203 02





B/203: Osho - Kundalini





Wstecz / Spis
Treści / Dalej

KUNDA
źródło w nieświadomości
Jest takie centrum, w którym ta energia spoczywa ukryta i uśpiona, jak nasienie, w którym wszystko, co jest uśpione, może stać się przejawionym. To właśnie określa się mianem kunda: zbiornik.
Słowo kunda ma wiele znaczeń. Pierwsze z nich to "miejsce bez żadnej zmarszczki". Gdy pojawi się najlżejsza zmarszczka, ta siła się uaktywnia. Dlatego kunda oznacza miejsce bez najmniejszego drżenia, najlżejszego zmącenia, ani najlżejszego drgania, gdzie wszystko spoczywa w głębokim śnie.
Drugie znaczenie: "tam, gdzie wszystko jest uśpione, ale w każdej chwili może być przebudzone". Kunda nie jest martwy, pusty czy suchy, jest pełny. Śpi, jest więc całkiem możliwe, że nigdy nie uświadomimy sobie tego, co jest w nas uśpione. Uświadomimy sobie tylko w takiej mierze, w jakiej to przebudzimy.
Trzeba to zrozumieć. Dopóki energia nie jest przebudzona, nie możemy sobie jej uświadomić, a będziemy jej świadomi tylko w takim stopniu, w jakim ją przebudzimy. Tylko tyle energii znajdzie się w zasięgu świadomości, ile jej przebudzisz. Niepobudzona część nadal będzie drzemać w nieświadomości. Dlatego najwięksi ludzie nie mają pojęcia o swojej wielkości dopóki nie staną się wielkimi.
Ani Mahavir ani Budda ani Jezus nie byli świadomi swego potencjału, dopóki nie osiągnęli szczytu swego poznania.
Dlatego gdy to zdarzenie w nas zachodzi, wygląda na współczucie Boskości. Zastanawiamy się skąd jest ten dar, kto nam go dał.
Czujemy, że przyszedł od tego, kto jest nam najbliższy, bez względu na to, czy jest to guru, czy idol, którego wielbiliśmy. Osiągnięcie to zawsze pochodzi z wewnątrz, a my przypisujemy je Teerthankerowi (nauczyciel świata u dżinistów) albo jakiemuś bogu gdzieś tam w górze, albo czemuś lub komuś, kto był przed nami.
Parę dni temu czytałem opowieść, w której dwaj rolnicy pierwszy raz w życiu wybierali się w podróż pociągiem. Były to ich urodziny; ludzie z wioski pomyśleli więc: "Czy może być lepszy prezent niż podróż pociągiem?" Kupili im bilety. Dla obu było to bardzo nowe przeżycie, bo pociągi wciąż były nowym wynalazkiem. Ekscytowało ich wszystko wokoło. Przechodził sprzedawca napojów orzeźwiających, kupili więc jedną butelkę, którą chcieli razem wypić.
Uzgodnili, że jeśli będzie im smakowało, kupią jeszcze jedną.
Pierwszy zaczął pić, a gdy skończył swą połówkę, pociąg wjechał do tunelu. Drugi chciał wziąć od niego butelkę: "Nie wypij wszystkiego".
Pierwszy krzyknął: "Nie dotykaj, to trucizna. Oślepiła mnie." Ten, który pił pierwszy ostrzegł drugiego, by nie dotykał butelki, bo może ogarnąć go ślepota. Jest to naturalne: zdarzenie, która przychodzi wcześniej, zawsze zdaje się być przyczyną. My też nie wiemy, skąd bierze się energia i w ogóle nie zdajemy sobie sprawy z jej istnienia, dopóki nie pojawi się w nas. Zatem nie zdajemy sobie sprawy z tego źródła energii lub jego wielkości.
Energia przebudzona w śpiącym, nieświadomym kunda, nazywana jest kundalini. Kunda jest nieświadomy, kundalini jest świadoma.
Energia uśpiona to kunda, energia przebudzona to kundalini. To, co się budzi i wznosi ponad kunda, nazywane jest kundalini. Kunda jest czymś więcej niż kundalini. Kundalini to jedynie mała fala, która z niego powstała. Dlatego poszukiwanie w tej podróży ma charakter dwojaki. Kundalini przebudzona w tobie, mającym dużo więcej uśpionych możliwości, jedynie zapowiada istnienie źródła. Jeden promień wychodzący z kunda objawia możliwość istnienia nieskończonej liczby promieni. Dlatego jednym ze sposobów uświadomienia sobie energii własnego ciała jest przebudzenia kundalini; przebudziwszy tę energię, dotrzesz do tych ośrodków, tych bram w ciele, poprzez które z łatwością możesz wejść w niewidzialną formę ciała, Atmana.
To także trzeba zrozumieć, ponieważ wszystko, co robimy, robi nasza wewnętrzna energia za pomocą pewnych bram. Jeśli twoje uszy zachorują, energia wzniesie się do uszu i wycofa się. Nie będziesz słyszał. Stopniowo energia przestanie dochodzić do uszu, ponieważ płynie ona tylko tam, gdzie może płynąć. Odwrotna sytuacja również może nastąpić. Jeśli człowiek głuchy podejmie silną decyzję słyszenia palcami, usłyszy. Żyją w dzisiejszym świecie ludzie, którzy rozwinęli umiejętność słyszenia różnymi częściami ciała. Są także ludzie, którzy widzą różnymi częściami ciała.
Czym więc jest to, co nazywamy okiem? Jest to część ciała. Od niepamiętnych czasów człowiek patrzy tą częścią ciała. Gdy pierwsza istota, która miała stać się człowiekiem, zaczęła po raz pierwszy patrzeć oczyma, musiało to być bardzo przypadkowe. Równie dobrze mogła patrzeć inną częścią ciała. Różne zwierzęta patrzą innymi częściami ciała, więc ich oczy umieszczone są gdzie indziej. Istnieją ptaki, zwierzęta i owady, które mają fałszywe i prawdziwe oczy.
Widzą prawdziwymi oczyma, fałszywe zaś mają oszukać wroga, by w razie ataku ocalały prawdziwe oczy. Zwyczajna mucha ma tysiąc oczu. Jej oko składa się z tysiąca oczu, a zdolność widzenia jest ogromna. Istnieją ryby, które mają oczy w ogonie, bo muszą chronić się przed wrogiem od tylu. Jeśli porównamy oczy wszystkich żyjących istot, stwierdzimy, że nie muszą być w tym miejscu, w którym my je posiadamy.
Tak samo jest z uszami. One także mogą znajdować się w dowolnym miejscu. Są na stałe w głowie, gdyż od wieków człowiek ciągle używa tego miejsca do słuchania. Nagromadzona pamięć zapadła tak głęboko w świadomości, że ciało wytwarza narząd słuchu właśnie w tym miejscu. Jeśli teraz któryś z naszych narządów zmysłów przestanie działać, utracimy otwarcie na świat. Jeśli stracimy oczy, nie będziemy mogli doznawać światła.
Kiedy kundalini zaczyna się podnosić, puka także do tych drzwi, które nie są zwykłymi, poprzez które zaczynasz doznawać tego, czego nie mógłbyś doznawać zwyczajnymi oczyma i rękami. Właściwie trzeba powiedzieć, że zaczyna pukać do drzwi postrzegania pozazmysłowego. Moc ożywiająca oczy i uszy to także moc kundalini. Ożywia je bardzo mała część kundalini. Gdy zwiększa się ilość kundalini, masz dodatkową energię mogącą pukać do nowych drzwi. Mały strumień wody płynie jako pojedynczy strumyk, ale jeśli nagle woda się podniesie, we wszystkie strony zaczną rozchodzić się nowe strumienie
jeden strumień nie uniesie bowiem zwiększonej ilości wody.
Zatem pobudzenie kundalini oznacza w fizycznym sensie tak wielką ilość energii, że zwyczajne ujścia nie mogą jej pomieścić. Wtedy z konieczności energia ta musi pukać do nowych drzwi i zaczynają się pojawiać nowe zdolności postrzegania. Otworzy się wiele rodzajów postrzegania i zaczniesz doznawać telepatii, jasnowidzenia, zaczniesz widzieć i słyszeć bez oczu i uszu; zaczniesz doświadczać świata bez pomocy znanych narządów zmysłów. Zaistnieją w tobie nowe zdolności. Najgłębszym rezultatem pobudzenia tych zdolności jest doświadczanie niewidzialnego świata wewnętrznego, tego, co nazywamy Atmanem
będącego najsubtelniejszym przedłużeniem ciała. Dlatego wraz z przebudzeniem kundalini zwiększają się twoje możliwości, ale ta praca musi zacząć się najpierw od ciała.
Istnieje inna metoda, o której nie mówiłem. Zwykle mówimy o metodach budzenia kundalini. Ale kundalini nie stanowi całości kunda. Jest inna metoda, o której kiedyś będziemy mówić. Bardzo nieliczni ludzie próbowali eksperymentów z tą metodą, w której zamiast budzić kundalini musimy zatopić się w kunda. Nie polega to na podniesieniu jednej czy dwóch fal energii, ale na zanurzeniu całej świadomości w kunda. Nie otworzą się żadne nowe drzwi, nie będzie żadnych doznań pozazmysłowych. Zniknie też świadomość Atmana.
Będzie bezpośrednie doświadczenie Boskości.
Kiedy budzi się kundalini, pierwsze jest doświadczenie Atmana, a z nim poczucie "mój Atman jest odrębny od Atmana innych ludzi".
Dlatego ci, którzy przebudzili kundalini, wierzą w indywidualność duszy. Mówią, że w każdym człowieku jest dusza i dlatego jest tyle dusz, ilu ludzi. Ci, którzy zanurzyli się bezpośrednio w kunda, twierdzą jednak, że nie ma Atmana, że jest tylko Bóg, nie wielu bogów, ale jeden.
Kiedy wskakujesz w kunda, nie jest to tylko twój kunda. Jest to powszechny kunda, w którym się zanurzasz, gdyż kunda każdego człowieka nie jest indywidualny, źródło jest jedno. Dlatego kunda jest nieskończenie potężny. Obojętne ile energii z niego czerpiesz, jest taki sam. Jak ocean: jest nieskończony. Kiedy jednak napełniam swoje naczynie i przynoszę je do domu, nazywam wodę w tym naczyniu "moją", i ty nazywasz wodę w swoim naczyniu "swoją", choć woda jest ta sama.
Eksperymentując z kundalini, bierzemy część oceanu. Ci, którzy zanurzają się w nim, twierdzą, że nie ma oddzielnych naczyń i cała woda pochodzi z tego samego oceanu. Nie można zatrzymać jej na własność na dłużej, gdyż wróci do źródła. Wkrótce zaświeci słońce, a woda wyparuje i stanie się obłokiem. Wszystko wróci do oceanu.
Eksperymentując z kundalini, doznasz przeżyć pozazmysłowych, które są cudownymi objawieniami psychicznymi, a doświadczenie Atmana, w którym dotykasz Boga, jest jedynie częścią tych przeżyć.
Przypomina to sytuację, gdy ja dotykam oceanu z jednej strony, ty dotykasz go z drugiej, oddalony miliony kilometrów. Jak mam wtedy wierzyć, że dotykasz tego samego oceanu? Ty dotykasz go ze swego brzegu, ja ze swego, dlatego mój staje się Oceanem Indyjskim, twój
Atlantyckim, a kogoś innego
Pacyfikiem. Ocean jest ten sam, tylko my prowadzimy linie dzielące tam, gdzie go dotykamy. Tworzymy własne oceany i własne brzegi.
Dlatego doświadczenie Atmana polega na dotknięciu Boga z jednego końca; może to nastąpić przez przebudzenie małej fali kundalini.
Wędrujemy tą ścieżką, a pewnego dnia musimy porzucić także Atmana, aby można było zakończyć podróż. Musimy wtedy odsunąć także Atmana i wskoczyć do samego źródła. Droga kundalini jest względnie łatwa, choć długa, a droga jest łatwiejsza od krótszej.
Zawsze tak jest i jest to uzasadnione.
Gdybym na przykład chciał zbliżyć się do samego siebie, mogę tego dokonać tylko poprzez coś innego. Jeśli chcę zobaczyć swoją twarz, nie mogę uczynić tego bezpośrednio. Muszę obejrzeć ją w lustrze. Jest to długi proces. Najpierw moja twarz musi odbić się w lustrze, dopiero wtedy będę mógł ją zobaczyć. Choć szybszym byłoby zobaczenie twarzy bezpośrednio, jest to bardzo trudne, niemal niemożliwe.
Dlatego metoda podnoszenia energii kundalini, choć to długa podróż, wiedzie przez cały świat zmysłów, w końcu doprowadzając do Atmana. Tam trzeba dokonać tego skoku, ale wtedy jest to łatwe. Kto doznał tej błogości, słyszy wówczas wołanie ananda, błogości, o przyjście i zatracenie się w dostąpieniu Ostatecznej Błogości.
Poznanie siebie, dostąpienie siebie to radość jednego rodzaju. Ale zatracenie siebie jest Najwyższą Błogością. Kiedy poznasz siebie, pozostaje ci tylko jeden ból, ból własnego istnienia. Wszystkie inne cierpienia i smutki znikną.
Zaczniesz kwestionować swoje istnienie. Zapytasz: "Czemu, czemu ja w ogóle istnieję?" Wydaje się to takie powierzchowne i niepotrzebne.
Dokonasz więc skoku. Pewnego dnia postanowisz: "Poznałem moje istnienie, teraz chcę poznać Nie-istnienie. Poznałem światło, teraz chcę poznać także ciemność". Światło, jakkolwiek rozległe, ma granice, a ciemność jest nieograniczona. Istnienie, jakkolwiek znaczące, ma granice, a Nie-istnienie nie ma granic.
Dlatego ludzie nie rozumieli Buddy, gdy na pytanie "Czy zostaniemy wyzwoleni?" odpowiadał "Jak można CIEBIE wyzwolić? Sam musisz siebie wyzwolić od swojej Jaźni." A oni pytali: "Kiedy opuszczą nas pragnienia i smutki i grzechy, czy nie pozostanie przynajmniej nasze istnienie?" "Nie
odpowiadał Budda.
Kiedy znikną pragnienia i grzechy i smutki, pozostanie ból twojego istnienia." Ciekawe, że dopóki pozostają pragnienia, istnienie nie zakłóca ci spokoju.
Wykorzystujesz istnienie do zaspokajania pragnień. Jeśli zebrałeś bogactwa, angażowałeś swe istnienie w dzieło zbierania bogactw.
Jeśli stworzyłeś sobie reputację, musiałeś wykorzystać do tego swoje istnienie. Kiedy nie ma pragnienia bogactwa albo pozycji społecznej albo seksu, kiedy nie ma działania, co masz robić ze swym istnieniem? Wtedy istnienie zaczyna przysparzać ci bólu, wyzwala w tobie niepokój.
Dlatego Budda powiada: "Nie, nie! Pozostanie NIC. Gdy zdmuchniesz płomień, dokąd on odchodzi?" Aż do dnia śmierci, ludzie pytali go: "Co stanie się z Buddą, gdy umrze? Co się stanie, kiedy umrzesz?" Budda odpowiadał: "Kiedy już mnie nie będzie, co ma pozostać? Nic nie pozostanie. To tak, jak płomień, który gaśnie. Nie pytacie, co staje się z płomieniem po jego zgaszeniu. Kiedy płomień odchodzi, odchodzi."
Dostąpienie Atmana jest tylko etapem, przygotowaniem do zatracenia Atmana. W pewnym sensie jest łatwe, bo gdy powiesz komuś, kto nie rozstał się ze swoimi pragnieniami, aby rozstał się ze swoim istnieniem i zatopił się wprost w kunda, zapewne nie będzie mógł tego uczynić. Powie, że ma jeszcze wiele do zrobienia. Dlaczego tak bardzo obawiamy się zatracić siebie? Dlatego, że jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, a jeśli ja się zatracę, kto to zrobi? Zacząłem budować dom, który jest dopiero w połowie skończony. Pozwól mi go skończyć, dopiero potem będę gotowy się zatracić. Ale w międzyczasie kilka innych rzeczy znajdzie się w stanie na wpół wykończonym. W istocie rzeczy pragnienie jest tęsknotą do dokończenia czegoś, ona nas stale popycha. Dlatego dopóki pragnienia trwają, zatracenie Atmana jest niemożliwe. Jeśli w kimś pragnienia zostaną unicestwione, pewnego dnia człowiek ten będzie gotów poniechać Atmana, bo jaki ma wtedy pożytek z Atmana?
Jeśli każesz porzucić błogość człowiekowi, który nie porzucił smutku, zada ci on pytanie: "Zwariowałeś?" Ale gdy smutek zostanie poniechany i pozostaje jedynie błogość, będziesz się zastanawiać, co masz zrobić z błogością. Wtedy będziesz gotów poniechać także błogość. A gdy człowiek jest gotów do poniechania ananda, błogości, to zdarzenie następuje. Każdy może chcieć pozbyć się smutku, ale przychodzi też moment, gdy jesteśmy gotowi porzucić i błogość.
Wtedy zostajemy wchłonięci przez Powszechną Egzystencję i zanurzamy się w niej.
Dlatego możemy też dostąpić tego nagle poprzez bezpośrednie zanurzenie się w kunda, ale dokonanie tego jest bardzo trudne.
Możemy jednak stopniowo się do tego przygotować. Pragnienia opuszczają nas stopniowo, zanikają skłonności instynktowne i ustają wszelkie działania. Zatracone zostaje wszystko, co wspierało istnienie. Pozostaje sam człowiek, istnienie, bez żadnej podstawy i bez żadnego wsparcia. Czujesz: "Po co to ratować?" Zanurzasz się w kunda, a zanurzenie się w kunda to Nirwana.
Jeśli chcesz iść do źródła, kundalini nie staje ci na drodze. Dlatego niektóre metody nie mówią o kundalini, nie jest to potrzebne. Z tego, co wiem i sam doświadczyłem, bezpośrednie metody możliwe są bardzo rzadko. Są skuteczne dla bardzo, bardzo nielicznych, co nie rozwiązuje twojego problemu. Dlatego dłuższa droga jest użyteczna.
Aby dotrzeć do własnego domu, wiele razy trzeba pukać do innych ludzi. Trzeba poznać niezliczone twarze, aby rozpoznać swoją, i trzeba kochać Bóg wie ilu ludzi, zanim zaczynamy kochać własną Jaźń. Najlepszą i najbardziej bezpośrednią drogą jest jednak kochanie własnej Jaźni. Na czym polega trudność, albo gdzie leżą przeszkody?
Najlepiej jest przyjść wprost do własnego domu, ale tak się nie dzieje.
W rzeczywistości trudno jest odnaleźć swą siedzibę przed poznaniem siedzib innych ludzi. Dopóki nie damy miłości innym i dopóki nie otrzymamy jej od innych, nie przekonamy się, że podstawową kwestią jest kochanie własnej Jaźni.
Kundalini sadhana, praktyka duchowa, o której tu mówię, jest przygotowaniem ciała do wejścia w stan bezcielesności, dotarcia do Atmana. Nie można dotrzeć do Atmana z tą ilością energii, która jest obecnie w tobie przebudzona, bo ledwie to wystarcza na poprowadzenie ciebie w codziennych obowiązkach. W gruncie rzeczy nie wystarcza nawet do tego i dlatego ciało odczuwa zmęczenie.
Płonie bardzo mały płomień; dlatego nie może on dotrzeć do Atmana.
Idea sannyasu powstała w celu zachowywania energii, którą już dysponujemy, aby można było wykorzystać ją do czegoś innego.
Dzięki temu ustawała zwyczajna, codzienna praca, taka jak prowadzenie sklepu czy służba u kogoś. Według mnie to nastawienie jest niedobre, bo na próbę oszczędzenia energii musimy zużyć ogromną ilość energii. Wiele razy energia potrzebna na bycie w złości nawet w połowie nie jest taka, jak ta użyta do ograniczania złości.
Więcej energii wykorzystuje się w zapobieganiu niż w samym działaniu. To dlatego nie opowiadam się za tą metodą. Jest to metoda skąpca. Tego rodzaju sannyasini usiłują oszczędzać z tej miernej ilości energii, jaką obecnie mają. Przebudź więcej energii: oto moje słowa. Zasób energii, z której możesz czerpać jest nieskończony. Jest jej tyle, że najprawdopodobniej nie będziesz w stanie całej jej zużyć.
Dlaczego masz się więc przejmować jej oszczędzaniem?
Jeśli mężczyzna poczuje: "Jak mam kochać Boskość skoro kocham już moją żonę?", ta odrobina energii, którą on dysponuje, zostanie zużyta całkowicie na kochanie żony. Dlatego próbuje on ją oszczędzać, ale sam akt oszczędzania wymaga dwukrotnie takiej ilości energii, jaka byłaby normalnie wykorzystana. Ta energia zostanie zużyta na walkę z samą sobą. Poza tym, z tak małą ilością energii nie jesteś w stanie dotrzeć w pełni nawet do swojej żony, jak więc spodziewasz się dotrzeć do Boskości? Ten mały pomost, który skonstruowałeś, nie wystarczy nawet na dotarcie do własnej żony.
Wiele kroków przegapiłeś po drodze i nie udało ci się dotrzeć do jej serca. Jak więc z taką samą ilością energii chcesz zbudować most, który sięgnie do Nieskończonego? To czyste szaleństwo.
Problem oszczędzania i gromadzenia energii w ogóle nie istnieje.
Nieskończona energia spoczywa w tobie uśpiona. Chodzi tylko o jej pobudzenie. Płynący strumień energii jest nieskończony. Nie można ustalić jego ilości. Innymi słowy, nigdy nie przyjdzie w życiu chwila, gdy będziesz mógł powiedzieć, że nic już nie pozostało wewnątrz do przebudzenia.
Ta zdolność czekająca na przebudzenie jest ogromna i nieskończona.
Kiedy energia się budzi, zwiększa się twoja zdolność do przebudzania coraz większej jej ilości. Gdy ilość boskiej energii wewnątrz jest większa niż normalnie, można ją wykorzystywać na nieznanych ścieżkach. Również w tym świecie używamy zasobów nadmiaru bogactwa na odkrywanie nieznanych ścieżek. Bardzo bogate państwo postanawia polecieć na księżyc. Lot na księżyc niczemu nie służy i nie będzie z niego zysku. A jednak nic nie tracimy, kiedy mamy więcej niż potrzebujemy do stracenia. Dopóki masz tyle, ile potrzeba, albo nawet mniej, musisz prowadzić ścisłą kontrolę swoich wydatków. Wtedy nie wyjdziesz poza znajomy, znany sobie świat.
Aby zgłębiać nieznane, potrzebujesz obfitości energii. Tak więc musisz budować kundalini z dodatkowej energii, do takiego stopnia, abyś miał taki nadmiar energii, aby pojawiła się kwestia "jak ją wykorzystać?" Pamiętaj: kto ma nadmiar energii, nagle czuje, że wszystkie stare drzwi przestały działać i nie mogą utrzymać napływu dodatkowej energii. Przypomina to ocean wpadający do rzeki: rzeka zostanie całkowicie wchłonięta, gubi swój bieg. Podobnie zostanie wchłonięty bieg twojej energii, która płynęła do tej pory; bieg seksu zostanie zniesiony, w jednej chwili. Gdy nastąpi ten napływ, wszystkie stare brzegi zostaną natychmiast zniszczone. Będziesz się zastanawiał, gdzie podziało się to wszystko, czym ściągałeś energię z innych źródeł. Wszystkie małostkowe starania, takie jak praktykowanie brahmacharya, celibatu, zapanowanie nad złością, gdzie one wszystkie zniknęły? Rzeki i kanały zostały zmyte i pozostał tylko ocean. Teraz, nie mając już znanych sobie sposobów wykorzystywania tej nowej energii, stwierdzasz, że wyruszyłeś w nową podróż, bo ta energia ma płynąć, musi płynąć.
Przebudzenie tej energii następuje tylko raz. Gdy ta energia popłynie nowymi ujściami i zacznie przepychać się szczelinami i otworami, znaczenie zaczną tracić twoje zwyczajne codzienne zainteresowania.
Zaczynasz mieć doświadczenia pozazmysłowe. Te drzwi otwierają się dopiero wtedy, gdy zaczynasz poznawać Atmana, to przedłużenie ciała, które jest bezcielesne. Wtedy kundalini jest przygotowaniem, abyś mógł wejść w Bezcielesność.
W kundalini sadhana mówi się o wznoszeniu i opadaniu energii. Czy najpierw ona się podnosi, a potem opada? I czy opada i zanurza się w kunda, czy gdzie indziej? Proszę o wyjaśnienie.
W rzeczywistości złączenie z kunda nie jest ani wznoszeniem, ani opadaniem. Pojawia się wznoszenie lub opadanie, ale przemijają one, wygasają, zmieniają się w nicość. Kiedy kropla wpada do oceanu, nie wznosi się, ani nie opada. Rzecz jasna wtedy, gdy wysycha w promieniach słońca, wznosi się ku niebu. Kiedy stygnie w chłodnym powietrzu chmur, spada na ziemię. W oceanie kropla się rozpuszcza, umiera, przestaje istnieć. Dlatego mówienie o opadaniu i wznoszeniu dotyczy czegoś zupełnie innego. Nierzadko moc, którą budzimy, musi zostać odesłana do kunda, przede wszystkim dlatego, że ciało nie jest przygotowane na zniesienie tak wysokiego napięcia. Dlatego to nadmierne napięcie musi wrócić do swego źródła.
Ograniczona jest nasza moc znoszenia radości, moc znoszenia bólu, moc znoszenia siły własnej energii. Gdy napływ energii jest większy niż nasza moc zapanowania nad nim, zniszczona zostanie integracja osobowości, ulegnie ona rozbiciu. Jest to bardzo szkodliwe. Dlatego wielokrotnie nadmiar energii trzeba odesłać. Praktyka, o której mówię, nie powoduje tego. Uwolnienie energii zależy całkowicie od rodzaju medytacji. Są takie praktyki, które budzą energię natychmiast. Nazywa się je metodami "nagłego Oświecenia". Są bardzo niebezpieczne, bo, jak powiedziałem, napięcie może być tak wysokie, że można go nie wytrzymać. Sytuacja ta przypomina żarówkę, która przepala się przy zbyt wysokim napięciu, bezpiecznik, wentylator, który się zapala, albo samochód ogarnięty ogniem.
Medytacja, którą wam daję, najpierw tworzy zdolność, możliwość, i nie budzi pełnej energii od razu.
Tak można porównać te dwa rodzaje praktyk: jeśli wielka tama ustąpi pod naporem nadmiaru wody, spowoduje to wiele szkód. Ale jeśli zbudowane zostaną odpowiednie kanały i woda zostanie wypuszczona w sposób zaplanowany, ta sama woda może okazać się bardzo pożyteczna.
W życiu Krishnamurtiego miało miejsce pewne dziwne zdarzenie.
Gdy był dzieckiem, teozofowie zmusili go do przejścia przez wszystkie rodzaje kundalini sadhany. Prowadzono na nim wszelkiego rodzaju eksperymenty, których dziś nawet on sobie nie przypomina.
Nic o tym nie wie. Świadomość tego przyszła do niego dopiero wtedy, gdy ocean zalał kanały. Dziś nie zdaje on sobie sprawy ze wszystkich tych praktyk, do przejścia których zmuszano go w trakcie przygotowań. Dlatego też nie wierzy, aby jakiekolwiek przygotowanie było potrzebne. Zmuszono go do wielu sadhan. Bardzo niezwykła w tym świecie jest sytuacja, gdy ludzie bardzo intensywnie przygotowują konkretnego człowieka. Wielu przeszło takie przygotowania, ale tylko na samych siebie.
Takie eksperymenty są możliwe, bo ludzie w głębi swego istnienia nie są "inni". Wszyscy zebrani tutaj, są "inni" jedynie na powierzchni. W głębi siebie wszyscy jesteśmy jednością. I to ci "inni" przeprowadzili ten eksperyment na Krishnamurtim, chcąc, aby zdarzyło się coś wielkiego, ale eksperyment się nie powiódł. Próbowano stworzyć w Krishnamurtim warunki dla zstąpienia jakiejś wielkiej duszy, a on sam miał być jedynie narzędziem. Przekopano kanały wewnątrz i przebudzono energię, ale była to zaledwie praca wstępna. Główne zadanie miało dopiero zostać wykonane. Krishnamurti nie byt celem.
Miał być środkiem do zaistnienia większego zdarzenia. Jakaś inna dusza miała w niego wstąpić. Ale tego zdarzenia nie zdołano spowodować, bo gdy wody zaczęły płynąć kanałami Krishnamurtiego, odmówił on bycia medium. Jest to jedyny powód, dla którego takie eksperymenty zawodzą, bo skoro ktoś dostępuje stanu, gdy sam staje się mocą, dlaczego miałby być narzędziem dla kogoś innego? Dlatego i on w decydującym momencie odmówił.
Przypomina to sytuację, gdy daję ci klucz do mojego domu i chcę, abyś przygotował go na jutro na przyjęcie gościa. Zostawiam dom pod twoją opieką i wyjeżdżam, a gdy nazajutrz gość się zjawi, ty możesz odwrócić się i powiedzieć, że ten dom jest twój, że to ty jesteś Panem
masz klucz. A choć masz klucz, nie wiesz jak przygotowywano ten klucz, ani jak zbudowano ten dom. To, że masz klucz, i że wiesz jak otwierać dom, zamyka sprawę.
Tak było z Krishnamurtim. Niektórych trzeba przygotować, niektórzy przychodzą przygotowani w swoich poprzednich żywotach. Ale są to niezwykle rzadkie przypadki. Zazwyczaj każdy z nas musi sam siebie przygotować. Dzieje się tak, że medytacja najpierw powinna cię przygotować, a to zdarzenie może nastąpić później. W miarę wzrastania twoich możliwości, narasta energia. Trzeba dołożyć starań, aby energia budziła się proporcjonalnie do przygotowania. Wiele ostrych praktyk prowadzi do choroby psychicznej i szaleństwa. Jest to główna przyczyna wzbraniania się ludzi przed religią. Dlatego medytacje mogą być dwojakiego rodzaju.
Powiem wam dlaczego wielokrotnie dzieje się tak, że nasze plany nie dochodzą do skutku. Przesyłanie energii elektrycznej w Ameryce jest tak zaprojektowane, że nadmiar energii w jednym miejscu może być natychmiast przekazany gdzieś indziej, gdzie jest potrzebny. Jeśli z jakiegoś powodu pewne miasto zużywa mniej energii niż ilość dla niego przeznaczona, nadmiar tej energii automatycznie płynie do innego miasta, które jej potrzebuje. Może zdarzyć się, że jakaś fabryka zostaje zamknięta z powodu kłopotów z uzyskaniem siły roboczej. Niewykorzystaną energię kieruje się do innego miasta, w którym jakaś inna fabryka ma kłopoty wskutek braku elektryczności odpowiedniej mocy. Wszystko zaplanowano tak, że moc elektryczna określonej strefy może automatycznie zrównoważyć zapotrzebowanie energii z jej dostawami.
Trzy lub cztery lata temu zdarzyło się, że elektryczność w Ameryce, na całej długości wybrzeża wschodniego, została odcięta na dziesięć do dwunastu godzin. Zdarzyło się to właśnie wskutek działania zautomatyzowanego systemu. Jak to bywa, w jakimś miasteczku nastąpiła awaria sieci elektrycznej. Spowodowało to brak prądu.
Nadmiar energii w sieci elektrycznej natychmiast popłynął do linii tego miasteczka. Ale nagły napływ tej energii spowodował wielką awarię sieci, która objęła nie tylko miasteczko, ale i całą strefę wschodniego wybrzeża: wszystko ogarnęła ciemność, wszystko się zatrzymało.
Wtedy uświadomiono sobie, że zabezpieczenia tworzone dla naszej wygody i efektywności mogą zwrócić się przeciwko nam. Gdyby każde miasto miało własny obwód elektryczny, taka sytuacja by nie wystąpiła. Coś takiego w Indiach nie może się zdarzyć. Może to zdarzyć się tylko w Ameryce, gdzie wszystko jest ze sobą połączone.
Energia w tych systemach stale płynie z miejsca na miejsce, i zawsze jest niebezpieczeństwo wielkiej katastrofy.
W człowieku też mamy pełny obwód elektryczny, i jeśli energia popłynie do ciebie w ilości większej niż jesteś w stanie znieść, może to być bardzo niebezpieczne. Istnieją metody zwiększania ilości tej energii. Są takie metody, za pomocą których, jeśli tego zechcesz, możesz spowodować przepływ prądu od pięćdziesięciu osób znajdujących się w tej sali do jednej. Tych pięćdziesiąt osób padnie bez przytomności, a ty staniesz się centrum energii. Ale jest w tym wiele, wiele niebezpieczeństw. Może zdarzyć się, że tak uwolniona energia będzie dla ciebie zbyt wielka. Może zdarzyć się też sytuacja odwrotna: cała twoja energia może popłynąć do tych ludzi wtedy, gdy ich energia będzie płynąć do ciebie. Takie eksperymenty już prowadzono.
Istnieją metody odsyłania nadmiaru energii. W medytacji, którą będziemy praktykować, nie będą potrzebne. Energia będzie narastać proporcjonalnie do twoich możliwości. Napłynie dopiero wtedy, gdy poczynione zostaną odpowiednie przygotowania. Nigdy nie zajdzie konieczność jej odsyłania. Pewnego dnia ty sam się odwrócisz, pewnego dnia ty sam, poznawszy to wszystko, wskoczysz do kunda.
Ale to jest zupełnie inna kwestia.
Słów "narastanie" i "opadanie" używano także w innym znaczeniu.
Znaczenie przypisywane tej praktyce przez Sri Aurobindo jest zupełnie odmienne. Możemy myśleć o Boskiej energii na dwa sposoby: jako o czymś, co jest w niebiosach, ponad nami, albo jako o czymś, co jest głęboko pod nami, w świecie podziemia. W odniesieniu do Ziemi słowa "góra" i "dół" nie mają żadnego znaczenia. Ukazują tylko pewien sposób myślenia i obserwowania.
Przyjmujemy, że ten dach jest nad nami, ale on nie jest nad nami.
Gdybyśmy zaczęli kopać ziemię pod nami, w Indiach, i kopalibyśmy dalej, moglibyśmy wyjść w Ameryce. Jeśli ktoś spojrzałby na to wszystko stamtąd, zobaczy, że ten dach jest pod nami, pod naszymi głowami. Dla niego będziemy odwróceni, tak, jakbyśmy stali na głowach. Tak jest nawet w tej chwili. Wszystko zależy od punktu widzenia.
Nasz podział na Wschód i Zachód też jest błędny. Co jest Wschodem co jest Zachodem? Jeśli wyruszysz ze Wschodu i pójdziesz dalej, dojdziesz na Zachód. Tak samo, jeśli wyruszysz z Zachodu, dojdziesz na Wschód. Skoro Zachód doprowadza cię do Wschodu, dlaczego mamy nazywać go Zachodem? Wszystko jest względne, a wszystko to, co jest względne, samo w sobie nie ma znaczenia. Nazywanie tego Wschodem, a tamtego Zachodem, jest skutkiem przyjęcia naszej prowizorycznej linii granicznej. Gdyby jej nie było, jak mielibyśmy żyć? Ale gdzie zaczyna się Wschód? W Kalkucie? Rangunie? Tokio?
Gdzie zaczyna się Zachód i gdzie się kończy? Te podziały służą tylko naszej wygodzie. Są sposobem na to, abyśmy mogli się przemieszczać. Tak samo idea "góry i dołu" dotyczy innego wymiaru.
"Wschód i Zachód" to koncepcja pozioma, zaś "góra i dół" to wyobrażony podział pionowy. Niczego nie ma na górze i niczego nie ma na dole, gdyż świat nie ma dachu i nie ma podłogi. Wszystko to wydaje się nie mieć znaczenia, koncepcje te przeniknęły jednak także do religii.
Niektórzy ludzie doznają Boga jako istniejącego ponad nami. Gdy energia przychodzi do nich, zstępuje. Niektórzy postrzegają Boga jako istniejącego pod nami, w korzeniach. Kiedy energia przychodzi, narasta od dołu i rozpływa się w nich. Ale w gruncie rzeczy nie ma to żadnego znaczenia. To, gdzie umieścimy Boga, na górze czy na dole, jest jedynie kwestią naszej własnej wygody. Czyniąc jednak takie prowizoryczne ustalenia, musimy dokonać wyboru.
Lepiej jest, gdy energia wzrasta od dołu niż gdy ma zstępować z góry.
Istnieją ku temu powody. Kiedy zaczynasz od koncepcji wzrastania energii w tobie, to TY musisz podnosić tę energię, ty musisz dla niej pracować. Jeśli energia ma zstępować, z twojej strony może być tylko modlitwa, nic nie możesz zrobić. Kiedy energia ma zstąpić z góry, jedynym, co możesz zrobić, jest czekanie ze złożonymi rękoma.
Dlatego w świecie powstały dwa rodzaje religii: jedna opowiada się za medytacją, druga opowiada się za modlitwą i prośbami do Boga.
Religie oparte na modlitwie wierzą, że Bóg jest nad nami. Co więc można zrobić? Nie można sprowadzić Go na dół, bo aby go sprowadzić na dół, musielibyśmy się wznieść. A jak mamy wznieść się tak wysoko? Wtedy sami stalibyśmy się Bogiem. Nie możemy się wznieść, musimy być tu, gdzie jesteśmy. Wtedy jedynym sposobem jest przywoływanie, aby On zszedł na dół.
Te religie, które wierzą, że musimy wznieść się w nas samych, że w naszych korzeniach tkwi coś uśpionego, co przebudzi się tylko dzięki naszemu wysiłkowi, odwróciły się od modlitwy i skierowały ku medytacji. Dlatego różnica między modlitwą i medytacją polega na koncepcji "nad" i "pod". Religie modlitewne wierzą, że Bóg jest nad nami, a religie medytacyjne wierzą, że jest On korzeniami wszelkiej Egzystencji.
Zauważ, że religie oparte na modlitwie powoli wymierają. Nie ma dla nich przyszłości, natomiast te, które popierają medytację, z każdym dniem zyskują coraz większe poparcie. Wielka przyszłość czeka medytację.
Chcę, abyście zrozumieli, że duchowa podróż prowadzi od dołu do góry. Jest to ważne także z innych względów. Wszystkie te koncepcje są sobie równe, dla mnie nie ma więc znaczenia, czy przyjmiesz tę czy tamtą koncepcję. Ale czuję, że dla was może to być trudne.
Jeśli chcemy iść na Zachód, możemy dotrzeć tam idąc w kierunku wschodnim. Nigdy jednak tak nie robimy. Kiedy chcemy jechać na Zachód, podróżujemy w kierunku Zachodu. Koncepcje same w sobie nie mają znaczenia, bo nawet jeśli możemy idąc na Wschód dotrzeć na Zachód, jest to podróż niepotrzebnie długa. Czy rozumiecie co chcę powiedzieć? To dlatego sadhak (medytujący) i bhakta (miłujący) stanowią dwie różne drogi. Dla bhakty Bóg jest na górze, dlatego składa on dłonie i czeka. Dla sadhaka Bóg ukryty jest w jego własnych korzeniach, dlatego przepasuje on biodra i zajmuje się Jego przebudzaniem.
Są też inne znaczenia, którymi się zajmiemy. Kiedy wierzymy, że Bóg jest pod nami, staje się On obecny także w ukrywanych cechach naszego życia. Wtedy dla naszego umysłu nic nie jest niskie albo nisko położone, bo skoro sam Bóg znajduje się w nisko położonych rejonach, jest też obecny na najniższym szczeblu naszego istnienia i stamtąd zacznie dokonywać się Jego przebudzenie. Przebudzi się również na poziomie seksu. Innymi słowy, żadne miejsce nie będzie Go pozbawione. Jeśli ktokolwiek żyje w najniższym z piekieł, musi to być On. Jeśli wierzymy, że Bóg jest nad nami, to, co jest poniżej nas musi być automatycznie potępiane, ponieważ nie jest Boskie. Dlatego w naszej nieświadomości zakorzenia się poczucie naszej własnej niskości. Uważamy, że On jest na górze, a my poniżej. Wywołuje to wielkie problemy psychologiczne.
Jeśli chcesz stać pewnie i zdecydowanie, energia powinna narastać od dołu do góry; wzmocni to nogi. Kiedy moc przychodzi z góry, najpierw wchodzi w kontakt z głową, stamtąd musi zejść do korzeni.
Poza tym, jeśli przychodzi od góry, zawsze będzie wydawać się dla ciebie czymś obcym. Dlatego ci, którzy dostąpili poprzez modlitwę, nigdy nie godzą się, aby Bóg stanowił z nami jedność. Mahometanie zawsze przeciwstawiali się idei jedności Boga i człowieka, ponieważ On jest na górze, a my jesteśmy tu, na dole. Dlatego właśnie, kiedy ktoś taki jak Mansur czy Sarmat, głosi: "Jestem Bogiem", naturalne jest podcinanie mu gardła. Dla nich nie ma większego kafira (niewiernego) niż ten, który ogłasza siebie Bogiem. Jak śmiemy, my, którzy jesteśmy jedynie robakami wijącymi się po ziemi, utożsamiać się z tak wysokim bóstwem?
Sądząc, że Bóg jest nad nami, a my jesteśmy pod Nim, stajemy się dwiema różnymi rzeczywistościami. Dlatego mahometanie nigdy nie lubili sufich, którzy głoszą swą tożsamość z Bogiem. Tak być może tylko wtedy, gdy energia wzrasta od dołu, ponieważ to my jesteśmy na dole. Kiedy moc przychodzi z samej ziemi, a nie z niebios, tylko wtedy On i ja możemy być jednością.
Ustanawiając Boga ponad nami, potępiamy nasze ziemskie życie.
Wtedy narodziny są wynikiem grzechów przeszłości. Gdy widzimy Go istniejącego pod nami, nasze życie na ziemi staje się radosne.
Staje się ono łaską Boga, a nie owocem grzechu. Wtedy wszystko, obojętne jak ciemne może się wydawać, jest żywym doznaniem Jego światła. Wtedy najgłębsze wnętrze człowieka ujawnia przebłysk Jego obecności, obojętne jak złym jest ten człowiek, nawet jeśli jest najbardziej potępianym kryminalistą.
Dlatego radzę, byśmy używali metody podnoszenia Boskiej mocy z dołu. Ci, którzy wiedzą, rozumieją, że te dwie metody nie są różne, gdyż cel jest ten sam, a kwestia góry czy dołu nie ma znaczenia. Ale jeśli nie wiemy i chcemy wyruszyć w podróż jakąś ścieżką, lepiej wybrać ścieżkę, którą łatwiej jest iść. Dlatego uważam, że dla sadhaka właściwym jest zrozumienie, że energia wznosi się od dołu, że podróż odbywa się od dołu do góry.
Z tego powodu kto przyjął ideę podróży do góry, za symbol Boga wybrał ogień, bo ogień zawsze wznosi się do góry. Dlatego w głębi siebie uznajemy ogień za symbol Boga. Jest tak tylko dlatego, że płomienie ognia zawsze wznoszą się do góry, a wzniósłszy się do góry, giną w przestrzeni. Podobnie i sadhak wzniesie się do góry by po jakimś czasie zatracić się. Dlatego wolę podkreślać wznoszenie, a nie opadanie.
W czasie obozu medytacyjnego w Nargol mówiłeś, że aby wejść w medytację trzeba wyczerpać ciało intensywnym i głębokim oddychaniem i pytaniem "Kim jestem?" Jeśli nadmiar energii jest potrzebny do wejścia w medytację, jak jest to możliwe przy zmęczonym ciele i umyśle?
Medytacja to nie brak energii. Ty się męczysz, ale co oznacza "ty"?
Oznacza "drzwi", przez które energia wypływa, aby umożliwić codzienne działania. Nie mówię o Jaźni, którą możesz być, ale o tym, czym już jesteś. Gdy doprowadzasz się do zmęczenia, zachodzą dwa procesy. Męczysz ciało, aby wszystkie zmysły, umysł i ciało odmówiły bycia naczyniem dla tej energii.
W normalnych warunkach, gdy jesteśmy zmęczeni, zatrzymujemy wszystkie aktywności i mówimy, że nie możemy już pracować. Ta praktyka z jednej strony wyczerpie twój umysł, ciało i zmysły, z drugiej zaś będzie pukała do źródła twojej energii do kundalini. Z jednej strony jesteś wyczerpany, z drugiej energia się budzi. Oba procesy zachodzą równocześnie. Z jednej strony jesteś wyczerpany, z drugiej energia narasta, ale ty nie jesteś w stanie jej wykorzystać.
Twoje oczy chcą widzieć, a ty jesteś zbyt wymęczony. Chcesz myśleć, ale umysł jest zbyt zmęczony; stopy odmawiają dokonania choćby jednego kroku. Jeśli teraz chcesz iść, musisz to zrobić bez pomocy stóp. Jeśli chcesz patrzeć, musisz znaleźć inne sposoby patrzenia.
Dlatego całe uwarunkowanie twego istnienia zostaje wytrącone z równowagi. Odmawia współpracy z nowo przebudzoną energią, która musi pukać do drzwi jeszcze zamkniętych i nieużywanych. Te dziewicze ośrodki zawsze były gotowe do działania, ale nigdy nie miały okazji działać, gdyż wolałeś wykorzystywać całą swą energię zmysłami wychodzącymi na zewnątrz. Zmęczone medytacją, "drzwi" powiedzą: "Przepraszamy. Nie podchodź do nas." Dlatego energii, która narasta, "drzwi" będą mówiły: "Nie, nie mamy ochoty patrzeć."
Co zrobi energia, która narasta, gdy oczy odmawiają patrzenia, a umysł rezygnuje ze wszystkich pragnień? Zaczniesz widzieć w innym wymiarze. Zacznie działać zupełnie nowa część twojego istnienia.
Zaczną się wówczas otwierać pewne wewnętrzne ośrodki psychiczne wzroku, a ty zaczniesz widzieć rzeczy, których nigdy dotąd nie widziałeś. Nie jest tak, że tych możliwości wcześniej nie miałeś; nie dawałeś im okazji i dopiero teraz mają szansę się ujawnić.
Dlatego kładę nacisk na wyczerpanie. Ciało, umysł i wszystko to, co jest tobą, musi zostać zupełnie wyczerpane. Wtedy to, co jest tobą nawet teraz, a z czego w ogóle nie zdajesz sobie sprawy, może zacząć funkcjonować. Kiedy energia jest pobudzona, domaga się pracy, a twoje istnienie będzie musiało dostarczyć jej pracy. Ona sama także znajdzie dla siebie pracę: Jeśli twoje uszy są zbyt zmęczone, a energia chce słyszeć, usłyszy nada, wewnętrzny dźwięk, który nie wymaga działania uszu; zobaczy światło, dla którego oczy nie są potrzebne; poczuje zapach, ale nie nosem. Aktywne staną się więc subtelne narządy zmysłów, cechy pozazmysłowe, czy jakkolwiek chcemy to nazwać.
Każdy narząd zmysłu połączony jest z odpowiadającym mu ośrodkiem pozazmysłowym. Jest ucho wychwytujące dźwięki świata zewnętrznego oraz ucho wychwytujące dźwięki wewnętrzne. To ucho nie ma możliwości działania. Gdy zewnętrzne ucho będzie zmęczone, przebudzona energia dojdzie do niego, a ono odmówi współdziałania, ta energia pobudzi ucho wewnętrzne, które było pomijane. Będziesz więc widział i słyszał takie rzeczy, że gdybyś komuś o nich opowiedział, rzekłby: "Zwariowałeś. Jak to możliwe? Masz iluzje albo śni ci się coś." Ale dla ciebie struny veeny (sitar) wewnątrz ciebie będą wyraźniejsze niż kiedykolwiek jakakolwiek muzyka na veenie ze świata zewnętrznego, i powiesz: "Skoro to jest fałszywe, ta zewnętrzna veena, którą słyszę, musi być zupełnie fałszywa."
Dlatego na początku trzeba wyczerpać zmysły, aby mogły się otworzyć w tobie nowe drzwi. Gdy zostaną otwarte, nie będzie lęku; odtąd zawsze możesz dokonywać porównań z samym sobą. Powiesz: "Jeśli musisz widzieć, patrz do wewnątrz, takie jest to wspaniałe i pełne błogości." Teraz nie możesz porównywać, bo masz jedną możliwość postrzegania zewnętrznego. Gdy wewnętrzne oczy zostaną otwarte, wybór będzie jasny. Kiedy tylko będziesz chciał widzieć, będziesz wolał widzieć to, co jest wewnątrz. Nie przegapisz żadnej okazji. Wtedy patrzenie zewnętrzne nie będzie miało znaczenia.
W życiu Rabiyi było takie zdarzenie. Pewnego razu siedziała w swojej chacie i obserwowała piękny zachód słońca. Odwiedził ją fakir imieniem Hassan i zapytał: "Co tam robisz w środku, Rabiyo? Jest wieczór i cudowny zachód słońca. Wychodź szybko. Tak wspaniałego widoku możemy już nie zobaczyć." Rabiya odpowiedziała mu na to: "Ty głupcze. Jak długo możesz patrzeć na słońce na zewnątrz? Wejdź, ja bowiem widzę w środku Tego, który stworzył to słońce, i widzę słońca, które dopiero są tworzone, i słońca, które dopiero powstaną. Lepiej byłoby gdybyś wszedł do środka."
Hassan nie zrozumial co mówiła Rabiya. Ta kobieta była kimś naprawdę wspaniałym. Jest ona jedną z kilku kobiet, które odegrały znaczącą rolę w historii świata. Ale Hassan jej nie zrozumiał. Wołał dalej: "Widzisz? Przegapiasz cudowny widok." A Rabiya odrzekła: "Głupcze, widzisz zachód słońca na zewnątrz i przegapiasz tę wspaniałość wewnątrz. Ileż tracisz!" Ta rozmowa odbywała się na różnych poziomach świadomości, gdyż każda osoba podejmowała ją z innej płaszczyzny. Ale jeśli nie znasz widoków wewnętrznych, nic to nie daje. Znaczenie mają tylko sceny zewnętrzne. Dlatego powiedziałem, że lepiej jest, gdy zmysły zewnętrzne zostaną wyczerpane.
Czy w medytacji dynamicznej wyczerpanie zdolności zmysłowych nie oznacza utraty energii?
Nie, w żadnym wypadku. Cały czas energia narasta. Wszystko tu robimy po to, by energię przebudzić. Narządy zmysłu stają się zmęczone, ale one są tylko instrumentem, poprzez który energia działa, nie samą energią. A te ujścia dla energii nie są mną. "Ja" jestem czymś innym. Ja tylko wchodzę i wychodzę tymi drzwiami.
Zmęczone drzwi odmawiają posłuszeństwa; w innych sytuacjach muszą działać. Oczy odmawiają działania, tak jak uszy i pozostałe zmysły zewnętrzne. Ich całkowite wyczerpanie jest bardzo pomocne na początkowych etapach.
Skoro pobudzana jest energia, nie powinno być uczucia zmęczenia, ale zazwyczaj to odczucie występuje. Jaki jest tego powód?
Na początku będziesz czuł się zmęczony, ale stopniowo zaczniesz odczuwać świeżość, takie uniesienie, jakiego nigdy jeszcze nie odczuwałeś! Na początku będziesz musiał być wyczerpany. Jest tak dlatego, że utożsamiasz się ze zmysłami, przyjmujesz, że jesteś zmysłami. Kiedy narządy zmysłów ulegają zmęczeniu, mówimy: "Jestem zmęczony." To skojarzenie ze zmysłami musi zostać zerwane.
Jedziesz na koniu, którego ogarnia zmęczenie. Utożsamiasz się z tym koniem tak bardzo, że myślisz, że to ty jesteś zmęczony. Znamy tylko zmęczenie tego, z tym się utożsamiamy. Gdy tylko zdasz sobie sprawę z tego, że nie jesteś tym koniem, zacznie się pojawiać niezwykłe odświeżenie. Wtedy przekonasz się, że to różne narządy są zmęczone, a nie ty. Wręcz przeciwnie, kiedy ciało jest zmęczone aż do wyczerpania, oszczędzana jest wielka ilość energii, którą w innej sytuacji ciało by zmarnowało, i gromadzona jest ona wewnątrz.
Wtedy zaczynasz czuć gromadzenie w sobie energii, która jest twoim skarbem. A ponieważ ta energia nie wypłynęła na zewnątrz, rozchodzi się do każdej komórki ciała. Ale o tym przekonasz się dopiero wtedy, gdy zerwiesz utożsamienie z ciałem.
Dlatego w trakcie medytacji stopniowo zaczniesz czuć się niezwykle świeżo. Właściwie powiedzenie, że czujesz się świeżo, jest błędem.
Raczej sam stajesz się świeżością. Ale pamiętaj: dopiero po zerwaniu utożsamień.
Teraz zakładasz, że jesteś koniem. Przez całe życie myślałeś w taki sposób. Wiele czasu zajmie zrozumienie, że jesteś jeźdźcem.
Możliwe, że kiedy koń padnie ze zmęczenia, łatwiej będzie to zrozumieć.
Kiedy będziesz musiał iść na własnych nogach, zrozumiesz, że jesteś czymś odrębnym od konia. Jadąc na grzbiecie konia, zupełnie zapomniałeś, że sam też możesz chodzić. Dlatego najlepiej jest, gdy koń padnie ze zmęczenia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
t informatyk12[01] 02 101
introligators4[02] z2 01 n
02 martenzytyczne1
OBRECZE MS OK 02
02 Gametogeneza
02 07
Wyk ad 02
r01 02 popr (2)
1) 25 02 2012

więcej podobnych podstron