04 (509)






"Monachomachia" Ignacy Krasicki








J臋zyk polski:

揗onachomachia" Ignacy Krasicki
 






 
I 艣miech niekiedy mo偶e by膰 nauk膮,
Kiedy si臋 z przywar, nie z os贸b natrz膮sa;
I 偶art dowcipn膮 przyprawiony sztuk膮
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie k膮sa;
I krytyk zda si臋, kiedy nie z przynuk膮,
Bez 偶贸艂ci 艂aje, przystojnie si臋 d膮sa.
Szanujmy m膮drych, przyk艂adnych, chwalebnych,
艢miejmy si臋 z g艂upich, cho膰 i przewielebnych.
 
Wpada Hijacynt, nowa posta膰 rzeczy!
Miejsce dysputy zasta艂 placem wojny,
Jeden drugiego rani i kaleczy,
Wzi膮艂 w 艂eb do razu nasz rycerz spokojny.
Widzi, 偶e skromno艣膰 ju偶 nie ubezpieczy,
Wi臋c, dzielny w m臋stwie, w oddawaniu hojny,
Jak si臋 zawin膮艂 i z boku, i z g贸ry,
Za jednym razem urwa艂 dwa kaptury.
 
Lec膮 sanda艂y i trepki, i pasy,
Wrzawa powszechna przeàa偶a i g艂uszy.
Zdr臋twia艂 Hijacynt na takie ha艂asy,
Chcia艂by unikn膮膰 bitwy z ca艂ej duszy,
Wi臋c przeklinaj膮c nieszcz臋艣liwe czasy
Reszt臋 kaptura nasadzi艂 na uszy.
Ju偶 si臋 wymyka艂... wtem kuflem od wina
Leg艂 z s艂awnej r臋ki ojca Zefiryna.
 
Rykn膮艂 Gaudenty jak lew rozjuszony,
Gdy Hijacynta na ziemi obaczy艂;
Now膮 wi臋c z艂o艣ci膮 z nag艂a zapalony,
呕adnemu z ojc贸w, z braci nie przebaczy艂
Pad艂 i mecenas, z krzes艂em wywr贸cony,
Definitora za kaptur zahaczy艂,
艁ukasz, raniony zwin膮艂 si臋 w trzy k艂臋by,
Straci艂 Kleofasz ostatnie dwa z臋by.
 
Coraz si臋 mno偶膮 i krzyki, i wrzaski,
Ha艂as powstaje i wrzawa a偶 zgroza.
Ojciec Remigi, s膮偶nisty, a p艂aski,
U偶ywa 偶wawo zgrzebnego powroza;
Wzi膮艂 w 艂eb Kapistran obr臋czem od faski,
Dydak p贸艂garncem rani艂 Symforoza,
Skacze Regalat do ocz贸w jak 偶mija,
Longin si臋 z ro偶nem walecznie uwija.
 
Ju偶 by艂 wyciska艂 talerze i szklanki,
P臋k艂y i kufle na 艂bach hartowanych,
Porwa艂 natychmiast ksi臋g臋 zza firanki:
Wojsko afekt贸w zurekrutowanych.
Ni膮 si臋 zak艂ada, p臋dzi poza szranki
Rycerz贸w d艂ug膮 bitw膮 zmordowanych.
Tak niegdy艣 s艂awny mocarz Palestyny
O艣l膮 paszcz臋k膮 gromi艂 Filistyny.
 
Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu,
Widzi w tryumfie syna Dominika,
Wyje偶d偶a na harc i wpada, w艣r贸d wielu
Godnego siebie szuka膰 przeciwnika.
Rafa艂 z nim obok: 揜atuj, przyjacielu"-
Rzek艂. Seraficzna w tym punkcie kronika
Pad艂a na艅 z g贸ry; leg艂 i r臋k膮 kiwn膮艂,
Dwa razy j臋kn膮艂, cztery razy ziewn膮艂.
 
Zap艂aka艂 Rafa艂, a m膮dry po szkodzie,
Wtenczas b艂膮d pozna艂, 偶e wr贸偶kom nie wierzy艂,
Dotrzyma艂 jednak kroku na odwodzie,
A gdy Gaudenty na niego si臋 mierzy艂,
Zmok艂ym kropid艂em w po艣wi臋conej wodzie
Oczy mu zala艂, trzonkiem w 艂eb uderzy艂.
Nie spodziewaj膮c si臋 takowej wanny
Stan膮艂 Gaudenty, zmoczony i ranny.
 
Otrz膮s艂 si臋 wkr贸tce, a nabrawszy duchu,
W dw贸jnas贸b czyny heroiczne mno偶y艂.
Ojcze Barnabo! lepiej by艂o w puchu,
Po co艣 szed艂 w wojn臋, po co艣 si臋 藕le z艂o偶y艂?
I ty, Pafnucy, leg艂e艣 w tym rozruchu,
I ty, Gerwazy, s艂usznie艣 si臋 zatrwo偶y艂.
Nikt go nie wstrzyma w zem艣cie przedsi臋wzi臋téj
Na wasz膮 zgub臋 odetchn膮艂 Gaudenty.
 
Tak gdy z wierzcho艂ka Alp贸w niebotycznych
Ma艂y si臋 strumyk s膮cz膮c wydob臋dzie,
Wzmaga si臋 coraz w spadaniach rozlicznych,
Ju偶 brzeg podrywa, ju偶 go s艂ycha膰 wsz臋dzie,
Echo szum mno偶y w ska艂ach okolicznych,
Staje si臋 rzek膮, a w gwa艂townym p臋dzie
Pieni si臋, huczy i z偶yma w ba艂wany,
Tym sro偶szy w biegu, im d艂u偶ej wstrzymany.
 
Wojna powszechna! Jak zabie偶e膰 z艂emu,
W k膮cie z proboszczem wicesgerent radz膮,
A chc膮c us艂u偶y膰 dobru powszechnemu,
Doktora tam偶e do siebie prowadz膮.
Ka偶dy z nich daje zdanie po swojemu.
Pra艂at, gdy postrzeg艂, 偶e si臋 darmo wadz膮,
Bior膮c wzg艂膮bsz rzeczy przez sw贸j wielki rozum,
Rozkaza艂 przynie艣膰 vitrum gloriosum..
 
Co niegdy艣 w Troi by艂 pos膮g Pallady,
Co w Rzymie wieczne westalskie ognisko,
Tym by艂 ten puchar, czczony przez pradziady,
Staro偶ytno艣ci wdzi臋czne widowisko.
Wyj臋to ze czci膮 z najpierwszej szuflady;
Przytomni zatem sk艂onili si臋 nisko
I t臋 wieczystej za艂og臋 rozkoszy
W obydwie r臋ce wzi膮艂 ksi膮dz podkustoszy.
 
Kt贸偶 ci臋 nad niego m贸g艂 lepiej piastowa膰,
Zacny pucharze? kto nosi膰 dostojnie?
On jeden z tob膮 umia艂 dokazowa膰,
On godzien d藕wiga膰 w pokoju i w wojnie.
Szli dalej, 偶eby ten skarb uszanowa膰,
Dzwonnik z szafarzem, ubrani przystojnie,
I Krzysztof tr臋bacz, co w post i Wielkanoc
Z ko艣cielnej wie偶y tr膮bi艂 na dobranoc.
 
Ju偶 si臋 zbli偶aj膮 ku miejscu strasznemu,
Gdzie si臋 zwa艣nione mnichy potykaj膮.
Czyni膮 plac wszyscy dzbanu powa偶nemu,
Wszyscy ciekawie skutku wygl膮daj膮.
M臋偶ny nosiciel - jednak po staremu
My艣li trwo偶liwe pokoju nie daj膮;
Umys艂 wspania艂y pod艂ej trwodze przeczy,
Orze藕wia dobro pospolitej rzeczy.
 
Ju偶 s膮 u furty... ta stoi otworem...
Z艂y znak! w tym punkcie z daleka postrzegli,
Jako mecenas, pra艂at wraz z doktorem
Na przywitanie szybkim krokiem biegli
I 偶eby z zwyk艂ym wprowadzi膰 honorem,
Niekt贸rych ojc贸w i braci przestrzegli.
Wchodzi szcz臋艣liwie puchar mi臋dzy braty,
Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
 
 

 


 
 
 
 
 
 

 







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produkt贸w
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdzia艂 04 System obs艂ugi przerwa艅 sprz臋towych
KNR 5 04

wi臋cej podobnych podstron