A Brodziak Jestes Niesmiertelny


J E S T E Ś N I E Ś M I E R T E L N Y


Jeśli nie wierzysz to posłuchaj konkluzji fizyków, biologów i lekarzy
o wnioskach płynących z Zasady Antropicznej.
Prof. dr hab. n.med. Andrzej Brodziak
Teskt sformułowano w stylistycznej formie wykładu, a ściślej scenariusza audycji
nagranej na taśmę magnetofonową. Uczyniłem tak, aby móc przekazywać bardzo
dotykające uwagi, formułowane czasami w formie gramatycznej drugiej osobie.
Przygotowawcze prace edytorskie prowadziła V Katedra i Klinika Chorób
Wewnętrznych śląskiej Akademii Medycznej, Bytom, ul. Żeromskiego 7.
SPIS TREŚCI
* Wstęp 3
1.Pierwszy człon wnioskowania, czyli o tym:CZYM JEST ORGANIZM ŻYWY
2.Drugi człon wnioskowania, czyli o PSYCHICE I FENOMENIE ŚWIADOMOŚCI
3.Trzeci człon wnioskowania, czyli o POZORNEJ ŚMIERCI
4.Czwarty człon wnioskowania, czyli o CZASOPRZESTRZENI I JEJ OBIEKTACH oraz
EWOLUCJI WSZECHŚWIATA, a także o SKOŃCZONOŚCI NASZEGO CZASU
5.Piąty człon wnioskowania, czyli o DUCHU CZŁOWIEKA I NADRZĘDNYM TWORZE MYŚLĄCYM

O tym czy pojęcie układu pamiętającego ma związek z pojęciem czasoprzestrzeni i
nieśmiertelności
O sensowności sformułowania konceptu ducha pewnego obiektu
Formy obecności teoretycznych zasobów wiedzy na powierzchni kuli
czasoprzestrzeni, czyli w czole ekspancji Wszechświata
Odległy cel przyrostu poznania i akumulacji wiedzy
O względnym istnieniu przyszłości
Konkluzje o naszej n i e ś m i e r t e l n o ś c i i naturalnych źródłach etyki
** Piśmiennictwo
*** Dodatek 1. Frgamenty opowiadania s.f. C.C.Mac App'a pt. "Zapomnij o ziemi".
**** Dodatek 2. Dialogi o pozornej śmierci, sensie indywidualnego życia i
indywidualnej świadomości, czyli o fuzji dwóch źródeł przekonał.


JESTEŚ NIEŚMIERTELNY
Wykład ten nie jest prezentacją poglądów religijnych, ani tych
rozpowszechnionych, ani jakichś nowych, nie będzie to nawet prezentacja
koncepcji filozoficznej. Wniosek, iż jesteś nieśmiertelny jest konkluzją kilku
odkryć naukowych dokonanych na przestrzeni ostatnich 50-ciu lat. Na pewno
przychodzi Ci już na myśl pytanie: no dobrze, ale dlaczego do tej pory nie
słyszałem, że jestem nieśmiertelnym?. Z dwóch powodów: Po pierwsze, jest znane,
że dysputy naukowców docierają do świadomości szerokiej publiczności zwykle
dopiero po jakiś 80-ciu latach, dopiero wtedy, jeśli ktoś się zaweżmie i
postanowi powiedzieć o tym prostymi słowami. Właśnie się zawziąłem. Postanowiłem
podjąć ryzyko i powiedzieć Wam o tej niedawnej konkluzji, płynącej z kilku
dyscyplin naukowych. Dlaczego podejmuję ryzyko? Otóż dlatego, że część moich
kolegów profesorów, mojego środowiska oburzy się bardzo. Powiedzą, że złamałem
zasady naukowca, który powinien ograniczać się tylko do mówienia o takich
hipotezach, które leżą w obrębie jego dziedziny i które można udowodnić poprzez
jakiś konkretny eksperyment.
Tak, to prawda; to co powiem jest konkluzją płynącą nie tylko z biologii i
medycyny, ale także z fizyki czasoprzestrzeni, najnowszych teorii
kosmologicznych i lingwistyki formalnej, czyli nauki mówiącej o źródłach i
zasadach przekształcania kodu genetycznego. Ja jestem natomiast tylko lekarzem,
tak więc trzy pozostałe, wymienione tu dziedziny znam tylko pobieżnie.
To, że jestem lekarzem sprawiło jednak, że się zawziąłem. Z tego powodu
właśnie postanowiłem się narazić i spróbować powiedzieć Wam o tym, o czym mówi
się na przyjęciach w wąskich gronach ludzi czołowych uniwersytetów, takich jak:
Cambridge, Stanford, Harvard, Oxford, Sorbona, tych, gdzie zawsze można było
wysunąć dowolną karkołomną hipotezę, bez względu na to, czy będzie się ona
podobała otoczeniu czy nie.
Dlaczego to, że jestem lekarzem zmusza mnie do mówienia? Otóż nauka jest
neutralna wobec emocji szerokiej publiczności. Bywają okresy kiedy mówi ona
ludziom rzeczy niepopularne, bulwersujące, niepokojące. Przypomnij sobie co
sądzisz o teorii Darwina albo jaki jest obiegowy pogląd o dziełach Freuda.
Tym razem jednak, konkluzja płynąca z fizyki czasoprzestrzeni, teorii
kosmologicznych, biologii molekularnej i prostych klinicznych obserwacji
lekarskich jest wysoce optymistyczna.
Jeśli więc będziesz miał cierpliwość i wytrwasz w czytaniu do końca, to
uzyskasz niezwykły podarek. Twoje średnie, przeciętne samopoczucie będzie
poprawione, będzie lepsze na trwałe! Dlaczego tak się stanie? Zauważ! Zapytaj
siebie! Kiedy człowiek czuje się dobrze, bądź jest wręcz szczęśliwy? Oczywiście
wtedy, kiedy dobrze o sobie myśli, czyli jego prawdziwa, głęboka samoocena jest
pozytywna i dalej kiedy jest przekonany, że to co robi ma głęboki sens. Zauważ
jednak, że nie jest możliwe, aby być przekonanym tak naprawdę, że istnienie
nasze i to co robimy ma głęboki sens, jeśli jednocześnie sądzimy, że otaczający
nas świat: "jest bez sensu", "powstał przez przypadek", "dąży ku zagładzie", "do
niczego nie służy ", a panujące w nim reguły działania to: "oko za oko", "cel
uświęca środki", "najważniejsze to pieniądz", "czas to pieniądz", "szczęście to
suma przyjemności" itp.
Jeśli udałoby mi się przekonać Cię, że jesteś nieśmiertelny, to uzbroiłbym
Cię w spokój ducha i pancerz chroniący przed wieloma niepokojącymi zapytaniami o
tzw."sens życia".
Tym razem więc próba przekazania tego co mówi się na uniwersytetach mogłaby
mieć natychmiastowy efekt psychoterapeutyczny, profilaktyczny, podnoszący trwale
nastrój. Taki cel jest więc typowym celem lekarskim. Ponieważ jestem lekarzem,
postanowiłem więc spróbować, gdyż jest to chyba mój obowiązek, skoro znam pewną
tajemnicę, tajemnicę w cudzysłowie, która do klientów lekarzy, pacjentów nie
dotarła, jak to wiem z codziennej praktyki lekarskiej.
Abyś ów prezent, w postaci przekonania o swojej nieśmiertelności, odebrał,
musisz dokonać jednak znacznego wysiłku umysłowego. Musisz uważnie słuchać
dalszej części wykładu tak, aby zauważyć logiczne, konsekwentne przejście od
faktów eksperymentalnych z zakresu fizyki i biologii (na ogół zresztą
uhonorowanych nagrodami Nobla) do wniosku, iż jesteś nieśmiertelny. Jeśli uznasz
każdy krok wnioskowania za wiarygodny, wtedy uznasz cały łańcuch wnioskowania za
słuszny. Zostaniesz wtedy przekonany. Tylko uznanie argumentacji, prowadzącej od
naocznych obserwacji do końcowej konkluzji, prowadzi do zmiany zapatrywań.
Narzucanie końcowej konkluzji, nawet jeśli ma ona tę samą wymowę dotyczącą
śmierci i nieśmiertolności jak sam dobrze wiesz ze szczerych rozmów z rodzicami,
przyjaciółmi, kolegami lub znajomymi, nie daje wewnętrzego przekonania o
prawdziwości takiego wniosku.
Obserwując ponure twarze, pijących na umór ludzi, lekomanów, narkomanów
wiem dobrze, że na pewno sądzą oni, że ich życie nic nie znaczy. Odwrotnie,
czynami swoimi zaświadczają, że wszystko co ich otacza jest im obce, ulotne, bez
sensu.
No, dobra ! Weżmiemy się teraz do pracy. Jeśli nie jesteś w dobrym stanie
ducha, nie masz dzisiaj jasności umysłu odłóż czytanie do jutra, będzie to
bowiem ciężka praca, mimo iż nie będę wymagał, abyś zaglądał do Encyklopedii.
* * *
Na wstępie zastanówmy się dlaczego większość ludzi sądzi obecnie, iż muszą
umrzeć i na pewno znikną z tego świata całkowicie.
Chcę mówić tu o nowych koncepcjach i nie poświęcę temu zagadnieniu wiele
czasu. Podam tylko, że moim zdaniem takie pesymistyczne, lecz bardzo
rozpowszechnione przekonania biorą się właśnie stąd, iż obietnice doktryn
religijnych, jako iż podawane są bez dowodów, jedynie jako objawienia, są po
prostu pomijane jako wizje niczym nie uzasadnione, oparte jedynie w fenomen
wiary. Skłonność do fenomenu wiary jest dana jednak tylko niektórym ludziom.
Inni są sceptyczni, gdyż taka jest ich natura. Oni, ze względu na konstytucję
ich mózgów, chcą argumentów wywiedzionych z obserwacji, które sami mogą
sprawdzić.
No tak, ale do połowy XX wieku, nauka i środki popularyzacji nauki,
twierdziły, że zachodzi nieskończony, bezwzględny upływ czasu, tak jak to
sformułował kiedyś Newton. Wszechświat jest nieskończenie wielki i ma charakter
statyczny, a organizmy zwierząt i ludzi powstały drogą ewolucji, której głównym
mechanizmem jest walka o byt, selekcja naturalna i optymalne przystosowywanie
się organizmów do środowiska.
Jak Państwo zrozumiecie później, z założeń takich musi płynąć wniosek, iż
każdy z nas znika z tego świata całkowicie i raz na zawsze. Nawet jeśli ktoś z
Was nie dyskutował na takie tematy, lecz jedynie uczył się o teorii Darwina i
definicję Euklidesa prostej biegnącej ku nieskończoności, podawaną na lekcjach
geometrii w klasie V, utożsamiał z bezwzględnym upływem czasu, to podświadome
mechanizmy wnioskowania, pracujące na ogół w nocy, gdy człowiek śpi, dawały
każdemu rzeczywiście pesymistyczną konkluzję, że każdy musi umrzeć.
Wywód dotyczący problemu śmierci przeprowadzę tutaj na podstawie ustaleń
nauki, dokonanych o fizyce czasoprzestrzeni już w latach 1905-1916 oraz teorii
kosmologicznych, sformułowanych w latach 1960-1989. Niezmiernie ważne jest także
odkrycie kodu genetycznego, dokonane przez F.H. Cricka i J.D. Watsona w roku
1954 oraz dalszy rozwój biologii molekularnej. Aby wywód był przekonywujacy
potrzebne jest także sięganie do pojęć z zakresu neurofizjologii i nauk o
komputerach.
Sądzę, że wnioskowanie uwzględniające te odkrycia trzeba podzielić na pięć
etapów: Najpierw musimy porozmawiać o tym (a) czym jest organizm żywy, potem o
tym czym jest (b) psychika i świadomość człowieka, a następnie o (g) pozornej
śmierci jako o jedynym sposobie na rozwój tworów złożonych. W kroku czwartym
musimy wrócić do (d) kosmologicznych modeli, ekspandującej czterowymiarowej kuli
czasoprzestrzeni, sformułowanych w ostatnich latach dzięki wysiłkom fizyków.
Piąty etap będzie pozornie biorąc "ulotny", ale wedlug mnie równie racjonalny,
mimo iż będzie tam o (e) duchu człowieka.
x x x Sądzę, że z wykładem powinienieś zapoznać się przez 5 kolejnych dni lub
lepiej przez 5 kolejych seansów rozsuniętych w czasie o 2-3-7 dni.


1. Pierwszy człon wnioskowania, czyli o tym : "CZYM JEST ORGANIZM ŻYWY"
Przed pół wiekiem przyrodnicy, a więc również biolodzy i lekarze sądzili,
że najważniejszą cechą organizmów żywych to metabolizm i zdolność do
utrzymywania we wnętrzu ich komórek, tkanek i układów komunikacji pewnego
stabilnego stanu zwanego "homeostazą". Pojęcie to sformułował Cannon. Było ono
nową zdobyczą myślową pierwszej połowy XX wieku. Mówiono więc, że:
"Żywym jest to co (1) posiada metabolizm, czyli wymienia substancje oraz energię
z otoczeniem, w celu utrzymania homeostazy i (2) jest przy tym samosterowalne,
to znaczy samoistnie odbiera i przetwarza informacje niezbędne dla sterowania
metabolizmem oraz (3) reprodukuje się samo."
Takie definicje nie obejmowały jednak tworów takich jak wirusy, które
jakkolwiek poznane później, były jednak uznane intuicyjnie przez biologów jako
twory żywe.
Myślę, że właśnie poznanie budowy i działania wirusów było "kijem w
mrowisko" problemów życia i śmierci. Dlaczego? Otóż wirus nie ma własnego
metabolizmu i nie utrzymuje we-wnątrz swojego organizmu homoestazy. Wirus to
właściwie tylko przepis, taki zbiór zamrożonych instrukcji i rozkazów, który
nakaże maszynerii komórki innego organizmu, aby go odtwarzała, czyli
reprodukowała.
Skoro jednak wirus potrafi sprawić, aby się powielić i istnieć dalej, więc
trwa on w czasie, niejako żyje. Życie wymaga więc przede wszystkim zapamiętania
zbioru instrukcji, pewnego przepisu.
Zapamiętanie pewnego przepisu było niezbędne również dla powstania
jakichkolwiek innych form życia na Ziemi.
Proszę bowiem sobie uświadomić, że póki nie zaczęły działać pierwsze
elektrownie atomowe, to całość energii dostępnej dla organizmów żywych,
pochodziła z wytworów procesu opartego o jedną jedyną, lecz bardzo złożoną
reakcję, a mianowicie reakcję fotosyntezy, która umożliwia wiązanie w komórkach
roślin dwutlenku węgla, tak aby w rezultacie powstawały cukry, no i póżniej inne
substancje takie jak aminokwasy, tłuszcze, białka niosące energię i stanowiące
budulec.
Reakcja fotosyntezy zachodzi tylko wobec obecności dużych, złożonych,
zabarwionych na zielono cząsteczek chlorofilu lub bakteriochlorofilu. Owoce i
inne części roślin są pożywieniem zwierząt, a one niestety dalej są pożywieniem
człowieka. Innego źródła energii dla organizmów, niż to, które jest wytwarzane
przy udziale chlorofilu po prostu nie ma. W takim razie cząsteczka chlorofilu
była i jest kluczowa dla powstania i utrzymywania się życia na Ziemi.
Reakcja fotosyntezy składa się jednak z kilku tysięcy składowych reakcji
elementarnych, które muszą być wykonywane we właściwej kolejnosci. Nawet
początek życia wymaga więc zapamiętania kolejności całego ciągu reakcji
elementarnych, które muszą być wykonywane we właściwej kolejności. Zapamiętanie
owej właściwej "sekwencji reakcji" jest najbardziej fundamentalnym warunkiem
istnienia życia. Jeśli jest to warunek najbardziej podstawowy, musi więc być
spełniony zawsze. Powstaje więc pytanie, czy po fizycznej i chemicznej ewolucji
materii, przy pojawieniu się trzeciego, biologicznego stopnia komplikacji
organizacji materii rzeczywiście zawsze zachodzi zapamiętywanie "właściwych
ciągów reakcji chemicznych".
Od czasu odkrycia kodu genetycznego, zapisanego cząstkami kwasu
dezoksyrybo-nukleinowego (DNA) i rybonukleinowego (RNA) jest właściwie szeroko
znane, że każda znana forma życia zawiera w sobie "przepis", zapisany w tym
kodzie, na realizację złożonych sekwencji reakcji biochemicznych.
Ów zapis w tym kodzie określa strukturę i sposób uzyskiwania energii
organizmów jednokomórkowych i wirusów, a także roślin i zwierząt. Kod ten
określa także rozwój tych form życia poprzez pewne stadia rozwojowe oraz określa
sposób ich reprodukcji. Wydaje się więc, że życie powstało wtedy, gdy doszło do
utworzenia takiego zapisu i że istnienie tego zapisu jest istotą życia.
Wydaje mi się więc (17), że współczesna, lapidarna definicja życia powinna
brzmieć następująco:
Żywym jest to, co zostało utworzone według pewnego programu (przepisu), który
wszedł w skład struktury tego układu, wyznacza tę strukturę i jej działanie oraz
określa także jej rozwój, sposób reprodukcji, a potem zostaje przekazany do
wnętrza osobników potomnych".
Należy zauważyć, że definicja ta składa się z sześciu warunków dotyczących
owego programu ("przepisu"). Stwierdzają one, że:
1. według programu "układ został utworzony"
2. program ów "wszedł w skład struktury układu"
3. program wyznacza "strukturę i działanie układu"
4. program "określa rozwój" układu
5. program "określa sposób reprodukcji" układu
6. program zostaje "przekazany osobnikom potomnym"
(wpisany do struktury osobników następnego pokolenia).
Co wynika z takiej nowej definicji fenomenu życia (17). Otóż proszę
zauważyć, że istota pewnego organizmu polega na istnieniu pewnego przepisu
określającego ten organizm i realizacji tego przepisu, natomiast składniki
budulcowe, w postaci cząsteczek wody i związków węgla oraz azotu są brane z
otoczenia, gdzie zawsze istnieją, układane dzięki owemu przepisowi we właściwym
porządku i układzie przestrzennym. To jednak, że nasze ciało ma określony
kształt i funkcje nie leży w charakterze owych cząsteczek wody czy też dwutlenku
węgla, lecz w charakterze owego złożonego przepisu, który sprawił, że cząsteczki
te były zasysane, przepompowywane i ułożyły się na kształt "pewnej pięknej
kobiety".
Z przytoczonej wyżej definicji wynikałoby, iż tak zwana śmierć układu
żywego zachodzi wtedy, gdy ustaje realizacja tej części owego "przepisu", która
dotyczy zachowania struktury i uzysku energii lub wtedy, kiedy struktura ta
daleko odbiega od pierwotnego wzorca, wyznaczonego przez wczesną postać tego
"przepisu". Starzenie się polega na kumulacji odmienności od wczesnej postaci
tego "przepisu". Wprowadzenie istotnego błędu do owego "przepisu" wywołuje
chorobę układu żywego, gdyż prowadzi to do złego wyznaczenia struktury i jej
działania. Chorobę mogą wywołać jednak także wpływy zewnętrzne np. urazy
fizyczne wywarte na strukturę, wytworzoną już wcześniej przez ów "przepis".
Pojęcie śmierci organizmu biologicznego komplikuje się jednak natychmiast,
jeśli zastanowić się, na chwilę, skąd pochodzi ów "przepis". Niemal każdy
człowiek uznaje współcześnie, iż jest on wynikiem ewolucji organizmów
biologicznych. Uznaje się wtedy, innymi słowy, że "przepis" na danego,
konkretnego osobnika pochodzi od jego rodziców, przy czym w momencie łączenia
genomów (zapisów kodowych zawartych w gametach rodziców) potomek może uzyskać
nową cechę, czyli uzupełnienie zapisów poprzednich. Już tutaj od razu podkreślę,
po raz pierwszy, że owej zmiany można dokonać tylko przez wprowadzenie poprawki
między jednym pokoleniem a drugim. Ewolucja uznaje przy tym, że ze stosunkowo
prostych zapisów genetycznych, wyznaczających takie twory jak probakterie,
bakterie, proste wielokomórkowce powstawały później "przepisy" na organizmy
coraz to bardziej złożone. Proces ewolucyjny generuje więc, z pewnego zapisu
prostego, całą sekwencję przepisów coraz bardziej złożonych.
Musimy uznać więc, iż istnieje mechanizm stałego komplikowania owego
przepisu pierwotnego. Patrz rys.1. Wczesna postać teorii ewolucji mechanizm ten
upatrywała w przypadkowych mutacjach i selekcji osobników, na skutek walki o
byt, wymuszonej przez konkurowanie o ograniczone środki do życia. Współcześnie
istotną rolę mechanizmów ewolucyjnych upatruje się w "gramatycznie
uzasadnionych" zamianach części zapisu pierwotnego, generowanych niejako z
zewnątrz. Tak czy inaczej istnieje pewien metajęzyk dokonujący "podstawień"
("przemian") w zapisie pierwotnym.
Od czasu prac dotyczących pierwszych chwil ewolucji kosmologicznej (G.
Gamow, A. Penzias, S. Weinberg, P. Davis, S. Hawhing), a później nieuchronnej
ewolucji fizycznej i fizykochemicznej materii (Ilya Prigogine, Manfred Eigen),
zrozumiano, iż owym metajęzykiem, dokonującym inicjacji a póżniej przemian
zapisu pierwotnego jest ewoluująca postać fizyczna i chemiczna Wszechświata. W
pewnym momencie jej rozwoju stan fizyko-chemiczny natury wytwarza warunki
wystarczające dla powstania życia.
Przepisu kodowego na "pojedynczy organizm" nie można więc rozpatrywać w
oderwaniu. Dość jasne jest jego pochodzenie. Systemem, który go utworzył jest
"ewoluujący pęcherz czasoprzestrzeni". Owe źródło, generujące te przepisy,
tworzy wiele wersji bardzo podobnych, a czasami identycznych (bliźniaki
jednojajowe), a później dokonuje w nich zmian.
Nasuwa się więc pytanie, czy zaprzestanie realizacji "programu na organizm"
(w wypadku śmierci osobniczej) niszczy ów przepis? Źródło generujące przecież
pozostało i działa dalej.
Istnieje tu analogia do systemu sieci komputerowej. Wysłanie programu
(przepisu) przez komputer główny do jednego z komputerów obwodowych, na ekranie
którego "widać" jego pracę, można uznać jako analogię do pewnej formy istnienia.
"Wymazanie programu" w jednym z komputerów obwodowych (analog śmierci), lub
nawet zniszczenie owego komputera obwodowego nie oznacza, iż program ten
przestał istnieć. Może on być przesłany ponownie ze źródła generującego.
Ujmując tą myśl innymi słowy, można powiedzieć, że ponieważ istotą
organizmu jest tworząca go myśl konstrukcyjna (przepis, zapis kodowy), więc
zniszczenie ciała nie unicestwia układu, gdyż jego istota i tak pozostanie.
Problem jest oczywiście bardziej złożony. Otóż ludzie w swej tęsknocie za
nieśmiertelnością, wyrażaną często poprzez praktyki religijne, mają na myśli,
jak się wydaje, nie tyle przekazanie w przód "odwzorowania siebie", "swojej
kopii", czy "zapisu kodowego", ile raczej chodzi im o trwanie swojejświadomości.
Konieczne jest więc teraz rozpatrzenie tego aspektu problemu.
U W A G A : Zapoznaj się z tym fragmentem wywodu następnego dnia.



2. Drugi człon wnioskowania czyli o PSYCHICE I FENOMENIE ŚWIADOMOŚCI.
Jak wiadomo większość zapamiętywanych wrażeń, obrazów, danych szkolnych i
uniwersyteckich, jak i wyuczonych umiejętności pochodzi od innych ludzi. W
systemie nerwowym, w trakcie życia odbijają się co prawda tysiące obrazów
natury, ale większość to dane sformowane przez poprzednie pokolenia w postaci
obrazów, wytworzonych przedmiotów, wiedzy, lub dorobku kulturalnego. Zawartość
naszej psychiki jest jak gdyby pobrana z "zasobu informacyjnego", istniejącego
niezależnie od nas. Nasza praca przyczynia się oczywiście do powiększenia tego
zbioru danych. Rośnie on stale i często jest (ostatnio) utrwalany na maszynowych
nośnikach informacji, co zwiększa możliwości całości naszej cywilizacji.
Na tej podstawie uznaje się w istocie ostatnio dość powszechnie, iż
niezależnie od psychiki pojedynczego człowieka istnieje niejako ponadludzki
proces duchowy (F.Hayek). Musi to uznać każdy człowiek, gdyż osobiste możliwości
realizacji pewnego, możliwego do wyznaczenia celu, np. takiego jak
wyprodukowanie aparatu telewizyjnego, lub jakiegoś pojazdu są skromne, natomiast
dla pewnej, większej zbiorowości są one proste. Niektóre z możliwych celów są na
granicy możności realizacji i to jedynie poprzez wysiłek całej ludzkości.
Można więc powiedzieć, iż nie cała, ale duża część psychiki pojedynczego
człowieka (zapamiętana wiedza, umiejętności) jest czymś, co jest pobrane ze
zbioru większego lub (tworu) istniejącego niezależnie i ponadosobniczo, a więc
jest czymś, co ma pewne źródło zewnętrzne. To, co z kolei jest wytworem pracy
całości życia pewnego człowieka ma także pewne odbicie zewnętrzne w postaci
napisanych przez niego książek, skomponowanych bądź nagranych melodii itp.
Co więcej, obserwacja lekarska starszych osób, umierających fizjologiczną
śmiercią wykazuje, że proces miażdżycowy, a zwłaszcza fizjologiczna inwolucja
starcza powoduje z reguły w ostatniej fazie życia takie spustoszenie w bogatym
wcześniej zbiorze pamiętanych danych, że należy uświadomić sobie, że owo odbicie
przyjętych najpierw informacji, a później odbicie zewnętrzne wytworzonych
konkluzji jest tylko czasowe. Największa wyrazistość wewnętrzna tych informacji
istnieje jedynie w pełni życia, później istnieje raczej ich odbicie zewnętrzne.
To co pozostaje z psychiki ogranicza się coraz bardziej do istoty zapisów
wyznaczonych przez przepis genetyczny.
Dotychczasowe rozważania o istocie psychiki pomijały istotę świadomości, to
znaczy owego odczucia, iż: "to ja widzę, czuję i jestem czymś odrębnym niż
reszta świata". W moich pracach opublikowanych drukiem w ogólnodostępnych
czasopismach (11-14,27) starałem się wysłowić w obrębie terminologii
neurofizjologicznej, czym jest istota "świadomości".
Mówiąc w wielkim skrócie, pojawia się ona w bardziej złożonych systemach
nerwowych, wtedy kiedy możliwe jest nie tylko: (a) percepowanie, obserwowanie
świata zewnętrznego, ale i także (b) stałe percepowanie ,lub lepiej,
"odczuwanie", informacji z wnętrza swojego ciała i dalej, kiedy jest już możliwe
(c) nie tylko widzenie, słyszenie świata zewnętrznego, ale i także wyobrażanie
sobie (niejako przy zamkniętych oczach) owego świata zewnętrznego i jednoczesne
(d) wyobrażanie sobie (co jest na ogół nieświadome) wnętrza własnego ciała.
Jeśli system nerwowy pewnego osobnika potrafi "wyobrazić sobie samego
siebie" oraz wyobrazić siebie, nie oglądany akurat świat, to potrafi on wtedy
wyobrazić sobie również "siebie w tym świecie". Wtedy właśnie odczuwane i
rozumiane jest to, "że ja jestem czymś innym niż otaczające mnie osoby lub
przedmioty".
Dla odczuwania własnej odrębności, bądż innymi słowy, indywidualności lub
tożsamości konieczne jest również zapamiętanie swojej przeszłości, czyli długiej
uporządkowanej liniowo sekwencji wrażeń lub inaczej wydarzeń życiorysowych i
potrzebna jest ku temu umiejętność ich szybkiego przeglądania. Pytając
przebudzonego pacjenta "kim Pan jest, jak się Pan nazywa?" otrzymujemy odpowiedź
nie natychmiast, lecz dopiero po pewnej chwili. Zapytani w ten sposób,
dokonujemy szybkiego, przynajmniej częściowego przeglądnięcia swojego życiorysu.
Wiadomo, już dość dużo, na temat mechanizmów neurofizjologicznych umiejętności
"ładowania do pamięci" własnego życiorysu. Opublikowałem na ten temat długi
artykuł w wielonakładowym, dostępnym w bibliotekach miesięczniku "Młody Technik"
(13). Rysunek nr 2a i 2b streszcza główne idee tego artykułu.
Proszę zauważyć jednak, że fenomen "świadomości" na starość lub w pewnych
chorobach jest umniejszany, zanika i ginie, gdyż zależy on bardzo od możności
wywołania z pamięci obrazów świata i siebie w tym świecie, a pamięć właśnie
zaczyna zawodzić i czasami jej wydolność zmniejsza się o rząd wielkości 100
razy.
Gdyby zapytać co trzeba byłoby uczynić, aby w takim momencie źycia pewnego
człowieka mógł on być w pełni świadom samego siebie, w taki sam jaskrawy sposób
jak w latach swojej młodości, to trzeba by odpowiedzieć, że trzeba byłoby mieć
wcześniejszą wersję "przepisu na organizm tego człowieka" ; która znikła już,
gdyż do genetycznego zapisu kodowego wkradło się zbyt dużo błędów. Taką
wcześniejszą wersję programu na organizm, trzeba by uruchomić tak, aby powstał
system nerwowy tego człowieka, a następnie należałoby wprowadzić do powstałego
mózgu te same informacje i uruchomić podprogram realizujący "wyobrażanie". Wtedy
taki twór powiedziałby: "aha, właśnie się obudziłem ze snu! Jestem Janem
Kowalskim".
Istnieje bowiem nie tylko problem zapominania własnych przeżyć, zwłaszcza
tych wcześniejszych, ale i problem niesprawności złożonego mechanizmu
przeglądania "ścieżki biograficznej". Niestety, na starość, możność wyobrażania
sobie przeżytych wydarzeń jest upośledzona. Co więcej, istnieje tu problem
filozoficzny, który zauważył już Gautama Budda, o czym pisze w swojej książce
znany neurolog i psychiatra Kazimierz Dąbrowski. Otóż Budda zauważył, że "nigdy
nie pozostajemy tacy sami, nawet przez minutę" i zapytał: "dla jakiego Ja
pragniemy więc wiecznego trwania?". Jest więc zrozumiałe w świetle obserwacji
lekarskich i wiedzy o neurofizjologii, że jakiś rodzaj odnotowania psychiki w
chwili śmierci nie umożliwiałby uzyskania fenomenu nieśmiertelności w takim
sensie, w jakim wyrażają to ludzie w swych pragnieniach.
Program na organizm człowieka jest programem niezwykłym. Jego część określa
strukturę mózgu i sposób na realizację świadomości, czyli "wyobrażania samego
siebie".
Tym niemniej "świadomość jest tworzona z elementów, które są
niezniszczalne, gdyż są zewnętrzne wobec organizmu danego człowieka i mogłaby
być w pewnych warunkach odtworzona. Wróćmy teraz jednak jeszcze do właściwości
"przepisu",czy też programu na organizm człowieka, gdyż niezwykłość tego
programu uświadamia czym jest w istocie tzw. "śmierć".


3. Trzeci człon wnioskowania czyli o POZORNEJ ŚMIERCI
Ten ważny fragment mojego wywodu można by nazwać wykładem o koniecznosci
okresowego pojawiania się, w trakcie rozwoju każdego złożonego tworu "fazy
istnienia" w formie zapisu kodowego czyli fazy "pozornej śmierci".
Niezwykłość programu na organizm człowieka polega również na tym, że jego
zapis jest tak "zminiaturyzowany", iż mieści się on w całości we wnętrzu każdej
komórki organizmu. Jest więc on powtórzony we wnętrzu każdego organizmu
człowieka miliardy razy. Co więcej we wczesnych stadiach rozwojowych zarodka
człowieka, kiedy dokonywany jest pierwszy podział komórki jajowej, a potem
już,jednocześnie,podziały komórek moruli, gastruli i dalszych stadiów
rozwojowych; program ten potrafi odczytać sam siebie! Po prostu; pewna część
łańcucha DNA, zawiera informacje na małe struktury wewnątrzkomórkowe, które są
niezbędne, aby pozostałą część łańcucha skopiować, czyli odczytać i zapisać
ponownie w niezmienionej postaci. Proces odczytu informacji zawartej w łańcuchu
DNA, poprzez inną część łańcucha DNA zachodzi w momencie każdego podziału
komórkowego, a więc w trakcie rozwoju, czyli dorastania miliardy razy.
Po podziale komórkowym, w komórkach potomnych, wykorzystywany jest na ogół
inny fragment całego długiego łańcucha. Stąd wynika odmienność budowy np.
komórki wątroby od komórki mózgu, czyli neuronu.
Dość podobny proces zachodzi w makroskali czasowej. Jeśli bowiem popatrzeć
na ewolucję i zbiory osobników, coraz to bardziej rozwiniętych gatunków, to
łatwo zauważyć, że każdy następny gatunek jest nieco inny, posiada pewien
"przyrost informacji", który wynika z wprowadzenia do genetycznego zapisu
kodowego "pewnej zmiany". Co jest jednak istotne? Ową zmianę można wprowadzić
tylko w zredukowanej fazie istnienia, w fazie istnienia w postaci zapisu
kodowego, tej samej zresztą fazie, która jest potrzebna, aby przekazać przepis
do wnętrza osobników potomnych, co jest najistotniejszą umiejętnością organizmów
żywych.
Wszędzie w przyrodzie widoczna jest więc naprzemienność istnienia: w
postaci zapisu kodowego (życie w fazie utajonej, jak np. genom w formie
zarodnikowej, połowa genomu w obrębie plemnika, wirus nieaktywny) oraz w fazie
żywej, kiedy to program jest interpretowany przez rodzaj "procesora", to znaczy
kiedy zachodzi wytwarzanie struktury "wielowymiarowej", która przejawia
metabolizm i regulacje utrzymujące homeostazę. W przyrodzie ożywionej p r o c e
s o r e m j e s t t e g o s a m e g o t y p u o b i e k t, a w i ę c o s o b n i
k "n-1" t e g o p o k o l e n i a . Tak więc urzeczywistnenie zapisu na organizm
żywy, zawarty w zapłodnionej komórce jajowej realizuje organizm matki. Należy tu
jednak zauważyć, że organizm matki realizuje program nowej generacji (n), bo
powstały z rekombinacji genomów matki X (n-1) i innego osobnika Y (n-1). Nowy
genom ("nowe") powstaje więc w fazie zapisów kodowych (w utajonej fazie życia),
lecz jest urzeczywistniny przez "stare". Umożliwia to "postęp". "Procesor" w
przyrodzie ożywionej, to pochodnawcześniejszej wersji "programu". Aby więc
otrzymać bardziej złożoną formę istnienia, konieczna jest owa faza istnienia
utajonego (faza pozornej śmierci), w postaci zapisu kodowego.
W tej właśnie formie możliwe jest stosowanie zasady płci, czyli włączanie
do procesów powstawania "programów nowych" mechanizmów: rekombinacji poprzednich
wersji programów, mutacji oraz podstawień dokonywanych przez tzw. odwrotną
transkryptazę, czyli właśnie przez retrowirusy. Zmiany "zapisu kodowego",
uzyskane w fazie utajonej są testowane później przez naturę przez kryteria
"sensowności" i "sofistykacji" (przyrostu informacji). Dlaczego natura stosuje
te właśnie kryteria, pozostaje tajemnicą, chyba, żeby uwzględnić hipotezę
"Zasady Antropicznej" , do której wrócę jeszcze później. Jakkolwiek "przepis na
organizm" tkwi we wnętrzu pewnego organizmu, jednak jego przekazanie do osobnika
potomnego jest składową procesu nadrzędnego, który zabezpiecza trwanie życia i
rozwój ich form. Ów proces nadrzędny sprawia, że zachodzi powtarzanie się mniej
lub bardziej złożonego cyklu życiowego. U ludzi cykl ów to istnienie początkowo
jedynie w formie osobnych gamet (stadium 1), potem w formie zygoty (stadium 2),
a później w formie zarodka płodu (stadium 3) i postaci dorosłej (stadium 4). Nie
wszystkie formy (stadia) owego cyklu życiowego zawierają pełną informację o
strukturze i funkcji osobnika. Np. plemniki ludzkie od strony informacyjnej,
dzielą się na "haploidalne typy X" i "haploidalne typy Y". Typ Y nie zawiera
pełnej informacji o organiżmie człowieka. Jest nawet problematyczne czy genom
mężczyzny który, jak wiadomo nie jest w pełni diploidalny, gdyż w obrębie pary
XY brakuje tutaj pewnego odcinka homologicznego) zawiera, czy nie zawiera pełną
informację o organiżmie człowieka.
Przepis czy też program realizujący organizm człowieka ma więc daleko
bardziej złożony charakter niż program komputerowy. Komputery jako, że nie
zbierają informacji o swoim wnętrzu, przynajmniej na razie, nie mogą wytworzyć
świadomości. Programy realizowane przez komputer nie zawierają części
określającej budowę komptera, toteż komputery nie mogą się reprodukować. To
ostatnie, w zasadzie, wykonalne jest w fabryce robotów, gdzie produkcja byłaby
realizowana przez roboty. W sytuacji tej trzeba by jednak powiedzieć jasno kto
miałby wprowadzać udoskonalenia produkowanych robotów. Jednak nawet pewien
"robot nadrzędny" wprowadzałby zmiany nie do starych egzemplarzy, lecz do
projektu, a więc do przepisu na nowe prototypy robotów.Zachodziłaby więc ta sama
prawidłowość, polegająca na naprzemienności projektu na obiekt i obiekt
zrealizowany. Istnienie jedynie w fazie projektu, a więc w fazie "pozornej
śmierci", zwanej przez ludzi po prostu "śmiercią" było konieczne, abyśmy
powstali w takiej formie w jakiej jesteśmy i abyśmy się przemienili w nową
formę, podążającą ku punktowi Omega, o którym będę mówił za chwilę.
Analogiczny proces dotyczy sfery psychicznej. Pewna osoba, kształcąca się w
określonej epoce, wyrabia sobie pewien pogląd oparty o dostępne wtedy argumenty.
Po pewnym czasie argumenty te i ów pogląd stają się przestarzałe, ale osoba ta,
pracując całe życie nad sformułowaniem tego poglądu nie jest w stanie go
zmienić. Ewolucja poznania, wiedzy i technologii wymaga jasnego sformułowania
pewnych poglądów, a później ich przemiany. Jest to proces analogiczny do procesu
wnioskowania (wywodu, gdzie poszczególne ogniwa występują jedno po drugim i
gdzie "ogniwo póżniejsze" nie może wyprzedzić ogniwa bardziej pierwotnego).
Są do pomyślenia dwa futurystyczne sposoby przeciwdziałania owej
naprzemienności fazy żywej i fazy martwej. Autorzy "science fiction" piszą
często o przyszłej możliwości rejestracji całości psychiki człowieka i
przenoszenia jej na odtwarzale (hardwardowe) nośniki softwaru ludzkiego.
Myśleć można by także o modyfikacji o charakterze inżynierii genetycznej.
Psychika bowiem to tylko dane zapamiętywane w ciągu jednego życia. Zapis kodowy
psychiki byłby więc na pewno prostszy (krótszy) od zapisu kodowego struktury
organizmu. Można by więc pomyśleć o sposobach na dodanie do "przepisu na
organizm" zapisu kodowego psychiki, tak, aby była ona odtwarzana wiernie u
osobnika potomnego.
Gdyby było to wykonalne, powstały by jednak pytania: (1) czy ma to sens?
oraz (2) czy nie zachodzi podejrzenie, iż natura zapewnia nieśmiertelność na
odmiennej zasadzie?
Otóż owa konieczność wprowadzania zmian przy każdym przejściu z fazy
martwej do fazy żywej jest niezbędna dla trwania ewolucji. A ewolucja z kolei
kryje, jak się wydaje, rozwązania o zupełnie innym charakterze. Nie rozważano
ich do tej pory dokładniej. Wyłaniają się one jednak wobec koniecznych prób
pogodzenia nieco wcześniejszego konceptu czasoprzestrzeni oraz teorii
kosmologicznych, przjmujących, iż Wszechświat powstał przed 15 miliardami lat w
chwili tzw. "Wielkiego Wybuchu", poszerza się i jednocześnie ewoluuje.

4. Czwarty człon wnioskowania czyli o CZASOPRZESTRZENI I JEJ OBIEKTACH oraz
EWOLUCJI WSZECHŚWIATA, a także o SKOŃCZONOŚCI NASZEGO CZASU
Zgodnie z współczesnymi poglądami przestrzeń jest czterowymiarowa.
Proponuje się, aby trójwymiarową, znaną nam przestrzeń wyobrażać sobie jako
powierzchnię kuli (balonu, pęcherza), której średnica jest owym czwartym
wymiarem, reprezentującym czas.
Dla fizyków czas jest takim samym wymiarem jak odległość. R.F.Feyman,
specjalista z zakresu szczególnej i ogólnej teorii względności, laureat nagrody
Nobla, w swoim znanym podręczniku akademickim: "Wykłady z fizyki" pisze :
"przytoczone równania pouczają nas, że czas i przestrzeń są równoważne i czas
staje się przestrzenią, muszą być zatem mierzone w tych samych jednostkach. Jaką
odległością jest zatem sekunda. Łatwo to obliczyć. Jest to 3*108m, czyli
odległość jaką światło przebiega w ciągu sekundy". [Na marginesie, gwoli
aktualności wywodu, należy tu wspomnieć, iż teoria tzw. strun lub membran
proponuje nowe, bardziej efektywne widzenie Wszechświata jako tworu
jedenastowymiarowego, vide artykuł M.Duff, Ch. Sulton (10). Należy również
wspomnieć, że zdaniem niektórych matematyków-topologów czasoprzestrzeń może być
bardziej skomplikowanym tworem geometrycznym aniżeli czterowymiarowa kula.
Podejrzewają oni, iż jest to tzw. "rozmaitość n-wymiarowa (18).]
Twórcy pojęcia czasoprzetrzeni rozumieli jednak, początkowo Wszechświat
jako nieskończony i wględnie stały. Od około pięćdziesięciu lat gromadzone są
jednak liczne argumenty teoretyczne i doświadczalne (E.P. Hubble, A.Penzias)
przemawiające za teorią tzw. Wielkiego Wybuchu. W jej świetle owa
czterowymiarowa kula stale powiększa się. Jej promień, tzn.czas, zapoczątkowany
w środku owej kuli, narasta, biegnąc od momentu jego początku "na zewnątrz". W
chwilę po wybuchu czasoprzestrzeń (owa kula, balon, pęcherz) była mała, mocno
zakrzywiona (jak krzywizna powierzchni małego balonu).
Będąc na powierzchni owego, poszerzającego się, balonu "obserwujemy"
czasoprzestrzeń, która coraz bardziej "wyprostowuje się". Ze względu na stałą,
skończoną szybkość światła nie może dotrzeć do nas to, co się dzieje
współcześnie w odległych punktach czasoprzestrzeni. To co widzimy na niebie leży
bądź blisko (stosunkowo blisko nas), bądź jest śladem po bardzo dawnych
wydarzeniach.
Zgodnie z współczesnymi zapatrywaniami odległe losy naszego Wszechświata
zależą od trudnej do oszacowania ilości zawartej w nim materii. Jeśli jej
gęstość nie przekroczy pewnej wielkości krytycznej, to w pewnej odległej
przyszłości Wszechświat zacznie dokonywać kolapsu. Czas będzie się wtedy cofał.
Jeśli średnia gęstość jest w rzeczywistości mała, rozprężanie czasoprzestrzeni
będzie postępować do czasów osiągnięcia niezwykłego rozrzedzenia materii.
Niektórzy fizycy mówią o możliwości pojawienia się wtedy warunków do zaistnienia
nowego Wielkiego Wybuchu (3,7).
Uznając koncept czterowymiarowej kuli czasoprzestrzeni, wcześniejsze
wydarzenia i ich twory tkwią niejako we wnętrzu, w środku owej kuli. Patrz
rys.3.
Człowiek może dokonywać małych ruchów w trzech wymiarach przestrzennych (na
skalę metrów, kilometrów lub co najwyżej tysięcy kilometrów, a więc na odległość
ułamków sekundy). W skali czasu ruchów nie potrafi wykonywać w ogóle, z tym, iż
jako fragment ekspandującej,czterowymiarowej kuli czasoprzestrzeni dokonuje on
niejako ruchu "jednostajnego przyspieszonego" ze stałą określającą ekspansję
czasoprzestrzeni.
Jeśli więc nasza trójwymiarowa przestrzeń to powierzchnia czterowymiarowej
kuli czasoprzestrzeni, to oznacza to, że człowiek w ciągu swojego życia dokonuje
"podróży w czasie" na odległość 70 lat x szybkość ekspansji kuli
czasoprzestrzeni (obecnie lokalnie około 3000 km/sek). Na po wierzchni owej kuli
może się on poruszać "w lewo, w prawo i w górę" na skalę, jak już wspomnino,
kilometrów. Można by nawet powiedzieć, iż t w o r z y o n p e w i e n s k r a w
e k owej kuli czasoprzestrzeni.
Czas dla człowieka ma więc nieco inne znaczenie niż odleglóści, mimo iż z
wyższej, bardziej ogólnej perspektywy zapewne jest to wymiar tego samego
rodzaju. Czas dla człowieka jest niejako "osią ruchu stałego". Jako tzw. "istota
pozornie śmiertelna" nie może się on w owym ruchu zatrzymać. W tym wymiarze
człowiek nie może dokonać również translokacji. Właśnie tylko z punktu widzenia
biologicznego, jest w pełni zrozumiałe dlaczego nie może się on przemieszczać w
czasie, ani nie może się w czasie zatrzymać.
C o f a n i e s i ę w c z a s i e, ale tak naprawdę! w makroskali,
niestety wymagałoby, prócz podróży, jeszcze zmiany postaci fizycznej. Jeśli
cofnęlibyśmy się wstecz o 15 miliardów lat, to znaleźlibyśmy się w żarzącej kuli
ognia o temperaturze 3000 0K. Podróż nasza, naszej osoby, która utrzymywałaby
właściwe jej reżimy postrzegania i rozumowania byłaby niemożliwa, gdyż procesy
myślowe oparte są o działania neuronów, a więc nieistniejących wówczas fizycznie
pierwaiastków węgla i azotu. Trzeba by było odtworzyć myślenie o elementy epoki
leptonowej czy hadronowej, co zapewne nie jest możliwe. Inna możliwość to stać
się bardziej prymitywnym.
Rozważmy teraz możliwość przemieszczania (podróży) w czasie, w makroskali,
lecz w przód ku przyszłości.
Rzeczywista podróż ku przyszłości wymagałaby przyspieszonego rozwoju.
Przeniesienie się powiedzmy o 25 miliardów lat w przód, wymagałoby przewidzenia
fenomenów rozrzedzającej się materii i być może spadków różnic energetycznych.
Jeśli miałoby przy tym nastąpić przeniesienie w przód "nas samych", a więc istot
myślących, a o tym jest mowa, to konieczne byłoby dokonanie w trakcie takiej
podróży w przyszłość szybkiego rozwoju struktury tych istot, tak aby utrzymać
procesy myślowe mimo zmieniającej się warunków fizycznych. Postulat szybkiego
przeniesienia się układu biologicznego w odległą przyszłość jest więc postulatem
dokonania szybkiego rozwoju. Myślowa analiza rezultatów "przeniesienia się w
czasie" układów biologicznych w okresie ostatnich 3 miliardów lat wykazuje, że
dokonały one, tak jak się to mówi, ewolucji. Ewolucja ta powoduje przy tym
narastanie zdolności poznawania świata, jak i ostatnio możliwości
technologicznych. Rzeczywiste przeniesienie się układu biologicznego w
przyszłość powodowałoby więc zapewne znaczne zwiększenie stopnia rozumienia
rzeczywistości. Trudno powiedzieć czy byłaby to "obecna osoba". Twór ten
rozumiałby jednak zapewne więcej. Nie trzeba tu przy tym dodawać, że "wiedzieć
to móc".
Znane od 3 lat pojęcie "wormholes" wskazuje na teoretyczne możliwości
istnienia "dziur czasowych" i "pętli czasowych" (22). Jednak eksperyment
myślowy, polegający na umieszczeniu w "zapoczątkowanej i obecnie ekspandującej
czasoprzestrzeni" myślących tworów biologicznych wykazuje, że rozpatrywanie
jedynie fizycznych aspektów czasoprzestrzeni jest niewystarczające dla
rozumienia ogólnego jej sensu.
Właśnie na ów związek między właściwościami czasoprzestrzeni, a powstaniem
w niej najpierw życia, potem postrzegania, mowy, myślenia, świadomości, a więc
człowieka wskazuje Zasada Antropiczna. Wrócimy do niej jeszcze. Obecnie w moim
wywodzie jest jednak potrzebne, aby zwrócić uwagę na możność zapamiętywania
odwzorowywań fragmentów przeszłości własnie przez czasoprzestrzeń.
Zwróć, proszę uwagę, że obraz fragmentu nieba, w którym widzimy gwiazdy,
quazary, pulsary, położone bardzo daleko od nas, jest w istocie jedynie wysłaną
bardzo dawno temu fotografią, a raczej przesyłanym stale, w sposób ciągły
"filmem", lub odwzorowaniem wydarzeń, które zaszły bardzo dawno temu. Wynika to
ze skończonej szybkości światła. Nie jest to translokacja w czasie ku
przyszłości, jest to jedynie "przesłanie fragmentu przeszłości do chwili
obecnej" (co symbolicznie można ująć zapisem PFP I, gdzie I oznacza "do
chwili obecnej"). Przesłanie takie jest odpowiednikiem zarejestrowania czegoś i
czekania na rozwój promienia czasu, czyli rozwój w kierunku przyszłości.
Operacja typu "przesłanie fragmentu przeszłości do chwili obecnej" (czyli PFP
I) jest właśnie tym, czego może dokonać jakikolwiek układ zapamiętujący. W
obecnej technologii ludzkiej operacje "przesłania fragmentu przeszłości do
chwili obecnej" dokonują np. maszyna drukarska, aparat fotograficzny, magnetowid
lub płat pamięci komputerowej. Należy przy tym zauważyć, ze "zapamiętanie czegoś
i odtworzenie później", czyli ów transfer typu "przesłania fragmentu przeszłości
do chwili obecnej" może dotyczyć jedynie powierzchownych cech jakiegoś obiektu,
bądź może to być przekaz kompletny.
5. Piąty człon wnioskowania czyli o DUCHU CZŁOWIEKA i NADRZĘDNYM TWORZE
MYŚLĄCYM.
Uwaga ! Piąty etap wnioskowania jest indukcyjnym wnioskiem z czterech
poprzednich rozdziałów. Jego zrozumienie nie wymaga żadnego wykształcenia.
Wymaga jednak przyswojenia i pamiętania poprzednich czterech rozdziałów, dalej
wymaga "sprężenia się" i dokonania intelektualnego skoku! Jeśli przeskoczysz ten
dwu-metrowy rów, zdobędziesz to co Ci obiecałem. Twoje samopoczucie poprawi się
na stałe. Jeśli jednak nie zrozumiesz to wpadniesz do wody, będziesz odczuwał
niepokój i będziesz musiał się wydostawać z tego mokradła.
Uwaga więc! Proszę Cię! Nie skakaj, jeśli nie masz dzisiaj sił. Odłóż
czytanie tego tekstu (słuchanie taśmy) do jutra. Tak będzie lepiej, gdyż w nocy
Twój mózg, jeśli przeczytałeś rozdziały a, b, g, d, będzie działał, będzie
próbował skonsolidować fragmenty wywodu. Będzie to robił w fazie snu non-REM,
kiedy to elektroencefalograf rejestruje fale wolne. Nie pij dziś nic, nie łykaj
Relanium, pozwól Twojemu mózgowi dzisiaj w nocy działać. Rozdział (e) piąty
przeczytaj dopiero jutro !!! Gdy wrócisz do rozwaźań celowe będzie zapoznanie
się z kolejnymi etapami wywodu przedstawionymi w podrozdziałach 1-6.
1) O tym czy pojęcie układu pamiętającego ma związek z pojęciem czasoprzestrzeni
i problemem nieśmiertelności.
Jeśli układ zarejestrował w s z y s t k i e i s t o t n e c e c h y o
b i e k t u, to według tego zapisu obiekt ten będzie mógł być odtworzony w
przyszłości dokładnie w takiej formie w jakiej istniał on poprzednio. Na ogół
fotografia nie spełnia tego warunku. Odzwierciedla ona jedynie "zewnętrzne
pozory obiektu". Tym niemniej już od dawna, tzn. od czasów istnienia p i s m a
można było przenosić "w przód" całość fragmentów przeszłości. Przykładem mogą tu
być wiersze, oddające pewien nastrój, czy też pewne przepisy kulinarne lub opisy
działań, które wykonane "po kolei" utworzą zawsze ten sam obiekt. Wszystkie
zapisy językowe odnoszą się jednak do "procesora", czyli w tym przypadku mózgu
ludzkiego, który potrafi odtworzyć i nadać im "realny kształt". Zarysowuje się
jednak postęp w zakresie doskonalenia takich środków zapamiętywania, aby przekaz
był właśnie typu zupełnego. Przykładem są tu możliwości komputerów (czyli
procesorów informacji),zapewniających pełne przeniesienie "w przód" możliwości
działań pewnego programu, który może np. sterować produkcją, wytwarzając pewien
obiekt, czyli tak jak czynią to obecnie roboty. Programy komputerowe mogą być
zapamiętywane przy tym w pamięci jak wiersze, lub na różnych nośnikach takich
jak papier (listing), dysk lub pamięć operacyjna. Zupełność przeniesienia zależy
więc nie od rodzaju nośnika, tylko od precyzji kodowania. Warto podkreślić, że
zupełny przekaz fragmentu przeszłości, na ogół jest dokonywany poprzez przekaz
zapisu kodowego na postać pewnego obiektu. Obiekt ten zaczyna "żyć" dopiero
wtedy,jeśli ów zapis kodowy zostaje "realizowany" przez pewien p r o c e s o r ,
który musi istnieć. Warto tu zauważyć, iż jeśli pewien obiekt jest
"zarejestrowany dostatecznie kompletnie" to nabiera on w tym zakresie pewnych
cech "nieśmiertelności". Sposób na nieśmiertelność w tym sensie, że układ
pamiętający przenosi "w przód" w kierunku napływającej przyszłości kompletny
projekt (przepis) na obiekt istnieje więc i jest zrozumiały. Nie jest to jednak
sposób rozwiązujący całość problemu naszej nieśmiertelności. Rozwaźania musimy
kontynuować.
2) O sensowności sformułowania konceptu ducha pewnego obiektu
Tutaj właśnie jest jednak miejsce i potrzeba wprowadzenia pojęcia ducha
pewnej osoby. Otóż tak jak sądziło wielu wcześniejszych filozofów, idealistów,
poczynając od Platona, prócz psychiki organizmów żywych sensowne jest rozważanie
zupełnie czegoś innego. Byt ów można by nazwać ideą pewnego obiektu.
Pojęcie to można wprowadzić, przypominając ponownie rozróżnienie pomiędzy
przepisem a gotowym obiektem. Uczynię to poglądowo jeszcze raz przytaczając
Euklidesowską definicję trójkąta. Mówi ona, że: "trójkąt to figura geometryczna
płaska, złożona z trzech punktów A, B, C płaszczyzny, które nie leżą na jednej
prostej i przez to wyznaczają tzw. trzy wierzchołki i trzy odcinki łączące owe
wierzchołki, zwane bokami trókąta".
Przytoczyłem więc przed chwilą "przepis na trójkąt". Wcześniej mówiłem o
"przepisie na organizm człowieka", określonym w pochodzącym z zewnątrz kodzie
DNA. Otóż przepis, to nie to samo co gotowy obiekt. Trzeba dopiero zastosować
się do owego przepisu, aby otrzymać obiekt.
Nasze rozważania doprowadziły nas jednak do stanu umysłu, kiedy to czujemy,
iż rozróżnianie jedynie "przepisu" bądź "projektu na obiekt" i gotowego,
zrealizowanego obiektu nie wystarcza. Nawet greckie słowo idea pochodzi od
czasownika "być widnym", "widzialnym". Otóż możemy nie mieć w polu widzenia
żadnego trójkąta nie znać teoretycznego "przepisu na trójkąt", lecz potrafimy
sobie wyobrazić, niejako widzieć trójkąt. Chodzi więc o to, czy w
czasoprzestrzeni Wszechświata, prócz istniejących niewątpliwie gotowych obiektów
takich jak ludzie, zwierzęta, rośliny oraz przepisów (projektów) na te obiekty w
postaci zapisów genetycznych w kodzie DNA istnieją jeszcze inne odpowiedniki
tych obiektów,analogiczne do ludzkich wyobrazeń obiektów nieistniejących
aktualnie w "polu widzenia".
Sądzę, że analog wyobrażeń, czyli pewne ślady po zrealizowanych kiedyś
obiektach rzeczywiscie istnieją. Są nimi te skrawki czterowymiarowej
czasoprzestrzeni, które pozostały "w tyle", "w przeszłości", "we wnętrzu" kuli
czasoprzestrzeni.
Można na potrzeby tego tekstu przyjąć, że owe ślady po istniejących niegdyś
obiektach, będziemy nazywali duchami tych obiektów.
3) Formy obecności teoretycznych zasobów wiedzy na powierzchni kuli
czasoprzestrzeni, czyli w czole ekspansji Wszechświata
W tym miejscu racjonalnie myślący czytelnicy na pewno bardzo się
zdenerwowali. Toteż proponuję opuścić na chwilę tę ścieżkę rozważań i wrócić na
razie do rozróżnianych już "przepisów na obiekty" i gotowych, zrealizowanych
obiektów. Obiekt tak złożony jak człowiek wyznacza nie tylko pewną figurę
geometryczną tkwiącą w czasoprzestrzeni, ale i wiele myśli, które on
sformułował, a więc gdzieś powiedział, zapisał. Zapis kodowy na ciało pewnej
osoby, łącznie z przepisem na jego mózg, wytwarzający świadomość oraz zbiór
czerpanych przez niego danych i wytworzonych przez niego danych, utrwalonych "g
d z i e ś" w czterowymiarowej, rozprężającej się kuli czasoprzestrzeni, można
uznać za program, przepis reprezentujący pewną osobę. Jest to kompletna "wiedza
teoretyczna", która umożliwiałaby w pewnych warunkach "odtworzenie" danej osoby.
Powstaje jednak pytanie o owo "gdzieś", tzn. gdzie gromadzona jest "owa wiedza
teoretyczna".
Do owego "gdzieś" jeszcze wrócę. W tym miejscu wysłowię jednak już pewną
hipotezę "kołatającą się w głowach biologów". Otóż wiedzą oni , że 90% genomu
człowieka (łańcucha DNA) jest nieczynna. Organizm człowieka jest określany przez
ciągi nukleotydów, stanowiące zaledwie 10% łańcucha DNA. Jaką informację zawiera
pozostała część łańcucha DNA? Niektórym biologom udało się "rozkodować"
fragmenty owej "niemej części programu DNA". Uzyskują oni czasem wtedy przepisy
na fragmenty organizmów starszych. Zachodzi więc podejrzenie, że "niema" część
łańcucha DNA (który, jak już powiedzieliśmy, jest tak zminiaturyzowany, że tkwi
w każdej z miliardów komórek organizmu człowieka), zawiera przepisy na
wcześniejsze formy życia, czyli na inne postacie tworów żyjących. Łańcuch DNA
jądra każdej komórki człowieka byłby więc rozbudowanym, ogólnym programem
zdolnym w pewnych warunkach odtworzyć całą "gamę" organizmów żywych.
Fascynujące jest również to, że ludzie zabrali się na serio do rozkodowania
i załadowania do pamięci komputerów sekwencji nukleotydów DNA stanowiących,
całość genomu człowieka (16).
4) Odległy cel przyrostu poznania i akumulacji wiedzy
Możemy wrócić teraz do naszej wcześniejszej analogii do procesu
wnioskowania. Otóż ewoluujący Wszechświat, czy też ewolucja jako taka, jest
czymś na wzór myślowego procesu wnioskowania. Umożliwia ona stałe powiększanie
poznania i rozumienia. Jej obecny wytwór, jakim jest gatunek ludzki osiągnął nie
tylko duże zdolności poznawcze, ale i umiejętność formułowania celów, programów.

Autorom konceptu zwanego ZASADĄ ANTROPICZNĄ, wydaje się, że celem całości
procesu ewolucji jest tak głębokie poznanie tajemnic przyrody, aby ponownie stał
się możliwy akt kreacji, czyli sporządzenie "przepisu na Wszechświat", czyli
osiągnięcie owego punktu Omega, które jest pojęciem sformułowanym już przed 50
laty przez Teilhard'a de Chardin (23).
Wszechświat rozprężając się zmniejsza średnią gęstość i różnice
energetyczne, podąża więc ku jakiemuś punktowi zwrotnemu. Ewolucja tworów
żywych, myślenia zamarłaby, jeśli w jej czasie jej twory "nie pojmą
wszystkiego". Tym niemniej chcąc umieć osiągnąć pewien cel trzeba zachować,
zapamiętać całość wnioskowania, zarówno ogniwa wcześniejsze, jak i późniejsze.
Trzeba posiadać ową wiedzę teoretyczną i proszę teraz zauważyć, gdyż mówię to po
raz pierwszy: trzeba mieć odpowiedni "procesor",do czego jeszcze wrócę. Toteż
śmierć osobnicza odbywa się zapewne jedynie w "tutejszym czasie", który jest
jednym z wymiarów czasoprzestrzeni, tworzącym oś rozwoju owej zwiększającej się
kuli lub raczej pęcherza poznania i zwiększającej się w nim komplikacji.
Z "zewnętrznego" niejako punktu widzenia (dla kogoś, który mógłby patrzeć
na ową kulę w "piątym", zewnętrznym wymiarze) to, co było w "tutejszym czasie"
nie przestało istnieć, nadal jest potrzebne, tak jak nadal jest potrzebne ogniwo
pierwotne wnioskowania wypisane na tablicy przez matematyka mimo, że jesteśmy
już przy konkluzjach końcowych.
Jeśli chcieć zachować umiejętność przejścia od argumentów pierwotnych do
konkluzji końcowych konieczne jest zachowanie ogniw wcześniejszych. Owe ogniwa
wcześniejsze służą "matematykowi" również na ogół do budowania większych całości
(podzespołów), używanych póżniej jako elementy procedur działających iteracyjnie
("nawracająco"). Rozwijająca się czterowymiarowa kula Wszechświata (pęcherz
poznania) ma w sobie wszystkie wcześniejsze ogniwa (cegiełki), z których jest
zbudowana, ponieważ wymiar czasu nie musi być w niej odróżniany specjalnie od
innych wymiarów.
To prawda, iż w tutejszym czasie nie da się "zaglądać wstecz" mimo, iż
proponują to często autorzy opowiadań science fiction. To co było niby "umarło".
Jak już jednak wspomniano, co najmniej w t r z e c h ujęciach teoretycznych była
to jednak tylko ś m i e r ć p o z o r n a .
Jedno z nich (I) zakłada możliwość oglądu czasoprzestrzeni z zewnątrz, tzn.
zakłada istnienie "piątego" wymiaru. Rozważana możliwość wprowadza tym samym
rozróżnienie "tutejszego czasu", w którym się umiera, w którym się jest
śmiertelnym od "długiego trwania" w obrębie czasoprzestrzennej budowli jaką jest
czterowymiarowy Wszechświat (pęcherz poznania). Tak więc to co śmiertelne
mogłoby być wtedy "wieczne", przynajmniej na skalę naszego czasu, czasu naszego
Wszechświata.
Inne poglądy (II), pozostawiające pojęcie śmiertelności problemem otwartym,
wynikają z zapatrywań fizyków, iż dość prawdopodobnym modelem kosmologicznym
jest model Wszechświata zamkniętego, który będzie dokonywał kiedyś "kolapsu" z
jednoczesnym cofaniem się "tutejszego czasu". Byłyby to czasy apokalipsy, kiedy
kula Wszechświata (pęcherz poznania) dokonywałyby pewnej przemiany, z rodzajem
"zaglądania" wstecz. Przestrzeń ulegałaby wtedy ponownemu zakrzywieniu, nawet
przejściu w fazę martwą zapisu kodowego, czyli pewnego przepisu na nową postać
Wszechświata, być może po to, aby rozpocząć później nową fazę rozwoju. Olbrzymie
komplikacje filozoficzne, poznawcze i etyczne budzi w związku z tym konieczność
rozpatrzenia możliwości cofania się czasu i zdarzeń.
Do tej pory niewielu fizyków wypowiadało się na ten temat. Tym niemniej
zagadnienie to zaczęto już rozważać, a nawet wysunięto inną możliwość niż kolaps
i cofanie się czasu (III). świadczy o tym wypowiedź jednego z fizyków
teoretycznych, który współuczestniczył w ugruntowaniu inflacyjnego modelu
ekspandującego Wszechświat, Stephena Hawkinga. Twórcom znanego programu
telewizyjnego pt. "The Creation of the Univers", rozpowszechnianego obecnie w
formie video-kasety powiedział on, iż: "Może być tak, że Wszechświat nie miał w
istocie początku. Być może czasoprzestrzeń tworzy zamkniętą powierzchnię, bez
krawędzi, na podobieństwo kuli ziemskiej, tyle, że kuli pięciowymiarowej. Jeśli
to podejrzenie, że czasoprzestrzeń jest, jakkolwiek nieograniczona, lecz
skończona, to Wielki Wybuch jest nie tyle początkiem ile raczej czymś takim jak
biegun północny ziemi. Wtedy pytanie co było przed Wielkim Wybuchem, byłoby
czymś takim jak pytaniem co zdarzyło się na powierzchni ziemi milę na północ od
bieguna północnego. Jest to oczywiście pytanie bezsensowne".
Stephen Hawking koncepcję tę rozwinął szczegółowo w szeroko dostępnej
książce pt. "A brief history of time". Jest to jedna nielicznych, trudnych
książek popularno-naukowych, która rozeszła się w wielomilionowym nakładzie. Za
wyczyn ten Stephen Hawking otrzymał niedawno od Królowej Anglii wysokie
odznaczenie.
Uznanie konceptu punktu Omega sprowadza się, jeśli się na chwilę
zastanowić, do uznania istnienia "pętli czasowych". Istnienie pętli w czasie
lansował w swojej niesamowitej, głośnej na całym świecie książce astrofizyk sir
Fred Hoyle, twórca obowiązującego niegdyś modelu kosmologicznego "steady state
Univers". Fred Hoyle w swojej książce "Inteligentny Wszechświat Nowe spojrzenie
na akt stworzenia i ewolucję" (5) widzi wiele spraw odwrotnie niż większość
ludzi.
Sądzi on, że: "["nowe" choroby epidemiczne są ubocznym skutkiem włączania
genów, wysyłanych przez inteligencję wyższego rzędu, która steruje ewolucją.
Wszechświat to dla niego łańcuch coraz to bardziej wymyślnych i rozwiniętych
inteligencji, oddalonych od nas w czasie. Układy biologiczne sterowane są więc
przez "coś", co jest w przyszłości !! (patrz dalej) Istnieją pętle czasu !!!
Wielki Wybuch, który ustanowił nasz Wszechświat nie był pierwszym i jedynym.
"Małe Wielkie Wybuchy" ustanawiaja nowe wszechświaty (ang. little big-bang
universes). Wyższe, nadrzędne cywilizacje pomagają mniej rozwiniętym przedostać
się ku przyszłości. Czynią to, gdyż ze względu na pęlte czasowe legitymizuje
(umożliwia) to ich istnienie. Lokalnie może się to jednak nie udać. Ludzkość,
zdaniem Freda Hoyle'a ma wąskie okienko w czasie, aby swoją istotę, to znaczy
"software", stanowiący jej inteligencję i świadomość, przenieść na nowy nie
węglowo-tleno-wodoro-azotowy nośnik informacji. Rozwijające się szybko
technologie, z jednej strony, stwarzają szanse na przedostanie się na wyższy
poziom rozwoju, lecz z drugiej strony stwarzają śmiertelne zagrożenie. Zdaniem
Freda Hoyle'a próba przeniesienia odbędzie się wkrótce.]".
Z definicji, przed punktem Omega, rozwijający się Twór nie rozumie jeszcze
wszystkiego. Gromadzi on, w swym wnętrzu jednak wyniki swojego myślenia na wzór
mózgu ludzkiego, które "ładuje", wzdłuż ścieżki biograficznej, uporządkowaną
sekwencję "przeżywanych przez niego wrażeń". Osiągnięcie punktu Omega musiałoby
być równoważne nabyciu możności zaglądania w wymiarze czasu "wstecz", co
równałoby się możności wykorzystania "zdobytych doświadczeń" i przystąpieniu do
sformułowania przepisu na nowy Wszechświat. Twór myślący, jak już uzasadnialiśmy
na przykładzie mózgu człowieka, jeśli posiada zdolność przeglądania swojej
przeszłości ma warunki do posiadania świadomości. Być może więc dopiero
osiągnięcie punktu Omega sprawia, iż Twór Nadrzędny czyni coś świadomie. Jak do
tej pory, to znaczy do czasów aktualnego momentu historii ludzkości, odnotowanej
do roku 1990, wydarzenia wydają się być sterowane potężną mocą poprzedniego,
"początkowego przepisu", który działa jednak jak "automatyczna procedura,
pracująca metodą prób i błędów". Jednocześnie zadziwia potęga intelektualna
owego, poprzedniego przepisu, który był wstanie wysterować powstanie tworów tak
skomplikowanych jak człowiek.
Hipoteza naprzemiennego pojawiania się "przepisu na Wszechświat" ("Słowa")
i realnego, rozwijającego się Wszechświata, który osiąga w punkcie Omega stan
pełnego rozwoju, pojawia się w myśleniu ludzi nauki ostatnio często. Przykładem
niech będzie książka innego znanego fizyka, Dawida Bohma z Birbeck College. Mówi
on w niej o dwóch możliwych stanach Wszechświata : "stanie implikacji" (stanie
implicite) i "stanie rozwinięcia" (stanie explicite). Istnieje stała dążność do
przemiany Słowa (implikujacego) w stan Wszechświata rozwiniętego. Zdaniem
D.Bohma zachodzi więc okresowe, cyrkularne pojawienie się fazy idei (sensu) i
fazy materii i energii. Formy życia biologicznego istnieja więc implicite w
materii nieożywionej, a ta istniała implicite w jej "zwiniętej formie
Wszechświata" (wg 20).
Blisko punktu Omega i w chwili jego osiągnięcia istnieć będą zapewne dwa
rodzaje wiedzy dostępnej dla Tworu Nadrzędnego:
(I) Zapisy kodowe przepisów czy też programów (projektów) na nową postać
Tworu, a więc analog przepisu w kodzie genetycznym na organizm człowieka, czy
też wiedza teoretyczna, gromadzona, tak jak obecnie, w pamięciach komputerowych
lub bibliotekach. Ten teoretyczny rodzaj wiedzy ma tę zaletę, że znajduje się
niejako "na powierzchni", "w czole ekspansji" kuli czasoprzstrzeni, to znaczy na
skraju promienia ekspansji Wszechświata. Będzie więc ona łatwo dostępna. Proszę
bowiem zauważyć, że biblioteki i pamięci komputerowe pojawiły się dopiero po
około 15-tu miliardach lat od momentu "Prawybuchu", jednak od tego momentu ilość
zawartych w nich zasobów informacji rośnie i stale będzie rosła. Zapisy kodowe
przepisów na obiekty i biblioteki mają jednak tę wadę, że posłużenie się nimi
wymaga czasu. Na księżyc nie można polecieć przy pomocy projektu rakiety, lecz
jedynie przy pomocy realnej, gotowej już rakiety, najlepiej takiej, która była
już wcześniej wypróbowana.
(II) Twór Nadrzędny będzie miał jednak w punkcie Omega gotowe obiekty (owe
alegoryczne tu rakiety). We wnętrzu kuli czasoprzestrzeni tkwią bowiem wszystkie
jego dotychczasowe udane i nieudane, gotowe niejako realizacje. Wiedza
teoretyczna pozwoli być może na szybki ich przegląd i wybór. Stanie się to
możliwe jednak dopiero wtedy, gdy Twór Nadrzędny będzie umiał "zaglądać" w
czasie wstecz. Owa "wiedza teoretyczna" będzie więc zapisem kodowym, a
"procesorem" będzie natomiast wnętrze kuli czasoprzestrzeni. Powtórzy się więc
wtedy, być może, wspomniana już zasada, że "procesorem" będzie Twór cyklu o
numerze "n-1", który wytworzy Byt o numerze "n".
5) O względnym istnieniu przyszłości
Jeśli potraktujemy na serio koncept pętli czasowych to wtedy musimy uznać
jakąś formę względnego istnienia przyszłości. Zagadnienie to wiąźe się z
pytaniem : jakim rodzajem procesora jest wnętrzekuli czasoprzestrzeni. Otóż
wydaje się, że chodzi tu o procesor działający "systolicznie" (skurczowo) (19),
tak jak działa serce przepychające kolejne fale krwi przez układ naczyń
krwionośnych. Czoło ekspansji czasoprzestrzeni (tak jak nowa fala krwi) pcha nas
w "przyszłość", lecz w owej przyszłości nie ma "zupełnej próżni". Są tam "duchy"
poprzedniego cyklu. Owe duchy "dobra i zła" kierują w pewnej mierze naszym
postępowaniem.
Przychylam się więc do zdania sir Freda Hoyla, że przyszłość "w pewnym
sensie istnieje". Ona udziela nam pomysłów, inspiracji lub nawet pewnego rodzaju
"technologicznych licencji" dotyczących naszych obecnych działań. Są to
"transfery (T) fragmentów (F) przyszłości (P) ku chwili obecnej ( I Ź TFP ).
Sądzę, że myśl fizyka, prof. Grzegorza Białkowskiego, spisana w ramach
rozważań nad innym tematem, gdyż problem "Piękna w nauce i sztuce" (21), a
ściślej fenomenem tzw. "iluminacji", dotyczy właśnie owego transfera wiedzy
istniejącej niejako niezależnie od ludzi działających i myślących współcześnie.
Proszę posłuchać, prof. G.Białkowski pisze:
"Chwila iluminacji jest doznaniem niepowtarzalnym łącz ności z prawdą
niezaprzeczalnej, nieuniknionej, niemoż liwej do podważenia ... Prawda ta zdaje
się do nas przy chodzić spoza nas, z zewnątrz, właściwie nie wiadomo skąd. Mimo
to, że nie czujemy się tej prawdy twórcami, a tylko przekazicielami, to przecież
czujemy się wyróżnieni przez fakt, że wybrała ona sobie nas jako swoje narzę
dzie."
Proszę się zastanowić! Analogiczne procesy typu (I Ź TFP) zachodzą również
w życiu społeczeństw i w życiu codziennym ludzi. Społeczeństwo bardziej
rozwinięte, a więc tkwiące już w przyszłości pomaga czasami grupom zapóżnionym
przez próby przekazania technologii (licencji). Owszem, wiadomo, że transfer
fragmentu przyszłości wymaga umiejętności rozszyfrowania go. Trzeba dobrze znać
siebie i zrozumieć to co jest nam przekazywane. Musi istnieć procesor, który
jest w stanie ów przekaz ( I Ź TFP ) zaasymilować.
I odwrotnie. My także pozostawiamy po sobie swoje duchy, które zostaną
wykorzystane bądż przez cywilizacje wlokące się za nami, bądż przez Twór
Nadrzędny, już nie w naszym czasie, lecz w czasie nowego cyklu. Mimo iż nieco
innymi słowy wyrażam tu poglądy Stephena Hawking'a, czy też Freda Hoyla o
względnym istnieniu przyszłości, mogą się one wydawać niesamowite. Zwracam więc
uwagę, że rozważania takie prowadzą również matematycy-topolodzy (18), którym
wydaje się, że czasoprzestrzeń może być złożonym tworem geometrycznym,
wytwarzającym pętle czasowe i tłumaczącym wiele paradoksów z zakresu okresowego
pojawiania się materii, źródeł energii i źródeł informacji.
6) Konkluzje o naszej nieśmiertelności i naturalnych źródłach etyki.
Przedstawiony wywód stawia w nowym świetle źródła zasad etycznych.
Zainteresowanych tym problemen odsyłam do wspomnianych książek (4,5,23). Ujmując
rzecz w kilku zdaniach, koncepcje takie sprowadzają się do poglądu, iż każdy z
nas jest nieprzypadkową częścią większej całości, która jest cegiełką budulcową
czterowymiarowego tworu, tkwiącą w nim przez miliardy lat, do czasu punktu
Omega. Cegiełki te, będąc etapami rozwoju, czy też myślenia owego Nadrzędnego
Tworu są niezbędne, aby twór ten istniał, gdyż jak powiedział Sir Fred Hoyle,
"wszystko co istnieje, istnieje dzięki uprzejmości czegoś innego". Naprzemienne
przechodzenie z fazy pozornej śmierci, którą można nazwać istnieniem w fazie
zapisu kodowego, w fazę życia jest niezbędne, aby ów Nadrzędny Twór mógł się
rozwijać tak, aby dotrzeć do owego punktu Omega, w którym dokona on
przeobrażenia, dla którego będzie on potrzebował wyniki złe i dobre swojego
wcześniejszego myślenia.
Stanowimy więc częśxi owego Nadrzędnego Tworu, z którego jest on zbudowany.
Nasze nieistnienie bądż nasze całkowite zniknięcie po momencie biologicznej,
pozornej śmierci bez pozostawienia zamroźonych, duchowych odwzorowań zaprzeczyło
by moźności istnienia czegokolwiek.
Działania złe, to działania wychodzące z błędnych założeń. Jak uczy
codzienne doświadczenie, działania błędne mają tendencję do samolikwidacji,
szybkiego, niefortunnego końca. W interpretacji fizyki czasoprzestrzeni oznacza
to, że ich obszar jest ograniczony,jest niewielki.Nie wiadomo co z nimi zrobi
Twór Nadrzędny w chwili przemienienia. Tym niemniej zasady etyczne nie muszą być
podawane "ex catedra" jako reguły, które przestrzegać należy z przyczyn
nakazowych. Drgający, myślący Twór Nadrzędny istnieje dzięki Twoim działaniom.
Ty zaś nie jesteś dziełem przypadku i nie możesz zniknąć całkowicie. Twój duch
zaś będzie potrzebny jeszcze w przyszłości, jakkolwiek będzie to już w innym
czasie naliczanym od nowa przez Twór, który powstanie chwilę po punkcie Omega.
Zdaję sobie sprawę, że ostatnie fragmenty mojego wykładu odchodzą już
daleko od terminologii przyrodniczej. Muszę więc już kończyć.
Nie wiem czy Cię przekonałem. Chyba nie? Ja sam poświęciłem temu
zagadnieniu miesiące, a nawet lata rozmyślań, a Ty słuchałeś tylko mojego
trzygodzinnego wykładu. Zapewne sądzisz więc, że wyssałem to z palca. Ale to co
powiedziałem nie jest tylko moim konceptem.
Uzasadnienie dla wielu ogniw przedstawionego wnioskowania moźna odnaleźć w
przytoczonych poniźej artykułach, które omawiają w sposób popularny potrzebne
dla wywodu elementy fizyki czasoprzestrzeni, zaierają rozwaźania o istocie
czasu, próby łączenia teorii kosmologicznych z fizyką kwantową, dane o kodzie
genetycznym, dane o komputerach, o architekturze równoległej i jednocześnie
systolicznej zasadzie działania oraz prezentują wspomnianą tu często Zasadę
Antropiczną.
Tylko niektóre człony wnioskowania wynikają z moich osobistych przemyśleń.
Moje rozwaźania i ich konkluzje miały na celu:
1. Próbę usadowienia organizmów biologicznych, a w szczegól ności l u d z i wraz
z och mózgami i gromadzoną przez nich wiedzą wewnątrz kuli c z a s o p r z e s t
r z e n i, rozpatrywanej wcześniej zazwyczaj jedynie w katego riach fizycznych.
2. Próbę uzasadnienia tezy, źe poniewaź fenomen śwoadomości ludzkiej zasadza się
ogólnie na moźności wywołania z pa mięci swojej przeszłości, więc Twór
Nadrzędny, aby posia dać świadomość takźe musiałby mieć zdolność przeglądania
wydarzeń przeszłych.
3. Próbę ekstrapolacji moźliwego scenariusza wydarzeń, za chodzących w
makroskali czasowej, poza punkt Omega. Wysu nięta teza sugeruje, iź gromadzona
obecnie wiedza posłuźy do utworzenia nowej wersji Wszechświata.
4. Zwrócenie uwagi na moźliwość stosowania się do problemu reprodukcji
Wszechświata zasady spostrzeganej w procesie reprodukcji organizmów źywych,
które powielają się w ten sposób, źe nowz przepis na twór n-tej generacji jest
od czytywany, interpretowany i realizowany przez podobny twór "n-1" generacji.
5. Wskazanie na konsekwencję tezy wymienionej w punkcie 3-cim, która nakazuje
rozwaźyć na serio moźliwość re-utylizacji zamroźonych we wnetrzu kuli
czasoprzestrzeni tworów przeszłości, zwanych tutaj duchami obiektów istnieją
cych wcześniej oraz zwrócenie uwagi, iż przyjęcie tezy, wymienionej w niniejszym
punkcie 5-tym ma logiczne kon sekwencje dotyczące naszej nieśmiertelności.
* * Piśmiennictwo
1. "Wszechświat czy wszechczłowiek" , artykuł opublikowany przez Stanisława Roka
w "Problemach", w roku 1983, w numerze 10.
2. "To co widzisz jest tym co stwarzasz", tłumaczenie artykułu Tony Rothmana,
opublikowane pierwotnie w czaso piśmie "Discover" w roku 1987 w numerze 5 i
przedrukowa ne w "Problemach" w roku 1988, w numerze 5.
3. "Samoodtwarzający się wszechświat", artykuł Eugene F. Mallowe, opublikowany
pierwotnie w "Sky and Telescope", 1988, nr 9 i przedrukowany w "Problemach" w
roku 1989, w numerze 3.
4. "Nie tylko z tego świata jesteśmy", książka Hoimara von Ditfurtha, wydana w
wersji polskiej przez PAX w Warszawie w roku 1985.
5. "The Intelligent Univers. A new view on creation and evolution", ksiażka
napisana przez astrofizyka sir Freda Hoyle'a wydana przez wydawnictwo Michael
Joseph Ltd w Londynie w roku 1985.
6. "Roger's Version" książka Johna Updike'e, jedna z pierwszych powieści,
jednego z najbardziej znanych pisarzy, roztrząsająca wnioski wynikające z Zasady
Antropicznej [dane wg (2)].
7. "Kwantowa kosmologia i ostateczne rozumienie Wszechświata", Michał Heller,
Problemy, 1989, nr 2 .
8. "Filozofia w nowej fizyce", Józef Życiński, Problemy, 1989,nr 6.
9. "Zasada antropiczna", S. Lem, "Wiedza i życie",1989,nr 5.
10."Membrana na końcu Wrzechświata", Michael Duff, Christine Sulton, New
Scientist, przedruk w Problemach, 1989,nr 9.
11."Pamięć neuronalna i istota wyobrażeń", Andrzej Brodziak, Polski Tygodnik
Lekarski, 1986,41, 771-776.
12."Czym jest ból i przyjemność", Andrzej Brodziak, Problemy, 1988, nr 3.
13."Utrata orientacji w czasie i przestrzeni czyli jak mózg człowieka "ładuje"
do pamięci życiorys", Młody Technik, 1989, nr 2.
14."Engram pamięciowy i istota wyobrażeń", Problemy, 1989, nr 6.
15."Duplikacja DNA przykład wyjątkowej precyzji", Mirosław Radwan, Robert
Wagner, Scientific American, wg "Problemów", 1989, nr 9.
16."Les cates du genome humain", Bernard Jordan, La Recherche, 1989, nr 216.
17."Podstawowe mechanizmy regulacji fizjologicznych", Andrzej Brodziak, Rozdział
wstępny do podrecznika: "Fizjologia człowieka z elementami fizjologii
klinicznej", Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa, 1989.
18."Od aksjomatu Euklidesa do struktury Wszechświata", Krzysztof Ciesielski,
Zdzisław Pogoda, Problemy, 1988, nr 6.
19."L'architecture des nouveaux ordinateur", podrozdział: "Un nouveaux modele
d'architecture: Des machines syn chrones" rysunek: "reseaux neuronaux,
architectures systolique", Jean Paul Sausonnet, La Recherche, 1988, nr 204.
20."La mecanique quantlique va-telle reechanter le monde ?", Pierre Thuillier,
La Recherche, 1989, nr 215.
21."Wyobraźnia i emocje w nauce i sztuce", Grzegorz Białkowski, Wiedza i Życie,
1989, nr 10.
22."Kosmiczna podróż w czasie", K.Gutowska (opracowanie na podstawie artykułu z
"Discover" 6/1989), Wiedza i Życie, 1989, nr 11-12.
23. "Zarys wszechświata personalistycznego", Pierre Teilhard de Chardin, Wyd.
PAX, Warszawa, 1986.
24. "Poza fizyką: Bóg kosmologów", Krzysztof Maślanka, Problemy, 1990, nr 1-3.
25. "Życie sztuczne", Andrzej Brodziak, Problemy, 1990, nr 1-3.
26. "Początek wszechświata klucz do symetrii przyrody. Scenariusz narodzin czasu
i przestrzeni", Krzysztof Maś lanka, Wiedza i Życie, 1990, nr 3.
27. "The unit of neural networks, modelling recall of mental images by
oscillations of feedback loops caused by change of set-point signal", A.
Brodziak, M. Ryś, Problemy Techniki w Medycynie, 1990, nr 1.
*** Dodatek 1.
Fragmenty opowiadania s.f. C.C. Mac. App'a pt. "Zapomnij o ziemi"
Tekst niniejszy był rozprowadzany wcześniej na prawach rękopisu. Stąd
możliwe było, abym poznał opinie niektórych czytelników.
Otóż wielu czytelnikom trudno jest akceptować możność tkwienia w stanie
zamrożonym we wnętrzu kuli czasoprzestrzeni. Chcąc obrazowo zilustrować ten
koncept przytaczam tu krótkie fragmenty opowiadania typu scence-fiction.
Koncept ten nie jest sprzeczny z teorią fizyczną czasoprzestrzeni, taką
jaka jest współcześnie wykładana na uniwersytetach już od roku 1916.
C.C. Mac App swoje opowiadanie pt. "Zapomnij o ziemi" napisał w roku 1969.
Polskie tłumaczenie tego opowiadania wydrukował miesięcznik "Fantastyka" (nr 3 w
1982 r., nr 1 i 2 w 1983 r.).
"A kiedy ruszyli dalej, właśnie wtedy pojawił się ów zagadkowy błysk. Był
purpurowo-niebieski i dość intensywny, aby oznaczać bardzo dużą gwiazdę. Nigdy
przedtem nie widzieli jednak takiego koloru oznaczenia.

Cokolwiek to jest
mruknął Bart, bawiąc się gałkami
nadal jesteśmy od tego
oddaleni o czterysta dziesięć lat świetlnych, o ile udało mi się to względnie
dokładnie obliczyć.
John podszedł bliżej.
Może to jakaś szczególna gwiazda?
mruknął.

Przecież na dobrą sprawę nawet nie wiemy, jak to nasze urządzenie działa. Może
Klee w ten spo
sób oznaczali gwiazdy, mające w najbliższym czasie przejść w
stadium "novej"? A może chodzi o zasygnalizowanie jakiegoś wyjątkowego
niebezpieczeństwa?
John wzruszył ramionami. Zapytał:
Może jednak powinniśmy się temu lepiej
przypatrzeć, skoro już tu i tak jesteśmy?
John zastanowił się. Z niecierpliwością, taką samą jak pozostali członkowie
załogi, pragnął
powrotu do "domu". Ale z drugiej strony - żadne niezrozumiałe zjawisko nie
powinno być ignorowane.

Myślę, że tak
powiedział
Nigdzie w pobliżu nie widzieliśmy tej floty
poszukującej pogranicze Vul. Możemy się wynurzyć, powiedzmy, o jakieś półtora
roku świetlnego od tego dziwa i popatrzeć. Jeśli to nawet początkowe stadium
"novej", to i tak będziemy w bezpiecznej odległości.
Okazało się jednak, że wcale nie była to "nova" we wstępnej fazie wybuchu.
To nawet nie była gwiazda. Tam nie było nic. Nawet kiedy wynurzyli się z null i
widzieli na detektorach Klee owo purpurowo-niebieskie światełko, przez teleskopy
nie ujrzeli nic. Zbliżyli się czterema ostrożnymi skokami. Byli już - według
obliczeń Barta - poniżej granicy jednego roku światła. I nadal nic nie widzieli!
Po następnym skoku teleskopy wciąż pokazywały pustkę. Z tej odległości
zwykły detektor masy powinien pokazywać bryłę materii, choćby ona była taka mała
jak wanna. Lecz światełko wyraźnie drwiło sobie ze wszystkich ludzkich
przyrządów i starań. John zmarszczył brwi, przez długą chwilę stał przed
tablicą. Potem usiadł w swoim fotelu i zaczął wystukiwać program. Potem schylił
się nad interkomem:
Damiano?

Tak, Komandorze!

Widzimy jakiś błysk około jednej czwartej miliona mil od Berty. Weź załogę na
pokład numeru Siedem i poszukaj tego obiektu. Na swoim detektorze nie zobaczysz
nic, więc będzie
my was prowadzić.

Tak jest, Komandorze!
John czekał aż do chwili, w której przyrządy poinformowały go, że ubrana w
skafandry załoga weszła na pokład Uzbrojonego Zwiadowcy, stojącego w pozbawionej
powietrza ładowni. Kiedy pokrywa jednego z luków odskoczyła i mały statek
opuścił wnętrze Berty, Damiano zameldował:
Jesteśmy na zewnątrz, Komandorze!
John naciśnięciem guzika spowodował przekazanie danych o kierunku lotu do
komputera małego statku. Po minucie mimo uprzedzenia Damiano zameldował
zdziwiony.
Nie mamy żadnego błysku, sir.
John odruchowo zerknął na ekran radaru, lecz oczywiście nic na nim nie było
- odległości małe w null były zbyt wielkie w normalnej przestrzeni. Marszcząc
brwi zaprogramował pytanie do komputera, niemal natychmiast na ekranie danych
pojawiła się odpowied: "Obiekt pokazany na detektorze masy nie jest obiektem
radarowym".
John długo zastanawiał się nad sensem tej odpowiedzi. Może po prostu
komputer przystosowany do potrzeb innej rasy nie może bezbłędnie operować
językiem angielskim? Obrócił się, rzucił do mikrofonu:
Damiano! Zostań tam,
gdzie jesteś jeszcze przez jakiś czas.
Potem zadał komputerowi następne pytanie: Czym jest błysk, o który pytałem?
Odpowiedź była zdecydowana: "Błysk nie jest. Błysk znajduje się w pozycji
markera".
Wyraz "marker" stanowczo pochodził z angielskiego słownictwa wprowadzonego
do pamięci komputera. John spytał znowu:

Czy marker jest dziełem Klee?

Tak.
John odetchnął z ulgą.
Damiano! Słyszałeś?

Tak, Komandorze. Czy mam polecieć, aby obejrzeć to z bliska?

Zgoda. Ale bądź ostrożny, Louis.

Tak jest, sir.
Damiano musiał być bardzo ostrożny, bo upłynęło prawie pół godziny, zanim jego
głos znowu dobiegł z głośnika:

Komandorze! Tu nie ma nic! Nic na optycznej, nic na radarze, żadnych błysków w
detektorze masy.

W porządku, Louis. Wracaj.
Do powrotu Damiano John i Bart przełączyli system detektorów w Berce na
zasięg w normalnej przestrzeni. Dalsze wypytywanie komputera nic nie wyjaśniało.
Komputer przypominał genialnego idiotę, który zaakceptował istnienie błysku,
objaśnił, że błysk znajduje się w pozycji markera i ... zgodził się, że na tym
miejscu nie ma nic materialnego!
W końcu Bart wzruszył ramionami.
Nie ma innego wyjaśnienia oprócz tego,
że musi to być jakiś znak umowny czy symbol zrozumiały jedynie dla Klee i ich
urządzeń. Chyba możemy przestać zawracać sobie tym głowę.Ale zastanawiało go to
i martwiło jeszcze w ciągu całej wielogodzinnej podróży powrotnej do regionu
Hohd. ..."
"Vez i John gapili się na niego w milczeniu. Omniarch uśmiechał się:
Nie
bądźcie aż tak przerażeni, moi przyjaciele i wspólnicy. Po prostu to fakt, choć
sam go tylko częściowo pojmuję, że Klee w pewnych granicach pokonali czas. Nie
mogli, oczywiście, podróżować w swoją własną przeszłość. Ale potrafili każdy
przedmiot, nawet niesłychanie duży, zatrzymać w czasie. Mogli również
przekazywać przedmioty w przyszłość. Sądzę, że nie ukończyli pracy nad tym
zjawiskiem, kiedy coś ich zaskoczyło czy odwróciło ich uwagę. Zdążyli tylko
stworzyć magazyny - coś w rodzaju kryjówek - aby przesłać zasoby, daleko w
przyszłość. bardzo okrężną drogą dostałem się do zaszyfrowanych wskazówek. I do
co naj
mniej dwóch bezzałogowych sond, które wysłali w daleką przyszłość.
Właśnie jedną z nich, uczynioną z olbrzymim rozmachem, nazwałem Vivarium. Jest
ono tak ogromne, że przy nim nawet taki statek wydaje się maleńki! A w nim,
Johnie Braysen, są wasze kobiety. A w nim Vez Do Hanie, jest olbrzymi zbiór
dzieł Klee, które ci obiecałem. ..."
"Po chwili oszołomienia John spytał:
Jak daleko w przeszłość jest Vivarium? I

przełknął ślinę
kobiety?"
"Ciemne, głęboko osadzone oczy Omniarcha zabłysły.
Około sześciu dolek, to
znaczy około trzynastu i jednej czwartej minuty. Ale równie dobrze mogłoby w tej
chwili znajdować się w innej galaktyce. ..."
"Omniarch szybko podał właściwe współrzędne. John znał to miejsce. Daleko w
Obszarze Nieciągłości między ramionami spirali. Prawie tak daleko, jak ich
ostatnia wyprawa na Bizh. ..."
"
John!
głos Barta kazał Braysenowi podejść do tablicy rozdzielczej i
uważnie patrzec na sferę. Na samym jej brzegu pojawił się purpurowo-niebieski
punkt, powoli przesuwający się ku środkowi kuli.

Pamiętasz to?
John pamiętał. I nagle zwrócił się do Omniarcha:
Czy właśnie tam się udajemy?

Właśnie tam, Johnie Braysem.
John spojrzał na Barta.
Byliśmy tam, słyszysz? Dokładnie w tym miejscu!

Tak, John
Bart uśmiechnął się łagodnie.
Ale przez cały czas byliśmy o
trzynaście minut za wcześnie. ..."
"Potem spostrzegł, że Omniarch ostrożnie ustawił przyrząd zdalnej kontroli
na podłodze i przyklęknąwszy, ostrożnie kręcił gałkami. John miał ochotę
krzyczeć: "Pośpisz się! Szybko!". Zobaczył, że Omniarch przerywa swoje
czynności, robi głęboki wdech wydymający jego baryłkowate ciało. Dwie włochate
dłonie drżały.

Szybciej!
Wydało się, że Omniarch klęczał tak godzinami. Dłonie powoli manipulowały
gałkami, głęboko osadzone oczy patrzyły w skupieniu na przyrząd. Potem Chelki
nacisnął coś, westch
nął i powoli wstał. John rzucił okiem na chronometr,
stwierdził, że minęło zaledwie siedemnaście minut.

Ile to jeszcze potrwa?
nie wytrzymał Bart.
Ciemne oczy przesunęły się uważnie po jego postaci.

Dwie minuty, być może.
John patrzył na chronometr
nie wydawało się możliwe, aby igła sekundnika
mogła poruszać się aż tak wolno. Minuta ... Pięćdziesiąt sekund ... Obrócił się
w stronę tablicy na izolatorach
nic na niej nie było widać. Przecież nie byli
w null. Spojrzał na przyrząd kontroli, na detektor masy, pracujący w normalnej
przestrzeni. Czego oczekiwał?
Cztery sekundy ... Trzy ... Dwie ...
Igła minęła wytyczony punkt i nic się nie stało. Znowu sekunda. Druga. Trzecia
... Nie wyszło! Nie wyszło!
John czuł, że ma ściśnięty żołądek. I nagle bez żadnego uprzedzenia, bez
najsłabszego dźwięku przyszła zmiana. Cały pokład, cała sala Centralnego
Sterowania zalane zostały pur
purowo-niebieską poświatą.
John z trudem wciągnął powietrze, przez głowę przemknęła mu paniczna myśl,
że jest to jakieś śmiertlene promieniowanie, które za chwilę przyprawi go o
ukłucie bólu i pieczenie mięśni, zanim jego ciało się rozpadnie. Nie czuł nic za
wyjątkiem nieznośnego napięcia przepony. Ale to uczucie znał od dawna. To
strach.
Vez powiedział coś, spokojny głos Omniarcha zabrzmiał:

To tylko wydalanie energii. Nie wątpię, że wszystko w zasięgu miliona mil
świeci. Spójrzcie na przednie ekrany!
John z bólem wciągnął urywany oddech. Niewyraźnie słyszał głos Ralfa Cole,
krzyczącego przez radio:
Komandorze! To ma prawie dwieście mil długości i
ponad pięćdziesiąt średnicy. Ale detektory masy ...
Klakson zabrzmiał z opóźnieniem. John z trudem wyciąnął rękę, żeby go
wyłączyć. Skąd wzięła się tutaj ta olbrzymia masa? Musiała się przecież
zmaterializować z niczego w tej teraźniejszości. Ate teraz była tutaj. Wszystkie
sensory upewniały go o tym nie zostawiając ani cienia wątpliwości.
Zdawał sobie sprawę, że Omniarch tłumaczył coś szorstko w języku Chelki
przez radio, pokazując włochatą dłonią ekrany. Potem John zobaczył maleńki
błysk, mknący w kierunku tego czegoś, co pozornie było tak blisko. Miał na tyle
przytomności, by krzyczeć:
Cole! Skieruj teleskop na tamten statek Chelki.
..."

**** Dodatek 2.
DIALOGI O POZORNEJ ŚMIERCI, SENSIE INDYWIDUALNEGO ŻYCIA I INDYWIDUALNEJ
ŚWIADOMOŚCI - CZYLI O FUZJI DWÓCH ŹRÓDEŁ PRZEKONAŃ


Najpierw dwa zdania, dlaczego ośmielam się, lub dlaczego uważam za celowe, aby
się wypowiedzieć na ten temat. Otóż nie dlatego, że jestem fanatykiem, czy też
wyznawcą idei reinkarnacji lub zwolennikiem określonej koncepcji mistycznej, po
prostu zajmując się całe życie problemami: komputery i matematyka a medycyna, a
później tzw. sztuczna inteli- gencja, neurofizjologia, psychologia lekarska i
psychosomatyka, zachowania prozdrowotne
* zauważyłem, że przyjęte, uznane teorie naukowe z zakresu wymienionych dziedzin
prowadzą do indukcyjnego wniosku, iż jest wręcz absurdalne przyjmowanie bez
zastrzeżeń, że człowiek po tzw. biologicznej śmierci znika raz na zawsze, ulega
absolutnemu unicestwieniu.
** ponieważ jednak nie widziałem, aby ktoś ten wniosek gdzieś spisał, więc
zgodnie z zasadą "że jak w pewnym momencie stanie się coś możliwe to to ludzie
zrobią" - napisałem książeczkę pt.: "Jesteś nieśmiertelny", z podtytułem "-
jeśli nie wierzysz to posłuchaj konkluzji fizyków, biologów i lekarzy o
wnioskach płynących z Zasady Antropicznej". Książka ta zdobyła pewien rozgłos,
stąd przekazywane mi pytania o wyjaśnienia dodatkowe, czasami w formie
udzielenia wywiadu, udziału w audycji czy wygłoszenia wykładu. Moja obecność
tutaj wynika z tych samych przyczyn.
Aby ułatwić pracę, no bo cóż, ostrzegam !! dysputa na zakreślony w tytule temat
jest ciężką pracą, przytaczam poniżej odpowiedzi na pytania, jakie już mi
postawiono.
--- Dlaczego sądzi Pan, że nie da się wierzyć w absolutne unicestwienie ?

Najpierw jeszcze o pewnych założeniach wstępnych owego indukcyjnego
wnioskowania przyrodniczego, prowadzącego do wniosku, że "nie znika się
zupełnie".
* Niewątpliwie od urodzenia chyba mam wpojone, że wszystko co widać ma jakiś
sens, co najwyżej jeszcze niepojęty lub jeszcze niesformułowany, ale sens na
pewno ma, bo świat bez sensu byłby światem chaosu, nieistnienia, jakiejś próżni
czy ciemności, a tu na około widzać rzeczy jako tako posklecane, a niektóre to
piekielnie skomplikowane; jeśli by wziąć choćby np. takiego człowieka lub
stworzonego przez niego robota.
** Drugie założenie metodyczne (o które łatwo każdemu jeśli pracuje na styku
dziedzin, a lekarz musi pracować na styku biologii, fizyki, psychologii, a
ostatnio także informatyki) to to, że jeśli chcieć rozumieć jako tako świat, tak
aby dopatrzeć się w nim właśnie sensu, to na poważnie należy traktować nie tylko
nauki "twarde" (fizyka ciała stałego, mechanika, elektronika), ale i owe nauki
"miękkie", które traktują o psychice, próbują mówić o świadomości, o softwarze
nie tylko komputerowym, ale i ludzkim, a więc "niejako o duszy ludzkiej" i stąd
już krok do tego aby do prób zrozumienia dołączyć całość folozofii, to co o
istocie rzeczy chcą powiedzieć artyści i ci którzy tworzą literaturę piękną.
Na zewnątrz pozostaje wtedy niejako jedynie religia, no cóż ona pozostaje na
razie na zewnątrz, gdyż sama tak chce, sama tak się ustawia, chce bowiem mówić o
sprawach, które z definicji nie mogą podlegać testowaniu przyrodniczemu. Sądzę,
że stanowisko to ulegnie zresztą wkrótce nieoczekiwanej modyfikacji.
--- To dobrze, że jest coś na zwnątrz, gdyż można to trakować jako teorię
odniesienia.

No właśnie szkopuł leży w tym, że tzw. "wielkie odkrycia", czy też "idee
naukowe" nie były wykonane bezpośrednio przy blacie stołu laboratorium, ale
raczej jako synteza wielu wcześniejszych eksperymentów. Synteza była jednak
wykonywana przez innego człowieka raczej przy biurku, przy tablicy, w fotelu lub
wręcz w łóżku w trakcie marzeń sennych, lub we śnie. Mam tu na myśli takie
sformułowania jak:
- teoria względności,
- teoria ewolucji,
- teorie psychologiczne Z. feuda i C.G. Junga,
- pojęcia automatu skończonego Turinga i maszyny von Neumana.
Są to więc myślowe modele świata. Koncepty religijne są także propozycjami
myślowych modeli świata lub Wszechrzeczy, spór lub istota odmienności podejścia
dotyczy jedynie tego: 1) jak wielkiego fragmentu świata model dotyczy, oraz 2)
postulowanego fragmentu źródła wiedzy, jaką model ów niesie.
Mówiąc jaśniej:
- religia postuluje, że wiedza jest objawiona i pochodzi od Boga, przy czym
wymienia ona dość obszerne święte Księgi, które zawierają zaakceptowany,
prawomyślny model Wszechrzeczy,
- reszta kultury (czyli nauka + filozofia + sztuka) czyli owo dopełnienie, albo
alternatywne, "bardziej wąskie", bardziej "przyziemne" spojrzenie twierdzi, że
to co aktualnie mówi, czyli kolejne proponowane modele "wylęgły się" w głowach
ludzi, przy czym zbudowane zostały także na podstawie ustaleń poprzednich
pokoleń, przez wielowiekowe dysputy, uzupełnienia, jak i przez uzupełnienia tego
co inni na ten sam temat sądzą.
Proszę zauważyć przy tym, że nauka (albo
lepiej owa reszta kultury) też wymienia, wskazuje palcem na księgi, w których to
zapisała, dając zresztą odnośniki do wcześniejszych i innych ksiąg.
--- Tu księgi święte, a tu księgi uczone ! które są ważniejsze ?

Szokujące w mojej postawie, być może, jest dla niektórych osób to, że nie
widzę wielkiej różnicy między tymi dwoma rodzajami ksiąg, co więcej sądzę, że
źródło inspiracji jest to samo!
--- Jak to ? tu umysł człowieka, a tu wiedza objawiona przez Boga i nie ma
żadnej różnicy ?

Nie ma, jeśli założyć, że układy pamięciowe umysłów ludzkich są układem
"rozproszonej sieci pamięci", tworzącej jednak pewien całościowy układ myślowy,
który można tu roboczo nazwać Tworem Nadrzędnym.
--- Dlaczego to ma niwelować różnice między wiedzą objawiona a wiedzą ludzką ?

Dlatego, że umysły współczesnych nam ludzi, odwołujące się do ustaleń
wcześniejszych pokoleń, można potraktować jako "regionalne bóstwo" - in statu
nascendi, lub innymi słowy jako raczkującą, dziecięcą fazę rozwoju lokalnego,
potężnego kiedyś w przyszłości bóstwa, które pojmie kiedyś nie tylko tajemnicę
życia, ale i tajemnicę odtwarzania czasoprzestrzeni. Sądy objawione pochodzą
natomiast z głębokich pokładów nieświadomości, są tam zamontowane genetycznie, a
po części modyfikowane w trakcie ewolucji kulturowej. Głównym autorem sądów
objawionych jest niejako "poprzedni Wielki Inżynier", który wpisał coś do
struktury naszych mózgów.
--- No, ale wracając do obecnej, polaryzacji między wiedzą ludzką a wiedzą
objawioną, to co Pan chciał powiedzieć?

To, że współcześnie powstaje sytuacja kiedy modele świata, formułowane na
styku fizyki, biologii, psychologii i "neural-computer - cognitive sciences"
obejmują tak obszerne fragmenty czasoprzestrzeni i wydarzeń w czasie jak i głębi
tłumaczenia świata, że dotyczą po prostu tych samych spraw co koncepty
religijne.
--- Co się stanie w tej sytuacji intelektualnej?

Według mnie wkrótce nastąpi fuzja tych dwóch podejść i ustanowienie kilku
nowych paradygmatów intelektualnych. Fuzja będzie miała charakter dosłowny, gdyż
po prostu zostanie zrozumiana komplementarność sądów i identyczność intencji,
ich ogólna niesprzeczność pomiędzy: (1) zamontowanym genetycznie w DNA i w
strukturze mózgu modelu Wszechrzeczy i celu ludzi pochodzącym od "poprzedniego
Wielkiego Inżyniera" a (2) modelem Wszechrzeczy pochodzącym od rodzącego się
umysłu nadrzędnego, jaki ustanawiają umysły ludzi. Od momentu fuzji będzie można
traktować poważnie i na serio, a na serio to znaczy z krytycyzmem, sądy płynące
z tych dwóch źródeł i łączyć je w operatywne aparaty pojęciowe. Oczywiście fuzja
najpierw nastąpi na poziomie intelektualnym. Fundamentaliści długo jeszcze nie
zauważą tego wydarzenia i długo jeszcze będą toczyć boje.
---- Jak na razie Pan mówi w swojej książeczce o nieśmiertelności swoim
językiem, używając swoich pojęć, no więc zapy- tam Pana po prostu
Dlaczego
sądzi Pan, że człowiek nie znika zupełnie, że niejako "zmartwychwstanie", lub
jak Pan; zdaje się; to ujmuje: - "jego duch zostanie jeszcze kiedyś wykorzystany
na nowo" !!

Trudno jest przedstawić przesłanie mojej książki krótko, tak aby było ono
jednocześnie przekonywujące. Postaram się więc aby uczynić to poprzez kilka
sformułowań, poczynając od ujęć najkrótszych i później przechodząc do bardziej
przekonywujących streszczeń mojej głównej idei, lecz niestety za to dłuższej i
trudniejszej.
Mówiąc najkrócej i najprościej, lansuję nowy paradygmat z zakresu filozofii
przyrody, dotyczący jednak również sensu ludzkiej egzystencji.
Paragdygmat ten sprowadza się do stwierdzenia:"JESTEŚ NIEŚMIERTELNY, GDYŻ JESTEŚ
CZĘŚCIĄ NADRZĘDNEGO TWORU MYŚLĄCEGO, KTÓRY MOŻE ISTNIEĆ TYLKO POPRZEZ STAŁE
STWARZANIE SIEBIE NA NOWO I POTRZEBUJE DO TEGO NIEJAKO MŁODSZYCH, CZYLI SWOJE
WCZEŚNIEJSZE STADIA ROZWOJOWE".
Nieco dokładniej moźna wysłowić to następująco:
Nie jest możliwe, aby zniknąć z tego świata zupełnie
- gdyż każdy z nas jest częścią składową dużego, nadrzędnego tworu myślącego,
- który istnieje przez to, że stale na nowo siebie stwarza,
- dlatego dokonuje teraz tak szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, aby coś
ustalić, a potem się odrodzić,
- przy czym, aby się odrodzić, będzie potrzebował on niejako młodszych od
siebie, swoje wcześniejsze stadia rozwojowe, niejako wcześniejsze ogniwa, jakie
się na niego składają, jako że twór ten jest czasowo-przestrzenny,
- czyli dokona on re-utylizacji, albo jak kto woli re-animacji nas samych.
Wprowadzając już nieco argumentów uzasadniających tę tezę, to samo można
wyrazić następującym opisem tego co obserwujemy i tego co na zasadzie
ekstrapolacji i wnioskowania indukcyjnego da się przewidywać:
a) ten, obserwowany przez nas Wszechświat "zginie" lub inaczej! dąży do czegoś,
zapewne do jakiegoś punktu przemienienia, jakiegoś swojego kresu, punktu
zwrotnego!
b) to co się obserwuje polega na przyroście komplikacji, przyroście wiedzy,
przyroście zrozumienia, zapewne więc zanim Wszechświat osiągnie swój kres (punkt
przemienienia), czyli "zanim zginie", "zrozumie sam siebie", ustali zasady
swojej budowy i działania oraz zasadę odradzania się,
c) pod koniec aktualnej drogi rozwoju, Wszechświat będzie znał już więc przepis
na nową swoją wersję,
d) posiadanie przepisu, projektu to za mało, aby utworzyć nowy twór musi być
jeszcze procesor, który ten przepis zrealizuje,
e) w przyrodzie ożywionej, np. w procesie odradzania się ludzi, przepis znajduje
się w obrębie "genomu komórki jajowej i plemnika", a procesorem jest organizm
matki", nowy obiekt jest wytwarzany przez tego samego typu obiekt, tyle że
pokolenia "n-1",
f) wykorzystując we wnioskowaniu obserwowany w przyrodzie fenomen echowości
można przypuszczać, że przepis na nową postać Wszechświata zostanie zrealizowany
przez stary Wszechświat,
g) ludzie, "którzy żyli", "którzy żyją" i "którzy będą żyli", ich ślady, tkwiące
w strukturze czasoprzestrzeni, będą musiały być więc ponownie użyte. Ze strony
Tworu Nadrzędnego jest to re-aktywacja śladów pamięciowych lub re-utylizacja,
ale od strony owych jednostek jest
to re-animacja, powołanie do jakiejś formy bardziej aktywnego istnienia,
h) wynikałoby więc z tego, że obecne życie nie jest jedyną aktywnością, jaką nam
przyszło prowadzić, że będziemy jeszcze potrzebni.
--- Z tego co Pan powiedział o owym szybkim akumulowaniu wiedzy i przyroście
zrozumienia Wszechświat to tak jakby umysł. Czy tak ?

Tak, ale jeśli założyć, że Wszechświat jest po prostu "dużym tworem myślącym"
to powstaje pytanie, co składa się na twór myślący. Otóż twór myślący musi mieć:
(1) po pierwsze pamięć, tzn. (a) układ pamięciowy, (b) zawartość pamięci, czyli
pamięć "załadowaną", (2) a w trakcie myślenia ; analogicznie do pracy mózgu;
zapewne musi on pewne obrazy "z" lub "w" pamięci wywoływać lub uczynniać,
reaktywować na czas danego etapu "przetwarzania", lub lepiej "manipulacji
myślowej", (3) dalej z analizy sposobu pracy m ó z g u człowieka wiadomo, że w
trakcie takiej manipulacji myślowej, kilka obrazów mentalnych zostaje
aktywowanych, po to aby utworzyć niejako "teatr wydarzeń", po czym są one jakoś
łączone, tworzą pewien układ, sieć ; realizowany jest więc, nowy niejako, inny
byt z bytów poprzednio zapamiętanych.
* No i teraz już krótko i konkretnie, przy owym założeniu, że Wszechświat jest
po prostu "dużym tworem myślącym" to wtedy :
# 1. czasoprzestrzeń jest jego rusztowaniem, a zwłaszcza rusztowaniem układu
pamięciowego,
# 2. ludzie zmarli, albo lepiej ich duchy (przy czym słowa "ich duchy" definiuję
w swojej książce przyrodniczo i ściśle) byliby zawartością pamięci owego
nadrzędnego tworu myślącego",
# 3. "ludzie żyjący" byliby tworami analogicznymi do procesów percepcji
pracującego mózgu ludzkiego, --analogicznymi, a więc na poziomie "dużego
nadrzędnego tworu myślącego" -- także byliby wrażenami barwnymi, internsywnymi,
# 4. jeśli się trzymać metafory, że "żyjący człowiek" to tyle ile "percepcja
działającego mózgu", to oznaczałoby to, że "życie służy do zbudowania ducha
człowieka", który jako pewne wspomnienie, będzie jeszcze przydatny w formie
wyobrażenia, realizowanego przez mózg nadrzędny,
# 5. uściślając jednak, i dalej trzymając się tej metafory, należy zauważyć, że
żyjący i działający mózg ludzki dokonuje nie percepcji pojedynczych, wyrwanych z
kontekstu obiektów, ale niejako percepcji (sekwencji percepcji) grup obiektów,
jakoś połączonych, tworzących, można by powiedzieć, pewne "kompleksy". Percepcje
nadrzędnego tworu myślącego to więc percepcje ludzi związanych z jakimiś innymi
ludźmi, zwartych, połączonych jakimiś więzami, tworzących jakiś nowy wytwór
myślowy, jakąś ideę; mówimy "brain child".
Dla ilustracji mojej ostatniej myśli przytoczę tu cytat z wypowiedzi Jose
Ortega y Gasset'a, który mówiąc o myślącym mózgu ludzkim powiedział: "po to aby
stworzyć jakieś poję- cie, trzeba pozostawić za soba rzeczywistość - nie całą
wprawdzie, często jednak jej najbardziej interesujące aspekty".
--- Twierdzi więc Pan, że wywołanie z pamięci, reaktywacja przez owy "nadrzędny
twór myślący" jest ekwiwalentem "przywołania do życia", przynajmniej do "pewnej
formy życia". Po coż jednak ten "nadrzędny mózg", tak intensywnie myśli?

Chyba z tych samych powodów co my; czyli: żeby przetrwać; żeby zapewnić sobie
możność trwania w czasie, nie rozstrzygając, czy jest to nasz czas, czy jakiś
inny. Zapewne wymaga to jakichś cyklicznych przemian, jakiejś formy odrodzenia.
Po co człowiek jeszcze myśli ? : nie tylko po to, aby przetrwać, czasami tylko
dla satysfakcji, po to aby się bawić. Doświadczenia nasze ludzkie mówią nawet,
że życie daje satysfakcję, wtedy kiedy starając się o coś, nie robimy tego na
zasadzie totalnego przymusu.
--- W Pana wywodach widać bardzo wiele "antropomorfizacji" - owych metafor,
między człowiekiem, a owym postulowanym tworem nadrzędnym, którego, według Pana,
jesteśmy częściami i to, na dodatek, w jego wczesnym stadium rozwojowym.

To prawda, że swój wywód często opieram na uznanej przez innych przyrodników
"zasadzie e c h o w o ś c i ", która mówiąc w skrócie stwierdza, że obserwując
przyrodę, naturę spotrzega się często, a właściwie z reguły, że istota pewnego
zjawiska jest niejako powtórzona na wyższym poziomie komplikacji.
Dla przykładu, organizm składa się z komorek,a społeczeństwo składa się z
osobników. Komórka ma centrum kontrolno-zarządzające w postaci jądra
komórkowego, a osobnik takie centrum w postaci mózgu; komórki się rozmnażają,
przekazując przepis na samą siebie, na określoną postać komórki do wnętrza
komórek potomnych, a ssaki, także ludzie, rozmnaża- jąc się, także przekazują
"przepis na konstrukcję organizmu" do wnętrza osobników potomnych; dalej,
wszystkie sensowne byty mają dwie formy istnienia, "dwie fazy istnienia": w
formie [ przepisu, projektu, inaczej zapisu kodowego], bądź w formie [żywej,
w formie realizacji, kiedy ów projekt zostaje niejako zrealizowany], dotyczy to
zarówno robota, stworzonego przez człowieka, który najpierw musiał istnieć w
formie koncepcyjnej, na deskach projektantów, a dopiero potem zaczął "łazić", i
dotyczy to także człowieka, który jest określony przez zapis kodowy, zawarty w
komórce jajowej i plemniku, a potem istnieje w formie żywej.
--- Zdaje się, nie wymienił Pan tutaj jeszcze jednego przykładu, czy też prawa
przyrodniczego, ilustrującego zasadę echowości, która jest akurat zasadnicza dla
możności doprowadzenia do ostatecznej konkluzji w Pana wywodzie, która
stwierdza: że [duch człowieka może zostać re-utylizowany, czyli że może
zachodzić pewna forma "zmartwychwstania", lub może lepiej reanimacji].

Tak ten fenomen przyrodniczy polega na tym, że nowy twór ożywiony (techniczny
zresztą też) powstaje według pewnego przepisu, według pewnego, istniejącego
wcześniej projektu, ale ponieważ projekt ten musi "ktoś zrealizować", więc
realizuje go zawsze "tego samego typu osobnik" (lub obiekt), tyle że pokolenia
"n-1".
Osobnik pokolenia "n" może być obdażony nowymi cechami, poprawką,
przyrostem informacji, może to być wręcz przedstawiciel nowego gatunku; lecz
wytwarza go organizm matki; a więc prawie, taki sam osobnik, tyle że z pokolenia
"n-1". Mówiąc krótko: "w przyrodzie ożywionej procesorem jest tego samego typu
obiekt, tyle że jest to obiekt "n-1" tego pokolenia.
--- No dobra, ale dlaczego to takie ważne ?

Dlatego, że skoro widzimy iż Wszechświat podąża od jakiegoś momentu narodzin
(Big Bang Theory), ewoluuje i zmierza do jakiegoś punktu przemiany, w odległej
przyszłości (nazywanego zresztą przez Teiharda de Chardin punktem W), to można
przypuszczać, że w chwili kiedy poznanie "wszystkiego" będzie już bardzo duże (a
wiedzieć to móc), i trzeba będzie posiadany "przepis" na nową wersję
Wszechświata zrealizować, to procesorem (tym co przepis realizuje) będzie stary
Wszechświat, czyli właśnie obiekt - "n-1".
Ale to oznacza, że wtedy wykorzystany zostanie dotychczas powstały
Wszechświat; zostanie wykorzystane wnętrze kuli czasoprzestrzeni; - w którym
tkwią twory przeszłe; a więc odwzorowanie osób żyjących wcześniej; tak jak to
mówię "ich duchy".
Musiałoby wtedy dojść do re-utylizacji nas samych - naszych duchów, ale
utylizacja ducha pewnej osoby oznacza jakąś formę jego uczynnienia,
re-aktywacji, re-animacji.
--- Poproszę chyba jednak, aby zechciał Pan zdefiniować ściśle jak rozumie Pan
słowa "duch pewnej osoby" ?

Otóż każdy z nas przyzna, że jeśli jakiś układ pamiętający zapamiętuje
wszystkie "istotne cechy obiektu", to obiekt taki może być odtworzony w
przyszłości, czyli układy pamiętające zapewniają "pewną formę nieśmiertelności".
Dla właściwego rozumienia tej tezy należy podkreślić, że na ogół fotografia,
film, czy też zapis pisemny, mimo że są przenoszone przez układy pamiętające w
przód, to jednak przenoszą one tylko zewnętrzne pozory obiektu i na tej
podstawie nie daje odtworzyć się ich zupełnie.
Każdy kto kiedyś napisał w życiu samodzielnie chociażby jeden program
komputerowy, z łatwością wyczuwa jednak co oznacza odwzorowanie kompletne;
odwzorowanie wszystkich istotnych cech obiektu; np. opracowanie i zapamiętanie
pewnego krótkiego programu, który jest w stanie narysować na ekranie monitora
zawsze, w dowolnej chwili, również w odległej przyszłości, pewną skomplikowaną
figurę geometryczną. Tu należy wprowadzić pewną komplikację. Program komputerowy
w postaci "źródłowej" to w zasadzie ciąg zdań, jest to "przepis" (zasada
konstrukcyjna - projekt) na obiekt. To jednak już mówiłem, że wszystkie sensowne
obiekty istnieją naprzemiennie w dwóch fazach, w postaci zapisu kodowego i w
postaci ożywionej. Zrozumiałe jest także, że obiekty są przenoszone w czasie w
przód, ku przyszłości na ogół w formie zapisu kodowego (przepisu, projektu).
W mózgu człowieka, w odróżnieniu od komputera, zapamiętywane są nie tyle
takie "opowiadanka", ciągi zdań a la "wiersz", lecz ślady po "żywych niegdyś",
zaistniałych kie- dyś percepcjach, łącznie z ich kontekstem.
Mówiąc przyrodniczo ściślej, albo inaczej, używając pojęć z zakresu
neurofizjologii, zapamiętanie pewnego zdarzenia, obrazu, pewnego przedmiotu lub
osoby, polega na zostawieniu śladu w sieci połączeń pomiędzy neuronami,
sprawiają- cych, że pewien fragment tej sieci jest funkcjonalnie wyróżniony i
tworzy pewien uczynniony (na współ wzbudzony, potencjalnie gotowy) układ
połączeń.
To co tkwi w pamięci mózgu, ów ślad pamięciowy, engram, to ślad niejako w
tym samym miejscu", gdzie realizowana była percepcja, tyle że teraz układ nie
jest w pełni wzbudzony, lecz jedynie potencjalnie gotowy. Wyciągnąć z pamięci
znaczy "wyobrazić sobie", wywołać obraz mentalny, a to oznacza wzbudzić,
re-aktywizować, lub re-animować ów czekający, gotowy, na współ wzbudzoby układ,
ten sam, który był uczynniony wcześniej, w żywej fazie percepcji.
W mózgu ludzkim istnieje więc coś pośredniego pomiędzy zapisem kodowym
(projektem na obiekt) a obiektem ożywionym, istnieją tam ślady po obiektach
niegdyś istniejących.
Odwołując się więc ponownie do tej antropomorfizującej metafory między
"mózgiem ludzkim a umysłem stanowiącym Wszechświat" można powiedzieć że:
duch żyjącej niegdyś osoby to ślad pamięciowy, rodzaj engramu, jaki osoba ta
pozostawiła w strukturze ewoluującej, przemieniającej się czasoprzestrzeni.
--- A więc według Pana, Wszechświat w chwili "przemienienia" wykorzysta nasze
duchy, niejako je re-animuje, po to aby się odrodzić. W pana teorii Wszechświat
to nie tylko wielki twór myślący, ale twór walczący o swoje istnienie, twór
który musi się po pewnym czasie przemienić, czy też odrodzić, który jest sam dla
siebie niejako matką, który stale na nowo się stwarza!

Czy stwarza (przemienia) się stale na nowo ? To jest znaczne rozszerzenie
problematyki, to jest ruszenie zagadnienia: "czy istnieje wiele cykli?". Ja
starałem się mówić o tym jednym okresie ewoluującego Wszechświata, który widać!
--- Wróćmy do momentu kiedy to mówił Pan, że czasoprzestrzeń i tkwiące w niej
twory materialne to rusztowanie dla dużego nadrzędnego tworu, który myśli, i że
układ pamięciowy tego tworu to ślady pamięciowe po ludziach, którzy zmarli! Ten
moment rozumowania wydaje mi się niejasny! czy mógły Pan wyjaśnić bliżej, jak to
zmarły człowiek "może stanowić ślad pamięciowy"?

A więc można by to wyrazić w ten sposób :
* 1. Każdy układ pamiętający zapewnia pewną formę nieśmiertelności.
* 2. Rozpatrzmy, na początek, najprostrze układy pamiętające, takie jak albumy
fotografii, filmy, taśmy video, książki. Zapamiętują one tylko powierzchowne,
zewnętrzne pozory prezentowanych obiektów.
* 3. Jeśli zostaną zapamiętane wszystkie istotne, kluczowe cechy obiektu, to
obiekt moży być odtworzony w przyszłości "zupełnie". Przykładem mogą być
programy komputerowe np. rysujące na ekranie monitora figurę kolorową, które
przechowywane w pamięci komputerowej, mogą ją zawsze odtworzyć, jeśli tylko
będzie istniał procesor.
* 4. Sposób zapamiętywania programów komputerowych, to jednak sposób na
zapamiętywanie "zapisów kodowych" - jak listy, książki, przepisy kulinarne.
Mówiłem już wcześniej, że wszystkie sensowne byty istnieją zazwyczaj w dwóch
formach - zapisu kodowego i formie ożywionej.
* 5. Istnieje jednak sposób zapamiętania - taki jak w mózgu człowieka, gdzie
zapamiętywane są "engramy" w postaci "podwyższenia aktywności" połączeń w sieci,
strukturze, tak iż jest ona "potencjalnie gotowa" !
* 6. Czasoprzestrzeń ma własności układu pamiętającego:
- to co widzimy na niebie działo się dawno temu,
- czasoprzestrzeń ma strukturę ziarnistą,
- nikt nie przeczy (po stworzeniu pojęcia czasoprzestrzeni i nałożeniu na to
pojęcia modelu ekspandującej kuli i "ewolucyjności" Wszechświata), że przeszłość
istnieje,
- co najwyżej mówi się, że "niedobrze" byłaby przenosić się w przeszłość, gdyż
zaburzałoby
to relacje przyczynowo-skutkowe,
- lecz z drugiej strony, obmyślono już teoretyczne sposoby na podróż w
przeszłość poprzez wytwarzanie tzw."wormholes".
* 7. W przeszłości tkwią ślady pamięciowe po ludziach zmarłych, ale jeśli
ponownie wykorzystać metaforę między mózgiem człowieka a umysłem nadrzędnym, to
taki ślad pamięciowy, jeśli tylko go niejako "szturchnąć", popchnąć, czyli
połączyć się z nim, i wzbudzić, - wtedy staje się on aktywny, - jest niejako
reanimowany.
* 8. Jeśli mamy więc odpowiednie podłoże dla układu pamięciowego, a w tym
wypadku ma być to czasoprzestrzeń i rozumiemy jak zapamiętuje się w ziarnistej
strukturze, pamiętającej "ślad pamięciowy", i wiemy, jak taki ślad wzbudzić
wtedy w sposób racjonalny możemy uznać możność re-animacji kogoś kto żył
dawniej.
--- W jednej z poprzednich, skrótowych prezentacji Pana tezy, powiedział Pan, że
proces odrodzenia się Wszechświata zapewne zachodzi w sposób analogiczny do
urodzenia się człowieka, potomka. Powiedział Pan, że przepis, albo lepiej
program na organizm dziecka, znajduje się w zapłodnionej komórce jajowej, i że
program ten realizuje organizm matki. Mam proste pytanie, skąd się ten program
wziął?

Poruszyła tu Pani niezmiernie istotny problem iteracji, takiej iteracji, która
zabezpiecza, aby złożony, skomplikowany twór odradział się z elementów
prostrzych. Wykonajmy więc następujący eksperyment myślowy:
a. Rozpatrzmy sieć komputerów złożonych z jednego większego, który realizuje
obszerny złożony program, który sprawia, że są wysyłane podprogramy drogą
kablową lub przez radio, (bo to przecież obecnie już możliwe) do sieci
mniejszych komputerów położonych na obwodzie.
b. Załóżmy teraz, że ktoś podejdzie do jednego z tych komputerów obwodowych i
wymaże ów podprogram albo nawet zniszczy cały taki komputer obwodowy.
g. Postawmy teraz pytanie, czy forma istnienia, np. pulsująca figura wyświetlana
na ekranie przez ów podprogram przestała istnieć ? albo czy ów podprogram
przestał istnieć ? albo nawet pytanie, czy zniszczenie owego obwodowego
komputera jest ważne ?
d. Otóż, każda osoba, która zna trochę informatykę i napisała kiedyś
samodzielnie jakiś program komputerowy, odpowie zapewne z pełnym przekonaniem,
że -1- program, a tym bardziej wytworzona przez niego forma nie przestała
istnieć, gdyż w każdej chwili może być na nowo przesłana z komputera głównego
albo pobrana z komputera sąsiedniego. Zniszczenie komputera obwodowego nie jest
ważne, jeśli gdzieś zapamiętany jest "projekt techniczny", określający jego
budowę i jeśli gdzieś istnieje "fabryka" zdolna komputer ów, według tego
projektu, odtworzyć.
e. Załóżmy teraz, że ów duży, główny komputer, którego istnienie wymaga,
powiedzmy, dużej przestrzeni i dużej ilości energii dla jego zasilania
przestanie istnieć. Powstaje pytanie, w jakich warunkach sytuacja mogłaby być
odtworzona tak, aby przywrócić poprzednią sytuację, która zapewniała "wieczne
trwanie" owej sieci komputerów wyświetlających formy. Otóż wydaje się, że byłoby
to możliwe gdyby:
z. Podprogramy zachowane w licznych, małych komputerach obwodowych, na wskutek
swojej działalności odtworzyłyby istotę owego założonego, obszernego programu
głównego. Cykl mógły się więc wtedy powtarzać.
h. Śledząc nasz eksperyment myślowy, może powstać jednak pytanie, dlaczego
sensowny może być taki udziwniony sposób trwania w czasie owej sieci komputerów.
Otóż może to być wywołane bądź koniecznością, bądź wygodą.
J. Może jest tak, że ów obszerny, złożony program ogólny nie może istnieć na
stałe ze względu na ograniczenia topologiczno-fizyczne, ze względu na
konieczność "pulsacyjności kształtu czasoprzestrzeni".
i. Ograniczenie może być jednak innego typu, znacznie mniej twarde", ale
bardziej dokuczliwe. Może być tak, że bytowanie w owej "rozwiniętej,
przyszłościowej" formie jest zbyt statyczne, zbyt nudne, że dla uzyskania
niejako pełni życia jest lepiej "stale stwarzać siebie na nowo", aby "być na
nowo znowu młodym", aby badać różne warianty, aby żyć na różne, inne sposoby.
Proszę zauważyć, że "przenosząc się" na mocy metafory do życia pojedynczego
człowieka, łatwo sobie jest uświadomić, że większość ludzi odczuwa tęsknotę za
możnością życia na inną modłę, na różne sposoby.
W życiu ludzi obserwowany jest również fenomen, że jest często jakiś
starszy "mistrz", który stara się kształcić osoby młodsze, po to aby któraś z
nich "zajęła niejako jego miejsce", jakkkolwiek nigdy nie będzie ona tą samą
osobą, lecz co najwyżej osobą duchowo podobną.
Podsumowując, odpowiedź na pytanie skąd bierze się program określający
organizm człowieka, brzmi mniej więcej tak: Program ten jest pochodną szerszego
procesu budowy coraz bardziej złożonych programów, przy czym proces ten ma
charakter iteracyjny, a iteracje odbywają sie w czasie. W trakcie takiego
czasowo-przestrzennego procesu zachodzącego na kszałt fali, budowane są zapewne
etapowo, z elementów prostrzych "podzespoły" i w końcu obiekt o s t a t e c z n
y , który i s t n i e j e aktywnie tylko w p e w n y m s e n s i e lub tylko c z
a s o w o , i dlatego stara się, aby doprowadzić do "powtórki całości procesu".
--- Jest to chyba związane z Pana konceptem względnego istnienia przyszłości ?

Tak, i z pojęciem "odchłani" i tzw. "najbardziej zewnętrznej ramki". Mówiąc
inaczej, możliwie jasno, przyszłość istnieje - tyle że być może tylko w formie
względnej - tzn. być może "aktywizuje się" dopiero wtedy, gdy "fala życia, fala
percepcji" w owym komputerze systolicznym, tkwiącym, czy lepiej, działającym w
owej odchłani - dotrze dalej, - dotrze bardziej w przyszłość i ją niejako
stymuluje, wznawia. Byłby to proces analogiczny do procesu "przenoszenia
kontroli działania pewnej procedury : od procedur najprostrzych, najbardziej
"zagnieżdżonych", do coraz bardziej nadrzędnych, aż do najbardziej "zewnętrznej
ramki", czyli części programu iteracyjnego, która jest prostym, jednym zdaniem,
które tym nie mniej proces inicjuje. Dla większości czytelników ten fragment
wywodu może być jedynie metaforą, lub wypowiedzią alegoryczną, lub nawet
mistyczną, lecz dla informatyków budujących programy iteracyjne jest to "chleb
codzienny".
--- Według Pana teorii, owa re-animacja czy re-utylizacja, albo owe wywołanie z
pamiędzi następuje niejako rzadko, lub inaczej, następny raz wystąpi po całych
wiekach. Jest to więc inny koncept niż koncept re-inkarnacji !

To prawda, że moje wnioskowanie typu indukcyjnego, wywodzące się z uznanych
teorii z zakresu: fizyki czasoprzestrzeni, kosmologii, genetyki molekularnej,
neurofizjologii i nauk o współczesnych komputerach, prowadzi do przedstawionych
wniosków, dotyczących naszej śmiertelności - czy też nieśmiertelności, które
mają taka wymowę, że:
* Jest nadrzędny wielki twór myślący, który myśli - no właśnie - raczej
percepuje rzeczywistość w cyklach, w postaci "fal", "przelewających się" niejako
przez pewną "odchłań" (słowo odchłań spróbuję określić później nieco ściślej),
działa jak komputer komórkowy, stosując systoliczny (rzutowy) sposób
przetwarzania, można nawet przewidzieć, że systoliczny sposób przetwarzania o
pewnej stałej czasowej cyklu rzędu ok. 50 miliardów lat. Ów Umysł działałby w
pewnym cyklu, my bylibyśmy niejako w 1/3 rozwoju aktywnego cyklu, przed punktem
rozwojowym, który nazywam punktem RB, czyli na krótko przed punktem REGIONALNEGO
BÓSTWA, czyli, tworu, który zrozumie zasadę życia biologicznego, ale tworu,
który nie będzie znał jeszcze zasady stwarzania czasoprzestrzeni.
--- No właśnie, więc to niewiele ma wspólnego z ideą re-inkarnacji !

Początkowo właśnie tak myślałem, ale będąc konsekwentny musiałem uznać,
właściwie już po napisaniu i opublikowaniu książki "Jesteś nieśmierletny" i jej
uzupełnieniu w postaci książki "Funkcja Ewy", niejako pod wpływem dyskusji, że
ja w istocie proponuję pewną formę re-inkarnacji, tyle że "re-inkarnacji po
wiekach", w bardzo długim cyklu, w zasadzie "pewną formę zmartwychwstania",
zgodnie z trzecim członem - według terminologii Junga, który podzielił cały ten
krąg zagadnień w swojej słynnej pracy pt. "Uber Wiedergeburt" na cztery
możliwości :
1/ metapsychoza - wędrówka dusz obiektów,
2/ reinkarnacja - czyli odrodzenie się głównych zarysów osobowości,
3/ właściwe "zmartwychwstanie" - w formie - : a. rozu mianej prymitywnie - czyli
" w tym samym ciele" i formie, b. rozumianej jako ożywienie "subtle body"
(corpus glorofications), lub ewentualnie:
4/ jakiejś formie odrodzenia (rebith, renovatio - czyli przy założeniu
odrodzenia w tym samym cyklu), czyli przez transmutację lub transfigurację
ciała.
* No, ale właśnie kontynuując rozważanie przenośni (metafory), zestawiającej
mózg ludzki i ów duży umysł nadrzędny, musiałem sobie niejako przypomnieć, że
mózg człowieka dzia- ła, jeśli uwzględnić podział jego pracy na odcinki czasu,
na sekwencje operacji w czasie - mniej więcej w ten sposób, że najpierw na coś
patrzy, percepuje, spostrzega, a później odwraca wzrok, zamyka oczy, kładzie się
na tapczanie i myśli, a jeśli nie jest to typ człowiek myśliciela - skłonnego do
filozofowania, to człowiek taki przynajmniej wtedy, gdy kładzie się do łóżka, ma
pójść spać, snuje marzenia, plany, a gdy zaśnie "śnie mu się coś" !
* Jeśli tak działa mózg człowieka i stale starać się wznawiać naszą dysputę w
ramach rozważania owej "przenośni - metafory" - "mózg ludzki - umysł nadrzędny"
to w takim razie ów umysł nadrzędny :
- po pierwsze, w trakcie percepcji musi wykorzystywać wcześniej zapamiętane
"ślady pamięciowe" - z kilku powodów np. po to aby umieć rozróżniać obiekty
znane od nowych nie znanych,
- po drugie, umysł ów, w trakcie gdy nie patrzy, nie percepuje, nie spostrzega,
wtedy "wyciąga" on z pamięci obrazy mentalne i je zestawia, nakłada na siebie,
buduje z nich większe całości, zależnie zresztą od fantazji, osobowości, energi
życiowej owego umysłu,
- po trzecie, umysł gdy śni ma wtargnięcia z obszaru nieświadomości.
--- No dobrze, ale jakie wnioski płyną z obecnych Pana rozważań, dla idei
re-inkarnacji - idei, takiej jak ona jest rozumiana obecnie ?

# 1. A no takie, że jeśli podtrzymywać tezę, że w naszym czasie wszystko
dzieje się niejako szybko, a czas cyklu myślowego "dużego umysłu nadrzędnego"
jest niejako "wolniejszy", to my teraz jesteśmy w króciutkiej fazie percepcji,
fazie życia, fazie "tworzenia duchów", które, być może, będą wykorzystane w
przyszłości, ale w tej akurat fazie, możemy - co najwyżej, doświadczać
wspomnianego zjawiska :
# 2. które polega na konieczności wykorzystywania wcześniej przeżytych wrażeń,
wcześniej zapamiętanych śladów pamięciowych, po to aby rozróżnić to co znane od
tego co nowe. Myślę, że akuratco do tego, to jest pełna zgodność, każdy z nas
wykorzystuje wiedzę zdobytą przez przeszłe pokolenia, aby ustosunkować się do
nowozastawanych doświadczeń, przeżyć, spostrzeżeń, obserwacji.
# 3. Jeśli jednak rozważymy, nawet krótki moment naszej własnej refleksji, nawet
wykonywanej na szybko, w trakcie intensywnej obserwacji, percepcji zdarzeń, to
uderzają nas doznania tzw. "iluminacji", czyli doznanie, że coś stało się dla
nas jasne dzięki jakiejś sile zewnętrznej, która nas oświeciła.
Na poziomie owego "nadrzędnego umysłu" jest to, być może, wpływ śladów
pamięciowych duchów, tkwiącej w owej "odchłani", jescze z czasów poprzedniego
cyklu ! Byłby to więc rodzaj wpływania na nas przyszłości. Przykładem takich
wpływów, znanych nam z ludzkich doświadczeń, mogą być efekty transferu licencji,
wysoko zaawansowanej technologii na teren kraju zapuszczonego.
# 4. Ważniejsze jest jednak to, że nie sposób powiedzieć, jakie są subiektywne
następstwa re-utylizacji śladów pamięciowych w okresach, nie tyle percepcji, ile
w etapie rozmyślań" owego "dużego nadrzędnego umysłu".
# 5. Implikacje mojej teorii dla idei re-inkarnacji, takiej jak pojmowana jest
ona obecnie, powiedzmy w różnych daleko-wschodnich systemach filozofii, mogą
wynikać jeszcze stąd, że wcale nie jest, raz na zawsze, ustalone, że
czasoprzestrzeń ma postać czterowymiarowej kuli oraz, że teoria Wielkiego
Wybuchu jest ostatecznym sposobem widzenia spraw.
Otóż niezależnie od wysiłków myślowych fizyków-teoretyków i kosmologów, nad
formą, czy też postacią czasoprzestrzeni, myślą także matematycy-topolodzy. Dla
nich czterowymiarowa kula, czyli komplikacja wystarczająca twórcom teorii
względności, czy też teoretykom "Big Bangu", a nawet inflacyjnej wersji tej
teorii kosmologicznej, jest "dziecinnie" prostym tworem. Dla topologów
czasoprzestrzeń może być torusem, który ma taki kształt jak dętka lub precel,
lub, że tak powiem "gorzej", bo może to być jakiś rodzaj tzw. "płaszczyzny
rzutowej", np. czapa krzyżowa lub tzw. butelka Keina, czy któryś z rodzajów tzw,
rozmaitości trójwymiarowych. Otóż w czasoprzestrzeni, która miałaby tak
skomplikowany kształt strzałka czasu mogłaby mieć różny zwrot, czas mógłby mieć
charakter cyrkularny, ze zmiennym zwrotem strzałki, a procesy przemieniania
materii i energii mogłyby nie spełniać II-iego prawa termodynamiki. Jeśli
jednocześnie taki skomplikowany twór topologiczny określałby nadal
czasoprzestrzeń, rozumianą jako "szkielet tworu myślącego", to wtedy reaktywacja
duchów osób żyjących wcześniej mogłaby zachodzić, nie tyle w cyklach raz na 50
miliardów lat, ale w różnych okresach czasu, zmiennych, nawet "w zależności od
umiejscowienia rozpatrywanych wydarzeń", np. "mapie butelki Kleina", czy też
"rozmaitości trójwymiarowej".
Mówiąc więc krótko, jeśli podtrzymywać mój wywód, przedstawiony wyżej i
jednocześnie założyć, że postać, forma czy też kształt czasoprzestrzeni ma taki
rząd skomplikowania jak "płaszczyzna rzutowa" o charakterze butelki Kleina lub
np. pewnych rozmaitości trójwymiarowej (trój-rozmaitości) to wtedy to co mówią
dalekowschodnie doktryny filozoficzne o reinkarnacji może brzmieć sensownie,
nawet w świetle aparatu pojęciowego współczesnych, wykształconych ludzi,
starających się wyciągać wnioski syntetyczne z konglomeratu takich dziedzin
wiedzy, jak właśnie topologia, fizyka czasoprzestrzeni, kosmologia, genetyka
molekularna, neurofizjologia i nauki o poznaniu (nauki o komputerach, zwłaszcza
tych nowszych, które nie są automatami skończonymi Turinga).
--- No dobrze, ale w takim razie, jeśli znalazł już Pan możność szukania
argumentów, przemawiających za konceptem re-inkarnacji, przy czym powoływał się
Pan często na wiedzę z zakresu neurofizjologii, to jak Pan interpretowałby
fakty, które musimy uznać: "że ktoś kto żyje, pojawił się na tym świecie w
jakimś sensie ponownie, ale nie za bardzo pamięta szczegóły swojego poprzedniego
życia" ?

Więc tak jak powiedziałem, według mojego "zestawu tez", stanowiących syntezę
wniosków, płynących z wymienionego konglomeratu dziedzin wiedzy: życie jest
"fazą percepcji" "nadrzędnego tworu myślącego", a więc raczej fazą tworzenia
nowego tworu, który przejdzie niejako do pamięci, przy czym, przy tworzeniu może
być wykorzystywany jakiś ślad pamięciowy, a więc duch osoby żyjącej poprzednio.
- [to tyle co do fazy życia, którą doświadczamy] {Prócz tego, jak pamiętamy, ja
postuluję, że ów twór nadrzędny, może niejako "zamknąć oczy" i rozmyślać sobie,
"marzyć", wtedy wywoływałby on z pamięci ślady pamięciowe, niejako "bledsze",
tak jak bledsze są nasze wyobrażenia, obrazy mentalne, w stosunku do jaskrawych,
barwnych percepcji. O tej drugiej aktywności "nadrzędnego tworu myślowego"
trudno jest jednak powiedzieć coś więcej i nie jest to tu potrzebne.}
Wracając do pytania, dlaczego - "jeśli żyliśmy już poprzednio tak słabo
pamiętamy swoje poprzednie życie"? Proszę zauważyć - jak to pytanie jest dziwnie
postawione, przecież niby to żyliśmy już poprzednio pod postacią osobowości
matki i ojca, no i proszę się przyjrzeć swoim dzieciom i próbowaćustalić na ile
ich cechy, nawet te najbardziej podstawowe, są podobne do naszych. Jakoś nie
zawsze są bardzo podobne. Wydaje się więc, że ich osobowość została
"sklajstrowana" tak jak gdyby z kilku innych, czasami nawet wydaje się jak gdyby
odległych, obcych osobowości.
--- Powstaje więc problem , jaką drogą określona osobowość, np. z wmontowanym
"talentem muzycznym" lub "matematycznym" zostaje implantowana do "ciała potomka"
?

Myślę, że :(1) przez "zmiany w genomie" lub (2) przez kojarzenie par, a w
genomie jest "cała linia przodków", któryś z przodków niejako odżywa !
--- Wydaje się więc, że Pan zapatruje się na ideę re-inkarnacji, (pojmowaną
klasycznie, jako wędrówkę dusz na przestrzeni wieków) - od ciała do ciała,
bardzo krytycznie? Czy tak ?

Mimo, że z całości mojego wywodu wynika, że zamiast ciała, za bardziej
zasadniczy element osoby, a nawet jego istotę, należy uznać :
a/ bądź to przepis, "ideę", myśl określającą ciało (i mózg) tej osoby lub nawet
lepiej:
b/ "ducha tej osoby", który zostaje impregnowany w strukturze czasoprzestrzeni,
oraz należy uznać "metempsychozę idei, tworzącej organizm" i mózg do kolejnego
rodzącego się człowieka, to jednak, do idei
[j] klasycznej koncepcji reinkarnacji odnoszę się krytycznie, gdyż skoro
świadomość to nie tylko "zdolność do wyobrażania sobie świata" oraz samego
siebie, swojego ciała, siebie w tym świecie, ale i również swojej przeszłości,
niejako życiorysu i swojego planu na przyszłość, to też przeniesienie czegoś
takiego do wnętrza innego ciała, które ma żyć, powiedzmy, dwa lub trzy tysiące
lat później, jest niecelowe; bo trzeba by w tej "noworodzącej się osobie"
wytworzyć wyobrażenia pradawnego świata, łącznie z obyczajowością, powiedzmy,
brutalną obyczajowością mieszkańców jaskini, którzy dopiero co wynaleźli ogień i
pieką na nim upolowanego gada, bądź też obyczajowością niewolników, pewnego
rozwiązłego Rzymianina.
[c] W przeszłości, która w pewnym sensie w sposób względny istnieje, istnieje
zapewne na wskutek "nawrotów cyklu rozwojowych Wszechświata"; zgrubnej pętli
czasowej; a nawet być może, pulsacyjnych mniejszych pętli czasowych z
odwracającą się "strzałką czasu", tak jak musiałoby to być np. w
czasoprzestrzeni, która miałaby formę płaszczyzny rzutowej typu buleki Kleina,
istniałyby zapewne coraz wyższe formy "cywilizacji" lub właśnie, może lepiej
powiedzieć "świadomości", lecz gdybyśmy się znaleźli z nią na równi, np. aby
rozmawiać, prowadzić dialog z taką "wyższą formą świadomości" to zapewne nie
znaleźlibyśmy wspólnego świata wydarzeń (nie mówiąc już o języku).
[j] Prosta wędrówka dusz jest więc mało sensowna, gdyż jak wynika to z całości
rozważań i z punktów [j] i [c] Wszechświat jest dużym myślącym tworem, ale
tworem dokonującym niezwykle szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, rozwoju,
który ma na celu jakąś formę przemienienia lub odrodzenia, lub stworzenia siebie
na nowo, tak więc przenoszenie świadomości, wzdłuż promienia, rozwijającej się
czasoprzestrzeni, jest bez sensu, co nie oznacza, że jesteśmy śmiertelni. Jak
starałem się wykazać, nasze panowne pojawienie się jest wielce prawdopodobne na
tej zasadzie, że wyższe formy "inteligencji", czy też "świadomości" będą chciały
zaistnieć znowu, a więc będą musiały wesprzeć, lub innymi słowy wznowić
wcześniejsze ogniwa cyklu, który zapewne nie będzie przebiegał całkiem tak samo,
ale zapewne będzie przebiegał przez analogiczną fazę rozwojową myślącego tworu,
w której się właśnie teraz znajdujemy, w której czujemy się jako tako
zorientowani, niejako "jak u siebie w domu".
[w] Proponowany przeze mnie sposób widzenia przewiduje więc dwie a nawet trzy
możliwości dalszego niejako bytowania, po tak zwanej biologicznej śmierci:
(I) Jedna to rodzaj przeniknięcia głównych cech naszej osobowości do świadomości
osobników następnego pokolenia, a więc rodzaj "metempsychozy z poprawką",
poprawką systematyczną, poprawką dodawaną w każdej nowej generacji.
(II) Druga forma dalszego bytowania to rodzaj re-animacji przy następnej
iteracji (rodzaj "zmartwychwstania").
(III) Istotne jest również odrodzenie, czyli poprawa samopoczucia na skutek
nowego paradygmatu przyrodniczo-filozoficznego. Zrozumienie czegoś dość trudnego
zawsze dostarcza satysfakcji i ma następstwa. Paradygmat ów mówi, że : "jesteś
nieśmiertelny, gdyż jesteś częścią nadrzędnego tworu myślowego, który lubi
szybki rozwój i stałe stwarzanie siebie na nowo i potrzebuje do tego niejako
młodszych, czyli swoje wcześniejsze stadia rozwojowe".
--- Czy mógłby Pan powiedzieć to jaśniej ?

Nieco dokładniej można to wysłowić ową formułą streszczającą całość wywodu,
która brzmi następująco:
Nie jest możliwe, aby zniknąć z tego świata zupełnie
- gdyż każdy z nas jest częścią składową dużego, nadrzędnego tworu myślącego, -
który istnieje przez to, że stale na nowo siebie stwarza,
- dlatego dokonuje teraz tak szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, aby coś
ustalić, a potem się odrodzić,
- przy czym, aby się odrodzić, będzie potrzebował on niejako młodszych od
siebie, swoje wcześniejsze stadia rozwojowe, niejako wcześniejsze ogniwa, jakie
się na niego składają, jako że twór ten jest czasowo-przestrzenny,
- czyli dokona on re-utylizacji, albo jak kto woli re-animacji nas samych.
--- Jest jeszcze jedno ważne pytanie. Czy istnieje "świadomość nadrzędna" i jak
ona oddziaływuje na świadomość naszą?

Istnieje zapewne, jak mi się wydaje, świadomość nadrzędna, jakkolwiek jej
umiejscowienie na skali naszego czasu, liczonego wg naszego kalendarza może być
zupełnie inne.
Zakładanie, że to co nas wytworzyło "jest" lub "było" jakąś prostą, nieświadomą
maszyną, grubo głupszą od nas samych, a nie tworem przewyższającym nas umysłowo
jest przecież nielogiczne, chyba nawet jest założeniem dość zabawnym!
Świadomość nadrzędna oddziaływuje na nas, zapewne kilkoma kanałami:
(1) Jeden z nich to mutacje, poprawki genetyczne, dokonywane przez wirusy,
krótko mówiąc zmiany w genomie. Jest przy tym oddzielnym zagadnieniem, czy aby
owe mutacje, dodatki do genomu nie są niejako przewidziane w pewnych momentach
czasowych, to znaczy, czy nie jest przewidziana możliwość ich inkorporacji.
(2) Drugie oddziaływanie to kojarzenie par, ludzi współżyjących ze sobą,
prowadzących ze sobą intensywny dialog. Mechanizmami złączania, "zwierania
takich par" mogą być :(a) niby pozorne kondydencje losowe, (b) te fonomeny,
które powodują, że ktoś "bardzo się podoba", "pasuje niejako do drugiego", (c)
wieloma sprawami steruje zapewne to, co wysterowało po- wstanie życia na
planecie, a później to, co sterowało ewolucję, a więc nie tylko fenomeny
wymienione w punktach (1) i (2), ale i pewne parametry czasoprzestrzeni wprost.
Np. możność przyjęcia pewnej poprawki genetycznej mutacji, być może, jest
warunkowana przez "aktualną krzywiznę czasoprzestrzeni", którą przecież można
oznaczyć wszędzie w każdym jej skrawku. Skoro "pęcherz czasoprzestrzeni" działał
tak intensywnie, że potrafił sprawić, że pojawiło się życie i że zachodzi
ewolucja fizyczna, chemiczna i biologiczna to zapewne odgrywa on rolę w
realizacji świadomości osobistej. Niektórzy sądzą, że świadomość nadrzędna (tzw.
Bewustheit) to nadawane audycje, a mózg to tylko odbiornik. Ja osobiście sądzę
raczej, że czasoprzestrzeń dostarcza być może pewnych substratów w postaci
wzorców, coś na wzór nowych "idei Platona", ale że mózg pewnego człowieka musi
jednak sam swój plan (marzenia) konstruować, przy pomocy nie tylko osobowości,
przekazywanej genetycznie, ale i wiedzy zdobytej swoją pracą.



* * * Dodatek 1
Fragmenty opowiadania s.f. C.C. Mac. App'a pt. "Zapomnij o ziemi".
Tekst niniejszy był rozprowadzany wcześniej na prawach rękopisu. Stąd możliwe
było, abym poznał opinie niektórych czytelników.
Otóż wielu czytelnikom trudno jest akceptować możność tkwienia w stanie
zamrożonym we wnętrzu kuli czasoprzestrzeni. Chcąc obrazowo zilustrować ten
koncept przytaczam tu krótkie fragmenty opowiadania typu scence-fiction.
Koncept ten nie jest sprzeczny z teorią fizyczną czasoprzestrzeni, taką jaka
jest współcześnie wykładana na uniwersytetach już od roku 1916.
C.C. Mac App swoje opowiadanie pt. "Zapomnij o ziemi" napisał w roku 1969.
Polskie tłumaczenie tego opowiadania wydrukował miesięcznik "Fantastyka" (nr 3 w
1982 r., nr 1 i 2 w 1983 r.).
"A kiedy ruszyli dalej, właśnie wtedy pojawił się ów zagadkowy błysk. Był
purpurowo-niebieski i dość intensywny, aby oznaczać bardzo dużą gwiazdę. Nigdy
przedtem nie widzieli jednak takiego koloru oznaczenia.

Cokolwiek to jest
mruknął Bart, bawiąc się gałkami
nadal jesteśmy od tego
oddaleni o czterysta dziesięć lat świetlnych, o ile udało mi się to względnie
dokładnie obliczyć.
John podszedł bliżej.
Może to jakaś szczególna gwiazda?
mruknął.
Przecież
na dobrą sprawę nawet nie wiemy, jak to nasze urządzenie działa. Może Klee w ten
spo
sób oznaczali gwiazdy, mające w najbliższym czasie przejść w stadium
"novej"? A może chodzi o zasygnalizowanie jakiegoś wyjątkowego
niebezpieczeństwa?
John wzruszył ramionami. Zapytał:
Może jednak powinniśmy się temu lepiej
przypatrzeć, skoro już tu i tak jesteśmy?
John zastanowił się. Z niecierpliwością, taką samą jak pozostali członkowie
załogi, pragnął
powrotu do "domu". Ale z drugiej strony - żadne niezrozumiałe zjawisko nie
powinno być ignorowane.

Myślę, że tak
powiedział
Nigdzie w pobliżu nie widzieliśmy tej floty
poszukującej pogranicze Vul. Możemy się wynurzyć, powiedzmy, o jakieś półtora
roku świetlnego od tego dziwa i popatrzeć. Jeśli to nawet początkowe stadium
"novej", to i tak będziemy w bezpiecznej odległości.
Okazało się jednak, że wcale nie była to "nova" we wstępnej fazie wybuchu. To
nawet nie była gwiazda. Tam nie było nic. Nawet kiedy wynurzyli się z null i
widzieli na detektorach Klee owo purpurowo-niebieskie światełko, przez teleskopy
nie ujrzeli nic. Zbliżyli się czterema ostrożnymi skokami. Byli już - według
obliczeń Barta - poniżej granicy jednego roku światła. I nadal nic nie widzieli!
Po następnym skoku teleskopy wciąż pokazywały pustkę. Z tej odległości zwykły
detektor masy powinien pokazywać bryłę materii, choćby ona była taka mała jak
wanna. Lecz światełko wyraźnie drwiło sobie ze wszystkich ludzkich przyrządów i
starań. John zmarszczył brwi, przez długą chwilę stał przed tablicą. Potem
usiadł w swoim fotelu i zaczął wystukiwać program. Potem schylił się nad
interkomem:
Damiano?

Tak, Komandorze!

Widzimy jakiś błysk około jednej czwartej miliona mil od Berty. Weź załogę na
pokład numeru Siedem i poszukaj tego obiektu. Na swoim detektorze nie zobaczysz
nic, więc będzie
my was prowadzić.

Tak jest, Komandorze!
John czekał aż do chwili, w której przyrządy poinformowały go, że ubrana w
skafandry załoga weszła na pokład Uzbrojonego Zwiadowcy, stojącego w pozbawionej
powietrza ładowni. Kiedy pokrywa jednego z luków odskoczyła i mały statek
opuścił wnętrze Berty, Damiano zameldował:
Jesteśmy na zewnątrz, Komandorze!
John naciśnięciem guzika spowodował przekazanie danych o kierunku lotu do
komputera małego statku. Po minucie mimo uprzedzenia Damiano zameldował
zdziwiony.
Nie mamy żadnego błysku, sir.
John odruchowo zerknął na ekran radaru, lecz oczywiście nic na nim nie było -
odległości małe w null były zbyt wielkie w normalnej przestrzeni. Marszcząc brwi
zaprogramował pytanie do komputera, niemal natychmiast na ekranie danych
pojawiła się odpowied: "Obiekt pokazany na detektorze masy nie jest obiektem
radarowym".
John długo zastanawiał się nad sensem tej odpowiedzi. Może po prostu komputer
przystosowany do potrzeb innej rasy nie może bezbłędnie operować językiem
angielskim? Obrócił się, rzucił do mikrofonu:
Damiano! Zostań tam, gdzie
jesteś jeszcze przez jakiś czas.
Potem zadał komputerowi następne pytanie: Czym jest błysk, o który pytałem?
Odpowiedź była zdecydowana: "Błysk nie jest. Błysk znajduje się w pozycji
markera".
Wyraz "marker" stanowczo pochodził z angielskiego słownictwa wprowadzonego do
pamięci komputera. John spytał znowu:

Czy marker jest dziełem Klee?

Tak.
John odetchnął z ulgą.
Damiano! Słyszałeś?

Tak, Komandorze. Czy mam polecieć, aby obejrzeć to z bliska?

Zgoda. Ale bądź ostrożny, Louis.

Tak jest, sir.
Damiano musiał być bardzo ostrożny, bo upłynęło prawie pół godziny, zanim jego
głos znowu dobiegł z głośnika:

Komandorze! Tu nie ma nic! Nic na optycznej, nic na radarze, żadnych błysków w
detektorze masy.

W porządku, Louis. Wracaj.
Do powrotu Damiano John i Bart przełączyli system detektorów w Berce na zasięg w
normalnej przestrzeni. Dalsze wypytywanie komputera nic nie wyjaśniało. Komputer
przypominał genialnego idiotę, który zaakceptował istnienie błysku, objaśnił, że
błysk znajduje się w pozycji markera i ... zgodził się, że na tym miejscu nie ma
nic materialnego!
W końcu Bart wzruszył ramionami.
Nie ma innego wyjaśnienia oprócz tego, że
musi to być jakiś znak umowny czy symbol zrozumiały jedynie dla Klee i ich
urządzeń. Chyba możemy przestać zawracać sobie tym głowę.Ale zastanawiało go to
i martwiło jeszcze w ciągu całej wielogodzinnej podróży powrotnej do regionu
Hohd. ..."
"Vez i John gapili się na niego w milczeniu. Omniarch uśmiechał się:
Nie
bądźcie aż tak przerażeni, moi przyjaciele i wspólnicy. Po prostu to fakt, choć
sam go tylko częściowo pojmuję, że Klee w pewnych granicach pokonali czas. Nie
mogli, oczywiście, podróżować w swoją własną przeszłość. Ale potrafili każdy
przedmiot, nawet niesłychanie duży, zatrzymać w czasie. Mogli również
przekazywać przedmioty w przyszłość. Sądzę, że nie ukończyli pracy nad tym
zjawiskiem, kiedy coś ich zaskoczyło czy odwróciło ich uwagę. Zdążyli tylko
stworzyć magazyny - coś w rodzaju kryjówek - aby przesłać zasoby, daleko w
przyszłość. bardzo okrężną drogą dostałem się do zaszyfrowanych wskazówek. I do
co naj
mniej dwóch bezzałogowych sond, które wysłali w daleką przyszłość.
Właśnie jedną z nich, uczynioną z olbrzymim rozmachem, nazwałem Vivarium. Jest
ono tak ogromne, że przy nim nawet taki statek wydaje się maleńki! A w nim,
Johnie Braysen, są wasze kobiety. A w nim Vez Do Hanie, jest olbrzymi zbiór
dzieł Klee, które ci obiecałem. ..."
"Po chwili oszołomienia John spytał:
Jak daleko w przeszłość jest Vivarium? I

przełknął ślinę
kobiety?"
"Ciemne, głęboko osadzone oczy Omniarcha zabłysły.
Około sześciu dolek, to
znaczy około trzynastu i jednej czwartej minuty. Ale równie dobrze mogłoby w tej
chwili znajdować się w innej galaktyce. ..."
"Omniarch szybko podał właściwe współrzędne. John znał to miejsce. Daleko w
Obszarze Nieciągłości między ramionami spirali. Prawie tak daleko, jak ich
ostatnia wyprawa na Bizh. ..."
"
John!
głos Barta kazał Braysenowi podejść do tablicy rozdzielczej i
uważnie patrzec na sferę. Na samym jej brzegu pojawił się purpurowo-niebieski
punkt, powoli przesuwający się ku środkowi kuli.

Pamiętasz to?
John pamiętał. I nagle zwrócił się do Omniarcha:
Czy właśnie tam się udajemy?

Właśnie tam, Johnie Braysem.
John spojrzał na Barta.
Byliśmy tam, słyszysz? Dokładnie w tym miejscu!
Tak,
John
Bart uśmiechnął się łagodnie.
Ale przez cały czas byliśmy o trzynaście
minut za wcześnie. ..."
"Potem spostrzegł, że Omniarch ostrożnie ustawił przyrząd zdalnej kontroli na
podłodze i przyklęknąwszy, ostrożnie kręcił gałkami. John miał ochotę krzyczeć:
"Pośpisz się! Szybko!". Zobaczył, że Omniarch przerywa swoje czynności, robi
głęboki wdech wydymający jego baryłkowate ciało. Dwie włochate dłonie drżały.

Szybciej!
Wydało się, że Omniarch klęczał tak godzinami. Dłonie powoli manipulowały
gałkami, głęboko osadzone oczy patrzyły w skupieniu na przyrząd. Potem Chelki
nacisnął coś, westch
nął i powoli wstał. John rzucił okiem na chronometr,
stwierdził, że minęło zaledwie siedemnaście minut.

Ile to jeszcze potrwa?
nie wytrzymał Bart.
Ciemne oczy przesunęły się uważnie po jego postaci.

Dwie minuty, być może.
John patrzył na chronometr
nie wydawało się możliwe, aby igła sekundnika mogła
poruszać się aż tak wolno. Minuta ... Pięćdziesiąt sekund ... Obrócił się w
stronę tablicy na izolatorach
nic na niej nie było widać. Przecież nie byli w
null. Spojrzał na przyrząd kontroli, na detektor masy, pracujący w normalnej
przestrzeni. Czego oczekiwał?
Cztery sekundy ... Trzy ... Dwie ...
Igła minęła wytyczony punkt i nic się nie stało. Znowu sekunda. Druga. Trzecia
... Nie wyszło! Nie wyszło!
John czuł, że ma ściśnięty żołądek. I nagle bez żadnego uprzedzenia, bez
najsłabszego dźwięku przyszła zmiana. Cały pokład, cała sala Centralnego
Sterowania zalane zostały pur
purowo-niebieską poświatą.
John z trudem wciągnął powietrze, przez głowę przemknęła mu paniczna myśl, że
jest to jakieś śmiertlene promieniowanie, które za chwilę przyprawi go o ukłucie
bólu i pieczenie mięśni, zanim jego ciało się rozpadnie. Nie czuł nic za
wyjątkiem nieznośnego napięcia przepony. Ale to uczucie znał od dawna. To
strach.
Vez powiedział coś, spokojny głos Omniarcha zabrzmiał:

To tylko wydalanie energii. Nie wątpię, że wszystko w zasięgu miliona mil
świeci. Spójrzcie na przednie ekrany!
John z bólem wciągnął urywany oddech. Niewyraźnie słyszał głos Ralfa Cole,
krzyczącego przez radio:
Komandorze! To ma prawie dwieście mil długości i
ponad pięćdziesiąt średnicy. Ale detektory masy ...
Klakson zabrzmiał z opóźnieniem. John z trudem wyciąnął rękę, żeby go wyłączyć.
Skąd wzięła się tutaj ta olbrzymia masa? Musiała się przecież zmaterializować z
niczego w tej teraźniejszości. Ate teraz była tutaj. Wszystkie sensory upewniały
go o tym nie zostawiając
ani cienia wątpliwości.
Zdawał sobie sprawę, że Omniarch tłumaczył coś szorstko w języku Chelki przez
radio, pokazując włochatą dłonią ekrany. Potem John zobaczył maleńki błysk,
mknący w kierunku tego czegoś, co pozornie było tak blisko. Miał na tyle
przytomności, by krzyczeć:
Cole! Skieruj teleskop na tamten statek Chelki.
..."




**** Dodatek 2.
DIALOGI O POZORNEJ ŚMIERCI, SENSIE INDYWIDUALNEGO ŻYCIA I INDYWIDUALNEJ
ŚWIADOMOŚCI - CZYLI O FUZJI DWÓCH ŹRÓDEŁ PRZEKONAŃ



Najpierw dwa zdania, dlaczego ośmielam się, lub dlaczego uważam za celowe, aby
się wypowiedzieć na ten temat. Otóż nie dlatego, że jestem fanatykiem, czy też
wyznawcą idei reinkarnacji lub zwolennikiem określonej koncepcji mistycznej, po
prostu zajmując się całe życie problemami: komputery i matematyka a medycyna, a
później tzw. sztuczna inteli- gencja, neurofizjologia, psychologia lekarska i
psychosomatyka, zachowania prozdrowotne
* zauważyłem, że przyjęte, uznane teorie naukowe z zakresu wymienionych dziedzin
prowadzą do indukcyjnego wniosku, iż jest wręcz absurdalne przyjmowanie bez
zastrzeżeń, że człowiek po tzw. biologicznej śmierci znika raz na zawsze, ulega
absolutnemu unicestwieniu.
** ponieważ jednak nie widziałem, aby ktoś ten wniosek gdzieś spisał, więc
zgodnie z zasadą "że jak w pewnym momencie stanie się coś możliwe to to ludzie
zrobią" - napisałem książeczkę pt.: "Jesteś nieśmiertelny", z podtytułem "-
jeśli nie wierzysz to posłuchaj konkluzji fizyków, biologów i lekarzy o
wnioskach płynących z Zasady Antropicznej". Książka ta zdobyła pewien rozgłos,
stąd przekazywane mi pytania o wyjaśnienia dodatkowe, czasami w formie
udzielenia wywiadu, udziału w audycji czy wygłoszenia wykładu. Moja obecność
tutaj wynika z tych samych przyczyn.
Aby ułatwić pracę, no bo cóż, ostrzegam !! dysputa na zakreślony w tytule temat
jest ciężką pracą, przytaczam poniżej odpowiedzi na pytania, jakie już mi
postawiono.
--- Dlaczego sądzi Pan, że nie da się wierzyć w absolutne unicestwienie ?

Najpierw jeszcze o pewnych założeniach wstępnych owego indukcyjnego
wnioskowania przyrodniczego, prowadzącego do wniosku, że "nie znika się
zupełnie".
* Niewątpliwie od urodzenia chyba mam wpojone, że wszystko co widać ma jakiś
sens, co najwyżej jeszcze niepojęty lub jeszcze niesformułowany, ale sens na
pewno ma, bo świat bez sensu byłby światem chaosu, nieistnienia, jakiejś próżni
czy ciemności, a tu na około widzać rzeczy jako tako posklecane, a niektóre to
piekielnie skomplikowane; jeśli by wziąć choćby np. takiego człowieka lub
stworzonego przez niego robota.
** Drugie założenie metodyczne (o które łatwo każdemu jeśli pracuje na styku
dziedzin, a lekarz musi pracować na styku biologii, fizyki, psychologii, a
ostatnio także informatyki) to to, że jeśli chcieć rozumieć jako tako świat, tak
aby dopatrzeć się w nim właśnie sensu, to na poważnie należy traktować nie tylko
nauki "twarde" (fizyka ciała stałego, mechanika, elektronika), ale i owe nauki
"miękkie", które traktują o psychice, próbują mówić o świadomości, o softwarze
nie tylko komputerowym, ale i ludzkim, a więc "niejako o duszy ludzkiej" i stąd
już krok do tego aby do prób zrozumienia dołączyć całość folozofii, to co o
istocie rzeczy chcą powiedzieć artyści i ci którzy tworzą literaturę piękną.
Na zewnątrz pozostaje wtedy niejako jedynie religia, no cóż ona pozostaje na
razie na zewnątrz, gdyż sama tak chce, sama tak się ustawia, chce bowiem mówić o
sprawach, które z definicji nie mogą podlegać testowaniu przyrodniczemu. Sądzę,
że stanowisko to ulegnie zresztą wkrótce nieoczekiwanej modyfikacji.
--- To dobrze, że jest coś na zwnątrz, gdyż można to trakować jako teorię
odniesienia.

No właśnie szkopuł leży w tym, że tzw. "wielkie odkrycia", czy też "idee
naukowe" nie były wykonane bezpośrednio przy blacie stołu laboratorium, ale
raczej jako synteza wielu wcześniejszych eksperymentów. Synteza była jednak
wykonywana przez innego człowieka raczej przy biurku, przy tablicy, w fotelu lub
wręcz w łóżku w trakcie marzeń sennych, lub we śnie. Mam tu na myśli takie
sformułowania jak:
- teoria względności,
- teoria ewolucji,
- teorie psychologiczne Z. feuda i C.G. Junga,
- pojęcia automatu skończonego Turinga i maszyny von Neumana.
Są to więc myślowe modele świata. Koncepty religijne są także propozycjami
myślowych modeli świata lub Wszechrzeczy, spór lub istota odmienności podejścia
dotyczy jedynie tego: 1) jak wielkiego fragmentu świata model dotyczy, oraz 2)
postulowanego fragmentu źródła wiedzy, jaką model ów niesie.
Mówiąc jaśniej:
- religia postuluje, że wiedza jest objawiona i pochodzi od Boga, przy czym
wymienia ona dość obszerne święte Księgi, które zawierają zaakceptowany,
prawomyślny model Wszechrzeczy,
- reszta kultury (czyli nauka + filozofia + sztuka) czyli owo dopełnienie, albo
alternatywne, "bardziej wąskie", bardziej "przyziemne" spojrzenie twierdzi, że
to co aktualnie mówi, czyli kolejne proponowane modele "wylęgły się" w głowach
ludzi, przy czym zbudowane zostały także na podstawie ustaleń poprzednich
pokoleń, przez wielowiekowe dysputy, uzupełnienia, jak i przez uzupełnienia tego
co inni na ten sam temat sądzą.
Proszę zauważyć przy tym, że nauka (albo
lepiej owa reszta kultury) też wymienia, wskazuje palcem na księgi, w których to
zapisała, dając zresztą odnośniki do wcześniejszych i innych ksiąg.
--- Tu księgi święte, a tu księgi uczone ! które są ważniejsze ?

Szokujące w mojej postawie, być może, jest dla niektórych osób to, że nie
widzę wielkiej różnicy między tymi dwoma rodzajami ksiąg, co więcej sądzę, że
źródło inspiracji jest to samo!
--- Jak to ? tu umysł człowieka, a tu wiedza objawiona przez Boga i nie ma
żadnej różnicy ?

Nie ma, jeśli założyć, że układy pamięciowe umysłów ludzkich są układem
"rozproszonej sieci pamięci", tworzącej jednak pewien całościowy układ myślowy,
który można tu roboczo nazwać Tworem Nadrzędnym.
--- Dlaczego to ma niwelować różnice między wiedzą objawiona a wiedzą ludzką ?

Dlatego, że umysły współczesnych nam ludzi, odwołujące się do ustaleń
wcześniejszych pokoleń, można potraktować jako "regionalne bóstwo" - in statu
nascendi, lub innymi słowy jako raczkującą, dziecięcą fazę rozwoju lokalnego,
potężnego kiedyś w przyszłości bóstwa, które pojmie kiedyś nie tylko tajemnicę
życia, ale i tajemnicę odtwarzania czasoprzestrzeni. Sądy objawione pochodzą
natomiast z głębokich pokładów nieświadomości, są tam zamontowane genetycznie, a
po części modyfikowane w trakcie ewolucji kulturowej. Głównym autorem sądów
objawionych jest niejako "poprzedni Wielki Inżynier", który wpisał coś do
struktury naszych mózgów.
--- No, ale wracając do obecnej, polaryzacji między wiedzą ludzką a wiedzą
objawioną, to co Pan chciał powiedzieć?

To, że współcześnie powstaje sytuacja kiedy modele świata, formułowane na
styku fizyki, biologii, psychologii i "neural-computer - cognitive sciences"
obejmują tak obszerne fragmenty czasoprzestrzeni i wydarzeń w czasie jak i głębi
tłumaczenia świata, że dotyczą po prostu tych samych spraw co koncepty
religijne.
--- Co się stanie w tej sytuacji intelektualnej?

Według mnie wkrótce nastąpi fuzja tych dwóch podejść i ustanowienie kilku
nowych paradygmatów intelektualnych. Fuzja będzie miała charakter dosłowny, gdyż
po prostu zostanie zrozumiana komplementarność sądów i identyczność intencji,
ich ogólna niesprzeczność pomiędzy: (1) zamontowanym genetycznie w DNA i w
strukturze mózgu modelu Wszechrzeczy i celu ludzi pochodzącym od "poprzedniego
Wielkiego Inżyniera" a (2) modelem Wszechrzeczy pochodzącym od rodzącego się
umysłu nadrzędnego, jaki ustanawiają umysły ludzi. Od momentu fuzji będzie można
traktować poważnie i na serio, a na serio to znaczy z krytycyzmem, sądy płynące
z tych dwóch źródeł i łączyć je w operatywne aparaty pojęciowe. Oczywiście fuzja
najpierw nastąpi na poziomie intelektualnym. Fundamentaliści długo jeszcze nie
zauważą tego wydarzenia i długo jeszcze będą toczyć boje.
---- Jak na razie Pan mówi w swojej książeczce o nieśmiertelności swoim
językiem, używając swoich pojęć, no więc zapy- tam Pana po prostu
Dlaczego
sądzi Pan, że człowiek nie znika zupełnie, że niejako "zmartwychwstanie", lub
jak Pan; zdaje się; to ujmuje: - "jego duch zostanie jeszcze kiedyś wykorzystany
na nowo" !!

Trudno jest przedstawić przesłanie mojej książki krótko, tak aby było ono
jednocześnie przekonywujące. Postaram się więc aby uczynić to poprzez kilka
sformułowań, poczynając od ujęć najkrótszych i później przechodząc do bardziej
przekonywujących streszczeń mojej głównej idei, lecz niestety za to dłuższej i
trudniejszej.
Mówiąc najkrócej i najprościej, lansuję nowy paradygmat z zakresu filozofii
przyrody, dotyczący jednak również sensu ludzkiej egzystencji.
Paragdygmat ten sprowadza się do stwierdzenia:"JESTEŚ NIEŚMIERTELNY, GDYŻ JESTEŚ
CZĘŚCIĄ NADRZĘDNEGO TWORU MYŚLĄCEGO, KTÓRY MOŻE ISTNIEĆ TYLKO POPRZEZ STAŁE
STWARZANIE SIEBIE NA NOWO I POTRZEBUJE DO TEGO NIEJAKO MŁODSZYCH, CZYLI SWOJE
WCZEŚNIEJSZE STADIA ROZWOJOWE".
Nieco dokładniej moźna wysłowić to następująco:
Nie jest możliwe, aby zniknąć z tego świata zupełnie
- gdyż każdy z nas jest częścią składową dużego, nadrzędnego tworu myślącego,
- który istnieje przez to, że stale na nowo siebie stwarza,
- dlatego dokonuje teraz tak szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, aby coś
ustalić, a potem się odrodzić,
- przy czym, aby się odrodzić, będzie potrzebował on niejako młodszych od
siebie, swoje wcześniejsze stadia rozwojowe, niejako wcześniejsze ogniwa, jakie
się na niego składają, jako że twór ten jest czasowo-przestrzenny,
- czyli dokona on re-utylizacji, albo jak kto woli re-animacji nas samych.
Wprowadzając już nieco argumentów uzasadniających tę tezę, to samo można wyrazić
następującym opisem tego co obserwujemy i tego co na zasadzie ekstrapolacji i
wnioskowania indukcyjnego da się przewidywać:
a) ten, obserwowany przez nas Wszechświat "zginie" lub inaczej! dąży do czegoś,
zapewne do jakiegoś punktu przemienienia, jakiegoś swojego kresu, punktu
zwrotnego!
b) to co się obserwuje polega na przyroście komplikacji, przyroście wiedzy,
przyroście zrozumienia, zapewne więc zanim Wszechświat osiągnie swój kres (punkt
przemienienia), czyli "zanim zginie", "zrozumie sam siebie", ustali zasady
swojej budowy i działania oraz zasadę odradzania się,
c) pod koniec aktualnej drogi rozwoju, Wszechświat będzie znał już więc przepis
na nową swoją wersję,
d) posiadanie przepisu, projektu to za mało, aby utworzyć nowy twór musi być
jeszcze procesor, który ten przepis zrealizuje,
e) w przyrodzie ożywionej, np. w procesie odradzania się ludzi, przepis znajduje
się w obrębie "genomu komórki jajowej i plemnika", a procesorem jest organizm
matki", nowy obiekt jest wytwarzany przez tego samego typu obiekt, tyle że
pokolenia "n-1",
f) wykorzystując we wnioskowaniu obserwowany w przyrodzie fenomen echowości
można przypuszczać, że przepis na nową postać Wszechświata zostanie zrealizowany
przez stary Wszechświat,
g) ludzie, "którzy żyli", "którzy żyją" i "którzy będą żyli", ich ślady, tkwiące
w strukturze czasoprzestrzeni, będą musiały być więc ponownie użyte. Ze strony
Tworu Nadrzędnego jest to re-aktywacja śladów pamięciowych lub re-utylizacja,
ale od strony owych jednostek jest
to re-animacja, powołanie do jakiejś formy bardziej aktywnego istnienia,
h) wynikałoby więc z tego, że obecne życie nie jest jedyną aktywnością, jaką nam
przyszło prowadzić, że będziemy jeszcze potrzebni.
--- Z tego co Pan powiedział o owym szybkim akumulowaniu wiedzy i przyroście
zrozumienia Wszechświat to tak jakby umysł. Czy tak ?

Tak, ale jeśli założyć, że Wszechświat jest po prostu "dużym tworem myślącym"
to powstaje pytanie, co składa się na twór myślący. Otóż twór myślący musi mieć:
(1) po pierwsze pamięć, tzn. (a) układ pamięciowy, (b) zawartość pamięci, czyli
pamięć "załadowaną", (2) a w trakcie myślenia ; analogicznie do pracy mózgu;
zapewne musi on pewne obrazy "z" lub "w" pamięci wywoływać lub uczynniać,
reaktywować na czas danego etapu "przetwarzania", lub lepiej "manipulacji
myślowej", (3) dalej z analizy sposobu pracy m ó z g u człowieka wiadomo, że w
trakcie takiej manipulacji myślowej, kilka obrazów mentalnych zostaje
aktywowanych, po to aby utworzyć niejako "teatr wydarzeń", po czym są one jakoś
łączone, tworzą pewien układ, sieć ; realizowany jest więc, nowy niejako, inny
byt z bytów poprzednio zapamiętanych.
* No i teraz już krótko i konkretnie, przy owym założeniu, że Wszechświat jest
po prostu "dużym tworem myślącym" to wtedy :
# 1. czasoprzestrzeń jest jego rusztowaniem, a zwłaszcza rusztowaniem układu
pamięciowego,
# 2. ludzie zmarli, albo lepiej ich duchy (przy czym słowa "ich duchy" definiuję
w swojej książce przyrodniczo i ściśle) byliby zawartością pamięci owego
nadrzędnego tworu myślącego",
# 3. "ludzie żyjący" byliby tworami analogicznymi do procesów percepcji
pracującego mózgu ludzkiego, --analogicznymi, a więc na poziomie "dużego
nadrzędnego tworu myślącego" -- także byliby wrażenami barwnymi, internsywnymi,
# 4. jeśli się trzymać metafory, że "żyjący człowiek" to tyle ile "percepcja
działającego mózgu", to oznaczałoby to, że "życie służy do zbudowania ducha
człowieka", który jako pewne wspomnienie, będzie jeszcze przydatny w formie
wyobrażenia, realizowanego przez mózg nadrzędny,
# 5. uściślając jednak, i dalej trzymając się tej metafory, należy zauważyć, że
żyjący i działający mózg ludzki dokonuje nie percepcji pojedynczych, wyrwanych z
kontekstu obiektów, ale niejako percepcji (sekwencji percepcji) grup obiektów,
jakoś połączonych, tworzących, można by powiedzieć, pewne "kompleksy". Percepcje
nadrzędnego tworu myślącego to więc percepcje ludzi związanych z jakimiś innymi
ludźmi, zwartych, połączonych jakimiś więzami, tworzących jakiś nowy wytwór
myślowy, jakąś ideę; mówimy "brain child".
Dla ilustracji mojej ostatniej myśli przytoczę tu cytat z wypowiedzi Jose Ortega
y Gasset'a, który mówiąc o myślącym mózgu ludzkim powiedział: "po to aby
stworzyć jakieś poję- cie, trzeba pozostawić za soba rzeczywistość - nie całą
wprawdzie, często jednak jej najbardziej interesujące aspekty".
--- Twierdzi więc Pan, że wywołanie z pamięci, reaktywacja przez owy "nadrzędny
twór myślący" jest ekwiwalentem "przywołania do życia", przynajmniej do "pewnej
formy życia". Po coż jednak ten "nadrzędny mózg", tak intensywnie myśli?

Chyba z tych samych powodów co my; czyli: żeby przetrwać; żeby zapewnić sobie
możność trwania w czasie, nie rozstrzygając, czy jest to nasz czas, czy jakiś
inny. Zapewne wymaga to jakichś cyklicznych przemian, jakiejś formy odrodzenia.
Po co człowiek jeszcze myśli ? : nie tylko po to, aby przetrwać, czasami tylko
dla satysfakcji, po to aby się bawić. Doświadczenia nasze ludzkie mówią nawet,
że życie daje satysfakcję, wtedy kiedy starając się o coś, nie robimy tego na
zasadzie totalnego przymusu.
--- W Pana wywodach widać bardzo wiele "antropomorfizacji" - owych metafor,
między człowiekiem, a owym postulowanym tworem nadrzędnym, którego, według Pana,
jesteśmy częściami i to, na dodatek, w jego wczesnym stadium rozwojowym.

To prawda, że swój wywód często opieram na uznanej przez innych przyrodników
"zasadzie e c h o w o ś c i ", która mówiąc w skrócie stwierdza, że obserwując
przyrodę, naturę spotrzega się często, a właściwie z reguły, że istota pewnego
zjawiska jest niejako powtórzona na wyższym poziomie komplikacji.
Dla przykładu, organizm składa się z komorek,a społeczeństwo składa się z
osobników. Komórka ma centrum kontrolno-zarządzające w postaci jądra
komórkowego, a osobnik takie centrum w postaci mózgu; komórki się rozmnażają,
przekazując przepis na samą siebie, na określoną postać komórki do wnętrza
komórek potomnych, a ssaki, także ludzie, rozmnaża- jąc się, także przekazują
"przepis na konstrukcję organizmu" do wnętrza osobników potomnych; dalej,
wszystkie sensowne byty mają dwie formy istnienia, "dwie fazy istnienia": w
formie [ przepisu, projektu, inaczej zapisu kodowego], bądź w formie [żywej,
w formie realizacji, kiedy ów projekt zostaje niejako zrealizowany], dotyczy to
zarówno robota, stworzonego przez człowieka, który najpierw musiał istnieć w
formie koncepcyjnej, na deskach projektantów, a dopiero potem zaczął "łazić", i
dotyczy to także człowieka, który jest określony przez zapis kodowy, zawarty w
komórce jajowej i plemniku, a potem istnieje w formie żywej.
--- Zdaje się, nie wymienił Pan tutaj jeszcze jednego przykładu, czy też prawa
przyrodniczego, ilustrującego zasadę echowości, która jest akurat zasadnicza dla
możności doprowadzenia do ostatecznej konkluzji w Pana wywodzie, która
stwierdza: że [duch człowieka może zostać re-utylizowany, czyli że może
zachodzić pewna forma "zmartwychwstania", lub może lepiej reanimacji].

Tak ten fenomen przyrodniczy polega na tym, że nowy twór ożywiony (techniczny
zresztą też) powstaje według pewnego przepisu, według pewnego, istniejącego
wcześniej projektu, ale ponieważ projekt ten musi "ktoś zrealizować", więc
realizuje go zawsze "tego samego typu osobnik" (lub obiekt), tyle że pokolenia
"n-1".
Osobnik pokolenia "n" może być obdażony nowymi cechami, poprawką, przyrostem
informacji, może to być wręcz przedstawiciel nowego gatunku; lecz wytwarza go
organizm matki; a więc prawie, taki sam osobnik, tyle że z pokolenia "n-1".
Mówiąc krótko: "w przyrodzie ożywionej procesorem jest tego samego typu obiekt,
tyle że jest to obiekt "n-1" tego pokolenia.
--- No dobra, ale dlaczego to takie ważne ?

Dlatego, że skoro widzimy iż Wszechświat podąża od jakiegoś momentu narodzin
(Big Bang Theory), ewoluuje i zmierza do jakiegoś punktu przemiany, w odległej
przyszłości (nazywanego zresztą przez Teiharda de Chardin punktem W), to można
przypuszczać, że w chwili kiedy poznanie "wszystkiego" będzie już bardzo duże (a
wiedzieć to móc), i trzeba będzie posiadany "przepis" na nową wersję
Wszechświata zrealizować, to procesorem (tym co przepis realizuje) będzie stary
Wszechświat, czyli właśnie obiekt - "n-1".
Ale to oznacza, że wtedy wykorzystany zostanie dotychczas powstały Wszechświat;
zostanie wykorzystane wnętrze kuli czasoprzestrzeni; - w którym tkwią twory
przeszłe; a więc odwzorowanie osób żyjących wcześniej; tak jak to mówię "ich
duchy".
Musiałoby wtedy dojść do re-utylizacji nas samych - naszych duchów, ale
utylizacja ducha pewnej osoby oznacza jakąś formę jego uczynnienia,
re-aktywacji, re-animacji.
--- Poproszę chyba jednak, aby zechciał Pan zdefiniować ściśle jak rozumie Pan
słowa "duch pewnej osoby" ?

Otóż każdy z nas przyzna, że jeśli jakiś układ pamiętający zapamiętuje
wszystkie "istotne cechy obiektu", to obiekt taki może być odtworzony w
przyszłości, czyli układy pamiętające zapewniają "pewną formę nieśmiertelności".
Dla właściwego rozumienia tej tezy należy podkreślić, że na ogół fotografia,
film, czy też zapis pisemny, mimo że są przenoszone przez układy pamiętające w
przód, to jednak przenoszą one tylko zewnętrzne pozory obiektu i na tej
podstawie nie daje odtworzyć się ich zupełnie.
Każdy kto kiedyś napisał w życiu samodzielnie chociażby jeden program
komputerowy, z łatwością wyczuwa jednak co oznacza odwzorowanie kompletne;
odwzorowanie wszystkich istotnych cech obiektu; np. opracowanie i zapamiętanie
pewnego krótkiego programu, który jest w stanie narysować na ekranie monitora
zawsze, w dowolnej chwili, również w odległej przyszłości, pewną skomplikowaną
figurę geometryczną. Tu należy wprowadzić pewną komplikację. Program komputerowy
w postaci "źródłowej" to w zasadzie ciąg zdań, jest to "przepis" (zasada
konstrukcyjna - projekt) na obiekt. To jednak już mówiłem, że wszystkie sensowne
obiekty istnieją naprzemiennie w dwóch fazach, w postaci zapisu kodowego i w
postaci ożywionej. Zrozumiałe jest także, że obiekty są przenoszone w czasie w
przód, ku przyszłości na ogół w formie zapisu kodowego (przepisu, projektu).
W mózgu człowieka, w odróżnieniu od komputera, zapamiętywane są nie tyle takie
"opowiadanka", ciągi zdań a la "wiersz", lecz ślady po "żywych niegdyś",
zaistniałych kie- dyś percepcjach, łącznie z ich kontekstem.
Mówiąc przyrodniczo ściślej, albo inaczej, używając pojęć z zakresu
neurofizjologii, zapamiętanie pewnego zdarzenia, obrazu, pewnego przedmiotu lub
osoby, polega na zostawieniu śladu w sieci połączeń pomiędzy neuronami,
sprawiają- cych, że pewien fragment tej sieci jest funkcjonalnie wyróżniony i
tworzy pewien uczynniony (na współ wzbudzony, potencjalnie gotowy) układ
połączeń.
To co tkwi w pamięci mózgu, ów ślad pamięciowy, engram, to ślad niejako w tym
samym miejscu", gdzie realizowana była percepcja, tyle że teraz układ nie jest w
pełni wzbudzony, lecz jedynie potencjalnie gotowy. Wyciągnąć z pamięci znaczy
"wyobrazić sobie", wywołać obraz mentalny, a to oznacza wzbudzić,
re-aktywizować, lub re-animować ów czekający, gotowy, na współ wzbudzoby układ,
ten sam, który był uczynniony wcześniej, w żywej fazie percepcji.
W mózgu ludzkim istnieje więc coś pośredniego pomiędzy zapisem kodowym
(projektem na obiekt) a obiektem ożywionym, istnieją tam ślady po obiektach
niegdyś istniejących.
Odwołując się więc ponownie do tej antropomorfizującej metafory między "mózgiem
ludzkim a umysłem stanowiącym Wszechświat" można powiedzieć że:
duch żyjącej niegdyś osoby to ślad pamięciowy, rodzaj engramu, jaki osoba ta
pozostawiła w strukturze ewoluującej, przemieniającej się czasoprzestrzeni.
--- A więc według Pana, Wszechświat w chwili "przemienienia" wykorzysta nasze
duchy, niejako je re-animuje, po to aby się odrodzić. W pana teorii Wszechświat
to nie tylko wielki twór myślący, ale twór walczący o swoje istnienie, twór
który musi się po pewnym czasie przemienić, czy też odrodzić, który jest sam dla
siebie niejako matką, który stale na nowo się stwarza!

Czy stwarza (przemienia) się stale na nowo ? To jest znaczne rozszerzenie
problematyki, to jest ruszenie zagadnienia: "czy istnieje wiele cykli?". Ja
starałem się mówić o tym jednym okresie ewoluującego Wszechświata, który widać!
--- Wróćmy do momentu kiedy to mówił Pan, że czasoprzestrzeń i tkwiące w niej
twory materialne to rusztowanie dla dużego nadrzędnego tworu, który myśli, i że
układ pamięciowy tego tworu to ślady pamięciowe po ludziach, którzy zmarli! Ten
moment rozumowania wydaje mi się niejasny! czy mógły Pan wyjaśnić bliżej, jak to
zmarły człowiek "może stanowić ślad pamięciowy"?

A więc można by to wyrazić w ten sposób :
* 1. Każdy układ pamiętający zapewnia pewną formę nieśmiertelności.
* 2. Rozpatrzmy, na początek, najprostrze układy pamiętające, takie jak albumy
fotografii, filmy, taśmy video, książki. Zapamiętują one tylko powierzchowne,
zewnętrzne pozory prezentowanych obiektów.
* 3. Jeśli zostaną zapamiętane wszystkie istotne, kluczowe cechy obiektu, to
obiekt moży być odtworzony w przyszłości "zupełnie". Przykładem mogą być
programy komputerowe np. rysujące na ekranie monitora figurę kolorową, które
przechowywane w pamięci komputerowej, mogą ją zawsze odtworzyć, jeśli tylko
będzie istniał procesor.
* 4. Sposób zapamiętywania programów komputerowych, to jednak sposób na
zapamiętywanie "zapisów kodowych" - jak listy, książki, przepisy kulinarne.
Mówiłem już wcześniej, że wszystkie sensowne byty istnieją zazwyczaj w dwóch
formach - zapisu kodowego i formie ożywionej.
* 5. Istnieje jednak sposób zapamiętania - taki jak w mózgu człowieka, gdzie
zapamiętywane są "engramy" w postaci "podwyższenia aktywności" połączeń w sieci,
strukturze, tak iż jest ona "potencjalnie gotowa" !
* 6. Czasoprzestrzeń ma własności układu pamiętającego:
- to co widzimy na niebie działo się dawno temu,
- czasoprzestrzeń ma strukturę ziarnistą,
- nikt nie przeczy (po stworzeniu pojęcia czasoprzestrzeni i nałożeniu na to
pojęcia modelu ekspandującej kuli i "ewolucyjności" Wszechświata), że przeszłość
istnieje,
- co najwyżej mówi się, że "niedobrze" byłaby przenosić się w przeszłość, gdyż
zaburzałoby
to relacje przyczynowo-skutkowe,
- lecz z drugiej strony, obmyślono już teoretyczne sposoby na podróż w
przeszłość poprzez wytwarzanie tzw."wormholes".
* 7. W przeszłości tkwią ślady pamięciowe po ludziach zmarłych, ale jeśli
ponownie wykorzystać metaforę między mózgiem człowieka a umysłem nadrzędnym, to
taki ślad pamięciowy, jeśli tylko go niejako "szturchnąć", popchnąć, czyli
połączyć się z nim, i wzbudzić, - wtedy staje się on aktywny, - jest niejako
reanimowany.
* 8. Jeśli mamy więc odpowiednie podłoże dla układu pamięciowego, a w tym
wypadku ma być to czasoprzestrzeń i rozumiemy jak zapamiętuje się w ziarnistej
strukturze, pamiętającej "ślad pamięciowy", i wiemy, jak taki ślad wzbudzić
wtedy w sposób racjonalny możemy uznać możność re-animacji kogoś kto żył
dawniej.
--- W jednej z poprzednich, skrótowych prezentacji Pana tezy, powiedział Pan, że
proces odrodzenia się Wszechświata zapewne zachodzi w sposób analogiczny do
urodzenia się człowieka, potomka. Powiedział Pan, że przepis, albo lepiej
program na organizm dziecka, znajduje się w zapłodnionej komórce jajowej, i że
program ten realizuje organizm matki. Mam proste pytanie, skąd się ten program
wziął?

Poruszyła tu Pani niezmiernie istotny problem iteracji, takiej iteracji, która
zabezpiecza, aby złożony, skomplikowany twór odradział się z elementów
prostrzych. Wykonajmy więc następujący eksperyment myślowy:
a. Rozpatrzmy sieć komputerów złożonych z jednego większego, który realizuje
obszerny złożony program, który sprawia, że są wysyłane podprogramy drogą
kablową lub przez radio, (bo to przecież obecnie już możliwe) do sieci
mniejszych komputerów położonych na obwodzie.
b. Załóżmy teraz, że ktoś podejdzie do jednego z tych komputerów obwodowych i
wymaże ów podprogram albo nawet zniszczy cały taki komputer obwodowy.
g. Postawmy teraz pytanie, czy forma istnienia, np. pulsująca figura wyświetlana
na ekranie przez ów podprogram przestała istnieć ? albo czy ów podprogram
przestał istnieć ? albo nawet pytanie, czy zniszczenie owego obwodowego
komputera jest ważne ?
d. Otóż, każda osoba, która zna trochę informatykę i napisała kiedyś
samodzielnie jakiś program komputerowy, odpowie zapewne z pełnym przekonaniem,
że -1- program, a tym bardziej wytworzona przez niego forma nie przestała
istnieć, gdyż w każdej chwili może być na nowo przesłana z komputera głównego
albo pobrana z komputera sąsiedniego. Zniszczenie komputera obwodowego nie jest
ważne, jeśli gdzieś zapamiętany jest "projekt techniczny", określający jego
budowę i jeśli gdzieś istnieje "fabryka" zdolna komputer ów, według tego
projektu, odtworzyć.
e. Załóżmy teraz, że ów duży, główny komputer, którego istnienie wymaga,
powiedzmy, dużej przestrzeni i dużej ilości energii dla jego zasilania
przestanie istnieć. Powstaje pytanie, w jakich warunkach sytuacja mogłaby być
odtworzona tak, aby przywrócić poprzednią sytuację, która zapewniała "wieczne
trwanie" owej sieci komputerów wyświetlających formy. Otóż wydaje się, że byłoby
to możliwe gdyby:
z. Podprogramy zachowane w licznych, małych komputerach obwodowych, na wskutek
swojej działalności odtworzyłyby istotę owego założonego, obszernego programu
głównego. Cykl mógły się więc wtedy powtarzać.
h. Śledząc nasz eksperyment myślowy, może powstać jednak pytanie, dlaczego
sensowny może być taki udziwniony sposób trwania w czasie owej sieci komputerów.
Otóż może to być wywołane bądź koniecznością, bądź wygodą.
J. Może jest tak, że ów obszerny, złożony program ogólny nie może istnieć na
stałe ze względu na ograniczenia topologiczno-fizyczne, ze względu na
konieczność "pulsacyjności kształtu czasoprzestrzeni".
i. Ograniczenie może być jednak innego typu, znacznie mniej twarde", ale
bardziej dokuczliwe. Może być tak, że bytowanie w owej "rozwiniętej,
przyszłościowej" formie jest zbyt statyczne, zbyt nudne, że dla uzyskania
niejako pełni życia jest lepiej "stale stwarzać siebie na nowo", aby "być na
nowo znowu młodym", aby badać różne warianty, aby żyć na różne, inne sposoby.
Proszę zauważyć, że "przenosząc się" na mocy metafory do życia pojedynczego
człowieka, łatwo sobie jest uświadomić, że większość ludzi odczuwa tęsknotę za
możnością życia na inną modłę, na różne sposoby.
W życiu ludzi obserwowany jest również fenomen, że jest często jakiś starszy
"mistrz", który stara się kształcić osoby młodsze, po to aby któraś z nich
"zajęła niejako jego miejsce", jakkkolwiek nigdy nie będzie ona tą samą osobą,
lecz co najwyżej osobą duchowo podobną.
Podsumowując, odpowiedź na pytanie skąd bierze się program określający organizm
człowieka, brzmi mniej więcej tak: Program ten jest pochodną szerszego procesu
budowy coraz bardziej złożonych programów, przy czym proces ten ma charakter
iteracyjny, a iteracje odbywają sie w czasie. W trakcie takiego
czasowo-przestrzennego procesu zachodzącego na kszałt fali, budowane są zapewne
etapowo, z elementów prostrzych "podzespoły" i w końcu obiekt o s t a t e c z n
y , który i s t n i e j e aktywnie tylko w p e w n y m s e n s i e lub tylko c z
a s o w o , i dlatego stara się, aby doprowadzić do "powtórki całości procesu".
--- Jest to chyba związane z Pana konceptem względnego istnienia przyszłości ?

Tak, i z pojęciem "odchłani" i tzw. "najbardziej zewnętrznej ramki". Mówiąc
inaczej, możliwie jasno, przyszłość istnieje - tyle że być może tylko w formie
względnej - tzn. być może "aktywizuje się" dopiero wtedy, gdy "fala życia, fala
percepcji" w owym komputerze systolicznym, tkwiącym, czy lepiej, działającym w
owej odchłani - dotrze dalej, - dotrze bardziej w przyszłość i ją niejako
stymuluje, wznawia. Byłby to proces analogiczny do procesu "przenoszenia
kontroli działania pewnej procedury : od procedur najprostrzych, najbardziej
"zagnieżdżonych", do coraz bardziej nadrzędnych, aż do najbardziej "zewnętrznej
ramki", czyli części programu iteracyjnego, która jest prostym, jednym zdaniem,
które tym nie mniej proces inicjuje. Dla większości czytelników ten fragment
wywodu może być jedynie metaforą, lub wypowiedzią alegoryczną, lub nawet
mistyczną, lecz dla informatyków budujących programy iteracyjne jest to "chleb
codzienny".
--- Według Pana teorii, owa re-animacja czy re-utylizacja, albo owe wywołanie z
pamiędzi następuje niejako rzadko, lub inaczej, następny raz wystąpi po całych
wiekach. Jest to więc inny koncept niż koncept re-inkarnacji !

To prawda, że moje wnioskowanie typu indukcyjnego, wywodzące się z uznanych
teorii z zakresu: fizyki czasoprzestrzeni, kosmologii, genetyki molekularnej,
neurofizjologii i nauk o współczesnych komputerach, prowadzi do przedstawionych
wniosków, dotyczących naszej śmiertelności - czy też nieśmiertelności, które
mają taka wymowę, że:
* Jest nadrzędny wielki twór myślący, który myśli - no właśnie - raczej
percepuje rzeczywistość w cyklach, w postaci "fal", "przelewających się" niejako
przez pewną "odchłań" (słowo odchłań spróbuję określić później nieco ściślej),
działa jak komputer komórkowy, stosując systoliczny (rzutowy) sposób
przetwarzania, można nawet przewidzieć, że systoliczny sposób przetwarzania o
pewnej stałej czasowej cyklu rzędu ok. 50 miliardów lat. Ów Umysł działałby w
pewnym cyklu, my bylibyśmy niejako w 1/3 rozwoju aktywnego cyklu, przed punktem
rozwojowym, który nazywam punktem RB, czyli na krótko przed punktem REGIONALNEGO
BÓSTWA, czyli, tworu, który zrozumie zasadę życia biologicznego, ale tworu,
który nie będzie znał jeszcze zasady stwarzania czasoprzestrzeni.
--- No właśnie, więc to niewiele ma wspólnego z ideą re-inkarnacji !

Początkowo właśnie tak myślałem, ale będąc konsekwentny musiałem uznać,
właściwie już po napisaniu i opublikowaniu książki "Jesteś nieśmierletny" i jej
uzupełnieniu w postaci książki "Funkcja Ewy", niejako pod wpływem dyskusji, że
ja w istocie proponuję pewną formę re-inkarnacji, tyle że "re-inkarnacji po
wiekach", w bardzo długim cyklu, w zasadzie "pewną formę zmartwychwstania",
zgodnie z trzecim członem - według terminologii Junga, który podzielił cały ten
krąg zagadnień w swojej słynnej pracy pt. "Uber Wiedergeburt" na cztery
możliwości :
1/ metapsychoza - wędrówka dusz obiektów,
2/ reinkarnacja - czyli odrodzenie się głównych zarysów osobowości,
3/ właściwe "zmartwychwstanie" - w formie - : a. rozu mianej prymitywnie - czyli
" w tym samym ciele" i formie, b. rozumianej jako ożywienie "subtle body"
(corpus glorofications), lub ewentualnie:
4/ jakiejś formie odrodzenia (rebith, renovatio - czyli przy założeniu
odrodzenia w tym samym cyklu), czyli przez transmutację lub transfigurację
ciała.
* No, ale właśnie kontynuując rozważanie przenośni (metafory), zestawiającej
mózg ludzki i ów duży umysł nadrzędny, musiałem sobie niejako przypomnieć, że
mózg człowieka dzia- ła, jeśli uwzględnić podział jego pracy na odcinki czasu,
na sekwencje operacji w czasie - mniej więcej w ten sposób, że najpierw na coś
patrzy, percepuje, spostrzega, a później odwraca wzrok, zamyka oczy, kładzie się
na tapczanie i myśli, a jeśli nie jest to typ człowiek myśliciela - skłonnego do
filozofowania, to człowiek taki przynajmniej wtedy, gdy kładzie się do łóżka, ma
pójść spać, snuje marzenia, plany, a gdy zaśnie "śnie mu się coś" !
* Jeśli tak działa mózg człowieka i stale starać się wznawiać naszą dysputę w
ramach rozważania owej "przenośni - metafory" - "mózg ludzki - umysł nadrzędny"
to w takim razie ów umysł nadrzędny :
- po pierwsze, w trakcie percepcji musi wykorzystywać wcześniej zapamiętane
"ślady pamięciowe" - z kilku powodów np. po to aby umieć rozróżniać obiekty
znane od nowych nie znanych,
- po drugie, umysł ów, w trakcie gdy nie patrzy, nie percepuje, nie spostrzega,
wtedy "wyciąga" on z pamięci obrazy mentalne i je zestawia, nakłada na siebie,
buduje z nich większe całości, zależnie zresztą od fantazji, osobowości, energi
życiowej owego umysłu,
- po trzecie, umysł gdy śni ma wtargnięcia z obszaru nieświadomości.
--- No dobrze, ale jakie wnioski płyną z obecnych Pana rozważań, dla idei
re-inkarnacji - idei, takiej jak ona jest rozumiana obecnie ?

# 1. A no takie, że jeśli podtrzymywać tezę, że w naszym czasie wszystko
dzieje się niejako szybko, a czas cyklu myślowego "dużego umysłu nadrzędnego"
jest niejako "wolniejszy", to my teraz jesteśmy w króciutkiej fazie percepcji,
fazie życia, fazie "tworzenia duchów", które, być może, będą wykorzystane w
przyszłości, ale w tej akurat fazie, możemy - co najwyżej, doświadczać
wspomnianego zjawiska :
# 2. które polega na konieczności wykorzystywania wcześniej przeżytych wrażeń,
wcześniej zapamiętanych śladów pamięciowych, po to aby rozróżnić to co znane od
tego co nowe. Myślę, że akuratco do tego, to jest pełna zgodność, każdy z nas
wykorzystuje wiedzę zdobytą przez przeszłe pokolenia, aby ustosunkować się do
nowozastawanych doświadczeń, przeżyć, spostrzeżeń, obserwacji.
# 3. Jeśli jednak rozważymy, nawet krótki moment naszej własnej refleksji, nawet
wykonywanej na szybko, w trakcie intensywnej obserwacji, percepcji zdarzeń, to
uderzają nas doznania tzw. "iluminacji", czyli doznanie, że coś stało się dla
nas jasne dzięki jakiejś sile zewnętrznej, która nas oświeciła.
Na poziomie owego "nadrzędnego umysłu" jest to, być może, wpływ śladów
pamięciowych duchów, tkwiącej w owej "odchłani", jescze z czasów poprzedniego
cyklu ! Byłby to więc rodzaj wpływania na nas przyszłości. Przykładem takich
wpływów, znanych nam z ludzkich doświadczeń, mogą być efekty transferu licencji,
wysoko zaawansowanej technologii na teren kraju zapuszczonego.
# 4. Ważniejsze jest jednak to, że nie sposób powiedzieć, jakie są subiektywne
następstwa re-utylizacji śladów pamięciowych w okresach, nie tyle percepcji, ile
w etapie rozmyślań" owego "dużego nadrzędnego umysłu".
# 5. Implikacje mojej teorii dla idei re-inkarnacji, takiej jak pojmowana jest
ona obecnie, powiedzmy w różnych daleko-wschodnich systemach filozofii, mogą
wynikać jeszcze stąd, że wcale nie jest, raz na zawsze, ustalone, że
czasoprzestrzeń ma postać czterowymiarowej kuli oraz, że teoria Wielkiego
Wybuchu jest ostatecznym sposobem widzenia spraw.
Otóż niezależnie od wysiłków myślowych fizyków-teoretyków i kosmologów, nad
formą, czy też postacią czasoprzestrzeni, myślą także matematycy-topolodzy. Dla
nich czterowymiarowa kula, czyli komplikacja wystarczająca twórcom teorii
względności, czy też teoretykom "Big Bangu", a nawet inflacyjnej wersji tej
teorii kosmologicznej, jest "dziecinnie" prostym tworem. Dla topologów
czasoprzestrzeń może być torusem, który ma taki kształt jak dętka lub precel,
lub, że tak powiem "gorzej", bo może to być jakiś rodzaj tzw. "płaszczyzny
rzutowej", np. czapa krzyżowa lub tzw. butelka Keina, czy któryś z rodzajów tzw,
rozmaitości trójwymiarowych. Otóż w czasoprzestrzeni, która miałaby tak
skomplikowany kształt strzałka czasu mogłaby mieć różny zwrot, czas mógłby mieć
charakter cyrkularny, ze zmiennym zwrotem strzałki, a procesy przemieniania
materii i energii mogłyby nie spełniać II-iego prawa termodynamiki. Jeśli
jednocześnie taki skomplikowany twór topologiczny określałby nadal
czasoprzestrzeń, rozumianą jako "szkielet tworu myślącego", to wtedy reaktywacja
duchów osób żyjących wcześniej mogłaby zachodzić, nie tyle w cyklach raz na 50
miliardów lat, ale w różnych okresach czasu, zmiennych, nawet "w zależności od
umiejscowienia rozpatrywanych wydarzeń", np. "mapie butelki Kleina", czy też
"rozmaitości trójwymiarowej".
Mówiąc więc krótko, jeśli podtrzymywać mój wywód, przedstawiony wyżej i
jednocześnie założyć, że postać, forma czy też kształt czasoprzestrzeni ma taki
rząd skomplikowania jak "płaszczyzna rzutowa" o charakterze butelki Kleina lub
np. pewnych rozmaitości trójwymiarowej (trój-rozmaitości) to wtedy to co mówią
dalekowschodnie doktryny filozoficzne o reinkarnacji może brzmieć sensownie,
nawet w świetle aparatu pojęciowego współczesnych, wykształconych ludzi,
starających się wyciągać wnioski syntetyczne z konglomeratu takich dziedzin
wiedzy, jak właśnie topologia, fizyka czasoprzestrzeni, kosmologia, genetyka
molekularna, neurofizjologia i nauki o poznaniu (nauki o komputerach, zwłaszcza
tych nowszych, które nie są automatami skończonymi Turinga).
--- No dobrze, ale w takim razie, jeśli znalazł już Pan możność szukania
argumentów, przemawiających za konceptem re-inkarnacji, przy czym powoływał się
Pan często na wiedzę z zakresu neurofizjologii, to jak Pan interpretowałby
fakty, które musimy uznać: "że ktoś kto żyje, pojawił się na tym świecie w
jakimś sensie ponownie, ale nie za bardzo pamięta szczegóły swojego poprzedniego
życia" ?

Więc tak jak powiedziałem, według mojego "zestawu tez", stanowiących syntezę
wniosków, płynących z wymienionego konglomeratu dziedzin wiedzy: życie jest
"fazą percepcji" "nadrzędnego tworu myślącego", a więc raczej fazą tworzenia
nowego tworu, który przejdzie niejako do pamięci, przy czym, przy tworzeniu może
być wykorzystywany jakiś ślad pamięciowy, a więc duch osoby żyjącej poprzednio.
- [to tyle co do fazy życia, którą doświadczamy] {Prócz tego, jak pamiętamy, ja
postuluję, że ów twór nadrzędny, może niejako "zamknąć oczy" i rozmyślać sobie,
"marzyć", wtedy wywoływałby on z pamięci ślady pamięciowe, niejako "bledsze",
tak jak bledsze są nasze wyobrażenia, obrazy mentalne, w stosunku do jaskrawych,
barwnych percepcji. O tej drugiej aktywności "nadrzędnego tworu myślowego"
trudno jest jednak powiedzieć coś więcej i nie jest to tu potrzebne.}
Wracając do pytania, dlaczego - "jeśli żyliśmy już poprzednio tak słabo
pamiętamy swoje poprzednie życie"? Proszę zauważyć - jak to pytanie jest dziwnie
postawione, przecież niby to żyliśmy już poprzednio pod postacią osobowości
matki i ojca, no i proszę się przyjrzeć swoim dzieciom i próbowaćustalić na ile
ich cechy, nawet te najbardziej podstawowe, są podobne do naszych. Jakoś nie
zawsze są bardzo podobne. Wydaje się więc, że ich osobowość została
"sklajstrowana" tak jak gdyby z kilku innych, czasami nawet wydaje się jak gdyby
odległych, obcych osobowości.
--- Powstaje więc problem , jaką drogą określona osobowość, np. z wmontowanym
"talentem muzycznym" lub "matematycznym" zostaje implantowana do "ciała potomka"
?

Myślę, że :(1) przez "zmiany w genomie" lub (2) przez kojarzenie par, a w
genomie jest "cała linia przodków", któryś z przodków niejako odżywa !
--- Wydaje się więc, że Pan zapatruje się na ideę re-inkarnacji, (pojmowaną
klasycznie, jako wędrówkę dusz na przestrzeni wieków) - od ciała do ciała,
bardzo krytycznie? Czy tak ?

Mimo, że z całości mojego wywodu wynika, że zamiast ciała, za bardziej
zasadniczy element osoby, a nawet jego istotę, należy uznać :
a/ bądź to przepis, "ideę", myśl określającą ciało (i mózg) tej osoby lub nawet
lepiej:
b/ "ducha tej osoby", który zostaje impregnowany w strukturze czasoprzestrzeni,
oraz należy uznać "metempsychozę idei, tworzącej organizm" i mózg do kolejnego
rodzącego się człowieka, to jednak, do idei
[j] klasycznej koncepcji reinkarnacji odnoszę się krytycznie, gdyż skoro
świadomość to nie tylko "zdolność do wyobrażania sobie świata" oraz samego
siebie, swojego ciała, siebie w tym świecie, ale i również swojej przeszłości,
niejako życiorysu i swojego planu na przyszłość, to też przeniesienie czegoś
takiego do wnętrza innego ciała, które ma żyć, powiedzmy, dwa lub trzy tysiące
lat później, jest niecelowe; bo trzeba by w tej "noworodzącej się osobie"
wytworzyć wyobrażenia pradawnego świata, łącznie z obyczajowością, powiedzmy,
brutalną obyczajowością mieszkańców jaskini, którzy dopiero co wynaleźli ogień i
pieką na nim upolowanego gada, bądź też obyczajowością niewolników, pewnego
rozwiązłego Rzymianina.
[c] W przeszłości, która w pewnym sensie w sposób względny istnieje, istnieje
zapewne na wskutek "nawrotów cyklu rozwojowych Wszechświata"; zgrubnej pętli
czasowej; a nawet być może, pulsacyjnych mniejszych pętli czasowych z
odwracającą się "strzałką czasu", tak jak musiałoby to być np. w
czasoprzestrzeni, która miałaby formę płaszczyzny rzutowej typu buleki Kleina,
istniałyby zapewne coraz wyższe formy "cywilizacji" lub właśnie, może lepiej
powiedzieć "świadomości", lecz gdybyśmy się znaleźli z nią na równi, np. aby
rozmawiać, prowadzić dialog z taką "wyższą formą świadomości" to zapewne nie
znaleźlibyśmy wspólnego świata wydarzeń (nie mówiąc już o języku).
[j] Prosta wędrówka dusz jest więc mało sensowna, gdyż jak wynika to z całości
rozważań i z punktów [j] i [c] Wszechświat jest dużym myślącym tworem, ale
tworem dokonującym niezwykle szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, rozwoju,
który ma na celu jakąś formę przemienienia lub odrodzenia, lub stworzenia siebie
na nowo, tak więc przenoszenie świadomości, wzdłuż promienia, rozwijającej się
czasoprzestrzeni, jest bez sensu, co nie oznacza, że jesteśmy śmiertelni. Jak
starałem się wykazać, nasze panowne pojawienie się jest wielce prawdopodobne na
tej zasadzie, że wyższe formy "inteligencji", czy też "świadomości" będą chciały
zaistnieć znowu, a więc będą musiały wesprzeć, lub innymi słowy wznowić
wcześniejsze ogniwa cyklu, który zapewne nie będzie przebiegał całkiem tak samo,
ale zapewne będzie przebiegał przez analogiczną fazę rozwojową myślącego tworu,
w której się właśnie teraz znajdujemy, w której czujemy się jako tako
zorientowani, niejako "jak u siebie w domu".
[w] Proponowany przeze mnie sposób widzenia przewiduje więc dwie a nawet trzy
możliwości dalszego niejako bytowania, po tak zwanej biologicznej śmierci:
(I) Jedna to rodzaj przeniknięcia głównych cech naszej osobowości do świadomości
osobników następnego pokolenia, a więc rodzaj "metempsychozy z poprawką",
poprawką systematyczną, poprawką dodawaną w każdej nowej generacji.
(II) Druga forma dalszego bytowania to rodzaj re-animacji przy następnej
iteracji (rodzaj "zmartwychwstania").
(III) Istotne jest również odrodzenie, czyli poprawa samopoczucia na skutek
nowego paradygmatu przyrodniczo-filozoficznego. Zrozumienie czegoś dość trudnego
zawsze dostarcza satysfakcji i ma następstwa. Paradygmat ów mówi, że : "jesteś
nieśmiertelny, gdyż jesteś częścią nadrzędnego tworu myślowego, który lubi
szybki rozwój i stałe stwarzanie siebie na nowo i potrzebuje do tego niejako
młodszych, czyli swoje wcześniejsze stadia rozwojowe".
--- Czy mógłby Pan powiedzieć to jaśniej ?

Nieco dokładniej można to wysłowić ową formułą streszczającą całość wywodu,
która brzmi następująco:
Nie jest możliwe, aby zniknąć z tego świata zupełnie
- gdyż każdy z nas jest częścią składową dużego, nadrzędnego tworu myślącego, -
który istnieje przez to, że stale na nowo siebie stwarza,
- dlatego dokonuje teraz tak szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, aby coś
ustalić, a potem się odrodzić,
- przy czym, aby się odrodzić, będzie potrzebował on niejako młodszych od
siebie, swoje wcześniejsze stadia rozwojowe, niejako wcześniejsze ogniwa, jakie
się na niego składają, jako że twór ten jest czasowo-przestrzenny,
- czyli dokona on re-utylizacji, albo jak kto woli re-animacji nas samych.
--- Jest jeszcze jedno ważne pytanie. Czy istnieje "świadomość nadrzędna" i jak
ona oddziaływuje na świadomość naszą?

Istnieje zapewne, jak mi się wydaje, świadomość nadrzędna, jakkolwiek jej
umiejscowienie na skali naszego czasu, liczonego wg naszego kalendarza może być
zupełnie inne.
Zakładanie, że to co nas wytworzyło "jest" lub "było" jakąś prostą, nieświadomą
maszyną, grubo głupszą od nas samych, a nie tworem przewyższającym nas umysłowo
jest przecież nielogiczne, chyba nawet jest założeniem dość zabawnym!
Świadomość nadrzędna oddziaływuje na nas, zapewne kilkoma kanałami:
(1) Jeden z nich to mutacje, poprawki genetyczne, dokonywane przez wirusy,
krótko mówiąc zmiany w genomie. Jest przy tym oddzielnym zagadnieniem, czy aby
owe mutacje, dodatki do genomu nie są niejako przewidziane w pewnych momentach
czasowych, to znaczy, czy nie jest przewidziana możliwość ich inkorporacji.
(2) Drugie oddziaływanie to kojarzenie par, ludzi współżyjących ze sobą,
prowadzących ze sobą intensywny dialog. Mechanizmami złączania, "zwierania
takich par" mogą być :(a) niby pozorne kondydencje losowe, (b) te fonomeny,
które powodują, że ktoś "bardzo się podoba", "pasuje niejako do drugiego", (c)
wieloma sprawami steruje zapewne to, co wysterowało po- wstanie życia na
planecie, a później to, co sterowało ewolucję, a więc nie tylko fenomeny
wymienione w punktach (1) i (2), ale i pewne parametry czasoprzestrzeni wprost.
Np. możność przyjęcia pewnej poprawki genetycznej mutacji, być może, jest
warunkowana przez "aktualną krzywiznę czasoprzestrzeni", którą przecież można
oznaczyć wszędzie w każdym jej skrawku. Skoro "pęcherz czasoprzestrzeni" działał
tak intensywnie, że potrafił sprawić, że pojawiło się życie i że zachodzi
ewolucja fizyczna, chemiczna i biologiczna to zapewne odgrywa on rolę w
realizacji świadomości osobistej. Niektórzy sądzą, że świadomość nadrzędna (tzw.
Bewustheit) to nadawane audycje, a mózg to tylko odbiornik. Ja osobiście sądzę
raczej, że czasoprzestrzeń dostarcza być może pewnych substratów w postaci
wzorców, coś na wzór nowych "idei Platona", ale że mózg pewnego człowieka musi
jednak sam swój plan (marzenia) konstruować, przy pomocy nie tylko osobowości,
przekazywanej genetycznie, ale i wiedzy zdobytej swoją pracą.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jesteśmy NIEŚMIERTELNI
Jesteś szalona Sadowsky Band
Jesteśmy piękni Twoim pięknem, Panie (Pałka)
07 Wszyscy jesteśmy obserwowani
jestes bratem
Uruchom wiersz poleceń, a powiem ci, kim jesteś XP
0 jestes panie winnym krzewem
biznes i ekonomia wszyscy jestesmy sprzedawcami
Już taka jesteś Karpowicz Family
KLAN NIESMIERTELNYCH Joanna Rybak16 0001
JESTES wielkim spelninieniem Classic txt
brodzik 0 05498 0 054992 011 0000708up092007 text
ZNOW JESTES ZE MNA

więcej podobnych podstron