czwarty (2)



















Janusz A. Zajdel
    
  Czwarty rodzaj równowagi


   Nad wypukłą powierzchnią planety
przesuwały się z wolna kłęby gęstych obłoków. Mesy oderwał oczy od ekranu i bez
słowa odwrócił się w stronę stojących z boku zwiadowców.
   - Chyba... opada? - powiedział nieśmiało Greb.
   - Być może - mruknął Mesy w zamyśleniu.
   - To naprawdę nie nasza wina, dowódco! powiedział
Kalla. - My postępowaliśmy zgodnie, z programem do chwili, gdy...
   - Dobrze, dobrze - powiedział Mesy. Nikt was nie
obwinia. Trudno przecież przypuścić, że dwie głupie sondy oceanograficzne
narobiły takiego zamieszania.    Wszyscy odruchowo
spojrzeli raz jeszcze na ekran. To, co ukazywał, było zupełnie niepodobne do
obrazu planety, jaki oglądali przed kilkoma dniami, gdy wchodzili w orbitę
stacjonarną. Wtedy był to lśniący jak płynny metal, otoczony rzadką atmosferą
glob, pozbawiony lądów i najmniejszych nawet wysepek. Całą powierzchnię pokrywał
spokojnie falujący ocean, bez przypływów, bo planeta nie posiadała satelitów.
   Teraz przedstawiała się jak kipiący kocioł, otoczona
kłębami pary i obłokami mgieł.    - Opuściliśmy się na
powierzchnię - mówił Georg - i pobraliśmy pierwsze próbki. Kalla analizował je,
a ja przygotowałem dwie sondy. Wyrzuciłem je równocześnie: jedną na wschód,
drugą na zachód. Miały się zanurzyć do samego dna, gdy osiągną przeciwległe
punkty globu. Obserwowałem obie na przemian, gdy szły ślizgiem po powierzchni.
Kiedy skryły się za horyzontem, zabrałem się i ja do analiz. Czasu było dużo,
badaliśmy spokojnie plankton, zasolenie i inne drobiazgi. Potem sondy
zasygnalizowały zanurzenie i... zaraz się to zaczęło. Ledwie udało się nam
wystartować. Słupy wrzącej cieczy strzeliły w niebo, ocean zafalował
gwałtownie... Zresztą wiecie sami. Mieliście pełny obraz z wysokości orbity...
   - Niemożliwe, żeby dwie sondy wywołały taką reakcję! -
powiedział Greb z przekonaniem. - Trudno także przypuścić, by ktoś chciał
zniszczyć naszą kapsułę.    - To drugie na pewno nie.
Zjawisko rozciągało się na całą planetę. Wyglądało, jakby ocean zagotował się
nagle - powiedział Mesy. - Sondy musiały spełnić rolę bodźca, wyzwalającego
jakąś niezwykłą reakcję egzotermiczną...    - Jeśli owa
reakcja nie była spowodowana czynnikami naturalnymi! - podsunął Verge. Nasze
sondy mogły nie mieć z tym nic wspólnego. Jakiś wybuch podmorskiego wulkanu...
   - Sporo musiało być tych wulkanów mruknął Georg
sceptycznie.    - No, więc nie wulkanów, tylko...
   - Dajcie spokój, to jałowa dyskusja - przerwał Mesy. -
Jak się tam na dole uspokoi, wyślemy jeszcze raz kapsułę i powtórzymy
eksperyment z identycznymi sondami.    - Ja nie mam
ochoty lecieć po raz drugi... powiedział Georg.    - Nie
szkodzi, wyślemy inną załogę - zadecydował Mesy. - Wy macie dwa dni odpoczynku.
   - Jaka więc konkluzja? - spytał Severius, gdy
wychodzili z kabiny.    - Za wcześnie, profesorze -
uśmiechnął się    Mesy. - na konkluzje będzie czas, gdy
dostaniemy wyniki sondowań.    - Może to ,,żywy ocean'',
jak u Lema? Czytaliście Solaris? - zażartował Greb.    -
Owszem, żywy, ale w innym sensie. Ma na przykład bardzo bogaty plankton, ale to
chyba nie wyjaśnia dziwnego zachowania się jego wód - powiedział Severius. -
Myślę, że sondy naruszyły jakąś równowagę na tej wodnistej planecie. Tylko jaką?
   - Mamy, jak wiadomo, trzy rodzaje równowagi: stałą,
chwiejną i obojętną - powiedział Greb, udając powagę.
   - Hm! W tym wypadku chodzi o coś innego... - Severius
był tak pochłonięty myślami, że nie spostrzegł kpiny.
   - Myślisz; że to jakiś c z w a r t y rodzaj równowagi?
- podsunął Greb, złośliwie wykorzystując nieuwagę Severiusa.
   - Czwarty rodzaj równowagi... - powtórzył w
roztargnieniu profesor.    Wszyscy parsknęli śmiechem i
teraz dopiero Severius połapał się, że ktoś z niego kpił w czasie, gdy on był
myślami gdzie indziej.    - Oto masz swoją konkluzję! -
powiedział Mesy dobrodusznie. - Naruszyliśmy jakiś nieznany, nowy, c z w a r t y
rodzaj równowagi...














   Losquer
popatrzył na Ooboo z tą szczególnego rodzaju podejrzliwością, z jaką spoglądać
zwykli wielcy politycy na wielkich uczonych.    - Więc
jak pan to określił?... - powiedział, wracając do przerwanego wątku. - Pana
zdaniem...    - Nie mamy potrzeby obawiać się ataku ze
strony Liquenidów. Jeśli oczywiście znajdą się środki na realizację mojego
projektu.    - My, drogi profesorze, nie o b a w i a m y
się naszego potencjalnego przeciwnika! - przypomniał generał. - Odkąd posiadamy
Broń Termiczną, nie mamy podstaw do obaw...    -
Liquenidzi posiadają tę samą broń - odparował profesor. - Gdyby użyli jej
pierwsi... - Mamy nad nimi przewagę...    - Cóż to za
przewaga? Jeśli oni zaatakują, a my odpowiemy atakiem na ich pozycje, dojdzie w
naj1epszym wypadku do totalnej zagłady. Jeśli to nazywa pan przewagą, mogę tylko
współczuć narodowi.    - Pan przesadza, profesorze! -
zaperzył się generał. - Państwo Hydrydów nie było nigdy tak silne, jak w chwili
obecnej!    - Powtarzam panu, że Broń Termiczna nie
gwarantuje bezpieczeństwa Hydrydom, lecz jedynie zapewnia możliwość likwidacji
przeciwnika. Czy nie dostrzega pan subte1nej różnicy między tymi sprawami?
   - Proszę przestać mówić do mnie w ten wyzywający
sposób! - obruszył się generał. Wy, naukowcy...    -
Daliśmy wam Broń Termiczną? Daliśmy! Uwierzyliście w jej skuteczność?
Uwierzyliście! Dlaczego nie chcecie teraz wierzyć, gdy mówimy wam o
niebezpieczeństwach wynikających z jej stosowania?    - W
porządku, proszę mówić. Słucham pana! - napuszył się generał.
   - Początkowo sądzono - zaczął Ooboo - że użycie Broni
Termicznej spowoduje tylko lokalny nagrzew ośrodka i tym samym zniszczenie żywej
siły nieprzyjaciela w ograniczonym obszarze. Z chwilą jednak, gdy produkcję
Broni oddaliśmy wam, wszelka kontrolą z naszej strony stała się niemożliwa...
   - Oczywiście. Wszak chodzi o najwyższą tajemnicę
państwową, o rację stanu, o...    - Zgoda. Nie wydaje mi
się jednak, by było rzeczą właściwą, że naukowcy dopiero z prasowych przechwałek
Sztabu Armii dowiadują się o mocy produkowanych jednostek Broni Termicznej!
Wiem, że w komunikatach tych podano zawyżone wartości, jak to się mówi, "dla
zmylenia wroga". Już jednak połowa tej mocy może być podstawą głębokiego
zaniepokojenia w kołach naukowych. Szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę
najnowszą teorię cieczy, którą sformułował Godeab... .
   - To ten młody maniak? - przerwał generał. - Więc i
pan bierze serio jego bajdurzenia? Dziwię się, doprawdy... Od dawna wiadomo, że
ośrodek, w którym żyjemy, spełnia szereg praw fizycznych... Nigdy dotąd nie
obserwowano czegoś sprzecznego z tymi prawami. A tu nagle jakiś młokos śmie
twierdzić, że w podwyższonej temperaturze ośrodek stanie się gazem...
   - To nie jest takie śmieszne ani nieprawdopodobne!
Przeprowadzono już pewne eksperymenty...    - Ech, być
może, że w jakichś fantastycznie wysokich temperaturach... - zgodził się
niechętnie Losquear.    - Właśnie, że nie w takich
wysokich! - zaoponował profesor. - Wybuch Broni Termicznej ...
   - Mniejsza o to, mniejsza o to - niecierpliwił się
generał. - Co ma do tego pański wynalazek?    - Jeśli
zrealizujemy mój projekt i jeśli zdołamy zachować go w tajemnicy przed naszymi
przeciwnikami...    Generał skrzywił się ironicznie.
   - W tajemnicy? To stokroć trudniejsze od realizacji!
   - Ale konieczne! Bez tego projekt Antybroni traci od
razu cały sens i skuteczność. Otóż plan polega na tym, by w rejonie działania
Broni Termicznej, którą nas ostrzela przeciwnik, spowodować tak znaczne
obniżenie temperatury, by zneutralizować wpływ wybuchu. Wysoką temperaturę
ośrodka należy natychmiast obniżyć, by nie osiągnął on stanu lotnego...
   - Panie profesorze - przerwał znów generał. - Jesteśmy
przygotowani na to, że w razie ataku ze strony Liquenidów zginie część naszego
narodu, a część obszaru ulegnie zniszczeniu. Nasze skupiska mieszkalne i
przemysłowe są rozmieszczone w ten sposób, że każde z nich trzeba by niszczyć
osobnym pociskiem Broni Termicznej. Jak panu zapewne wiadomo - ciągnął tonem
złośliwym - ośrodek, w którym żyjemy, składa się w głównej mierze z tlenku
wodoru. Substancja ta dość słabo przewodzi ciepło: Lokalny nagrzew nie może mieć
zasięgu większego niż...    - Pan mnie raczy
argumentacją, która służy wam do tumanienia opinii publicznej! - oburzył się
profesor. - Ja wiem nieco więcej na temat Broni Termicznej i fizyki hydrosfery.
To, o czym naucza się w szkołach na temat Wszechświata, jest przeżytkiem i
bzdurą Nieprawdą jest, jakoby Wszechświat składał się głównie z tlenku wodoru, w
którym tu i ówdzie pływają kuliste globy! Planety otoczone są tylko cienką
stosunkowo warstwą tlenku wodoru! Dalej rozciąga się ośrodek niepomiernie
rzadszy, gazowy, może nawet próżnia!    - Bzdury! -
odparował generał. - Wiadomo przecież, że w miarę posuwania się w górę
hydrosfery ciśnienie maleje równomiernie o jednostkę na każde dwadzieścia trzy
płetwy wzniesienia! ,Tak pan sobie wyobraża nagłe przejście do tego "rzadszego
ośrodka"? Tak ni stąd, ni zowąd, skokowo?    - A
dlaczegóż by nie? To jedna z możliwości, jakie się bierze pod uwagę. Co zaś stąd
wynika nietrudno przewidzieć: jeśli wybuchnie zbyt wiele pocisków Broni
termicznej równocześnie, może się zdarzyć, że wyparuje znaczna część ośrodka
ciekłego, jaki otacza naszą planetę.    - Co to za nawy
termin: "wyparuje"? zdziwił się generał.    - Znaczy
tyle, co: "przejdzie w stan lotny". Otóż jeśli zmniejszy się tak znacznie poziom
cieczy, spadnie również parcie na każdą płetwę kwadratową dna. Rozumie pan?
Poziom górnej powierzchni cieczy musi się wyrównać, ciecz spłynie w miejsca, z
których wyparowała wskutek działania Broni Termicznej! Nie muszę wyjaśniać, jak
podziała na nasze organizmy tak wielki i gwałtowny ubytek ciśnienia. Nie
przeżyje tego nikt! Ani my, ani nasi wrogowie! Jeśli dodać do tego lokalne
gradienty temperatury...    - Profesorze! Wszystko, co
pan mówi, oparte jest na teoretycznych hipotezach! My, wojskowi i politycy, nie
możemy sobie pozwolić na luksus opierania naszych decyzji na nie sprawdzonych
przypuszczeniach. Kiedy wasze teorie nabiorą realnych kształtów, przyjmiemy je
do wiadomości...    - Więc co z moim projektem?
   - Zastanowimy się... - generał opędzał się prawą
płetwą od drobnych rybek, które wpływały przez otwarte okno gabinetu i kręciły
się wokół jego skrzeli. - Postawię pańską sprawę na Kolegium Ministerstwa.
   Profesor nie odrzekł na to nic. Zabulgotał tylko
gwałtownie z nie tajonym. niezadowoleniem i oświadczył:
   - Żegnam pana, generale. Odpływam wielce niespokojny o
losy państwa pod rządami nieodpowiedzialnych dygnitarzy! - po czym odpłynął,
majestatycznie poruszając płetwami.    Generał wypuścił
rój baniek powietrza i pomyślał: Bezczelny, stary, śnięty dorsz! - Sięgnął do
sygnalizatora i nacisnął kilka klawiszy.    Do gabinetu
wpłynął najpierw Kelmali, a za nim Estekma i Asas, szefowie sztabów.
   - Był tu ten dureń Ooboo. Usiłował mi przedstawić
jakąś nową Antybroń swojego pomysłu...    - Co mu pan
odpowiedział, generale?    - Słuchałem cierpliwie, dopóki
nie zaczął bredzić o tych nowych poglądach Godeaba, o działaniu wybuchów
termicznych na hydrosferę. Potem już nie miałem cierpliwości.
   - Niedobrze... - mruknął Asas. - Jeśli on to sprzeda
Liquenidom...    Na biurku generała zadźwięczał ostry
sygnał. Porwali się z miejsc i patrzyli, trwożnie wachlując płetwami, na twarz
generała.    - Alarm! - zawołał Losquear, ciskając
słuchawkę. - Nieprzyjacielski pocisk wykryty w górnych warstwach hydrosfery!
Wydać rozkazy według planu A, wariant drugi.    Nim
dopadli schronu, ze wszystkich wyrzutni pobiegły w stronę Liquenizji
śmiercionośne pociski Broni Termicznej. W połowie drogi minęły je takie same
pociski, zmierzające w kierunku Hydryzji...    Pierwszy
pocisk, który stał się przyczyną alarmu, zarył się w mule dennym, nie czyniąc
nikomu szkody. Rozkazy były już jednak wydane.
   Następne pociski eksplodowały skutecznie.














   - No, i
co? - Severius wyszedł z laboratorium i tryumfalnie popatrzył na oczekujących. -
Wiecie, co było w tym mule dennym. który przyniosły sondy po kataklizmie?
   Patrzyli na niego pytająco.
   - Białka! Rozumiecie: białka...
   - No, to w porządku - powiedział Georg. Plankton...
   - Jaki tam plankton! Ani jednej całej komórki,
pojedyncze drobiny wysoko zorganizowanego białka!    -
Wirusy?    - Do diabła! Przecież odróżniam wirusa od
cząsteczki wyosobnionej z organizmu o wysokim stopniu złożoności. Analizowałem
strukturę kwasów dezoksyrybonukleinowych... Ten organiczny muł pochodzi z
zupełnie świeżych, wysoko zorganizowanych tkanek. Tkanek, które się rozpadły na
pojedyncze cząsteczki... Jakby ktoś porozdzierał komórki na strzępy.
   - Zgadza się. To wewnętrzne ciśnienie... W czasie
tych... wybuchów podwodnych poziom oceanu opadł w sposób wyraźny. Organizmy
denne...    - Tak. To samo stwierdziliśmy z Vergem. Poza
tym wszystkie te białka poddane były działaniu temperatury rzędu stu stopni
Celsjusza powiedział Severius.    - Innymi słowy,
ugotowały się - podjął Georg.    Severius skinął głową, a
potem, jakby po głębokim namyśle powiedział:    - O ile
moja metoda badań strukturalnych jest słuszna, część spośród białek, jakie udało
nam się wyodrębnić z próbek mułu, pochodzi z organizmów o bardzo wysokim stopniu
komplikacji...    Wszystkie czoła schyliły się nieco ku
podłodze. - Miałeś rację, Severius - powiedział Greb ponuro. - Zdaje się, że
wiem, jaki to czwarty rodzaj równowagi naruszyły nasze sondy: to była równowaga
po1ityczna...    Nikt się jakoś nie roześmiał...




    powrót















Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 dział czwarty obowiązki pracownika i pracodawcy
Czwarta Pieczęćc0321
ZBIÓRKA PT TŁUSTY CZWARTEK
Logo Kosmosu albo o potrzebie budowania Czwartego Wszechświata
W czwartym wymiarze Gdy niemożliwe staje się rzeczywistością
Kazanie na Wielki Czwartek 3
Czwarta tajemnica?timska eioba
Czwarty stopień The Fourth Kind 2009 [DVDRip XviD] [Lektor PL]
czwarty
Zajdel A Janusz Czwarty rodzaj równowagi (2)

więcej podobnych podstron