02 (141)



















Jean M. Auel     
  Łowcy Mamutów

   
. 2 .    





    Ayla wciskała się w małą szparę w skalistej ścianie i patrzyła
na olbrzymią łapę lwa jaskiniowego, który próbował jej dosięgnąć. Krzyknęła z
bólu i strachu, kiedy łapa sięgnęła jej nagiego uda i nacięła cztery równoległe
rany. Sam Duch Wielkiego Lwa Jaskiniowego wybrał ją i naznaczył, żeby pokazać,
że jest jej totemem. To wyjaśnił jej Creb i powiedział, że przeszła próbę
cięższą niż wielu dorosłych mężczyzn, chociaż miała tylko pięć lat. Uczucie, że
ziemia kołysze się jej pod nogami przyniosło falę mdłości.
    Potrząsnęła głową, starając się odpędzić natrętne wspomnienia.

    - Co się dzieje, Aylo? - spytał Jondalar, zauważywszy jej
niepokój.
    - Zobaczyłam czaszkę - powiedziała, wskazując na ozdobę nad
wejściem - i to mi przypomniało, jak zostałam wybrana przez Lwa Jaskiniowego!

    - My jesteśmy Obozem Lwa - oznajmił z dumą Talut, chociaż
powiedział to już wcześniej. Nie rozumiał ich, kiedy mówili w języku Jondalara,
ale zobaczył z jakim zainteresowaniem patrzyli na talizman obozu.
    - Lew jaskiniowy ma szczególne znaczenie dla Ayli - wyjaśnił
Jondalar. - Ona mówi, że duch wielkiego kota ją prowadzi i ochrania.
    - No to powinnaś się tu dobrze czuć - odrzekł zadowolony Talut
z uśmiechem.
    Zauważyła Nezzie z Rydagiem na ręku i znowu pomyślała o swoim
synu.
    - Tak myślę - rzekła.
    Przed wejściem młoda kobieta zatrzymała się, żeby zbadać łuk i
uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła w jaki sposób osiągnięto doskonałą symetrię. To
było proste, ale nigdy by na to nie wpadła. Dwa wielkie kły mamuta z tego samego
zwierzęcia, a przynajmniej ze zwierząt tej samej wielkości, zostały wkopane w
ziemię. U szczytu łuku ich czubki były połączone tuleją zrobioną z wydrążonej,
krótkiej części kości mamuciej nogi. Ciężka zasłona z mamuciej skóry zakrywała
otwór dość duży, by nawet Talut mógł wchodzić bez pochylania głowy. Łuk
prowadził do obszernego przedsionka i naprzeciwko był drugi symetryczny łuk z
kłów mamucich obciągniętych skórą. Zeszli w dół do okrągłej izby, której grube
ściany zakrzywiały się aż do płasko sklepionego sufitu.
    Przechodząc przez przedsionek, Ayla zauważyła, że ściany, które
wydawały się mozaiką kości mamucich, były zawieszone wierzchnimi okryciami i
półkami z pojemnikami i narzędziami. Talut odsunął wewnętrzną zasłonę, przeszedł
i przytrzymał ją dla gości.
    Ayla znowu postąpiła krok w dół. Potem zatrzymała się i
wpatrywała zdumiona, przytłoczona oszołamiającym widokiem nieznanych
przedmiotów. Nie rozumiała większości z tego, co widziała i starała się
koncentrować na tym, co miało dla niej jakiś sens.
    Niemal na środku izby, w której się znajdowali, było duże
palenisko. Nad nim piekł się olbrzymi udziec nadziany na długi drąg. Końce drąga
spoczywały w zagłębieniach stawów kolanowych kości mamuciego cielaka, wkopanych
w ziemię. Rozgałęziony róg dużego jelenia służył jako korba, którą kręcił
chłopiec. Był on jednym z dzieci, które obserwowały przedtem ją i Whinney. Ayla
poznała go i uśmiechnęła się. Odpowiedział uśmiechem.
    W miarę jak jej oczy przyzwyczajały się do przyćmionego światła
wewnątrz, zdziwiła ją przestronność schludnej i wygodnej ziemianki. Palenisko
było tylko pierwszym w szeregu ognisk ciągnących się pośrodku długiego domu,
pomieszczenia, które miało ponad dwadzieścia metrów długości i sześć metrów
szerokości. Siedem ognisk, liczyła Ayla, przyciskając nieznacznie palce do uda i
myśląc o słowach do liczenia, których jej nauczył Jondalar.
    Było tu ciepło. Ogień ogrzewał wnętrze na wpół podziemnego
pomieszczenia lepiej niż ogniska ogrzewały naturalne jaskinie, do których była
przyzwyczajona. W rzeczywistości było bardzo ciepło i zauważyła w głębi wielu
ludzi bardzo lekko ubranych.
    W środku nie było ciemniej. Sufit był wszędzie mniej więcej tej
samej wysokości, trochę ponad trzy i pół metra, i nad każdym ogniskiem była
dziura na dym, która równocześnie wpuszczała światło. Krokwie z kości mamucich
zawieszone ubraniami, narzędziami i żywnością były rozciągnięte w poprzek, ale
środek sufitu zrobiony był ze splecionych rogów reniferów.
    Nagle Ayla uświadomiła sobie, co tak pachnie i ślina napłynęła
jej do ust. To mięso mamucie! - pomyślała. Nie zasmakowała pożywnego, miękkiego
mamuciego mięsa od czasu jak opuściła jaskinię klanu. Unosiły się również inne,
smakowite zapachy kuchenne. Niektóre rozpoznawała, innych nie, ale razem
uświadomiły jej, jak bardzo jest głodna.
    W miarę jak szli dobrze wydeptaną ścieżką pośrodku domowiska,
mijając wiele ognisk, zauważyła pokryte futrami, szerokie ławy, które jakby
wyrastały ze ścian. Na niektórych siedzieli ludzie, odpoczywając lub
rozmawiając. Czuła na sobie ich wzrok. Na bocznych ścianach zobaczyła więcej
łuków z kłów mamucich i zastanawiała się, dokąd prowadzą. Nie miała jednak
odwagi zapytać.
    To jest jak jaskinia - myślała - duża, wygodna jaskinia. Ale
patrząc na łukowate kły i duże, długie kości mamucie używane jako podpory i
ściany, zrozumiała, że to nie jest jaskinia, którą oni znaleźli. To jest
jaskinia, którą sami zbudowali!
    Pierwsze ognisko, gdzie piekło się mięso, było większe niż
pozostałe, podobnie jak czwarte, dokąd Talut ich prowadził. Wiele pustych ław do
spania, wyraźnie nie używanych, dało możliwość obejrzenia, jak zostały zrobione.

    Kiedy wykopywano podłogę, zostawiono wzdłuż obu ścian szerokie
platformy ziemi, tuż poniżej pierwotnego poziomu, i podparto je kośćmi mamucimi.
Na wierzchu położono dodatkowe kości i przestrzeń między nimi wypełniono
splecioną trawą, żeby utrzymały sienniki z miękkiej skóry napchane sierścią
mamucią i innymi miękkimi materiałami. Z dodatkiem wielu futer, ziemna platforma
stawała się ciepłym i wygodnym posłaniem.
    Jondalar zastanawiał się, czy ognisko, do którego ich
prowadzono, było nie zamieszkane. Wyglądało goło, ale mimo dużej ilości pustej
przestrzeni, czuło się, że ktoś tam jest. W palenisku żarzyły się głownie, futra
i skóry były spiętrzone na kilku ławach, a suszone zioła zwieszały się z
krzyżaków.
    - Goście na ogół zatrzymują się przy Ognisku Mamuta - wyjaśnił
Talut - jeśli Mamut nie ma nic przeciwko temu. Zapytam.
    - Oczywiście, że mogą tu się zatrzymać, Talucie.
    Głos dochodził z ławy. Jondalar odwrócił się gwałtownie i
zobaczył ruch wśród sterty futer. Z twarzy wytatuowanej wysoko na prawym
policzku niewielkim szewronem, który załamywał się na zmarszczkach świadczących
o nieprawdopodobnej starości, patrzyły na niego błyszczące oczy. To, co wydawało
mu się futrem zwierzęcia, okazało się białą brodą. Dwie długie, chude nogi
rozplątały się ze skrzyżowanej pozycji i opuściły z platformy na podłogę.
    - Przestań się tak dziwić, Zelandończyku. Ta kobieta wiedziała,
że jestem tutaj - człowiek powiedział to silnym głosem, w którym nie było
słychać jego starczego wieku.
    - Wiedziałaś, Aylo? - spytał Jondalar.
    Ayla go nie słyszała. Ayla i starzec wpatrywali się w siebie,
jakby chcieli sobie wzajemnie zajrzeć do duszy. Potem młoda koMeta osunęła się
na ziemię przed starym Mamutem, skrzyżowała nogi i opuściła głowę.
    Jondalara ogarnęło zawstydzenie i zakłopotanie. Ayla użyła
języka gestów, o którym mu opowiadała. Ten sposób siedzenia był wyrazem
uległości i szacunku, jakie okazywała kobieta klanu, kiedy prosiła o pozwolenie
mówienia. Ayla przyjmowała tę pozę jedynie wtedy, kiedy próbowała mu powiedzieć
coś ważnego, coś, czego nie mogła przekazać w inny sposób; kiedy słowa, jakich
ją nauczył, nie wystarczały, by wyrazić jej uczucia. Nie rozumiał, jak można
powiedzieć cokolwiek wyraźniej językiem gestów i znaków niż słowami, ale
przedtem zdziwiła go przecież sama informacja, że ci ludzie w ogóle się
porozumiewają.
    Wolałby jednak, żeby tego nie pokazywała tutaj. Zaczerwienił
się na widok Ayli używającej gestów płaskogłowych tak publicznie i chciał rzucić
się i podnieść ją, zanim ktokolwiek to zobaczy. Ta poza i tak niepokoiła go już
przedtem, to było tak, jakby ofiarowywała mu szacunek i hołd należny jedynie
Doni, Wielkiej Matce Ziemi. Uważał to za coś prywatnego między nimi, coś
osobistego, czego się nie pokazuje innym. Akceptował to, kiedy robiła to dla
niego, kiedy byli sami, ale tutaj chciał, żeby zrobiła dobre wrażenie. Chciał,
żeby ci ludzie ją polubili. Nie chciał, żeby się dowiedzieli, skąd pochodzi.

    Mamut rzucił mu ostre spojrzenie i znowu zwrócił się do Ayli.
Przyglądał jej się przez chwilę, po czym przechylił się i dotknął jej ramienia.

    Ayla spojrzała na niego i zobaczyła mądre, łagodne oczy w
twarzy pokrytej zmarszczkami i miękkimi wypukłościami. Tatuaż pod prawym okiem
przypomniał jej ciemny oczodół po brakującym oku i przez moment zdawało jej się,
że widzi Creba. Ale stary, święty człowiek klanu, który wraz z Izą ją wychował i
kochał ją, nie żył już, i Iza też już nie żyła. No więc kim jest ten mężczyzna,
który wzbudził w niej tak silne uczucia? Dlaczego siedzi u jego stóp, jak
kobieta klanu? I skąd on zna właściwą odpowiedź klanu?
    - Wstań, moja droga. Porozmawiamy później - powiedział Mamut. -
Teraz musisz odpocząć i coś zjeść. To są łóżka miejsca do spania - wyjaśnił,
wskazując na ławy, jak gdyby wiedział, że potrzebne jej są wyjaśnienia. - Tam są
dodatkowe futra i wyściółka.
    Ayla podniosła się z gracją. Starzec dostrzegł w tym ruchu lata
praktyki i dodał tę informację do swojej wiedzy o gościu. W czasie tego
krótkiego spotkania już dowiedział się więcej o Ayli i Jondalarze niż ktokolwiek
inny w całym obozie. Ale miał nad nimi przewagę. Wiedział więcej o miejscu, skąd
Ayla pochodziła, niż ktokolwiek inny.










    Mięso mamucie wraz z różnymi bulwami, warzywami i owocami,
wyniesiono na dużych talerzach z kości miednicowych, żeby cieszyć się posiłkiem
w popołudniowym słońcu. Mięso mamuta było tak smaczne i kruche jak Ayla
pamiętała, ale przeżyła trudny moment na początku posiłku. Nie znała
obowiązującego protokołu. Przy pewnych okazjach, zwykle bardziej formalnych,
kobiety klanu jadały oddzielnie. Na ogół jednak rodziny siedziały razem, ale
mężczyźni zawsze rozpoczynali posiłek.
    Ayla nie wiedziała, że Mamutoi okazywali gościom szacunek,
pozwalając im pierwszym wybrać najsmaczniejsze kąski oraz, że z szacunku dla
Matki, kobieta zawsze dostawała pierwszy kawałek. Kiedy przyniesiono jedzenie
schowała się za Jondalara i próbowała dyskretnie obserwować innych. Przez moment
panowało zamieszanie, kiedy wszyscy starali się przepuścić ją do przodu, a ona
cofała się za nich.
    Kilku członków obozu zorientowało się w sytuacji i z
łobuzerskimi uśmiechami zaczęli bawić się. Ale Ayla nie widziała niczego
zabawnego. Wiedziała, że coś robi źle, a obserwowanie Jondalara w niczym nie
pomagało. Również on popychał ją do przodu.
    Mamut przyszedł jej z pomocą. Wziął ją pod ramię i zaprowadził
do dużego kościanego półmiska z kawałami grubo pokrojonego mięsa mamuciego.
    - Ty masz jeść pierwsza, Aylo - wyjaśnił. - Ale ja kobieta! -
zaprotestowała.
    - Właśnie dlatego masz jeść pierwsza. To jest nasza ofiara dla
Matki, więc lepiej jeśli przyjmie ją kobieta w Jej imieniu. Wybierz najlepszy
kawałek, nie dla siebie, ale żeby uhonorować Mut wyjaśnił starzec.
    Patrzyła na niego najpierw ze zdziwieniem, a potem z
wdzięcznością. Wzięła z lekka zakrzywiony płat kości odłupany z kła, który
służył jako talerz i z całą powagą wybrała najlepszy kawałek mięsa. Jondalar
uśmiechnął się do niej i skinął aprobująco głową. Teraz wszyscy zaczęli się
tłoczyć, żeby sobie nabrać jedzenie. Po posiłku Ayla odłożyła swój talerz na
ziemię, tam gdzie inni odkładali swoje.
    - Zastanawiałem się, czy to co robiłaś przedtem, to jest nowy
taniec - usłyszała za sobą głos.
    Ayla odwróciła się i zobaczyła ciemne oczy mężczyzny z brązową
skórą. Nie zrozumiała słowa "taniec", ale jego szeroki uśmiech był
przyjacielski. Uśmiechnęła się do niego.
    - Czy ktoś ci kiedyś powiedział, jaka jesteś piękna, gdy się
uśmiechasz? - rzekł.
    - Piękna? Ja? - Zaśmiała się i z niedowierzaniem potrząsnęła
głową.
    Jondalar powiedział jej kiedyś niemal to samo, ale Ayla nie
myślała o sobie w ten sposób. Na długo zanim stała się kobietą, była chudsza i
wyższa niż ludzie, którzy ją wychowali. Wyglądała tak odmiennie, ze swoim
wypukłym czołem i śmieszną kością pod ustami, którą Jondalar nazywał
podbródkiem, że zawsze myślała, że jest wielka i brzydka.
    Ranec obserwował ją zaintrygowany. Śmiała się z dziecięcą
beztroską, jakby naprawdę myślała, że powiedział coś śmiesznego. Nie oczekiwał
takiej reakcji. Mógł się spodziewać zalotnego uśmieszku albo pełnego śmiechu
wyzwania, lecz szaroniebieskie oczy Ayli nie ukrywały żadnej przebiegłości i nie
było nic zalotnego ani wyzywającego w jej odrzuceniu głowy do tyłu i zgarnięciu
włosów ze śmiejących się oczu.
    Poruszała się z naturalnym wdziękiem zwierzęcia, konia albo
lwa. Otaczała ją jakaś aura, jakość; której nie umiał zdefiniować do końca, ale
były w niej elementy całkowitej otwartości i szczerości, a równocześnie
głębokiej tajemnicy. Wydawała się niewinna jak niemowlę, otwarta na wszystko,
ale była w każdym calu kobietą, oszałamiająco piękną kobietą.
    Przyglądał jej się z zainteresowaniem i ciekawością. Jej włosy,
gęste i długie, były złotego koloru, jak łan zboża poruszającego się na wietrze.
Miała duże oczy, obramowane rzęsami nieco ciemniejszymi niż włosy. Ze znawstwem
rzeźbiarza analizował czyste, eleganckie rysy jej twarzy, pełne gracji ciało, a
kiedy jego oczy sięgnęły jej pełnych piersi i zapraszających bioder, przybrały
wyraz, który ją wprowadził w zakłopotanie.
    Zarumieniła się i odwróciła wzrok. Chociaż Jondalar zapewniał
ją, że nie ma w tym nic niewłaściwego, nie była pewna, że odpowiada jej takie
wpatrywanie się. Czuła się wtedy bezbronna, wystawiona na ciosy. Jondalar był
odwrócony do niej plecami, ale jego postawa powiedziała jej więcej niż słowa.
Dlaczego jest zły Czy zrobiła coś, co go rozgniewało?
    - Talucie! Ranecu! Barzecu! Popatrzcie - zawołał ktoś. Wszyscy
się odwrócili. Ze szczytu zbocza schodziło kilkoro ludzi. Nezzie i Talut ruszyli
na ich spotkanie, a młody mężczyzna wyrwał się z grupki i biegł w ich kierunku.
Spotkali się w połowie drogi i radośnie obejmowali. Również Ranec rzucił się na
spotkanie jednego z przybyszów i chociaż jego powitanie było bardziej opanowane,
obejmował starszego mężczyznę z widocznym zadowoleniem.
    Z uczuciem dziwnej pustki Ayla patrzyła jak mieszkańcy obozu
porzucili swoich gości i pobiegli przywitać powracających krewnych i przyjaciół,
śmiejąc się i mówiąc równocześnie. Była Aylą Bez Ludzi. Nie miała dokąd pójść,
nie miała domu, do którego mogłaby powrócić, ani klanu, który by ją witał
uściskami i pocałunkami. Iza i Creb, którzy ją kochali, nie żyli, a ona nie
istniała dla tych, których sama kochała. Uba, córka Izy, to jej siostra; są
spokrewnione przez miłość, nawet jeśli nie mają wspólnej krwi. Ale Uba
zamknęłaby swój umysł i serce, gdyby teraz zobaczyła Aylę. Nie uwierzyłaby
własnym oczom, nie widziałaby jej. Broud rzucił na nią klątwę śmierci. Dlatego
też była martwa. A czy Durc w ogóle by ją pamiętał? Musiała go zostawić z klanem
Bruna. Nawet gdyby go wykradła, byliby tylko we dwoje. Gdyby coś się jej
przydarzyło, zostałby sam. Lepiej było zostawić go z klanem. Uba go kocha i
zajmie się nim. Wszyscy go kochali - poza Broudem. Ale Brun go ochroni i nauczy
go polować. I wyrośnie silny i odważny, i będzie tak dobry w strzelaniu z procy,
jak ona, i będzie szybkim biegaczem, i...
    Nagle zauważyła członka obozu, który nie pobiegł na zbocze.
Rydag stał przed ziemianką, z ręką na kle, wpatrując się okrągłymi oczyma w
nadchodzącą grupę szczęśliwych, roześmianych ludzi. Zobaczyła ich oczyma tego
dziecka, obejmujących się wzajemnie, trzymających dzieci na rękach, z innymi
dziećmi podskakującymi dookoła, proszącymi, by je też podniesiono. Oddychał z
trudem, był zanadto podniecony. Zaczęła iść w jego kierunku i zobaczyła, że
również Jondalar szedł do niego.
    - Chcę go zabrać do nich, na górę - powiedział. On również
dostrzegł chłopca i ich myśli były podobne.
    - Tak - powiedziała. - Nowi ludzie mogą zaniepokoić Whinney i
Zawodnika. Pójdę do nich.
    Ayla obserwowała, jak Jondalar podniósł ciemnowłose dziecko,
posadził je sobie na ramionach i pomaszerował w górę, w kierunku ludzi z Obozu
Lwa. Młody mężczyzna, prawie równie wysoki jak Jondalar, którego Nezzie i Talut
tak gorąco witali, wyciągnął ręce do chłopca i przywitał go z wyraźnym
zachwytem, potem wziął Rydaga w swoje ramiona i niósł w kierunku ziemianki.
Kochają go, pomyślała i przypomniała sobie, że ją też kochano mimo jej
odmienności.
    Jondalar zobaczył, że Ayla ich obserwuje i uśmiechnął się do
niej. Poczuła tak gorący przypływ uczuć do tego wrażliwego człowieka, że
zawstydziła się swoich myśli. Nie jest już sama. Ma Jondalara. Kochała dźwięk
jego imienia i jej myśli zwróciły się ku niemu.
    Jondalar. Pierwszy Inny, którego widziała; pierwszy z twarzą
podobną do jej twarzy; z niebieskimi oczyma, jak jej - tylko bardziej
intensywnymi; jego oczy były tak niebieskie, że trudno było uwierzyć, że są
prawdziwe. Pierwszy człowiek, jakiego spotkała, który był od niej wyższy;
pierwszy, który się śmiał razem z nią i pierwszy, który przed nią wypłakał swoją
rozpacz. Człowiek dany jej jako dar od jej totemu, tego była pewna, i
przywiedziony do doliny, w której osiadła po opuszczeniu klanu, kiedy zmęczyło
ją szukanie Innych. Człowiek, który nauczył ją mówić słowami, nie tylko gestami
klanu, i którego wrażliwe ręce potrafiły ukształtować narzędzie, głaskać źrebaka
lub podnieść dziecko. Nauczył ją uciechy z jej własnego ciała, kochał ją i ona
kochała jego bardziej niż kiedykolwiek myślała, że to jest możliwe.
    Poszła ku rzece, za zakręt, gdzie Zawodnik był przywiązany do
drzewa długim postronkiem. Wytarła mokre oczy wierzchem dłoni, wzruszona ciągle
jeszcze nowym dla siebie uczuciem. Dotknęła amuletu, małego skórzanego woreczka
zawieszonego na postronku wokół szyi. Wyczuła palcami bryłki wewnątrz i zwróciła
myśli do swojego totemu.
    "Duchu Lwa Jaskiniowego, Creb zawsze mówił, że ciężko jest. żyć
z potężnym totemem. Miał rację. Próby były zawsze trudne, ale było warto je
przejść. Ta kobieta jest wdzięczna za opiekę i za dary potężnego totemu. Dary
wewnątrz, rzeczy nauczone, i dary z tych, których można kochać, jak Whinney i
Zawodnik, i Maluszek, i przede wszystkim, Jondalar."
    Whinney podbiegła, kiedy Ayla dotarła do źrebaka i zarżała
cicho na powitanie. Ayla oparła głowę o kark kobyły. Była zmęczona, wyczerpana.
Nie była przyzwyczajona do tak wielu ludzi, do takiego zamieszania. Ludzie,
którzy mówili słowami, byli tacy h a ł a ś 1 i w i. Bolała ją głowa; pulsowało
jej w skroniach i czuła sztywność karku i ramion. Whinney przechylała się ku
niej i Zawodnik napierał z drugiej strony, aż się czuła ściśnięta między nimi,
ale to jej nie przeszkadzało.
    - Dość! - powiedziała wreszcie i klepnęła źrebaka. - Robisz się
za duży, Zawodniku. Patrz jaki jesteś duży. Jesteś prawie tak duży jak twoja
matka! - Podrapała go trochę po skórze, a potem poklepała Whinney, zauważając
zaschnięty pot. - Tobie też nie jest łatwo, prawda? Potem cię porządnie wyczeszę
ostami, ale teraz przyszło więcej ludzi i pewnie cię też zechcą zobaczyć. To nie
będzie takie trudne, jak się trochę do ciebie przyzwyczają.
    Ayla nie zauważyła, kiedy przeszła na swój prywatny język,
który rozwinęła podczas samotnych lat w wyłącznie zwierzęcym towarzystwie.
Składał się częściowo z gestów klanu, z kilku słów, które klan wymawiał,
naśladownictwa dźwięków zwierząt i nonsensownych sylab, których zaczynała używać
w zabawach ze swoim synem. Dla ludzi, którzy nie zauważali jej znaków rękami,
brzmiało to wyłącznie jakby mamrotała dziwaczny zestaw dźwięków: pomruki i
powtarzające się sylaby. Nie uznaliby tego za język.
    Może Jondalar wyczesze Zawodnika. Nagle przyszła jej do głowy
niepokojąca myśl. Znowu sięgnęła po swój amulet i próbowała skoncentrować myśli.
"Wielki Lwie Jaskiniowy, Jondalar jest teraz także wybrany, tak samo jak ja, ma
blizny na nodze, które tam zaznaczyłeś." Przeszła w myślach na pradawny,
milczący język, mówiony tylko rękoma; język właściwy do rozmów ze światem
duchów. "Duchu Wielkiego Lwa Jaskiniowego, ten mężczyzna, który został wybrany,
nie zna totemów. Ten mężczyzna nie wie, co to są próby, nie zna testów potężnego
totemu, ani darów, ani wiedzy. Nawet tej kobiecie, która to zna, jest ciężko. Ta
kobieta chciałaby prosić Ducha Lwa Jaskiniowego... chciałaby prosić dla tego
mężczyzny..."
    Ayla przerwała. Nie była pewna, o co chce prosić. Nie chciała
prosić ducha, żeby oszczędził Jondalarowi prób - nie chciała, żeby utracił
dobrodziejstwa, które takie próby niewątpliwie przynosiły - nie chciała nawet
prosić ducha, by był dla niego łagodny. Ponieważ sama wiele przecierpiała i
zdobyła wyjątkowe sprawności i jasność widzenia, doszła do wniosku, że
dobrodziejstwa są proporcjonalne do surowości testu. Zebrała myśli i ciągnęła
dalej. "Ta kobieta chce prosić Ducha Wielkiego Lwa Jaskiniowego, żeby pomógł
temu wybranemu mężczyźnie poznać wartość potężnego totemu; żeby zrozumiał, że
niezależnie jak trudna jest próba, jest ona niezbędna." Skończyła i opuściła
ręce.
    - Aylo?
    Obróciła się i zobaczyła Latie.
    - Tak?
    - Wyglądałaś na... zajętą. Nie chciałam ci przerywać.
    - Już gotowa.
    - Talut chce, żebyś przyszła i przyprowadziła konie. Powiedział
już wszystkim, że nie wolno im robić niczego, dopóki nie pozwolisz. Nie wolno
przestraszyć ich ani zdenerwować... Myślę, że sam przestraszył kilku ludzi.
    - Przyjdę - powiedziała Ayla i uśmiechnęła się. - Ty na koniu z
powrotem?
    Buzia Latie się rozjaśniła w szerokim uśmiechu.
    - Mogę? Naprawdę? - Kiedy się tak uśmiechała, przypominała
Taluta.
    - Może ludzie nie nerwowi, kiedy ty na Whinney. Chodź. Tutaj
kamień. Pomogę.
    Wszelkie rozmowy zamarły, kiedy Ayla wynurzyła się zza zakrętu
rzeki, prowadząc kobyłę z dziewczynką na jej grzbiecie i pod_ skakującego
źrebaka. Ci, którzy widzieli to przedtem, chociaż sami nadal pełni podziwu,
bawili się wyrazem osłupiałego niedowierzania na twarzach pozostałych.
    - Widzisz, Tulie. Powiedziałem ci przecież! - rzekł Talut do
ciemnowłosej kobiety, która przypominała go rozmiarami, chociaż nie kolorem.
Górowała nad Barzecem, mężczyzną z ostatniego ogniska, który teraz stał
obejmując ją w pasie ramieniem. Obok nich stali dwaj chłopcy z ich ogniska,
jeden trzynasto, a drugi ośmioletni oraz ich sześcioletnia siostra, którą Ayla
spotkała wcześniej. Kiedy doszli do ziemianki, Ayla zdjęła Latie i pogłaskała
Whinney, której nozdrza zaczęły znowu falować na widok nieznanych ludzi.
Dziewczynka podbiegła do chudego, czerwonowłosego wyrostka, może
czternastolatka. Był on prawie tak wysoki jak Talut i, poza różnicą wieku i
jeszcze nie wypełnionym ciałem, niemal do złudzenia do niego podobny.
    - Chodź i poznaj Aylę - powiedziała Latie, ciągnąc go ku
kobiecie z końmi. Pozwolił się prowadzić. Jondalar podszedł do nich, żeby
uspokoić Zawodnika.
    - To jest mój brat, Danug - wyjaśniła Latie. - Długo go nie
było, ale teraz zostanie w domu, bo już wie wszystko o wykopywaniu krzemieni.
Prawda, Danugu?
    - Nie wiem jeszcze wszystkiego, Latie - odpowiedział trochę
zażenowany.
    Ayla uśmiechnęła się.
    - Witaj - powiedziała, wyciągając do niego ręce.
    Zawstydził się jeszcze bardziej. Był synem Ogniska Lwa i do
niego należało powitanie gościa, ale był pod takim wrażeniem pięknej kobiety,
która panowała nad końmi, że zapomniał. Wziął wyciągnięte ręce i wymamrotał
powitanie. Whinney wybrała ten właśnie moment, żeby parsknąć i zatańczyć na
zadnich nogach, więc puścił szybko ręce Ayli sądząc, że się to koniowi nie
podoba.
    - Whinney cię prędzej pozna, jeśli ją poklepiesz i pozwolisz
się powąchać - powiedział Jondalar, wyczuwając zakłopotanie młodego człowieka.
To trudny wiek: już nie dziecko, ale jeszcze nie całkiem mężczyzna. - Uczyłeś
się wykopywania krzemienia? - spytał, próbując rozmową uspokoić chłopca.
    - Pracuję w krzemieniu. Wymez uczył mnie od dziecka powiedział
z dumą młody człowiek. - On jest najlepszy, ale chciał, żebym się nauczył
pewnych innych technik i oceny surowego kamienia. - Kiedy rozmowa przeszła na
znane mu tematy, Danug odzyskał swój normalny entuzjazm.
    Oczy Jondalara rozbłysły w szczerym zainteresowaniu.
    - Ja także pracuję w krzemieniu i nauczyłem się tego rzemiosła
od najlepszego łupacza. Kiedy byłem w twoim wieku, mieszkałem u niego koło
kopalni krzemienia, którą znalazł. Chciałbym kiedyś spotkać twojego nauczyciela.

    - To pozwól, że cię przedstawię. Jestem synem jego ogniska i
pierwszym, chociaż nie jedynym, użytkownikiem jego narzędzi.
    Jondalar odwrócił się na dźwięk głosu Raneca i zobaczył, że
cały obóz stał wokół nich. Obok ciemnoskórego mężczyzny stał starszy człowiek, z
którym się tak serdecznie witali. Chociaż byli tego samego wzrostu Jondalar nie
widział między nimi żadnego podobieństwa. Włosy starszego były proste i
jasnobrązowe, przetykane siwizną, oczy miał zwykłego niebieskiego koloru i w
jego twarzy nie było nic z egzotycznych rysów Raneca. Matka musiała wybrać ducha
innego mężczyzny dla tego dziecka jego ogniska myślał Jondalar - ale dlaczego
wybrała kogoś o tak niezwykłym kolorze?
    - Wymezie z Ogniska Lisa, Obozu Lwa, mistrzu krzemienia u
Mamutoi - powiedział Ranec z przesadną formalnością - poznaj naszych gości. Oto
Jondalar z Zelandonii, jeszcze jeden twojego pokroju, jak widać. - Jondalar
wyczuwał podtekst... nie był pewien czego. Humoru? Sarkazmu? Coś w tym było na
pewno. I jego piękna towarzyszka podróży, Ayla, Kobieta Bez Ludzi, ale z wielkim
urokiem... i tajemniczością. - Jego uśmiech przyciągnął oczy Ayli swym
kontrastem między białymi zębami i ciemną skórą i znaczącym spojrzeniem.
    - Witajcie! - Wymez mówił równie prosto i bezpośrednio, jak
Ranec wyszukanie. - Pracujesz w kamieniu?
    - Tak, jestem łupaczem krzemienia - odparł Jondalar.
    - Mam ze sobą kilka świetnych kamieni, prosto ze źródła,
jeszcze nie wyschły.
    - A ja mam ze sobą młotek i dobry przybijak - powiedział
Jondalar z zainteresowaniem. - Czy używasz przybijaka?
    Ranec rzucił Ayli zbolałe spojrzenie, kiedy rozmowa zamieniła
się w wymianę informacji na temat wspólnego dla obu mężczyzn rzemiosła.
    - Mogłem przewidzieć, że tak będzie - powiedział. - Czy wiesz,
co jest najgorsze, kiedy się mieszka przy ognisku mistrza kamiennego? Nie
odłamki krzemienia w futrach, ale kamienne słowa w uszach. A po tym, jak Danug
zainteresował się tym rzemiosłem... kamienie, kamienie, kamienie... to wszystko,
co słyszę. Ciepły uśmiech Raneca zaprzeczał narzekaniu i wszyscy niewątpliwie
już to słyszeli przedtem, bo nikt nie zwracał na niego uwagi, poza Danugiem.

    - Nie wiedziałem, że ci to tak przeszkadza - powiedział.
    - Nie przeszkadza - odparł chłopcu Wymez. - Nie widzisz, że
Ranec stara się zaimponować ładnej kobiecie?
    - Właściwie to jestem ci wdzięczny, Danugu. Dopóki się nie
pojawiłeś, Wymez miał zamiar zrobić ze mnie łupacza krzemienia - powiedział
Ranec, żeby uśmierzyć niepokój Danuga.
    - Przestałem, kiedy zrozumiałem, że interesują cię moje
narzędzia tylko po to, żeby nimi rzeźbić w kości, a to było zaraz po tym, jak
przybyliśmy tutaj - powiedział Wymez, uśmiechnął się i dodał: - Jeśli uważasz,
że odłamki krzemienia w twoich futrach . są takie straszne, to spróbuj pyłu z
kłów mamucich w jedzeniu.
    Obaj zupełnie do siebie niepodobni mężczyźni uśmiechali się i
Ayla z ulgą zrozumiała, że tylko żartowali, przekomarzali się w przyjacielski
sposób. Zauważyła też, że przy całej różnicy w kolorze i rysach, mieli podobny
uśmiech i w ten sam sposób się poruszali. Nagle dobiegły ich głośne krzyki z
ziemianki: - Nie wtrącaj się w to, kobieto! To jest sprawa moja i Fralie! Głos
należał do mężczyzny z szóstego, przedostatniego ogniska. Ayla spotkała go
przedtem.
    - Nie rozumiem, dlaczego cię wybrała, Frebecu! Nie powinnam
była na to pozwolić! - krzyczała kobieta. Nagle starsza kobieta wybiegła przez
łuk wejściowy, ciągnąc za sobą zapłakaną młodą kobietę. Za nimi biegli dwaj
oszołomieni chłopcy, starszy około siedmiu lat i mały dwulatek z gołym
tyłeczkiem i kciukiem w buzi.
    - To wszystko twoja wina. Zanadto cię słucha. Dlaczego nie
przestaniesz się wtrącać?
    Wszyscy się odwrócili plecami - słyszeli to już wiele razy. Ale
Ayla patrzyła ze zdumieniem. Żadna kobieta z klanu nie kłóciłaby się tak z
mężczyzną.
    - Frebec i Crozie znowu się awanturują, nie.zwracaj na nich
uwagi - powiedziała Tronie. To była kobieta z piątego ogniska, Ogniska Renifera,
przypomniała sobie Ayla. Mieściło się obok Ogniska Mamuta, gdzie umieszczono ją
i Jondalara. Kobieta trzymała niemowlę przy piersi. Ayla już wcześniej spotkała
młodą matkę z sąsiedniego ogniska i czuła do niej sympatię. Tornec, jej
towarzysz życia, podniósł trzyletnią czepiającą się matki dziewczynkę, nadal nie
akceptującą nowego niemowlęcia, które zabrało jej miejsce przy piersi. Byli
kochającą się młodą parą i Ayla cieszyła się, że oni właśnie są jej sąsiadami, a
nie ci kłótliwi ludzie. Manuv, który żył razem z nimi, rozmawiał z nią w czasie
jedzenia i powiedział, że był mężczyzną przy ognisku, kiedy Tornec był mały i
jest synem kuzyna Mamuta. Powiedział jej też, że często bywa przy czwartym
ognisku. Była z tego zadowolona, bo zawsze darzyła starych ludzi szczególnie
ciepłymi uczuciami. Nie czuła się zbyt dobrze z uwagi na ognisko, które
sąsiadowało z nimi z drugiej strony. Tam żył Ranec - nazywał go Ogniskiem Lisa.
Nie to, żeby go nie lubiła, ale Jondalar zachowywał się przy nim tak dziwnie. To
było małe ognisko, tylko dla dwóch mężczyzn, i zajmowało mniej miejsca w
ziemiance niż inne. Czuła się więc blisko Nezzie i Taluta przy drugim ognisku. I
Rydaga. Podobały jej się także inne dzieci przy Ognisku Lwa, Latie i Rugie,
młodsza córka Nezzie. Teraz, kiedy spotkała Danuga, polubiła jego też.
    Talut podszedł do wysokiej kobiety. Był przy niej Barzec i
dzieci i Ayla uznała, że widocznie są towarzyszami życia.
    - Aylo, chciałbym, żebyś poznała moją siostrę, Tulie z Ogniska
Dzikiego Wołu, przywódczynię Obozu Lwa.
    - Pozdrawiam cię - powiedziała kobieta, wyciągając zwyczajowo
obie ręce. - W imieniu Mut, witaj. - Jako siostra przywódcy, miała te same co on
prawa i była świadoma swojej odpowiedzialności.
    - Pozdrawiam cię, Tulie - odparła Ayla, starając się nie
wpatrywać w nią.
    Kiedy Jondalar pierwszy raz stanął na równych nogach, szokiem
było dla niej odkrycie, że jest wyższy niż ona, ale jeszcze większą
niespodzianką było spotkanie kobiety, która była wyższa. Ayla zawsze górowała
nad wszystkimi w klanie. Przywódczyni była jednak nie tylko wyższa, była
muskularna i potężnie zbudowana. Tylko Talut był od niej większy. Miała godną
posturę, która wypływała nie tylko z samej wielkości i masy, ale i z
niezaprzeczalnej pewności siebie jako kobiety, matki i przywódczyni, całkowicie
panującej nad swoim życiem.
    Tulie zastanawiała się nad dziwnym akcentem gościa, ale inny
problem zaprzątał bardziej jej myśli i z bezpośredniością właściwą Mamutoi nie
wahała się go poruszyć.
    - Nie wiedziałam, że Ognisko Mamuta będzie zajęte i zaprosiłam
Branaga. On i Deegie połączą się latem. Zatrzyma się tylko na kilka dni i wiem,
że mieli nadzieję, że będą mogli spędzić te dni trochę dalej od jej braci i
sióstr. Ponieważ jesteście gośćmi, Deegie was nie poprosi, ale wiem, że
chciałaby mieszkać z Branagiem przy Ognisku Mamuta, jeśli nie macie nic
przeciwko temu.
    - Duże ognisko. Dużo łóżek. Nic przeciwko - powiedziała Ayla z
uczuciem zakłopotania, że ją w ogóle zapytano. To nie był jej dom.
    Kiedy rozmawiali, z ziemianki wyszła młoda kobieta, a za nią
młody mężczyzna. Była w wieku Ayli, krępa i trochę od Ayli wyższa! Miała
ciemnokasztanowe włosy i przyjazną twarz, którą wielu uznałoby za ładną. Jasne
było, że towarzyszący jej młody mężczyzna tak uważał. Ale Ayla nie zwracała
uwagi na wygląd kobiety, tylko ze zdumieniem wpatrywała się w jej ubranie.
Nosiła skórzane nogawice i tunikę koloru niemalże takiego, jak jej włosy -
długą, obficie ozdobioną, ciemnoczerwoną tunikę, związaną z przodu. Czerwony był
świętym kolorem dla klanu. Woreczek Izy był jedynym czerwonym przedmiotem, jaki
Ayla posiadała. Trzymała w nim specjalny korzeń, używany tylko przy specjalnych
ceremoniach. Nadal go miała, starannie schowany w znachorskiej torbie, w której
nosiła różne suszone zioła, potrzebne do jej leczniczej magii. Ale cała tunika z
czerwonej skóry? Trudno w to było uwierzyć.
    - Takie piękne! - wykrzyknęła Ayla, nawet zanim została
przedstawiona.
    - Podoba ci się? To na moją ceremonię ślubną, kiedy zostaniemy
połączeni. Dostałam ją od matki Branaga i nałożyłam tylko, żeby wszystkim
pokazać.
    - Ja nigdy nie widzę takiego! - powiedziała Ayla z zachwytem.
Młoda kobieta była zadowolona.
    - Ty jesteś Ayla, prawda? Mnie na imię Deegie, a to jest
Branag. Musi wrócić do siebie za kilka dni - powiedziała ze smutkiem - ale od
następnego lata będziemy razem. Zamieszkamy z moim bratem, Tarnegiem. On żyje
teraz ze swoją kobietą i jej rodziną, ale chce założyć nowy obóz i już od dawna
mnie popędzał, żebym wzięła towarzysza życia i przyszła do niego. Wtedy będzie
miał przywódczynię.
    Ayla zobaczyła uśmiechniętą Tulie i przypomniała sobie jej
prośbę. - Ognisko dużo miejsca, dużo puste łóżka, Deegie. Ty i Branag przy
Ognisku Mamuta, tak? On też gość... jeśli dobrze dla Mamuta. Ognisko jest
Mamuta.
    - Jego pierwsza kobieta była matką mojej babki. Wiele razy
spałam przy jego ognisku. Mamut nie będzie miał nic przeciwko temu, prawda
Mamucie? - spytała go Deegie.
    - Oczywiście, że ty i Branag możecie tu spać, Deegie - rzekł
starzec - ale pamiętaj, że możesz nie mieć zbyt dużo snu. Deegie uśmiechnęła
się, a Mamut ciągnął dalej - Goście, Danug, który powrócił po roku nieobecności,
twoja ceremonia ślubna i sukcesy Wymeza w podróży handlowej, myślę, że jest
dosyć powodów, żeby się zebrać wieczorem przy Ognisku Mamuta i opowiadać
historie.
    Wszyscy się uśmiechali. Spodziewali się takiego oznajmienia,
ale to nie zmniejszyło ich radosnego podniecenia. Wiedzieli, że zgromadzenie
przy Ognisku Mamuta oznacza wspominanie przeżyć, opowiadanie historii i może
jeszcze inne rozrywki i z radością oczekiwali wieczoru. Chcieli usłyszeć nowiny
z innych obozów i raz jeszcze wysłuchać historii, które już znali. I chcieli
zobaczyć reakcje obcych na opowieści o życiu i przygodach członków ich własnego
obozu i posłuchać, co obcy mieli do opowiedzenia.
    Jondalar również wiedział, co oznacza takie zgromadzenie i bał
się tego. Co Ayla opowie ze swojej historii? Czy Obóz Lwa będzie potem równie
przyjazny wobec niej? Chciał ją wziąć na stronę i ostrzec, ale wiedział, że
tylko ją tym rozzłości i zdenerwuje. Była w tym podobna do Mamutoi: bezpośrednia
i szczera w wyrażaniu swoich uczuć. A i tak by to nie pomogło. Ayla nie umiała
kłamać. W najlepszym wypadku, mogła się powstrzymać od mówienia.





następny    









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2010 01 02, str 138 141
141 02
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
t informatyk12[01] 02 101
introligators4[02] z2 01 n
02 martenzytyczne1
OBRECZE MS OK 02
02 Gametogeneza
02 07
Wyk ad 02
r01 02 popr (2)

więcej podobnych podstron