43 30 Marzec 2000 Lis czy wilk z tego Putina




Archiwum Gazety Wyborczej; Lis czy wilk z tego Putina?












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 76, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/03/30, dział
ŚWIAT, str. 8
LEOPOLD UNGER
Lis czy wilk z tego Putina?
Zakrawająca na cynizm strategia Zachodu wobec Rosji nie jest ani
cynizmem, ani strategią. Jest, może nieudolnym albo zbyt ustępliwym, ale
zrozumieniem konieczności. Zachód nie ma dla Putina żadnej alternatywy - pisze
LEOPOLD UNGER
Uff!!! Bruksela odetchnęła z ulgą. Ryzyko było niewielkie, ale zawsze...
Zanim jeszcze kurtyna w lokalach wyborczych nie tylko nie zapadła, ale się
jeszcze nawet nie podniosła, Europa, po długiej serii indywidualnych
pielgrzymek, od pani Albright do premiera Blaira, postanowiła kolektywnie oddać
głos na Putina. Chcemy, mówili europejscy liderzy w Lizbonie, nawiązać z Rosją
"strategiczne partnerstwo naprawdę skuteczne". I zapowiedział, że "trójka" z
Brukseli z udziałem Javiera Solany, odpowiedzialnego za koordynację polityki
zagranicznej i obronnej Wspólnoty Europejskiej, i Chrisa Pattena, komisarza od
stosunków Unii z zagranicą, uda się do Moskwy w możliwie jak najszybszym
terminie "po wyborach w Rosji". I wiadomo, co za radość!, że już w maju Putina
witać będzie Bruksela na szczycie Unia Europejska - Rosja.
Twardziel...
Unii wyraźnie się spieszy. Droga wolna. W kołach politycznych na Zachodzie
Putin jest już popularny. Wychowanych na bajkach La Fontaineła zachodnich
polityków dzieli jeszcze ciągle dylemat: lis czy wilk z tego Putina? Natomiast
jest już zgoda co do jego charakteru: Putin to polityk przebiegły, twardy, o
zimnej krwi.
Co do sprytu i przebiegłości, nie ma wątpliwości. Już w chwili naprawdę
genialnej (mówię poważnie) decyzji "familii" Jelcyna o desygnowaniu na pozór
beznadziejnego "delfina" specjaliści zrozumieli, że Putin będzie wjeżdżać na
Kreml na dwóch koniach: na wojnie w Czeczenii i
tęsknocie Rosjan za odrobiną porządku, dyscypliny, sprawiedliwości społecznej i
poczucia godności. Grudniowe wybory do Dumy to była tej taktyki próba generalna.
Próba się udała, wszystko grało: partia Putina, bez żadnej przeszłości i bazy,
jest drugą siłą w parlamencie; komuniści, przekupieni przewodnictwem Dumy,
zostali zneutralizowani. Główni rywale, Łużkow, a przede wszystkim Primakow,
niedawny faworyt Zachodu, schodzili kolejno w polityczny niebyt. Już co najmniej
od grudnia Zachód wiedział, że będzie musiał wybierać między KGB a partią
komunistyczną, czyli że nie ma wyboru.
Że twardziel? Jak jest, każdy w Brukseli widział. Jego rozkaz zburzenia
całego miasta Grozny, zimne okrucieństwo wobec ludności cywilnej w Czeczenii, prawdziwa bezwzględna krucjata nie przeciwko
uzbrojonym oddziałom, ale przeciwko całej społeczności, to niestety nie
dekoracja, ale prawdziwe tło krwawych godów Putina z Rosją. Wniosek: cudza krew
przelana bez większego ryzyka tego człowieka nie zatrzyma.
No i zimna krew. Ten polityk o twarzy pokerzysty wytrzymał bez mrugnięcia
skoncentrowany atak, a nawet pogróżki, wszystkich możliwych międzynarodowych
instytucji powołanych do obrony praw człowieka, od Rady Europy aż po Organizację
Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy
(kasa!), wyraźnie zlekceważył niesłychanie nieraz gwałtowną ofensywę
najpoważniejszych gazet zachodnich. Robił swoje, aż w końcu przekonał (sam albo
przy pomocy pośredników, ostatnio były premier Kirijenko wobec inwestorów
amerykańskich w Waszyngtonie) polityków i finansistów zachodnich, że nie
powinni, w ich własnym, dosłownie i w przenośni, interesie, rozglądać się, a tym
mniej wspomagać, innego kandydata do sukcesji po Jelcynie. Nie powinniście,
tłumaczył Putin, być bardziej jelcynowscy niż sam Jelcyn.
...ale można się z nim dogadać
I znowu się udało. Wszyscy (albo prawie) na Zachodzie doszli do przekonania,
że tak jak to sformułował niedawno prezydent Clinton, z Putinem można "robić
interesy", czyli można się dogadać. Powoli odpadały kolejne zastrzeżenia.
Najpierw Rosjanie. Czy Zachód ma być bardziej rosyjski niż sami Rosjanie?
Przecież to nie były wybory, lecz plebiscyt. Rosjanie dali Putinowi czek in
blanco, założyli wobec niego domniemanie niewinności, oddali swój los w jego
ręce. Rosjanie potraktowali poważnie jego obietnice zaprowadzenia porządku,
reformy systemu, w którym na razie 10 proc. ludności kumuluje jedną trzecią
bogactwa, a jedna trzecia ludności żyje za 35 dolarów miesięcznie, pod progiem
absolutnego ubóstwa. Naród rosyjski, poddany przez wieki tyranii caratu i
komunizmu, a potem przez dziesięć lat systemowi fałszywych reform i prawdziwych
nadużyć, wyraźnie czeka na swojego mesjasza, na przewodnika i wodza (wszystko
jedno: car, gensek czy prezydent), przywracającego mieczem sprawiedliwości nieco
porządku i godności. Rosja, wiadomo, zna już wybory powszechne, ale ciągle nie
ma tradycji i zwyczajów demokratycznych. Putin obiecał "dyktaturę prawa". Razem
albo, to się okaże, oddzielnie.
Potem Czeczenia? To prawda, żal serce ściska,
dzieją się tam okropne rzeczy, zbrodnie, gwałty, exodus ludności, wystarczy
włączyć telewizję. Ale przecież trzeba nas zrozumieć. Czeczenia to nie Kosowo ani Timor Wschodni. To nie jest
część naszego świata. Czeczeni zresztą sami są
sobie winni. Mieli trzy międzywojenne lata na zorganizowanie choćby namiastki
jakiegoś tworu państwowego, na zaprowadzenie choćby cienia porządku i
dyscypliny. A tymczasem - i nikt rozsądny w świecie tego nie neguje - zamienili
Czeczenię w bazę wypadową terroryzmu,
gangsterstwa, porywania ludzi i wojującego islamizmu. Putinowskie hasło obrony
Europy przed terroryzmem islamistycznym, jego teza o powiązaniach Basajewa czy
Radujewa z bin Ladenem, wrogiem numer jeden Stanów Zjednoczonych, była przez
Zachód traktowana z pozoru poważnie. Każdy wiedział, że Putinowi nie o to
chodziło, ale w końcu "nasza chata z kraja". Krótko mówiąc, dyplomacja zachodnia
nie może być zakładnikiem sprawy czeczeńskiej, funkcją wewnętrznych (to święta
rzecz!) spraw Rosji. Zachód się regularnie oburzał, że Rosja stosuje w Czeczenii środki przesadnie "dysproporcjonalne", ale o
żadnej jego interwencji nie mogło być mowy. Zarówno z braku środków (może z
wyjątkiem wstrzymania kredytów), jak i z braku politycznej woli działania.
No to co, że z KGB
Potem jeszcze KGB. Rzeczywiście, nieprzyjemnie pomyśleć, że na czele
ogromnego państwa rosyjskiego stanie były kagebista i szpieg. No ale nie my
wybieramy prezydenta Rosji. Rosjanie chcą mieć kogoś o twardej ręce. KGB to pod
tym względem dobra szkoła. Po pierwsze, to nie premiera. Mistrz Putina Jurij
Andropow (Putin kazał przywrócić jego popiersie na Łubiance), także szef KGB, i
także, rzekomo, bo nie zdążył udowodnić, reformator, już raz - jako generalny
sekretarz partii komunistycznej - zasiadł na tronie Wszechrosji. Po drugie, to
wersja naiwnych (szkoda, że nie poznali na własnej skórze różnicy między KGB a
CIA), w Stanach Zjednoczonych, powiadają, prezydentem został Bush, również były
szef tajnych służb. Po trzecie, to z kolei wersja niektórych fachowców, KGB to
dziś elita narodu. Może to nawet i dobrze - KGB, składające się już dziś z ludzi
młodych, wykształconych i wysportowanych - jak Putin (on zna biegle niemiecki,
zachwycają się), zna prawdę o sytuacji, m.in. wie, jaki jest prawdziwy stosunek
sił na świecie, zna słabość Rosji, stanowi dziś siłę stabilizującą, przeciwną
wszelkiemu awanturnictwu. To w łonie KGB rodziły się idee reformatorskie,
wychodzące ze znajomości sowieckich realiów. Według niektórych specjalistów
zachodnich gorbaczowowska pierestrojka była nie tylko inspirowana przez KGB, ale
była nawet właściwie koordynowana przez "organa". A poza tym, czyż zupełnie
niedawno Jewgienij Primakow, stary agent i były szef spadkobierców KGB, nie był
faworytem Zachodu w wyścigu do schedy po Jelcynie...
No i zapominając, że sam Putin jest produktem "familii" Jelcyna i finansów
Bierezowskiego ("tyle pieniędzy się znajdzie, ile będzie trzeba" - powiedział
jeden z przemysłowców finansujących kampanię Putina), dodają z ulgą, a nawet
lekkim podziwem, że żaden z ludzi prezydenta nie ma powiązań ze światem mafijnym
czy podejrzanym światem oligarchów. Tak jakby można było KGB-owską przeszłość
już uznać za relikt.
I wreszcie interes. Putin korzysta z wyjątkowo korzystnego gospodarczego
"bilansu otwarcia". Żaden z jego poprzedników nie miał takiej szansy. Tak jakby
rynek chciał także głosować na Putina. Giełda poszła i idzie w górę, i to w
skali nieznanej od kryzysu w 1998 roku. Rezerwy dewizowe są nawet wyższe niż
przed kryzysem - 15 mld dolarów, z czego 700 mln wstrzyknięte w ciągu jednego
tygodnia. Bilans handlowy jest (ropa naftowa!) na plusie: 4 mld dolarów.
Niektórzy twierdzą nawet, że zmniejszyła się ucieczka kapitałów. Produkcja
przemysłowa rośnie: 13 proc. lepiej niż rok temu. Putin obiecuje reformę
podatkową, klucz do gospodarczego porządku w ogóle, zapowiada uporządkowanie
reguł gry na rynku inwestycji, chce ukrócić przekupstwo, wszystko to, o co od
dawna upominają się instytucje finansowe świata i na co czekają z walizkami
pełnymi dolarów największe korporacje przemysłowe.
Kto tu kogo upokarza
Taki byłby, widziany z Zachodu, punkt startu Putina. Zachód już wie, że Putin
będzie przez co najmniej cztery lata kierować Rosją. Zachód tylko nie wie
jeszcze w jakim kierunku. Dlatego tak mu się spieszyło. Wahania nie trwały
długo. Bardzo szybko klamka zapadła: Rosjanie wybierać będą między KGB a partią
komunistyczną; tylko Putin może wygrać z Ziuganowem. Od tej chwili praktycznie
biorąc Zachód przestał w stosunkach z Rosją uwzględniać wydarzenia na Kaukazie,
za które Putin bierze całkowitą odpowiedzialność i jest nawet z tego dumny.
To wtedy zaczęła się seria pielgrzymek do Moskwy, w toku której kilka podróży
było absolutnie zbędnych i błędnych (np. zupełnie żenująca wycieczka lorda
Robertsona, sekretarza generalnego NATO). Padło także wiele nieprzemyślanych i
niepotrzebnych komplementów pod adresem Putina, i to ze strony poważnych
polityków, którzy go w ogóle nie znali, których nic ani nikt do tego nie zmuszał
i którzy, to jest to najgorsze, zupełnie nie liczyli się z echem i skutkami ich
krasomówstwa na rynku opinii publicznej w Rosji.
Zachód natychmiast dołączył rzeczy konkretne. Bank Światowy uruchomił
pierwsze sto milionów dolarów z 800--milionowego kredytu na unowocześnienie
przemysłu węglowego. Putin rozumie tę symbolikę. Wysłał patetyczną depeszę
gratulacyjną do Horsta Koehlera, nowego przewodniczącego Międzynarodowego
Funduszu Walutowego. "Pańska nominacja - pisze rosyjski prezydent - to znak
uznania dla pańskiego imponującego autorytetu w dziedzinie bankowości i finansów
międzynarodowych...". I podkreślił, iż nie ma żadnych wątpliwości, że w swej
działalności nowy prezydent MFW "przyczyni się do rozwoju współpracy między MFW
i Rosją". Można go zrozumieć: z 4,5 mld kredytu, przyznanego Rosji ponad rok
temu, tylko marnych 640 mln zostało już przekazanych. Putin dostał już głosy
MFW, teraz czeka na czek.
Oczarowany Zachód dowiedział się także, że premierem u Putina zostanie obecny
wicepremier Michaił Kasjanow. Stary znajomy, jak się tu podkreśla, niewmieszany
w żadne machlojki. To on powrócił niedawno triumfalnie do Moskwy z Frankfurtu,
gdzie udało mu się, przy bardzo przyjaznej współpracy zachodnich rządów,
zrestrukturyzować, czyli faktycznie umorzyć sporą część (jakieś głupie 10 mld
dolarów) zagranicznego długu rosyjskiego.
"Nie należy upokarzać Rosjan" - powiedział prezydent Chirac. Niektórych
Rosjan, np. Siergieja Kowaliowa, Anatola Pristawkina czy Eleny Bonner, upokorzyć
i tak nie można. A w ogóle upokarzać nie należy nikogo. Nikt nie chce zresztą
upokarzać Rosjan. To oni sami się upokarzają, wybierając od pierwszego podejścia
i oddając ogromną władzę, taką, jakiej nie ma żaden prezydent w demokratycznym
państwie, w ręce faceta, który nie piastował żadnej obieralnej funkcji, który
wyszedł z podwójnego gniazda KGB i "rodziny" Jelcyna i którego nie znali jeszcze
kilka miesięcy temu. Upokarza się także sam Zachód, zamykając oczy na tragedię
Czeczenii.
Triumfalny wybór Putina nie stanowi a priori triumfu demokracji i
liberalizmu. Rosyjskie telewizyjne "Kukły" poszły w swoim pesymizmie znacznie
dalej. Pokazały Putina w szpitalu, gdzie chorzy wołają o porządek i lekarza -
wbiega Putin w białym kitlu, z siekierą w jednej ręce i z miotaczem ognia w
drugiej. Przesada, prawo satyry. Niech więc żywi nie tracą nadziei. Nie ma
zresztą innego wyboru. Putin, jak Rosja, to ciągle enigma, opakowana,
parafrazując Churchilla, w gęstą tajemnicę.
Putin może się okazać oportunistą skorym do stosowania "dyktatury prawa"
albo, jeżeli się to nie uda, dyktatury bez prawa, a może się też okazać (młodym,
zdrowym i trzeźwym, to od dawna rzadkość w Rosji) mężem opatrznościowym, zdolnym
do oderwania się od swych korzeni i swoich sponsorów, reformującym i ratującym
zdemolowaną Rosję. Może dorosnąć do ogromu władzy, jaką skupia, a może go władza
przerosnąć. Ma mandat i wolne ręce, zobaczymy, czy ma odwagę, wyobraźnię i
inteligencję, czy jest pragmatykiem mającym ideę, ale wolnym od ideologii, czy
też po prostu cynikiem. I czy ma historyczny wymiar na miarę stawki, w obliczu
jakiej los go postawił.
I Zachód, i Rosja nie mogą oceniać Putina na podstawie jego programu. On go
przecież nie ujawnił. Oceniać go więc będą na podstawie faktów.
Nie ma co kręcić, innego Putina nie ma. Zakrawająca na cynizm strategia
Zachodu wobec Rosji nie jest ani cynizmem, ani strategią. Jest, może nieudolnym
albo zbyt ustępliwym, ale zrozumieniem konieczności. Zachód nie ma dla Putina i
dla tego, co on może z Rosją zrobić, żadnej alternatywy. To z nim i z jego Rosją
trzeba będzie negocjować strategiczne partnerstwo, redukować ilość głowic
atomowych. Szukać zgody na instalowanie amerykańskiego systemu obrony
rakietowej, wciągać Rosję w międzynarodowy koncert, tak aby jej potencjał na
przykład na Bałkanach służył nie destrukcji, ale konstrukcji nowego porządku
światowego.
Putin, powiadają złośliwcy, wziął za model Koreę. Zwolennicy tego, co
Francuzi nazywają "prejuge favorable" (coś w rodzaju kredytu zaufania),
zakładają, że południową. Oby się nie mylili.

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
42 30 Marzec 2000 Dialog na warunkach
30 4 Marzec 2000 Wyzwolimy ich na śmierć
59 1 Czerwiec 2000 Ataki czy prowokacje
34 18 Marzec 2000 Nie dali nam chleba
38 24 Marzec 2000 Starczy na długo
31 6 Marzec 2000 Nie gol się, kup kalesony
Czy widzisz tego Buddę Dzogczen Panlop Rinpocze
33 14 Marzec 2000 Czeczenia jeszcze nie zginęła
37 24 Marzec 2000 Prezydent Putin
39 25 Marzec 2000 Mówić głośno
41 28 Marzec 2000 Popatrzeć na twarze
29 4 Marzec 2000 208 Dni kaukaskiej niewoli
43 (30)
40 27 Marzec 2000 Druga tura niepotrzebna
32 6 Marzec 2000 Z piwnic i jam do domu

więcej podobnych podstron