Iwaszkiewicz Jarosław


Jarosław Iwaszkiewicz
Świątynia w Segeście
Amore profano
Kotara da nam światło zielone jak
To już ty! Niby mądra dobrotliwa twarz
woda.
Złożona na znużone zielonkawe dłonie!
Smuga słońca nam powie, że jest
Twoich kolumn ognisko w ciężkim
nieskończoność,
słońcu płonie,
Spokojnego odblasku twardawa łagoda
Na zielonej przełęczy, samotnico,
Spłynie na twoje ciało jak jasna
trwasz.
zieloność.
Góry niebieskie, niebo sine trzyma
Na sinym aksamicie będziesz jak
straż
morela,
Kiedy uniosą słońce w noc miedziane
Wyłuskana z szat wszelkich, spokojnie
konie;
okrągła.
Umierasz wieczornym życiem w
Przyłożę do twych piersi gestem
milczenia koronie
menestrela rękę,
Mówiąc samotnej nocy greckie "Ojcze
a pierś twa zadrży jak struna pociągła.
nasz".
Gdy palcem znajdę ust twych jedwabną
Świątynio, nie dość z tobą półumarłym
oponę,
być
Gołębie złotych blasków przelecą
I cienie twojej śmierci wdychać
sufitem
dobroczynne -
I roztopią się w oknie - pachnącym
Trzeba nam twoje słońce dzbanem
błękitem.
wina pić
Zielenią zadumaną i żółcią karmione.
I kolumn kości zmienić w struny
Wreszcie na bladych okien wodniste
miodopłynne,
zasłony
Śmierć bo lotna i krótka. Trzeba
Upadnie siny wieczór w czarną noc
życiem żyć,
zmieniony.
Nie twoim, Jarosławie - ale Życiem
Innym.
Jesień w Warszawie
W alejach białe obserwując pieski,
Oglądam spadające chrupliwe
kasztany,
Którymi się zachwycał gdzieś tam
Miłaszewski.
Gdybyż park na błękitno był
pomalowany!
Ultramaryny dreszcze na szarym
asfalcie!
Szaro się podesłała pod stopy ulica.
Do przyjaciela wroga
Ćmy złotych liści, tylko się nie spalcie:
Stolica!
Mgliste aleje i miękkie futerka, Siedzimy dziś wspólnie przy stole,
Niskie obłoki, smak węgierki chłodnej. Dzielimy się chlebem i winem,
Chodniki: dziwna dymów, serc I wielkich imiona mówimy
rozterka. Głosem ściszonym, wzruszonym.
O jakiż jestem głodny!
Schodzi pomiędzy nas pokój
Pomiędzy już nadpsute zabłąkane dalie Wielkiej i świętej wiary,
Rzymianka-warszawianka, jak z chaty Jesteśmy ludzmi, przyjaciółmi,
Ewandra, Jesteśmy poetami.
Syn żołnierza wita, przeginając talię
Na posiniałym placu szaro - Krąg złoty wina w kieliszku
Aleksandra. Pogańskim się staje symbolem
I dzwoni szkło jak dzwony
Za chwilę znowu jesień i Nowy Świat w Nad wielkim i żyznym polem.
mgłach,
Wąska, wąska, tasiemna ulica. Oczy mam pełne jeszcze
Kameralne koncerta grywać będzie Jesiennej melancholii
Bach. I wiem - że moc i przyjazń,
Stolica - ha, stolica. I wielkie słowo boli.
Gdzież tu zasadzić wszystkie swoje Patrzymy na siną mglistość,
kwiaty Która w oddali zbiera,
Między Ziemiańską, Kruczą a belferką, I zimna rzeczywistość
Zaczarowane uciekając lato Na ustach nam zamiera.
Zaklęło w przedmiot marzeń przelotną
kasjerkę. Myślimy, że przez winnice,
Wziąwszy się kręgiem za ręce,
Cóżem Ci, o Warszawo, ty Wiedeński Aż w nasze okolice
Dworcze, Pójdziemy przy piosence.
Uczynił szarobury, żeś wskazał godzinę,
Gdy wszystkie moje myśli bujne i Ach, pieśni śpiewać możemy,
Włóczęga Witraże
Powiał od pól wiosennych wiatr mojej Powiedział na witrażu, Tristan do
włóczęgi, Izoldy:
Wzywają mnie mej drogi ścieżki "Tańcują po posadzce wesołe koboldy,
pogmatwane. I słońce, prześwietlając nasze blade
Samotności wieczystej tajemne potęgi twarze,
Mówią, że nie zbuduję, co nie Połączy pocałunkiem miłosne witraże".
zbudowane. "Nawet słońce nie będzie całowań
Pójdę przez odmłodzone po łąkach przyczyną,
badyle, Siatka jego jest tylko złotą pajęczyną.
Obłędnie wirująca, niebieska kometa, Nie jest miłość prawdziwa, a
Jak łowca, co w lwie sieci ułowi motyle, namalowana".
Miast wielkiej tajemnicy posiadłszy - Tak rzekła na witrażu Iseult do
sekreta. Tristana.
Plejady
Plejady to gwiazdozbiór już pazdziernikowy.
Wypływa nad horyzont ciemno i okrutnie
I patrzy na schylone zadumane głowy,
Na połamane brzozy i pobite lutnie.
Przechodzi i o świcie drży nad moim domem.
Posyła promień cichy, ale przenikliwy,
I głosem mówi do mnie, i takim znajomym,
Ze może jest kto jeszcze na świecie szczęśliwy.
Szczęśliwy, kto kocha; szczęśliwy kto wierzy;
Szczęśliwy...albo tylko tak jemu się zdaje...
Szczęśliwy, który łąką o świtaniu bieży
I na jesiennym niebie widzi gwiazdy maja.
Nim przyjdzie wiosna,
Nim przyjdzie wiosna,
nim miną mrozy,
w ciszy kolebce-
nade mną sosna
nade mną brzoza
witkami szepce.
Szepce i śpiewa
niby skrzypcowa
melodia cicha
melodia nowa
której nie słychać,
która dojrzewa.
Tak się zapadam
jak w śniegu puchy
w jesienne liście
i tylko duchem
słucham i badam
czy noc nadchodzi
czy świt się rodzi,
czy rzeczywiście??
Ptaszki św. Franciszka
Wisimy grzecznie w klatkach
wzdłuż ulicy św. Augustyna
Zachowujemy się pięknie, kos gwiżdże
a szczygły w ciasnych klateczkach
pokazują swoje kolory
z pobliskiego kościoła
przemawia do nas św. Franciszek
Bardzo lubimy kazania
świętego Franciszka
Mówi żebyśmy się kochali wzajemnie
nie wyrywali sobie piórek
nie podkładali sobie bomb pod gniazdka
żeby samice wysiadywały jajka
żebyśmy kochali swoje klatki
(posłuchaj jak kos pięknie gwiżdże)
i żebyśmy mówili mu: bracie Franciszku
jak ładnie:
bracie Franciszku


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Iwaszkiewicz Jarosław Wiersze
JAROSŁAW IWASZKIEWICZ

więcej podobnych podstron