282 283


Fronda - Archiwum - Nr 02-03 TABLE.main {} TR.row {} TD.cell {} DIV.block {} DIV.paragraph {} .font0 { font:6.5pt "Arial", sans-serif; } .font1 { font:7.5pt "Arial", sans-serif; } .font2 { font:9.0pt "Arial", sans-serif; } .font3 { font:13.0pt "Arial", sans-serif; } #divMenu {font-family:sans-serif; font-size:10pt} #divMenu a{color:black;} #divMenu a:visited{color:#333333;} #divMenu a:hover{color:red;} self.name = 'dol' /******************************************************************************** Submitted with modifications by Jack Routledge (http://fastway.to/compute) to DynamicDrive.com Copyright (C) 1999 Thomas Brattli @ www.bratta.com This script is made by and copyrighted to Thomas Brattli This may be used freely as long as this msg is intact! This script has been featured on http://www.dynamicdrive.com ******************************************************************************** Browsercheck:*/ ie=document.all?1:0 n=document.layers?1:0 ns6=document.getElementById&&!document.all?1:0 var ltop; var tim=0; //Object constructor function makeMenu(obj,nest){ nest=(!nest) ? '':'document.'+nest+'.' if (n) this.css=eval(nest+'document.'+obj) else if (ns6) this.css=document.getElementById(obj).style else if (ie) this.css=eval(obj+'.style') this.state=1 this.go=0 if (n) this.width=this.css.document.width else if (ns6) this.width=document.getElementById(obj).offsetWidth else if (ie) this.width=eval(obj+'.offsetWidth') // this.left=b_getleft this.obj = obj + "Object"; eval(this.obj + "=this") } //Get's the top position. function b_getleft(){ if (n||ns6){ gleft=parseInt(this.css.left)} else if (ie){ gleft=eval(this.css.pixelLeft)} return gleft; } /******************************************************************************** Checking if the page is scrolled, if it is move the menu after ********************************************************************************/ function checkScrolled(){ if(!oMenu.go) { oMenu.css.top=eval(scrolled)+parseInt(ltop) oMenu.css.left=eval(scrollex)+parseInt(llef) } if(n||ns6) setTimeout('checkScrolled()',30) } /******************************************************************************** Inits the page, makes the menu object, moves it to the right place, show it ********************************************************************************/ function menuInit(){ oMenu=new makeMenu('divMenu') if (n||ns6) { scrolled="window.pageYOffset" ltop=oMenu.css.top scrollex="window.pageXOffset" llef=oMenu.css.left } else if (ie) { scrolled="document.body.scrollTop" ltop=oMenu.css.pixelTop scrollex="document.body.scrollLeft" llef=oMenu.css.pixelLeft } var sz = document.body.clientWidth; if(!sz) sz = window.innerWidth-20; oMenu.css.width=sz oMenu.css.visibility='visible' ie?window.onscroll=checkScrolled:checkScrolled(); } //Initing menu on pageload window.onload=menuInit; MARCIN BACZYŃSKI SZPITAL - Pan, człowiek zamożny, wykształcony, wzorowy mąż i ojciec trojga dzieci.Kto by się spodziewał? Może nawet pan nie przypuszczał. Gotów jestemuwierzyć. A jednak zdjęcie, to zdjęcie. Dowód niezbity, wobec którego szanownezaprzeczenia będą bezskuteczne. Uprzedzam. Zatrzymał się, wziął Alberta za ramiona i potrząsnął nim. - Odwagi!Odwagi!!! - powtarzał, gdy tymczasem pielęgniarka podeszła do Alberta z tyłu iczulepogładziła jego siwe włosy. W pierwszej chwili Albert nie poczuł tego. Kiedy spojrzał na nią zdziwiony,lekarz trzeci - najgrubszy, z rozlaną na karku szczerą i dobroduszną twarzą -pospieszył z wyjaśnieniem: - Zosia ma takie dobre serce. Ona się lituje proszę pana. Ona się z panemnawet umówi. Z dobrego serca, jak mówię. Nie chodzi tu o żadną nekrofilię. Albert odskoczył jak oparzony i z przerażeniem spojrzał na dziewczynę. 'Tak jakbym to ja była trupem" - pomyślała Zosia, ale uśmiechnęła się. Prześlicznie się uśmiechnęła i powiedziała: - A jednak pójdziemy kochanie za parawanik, zdejmiesz spodenki, potem majteczki i Zosia zrobi ci kuj, kuj. - Nie on Zosi, ale Zosia mu kuj, kuj - śmiał się lekarz trzeci trzęsąc grubymcielskiem jak galaretą. - I żeby tak skończył taki człowiek - powtarzał w zadumie lekarz pierwszy. -Czołowa postać naszej elity. W młodości hulaka... przypuszczam - karcąco zmarszczył krzaczaste brwi. - Ojciec przynajmniej trojga dzieci. A teraz mając przed sobą taką kobietę jak Zosia, może tylko wypiąć się do niej gołym tyłkiem. - Miał pan pecha, miał pan pecha - zadumał się lekarz drugi. - Gdyby nieto feralne zdjęcie, jeszcze przez dwa miesiące nic byśmy nie wiedzieli. Chociaż zdrugiej strony prawda zawsze wyjdzie na jaw. Kiedy Albert wyszedł zza parawanu, w gabinecie był już tylko lekarz pierwszy. Zosia puściwszy oczko też się oddaliła. Lekarz był poważny, zamyślony, choć figlarne iskierki nadal błyskały w jego oczach. Siedział przy stole, głowę oparł na ręku i patrzył. Patrzył na Alberta, ale wyglądało jakby sięgał wzrokiem znacznie dalej, może nawet poza mury szpitala... hen, hen. Gdzieś w przeszłość albo gdzieś w przyszłość. Nie wiadomo gdzie. Aż Albert poczuł się nieswojo. Wolał jednak patrzeć na lekarza, niż na dziwne, zupełnie mu nieznane aparaty, których monitory groźnie spoglądały w jego stronę. Postanowił wziąć się w garść, odparować atak, przejąć inicjatywę. Zdobyćsię na jakiś bunt. Ale to fatalne zdjęcie. Jak przekonać doktora, że to nieprawda,pomyłka. Może ktoś podrzucił, podmienił. Przecież miał wielu wrogów, aprzynajmniej ludzi mu nieżyczliwych. - Kochany - przemówił wreszcie lekarz zmęczonym głosem, wciąż patrzącw nieokreśloną dal. - Kochany, przecież obaj dobrze wiemy, jak jest. Zbliżamy się dohoryzontu i z każdym krokiem jesteśmy coraz mniejsi. Z początku nic nas niekrepuje. Ale potem, w miarę zbliżania się do horyzontu, kiedy niebo coraz bardziejzbiega się z ziemią, kurczymy nasze ciała, marszczymy, przygarbiamy tak, że ażnieraz trzeba się laską podeprzeć, żeby nie upaść na pysk. Wreszcie i podpieranie W malutkiej, ale eleganckiej poczekalni pacjenci liczyli muchy na suficie. Sześć osób siedziało na drewnianych ławkach, udając, że poza owadami nic ich nie interesuje. Wszyscy byli w podeszłym wieku. Nie chodziło o muchy. Wierzyli, jak dzieci, że nie widząc, nie są widziani. Do tego wciąż próbowali przechytrzyć sąsiada i niedostrzeżenie zajrzeć mu w twarz... Nagle spotkały się spojrzenia dwóch mężczyzn i nie wypadało dłużej milczeć. Młodszy, niewielki, chudy i anemiczny, poprawił na spoconym nosie okulary i rzekł: - Teraz pan? Niby zapytał, niby stwierdził, zaczerwienił się i dodał: - Pan nieźle wygląda. - Teraz pan - uśmiechnęła się w otwartych drzwiach ubrana na białodziewczyna. Siwy, dobrze zbudowany mężczyzna, nie miał czasu odpowiedzieć nakomplement. Wszedł do gabinetu i zamknęły się za nim drzwi. Lekarz zabawnie marszcząc brwi, energicznym krokiem wybiegł na spotkanie. - Raczek nieboraczek, raczek nieboraczek... - powtarzał śmiejąc się. Klepał siwego mężczyznę po ramieniu, aż wreszcie poważnie spojrzał mu w oczy. - Skazanyl Tak,proszę sznownego, skazany na śmierć. Przedtem pomęczymy się trochę. Aleniedługo.Wszystkiego dwa, trzy miesiące. - Za co? - siwemu mężczyźnie zadrżał głos. - Jak to za co? Lekarz znów zmarszczył krzaczaste brwi, podszedł do stolika i podniósł nad głową zdjęcie. Nie przyglądał mu się pod światło, jak to zazwyczaj czynią lekarze. Po prostu podniósł zdjęcie, aby wszyscy mogli je dobrze zobaczyć. Jego koledzy potakująco kiwali głowami. - Jak to za co? - powtórzył ironicznie. - Czy tosznownego? - Nigdy tego nie widziałem. - Nie widział. Jak sznowny sobie życzy. A jednak my wiemy czyje to. Czyjto raczek nieboraczek. U sznownego znaleziony, więc chyba nie mój. Jest zdjęcie,jest dowód rzeczowy. Złośliwy raczek nieboraczek. Nieładnie, bardzo nieładnie. Niepodejrzewaliśmy. Elegancki, dobrze wyglądający mężczyzna. A tu bęc! takasiurpryza! takie znalezisko! Dwa miesiące, panie Albercie, góra dwa. - Albo trzy - wyszeptał Albert bladymi wargami. - Co pan nam tu będziesz oczy mydlił!!! - zerwał się młody lekarz i krzyknąłz oburzeniem. - Pana, czy nie pana? Jeśli pana, to pana. Wyrok wydany. - Prawo, drogi sznowny Albercie - tłumaczył pierwszy lekarz, jednocześniestarając się uspokoić młodego kolegę. Zmarszczył krzaczaste brwi, a uniesioną rękąnakazywał milczenie. Nie ulegało wątpliwości, że jest tu sędzią najwyższym. - Takiejest prawo. My tu tylko jak sługi. W książce napisano "śmierć", to śmierć. - Ale skąd u mnie... Skąd u mnie taki nowotwór? - Albert patrzył błagalnymwzrokiem, jakby odpowiedź mogła być jednocześnie ratunkiem. - Toteż ja się pytam - zdziwił się lekarz, a jego twarz wyrażała szczerezatroskanie. - Sam zachodzę w głowę - objął Alberta ramieniem, zmuszając dowspólnej przechadzki. 282 FRONDA JESIEŃ / ZIMA 1994 FRONDA JESIEŃ / ZIMA 1994 283 « Poprzednie  [Spis treści]  Następne » _uacct = "UA-3447492-1"; urchinTracker();

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
282 283
282 283
283 a
Dz U 2004 nr 283 poz 2840
Bieg po zdrowie srt 283
282 01
02 (283)
III CSK 282 11 1
283 00
Nuestro Circulo 282 Nogues Acuna
283 29

więcej podobnych podstron