Siderek12 Tom I Część II Rozdział 10


CZŚĆ II
"Marek rozwikłuje zagadkę"
"Strach powstał chyba ze strachu przed pustką"
Stanisław Jerzy Lec
"Kto żyje w strachu, nie będzie nigdy wolny"
Horacy
"W życiu piękne są tylko chwile"
Ryszard Riedel
Rozdział 10
W DOMU
1
Marek był wykończony, ale teraz już spał. Jego oddech się wyrównał. Prawdopodobnie
coś mu się teraz coś i to coś było przyjemnym snem. Marek oddychał spokojnie i o dziwo,
miał na ustach uśmiech. Teraz mógł się zastanawiać nad tym, czego się dowiedział o
dziedzicu, ale nie chciał już o nim myśleć. W tej chwili mógłby przemyśleć sprawę tego co
wie i czego musi się jeszcze dowiedzieć. Odpowiedz na to pytanie znajdzie tylko i
wyłącznie w lesie, do którego miał zamiar się wybrać.
Takie myśli krążyły w jego głowie i był pewien swojej decyzji - mimo, że spał. Myślał, że
las także ma swoją historię, która jest o wiele bardziej przerażająca.
Tajemnicza.
Mroczna...
Marek jęknął. Widocznie sceneria w jego śnie się zmienia i to radykalnie. Chłopak jęknął
po raz drugi i pokręcił głową. Pod jego powiekami majaczyły teraz inne obrazy. Mniej
przyjemne. Miły sen zmieniał się w koszmar. Twarz Marka ściągnęła się z przerażenia. Było
to widać gołym okiem.
Chłopak zaczął szybciej oddychać, żeby po długiej chwili krzyknąć.
2
Krzyk zabrzmiał w jego uszach niczym przeciągły jęk.
Marek zerwał się z łóżka, ciężko dysząc. Przesunął wzrokiem po pokoju chcąc sprawdzić,
czy aby na pewno znajduje się w bezpiecznym miejscu. Po chwili zerknął na kolano, które
wciąż piekło, ale już nie tak bardzo.
To samo poczuł na nadgarstkach...
Odruchowo na nie spojrzał. Znamię zniknęło. Płomienie również. Zaciekawiło go to, co
stało się z nadgarstkami. Dlaczego płomienie zniknęły? pomyślał i westchnął.
Ponownie przesunął wzrokiem po pokoju i nagle poczuł się trochę nieswojo. Sam nie
wiedział, czym było to spowodowane. Postanowił zignorować to uczucie i wstał z łóżka.
No, prawie wstał. W kolanie znowu odezwał się tępy ból. Niewielki, ale chłopak go odczuł.
Zdał sobie sprawę z tego, że wstanie z łóżka będzie dla niego nie lada wyzwaniem. Co ja
powiem rodzicom, pomyślał?!
Jednak po chwili doszedł do wniosku, że niepotrzebnie zawraca sobie tym głowę. Na
pewno wymyśli coś na poczekaniu...
Postanowił ponownie wstać. Jęknął i w oczach stanęły mu łzy, kiedy przesuwał nogę, na
której jeszcze wczoraj miał znamię. Zaciskając zęby przesuwał nogę dalej. Była sztywna jak
kij od szczotki. Mimo to dalej ją przesuwał. Jęczał przy tym jak osoba chora na jakąś
poważną chorobę. Nagle wydał z siebie zduszony krzyk, kiedy ta sztywna kłoda upadła na
ziemię uderzając piętą o podłogę. A upadek jej był bezwładny. Zupełnie, jakby ta noga była
martwa.
Marek jeszcze raz zastanowił się, co chce dzisiaj zrobić. Czego dokonać?
- Niczego - powiedział do siebie. - Na razie muszę się nauczyć chodzić.
Z całych sił przesunął obolałą nogę po podłodze. Ból był teraz silniejszy, ale Marek jakoś
to wytrzymał. Po chwili męki usiadł na łóżku i tępym wzrokiem rozejrzał się po raz trzeci
po pokoju.
Co się ze mną stało?, zadał sobie w myślach pytanie. Co prawda, znał na nie odpowiedz,
ale w tej chwili widocznie nie zdawał sobie z tego sprawy. To ze względu na kolano, które
pulsowało tępym bólem. Zrezygnował na razie z podnoszenia się na nogi, bo wiedział, że
zakończyłoby się to upadkiem na podłogę. A wtedy ciężko by było się z niej podnieść...
Zamiast tego spojrzał w okno. Chciał chociaż na chwilę zapomnieć o bólu. To, co ujrzał,
lekko go zaskoczyło.
3
Spostrzegł, że na zewnątrz rozpościera się przepiękna równina. Na wprost rozciągał się
górski krajobraz. Zupełnie jak ze snu. Nieco bliżej znajdowała się polana, po której lewej
stronie stał młyn, znajomy budynek. Marek drgnął i zaraz potem wydarzenia na
niematerialnym obrazie zaczęły się rozgrywać z diabelską prędkością. Obraz sprawiał
wrażenie, jakby się przybliżał. Marek poczuł nagle ukłucie strachu... Wpatrywał się w to
zjawisko jak zahipnotyzowany. Poprzez obraz zobaczył jak kształtował się Czarnobór.
Tylko teraz odbierał to wszystkimi zmysłami... Bardzo silnie... Na dokładkę, obraz zbliżył
się jeszcze bardziej i ustawił się dokładnie naprzeciwko Marka, który dość, że był
przerażony, to doznał lekkiego szoku.
Obraz był po prostu przeogromny. Tak wielki, że chłopakowi dosłownie zaprało dech w
piersiach...
Mimo to stał i obserwował. Obraz ożył. To już nie była nieruchoma płaszczyzna. To był
film i Marek poczuł się jak w kinie...
Trójwymiarowym kinie... Strach ustąpił miejsca fascynacji. Marek był ciekaw, co się
wydarzy.
Teraz nie obserwował.
W tej chwili oglądał...
4
Był zafascynowany tym zjawiskiem tak mocno, że po prostu nie potrafił wyjść z
podziwu. Oglądał taki, jakby film i wiedział, że zapisze się w jego pamięci, kiedy zniknie...
Ponownie doświadczył tych zdarzeń, o których czytał w Czarnoborskich kronikach. Ale po
tym wszystkim ujrzał coś jeszcze. Coś, co utwierdziło go w przekonaniu, że głos dziedzica
miał rację. Dziedzic nie mordował w tym roku, który był podany w kronikach. W 1830 - to
był prawdopodobnie rok narodzin Andrusa, a 1850 początek morderstw, dokładnie po
którymś z kolei upokorzeniu. Marek zdał sobie sprawę z tego, że niektóre zródła i fakty go
oszukały... Ale mogła być jeszcze jedna przyczyna. Daty w kronikach mogły być po prostu
pomylone. No tak, Marek zdał sobie także sprawę z tego, że staruszek z Domu Starców
mógł przeczytać te kroniki, kiedy był jeszcze dość sprawny. I wtedy mógł przekazać
Markowi złe daty. Zdarzenia też się zgadzały, co prawda nie w całości, ale większość na
pewno. To wszystko zaczęło się formować w logiczną całość. Marek to wiedział. Pan
Wiktor poszedł do biblioteki, przeczytał kroniki i spisał historię dziedzica. Teraz nasuwa się
pewne pytanie: Kto był w stanie przekazać staruszkowi informacje na temat kapturnika?
Marek postanowił rozwikłać tą zagadkę. Nie będzie to łatwe, ale w końcu ją odkryje i pozna
całą prawdę. Potem zostanie mu tylko wydobycie na światło dzienne tajemnicy lasu i
opracowanie planu zdjęcia z niego domniemanej klątwy. O ile taka istnieje. Bo równie
dobrze może się okazać, że to mogą być zwykłe plotki...
Jednak na obecną chwilę nic nie wskazuje na to, że mogłaby nią być. Jak na razie tego,
czego Marek doświadczył, okazało się prawdą. Świadczy o tym chociażby wczorajsza
rozmowa z głosem dziedzica...
Nie wiedział, co mogłoby go jeszcze spotkać. Czuł, że to, czego już doświadczył, było
prawdopodobnie tylko rozgrzewką. Wolał nie myśleć, co może go jeszcze spotkać. Był
prawie pewien, że będzie musiał przejść przez ciężką próbę. Może się ona dla niego okazać
zbyt wymagająca, ale nie skończy się dopóki Marek nie wydobędzie na światło dzienne
zagadki i tajemnicy lasu. I dopóki nie zdejmie z lasu tej klątwy. A czuje, że jednak będzie
musiał tego dokonać...
5
Zaczynał rozumieć całość, ale im więcej wiedział, tym więcej było pytań. Mnożyły się
jak grzyby po deszczu. A znalezienie odpowiedzi nie będzie wcale łatwe. Był pewien jednej
rzeczy... Mianowicie tego, że w Czarnoborze na pewno jest osoba, która zna całą historię z
wplątaną tajemnicą lasu. Tylko jaka to osoba...
Obraz tworzący film przesuwał się przed oczami chłopaka jak w kinie. Był fascynujący,
ale na swój sposób przerażający. Historia Czarnoboru w formie filmu. To, o czym czytał w
bibliotece. Ciekawa koncepcja, pomyślał nagle, ciekawe, jakby dziedzica sfilmowali, to by
fajny horror z tego był...
Jak na zawołanie jago myśl się ziściła. Na niebo ukazane na tym dziwnym filmie
wystąpiły czarne chmury. Marek usłyszał przerażający śmiech i nagle przed jego oczami
uformowała się twarz dziedzica.
TWARZ BEZ KAPTURA.
Była to przerażająca wizja najgorszego koszmaru. Najmroczniejsze wyobrażenie horroru,
kiedy Marek ujrzał prawdziwe oblicze dziedzica. Skóra schodziła z jego twarzy, niczym
stara tapeta ze ściany. Wielkie, nabrzmiałe i spuchnięte policzki wyolbrzymione były
względem reszty twarzy, której praktycznie nie było widać. Czarne kłaki, które kiedyś były
włosami zakrywały połowę twarzy - oczy i nos. Uszy czarne jak smoła, tak, jakby
najbardziej ucierpiały podczas podpalenia...
Ale najgorsze były usta. Niemal fioletowe wargi wykrzywiały się w grymasie szyderczego
uśmiechu, a czarne zęby odpadały od dziąseł, tworząc parodie bezzębnego uśmiechu -
uśmiechu starca.
Marek zadrżał, kiedy poczuł ukłucie chłodu. Mało nie krzyknął. Obraz drgnął raz, potem
drugi i nagle zniknął zupełnie, jak ucięty nożem.
6
Chłopak długo nie mógł ochłonąć. Stał w bezruchu z szeroko otwartymi oczyma. Miał
lekko przyspieszony oddech i nieznacznie rozszerzone zrenice.
Dopiero po chwili zorientował się, że jest już po wszystkim. Rozejrzał się po pokoju i
znowu spojrzał w okno. Tym razem zobaczył za nim swoja okolicę. Z dębem na pierwszym
planie. Ale i odczuł coś jeszcze. Chodziło o jego nogi. A tak dokładnie o tą, na której miał
wczoraj znamię. To nie obrazo - film się do niego zbliżał... tylko on do niego. Nieświadomie
wstał z łóżka i podszedł do okna... Jedynie co go zastanowiło to to, że nie poczuł przy tym
żadnego bólu...
W sumie nie wiedział teraz, co ze sobą zrobić. Stał w lekkim rozkroku i autentycznie bał
się ruszyć. Podejrzewał, że jak to zrobi to runie z łoskotem na ziemię i wtedy ciężko będzie
mu wstać.
Z drugiej strony, to raczej powinien się ruszyć. Przecież nie będzie tak stał do usranej
śmierci...
7
Zacisnął wargi i zmusił się do przesunięcia nogi. Na razie tej zdrowej. Poszło jak z
płatka. Oczywiście pozostała ta druga, na której jeszcze kilka godzin temu miał znamię.
Poruszył nią...
Okazało się, że nie była już taka sztywna i ciężka. Co prawda, ból się odezwał, ale był
praktycznie nieodczuwalny. Marek odetchnął z ulgą...
8
Zajęło mu dobrą godzinę, dopóki (nazwijmy to) nie rozchodził tej chorej nogi, ale
wszystko zakończyło się sukcesem. Tym lepiej dla Marka, który mimo, że lekko kuśtykał,
postanowił spotkać się dzisiaj z przyjaciółmi. Dawno się z nimi nie widział.
Uśmiechnął się na tą myśl...
Kiedy poczuł się już o wiele lepiej, wskoczył w ubranie i udał się na dół na śniadanie.
Przemyślał kilka spraw, ale były to sprawy mało ważne. Zamknął drzwi od pokoju i zszedł
do kuchni.
Rodzice byli. Mama krzątała się wokoło, a tata siedział rozwalony na kanapie w pokoju
gościnnym i czytał jakąś polityczną gazetę.
Marek westchnął i usiadł na taborecie. Mama przyjrzała mu się z ukosa.
- Blady jesteś  odparowała nagle. Widać było po jej twarzy, że lekko się przestraszyła.
Zupełnie, jakby zobaczyła ducha.
Marek nie odpowiedział. Coś mu na to nie pozwoliło. Wpatrywał się pustym wzrokiem w
okno.
- Marek? - w głosie matki pojawiła się trwogą. - Co się stało?
Jednak chłopak dalej milczał. Nie potrafił nic powiedzieć, chociaż bardzo tego chciał.
Matka zrobiła krok do przodu.
- Synu? - tym razem głośniej. Ojciec usłyszał to, złożył gazetę i wszedł do kuchni. Spojrzał
na Marka, a potem na żonę.
- Co jest? - zapytał.
Kobieta zerknęła na męża.
- Nie wiem - orzekła z trwogą w głosie. - Kochanie, zrób coś. Marek nie reaguje.
- Podchodziłaś do niego? - stwierdził z niedowierzaniem. - Może wystarczy go szturchnąć...
- O tak - podszedł do syna i zaprezentował swój pomysł. Początkowo nie przynosił
rezultatu, ale po krótkiej chwili Marek jęknął.
Mąż spojrzał na żonę.
- Widzisz - orzekł z dumą. - Podziałało. - to mówiąc, zamyślony odwrócił się i poszedł do
pokoju gościnnego. Podjął przerwaną lekturę.
Marek jęknął jeszcze ze dwa razy i potrząsnął głową. Rozejrzał się po pomieszczeniu i
spojrzał na mamę. Nie wiedział co się z nim przed chwilą działo, zresztą... nawet nic z tego
nie pamięta.
- Mamo  zakomunikował. - Pić. Zaschło mi w gardle.
Kobieta nalała mu soku i postawiła szklankę na stole. Marek niezdarnie ją złapał i pił
małymi łykami...
Po krótkiej chwili poczuł się zdecydowanie lepiej. Nawet się uśmiechnął. Mama
natychmiast zaczęła mu grzać coś na ciepło, a Marek z uwagą przyglądał się jej.
9
Pochłonął śniadanie z wielkim apetytem, a potem szeroko się uśmiechając stwierdził:
- Idę się przejść. Przy okazji spotkam się z przyjaciółmi.
Mama zmierzyła go swoim sokolim wzrokiem.
- Jak chcesz - powiedziała to bez emocji, jakby nie zależało jej na odpowiedzi. Bez żadnego
wyrazu na twarzy przyglądała mu się przez chwilę, po czym wróciła do swoich zajęć.
Natomiast Marek wstał z taboretu i udał się prosto do drzwi wyjściowych, cały czas lekko
kuśtykając. Postanowił spotkać się z przyjaciółmi. Nie widział się z nimi zaledwie kilka dni,
a i tak miał wrażenie, że minęły wieki. Miał także dziwne przeczucie, że już ich więcej nie
zobaczy. Ale to było tylko takie przeczucie i nie chciał o nim myśleć. Lecz, tak jak
wcześniej, w przypadku dziedzica, ta myśl powróciła. Marek nie wiedział co teraz zrobić.
Nie chciał myśleć o tym, że nigdy już nie spotka przyjaciół. Co się ze mną dzieje?, pomyślał
zawiązując buty, muszę się z nimi spotkać.
Ostatnia myśl sprawiła, że odzyskał więcej sił i pospiesznie wybiegł na zewnątrz. Poczuł
niepokój. Coś się wydarzy, coś się dzieje albo dopiero się wydarzy. Marek był tego pewien,
tylko dokładnie nie wiedział co mogłoby się stać. Musiał coś zrobić i to natychmiast.
Wybiegł na ulicę i pognał co sił w nogach do knajpy.
Czuł się dziwnie, kiedy biegł, ale to nie było teraz ważne. Zbliżał się do knajpy...
Wcześniej staruszka z psem obrzuciła go dziwnym spojrzeniem, ale Marek wcale jej nie
zauważył.
Wparował do knajpy nerwowo obrzucając pomieszczenie wzrokiem. Kilka osób na niego
spojrzało i przez chwilę przyglądało mu się z uwagą.
Ponownie obrzucił spojrzeniem knajpę, spoglądając na miejsce, gdzie zawsze przebywali
jego przyjaciele. Teraz jednak nikogo tam nie było. Miejsca były puste i to Marka ponownie
zaniepokoiło. Ale musiał coś zrobić - ostrożnie zbliżył się do baru. Westchnął i rzekł do
zaprzyjaznionej barmanki:
- Dzień dobry Moniko.
Dziewczyna spojrzała na niego.
- O witam - rzekła zaskoczona. - Co tu robisz?
- A tak wpadłem. Chciałem pogadać z przyjaciółmi - spostrzegł.
Barmanka wytrzeszczyła oczy.
- Nie ma ich - powiedziała nagle.
- Jak to?! - zdziwił się chłopak.
- Wyjechali na wakacje - mówiła dalej. - Nie mówili ci. Przecież robiliście składkę i
ustalaliście wszystkie szczegóły.
- Nie pamiętam - oznajmił Marek. - Dokąd pojechali?
- Nie wiem, nie mówili - orzekła barmanka. - Ale na pewno gdzieś niedaleko.
- Nic sobie nie przypominam - speszył się. - Zupełna pustka.
- Nie mów tak. Siedzieliście tu w knajpie, o tam - barmanka wskazała miejsce, w którym
powinni być teraz jego przyjaciele. - Niemożliwe, że nie pamiętasz.
Marek próbował przywołać z pamięci tamte zdarzenia, ale widocznie jego zmysły ostatnio
płatały mu figle.
- Ja siedziałem? - spytał nagle.
Dziewczyna oddaliła się o dwa kroki, napełniając kufel piwem, ale odpowiedziała na
pytanie Marka:
- Byłeś, byłeś. Nie udawaj, że nie pamiętasz.
Bardzo możliwe. Barmanka mogła mieć rację, ale Marek jakoś miał pustkę w głowie i nie
potrafił przywołać zdarzeń w knajpie, które miały miejsce kilka dni temu.
- Możliwe - powiedział po dłuższej chwili. - Możliwe. Mogę nie pamiętać dlatego, że
mogłem się po prostu zamyślić.
- Nie wiem, czy się zamyśliłeś, czy nie, ale jestem pewna, że byłeś tu  zakomunikowała. -
To było chyba ze trzy dni przed zakończeniem roku szkolnego.
Marek ponownie wysilił umysł.
- Rozumiem  orzekł.  Tak, czy inaczej nie pamiętam. Może mi się wydawało, że byłem.
- To ja już inaczej nie potrafię ci tego przypomnieć  rzuciła.
Marek uśmiechnął się do niej. Ona zrobiła to samo, a potem bez słowa odwrócił się na
pięcie i wyszedł z knajpy. Dziwne, pomyślał, naprawdę dziwne, ale cóż, muszę to jakoś
wyjaśnić. Zatrzymał się na chwilę i zastanowił się nad tym głębiej.
- Jak to możliwe, że mogłem tam wtedy być? - powiedział do siebie. - Przecież ja nic nie
pamiętam. Chyba, że... rzeczywiście tam byłem, ale nie chcę tego pamiętać.
Sięgnął po telefon. Chciał zadzwonić do koleżanki albo kolegi i jakoś to wyjaśnić, ale
kiedy tylko poczuł ją w dłoni, natychmiast się rozmyślił. Rozejrzał się po wsi. Nikogo nie
było w pobliżu.
Westchnął i ruszył.
Gdzieś szedł, na pewno, ale jeszcze nie wiedział gdzie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 11
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 12
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 14
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 16
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 13
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 17
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 15
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 3
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 5
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 4
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 8
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 20
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 7
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 6
Tom II rozdziały 6 10
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 21
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 15
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 1
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 2

więcej podobnych podstron