Orędzie z Medziugorja 25 01 2014


Oręd zi e K rólo wej P ok oju z Med ziu go rje , 24 sty cz eń 201 4
 Drogie dzieci! Módlcie się, módlcie się, módlcie się, aby światłość waszej modlitwy miała wpływ
na tych, których spotykacie. Umieśćcie Pismo Święte na widocznym miejscu w waszych rodzinach i
czytajcie je, aby słowa pokoju popłynęły w waszych sercach. Dziatki, modlę się z wami i za was,
abyście z dnia na dzień stali się jeszcze bardziej otwarci na wolę Bożą. Dziękuję wam, że
odpowiedzieliście na moje wezwanie. 
Z konieczności Matka Boża mówi hasłowo, ale jakże głębokie są to słowa, ileż w nich treści. Czy
jednak mając problemy z modlitwą można Matczyne Orędzia przemedytować,  rozkodować i zastosować w
praktyce, by nie pozwolić światu sobą manipulować, nie pozwolić mediom kształtować (czyli zniekształcać)
własną opinię, własną świadomość? Czy chrześcijanie, którzy pozwolili się zmanipulować, zdegradować do
istot czysto zmysłowych i cielesnych mogą jeszcze docenić wagę tych orędzi, by postępować na drodze
duchowej, jedynej prowadzącej do pełni życia? Czy my współcześni chrześcijanie nie zachowujemy się tak,
jakby Pan Bóg obdarzył nas na chrzcie świętym światłem w sposób ostateczny, całkowity i niezmienny, i nie
potrzebujemy doszukiwać się w sobie ciemności?
Zamiast utwierdzać się w przekonaniu, że wszystko we mnie jest OK., a tylko świat wokół jest zły,
spróbuję rozważyć, zastanowić się nad tymi naglącymi wezwaniami. Matka Boża, Królowa Pokoju zapewne nie
bez powodu wciąż cierpliwie powtarza zachętę do modlitwy. Widać wciąż nie doceniamy wagi i potęgi
modlitwy, może szyderstwa świata wpoiły nam niewiarę w moc modlitwy, wstyd modlitwy, a przez to mamy z
nią przeogromny problem. Co mogą oznaczać słowa:  światłość waszej modlitwy ? Najpierw słowo światłość.
Pismo Święte ukazuje Chrystusa jako Światłość świata, Światłość oświecającą żyjących w mroku. Nie
chodzi tu oczywiście o jakieś oddziaływanie na nasz zmysł wzroku. Choć możemy tu posłużyć się tą analogią do
zrozumienia o co tu chodzi. Abyśmy mogli widzieć musi być światło. Światło to promienie, które są przez zmysł
wzroku odbierane i przetwarzane na bodzce w naszym mózgu. Dzięki temu rozpoznajemy otaczający nas świat.
Nasz ten tak czuły aparat wzroku nie może jednak sam z siebie widzieć w ciemności. Nie ma w sobie, ani też nie ma
w żadnej innej części naszego ciała jakiegokolwiek zródła światła. Światło musi pochodzić z zewnątrz. Tak jesteśmy
skonstruowani. Analogiczna sytuacja zachodzi w naszym życiu wewnętrznym (duchowym) oraz psychicznym. Nie
możemy poznać siebie ani Woli Bożej bez Światła, które przychodzi z zewnątrz, chociaż pózniej ono może
pozostawać w nas. To Światło pochodzi od Boga. Chrystus jest Światłością i oświeca nas poprzez Swoje Słowo. A te
właściwie pojmujemy i umiejętnie odnosimy do naszego życia, dzięki światłu Ducha Świętego, które otrzymujemy
na modlitwie. Duch Święty oddziałuje bezpośrednio na naszego ducha, a ten na naszą świadomość, jeżeli tylko nie
jest przygnieciony stosem żądz i zagłuszany wewnętrznym hałasem naszych myśli pełnych obaw, lęków, niechęci,
złości, ciekawości, rozbudzonych pragnień, oczekiwań, ambicji, zgorzknienia, gniewu, smutku, depresji& itd. Jeżeli
to wszystko wrze w naszych umysłach, nie możemy modlić się sercem, nie potrafimy też czytać na bieżąco i
zrozumieć Pisma Świętego. Mało tego, nie potrafimy nawet rozpoznać jego bezcennej wagi, a gonimy za tym
wszystkim, co jest bezwartościowe, bo tylko chwilowe, bo nie daje zaspokojenia, pokoju, a zatem i szczęścia. Taki
stan człowieka oznacza, że pogrążony jest w duchowych ciemnościach. Nasze pogrążenie w ciemności oznacza, że
nie zdajemy sobie sprawy z tego, jacy naprawdę jesteśmy, że brak nam poznania prawdy o sobie, tego jak Bóg nas
widzi. Brak nam również poznania swojej sytuacji, rozpoznania tego, co mamy czynić, aby żyć wolą Bożą, która
zawsze chce dla nas życia pięknego, wręcz beztroskiego pomimo ponoszonych trudów dla podobania się Bogu i
osiągnięcia Życia Wiecznego.
Wręcz tragiczną staje się nasza sytuacja wówczas, gdy jesteśmy pogrążeni w samych mrokach, tzn. jeśli
wydaje się nam, że mamy światło, że dobrze widzimy, znamy Boga i wiemy czego od nas oczekuje, a jest to jedynie
pseudoświatło pochodzące z naszej wyobrazni, od świata i szatana. I Słowo Boże przestrzega:  Jeżeli światło, które
jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność Mt6,23. Będąc w tym stanie wydaje się nam, że wiemy lub
mamy wizję tego, co powinniśmy czynić, że znamy siebie, bo mamy pewien obraz samych siebie, nieustannie go
zresztą poprawiamy przez łaskawość dla siebie, dbanie o dobre mniemanie o sobie i złe osądzanie innych. I może
wiemy do czego w życiu dążymy, co chcemy realizować, ale czy na pewno jest to według woli Bożej? Czy mamy
świadomość jak do tego przeświadczenia doszliśmy? Czy w ogóle potrafimy się modlić tak, jak Bóg tego oczekuje,
by móc do naszej świadomości dotrzeć:  w duchu i prawdzie ? (J4,23). Czy zatem uznaję, że najważniejszym
problemem mojego życia jest wyzbywanie się wszelkich złudzeń, czyli tego fałszywego światła nie pochodzącego
od Boga? Trzeba pewnego rodzaju odwagi, podjęcia decyzji aby wyjść z własnych ciemności, nie działać po
omacku, lecz zapragnąć poznać siebie samego w świetle Bożym, w Jego Prawdzie i aby poznać Wolę Bożą w
stosunku do siebie, by nie wchodzić na kręte, wyboiste i ślepe drogi po których kroczy się wprost do zatracenia w
wiecznych ciemnościach.
Wydaje się, że Matka Boża pragnie uświadomić nam nasz stan. Ten brak światła, a co za tym idzie
zanurzenie w ciemności jest największą przeszkodą w naszym zjednoczeniu z Bogiem. Modlić się to nie wszystko,
bo najważniejsze jest to, jak się modlimy. Czy poprzez naszą modlitwę dociera i pozostaje w nas światłość, która ma
dobry wpływ na tych, których spotykamy? Jak jest to uwidacznia się w praktyce życia codziennego?
Sądzimy, że wiemy, co jest dobrem, a co złem. Wiemy jak świat powinien wyglądać, jak inni powinni
postępować. Uważamy, że mamy światło, że jesteśmy OK., często wręcz uznajemy się za moralnie prawych,
bardzo wierzących, religijnych, dobrych, mądrych. Ale czy potrafię traktować z miłością tych wszystkich,
którzy temu mojemu mniemaniu o sobie ośmielają się zaprzeczać? Czy byłem dla nich światłem i czy w tej
sytuacji potrafię mieć na nich dobry wpływ?
Nasza zdolność poznania, na skutek grzechu pierworodnego skażona jest przez to, co Pismo święte nazywa
pychą. W naszym  ego  jest jakieś silne ukierunkowanie na siebie, jakieś samoubóstwienie i działa w nas
nieustannie, z ogromną siłą i mocą. Pracujemy nad budowaniem dobrego obrazu samego siebie, a gdy to nam się nie
bardzo udaje mówi się o niskiej samoocenie. Gdy wypracujemy w sobie odpowiednie mechanizmy samooszukiwania
się dochodzimy do stanu, który Biblia nazywa nieprawością. W obydwu przypadkach tak dalece i tak kurczowo
trzymamy się tych wytworów, tych zdobyczy naszego  ego , że ani Bóg ani żaden człowiek nie może nas oświecić.
Nie chcemy stanąć w światłości, stąd patrząc nie widzimy, słuchając nie słyszymy nie chcąc dopuścić do swojej
świadomości przykrej dla siebie prawdy. Gdybyśmy po prostu uznali, że Bóg nieskończenie nas kocha takich jacy
jesteśmy i w tej miłości pozwolili się oświecić Jego Prawdą byłby to zaczątek cnoty pokory. Pokora jest zatem mocą,
odwagą do spojrzenia na siebie w Bożej prawdzie. Jest fundamentem wszystkich cnót.
Już teraz rozpoznać można swój stan uświadamiając sobie własne reakcje na spotykanych ludzi i na
doświadczane wydarzenia. Tych reakcji, tych stanów psychiki nie da się ukryć jakąś samokontrolą. Tak jak nie
sposób ukryć prawdziwej miłości przejawiającej się w uśmiechu, serdeczności, solidarności, życzliwości,
bezinteresowności, poświęceniu, radości& i setek innych przejawów namacalnie odczuwanych dla każdego. To
właśnie światłość naszej modlitwy sprawia, że tak na otoczenie emanujemy. Tak samo nie może istnieć jako
jakaś ukryta tajemnica nasze samooszukiwanie się. Jakże łatwo i dosłownie wszystko może wówczas wytrącać
nas z równowagi, przygniatać, martwić, rozdrażniać, denerwować, trwożyć, smucić. Wszystko może
wywoływać bunt, wprawiać w rozpacz, trapić. Stany te odbierają nam spokój, opanowują myśli i serca,
zamykają w samym sobie. W takim stanie albo nie modlimy się wcale, albo modlitwa nasza jest kolejnym
sposobem samooszukiwania się, naszą jakże wielką ciemnością i ta oddziałuje na otoczenie.
Cóż mamy czynić, by w naszych sercach płynęły słowa pokoju? Byśmy wewnętrznie się nie buntowali,
niczego nie roztrząsali, nie prowadzili wewnętrznych dialogów z różnymi osobami? Jak dojść do pokoju serca, do
wewnętrznej wolności, by nie pozwolić nikomu wpływać na mój pokój, moje samopoczucie? Matka Boża wskazuje
wyjście z tej ciemności. Jezus jest Słowem Ojca, jest światłością świata, oświeca nas Słowem Bożym jakim jest
Pismo święte. Czytając pierwszy raz to orędzie nie bardzo wiedziałem o co chodzi w pierwszym zdaniu:
 światłość waszej modlitwy&  . Ale zrozumiałem podpowiedz. Poprosiłem więc w duchu o pomoc i sięgnąłem
po to Żywe Słowo Boże. Otworzyło mi się na Psalmie 43 werset 3:  Ześlij światło swe i prawdę, niech one
mnie wiodą. . Na modlitewną prośbę Pan zsyła na nas światło swej mądrości i prawdę. Nie po to bym dla swej
satysfakcji i pychy wymądrzał się pouczając innych, ale aby mnie samego wiodły przez ten świat  taki jakim
on jest. Mądrość jest właściwością samego Boga i nie jest osiągalna dla ludzi naturalnymi środkami. Mądrość to
nie sprawa tego, co się je i pije, jak mieszka, jaki majątek, gadżety czy tytuły naukowe posiada, jaki stopień w
hierarchii społecznej się osiągnęło. To nie jest ani ostatecznym celem, ani sensem życia. Nie daje też
zaspokojenia, czystej radości, ani pokoju. Zauważam też, że wszystko, co człowiek sam wymyśli, wykorzystuje
zaraz przeciwko sobie i innym ludziom. Nie jest to mądrość. Mądrość jest przymiotem samego Boga i jest
darmo dawana tym, którzy jej pragną, którzy jej Dawcę  Miłość mają w najwyższej czci i szacunku. Dziś też
zdecydowana większość ludzi żyje według własnych prawd. Ale Prawda może być tylko jedna, reszta to fałsz i
złudzenia. Prawda należy do tego, kto będzie miał ostatnie słowo  zatem do Boga. Jeżeli ktoś ma wątpliwości
czy Bóg istnieje, to dlatego, że nie pragnie ani mądrości, ani prawdy. Pragnącego Prawda do siebie doprowadza
dając mu mądrość. Zatem modlitwa winna przede wszystkim wyrażać moje pragnienie otrzymania światła
mądrości i życia w prawdzie dla podobania się Bogu.
Przypominają mi się tu słowa Pana Jezusa, które Jan Paweł II uznał za najważniejsze w całej Biblii:
 i poznacie Prawdę, a prawda was wyzwoli. (J8,32). Prawda wyzwoli mnie z samego siebie, z mojego  ego -
izmu, bo to ja sam jestem dla siebie największym problemem. Czy mniemam, że gdyby jakiś cudem wszyscy
wokół mnie dostosowali się do moich oczekiwań, to zniknęłyby moje problemy z sobą samym? Nie zniknęłyby.
Najbardziej nawet święci i doskonali ludzie byli przez wielu uznających się za światłych i prawych potępiani i
prześladowani. Nawet gdyby świat był OK., to ja bym coś w nim wynalazł. Problem nie tkwi w złym świecie, a
w moim sercu, które ma do świata zły stosunek. Królowa Pokoju bardzo chce, bym był światłem dla takiego
świata, jakim jest: upodlonego, zagubionego, ginącego. Nie mam więc zmieniać na siłę świata, by lepiej się w
nim poczuć, bo posługując się jego sposobami, w oderwaniu od woli Bożej jestem dlań ciemnością. Zmienić
mam więc najpierw siebie. W swej świadomości stać się niczym żarówka, która sama z siebie nic nie daje, jest
ciemnością. Dopiero podłączona do zródła prądu zaczyna dawać światło. Nic się nie dokona bez stałej
łączności modlitewnej z Bogiem, bez życia w stałej świadomości Jego zbawczej obecności. A będąc z Nim
złączony, nawet nic nie robiąc, będę niczym księżyc, który milcząco przemierza niebo będąc świadectwem i
nadzieją dla spragnionych słońca, że choć go nie widzą, ono istnieje, świeci i nadejdzie czas, gdy i oni je ujrzą. I
żadne przekleństwa czy grozby ludzi, którzy pragną ukrywać się w ciemnościach nie są w stanie księżyca
przesłonić, naruszyć jego spokojnego przemierzania wyznaczonej mu przez Pana drogi.
Przede wszystkim więc trzeba mi szukać Prawdy względem Boga. Poświęcić czas na modlitewne
spotkania dla poznania Go takim, jakim jest w swej Istocie, a nie wierzyć w boga według swoich wyobrażeń.
Od takiego boga nie otrzymam żadnej pomocy, ani mocy do duchowego wzrastania.
Trzeba mi zapragnąć stać się stałym poszukiwaczem Prawdy względem siebie. Pozwala ona dostrzec,
wyzwalać się i leczyć ze swoich wad, braków, złych skłonności, błędnych przekonań, zatwardziałości, uporu
itd., a to czynić mnie będzie coraz bardziej pokornymi. Pokora jest naczyniem i fundamentem wszelkich cnót,
jest mocą, odwagą do przyjmowania trudnej i bolesnej prawdy o sobie. Człowiek słaby, tchórzliwy, egoista nie
dopuszcza do swej świadomości niczego, co mogłoby zaszkodzić jego mniemaniu o sobie. Dla takiego światło
mądrości i prawdy jest złem, jest przekleństwem. Do czego prowadzi nie uznawanie w swym organizmie
nowotworu?
Trzeba mi trwać w Prawdzie względem bliznich. Nie patrzyć na Boga poprzez zły świat, złych
chrześcijan, a dojść do takiej wiary, by to poprzez Boga (jakby Jego oczami) patrzeć na bliznich. Wtedy będę
widział ich niezmiernie cierpiących duchowo, moralnie, a przez to i fizycznie. Nie przyjdzie mi nawet do głowy
z ciężko chorym rywalizować, być wyniosłym, czuć się lepszym, być wyrachowanym, oszukiwać go, naciągać,
wykorzystywać, okradać (choćby z czci) itd. Zatem uznaję, że aby rozpocząć modlitwę, aby dobrze się modlić,
i aby po zakończeniu przyniosła mi owoce, muszę być spragniony otrzymania światła mądrości i prawdy,
choćby miały być dla mojego  ego strasznym bólem. Czy nie zniósłbym ogromnego nawet cierpienia dla
ratowania życia swojego śmiertelnego ciała, a dla uzdrowienia własnej nieśmiertelnej duszy mam
samookłamywać się nie dopuszczając do upokorzenia własnego  ego ?
Maryja wskazuje na inne jeszcze przeszkody, bym zaczął się dobrze modlić, bym osiągnął pokój serca.
Serce  siedlisko uczuć, pragnień, doznań, emocji, cnót, wad... Trudno mi się modlić, gdy nic przyjemnego w
sercu nie czuję, gdy coś innego mnie pociąga, coś goni, coś odpycha, cisza przeraża, bo z serca płyną i
przesuwają się rozpraszające myśli pełne żalów, trosk, pretensji, dyskusji, niechęci, goryczy, smutku... Jak
przezwyciężyć to, co mam w sercu, a nad czym nie umiem zapanować? Królowa Pokoju wskazuje na Pismo
Święte. Jak je czytać? Ukradkiem, by nikt nie widział? Świat poprzez obraz ekranów telewizorów i
komputerów wpoił chrześcijanom wstyd wiary. O Biblii, o Bogu, o Orędziach nie toczą się rozmowy nawet
pomiędzy ludzmi uznającymi się za religijnych. Poprzez Księgę Izajasza Bóg mówi teraz do mnie:  Ja patrzę na
tego& , który z drżeniem czci moje słowo (Iz 66,2). Ulegliśmy światu i szatanowi. Lekarstwem jest postawić
Biblię na najbardziej honorowym miejscu w domu, w którym najczęściej stoi teraz apokaliptyczny obraz Bestii
obdarzony duchem, który przemówił bluzniąc przeciwko Bogu, a któremu wszyscy mieszkańcy ziemi będą
oddawali cześć. (Zob. Ap.13) Matka Boża w różnych Objawieniach przestrzegała przed oglądaniem telewizji,
która dziś już rzeczywiście stała się najbardziej skutecznym narzędziem szatana dla zaciemniania ludzkich
umysłów, wzbudzania złych pragnień w sercach, zabrudzania czystości myśli, rozdrażniania serc. Stawiając
Pismo święte na honorowym miejscu opowiadam się przed wszystkimi za Bogiem. Za Bogiem prawdziwym,
takim jakim jest w rzeczywistości, a nie tym, według własnych wyobrażeń. Nie wystarczy powiedzieć  wierzę
w Boga , bo może okazać się, że był to bóg - wytwór własnego umysłu, taki jaki mi odpowiadał. Benedykt XVI
pisał, że temu naszemu ziemskiemu walczącemu Kościołowi najbardziej ze wszystkiego zagraża wewnętrzne
pogaństwo, które rozrasta się w samym jego sercu. Trzeba mi poznać prawdziwą treść wiary, świadomie
umysłem i wolą przyjąć to, co objawia Bóg jako swoje światło i prawdę. Chrystus jako doskonały Architekt i
budowniczy osobiście buduje Wieczny Kościół, który jest jeden, powszechny i apostolski. Ten Kościół niby
gmach trzeba mi chcieć budować, ale nie jak mi się podoba i gdzie podoba. Trzeba prosić o wskazanie miejsca
mi wyznaczonego przez najdoskonalszego i nieomylnego Architekta, bym mógł w przyszłym życiu z godnością
do Kościoła Tryumfującego wejść, a nie mieć wieczne poczucie zmarnowania danego mi czasu. Jest trudność,
bo budując muszę równocześnie staczać walki z sobą, światem i szatanem. Ale czyż pewnym i zwycięskim
wodzem nie jest Królowa Pokoju, której wielki Tryumf, choć w bólu, to jednak się rodzi? Jak temu podołać
pośród tylu spraw i trosk dnia codziennego, w wielkiej słabości psychicznej moralnej i duchowej? Wszystkie
sprawy w naszym życiu mają wyznaczony swój czas. Ale dla modlitwy każdy czas jest dobry. Czy można
modlić się i oglądać telewizję lub palić papierosa? Nie wypada? Ale można oglądając telewizję i paląc
papierosa modlić się np. by Pan za wstawiennictwem Matki Aaski Bożej raczył udzielić mi łaski wewnętrznej
wolności od wszelkich zniewoleń dla siebie i wszystkich Bożych dzieci. Takie modlitwy nie zastąpią jednak
stawania w swej izdebce w świadomości Bożej Obecności, co zawsze po akcie uniżenia, prawdziwej skruchy i
wzbudzeniu w sobie wdzięczności, przynosi mi nieznany światu pokój i niewysłowioną radość. Z
wcześniejszych Orędzi Królowej Pokoju można wywnioskować, że aby poczuć radość na modlitwie trzeba się
wręcz rozmodlić. Z Ewangelii możemy nauczyć się jak to zrobić, więcej nawet już samo czytanie Biblii jest
modlitwą, jest uwagą skierowaną na Boga, jest łącznością z nim. Czytając jestem zatem już tą świecącą w
ciemnościach żarówką.
I tak zaczynając od Ewangelii św. Mateusza. Z 6 rozdziału dowiaduję się, jak się przygotować duchowo do
dobrej modlitwy. Nie dla osobistej próżności, nie dla jakiegoś osobistego zysku, ale w ciszy i oderwaniu od
spraw światowych, wzbudzając czystą intencję - w trosce o chwałę Bożą i zbawienie dusz, w pokorze (lub
prosząc o łaskę pokory) prosząc o dostrzeżenie swych grzechów, o wybaczenie grzechów.
Wersety 9-13 podają pełną formę modlitwy Pańskiej, która zawiera wszystko, co jest niezbędne dla
chrześcijańskiego życia. Warto często medytować nad tymi słowami, by nigdy nie były one pustą, nikomu nie
potrzebną albo wręcz samobójczą formułką. Bo wersety 14-15 podają warunek jaki powinien być spełniony, by
Bóg mi przebaczył. Jeżeli wykluczę choć jedną osobę z mojej miłosiernej miłości, sam siebie wykluczam z
Królestwa Niebieskiego. W rozdz. 7 wersety 7-11 uczą skutecznej modlitwy, która musi być żarliwa i
wytrwała, muszę być przekonany, że Bóg zawsze mnie wysłuchuje, mając na względzie przede wszystkim
dobro mojej nieśmiertelnej duszy.
Ewangelia św. Marka w rozdz.14 w. 32-40 ukazuje jak Jezus modli się w cierpieniu, powtarza tę samą
modlitwę, aż dochodzi do pełnej gotowości wypełnienia woli Bożej. Można tu dostrzec wagę modlitwy
wstawienniczej. Warto to pamiętać i stosować na co dzień, bo możemy nawet z najdalszej odległości
wypraszać umocnienie dla potrzebujących.
W Ewangelii św. Aukasza 11,5-13 i 18,1-8 ponownie przykłady modlitwy czystej, natarczywej, nieustannej,
wytrwałej.
Św. Jan w rozdz. 4 w. 5-25 wskazuje jakiej modlitwy Bóg pragnie: w duchu i prawdzie. W rozdz. 15 ukazane
jest niezbędność zjednoczenia modlitewnego z Chrystusem, życia w świadomości Jego obecności, co daje
własnej modlitwie siłę i moc modlitwy Jezusa. W rozdziale 16 w. 23-25 Jezus ujawnia tajemnicę skuteczności
modlitwy do Ojca Niebieskiego.
W Dziejach Apostolskich rozdz. 4 od w. 23 ukazana jest praktyczna modlitwa pierwszych chrześcijan,
modlitwa o doskonale czystej intencji, która ich jednoczyła, czyniła pokornymi, pełnymi wiary, odwagi,
gorliwości, entuzjazmu, miłości. Dostrzegalne były skutki i owoce takiej modlitwy. Podobnie w rozdziale 16,
wersety 25-36 ukazują, że nawet w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji należy wielbić Boga, a wszystko się
odwróci na Jego chwałę.
Jk 5,13-16 ukazuje potrzebę modlitwy we wszystkich życiowych sytuacjach, powinna być niezbędną jak
powietrze do oddychania. Ponownie ukazuje cudowną moc modlitwy wstawienniczej kapłanów.
Rz 8,26, Jud 1,20-21 i Ef 6,18 wskazuje na potrzebę wzywania Ducha świętego, modlitwy w Duchu Świętym,
wstawiania się nawzajem za sobą, co jest miłością jakiej Bóg oczekuje.
Flp 4,4-7 mówi o modlitwie prośby, modlitwie błagalnej z dziękczynieniem, co winno skutkować wewnętrznym
wyciszeniem, pokojem, radością wręcz beztroską, jaką mają dzieci w ramionach kochającego ojca.
1Tes5,17 zachęca do nieustannej modlitwy, radości i dziękczynienia w każdym położeniu.
1Tm2,1-5 zaleca modlić się we wspólnocie za wszystkich ludzi, by wszyscy doszli do poznania prawdy i zostali
zbawieni.
Rz 12,12 wskazuje na modlitwę wytrwałą, pozwalającą cierpliwie znosić uciski radując się nadzieją.
Zgłębianie tych treści może być słodyczą, rozkoszą przyprawiającą o zawrót głowy.
I na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie.  Z dnia na dzień coraz bardziej otwarci na wolę Bożą . Zatem
jest to proces pewnego wzrastania. Warto to głębiej rozważać. Jeżeli w nim postępuję naprzód, zapewne
powinienem to dostrzegać, być wdzięczny i napełniony pokojem. Bo właśnie wdzięczność, pokój, radość
przepełnia moje serce.
Bądz uwielbiony Trójjedyny Boże za Maryję. Bądz błogosławiona Pani, Królowo Pokoju, Królowo
Nieba, całego wszechświata, moja Królowo i Mamo.
Czy wychodzę z tych rozważań upokorzony? Nie, podniesiony na duchu, pełen wiary, nadziei i otwarcia na
Twoją miłość, tak delikatną i czułą.
Najświętsza Dziewico pomóż nam chrześcijanom i wszystkim ludziom postawić Twego Syna za
początek, cel i kres wszystkiego. Spraw bym potrzebował Go w moim życiu niczym powietrza, a wtedy nie sposób
będzie z Nim się rozłączyć. Pomóż w pełni odpowiedzieć na Twoje wezwanie. Amen
Hesyhastes


Wyszukiwarka