199 33





B/199: B.Moen - Podróż poza wszelkie wątpliwości







Wstecz / Spis
Treści / Dalej

Rozdział 33
Podróż poza wątpliwości
Ciągłe prośby o wyjaśnienie tego, jakże niepokojącego uczucia sprawiły, że zdałem sobie sprawę, iż stoję przed wyborem. Muszę albo odrzucić prawdziwość mojego rzeczywistego przecież doświadczenia z Joem, albo utworzyć nową strukturę wierzeń i przekonań, w której znalazłoby się miejsce dla Joego. Muszę albo jakoś zapomnieć, że coś takiego w ogóle się zdarzyło, albo w końcu w pełni zaakceptować rzeczywistość świata Życia po Śmierci. Równie dobrze mogło się to zdarzyć już wcześniej. Przecież wielokrotnie otrzymywałem informacje, później zweryfikowane jako prawdziwe, lecz jakoś zawsze potrafiłem je odepchnąć. Problem w tym, że doświadczenia z Joem nie mogłem zignorować.
Mój świat jest fałszywy, jak wszystkie światy. Zbudowany jest z przekonań. Od urodzenia interpretowałem wszystkie doświadczenia zgodnie z wpojonymi mi przekonaniami i w taki sposób tworzyłem świat, w którym żyłem. Zaakceptowanie doświadczenia z Joem pozostającego w sprzeczności z moimi najgłębszymi przekonaniami oznaczało, że przynajmniej część świata, który sam tworzyłem od czterdziestu siedmiu lat musiała się zawalić i zniknąć. To właśnie było źródłem mojego niepokoju. Lecz przecież nie miałem wyboru, przecież to się już stało. Fakt dokonany. Świadomie przyjąłem istnienie Życia po Śmierci i Nowego Świata, w którym kiedyś i ja zamieszkam. Jak żeglarze z dawno minionych czasów, dodałem prawdziwy kształt Ziemi do mojego światopoglądu. I, jak ich przekonanie, że Ziemia jest płaska i że można dopłynąć do jej krańca, spaść z niego i zginąć, tak i moje przekonania zawaliły się i zniknęły. Tak jak ich, mój Nowy Świat rozciągał się teraz poza horyzont. Fakt przyjęcia prawdziwości doświadczenia z 'Punkym' sprawił, że od tej chwili podróżowałem już bez bagażu wątpliwości.
Nic-Nac-Nook przekazywał już mój telefon wszystkim, którzy tego naprawdę potrzebowali. Czwarta odpowiedź na ogłoszenie zamieszczone w Nexusie nadeszła od Mai. Jej przyjaciel, Chelik, zmarł półtora roku wcześniej, a ona martwiła się tym, że może wciąż jest blisko niej. Właśnie pracowałem nad moim manuskryptem, kiedy rozdzwonił się telefon. Mai była ostrożna; nie podała mi zbyt wielu szczegółów. Miałem wrażenie, że chce usłyszeć je ode mnie i w ten sposób zyskać pewność, że nie jestem oszustem. W porządku; teraz wiem.
Kiedy poznała Chelika, Mai mieszkała w kibucu w Izraelu. Nie powiedziała mi jak umarł, stwierdziła tylko, że była to śmierć gwałtowna. Już od długiego czasu czuła jego obecność blisko siebie. Nie było to nic niewygodnego ani przerażającego, po prostu martwiła się o niego. Czas powoli leczył ranę wywołaną utratą Chelika, teraz od czasu do czasu ogarniał ją jedynie nagły smutek. Lecz wciąż czuła jego obecność, której zawsze towarzyszył ogromny smutek i żal. Mai martwiła się, że uczucia te Chelik skrywał głęboko w sercu. Zastanawiała się na głos czy nie powinien znajdować się już gdzieś dalej. Dlatego właśnie nawiązała ze mną kontakt: chciała się dowiedzieć, czy mógłbym mu jakoś pomóc i przenieść tam, gdzie powinien być. Zgodziłem się i powiedziałem, że muszę jedynie umieć wymawiać jego imię. Musiała powtarzać je kilkakrotnie zanim mój akcent z Minnesoty uległ i moja wersja jego imienia zaczęła brzmieć podobnie. Potem powiedziałem Mai, że zadzwonię do niej jak tylko się czegoś dowiem.
Jeszcze kilka akapitów i wersja “na brudno" nowego rozdziaÅ‚u zostaÅ‚a zakoÅ„czona. Nie kÅ‚opoczÄ…c siÄ™ wyÅ‚Ä…czaniem komputera, wstaÅ‚em od biurka i poszedÅ‚em do sypialni. PoÅ‚ożyÅ‚em siÄ™ wygodnie na łóżku i odprężyÅ‚em czujÄ…c nacisk ciaÅ‚a na materac. Nie minęła minuta i poczuÅ‚em Chelika chowajÄ…cego siÄ™ w ciemnoÅ›ci rozciÄ…gajÄ…cej siÄ™ przede mnÄ…. Kiedy zapytaÅ‚em jak siÄ™ miewa, przybraÅ‚ wyraz twarzy czÅ‚owieka, któremu nigdy siÄ™ lepiej nie powodziÅ‚o. A potem poczuÅ‚em ogarniajÄ…cy go żal i smutek, i już wiedziaÅ‚em, że to wÅ‚aÅ›nie te odczucia trzymajÄ… go w puÅ‚apce Focusa 23. Kiedy zaczÄ…Å‚ mówić, w jego gÅ‚osie brzmiaÅ‚ przede wszystkim żal.

Kim jesteÅ›?

Mam na imiÄ™ Bruce.

SkÄ…d siÄ™ tu wziÄ…Å‚eÅ›?

Twoja przyjaciółka, Mai, prosiła, żebym tu przyszedł.

Po co?

Mai czuje wokół siebie twoją obecność i martwi się o ciebie
odparłem.

Więc wie, że jestem z nią?

Tak, jest świadoma twojej obecności, ale to ją martwi
powiedziałem mu.

Co jÄ… tak martwi?

Wiele czasu upłynęło od twojej śmierci, Cheliku, martwi się, bo ty wciąż jesteś smutny.

Ile to już czasu, to znaczy od mojej śmierci?

Trochę ponad półtora roku.

Tak długo? Nie zdawałem sobie sprawy. Ale z drugiej strony, mam wrażenie, że to już cała wieczność.

Czy mógłbyś wyjść na światło, żebym mógł cię zobaczyć?
zapytałem starając się nawiązać silniejszy kontakt z Chelikiem.

Nie, nie mogę tego zrobić... jestem zbyt... groteskowy, żeby na mnie patrzeć!

Pomyślałem sobie tylko, że mógłbym cię opisać Mai, a ona w ten sposób by wiedziała, że to naprawdę ciebie spotkałem.

Nie poznałaby mnie, nawet moja własna matka by mnie nie poznała.

Dlatego, że umarłeś właśnie w taki, a nie inny sposób, Cheliku?

Kiedy wybuchła bomba, części mojego ciała zostały rozrzucone po całej ulicy. A reszta uległa ciężkim poparzeniom podczas eksplozji.
Odebrałem wrażenie gorącego, suchego klimatu. Młody człowiek w lekkiej, luźnej, bawełnianej koszuli stał przy krawężniku. Ujrzałem jadący naprzeciw mnie autobus. Chelika nie było w nim, kiedy bomba eksplodowała, lecz coś w tym autobusie miało związek z jego śmiercią.

Rozumiem. To może tylko porozmawiamy chwilę?

Chcę, żebyś przekazał moim przyjaciołom pewną wiadomość
powiedział Chelik.
Mai będzie wiedziała o kogo chodzi.

Zrobię to z radością; co chcesz im powiedzieć?

Jedyne wyjście to przebaczenie. To właśnie jest wiadomość dla moich przyjaciół. To całe szaleństwo może powstrzymać tylko przebaczenie.

Jakie szaleństwo?

Nienawiść panującą między Arabami a Żydami. Jedni i drudzy noszą ze sobą tę nienawiść wszędzie, gdzie się udają. A ona jest jak magnes; sprawia, że popełniamy straszliwe czyny, które tylko wzbudzają jeszcze większą nienawiść. To nieskończony, zaklęty krąg nienawiści, który musi zostać przerwany! Musimy odmienić nasze serca. Przebaczenie jest jedynym wyjściem
powiedział Chelik niewzruszenie.

Przebaczenie za czyny powodowane nienawiścią to jedyne wyjście. To właśnie jest ta wiadomość, którą mam przekazać twoim przyjaciołom?

Tak, Mai ich zna. Wciąż mieszkają w Izraelu. Tam właśnie poznała mnie i moich przyjaciół.

Tak, powiedziała mi o tym.

Powiedz im, że my dopiekliśmy im tak samo jak oni nam. A Bóg wie, że ja też mam w tym swój udział.
Na wprost mnie jechała wielka, odkryta ciężarówka. Młodzi żołnierze w mundurach koloru piasku właśnie skończyli ładować broń. Jasny brezent rzucono na stertę ciał znajdujących się na ciężarówce. Dokładnie związano jego końce, tak aby nie widać było, co przykrywa. Ciężarówka przejechała z mojej lewej strony przez wyrwę w kamiennym murze. Przejechała przez zasłonę zakrywającą owo wejście i zniknęła mi z oczu.

Poproszę Mai, żeby przekazała wiadomość o przebaczeniu twoim przyjaciołom w Izraelu.

Przebaczenie... to jedyne wyjście
wyszeptał Chelik łamiącym się głosem.

Chciałbym móc przekazać Mai coś, po czym pozna, że naprawdę cię spotkałem. Czy możesz powiedzieć coś, dzięki czemu nie będzie miała żadnych wątpliwości?

Tekashrou, powiedz jej Tekashrou!
Sposób, w jaki zapisałem to słowo najlepiej oddaje jego fonetyczną wymowę. Akcent Chelika i jego sposób mówienia wykraczają poza możliwości mojego akcentu z Minnesoty.

Trudno mi to wymówić. Możesz mi powiedzieć co to słowo znaczy?

Powiedz jej Tekashrou, Tekashrou! Będzie wiedziała co to znaczy!
Był w jego głosie jakiś niecierpliwy gniew, kiedy to mówił. Przez chwilę zapamiętywałem dźwięk, jaki miałem przekazać Mai. Potem znów wróciłem do rozmowy.

Mai prosiła mnie, żebym ci pomógł pójść dalej z tego miejsca. To właśnie główny powód, dla którego tu jestem

powiedziałem starając się, żeby zabrzmiało to niezobowiązująco.

Mam stąd odejść? Nie mogę! Nie skończyłem jeszcze tego, co muszę zrobić!

Ona bardzo się martwi tym, że nie jest ci tu dobrze, Chelik.

Nie ma mowy! Jeszcze tu nie skończyłem! Nie wolno mi stąd odejść póki nie skończę!
Chelik wszedł w krąg światła i wreszcie mogłem go zobaczyć całego. Wyglądał jak normalny młody człowiek, wysoki i chudy, bynajmniej nie wyglądał na kogoś, kogo bomba rozerwała na kawałki. Był bardzo podenerwowany. Wciąż pokrzykiwał, że jeszcze tu nie skończył, a potem nagle ucichł na chwilę i zaczął łkać, i jakby śpiewnie zawodzić. Nadszedł czas, abym poprosił o pomoc.

Czy jest tu ktoś, kto mógłby mi pomóc z Chelikiem?
skierowałem pytanie we wszystkich kierunkach.
Zza moich pleców, z ciemności wyłonił się starzec. Brodaty i długowłosy, ubrany był w długą, zdobną szatę i jarmułkę, a w ręku trzymał długi, drewniany kostur. Przemówił natychmiast.

Ten chłopiec jest niemożliwy! Próbowałem dotrzeć do niego odkąd tylko umarł. Próbuję i próbuję, ale nie potrafię dotrzeć do tego chłopaka! Wciąż powtarza to samo i wciąż nic nie rozumie.
Jego głos brzmiał jakby spędził dużo czasu w Nowym Jorku, lecz wciąż zachował akcent. Nowojorski akcent w jego głosie mieszał się z ową wyraźną wymową, jakiej można się spodziewać po wykształconym człowieku ze Starego Kraju.

Ja też nie mogę z nim dojść do ładu. A tak przy okazji, mam na imię Bruce
przedstawiłem mu się.

Obserwowałem cię z tym chłopcem; znam już twoje imię! Masz dryg, Bruce, do tego chłopca; obserwowałem was. Masz dryg!
Mówił bezpośrednio i stanowczo; nie było wątpliwości co do jego uczuć. Od razu spodobał mi się jego sposób bycia.

Możesz do mnie mówić Ribby!
Wtedy podszedł Chelik i przerwał naszą rozmowę. Ribby przysunął się do niego i zaczął machać rękami i skakać tuż przed nim.

Chelik!... Chelik!...
darł się Ribby.
Stoję tuż przed tobą i skaczę na twoich oczach, wołam cię głośno po imieniu, a ty nawet nie wiesz, że tu jestem, i to tuż przed tobą!
Ribby przysiadł z boku, a Chelik wciąż powtarzał swoje, nie zauważając najwyraźniej błazenady Ribby'ego. Ribby był sfrustrowany.

Tylko spójrz na niego, Bruce. Robię taki harmider, a jednak nie mogę dotrzeć do tego chłopaka!
Odwróciłem się, żeby powiedzieć coś do Ribby'ego i odniosłem wrażenie, że Chelik poczuł się urażony moim brakiem zainteresowania jego osobą.

Słuchaj, Bruce, to ważne; chcę, żebyś mnie wysłuchał!
krzyknÄ…Å‚.
Ribby wciąż siedział nie opodal.

Mówię ci, Bruce, ten chłopak to twardy orzech do zgryzienia
żalił się wciąż Ribby.
Frustracja! Czysta frustracja z tym chłopcem!
Odwróciłem się z powrotem do Chelika i użyłem mego głośnego, pełnego urazy tonu.

Chelik!
ulżyłem sobie.
czy nie widzisz, że przerywasz mi rozmowę z Ribbym! Poczekaj na swoją kolej! Jak skończymy, to do ciebie wrócę!
Spojrzałem na Ribby'ego i dostrzegłem w jego oczach iskierkę humoru.

Masz dryg, Bruce i to całkiem niezły!
uśmiechnął się do mnie.

Ale...! Ale... ale przecież tu nikogo nie ma. Tylko ty i ja
odparł Chelik przepraszająco.
Nie zwracając uwagi na jego przeprosiny, znów na niego napadłem.

Jesteś niegrzeczny! A może chcesz mi powiedzieć, że nie widzisz mojego przyjaciela, Ribby'ego?!
Ribby zgiął się wpół, zaśmiewając się z mojego przedstawienia.

Ale... ale... ale tu nikogo innego nie ma!

Słuchaj, czy muszę stać się dla ciebie niegrzeczny zanim zaczniesz mnie w końcu słuchać?! Masz poczekać, póki nie skończę rozmawiać z Ribbym! Dopiero potem porozmawiam tobą!
Znów spojrzałem na Ribby'ego, desperacko próbując zachować powagę. W końcu musiałem odwrócić się tyłem do Chelika i roześmiałem się głośno, dając ujść narastającemu gdzieś w środku śmiechowi. Ribby stanął przede mną.

To chyba zadziała, Bruce, naprawdę! A teraz znów zrób twarz pokerzysty, odwróć się i nakłoń Chelika, aby spojrzał ci prosto w oczy, dobrze? Ojej, ojej, to zadziała, zobaczysz!
Roześmiałem się jeszcze ostatni raz, przybrałem twarz pokerzysty i odwróciłem się z powrotem do Chelika.

Chelik, spójrz na mnie! Masz mi patrzeć prosto w oczy!
Poczułem jak Ribby przepływa przez mój głos i moje oczy. Stojąc tuż za mną, patrzył na Chelika wprost przez moje oczy. Oczy, które ujrzał Chelik należały tak do mnie, jak i do Ribby'ego.

Masz na mnie patrzeć, chłopcze, kiedy do ciebie mówię!
Ribby posługiwał się moim głosem i nadał mu przy tym surowe brzmienie.
Trwało to kilka sekund. Kiedy Chelik dojrzał go przez moje ciało, Ribby wyszedł powoli przede mnie. Wciąż mówił i utrzymywał z nim kontakt wzrokowy. Patrzyłem jak oczy Chelika zwróciły się w prawo, podążając za Ribbym. Kiedy ten w końcu pokazał się w całej okazałości, na twarzy Chelika pojawiło się zdumienie, zmieszane z szokiem. Stał tam z otwartą buzią i gapił się na Ribby'ego.

Ojej! Ojej, od tak dawna próbuję do ciebie dotrzeć! A ten facet, Bruce, ten facet ma dryg
wskazał na mnie z iskierką uciechy w oczach.
Taki dryg!
Emocje rozbłyskiwały w Cheliku jak fajerwerki na Czwartego Lipca. Był szczęśliwy, był smutny, drżał, łkał cichutko, radość, desperacja
wszystko się w nim mieszało.

No, chłopcze, musimy iść!
rzucił Ribby, ostro, a jednocześnie słodko.
Chelik zaczął iść w kierunku Ribby'ego, wciąż oszołomiony. Chelik był wysokim, chudym, przystojnym młodym człowiekiem. Na jego ciele, takim, jakie tu oglądałem, nie widać było żadnych śladów jego gwałtownej śmierci. Patrzyłem, jak ubranie, które miał na sobie zmienia się w ceremonialną, bardzo bogatą szatę, barwną i wyszywaną złotem. Jej widok był dla niego dodatkowym szokiem. Chelik czuł, że nie zasługuje na honory, jakie najwyraźniej oznaczało noszenie tych szat.

Idziemy stąd, Chelik; powiedz do widzenia temu panu. Dziś ten człowiek ci pomógł! Ostatnią rzeczą, jaka pojawiła się na Cheliku była swego rodzaju szarfa, na całej długości bogato zdobiona zawiłym haftem. Pojawiła się na jego ramionach, a jej końce sięgały pasa.

Ribby, dokÄ…d idziemy?

Wkrótce zobaczysz, chłopcze; zobaczysz!
Ribby stanął obok Chelika. W ręku wciąż trzymał długi, drewniany kostur, lecz jego drugi koniec oparł na ramieniu Chelika. Potem ruszyli powoli w ciemność Focusa 23. Podążyłem za nimi, aby zobaczyć gdzie też Ribby zabierał Chelika.
Była to wioska. Niskie, nowoczesne budynki stały wokół placu pośrodku otwartej, rozległej pustyni. Przybyłem na miejsce tuż przed nimi i ujrzałem ludzi zgromadzonych na placu i czekających na Chelika. Obaj z Ribbym zmaterializowali się w środku tłumu, który zaczął radośnie witać Chelika. Ludzie tłoczyli się wokół niego, machali do niego rękami i wołali go po imieniu. Chelik rozpoznał wielu z nich, kiedy po kolei obejmowali go i ściskali. Wokół placu ustawiono stoły z, jedzeniem i wkrótce wszyscy zaczęli świętować jego przybycie. Dziesięciu czy piętnastu ludzi uformowało krąg i zaczęło tańczyć, widziałem już wcześniej tego typu tańce podczas uroczystości żydowskich. Śmiejąc się, pokrzykując i śpiewając. Cieszyli się każdą chwilą. Na twarzy Chelika widziałem radość płynącą z ponownego spotkania z przyjaciółmi.
Ribby stał z boku, podszedłem więc do niego, żeby porozmawiać.

Bruce, chcę, żebyś wiedział, że ci dziękuję. Ten chłopiec wciąż by tam tkwił, gdyby nie twój dryg. Bruce, dziękuję ci!

Nie ma za co, Ribby! Cieszę się, że mogliśmy do niego dotrzeć. Powiedz mi, co go tam trzymało?

Poświęcał za dużo czasu na żal i smutek, i myślał, że to Dzień Sądu!

Dzień Sądu?
Ribby powtórzył to słowo wyraźnie jeszcze trzy razy. Chciał być pewien, że dobrze go zrozumiem.

Te dzieciaki! Myślą, że wiedzą co znaczy Dzień Sądu! Ten chłopiec, Chelik, on myślał, że Sąd to ciągłe przeżywanie smutku i żalu za to, co zrobił za życia. Za każdym razem, kiedy potrzebował Sądu, zaczynał przeżywać jeszcze raz ten swój smutek i żal. To właśnie trzymało go w Focusie 23! Dość już! Pokuta to pragnienie przebaczenia. Te dzisiejsze dzieciaki myślą, że to oznacza nieustanne przeżywanie smutku i żalu za to, co zrobiły. Ale to nie to. Przebaczenie, oto czym to jest; Sąd to przebaczenie! Dlatego właśnie powinni się uczyć i poznawać; przebaczenie, to jest Sąd!
Podziękowałem Ribby'emu za wyjaśnienia i postanowiłem wrócić do Mai. Znalazłem ją bez trudności i zaprowadziłem do wioski, gdzie wciąż świętowano pojawienie się Chelika. Mai martwiła się o niego tak mocno, że szukała dla niego pomocy, pomyślałem więc, że ma prawo znowu go zobaczyć i porozmawiać z nim. Wylądowaliśmy tuż obok wciąż tańczącego i śpiewającego radośnie tłumu. Mai zaskoczyła mnie, gdyż nie wykazała żadnego zainteresowania Chelikiem i jego uroczystością. Zamiast tego, rozejrzawszy się szybko, skierowała się ku parze starszych ludzi stojących przed budynkiem położonym na skraju placu.

Wiedziałam, wiedziałam, że są razem!
wykrzyknęła do mnie i pobiegła ku nim.
Starszy pan był troszeczkę wyższy od swej towarzyszki, a oboje uśmiechnęli się na widok zbliżającej się ku nim Mai. Nagle wiedziałem, że byli to jej dziadkowie, oboje od dawna mieszkali w Życiu po Śmierci. Kiedy do nich podeszła, nastąpiło radosne powitanie pełne uścisków i łez radości. Stojąc blisko nich, słyszałem jak dziadek Mai mówi jej, żeby się nie martwiła; oboje będą czekali na nią, kiedy przyjdzie jej czas. Zostawiłem ją z nimi, wiedząc że sama znajdzie drogę powrotną. Otworzyłem oczy, przeciągnąłem się i ziewnąłem szeroko, wstałem i zabrałem się do zapisywania wszystkiego w moim dzienniku. Pół godziny później zadzwoniłem do Mai i opowiedziałem jej o wszystkim, czego się dowiedziałem o Cheliku i o tym, co się z nim stało. A ona opowiedziała mi co się naprawdę zdarzyło.
Jej chłopak należał do grupy młodych żołnierzy mieszkających w tym samym kibucu, co ona. Mai wyjaśniła mi, że po służbie wojskowej młodych Izraelczyków wysyła się do kibuców, gdzie mieszkają i pracują. Pomagają tam cywilom we wszystkich pracach wymagających siły fizycznej i zapewniają bezpieczeństwo. Chelik był urodzonym przywódcą i ludzie słuchali go i wierzyli mu.
Kiedy wspomniaÅ‚em o tym jak Chelik mówiÅ‚ o “dopiekaniu", Mai wiedziaÅ‚a, co miaÅ‚ na myÅ›li. Nie znaczy to, że znaÅ‚a wszystkie szczegóły, ale tÄ™ akurat grupÄ™ mÅ‚odych żoÅ‚nierzy znaÅ‚a dobrze. Z ich nienawiÅ›ciÄ… do Arabów byli gotowi zrobić niemal wszystko, co tylko mogÅ‚o im ujść na sucho. PowiedziaÅ‚a mi, że dzieÅ„, w którym Chelik zginÄ…Å‚, byÅ‚ ostatnim dniem jego sÅ‚użby wojskowej. On i jego grupa mieli zwrócić swojÄ… broÅ„ do bazy; aby to zrobić, musieli pojechać tam autobusem. Poszli do miasta i stanÄ™li na przystanku, kiedy w którymÅ› z kiosków na placu wybuchÅ‚a bomba podÅ‚ożona przez terrorystów. Stali dość daleko od eksplozji, wiÄ™c żadnemu z nich nic siÄ™ nie staÅ‚o, lecz na placu leżeli ludzie, martwi, ranni i umierajÄ…cy. Jego towarzysze próbowali go zatrzymać, lecz Chelik wyrwaÅ‚ siÄ™ im i pobiegÅ‚ na pomoc rannym leżącym w pobliżu centrum wybuchu. Kiedy podbiegÅ‚ do czyjegoÅ› zakrwawionego ciaÅ‚a, wybuchÅ‚a druga bomba. Chelik staÅ‚ tak blisko, że eksplozja dosÅ‚ownie rozerwaÅ‚a jego ciaÅ‚o na niemożliwe do rozpoznania kawaÅ‚ki i rozrzuciÅ‚a je po caÅ‚ym placu. Wiadomo byÅ‚o co siÄ™ z nim staÅ‚o tylko dziÄ™ki temu, że jego przyjaciele po prostu nie odrywali od niego oczu, kiedy biegÅ‚ na plac. Wszyscy widzieli jak znikÅ‚ w deszczu czerwonej mgÅ‚y i poszarpanych kawaÅ‚ków ciaÅ‚a. To jeszcze bardziej umocniÅ‚o ich nienawiść do Arabów i, bez wÄ…tpienia, paru z nich zostaÅ‚o później zabitych w akcji odwetowej. Mai rozumiaÅ‚a siÅ‚Ä™ nienawiÅ›ci i siÅ‚Ä™ przebaczenia. PowiedziaÅ‚a mi, że przekazaÅ‚a przyjacioÅ‚om Chelika jego sÅ‚owa o przebaczeniu, majÄ…cym być jedynym sposobem powstrzymania szaleÅ„stwa, lecz nie oczekiwaÅ‚a po tym wiele.
Mai wyjaÅ›niÅ‚a mi również sÅ‚owo “DzieÅ„ SÄ…du" w sposób podobny, jak to zrobiÅ‚ Ribby. Kiedy jakiÅ› Å»yd robi coÅ›, co przekracza granice jego wÅ‚asnego poczucia etyki, musi prosić o przebaczenie. W DzieÅ„ SÄ…du robiÄ… to wszyscy Å»ydzi. OdniosÅ‚a wrażenie, że Chelik wyraża żal za grzechy.
Kiedy wymówiłem słowo, które Chelik przekazał mi specjalnie dla niej, moja nieznajomość żydowskiego akcentu i niesprawny język sprawiały, że z początku nie mogła go zrozumieć. Pisownia, jakiej tu używani, Tekashrou, jest najbliższym fonetycznym odpowiednikiem obcego dźwięku, jaki mogłem wymyślić. Musiałem kilkakrotnie go jej powtarzać, aby w końcu go zrozumiała. Miałem wrażenie, że próbuję zaśpiewać wyjątkowo skomplikowaną partię na trąbkę. Moje struny głosowe nie są przyzwyczajone do właściwego wymawiania trudnych dźwięków, w jakie obfituje język hebrajski. Na szczęście Mai go znała; studiowała przecież hebrajski, podobnie zresztą jak i Chelik. Po wielu próbach, dźwięk, który powtórzyła był dokładnym odbiciem Tekashrou Chelika. Nie znała dokładnego znaczenia tego słowa, powiedziała więc, że poszuka w słownikach. Później tego samego wieczoru zadzwoniła ponownie i podała jego znaczenie. Mai była zdumiona.
Tekashrou oznacza nawiÄ…zywanie Å‚Ä…cznoÅ›ci lub Å‚Ä…czenie siÄ™ dwojga ludzi. Może oznaczać uÅ‚atwienie takiego poÅ‚Ä…czenia lub kogoÅ› trzeciego, kto sprawia lub uÅ‚atwia owo poÅ‚Ä…czenie. W hebrajskim sÅ‚owie “swatka" wystÄ™puje podobny dźwiÄ™k i ma ono podobne, choć nieco inne okreÅ›lenie celu. Chelik nie mógÅ‚ wybrać lepszego sÅ‚owa, aby opisać caÅ‚e to doÅ›wiadcenie, którego byÅ‚em częściÄ…. Chelik powiedziaÅ‚: “Powiedz jej 'Tekashrou', 'Tekashrou'! BÄ™dzie wiedziaÅ‚a o co chodzi"! Treść zawarta w tym jednym sÅ‚owie zadziwiÅ‚a mnie! To jedno sÅ‚owo w jÄ™zyku, którego nie znaÅ‚em i nawet nie potrafiÅ‚em wymawiać, byÅ‚o dla Mai dowodem, że naprawdÄ™ skontaktowaÅ‚em siÄ™ Chelikiem. To jedno sÅ‚owo powiedziaÅ‚o jej, jakÄ… rolÄ™ w tym wszystkim odegraÅ‚em ja sam, a mianowicie w jakiÅ› sposób znów ich zÅ‚Ä…czyÅ‚em. A jednoczeÅ›nie to jedno sÅ‚owo dowiodÅ‚o jej, że życie istnieje również poza granicami tego fizycznego Å›wiata. To jedno sÅ‚owo przyszÅ‚o przeze mnie do niej z krainy Å»ycia po Åšmierci.
Kiedy tak zastanawiałem się nad wyborem Chelika, uświadomiłem sobie, że dla mnie w zasadzie nie miało ono aż takiego znaczenia. Nie był to kolejny dowód, dzięki któremu chciałem przekonać sam siebie o czymkolwiek. Doświadczenie z Punkym, kiedy to odzyskałem Joego, już wyeliminowało tę potrzebę. Fakt, że zaakceptowałem owo doświadczenie, zmienił mnie. Już nie czekam, zamartwiając się całe dnie, zanim w ogóle zabiorę się za odzyskiwanie. Teraz po prostu wstaję od telefonu i robię to! Kiedy poprosiłem Chelika o słowo, ten je powiedział, a ja je po prostu usłyszałem! Żyję już naprawdę w Nowym Świecie, świecie, który sięga poza wszelkie wątpliwości.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
listscript fcgi id=33
Dz U 2002 199 1671 o przewozie drogowym towarów niebezpiecznych
198 199
19911

więcej podobnych podstron