Polska Czy to jakieś głupawe państwo nad Wisłą


Polska? Czy to takie głupawe państwo nad
Wisłą?
Nasz kraj, o który walczyły i ginęły całe szeregi patriotów,
marnotrawi Ich ofiarę - Ojczyzna jest okradana albo w
majestacie prawa albo wbrew prawu. Dla zwykłych obywateli nie
ma to znaczenia. Dochodzi także do eskalacji innych rodzajów
przestępstw. Media potwierdzają - z wywalczonej demokracji
czerpią znacznie więcej przestępcy niż zwykli obywatele.
Poniżej zamieszczono przykłady, które mogą zirytować
niejednego stoika.
Kaucja w sprawie o zabójstwo - Wieczór Wybrzeża
(9 lutego 2001)
Gdański Sąd Apelacyjny zwolnił z więzienia Przemysława Sz.
skazanego wcześniej
w procesie o śmiertelne pobicie Piotra Wozniaka.
Pytania -
1. Jak można za kaucją zwalniać z więzienia oskarżonego o
zabójstwo?
2. Dlaczego nie podaje się pełnych danych osoby skazanej przez sąd?
3. Czy redakcja otrzymała pisemną zgodę na opublikowanie danych
od rodziny ofiary?
4. Jakie dolegliwości finansowe grożą redakcji za podanie pełnych
danych podejrzanego, oskarżonego i ofiary bez zgody
zainteresowanych lub ich rodzin?
Honorowy konsul - trójmiejskie gazety (13 lutego 2001)
Dlaczego wszystkie trójmiejskie gazety publikują wizerunki
honorowego konsula z zamazaną twarzą? Przecież, jeśli konsul
honorowy był tak honorowy, by pełnić swą funkcję, to dlaczego
redaktorzy naczelni utajnili go. To chyba żadna ujma pokazać go w
całej krasie. Co, obrazi się? Więcej odwagi, szanowni redaktorzy...
Czym ryzykowaliście ukazując go? Przecież twarzy prezydenta
Clintona nie mazaliście podczas pomazanej afery z Moniką L.
W telewizji pokazano dzisiaj trzech zagranicznych piłkarzy (twarze
z nazwiskami), którzy kogoś pobili i będą mieli proces. Dlaczego
jednych pokazujecie, a innych nie???
1
Jawność zabroniona? - Wieczór Wybrzeża i Dziennik
Bałtycki (12 kwietnia 2001)
W obu gazetach czytamy - Marek Sz. został po ponownym
procesie skazany na 25 lat więzienia. Najpierw otrzymał karę 15
lat więzienia. Tomek Jaworski został bestialsko zamordowany w
maju 1998 r., kiedy razem ze swoimi kolegami z klasy świętował
zdaną maturę. Monika Szymańska, Tomasz Kobus i Sz. (sąd
wczoraj nie zgodził się na publikację jego nazwiska, mimo że po
procesie pierwszej instancji było ono ujawnione przez media)
porwali go wtedy z polanki w Parku Miłocińskim, torturowali, w
końcu zabili nożem, zaś zwłoki spalili.
Pytania:
1. Czym może kierować się polski sąd, zabraniając ujawnienia
nazwiska zbrodniarza, który otrzymał wyrok niższy (podano
wówczas jego nazwisko), a obecnie otrzymał podwyższony wyrok
(nie wyrażono zgody na ujawnienie), mimo że nazwiska innych
wykonawców zbrodni zostały podane?
2. Jaka kara grozi odważnym redakcjom łamiącym takie sądowe
zakazy, zwłaszcza w przypadku podawania pełnych danych po
zapadnięciu wyroku skazującego?
3. Dlaczego redakcje są tak mało odważne (od kiedy dziennikarze
przejmują się zaleceniami sądu, które bywają nielegalne)?
4. Kiedy doczekamy się procesu, kiedy to sąd pozwie redakcję
odważnej gazety, która nie przyjmie do wiadomości kontrowersyjnej
woli sądu?
Baseny śmierci - Wieczór Wybrzeża (16 czerwca 2001)
Czytamy w notatce Zginął żołnierz. Wypadek? - W środę rano na
terenie jednostki lotnictwa Marynarki Wojennej w Babich
Dołach doszło do tragedii. W basenie przeciwpożarowym utopił
się wartownik. Po spuszczeniu wody na dnie czterometrowego
zbiornika znaleziono ciało żołnierza i zabezpieczoną broń.
Prawdopodobnie w jednostce wojskowej doszło do tragicznego
wypadku. Sam basen nie jest ogrodzony, ma bardzo strome
ściany, a żołnierz nie umiał pływać.
Z notki wynika, że 21-letni marynarz był bardzo dobrym
żołnierzem i był bardzo lubiany przez kolegów i przełożonych.
Kto wyjaśni, dlaczego baseny, które mają służyć do ratowania
ludzi przed pożarem są przyczyną ich śmierci? Zbiorniki te posiadają
bardzo strome ściany i często nie posiadają właściwego ogrodzenia.
Ilu ludzi tonie w takich basenach z powodu zbyt łatwego do nich
dostępu, także w wyniku wpadnięcia? Ile dzieci ginie rocznie
2
zwłaszcza w mniejszych miejscowościach? Może propozycja, aby
zasypać takie baseny jest nazbyt radykalna? Czy ktoś zrobił chłodny
rachunek - ilu ludzi ginie w tych inżynierskich bajorach, a ile istnień
jest jednak uratowanych dzięki tym budowlom? No, bo jeśli karetki
pogotowia ratowałyby od śmierci tyleż osób, co i śmiertelnie
potrącałyby jadąc z pomocą...
Kto policzył, ile osób ginie w wyniku zderzenia z przydrożnymi
drzewami? Podobno drzewiej owe drzewa sadzono przy drogach w
celu ukrycia pojazdów poruszających się pod nimi podczas działań
wojennych. Ile osób rocznie płaci daninę krwi z powodu stawiania
owych przydrożnych pułapek? Czy nie można tych pożytecznych a
nazbyt twardych roślin sadzić cokolwiek dalej od szosy, a wzdłuż
ostrych zakrętów całkowicie z nich zrezygnować? Czy ktoś
zbilansował - ile owe hektary szosowych lasów dają nam
życiodajnego tlenu, a ile zabierają nam bliskich osób?
Czyż to nie groteska - przedmioty, które powinny ratować nam
życie - zabijają nas...
Tajny list gończy - Dziennik Bałtycki (4 września 2001)
W notatce List gończy za właścicielem autohandlu czytamy -
Andrzej B., właściciel Autohandlu "V-MAX" z Gdańska jest
ścigany listem gończym.[...] Prokuratura, która zajęła się sprawą,
zwróciła się z wnioskiem do sądu o wydanie listu gończego za
Andrzejem B.[...] Sąd się do tego przychylił - policja poszukuje B.
na terenie całego kraju.
Groteska w mediach... Jedni wydają list gończy, a drudzy (w
ramach współpracy społeczeństwa i mediów z policją) podają
inicjały... Ostatnio nie było upałów - dlaczego zasada ochrony danych
osobowych stawiana jest ponad zasadą listu gończego (jawnego, a nie
tajnego!!!)?
Jawność - Dziennik Bałtycki oraz Wieczór Wybrzeża (6
listopada 2001)
W obu trójmiejskich gazetach ukazała się notatka na temat
niejakiego Grzegorza Wieczerzaka (tego posadzonego kilka miesięcy
temu za przewały w PZU; jego żona miała w szafie 600 tysięcy
złotych, czyli równowartość dwudziestu dość dobrej klasy
samochodów).
Otóż jedna z gazet napisała, że przedłużono areszt Grzegorzowi
W., zaś druga, że przedłużono areszt Grzegorzowi Wieczerzakowi.
Zatem jedna z gazet naruszyła prawo nazbyt rozlegle podając dane
i powinna być ukarana (przez kogo?), albo jednak nie naruszyła
3
ustawy o danych, co oznaczałoby, że druga gazeta jest zbyt
bojazliwa...
Przy okazji - na jakiej podstawie prawnej publikowano u nas
PEANE dane b. prezydenta USA umoczonego (wraz z cygarem) w
okołofigowych przydatkach naszej byłej rodaczki?
Kilka dni temu, pewien radny z okołotrójmiejskich okolic
postrzelał był sobie (po pijaku) do znajomego z broni myśliwskiej.
Podano jedynie Mirosław Cz.
Dzisiaj w naszej telewizji pokazano okołopolskiego
(czarnoskórego) piłkarza, który (także po pijaku) pojezdził był sobie
samochodem. I pokazano go, i podano jego PEANE dane...
Czyżby w Polsce prawo było inne dla Polaków i inne dla
cudzoziemców? Gdyby były prezydent USA oraz aktualny piłkarz
zmienili swe obywatelstwa na polskie, to byliby traktowani jak
Polacy (lepiej!)? Co na to Unia Europejska, do której kołaczemy?
Anonimowy list gończy - media wszelakie (15 i 16
marca 2002)
Tego nie wymyśliłby sam Mrożek!
Właściciel "Colloseum" Józef J. i wiceprezes tej spółki Piotr W.
są ścigani krajowymi listami gończymi. Takie postanowienie
wydała Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Obaj mężczyzni,
podejrzani o wyłudzenie 345 mln zł od Będzińskiego Zakładu
Elektroenergetycznego (BZE), ukrywają się od czwartku, kiedy
Sąd Okręgowy w Katowicach wydał nakaz ich zatrzymania i
osadzenia w areszcie.
Jeśli ktoś jest ścigany listem gończym, to jego zdjęcie drukujemy z
zamazaną twarzą i podajemy jedynie inicjały? Z artykułu wynika, że
inicjały podała PO w Katowicach, co zapewne nie jest prawdą, zatem
prasa... kłamie.
Widywałem niejednokrotnie listy gończe na filmach traktujących o
czasach Dzikiego Zachodu i okupacji, ale nigdy nie widziałem listu
gończego z nieczytelnym wizerunkiem (ba, specjalnie
zniekształconym!) i z niepełnymi danymi osobowymi. Zwykle takie
listy rozsyła się, aby ująć kogoś, a nie aby manifestować szczytne
zasady instytucji ochrony danych osobowych...
Społeczeństwo zostało orżnięte, ale zasady są ważniejsze od logiki.
Brak pieniędzy dla szpitali? Goście wzięli szmalec, na który
przeciętna pielęgniarka musiałaby pracować przez 50 tysięcy lat!
Podejrzany Clinton był pokazywany w "pełnej okazałości", choć
nie aż tak pełnej, jakby tego wymagała rekonstrukcja zabaw z
cygarem i jakoś media nie były zobowiązane do ochrony danych
osobowych. Żadnych idiotyzmów w stylu prezydent USA, James C.,
ale wszystko podane na tacy, łącznie z plamami...
4
Co tam poszukiwani: gdzie forsa? Jak można wyjąć 100 mln
europów z mało znanego zakładu (BZE), a znane fabryki padają, bo
nie mają paru milionów E na zakup materiałów... Stocznia
Remontowa "Nauta" w Gdyni jest na skraju (lądu i bankructwa), a za
największy remont w tym roku dostanie 1-2 mln E (brutto!).
Rozumiem, że będziński zakład padnie po takim przewale, no bo kto i
czym pokryje niedobory...
Kiedyś losy Polski zależały od małych cwaniaków i głupców, a
teraz zależą od dużych kombinatorów i durniów. Jednak coś się
zmienia w naszym topornym (umysłowo) krajobrazie.
Dziennikarze często walczą z głupotą, ale tutaj hołdują jej, i to nie
po raz pierwszy...
Zapewne okaże się także, że nie ukradziono aż takich pieniędzy -
przecież takiej sumy nie trzyma się w sejfie zakładu energetycznego...
Demony prędkości - Dzień Dobry (22 marca 2002)
Ostatnio wiele pisano o importowanych używanych niemieckich
samochodach. Podobno są poważnym zagrożeniem bezpieczeństwa
na naszych drogach. Jeśli mają badania techniczne dopuszczające do
ruchu drogowego w Niemczech, to zapewne w Polsce pojeżdżą
jeszcze spokojnie wiele lat, chyba że rozlecą się na naszych
dziurawych drogach...
Z notki o powyższym tytule dowiadujemy się, że pewna
wyścigówka o przepięknej sylwetce skrywa pod maską
prawdziwego potwora - silnik o pojemności 4200 cm3, który
osiąga moc 390 KM oraz, że inny bolid (o mocy 515 KM) może
osiągnąć setkę w 4 sekundy i przekroczyć 300 km/h.
Jeśli naszemu rządowi istotnie zależy na bezpieczeństwie swych
obywateli, to powinien
- wstrzymywać ruch na poszatkowanych szosach nie spełniających
podstawowych parametrów,
- zabronić importu wozów bez odpowiednich świadectw
technicznych,
- zakazać sprowadzania i rejestrowania w Polsce (a może nawet
wjazdu do kraju) samochodów, których prędkości katalogowe
znacznie przekraczają dopuszczalne u nas limity.
Należałoby także wprowadzić górną granicę stosunku mocy silnika
do masy samochodu. Przekroczenie takiej granicy uniemożliwiłoby
rejestrację samochodu, a nawet wjazd do RP. Rejestracja byłaby
możliwa po wykonaniu zmian konstrukcyjnych w układzie
napędowym, które uniemożliwiłyby przekraczanie ustalonych
limitów. Pojazdy poruszające się tranzytem powinny mieć
świadectwo potwierdzające tymczasową instalację blokady. Z
ograniczeń byłyby wyłączone pojazdy uczestniczące w zamkniętych
5
zawodach sportowych oraz badaniach na torach doświadczalnych.
Należy wyrazić zdziwienie, że w dobie ograniczeń podyktowanych
bezpieczeństwem kierowcy i pasażerów są produkowane (i
dopuszczane do zwykłego ruchu drogowego) takie demony
prędkości.
W innych państwach istnieją przepisy, które uniemożliwiają
wejście na ich terytorium pojazdów (samolotu, statku, samochodu...),
w przypadku niespełniania lokalnych wymogów.
Jak do tej pory wszelkie obostrzenia były importowane (pasy
bezpieczeństwa, poduszki, katalizatory, "zimowe" światła). Może i
my zaskoczymy świat rozwiązaniem zwiększającym
bezpieczeństwo...
W tymże nowym tygodniku (bezpłatny!) można przeczytać
również o odpłatnym pisaniu prac magisterskich (podano cennik).
Okazuje się, że owa naganna działalność jest ponadto nielegalna -
art. 58 kc mówi bowiem jasno: nieważna jest czynność prawna
sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.
Zatem - gdyby uznać, że samochody mogące rozwijać prędkość
ponad 200 km/h są niebezpieczne dla użytkowników dróg, a ich
dopuszczenie do ruchu jest sprzeczne z owymi zasadami... Ktoś
powie - przecież mogę takim wozem jezdzić 50 km/h. Inny ktoś może
jednak powiedzieć - mam plecak z narkotykami, ale nie ćpam... Albo
- wniosłem wprawdzie do firmy pół litra, ale nie do bezpośredniej,
lecz do odroczonej konsumpcji (po powrocie do domowych
pieleszy)...
Faleza - strome urwisko nad morzem - Gazeta
Wyborcza (Supermarket, 12 kwietnia 2002)
W obszernym ogłoszeniu zareklamowano gdyński supermarket
Faleza (zmieniono nazwę urwisko z polsko-angielskiej na polsko-
francuską) - I Ty możesz mieć Mercedesa!.
Okazuje się, że każdy klient wydający tamże co najmniej 150 zł,
może wziąć udział w konkursie. Losowanie odbędzie się 16 maja
2002 o godz. 23. Obecność przy losowaniu obowiązkowa.
Od kilku lat ów market organizuje podobne konkursy. I nie tylko
on. Nie wystarczy kupić, podpisać się i wrzucić kupon do skrzynki.
Należy jeszcze być podczas losowania.
Byłem raz na takim losowaniu. Tysiące ludzi szturmujących
wnętrze sklepu w godzinach najlepszych dla życia towarzyskiego,
szarpiących się w kolejce do urny. Rezygnują z imienin, z wizyty w
kinie lub teatrze, z obejrzenia ciekawego filmu w domu u schyłku
tygodnia. Schyłek kultury osobistej i godności narodowej - urwisko,
6
czyli faleza...
Większość przybywa samochodami - galimatias na parkingu i
ogólny paraliż komunikacyjny w rejonie owej placówki handlowej.
Tysiące bezproduktywnie i bez przyjemności utraconych godzin i
tyleż wypalonych litrów paliwa (także bez sensu). Tłok i
złorzeczenie. Spora część klientów nie ma szansy na dopchanie się do
urny i nie uczestniczy w konkursie.
Losowanie odbywa się w ogólnym zgiełku, są trudności ze
zrozumieniem nazwisk zwycięzców, po odbiór głównych nagród nie
zgłaszają się szczęśliwcy, bo nie dosłyszeli lub... ich nie było (olali,
zapomnieli, pracowali, ratowali, zachorowali, umarli). To nie jest
sympatyczny i przyjazny sposób obcowania dyrekcji marketu z
kłębiącą się gawiedzią.
Gratka dla kieszonkowców - tłum zaaferowany możliwością
zdobycia samochodu zapomina o portfelach i torebkach. Dochodzi do
przeciążenie górnych kondygnacji oraz schodów, co grozi
zawaleniem. Z pewnością nie są spełnione także przepisy ochrony
przeciwpożarowej. Koszmar i upodlenie. Granie na niewysokich
instynktach ludzkich.
Wszystko zgodnie z zasadami wolnej kapitalistycznej konkurencji -
co nie jest zabronione jest dozwolone...
Proponuję uznać, że
1. Punkt regulaminu obecność przy losowaniu obowiązkowa jest
nieracjonalny, niesympatyczny, nieprzyjazny i nielegalny.
2. Ów punkt regulaminu w szczególności nie spełnia wymogów
ostatnio komentowanych przepisów o nieuczciwej konkurencji.
3. Zamieszanie na drogach publicznych wokół supermarketu stanowi
zagrożenie dla użytkowników tych dróg (także niezainteresowanych
konkursem).
4. Zamieszanie wewnątrz obiektu handlowego zwiększa zagrożenie
pożarowe oraz zwiększa prawdopodobieństwo zaistnienia katastrofy
budowlanej.
Czy dyrekcja bierze odpowiedzialność za kradzieże, stłuczki, pożar
i zawalenie spowodowane większym ryzykiem, niż w zwykłych
(nominalnych) warunkach pracy marketu? Czy umowa z
ubezpieczycielem przewiduje nadzwyczajne przypadki? Czy ze
skutków pamiętnego pożaru podczas koncertu w hali Stoczni
Gdańskiej wyciągnięto wnioski?
Wobec powyższego wnoszę do władz miasta, policji i straży
pożarnej o niewydawanie pozwoleń na imprezy zagrażające mieniu,
7
zdrowiu i życiu obywateli, w szczególności konkursom zawierającym
skandaliczny punkt regulaminu Obecność przy losowaniu
obowiązkowa. Prawnicy, zwłaszcza współpracujący z prasą oraz z
Federacją Konsumenta, proszeni są o ocenę legalności
krytykowanego punktu regulaminu konkursu.
Jeśli ktoś wątpi w słuszność powyższego postulatu, to proszę
dziennikarzy, fotoreporterów oraz osoby posiadające wideokamery o
przybycie do Orłowa w sobotę 18 maja na godzinę przed północą na
niebezpieczny pokaz naigrywania się z łapczywości i złudzeń
tłuszczy oraz na żenująco niski poziom rozstrzygnięcia konkursu pn.
I Ty możesz mieć Mercedesa...
Czy konkursy - kup, wrzuć kupon i wygraj nie są nieetyczną
formą promocji sklepu i towarów?
Czy środki zdobywane na zakup nagród są pozyskiwane ze
sprzedaży innych towarów po wyższej cenie albo są uzyskiwane na
niższych wynegocjowanych cenach od hurtowni dostarczających
większe ilości towaru (jednak inne sklepy nie stosują tych chwytów
reklamowych, bo ich dyrekcje nie uważają takich konkursów za
moralne)?
Czy redakcje gazet i czasopism oferując swe produkty wraz z masą
konkursów pocztówkowych i telefonicznych nie stosują wybiegów
podobnych do krytykowanych pomysłów wdrażanych przez
markety?
Czy można uznać, że klient nabywający towar i wypełniający
kupon ma prawo do uczestnictwa w konkursie bez warunku
obecności podczas losowania (wszak w cenie towaru opłacił prawo
uczestniczenia w loterii, a wszelkie inne dodatkowe i utrudniające
wymagania są pozaprawne i nieeleganckie, czyli nieprzystające do
określenia cywilizowane)?
Czy stacje telewizyjne organizujące konkursy telefoniczne z
nagrodami o wysokiej wartości nie popełniają identycznej gafy
wymagając obecności telewidza w domu podczas trwania telezabawy
(wszak telewidz wniósł swą opłatę za prawo uczestniczenia w
konkursie i pozostałe warunki, w tym wymagana obecność oraz
minimalny wiek uczestnika, należy uznać za nielegalne)?
Czy świat nie zwariował od kakofonii promocji, konkursów i
reklam? Wszak za to wszystko płacimy my, nabywcy... Abonament
telewizyjny byłby droższy? Prawda, ale ilekroć więcej byśmy
zaoszczędzili podczas nabywania towarów niereklamowanych
(tańsze), a ilu z nich w ogóle nie nabylibyśmy (zbędne)... Agencje
reklamowe (zbijające majątek na wmawianiu klientom, że towar x
8
jest lepszy od y, albo że z jest im niezbędny) nie wytwarzają żadnych
wartości materialnych. Przelewają z pustego w próżne, trwoniąc
społeczną energię (powierzchnia biurowa, wyposażenie firmy,
paliwo, pensje). Może wzięłyby się za produkcję konkretnych
wyrobów zwiększając masę towarową na rynku i rzeczywisty dochód
narodowy?
Należy ograniczyć emisję reklam, stworzyć nowe prawo
dopuszczające istnienie jedynie skromnej reklamy informacyjnej i to
sprawdzonej (przed emisją) przez wiarygodne służby publiczne
(federacje konsumentów i państwowe służby kontrolujące wyroby na
zgodność z normami bezpieczeństwa). Należy wyeliminować zapis w
rodzaju za treść reklamy nie bierzemy odpowiedzialności. Nie ma
prawa ukazać się reklamowy anons, za który nikt nie chce finansowo
odpowiadać.
Biedna Policja - Dziennik Internetowy (22 kwietnia)
Dowiadujemy się, że Policja odzyskała ponad 100 obrazów,
kolekcje miniatur z kości słoniowej oraz wyroby ze srebra
skradzione na początku kwietnia z mieszkania kolekcjonera w
Krakowie. Właściciel oszacował wartość tych dzieł sztuki na 8
mln zł.
Czas skończyć z charytatywną działalnością organów ścigania.
Jeśli Policja odzyska skradzione przedmioty, to powinna otrzymać
równowartość części odzyskanego majątku. Należy opracować
stosowną tabelę urzędowych opłat, które byłyby zmniejszane
proporcjonalnie do zapłaconych podatków przez poszkodowanego,
ale jednak... szczęściarza. Opłaty byłyby wnoszone także przez
towarzystwa ubezpieczeniowe, które mogłyby podnieść z tego
powodu składkę. Niezrozumiałe są sytuacje, kiedy Policja odzyskuje
drogocenne kolekcje, samochody, biżuterię (często nieubezpieczone,
także lekkomyślnie tracone) za zwyczajowe "dziękuję", zaś
funkcjonariusze nie mają na pensje, paliwo tudzież komputery.
Paradoks - złodzieje popełniający przestępstwo (także!) z powodu
braku odpowiedniego zabezpieczenia kosztownych przedmiotów,
będą latami nudzić się (pomijam czas spędzany na planowaniu
następnego skoku, gdyż jest to marginalna pasja nawracanych
przestępców) za murami na nasz (podatników) koszt, a nagrody
wręczane oddanym sprawie policjantom także są z naszych
podatków...
Każdy (poza młodzieżą i bezrobotnymi) obywatel powinien płacić
podatki i być chroniony przez Policję, jednak jeśli takich podatków
niewiele w życiu przydał Skarbowi Państwa, a Policja odzyskała jego
mienie znacznej wartości, to zwykła przyzwoitość nakazuje
wniesienie opłaty nie wg zasady "co łaska", ale wg urzędowej tabeli.
9
Przy okazji mile widziana staranna kontrola skarbowa badająca
związek pomiędzy znaczną wartością kolekcji a wkładem obywatela
(i jego rodziny) do narodowej szkatuły.
Wszelkie sugestie dotyczące opisanej przez media kradzieży w
aspekcie niniejszej propozycji są najzupełniej przypadkowe.
Asymetria - Dziennik Internetowy (10 czerwca 2002)
Dyrektor wykonawczy Kongresu Polonii Amerykańskiej - Nowe
zaostrzone prawo imigracyjne może dotyczyć również Polaków.
Rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości - Do 2005 roku
obowiązek pobierania odcisków palców i fotografowania twarzy
powinien objąć wszystkich przyjeżdżających do USA. Dlatego
takiemu obowiązkowi mogą być również poddawani podróżni z
Polski.
I bardzo dobrze - jeśli terroryści uwzięli się na USA, to można
zrozumieć prawo narodu tego państwa do obrony, także poprzez
dokładniejszą kontrolę przyjezdnych, przepływnych i przelotnych
mieszkańców innych krajów. Jednak przy okazji chciałbym zwrócić
uwagę na delikatną sprawę - Amerykanie wymagają wiz dla
obywateli Polski, a taki obowiązek został zniesiony w kierunku
odwrotnym.
Nigdy nie starałem się o amerykańską wizę, ale słyszałem
opowieści "w tym temacie". Myślę, że można byłoby publikować
dziennie kilka żenujących przykładów traktowania naszych obywateli
przez pracowników ambasady sojuszniczego i zaprzyjaznionego
państwa. I to jeszcze przed 11 września 2001, co wyklucza
podejrzenia natury terrorystycznej. Może ktoś założy ciekawą
witrynę...
Zdaję sobie sprawę, że w wielu sprawach to my musimy
Amerykanom włazić (a nie odwrotnie) bez masła tam, gdzie w
przenośni stosuje się porównania z dziedziny oświetlenia trącające
problemem amerykańskich kolorowych mniejszości rodem z Afryki.
Gdzie podziewa się równość obywateli obu państw deklarowana w
obu nowoczesnych konstytucjach?
Jestem realistą i wiem, że to oni będą przyjeżdżać do nas na
wszelakie ćwiczenia w ramach NATO (głównie wojskowe) i będą
deptać (głównie poligony) a nie odwrotnie, bo są od nas lepsi niemal
w każdej dziedzinie.
Jednak zapisy prawa (z reguły wyidealizowane i każdy mi powie -
panie, życia pan nie znasz?) w opisanym przypadku nawet nie
wysilają się udawać, że istnieje coś takiego jak równość!
Wszyscy uznali, że tak być powinno! Jest dokładnie tak, jak
10
kilkaset lat temu - niewolnictwo było rzeczą normalną i jeśli ktoś
burzył się przeciwko rzeczywistości, to raczej pod kątem ulżenia
nieszczęśnikom, nizli ich uwolnienia.
Za sto lat ktoś zauważy - niesymetryczne umowy międzynarodowe
na początku trzeciego tysiąclecia były równie niesprawiedliwe, co
prawo tolerujące niewolnictwo lub prawo do budowania gett podczas
okupacji.
Polska posiada niesymetryczne umowy także z innym państwami,
również z państwami, których obywatele są w gorszej sytuacji, niż
nasi rodacy. Jeśli poczucie godności naszych (i innych, uznanych za
drugą kategorię) obywateli nie jest wyświechtaną cechą naszego
narodu, to Polska oraz inne, drugiej kategorii, kraje powinny
renegocjować umowy dotyczące niesymetrycznego traktowania
obywateli w rzekomo globalnej, sprawiedliwej wiosce. W
przeciwnym przypadku, mówienie z entuzjazmem o globalizacji jest
czczą gadaniną!
Należy dopisać do Konstytucji RP - zawieranie
nierównoprawnych umów pomiędzy państwami (dotyczących także
ich obywateli) jest zabronione, a w przypadku zawarcia będzie
uznane za nieważne na mocy Konstytucji od momentu podpisania.
Ochrona danych - Panorama (wieczorem 26 czerwca
2002)
Pokazano niewyrazne wizerunki dwóch podejrzanych o dokonanie
w Skarszewach "omyłkowego" morderstwa kilkunastoletniej
dziewczyny (od bomby podłożonej w samochodzie miał zginąć jej
ojciec) oraz podano ich inicjały. Z sali wyproszono publiczność, gdyż
miały być omawiane prywatne wątki z życia jednego z podejrzanych
(podczas omawiania delikatnych lewińskich wątków z nieświętego
żywota prezydenta USA gromadziła się największa publika)...
Także jedynie inicjały podano domniemanego zabójcy
(samobójcy?) pewnego działacza sportowego.
W Internecie powinny znalezć się wszystkie osoby (pełne dane
wraz z facjatami) poszukiwane i osadzone na mocy wyroku sądu
pierwszej instancji (po uniewinnieniu w kolejnej instancji, dane
byłyby zdejmowane z witryny). Spadłyby wskazniki przestępczości z
dwóch powodów - przestępcy byliby mniej pewni siebie oraz
potencjalne ofiary wystrzegałyby się ich, zwłaszcza oszustów
wszelkiego autoramentu.Takie ujawnienie powinno być jedną z
szeregu dolegliwości w arsenale wymiaru sprawiedliwości. A nie
jest... Wielu poszukiwanych przestępców, także oszustów,
chronionych jest w imię oryginalnie pojmowanej ochrony danych
osobowych... Nawet dane osób jedynie podejrzanych, wobec których
wytoczono oskarżenia ciężkiego kalibru, także powinny być
11
opublikowane. Znakomicie przyspieszono by pracę sądu, choćby
tylko z powodu zwiększonego napływu świadków w sprawie.
Jesteśmy zalewani niepełnymi danymi poszukiwanych, ujętych,
domniemanych albo też osądzonych przestępców, których pełne
nazwiska oraz wizerunki jedynie w wyjątkowych przypadkach
trafiają na łamy.
Może tak jest w całym cywilizowanym świecie? Otóż nie! Przed
chwilą zakończył się amerykański film o kobiecie, którą
podejrzewano o zabójstwo męża, ale nie można było jej udowodnić
zbrodni (nie znaleziono broni). Nie przeszkadzało to w jej
aresztowaniu i doprowadzeniu na przesłuchanie w kajdankach (ręce
na plecach) w asyście dziennikarzy. Oczywiście, tamtejsza prasa
podała jej pełne nazwisko z uwagą, że ta pani jest główną
podejrzaną.
Kilkanaście dni temu, w innym amerykańskim filmie, oskarżona
dziewczyna zapytała prawnika, czy jej dane będą ujawnione, na co
uzyskała odpowiedz - sąd nie ujawnia danych nieletnich
podejrzanych, ale prasa zapewne to uczyni...
Dzisiaj podano jedynie inicjały (rodzimego) dyrektora zdjętego za
przewały, ale kiedy go mianowano na to stanowisko, to wymieniono
jego pełne dane...
W którym miejscu polska konstytucja różni się od amerykańskiej,
że mamy aż takie niejednolite podejścia mediów w sprawach
ujawniania pełnych informacji osobowych obywateli
"szykanowanych" przez polskie sądy?
Czy ujawnianie pełnych danych podejrzanych (jeszcze przed
ogłoszeniem wyroku) i związany z tym wstyd niektórych obywateli
naszego państwa, nie spowodowałoby zmniejszenia przestępczości o
kilka procent.
Tanie samochody a misja dziennikarzy - Super
Express (16 sierpnia 2002)
Od kilku lat w rozmaitych gazetach drukowane są kosztowne
ogłoszenia. Propozycja jest kusząca - mamy do wyboru ponad 220
nowych samochodów, które można kupić na raty, a co najważniejsze
- o 35% taniej niż w salonie. Trudno wyjaśnić, dlaczego sprzedaż aut
w Polsce spadła w ostatnich dwóch latach, wszak na takie tanie
samochody i na takie korzystne raty powinny rzucić się miliony
nabywców. Bodaj jedynym warunkiem jest umieszczenie na owych
wozach dwóch nalepek reklamujących nowe wydawnictwo
motoryzacyjne "Glob Motor".
Może dociekliwa Redakcja zbada sprawę - ile rocznie kosztują
zamieszczane anonse, ile dopłaca do samochodów ogłoszeniodawca,
ilu jest klientów zauroczonych bajeczną propozycją, ile wydawca
12
sprzedaje czasopism? Krótko mówiąc - kto przedstawi biznesowy
plan omawianego przedsięwzięcia? Wszak łatwiej jest wysłać paru
dziennikarzy i ocenić ofertę, nizli każdy z klientów miałby
podejmować ryzyko na własną rękę. Tak zresztą rozumiem
współczesną misję dziennikarstwa - badać dziwy natury i biznesu
oraz informować o tym swych kochanych Czytelników.
Może Policja i inne państwowe oraz samorządowe instytucje
zainteresują się sprawą. Przecież mogą zwiększać swój tabor za "psie
pieniądze", zaś oszczędności przeznaczać na sektor oświaty i
zdrowia. Czekamy na innych hojnych sponsorów. Może coś
większego w promocji? Tramwaje, autobusy, pociągi, statki,
samoloty? Wszystko oklejone stosownymi nalepkami... (Na wagony
metra plakiety cięte z metra). Chyba wielkość pojazdu nie czyni
różnicy? A na domach nie można wieszać reklamowych tekstów?
Cena metra kwadratowego mieszkania spadłby o 35%, a
budownictwo by nam drgnęło, mimo podwyższenia podatku VAT...
Pomysłowe anonse są dowodem, że polscy biznesmeni to geniusze
(może Nobel albo chociaż Teraz Polska?), zaś większość właścicieli
prywatnych i służbowych wozów to zwykłe pastewne buraki - nie
korzystają z atrakcyjnych propozycji i jeżdżą zbyt drogimi autami...
Niech chociaż nie narzekają!
Co z łapówką? - Gazeta Wyborcza (23 sierpnia 2002)
Jacek T. został aresztowany w marcu pod zarzutem przyjęcia
20 tys. zł łapówki za podpisanie niekorzystnego dla Poczty
kontraktu. Jeden z dwóch innych pracowników, którzy przyznali się
do łapówkarstwa, zmienił swoje zeznania. Np. wcześniej twierdził,
że Jacek T. musiał wiedzieć, że wręcza mu gotówkę, teraz - że nie
mógł tego wiedzieć, bo wręczył mu pieniądze w obwolucie na bilet
lotniczy.
W takim razie zapomniane pieniądze zapewne nadal leżą w
szufladzie w obwolucie, pomiędzy innymi starymi biletami...
Prasa niejednokrotnie informuje czytelników, że ktoś zwinął kasę
oraz, że gościowi grozi kilka lat więzienia, a nie wspomina, co z
forsą, a to głównie interesuje nabywców gazet.
Wiemy, ile kosztuje operacja ratująca życie (oraz, że zwykle te
pieniądze trzeba pozbierać przed operacją), ale nie wiemy, ile i kto
płaci za proces i pobyt oszusta w pudle oraz jak żyją cwaniacy po
opuszczeniu przybytku... Oszustwa w Polsce ciągle popłacają.
Jedni fałszują inni biorą w łapę - Dziennik Bałtycki
(9 pazdziernika 2002)
Jak wiadomo, fałszowanie i wprowadzanie pieniędzy do obiegu to
13
znacznie cięższe przestępstwo, niż branie do ręki 20 zł. Policja
rozbiła szajkę fałszerzy pieniędzy. Skazano ich na dwa lata
więzienia w zawieszeniu.
Tak "drastyczny" wyrok zapadł w Kwidzynie, który słynie z
produkcji papieru i najwyrazniej niezbyt ostro piętnuje wszelkie,
nawet nielegalne, papierowe inicjatywy...
Tuż obok poinformowano nas o słynnej (bo nagranej) łapówce.
Dwóch policjantów otrzymało pozaproceduralnie po 10 zł. Kilkaset
tysięcy polskich łapowników śmieje się do rozpuku i proponuje
nominowanie ich do słynnej księgi rekordów w kategorii najniższa
łapówka. Owym stróżom prawa nie jest jednak do śmiechu - Zostali
błyskawicznie zawieszeni w czynnościach i osadzeni w Policyjnej
Izbie Zatrzymań. Funkcjonariuszom postawiono zarzut przyjęcia
korzyści majątkowej w kwocie nie mniejszej niż 20 zł. Grozi za to
do 8 lat więzienia.
Jak widać, instytucja zawieszania jest coraz modniejsza i coraz
mniej sprawiedliwa - jedni za poważne przestępstwo otrzymują
wyroki w zawieszeniu, a inni za niemal narodowy zwyczaj są
zawieszani w czynnościach, że o odsiadce nie wspomnę...
Nie wiadomo, czy to prawda, ale na pewno doskonała wskazówka
dla następnych namierzonych funkcjonariuszy - obaj zawieszeni
zeznali, że przyjęli wprawdzie od cudzoziemca rzeczone 20 zł, ale był
to zwrot... długu. Prawda, że doskonale wybrnęli. A teraz proszę
udowodnić, że mijają się z prawdą, zwłaszcza że może być to
prawda... A wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść podejrzanych.
I co, filmowy amatorze? Nie wstyd ci? Nie będziesz chyba już
podglądał jak obywatele regulują długi z funkcjonariuszami
wyciągającymi dłonie. Pomocne a nie zachłanne...
Brawa dla Temidy - Fakt (24 pazdziernika 2003)
Sąd ukarał 9 osób, które sprzedawały rolnikom fałszywe
nawozy. Oszuści sprzedali rolnikom 260 ton soli do posypywania
ulic. Otrzymali po 2 lata więzienia w zawieszeniu i grzywny po
2400 zł.
Czy ktoś twierdzi, że polska Temida jest nie tylko ślepa, ale i
głupawa? Czy rolnicy otrzymają swoje pieniądze? Ten fakt
przemilczano. Nie wiadomo, czy oszukani zastosowali te "nawozy" w
swej produkcji i jakie były efekty niezamierzonej racjonalizacji.
Sądząc po wyroku, to chyba plony wzrosły, wszak o stratach w
uprawach ani słowa...
Leniwe banki - Dziennik Bałtycki (9 listopada 2002)
W artykule Bezdomni biznesmeni opisano szajkę wyłudzaczy
14
bankowych. Ograbili banki na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Takich
cwaniaków jest masa. Przestępcy współpracowali z bezdomnymi,
którym kupowano ubrania, prowadzono do banku lub sklepu,
wcześniej fałszując na ich dowód osobisty zaświadczenia o
zatrudnieniu w różnych firmach. Na dokumentach podawano
fikcyjny numer telefonu do przedsiębiorstw. Pod podanym
numerem w gdyńskim mieszkaniu "dyżurował" jeden z
przestępców. Gdy więc przedstawiciele banków dzwonili, aby
potwierdzić dane zawarte w zaświadczeniach o pracę,
otrzymywali pozytywną opinię na temat kondycji finansowej i
zarobków kredytobiorcy.
Gdyby nie lenistwo bankierów, którzy sprawdzają wiarygodność
jedynie telefonicznie, to byłoby mniej tego typu przewałów, co
zmniejszyłoby koszty kredytów (wszak ryzyko podwyższa ich stopy
procentowe) oraz byłyby niższe podatki na Temidę (mniej
przestępców z długimi wyrokami). Z powodu lenistwa banków,
zwykli ciułacze i obywatele płacą wyższe rachunki - kredyty i
podatki. Dziękujemy!!!
Natomiast, kilka dni temu, pewna klientka nie została obsłużona
przez Bank PKO BP w Gdyni, ponieważ miała nazbyt zużyty dowód
osobisty (przez ostatnie kilka lat nie było przeszkód w wypłatach).
Nic to, że kwota była poniżej 1000 zł, że jest klientką tegoż oddziału
od ćwierć wieku, że może okazać inne dowody (przepustkę, bilet).
Bank posiada wszak i inne możliwości, choćby kamery. O czekowym
podpisie, który jest najważniejszy, nie wspomnę! Natomiast pierwsza
lepsza łachudrzasta szajka znane banki ROBI NA SZARO. Brawo,
bankowe lenie!
Naród zarządzany przez głupców - Rozmowy w
toku (29 listopada 2002)
Wiedziałem, że nasz naród jest zarządzany przez cwaniaków,
często złodziei a także zwykłych głupców. Czarę goryczy przelał
kolejny ciekawy program pani Drzyzgi nadany dzisiaj przez TVN o
odszkodowaniach.
Pewien pan miał wypadek w pracy - stracił oko. Wiele lat temu
otrzymał jednorazowe odszkodowanie oraz dożywotnią rentę, bodaj
300 zł. Wraz z inflacją przeliczano mu tę rentę, także podczas
hiperinflacji. I na tym logika decydentów się skończyła. Po naszym
spektakularnym burżuazyjnym zwycięstwie nad nami
proletariuszami, przeliczono pewne
świadczenia w genialny a denominacyjny sposób - podzielono jakąś
dziwną kwotę przez 10000. I gość w studiu otrzymuje równowartość
biletu jednorazowego komunikacji miejskiej, co oznacza, że koszt
nadania przekazu na poczcie przekracza wartość nabywczą nowo
15
ustalonej renty. Prawda, że genialne? Wszak takiego pomysłu nie
miał nawet Bierut przed słynną wymianą pieniądza... Prawnik w
studiu oświadczył, że nie widzi w świetle naszego prawa możliwości
zrewaloryzowania wypłat. Przecież to jawny skandal! To ponadto
dowód na tępotę i bezduszność naszych pyskatych działaczy i ten stan
trwa od czasu obalenia poprzedniego systemu.
Bilans wyszedł raczej na zero - część z nas wykupiła mieszkania i
pospłacała kredyty o wysokiej wartości w przeliczeniu na cokolwiek
materialnego niewiele wartymi pieniędzmi (ale nominalnie w
księgowości wszystko się zgadzało). Część (śmietana, paniska)
zgromadzona u koryta brała wielkie kredyty na niski lub zerowy
procent i spłacała (w przeliczeniu na dowolne dobra) setki razy mniej.
To tak, jakby ktoś wziął tonę srebra a oddał tonę złomu stalowego (na
papierze wszystko się zgadzało). Ktoś musiał wyjść na tzw. durnia. I
wiadomo kto - taki przykładowy telewizyjny nieszczęśnik. Ile w tych
działaniach było głupoty a ile cwaniactwa, to może kiedyś się
dowiemy...
Nie idzie tu o efektywność polskiej gospodarki. Wiadomo, że taki
przeciętny Niemiec i Japończyk jest lepiej zorganizowany w pracy,
pewnie są oni także bardziej pracowici. Ponadto nie muszą spłacać
starych długów. Ale nic nie tłumaczy idiotycznych i
demoralizujących przepisów, które jednych stawiają w
uprzywilejowanej sytuacji, zaś innych wykorzystują. Czy jakikolwiek
rząd i parlament cywilizowanego państwa ustanowiłby prawo typu -
rentę (cokolwiek by to słowo nie oznaczało) zamienia się na
równowartość biletu autobusowego?
Zarząd RP to prawni, ekonomiczni i socjologiczni ignoranci. Jako
Polak nie powinienem o tym pisać, ale gdyby 13 lat temu
wydzierżawiono rząd, sejm i senat nowoczesnym cudzoziemcom, to
nie byłoby takich przekrętów, idiotycznych przepisów i tak wielkiej
krzywdy ludzkiej. Jeśli niektórzy twierdzą, że to koszty transformacji,
to jedynie potwierdzają, że zarządzanie należało przekazać obcym
fachowcom, a nie naszym amatorom - wiele ośmieszających i
kryminogennych knotów prawnych nie miałoby w ogóle miejsca. Są
zamożne narody, które nie biorą się za produkcję samochodów, bo
niezbyt na tym się znają. Jeśli nie umiemy zarządzać, to...
Twierdzę, że od kilkunastu lat RP zarządzana jest przez głupców.
Jako podatnik żądam podniesienia podatków w stopniu
zapewniającym finansowe zadośćuczynienie oszukanym
mieszkańcom naszego kraju. Czas skończyć z błazenadą w rodzaju -
jak obliczać podatki od oszczędności i jak ich jednak nie płacić. To
margines, choć oczywiście podatki powinny być płacone przez
każdego i od każdej dochodowej działalności, także od oszczędności.
Podobnie uczyniono z oszczędnościami mieszkaniowymi i
posagowymi, a za oszczędności poręcza Państwo, jak zapisano w
16
odpowiednich książeczkach. Państwo to także my, zatem to my
finansowo odpowiadamy za głupotę naszych przedstawicieli...
Należy zredukować liczbę urzędników i ograniczyć wygórowane
płace, premie oraz odprawy osobom odpowiedzialnym za społeczne
mienie i jego pomnażanie. Wówczas zapewne będzie można obniżyć
podatki. Być może oszukani obywatele RP zjednoczą się i przekażą
pozew do UE. Może powstanie nowy odpowiednik słynnej
Solidarności, której to działacze już zdołali się obłowić zdradzając i
sierpniowe idee i pracowników fabrycznych oraz rolnych. Już samo
rozpatrywanie podobnych spraw przez właściwy trybunał otworzy
oczy naszym sąsiadom, że Polacy zarządzani są od wielu lat przez
głupców, także Polaków, co niestety nie przysporzy nam sympatii, a
raczej powstanie kolejna partia, tym razem nie polityczna, ale nowych
dowcipów na nasz temat. Bo tak po prawdzie głupców wybierają
pewnie niewiele mądrzejsi - może nie zasłużyliśmy na lepszy los?
W pudle da się żyć - 997 (2 grudnia 2002)
Pokazano gościa zamieszkującego willę z jakąś laską. Oskarżony
był o 120 przestępstw kryminalnych i 80 gospodarczych. Wyszedł po
paru latach (ciekawe, kto zapłacił za jego ściganie, proces i
resocjalizację...), ale podczas odsiadki wychodził na przepustki do
liceum wieczorowego (a jakże, miał niezbywalne prawo do nauki!).
Oczywiście - załatwiał sprawy towarzyskie i nowe przestępstwa, po
czym wracał do pudła. Nie dopadła go nasza rachityczna Temida -
jakiś gang złodziei tirów rozprawił się z nim (ostatecznie...). Inny
gość z telefonu komórkowego (także z więzienia) zlecał zabójstwa.
Ludzie, czy to nasze państwo jest zarządzane przez normalnych
ludzi? Zdrowych na umyśle?
Parę dni temu NIK ujawnił dane, z których wynika, że w
poprawczakach koszty utrzymania chuligana wynoszą 5-20 tys. zł.
MIESICZNIE! Zatem przeciętny lekarz, nauczyciel lub inżynier
zarobi w ciągu roku równowartość miesięcznego kosztu utrzymania,
wychowania i powrotu na drogę przestępstwa (nikt nie zna statystyki
resocjalizacji milusińskich) najdroższych młodzieżowych nierobów!
Czyli - jeden z wymienionych frajerów (bo jak ich inaczej nazwać?)
musi łazić 12 lat do swej roboty, coś tam jednak robić, pilnować
stanowiska pracy (może jeszcze w tym roku nie zlikwidują onego
miejsca...), zaś zarobione pieniądze przez ów tuzin lat pracy
wystarczyłyby naszemu szlachetnemu a głupawemu Państwu na
JEDNOROCZN opiekę roztaczaną nad zarozumiałym młodym
chuliganem. To się nazywa opiekuńcze Państwo! Rodzice żebrzą, bo
nie ma forsy na operacje ich dzieci, nie ma także na utrzymanie
domów dziecka... I Ministerstwo Sprawiedliwości nie widzi w tym
nic nadzwyczajnego. Paranoja!
17
Dotacje czy kryzys - Dziennik Internetowy (5 grudnia
2002)
Przedsiębiorstwo Państwowe Polska Żegluga Morska zamówi
sześć statków w jednej ze stoczni na Dalekim Wschodzie.
Podobno u nas statki te byłyby droższe o 25%. Czy rząd, związki,
Sejm, banki zastanowiły się nad propozycją udzielenia dotacji, aby
polska stocznia wykonała to zamówienie zapewniając pracę nie tylko
swoim pracownikom, ale też setkom kooperantów? Gdzie będą
wykonywane przyszłe remonty i na jakim poziomie kosztów (także
społecznych)?
Czy stoczniowcy i kooperanci (robotnicy i zarządy) mogłyby
obniżyć nieco swe wynagrodzenia, aby zejść z kosztami? Czy
wykonano plan biznesowy na wyższym poziomie, niż jedynie na
szczeblu PŻM, a zatem wespół z innymi zakładami?
Czy rząd mógłby obniżyć nieco podatki płacone przez PŻM za
korzystanie z owych statków w przypadku ich budowy w Polsce i
udzielić gwarancji bankom, zaś banki mogłyby obniżyć nieco stopy
procentowe na udzielane kredyty?
Czyż nie tak należy pojmować SOLIDARNOŚĆ polską i społeczną
XXI wieku?
A gdyby tak bank państwowy rozprowadzał wśród zwykłych
ciułaczy akcje o nominałach 10, 20 i 50 zł, które byłyby
przeznaczone na budowę tych statków? Takie akcje powinny mieć
tradycyjną formę papieru wartościowego, gdyż formy wyłącznie
elektroniczne nie budzą zaufania... Akcje te mogłyby być swobodnie
odsprzedawane po trzech latach od ich nabycia. Można także
wyemitować pięknie opracowane graficznie akcje po 10 zł, które
zapewne wielu Polaków kupiłoby chętnie na pamiątkę (w formie
niby-arkusika filatelistycznego), do obrotu jedynie
kolekcjonerskiego..
Ciułacze odpisaliby sobie koszty zakupu od podatku (w corocznym
zeznaniu), zaś PŻM pod właściwym nadzorem prowadziłaby
ekonomiczną działalność i elektronicznie (bez opłat za przelewy)
przekazywałaby ewentualne zyski na konta masowych udziałowców.
W ten sposób masy (to tylko kwestia nazwy...) stałyby się
właścicielami środków produkcji, ale pod okiem uczciwych
fachowców o niewygórowanych wynagrodzeniach.
SN obronił sędziego fałszerza - Gazeta Wyborcza (13
grudnia 2002)
Sędzia, który sfałszował wyrok, może dalej orzekać i nie będzie
oskarżony. Tak uznał wczoraj Sąd Najwyższy.
Pewien gościu sędzią zwany, wyjął z akt wydany przez siebie
skazujący wyrok i zastąpił go drugim, uniewinniającym.
18
W pierwszej instancji koledzy po fachu (kumple?) z sądu
dyscyplinarnego nie uchylili mu immunitetu, jednak w drugiej
instancji równie niezawisły inny sąd uchylił mu ten przywilej
zawarowany dla nielicznych. Sędzia-fałszerz odwołał się do SN,
który wydał ostateczny wyrok jak podano na wstępie. Zatem
sprawiedliwość znowu zwyciężyła, jednak po co denerwować
Czytelników takimi nowinkami - i bez tego już są poirytowani...
Nie lubią audiotele - Dziennik Bałtycki (30 grudnia 2002)
Blisko milion złotych wydzwonił telefonami oszust
wynajmujący mieszkania na terenie Trójmiasta. Wynajmował
pokój posługując się fałszywym dokumentem, a następnie,
używając specjalnego urządzenia, przez całą dobę wybierał
połączenia z numerami 0 700...
Telekomunikacja może należności rozłożyć na raty, ale długów
nie umorzy, bo połączenia zostały wykonane i firma poniosła ich
koszty.
Dlaczego banki mają zabezpieczenia w bankomatach - limit
pobrania dziennego i tygodniowego, a telekomunikacja nie może
wyłapywać rozmów o kosztach wyższych od ustalonego limitu i
blokować albo informować właściciela telefonu? Takiego złodzieja
ujęto by zaraz przy pierwszym przekręcie, a pewnie miał ich kilka
innego typu...
Mamy zdjęcie oszusta. Wszyscy poszkodowani go rozpoznali -
mówi dyrektor Regionalnego Centrum Informacji... Policja
prowadzi śledztwo w tej sprawie.
A jaki problem z wydrukowaniem zdjęcia w prasie całego kraju?
Wszak gość pewnie jeszcze pokombinuje w innych regionach naszej
przyjaznej dla cwaniaków ojczyzny. Wiem, ochrona danych. No, jeśli
mamy idiotyczne przepisy, to pijmy piwo, które nawarzyli nam
przestępcy i ustawodawca!
Mafia paliwowa - Dziennik Bałtycki (30 grudnia 2002)
W obszernym artykule opisano dwie sytuacje z jednego dnia.
Cysterna z kradzionym paliwem (12 tys. litrów) wpada w poślizg i
taranuje płot. Dwóch złodziei ucieka z kabiny.
Kolejna cysterna jest uszkodzona, ale także kradziona -
szabrownicy uciekli zostawiając kilka ton rozlanego paliwa.
Wartość kradzionego na 12-kilometrowym odcinku rurociągu
paliwa liczy się w milionach złotych. Ktoś zbija na tym
prawdziwą fortunę.
Czy nikt w Polsce nie ma pomysłu, aby walczyć z opisanymi
kradzieżami? Laik by powiedział - wystarczy zatrudnić odważnych i
19
wysportowanych agentów ochrony i dobrze im zapłacić, w
szczególności za udaną akcję (podobnie jak celnikom). Codziennie
obserwować rurociąg, zaś co kilka dni dokładnie kontrolować.
Rozmieścić w wynajmowanych mieszkaniach informatorów z
komórkami. Sprawdzać pojazdy przemierzające ulice i dukty leśne.
Co kilkanaście dni zmieniać agentów w ramach rotacji z innymi
podobnie strzeżonymi obiektami. Ilu można byłoby zatrudnić
pracowników przy wydaniu na nich i sprzęt tylko połowy
ponoszonych strat (kradzież i rekultywacja zniszczonych obszarów)?
Do pomocy przysposobić żołnierzy w ramach ćwiczeń i solidnie
wynagrodzić im udaną akcję.
Przypomnieć sobie (albo odkurzyć) zasady współdziałania
Brytyjczyków podczas niemieckiej próby inwazji na ich wyspę.
Na granicach wopiści mają sprzęt przydatny nawet nocą i wyłapują
nielegalnych turystów, przy czym z takimi uchodzcami to same
kłopoty, a każde ujęcie to wydatek dla budżetu. A na magistrali chyba
można ryczałtem obliczyć, ile zaoszczędza Rafinerii na każdym
przeciętnym pojmaniu i rozbiciu gangu.
Pewnie łatwiej jednak z noktowizorem łapać biednych i
bezbronnych Azjatów, niż gotowych na wszystko cwanych tubylców.
Czytelnik odnosi wrażenie, że tak na prawdę, to nikomu nie chce się
walczyć z owymi złodziejami, a nawet myśli, że część mająca chronić
paliwociąg ciągnie z niego swoją dolę... Wszak tak jest przecież z
celnikami. I nie tylko - korupcja w Polsce zwyżkuje. To co
obserwujemy wzdłuż złotej nitki, to istny szczyt nieporadności
organów państwowych powołanych do walki z przestępczością.
Kompromitacja Państwa i eldorado dla kombinatorów.
Co zrobiłby właściciel kurnika, gdyby mu codziennie lisy
wybierały ptaki?
Może Internet uratuje choć jedno życie - Gazeta
Wyborcza (3 stycznia 2003)
Krótka notka pt. Dozór za śmierć, ale jakże wymowna. Na
wniosek policji prokuratura zastosowała wobec 52 letniego
Mariana C. dozór policyjny. Mężczyzna ten, kierując swoim
polonezem po pijanemu, potrącił na przejściu dla pieszych
starszą kobietę. Ofiara zmarła w szpitalu. Sprawcy grozi 12 lat
pozbawienia wolności.
Kilka lat temu jazdę po pijaku uznano za przestępstwo.
Ustawodawca myślał, że po zaostrzeniu kar spadnie liczba pijaków za
kierownicą. Myślał logicznie, zagrał w prawnego pokera i... przegrał -
prognozował, że spraw będzie mniej i nie należy budować nowych
więzień z tego powodu. Jednak zmotoryzowanych pijaków notuje się
więcej niż dawniej, sprawy będą ciągnąć się latami, nie ma pieniędzy
20
na więzienia, zatem nie ma gdzie sadzać złoczyńców. Wielu z
osądzonych kombinuje odroczenia na podstawie wszelkich
możliwych choróbsk, także psychicznych. Nieuchronność kary jest
także rodzajem zadośćuczynienia ofiarom i ich rodzinom oraz musi
być przestrogą dla potencjalnych przestępców. To co dzieje się
obecnie w naszym kraju, zwłaszcza w omawianej sferze,
kompromituje Państwo jako strażnika praworządności. Nasza Temida
jest pijana gorzałą wychlaną przez zmotoryzowanych ochlapusów. Ta
runda została przegrana przez polską figurantkę z opaską na oczach.
Finansowo i organizacyjnie. Nie pierwszy to i nie ostatni raz.
Dzisiaj podano w mediach, że Policja otrzymała internetową
łączność i bazę danych pomagającą w dochodzeniach. System ułatwi
i przyspieszy bieg sprawy. Drżyjcie przestępcy!
Nasuwa się inny pomysł wykorzystania Internetu. Na witrynie
należałoby wpisywać dane personalne pijaków siadających za
kierownicą, z promilami, datą i miejscem wydarzenia i ewentualne
skutki (ofiary, straty materialne) ich zbrodniczej działalności. Na
bieżąco byłyby nanoszone informacje o biegu sprawy - data
aresztowania i wejścia na wokandę, adres sądu, nazwiska prawników,
wyrok, kary pieniężne, sposób zadośćuczynienia poszkodowanym,
kwoty otrzymane za zlicytowany samochód (narzędzie przestępstwa),
odroczenia i ich powody, data umieszczenia w zakładzie karnym, data
opuszczenia przybytku. Także uwagi dotyczące podobnych
przestępstw. Dzięki Internetowi społeczeństwo będzie patrzeć na ręce
prawnikom leniwym, skorumpowanym i wplątanym w rozmaite
dziwne wyroki.
Często organizatorzy pięknych i wielkich społecznych inicjatyw
mawiają - I jeśli choć jedno życie uratowano dzięki tej akcji, to
uznajemy ją za udaną. Piękne to i górnolotne słowa. Z tego jesteśmy
znani. A ja mam konkretną sprawę, jednak w takich jesteśmy
znacznie gorsi...
Zatem pytam - czy jeśli dzięki opisanemu pomysłowi uratowano by
choć jedno życie, to akcja jest warta zachodu? Czy na wadze Temidy
prawo chroniące dane osobowe jest więcej warte niż prawo do życia?
Niestety, znam odpowiedz - w naszym kraju, także zapewne w coraz
większym demokratycznym świecie, dane są wartością stawianą
ponad życie...
Tolkien a Cybulski - Dziennik Internetowy (8 stycznia
2003)
Nieznany rękopis Tolkiena zostanie opublikowany. Naukowiec,
który go odnalazł, musiał walczyć ze spadkobiercami praw
autorskich, aby otrzymać zgodę na publikację dzieła.
Dzieło ma ponad 2000 stron i zawiera również wykłady
21
Tolkiena z 1936 r.
Być może powyższa walka zakończyła się ugodą, czyli
spadkobiercy dostaną swoją dolę. Kilka lat temu pisano o synu
znakomitego polskiego aktora (tragicznie zmarłego - Zbigniewa
Cybulskiego), który zarobkował kładąc podłogowe klepki na
betonowych klepiskach w blokowiskach i z rodziną klepał (poza
owymi drewnianymi klepami) ogólną biedę, ponieważ (tak
tłumaczono) nasze prawo nie objęło twórczości ojca i synowi nie
należały się tantiemy. Dwa światy, dwa prawa. Czy po wejściu do UE
takie kwestie będą rozstrzygane zgodnie z rozsądkiem? Czy Unia
będzie tolerować braki piątych klepek w największym pozyskanym
kraju?
Częste chowanie - Dziennik Bałtycki (14 stycznia 2003)
W niedzielę 79-letni mieszkaniec Częstochowy zasłabł na
schodach, wezwano karetkę pogotowia, a jej lekarz zdiagnozował
zawał serca. 9 szpitali odmówiło przyjęcia pacjenta, ponieważ nie
dysponowano wolnymi respiratorami. Gdy wreszcie znaleziono
wolne miejsce w szpitalu w Sosnowcu (80 km od Częstochowy!)
pacjent zmarł w karetce przed częstochowskim szpitalem im.
Rydygiera.
Tak się dziwnie składa, że miasta, które podpadają ostatnio w
branży medycznej, mają nazwy związane ze swoją pechową
działalnością. A to Aódz tonie "dzięki" obsadzie karetek, a to
Częstochowa, która w swym rejonie w kilku szpitalach, głowę nazbyt
często chowa (aż dziewięciokrotnie!) przed medyczną powinnością
ratowania życia pacjentowi. Niestety, gdyby to kończyło się jedynie
chowaniem tylko głowy...
Dla równowagi takie niemieckie miasto Essen powinno
zorganizować Zjazd Degustatorów Jadła Szpitalnego i oby polskie
jedzenie nie zajęło ostatniego miejsca.
Proponuję uznać, że Konstytucja RP nie jest przestrzegana w
aspekcie jednakowego traktowania wszystkich obywateli - gdyby
pacjentem był znany aktor albo polityk, to byłby obsłużony wzorowo,
nie jak zwykły obywatel. Posłowie zamiast zbadać, czy ustawa
zasadnicza ma większą wartość niż papier zużyty na jej zapisanie, są
zajęci referendalnymi manipulacjami dążącymi do zniesienia
pięćdziesięcioprocentowej frekwencji w temacie wejścia do UE. A
taka Unia powinna przysłać do Polski swych przedstawicieli (jak
USA swych do Iraku), aby zbadać tę sprawę i ocenić, czy my istotnie
spełniamy podstawowe warunki opieki medycznej nad Człowiekiem.
Wszelkie loterie fantowe, zwłaszcza dobroczynne, powinny w
swej ofercie zawierać (obok kina domowego) kilka respiratorów, co
znacznie zwiększyłoby zainteresowanie tymi szlachetnymi
22
imprezami, w szczególności Polaków po czterdziestce. Prasowe
sprawozdania ze zbiórek odnotowałyby niespotykane
zainteresowanie ofiarnego społeczeństwa, na które (jak zwykle) mogą
liczyć sieroty i inwalidzi.
Może jakiś biznesmen zakupi zestaw takich urządzeń i da
ogłoszenie mam wolne respiratory na chodzie i oczekuję
konkretnych propozycji.
A swoją drogą - jak to możliwe, aby w religijnej stolicy Polski,
osoby zobowiązane do niesienia pomocy, niejako z definicji,
wykazały się aż taką bezdusznością? Na Jasną Górę mają najbliżej,
kolędę przyjęli a człowieka zabili... Hańba! Nazwę szpitala zmienić
na im. Konowała...
Pięćsetne trefne serduszko - Dziennik Bałtycki (15
stycznia 2003)
Cała Polska rozwodzi się na temat owego symbolu licytowanego
przed północą z niedzieli na poniedziałek podczas WOŚP. Także
trójmiejska gazeta w obszernym artykule Matrix przyznał, że nie ma
pieniędzy.
Niejaki Damian ps. Matrix zrobił w banię na 5 baniek tyle wielką
co naiwną (choć istotnie rewelacyjną) Orkiestrę. Może operował
jeszcze starymi banknotami (nowe 500 zł)?
Redakcja informuje, że ów młodzian już wcześniej naciągnął firmy
wysyłkowe na ok. 100 tys. zł, z czego udało im się odzyskać
kosmetyki i książki za ok. 40 tys. zł, a to oznacza, że cwaniak już
powinien siedzieć za kombinacje i niedobór. Za owo niedopatrzenie
odpowiada nasze Państwo.
Ciekawe - jak firmy wysyłkowe, doskonale radzące sobie ze
ściąganiem należności, zwłaszcza od klientów niedokładnie
czytających i podpisujących umowy drobnym druczkiem, dały się
nabrać nieletniemu kombinatorowi? Niektóre odkrywały oszustwa,
ale zapewne nie wymieniały się danymi zgodnie z zasadą mnie nie
wykiwał, ale może konkurencję okradnie. A wystarczyło zamieścić
dane osobowe wraz z cwaną facjatką w Internecie i pasmo oszustw
byłoby przerwane. Jednak to nie u nas, nasze przepisy chronią
cwaniaków i zapewniają robotę tysiącom prawników, policjantów i
klawiszy. Dzięki głupocie Państwa, czyli naszej głupocie, tysiące
ludzi mają pewną pracę i nie myślą nawet o bezrobociu, a tysiące
oszustów nigdy nie przyłoży się do rozwoju naszego głupawego
tworu zwanego Państwem...
Nasze Państwo w swej dobrotliwej naiwności jest bardzo
opiekuńcze. Nie dość, że nie posadziło młodzika, to jeszcze Chłopak
trafił wczoraj do Pogotowia Opiekuńczego po kilku
przesłuchaniach na policji. Powodem nie było zamieszanie, jakie
23
wzbudził udziałem w licytacji, lecz to że nikt nie sprawuje nad
nim opieki, a nie skończył jeszcze 18 lat.
W podobnej sytuacji zapewne są setki nieletnich, którymi nikt się
nie interesuje i jest równie pewne jak nieposiadanie owych pięciu
milionów, że gdyby nie licytacja serduszka, to urzędnicy nie
okazaliby cwaniakowi swego serca... Jeden Damian z Ustki (o
ustkach pełnych kłamstewek) a zamieszanie na całą Polskę. Przy
okazji kilkudziesięciu urzędników, sędziów i policjantów z kilku
miast dwoi się i troi, aby zataić parę faktów i zbagatelizować
sprawę... Taki pacan, a niezle wsadził kij w mrowisko. Obstawiam, że
za parę lat osiągnie w swym marnym życiu znacznie więcej, niż
niejeden nauczyciel, inżynier i lekarz. Już jego zaradność jest
porażająca (gazeta opisuje mechanizm działania Matrixa) -
Posługując się kupionym na miejskim targowisku faksem wysyłał
zamówienia od rzekomo istniejących firm. Wycinał stempel
pocztowy z listów i naklejał go na wypisany przez siebie przekaz
pocztowy. Tak spreparowany dowód wpłaty wysyłał faksem do
firm. Te, nie czekając na potwierdzenie z banku, wysyłały
zamówiony towar.
A mówią, że frajerów nie sieją... Wprawdzie gazeta ujawniła kulisy
przewału, to jednak (żywmy nadzieję) inne potencjalne a naiwne
firmy wyciągną właściwe wnioski.
Podobno impreza była urządzona za zgodą MSWiA, może i
Ministerstwa Finansów.
Należy zbadać legalność "licytacji". Kiedyś w audiotele wygrał
chłopak, ale prowadzący niejaki Kraśko pozbawił go samochodu,
ponieważ nie był pełnoletni, a regulamin zawierał głupawy zapis w
tym względzie. Było to tuż przed świętami, więc redaktor życzył mu
wszystkiego najlepszego i dalszego owocnego brania udziału w
konkursach, ale po wejściu w pełnoletność. Samochód przekazano
kolejnemu graczowi, ale już w kwiecie wieku. Miała być sprawa w
sądzie, ale nie znam finału...
Skoro licytant serduszka nie był pełnoletni oraz wprowadził
kilkanaście milionów Polaków w błąd, to należy licytację uznać za
niebyłą w świetle i na mocy prawa. Serduszko nr 1 powinien
otrzymać drugi licytant za ok. 100 000 zł, bo taka kwota widniała tuż
przed wielkim finałem tej licytacji na niby. Jeśli drugi darczyńca chce
(mimo unieważnienia) zapłacić proponowaną przez siebie kwotę,
albo wyższą, to jego wola i prawo... Uzyska jednak tytuł
dobrodusznego frajera. Dobroczynność dobroczynnością, ale zasady
powinny być jasne i uczciwe. Nie pierwsza to licytacyjna wpadka, a
organizatorzy cokolwiek by złego nie powiedzieli o nibylicytantach,
to dzięki temu ostatniemu chore dzieci otrzymają sprzęt za kilka
milionów więcej, niż gdyby nie było takiego cwaniaka. Tak po
prawdzie, to owemu Damianowi należy się 10% od podbitej kwoty w
24
tej nieszczęsnej licytacji, a dzieci powinny być mu wdzięczne... I tu
leży zło, kiedy aprobujemy występek, który rodzi dobro...
Jeśli tak albo podobnie wyglądają w naszym kraju inne licytacje i
przetargi...
A wystarczyło godzinę przed końcówką licytacji poprosić
zaprzyjaznionych policjantów, ochroniarzy, kolegów kwestujących,
aby podjechali pod dwa najważniejsze wówczas w Polsce adresy i
odwiedzili dwóch najważniejszych bohaterów wieczoru. Byłoby
mniej w kasie, ale też mniej śmiechu. A tak ośmieszono ostatnie
pięćsetne serduszko!
Ale taki bajzel jest normą u nas - tak pracują dróżnicy (sto razy
zdąży opuścić szlaban, raz nie zdąży), takoż setki tysięcy innych
Polaków odpowiedzialnych za nadzór i kontrolę... Że to, co mamy,
jeszcze się jakoś kręci, to chyba jedynie dzięki milionom frajerów,
którzy jeszcze pracują i godzą się na skandalicznie nierówny podział
tortu, który jest krojony często przez karierowiczów, złodziei i
cwaniaków.
Dzień wcześniej, ta sama gazeta doniosła - Dwóch Polaków
aresztowano przed bankiem w Wilnie. Podczas rewizji w ich
samochodzie znaleziono 1,2 mln dolarów.
Może Litwini ulitują się nad półtysięcznym serduszkiem i wykupią
je. Akurat by starczyło... W końcu to ciężko zapracowane przez
naszych rodaków pieniądze (nic to, że nie zarobione uczciwie ni w
hucie, ni w kopalni, ni w stoczni, ni w szpitalu). W końcu cel
uszlachetnia środki, także płatnicze, a coraz bardziej szanujemy
cwaniaka niż robotnika, nieprawdaż?...
Powiadomić prokuratora? - Dziennik Bałtycki (16
stycznia 2003)
Ponieważ premier Miller nie powiadomił prokuratora i ma
nieprzyjemności, a podobno każdy obywatel powinien był to uczynić,
jeśli tylko domniemywa, że popełniono przestępstwo, przeto i ja
powiadamiam wszystkich zainteresowanych o popełnieniu
bezprawnego czynu.
Otóż w ogłoszeniu Dziennika Bałtyckiego czytamy - Poszukujemy
panią do biura, zaś wśród wymagań zaznaczono wiek do 30 lat.
Ponieważ owe dwa warunki dotyczą dyskryminacji płci i wieku
(sprzeczne z Konstytucją RP oraz z prawem UE), a ponadto ostatnio
media obszernie wyjaśniały wykładnie w tej materii, co jedynie
utwierdziło mnie w przekonaniu o słuszności wystosowania
niniejszego zawiadomienia, przeto informuję co na wstępie i oczekuję
działań przewidzianych prawem.
Wprawdzie media nie biorą odpowiedzialności za treść
zamieszczanych ogłoszeń, ale nie mogą łamać obowiązującego prawa
25
w RP. Ponadto - czy można poważnie traktować prasę, która na
jednej stronie edukuje społeczeństwo informując o zabronionych
praktykach niektórych pracodawców sugerując podejmowanie
solidarnych i wspólnych działań przez pracowników przed takimi
praktykami, a na innej stronie emituje płatne ogłoszenia niweczące
trud włożony w edukację. Czyżby nieznajomość prawa czy pecunia
non olet?
wymyślono globalny system - rzetelne i natychmiastowe
przesyłanie danych. To przejaw demokratyzacji nowoczesnego
państwa!
Niewinni... - Dziennik Bałtycki (5 marca 2003)
Były burmistrz Zakopanego Adam B.-C. stanie przed sądem za
samowolę budowlaną. Budowa czterokondygnacyjnego budynku
trwała z przerwami od 1991 do 2002 roku, mimo że inspekcje
nadzoru budowlanego kilka razy nakazywały przerwanie prac.
Burmistrz nie przyznał się do popełnienia zarzucanego
przestępstwa i skorzystał z prawa do odmowy składania zeznań.
Jak to możliwe, aby jeden z najsłynniejszych burmistrzów
(planowana olimpiada w stolicy Tatr, patent na oscypki oraz aktorka
w rodzinie) 11 lat nielegalnie wznosił budynek i nikt (choćby
opozycja!) nie rozdmuchał sprawy niczym halny. I nie przyznaje się
do winy...
Tuż poniżej notka o inżynierze, który wysłał żonę z małymi
dziećmi do rodziny, zabrał broń i naboje, a potem wyszedł na
schody i czekał na wracających sąsiadów. Kilkunastoma strzałami
zabił dwóch sąsiadów oraz ciężko ranił sąsiadkę i... nie przyznaje się
do winy. Może to i racja - w końcu inni studiowali prawo, to niech
dowodzą ich winy... Złapią cię za rękę w cudzej kieszeni, powiedz, że
to nie twoja ręka...
Suwałki a USA - Gazeta Wyborcza (7 marca 2003)
Na dwa lata więzienia z zawieszeniem na cztery lata skazano b.
wiceprezydenta Suwałk za ujawnienie tajemnicy służbowej i
przyjęcie korzyści osobistej od znajomego biznesmena -
samochodu wartego 60 tys. zł. Proces toczył się za zamkniętymi
drzwiami, a uzasadnienie wyroku zostało utajnione.
Jakże różne są Stany i Polska. Prezydent największego mocarstwa
został publicznie ośmieszony w amerykańskim cyrku oraz rozliczony
z każdej plamy i każdego cygara, zaś u nas procesy są utajniane przy
okazji pierwszej lepszej korupcji. Wyrok z zawieszeniem jest zachętą
dla naśladowców w tej naszej już narodowej dyscyplinie. Nie podano,
26
ile kosztował proces i kto zapłacił za ów polski cyrk przy zamkniętej
kurtynie. Korupcja ma się dobrze... A gdzie są kluczyki do wozu?
Immunitet lekarski - Dziennik Bałtycki (11 marca 2003)
Do tej pory aresztowano tymczasowo 10 członków gangu.
Jeden z funkcjonariuszy nie został jeszcze zatrzymany, gdyż
przebywa na... zwolnieniu lekarskim. Gang odpowiada za sześć
napadów i trzy porwania dla okupu - informuje gazeta o gangu
złożonym z wybrzeżowych funkcjonariuszy. Teraz wypada poczekać
na ozdrowienie - jeśli gangster wyjdzie z gabinetu bez zwolnienia, to
szlachetni policjanci zaobrączkują delikwenta...
Oszustwa audiotele - Gazeta Wyborcza (14 marca 2003)
W Trójmieście działa Stowarzyszenie na rzecz Ochrony
Interesów Abonentów Telekomunikacji. Zrzesza ludzi
oszukanych na sumy po kilkaset tysięcy złotych przez złodziei
impulsów, którzy z nie swojego telefonu dzwonią pod numery 0-
700.
Zwykle, jeśli jakaś firma poszerza swe usługi, to pobiera
dodatkową opłatę za to poszerzenie. Tu uczyniono odstępstwo -
należy dopłacić za zablokowanie możliwości korzystania z nowej
usługi! Paranoja?
Przypomina się dawny zwyczaj dopłacania telekomunikacji za
niedrukowanie zastrzeżonego numeru telefonu w książce
telefonicznej. Ów zwyczaj jednak przepadł - prawdopodobnie
uznano, że nie można pobierać opłat za... nieczynienie.
Mam pomysł dla firm autobusowych - po wprowadzeniu linii
nocnych albo pospiesznych, pasażerowie, którzy nie zechcieliby
korzystać z tych linii powinni wnosić opłaty za niewpuszczanie ich
do tych autobusów. Prosta sprawa - do zwykłego biletu miesięcznego
lub dekadowego wykupywano by bilet zaporowy.
Dla firm parkingowych - po wybudowaniu pięknych płatnych
parkingów, kierowcy unikający tych przybytków kulturalnej
motoryzacji, wnosiliby do miejskiej kasy comiesięczną opłatę (tzw.
odstępne).
Dla telewizji kablowych oraz eksploatatorów nowoczesnych
autostrad - jeśli klienci, którym poszerzamy możliwości
cywilizacyjnego spełniania się, odmówili by korzystania z wizyjnych
i szosowych nowinek, to po uiszczeniu stosownych opłat, mieliby
prawo do nieużywania tychże cudów techniki współczesnej.
Czy nasuwają się Państwu inne pomysły w tej materii? A może
ktoś poda sprawę do sądu, wszak można poszerzać swoje oferty, ale
za niekorzystanie z nich nie powinniśmy płacić! Może tego
27
Konstytucja nie przewidziała, ale logika owszem - Obywatel ma
prawo do niepłacenia za usługi, o które wyraznie nie prosił! Jeśli
prawnicy telekomunikacji wykonają obronną woltę (a za duże
pieniądze to można zalegalizować każdą niegodziwość), to w
przyszłości inne firmy będą miały otwartą drogę. Drogę do
przewałów dla kombinatorów, zaś dla siebie złoty interes w obu
przeciwnych przypadkach - korzystanie z ofert oraz niekorzystanie z
nich spowoduje pobieranie opłat...
Pomroczność ciemna - Gazeta Wyborcza (14 marca
2003)
Prawnicy wymyślili, że będziemy surowiej traktować pijaków
siadających za kierownicą. Dla siebie nie przewidzieli wyjątków, ale
dzięki (często) wrodzonym i (najczęściej) nabytym umiejętnościom
mataczenia (taki już mają ciekawy zawód) potrafią wybrnąć z
niejednej opresji. Nie bez kozery mawia się, że ten czy ów prawnik
podejmie się każdej niegodnej sprawy, byle godne było honorarium.
Niejednokrotnie donoszono o tuszowaniu w kręgach zbliżonych do
Temidy.
I oto adwokat, u którego alkomat znanej firmy wykazał ponad 2
promile alkoholu na wydechu, wyjaśnił prokuratorowi, że nie był
pijany. Jego zdaniem całe zamieszanie było spowodowane przez
niewielki zagłębienie, jakie ma wewnątrz gardła po operacyjnym
usunięciu kości gnykowej, które miało zatrzymać a to poranny mały
koniaczek a to jakiś preparat na wzmocnienie zaprawiony słabym
alkoholem.
Nie byłoby może to aż tak dziwne i żenujące, gdyby nie fakt, że ów
gnykowy adwokat onegdaj wylansował termin pomroczność jasna,
którym wybronił potomka naszego najsłynniejszego prezydenta i
jednocześnie przelicytował zawodowych kabareciarzy. Przykre jest i
to, że najnowszym tłumaczeniem ów mecenas podważa swą
wiarygodność wystawioną na próbę kilka lat temu czyniąc złą prasę
lubianemu laureatowi nagrody Nobla, któremu pomału zapominano
ową synowską hecę.
Ponieważ wyjaśnienia zainteresowanego adwokata były
przekonujące dla prokuratora (w końcu prawnicy to osoby o
najwyższej moralnej wrażliwości i dlaczegóż nie mieliby sobie
wzajemnie nie ufać), tenże umorzył postępowanie karne. A to
oznacza, że znowu zwyciężyła sprawiedliwość w nowej Polsce.
Zapewne odnotujemy wzrost operacji na przełykach. Nie będziemy
zatem mawiać o laniu w gardło, ale narodzi się nowa tradycja - lanie
w gnyka. Już mamy antyradary, a będziemy mieli antygnyki
(pognykowe pustki).
28
Kto łamie konwencję - media (24 marca 2003)
Wczoraj i dziś wszystkie polskie telewizyjne stacje wyemitowały
filmy o poniżającym traktowaniu amerykańskich jeńców przez
irackich żołnierzy. Wszystkie podkreślały, że wykonywanie takich
nagrań jest sprzeczne z konwencją genewską.
Podczas rewolucji i wojen dochodzi do makabrycznych wydarzeń,
które dawniej i dziś dokumentowane są (zdjęcia, filmy, wywiady,
pamiętniki) przez wszystkie strony konfliktu, tak przez
profesjonalistów, jak i amatorów. Oczywiście, emitowanie takich
materiałów podczas trwania konfliktu jest naganne (i nie trzeba
odwoływać się do konwencji, ale do zwykłego rozsądku), jednak po
latach filmy mogą mieć znaczną wartość archiwalną i dowodową.
Niemal codziennie nadawane są filmy dokumentalne sprzed
kilkudziesięciu lat, ukazujące nie tylko dyplomatyczne i strategiczne
kulisy wojen, ale także koszmary o ludzkim wymiarze - walki wręcz,
bombardowania, rozstrzeliwania, wykonywania wyroków,
podpalenia, zagazowywania, upokarzania. Problem dotyczy również
katastrof (cepelin Hindenburg) i zamachów (wieżowce WTC).
Cokolwiek byśmy nie myśleli o Irakijczykach, to oni są stroną
napadniętą i można było spodziewać się, że nie będą zbyt gorliwi w
przestrzeganiu konwencji genewskiej. Wojna nie jest pojedynkiem
dżentelmenów. Gdyby nasi dzisiejsi przyjaciele zaoferowali nam
wyzwolenie po 13 grudnia 1981 w podobnym stylu, to także nie
wiadomo jak zachowałoby się ówczesne Ludowe Wojsko Polskie
(można o to zapytać dzisiejszych wojskowych stojących już po
właściwej stronie) oraz reszta społeczeństwa.
Wielka odpowiedzialność ciąży na redaktorach decydujących o
terminie emisji takich dokumentów, zwłaszcza uznawanych jeszcze
za zbyt świeże. Niestety, dają przykład nieliczenia się z odczuciami
społecznymi, zwłaszcza zainteresowanych rodzin.
Niniejszym donoszę, że to światowe i polskie stacje telewizyjne
należy uznać za ośrodki łamania konwencji genewskiej, ponieważ
to one, otrzymując nielegalnie nagrany obraz, przekazują go
dalej!
Jeśli ktokolwiek wszedł w posiadanie towaru, który został
wyprodukowany lub przewieziony z naruszeniem prawa (używki,
płyty i kasety, także dokumenty), to nie może kolportować owych
dóbr materialnych i niematerialnych kontynuując nielegalny
proceder! Owe stacje przekazując nielegalne materiały złamały
prawo - konwencję genewską! Czy można przechwycić transport
narkotyków, napiętnować handlarzy, informować obywateli o
szkodliwości stosowania tychże preparatów i... rozprowadzać je,
wskazując na nielegalny charakter pozyskanych materiałów?
Co na to prokuratura?
Wspomniano dzisiaj również, że Amerykanie zrezygnowali z
29
nalotów dywanowych, aby oszczędzić ludność cywilną. Wielkie
dzięki, ale jeśli chodzi im o Saddama, to nie powinni stosować
odpowiedzialności zbiorowej - dzisiaj nie można porównywać
Irakijczyków do Niemców i Japończyków z okresu II wojny
światowej, kiedy były usprawiedliwione naloty dywanowe na Drezno
i Tokio, jednak na Bagdad obecnie nijak nie można byłoby tego
wytłumaczyć.
Należy wyrazić radość, że nasz rząd znalazł się po właściwej
stronie i nikomu ani zza oceanu tudzież zza kanału nie przyszło
dokonać inwazji na nasz naród... Nawet gdyby byłaby to
najsłuszniejsza sprawa...
Senator wyłudził - Dziennik Internetowy PAP (25 marca
2003)
Były senator został skazany na 5 lat więzienia i 40 tys. zł
grzywny. Wyłudził kredyty narażając banki na straty prawie 10
mln zł.
Nie wymieniono go z nazwiska zapewne kierując się jego dobrym
imieniem. Imię istotnie musiało być znakomite, skoro za
dziesięciomilionowe straty zapłaci równowartość przeciętnego
samochodu i posiedzi sobie za 5500 zł dziennie. A co z nienależnie
osiągniętymi korzyściami? Co z majątkiem? Brawo dla
wyrozumiałych sądów i mediów. Ilu Polaków pomyśli, że ciągle w
naszym złodziejskim kraju warto zaplanować bankowy przewał, bo
wymiar sprawiedliwości przypomina namiot z areną?
Odszkodowanie - Dziennik Bałtycki (1 kwietnia 2003)
Półtora roku temu lider zespołu Ich Troje skacząc podczas
koncertu ze sceny na publiczność spowodował uszkodzenie ciała
kilkunastoletniej dziewczyny. Nie doszło do ugody - poszkodowana
żądała 50 tys. zł, natomiast lider zgłosił gotowość zapłacenia tej
kwoty, ale na cel społeczny - Czerwony Krzyż, Caritas czy
renowację Jasnej Góry.
Jeśli jakaś firma (tu zespół) prowadzi komercyjną działalność
nabijając kabzę w otoczeniu masowego klienta, to musi mieć w tę
działalność wpisane ryzyko niewielkich strat z tytułu odszkodowań
dla jednostek z owego tłumu. Dla bogatego piosenkarza to żaden
problem wydać wymienioną kwotę. Dla poszkodowanej to pewnie
spora sumka. Rodzi się niesmaczna moda (nowa tradycja?) -
okaleczamy kogoś (wypadek, zamach, wygłup) i proponujemy
przekazać odszkodowanie (i owszem), ale innej osobie lub instytucji.
Taki mały kaprys sławnej osoby - najlepiej pokazać stosik,
podyskutować co można byłoby zań kupić i przekazać na... zbożny
30
cel. Takie zachowanie dziennikarze powinni nazwać niemoralnym
postępowaniem, zaś sądy bezprawnym. Mam nadzieję, że
obdarowana instytucja byłaby na tyle honorowa, że przekazałaby ów
dar na właściwe ręce, chyba że hołduje zasadzie - nie ma hańbiących
pieniędzy... Jeśli nie zareagujemy, to możemy oczekiwać, że
kierowca taranujący pieszego zgłosi chęć przekazania pokaznego
odszkodowania na rzecz fundacji, kościoła lub innej dobroczynnej
instytucji. A inny pieszy wybije szybę kierowcy i dobrodusznie
zadeklaruje wpłatę na bardzo szczytny cel. Reklama za darmo,
szydzenie z ofiary i zarabianie na cudzej krzywdzie - ich habe troje w
jednym...
Telefony nie dla chorych - Dziennik Bałtycki (14
kwietnia 2003)
Lekarz zalecił mi wykonanie kilku badań, w tym USG. Kiedy
zadzwoniłam, by się zarejestrować, usłyszałam, że przez telefon
nie można uzgodnić terminu wizyty.
Mówi się o elektronicznym podpisie, mamy plastikowe pieniądze
(karty) i wchodzimy do Unii. Ciekawe, jakie są tam obyczaje w
rejestracyjnej materii?
Złodziejskie fundacje - Dziennik Bałtycki (18 kwietnia
2003)
Jeśli słyszę o fundacjach albo o spółkach skarbu państwa, to zaraz
mam skojarzenia ze złodziejstwem w majestacie naszego prawa za
dychę.
Byli członkowie zarządu fundacji w ciągu trzech lat przyznali
sobie 362 tys. zł premii kwartalnych. Sekretarz fundacji otrzymał
94 tys. zł i zapowiedział, że ich nie zwróci.
Nagrody zakwestionowała NIK (regulamin wynagradzania ich
nie przewidywał). Członkowie zarządu zarabiają po kilkanaście
tysięcy złotych na rękę, bo ich wynagrodzenia są zwolnione z
podatku.
Chłopaki powalczyli z komuną najczęściej plując na czerwonych
aferzystów i wytykając im niemoralne zawłaszczanie pieniędzy i
bogacenie się kosztem robotników. A teraz spoważnieli - mają
nobliwe stanowiska, kolesie załatwili im wysokie pensje i zwolnili z
podatków. Nie ma to nic wspólnego ze sprawiedliwością,
moralnością i konstytucyjną równością. Złodziejstwo w majestacie
prawa stworzonego przez kumpli dla kumpli jest dla społeczeństwa
bardziej demoralizujące niż tradycyjnie pojmowana kradzież. A
kombinowanie w ramach fundacji przekazującej niemieckie
rekompensaty dla polskich robotników przymusowo pracujących dla
31
III Rzeszy jest szczególnie skandaliczne. W Internecie powinny być
publikowane wszystkie nazwiska, funkcje i wynagrodzenia osób
zatrudnionych w fundacjach, spółkach skarbu państwa i urzędach. I
niech w końcu ktoś zrobi porządek z zarobkami całkowicie
nieprzystającymi do pracy. Zapytajmy Wałęsę, Mazowieckiego i
robotników - czy o taką Polskę walczyliście? Tort jest jeden, należy
go dzielić - nie równo, ale sprawiedliwie! Nie jest tak dzielony! I kto
za to odpowiada? Nie robotnicy! Czy jest godne płacenie robotnikowi
kilku złotych za godzinę (minus podatki) i zatrudnianie na wysokich
posadach naszych nowych panów? Wszak to zależności rodem jeśli
nie z niewolnictwa, to przynajmniej z feudalizmu! Przeciętnie
uzdolniony i pracowity robotnik więcej czyni dla Rzeczypospolitej w
jednakim czasie niż losowo wskazany antysocjalistyczny cwaniak
powołany na stanowisko przez kolegów ze styropianu. A zarabia
kilkanaście razy mniej! Ot postsocjalistyczna sprawiedliwość...
Nie chciał do więzienia - Dziennik Bałtycki (18 kwietnia
2003)
Jak napisano w owej gazecie 11 marca 2003 - Jeden z
funkcjonariuszy nie został jeszcze zatrzymany, gdyż przebywa
na... zwolnieniu lekarskim.
Otóż teraz gazeta zamieszcza wypowiedz sprzed miesiąca o tym
policjancie - Jest pracownikiem Policji w Gdyni i przebywa obecnie
na zwolnieniu lekarskim, kiedy ono się skończy zostanie
zatrzymany. Jan B. przeczytał jednak wcześniej w gazetach o
zatrzymaniu swoich kolegów i po zakończeniu zwolnienia
lekarskiego po prostu nie pojawił się w pracy. Prowadzący
śledztwo nie potrafili wyjaśnić, dlaczego zwykłe zwolnienie
lekarskie zabezpiecza przed zatrzymaniem.
Zapewne nikt w tym dziwnym kraju dokładnie tego nie wie...
Rozum w sądzie - Dziennik Bałtycki (9 maja 2003)
Pod takim tytułem czytamy celną notkę Piotra Dominiaka -
Sprawy Optimusa pokazują nie tylko głupotę stanowionego
prawa, ale także głupotę aparatu fiskalnego i prokuratury. A
początek równie sensacyjny - Sąd uznał, że obchodzenie złego
prawa nie musi być karane. Precedensowy wyrok w procesie
przeciw komputerowej firmie trochę przywraca wiarę w zdrowy
rozsądek naszego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli już poczytna
gazeta wali prosto z mostu, z biedra albo i z ziebra, że nasze prawo i
prawnicy są zerami i nikt nie podaje sprawy do sądu o
zniesławienie... Pewnie po interpretacji prokuratora Kapusty nie
32
bardzo wiadomo, czy emocjonalne wyzywanie od głąbów
kapuścianych, głupków lub zer jest karalne...
Niepoczytalny okulista? - Dziennik Bałtycki (20 maja
2003)
Prokuratura umorzy postępowanie przeciwko słupskiemu
ordynatorowi, któremu postawiła aż 85 zarzutów, m.in. -
poświadczenie nieprawdy i wyłudzenie pieniędzy. Biegli
psychiatrzy wydali opinię, że w czasie popełniania zarzucanych
czynów, ordynator był niepoczytalny, a niepoczytalny sprawca
nie popełnia przestępstwa. Okulista nie mogąc leczyć w Słupsku,
rozpoczął pracę w koszalińskim salonie optycznym. Czy pomimo
popełnionych czynów i niepoczytalności będzie wykonywać swój
zawód? - o tym zadecyduje za miesiąc rada lekarska.
Czy my, Polacy, żyjemy w normalnym kraju? Na tych trzystu
tysiącach kilometrów kwadratowych (z okładem) chyba
zgromadzono największych głupków pod gwiazdą zwaną Słońcem.
Jeśli ma coś z głową, to pracodawca powinien zrezygnować ze
znamienitego (do tej pory) pracownika, a onże sam nie powinien
dostać pozwolenia na założenie firmy, zaś rada lekarska powinna
zaraz pierwszego dnia po badaniach podjąć jedyną właściwą decyzję.
Nawet jeśli nie można uznać go za przestępcę, to przecież powinno
ustalić się prawdę obiektywną - kto i jakie straty poniósł, wszak to, że
nie pójdzie gość do więzienia nie oznacza, że nie powinien zwrócić
kasy - straty finansowe należy zrekompensować niezależnie od stanu
umysłu... A gdyby był pilotem, generałem, ministrem? Ktoś istotnie
choruje na głowę, i to chyba nie ja... Czy ktoś obliczył poziom
inteligencji naszych prawników?
Żarty? - Dziennik Internetowy PAP (23 maja 2003)
Przed łódzkim sądem rozpoczął się proces dwóch byłych
strażników miejskich oskarżonych o przyjęcie 100 złotych
łapówki od dziennikarza jednej z lokalnych gazet. Grozi im kara
do 10 lat więzienia.
Ale tempo! Nie wiadomo, kiedy wzięli, ale cała machina Temidy
została uruchomiona. Kto zapłaci za proces? A Lew ma większą
aferę, i co? Może dziennikarze opiszą jego przeciętny dzień na
wolności - praca, wypoczynek, życie towarzyskie, kultura i sztuka,
podróże. Domyślam się, że przepisano z kodeksu owe 10 lat, co tyleż
śmieszy, co irytuje. Mogę się założyć, że nie dostaną więcej niż rok i
to pewnie w zawieszeniu. Zatem - po co piszecie o 10 latach? Za
jazdę po pijaku także miało grozić więzienie i rzeczywiście na tym się
skończyło - tylko grozi... Proszę wymienić jakąś znaną figurę, która
33
wygląda spoza krat. Niebawem rusza proces b. szefa PZU. Przewał na
milion razy większą kwotę, ale zagrożony karą (również!) 10 lat...
Do zobaczenia na plaży w 2005 roku - Dziennik
Internetowy PAP (30 maja 2003)
Były prezes PZU Życie poprosił w drugim dniu swego procesu
o zwiększenie tempa rozpraw.
"Przy tym tempie rozpraw proces będzie trwał trzy lata.
Znając stanowisko sądu w sprawie tymczasowego aresztowania,
złożę wniosek o poddanie się karze" - powiedział b. prezes.
"Mój klient myślał o tym, że nawet przy najwyższym
możliwym wymiarze kary, może się ubiegać o warunkowe,
przedterminowe zwolnienie po połowie odbycia kary. Gdyby wiec
poddał się dobrowolnie karze i sąd wymierzył mu np. 8 lat
więzienia, to już mógłby się ubiegać o warunkowe. Skoro do dziś
odsiedział dwa lata, to niewiele mu zostanie" - powiedział
obrońca b. prezesa.
To na której plaży chcecie się spotkać już za dwa latka, panie
obrońco i b. prezesie? "To niewiele mu pozostanie" dotyczy kwoty
pozostałej do rozliczenia się z narodem polskim? Dla mnie to już
może wyjść z pudła, byle zwrócił wszystkie pieniądze z odsetkami i
opłacił wszelkie koszta sądowe. A co porabia reszta rodzinki? W
czyjej szafie znaleziono równowartość kilkunastu samochodów? Po
standardzie życia rodzinki można ocenić, czy z pawlacza wygarnięto
wszystko... A co z transferami poza granicę kraju, który zaufał
kolejnemu złodziejowi?
Takie wyroki zachętą do kradzieży - Dziennik
Internetowy PAP (19 czerwca 2003)
Na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć
lat skazano byłą naczelniczkę urzędu pocztowego w Krakowie,
która zagarnęła 180 tys. zł z podległej sobie placówki. Jak
wyjaśniała przed sądem sama oskarżona, pieniądze posłużyły jej
do kupna mieszkania własnościowego.
I to jest wyrok niezawisłego sądu? Chyba błazeńskiego... I takie
wyroki są serwowane osobom wyciągającym kończyny górne po
dobro społeczne. A gdzie rola odstraszająca wymiaru
sprawiedliwości? A gdzie pieniądze? Kto i ile zapłacił za proces?
Prawdopodobnie mieszkanie przeszło na stan Poczty Polskiej, ale o
tym powinni dziennikarze uczciwie napisać.
34
Michałki - Dziennik Internetowy PAP (27 sierpnia 2003)
Pięciu lat więzienia zażądał prokurator dla byłego prezydenta
Gdańska oskarżonego o wzięcie w 1994 r. ponad 48 tys. marek
łapówki od niemieckiej firmy w zamian za kontrakt na
docieplenie budynków w jednej z dzielnic miasta.
Nie ma marek w obiegu, zatem obrońca powinien wystąpić o
umorzenie sprawy. Pewnego młodziana zagoniono do pudła za
kilkudziesięciozłotowy naciąg na pociąg PKP, zaś prezydenta miasta-
symbolu boju o wolność i demokrację (brzmi prawie jak ZBoWiD...)
sądy już 10 lat molestują o głośny przewał. Polska Temida robi
wszystko, aby wykazać, że głoszona konstytucyjna równość jest
wielką blagą... Dajcie facetowi spokój - teraz kolejni cwaniacy robią
przekręty na miliony europów; tamto to michałki...
Nieporadność i hańba - Dziennik Internetowy PAP (30
sierpnia 2003)
Marszałek Sejmu poinformował, że w związku z błędem
legislacyjnym, który powstał w czasie prac nad ustawą o
biopaliwach, trafia ona do kosza.
Jeden z posłów PSL wyjaśnił, że podczas prac nad ustawą w
podkomisji wykreślono z rządowej wersji zapis "i inne rośliny".
Sejm uchwalił ustawę w przekonaniu, że ten zapis został
wykreślony. Sprawa wyszła dopiero podczas prac Senatu nad
ustawą. Wprowadzenie zapisu "i inne" oznacza, że
biokomponenty do biopaliw mogłyby być produkowane np. z soi,
słonecznika, palmy, lub trzciny cukrowej, a więc surowców z
importu.
Kolejna kompromitacja. A kto tym razem zapłaci za pomyłkę albo i
fałszerstwo? Wszyscy polscy rolnicy, którzy zajmują się uprawą
roślin nadających się do baku. Czy o zaporowym cle na egzotyczne
rośliny pomyślano? Kulisy nr 33/2003 donoszą o nowym zjawisku -
o kradzieżach z pól płodów rolnych przez bezrobotnych a
głodujących mieszkańców wielu regionów Polski. Coś koszmarnego -
miejmy nadzieję, że nie dojdzie do ukraińskiej makabry z lat
trzydziestych. Może dojść do niesamowitej sytuacji - importowany
luksusowy olej będzie odlewany przez niedożywione osoby (przed
przerobem na paliwo do samochodów co bogatszych rodaków), bo
okaże się najwykwintniejszym daniem do chleba i kradzionych
ziemniaków, niż drogie (ze sklepu) masło i olej rzepakowy... Hańba!
Dziennik serwuje nader ciekawą wiadomość - Rząd Brazylii
ustalił, że w "warunkach pół niewolniczych" pracuje w tym
państwie 25 000 osób. Prezydent ogłosił Narodowy Plan
Zwalczania Pracy Niewolniczej. Zaostrzone przepisy Kodeksu
Karnego przewidują wysokie kary więzienia dla pracodawców
35
wyzyskujących pracę niewolniczą, łącznie z konfiskatą ich
majątków.
Może nasz ambasador objaśni co to jest owo niewolnictwo, wszak
u nas także dziesiątki tysięcy pracowników świadczy pracę nie
otrzymując wynagrodzenia, właściciele nie płacą składek na ZUS, a
posiadane środki przez współczesnych polskich niewolnikow, nie
wystarczają na podstawową egzystencję. Rośnie natomiast nowa
klasa właścicieli-wyzyskiwaczy. Ich najcięższą pracą (i niemal
jedyną) jest wyprowadzanie zysków na swoje konta i doprowadzanie
do upadłości firm w wiadomym celu. Czy ktoś słyszał o konfiskacie
mienia? A przecież wielu z dobrze opłacanych dyrektorów podobno
miało odpowiadać swoim majątkiem. Tak zrujnowano przemysł
stoczniowy na naszym wybrzeżu. To nie zagraniczna konkurecja, to
pazerność naszych nowych panów! Wielu z nich za Gierka wstąpiło
do robotniczej partii, nie dopuszczając myśli o wyzysku
(przynajmniej w teorii...). Dzięki partii brali co najlepsze w
ówczesnych czasach - mieszkania, samochody, zagraniczne wczasy, a
teraz - po upadku komuny - bez umiaru okradają robotników, na
których pracy kiedyś żyli godnie, a teraz luksusowo... Niech ich
zaraza, skoro sprawiedliwość opuściła polskie sądownictwo.
Za złodziejską demoralizację narodu
odpowiada złodziejska zdemoralizowana
śmietanka towarzyska - Gazeta Wyborcza (5 grudnia 2003)
Prezentu na mikołajki nie było. Sąd nie przyznał wczoraj
sześciorgu członkom Rady Polityki Pieniężnej po blisko 300 tys. zł
wyrównania za trzy lata pracy. O co poszło? Członkowie RPP
obliczyli, że co miesiąc powinni dostawać ok. 35 tys. zł. Brali
niespełna 26 tys. zł.
Czyli dostawali po 850 zł dziennie, a wyliczyli, że należy się im
ponad 1150 zł dziennie. Czy oni wiedzą, że większość nauczycieli,
inżynierów i lekarzy zarabia ok. 60 zł dziennie (wszystko brutto)?
Czyli na samą sporną różnicę w dniówce (300 zł), większość
przedstawicieli inteligencji pracującej musi pracować cały tydzień. I
żeby ci nasi czcigodni a zachłanni radcy i rodacy byli wybrani w
jakimś uczciwym konkursie... Ale oni załapali się na posadki dzięki
partyjkom, koneksjom i towarzyskim układom. W Polsce mamy
równie dobrych kilkuset profesorów. Jeśli odbywają się przetargi na
zamówienia publiczne (dostawy sprzętu, budowy, zakładanie sieci
komputerowych), to dlaczego nie ma przetargów na mądre głowy?
Wszyscy chętni składaliby oferty z propozycją swej gaży oraz
dokumenty potwierdzające ich osiągnięcia. Mielibyśmy najtańszą
RPP. I podobnie inne tyle szanowne co szabrownicze rady. Setki
36
takich rad! Polska to jeden wielki Kraj Rad. Gdzie spojrzeć tam
rada... Od czasu do czasu coś sobie poradzą i zawsze (sobie!)
poradzą. Pielęgniarki od lat nie mogą dostać swych dwustu złotych
(w majestacie prawa i nie ma na to rady), ale naszym nowym
krezusom nawet rumieniec nie zalęgnie się na licu. Jeden z nich
kiedyś oświadczył, że nie tyle idzie mu o te pieniądze, co o zasady i
sprawiedliwość. To szczyt bezczelności, aby decydent, który
przyczynił się pośrednio lub bezpośredni do krachu finansowego
państwa i upadku moralności prawnej, powoływał się na takie idee!
A ilu innych (za)radnych bierze 50-100 tysięcy złotych miesięcznie
i więcej? I co? Wyliczyli to sobie jako godny zarobek? Uważają się
za uczciwych Polaków? Za lepszych od zwykłego szaraka
budującego lepsze jutro? Od czasu do czasu zabawią się na
szyderczym balu zbierając datki na chorowitego przedstawiciela
tłuszczy. I sumienie mają spokojniejsze i towarzysko się udzielają. I
dzionek ich ciężkiej pracy do przodu. A różnice w dochodach
pomiędzy cwaniakami a frajerami rosną! Przecież ta cała
nowobogacka inteligencja odpowiada za bajzel III RP. Oni są gorsi
od zwykłych złodziei, bowiem sami sobie nawzajem przyznają
złodziejskie pensyjki. A to demoralizuje innych urzędasów od góry
do dołu. I każdy Polak widząc ową dostojną hołotę w działaniu myśli
- jak tu by coś i dla siebie urwać, skoro jeszcze coś jest do wyrwania.
No i rwą. Niemal wszyscy.
Oczywiście, nie dotyczy to tylko tej biednej (wręcz żałosnej!) RPP.
Ona doskonale reprezentuje ową nową zachłanną, za niewiele
odpowiadającą klasę cwaniaków. Dotyczy to znakomitej większości
naszych nowych wodzów - i tych z lewa, i tych z prawa. Jedni za
komuny już zrobili karierę, często studiując na Zachodzie za
pieniądze ówczesnego proletariatu (tak nazywali półniewolników
pracujących na nich), drudzy cierpieli za styropian i spokojnie
odcinają kupony (mając w nosie dzisiejszych półniewolników), a
jeszcze inni - dzięki szmalowi z niejasnego zródła albo dzięki
złodziejskiej prywatyzacji, mają taki majątek, o którym ich rodzicom
nawet się nie śniło, kiedy herbatę popijali z musztardówek ćwierć
wieku temu. A to wszystko dzieje się na tle śmiesznej polskiej
Temidy - śmietanka leżąca na szmalcu wyciągająca lepkie łapska po
więcej (bo takiej zawsze za mało), w razie chwilowych kłopotów jest
traktowana jak bóstwa - taki sobie przyjdzie na rozprawę w dogodnej
dla siebie chwili, a jak już przyjdzie to odpowie na wybrane pytania,
a najlepiej na żadne z nich. Siłownię zaliczy, do teatru się uda, na
wczasy pojedzie. Nawet za granicę, jak mu wezmą paszport a
wystarczą dowody osobiste. A innemu, jeśli dłuży się w
komfortowym areszcie, to występuje o przyspieszenie procesu i
dobrowolne przyjęcie kary, wszak połowa terminu potencjalnego
wyroku się zbliża, konta zagraniczne z nudów obrastają odsetkami, a
37
urocze plaże ciepłych krajów leżą odłogiem czekając na cwaniaków
znad Wisły.
A większość obrzydliwie niezaradnych a wyślizganych ze
wspólnego PRL-owskiego dobra inteligencików, roboli i fornali, nie
wie co to ciekawe spędzenie czasu po pracy - biegają do roboty i
cieszą się, kiedy im łaskawie nadgodziny lubo zlecone wpadną... A
przecież taki robotnik przez swoje całe swoje życie znacznie więcej
przysparza dóbr Ojczyznie, niż klika wyrachowanych karierowiczów
- cwanych profesorków, ministerków, posełków i prezesików razem
wziętych, którzy nie dość, że sobie zapisali niebotyczne pensje, to
jeszcze narobili tyle przekrętów, że pracę kilkudziesięciu roboli (bo
za takich mają te mądrale robotnika) trzeba przeznaczyć na pokrycie
strat spowodowanych pazernością uczonych kombinatorów. I
Rzeczpospolita płaci trudem zwykłego pracownika!
Lewnicy na straży leworządności - Fakt (18 grudnia
2003)
Przed sądem w Legnicy stanął adwokat, który pomagał
przestępcom i utrudniał pracę organom ścigania. Oskarżony jest
o namawianie więzniów do ucieczki z sali sądowej oraz o
przekazanie swojemu klientowi siedzącemu w więzieniu telefonu
komórkowego, pieniędzy i narkotyków. Także przekazywał
grypsy.
Przeniesienie do innego sądu - to dyscyplinarna kara dla
sędziego z Jarosławia. Za co? Za to, że spalił na działce 23 ikony
przemycone z Ukrainy i wystawił protokół komisyjnego ich
zniszczenia. Tymczasem obrazy powinny zostać przekazane
państwu, a następnie poddane ocenie fachowców.
Wstając codziennie do pracy, powinniśmy dobrze się uszczypnąć,
czy istotnie żyjemy jeszcze w normalnym państwie. Jeden prawnik
pomaga uciec więzniom, dostarcza narkotyki, że o telefonie nie
wspomnę (po co pisać komórkowy?; gdyby zataszczył mu zwykły
"na wtyczkę", to można byłoby ten dziwny fakt odnotować - nie
piszemy kupił telewizor kolorowy, else napiszemy czarno-biały...).
Inny pali na działce (swojej prywatnej?) potencjalne dzieła sztuki i
wystawia protokół komisyjny (jednoosobowo?). Albo niespełna albo
zniszczył własne bohomazy. Wobec świata, korzystniejsze byłoby
drugie wydarzenie - cwaniak i złodziej brzmi lepiej i na czasie niż
kretyn... Gdyby tak Niemiec spalił starodruki skradzione parę lat
temu z naszych niestrzeżonych bibliotek, to również przeniesiono by
go do innego budynku? Przydałaby się także informacja - jakie
wynagrodzenia otrzymywali owi dzielni nasi prawnicy w ostatnich
miesiącach? Tak ze zwykłej ciekawości, bez nazwisk, to chyba nie
tajemnica. A to ci prawnicy na straży praworządności... Czy takie
38
rzeczowniki jak prawnik, lekarz, sanitariusz, polityk, ksiądz znaczą
dzisiaj to samo, co jeszcze 10-15 lat temu? Po tych wszystkich
aferach opisanych przez media (a ileż ich czeka na ujawnienie?)...
Polska mnoży urzędników - Fakt (31 grudnia 2003)
W rządzie Millera naliczyliśmy aż 72 wiceministrów. Każdy ma
własny sekretariat, kierowcę i samochód. Wszystko to oczywiście
na nasz, podatników, koszt. Wiceminister zarabia od 10 tys. do 12
tys. zł miesięcznie plus "trzynastka". Na jego pensję składa się 27
podatników. Sekretarka od 1600 do 2500 zł. Utrzymanie
służbowego samochodu - 3300 zł miesięcznie. Jeden z
najmłodszych wiceministrów, jako rzecznik rządu został
sekretarzem stanu, Teraz jest wiceministrem kultury i zajmuje
się tylko jedną rzeczą - nową ustawą o mediach. A tytuł jakże
wymowny - 72 wiceministrów kosztuje nas 19 mln (rocznie).
Gdybyśmy policzyli koszty utrzymania wszystkich pozostałych
polskich urzędników, mielibyśmy częściową odpowiedz na pytanie -
dlaczego przy podobnej (do zachodniej) wydajności pracownika w
przemyśle, mamy kilkukrotnie niższy produkt krajowy brutto na
jednego rodaka. Przyszłe wybory zapewne wygra partia, która
zapowie znakomitą redukcję biurokracji, ale czy... dotrzyma słowa?
Co ich spotka w pajacowatym państwie? -
Gazeta Wyborcza (2 stycznia 2004)
Gazeta drukuje co najmniej 3 artykuły o zeszłorocznych sprawach.
A to o królu żelatyny - Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska
zdążył przelać na konto Grabków tylko 8,5 mln zł, wypłatę
półtora miliona zablokowano po naszych publikacjach. Pieniądze
przepadły.
A to - Były prezes i wiceprezesi KGHM Polska Miedz zostali
oskarżeni o bezzasadne wydanie 2 mln zł. Kilka osób odpowiada
też za udział w nielegalnych transakcjach walutowych.
A to - Warunkowe umorzenie sprawy mecenasa za jazdę pod
wpływem alkoholu nie oznacza dla niego końca kłopotów. Toczy
się postępowanie dyscyplinarne. Ze względu na niekaralność i
zasługi adwokata - dostał dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów
mechanicznych. Ma też wpłacić 2,4 tys. [dlaczego nie 2400?] zł na
cel charytatywny. Nie będzie jednak figurował jako skazany, co
pozwala mu nadal być adwokatem. Kilka lat temu za pomocą
"pomroczności jasnej" bronił jednego z synów Lecha Wałęsy.
Pytanie do Czytelników - w jakim zakresie będzie
wyegzekwowana sprawiedliwość w rozumieniu prostego ludu?
39
Po kiego tacy urzędasi? - TVN24 (3 stycznia 2004)
Po 18-tej nadano świetny wywiad red. Marciniaka z ministrem
zdrowia, Sikorskim. Przez kilkanaście minut zadawał mu ostre
pytania, a ów biedak szamotał się, bo też cóż innego mógł zrobić?
Powoływał się na krzywdę pacjentów, którzy powinni być leczeni
przez nieetycznych lekarzy.
A kryzys służby zdrowia jest tylko częścią kryzysu Państwa.
Głównym powodem jest rozbudowana biurokracja. Wszędzie i na
każdym poziomie. Aż do obrzydliwości... Zbyt wiele etatów, zbyt
wiele pomieszczeń do zagospodarowania, ogrzewania, remontowania.
Dlaczego runęła III Rzesza? Także i dlatego, że okupowane
terytoria powiększały się znakomicie, zaś ich obsługa pochłaniała
coraz więcej środków. Jeśli promień koła powiększymy dwukrotnie,
to powierzchnia wzrasta czterokrotnie! Proszę tylko spojrzeć na
urzędnicze inwestycje - jakie kubatury, elewacje, pensje, samochody
na parkingach. Jaki sprzęt komputerowy i komunikacyjny. To
wszystko z naszych podatków. A wystarczyłyby skromne budynki,
niezbędni pracownicy, dobrze zorganizowani i solidnie opłacani.
Każdy nowy rząd obiecuje cięcia etatowe i... rozbudowywuje
administrację! Zadłużenie wewnętrzne i zewnętrzne rośnie. Przecież
to zmierza ku katastrofie.
Pewna pani prezes, na pytanie - skąd taki przepych w budynkach
ZUS-u (pamiętacie zdjęcia Tadeusza Drozdy w jego programie
satyrycznym?), odpowiedziała - to nie jest za pieniądze emerytów i
rencistów. W pewnym zakładzie pracy, pracownicy zapytali
lokalnego szefa największego związku zawodowego - ile zarabia
prezes, usłyszeli odpowiedz - nie martwcie się, on jest opłacany
przez Warszawę, nie z naszego funduszu. Oto jakie blade pojęcie o
ekonomii mają nowi przywódcy na wysokich i niskich szczeblach
władzy... A podstawowa zasada zachowania masy, energii i środków
finansowych? Przecież za to wszystko płacą obywatele RP. Co za
różnica, z której puszki stojącej na półce w budżetowej kuchni?
Jest problem z właściwą redystrybucją pobranych podatków i z
zasadnym zatrudnieniem, zwłaszcza poza sektorem produkcyjnym, w
szczególności w branży urzędniczej...
Opieka zdrowotna wali się, bo ma przerośniętą biurokrację -
ministerstwo, kasy chorych (czy fundusz zdrowia; narodowy?),
szpitale. Wielu lekarzy wykorzystuje państwowy sprzęt do prywatnej
praktyki (pieniądze zasilają prywatną kieszeń, nie kliniki), wiele
drogich urządzeń wykorzystywanych jest na jedną zmianę, co
podraża jednostkowe koszty badań i stanowi wąskie gardło w
przepływie pacjentów. Wielu administratorów kombinuje na opale,
paliwach, żywności i lekach stosowanych w szpitalach. Wielu
lekarzy, aptekarzy, dostawców i producentów tworzy mafijki
40
zajmujące się cenowymi i asortymentowymi przewałami, zaś dobro
pacjentów jest na ostatnim miejscu. Niewielu, ale jednak, pacjentów
jest chorowitych i tak przywykli do opieki zdrowotnej, że nie mogą
bez niej się obejść. Muszą chodzić i zawracać głowę swymi
problemami, często urojonymi. Do tego problem zbyt licznej grupy
rencistów, która jest lustrowana nieco na oślep...
Lekarze studiowali latami, a pracując dowiadują się, że ich
koledzy, często z gorszymi wynikami w nauce lub w praktyce,
załatwili sobie ciepłe i dobrze płatne posadki w urzędach w branży.
Także takie posadki dostają ekonomiści po dużo łatwiejszych
studiach. W obu przypadkach, z powodu kłopotów w zatrudnieniu,
stanowiska te dostaje się po znajomości lub po daniu w łapę. Lekarze
ponoszą wielką odpowiedzialność za niewielkie pieniądze, zaś
ministrowie i inni urzędasi - duże pieniądze za społecznie zwykle
nieużyteczną pracę, często wręcz szkodliwą... Dobrzy lekarze mają
leczyć za grosze, bo ministerstwo uważa, że dobro pacjenta jest
najważniejsze. To że 20-letni biznesmen zakombinuje z celnikami
kontener ciuchów już nikogo nie dziwi. Że ma piękny dom i
samochody oraz jezdzi do ciepłych krajów dwa razy do roku, także
nie dziwi. To że większość biznesmenów to zwykli złodzieje, tyle że
w białych kołnierzykach, to również już nie dziwi. A dziwi to, że
lekarze mają (dbając o pacjenta!) za psie pieniądze pracować. Dla
idei. Dla ministra, który załatwi kolejną sprawę, wezmie premię i
pojedzie na zasłużone wczasy... Minister parę miesięcy groził, że
oporni nie znajdą zrozumienia. Szantażował dobrem schorowanych
pacjentów. Nie przyszło mu do głowy, że lekarze powiedzą - dość
tych obietnic i krętactw! I teraz, kiedy system się wali, minister nagle
ma chęć do rozmów. Bo pewnie premier pogroził - nie załatwisz, to
wylatujesz!
Jednego ważnego pytania red. Marciniak nie zadał - Panie
ministrze, jeśli panu tak istotnie zależy na pacjentach, to niech pan
nam powie, ile kosztuje utrzymanie ministerstwa i całej biurokracji
związanej ze służbą zdrowia oraz jaką pan by zaakceptował pensję
dla siebie w tych trudnych czasach, czyli ile razy wyższą od płacy
lekarzy, których pan krytykuje? Taki minister to bierze trzynastkę
brutto porównywalną z rocznym zarobkiem netto lekarza z
kilkuletnim stażem pracy. Skandal! I on odwołuje się do etyki...
A teraz pomyślmy, że taki bajzel panuje w każdej dziedzinie naszej
gospodarki. I będziemy mieli obraz już chyba katastroficzny.
Wyobrazcie sobie, że 3/4 drogich samochodów w Polsce pochodzi z
przewałów. I to nie tylko kryminalnych. Doliczmy całą legalną i
półlegalną działalność naszych urzędników, zwłaszcza wysoko
postawionych - wielkie pensje, przywileje (telefony, samochody,
odprawy, udziały w zyskach), dostęp do sprzedawanych działek,
budynków, samochodów poza oficjalnymi licytacjami, dostęp do
41
informacji, na podstawie których można zarobić (przechwycić,
oczywiście często nawet zgodnie z naszym beznadziejnym prawem)
równowartość pracy całego życia robotnika. Ile to media podają
przykładów urzędniczych machlojek, a kary... No cóż - rok w
zawieszeniu na dwa lata. A willa z basenem i lśniącymi wozami i
dzieci na zagranicznych studiach? Nikt tego im nie ruszy. A ich
robota jest często w ogóle zbędna!
Do urzędasów! Niemal wszyscy okradają nasz kraj, a wasza
indolencja, twórczość prawna, odwoływanie się do szczytnych
haseł są żenujące i haniebne! Dwie grupy pasożytują na nas -
przestępcy (często współpracujący z funkcjonariuszami
państwowymi) i zbędni urzędnicy. I te grupy głównie
odpowiadają za kłopoty w każdej dziedzinie.
Jeśli którykolwiek z obywateli miał do czynienia z jakimkolwiek
urzędnikiem, to chyba wie, o czym piszę. Oczywiście, każdy z nas
jest w pewnym sensie także urzędnikiem, od każdego z nas zależy
forma obsługi petenta i muszę stwierdzić, że większość z nas nie ma
pojęcia jak przyjaznie go traktować... Ale to całkiem inna historia.
Jesteśmy kilkanaście lat po przemianach, ale to co pokazują media, to
co wyprawiają nasi urzędasi z najwyższych stanowisk, przerasta
wyobraznię - a to za grosze wykupiono mieszkania z lokatorami i
ktoś chce zbić fortunę, a to notariusze zamieszani w dziedziczenie
kamienic, a to setki milionów "wyprowadzonych" z zakładów
energetycznych, a to Polacy przybywający ze Wschodu na naszą
ziemię, a ich współmałżonkowie nie dostają należnych uprawnień...
Jedna wielka korupcja, niekompetencja i pasożytowanie na
społeczeństwie! Proszę podać przepis, który został skonstruowany
przyjaznie, solidnie przetestowany i jest jednoznaczny...
Skok na przestępców - Dziennik Bałtycki (26 stycznia
2004)
Prokuratury zanotowały wielki skok w zabezpieczaniu mienia
należącego do przestępców. Śledczy od wielu lat mówią o tym, że
najważniejszym problemem w walce z przestępczością jest nie
tylko wyłapywanie bandytów, ale przede wszystkim zabieranie
im mienia, którego dorobili się na działalności przestępczej.
Gangsterzy napadają na tiry, okradają hurtownie, żyją z
haraczy. Budowane za to luksusowe wille, czy kupowane drogie
auta potem przepisują na najbliższą rodzinę. Formalnie nie ma
się do czego przyczepić, bo mienie nie należy do nich, a oni są goli.
42
Teraz już jednak możemy ścigać także ich rodziny. Muszą
udowodnić, że zakupy zrobili za legalnie pozyskane pieniądze.
Jesienią odkryto, że kilku celników miało współpracować z
gangiem przemytników. Skarb Państwa stracił około 40 mln zł.
Policja zabezpieczyła wiele dóbr należących do celników.
Prokuratura bada też okoliczności budowanych obecnie willi,
których właścicielami są zatrzymani celnicy lub członkowie ich
rodzin.
No nareszcie! Po kilku tysiącach lat istnienia prawa karnego, ktoś
w małym kraju leżącym na skraju cywilizacji zauważył, że należy
odbierać nie tylko kombinatorom zagarnięte mienie... Przypadkiem
spostrzeżono niecodzienne zjawisko - otóż przestępcy przepisywali
część łupów swej rodzinie! Brawo! Cóż za spostrzegawczość! Gdyby
powołać czarną brygadę (policja i skarbówka), która odwiedzałaby
nowobogackich (także celników - już w biblijnych czasach celników i
złodziei oceniano w tych samych kategoriach), to cegielnie nie
nadążałyby z budową więzień. Ale po kilku latach ochroniarze byliby
bezrobotni, zaś nasi celnicy byliby najuczciwszą grupą zawodową w
III RP. Do pracy zachęcałyby ogłoszenia i atrakcyjne kredyty - a i tak
brano by ich z łapanki. I z jednej strony mamy policjanta, który wziął
100 zł w łapę od kierowcy, z drugiej - celnika, który wziął tysiące
razy więcej. Obu grożą kary do 10 lat więzienia, ale po wyjściu z
pudła będzie nadal klepał biedę, zaś drugi nie będzie wiedział co
zrobić z forsą...
A gdyby tak sprawdzano wszystkie budowy już na etapie
występowania o pozwolenie na zabudowę działek, a działki na etapie
ich nabywania? I samochody powyżej 15 tysięcy europów?
Sprawiedliwość leży na ulicy, tylko ją podnieść!
PS Jak można badać okoliczności budowanych domów?
Znany przestępca nie siedzi a kradnie - Fakt (12
lutego 2004)
Grozna strzelanina, ciężko ranny policjant i rozbity radiowóz...
To nie bilans wojny z bandą groznych gangsterów. Tak w
wykonaniu toruńskich policjantów wyglądało łapanie jednego
pijanego złodzieja samochodów. Na szczęście policjantom udało
się jakoś dopaść pijanego jak bela bandytę. Okazał się nim
dobrze znany z podobnych wyczynów 20-latek. Aż strach
pomyśleć, co by się działo, gdyby akurat był trzezwy.
Zastanawia przedostatnie zdanie - jak ów dobrze znany młodzian
może być na wolności, skoro jest dobrze znany z podobnych
wyczynów (obojętnie przechodzimy obok takiej zbitki słów;
podobnie kiedyś większości nie dziwił eksport wewnętrzny) -
powinien odbywać solidną odsiadkę, a on sobie cudzym samochodem
43
jezdzi po pijaku. Skandal! Ciekawe, kiedy go znowu policja złapie na
podobnym przestępstwie? Obstawiamy?
44


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Polska to istotnie dzikie państwo
cyrylica nad wisla
Czy to grzech
01 Czy to zbieg okoliczności czy zaplanowane akcje
USA na zielono, czy to początek lepszego jutra
p t czy to epos
Medytacja, czy to takie trudne
Czy to typowe zwiastuny śmierci

więcej podobnych podstron