ™dzie siÄ™ wdzieram, Gdzie Å›wiatów krawÄ™dzie, Gdzie aniołów pienie, I dla ciebie zbieram KsztaÅ‚tów roje, O dzieciÄ™ moje! MyÅ›li i natchnienie.   I od duchów wyższych, I od duchów niższych Farby i odcienie, DźwiÄ™ki i promienie Zbieram dla ciebie, ByÅ› ty, o synku mój, ByÅ‚, jako sÄ… w niebie, I ojciec twój KochaÅ‚ ciebie.   Widzi Ojciec, że pamiÄ™tam sÅ‚owo w sÅ‚owo - proszÄ™ kochanego Papy, ja nie kÅ‚amiÄ™.   Mąż opierajÄ…c siÄ™ o filar grobu Mario, czyż dzieciÄ™ wÅ‚asne chcesz zgubić, mnie dwoma zgonami obarczyć?.. Co ja mówiÄ™? - Ona gdzieÅ› w niebie, cicha i spokojna, jak za życia na ziemi - marzy siÄ™ tylko temu biednemu chÅ‚opiÄ™ciu.   Orcio I teraz sÅ‚yszÄ™ gÅ‚os jej, lecz nic nie widzÄ™.   Mąż SkÄ…d - w której stronie?   Orcio Jak gdyby od tych dwóch modrzewi, na które pada Å›wiatÅ‚o zachodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ca. Ja napojÄ™ Usta twoje DźwiÄ™kiem i potÄ™gÄ…, CzoÅ‚o przyozdobiÄ™ JasnoÅ›ci wstÄ™gÄ… I matki miÅ‚oÅ›ciÄ… ObudzÄ™ w tobie Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie Nazwali piÄ™knoÅ›ciÄ…- By ojciec twój, O synku mój, KochaÅ‚ ciebie.   Mąż Czyż myÅ›li ostatnie przy zgonie towarzyszÄ… duszy, choć dostanie siÄ™ do nieba - możeż być duch szczęśliwym, Å›wiÄ™tym i obÅ‚Ä…kanym zarazem?   Orcio GÅ‚os Mamy sÅ‚abieje, ginie już prawie za murem kośćtnicy, ot tam - tam - jeszcze powtarza   O synku mój, By ojciec twój KochaÅ‚ ciebie.   Mąż Boże, zmiÅ‚uj siÄ™ nad dzieckiem naszym, którego, zda siÄ™, że w gniewie Twoim przeznaczyÅ‚eÅ› szaleÅ„stwu i zawczesnej Å›mierci - Panie, nie wydzieraj rozumu wÅ‚asnym stworzeniom, nie opuszczaj Å›wiÄ…tyÅ„ któreÅ› Sam wybudowaÅ‚ Sobie - spojrzyj na mÄ™ki moje i anioÅ‚ka tego nie wydawaj piekÅ‚u. - MnieÅ› przynajmniej obdarzyÅ‚ siÅ‚Ä… na wytrzymanie natÅ‚oku myÅ›li, namiÄ™tnoÅ›ci i uczuć, a jemu? - daÅ‚eÅ› ciaÅ‚o do pajÄ™czyny podobne, które lada myÅ›l wielka rozerwie - o Panie Boże- o Boże ! Od lat dziesiÄ™ciu dnia spokojnego nie miaÅ‚em - nasÅ‚aÅ‚eÅ› wielu ludzi na mnie, którzy mi szczęścia winszowali, zazdroÅ›cili, życzyli - spuÅ›ciÅ‚eÅ› na mnie grad boleÅ›ci i znikomych obrazów, i przeczuciów, i marzeÅ„ - Å‚aska Twoja na rozum spadÅ‚a, nie na serce moje - dozwól mi dzieciÄ™ ukochać w pokoju i niechaj stanie mir' już miÄ™dzy StwórcÄ… i stworzonym - Synu, przeżegnaj siÄ™ i chodź ze mnÄ…. Wieczny odpoczynek. WychodzÄ….   Spacer - damy i kawalerowie - F i l o z o f - M Ä… ż.   Filozof Powtarzam, iż to jest nieodbitÄ…, samowolnÄ… wiarÄ… we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów.   Mąż Pan masz racjÄ™.   Filozof I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczególnoÅ›ci i w ogólnoÅ›ci - z czego wywodzÄ™ odrodzenie siÄ™ rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych.   Mąż Tak siÄ™ Panu wydaje.   Filozof Podobnie jako glob nasz siÄ™ prostuje lub pochyla na osi swojej przez nagÅ‚e rewolucje.   Mąż Czy widzisz to drzewo spróchniaÅ‚e?   Filozof Z mÅ‚odymi listkami na dolnych gaÅ‚Ä…zkach.   Mąż Dobrze. - Jak sÄ…dzisz - wiele lat jeszcze stać może?   Filozof Czy ja wiem? Rok - dwa lata.   Mąż A jednak dzisiaj wypuÅ›ciÅ‚o z siebie kilka listków Å›wieżych, choć korzenie gnijÄ… coraz bardziej.   Filozof Cóż z tego?   Mąż Nic - tylko że gruchnie i pójdzie precz na wÄ™gle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda siÄ™ na nic.   Filozof Przecie nie o tym mowa.   Mąż Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej. PrzechodzÄ….   WÄ…wóz pomiÄ™dzy górami Mąż PracowaÅ‚em lat wiele na odkrycie ostatniego koÅ„ca wszelkich wiadomoÅ›ci, rozkoszy i myÅ›li, i odkryÅ‚em - próżniÄ™ grobowÄ… w sercu moim. - Znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miÅ‚oÅ›ci nie ma we mnie- jedno kilka przeczuciów krąży w tej pustyni - o synu moim, że oÅ›lepnie - o towarzystwie, w którym wzrosÅ‚em, że rozprzÄ™gnie siÄ™ - i cierpiÄ™ tak,· jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie.   GÅ‚os AnioÅ‚a Stróża SchorzaÅ‚ych, zgÅ‚odniaÅ‚ych, rozpaczajÄ…cych pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion bÄ™dziesz.   Mąż Kto siÄ™ odzywa?   Mefisto przechodzÄ…c KÅ‚aniam uniżenie - lubiÄ™ czasem zastanawiać podróżnych darem, który natura osadziÅ‚a we mnie. - Jestem brzuchomówca.   Mąż podnoszÄ…c rÄ™kÄ™ do kapelusza Na kopersztychu podobna twarz gdzieÅ› widziaÅ‚em.   Mefisto na stronie Hrabia ma dobrÄ… pamięć gÅ‚oÅ›no Niech bÄ™dzie pochwalen.   Mąż Na wieki wieków - amen.   Mefisto wchodzÄ…c pomiÄ™dzy skaty Ty i gÅ‚upstwo twoje.   Mąż Biedne dzieciÄ™, dla win ojca, dla szaÅ‚u matki przeznaczone wiecznej Å›lepocie - nie dopeÅ‚nione, bez namiÄ™tnoÅ›ci, żyjÄ…ce tylko milczeniem, cieÅ„ przelatujÄ…cego anioÅ‚a rzucony na ziemiÄ™ i bÅ‚Ä…dzÄ…cy w znikomoÅ›ci swojej. - Jakiż ogromny orzeÅ‚' wzbiÅ‚ siÄ™ nad miejscem, w którym ten czÅ‚owiek zniknÄ…Å‚!   OrzeÅ‚ Witam ciÄ™ - witam.   Mąż Leci ku mnie, caÅ‚y czarny - Å›wist jego skrzydeÅ‚ jako Å›wist tysiÄ…ca kul w boju.   OrzeÅ‚ SzablÄ… ojców twoich bij siÄ™ o ich cześć i potÄ™gÄ™.   Mąż RoztoczyÅ‚ siÄ™ nade mnÄ… - wzrokiem węża grzechotnika ssie mi źrzenice - ha! rozumiem ciebie.   OrzeÅ‚ Nie ustÄ™puj, nie ustÄ…p nigdy - a wrogi twe, podÅ‚e wrogi twe pójdÄ… w pyÅ‚.   Mąż Å»egnam ciÄ™ wÅ›ród skaÅ‚, pomiÄ™dzy którymi znikasz - bÄ…dź co bÄ…dź, faÅ‚sz czy prawda, zwyciÄ™stwo czy zaguba, uwierzÄ™ tobie, posÅ‚anniku chwaÅ‚y. - PrzeszÅ‚oÅ›ci, bÄ…dź mi ku pomocy - a jeÅ›li duch twój wróciÅ‚ do Å‚ona Boga, niechaj siÄ™ znów oderwie, wstÄ…pi we mnie, stanie siÄ™ myÅ›lÄ…, siÅ‚Ä… i czynem. Zrzuca żmijÄ™. Idź, podÅ‚y gadzie - jako strÄ…ciÅ‚em ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczÄ… siÄ™ w dół i po nich żalu nie bÄ™dzie - sÅ‚awy nie zostanie - żadna chmura siÄ™ nie odwróci w żegludze, by spojrzeć za sobÄ… na tylu synów ziemi, ginÄ…cych pospoÅ‚u. Oni naprzód - ja potem. BÅ‚Ä™kicie niezmierzony, ty ziemiÄ™ obwijasz - ziemia niemowlÄ™ciem, co zgrzyta i pÅ‚acze - ale ty nie drżysz, nie sÅ‚uchasz jej, ty pÅ‚yniesz w nieskoÅ„czoność swojÄ…. Matko naturo, bÄ…dź mi zdrowa - idÄ™ siÄ™ na czÅ‚owieka przetworzyć, walczyć idÄ™ z braciÄ… mojÄ….   Pokój - Mąż - Lekarz - Orcio   Mąż Nic mu nie pomogli - w Panu ostatnia nadzieja.   Lekarz Bardzo mi zaszczytnie...   Mąż Mów panu, co czujesz.   Orcio Już nie mogÄ™ ciebie, Ojcze, i tego pana rozpoznaé - iskry i nicie czarne latajÄ… przed moimi oczyma, czasem z nich wydobÄ™dzie siÄ™ na ksztaÅ‚t cieniutkiego węża - i nuż robi siÄ™ chmura żółta - ta chmura w górÄ™ podleci, spadnie na dół, pryÅ›nie z niej tÄ™cza - i to nic mnie nie boli.   Lekarz StaÅ„, Panie Jerzy, w cieniu - wiele Pan lat masz? patrzy mu w oczy.   Mąż SkoÅ„czyÅ‚ czternaÅ›cie   Lekarz Teraz odwróć siÄ™ do okna.   Mąż A cóż?   Lekarz Powieki przeÅ›liczne, biaÅ‚ka przeczyste, żyÅ‚y wszystkie w porzÄ…dku, muszkuÅ‚y w sile. do Orcia Åšmiej siÄ™ Pan z tego - Pan bÄ™dziesz zdrów jak ja. do Męża Nie ma nadziei. - Sam Pan Hrabia przypatrz siÄ™ źrzenicy- nieczuÅ‚a na Å›wiatÅ‚o - osÅ‚abienie zupeÅ‚ne nerwu optycznego   Orcio MgÅ‚Ä… zachodzi mi wszystko - wszystko.   Mąż Prawda - rozwarta - szara - bez życia.   Orcio Kiedy spuszczÄ™ powieki, wiÄ™cej widzÄ™ niż z otwartymi oczyma.   Lekarz MyÅ›l w nim ciaÅ‚o przepsuÅ‚a - należy siÄ™ bać katalepsji.   Mąż odprowadzajÄ…c Lekarza na stronÄ™ Wszystko, co zażądasz - pół mojego majÄ…tku   Lekarz Dezorganizacja nie może siÄ™ zreorganizować. Bierze kij i kapelusz. Najniższy sÅ‚uga Pana Hrabiego, muszÄ™ jechać zdjąć jednej pani kataraktÄ™.   Mąż ZmiÅ‚uj siÄ™, nie opuszczaj nas jeszcze   Lekarz Może Pan ciekawy nazwiska tej choroby?   Mąż I żadnej, żadnej nie ma nadziei?   Lekarz Zowie siÄ™ po grecku: amaurosis. Wychodzi.   Mąż przyciskajÄ…c syna do piersi . Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?   Orcio SÅ‚yszÄ™ gÅ‚os twój, Ojcze   Mąż Spojrzyj w okno, tam sÅ‚oÅ„ce, pogoda.   Orcio PeÅ‚no postaci mi siÄ™ wije miÄ™dzy źrzenicÄ… a powiekÄ… - widzÄ™ twarze widziane, znajome miejsca - karty książek czytanych.   Mąż To widzisz jeszcze?   Orcio Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogasÅ‚y.   Mąż padajÄ…c na kolana - chwila milczenia Przed kim uklÄ…kÅ‚em - gdzie mam siÄ™ upomnieć o krzywdÄ™ mojego dziecka ? Milczmy raczej - Bóg siÄ™ z modlitw, Szatan z przeklÄ™stw Å›mieje.   GÅ‚os skÄ…dsiÅ› Twój syn poetÄ… - czegóż żądasz wiÄ™cej?   Lekarz, Ojciec Chrzestny   Ojciec Chrzestny Zapewnie, to wielkie nieszczęście być Å›lepym.   Lekarz I bardzo nadzwyczajne w tak mÅ‚odym wieku   Ojciec Chrzestny ByÅ‚ zawsze sÅ‚abej kompleksji, i matka jego umarÅ‚a nieco... tak...   Lekarz Jak to ?   Ojciec Chrzestny PoniekÄ…d tak - Wać Pan rozumiesz - bez piÄ…tej klepki.   Mąż Przepraszam Pana, żem go prosiÅ‚ o tak późnej godzinie. Ale od kilku dni mój biedny syn budzi siÄ™ zawsze okoÅ‚o dwunastej, wstaje i przez sen mówi - proszÄ™ za mnÄ….   Lekarz Chodźmy. - Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu.   Pokój sypialny - SÅ‚użąca - Krewni - Ojciec Chrzestny - Lekarz - Maż   Krewny Cicho.   Drugi ObudziÅ‚ siÄ™, a nas nie sÅ‚yszy.   Lekarz ProszÄ™ Panów nic nie mówić.   Ojciec Chrzestny To rzecz arcydziwna.   Orcio wstajÄ…c O Boże - Boże!   Krewny Jak powoli stÄ…pa.   Drugi Jak trzyma rÄ™ce zaÅ‚ożone na piersiach.   Trzeci Nie mrugnie powiekÄ… - ledwo że usta roztwiera, a przeciÄ™ gÅ‚os ostry, przeciÄ…gÅ‚y z nich siÄ™ dobywa.   SÅ‚użący Jezusie NazareÅ„ski !   Orcio Precz ode mnie, ciemnoÅ›ci - jam siÄ™ urodziÅ‚ synem Å›wiatÅ‚a i pieÅ›ni - co chcecie ode mnie? - czego żądacie ode mnie? Nie poddam siÄ™ wam, choć wzrok mój uleciaÅ‚ z wiatrami i goni gdzieÅ› po przestrzeniach - ale on wróci kiedyÅ›, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni pÅ‚omieniem.   Ojciec Chrzestny Tak jak nieboszczka, plecie, sam nie wie co - to widok bardzo zastanawiajÄ…cy.   Lekarz Zgadzam siÄ™ ż Panem Dobrodziejem.   Mamka NajÅ›wiÄ™tsza Panno CzÄ™stochowska, weź mi oczy i daj jemu.   Orcio Matko moja, proszÄ™ ciÄ™ - matko moja, naÅ›lij mi teraz obrazów i myÅ›li, bym żyÅ‚ wewnÄ…trz, bym stworzyå drugi Å›wiat w sobie, równy temu, jaki postradaÅ‚em.   Krewny Co myÅ›lisz, bracie, to wymaga rady familijnej?   Drugi Czekaj - cicho.   Orcio Nie odpowiadasz mi - o matko ! nie opuszczaj mnie !   Lekarz do Męża ObowiÄ…zkiem moim jest prawdÄ™ mówić.   Ojciec Chrzestny Tak jest - to jest obowiÄ…zkiem - i zaletÄ… lekarzy, Panie Konsyliarzu.   Lekarz PaÅ„ski syn ma pomieszanie zmysłów, poÅ‚Ä…czone z nadzwyczajnÄ… draźliwoÅ›ciÄ… nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, który oczywiÅ›cie tu napotykamy.   Mąż na stronie Boże, patrz, on Twoje sÄ…dy mi tÅ‚umaczy.   Lekarz ChciaÅ‚bym pióra i kaÅ‚amarza - Cerasi laurei dwa grana etc., etc. ...   Mąż W tamtym pokoju Pan znajdziesz - proszÄ™ wszystkich, by wyszli.   GÅ‚osy pomieszane Dobranoc - dobranoc - do jutra.   Orcio budzÄ…c siÄ™ Dobrej nocy mi życzÄ… - mówcie o dÅ‚ugiej nocy - o wiecznej może - ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej.   Mąż Wesprzyj siÄ™ na mnie, odprowadzÄ™ ciÄ™ do łóżka   Orcio Ojcze, co to siÄ™ ma znaczyć?   Mąż Okryj siÄ™ dobrze i zaÅ›nij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz.   Orcio Tak mi niedobrze - sen mi przerwaÅ‚y gÅ‚osy czyjeÅ›. Zasypia.   Mąż Niech moje bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo spoczywa na tobie - nic ci wiÄ™cej dać nie mogÄ™, ni szczęściá, ni Å›wiatÅ‚a, ni sÅ‚awy - a dobija godzina, w której bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ walczyć, dziaÅ‚ać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. - Gdzie siÄ™ ty podziejesz, sam jeden i wÅ›ród stu przepaÅ›ci, Å›lepy, bezsilny, dzieciÄ™ i poeto zarazem, biedny Å›piewaku bez sÅ‚uchaczy, żyjÄ…cy duszÄ… za obrÄ™bami ziemi, a ciaÅ‚em przykuty do ziemi - o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu !   Mamka u drzwi Pan Konsyliarz każe JW. Pana prosić.   Mąż Dobra moja Katarzyno, zostaÅ„ siÄ™ przy maÅ‚ym. Wychodzi.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie Boska komedia Zygmunta Krasińskiego
nie boska komedia akt4 krasinski
nie boska komedia akt3 krasinski
krasinski nie boska komedia
Kordian i poezje Słowackiego, Nie Boska komedia Krasińskiego
Nie Boska Komedia I Krasińskiego
krasinski nie boska komedia(1)
Krasiński Nie Boska Komedia Akt 1
Krasiński Nie boska komedia
krasinski nie boska komedia
Nie Boska komedia Krasińskiego

więcej podobnych podstron