Czarna Legenda 4










Prof. Jerzy Robert Nowak - "Czarna Leganda" Dziejow Polski (part 4)







Jerzy Robert Nowak 

CZARNA LEGENDA DZIEJÓW POLSKI

[Cykl Drukowany w Tygodniku  NASZA POLSKA w Roku 2000]



 

Jerzy Robert Nowak

"Czarna legenda" dziejów Polski"  (4)
W poprzednim odcinku pisałem już o skrajnym deformowaniu obrazu Kościoła katolickiego w wydanym w 1998 r. podręczniku dziekana Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego prof. Andrzeja Garlickiego Historia 1815-1939. Polska i świat (podręcznik dla klas ogólnokształcących). Tu chciałbym szerzej wspomnieć o generalnej wymowie tego strasznego wprost podręcznika historii, który ze względu na ilość błędów merytorycznych i przekłamań zasługuje na miano “antypodręcznika". Na pewno jest to podręcznik, który swą ogromnie pesymistyczną
wizją dziejów Polaków, pokazywanych jako naród zupełnych “nieudaczników" może tylko na trwałe zniechęcić uczniów do zajmowania się historią własnego narodu. Szczególnie widoczne jest to w przedstawianym u Garlickiego w karykaturalnym świetle obrazie powstań, Garlicki stara się maksymalnie pomniejszych ich dokonania i pozytywne skutki (np. uzyskanie dzięki Powstaniu Styczniowemu przez chłopów polskich uwłaszczenia na dużo korzystniejszych warunkach niż rosyjscy), roli powstań w kształtowaniu polskiej świadomości narodowej etc. Za to tym mocniej eksponuje wyłącznie koszty pokazywanych jako
bezmyślne powstań, przy okazji dokładając co nie miara polskimi powstańcom, pisząc o stosunkach panujących wewnątrz środowisk powstańczych w dobie Powstania Styczniowego jako “polskim piekle" etc.
Nie zwycięstwa a potyczki
Chciałbym prosić czytelników na wstępie o trochę cierpliwości przy lekturze kilku szczegółowych kwestii, pokazujących metody manipulowania opisami wydarzeń przez Garlickiego. Ilustrują one jak bardzo autor ten jest skłonny do ciągłego pomniejszania sukcesów polskich, i tym większego eksponowania wszelkich słabości.
Po zwycięstwie polskim pod Stoczkiem, a na krótko przed bitwą pod Grochowem doszło do paru zwycięskich dla wojsk polskich starć z oddziałami carskimi: pod Dobrem (17 lutego) i pod Wawrem (18 lutego). Prof. Józef A. Gierowski (Historia Polski 1505-1864, cz. 2, Warszawa 1978, s. 260) pisał o pomyślnych dla polskiej strony starciach pod Dobrem i Wawrem, akcentując, że: Podniosły one poważnie na duchu powstańców. W Dziejach Polski pod red. prof. J. Topolskiego (Warszawa 1976, s. 471) czytamy, że w dwóch kolejnych bitwach pod Dobrem i Wawrem Polacy zadawali poważne
straty idącym w awangardzie korpusom rosyjskim. Najsłynniejszy polski historyk wojskowości prof. Marian Kukiel (Dzieje Polski porozbiorowej 1795-1921, Paris 1983, s. 242) pisał, iż: pod Dobrem Skrzynecki w boju z korpusem litewskim Rosena odniósł poważny sukces. O niczym takim nie dowiemy się z książki Garlickiego. Pisze on tylko (s. 38): Dwa dni później doszło do potyczki pod Kałuszynem i Dobrem, gdzie jako dowódca wyróżnił się gen. Skrzynecki.
Polacy przegrali bitwę pod Olszynką Grochowską
Bitwa pod Grochowem ze słynnymi bohaterskimi bojami Polaków pod Olszynką Grochowską urosła do rangi wielkiego patriotycznego symbolu (krzyżyki robione z drzewa olszyny były noszone jako relikwie narodowe).
W Dziejach Polski prof. Topolskiego (s. 417) pisze się, że: Dla Polaków rezultat bitwy był sukcesem; armia rosyjska zmuszona wycofać była się. Prof. Gierowski pisze (op.cit., s. 260), iż: wskutek ciężkich strat (9400 przy 7300 polskich) Dybicz musiał zrezygnować ze szturmu i wycofał się spod Warszawy. Bitwa grochowska nie przyniosła rozstrzygnięcia. Garlicki powtarza: Polacy bitwę przegrali, “po przegranej bitwie". Wreszcie tłumaczy: Dybicz nie był zdolny wykorzystać zwycięstwa tym, że armia rosyjska była wygłodzona,
schorowana i pozbawiona woli walki. A więc głÃ³d i choroby, a nie męstwo i ciężkie straty zadane przez Polaków (!). Ta maniera pisania będzie się u Garlickiego powtarzała jeszcze niejednokrotnie, jeśli polskie zwycięstwo; jeśli rosyjski czy sowiecki odwrót, to nie na skutek polskiego męstwa i umiejętności walki, lecz głÃ³wnie dzięki temu, że Rosjanie czy Sowieci byli już zbyt wyczerpani, mieli nazbyt wydłużone linie etc.
Bezrozumne Powstanie Listopadowe
Autor konsekwentnie przyczernia obraz Powstania Listopadowego, przedstawiając go jako bezrozumne i prowadzące tylko do zgubienia Polski. Wizję tę mają tym mocniej utrwalić wprowadzone przez Garlickiego zafałszowania mające na celu raz na zawsze zniechęcić korzystających z jego podręcznika uczniów do przedstawianych jako głupich a bezwzględnych powstańców. Jaskrawym przykładem tego typu zabiegów Garlickiego jest umieszczenie na s. 34 uwagi o generale Stanisławie Potockim zabitym przez powstańców w noc listopadową:
Generał Stanisław Potocki, wezwany, aby objąć dowództwo, odpowiedział: “Dzieci, uspokójcie się, został więc zabity". A więc z jednej strony mamy
według Garlickiego
wielce dobrotliwego i zatroskanego o los młodych żołnierzy generała, a z drugiej
powstańców pokazanych jako głupawych sadystów, mordujących tak dobrego generała. Było dokładnie inaczej. Po słowach gen. Potockiego: Dzieci uspokójcie się! Powstańcy lekkomyślnie pozwolili mu odjechać - z fatalnymi skutkami dla Powstania. W ciągu nocy generał Potocki zdążył namowami w różnych
punktach miasta przeciągnąć na stronę wielkiego księcia Konstantego przeciw powstaniu około 1000 polskich żołnierzy. Co więcej, to on apelował do w.ks. Konstantego w ową noc, aby jak najszybciej użył przeciw powstańcom wojska moskiewskiego, bo na wojsko polskie nie ma co rachować. Akcentował: niech wielki książę rzuci cała jazdę na ulice, niech szwadrony kłusem zmiatają, co tylko napotkają. W ciągu nocy doprowadził do aresztowania ppor. J. Przyborowskiego i zabrania wiezionej przez niego fury z amunicją ostrą dla powstańców, próbował aresztować b. więźnia,
akademika Szymańskiego, którego posłany przez niego żandarm ciął w ramię. Po wszystkich tych “wyczynach" antypowstańczych, gdy kolejny raz miotał się, próbując kolejne kompanie żołnierzy obrócić przeciw postaniu, zginął od kuli powstańczej. Stało się to jednak po ogromnych szkodach wyrządzonych przez niego Powstaniu, gdy - jak pisał Mochnacki - sprowadził z drogi powinności względem ojczyzny sześć kompanii wyborowych.
Na s. 41 podręcznika Garlickiego znajdujemy inny skrajny przejaw przyczerniania obrazu Powstania Listopadowego. Pisząc o samosądzie w nocy 15 sierpnia 1831 r., Garlicki pisze: Pojawiły się pogłoski o spisku wśród generałÃ³w. Aresztowano Jana Hurtiga, Antoniego Sałackiego, Ludwika Bukowskiego i Antoniego Jankowskiego. Nie znaleziono przeciw nim żadnych dowodów, ale obawiano się, że ich wypuszczenie spowoduje wybuch nienawiści (...). W Warszawie pojawiły się plotki o przygotowywanym przez konserwatystów zamachu stanu, co wzburzyło ulicę. W nocy 15 sierpnia tłum
zaatakował Zamek, gdzie przetrzymywani byli oskarżani o zdradę więźniowie i dokonał samosądu, wieszając ich na latarniach. Podobne akty miały miejsce także przed innymi więzieniami. O świcie rozpoczęły się rabunki sklepów i mieszkań, dość szybko zresztą powstrzymane przez siły porządkowe. Ofiarami samosądów padły 34 osoby.
Sądząc po takim opisie, “rozwydrzony" tłum powiesił w samosądzie zupełnie niewinnych więźniów, i to aż 34 osoby. Na dodatek
jak widać - samosądowi towarzyszyły rabunki, co najlepiej dowodzi, jakiego typu hałastra wzięła udział w całej akcji. Prawda jest zaś z gruntu odmienna. Żaden samosąd nie jest oczywiście możliwy do usprawiedliwienia, ale o tym, że do niego doszło, zadecydował gniew pospólstwa oburzonego ciągłym odkładaniem rozprawy sądowej w sprawie
aresztowanych kilku generałÃ³w i wielkiej liczby szpicli. Garlicki całkowicie przemilcza fakt, że czterej więzieni generałowie cieszyli się
nie bez uzasadnienia
powszechną niechęcią. Generał Hurtig był niegdyś tyranem dla więzionych podoficerów w Zamościu. Generała Sałackiego Maurycy Mochnacki nazywał “duchem moskiewskim" i oskarżał o tajną korespondencję z rosyjskimi dowódcami. Generała Jankowskiego i jego szwagra Bukowskiego oskarżano o klęskę tzw. wyprawy łysobyckiej, świadome nieudzielenie pomocy walczącemu z Rosjanami generałowi Turnie. Co najważniejsze
jednak, dominującą część z 34 ofiar samosądu tłumu stanowili najobrzydliwsi szpicle dawnej policji, donosiciele typu Macrotta, Schelya, Gruberga, Birnbauma. O tym, że tłum tak krwawo mścił się właśnie na znienawidzonych szpiclach i donosicielach, Garlicki nie wspomina ani słowa. Być może, zgodnie z ulubioną przez siebie zasadą tropienia wszędzie “polskiego semityzmu" Garlicki uważa, że samosąd tłumu jest tym bardziej godny potępienia, że powieszono rozlicznych szpiclów pochodzenia żydowskiego. Cóż jednak można poradzić na fakt, że tacy żydowscy donosiciele,
jak: Joel Birnbaum, Mateusz Schley czy Ludwik Grunberg byli powszechnie znienawidzeni, nie z powodu swego pochodzenia, a z wyjątkowych szpiclowskich “zasług". Niech Garlicki przeczyta choćby biogram Joela Mojżesza Birnbauma w Polskim Słowniku Biograficznym (Kraków 1936, t. II, s. 106), gdzie pisze się o tym, jak Birnbaum dopuszczał się niezwykłych nadużyć (...) znęcał się nad aresztowanymi, zarządzając więzieniem ratuszowym. Nieźle “zasłużyli się" swymi donosami również rozliczni inni powieszeni przez lud szpicle, tacy jak m.in. Czyżyk Herszke Jednorączka, Ejzyk Lewkowicz
Szwarc, Fajwel Jekowicz, Jozek Jekowicz, Feuchel Herszkowicz, Leiba Gerszkowicz Fauchet, Haim Abramowicz, Leyba Jekowicz Kusek, Icek Mittelman, Mordko Chaim, Michel Moszkowicz Mędżak, Abraham Moszkowicz, Berek Blinnenkranz, Icek Mittelman, Koim Lewkowicz (por. szerzej uwagi we wspomnieniach W. Zwierkowskiego Rys powstania, walki i działań Polaków 1830 i 1831 roku, Warszawa 1973, s. 428-431).
Tylko że przypomnienie pełnej historii antypolskich łajdactw popełnionych przez powieszonych szpicli żydowskich w służbie w.ks. Konstantego zadaje całkowity kłam z taką lubością powtarzanej tezie A. Garlickiego. Piętnując przy rozlicznych okazjach w swej książce rzekomy “antysemityzm" polski (jeszcze powrócę do tej sprawy w następnym odcinku), Garlicki tym bardziej gromko zapewnia (m.in. s. 301, 302), iż żydowska społeczność była ogromnie lojalna wobec państwa polskiego. Dziwnie przy tym w całej swej książce przemilcza
prawdziwie lojalnych Żydów czy wręcz wybitnych polskich patriotów, ani słowem nie wspominając o rabinie Meiselsie, Askenazym czy Feldmanie.
Oczernianie dowódców Powstania Styczniowego
W czasie Powstania Styczniowego powstańcy odnieśli zwycięstwo w jednej z najkrwawszych bitew całego powstania
bitwie pod Grochowiskami. Prof. Kieniewicz (Powstanie Styczniowe, Warszawa 1983 r., s. 435) pisał, iż: Powstańcy utrzymali się na placu boju, pobili silniejszego przeciwnika. Garlicki zamiast napisać o zwycięstwie Polaków, pisze: Rosjanie nie odnieśli zwycięstwa i odstąpili...
Najsłynniejszym wodzem Powstania Styczniowego w jego najtrudniejszej fazie, od końcowych miesięcy 1863 roku był generał Józef Hauke-Bosak. Marian Kukiel (op.cit., s. 416) pisał z prawdziwym entuzjazmem o gen. Hauke-Bosaku: Wielki talent kierowniczy i wielkie serce, oddany sprawie Polski i jej ludu, umiał trafić jak Kościuszko i do ludu, i do żołnierza. Zebrał i zorganizował siły dość poważne, by stworzyć szkielet korpusu, oddziały jego zamienić w regularne wojsko, uzbroić należycie i bić się do upadłego. Zanim rozbito oddziały
Hauke-Bosaka, wódz ten zdołał osiągnąć szereg cennych zwycięstw: pod Ocięskami, Chmielnikiem, Hutą Szczecińską, Iłżą. Rząd “czerwonych" dokonał więc bardzo trafnego wyboru.
Co z tego wszystkiego mamy u Garlickiego? Otóż czytamy (s. 125), że: tylko jeszcze w Sandomierskiem i Kieleckiem działał gen. Józef Hauke, używający pseudonimu “Bosak". Działał (!). Nie walczył, nie odnosił zwycięstw w najtrudniejszym okresie, nie dokonywał cudów organizacyjnych, by przekształcić partyzantów w regularne wojsko, działał. Stronę dalej dowiadujemy się o rozbiciu korpusu Hauke-Bosaka. I wszystko. Tak wygląda opisywany na ponuro przez Garlickiego przebieg polskiej historii.
Mało zachęcająco wygląda kreślony przez Garlickiego z odpowiednim nasyceniem odcieni czerni portret generała Mariana Langiewicza, najsłynniejszego dowódcy z pierwszych miesięcy Powstania Styczniowego. Czytamy u Garlickiego (s. 188)
“biali" postanowili uczynić dyktatorem Mariana Langiewicza. Działał w Sandomierskiem i choć nie odniósł tam szczególnych sukcesów, to okazał się zręcznym partyzantem, skutecznie wymykającym się Rosjanom. Miał rewolucyjny życiorys, bo walczył pod Garibaldim, ale równocześnie na terenach, które kontrolował
nader surowo traktował chłopów, wieszając ich za rzekome zdrady. Chłopi odpłacali mu pięknym za nadobne, nie ostrzegając o nadchodzących wojskach rosyjskich.
Porównajmy ten opis Garlickiego z biogramem Langiewicza w Polskim Słowniku Biograficznym (Wrocław 1971, zeszyt 71, s. 503-504). Autorka biogramu
Helena Rzadkowska pisała o Langiewiczu m.in., iż w czasie kampanii neapolitańskiej odznaczył się męstwem i wytrwałością nagrodzoną osobistą sympatią i zaufaniem Garibaldiego, krzyżem wojskowym i stopniem oficera (...). W obozie w Wąchocku, dokąd przybył 23/24 I (1863 r.
J.R.N.) zgromadził ok. 1400 ludzi, z których sformował oddziały
piechoty, jazd i służb; prowadził intensywne szkolenie. Założył kancelarię sztabową, abilans, fabryczkę broni, gisernię, drukarnię. (To wszystko zrobił w ciągu zaledwie 10 dni
J.R.N.). Liczne wizyty z pobliskiej Galicji, korespondencje prasy przyczyniły obozowi rozgłosu, pisano o nim w całym kraju i za granicą. Już jednak po dziesięciu dniach skierował się przeciw niemu koncentryczny atak wojsk carskich, który doprowadził do krwawych starć między 1 a 3 lutego (Błoto, Bzin, Suchedniów, Wąchock) (...). Po odparciu ataku ze strony Słupi Nowej i Św. Krzyża (11 lutego)
Langiewicz wycofał się w porządku na południe i pod Staszowem 17 lutego odrzucił pojazd nieprzyjacielski (...). Zaskoczony (pod Małogoszczą) 24 lutego przez 3 kolumny rosyjskie, wydostał się Langiewicz z okrążenia pomimo nowych stra,t (...) odparł nieprzyjaciela pod Pieskową Skałą (4 marca), a z powodzeniem atakował go w Skale (5 marca).
W ciągu sześciotygodniowej kampanii dał Langiewicz dowód wytrwałości, wyróżnił się umiejętnością zręcznego manewrowania i talentem organizacyjnym. Szwankowało wprawdzie w jego oddziale zarówno rozpoznanie, jak i zaopatrzenie, niemniej fakt, że tylko jego oddział ostał się po klęskach lutowych, zwrócił na Langiewicza uwagę kraju i zagranicy (...). Langiewicz stał się narodowym bohaterem (...). Na zajętych obszarach zaprowadzał władze powstańcze i ogłaszał dekrety uwłaszczeniowe.
Stosował rewolucyjne środki rekwizycji w dworach żywności, broni, odzieży, furażu i innych przedmiotów przydatnych wojsku, rozkazał rekwirować gotówkę w kasach rządowych i publicznych na cele powstańcze (...). 9 marca potępił szlachtę za bierną postawę.
Nauczony na podręcznikach z PRL-u
Garlicki opierał swój osąd na dawnych PRL-owskich podręcznikach, niechętnych Langiewiczowi, popieranego nie przez ulubionych w PRL-u “czerwonych", lecz przez “białych". Rzodkowska pokazuje, że Langiewicz, surowy wobec tych chłopów, którzy byli niechętni powstaniu, równocześnie konsekwentnie ogłaszał dekrety uwłaszczeniowe i wcale nie był pobłażliwy wobec tych osób ze szlachty, które wymigiwały się od wsparcia Powstania.
Garlicki, który jakoś nie znalazł miejsca “na opisanie choćby części wspomnianych wyżej" sukcesów Langiewicza, szeroko rozpisuje się na temat intrygi “białych", którzy na podstawie sfałszowanych pełnomocnictw, dostarczonych przez niejakiego Grabowskiego, dokonali “swoistego zamachu stanu", powołując Langiewicza na dyktatora. I znów dla Garlickiego nie ma większego znaczenia, że właśnie Langiewicz był tym dowódcą powstańczym, który w czasie pierwszego okresu walk najbardziej zasłużył na kierownicze stanowisko dowódcze. Intryga, intryga

ot, jedyne wytłumaczenie. Przypomnę, że w syntezie dziejów Polski pod red. prof. J. Topolskiego (op.cit., s. 492) pisano: Powstała myśl obwołania dyktatora. Człowiekiem najbardziej nadającym się na to stanowisko był (...) Marian Langiewicz.
Zakłamywanie Langiewicza
W dalszej partii tekstu Garlicki znów rozpisuje się nad mało istotnymi przepychankami personalnymi wewnątrz Powstania, opisuje jak to członkowie rządu przysłali list do dyktatora, w którym Grabowskiego, który informował o pełnomocnictwach dla Langiewicza, nazwali “awanturnikiem, oszustem i szalbierzem". Epizod z Grabowskim, nieprzyjemny dla dziejów Powstania, ale drobny margines wydarzeń, jest u Garlickiego rozdmuchany do nieskończoności. Z postacią drobnego nikczemnika
Grabowskiego - spotykamy się u Garlickiego aż w 3 różnych miejscach (s. 118,119-121), podczas gdy z całego
podręcznika nie dowiemy się nigdzie o tak świetnych nazwiskach dowódców powstańczych, jak: Dionizy Czachowski, Marcin Lelewel-Borelowski, Ludwik Żychliński, Zygmunt Chmielewski, Edmund Taczanowski czy o komisarzu pełnomocnym Rządu Narodowego na Litwie
Konstantym Kalinowskim. I to są właśnie proporcje, to jest “obiektywizm" a la Garlicki.
I jeszcze jeden “typowy" fragment “garlicczyzny". Informując o wyruszeniu Langiewicza 11 marca w stronę Gór Świętokrzyskich, Garlicki jak może dobiera czarnych kresek dla opisu jego oddziałÃ³w, pisząc: Jego oddział był liczącą ok. 3 tysięcy zbieraniną z różnych wcześniej rozbitych oddziałÃ³w. Zaledwie jedna trzecie żołnierzy miała broń palną. Karność i dyscyplina pozostawiały wiele do życzenia. Tak opisawszy oddział Langiewicza, opisuje jego starcie z wojskiem rosyjskim koło Grochowisk, akcentując: Liczebnie
Rosjanie mieli niewielką przewagę (ich wojska liczyły 3500 ludzi i 6 dział), ale w wyszkoleniu i uzbrojeniu mieli przewagę miażdżącą. Opis kończy - jak już wcześniej wspomniałem
nieprawdziwym twierdzeniem: Rosjanie nie odnieśli zwycięstwa, odstąpili. Otóż zwycięstwo odnieśli Polacy, jak to podkreślił choćby najsłynniejszy znawca Powstania Styczniowego prof. S. Kieniewicz.
Czego nie zauważa Garlicki
I jak wytłumaczy Garlicki to zwycięstwo polskiej “zbieraniny", pozbawionej karności i dyscypliny nad wojskami rosyjskimi mającymi “miażdżącą przewagę"? Czyżby kolejny raz “nie zauważył", bo nie chciał “zauważyć", że w walce częstokroć liczyło się nie tylko wyszkolenie i uzbrojenie, ale także zabrakło mu miejsca na stwierdzenie, że na dzień przed bitwą pod Grochowiskami gen. Langiewicz zwycięsko odparł atak rosyjski w bitwie pod Chrobrzem, gdzie zmusił carskiego generała Czengierego do odwrotu.
O zwycięstwie Polaków nad przeważającymi siłami Rosjan zadecydował świetny atak pułkownika Dąbrowskiego i Rochebruna na czele kosynierów i żuawów na piechotę rosyjską. Tyle że o męstwie powstańców "nasz" Autor jakoś bardzo, ale to bardzo nie lubi wspominać.
Wybielacz rzeczników podległości Rosji
Autor tak skłonny do wybielania niezłomnych rzeczników podległości Rosji (typu gen. Stanisława Potockiego) bywa o wiele mniej wyrozumiały, wręcz zjadliwy, w odniesieniu do ludzi nurtu patriotycznego. Adiutantkę Langiewicza Helenę Pustowójtównę przedstawia (s. 119) złośliwie, wyłącznie jako niedoszłą Emilię Plater, występującą w pogardliwym powiedzeniu: uciekł z kasa i dziewczyną do interny austriackiej. Od prof. S. Kiniewicza (Powstanie styczniowe, Warszawa 1998, s. 436) Autor mógłby się
dowiedzieć, że Pustowójtówna odbyła odważnie całą kampanię Langiewicza. Z biogramu Pustowójtównej w PSB, zeszyt 122, s. 433 pióra S. Kieniewicza dowiedziałby się m.in., że: Liczne świadectwa stwierdzają odważne zachowanie się Pustowójtówny na polu bitwy; roznosiła konno rozkazy wśród świstu kul; pod Małogoszczą, Chrobrzem, Grochowiskami słowem i przykładem podtrzymywała odwagę kosynierów. Podczas długiego pobytu na emigracji
wg biogramu prof. Kiniewicza - m.in. pracowała ochotniczo jako sanitariuszka w czasie oblężenia Paryża w 1870-1871 roku. W czasie Komuny
wstawiała się u Jarosława Dąbrowskiego za uwięzionym arcybiskupem G. Darboy i uzyskała zgodę na ewakuację grupy zakonnic z Paryża do Wersalu.
Wydawałoby się, że Garlicki, tak krytyczny wobec powstań, które pokazuje jako bezsensowne rzucanie się przeciw potężnemu wrogowi, tym mocniej zaakcentuje znaczenie pracy organicznej, podnoszenie Narodu wzwyż drogą rozwoju gospodarczego, osiągnięć kultury. Mogłoby to pokazać, że Polacy coś jednak robili w XIX wieku i Garlicki po prostu żałuje, że wszyscy nie postawili na drogę pokojowych, stopniowych działań, zamiast walki. Szybko okazuje się, że Garlicki faktycznie odnosi się ze skrajnym lekceważeniem i dezynwolturą również
i do tych pokojowych działań, pomija ogromną część osób najbardziej zasłużonych dla rozwoju polskiej gospodarki i kultury w okresie od 1815 do 1919 roku.
Czyż można w ogóle uznać normalny, spełniający minimalne choćby wymogi, podręcznik dla szkół średnich książkę Garlickiego, w której pisząc o historii od 1815 roku całkowicie pomija się rolę odgrywaną po 1815 r., przez Uniwersytet Wileński z takimi wykładowcami, jak bracia Śniadeccy czy Joachim Lelewel. W której całkowicie przemilcza się rolę odgrywaną w aktywizacji gospodarczej Polaków w Wielkopolsce przez Hipolita Cegielskiego, Karola Libelta czy Piotra Wawrzyniaka. W której całkowicie
pomija się nazwiska takich budzicieli polskości w zaborze pruskim, jak: Karol Miarka, Józef Lompa, Krzysztof Mrongowiusz czy Gustaw Gizewiusz. W którym nie ma w ogóle takich nazwisk, jak: Jan Matejko, Artur Grottger czy Stanisław Moniuszko. W której zabrakło w ogóle nazwisk takich postaci polskiej nauki, jak: Stanisław Staszic, Samuel Linde, August Cieszkowski, Bronisław Trentowski, Oskar Kolberg, Tytus Chałubiński, Marceli Nencki, Karol Olszewski, Zygmunt F. Wróblewski, Marian Smoluchowski czy Oswald Balzer. W której całkowicie pominięto wynalazcę lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza i założyciela słynnej
szkoły kształcącej inżynierów
Hipolita Wawelberga. Autor nie wspomniał ani słowem o tak zasłużonych dla nauki postaciach polskiej emigracji, jak: Ignacy Domeyko, Edmund Strzelecki czy Józef Hoene-Wroński. O tak wybitnych zesłańcach-badaczach, jak: Benedykt Dybowski, Jan Czerski czy Aleksander Czekanowski.
Fałszerz historii Polski
Trudno zrozumieć dziwną “wybiórczość", z jaką Autor selekcjonuje informacje podawane w swoim podręczniku. Na s. 23 pisze np. o powstaniu w 1816 r. Szkoły Górniczej w Kielcach, ale pomija fakt, że założył ją ksiądz Stanisław Staszic. Na tejże s. 23 pisze o założeniu Instytutu Agronomicznego w Marymoncie w 1818 r., a pomija informację o roli odnowionego Uniwersytetu Wileńskiego w okresie do 1830 r. O tym, że Uniwersytet Wileński i Liceum Krzemienieckie istniały dowiadujemy się u prof. Garlickiego wyłącznie z informacji o ich zamknięciu
po upadku powstania (s. 43). Nie rozumiem, dlaczego autor, pisząc o organizacjach konspiracyjnych w środowiskach gimnazjalistów klas starszych i wśród studentów (s. 30), nie wymienia w ogóle nazwy filaretów i filomatów. Za to tym chętniej eksponuje pozytywną rolę masonerii (s. 23).
Przez swoje żenujące pominięcia i przemilczenia Garlicki stwarza jakże fałszywy obraz rzekomego fatalnego zaprzepaszczenia przez Polaków całego okresu od 1815 roku do odzyskania niepodległości w 1918 roku. Taki ponury obraz polskich dokonań czy raczej niedokonań może wywołać u uczniów tylko deprymujące uczucia wstydu i pesymizmu z powodu tak słabego dorobku własnego narodu. Tego typu odczucia sprzeczne z prawdą o faktycznym bilansie polskich działań XIX wieku są skrajnie antywychowawcze. Efekt tego typu “pisarstwa" prof. Garlickiego można by porównywać
z uwagami Teodora Tomasza Jeża, zarzucającymi stańczykom, iż z ogrodu pełnego kwiatów wynieśli tylko osty i badyle. Stańczycy jednak swoje refleksje wyrażali w odróżnieniu od prof. Garlickiego w bardzo żywej, barwnej stylistyce, a obalając jedne wzorce, troszczyli się o upowszechnienie innych. Obawiam się, że lektura podręcznika prof. Garlickiego nie zachęci do naśladowania żadnych wzorców, a raczej wzbudzi tylko poczucie obrzydzenia do tak “nieudacznikowskiej" rzekomo rodzimej historii.
cdn
"NASZA POLSKA" NR 35/2000
 
Jak długo będzie się to wszystko tolerować?!                 > > >  Ciag dalszy
 










 
> > >   Klik -  do gory strony    < < <
 



 
 
 




 
Close this window - Zamknij to okno
 


 


 











Wyszukiwarka