Wincenty Kadłubek Kronika polska


Mistrz Wincenty (Kadłubek)
1/4
[BOLESAAW II SZCZODRY]
MATEUSZ: Po śmierci zaś Kazimierza wybuchła równie niesłychana zaraza buntu
niewolnych, o której napomknę w odpowiednim miejscu, aby porządek opowiadania był
zgodny z porządkiem rzeczywistym. Po Kazimierzu więc następuje syn jego Bolesław,
którego znacząco i podniośle wyróżniono przydomkiem Szczodrego. Uważał on, iż bez
szczodrobliwości nie ma wolności człowieka, szczodremu zaś nic nie może brakować, chyba
tylko sposobności do dawania. Tak to, mówił, szczodrobliwość jest i rychlejsza, i
powolniejsza od próśb. Rychlejsza, aby próśb nie wyczekiwać: pierwej bowiem wypada
dawać, niż być proszonym, aby czyjaś prośba nie była dla nas wyrzutem, iżeśmy skąpi,
abyśmy łaskawego daru nie udzielali bez łaski. Nie otrzymał bowiem darmo, kto uzyskał coś
na prośbę. Powolniejsza powinna być szczodrobliwość, aby nazbyt szybko nie uleciała,
inaczej by się ulotniła: bo nie przystoi jej tyle pośpiechu, by uszły jej uwadze prośby zgoła
najbardziej nieśmiałe. Raczej niechże je uprzedza, niechże im chętnie ulega.
Gdy on pewnego dnia kazał rozdzielić skarby [nagromadzone] z podatków, gdy z wielką
hojnością rozdawał wszystko co najwspanialsze, pewien nieborak, rozważając raz nikłą
szczupłość swego mienia, to znowu świetność królewskiego bogactwa, jęcząc ciężko
westchnął i z warg jego ciche dało się słyszeć szemranie:
Innych gdy słońca samego łaska uszczęśliwia,
Mnie bierze srogi ziąb - gdy słońce blizniąt się trzyma.
Sam jeden pod twoim słońcem na wiosny pociechy
Nie zasłużyłem. Mnie wstyd - nie zasłużyłem ja sam".
Król przeto, dorozumiawszy się przyczyny westchnień, ściąga z siebie suty fałdzisty płaszcz i
zarzucając go na barki jego, rzecze: "Zabierz złota, ile zechcesz, i według sił swoich odważ
ilość kruszcu. Wolimy bowiem, abyś żalił się [raczej] na swoją słabość niż na ciasne granice
naszej szczodrobliwości". Wtedy ten, napychając wnętrze płaszcza, aż bardzo napęczniał,
[tak] zaczął śpiewać:
Nikt nie dziwi się słomie, jeżeli się w popiół rozwiewa,
Lecz twoje nie giną ziarna, gdy plon z nich blizni twój miewa.
Złota hojność sławy ziarna rozrzuci deszczem,
Sierp dzwięczy przy żniwie. Więcej mi dasz - więcej niż ja uzbierasz.
Miejsce tu nie na szkatuły, nie trapi cię skrzynia nabrzmiała,
Raczej niech błyszczy bogactwo w serca twojego zamku,
Wszystkie usta obficie niech smak twego miodu napoi,
Póki żyć będę, na ustach mych sława tak wielka nie zamrze.
A gdy tak śpiewał, zapomniawszy o sobie, gdy złocisty ciężar dzwignąć usiłował, ciężarem
przygnieciony - ducha wyzionÄ…Å‚.
JAN:
Niepojętą i urokliwą tchnie wonią kwiat bogactw.
Rób majątek uczciwie. Nie możesz - to wszelkim sposobem.
Od chorego na umyśle tymczasem niewiele różni się ten, kto pieniądze nad życie przedkłada,
a nie życie nad pieniądze. Ten rodzaj ogłupienia tak opanował pewnego człowieka, że rniotan
po morzu wzburzonymi bałwanami, gdy inni w trwodze prze rozbiciem okrętu wyrzucają z
niego nawet najcenniejsze sprzęty, on przywiązawszy się do swoich tobołów każe siebie
strącić w otchłań morską, zapewniając, że lepsze jest bogactwo przy śmierci niż nędza w
życiu.
U króla Arabów też był taki dworzanin leżący na dostatkach niezmiernie chciwy mienia,
którego hojny król obsypał nie zliczonymi skarbami, Etny jednak chciwości nie zdołał
zagasić. Ten bowiem wprowadzony do skarbca, gdy ujrzał tam bezcenne klejnoty, zdrętwiał
cały jakby rażony piorunem. A ponieważ sądzono, że raptem zachorował, kazano go wynieść.
[Tymczasem] cały jego ból dotyczył klejnotów: "Oj, klejnoty! o klejnoty!" A gdy wreszcie
król poznał przyczynę jego zasłabnięcia i ofiarował mu najwyborniejsze klejnoty, on usiłował
je połknąć, aby nikt oprócz niego nie mógł ich posiąść i udusił się, dech utraciwszy.
Nie tak, nie tak postąpił ów [człowiek], który chcąc raz na zawsze usunąć żywicielki trosk,
stopił w jedną bryłę swoje skarby [i] wrzucił do rzeki, mówiąc: "Przepadnijcie, nieszczęsne
bogactwa! Zniszczę was, abyście wy mnie nie zniszczyły, lżejsza bowiem jest strata mienia
niż czasu".
Boli nas mienia utrata, lecz bardziej stracone lata.
Stratom zapobiec można, lecz nie przeminionym latom.
MATEUSZ: Tak dalece przelotną wydawała się Bolesławowi sława bogactwa, że nie
upatrywał w nim nic przyjemnego oprócz możności obdarowywania. Mówił, ze najlepszym
schowkiem dla nich jest dziurawy worek i że żadnego zgoła władztwa nie jest godny [ten],
kto woli być workiem na rzeczy niż władcą. Dlatego przeszedłszy władczo ziemie Rusi, uznał
za niegodne dać się skusić na ich skarby, poprzestając jedynie na tryumfie zwycięstwa,
dopóki by uderzeniem miecza w bramę Kijowa nie wyznaczył ponownie pradziadowskich
granic. Stłumiwszy tam wszelki bunt, ustanowił królem kogoś, kto był zwolennikiem jego
władzy. A ten, chcąc wobec swoich większą okryć się chwałą, błaga króla Bolesława, aby
okazał mu względy łaskawym swoim wyjściem mu naprzeciw, a za każdy krok otrzyma złoty
talent. Oburza się Bolesław, iż żąda się od niego czegoś, co nie licuje z królewskim
dostojeństwem, i wydaje mu się niedorzeczne, by majestat zniżał się po zysk, a jeszcze
bardziej niedorzeczne, by łaska szacowana była przekupstwem. Ulegając wszak prośbom, a
nie zapłacie, obiecuje rzeczywiście pójść i nadchodzącemu okazuje tak dowód łaski. Jakiż,
myślisz [dowód]? Chwyta za brodę nadchodzącego króla [i] szarpiąc ją wiele razy i targając,
rzecze: "Oto straszliwa głowa, przed którą ze strachu drżeć powinniście!" I znowu, coraz
gwałtowniej targając, mówi: "Widzisz, na jakie to względy w oczach Bolesława zasłużył
wdzięk złota".
Następnie gotuje się do wyprawy na Węgry. Tam usiłują mu zaraz na początku zagrodzić
zbrojnie wejście, ale tym, co chcieli wkroczyć, raczej ciała ich były na zawadzie niż broń.
Albowiem krwawy miecz odzwierny bramy wejściowe i otwierając zamykał, i zamykając
otwierał. Zwały bowiem tułowi szlachetnych nieboszczyków mieczem powalonych nawet
drogi uczyniły niedostępnymi, tak iż tylko z wielką trudnością można było przejść.
Widząc zaś, iż tak jemu, jak i jego poddanym grozi ryzyko bitwy, król Salomon wyprasza się
od walki, ofiarowując dla uzyskania pokoju sto tysięcy talentów. Na to odrzekł mu Bolesław:
"Polacy nie widzą przyjemności w posiadaniu złota, lecz w rozkazywaniu tym, którzy złoto
posiadają, a większą hańbą jest dać się przekupić niż ulec w walce. Ani też królom nie
przystoi w kramarskie wdawać się targi, gdyż broni potrzebują, nie bogactw". Pokonany więc
Salomon wyzuty został tak z królestwa, jak z dostatków, a na jego miejsce z łaski Bolesława
powołany został Władysław, wychowanek Polski.
Tymczasem zdarzyło się, że doskonale uzbrojone zastępy Austriaków i Czechów założyły
obóz na polskich polach, a dzielny [nasz] król zaskoczywszy ich z tym, odebrał im wszelką
możność powrotu. Chociaż jednak mógł napaść na nich nie przygotowanych, rzekł: "Uchowaj
Boże, aby sławę naszego zwycięstwa miała splamić zbójecka zasadzka". Oznajmia, że jest
gotów, każe im mieć się na baczności, [bo] nazajutrz walczyć z nim będą wręcz. Wszelako
ów czeski lew wnet wyzbywszy się dzikości lwa przybiera lisią chytrość i mówi: "Niegodną
jest rzeczą, aby godność tak wielkiego króla zniżała się do [ludzi] tak marnych, niech raczej w
spokoju swego obozu łaskawie pozwoli Czechom, by nazajutrz złożyli mu hołd". Pod osłoną
nocy zamiast do walki zwrócili się do ucieczki. Dzik ścigając ich poza granice Moraw
piorunowym dosięga ich kłem: nie oszczędza ani wieku, ani rodu, ani stanu, wszystkich bądz
na pastwę śmierci wydając, bądz w niewolę biorąc.
Gdy znowu pomorscy rabusie Å‚up i zdobycz wojennÄ… uprowadzali prawie z pogranicza Polski,
nagle przybywa Bolesław, spostrzega rabusiów bezpiecznie już oddzielonych szeroką rzeką i
bez wahania wskoczywszy w nurty rwącej rzeki, woła: "Miłość do młodych na myśliwskie
oszczepy nadziewa dziką zwierzynę". Krzyknęli wówczas wszyscy:
Niech sparszywieje ostatni. Mnie wstyd pozostać w tyle!
Wielu tedy [nadmiernie] obciążonych zbroją zalewają fale. Wynurza się [tylko] garstka
[rycerzy] wraz z królem i chociaż bezbronni odnoszą oni chlubne zwycięstwo nad mnogością
uzbrojonych wrogów.
A [król] z takim zapamiętaniem prowadził wojnę, iż rzadko przebywał w zamku, ciągle w
obozie, rzadko w ojczyznie, wciąż wśród nieprzyjaciół. Ten stan rzeczy, ile przyniósł państwu
korzyści, tyle sprowadził niebezpieczeństw, ile dawał sposobności do uczciwej zaprawy, tyle
zrodził wstrętnej pychy. Gdy bowiem król bardzo długo przebywał to w krajach ruskich, to
prawie że poza siedzibami Partów, słudzy nakłaniają żony i córki panów do ulegania swoim
chuciom: jedne znużone wyczekiwaniem mężów, inne doprowadzone do rozpaczy, niektóre
przemocą dają się porwać w objęcia czeladzi. Ta zajmuje domostwa panów, umacnia
obwałowania, nie tylko wzbrania panom powrotu, lecz zgoła wojnę wydaje powracającym.
Za to osobliwe zuchwalstwo panowie wydali z trudem poskromionych na osobliwe męki.
Również i niewiasty, które własnowolnie uległy sługom, poniosły z rozkazania zasłużone
kary, gdyż poważyły się na okropny i niesłychany występek, którego nie da się porównać z
żadną zbrodnią.
JAN: Gdy Scytowie przebywali piętnaście lat w Azji, ledwie dali się odwołać na usilne
żądanie żon, które oznajmiły, że jeśli nie wrócą, one u sąsiadów postarają się o dzieci, jak to
niegdyś uczyniły Amazonki. Ci sami, gdy w trzeciej wyprawie azjatyckiej przez osiem lat
byli z dala od żon, w wojnie z niewolnikami zostali z domu wypędzeni. Albowiem żony ich,
znużone długim czekaniem, powychodziły za pastuchów, którzy panom zwycięsko
wracającym zabronili wstępu jakby obcym. Atoli odpokutowali to przez śmierć krzyżową.
Również niewiasty pod wpływem wyrzutów sumienia, niektóre przebiwszy się mieczem,
niektóre powiesiwszy się, zakończyły życie, ażeby je i tamtych jednaka spotkała kara i ażeby
zrównała ich potworność zbrodni.
Tych, co rozpusta zabija, zbrodnia kalająca zrównuje.
Jednakże widzę, że niektórzy tak odważne mieli przekonania, iż za jednaką hańbę
poczytywali zarówno brak stałości u mężów, jak utratę wstydliwości u niewiast. Dlatego gdy
Spartanie przy obleganiu nieprzyjaciół przez dziesięć lat ponosili straty i widzieli, iż żony z
powodu nieobecności mężów nie rodziły już więcej dzieci, odsyłają młodych ludzi i
pozwalają im spółkować ze wszystkimi kobietami bez różnicy, aby państwo na przyszłość nie
było pozbawione obrony. Dzieci tak spłodzone dla wstydliwości matek zwano dziewiczymi.
Tak wielka była u nich nienawiść nieprzyjaciół, tak wielka miłość ojczyzny, tak silne więzy
przysięgi! Zobowiązali się bowiem pod grozą klątwy, że nie wrócą, dopóki nie zdobędą
miasta nieprzyjaciół. Atoli miłość ich była bezecna i haniebna, a więzy niezbożne, ponieważ
nic zuchwalszego, nic podlejszego niż nieuszanowanie, co więcej - pogwałcenie praw
małżeńskich. Ta miłość nabrała cech niemiłowania. Była przeto w tym i pewna cnota, i nie
brakło małpiego cnoty przedrzezniania.
MATEUSZ: Odtąd oliwka zamieniła się w oleaster, a miód w piołun. Bolesław bowiem
poniechawszy umiłowania prawości, wojnę prowadzoną z nieprzyjaciółmi zwrócił przeciwko
swoim. Zmyśla, że oni nie mszczą na ludzie swoich krzywd, lecz w osobie króla na królewski
nastają majestat. Albowiem, czymże król będzie, gdy lud się oddali? Mówi, że nie podobają
mu się żonaci, gdyż więcej obchodzi ich sprawa niewiast niż względem władcy uległość. Żali
się, iż nie tyle opuścili go oni wśród wrogów, ile dobrowolnie na pastwę wrogów wydali.
Domaga się przeto głowy dostojników, a tych, których otwarcie dosięgnąć nie może, dosięga
podstępnie. Nawet niewiasty, którym mężowie przebaczyli, z tak wielką prześladował
potwornością, że nie wzdragał się od przystawiana do ich piersi szczeniąt, po odtrąceniu
niemowląt, nad którymi nawet wróg się ulitował! Bo dołożył do tego, iż tępić a nie chronić
należy gorszący nierząd.
A gdy prześwięty biskup krakowski Stanisław nie mógł odwieść go od tego okrucieństwa,
najpierw grozi mu zagładą królestwa, wreszcie wyciąga ku niemu miecz klątwy. Atoli on, jak
był zwrócony w stronę nieprawości, w dziksze popada szaleństwo, bo pogięte drzewa łatwiej
złamać można niż naprostować. Rozkazuje więc przy ołtarzu, pośród infuł, nie okazując
uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili - porwać biskupa! Ilekroć okrutni
służalcy próbują rzucić się na niego, tylekroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni
łagodnieją. Wszak tyran, lżąc ich z wielkim oburzeniem, sam podnosi świętokradzkie ręce,
sam odrywa oblubieńca od łona oblubienicy, pasterza od owczarni. Sam zabija ojca w
objęciach córki i syna w matki wnętrznościach. O żałosne, najżałobniejsze śmiertelne
widowisko! Świętego bezbożnik, miłosiernego zbrodniarz, biskupa niewinnego
najokrutniejszy świętokradca rozszarpuje, poszczególne członki na najdrobniejsze cząstki
rozsiekuje, jak gdyby miały ponieść karę [nawet i] poszczególne cząstki członków.
A ja ze zdumienia i z jakowegoś przerażenia całkiem zdrętwiałem, tak iż ledwie pojąć, a cóż
dopiero językiem, cóż dopiero piórem wyrazić zdołam, jakże wyrazić potrafię cudowne dzieła
na tym świętym przez Zbawiciela zdziałane! Wśród opowiadania bowiem zawodzi rozum,
zrozumieniu nie dopisuje mowa, a słowa nie wyjaśniają rzeczy zgodnie z tym, co zaszło.
Albowiem ujrzano, że z czterech stron świata nadleciały cztery orły, które krążąc dosyć
wysoko nad miejscem kazni odpędzały sępy i inne krwiożercze ptaki, żeby nie tknęły
męczennika. Ze czcią go strzegąc, czuwały nieprzerwanie dniem i nocą. Mamże to nocą
nazwać czy dniem? Dniem raczej nazwałbym niż nocą, to jest bowiem druga noc, o której
napisano: "A noc jak dzień będzie oświetlona". Tyle bowiem boskich świateł przedziwnej
światłości rozbłysło w poszczególnych miejscach, ile rozrzuconych było cząstek świętego
ciała, tak iż niebo samo jakby zazdrościło ziemi jej ozdoby, jej chwały, ziemi gwiazd jakichś
światłością zdobnej i jakimiś - myślałbyś - słońca promieniami. Niektórzy zaś z ojców,
ożywieni radością z powodu tego cudu i gorliwą pobożnością zapaleni, pragną usilnie
pozbierać rozrzucone cząstki członków. Przystępują krok za krokiem, znajdują ciało nie
uszkodzone, nawet bez śladu blizn! Podnoszą je i zabierają, drogocennymi wonnościami
namaszczone chowają w bazylice mniejszej Świętego Michała. Aż do dnia przeniesienia,
którego przyczynę dobrze znasz, nie ustąpił stamtąd silny blask wspomnianych świateł!
Po tym wydarzeniu ów okrutnik ojczyznie niemniej jak i ojcom obmierzły uchodzi na Węgry.
Świadomość niegodziwego czynu go nie upokarza, atoli zbrodnia zuchwała krnąbrnym czyni.
Gdy bowiem król Węgier Władysław, o którym niedawno wspomniałem, z uprzejmością
uszanowanie mu okazywał, a nawet pieszo wyszedł naprzeciw, by go uczcić, Bolesław tak
wielką nadął się pychą, że z pogardą odmówił mu godnego pocałunku i rzekł: "On jest
dziełem naszych rąk, nie przystoi zaś twórcy, aby czcił lub uwielbiał swój twór, ani też nie
godzi się, żeby mąż dzielny bądz z powodu wygnania wydawał się zbyt nieszczęśliwy, bądz z
powodu upadku zbyt przygnębiony". Nie daje jednak [Władysław] nic poznać po sobie, acz z
trudem, aby nie mówiono, że był sprzymierzeńcem [złego] losu a nie przyjacielem. Mówi, iż
obawia się, by nie czynił mu kto niesłusznych wyrzutów, że niektórzy w słowach [tylko], nie
w czynach są przyjaciółmi, że szuka sposobności ten, kto chce opuścić przyjaciela. Wielką
bowiem niegodziwością jest łajać w nieszczęściu tego, kogo szanowałeś, gdy dobrze mu się
wiodło, bo powodzenie kojarzy przyjaciół, niedola wystawia ich na próbę. Nie tylko więc
cierpliwie zniósł wyniosłą pychę, lecz bardzo łaskawie objął go, z wielką uprzejmością
przyjął, z całą uległością starał się jemu przypodobać.
Ówże zaś przebiegły [człowiek] tak dalece zrzucił z siebie podejrzenie świętokradztwa, że
niektórzy nie tylko nie uważali go za świętokradcę, lecz [widzieli w nim] najczcigodniejszego
mściciela świętokradztw. Albowiem to, że w wolności urodzone niewiasty wydane zostały
niewolnym na rozpustę, że świętość małżeńskiego związku tak haniebnie została skalana, że
zgraja czeladzi sprzysięgła się przeciw panom, że tyle głów na śmierć wystawiono, że
wreszcie spiskowaniem królowi zgotowano zagładę - to wszystko zrzucił na świętego
biskupa. Orzeka nadto, że w nim jest początek zdrady, korzeń wszelkiego zła; to wszystko,
mówi, wypłynęło z tego zgubnego zródła.
Podwójnie bezecny jest ten, kto życie komuś odebrawszy, gdy nie może zabrać duszy, usiłuje
zbrukać [jego dobrą] sławę, a nie mogąc prześladować rzeczywiście, prześladuje go słowami.
Opojem nazywa go, nie biskupem, piekarzem, nie pasterzem. Był [mówi] ciemięzcą od
ciemiężenia, nie przełożonym, bogacicielem od bogactw, [a] nie biskupem, szpiegiem, [a] nie
stróżem, i, na co ze wstydu rumienić się trzeba, z badacza spraw świętych stał się badaczem
lędzwi. I popuszczał cugli lubieżności innych dlatego, że wspólnicy tej samej zbrodni nie
mają oskarżyciela.
I cóż więcej? Całe jego postępowanie było nauką dla wszystkich. "Czegóż więc - rzecze -
dopuszczano się, gdy usunięto zakałę królestwa, potwora ojczyzny, zgorszenie dla religii, gdy
w rzeczypospolitej zgaszono publiczny pożar?"
Chociaż te kłamstwa w pojęciu ludzi nieświadomych przyniosły męczennikowi pewną ujmę,
to jednak nie mogły go pozbawić powagi świętości. Za chmurą bowiem często kryje się
słońce, [lecz] nigdy za chmurą nie gaśnie. Wkrótce potem Bolesław dotknięty niezwykłą
chorobą zadał sobie śmierć, a syn jego jedyny, Mieszko, zginął otruty w pierwszym rozkwicie
męskości. Tak to cały ród Bolesława poniósł karę za świętego Stanisława, gdyż tak jak żaden
dobry uczynek nie pozostaje bez nagrody, tak i żaden zły bez kary.
JAN: Jest rzeczą człowieka roztropnego oceniać sprawy podług ich wyniku, ponieważ czego
koniec jest dobry, to i dobre. Na nic bowiem nie przyda się szczepić gałązkę na winorośli,
skoro nie ma się zrywać dojrzałych winogron. Zdawało się mianowicie, że ten człowiek z
początku położył cenny fundament cnoty, ponieważ jednak piaszczysta ziemia rozstąpiła się,
całe dzieło częścią runęło w przepaść, częścią [zaś] rozwiało się w powietrzu. Cokolwiek
bowiem było w nim dzielności, pochłonęła ją przepaść występków; cokolwiek było
szczodrobliwości, zdmuchnęła ją żądza sławy. I gdy mędrzec na początku mowy sam siebie
oskarża, i gdy oznaką ludzi dobrej woli jest tam winę wyznawać, gdzie winy nie ma, u tego
przepaść przepaści przyzywa wśród grzmotu wodospadów jego, który serce swe nakłonił ku
słowom złośliwym dla szukania wymówek w grzechach. Słusznie bowiem [napisano], że kto
żyje w plugastwach, coraz więcej się plugawi. Szkoda, że od Saula przynajmniej nie nauczył
się, iż na dzwięk cytry zdrowieją nawet obłąkani. Szkoda, że uszyma duszy uważniej nie
wsłuchał się w słodkie dzwięki jego harfy. Błogosławieni, którym odpuszczone są
nieprawości. I raz jeszcze rzekłem: wyznam, [nieprawość] a Tyś darował. Wyznaj ty,
człowieku, nieprawości twoje, abyś został usprawiedliwiony.
Zmazać gdy chcesz nieprawość, ukaż otwarcie przewinę,
Winy się bowiem wyzbywa, kto z płaczem wyznaje winę.
Czyni ciÄ™ winnym pogrzebana wina, odkryta wyzwala,
Skóra ściśnięta żywi zakałę, otwarta wydala.
*Wg wyd. Mistrz Wincenty (tzw. Kadłubek), Kronika polska, przełożyła i opracowała
Brygida Kürbis, WrocÅ‚aw-Warszawa-Kraków 1992, s. 69-82.
TREN NA ŚMIERĆ KAZIMIERZA SPRAWIEDLIWEGO
[...] A gdy zaszło tak wspaniałe słońce, ciemności okryły ziemię i ludzi ogarnęło
zamroczenie, iż wszystkim całkowicie żal owładnął. Ci zaś, do których wieść o tak nagłym
nieszczęściu nie mogła dojść tak szybko, mimo wszystko oddają się radości. Tak więc
pomieszał się żal z radością, a ona takim sposobem się skarży, iż żal ją porwał i do
małżeństwa z sobą wlecze:
WESOAOŚĆ DO ŻALU:
Nie jest wstydem wobec bólu,
Ale bólem jest dla wstydu,
Gdy surowy wzbierze gniew.
Żal oskarżam ja żałobnie,
Który z mego splata kwiecia
Iście pogrzebową wić.
Arcykróla byłam żoną,
Jegom wybrała troskliwie,
Pana z królów tysiąca.
A gdy śmierci uległ prawu,
Zgonu jego gwałt mnie wtrącił
W dolę gwałtu nieszczęsną.
Żal ja o porwanie skarżę,
Srogi mnie traktuje rydwan,
Trwoży porywacza moc.
Dręczy, ściska, dławi Żal mnie.
Rozpacz omalze me złamie,
Na uciechÄ™ wrogom mym.
ODPOWIADA ŻAL:
Przyczyn powód wyszukiwać,
Sprawę przeciw sprawie wszczynać
Prawa pogwałceniem jest.
Samowolnie w nasze progi
Wpadasz nagle - czemu zgrzytasz
Tym prostackim bezwstydem?
Karmisz jęki, karmisz płacze,
Akania - pytam.
I cóż dają Nocne zawodzenia te?
Z nimi Å‚ez wylewasz potok,
Z nimi umiesz złudnych pociech
Na bezdrożach zażyć wraz.
WESOAOŚĆ DO WOLNOŚCI:
Patrz, Wolności siostro miła,
JakÄ… cenÄ… wzmacnia trwoga
Tych zrękowin [zmowy] pakt.
Tak mnie kuszą, tak próbują,
Zniewolona po cóż zwlekam
Z hańby niecną sromotą?
WOLNOŚĆ ODPOWIADA:
Gardzisz, gdy cię znaczyć ceną,
Gardzisz, gdy upajać krasą
Tak młodego wdzięku [chcą].
Losu chcesz naszego doznać,
Gdy w ladacznic podłym gronie
Pełnić musim służbę swą.
Płacze zacność, płacze dobroć,
Płacze wszystkich cnót społeczność
Cała w uciśnieniu swym.
Wszelka płeć i wiek wszelaki
Płochym rzeczom kres już kładą
W okolicznych [zagród] krąg.
Okręt sternik gdy opuści,
Morskie wzbiorą wnet czeluści,
Syrty i rozbicie tuż!
Nawałnica wtedy wpada,
W głębię oceanu spycha
Wiosła wybawicielskie.
Rozproszywszy smutku chmurÄ™,
Siostro, wejdz z nadzieją w śluby,
Pojaśnieją dole złe.
SAOWA AUTORA:
Ciesz się, Żalu, ciesz bez miary,
Już weselne brzmią fanfary,
Niech zadudni skoczny tan.
W złoto i klejnoty żwawość
LubÄ… stroi, a jej urok
Z wonnościami stapia się.
Lubym zaś wdowieństwo włada,
Smutnych wiedzie obłudników
Smutna zaraza.
Luba lśni gemmami, złotem,
Wieniec z zielonego lauru
Wiosna zaraz wręcza jej.
Żal zaś z ponurego skarbca
Maurów barwą uczemiony
Zgrzebnej sukni bierze wór.
Orszak lubej z jasnym licem
Jaśniejącą kwitnie szatą,
Ona samaż jasna jest.
Żal ze smutną zgrają razem
Zawodzeniem i szlochaniem
Smętnie wyją wstrętną pieśń.
Straszny zwiÄ…zek siÄ™ zawiera,
Wierność oblubieńca złudna,
Podstęp oczywisty jest.
Strój oblubienicy biorą,
Blaski wszystkie na niej gasnÄ…,
WewnÄ…trz czarnych komnat strach.
Obwiniona o występek,
Oskarżona dla pozoru,
Wyrok wydajÄ… bez win.
Pogrążona jest w ciemnościach,
Bez badania prawdziwości,
Tylu cierpień znosi los.
ŻAL MÓWI:
O, starego prawa męże!
W zbytkach swego Kazimierza
Tak nieposkromieniście.
Ani jednak sił osłabiać,
Ani mężów hartu zbawiać
Nie godzi siÄ™ rozwiÄ…zle.
Świeżą jeszcze bliznę noszę,
Jeśli w zamian odwet biorę.
Czyż to czyjąś krzywdą jest?
Po cóż nam się w słowach gmatwać?
Gardzicielce się należy
Gardzicielki względy znać.
Niech się potwór taki stanie
Stosu pastwą, niech z popiołu
Żaden nie zostanie ślad!
Dziewosłębów niechby tysiąc
Charybd nęka i Scyll tyleż
Zawsze w gotowości jest!
ODPOWIADA ROZTROPNOŚĆ ŻALOWI:
Wściekły szałem czymże kusisz?
Lichymś, Żalu, winem spity.
Dość pijaństwa tego już!
Zgińcie, swary, zgińcie, klęski,
Niech miłości miłość ręczy,
Gdy roztropność wodzi rej.
Tu i tam podwójny ciężar,
Ale potem męstwo przecież
Mężnym doda [wiele] sił,
Paktu wiary chciej dochować,
Nienawidzi prawo nowe
Przodków rozwodzenia się.
Tak trucizna żółć cykuta,
Sztuka jadem tarcze kryła
Przeciw trucicielstwa [złu].
Tak i sprawa nieudana
Pełne powodzenie zyska,
Umiar gdy prowadzi jÄ….
Do nas zatem wam powrócić,
Swary, skargi precz porzucić
Sprawiedliwość każe [wam].
Tych zaś, co chcą dalej szemrać,
Ciasno każę ich skrępować
Pasem [mocnym] poprzez pierÅ›.
Nigdy głupim się nie zrobi
Hańba, gdy się z hańby wyrwiesz
Z cichą wytrwałością.
SÅ‚odkie jakieÅ› uciszenie
Rodzi się, gdy zdołasz zjednać
Sprzecznej rzeczy sprzecznÄ… rzecz.
SPRAWIEDLIWOŚĆ DO ROZTROPNOŚCI:
Słodko śpiewa ta fujarka,
A to mile ptaszÄ™ ciebie
W sidła zdradne zwabi wnet.
O, jak słodko syreniątko
Do nieszczęsnej wabi czary,
Trzezwy umysł wzdraga się.
Życia śmierć jest przeciwniczką,
Śmiercią życie chcieć upoić
Związki to żałosne są.
Powiedz, błagam. Roztropności,
Czy roztropny i głupota
Mieszkać winny wspólnie wraz?
ROZTROPNOŚĆ:
Czasem chyba rozum żąda,
Żeby zgody jedność była
Między sprzecznościami.
Jest mistrzyniÄ… tu Proporcja,
Aby w tajemnicy liczby
Para stała się z niepary.
ROZTROPNOŚĆ TAK PYTA:
O, Proporcjo, cóż ty radzisz?
Dla małżonków węzły wiążesz.
Wyjawże [nam] zamysł swój!
ODPOWIADA PROPORCJA:
Jad się mieści w tych pucharach,
W tyglu śmierć.
Te pocałunki Końcem końca stają się.
SkoroÅ› jest roztropna, powiedz,
Jakże orzesz brzeg roztropnie
I jak cegłę myjesz [wraz]?
W błoto rzuć klejnoty piękne,
Święte wieprzom daj zadatki,
W świętych miejscach kupczyć każ.
Oj, na darmo trud włożony,
Oj, myśl obłąkanej głowy,
Brednie bezrozumne [sÄ…]
Kręć więc kądziel, kręć wrzeciono,
Gdzie żadnego przyzwolenia,
Żadnych wspólnych nie znasz spraw.
*Wg wyd. Mistrz Wincenty (tzw. Kadłubek), Kronika Polska, przełożyła i opracowała B.
Kürbis, WrocÅ‚aw-Warszawa-Kraków 1992, s. 236-244.
Zob. też: Paweł Kozioł, Bibliografia artykułów poświęconych mistrzowi Wincentemu


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kronika Wincentego kadłubka
kronika polska
Anonim tzw Gall, Kronika polska, Księga 2
Anonim Gall Kronika polska
Gall Anonim Kronika polska cz III
Anonim tzw Gall, Kronika polska, Księga 1
Poezja polska średniowiecza
Kroniki zagłady
Rosjanie poczynają sobie z Polską coraz śmielej
Instrukcja Programowania Zelio Logic 2 wersja polska
WYTYCZNE TCCC 2014 WERSJA POLSKA
Polska norma turbozespoly wiatrowe(1)
POLSKA DROGA FIATA 3
file D Download Polki Wirtualna Polska8

więcej podobnych podstron