Niemy polski lud B Łagowski


Niemy lud polski
Bronisław Aagowski*
2007-11-03
Historyczna słabość lewicy w Polsce wiąże
się z tym, że właściwie w Polsce lud nie
miał historii. Wstydził się swojej
tożsamości i przyjmował mitologię klasy,
która go wcześniej uciskała.
Adam Leszczyński: LiD dostał w wyborach
12 proc. głosów. To sukces?
Bronisław Aagowski: To oczywista
porażka. Choćby z tego powodu, że sam
SLD ma więcej wyborców. Pomysł LiD był
wadliwy. Liderzy obu partii może są w
bliskich stosunkach politycznych i
towarzyskich, ale połączenie Sojuszu
Lewicy Demokratycznej z Partią
Demokratyczną jest sztuczne, bo ich
elektoraty są bardzo różne i wzajemnie
niechętne. Potencjalni wyborcy Partii
Demokratycznej nie chcieli głosować na
koalicję, której głównym elementem jest
SLD. Część wyborców SLD nie głosowała z
powodu niechęci do Partii
Demokratycznej.
2
Załóżmy, że dawni wyborcy Unii Wolności nie chcieli głosować na Olejniczaka czy
Kalisza ze względów historyczno-biograficznych. Ale dlaczego wyborcom SLD miał
przeszkadzać Onyszkiewicz czy Lis?
- Nie chodzi o osoby. To są ugrupowania z dwóch obozów, które nie przestały być sobie
wrogie. Wyborcy SLD czują się bezustannie obiektem ataku. Jeżeli nie politycznego, to
propagandowego. W III RP - i jeszcze bardziej w IV RP - uważali się za obywateli
drugiej kategorii.
Przecież SLD rządziło. Dwa razy! Chodziło o kwestie światopoglądowe? Obecność
Kościoła w życiu publicznym, sprawę przerywania ciąży?
- Wyborcy SLD opowiadają się za swobodami obyczajowymi, ale nie są one dla nich
najważniejsze. Wyobraża pan sobie, żeby wyborcy SLD z Sosnowca czy Włocławka
toczyli boje o prawa gejów czy aborcję? Nowoczesna, kulturowa lewica liberalna w
kulturze oraz w obyczajowości interesuje mnie. To ciekawe zjawisko, ale nie nabrało
jeszcze wagi politycznej. W Polsce na razie nie ma żadnych szans na zauważalną
reprezentację polityczną, bo Polacy tym nie żyją. Problemy gejów może oburzają
publiczność moherową, ale nawet ją prawica musi do tego pobudzać. Dla zwolenników
SLD ma znaczenie to, że odebrano im de facto część praw obywatelskich, niektóre
stanowiska są dla nich niedostępne. Sa szykanowani, traktuje się ich podejrzliwie, są
obiektem bezustannego ataku propagandowego ze strony właściwie całego obozu
postsolidarnościowego. Nawet kiedy rząd był obsadzony ludzmi z SLD, postsolidarność
miała w rękach główne ogniwa władzy, cała mediokracja była przeciw niemu. To, co
mówi się o telewizji Kwiatkowskiego, to czyste zmyślenie. Służby specjalne ciągle
szukały haków to na Millera, to na Oleksego. Cała edukacja państwowa, z IPN na czele,
z podręcznikami szkolnymi włącznie jest nastawiona na to, żeby tę formację
dyskredytować. To prawda, że rządy SLD niczego autentycznie lewicowego nie wniosły.
Może nie potrafili. Może nie mogli. Może nie chcieli. Sprawowali je jednak pod
nieustannym naporem przeciwników. Skończyło się triumfem "Gazety Wyborczej",
która w końcu odpolityczniła problem SLD - bo po aferze Rywina przekonaliście
wszystkich, że to partia skorumpowana. Udało się wam.
Mówi pan jak premier Kaczyński po przegranych wyborach. To nie jest za wygodne
wytłumaczenie? Kiedy politycy przegrywają, zawsze winny okazuje się Michnik?
- Mówię panu, jak myśli wielu ludzi z SLD. Zgodzi się pan ze mną, że pewne stanowiska
nie są dla ludzi z SLD dostępne. Szef CBA otwarcie powiedział, że nie będzie w CBA
pracował żaden SLD-owiec. To samo w IPN. Zauważył pan to? Oni tak. Nagle proponuje
się tym wyborcom, żeby głosowali na koalicję z partią, która nie ma poparcia wśród
wyborców i jest głównym beneficjentem - jeżeli nie ekonomicznym, to moralnym -
ustroju, w którym SLD czuje się dyskryminowane. To się przyczyniło do fiaska
wyborczego LiD.
3
Za Kaczyńskich ludzie SLD rzeczywiście nie mieli szans na udział we władzy. Spodziewa
się pan jakiejś zmiany za PO?
- Wydaje mi się oczywiste, że nie będą stosowali takich terrorystycznych metod jak
aresztowanie ludzi na podstawie niepewnych podejrzeń. Nie wyobrażam sobie, żeby
szanowanych biznesmenów można było traktować jak pierwszych lepszych oszustów i
tak ich przedstawiać w swojej propagandzie. Nie wiem, czy zajdą inne zmiany. W
Platformie istnieje frakcja bardzo propisowska, właściwie nieodróżnialna od PiS. Nie
sądzę, żeby SLD przestało być stygmatyzowane. Mówi się cały czas "lewica
postkomunistyczna". To jest język propagandy, nie opisu. Nawet Michał Głowiński,
który tropi nadużycia języka w celach propagandowych, nie zwraca uwagi na sposób
użycia terminu "komunizm" albo "postkomunizm", bo prawdopodobnie wydaje mu się to
naturalne.
Jakie jest w takim razie miejsce dla lewicy w Polsce? W kraju, w którym 70 proc.
głosów zdobywają dwie partie prawicowe, jedna konserwatywno-narodowa, a druga
konserwatywno-liberalna?
- To mnie za bardzo nie dziwi. To naturalna reakcja na 40 lat rządów socjalistycznych -
czy z nazwy komunistycznych. To były rządy lewicy. Niektórzy ideowi lewicowcy dziś
przekonują, że PZPR nie była prawdziwą lewicą, bo lewica jest za wolnością, a w PRL
wolności nie było, lewica jest za wolnością słowa, a była cenzura... Nie wikłajmy się w
grę słów. PRL to były rządy lewicy i na wielu płaszczyznach - gospodarczej czy
społecznej - realizowała ona lewicowy program. Jeżeli taki system upada, to -
psychologicznie rzecz biorąc - właściwie na kilkadziesiąt lat dla lewicy nie powinno być
miejsca. W obozie solidarnościowym podziały typu prawica - lewica, konserwatyzm -
liberalizm, chadecja - socjaldemokracja zostały skrajnie osłabione, nad wszystkim
dominuje antypeerelizm zwany antykomunizmem. Poza tym nie zgadzam się, że obie
czołowe partie w Polsce są prawicowe. Obie partie w swojej demagogii socjalnej
głoszą poglądy, które kiedyś były lewicowe. Nie widzę w nich nic specjalnie
prawicowego czy lewicowego. Widzę tam ludzi o wybitnie lewicowych poglądach,
takich jak Romaszewski w PiS. Kiedy PiS podejmował decyzje w sprawach społecznych i
gospodarczych, robił to samo, co robiliby socjaldemokraci, i to samo, co będzie robiła
PO.
Podatek liniowy? Prywatyzacja szpitali? Te pomysły nie odróżniają liberałów od lewicy?
- Tu trzeba powiedzieć coś zasadniczego: podział na lewicę i prawicę dziś istnieje, ale
ma trzeciorzędne znaczenie. Możemy wchodzić w niuanse, definiować lewicę i prawicę
mniej lub bardziej dokładnie, ale ten podział się zdezaktualizował. Rozróżnienie na
lewicę i prawicę rozpoczęło się wraz z Wielką Rewolucją Francuską. Od tego czasu
lewica zawsze definiowała się ze względu na stosunek do rewolucji - tych, które się
toczą, tych, które przeminęły, lub tych, których się oczekuje. Do samego fenomenu
4
rewolucyjnej zmiany. W XIX w. pojawiały się różne rewolucje i różne rewolucyjne
programy, i ten podział utrzymywał się przez cały czas. Pojawiła się nowa,
marksistowska idea rewolucji, i wtedy też powstała nowa, marksistowska - czy jak pan
woli komunistyczna albo socjaldemokratyczna - lewica, bo komuniści od
socjaldemokratów odróżnili się dopiero po rewolucji bolszewickiej. Po rewolucji
bolszewickiej rozróżnienie na lewicę i prawicę w Europie i na całym świecie stało się
bardzo proste. Były odpryski takie, które trudno zdefiniować, ale zasadniczo prawica
była przeciwnikiem tej bolszewickiej rewolucji, a lewica - często z zastrzeżeniami -
sympatyzowała z tym projektem lub przynajmniej potępiała antykomunizm. Rewolucja
rosyjska wcieliła się w państwo radzieckie, kompletnie się skompromitowała i upadła.
Przedstawia się ją jako absolutne zło. Nie ma rewolucji, wobec której można żywić
kult. Mit rewolucji upadł.
Brakuje utopii? Wszyscy - od lewa do prawa - akceptują wolny rynek i liberalną
demokrację? Kiedy Fukuyama napisał, że historia się skończyła, miał rację?
- Nie ma projektu rewolucji, nie ma nastroju rewolucyjnego. Młodzi ludzie mają jakieś
tęsknoty, ale nie wyrażają się one intelektualnie. Nie wiadomo, jak zdefiniować
lewicę. Nie ma punktu odniesienia. Drugim elementem tożsamości lewicy jest idea
postępu. Rewolucja francuska - i następne - dokonywane były w imię postępu. Ma pan
rację, że to było związane z utopią: mieliśmy - to znaczy przewodnie siły społeczne
miały - idealną wizję przyszłości i wierzyły, że postęp do niej przybliżał. Realny,
materialny postęp się nie skończył. Upadła wiara w postęp. To bardzo zasadnicza
zmiana w stosunku do historii, która była rozumiana jako ciąg zmian ku lepszemu. Od
pewnego czasu utopia jako gatunek literacki zmieniła bardzo charakter. Przedtem to
była literatura optymistyczna. Utopie XX wieku są pesymistyczne. Dziś nikomu nawet
nie wystarcza wyobrazni, żeby projektować wielkie społeczne przemiany.
Dlaczego? Co się zmieniło?
- W porównaniu z naszymi przodkami żyjemy w utopii zrealizowanej. Warunki życia -
ten dzisiejszy świat łatwości, obfitości, kiedy nikt nie jest głodny - dają nam swobodę.
Ludzie głodują tu i ówdzie, ale raczej w skutek zaniedbania, a nie konieczności.
Technika dała nam wolność, której wcześniej sobie nie wyobrażano. Żaden reformator
moralny nie byłby w stanie tak zmienić obyczajowości seksualnej jak pigułka
antykoncepcyjna. A takich "pigułek" w innych dziedzinach życia cywilizacja
technotroniczna (określenie Zbigniewa Brzezińskiego) dostarcza coraz więcej, ona jest
największą rewolucjonistką. To właściwie przekroczyło wyobraznię utopijną. Ludzie
oczywiście w dalszym ciągu pozostają istotami biologicznymi, zakochują się czy
nienawidzą, chociaż mam wrażenie, że temperatura tych uczuć też osłabła.
Może w takim razie lewicowe marzenie uznać za zrealizowane? Powiedzieć: "nasza
misja się skończyła, osiągnęliśmy cel"?
5
- Podział lewica - prawica pokrywał się z podziałem na lud i uprzywilejowanych. W
Polsce jeden z głównych podziałów klasowych można wyrazić za pomocą
polonistycznych metafor Kordiana i Chama. Był on bardzo widoczny w okresie
międzywojennym, a dziś istnieje w postaci utajonej. Przed wojną w II RP partie
ludowe miały swoja wyrazistą ideologię, tożsamość, określaną z zewnątrz przez
pogardę dla chłopstwa. Pani prof. Barbara Skarga powiedziała kiedyś, że lewica w
Polsce powinna nawiązywać do postaci Wincentego Witosa i jego uznać za swojego
głównego bohatera historycznego. Podpisuję się pod tym zdaniem, a fakt, że to już
niemożliwe, uważam za oznakę, że lewica poszła w niewłaściwym kierunku i oderwała
się od ludu.
Lud polski chętnie głosował wówczas także na obóz narodowy.
- Tego nie jestem pewien, drobnomieszczaństwo tak, ale ruch ludowy stale zyskiwał na
znaczeniu, aż do Mikołajczyka. Historyczna słabość lewicy w Polsce wiąże się m.in. z
tym, że właściwie w Polsce lud nie miał historii. Na Zachodzie - np. we Francji - lud
miał świadomość, że jest podmiotem historii. Że odgrywał w niej ważną rolę - we
frondach, w rewolucjach, zwłaszcza XIX-wiecznych. Polski lud zyskiwał świadomość
narodową, przyjmując mitologię szlachecko-inteligencką. Stał się obiektem przemocy
symbolicznej - może lepiej powiedzmy dominacji symbolicznej, bo nikt nie stosował
tego rozmyślnie. Inteligenci, którzy nieśli "oświatę" w lud, próbując go narodowo
uświadomić, nieśli w naturalny sposób też cały swój bagaż światopoglądowy, swoją
rzekomo narodową, a w istocie stanową wizję historii Polski. Nie zdajemy sobie sprawy
z tego, że chłopstwo w Polsce znajdowało się w sytuacji gorszej niż niewolnicy w
Ameryce Północnej, w gorszej niżeli niewolnicy w starożytnym Rzymie, bo niewolnik w
Rzymie mógł się wyzwolić i zrobić karierę na dworze cezara. W Polsce to było nie do
pomyślenia. Myśmy mieli "Liber Chamorum" [księga chamów] Trepki, który sprawdzał,
czy jakiś chłop nie uzurpował sobie przypadkiem szlacheckiego tytułu. Określenie
"chłop" było skrajnie dyskryminujące. Miało taką wymowę jak "negro" ("czarnuch") w
Ameryce. To była istota spoza społeczeństwa. Nasze społeczeństwo, jeżeli w ogóle
rodowód ma jakieś znaczenie, wywodzi się w dużym stopniu z klasy, która była w
położeniu gorzej niż niewolniczym. Spadek po Polsce niepodległej to z jednej strony
anarchia na górze, a z drugiej najskrajniejszy ucisk i poniżenie olbrzymiej większości
narodu. Pańszczyzna została zniesiona wtedy, kiedy w Ameryce niewolnictwo. Więc lud
wyszedł z historii, wstydząc się swojej tożsamości. Tym łatwiej przyjmował mitologię,
poglądy, samoświadomość klasy, która go uciskała. Taki lud jest bardzo słabą podstawą
dla lewicy. Dziś w Nowej Hucie ciągle chrzczą ulice nazwiskami to sanacyjnych
dygnitarzy, to sanacyjnych generałów. I lud, którzy przyszedł do Nowej Huty z chat,
gdzie mieszkano nieraz przez ścianę z nierogacizną, dziś czuje się bardzo
pokrzywdzony przez komunę i utożsamia się z tą postszlachecką, postsanacyjną,
inteligencką mitologią. To jest niesamowite zafałszowanie świadomości i obrazu
6
historii. Ludowcy jednocześnie czczą Mikołajczyka i tych, którzy kazali gnać go
piechotą z Małopolski do Poznania.
Czyli głosując masowo na PiS i PO, lud postąpił wbrew własnym interesom?
- To jasne.
Może po prostu prawicy udało się dokonać w Polsce konserwatywnej rewolucji?
Przestawić umysły Polaków na prawo? Badania socjologów pokazują, że młodzi Polacy
stają się bardziej konserwatywni od rodziców, nierzadko też bardziej religijni.
- Jakby pan zajrzał do książki opisującej stosunki we Francji w okresie restauracji
Burbonów po rewolucji i Napoleonie, byłby pan zdziwiony analogiami z polską sytuacją.
W XVIII w. wydawało się, że Kościół schodzi z areny politycznej i religia staje się
prywatną sprawą. Kiedy nadszedł romantyzm - razem z powrotem do
przedrewolucyjnego systemu rządów - nastąpił też nawrót religijności. Wtedy we
Francji powstała silna partia klerykalna i wprowadzono ustawodawstwo karne mające
na celu przeciwdziałanie wszelkiej krytyce Kościoła i religii. Nazywało się to "ustawy
przeciw świętokradztwu". Obecna restauracja polityczna sięgająca do przeszłości w
naturalny sposób zwiększyła wpływy religii. To Kościół ma wielkie wpływy, a nie
polityczny, doktrynalny konserwatyzm, który jest w Polsce niezobowiązującą pozą.
Marek Jurek bardzo ładnie wykłada szlachetne poglądy konserwatywne na piśmie, ale
kiedy jest politykiem, postępuje jak mściwy plebejusz, który się cieszy, że dopadł
wreszcie upadłego władcę Jaruzelskiego. Takim samym konserwatystą jest obecny
minister kultury i nie on jeden. Polski konserwatyzm jest pochodzenia książkowego. To
często kalki amerykańskiego konserwatyzmu. Ni przypiął, ni przyłatał do polskich
stosunków.
PiS też nie reprezentuje polskiego ludu? Stara się przecież przedstawić jako partia
zwykłych ludzi.
- PiS ma skrajnie manipulatorski i cyniczny stosunek do warstw, które dziś są ludem.
Zanim przejął wyborców Leppera, przejął jego agresywną demagogię socjalną, którą
połączył z kiczowatym, heroistycznym i elitarystycznym nacjonalizmem.
Zakompleksionym warstwom plebejskim taka oszałamiająca mikstura mogła się bardzo
podobać. Tak naprawdę panów Kaczyńskich ożywiają ciągle emocje z czasów pierwszej
Solidarności, kiedy to boleśnie przeżywali, że oni, genetyczni akowcy i powstańcy
warszawscy - nie brak takich i w PO - mogli odgrywać tylko drugorzędną rolę, a nie
kierowniczą. To jest twarde jądro ich polityki, reszta to dyletantyzm, za który Polska
już drogo płaci.
Wróćmy do politycznego konkretu: jaką politykę powinien prowadzić teraz LiD? Gdzie
mają pole do prowadzenia lewicowej polityki?
7
- Nie mam tu absolutnie nic do powiedzenia. Przez lata pisywałem do tygodnika
"Przegląd" z nadzieją, że może trafi to do lewicowych środowisk. Jedynym efektem -
który bardzo cenię - tych publikacji było to, że przynosiły one pewną ulgę ludziom o
lewicowych poglądach, którzy czuli się przygnieceni i upokorzeni przez propagandową
nawałę postsolidarności. Podchodzą do mnie w kawiarni albo piszą listy, dziękują. Na
środowisko partyjno-lewicowe żadnego wpływu to nie miało. Nie rozumiem postawy
polityków SLD. Nie rozumiem ich myślenia. Wiem tylko, że chcą stworzyć partię, dzięki
której SLD mógłby wyzbyć się piętna tzw. postkomunizmu, żeby ludzie brali ich za
kogoś innego niż dotychczas. Nie chcą być bezustannie stygmatyzowani. To zrozumiałe.
Widzę też, że SLD nie chce mieć wyborców, którzy utrudnialiby im zerwanie z PRL.
Chcą młodych, których nauczono, że antypeerelizm czy antykomunizm to wielka idea,
z której wyrośnie świetlana przyszłość. Wyczuwam jakąś zasadniczą dysharmonię
pomiędzy ich myśleniem i moim. Zupełnie nie wiem, w jakim kierunku pójdą. Nie
rozumiem Olejniczaka, który dość sympatycznie wygląda, ale to, co mówi, nie
przystaje do rzeczywistości. Zadziwia mnie, że oni są tak zadowoleni z siebie, mimo że
idą od błędu do błędu i coraz mniej znaczą. W Polsce jest potrzebna partia nie tyle
lewicowa, ile motywowana realistyczną filozofia polityczna. Może coś takiego
ukształtuje się wokół prof. Jana Widackiego, który obecnie wydaje mi się jedną z
najmocniejszych głów w polskiej polityce.
Rozmawiał Adam Leszczyński
*prof. Bronisław Aagowski
ur. w 1937 r., filozof polityki, historyk idei. Profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii
Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Autor m.in. "Filozofii politycznej Maurycego
Mochnackiego", "Listu otwartego do trzydziestolatków" (1991) oraz zbiorów esejów "Co
jest lepsze od prawdy" (1986), "Liberalna kontrrewolucja" (1994), "Szkice
antyspołeczne" (1997), "Aagodny protest obywatelski" (2001), "Duch i bezduszność III
Rzeczypospolitej. Rozważania" (2007)
yródło: Gazeta Wyborcza


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
[Lud polski w walce z bałwanami]
Bezpieceństwo militarne Polski
Historia państwa i prawa Polski Testy Tablice
administracja w ksiestwie warszawskim i krolestwie polskim
Szlakiem polskich Tatarów
Nazwy kolorów w języku polskim
Swieci w Dziejach Narodu Polskiego6
A Balaban Polskie problemy ustrojowe 2003
polski minister ostrzega przed wojną
POLSKI

więcej podobnych podstron