rozdzial 04














Zelazny Roger - Rycerz Cieni - Rozdział 04



      Dochodziłem do siebie.


      Głowa mnie bolała i męczyło uczucie, że w ustach mam pełno piasku. Leżałem twarzą w dół. Pamięć przebiła się jakoś przez korki na trasie i wróciła do domu; otworzyłem oczy. Dookoła wszystko ciągle było czarne, białe i szare. Wyplułem piasek, przetarłem oczy, zamrugałem. Znaku Logrusu nie było i nie potrafiłem wytłumaczyć tego, co ostatnio zaszło między nami.


      Usiadłem i objąłem rękami kolana. Utknąłem tutaj, skoro zostały zablokowane wszelkie nadprzyrodzone metody podróży i porozumiewania. Nie miałem lepszego pomysłu niż wstać, wybrać dowolny kierunek i ruszyć.


      Zadrżałem. Gdzie mnie to doprowadzi? Przez dalszy ciąg tego samego monotonnego pejzażu?


      Rozległ się cichy dźwięk - jakby ktoś delikatnie odchrząknął.


      W jednej chwili byłem na nogach i po drodze w górę rozglądałem się na wszystkie strony.


      Kto tam?, zapytałem w myślach, rezygnując z artykulacji głosowej.


      Miałem wrażenie, że znowu to słyszę. Całkiem blisko.


      Wreszcie...


      Mam dla ciebie wiadomość, coś zdawało się mówić w mojej głowie.


      Co? Gdzie jesteś? Wiadomość? próbowałem pytać.


      Przepraszam, dobiegł stłumiony głos. Nie mam doświadczenia. Odpowiadając po kolei, jestem tam, gdzie zawsze byłam: na twoim przegubie. A kiedy Logrus przeleciał tędy, wzmocnił mnie dodatkowo, żebym mogła przekazać wiadomość.


      Frakir?


      Tak. Pierwsze udoskonalenie, tego dnia, kiedy przeniosłeś mnie przez Logrus, dawało wrażliwość na niebezpieczeństwo, zdolność ruchu, odruchy walki i ograniczoną świadomość. Tym razem Logrus dołożył bezpośrednią myślową komunikację i poszerzył moją jaźń tak, bym mogła przekazywać wiadomości.


      Dlaczego?


      Spieszył się. Mógł zostać w tym miejscu tylko mgnienie, i tylko w ten sposób mógł dać ci znać, co się dzieje.


      Nie wiedziałem, że Logrus jest świadomy.


      Nastąpiło coś jakby parsknięcie.


      Trudno sklasyfikować inteligencję tego rzędu. Przypuszczam, że na ogół nie ma wiele do powiedzenia, nadeszła odpowiedź Frakir. Swoją energię wykorzystuje w innych obszarach.


      W takim razie, czemu zjawił się tutaj i tak mi przyłożył?


      Nieumyślnie. To efekt uboczny mojego udoskonalenia, kiedy zrozumiał, że jestem jedynym środkiem przekazania ci czegoś więcej niż kilku słów czy obrazów.


      Dlaczego miał tak mało czasu? zdziwiłem się.


      Taka jest natura tej krainy, leżącej pomiędzy cieniami, niemal niedostępnej zarówno dla Logrusu, jak i Wzorca.


      Coś w rodzaju strefy zdemilitaryzowanej?


      Nie, to nie chodzi o zawieszenie broni. Po prostu jakakolwiek manifestacja tutaj jest niezwykle trudna... dla nich obu. Dlatego właśnie praktycznie nic się tutaj nie zmienia.


      Nie mogą tutaj sięgnąć?


      Mniej więcej o to właśnie chodzi.


      Jak to się stalo, że nigdy o tym nie słyszałem?


      Prawdopodobnie dlatego, że nie jest łatwo tu trafić.


      A więc jaka to wiadomość?


      W głównych zarysach: żebyś - póki tu jesteś - nie próbował więcej wzywać Logrusu. Ten region jest ośrodkiem silnie zakłócającym. Trudno przewidzieć, w jakiej formie nastąpi manifestacja przesyłanej energii. Może stanowić dla ciebie zagrożenie.


      Rozmasowałem pulsujące bólem skronie. Przynajmniej coś odwróciło moją uwagę od bolącej szczęki.


      No dobrze, zgodziłem się. Wiesz może, co powinienem robić?


      Tak. To jest próba. Nie wiem, czego.


      Czy mam wybór?


      O co ci chodzi?


      Czy mogę odmówić udzialu?


      Przypuszczam, że tak. Ale wtedy nie wiem, jak się stąd wydostaniesz.


      Czyli - jeśli przystąpię do gry - na końcu zostanę uwolniony z tego miejsca?


      Jeśli nadal będziesz żył, tak. A sądzę, że nawet jeśli nie.


      Czyli właściwie nie mam wyboru.


      Otrzymasz możliwość wyboru.


      Kiedy?


      Gdzieś po drodze. Nie wiem gdzie.


      Dlaczego zwyczajnie nie powtórzysz mi wszystkich instrukcji?


      Nie mogę. Nie wiem, co tu mam. To wypływa tylko w reakcji na pytanie albo sytuację.


      Czy nie utrudnia to wykonywania twojej głównej funkcji, to znaczy duszenia?


      Nie powinno.


      To przynajmniej coś. Dobrze. Czy wiesz, co powinienem teraz robić?


      Tak. Powinieneś wspiąć się na najwyższy szczyt po lewej stronie.


      Który...? A tak, to chyba tamten, uznałem, spoglądając na wyłamany kieł z białego kamienia.


      Ruszyłem w tamtą stronę po coraz bardziej stromym zboczu. Czarne słońce wznosiło się wciąż wyżej w szarość. Niesamowita cisza trwała.


      Hm... Czy wiesz może, co znajdziemy, kiedy już dotrzemy do celu? spróbowałem zwrócić się do Frakir.


      Jestem pewna, że posiadam tę informację, nadeszła odpowiedź. Ale nie sądzę, by była osiągalna, póki nie znajdziemy się we właściwym miejscu.


      Mam nadzieję, że się nie mylisz.


      Ja też.


      Droga była wciąż bardziej stroma. Nie mogłem precyzyjnie określić czasu, ale zdawało mi się, że minęła co najmniej godzina, nim opuściłem podnóże gór i zacząłem się wspinać na biały szczyt. Nie widziałem żadnych śladów stóp ani innych oznak życia, jednak kilkakrotnie trafiałem na drugie odcinki naturalnych z pozoru ścieżek, prowadzących w górę po tej wyblakłej skale. Straciłem jeszcze kilka godzin, nim ją pokonałem; słońce dotarło do zenitu i zaczęło opadać poza wierzchołek, ku zachodowi. Irytujące, że nie mogłem głośno zakląć.


      Skąd mam pewność, że jesteśmy po właściwej stronie góry? Albo zmierzamy we właściwym kierunku? zapytałem.


      Kierujesz się w odpowiednią stronę, zapewniła Frakir.


      Ale nie wiesz, jak to jeszcze daleko?


      Nie. Ale rozpoznam nasz cel, kiedy go zobaczę.


      Już niedługo słońce schowa się za wierzchołek. Czy zobaczysz wtedy cokolwiek, żeby to rozpoznać?


      Wydaje mi się, że niebo tu się rozjaśnia, kiedy zachodzi słońce. Przestrzeń negatywna jest dość zabawna pod tym względem. W każdym razie zawsze coś jest ciemne, a coś jasne. Potrafię rozpoznać.


      Masz pojęcie, co tu właściwie robimy?


      To chyba jedna z tych bezsensownych misji.


      Ścigamy wizję? Czy szukamy czegoś praktycznego?


      Jak rozumiem, wszystkie takie misje dotyczą obu tych rzeczy jednocześnie... Ale mam wrażenie, że nasza koncentruje się raczej na drugim. Z drugiego przegubu jednak, cokolwiek napotkasz pomiędzy cieniami, zawiera prawdopodobnie elementy alegoryczne, symboliczne... cały ten chłam, jaki ludzie wrzucają do nieświadomej części swojej jaźni.


      Inaczej mówiąc, ty też nie wiesz.


      Nie na pewno. Ale przecież zgadywaniem zarabiam na życie.


      Sięgnąłem jak najwyżej, złapałem krawędź i podciągnąłem się na półkę. Szedłem nią kawałek, potem znowu wspiąłem się wyżej.


      Słońce skryło się, ale nie utrudniało to widzenia. Ciemność i światło zamieniły się miejscami.


      Wdrapałem się na pięcio czy sześciometrowe wypiętrzenie i wreszcie mogłem spojrzeć na zasłonięty wcześniej obszar. W górskim zboczu dostrzegłem otwór. Raczej nie nazwałbym go jaskiną, gdyż sprawiał wrażenie wydrążonego sztucznie. Wyglądał jakby wyrzeźbiono go w formie łukowego portalu, i był dość duży, by przepuścić człowieka na koniu.


      I co powiesz?, rzuciła Frakir, poruszając się lekko na nadgarstku. To jest to.


      Co? zapytałem.


      Pierwszy przystanek, wyjaśniła. Masz się tu zatrzymać i coś załatwić. Dopiero potem ruszysz dalej.


      To znaczy co?


      Najlepiej wejdź tam i sam zobacz.


      Wciągnąłem się na krawędź, wstałem i ruszyłem przed siebie. Szeroki portal zalany był światłem nie padającym z żadnego konkretnego źródła. Zawahałem się w progu i ostrożnie zajrzałem do środka.


      Wyglądało to jak typowa kaplica. Był niewielki ołtarz, na nim para świec w migotliwych aureolach czerni. Wykute w ścianach kamienne ławy. Naliczyłem pięć wyjść, nie licząc tego, w którym stałem: trzy w ścianie naprzeciw, jedno po prawej i jedno po lewej. Pośrodku komory leżały dwa stosy pancerzy i uzbrojenia. Nie dostrzegłem żadnych symboli świadczących o reprezentowanej tu religii.


      Wszedłem.


      Co mam zrobić?, zapytałem.


      Masz zostać na straży, przez całą noc pilnując swojej zbroi.


      Nie żartuj, mruknąłem, przyglądając się blachom. Po co?


      Nie otrzymałam takiej informacji.


      Podniosłem zdobiony, biały napierśnik. Wyglądałbym w nim jak Sir Galahad. Był chyba dokładnie mojego rozmiaru. Pokręciłem głową i odłożyłem go. Przeszedłem do sąsiedniego stosu i zbadałem bardzo dziwaczną rękawicę. Rzuciłem ją natychmiast i przeszukałem pozostałe części. Takie same. Też jakby dla mnie robione. Ale...


      O co chodzi, Merlinie?


      Ta biała zbroja, wyjaśniłem, idealnie pasowałaby na mnie w tej chwili. Ta druga to pewnie typ używany w Dworcach. Wygląda, jakby pasowała na mnie po przekształceniu w postać Chaosu. Każdy z tych zestawów byłby odpowiedni, zależnie od okoliczności. Ale mogę używać tylko jednego naraz. Którego mam pilnować?


      Sądzę, że to jest właśnie klucz całej tej sprawy. Powinieneś chyba wybrać.


      Oczywiście! Pstryknąłem palcami. Nie usłyszałem niczego. Ależ jestem tępy, skoro powróz do duszenia musi mi wszystko tłumaczyć.


      Opadłem na kolana i zgarnąłem obie zbroje w jedną nieforemną stertę.


      Jeśli muszę, oznajmiłem, będę strzegł obu. Nie chcę stawać po żadnej stronie.


      Mam przeczucie, że komuś się to nie spodoba, uprzedziła Frakir.


      Powiedz mi, o co chodzi z tą strażą? zainteresowałem się. Co właściwie mam robić?


      Powinieneś siedzieć tu całą noc i strzec zbroi.


      Przed czym?


      Chyba przed tym, co mogłoby je sobie przywłaszczyć. Mocami Porządku...


      ...albo Choasu.


      Tak, rozumiem. Zgarnąłeś je razem. Cokolwiek może się tu zjawić, żeby porwać kawałek.


      Usiadłem na ławie przy ścianie w głębi kaplicy, pomiędzy dwoma otworami korytarzy. Przyjemnie było odpocząć po długiej wspinaczce. Wciąż nękały mnie pytania bez odpowiedzi..


      Wreszcie, po długim czasie...


      A co ja będę z tego miał?, zapytałem.


      Nie rozumiem.


      Powiedzmy, że przesiedzę tu całą noc, wpatrzony w tę kupę złomu. Może nawet coś się tu zjawi i spróbuje ją zgarnąć. Przypuśćmy, że pokonam to coś. Nadchodzi ranek, zbroje leżą, ja siedzę. Co wtedy? Co na tym zyskam?


      Wtedy zakładasz swoją zbroję, chwytasz za broń i ruszasz do następnego etapu.


      Stłumiłem ziewnięcie.


      Wiesz co? Chyba nie mam ochoty na te pancerze, stwierdziłem. Nie lubię zbroi, a własny miecz zupełnie mi wystarczy.


      Położyłem dłoń na rękojeści. Była trochę dziwna w dotyku, ale w końcu ja też dziwnie się czułem.


      A może zostawimy ten stos i od razu przejdziemy dalej? Jaki jest ten następny etap?


      Nie jestem pewna. Logrus przekazał mi informacje w taki sposób, że we właściwej chwili jakby wypływają na powierzchnię. Nie wiedziałam nawet o tej grocie, póki nie zobaczyłam wejścia.


      Przeciągnąłem się i skrzyżowałem ręce na piersi. Oparłem plecy o ścianę. Wysunąłem nogi, zakładając jedną na drugą.


      Czyli utkwiliśmy tutaj do czasu, aż coś się zdarzy albo znowu doznasz natchnienia?


      Zgadza się.


      Obudź mnie, kiedy już będzie po wszystkim, poprosiłem i zamknąłem oczy.


      W tej samej chwili nastąpił silny, niemal bolesny ucisk nadgarstka.


      Chwileczkę! Nie wolno ci tego robić!, oświadczyła Frakir. Cała rzecz w tym, że siedzisz przez całą noc i pilnujesz.


      To bardzo głupi pomysł, odparłem. Odmawiam przystąpienia do takiej bezsensownej zabawy. Jeśli ktoś chce zabrać ten złom, dostanie go za dobrą cenę.


      Proszę bardzo. Śpij, jeśli chcesz. A jeżeli coś się zjawi i uzna, że na początek lepiej usunąć cię ze sceny?


      Po pierwsze nie wierzę w czyjeś zainteresowanie tym stosem średniowiecznego śmiecia, nie mówiąc już o chęci jego posiadania. A po ostatnie, to twoje zadanie ostrzegać mnie przed zagrożeniem.


      Aye, aye, kapitanie. Ale to niezwykłe miejsce. A jeśli przytępiło moją wrażliwość?


      Teraz mówisz z sensem, przyznałem. Sądzę, że w takim wypadku będziesz musiała improwizować.


      Zapadłem w drzemkę. Śniło mi się, że stoję w magicznym kręgu, a różne rzeczy usiłują się do mnie przedostać.


      Kiedy jednak dotykały bariery, ulegały przemianie w postacie z patyczków, szybko znikające kartonowe figurki. Za wyjątkiem Corwina z Amberu, który uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.


      - Prędzej czy później będziesz musiał wyjść na zewnątrz - stwierdził.


      - W takim razie lepiej później - odparłem.


      - A wszystkie problemy będą na ciebie czekały dokładnie tam, gdzie je zostawiłeś. Kiwnąłem głową.


      - Za to ja będę wypoczęty - stwierdziłem.


      - Czyli to równa zamiana. Powodzenia.


      - Dzięki.


      Sen rozpadł się w losowe obrazy. Pamiętam chyba, że trochę później stałem na zewnątrz kręgu i próbowałem wymyślić jakiś sposób, żeby wrócić do środka...


      Nie jestem pewien, co mnie obudziło. Z pewnością nie żaden hałas. Jednak nagle byłem całkiem przytomny. Poderwałem się, a pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, był karzeł z plamistą cerą, z dłońmi przy szyi, skręcony i leżący nieruchomo obok stosu pancerzy.


      - Co się dzieje? - próbowałem zapytać.


      Nie było odpowiedzi.


      Podszedłem i przyklęknąłem obok tego malucha z szerokimi barami. Palcami szukałem tętnicy szyjnej; nie znalazłem. Wtedy właśnie wyczułem mrowienie nadgarstka i Frakir - na przemian widoczna i niewidzialna - wróciła i dotknęła mojej ręki.


      Ty go zlikwidowałaś?, spytałem.


      Wyczułem delikatną pulsację.


      Samobójcy nie duszą się sami, odpowiedziała.


      Dlaczego mnie nie obudziłaś?


      Potrzebowałeś odpoczynku, a to nie była trudna sprawa. Jednak nasza empatia jest zbyt silna. Przepraszam, że cię zbudziłam.


      Przeciągnąłem się.


      Jak długo spałem?


      Moim zdaniem kilka godzin.


      Trochę mi przykro z jego powodu, wyznałem. To żelastwo nie jest warte czyjegoś życia.


      Teraz już jest, zauważyła Frakir.


      Fakt. Kiedy ktoś oddał życie za te zbroje, wiesz już, co mamy robić dalej?


      Sprawy nieco się rozjaśniły, ale nie dość, żeby podjąć działanie. Musimy tu zostać do rana. Wtedy uzyskam pewność.


      Czy twoje informacje mówią coś o żywności i napojach w najbliższej okolicy?


      Tak. Za ołtarzem powinien stać dzban wody. Także bochenek chleba. Ale to na rano. Przez całą noc powinieneś pościć.


      Tylko jeśli potraktuję to wszystko poważnie, odparłem, zawracając w stronę ołtarza.


      Zrobiłem dwa kroki, kiedy świat zaczął się rozpadać. Posadzka kaplicy zadygotała i usłyszałem pierwsze dźwięki od chwili przybycia - głęboki huk i zgrzyt, dobiegający z głębin ziemi. Horda oślepiających intensywnością barw błysnęła w powietrzu w tym pozbawionym kolorów świecie. Potem barwy zniknęły, a komora podzieliła się. W pobliżu łukowego otworu wejścia biel stała się tak jaskrawa, że musiałem dłońmi osłonić oczy. Naprzeciw zapadła absolutna ciemność, kryjąca trzy wyjścia.


      Co... to jest?, spytałem.


      Coś strasznego, odpowiedziała Frakir. Przekracza moje zdolności rozpoznania.


      Chwyciłem rękojeść miecza u pasa i przejrzałem zaklęcia, jakie miałem jeszcze zawieszone. Nim zdążyłem dokonać czegoś więcej, kaplicę wypełniła czyjaś straszliwa obecność. Wydawała się tak potężna, że poczułem, iż dobywanie miecza czy recytowanie zaklęcia będzie działaniem wyjątkowo niepolitycznym.


      Zwykle przywołałbym Znak Logrusu, ale to wyjście też zostało przede mną zamknięte. Spróbowałem odchrząknąć, jednak nie dobiegł żaden dźwięk. Potem dostrzegłem ruch w samym sercu światła, zlewanie...


      Postać Jednorożca nabrała kształtu wśród bieli, niczym płonący łuną Tygrys Blake'a. Jego obraz sprawiał taki ból, że musiałem odwrócić wzrok.


      Przeniosłem spojrzenie w bezdenną, lodowatą czerń, ale i tam oczy nie zaznały odpoczynku. Coś poruszyło się w ciemności i dobiegł kolejny dźwięk - szelest, jakby metalu sunącego po kamieniu. A potem głośny syk. Raz jeszcze zadrżała ziemia. Wygięte linie popłynęły do przodu. Zanim jeszcze blask Jednorożca wytrawił swe piętno w nieprzeniknionym mroku, zrozumiałem, że widzę tam głowę ogromnego węża, który wpełzł częściowo do kaplicy. Wbiłem spojrzenie w punkt między nimi, jedynie kątem oka obserwując obie bestie. To lepiej, niż patrzeć wprost na którąś z nich. Czułem, że mi się przyglądają - Jednorożec Porządku i Wąż Chaosu. Nie było to przyjemne uczucie. Cofałem się, aż poczułem za plecami ołtarz.


      Wsunęły się nieco dalej. Jednorożec opuścił głowę, kierując swój róg prosto na mnie. Język Węża wyskakiwał z paszczy w moją stronę.


      - Ehm... Jeśli któreś z was chciałoby te zbroje... - zaryzykowałem. - Nie będę się sprzeciwiał...


      Wąż zasyczał, a Jednorożec uniósł kopyto i pozwolił mu opaść. Posadzka pękła, a wąska szczelina pomknęła ku mnie niby zygzak czarnej błyskawicy. Zatrzymała się u moich stóp.


      - Z drugiej strony - dodałem - absolutnie nie zamierzałem urazić Waszych Eminencji swoją ofertą... Niewłaściwa wypowiedź... znowu, wtrąciła słabo Frakir.


      To powiedz, co jest właściwe, poprosiłem, próbując myślowego sotto voce.


      Ja nie... Och!


      Jednorożec stanął dęba; Wąż podniósł łeb. Opadłem na kolana i odwróciłem głowę - ich spojrzenia wzbudzały fizyczny ból. Drżałem cały i zaczęły mi drętwieć wszystkie mięśnie.


      Sugeruje się, wyrecytowała Frakir, żebyś prowadził tę grę zgodnie z ustalonymi regułami.


      Nie wiem, jaki metal przeniknął mój kręgosłup. Ale podniosłem głowę i spojrzałem najpierw na Węża, potem na Jednorożca. Oczy łzawiły mi i piekły, jakbym patrzył prosto w słońce, ale jakoś wykonałem ten gest.


      - Możecie mnie zmusić do gry - oświadczyłem. - Ale nie możecie zmusić do dokonania wyboru. Sam kieruję swoją wolą. Będę przez całą noc strzegł tych zbroi, jak mi nakazano. Rankiem odejdę stąd bez pancerza... ponieważ zdecydowałem go nie nosić.


      Bez niego możesz zginąć, zakomunikowała Frakir, jakby tłumaczyła.


      Wzruszyłem ramionami.


      - Jeśli mam wybierać, to postanawiam nie przedkładać żadnego z was przed drugiego.


      Owiał mnie wiatr gorący i zimny zarazem, niczym westchnienie kosmosu.


      Dokonasz wyboru, przekazała Frakir. Czy będziesz tego świadom czy nie. Każdy wybiera. Ciebie prosi się tylko, abyś swój wybór sformalizował.


      - Co czyni mnie takim wyjątkowym? Znowu ten wiatr.


      Twoje jest podwójne dziedzictwo, połączone z wielką mocą.


      - Nigdy nie pragnąłem, by jeden z was został moim wrogiem - stwierdziłem.


      To nie wystarczy.


      - W takim razie zniszczcie mnie teraz.


      Gra już się toczy.


      - Zatem bierzmy się do roboty.


      Nie jesteśmy zadowoleni z twojej postawy.


      - I nawzajem - doparłem.


      Grom zahuczał tak, że straciłem przytomność. Czułem, że mogę sobie pozwolić na całkowitą szczerość, ponieważ miałem silne wrażenie, że nie tak łatwo znaleźć uczestnika tej gry.


      Obudziłem się rozciągnięty na stosie nagolenników, półpancerzy, rękawic, hełmów i innych zabawnych przedmiotów podobnego charakteru. Wszystkie posiadały ostre kanty albo występy, z których większość wbijała się we mnie. Uświadamiałem to sobie stopniowo, ponieważ zdrętwiałem w wielu istotnych miejscach.


      Cześć, Merlinie.


      Frakir, ucieszyłem się. Długo byłem wyłączony?


      Nie wiem. Sama dopiero doszłam do siebie.


      Nie wiedziałem, że można znokautować kawałek sznura.


      Ja też nie. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło.


      W takim razie inaczej sformułuję pytanie: domyślasz się, jak długo byliśmy wyłączeni?


      Mam wrażenie, że dosyć długo. Daj mi spojrzeć na wyjście, to może potrafię odpowiedzieć dokładniej.


      Podniosłem się wolno, nie zdołałem ustać, upadłem. Poczołgałem się do otworu, zauważając po drodze, że w stercie uzbrojenia nie brakuje niczego. Posadzka rzeczywiście pękła. I rzeczywiście martwy karzeł leżał w tylnej części kaplicy.


      Spojrzałem na jasne niebo zarzucone czarnymi punktami.


      I co?, zapytałem po chwili.


      Jeśli oceniam prawidłowo, wkrótce nastanie świt.


      Przed świtem zawsze najjaśniej, co?


      Coś w tym rodzaju.


      Nogi zamrowiły, gdy powracał obieg krwi. Wstałem z wysiłkiem i oparłem się o ścianę.


      Jakieś nowe instrukcje?


      Jeszcze nic. Mam przeczucie, że nadejdą o wschodzie słońca.


      Zatoczyłem się do najbliższej ławy i opadłem.


      Jeśli teraz coś nadejdzie, mam do obrony tylko dość dziwaczny zestaw czarów. Spanie na zbroi wywołuje pewne dolegliwości. Jest prawie tak niewygodne, jak spanie w zbroi.


      Rzuć mnie na nieprzyjaciela, a przynajmniej zyskam dla ciebie trochę czasu.


      Dzięki.


      Jak daleko w przeszłość sięgasz pamięcią?


      Chyba do czasów, kiedy byłem małym chłopcem. Czemu pytasz?


      Ja pamiętam wrażenia od chwili, kiedy pierwszy raz zostałam ożywiona, jeszcze przez Logrus. Ale wszystko, aż do naszego tu przybycia, przypomina sen. Tylko reagowałam na życie.


      Wielu ludzi zachowuje się podobnie.


      Naprawdę? Przedtem nie mogłam myśleć ani się porozumiewać.


      Fakt.


      Myślisz, że to potrwa dłużej?


      Nie rozumiem.


      Może to tylko stan przejściowy? Może uzyskałam świadomość, aby radzić sobie w szczególnych okolicznościach, jakie czekają nas w tym miejscu?


      Nie wiem, Frakir, odparłem, masując lewą łydkę. To możliwe. Przyzwyczajasz się do nowych możliwości?


      Tak. To chyba nierozsądne. Jak można martwić się o coś, czego nie będzie mi brakowało, kiedy zniknie?


      Dobre pytanie, a ja nie znam odpowiedzi. Może i tak zyskałabyś świadomość?


      Nie przypuszczam. Ale to możliwe.


      Boisz się regresji?


      Tak.


      Coś ci powiem. Zostawię cię tutaj, kiedy znajdziemy wyjście.


      Nie mogę zostać.


      Dlaczego nie? Owszem, czasami się przydajesz, ale w końcu sam potrafię o siebie zadbać. Teraz, kiedy jesteś świadoma, powinnaś mieć własne życie.


      Ale jestem dziwolągiem.


      Jak my wszyscy. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że rozumiem i zgadzam się.


      Zacisnęła się na moment i umilkła.


      Chciałbym tak się nie bać picia wody.


      Siedziałem tam prawie godzinę. Analizowałem wszystko, co mi się ostatnio wydarzyło. Szukałem jakichś wzorców, wskazówek.


      Chyba słyszę twoje myśli, odezwała się nagle Frakir. I zdaje się, że mam ważną informację.


      Tak? Co takiego?


      Ten, który cię tu sprowadził...


      To coś, co wyglądało jak mój ojciec?


      Tak.


      Co z nim?


      Był inny niż obaj wcześniejsi goście. Był człowiekiem. Oni nie.


      Chcesz powiedzieć, że naprawdę mógł być Corwinem?


      Nigdy go nie spotkałam, więc nie wiem. Ale nie był takim konstruktem jak tamci.


      Wiesz, czym byli?


      Nie. Ale dostrzegłam w nich pewną niezwykłą cechę i zupełnie jej nie rozumiem.


      Pochyliłem się i rozmasowałem skronie. Kilka razy odetchnąłem głęboko. W gardle mi zaschło i bolały wszystkie mięśnie.


      Mów. Czekam.


      Nie bardzo potrafię to wytłumaczyć, stwierdziła Frakir. Ale jeszcze w przedświadomych czasach nierozsądnie nosiłeś mnie na ręku, kiedy przechodziłeś Wzorzec.


      Pamiętam. Po twojej reakcji bardzo długo miałem w tym miejscu bliznę.


      Niełatwy jest kontakt tworów Chaosu i tworów Porządku. Jakoś przeżyłam. I zarejestrowałam to doświadczenie w pamięci. Otóż postacie Dworkina i Oberona, które odwiedziły cię w tej jaskini...


      Tak?


      Pod ich pozornym człowieczeństwem pulsowały pola energii zamknięte w geometrycznych strukturach.


      Przypomina to rodzaj animacji komputerowej.


      Może to coś podobnego. Trudno powiedzieć.


      A mój ojciec nie był taki?


      Nie. Ale nie do tego zmierzam. Rozpoznałam źródło.


      Skupiłem się.


      To znaczy?


      Te wiry... geometryczne konstrukcje, na których opierały się obie postacie... to reprodukcje fragmentów Wzorca Amberu.


      Nie mylisz się?


      Nie. Braki w świadomości nadrabiam pamięcią. Obie figury były trójwymiarowymi konstrukcjami elementów Wzorca.


      Po co Wzorzec miałby korzystać z takich wizerunków, żeby mnie podejść?


      Jestem tylko skromnym narzędziem mordu. Rozumowanie nie jest na razie moją mocną stroną.


      Skoro w sprawę zamieszane są Jednorożec i Wąż, to przypuszczam, że Wzorzec także.


      Wiemy, że Logrus tak.


      Miałem też uczucie, że Wzorzec wykazał swoją świadomość tego dnia, kiedy przeszła go Coral. Przypuśćmy, że tak jest i dodajmy jeszcze zdolność budowania takich konstruktów... Czy chciał, żeby właśnie tu mnie doprowadziły? Czy raczej Corwin przeniósł mnie w inne miejsce? I czego chce ode mnie Wzorzec? A czego mój ojciec?


      Zazdroszczę ci umiejętności wzruszania ramionami, odparła Frakir. Zakładam, że są to, jak to określasz, pytania retoryczne.


      Raczej tak.


      Zaczynają do mnie docierać informacje innego typu. Zakładam więc, że noc dobiega końca.


      Poderwałem się.


      Czy to znaczy, że mogę już jeść? I pić?


      Chyba tak. Ruszyłem jak najszybciej.


      Wprawdzie nie znam się na tych sprawach, ale zastanawiam się, czy takiego skakania przez ołtarz nie można uznać za dowód braku szacunku, zauważyła Frakir.


      Czarne płomienie zamigotały, kiedy przemknąłem między nimi.


      Do diabła! Nie wiem nawet, czyj to ołtarz, odparłem. A zawsze uważałem, że brak szacunku okazuje się komuś konkretnemu.


      Grunt zadygotał lekko, gdy chwyciłem dzban i podniosłem go do ust.


      Chociaż z drugiej strony, może i masz rację, przyznałem, krztusząc się.


      Przeniosłem dzban i bochenek wokół ołtarza, obok sztywniejącego karła, na ławę biegnącą wzdłuż ściany naprzeciw wejścia. Usiadłem i już spokojniej przystąpiłem do posiłku.


      Co teraz?, zapytałem. Mówiłaś, że znowu nadchodzą informacje.


      Trzymałeś straż, oznajmiła. Teraz spośród pancerzy i broni, których strzegłeś, masz wybrać to, czego potrzebujesz. Następnie ruszyć jednym z trzech korytarzy, których wyjścia znajdują się w tej ścianie.


      Którym?


      Jeden to wrota Chaosu, drugi to wrota Porządku, natury trzeciego nie znam.


      Hm... Jak w takiej sytuacji podjąć rozsądną decyzję?


      Sądzę, że wszystkie drogi będą zamknięte... oprócz tej, którą powinieneś wyruszyć.


      Czyli właściwie nie mam wyboru, prawda?


      Przypuszczam, że wybór drogi zdeterminowny jest wyborem, jakiego dokonasz w dziale wyposażenia.


      Skończyłem chleb, popiłem resztką wody. Wstałem.


      Do roboty, rzekłem. Sprawdzimy, jak zareagują, jeśli nic nie wybiorę. Szkoda tego karła.


      Wiedział, co robi i na co się naraża.


      To więcej, niż mogę powiedzieć o sobie.


      Podszedłem do prawego wyjścia, ponieważ ono było najbliżej. Prowadziło do jasnego korytarza, który stawał się jaśniejszy i jeszcze jaśniejszy, aż po kilku krokach przestałem cokolwiek widzieć. Szedłem dalej. I niewiele brakowało, żebym złamał sobie nos. Jakbym trafił w szklaną ścianę. Dobrze. I tak nie mógłbym sobie wyobrazić siebie, odchodzącego w taką jasność.


      Z każdą chwilą stajesz się coraz bardziej cyniczny, zauważała Frakir. Pochwyciłam tę myśl.


      Dobrze.


      Ostrożniej podszedłem do środkowego wyjścia. Było szare i zdawało się również prowadzić do długiego tunelu. Mogłem spojrzeć w głąb może trochę dalej niż w poprzednim, ale nie zauważyłem nic ciekawego poza ścianami, stropem i podłożem. Wyciągnąłem rękę i przekonałem się, że nic nie blokuje mi drogi.


      To chyba ten, stwierdziła Frakir.


      Możliwe.


      Przeszedłem do trzeciego otworu, czarnego jak wnętrze kieszeni boga. I znowu nie natrafiłem na opór, kiedy szukałem ukrytych barier.


      Hm... Wydaje się, że jednak mam wybór.


      Dziwne. Nie otrzymałam żadnych instrukcji dotyczących takiej sytuacji.


      Wróciłem do środkowego tunelu, postąpiłem o krok. Obejrzałem się, słysząc za plecami jakieś dźwięki. Karzeł usiadł. Podparł się pod boki i rechotał ze śmiechu. Chciałem zawrócić, ale teraz coś zablokowało drogę. I nagle cała scena zmniejszyła się, jakbym gwałtownie odlatywał do tyłu.


      Sądziłem, że ten maluch jest martwy, zauważyłem.


      Ja też. Zdradzał wszelkie oznaki śmierci.


      Odwróciłem się znowu w stronę, w którą zmierzałem. Nie czułem żadnego przyspieszenia. Może to kaplica się odsuwała, podczas gdy ja stałem nieruchomo.


      Zrobiłem krok, potem następny. Żadnego odgłosu. Ruszyłem. Po chwili wyciągnąłem rękę, by dotknąć lewej ściany. Trafiła w pustkę. Spróbowałem z prawą. To samo. Zboczyłem o krok na prawo i sięgnąłem jeszcze raz. Nic. Ale wciąż wydawało mi się, że jestem mniej więcej pośrodku między dwoma mglistymi barierami. Warknąłem w myśli, zignorowałem to i pomaszerowałem dalej.


      Co się dzieje, Merlinie?


      Wyczuwasz czy nie wyczuwasz ścian po obu stronach?, spytałem.


      Nie, stwierdziła Frakir.


      Domyślasz się, gdzie właściwie jesteśmy?


      Idziemy pomiędzy cieniami.


      A dokąd zmierzamy?


      Jeszcze nie wiem. Podążamy jednak Drogą Chaosu.


      Co? Skąd to wiesz? Sądziłem, że aby mnie tu wpuścili, muszę z tego stosu wybrać coś chaotycznego.


      Tknięty podejrzeniem, przeszukałem wszystkie zakamarki ubrania. Znalazłem sztylet wsunięty do pochwy w prawym bucie. Nawet w tym słabym świetle rozpoznałem typowe dla domu wykonawstwo.


      Podpuścili nas, stwierdziłem. Teraz rozumiem, dlaczego ten karzeł się śmiał. Podrzucił mi to, kiedy straciliśmy przytomność.


      Ale przecież miałeś wybór. Pomiędzy tym korytarzem a tamtym cieniem.


      Fakt.


      Więc dlaczego wybrałeś ten?


      Miał lepsze oświetlenie.


Strona główna
   
Indeks
   





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Alchemia II Rozdział 8
Drzwi do przeznaczenia, rozdział 2
czesc rozdzial
Rozdział 51
rozdzial
rozdzial (140)
rozdzial
rozdział 25 Prześwięty Asziata Szyjemasz, z Góry posłany na Ziemię
czesc rozdzial
rozdzial1
Rozdzial5
Rozdział V
Rescued Rozdział 9
Rozdział 10
czesc rozdzial

więcej podobnych podstron