17 (165)



















Philip Jose Farmer     
  Gdzie wasze ciała ...

   
. 17 .    






    Nadeszły dni wypełnione pracą. Przybliżone obliczenia wskazywały, że co najmniej
połowa z 20000 mieszkańców małego królestwa Goringa została zabita, ciężko
ranna, porwana przez Onondagów lub uciekła. Rzymianin Tullius Hostillius
najwyraźniej zdołał uciec. Ci, którzy przeżyli, wybrali coś w rodzaju rządu.
Targoff, Burton, Spruce, Ruach i jeszcze dwóch innych utworzyli komitet
wykonawczy mający szerokie, choć tymczasowe uprawnienia. John de Greystock
znikł. Widziano go na początku bitwy, a potem wszyscy jakoś stracili go z oczu.

    Alicja Hargreaves przeprowadziła się do chaty Burtona. Żadne z
nich nie próbowało wyjaśniać, jak to się stało i dlaczego.
    Dopiero później powiedziała:
    - Frigate uważa, że jeśli cała planeta przypomina tereny, które
widzieliśmy, a nie ma powodu w to nie wierzyć, to Rzeka musi mieć co najmniej
dwadzieścia milionów mil długości. To nie do wiary, ale nie do wiary jest też
nasze zmartwychwstanie i wszystko na tym świecie. Poza tym wzdłuż Rzeki może
mieszkać trzydzieści pięć do trzydziestu siedmiu miliardów ludzi. Jaką mam
szansę, by znaleźć swego ziemskiego męża? Poza tym kocham cię. Wiem, że nie
okazywałam tego. Ale coś się we mnie zmieniło. Może spowodowało to wszystko, co
tu przeżyłam. Nie sądzę, żebym na Ziemi mogła cię pokochać. Mógłbyś mnie
fascynować, ale coś by mnie w tobie odpychało, może nawet przerażało. Nie
mogłabym tam być dla ciebie dobrą żoną. A raczej dobrą towarzyszką życia, gdyż
nie ma chyba żadnej władzy czy instytucji religijnej, która udzieliłaby nam
ślubu. Już to dowodzi, jak bardzo się zmieniłam. Żeby spokojnie żyć z
człowiekiem, który nie jest moim mężem.. . ! Tak to wygląda.
    - Nie żyjemy już w epoce wiktoriańskiej - odparł Burton. - Jak
nazwać ten wiek... Erą Melange'u? Okresem Mieszanym? W końcu powstanie Kultura
Rzeczna, Nadbrzeżny Świat, czy raczej wiele rzecznych kultur.
    - Pod warunkiem, że przetrwa. Wszystko zaczęło się tak nagle;
może się skończyć równie szybko i nieoczekiwanie.
    Z pewnością, pomyślał Burton zielonkawa Rzeka, trawiasta
równina, zalesione wzgórza i niezdobyte góry nie przypominały mglistej wizji
Shakespeare'a. Były twarde, rzeczywiste, równie realne jak zbliżający się
właśnie ku niemu ludzie: Frigate, Monat, Kazz i Ruach. Wyszedł przed chatę, by
ich powitać.
    - Dawno temu - zaczął Kazz - zanim mówić dobrze angielski,
widzieć coś. Próbować powiedzieć, ale ty nie rozumieć. Widzieć człowieka, który
nie mieć tego na czole.
    Wskazał palcem na własne czoło, potem na pozostałych.
    - Wiedzieć - mówił dalej - że ty nie widzieć. Pete i Monat też
nie. Nikt inny nie widzieć. Lecz ja widzieć to na czole każdego. Oprócz tego
człowieka, którego chcieć złapać dawno temu. Potem, któregoś dnia, zobaczyć
kobietę, która tego nie mieć, ale nic ci nie mówić. Teraz widzieć trzecią osobę
bez tego.
    - On twierdzi - wyjaśnił Monat - że jest w stanie dostrzec
pewne symbole czy znaki na czole każdego z nas. Widzi je tylko w ostrym świetle
słońca i tylko pod pewnym kątem. Ale każdy, kogo spotkał do tej pory, miał te
symbole - z wyjątkiem tej trójki, o której mówił.
    - Dostrzega pewnie dalsze części widma, dla nas niedostępne -
stwierdził Frigate. - Niewątpliwie Ten, Kto naznaczył nas znakiem bestii, czy
jak tam chcesz to nazwać, nie wiedział o tej szczególnej umiejętności gatunku
Kazza. Co dowodzi, że Oni nie są wszechwiedzący.
    - Najwyraźniej - przyznał Burton. - Ani nieomylni. Inaczej
nigdy bym się nie zbudził w tamtym miejscu, zanim zostałem wskrzeszony. Kim więc
jest osoba, która nie ma na skórze tych symboli?
    Mówił spokojnie, lecz serce biło mu jak szalone. Jeżeli Kazz
się nie pomylił, to może trafił na ślad agenta istot, które na nowo powołały do
życia cały rodzaj ludzki. Czy są to bogowie w przebraniu?
    - Robert Spruce! - oznajmił Fńgate.
    - Zanim zaczniemy wyciągać wnioski - wtrącił Monat -
pamiętajmy, że pominięcie to może być przypadkowe.
    - Sprawdzimy - rzekł groźnie Burton. - Ale po co te symbole?
Dlaczego jesteśmy naznaczeni?
    - Prawdopodobnie dla identyfikacji lub w celach statystycznych
- zasugerował Monat. - Któż to wie, prócz Tych, Którzy nas tu sprowadzili.
    - Chodźmy porozmawiać ze Sprucem - powiedział Burton.
    - Najpierw musimy go złapać - zauważył Frigate. - Kazz popełnił
błąd i powiedział mu, że wie o symbolach. To było dziś rano, przy śniadaniu. Nie
było mnie przy tym, ale ci co byli mówią, że Spruce zbladł. Chwilę potem
powiedział, że musi gdzieś iść i od tego czasu nikt go nie widział. Wysłaliśmy
grupy poszukiwawcze w górę i w dół Rzeki, na drugi brzeg i między wzgórza.
    - Ucieczka jest przyznaniem się do winy - oświadczył Burton.
Był wściekły. Czy ludzie to bydło, żeby ich piętnować dla jakichś złowrogich
celów?
    Po południu bębny ogłosiły, że Spruce został schwytany. Trzy
godziny później stanął przed Radą w nowo wybudowanej sali obrad. Członkowie Rady
usiedli za stołem. Drzwi zamknięto, gdyż wszyscy uznali, że sprawę załatwi się
skuteczniej bez tłumu gapiów. Do sali wpuszczono także Monata, Kazza i
Frigate'a.
    - Lepiej powiem ci to od razu - zaczął Burton. - Postanowiliśmy
nie cofnąć się przed niczym, by zmusić cię do wyznania prawdy. Użycie tortur
jest przeciwne zasadom wyznawanym przez każdego z siedzących za tym stołem. Z
odrazą i pogardą myślimy o ludziach, którzy się do tortur uciekają. Uważamy
jednak, że w tej sprawie należy złamać te zasady.
    - Nigdy nie wolno łamać zasad - odparł spokojnie Spruce. - Cel
nigdy nie uświęca środków. Nawet jeżeli trzymanie się zasad oznacza porażkę,
śmierć czy pozostanie w niewiedzy.
    - Stawka jest zbyt wielka - rzekł Targoff. - Ja, który byłem
ofiarą ludzi pozbawionych zasad, Ruach, którego torturowano wiele razy, inni -
wszyscy się z tym zgadzamy. Użyjemy ognia i noża, jeśli nas do tego zmusisz.
Musimy poznać prawdę. Powiedz, czy jesteś jednym z Tych, Którzy sprawili nasze
zmartwychwstanie?
    - Jeżeli będziecie mnie torturować, to staniecie się nie lepsi
niż Goring i jemu podobni - oświadczył Spruce. - Więcej, będziecie gorsi, gdyż
zmuszacie się do bycia takimi jak on, aby osiągnąć coś, co być może nie
istnieje. Lub, jeżeli istnieje, może nie być warte takiej ceny.
    - Powiedz nam prawdę - powtórzył Targoff. - Nie kłam. Wiemy, że
jesteś agentem, może nawet jednym z bezpośrednich Sprawców.
    - Tam na kamieniach płonie ogień - wtrącił Burton. - Jeśli
natychmiast nie zaczniesz mówić, będziemy zmuszeni... no cóż, przypiekanie nie
będzie jeszcze najgorsze. Jestem ekspertem chińskich i arabskich tortur.
Zapewniam cię, że opracowali oni bardzo wyrafinowane metody dochodzenia do
prawdy. Nie będę miał oporów przed praktycznym wykorzystaniem swej wiedzy.
    - Jeśli to zrobisz, możesz utracić życie wieczne - Spruce był
blady i zlany potem. - A na pewno cofnie cię to w twej podróży i odsunie cel
ostateczny.
    - Co jest tym celem? - spytał Burton.
    Spruce zignorował go.
    - Nie możemy wytrzymać bólu - szepnął. - Jesteśmy zbyt
delikatni.
    - Będziesz mówił? - zapytał Targoff.
    - Nawet idea samobójstwa jest bolesna i należy jej unikać, póki
nie ma innego wyjścia - mamrotał Spruce. - Mimo, iż wiem, że znów będę żył.
    - Przypieczcie go nad ogniem - polecił Targoff dwóm ludziom,
którzy trzymali jeńca.
    - Jedną chwilę - wtrącił Monat. - Spruce, nauka mojej rasy
znacznie wyprzedziła ziemską. Dlatego mam większe możliwości stawiania
rozsądnych hipotez. Może zdołamy oszczędzić ci cierpień nad ogniem i bólu zdrady
swej sprawy, jeżeli tylko potwierdzisz to, co powiem. W ten sposób nie staniesz
się zdrajcą.
    - Słucham - rzekł Spruce.
    - Moja teoria mówi, że jesteś Ziemianinem. Pochodzisz z okresu
o wiele późniejszego niż rok 2008. Musisz być potomkiem tych nielicznych, którzy
przeżyli mój skaner śmierci. Sądząc po technologii i energii potrzebnej do
przebudowy tej planety w jedną potężną Dolinę Rzeki, twój czas jest bardzo
odległy od dwudziestego pierwszego wieku. Powiedzmy, wiek pięćdziesiąty?
    Spruce spojrzał na ogień.
    - Dodaj jeszcze dwa tysiące lat - powiedział.
    - Jeżeli ta planeta jest wielkości Ziemi, to może pomieścić
tylko pewną liczbę ludzi: Gdzie są inni, dzieci urodzone martwo i te, które
umarły zanim skończyły pięć lat, imbecyle, idioci i ci, którzy żyli po
dwudziestym pierwszym wieku?
    - Są gdzie indziej - odparł Spruce. Zerknął na płomienie i
zacisnął wargi.
    - Naukowcy mojej planety - mówił dalej Monat - uważali, że
kiedyś będą w stanie zajrzeć w przeszłość. Nie będę wchodził w szczegóły, ale
istniała możliwość, że minione zdarzenia mogą być obserwowane i zapisywane.
Naturalnie, podróże w czasie to czysta fantazja. Lecz jeśli twoje społeczeństwo
potrafiło zrealizować to, o czym my myśleliśmy tylko teoretycznie? Jeżeli
zapisali w pamięci każdą ludzką istotę, jaka kiedykolwiek żyła na Ziemi?
Znaleźli tę planetę i przekształcili ją w Dolinę Rzeki? Gdzieś, może tuż pod
powierzchnią, użyli tych zapisów i zamiany energii w materię, powiedzmy ciepła z
płynnego jądra planety, by odtworzyć w pojemnikach ciała zmarłych? Przy pomocy
technik biologicznych odmłodzili te ciała, przywrócili im utracone kończyny,
oczy i tak dalej, a także poprawili wszystkie fizyczne defekty? Potem
dokonaliście zapisu tych nowo stworzonych ciał, by przechować go w jakimś
ogromnym zespole pamięciowym i zniszczyliście ciała w pojemnikach. I
odtworzyliście je na nowo wykorzystując przewodliwy metal, używany także przy
ładowaniu naszych rogów obfitości. Urządzenia mogą być ukryte pod ziemią. Wtedy
zmartwychwstanie następowałoby bez odwoływania się do nadnaturalnych instancji.
Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: dlaczego?
    - Gdyby to wszystko leżało w twojej mocy, czy nie uznałbyś tego
za swój etyczny obowiązek? - zapytał Spruce.
    - Tak, ale wskrzesiłbym tylko tych, którzy na to zasługują.

    - A gdyby inni nie uznali twoich kryteriów? Czy naprawdę
uważasz, że jesteś dość mądry i dobry, żeby wydawać sądy? Czy chciałbyś postawić
się na pozycji Boga? Nie, szansa należy się wszystkim, nieważne jacy byli
okrutni, egoistyczni czy głupi. Potem wszystko zależy już od nich...
    Zamilkł nagle, jakby pożałował swojego wybuchu i nie zamierzał
powiedzieć ani słowa więcej.
    - Poza tym - rzekł Monat - chcecie pewnie prowadzić studia nad
ludzkością taką, jaka istniała w przeszłości. Chcecie zapisać wszystkie języki,
jakimi mówił człowiek, jego obyczaje, filozofie, jego biografie. Po to potrzebni
są wam agenci, badacze i obserwatorzy, udający wskrzeszonych, wmieszani między
ludzi Rzeki. Jak długo potrwają te badania? Tysiąc lat? Dwa? Dziesięć? Milion? I
co potem z nami zrobicie? Mamy tu zostać na zawsze?
    - Zostaniecie tu tyle czasu, ile zajmie wam rehabilitacja! -
krzyknął Spruce. - Potem...
    Umilkł. Rozejrzał się ponurym wzrokiem i powiedział:
    - Przy dłuższym kontakcie z wami nawet najtwardsi z nas
przejmują wasze cechy. Sami musimy przechodzić rehabilitację. Już czuję się
nieczysty...
    - Przypieczcie go trochę - polecił Targoff. - Dowiemy się całej
prawdy.
    - Nie, nie dowiecie się - wrzasnął Spruce. - Już dawno
powinienem to zrobić. Kto wie, co...
    Upadł, a jego skóra przybrała odcień szaroniebieski. Doktor
Steinborg, członek Rady, pochylił się nad nim, lecz dla wszystkich było
oczywiste, że Spruce nie żyje.
    - Niech go pan zabierze, doktorze - powiedział Targoff. -
Proszę zrobić sekcję. Zaczekamy na wyniki.
    - Z kamiennymi nożami, bez chemikaliów, bez mikroskopów, jakich
wyników można oczekiwać? spytał Steinborg. - Ale zrobię, co będę mógł.
    Wyniesiono ciało.
    - Dobrze, że nie zmusił nas do przyznania, że bluffujemy -
stwierdził Burton. - Gdyby nie chciał mówić, pewnie by nas pokonał.
    - Więc nie mieliście zamiaru naprawdę go torturować? - upewnił
się Frigate. - Miałem taką nadzieję. Gdybym się mylił, wyszedłbym stąd
natychmiast, by was więcej nie oglądać.
    - Oczywiście, że tylko go straszyliśmy - odrzekł Ruach. -
Sprute miał rację. Nie bylibyśmy lepsi od Goringa. Były jednak inne środki,
choćby hipnoza. Burton, Monat i Steinborg są ekspertami w tej dziedzinie.
    - Problem w tym, że wciąż nie wiemy, czy powiedział prawdę -
zauważył Targoff. - Właściwie mógł kłamać. Monat próbował domysłów, ale jeżeli
się mylił, to Sprute zgadzając się z nim, mógł nas wyprowadzić w pole. Nie ma
żadnej pewności.
    W jednym wszyscy byli zgodni: brak znaków na czole nie pozwoli
już odróżnić kolejnego agenta. Teraz, gdy Oni - kimkolwiek byli - wiedzieli już,
że te znaki są widzialne dla gatunku Kazza, podejmą odpowiednie środki, by
zapobiec wykryciu.
    Steinborg wrócił po trzech godzinach.
    - Nie ma nic, co pozwoliłoby go odróżnić od jakiegokolwiek
innego członka Homo sapiens - oznajmił. - Z wyjątkiem tego małego aparatu.
    Podniósł do góry czarną, lśniącą kulkę wielkości główki
zapałki.
    - Znalazłem to na powierzchni płatów czołowych. Był połączony z
nerwami przy pomocy drucików tak cienkich, że mogłem je zobaczyć tylko pod
odpowiednim kątem, kiedy odbijały światło. Moim zdaniem Spruce przy pomocy tego
urządzenia popełnił samobójstwo. Dosłownie: zamyślił się na śmierć. Ta mała
kulka przemieniła jego pragnienie śmierci w czyn. Być może reagując na myśl
wypuściła jakąś truciznę, której nie ma możliwości zanalizować.
    Zakończył swój raport i oddał kulkę, by pozostali mogli ją
obejrzeć.




następny    









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cin 10HC [ST&D] PM931 17 3
17 Prawne i etyczne aspekty psychiatrii, orzecznictwo lekarskie w zaburzeniach i chorobach psychiczn
17 (30)
Fanuc 6M [SM] PM956 17 3
ZESZYT1 (17)
17 Iskra Joanna Analiza wartości hemoglobiny glikowanej Hb
B 17 Flying Fortress II The Mighty 8th Poradnik Gry Online
Obj 7w 17 BÓG OTRZE WSZELKĄ ŁZĘ

więcej podobnych podstron