Courths Mahler Banitka


Jadwiga Courths-mahler

Banitka

Tytuł o TranSlation bj1^ aria Skalska


l
Znaki firmowe Oficyny Adawniczej Akapit"
oraz znaki sC Wyda* jiczych Akapitu"
zas tr z' > o n e

'l!5-55-X
Projekt okładki i &ot\y typowej: Marek Mosiński
Redakcja: Katarzja a Węgrzynek
Redakcja t^hniczC1 ^ Jarosław Fali
^GiAmaFall
; /r\wsze
Wydawca: Akapit" Oficyna \Vy<*fn;tnicza sp. z o.o. Katowice 1993
Ark. druk. $,25. |lr\k. wyd. 9,5
Druk i oprawa: Rz^szov'piie Zakłady Graficzne
Rzeszów, ul. ptt- L~ LisAluli 19. Zam. 1020/93

Dziękuję, Danielo, proszę już więcej nie czytać.
Daniela Falkner wstała.
Czy życzy sobie pani jeszcze czegoś, pani baronowo? zapytała.
Baronowa Berken, postawna dama w wieku pięćdziesięciu lat, o przy-
jemnej, sympatycznej twarzy, potrząsnęła głową.
Nie, ale chciałabym z panią o czymś porozmawiać.
Daniela spojrzała pytająco na starszą panią.
Drogie dziecko zaczęła baronowa wie pani, jak bardzo panią
lubię i cenię, i jak bardzo przyzwyczaiłam się do pani towarzystwa.
Pani baronowa okazała mi tyle dobroci odparła Daniela. Bar-
dzo się bałam, kiedy po śmierci matki musiałam zacząć sama zarabiać na
chleb i przyjęłam miejsce u pani. Ale dzięki pani szybko pozbyłam się
wszelkiego strachu.
No cóż, chyba nie zawsze było pani ze mną lekko, samotne stare
kobiety miewają swoje humory. Lecz pani potrafi być cierpliwa i zachować
godny podziwu spokój, co jak wiem nie zawsze przychodzi pani
atwo. l dlatego jest mi tak trudno powiedzieć, że musimy się rozstać.
Pani baronowa chce mnie zwolnić?
Nie chcę. Zmuszają mnie do tego okoliczności. Kiedy panią anga-
żowałam, nie powodziło mi się wprawdzie najlepiej, lecz moje dochody
umożliwiały jeszcze zachowanie dotychczasowego poziomu życia. Samo-
tność stała się dla mnie nie do zniesienia, ale mogłam sobie pozwolić na
zatrudnienie damy do towarzystwa. Niestety, wzrastająca drożyzna znacznie
zredukowała moje dochody i muszę ograniczyć swoje potrzeby. Z personelu

mogę zatrzymać jedynie starą Christinę; gotuje mi od lat. Umowa, którą
zawarłam z nowym właścicielem willi, pozwala mi dożywotnio zajmować
drugie piętro, cztery małe pokoje i kuchnię. Wie pani, że jest tutaj osobne
wejście. A więc przeprowadzam się na górę. Ach, i jestem szczęśliwa, że
przynajmniej mogę pozostać w miejscu, do którego się przyzwyczaiłam.
Właściciel willi jest zadowolony, że nadal będę tu mieszkać. Razem z do-
mem sprzedałam wszystkie meble, zachowałam tylko to, co potrzebne do
tych czterech pokojów. Ostatnio musiałam nawet naruszyć kapitał. Panno
Danielo, tak bardzo mi przykro się z panią rozstawać, ale naprawdę jestem
zmuszona przestawić się na maksymalnie oszczędne prowadzenie domu.
Zdaje się, że na razie nie ma co liczyć na powrót pani brata do Niemiec?
Niestety, pani baronowo, zupełnie nie. Mój brat jest szczęśliwy, że
znalazł w Sztokholmie pracę jako inżynier.
Tak... pani brat to dzielny człowiek. Po powrocie z rosyjskiej nie-
woli nie wahał się wyjechać za granicę i szukać pracy. Słusznie zrobił. Ach,
wiedziałam, że na razie nie będzie mógł pani pomóc i że to wymówienie
będzie dla pani ciężkim ciosem. Kto dzisiaj może sobie pozwolić na damę
do towarzystwa? Ja wiem, że pani nie boi się żadnej pracy, Christina nie
może się nachwalić pani pracowitości. Ale mimo to muszę się zdecydować:
zwolnić Christinę albo panią, a...
Proszę zwolnić mnie, pani baronowo! zawołała Daniela.
Christina nie może stracić pracy. Ona jest stara, ja młoda, jakoś sobie
poradzę.
Dzielna z pani dziewczyna, wiedziałam, że tak pani powie. Ale nie
chciałabym, żeby się pani martwiła, jak zapewnić sobie byt.
Pani jest bardzo łaskawa, ale proszę mnie nie zawstydzać. Skoro
pani godzi się na wyrzeczenia, to i ja muszę się podporządkować losowi.
Drogie dziecko... ileż to nocy nie przespałam, ile przepłakałam,
zanim zdecydowałam się sprzedać ten dom, z którym wiąże się tyle drogich
mi wspomnień. Ale nie chcę znowu odchodzić od tematu. Jak już powie-
działam, zwlekałam z tym wypowiedzeniem, gdyż starałam się załatwić
pani inne miejsce. Długo szukałam bezskutecznie, ale dzisiaj rano wraz
z pocztą nadeszło coś i dla pani, dosłownie spadło z nieba: dostałam list od
mojej przyjaciółki, madame Lentikow. Chyba ją sobie pani przypomina?
Oczywiście, pani baronowo, i muszę powiedzieć, że jest to najbar-
dziej interesująca kobieta, jaką kiedykolwiek spotkałam.

2 pewnością, to bardzo interesująai kobieta. Jej losy mogłyby
nosłużyć za temat do książki. Potem nieco cniiiej opowiem. Ale teraz niech
się oani dowie, że madame Lentikow zawiadomiła mnie dzisiaj, iż zamierza
zaangażować panią jako towarzyszkę podijżży. Naturalnie, jeśli pani się
zgodzi.
Delikatna twarz Danieli zaczerwieniła sifggwałtownie.
_ Pani Lentikow chce mnie zaangażo\taoić?... wyjąkała dziewczyna
zdumiona.
Napisałam jej, że jestem zmuszona paanią zwolnić i że bardzo mnie
boli, iż skazuję panią na niepewny los. Piosszę przeczytać, co mi na to
odpisała, o tutaj...
Wskazała odpowiedni fragment i Daniel zzaczęła czytać:
Moja droga Magdo, wiesz, jak chtfnnie bym Ci pomogła, ale zdaję
sobie sprawę, że jesteś zbyt dumna, śyy się na to zgodzić. W takim
razie chcę Cię przynajmniej uwolnit > od troski o pannę Daniele.
Miałam okazję przekonać się, jak miłai i taktowna jest ta młoda dama,
jak potrafi w lot wypełniać, ba, uprzelzzać wszystkie Twoje tyczenia.
Szczerze mówiąc, pozazdrościłam Cititakiej towarzyszki. Wiesz, że
jestem samotną, rozgoryczoną kobietą,. której trudno się do kogo-
kolwiek przyzwyczaić. Dlatego podróyiłję zwykle tylko z moją starą
Nataszą, chociaż czasem i ja tęsknię :a: towarzystwem wykształconej
osoby. Nataszą poszłaby za mną w ogitńa, ale jej możliwości są bardzo
ograniczone, toteż muszę przy moim miespokojnym, koczowniczym
życiu osobiście pertraktować z mnóstyerm ludzi, gdyż ona zna jedynie
rosyjski i odrobinę niemieckiego. Pamca Falkner, która włada kilko-
ma językami i którą darzę sympatią, tyvłaby dla mnie znakomitą wy-
ręką i pomocą. Dlatego proszę, zapylał] ją, czy zechciałaby przyjąć
posadę u mnie.
Za mniej więcej czternaście dniporzyjadę do Berlina, żeby się
znowu z Tobą zobaczyć, ale zamieszkani w hotelu, gdyż wiem, że teraz
stoisz przed koniecznością gwałtownymi zmian w Twoim życiu. Mam
nadzieję zastać Cię w dobrym zdrcwriu. Jeśli jeszcze potrafię się
z czegoś cieszyć, to ze spotkania z TorĄ.
Gdyby panna Falkner zechciała frzzyjąć posadę u mnie, może mi
towarzyszyć, kiedy będę wyjeżdżać z Etrrlina.

Jeśliby się zgodziła, upoważniam Cię, abyś opowiedziała jej tyle
o moich losach, ile musi wiedzieć, by mogła zrozumieć, skąd we mnie
tyle goryczy. Lepiej, żeby się tego dowiedziała od Ciebie. Dla mnie
świadomość, że mój syn nie żyje, jest ciągle jeszcze zbyt bolesna,
jeszcze nie potrafię mówić o tym spokojnie. Ciągle mam uczucie,
że powinnam go szukać. Może on żyje?... Moje myśli rozpaczliwie
krążą wokół tego jednego pytania... ale lepiej nie myśleć, inaczej
zwariuję.
Daniela opuściła list na kolana.
Ten fragment nie jest chyba przeznaczony dla mnie, pani baronowo
odezwała się.
Ależ nie, nie zaszkodzi, jeśli pani to przeczyta, przecież i tak mam
opowiedzieć pani o losach Kathariny Lentikow, pozna pani także jej
prawdziwe nazwisko. Ale zanim opowiem więcej, proszę mi powiedzieć,
Danielo, czy zechce pani przyjąć tę posadę?
Młoda dziewczyna odgarnęła z czoła złotoblond włosy.
Czy zechcę? Ależ to byłoby wielkie szczęście, gdybym od razu
dostała nową posadę.
Jednak najpierw powinna się pani zastanowić, czy taki rodzaj pracy
pani odpowiada. Madame Lentikow to dobry człowiek, jednak ciężkie prze-
życia i nieszczęścia załamały ją, napełniły jej serce goryczą i przygnębie-
niem. Niekiedy błaha przyczyna powoduje u niej wielkie rozdrażnienie. Ale
pani Lentikow zawsze stara się naprawić przykrość, którą mogła sprawić
komuś po wpływem złego nastroju.
Jakoś to zniosę, skoro wiem, że to nieszczęście i cierpienie czynią
ją tak drażliwą.
Jednak proszę zważyć, że nie będzie pani wieść u jej boku
spokojnego życia. Niepokój gna ją dziś do Paryża, jutro do Rzymu
czy Madrytu. To prawdziwie koczowniczy tryb życia, ale w luksu-
sowych warunkach. Pani jest młoda i zdrowa, zobaczy pani kawałek
świata, podróżując wygodnie i o nic się nie troszcząc. Madame Lenti-
kow jest bardzo, naprawdę bardzo bogata. Proszę to wszystko dobrze
rozważyć.
Nie muszę się chyba zastanawiać. Skoro nie mogę pozostać u pani,
chętnie przyjmę tę posadę.

Nie będzie pani żałować. Ponadto pani Lentikow, mimo ciągłych
droży i kontaktów z wielkim światem, raczej trzyma się z daleka od
próżnych rozrywek.
_ Doskonale to rozumiem, skoro jest nieszczęśliwa. Spojrzenie jej
smutnych oczu od razu wzbudziło moje współczucie, mimo że nic o niej nie
wiem.
_ Ach, i te oczy nie znajdują ukojenia nawet we łzach. Ale skoro
podjęła pani decyzję, opowiem pani nieco o losach mojej przyjaciółki.
Daniela napełniła filiżanki, podsunęła baronowej poduszkę pod plecy.
Potem sama usiadła i przysunęła sobie filiżankę.
_ A więc, drogie dziecko zaczęła baronowa po pierwsze musi
pani wiedzieć, że madame Lentikow naprawdę nazywa się hrabina Smoleń-
ska. Jej małżonek był Rosjaninem, posiadaczem iście książęcej fortuny oraz
wielkich majątków w Kurlandii. Ona sama jest z pochodzenia Niemką,
byłyśmy razem na pensji. Tam właśnie zaczęła się nasza przyjaźń, która
trwa do dziś.
Hrabia Smoleński przebywał w owym czasie na niemieckim dworze
cesarskim jako towarzysz pewnego rosyjskiego księcia. Zapałał gorącą
miłością do pięknej baronówny Kathariny, wówczas niespełna osiemnasto-
letniej, która właśnie po raz pierwszy zaczęła się pojawiać na dworskich
uroczystościach, wzbudzając prawdziwą sensację swoją zachwycającą
urodą. Po roku odbył się ślub młodej pary.
Hrabia ubóstwiał Katharinę, ich małżeństwo było niezmiernie szczęśli-
we. Odwiedziłam ich później dwa razy w ich dobrach w Rosji i miałam
okazję sama się o tym przekonać.
W rok po ślubie hrabina obdarzyła małżonka synem. Było to ich jedyne
dziecko. Chłopiec rósł zdrowo, stając się coraz bardziej podobnym do ojca.
Po raz ostatni widziałam go na krótko przed tragedią, która zrujnowała to
promienne szczęście. Dymitr miał wówczas dwadzieścia dwa lata. Zachwy-
cił mnie jego charakter, jego ujmujący sposób bycia, widziałam, z jaką
łagodnością odnosi się do poddanych, zupełnie tak, jak ojciec, który w swo-
ich dobrach z prawdziwą wielkodusznością troszczył się o swoich ludzi, co
wszakże bardzo nieprzychylnie komentowano w towarzystwie. Młody
Dymitr, obdarzony przez naturę inteligencją i zdolnościami, pilnie studiował
nauki inżynierskie. Kiedy jednak widziałam go po raz ostatni, był w armii,
chciał przez kilka lat służyć jako oficer, a potem dokończyć studia.

Jego ojciec nie zgadzał się z polityką rządu. Patrzono na to złym okiem,
wkrótce stał się osobą podejrzaną, zaczęto przeciwko niemu spiskować.
Wiedział o tym i będąc człowiekiem mądrym i przewidującym, wyciągnął
odpowiednie wnioski. Stopniowo zdeponował cały majątek w bankach
amerykańskich i angielskich, a kiedy otrzymał ostrzeżenie od jednego
z przyjaciół, po cichu sprzedał swoje dobra. Hrabina powiedziała mi wtedy,
że mąż chce zaczekać do końca roku, by potem razem z rodziną na zawsze
opuścić Rosję.
Hrabia nie był zachwycony tym, że syn studiuje w Petersburgu. Znając
dobrze jego impulsywny charakter, obawiał się, iż Dymitr swoją wolnomyśl-
nością narobi sobie wrogów, podobnie jak on sam. Po owym ostrzeżeniu na-
legał na syna, aby wrócił do domu i był w każdej chwili gotów do ucieczki.
Wprawdzie hrabiemu udało się wywieźć za granicę majątek, lecz nie
zdołał uratować syna. Młody hrabia nie zdążył zwolnić się ze służby, został
aresztowany. Oskarżono go o spiskowanie i zdradę. Na nic się nie zdała
obrona i przysięgi, że jest niewinny. Dymitr został zesłany na roboty do
syberyjskich kopalń, ojcu nakazano wyjazd z kraju z zastrzeżeniem, że on
i małżonka mogą zabrać ze sobą tylko tyle, ile zdołają sami unieść. Cały
majątek i dobra ziemskie miały przypaść państwu.
Rodzice młodego hrabiego udali się na wygnanie, mając za towarzyszy
jedynie starą pokojówkę hrabiny i dwie służące, Niemkę oraz wierną
Rosjankę, Nataszę, które nie chciały się z nimi rozstać.
Pokojówka, trawiona chorobą, zmarła podczas podróży, na pewnej
małej stacyjce. Wkrótce rozeszła się wiadomość, że to pochowano hrabinę.
Moja przyjaciółka nie zaprzeczała tym pogłoskom. Niech w Rosji wierzą,
że zmarła w drodze na wygnanie.
Razem z mężem udali się najpierw do pewnego krewnego w Nie-
mczech, wuja hrabiny, który jakoś utrzymywał się z renty.
Ledwie do niego przybyli, a już dosięgła ich wiadomość, że Dymitr
próbował uciec z transportu na Syberię i że podczas ucieczki został zastrze-
lony przez strażnika.
Na nieszczęsnych rodziców, którzy ciągle jeszcze mieli nadzieję, iż
pewnego dnia uda im się dowieść niewinności syna, ta wiadomość spadła
jak grom z jasnego nieba. Dla hrabiego był to śmiertelny cios, zmarł na atak
serca. Hrabina omal nie postradała zmysłów. Osiwiała z dnia na dzień,
długo chorowała, bliska śmierci.

Stary wuj nie wiedział, co począć, także wierna Natasza nie umiała
obie poradzić. Sprowadzono mnie do łoża nieszczęsnej, pielęgnowałam ją,
aż na tyle powróciła do sił, by się podnieść. I zaraz pierwszego dnia, kiedy
wstała z łóżka, wzięła browning męża i usiłowała się zastrzelić. Zjawiłam
się w ostatniej chwili i zdołałam wytrącić jej broń z ręki. Spojrzała na mnie
i zapytała: Dlaczego zmuszasz umarłą do życia?
Użyłam całej mojej siły perswazji, by odwieść ją od samobójczych
zamiarów. W końcu udało mi się wymóc na niej przyrzeczenie, że więcej
nie targnie się na swoje życie. Ale wszystko w niej jakby skamieniało.
Często z przejmującą rozpaczą szeptała imię syna. Czasem przyzywała
głośno męża, jakby on mógł jej pomóc.
Nie chciałam, nie mogłam zostawić jej w takim stanie; ze wszystkich
sił starałam się zwrócić jej myśli ku innym sprawom. Po krótkim namyśle
zabrałam ją do siebie. W kilka dni później nadeszła wiadomość o śmierci
wuja. Nie wywarło to na niej prawie żadnego wrażenia.
Wprawdzie hrabina fizycznie powróciła do sił, ale ta siwowłosa kobieta
o nieobecnym, martwym i posępnym spojrzeniu była zaledwie cieniem
mojej dawnej Kathariny.
Opanowała ją maniakalna myśl, że musi odszukać syna. Nie wiedziała,
gdzie zginął. Jedyne, czego udało jej się dowiedzieć, to tylko to, że został
zastrzelony podczas ucieczki.
Do Rosji nie wolno jej było wrócić, tak więc rozpoczęła swój niespo-
kojny, koczowniczy żywot. Kiedyś przyśniło jej się, że syn żyje i wołają,
innym znów razem spotkała go we śnie, w jakimś obcym kraju, zdrowego
i wesołego. A potem znowu widziała go leżącego w kałuży krwi. Kilka lat
później ów przyjaciel, który wówczas ostrzegł hrabiego Smoleńskiego,
przysłał do niej pewnego człowieka. Był to Austriak, były zesłaniec powra-
cający właśnie z Syberii. Udało mu się dowieść swojej niewinności i został
zwolniony. Człowiek ten był deportowany razem z synem hrabiny. Moja
przyjaciółka zatrzymała się wtedy akurat u mnie. I ów mężczyzna opisał
nieszczęsnej matce, jak umarł jej syn. Nie mogąc dłużej znieść poniżają-
cego traktowania, młody człowiek uwolnił się pewnej nocy z więzów
i uciekł z nędznej szopy, gdzie nocowali więźniowie. Odkryto jego ucie-
czkę, wysłano pościg. Zastrzelili go na wielkim, białym polu i zostawili
leżącego we krwi. Potem przeprowadzono innych więźniów obok jego
ciała, dla odstraszenia i przykładu.

8


Może sobie pani wyobrazić, drogie dziecko, jak to opowiadanie podzia-
łało na hrabinę. Jeszcze raz wpadła w otchłań zwątpienia i rozpaczy. Usiło-
wała pocieszać się myślą o tym, że miliony matek straciły swoich synów, że
i one często nie znają ostatniego miejsca ich spoczynku.
Podczas wojny straciłam ją z oczu. Ten czas spędziła po części we
Francji, po części w Anglii i we Włoszech. Ale nigdzie nie mogła odnaleźć
ukojenia i spokoju.
Wielki majątek pozwalał jej na długie i komfortowe podróże, toteż
ponownie spotkałyśmy się dopiero w wiele lat po zakończeniu wojny. A w
zeszłym roku, jak pani wie, kilka tygodni spędziła u mnie... aż znowu
dawny niepokój pognał ją w świat.
Katharina posiada tylko jedną podobiznę syna, prześlicznie wykonaną
miniaturę, która wiernie oddaje rysy najdroższego dziecka. Mąż podarował
jej kosztowną oprawę do tego portretu, rodzaj relikwiarza, wspaniały przy-
kład rosyjskiej sztuki złotniczej. Pewnie widziała go pani u hrabiny, nigdy
się z nim nie rozstaje, nocą relikwiarz stoi przy jej łóżku.
Daniela spojrzała na baronową.
Ależ tak! potwierdziła. Znam owo kunsztowne cacko ze
złota, przypominające maleńki ołtarzyk. Widziałam je na nocnym stoliku
hrabiny, kiedy pewnego razu weszłam rankiem do jej sypialni.
Po chwili pani Berken podjęła swoje opowiadanie:
Proszę uważać, Danielo, aby nie zwracała się pani do hrabiny
inaczej niż pani Lentikow". Moja przyjaciółka używa tego nazwiska naj-
zupełniej legalnie, gdyż rodzina od swoich dóbr nosi w istocie nazwisko
hrabiów Smoleński-Ripnik-Saratow-Lentikow. Dawniej używano tego
nazwiska podczas podróży. Hrabina zaczęła się nim posługiwać, odkąd
znalazła się na wygnaniu: obecnie jest po prostu panią Lentikow... Cóż,
droga Danielo, teraz już pani wie, co uczyniło z mojej biednej przyjaciółki
samotną, pełną goryczy kobietę. Mam nadzieję, że będzie pani miała zrozu-
mienie dla jej drobnych dziwactw, kiedy obejmie pani u niej posadę.
Pani opowieść głęboko mnie poruszyła odparła Daniela.
Jakże ona musiała cierpieć, biedaczka!
Tak, wycierpiała wiele. Proszę, niech pani będzie dla niej serdeczna
i dobra, nawet jeśli wyda się pani nieprzystępna i chłodna. Proszę w miarę
swoich możliwości umilać jej smutne, pozbawione radości życie. Katharina
nieraz wyrzucała mi, że nie pozwoliłam jej umrzeć wtedy, kiedy chciała się
10

strzelić. Nieraz powtarzała, że wcale nie jest mi wdzięczna za to, iż wzię-
łam od niej słowo, że nigdy więcej nie targnie się na swoje życie. Jednak
dotrzymała danej mi obietnicy, na jej słowie można polegać. Jeśli się pani
uda drogie dziecko, chociaż odrobinę rozjaśnić jej posępne myśli, wlać
nieco radości w jej serce, uczyni pani coś bardzo dobrego.
_ Będę o to jak najusilniej zabiegać, pani baronowo.
_ A więc mogę uznać rzecz całą za załatwioną. Jest pani oficjalnie
zaangażowana u pani Lentikow, gdyż mam jej pełnomocnictwo.
_ Poza panią dla nikogo nie pracowałabym tak chętnie, jak dla
hrabiny Smoleńskiej.
Mówmy raczej: dla pani Lentikow. Proszę pamiętać, że ona nie
chce, by się do niej inaczej zwracano. Powiedziała mi, że hrabina Smoleń-
ska nie żyje, umarła, kiedy straciła syna i męża. Proszę nie budzić w niej
wspomnień szczęśliwych czasów. Co do szczegółów, to omówi je pani
z panią Lentikow, kiedy tutaj przybędzie. Tak czy owak robi pani dobrą
zamianę, dzięki zapobiegliwości męża moja przyjaciółka jest bardzo bogatą
kobietą. Ale myślę, że chętnie oddałaby cały swój majątek, byle tylko
przywrócić do życia ukochanego syna.
Starsza pani westchnęła.
Ale teraz koniec, już dość tych smutnych spraw. Chodźmy na małą
przechadzkę, drogie dziecko.
II
Minęły dwa tygodnie. Pani Lentikow przybyła do Berlina. Daniela
Falkner udała się wraz z baronową do hotelu madame Lentikow, która
zaprosiła obie panie na obiad.
Przyjęła je Natasza. Z mozołem dobierając niemieckie słowa poprosiła,
aby zechciały jeszcze kilka minut zaczekać, po czym weszła do pokoju obok.
Panie czekają już na ciebie, kochaneczko powiedziała po
rosyjsku melodyjnym, miękkim głosem.
Dobrze, Nataszo, podaj mi jeszcze tylko chusteczkęodparła pani
Lentikow.
11

Była to dama o arystokratycznej, szczupłej postaci, pięknej twarzy
i wdzięcznych, lecz jakby nieco zmęczonych ruchach. Siwe włosy, ułożone
w elegancką fryzurę, zachowały bujność i puszystość. Silnie uderzał
kontrast pomiędzy nimi a ciągle jeszcze czarnymi brwiami i wspaniałymi,
ciemnymi oczami.
Wychodząc z pokoju, pani Lentikow podeszła na chwilę do nocnego
stolika. Stał na nim wspomniany przez baronową relikwiarzyk. Składał się
z trzech części. Środkową tworzyła szkatułka z cyzelowanego złota,
w kształcie średniej grubości książki. Na wieczku widniał wspaniałej roboty
wizerunek jakiegoś świętego, wysadzany szlachetnymi kamieniami. Części
boczne relikwiarza łączyły się ze środkową jak dwuskrzydłowe drzwiczki.
Wykonane były w formie wykutych w złocie delikatnych krat, po których
pięły się stylizowane, ażurowe róże.
Pani Lentikow wzięła do ręki relikwiarzyk, nacisnęła jeden z rubinów,
który schował się w miniaturową rozetkę. W tym momencie cyzelowana
płytka z wizerunkiem świętego obróciła się wokół własnej osi, tak że teraz
widać było jej tylną stronę. Ukazała się wspaniale wykonana miniatura
młodego człowieka w uniformie rosyjskiego regimentu carskiego.
Czułe spojrzenie zmęczonych i smutnych oczu starszej pani spoczęło
na wizerunku młodej twarzy o szlachetnych, regularnych rysach. Oczy syna
spoglądały na nią jasne i błyszczące, zupełnie jakby były żywe.
Pani Lentikow z westchnieniem przyłożyła policzek do portretu, jej
usta szeptały czułe słowa, jakby rozmawiała z utraconym synem. Potem
nacisnęła ukrytą pod rubinem sprężynę i płytka obróciła się ponownie. Na
dole, pomiędzy nią a tylną ścianką złotej skrzynki, przylutowano płaską,
złotą kapsułkę. W niej znajdowała się relikwia: drzazga, z drzewa Krzyża,
jak mniemała głęboko religijna pani Lentikow. Wierzyła, że jej syn będzie
bezpieczny pod ochroną relikwii i wizerunku świętego.
Powoli postawiła relikwiarz z powrotem na stoliku. Za każdym razem,
kiedy spoglądała na portret syna, a potem przymykała na chwilę powieki,
Dymitr jawił jej się jak żywy przed oczami. Ale nie w takiej postaci, jak na
portrecie. Widziała go jako człowieka dojrzałego cichego mężczyznę
w cywilnym ubraniu. Błyszczące oczy spoglądały na nią ze smutnej twarzy.
Takim człowiekiem stałby się zapewne w ciągu tych lat, gdyby pozostał
przy życiu.
Cofnęła się z westchnieniem, spojrzała na Nataszę.
12

_ Przyjrzałaś się tej młodej damie, która przyszła z panią baronową?
__ Tak, duszko, ciągle jest taka piękna jak przed rokiem, kiedy zatrzy-
małaś się u wielmożnej pani baronowej. Jest tak samo milutka i przyjemna.
Starsza pani kiwnęła głową.
Tak, to dobra i piękna dziewczyna. I jest taka serdeczna, rozumie
nas, starszych. Jest naprawdę miła. Chyba wiesz, że chcę ją zabrać ze sobą,
kiedy będziemy wyjeżdżać z Berlina? ,\ .
_ Tak, tak, duszko. I to bardzo dobrze, bo ona przyniesie ci wielkie
szczęście, zobaczysz.
Blady uśmiech pojawił się na ustach pani Lentikow.
Wielkie szczęście? Musiałaby przywrócić do życia mojego syna,
Nataszo. Nie ma dla mnie innego szczęścia. Ale dlaczego miałaby mi
przynieść szczęście? Skąd ta myśl?
Zaraz ci to wyjaśnię. Kiedy dzisiaj witała cię na dworcu, ciebie i ją
oświetlił promień słońca. A kiedy taki promień przebiega między dwiema
osobami, oznacza to wielkie szczęście. Ty także przyniesiesz jej szczęście.
Wiem, wiem, Natasza, ty wierzysz w takie rzeczy. A to, w co
wierzymy, wypływa z głębi naszego serca. Cóż, postaram się potraktować
to, co mi powiedziałaś, jako dobrą wróżbę. Dzięki tej młodej damie będzie
mi z pewnością łatwiej znosić ciężkie chwile. Ale już dość, czas się przy-
witać z gośćmi.
Pani Lentikow serdecznie uściskała przyjaciółkę, potem zwróciła się do
Danieli:
Panno Falkner, czy zechce pani dotrzymywać mi towarzystwa,
dzielić ze starą, samotną kobietą niespokojne życie?
Daniela spojrzała na panią Lentikow.
Z chęcią, łaskawa pani, jeśli tylko pani się zgodzi.
Madame Lentikow mocniej otuliła się kosztownym, jedwabnym sza-
lem, jakby nagle zrobiło jej się zimno.
Proszę pamiętać, że często mam chwile zwątpienia i goryczy.
Będzie się pani musiała zdobyć na cierpliwość.
Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby uchronić panią przed tymi
nastrojami albo przynajmniej pomóc je pani znieść.
Pani Lentikow skinęła jej głową, potem zwróciła się do przyjaciółki:
13

Czy powiedziałaś pannie Falkner wszystko, o czym powinna
wiedzieć?
Tak, Katharino, panna Daniela wie o wszystkim.
A więc pani Lentikow znowu zwróciła się do Danieli pojmuje
pani, że to nie dla kaprysu bywam czasem przykra dla otoczenia?
Wiem, że nosi pani w sercu wielki smutek i cierpienie. Proszę nie
krępować się moją osobą odparła dziewczyna łagodnie.
Drogie dziecko, mam nadzieję, że życie pod moim dachem nie
będzie dla pani nieznośne powiedziała pani Lentikow lekko się uśmie-
chając. Ale teraz pozwól, Magdo, że pójdziemy na obiad.
Panie zeszły na dół, do hotelowej restauracji, gdzie czekał na nie zare-
zerwowany stolik, dyskretnie ukryty w niszy. Podano wykwintny obiad.
Rozmawiając ze swoimi gośćmi, pani Lentikow ożywiła się nieco, ale chwi-
lami milkła, wpatrując się w przestrzeń martwym wzrokiem. Rysy pobladłej
twarzy traciły nagle wyrazistość, w oczach pojawiał się strach, a krople potu
perliły się na czole.
Baronowa, która nieraz widziała przyjaciółkę w tym stanie, kładła jej
wtedy uspokajająco rękę na ramieniu.
Już dobrze, Katharina, już dobrze, otrząśnij się! mówiła łagod-
nym, miękkim głosem.
W drodze do domu baronowa Berken pouczała Daniele:
Drogie dziecko, ilekroć pani spostrzeże, że pani Lentikow podczas
rozmowy nagle popadnie w stan odrętwienia, niechże się pani postara
koniecznie czymś ją zająć. Z pewnością zauważyła pani dzisiaj, jak to wy-
gląda. W takich momentach dręczą biedaczkę zawsze te same wizje: widzi
syna na śnieżnych polach Syberii, okrążonego przez sforę wygłodzonych
wilków. Sprawi jej pani ulgę, odrywając ją od tych ponurych obrazów.
Biedaczka! Jak ona musi cierpieć! Gdybym tylko mogła jej
pomóc...
I ja próbowałam... Ale nie sposób jej pomóc. Nawet gdyby udała się
do Rosji, pojechała na Syberię, gdyby miała wszystkie pełnomocnictwa, by
szukać zmarłego syna, na nic się to nie zda. Już dawno zaginął po nim
wszelki ślad.
Jaki to musi być koszmar dla matki... powiedziała cicho Daniela

_ Tak, moje dziecko... i wcale nie jest dla niej pociechą świadomość,
wiele innych matek spotkał taki sam los.
Nadszedł wieczór. Kiedy Daniela została sama w pokoju, zabrała się do
pisania listu do brata. Chciała mu jak najszybciej donieść o zmianach, jakie
zaszły w jej życiu.
Ponieważ na razie nie ma widoków na Twój powrót do Niemiec,
nie wahałam się przyjąć posady u pani Lentikow. Dzięki temu będę
miała okazję często wyjeżdżać za granicę. Cieszę się, że zobaczę
trochę świata, podróżując w dodatku wygodnie i przyjemnie. Nie
martw się o mnie, Busso, myślę, że możesz być spokojny o mój byt.
Liczę na to, że kiedyś odwiedzimy także Szwecję, że los pozwoli się
nam zobaczyć. Za każdym razem powiadomię Cię, gdzie właśnie
przebywamy i dokąd możesz przesyłać wiadomości dla mnie.
Mam nadzieję, że jeszcze przed wyjazdem z Berlina otrzymam list
od Ciebie. Dawno nie miałam żadnej wiadomości. Chyba wszystko
w porządku? Jakoś nie lękam się ani o Ciebie, ani o siebie, już my
damy sobie radę. Cieszę się, że jesteś już zupełnie zdrów i w pełni sił,
że rana zagoiła się całkowicie i bez komplikacji. Nie musisz się teraz
obawiać, że zły stan zdrowia przeszkodzi Ci w dążeniu do celu.
Mam nadzieję, że moja nowa posada umożliwi mi poczynienie
pewnych oszczędności. Bardzo by mnie to cieszyło. Nie muszę nic
wydawać ani na utrzymanie, ani na stroje, toteż będę mogła odłożyć
większą część zarobków. Ale teraz kończę już, kochany Braciszku.
Pozdrawiam Cię i ściskam
Twoja wierna, kochająca siostra Daniela
W dwa dni później Daniela znalazła na przygotowanym do śniadania
stole list od brata:
Moja kochana, mała Siostrzyczko!
Tym razem długo kazałem Ci czekać na wiadomość od siebie, ale
to z konieczności. Pracy miałem naprawdę dużo, a wszystkie wolne
godziny poświęcałem mojemu przyjacielowi, Stefanowi Kolniko, który

15
14


2 Banilka
mieszka teraz tutaj, w Sztokholmie. Z pewnością przypominasz sobie
jego nazwisko, to ten młody Rosjanin, dzięki któremu udało mi się
zbiec z niewoli. Pewnie pamiętasz, że uratowałem mu życie, wyciąga-
jąc go spod gruzów płonącego domu. Kiedy w rok później ranny
dostałem się do rosyjskiej niewoli, szczęśliwy los zrządził, że był on
strażnikiem w lazarecie, do którego trafiłem. Zobaczyłem go pewnego
dnia, gdy wyszedłem pospacerować po korytarzu, poznałem go od
razu. Lecz on nawet najlżejszym drgnieniem powieki nie zdradził, że
rozpoznaje tego, który uratował mu życie.
Dopiero później, przechodząc koło mnie, szepnął po niemiecku
Ostrożnie. Nie znamy się". (Trzeba Ci wiedzieć, że znakomicie opa-
nował nasz język).
Udawałem więc, że go nie znam, chociaż nie wiedziałem jeszcze,
co zamierza.
Następnego dnia pod miską z zupą znalazłem karteczkę: Urato-
wał mi Pan życie. Zawsze spłacam moje długi. Proszę czekać na mój
znak. Jeśli to możliwe, pomogę Panu uciec ".
Dotrzymał słowa. Pewnej nocy, kiedy znowu miał wartę, dopo-
mógł mi w ucieczce. Wszystko było przygotowane. Sam zaprowadził
mnie w bezpieczne miejsce, gdzie czekało już ubranie, trochę pienię-
dzy, a nawet papiery, które zabrał zabitemu koledze. Na pożegnanie
powiedział:
To panu zawdzięczam, że teraz stoję tutaj cały i zdrowy.
Stefan Kolniko zawsze spłaca swoje długi. Proszę dać mi tylko
słowo honoru, że nie będzie pan więcej walczył przeciwko moim
rodakom!"
Dałem mu słowo i pożegnaliśmy się mocnym uściskiem dłoni. Już
wtedy zastanowiło mnie, że on, prosty żołnierz nie był nawet ofice-
rem mówi tak starannym językiem i w dodatku znakomicie zna
niemiecki, To dzięki niemu bezpiecznie dotarłem przez Finlandię do
Szwecji. Mogłem też dotrzymać danego słowa, gdyż wojna skończyła
się wkrótce po moim powrocie do domu.
Nie bez powodu piszę Ci o tym jeszcze raz, chcę, żebyś dobrze
przypomniała sobie Stefana Kolniko. Zachowałem o nim dobre i pięk-
ne wspomnienia. I niezależnie od tego, co dla mnie zrobił, wydał
mi się niezwykle sympatyczny. Możesz więc sobie wyobrazić moje
16

radosne zdumienie, kiedy przed kilkoma tygodniami ujrzałem go
tutaj na ulicy. Pewnej niedzieli dosłownie wpadliśmy na siebie
na Drottningallee. Przystanęliśmy spoglądając jeden na drugiego
w niepomiernym zdumieniu, ale zaraz wzięliśmy się pod ramię, jak-
by to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. W owej chwili
zdaliśmy sobie sprawę z tego, że połączyła nas przyjaźń. Nie masz
pojęcia, jak wielka była nasza radość ze spotkania po tylu latach.
Dowiedziałem się, że Stefan na zawsze opuścił ojczyznę; nie wdając
się w szczegóły, powiedział mi, co go do tego skłoniło. W kraju jego
rodzina i on doznali krzywd i niesprawiedliwości. Dlatego wyje-
chałem powiedział. Pracowałem w pewnej fińskiej fabryce,
żeby zdać egzamin inżynierski. A teraz przyjechałem tutaj szukać
pracy ".
Tak więc okazało się, że jesteśmy kolegami po fachu. Dowiedzia-
łem się też, dlaczego on, zdolny, wykształcony człowiek, służył jako
zwykły, szeregowy żołnierz. Ale to długa i skomplikowana historia,
którą opowiedział mi w zaufaniu. Mogę Ci tylko powiedzieć, że Stefan
pochodzi z bardzo dobrej rodziny i że w tragiczny sposób stracił
rodziców i cały majątek.
Cieszyłem się, że mogę mu pomóc, udało mi się załatwić dla
niego stanowisko inżyniera w tej samej fabryce, w której i ja pracuję.
Stefan nie jest wprawdzie dyplomowanym inżynierem ani nie ma
tytułu doktora, ale jest niezwykle ambitnym, pracowitym człowiekiem
o prawym, szlachetnym charakterze. Szczycę się tym, że jest moim
przyjacielem.
Musiałem mojemu przyjacielowi poświęcić w ostatnich tygo-
dniach sporo czasu i dlatego dopiero dzisiaj zabrałem się do pisania
do Ciebie. Jeśli potrzebujesz pieniędzy, daj mi, proszę, znać. Chętnie
podzielę się z Tobą moim bogactwem". Jeśli nie, będę oszczędzał,
żeby nie wrócić do domu z pustymi rękami.
Pokazałem Stefanowi Kolniko Twoje zdjęcie. Przyglądał mu się
długo i z podziwem. Potem westchnął głęboko i oddał mi je, mówiąc:
Ach, Busso, jakże jesteś bogaty i szczęśliwy. Masz ukochanego,
bliskiego" ^{owjfEa^z którym łączą cię więzy krwi. Ktoś, kto jest tak
samotnjftak ja, pottgfi ocenić, ile to znaczy. No i możesz być dumny
ze swojej siostry, jesćgekna i dobra".
l w Trzebini S")
17
&.

Dużo mu o Tobie opowiadałem, o tym, jaka jesteś kochana
i dzielna. Naprawdę jestem z Ciebie dumny. A Stefan ciągle mnie
o Ciebie wypytuje, bardzo chciałby Cię poznać. Marzy mu się, że
pewnego dnia razem pojedziemy do Niemiec. Właściwie to bardziej
niż ja wierzy w to, że Niemcy mają przed sobą wielką przyszłość.
Matka Stefana była Niemką z pochodzenia, stąd jego znakomita
znajomość niemieckiego. Ale chyba już dość naopowiadałem Ci
o Stefanie. Przyjmij, proszę, pozdrowienia od niego.
Dodam jeszcze, że jestem zdrów, a wynalazek, o którym Ci pisa-
łem, jest gotów, ale nie chcę robić z niego użytku w obcym kraju. Jeśli
Bóg zechce, mój projekt przyniesie pożytek Niemcom. Kiedy już będę
miał wszystko do końca opracowane, przedstawię go osobom zain-
teresowanym w naszym kraju.
Mam nadzieję, że wkrótce otrzymam od Ciebie dobre wieści.
Cieszę się, że masz w domu baronowej Berken dobre i bezpieczne
miejsce.
Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami i uściskami dla Ciebie
oraz ukłonami i wyrazami szacunku dla pani baronowej
Twój wierny brat Busso
III
Inżynier doktor Busso Falkner wynajmował dwa jasne pokoje w ład-
nym szwedzkim drewnianym domu, zbudowanym na mocnym cokole z ka-
mienia. Przed dwoma miesiącami jego rosyjski przyjaciel znalazł kwaterę
u tych samych gospodarzy. Wprawdzie udało mu się wynająć tylko sypial-
nię, ale Busso zaproponował wspólne korzystanie z salonu.
Jakoś poradzimy sobie z jednym salonem, Stefanie powiedział
z uśmiechem. Chyba nie będziemy sobie przeszkadzać.
Przyjaciele zgodnie dzielili mieszkanie. Sympatyczna gospodyni trosz-
czyła się o sprzątanie i wyżywienie, żyło im się wygodniej i taniej niż
w pensjonacie i mogli obaj odkładać nieco ze swoich zarobków.
18

\V niedzielę wybierali się na wycieczki albo uprawiali sport. Z każdym
. m jch przyjaźń stawała się głębsza i bardziej zażyła. Nie mieli przed
ha tajemnic, wiedzieli, że mogą sobie ufać, że jeden nie zdradzi tajemnic
drugieg0-
pewnego niedzielnego poranka, kiedy w miłym nastroju siedzieli przy
' adaniu we WSpóinym salonie, gospodyni przyniosła list.
Busso rozpoznał pismo siostry.
_ Wybacz, Stefanie zwrócił się do przyjaciela chciałbym prze-
czytać, co pisze siostra.
Stefan Kolniko z uśmiechem skinął głową. Był to wysoki, postawny
mężczyzna po trzydziestce, o przyjemnej aparycji, szczupły, a jednocześnie
dobrze zbudowany, o pociągłej twarzy i rysach znamionujących energię.
Spod śmiało zarysowanego czoła spoglądały stalowoniebieskie oczy.
Poruszał się pewnie i z elegancją. Ciemne, niemal czarne włosy doskonale
harmonizowały z ogorzałą od słońca i wiatru cerą. O jego rosyjskim pocho-
dzeniu mógł świadczyć jedynie pewien wyraz melancholii w oczach. Poza
tym można by go uważać za Niemca.
Z ledwie widocznym napięciem spoglądał na przyjaciela czytającego
list, w którym Daniela donosiła o swojej nowej posadzie.
Po chwili Busso skończył czytanie, ręka, w której trzymał list opadła na
kolana, a młody mężczyzna w zamyśleniu spojrzał na przyjaciela.
Masz dobre wiadomości od siostry? zapytał ten z zaintereso-
waniem.
Nie wiem, nie jestem pewny. Ale proszę, przeczytaj, nie mam przed
tobą tajemnic. ,
Stefan, wyraźnie zainteresowany, zagłębił się w lekturę.
Dzielna dziewczyna powiedział, przeczytawszy list.
Tak, to wspaniały, dobry człowiek, mówię to bez braterskiej prze-
sady. Zasłużyła na lepszy los.
Stefan oparł głowę na dłoni.
Ach, tak bardzo chciałbym ją poznać... westchnął. Wiesz,
właściwie to mam uczucie, że i ja mam prawo ją kochać... bo przecież jest
siostrą mojego najlepszego przyjaciela.
Mam nadzieję! I myślę, że dobrze byście się rozumieli.
Ja też tak sądzę po tym wszystkim, co mi o niej opowiadałeś, no
1 widziałem jej fotografię.
19

Tak... ale na razie nie wygląda na to, byśmy się mogli wkrótce
zobaczyć. Zwłaszcza że Daniela opuszcza Niemcy. Było mi bardzo ciężko
kiedy po śmierci matki musiałem ją zostawić samą. Uspokajała mnie nieco
jedynie świadomość, że jest pod dobrą opieką, w domu porządnej i uczciwej
kobiety. A teraz opuszcza tę posadę i właściwie wypada się jeszcze cieszyć,
że tak szybko znalazła następną. Pewną poręką jest dla mnie fakt, że obie
damy są zaprzyjaźnione, tak więc Daniela nie idzie do zupełnie obcego
człowieka. Jednak wolałbym oczywiście wrócić do Niemiec i stworzyć
siostrze chociaż skromny dom.
Doskonale cię rozumiem.
I wiesz, Stefanie, powiem ci w zaufaniu, że straszliwie tęsknię za
domem. Skoro tylko otworzy się przede mną w Niemczech jakaś możliwość
zatrudnienia, przyjmę ją natychmiast.
Mam nadzieję, że i dla mnie coś się wtedy znajdzie. Nie chciałbym
się z tobą rozstawać. A ponieważ nie mogę wrócić do ojczyzny, najchętniej
zamieszkałbym w ojczystym kraju mojej zmarłej matki.
Czy naprawdę nie masz w Niemczech żadnych krewnych ze strony
matki?
Ach, Busso, naprawdę nie mam już nikogo na świecie. Dlatego
całym sercem przywiązałem się do ciebie. Zresztą... zawsze chciałem poje-
chać do Niemiec. Tylko nie mogłem zrealizować tych planów; z trudem
dawałem sobie radę, a pieniędzy ledwo starczało na utrzymanie. W Fin-
landii udało mi się trochę oszczędzić na ten wyjazd do Szwecji. Miałem
nadzieję, że stąd łatwiej będzie mi wyjechać do Niemiec. I rzeczywiście
mam tu niezłą posadę. Zawdzięczam ją tobie, tak jak życie.
Busso energicznie pokręcił głową.
Daj spokój, Stefan. Przecież już uzgodniliśmy, że jesteśmy kwita.
Mimo to na zawsze pozostanę twoim dłużnikiem, chyba żebym
kiedy wyświadczył ci dużą przysługę.
No i wjtedy rachunek znowu nie będzie się zgadzał. Ale teraz dość
o tym, nie będziemy się przecież sprzeczać. Co z naszą wycieczką?
Ruszajmy.
Stefan przeciągnął się, wyprostował swoją wysoką postać.
No to chodźmy!
Wkrótce potem Busso i Stefan wyruszyli na wycieczkę wzdłuż brzegu
morza.
20

\Viosna tutaj, na północy, ma surowe oblicze. Śnieg jeszcze leżał na
ach a ostry, świeży wiatr, pozbawiony cieplejszego tchnienia, świstał
obu mężczyznom w uszach.
_ \V mojej ojczyźnie kwitną teraz zawilce i pierwiosnki, a tu i ówdzie
'dać już pewnie fiołki powiedział Busso i obaj energicznie przyśpie-
szyli kroku, aby się rozgrzać.
Z głębokim wzruszeniem żegnała się Daniela Falkner z baronową
i z Christiną.
_ Jedyne, co mnie pociesza powiedziała do starej kucharki drżą-
cym głosem to nadzieja, że pani będzie się jak najlepiej troszczyć o panią
baronową. Proszę na nią uważać, wiosną tak łatwo zapada na zdrowiu.
Christiną kiwnęła głową i lekko musnęła jej rękę.
Może mi pani zaufać, panno Danielo odparła. Niech pani
jedzie z Bogiem! Życzę pani wszystkiego najlepszego.
Także pani Berken ze łzami w oczach żegnała się z Daniela.
I oto Daniela jechała ze swoją nową panią i z Nataszą do Hamburga.
Pani Lentikow zarezerwowała pokoje w hotelu Cztery pory roku". Zamie-
rzała przez kilka dni pozostać w Hamburgu, aby zobaczyć, jak miasto
rozwinęło się po wojnie.
Daniela nie znała Hamburga. Położona nad Alsterą część miasta
wydała jej się urocza. Zainteresowała ją także pełna ruchu i gwaru praca
portu, a pani Lentikow pokazywała jej wszystko z nie ukrywaną radością.
Było jej przyjemnie mieć przy sobie tak serdeczną, chłonną i wrażliwą
młodą istotę.
Madame Lentikow nie musiała się liczyć z pieniędzmi. Danieli nieraz
serce zamierało w przerażenia, kiedy widziała, z jakim znużeniem i obojęt-
nością hrabina wydaje niebotyczne sumy.
Starsza pani bardzo nalegała na to, aby Daniela kupiła sobie w Ham-
burgu kilka sukien. Daniela już w Berlinie sprawiła sobie nieco garderoby
^ pieniądze, które otrzymała na stroje. Teraz pani Lentikow zażądała
jeszcze, by kupiła suknię wieczorową. Dziewczyna z lekkim niepokojem
obliczyła szybko, że przy takich zakupach jej pieniądze szybko się skończą.
Naturalnie, w tych nowych rzeczach wygląda uroczo, są naprawdę prześli-
CZne, ale pieniądze?...
21

Z bijącym sercem zajrzała do rachunku i zobaczyła, że został zapłaco-
ny. Pytająco spojrzała na panią Lentikow.
Widzę, że mój rachunek został wyrównany, jestem więc pani winna
tę sumę.
Droga panno Danielo, oczywiście nie mogłaby pani pokryć tych
wydatków wyłącznie z pieniędzy przeznaczonych na stroje. Już w Berlinie
zauważyłam, że pani garderoba jest nieco zbyt skromna. Ale nie chciałam
o tym rozmawiać, aby nie sprawić przykrości mojej przyjaciółce. Bardzo
proszę, niech mi pani pozwoli nieco uzupełnić te braki. Chętnie kupię pani
coś, co mi się spodoba. Pani jest młoda i piękna, a ja lubię patrzeć na dobrze
ubranych ludzi, chociaż sama noszę wyłącznie czarne stroje. Jeśli nie
starczy pani na suknie, bardzo proszę mi powiedzieć. W żadnym wypadku
nie wolno pani wydawać na ten cel pensji.
Daniela pocałowała dłoń pani Lentikow.
Bardzo dziękuję, łaskawa pani powiedziała wzruszona.
A czy lubi pani nosić piękne suknie? zapytała starsza pani i cień
uśmiechu pojawił się w jej zmęczonych oczach.
O tak, której kobiecie nie sprawia to radości! zawołała Daniela
z zapałem.
Pani Lentikow kiwnęła głową.
Słusznie. Ma pani rację, ach, jaka pani młoda i beztroska! Proszę,
niech pani taka pozostanie, chciałabym, żeby i mnie udzieliło się nieco tej
radości i wesela.
W taki sposób pani Lentikow od czasu do czasu dawała do zro-
zumienia, że towarzystwo Danieli jest jej miłe. Zaś Daniela z całą
powagą traktowała swoje zadanie i ze wszystkich sił starała się odwra-
cać myśli pani Lentikow od smutnych rozważań. Zresztą do nastrojów
swojej pani odnosiła się z wielkim taktem i wyrozumiałością. Zauwa-
żywszy, jak bardzo męczy panią Lentikow załatwianie spraw z dostawcami
czy personelem hotelu, zaczęła stopniowo przejmować je w swoje ręce.
Pani Lentikow szybko przyzwyczaiła się do tego, żeby swoje życze-
nia, przekazywać Danieli, ona zaś zajmowała się załatwianiem wszelkich
spraw.
Z Hamburga wielkim parowcem popłynęły panie do Anglii. Pani
Lentikow zamierzała wiosną spędzić kilka tygodni w swoim wiejskim
domu w Hedgehouse.

Dla Danieli to wszystko było jak bajka. Nareszcie koniec z drobiazgo-
wi rachunkami, nerwowym zastanawianiem się, czy można sobie spra-
x tę czy inną rzecz. Królewska fortuna jej chlebodawczyni była jak
zarodziejska różdżka. Wszystko, czego madame zapragnęła dla siebie czy
towarzyszących jej osób, pojawiało się natychmiast.
Towarzystwo Danieli, jej życzliwe i pogodne usposobienie wywierało
wyraźnie dobroczynny wpływ na panią Lentikow. Była ożywiona jak nigdy,
a iej wygląd odzyskał nieco świeżości. Przyczyniło się do tego także spotka-
nie z baronową. Natasza od razu spostrzegła te zmiany. I była bardzo wdzię-
czna Danieli. Kochała swoją panią i odczuwała jej szczęście jak swoje
własne. ^
Cieszę się, że mam panią przy sobie, panno Danielo powiedziała
pewnego dnia madame Lentikow i żal mi mojej przyjaciółki, że musiała
się z panią rozstać.
Daniela podniosła na nią oczy.
Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo jestem pani wdzięczna, że
uznała pani moje towarzystwo za godne jej osoby.
W tej chwili weszła Natasza, aby zapytać hrabinę, czy ma dla niej
jakieś polecenia.
Pani Lentikow odparła, że nie, po czym odezwała się do Nataszy po
rosyjsku:
Popatrz na tę młodą damę, która, jak twierdzisz, ma mi przynieść
wielkie szczęście. Czy to nie wiosna we własnej osobie?
Natasza z zapałem kiwnęła głową.
Ależ tak, mateczko! A te złote loki... zupełnie jak święta na obraz-
ku. I jest dobra i szczera, i bardzo tobie oddana. Widzę, że sprawia ulgę
twojemu biednemu sercu. Ja jestem tylko prostą służącą i umiem tylko
wiernie ci służyć. Zobaczysz, dopiero w Hedgehouse, kiedy będziemy
same, przekonasz się, jak to dobrze mieć przy sobie takie młode stworzenie.
Masz rację, Nataszo, naprawdę wydaje mi się, że przy niej czuję się
zdrowsza.
Niech ją Bóg błogosławi, naszą Daniele.
Po raz pierwszy pani Lentikow tak długo rozmawiała z Natasza w obe-
cności Danieli. Podczas tej rozmowy twarz Danieli okryła się ciemnym
rumieńcem, a kiedy Natasza wyszła, dziewczyna odezwała się z zakło-
potaniem:


23
22


Proszę wybaczyć, łaskawa pani... Nie powiedziałam pani, że nieźle
znam rosyjski. Rozumiałam wszystko, o czym pani rozmawiała z Natasza
Wstyd mi, że niechcący podsłuchiwałam.
Pani Lentikow spojrzała na Daniele zupełnie zaskoczona.
Pani mówi po rosyjsku? zapytała w tym języku.
Daniela także odpowiedziała po rosyjsku:
Nie bardzo dobrze, ale na tyle, że mogłam zrozumieć...
Starsza pani uśmiechnęła się lekko, po czym dalej mówiła po rosyjsku;
No cóż, teraz pani wie, że obie panią lubimy, Natasza i ja. A że jest
pani piękna, to już pewnie zdradziło lustro. Nie spodziewałam się, że zna
pani także rosyjski. Moja przyjaciółka chwaliła pani talent do języków,
powiedziała mi, że zna pani bardzo dobrze francuski i angielski i że jako
tako potrafi się porozumieć także w innych językach. Bardzo mnie to
ucieszyło. Ale pani znajomość rosyjskiego to dla mnie nowość. Gdzie, jak
się pani nauczyła?...
Mój ojciec był filologiem, znał prawie wszystkie języki współ-
czesne. Liznęłam po trochu wszystkiego. Mój brat i ja jesteśmy niejako
dziedzicznie obciążeni talentem do języków. Brat bardzo interesował się
rosyjskim, a ja nauczyłam się przy nim, do towarzystwa.
Czy nie powinna pani lepiej wykorzystać tych talentów niż jako
dama do towarzystwa starej kobiety?
Jakoś nie nadarzyła się odpowiednia okazja. A ponieważ brat mu-
siał opuścić Niemcy i zostałam sama, wolałam przyjąć bezpieczną posadę
w porządnym domu.
A teraz ja ciągam panią z miejsca na miejsce. Czy pani brat to
akceptuje?
Tak, proszę pani. Wie, że i podczas podróży jestem pod dobrą
opieką.
Brat jest pani jedynym krewnym?
Tak, jedynym, pracuje teraz w Szwecji.
Został'uczonym, jak pani ojciec, czy ma inny zawód?
Brat jest inżynierem.
Ożywiona dotąd twarz starszej pani nagle znieruchomiała Pani
Lentikow pomyślała o synu, który tak bardzo pragnął zostać inżynierem. To
wspomnienie wprawiło ją w stan nagłego odrętwienia, znów powróciły
dręczące obrazy.
24

W'dok zmienionej twarzy madame Lentikow przestraszył Daniele.
mniała sobie, co mówiła na ten temat baronowa. To pewnie wyobra-
: śnieżnej syberyjskiej pustyni i obraz zmarłego syna znowu dręczy
26 ześliwą matkę. Fala współczucia zalała serce Danieli, bardzo pragnęła
!omóc hrabinie, pocieszyć ją.
^ ___ Kochana, łaskawa pani odezwała się drżącym głosem proszę
tylko spójrz^ J5* cudownie świeci słońce!
Pani Lentikow drgnęła, wyrwana z głębokiego zamyślenia. Spojrzała
w pełne współczucia oczy Danieli i z jej piersi wyrwało się ciężkie west-
chnienie.
_ Pani słowa przypomniały mi, że mój syn tak bardzo chciał zostać
inżynierem. I zaraz znowu ujrzałam te koszmarne obrazy, które ciągle
dręczą moją duszę odezwała się po chwili, po raz pierwszy mówiąc
o synu.
Tak mi przykro, że obudziłam te ponure wspomnienia.
To nie pani wina, drogie dziecko, codziennie tysiące rzeczy przy-
pominają mi o synu. Pani nie może temu zaradzić. Proszę nie zważać na
moje chwilowe nastroje i dziwne zachowanie. To i tak cud, że zupełnie nie
postradałam zmysłów. Proszę wybaczyć, że się tak zamyśliłam.
Ależ... ja to bardzo dobrze rozumiem, łaskawa pani.
Pani obecność przynosi mi ulgę. Więcej nikt nie może dla mnie
zrobić, Danielo. Czy mogę tak do pani mówić?
Będzie mi bardzo miło, łaskawa pani.
Miła i dobra z pani dziewczyna, a w pani oczach widzę szczere
współczucie. Nauczyłam się odróżniać skrywaną, prymitywną ciekawość od
prawdziwego i życzliwego zainteresowania drugim człowiekiem. Tylko
niewielu ludzi stać na to drugie, szybko się o tym przekonujemy. W pani
oczach widzę prawdziwe uczucie, dlatego mogę z panią rozmawiać o moim
synu. Do tej pory mówiłam o nim tylko z Natasza i moją przyjaciółką,
baronową Berken. Teraz i z panią będę mogła rozmawiać o moim nieszczę-
ściu. Niezbyt pocieszająca dla pani perspektywa.
Bardzo bym chciała, aby pani uznała mnie za godną tych rozmów.
estern wprawdzie młoda, ale myślę, że potrafię zrozumieć pani cierpienie.
ragn? pani pomagać, na ile pozwolą mi moje skromne siły.
Pani Lentikow leciutko przesunęła dłonią po włosach Danieli. Po
chwili odezwała się, zmieniając temat:
25

Proszę porozmawiać potem z Nataszą po rosyjsku. To jej spraw
wielką przyjemność. Myślę, że zawsze chętnie sobie z panią pogawędzi. Ja
rzadko jestem w odpowiednim nastroju, aby paplać z nią w jej ojczysty
języku, no a z innymi nie jest to możliwe. Gdyby nie to, że już zdoby}a
sobie pani sympatię Nataszy, to pewnie zyskałaby ją pani przez rozmowy n0
rosyjsku. Nataszą to prosta kobieta, ale naprawdę zna się na ludziach
W dodatku jest zabobonna; jakiś znak wskazał jej, że przyniesie mi pani
wielkie szczęście a ja pani też. Ach, ona jest mi naprawdę oddana, moja
wierna Nataszą. Wszystko by zrobiła, żebym była szczęśliwa.
Z całego serca pragnę, aby ten znak Nataszy się sprawdził. Tak
bardzo chciałabym przynieść pani szczęście!
Moje drogie dziecko, czy istnieje szczęście dla mnie, samotnej,
rozgoryczonej kobiety... Ale teraz robi się chłodno. Przejdźmy się trochę po
pokładzie.
Daniela pomogła jej wstać. Pani Lentikow wsparła się na ramieniu
dziewczyny i ruszyły na przechadzkę. Potem przystanęły przy barierce.
Pani Lentikow znowu zaczęła mówić o swoim synu, o jego dobrym,
życzliwym charakterze i o tym, jak bardzo była z niego dumna.
Daniela słuchała ze skupieniem i współczuciem i pani Lentikow była
jej za to bardzo wdzięczna.
Kiedy słońce skryło się za horyzontem, panie udały się do swoich
kabin, aby się przebrać do kolacji.
Nataszą czekała już w drzwiach kabiny swojej pani.
Wszystko gotowe, Nataszo? zagadnęła Daniela po rosyjsku.
Nataszą zrazu zdumiała się zaskoczona, ale zaraz jej .szeroką twarz
rozjaśnił promienny uśmiech, a łagodne, ciemne oczy rozbłysły radością.
Och, panno Danielo, pani mówi w moim ojczystym języku?
zapytała uszczęśliwiona.
Tak, Nataszo wprawdzie nie bardzo dobrze, ale jakoś się porozu-
miemy.
Nataszą zawołała do pani Lentikow:
Słyszałaś, mateczko? Panna Daniela mówi po rosyjsku!
Wiedziałam, że cię to ucieszy, Nataszą. Teraz masz już z kim po-
rozmawiać, nie musisz się męczyć z niemieckim, który chyba nigdy nie
wejdzie ci do gfowy.
Niemiecki jest trudny. Po rosyjsku łatwiej.
26

Daniela nie mogła powstrzymać śmiechu, ale pani Lentikow powie-
działa poważnie:
_ Nataszą, wszystko, co potrafimy, jest łatwe, a czego nie trudne.
Ach, teraz będę mogła opowiadać, jak pięknie było w domu
'wiła uradowana Nataszą i o wszystkim, wszystkim, co żyje w moim
Prawda, duszko, że z nią można rozmawiać o wszystkim?
Tak, tak, o wszystkim.
Po chwili Daniela poszła do swojej kabiny, żeby się przebrać. Kiedy
nrzyszła potem po panią Lentikow, ta przyjrzała jej się badawczo, po czym
z aprobatą kiwnęła głową, zadowolona z jej wyglądu.
W jadalni parowca wejście obu pań, nobliwej, siwowłosej damy i pięk-
nej, młodej dziewczyny, wzbudziło widoczne zainteresowanie. Kilku panów
próbowało nieśmiało nawiązać znajomość, ale ich usiłowania rozbijały się
o pełen powściągliwości sposób bycia pani Lentikow, a i rezerwa Danieli
nie zachęcała do zawarcia znajomości.
IV
Przybywszy do Londynu panie udały się do hotelu, gdzie madame
Lentikow była osobą dobrze znaną i gdzie obsłużono je z uprzedzającą
grzecznością. Jednak pozostały tu tylko dwa dni. Mimo to Daniela miała
okazję poznać najciekawsze miejsca miasta podczas samochodowej prze-
jażdżki.
Londyn zrobił na niej imponujące wrażenie. Jednak w uznaniu miasta
za piękne przeszkadzały jej czarne od dymów i spalin fasady domów.
Miasto przygniatało niemal swoim ogromem. Toteż Daniela nie żałowała,
ze tak szybko udały się w dalszą podróż do Hedgehouse.
Wkrótce przybyły na miejsce. Daniela z zachwytem rozglądała się po
Wspaniałej okolicy. Hedgehouse leżało u stóp zalesionego wzgórza, pośród
bujnych, kwitnących pastwisk. Dom otoczony był rozległym ogrodem,
a jego mury obrośnięte czerwonymi, pnącymi różami. Delikatne kwiaty
P'?ły się po drewnianych werandach, przycięto je tylko przy oknach
1 drzwiach, tak że dala błyszczały na biało pomalowane ramy.
27

Jak tu pięknie, cudownie! Prawdziwa idylla! wykrzyknęła
Daniela z zachwytem, kiedy powóz zajechał pod bramę ogrodu.
Też mi się tak wydało, kiedy przed kilku laty po raz pierwszy ujrza,
łam Hedgehouse. Poprzedni właściciel postanowił sprzedać posiadłość
gdyż udawał się do dzieci, do Ameryki. A ja wyobraziłam sobie, że może
tutaj odzyskam spokój. Ale nawet uroda tego miejsca pie jest w stanie na
długo mnie zatrzymać, chociaż zwykle pozostaję tu dłużej niż gdzie indziej.
W każdym razie może pani liczyć na kilkutygodniowy wypoczynek. Mam
w stajni niezłego konia pod wierzch i ładną, lekką dwukółkę. W okolicy
jestem znana jako szalona Rosjanka. Mam nadzieję, że jakoś pani wytrzyma
kilka tygodni w tej samotni ze starą, zgorzkniałą kobietą.
Ile tylko pani zechce, łaskawa pani odparła Daniela z zapałem.
To najprawdziwszy raj.
No, zobaczymy, co pani powie za sześć tygodni. W każdym razie
służby tu nie brak. Jest tu małżeństwo starszych Anglików z córką. Jednego
z członków rodziny już pani poznała: to nasz woźnica. Podczas mojej
nieobecności utrzymują dom w porządku, dbają o krowę, kury i kilka
niezbędnych koni, uprawiają w ogrodzie warzywa. Mieszkają w suterenie
domu. Myślę, że są zadowoleni z tej pracy.
Ja też tak sądzę. W każdym razie powinni być.
To prawda, że jest tu nieco pustawo i samotnie.'Ale kiedy mnie nie
ma, odwiedzają sąsiedztwo. W godzinę można dojść do najbliższej wsi i do
stacji. Mogą tam znaleźć towarzystwo.
Powóz zatrzymał się przed domem; kilka stopni prowadziło z prawej
i z lewej strony na werandę. Pulchna kobieta niewielkiego wzrostu, o roze-
śmianej twarzy, czyściutka i schludna, i młoda dziewczyna wierne,
młodsze odbicie matki przyjęły panią Len tików na progu domu i popro-
wadziły do środka wśród ożywionych powitań.
Dach nad wielką salą na parterze był wykonany z grubych, szklanych
szybek, przez które bez przeszkód wpadało światło. Z biegnącej wokół tego
holu galerii prowadziły drzwi do pokojów położonych na piętrze.
Pani Lentikow wskazała Danieli dwa śliczne pokoje.
Proszę się tutaj wygodnie urządzić, Danielo. Córka pani Gray
będzie pani usługiwać. To chętna do pracy, uprzejma dziewczyna, ma na
imię Mary powiedziała, a stojąca obok Mary Gray uśmiechnęła się.
ukazując piękne, białe zęby.
- 28

na Falkner musi się teraz rozpakować. Proszę jej we wszystkim
- _ zwróciła się pani Lentikow do Mary.
u damę Lentikow poszła z Nataszą do swojego pokoju. Kiedy tylko
ahfsame, wyciągnęła rękę po czerwoną torbę z juchtowej skóry, którą
ZSt a trzymała w czasie jazdy. Podczas gdy wierna służąca delikatnie
^dTmowała kapelusz z głowy pani Lentikow, starsza pani wyjęła z torby
2 jedwabne etui, w którym spoczywał relikwiarz z portretem syna.
szars* jcu .... .. . . .
Kl cz do juchtowej torby pani Lentikow nosiła zawsze na szyi, na cienkim,
z}0tym łańcuszku.
Delikatnie, niemal pieszcząc go dłońmi, wyjęła pani Lentikow
relikwiarz z etui i, otwierając ażurowe złote drzwiczki ze stylizowanymi
różami, postawiła go na nocnym stoliku. To było jego stałe miejsce, gdyż
ciąele jeszcze zdarzały się noce, kiedy nieszczęśliwa matka nie mogła
zasnąć i w widoku twarzy syna szukała ukojenia dla zbolałego serca.
Przez kilka minut hrabina patrzyła na oblicze syna, odmawiając jedno-
cześnie cichą modlitwę za spokój jego duszy. Potem podniosła się, aby
Nataszą mogła jej pomóc przy przebieraniu.
W godzinę później siedziała z Daniela w uroczym saloniku, urządzo-
nym w stylu angielskich domów wiejskich i wyposażonym w nieodzowny
wielki kominek.
Pani Gray rozpaliła w kominku ogień, gdyż wieczory ciągle jeszcze
były chłodne. Ciepły blask płonących szczap czynił pomieszczenie jeszcze
bardziej przytulnym.
Daniela podsunęła pani Lentikow futrzany serdak, jeden z tych, które
hrabina zwykła zawsze nosić w domu. Starsza pani z wdzięcznością kiw-
nęła jej głową.
Dziękuję, Danielo. Widzę, że zapamiętała sobie pani wszystkie
mje drobne przyzwyczajenia. Pewnie panią dziwi, że tak łatwo marznę,
ledy widzę panią w tej cieniutkiej sukni, zastanawiam się, czy i ja kiedyś
nosiłam takie lekkie ubrania.
~~ Ach, naprawdę mi ciepło, łaskawa pani, rozgrzewa mnie sam widok
gnia na kominku.
w tej chwili Mary przyniosła herbatę i Daniela napełniła filiżanki. Pani
ay upiekła małe ciasteczka, przyniesiono także tosty z masłem i miodem.
ni Lentikow jadła niewiele, za to z przyjemnością patrzyła, jak Daniela
Oczo zabrała się do jedzenia z całym apetytem zdrowia i młodości.
29 '

Dziewczyna starała się przy tym bawić starszą panią miłą, lekką rozmów
bowiem już dawno spostrzegła, iż pani Lentikow sprawia ulgę, kiedy moż*
się oderwać od smutnych myśli i rozważań. t)t
Po herbacie panie wybrały się na przechadzkę. Dotarły do miejsca
skąd rozciągał się piękny widok na okolicę i na wielki, majestatyczny
zamek w stylu Tudorów.
Ostatni spadkobierca tego zamku żyje w Londynie, w ciasnym
mieszkaniu w czynszowej kamienicy; jest tak biedny, że nie każdego dnia
może sobie pozwolić na ciepły posiłek powiedziała pani Lentikow.
Daniela spojrzała na nią zdumiona.
I ten zamek rzeczywiście do niego należy?
To paradoksalne, ale tak. Właściciela zrujnowały wysokie podatki.
Byłby szczęśliwy, gdyby udało mu się go sprzedać. Szkoda tej wspaniałej
budowli, wszystko zniszczeje. Tutaj jest tak samo jak w Niemczech, droga
Danielo. Stare, szacowne rodziny upadają, nowobogaccy wykupują ich
posiadłości. Gdybym tylko była w stanie osiąść gdzieś na stałe, to kupiła-
bym właśnie ten stary zamek. Tutaj pochowałabym mój ból.
Daniela z zainteresowaniem spoglądała na budowlę.
Czy można go zwiedzać?
A chciałaby pani?
Bardzo.
Proszę powiedzieć któregoś dnia panu Grayowi, to panią zawiezie.
Daniela pokręciła głową.
Nie chciałabym zostawiać pani samej. Obiecałam pani baronowej,
że będę się starała robić to jak najrzadziej.
Woli pani zrezygnować z przyjemności zwiedzenia zamku, żeby nie
zostawiać mnie samej?
Naturalnie, łaskawa pani.
Pani Lentikow uśmiechnęła się blado.
W takim razie muszę pani towarzyszyć, aby mogła pani zwiedzić
zamek, nie popadając w konflikt z przyjętymi obowiązkami.
Daniela także się uśmiechnęła.
Dziękuję, łaskawa pani. Bardzo by mnie ucieszyło, gdyby się pani
na to zdecydowała. Myślę, że nie powinna pani stronić od rozrywek i cieka-
wych zajęć. To dobrze pani zrobi.
Tak pani sądzi?

___ Naturalnie.
No, no, widzę, że ma pani swoje sposoby.
To tylko dla pani dobra, łaskawa pani. Postanowiłam trochę panią
roZVV^eTrucjne sobie pani wyznaczyła zadanie, drogie dziecko. Tak czy
hcę z panią pojechać do Castlereagh. Muszę przyznać, że i mnie
nekawi, jak wygląda ten zamek.
__ Ach, jakże się cieszę! I to podwójnie. Obejrzymy zamek z zew-
trz A w środku pewnie są wspaniałe komnaty.
' Niech sobie pani nie obiecuje za wiele po wnętrzu Castelreagh.
Myślę, że niewiele zostało z pierwotnego wyposażenia.
W kilka dni później pani Lentikow rzeczywiście wybrała się z Daniela
do Castlereagh. Stary kasztelan, mieszkający w małym domku odźwiernego
u wejścia do parku, oprowadził panie po zamku. Nie zamieszkany zamek
był rzeczywiście prawie pusty. Ale siwowłosy kasztelan drżącym głosem
opowiadał o czasach świetności Castlereagh, którego ostatnie blaski jaśniały
jeszcze w latach jego dzieciństwa. Jego opowieść ożywiła rozległe sale,
krużganki i komnaty, gdzie niegdyś podejmowano królów. Wyobraźnia
Danieli tworzyła wspaniałe obrazy. Jakże przygnębiające było to, co zostało
z minionej świetności. Kosztowne obicia, zwisające w strzępach ze ścian,
gruba warstwa kurzu pokrywająca ciągle jeszcze piękne posadzki, szyby,
całkowicie zasnute pajęczynami. Wydawało się, że żałobne cienie dawnych
mieszkańców przemykają przez sale.
Pani Lentikow zrobiło się zimno, chciała koniecznie wyjść na powie-
trze. Kasztelan pieczołowicie zamknął główne'wejście, zupełnie tak, jakby
zamek strzegł skarbów. Ucieszony sowitym napiwkiem, który dała mu pani
Lentikow, podziękował serdecznie i odszedł do swojego domku.
Pani Lentikow westchnęła ciężko.
Gdybym wiedziała, że widok zamku tak panią przygnębi, z pewnością
zrezygnowałabym z jego zwiedzania powiedziała Daniela zmartwiona.
Starsza pani energicznie pokręciła głową.
~~ Niepotrzebnie się pani martwi. Widok tego zrujnowanego zamku
Przynosi mi nawet trochę pociechy. Proszę pomyśleć, gdyby mój syn
y ł. a wojna zabrałaby nam majątek, zniszczyła nasze dobra, wtedy i on

31
30


znalazłby się w sytuacji żebraka, bezsilnego wobec ruiny swojego dom
cierpiałby nędzę i poniżenie. Kiedy o tym pomyślę, to doznaję niemal ucz,
cia spokoju, że coś takiego zostało mu oszczędzone.
Skoro takie myśli są dla pani pocieszeniem, nie chcę ich rozpraszać
Hrabina spojrzała na Daniele zgnębionym wzrokiem.
Ach, może pogodziłabym się z moim losem, gdybym wiedziała, że
Dymitr został pochowany w poświęconej ziemi. Ta okropna myśl, że nie
sprawiono mu nawet skromnego pochówku, nie daje mi spokoju.
Słowa hrabiny były przepełnione pełną rozpaczy skargą.
Kochana, łaskawa pani! powiedziała Daniela z przejęciem. -~
Proszę się nie dręczyć tymi wizjami! Niech pani spróbuje uwierzyć, że jakaś
poczciwa dusza pogrzebała pani drogiego syna po chrześcijańsku. Przecież
zginął w pobliżu miejsca, gdzie spędził noc przed ucieczką. A tam zapewne
mieszkali jacyś ludzie. Może poszli poszukać pani syna, może go pogrze-
bali, kiedy zesłańcy pociągnęli dalej ze swoimi strażnikami.
Dobra z pani dziewczyna, Danielo, tak bardzo chce mnie pani
pocieszyć... Ale mnie nawet ta nieśmiała nadzieja została odebrana. Ten
człowiek z Syberii, który przyniósł mi wiadomość, jak zginął mój syn,,
powiedział mi, że nie sądzi, aby jakaś miłosierna dusza pogrzebała ciało
Dymitra. Miejsce, gdzie nocowali zesłańcy, to był nędzny, zwykle przez
nikogo nie zamieszkany barak. Używano go jako nocnego obozowiska
tylko wtedy, kiedy przejeżdżał transport. W pobliżu mogła być tylko jakaś
samotna chata, przeznaczona dla zesłańców z lżejszymi wyrokami, którzy
mieli uprawiać ziemię.
Ten człowiek lepiej by zrobił litując się nad panią i oszczędzając
pani tych relacji.
Kazałam mu przysiąc na Najświętszy Sakrament, że powie mi
szczerą prawdę. Ja to wiem, ciało i duch mojego syna nie zaznały spokoju.
To właśnie każe mi krążyć po świecie. A najdziwniejsze jest to, że kiedy
widzę mojego syna, to nie jest on tym pełnym radości młodzieńcem, jakim
go ostatnio widziałam, lecz dojrzałym, doświadczonym bólem mężczyzną,
któremu los nie szczędził ciężkich przeżyć.
Szloch wstrząsnął ramionami pani Lentikow. Daniela objęła ją, ogar-
nięta szczerym współczuciem.
Tak mi przykro, że nie mogę pani sprawić ulgi, ale proszę mi
wierzyć całym sercem współczuję pani w nieszczęściu.
32 1

Lentikow wyprostowała się, potem pełnym zmęczenia ruchem
luWę na ramieniu dziewczyny.
T stem pani wdzięczna za zrozumienie... Widzę, że pani współczu-
"""" st udawane. Od lat nie rozmawiałam z nikim o moim nieszczęściu
016 ' tkiem Nataszy i mojej przyjaciółki. Ale one, dwie wierne dusze, tak
Z A się o mnie boją. Za każdym razem starają się zmienić temat, kiedy
chcę z nimi porozmawiać o mojej udręce. Pani pozwoliła mi wypo-
y. . je(< mój ból. Ta rozmowa sprawiła mi ulgę. Jestem pani wdzięczna,
drogie dziecko!
__ Proszę mi nie dziękować, łaskawa pani! Jestem szczęśliwa, że mogę
chociaż w drobnej mierze odpłacić za całe dobro, którego od pani zaznaję.
I proszę ze mną rozmawiać, proszę mówić o tym, co panią dręczy, skoro
sprawia to pani ulgę. Może pani liczyć na moje zrozumienie.
Starsza pani westchnęła głęboko.
Teraz jestem spokojna, że będę mogła rozmawiać o tym, ilekroć
poczuję taką potrzebę. Kiedy wrócimy do Hedgehouse, pokażę pani portret
mojego syna. To pani pomoże zrozumieć, jak wielka jest moja strata.
I proszę, niech się pani czasem pomodli za spokój jego duszy.
Daniela przycisnęła dłonie do piersi.
Będę się modlić z całego serca, kochana, droga pani! Przyrzekam.
Dziękuję, moje dziecko. A teraz chodźmy, nie stójmy dłużej przed
tym ponurym zamczyskiem.
Daniela ostrożnie poprowadziła starszą panią do czekającego powozu.
Pan Gray zdrzemnął się nieco, ukołysany pełnym zadumy spokojem tego
miejsca. Ale usłyszawszy nadchodzące panie zeskoczył z kozła, by pomóc
im we wsiadaniu.
Wracali pogrążeni w milczeniu. Pani Lentikow trzymała Daniele za
r?kę, jakby szukała w niej oparcia. Czuła ożywcze ciepło przepływające do
meJ ze szczupłej, dziewczęcej dłoni.
Kiedy przyjechały do domu, pani Lentikow od razu poszła do swojej
lan, poprosiwszy najpierw Daniele, żeby zaczekała na nią w saloniku.
0 chwili wróciła, trzymając w dłoniach relikwiarzyk.
Niech pani spojrzy, drogie dziecko. Ze wszystkich skarbów, które
am> tylko ten jeden ma dla mnie bezcenną wartość. Nie chodzi tutaj
33
- Banitka

o sam relikwiarz, chociaż i on jest naprawdę cenny. Ten relikwiarz lr
wewnątrz jedyny portret syna, jaki mam. Oddałabym za niego cały
majątek, a nawet życie. *
Daniela przyglądała się relikwiarzowi, który widziała już na stol'k
starszej pani.
Cóż za wspaniały egzemplarz sztuki złotniczej powiedziała
Pani Lentikow powoli otworzyła drzwiczki; ukazał się obraz świętep
Potem pokazała Danieli, jak działa mechanizm. Wciskając rubin w otaczaj
jącą go rozetę, odwróciła święty wizerunek i oczom dziewczyny ukazała sij
miniatura.
Proszę, Danielo, oto mój syn. Ma pani prawo patrzeć na jego podo.
biznę, gdyż pani serce jest wypełnione dobrocią i szczerym współczuciem.
Daniela długo wpatrywała'się w szlachetne rysy młodego hrabiego
Wydawało jej się, że jego pogodne, stalowoniebieskie oczy żyją i spoglą.
dają na nią z dystyngowanej i pełnej wdzięku twarzy.
To dziwne wrażenie było tak silne, że powiedziała prawie bezwiednie:
To niemożliwe, żeby on umarł, łaskawa pani. Jego oczy patrzą jak
żywe, a usta zdają się mówić:, Ja żyję"!
Pani Lentikow pieszczotliwym ruchem przyłożyła portret do policzka.
Teraz pani wie, ile straciłam szepnęła.
Tak bardzo mi pani żal! powiedziała Daniela, głęboko poru-
szona. Łzy napłynęły jej do oczu.
Pani Lentikow spojrzała na nią płonącymi oczami, w jej słowach
zabrzmiała niemal nuta zazdrości:
Gdybym chociaż mogła płakać jak pani! Nie uroniłam ani jednej
łzy, odkąd w tak straszliwy, tak nieludzki sposób odebrano mi dziecko.
Daniela próbowała ją uspokoić. Poprosiła, by pani Lentikow jeszcze
raz pokazała jej portret syna. Przypatrywała mu się długo, a rysy młodego
człowieka tak bardzo wraziły jej się w pamięć, że przez kilka dni ciagtó
widziała przed oczami jego twarz.
Pewnie pani zauważyła podjęła po chwili hrabina nieco spokój'
niejszym tonem że Natasza podczas podróży nosi zawsze ze sobą mał&|
czerwoną walizeczkę z juchtowej skóry. W niej właśnie przewożony j
relikwiarzyk. Można by go wprawdzie włożyć do jednej z większych wal
ale nie robię tego z obawy, że mógłby zginąć. Straciłam wszystkie zdjectf
rodzinne, w tym zdjęcia syna. Natasza się starzeje, czasem tego czy oweg
34

. koję sie, że pewnego razu zostawi gdzieś walizkę albo ktoś
zapomina . ^ spędza mi to sen z powiek. A ponieważ teraz już pani
ją wyr -yjera czerwona walizeczka, podczas dalszych podróży będę ją
w'e> C ' oani opiece. Nie zapomni pani, że kryje najcenniejszą dla mnie
__ Nie zapomnę, na pewno. Będę jej strzec jak źrenicy oka.
Starsza pani pokiwała głową.
__, Ta wycieczka mnie zmęczyła, Danielo powiedziała.
_- Proszę się położyć, wypocząć. Ja pozwolę sobie wykorzystać ten
czas, aby napisać do brata.
Pani Lentikow podniosła się z krzesła, wzięła relikwiarzyk i wyszła
z salonu.
Daniela popatrzyła za odchodzącą. Siedząc bez ruchu, zastanawiała się
nad losem młodego hrabiego. Jakże straszne, jakże poniżające musiało być
dla niego to, iż deportowano go jak pospolitego przestępcę! Jego matka
powiedziała z przekonaniem: Zmarł niewinny", l z pewnością nie wygląda
jak spiskowiec, jak konspirator, potajemnie czyhający na życie drugiego
człowieka. Jego oczy na portrecie spoglądają jasno, szczerze i otwarcie. Nie
taki wzrok mają mordercy książąt i panujących. Z pewnością oczerniono
go, rzucono na niego potwarz, a przecież czasem wystarczy jedno słowo,
aby uczynić kogoś podejrzanym.
Daniela wstrząsnęła się. Zobaczyła obraz dręczący biedną matkę:
ujrzała młodego człowieka leżącego bez ruchu wśród białej, bezkresnej
pustaci na zbroczonym krwią śniegu, ujrzała krążące wokół ciała zgłodniałe
wilki.
Zerwała się gwałtownie, ogarnięta nagłym strachem. Biedna pani
entikow, biedna, nieszczęśliwa matka! myślała zdjęta litością. Gorące
Pragnienie, aby pocieszyć, ukoić ból zrozpaczonej kobiety wypełniło jej
serce.
Powoli, w zamyśleniu poszła na górę, do swojego pokoju, by napisać
brata długi, szczegółowy list.

V
Po kilku dniach Busso otrzymał list. Siostra donosiła w nim, że bard/
dobrze czuje się na swojej nowej posadzie, że nowa chlebodawczyni j
osobą szlachetną, dystyngowaną i dobrego serca, jednak złamaną pric
nieszczęśliwy los. Ona, Daniela, poczytuje sobie za obowiązek sprawia
ulgę jej zbolałemu sercu, przynosić jej wytchnienie i trochę radości.
Nie podała jednak ani prawdziwego nazwiska, ani nie napisała nic bliż
szego o pani Lentikow, a nade wszystko niczego, co wiedziała o kolejach je
życia. Dochowała zawierzonej jej tajemnicy.
Busso uspokoił się co do losu siostry. Teraz miał pewność, że Daniel;
jest pod dobrą opieką. A i jemu się tymczasem powiodło. Otrzyma
odpowiedź od dawnego profesora, któremu napisał o swoim wynalazku
Profesor poinformował go, iż w Niemczech powstała spółka zainteresowani
produkcją maszyn dla rolnictwa. W liście do profesora Selle Busso wyrazi
nadzieję, iż jeśli tylko będzie miał możliwość, to z pewnością uda mu si(
wykorzystać swój wynalazek dla dobra Niemiec. Sam zdawał sobie dosko
nale sprawę z tego, że jego odkrycie ma duże znaczenie dla rolnictwa, ali
potwierdzenie tego przez profesora bardzo go ucieszyło.
Profesor Selle był przyjacielem zmarłych rodziców Bussa i Danieli
okazywał młodemu człowiekowi ojcowską przyjaźń i życzliwość. Radził
aby jak najszybciej nawiązać kontakt z ową firmą. Wtedy on będzie mójj
porozmawiać z dyrektorem o szczegółach wynalazku Bussa.
Młodemu człowiekowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Naty
chmiast wysłał do towarzystwa odpowiednie pismo.
Owego dnia razem z przyjacielem omawiali sprawę wynalazku.
Wiesz, Stefanie, jeśli powiedzie mi się z tym wynalazkiem, *
wszystko mamy załatwione zaczął Busso. Będzie z tego dobra posad
dla nas obuvProfesor Selle pisze mi, że firma potrzebuje zdolnych inżynie
rów. Zgłosiłem twoją i moją kandydaturę. To bardzo korzystne, że rn<5
angaż tutaj wkrótce się kończy i że jeszcze nie został przedłużony,
w ogóle nie jesteś związany umową. W każdej chwili możemy stąd odejść
Stefan popatrzył na przyjaciela poważnym wzrokiem.
Życzę ci z całego serca, żeby ten wynalazek przyniósł ci szczęście
Zresztą jestem tego najzupełniej pewny. Nowy angaż masz w kieszeni.
36

st to raczej wątpliwe. Tak czy owak pojadę z tobą. Myśl, że
do mn|e' ozostać sam, wydaje mi się nie do zniesienia. Znowu popadł-
m okropną, dręczącą samotność, którą musiałem znosić, zanim cię tu
b^m W,n-;pm sootkałem. Oszczędności starczą mi na jakiś czas, a potem
nr7VD<łO*"
P ; się coś i dla mnie.
__ Dla mnie to oczywiste, że pojedziemy razem. Jestem pewien, iż
znajdziemy zatrudnienie w tej firmie. W końcu jesteśmy niezłymi
co
alistami od maszyn rolniczych, niełatwo znaleźć dwóch takich fachow-
my. Chyba możemy to powiedzieć bez fałszywej skromności.
_ Ach, ciekaw jestem, co też ci napiszą.
_ ja też. I mam nadzieję, że jak już nas zatrudnią, to moja siostra nie
będzie akurat w podróży. Byłoby mi bardzo przykro.
_ Czy to nie dzisiaj dostałeś od niej wiadomości?
_ A tak, tak. Pisze, że dobrze jej się powodzi. Jej nowa chlebo-
dawczyni to dobry człowiek, praca na nowej posadzie jest bardzo przy-
jemna.
Gdzie Daniela jest teraz?
W Anglii, w hrabstwie Kent. W posiadłości wiejskiej Hedgehouse.
Daniela jest zachwycona domem i okolicą. Zresztą proszę, sam przeczytaj.
Nie ma tu żadnych tajemnic.
Stefan uśmiechnął się.
Wiesz, wszystko, co dotyczy Danieli obchodzi mnie tak, jakby to
była moja własna siostra.
Busso podał mu list. A kiedy Stefan przeczytał, Busso powiedział:
Musi pozostać na posadzie, dopóki ja nie będę w stanie stworzyć jej
odpowiedniego domu. Ale mam nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo. Jeśli
ylko ten wynalazek przyniesie mi powodzenie i pieniądze, będę mógł
^troszczyć się o Daniele.
A więc życzmy sobie podwójnie, żebyś odniósł sukces.
Wreszcie nadszedł oczekiwany list z firmowym nadrukiem nowego
towarzystwa na kopercie.
yrekcja firmy donosiła, że profesor Selle bardzo chwalił młodego
yniera i że spółka jest zdecydowana go zatrudnić. Ponieważ Busso tak
rąc Poleca swojego przyjaciela, Stefana Komiko, dyrekcja jest gotowa
37

podjąć pertraktacje także z nim. Firma jest bardzo zainteresowana je
wynalazkiem i najlepiej będzie osobiście omówić szczegóły.
Potem doszło do wymiany jeszcze kilku listów między firmą a przyja
ciółmi. Profesor Selle ponownie napisał do Bussa. Osobiście pertraktował
w jego imieniu z dyrektorem Herderem. To główny akcjonariusz towarzy.
stwa i bardzo zdolny przedsiębiorca. Szybko dorobił się majątku i stanowi-
ska, ale nie jest tak zarozumiały i nieprzyjemny jak podobni jemu ludzie
Majątek zawdzięcza przede wszystkim niebywałej pracowitości. Niemal
genialny talent organizacyjny pozwala mu znakomicie kierować tym wiel-
kim przedsiębiorstwem; pewne braki ma jedynie w obyciu towarzyskim.
Najważniejsze jednak, że firma jest naprawdę solidna i jeśli zechcą tutaj
zastosować wynalazek Bussa, przyniesie to maksymalny zysk. W każdym
razie on, profesor, radzi usilnie się o to postarać, gdyż niełatwo o równie
korzystną okazję.
Kiedy wszystko zostało ustalone, Busso napisał do siostry, ze szczegó-
łami donosząc jej, czego dokonał:
Już niedługo będę mógł zatroszczyć się o Ciebie, siostrzyczko
kończył. Na razie cieszmy się z bliskiego spotkania".
Busso położył list na stole w salonie. Potem zawołał przyjaciela:
Skończyłem, możemy iść.
Stefan wyszedł ze swojego pokoju.
Nie zapomniałeś przekazać siostrze pozdrowień ode mnie?
zapytał.
Nie zapomniałem.
Stefan podszedł do stołu, na którym leżał list. Mimowolnie spojrzał na
adres: Panna Daniela Falkner u pani Lentikow, Hedgehouse, hrabstwo
Kent, Anglia.
Nazwisko Lentikow zastanowiło Stefana.
Lentikow? zapytał z pewnym zdziwieniem. To nazwisko
dosyć często spotykane w Rosji. Nie powiedziałeś mi, że nowa chlebodaW-
czyni twojej siostry jest Rosjanką.
Z pochodzenia jest Niemką, była zamężna z Rosjaninem. Prze-
cież wiesz to z listów Danieli. Ale dlaczego to nazwisko tak cię zaintry'
gowało?
Ach, to nic, to tylko pewne wspomnienie... Wszystko, co si
z Rosją, sprawia mi ból, przecież wiesz...
38

myśl o tym, Stefanie. Nie da się wskrzesić przeszłości.
Tk przyjacielu, to przyszłość należy do mnie, sam mogę ją sobie
rtvć Ale dość tego, czas iść do biura.
~>ny '. -eje wySZii z domu. I nie można było mieć za złe sztokholm-
?!newczętom i kobietom, że oglądały się za młodymi mężczyznami.
Z,k musiał ucieszyć oko każdej kobiety.
VI
Jeszcze w Hedgehouse Daniela otrzymała od brata wiadomość, że za
kilka dni wyrusza on wraz z przyjacielem do Niemiec.
Chociaż dziewczyna bardzo tęskniła do spotkania z bratem, nie wy-
obrażała sobie, że mogłaby teraz zostawić panią Lentikow.
Hrabina zamierzała na kilka tygodni udać się ze służbą do jednego
z angielskich nadmorskich kąpielisk. W końcu zdecydowała się na Brigh-
ton, zwane perłą angielskiej Riviery.
W małych kurortach jest się zbyt narażonym na wścibstwo cieka-
wskich powiedziała Danieli.
Z Brighton miano się udać do Paryża. W zimie hrabina zamierzała
spędzić trochę czasu w swojej willi nad jeziorem Como.
Daniela była młoda i poznawanie świata bardzo ją pociągało. Nie
ukrywała swojej radości i pani Lentikow nieraz uśmiechała się rozbawiona.
Mam nadzieję, że pani ciekawość i żądza nowych wrażeń również
mnie uprzyjemnią nieco podróż powiedziała pewnego razu. Cieszę
S|e. że mogę pokazać pani coś nowego. Dotąd odwiedzałam te miejsca tylko
ataszą, a dla nas, starych kobiet, przestała to już być atrakcja. Teraz pani
rozweseli nas trochę swoją młodą radością.
Po chwili milczenia dodała z westchnieniem:
~~ Zresztą, moje dziecko, muszę przecież jakoś pani wynagrodzić
Je humory i kaprysy, które pani tak cierpliwie i dzielnie znosi.
T nie są kaprysy! żywo zaoponowała Daniela. Nieraz
, rn7 m> ze Jest pani smutna, widziałam panią w godzinach zwątpienia
Ale nigdy nie zauważyłam złych humorów czy kaprysów.
39

Myśl o tym, że w jakiś sposób była pomocna biednej, nieszczęśr
kobiecie, napełniła serce Danieli uczuciem podniosłej wdzięczności *
też dodała:
I nie odejdę od pani, jeśli pani sama mnie nie odprawi.
Ach, tego nigdy nie zrobię, drogie dziecko odparła starsza pan,
z przekonaniem.
Po tej rozmowie Daniela poszła do swojego pokoju i jeszcze raz
czytała list od brata. Cieszyła się z jego sukcesu i naturalnie żałowała, zenit
może być teraz w Berlinie. Lecz z drugiej strony posada u pani Lentiko
bardzo jej odpowiadała i Daniela zdecydowała, że nie będzie bratu ci
rem, skoro może się sama utrzymać.
Z uśmiechem jeszcze raz przeczytała zakończenie listu:
Aha, żebym nie zapomniał! Stefan Kolniko prosi, abym przekazd
Ci wyrazy szacunku oraz pozdrowienia. Dziękuje Ci także za Twojt
pozdrowienia. Stefan jest mi najdroższym, najwierniejszym przyjadę*
lem, mam nadzieję, że i Tobie przypadnie do serca. Szkoda, że rui
znacie się osobiście, z pewnością doskonale byście się porozumieli.
Busso napisał siostrze tyle dobrych i miłych słów na temat Stefana, że
Daniela mimowolnie zaczęła odczuwać żywe zainteresowanie młodym
człowiekiem.
Toteż, odpowiadając na list brata jeszcze przed wyjazdem z Hedge-
house, napisała:
Przekaż panu Kolniko równie serdeczne pozdrowienia ode mnit
Wasza serdeczna zażyłość tak bardzo jest obecna w mojej świado-
mości, że nie potrafię myśleć o jednym, nie wspominając jednocześni^
drugiego. Jestem z całego serca wdzięczna Twojemu przyjacielowi &
jego wierność i za to, że Ci pomógł na nowo pokochać życie,
po powrocie z Rosji, byłeś człowiekiem złamanym i pełnym goryclĄ
I można to było zrozumieć, po tym wszystkim, co przeszedłeś,
teraz widzę w Twoich listach coraz więcej z dawnego Bussa,
zawsze troszczył się o dobry humor i pogodny nastrój w domu.
Piszesz, że Twój przyjaciel wiele przeszedł, wiele wycierpiał i *
jest poważnym człowiekiem. Ale być może to właśnie wskrześ
40

ja^ną wesołość; sama to widzę po sobie: kiedy się chce roz-
^7'' koSś smutnego, robi się wszystko, aby samemu być wesołym.
W?S W każdym razie wydaje się, że się obaj doskonale uzupełniacie.
może zatem pomagać drugiemu, dzielić radość przyjaciela.
si niezmiernie, że Stefan Kolniko towarzyszy Ci do Berlina,
7e Wam obu wspaniałych sukcesów w pracy.
w kilka dni później pani Lentikow opuściła Hedgehouse i pojechała do
Brmhton.
" Ożywczy wpływ morskich kąpieli i beztroska sprawiły, że Daniela
ladała kwitnąco. Była piękniejsza niż kiedykolwiek i mężczyźni
z podziwem oglądali się za nią, kiedy wraz z panią Lentikow pojawiała się
w iadalni. Lecz obie panie jak zwykle trzymały się na uboczu. Pani
Lentikow nie zawierała nowych znajomości. Wprawdzie nie starała się za
wszelką cenę unikać ludzi, ale też i nie zbliżała się do nich bardziej, niż to
było konieczne.
Pewnego dnia obie panie udały się na jeden z koncertów symfonicz-
nych, które zwykle odbywały się w katedrze. Pani Lentikow chciała sprawić
przyjemność Danieli, bardzo lubiącej muzykę. Jednak nie wytrzymała
nawet do końca pierwszej części. Muzyka zbyt ją przygnębiała i pani
Lentikow zapragnęła wyjść.
Nie mogę znieść muzyki, Danielo, proszę wybaczyć, że zepsułam
pani przyjemność. Ale przecież i tak nie zostałaby pani beze mnie.
Oczywiście że nie, łaskawa pani. I bardzo proszę ze względu na
mnie nie narażać się na takie udręki. Chodźmy, myślę, że mały spacer po
promenadzie dobrze pani zrobi. Teraz na plaży towarzyszyć nam będzie
tylko dobry Bóg i księżyc.
Ale ja będą miała do towarzystwa piękną, miłą, młodą damę,
Podczas gdy pani musi się zadowolić zgryźliwą, starą kobietą.
~~ Och, ta stara, zgryźliwa kobieta jest znacznie bardziej interesującym
mym towarzystwem niż owa młoda dama. A więc to ja skorzystam.
Nie będę się ż panią sprzeczać, drogie dziecko.
1 sposób Daniela spędziła kilka uroczych tygodni. Lecz potem
nM- , z'mna> brzydka pogoda, a pani Lentikow bardzo źle znosiła
y- Nie zastanawiając się długo, postanowiła wyruszyć do Paryża,
41

Teraz Daniela opiekowała się podczas podróży rmałą,
walizeczką z juchtowej skóry. Strzegła jej naprawdę jmk źrenic^011
I również Daniela załatwiała wszelkie sprawy związane z pobytem^ ^
lach, rozmawiała z personelem, wydawała polecenia. Dla pani Le
była to prawdziwa wyręka, wystarczyło, by przekazała Danieli
życzenia. Swoj
W Paryżu zajęły apartament w hotelu Regina". Jak zwykle obsłuż
panie uprzejmie i grzecznie, a pokoje, do których je skierowano h!
piękne i wygodne. ' ^
Przez kilka następnych dni Daniela poznawała Paryż. Wraz z n
Lentikow odbywały długie przejażdżki po mieście, spacerowały Do I u
Bulońskim. y P Laskl
Tymczasem ochłodziło się, zaczęła się jesienna niepogoda, co bardzo
niekorzystnie odbiło się na nastroju pani Lentikow. Stała się drażliwa
i nerwowa i chociaż sama robiła sobie z tego powodu wyrzuty, Daniela nie
miała w tych dniach łatwego życia.
Na domiar złego pani Lentikow się przeziębiła, pewnej nocy dostała
dos'ć wysokiej gorączki i przez kilka następnych dni musiała pozostać
w łóżku.
W dniu, kiedy zachorowała, nadszedł list od baronowej Berken. Przyja-
ciółka donosiła pani Lentikow, że włas'nie przeprowadziła się na drugie pię-
tro swojej willi i że próbuje jakoś' przystosować się do nowych warunków.
List kończył się słowami:
Ale teraz nie będę Cię dużej męczyć moimi skargami, kochana
Katharino. Trzeba się pogodzić z tym, czego nie da się zmienić.
Zresztą normalnie nie jestem taka zniechęcana i rozstrojona, ale od
kilku dni nie czuję się najlepiej i obawiam się, że muszę dzisiaj
wezwać lekarza. W każdym razie chciałam Ci jeszcze napisać kilka
stów, zanim lekarz co jest możliwe zapakuje mnie do łóżka. No,
tego by mi jeszcze brakowało... Bądź zdrowa, moja droga, odezwę się,
gdy tylko poczuję się lepiej.
Ten list nie mógł oczywiście poprawić nastroju pani Lentikow.
Ach, gdybym była zdrowa, zaraz pojechałybyśmy do Berlina
powiedziała do Danieli. Mam tyle do zawdzięczenia mojej przyjaciółce...
42


Ale los
hvć przy 'eJteraz' kiedy jest chora. Pojedziemy, jak tylko będę
chciał inaczej. W dwa dni po tym liście nadszedł telegram od
Pani
i baronowa zmarła tej nocy na zapalenie płuc. List w drodze.
Christina
Dla pani Lentikow był to straszny cios. Mimo wysokiej gorączki
hciała natychmiast jechać do Berlina, ale lekarz stanowczo zabronił jej
wstawać z łóżka. Nawet nie mogło być mowy o tym, by pojechała.
Daniela, nie mniej wstrząśnięta, natychmiast napisała długi list do
Christiny. Zawiadomiła starą służącą, iż pani Lentikow sama jest chora
i leży w łóżku. Poradziła jej również, co ma robić i że najlepiej będzie, jeśli
zwróci się do kuzyna pani Berken, mieszkającego w Hanowerze. Ale
Chnstma już zawiadomiła barona Kaltenbacha, który natychmiast przybył
do Berlina, aby zająć się pogrzebem ciotki. Po kilku dniach nadszedł do
pani Lentikow list od niego:
Wielce Szanowna Pani!
Od Christiny otrzymała pani telegraficzną wiadomość o zgonie
mojej Ciotki. Christina miała szczerą chęć przekazania Pani bliższych
szczegółów. Jednakże widząc jej beznadziejną walkę z piórem i papie-
rem, wziąłem na siebie zadanie szczegółowego powiadomienia Pani.
Ciotka moja po krótkiej chorobie zmarła na zapalenie płuc.
bezpośrednią przyczyną zgonu było gwałtowne osłabienie serca,
ostatniej swojej godzinie Zmarła mówiła o Pani. W Jej osobie
odszedł dobry, wspaniały człowiek, Pani wie o tym tak samo dobrze
J Ja- Najlepsze lata życia tej szlachetnej kobiety zostały zatrute
P'zez wojnę i jej straszne skutki, które dotknęły nas wszystkich.
dostała pochowana u boku swojego męża. Otwarcie testamentu
ustąpiło po pogrzebie. Majątek mojej Ciotki, z wyjątkiem niewielkie-
Ie8atu dla Christiny, przypadł mnie, jej jedynemu krewnemu.
onadto Christina otrzymała w spadku umeblowanie niewielkiego
43

mieszkania, które ostatnio zajmowała moja Ciotka. Dzięki
będzie miała możliwość samodzielnego zarobienia pieniędzy j
niewielki zapis dla niej może stanowić jedynie rodzaj zapornn
Christina spróbuje wynająć umeblowane pokoje, gdyż tymczas
może pozostać w mieszkaniu mojej Ciotki zostało opłacone za
z góry. Ponadto wypłaciłem jej roczne zasługi. Była bardzo o<
Ciotce i moim honorowym obowiązkiem jest jej pomagać; ma
zawiadomić, gdyby była w potrzebie.
Oprócz tego w testamencie Ciotki znalazło się polecenie, ab\\
przesłać Pani jako pamiątkę po niej pierścień, który Zmarła prawił
codziennie nosiła. To pierścień z wielką perłą, oprawioną w brylanty,
Jest to jedyna wartościowa rzecz, którą zachowała Ciotka, pozostah
biżuterię musiała sprzedać, aby poprawić stan swoich finansów.
Przesyłam ten pierścień jako paczkę wartościową, spełniając w ten
sposób ostatnią wolę Zmarłej
Pani oddany Friedrich von Kaltenbach
Pani Lentikow poleciła, aby Daniela przeczytała jej list. Kiedy Daniela
skończyła, hrabina westchnęła:
Teraz nie mam już prawie nic do stracenia, Danielo. Nie spłaciłam
długu wdzięczności wobec mojej przyjaciółki. Kiedy chciałam odebrać
sobie życie, to ona mnie przed tym powstrzymała, a ja jej to wyrzucałam.
Ona poświęciła mi wszystkie swoje siły, pielęgnowała mnie, walczyła
o mnie ze śmiercią. Nie zdążyłam jej podziękować tak, jak bym chciała.
Była zbyt dumna, by coś ode mnie wziąć.
Ja także wiele jej zawdzięczam. I gnębi mnie, że nie mogłam być
przy niej w godzinie śmierci.
Trochę mnie pociesza to, że była przy niej Christina. Proszę, niech
pani napisze do Christiny, żeby natychmiast zwróciła się do mnie, jeśli tylko
będzie w potzebie.
Następnego dnia nadszedł pierścień dla pani Lentikow. Natychmiast
włożyła go na palec i nigdy nie zdjęła. To była jedyna ozdoba, którą nosiła-
Śmierć przyjaciółki bardzo odbiła się na nastroju pani Lentikow.
Daniela pielęgnowała ją z wielkim oddaniem, Nataszy pozwalała jedynie na
drobne usługi.
44

h byłby lepi?j. gdybym to ja umarła zamiast mojej przyjaciółki
Siedziała chora pewnego dnia.
"Pnaniela ujęła jej dłoń.
Może dobry Bóg ma jeszcze wobec pani jakieś poważne zamiary?
"" Zamiary? Nie, nie, moje dziecko... Może tylko większe cierpienie
larła starsza pani z goryczą.
naniela zgodnie z poleceniem pani Lentikow napisała do Christiny.
służąca odpisała wkrótce, dziękując niewprawną ręką za łaskawe
teresowanie wielmożnej pani hrabiny. Teraz niczego jej nie brakuje,
odvbv kiedyś popadła w biedę, przypomni sobie o dobroci łaskawej
ale o * ' ..
i i da o sobie znać.
Powoli stan zdrowia pani Lentikow się poprawiał. Jedynie osłabienie
po chorobie zatrzymywało ją jeszcze w łóżku. Daniela pielęgnowała hrabinę
cierpliwie i z miłością.
W końcu lekarz zezwolił pacjentce wstać.
Kiedy tego ranka Daniela weszła do pokoju pani Lentikow, ujrza-
ła ją siedzącą w łóżku i przypatrującą się trzymanemu w ręce portretowi
syna.
Miałam dzisiaj w nocy przedziwny sen, Danielo powiedziała
starsza pani, przywitawszy się z dziewczyną. Muszę go pani opowie-
dzieć, chociaż właściwie nie powinno się mówić o snach. Proszę usiąść,
o tutaj, wstanę dopiero po śniadaniu.
Mam nadzieję, że to był dobry sen. Daniela uśmiechnęła się do
hrabiny.
~~ O, tak, był przepiękny, ale bardzo, bardzo dziwny. Wie pani,
^działam w nim wysoką, stromą górę, o zboczach pokrytych małymi
'amykami. Pojedyncze kamyki zaczęły spadać, toczyć się na dół, było ich
raz więcej i więcej, wyglądało to, jakby po skalnym zboczu spływały łzy.
ziwne, ogromne, skamieniałe łzy spadały do głębokiego parowu i tam
jzemieniały się w róże. To był cudowny widok, ów parów coraz bardziej
kimający Się różami.
skr ^ 0(^erwa*arn wzrok od tego różanego cudu, ujrzałam panią idącą
wij61? parowu- Miała pani na sobie białą suknię i wieniec z róż we
A w dłoniach trzymała pani mój najdroższy skarb, relikwiarzyk
45

z portretem syna. I powiedziała pani do mnie: Teraz pogrzebie
twojego syna pod różami". ^
Tak bardzo nie chciałam rozstawać się z moim skarbem aU ^
ŁUG u2l\y,.
słabość mną owładnęła i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Pani spojrzał
mnie i mówiąc: Przecież Natasza powiedziała, że przyniosę ci szcze' ^
Zaufaj mi, teraz stanie się cud róż", ł pochyliwszy się nisko, ukryła '
relikwiarzyk pod kwiatami. Patrzyłam na to z bezbrzeżnym bólem R-
opadały i opadały, drżałam, że już nigdy nie odnajdę mojego skarbu. Ale ot
zauważyłam, że coś jakby poruszyło od wewnątrz to morze róż. Pośrodk
z najpiękniejszych pąków utworzył się pagórek, który z wolna zaczął sj
przeistaczać we wspaniałą bramę o szerokich hakach. Wydawało mi się
czuję we śnie zapach tych róż. Przez ową bramę zajrzałam do wielkiej, prze-
stronnej sali; biała, śnieżna płaszczyzna tworzyła jej posadzkę. Ujrzałan
syna, idącego ku mnie po owej śnieżnej płaszczyźnie. Był cały i zdrowy,
wyglądał dokładnie tak, jak widzę go zawsze przed oczami starszy
bardziej dojrzały i poważniejszy. Podszedł do mnie, w ręku trzymał bukiet
róż. Twoje łzy, matko, przemieniły się w róże" powiedział. Wyciągnę-
łam ramiona, chciałam przytulić go do serca, ale dotknęłam tylko powietra
i się obudziłam. Z mojego pięknego snu pozostał tylko zapach róż.
Daniela słuchała z uwagą.
To dziwne powiedziała, kiedy pani Lentikow skończyła ale
wydaje mi się, że tutaj rzeczywiście pachnie różami.
Pani Lentikow wskazała na malutki flakonik, stojący na nocnya
stoliku.
Oto rozwiązanie zagadki odparła. Prawdopodobnie zasypi*
jąć sięgnęłam po relikwiarzyk i strąciłam przy tym flakonik. W każdym
razie leżał na podłodze, kiedy się obudziłam. Tak to już jest, że we śnie
rzeczywistość splata się z fantazją. Szkoda, że obudziłam się z tego pi
nego snu.
Daniela pogłaskała jej rękę.
Kochana, droga pani! Jeśli była pani szczęśliwa chociaż we śnie
dziękujmy Bogu, że takie sny istnieją.
Ach, ale potem tym bardziej przykre jest przebudzenie. No tak, ?
my temu spokój, widzi pani, że zabobony Nataszy ścigają mnie nawet
śnie. Ona ciągle powtarza, że pani przyniesie mi szczęście. W każdym tt
ten sen bardzo mnie pokrzepił. Wstaję dzisiaj, a jutro pojedziemy do Nice>-

. . łaskawa pani? Czy nie powinna pani odpocząć jeszcze
JuZ ^ wytała Daniela z niepokojem.
dnl- r~ *, nie mogę tutaj wytrzymać, Paryż o tej porze roku jest po
-~ ' y/ Nicei z pewnością prędzej wrócę do sił niż tutaj. Proszę,
prostu ws'v Oja Nataszę, chcę, żeby spakowała moje walizy.
niech pan ^ Następnego dnia hrabina wraz z towarzyszącymi osobami
[ 3.K ^'v
yruszyła do Nicei.
VII
Po przybyciu do Nicei pani Lentikow udała się do hotelu, gdzie znano
ją od lat i gdzie zawsze starano się szczególnie dobrze obsłużyć bogatą
Rosjankę".
Kiedy madame Lentikow zajechała przed hotel, w westybulu czekała
już grupa ciekawych, których przyciągnęła wieść o przybyciu bajecznie
bogatej kobiety. Zatrzymał się tu także na chwilę pewien szczupły,
niezmiernie elegancko odziany mężczyzna. Człowiek ten przed chwilą
zażądał od portiera rachunku, gdyż zamierzał za pół godziny opuścić hotel.
I on spostrzegł panią Lentikow, której właśnie pomagała wysiąść z wozu
jakaś młoda dama. Była do niego odwrócona tyłem, toteż nie mógł dostrzec
jej twarzy, zauważył jednak, że trzyma w ręku małą, czerwoną walizeczkę
z Juchtowej skóry; na niej właśnie spoczął na dłużej jego nieco ostry
1 drapieżny wzrok.
Pewnie szkatułka z biżuterią" mruknął mężczyzna do siebie.
zaraz potem wielkimi krokami wbiegł po schodach do swojego po-
kJU na drugim piętrze.
y znalazł się na pierwszym piętrze, zauważył, że z pokoju, położo-
o niemal naprzeciwko schodów, wychodzi pokojówka.
j eżancki mężczyzna poufale uszczypnął zalotną dziewczynę w po-
IN owi goście, ślicznotko? zagadnął żartobliwie, wskazując na
?Vvi pokoju.
pkojówka kiwnęła głową ze śmiechem.

47
46


Tak, signor Salvatore, pewna Rosjanka z damą do towarzystw
i służąca. Muszę się pośpieszyć.
A więc do widzenia, ślicznotko, do przyszłego roku!
Do widzenia zawołała dziewczyna i spiesznie zbiegła na dół.
Nie zauważyła, że Salvatore odczekawszy, aż się oddali, cicho zszena podest schodów i tam ukrył się za jedną z kolumn.
Pani Lentikow nie czuła się dobrze podczas podróży. Daniela coraz
spoglądała z zatroskaniem i niepokojem na jej bladą twarz. Starsza pani kil
ka razy zatoczyła się nieco, nagle tracąc równowagę. Nie było to dziwne p
ciężkiej grypie, którą dopiero co przeszła. Toteż Daniela jedną ręką podtrzy
mywała starszą panią, w drugiej zaś mocno trzymała czerwony neseserek.
Teraz obie panie, prowadzone przez boya, szły do swojego aparta
mentu. Natasza została na dole, aby dopilnować wypakowywania bagażu.
Daniela prowadziła panią Lentikow szerokim korytarzem; tuż prze<
drzwiami pokoju poczuła, że starsza pani znowu zasłabła. Tym razem byli
to jednak głębokie omdlenie. Hrabina bez czucia osunęła się w ramion;
Danieli. Dziewczyna ze strachem spojrzała na hotelowego boya.
Na miłość boską! Niechże mi pan pomoże! Pani zemdlała, trzebaj<
przenieść do pokoju.
Wspólnie przenieśli nieprzytomną hrabinę do apartamentu. Tymczased
signor Salvatore, nie zauważony przez nich, stał za kolumną i obserwow;
całe zajście. Interesował go wyłącznie czerwony neseserek, który Danieli
przez cały czas kurczowo ściskała w dłoni. Drzwi do pokoju pani LentikoM
pozostały otwarte i Salvatore widział wszystko dokładnie. Boy i młodi
kobieta zapewne dama do towarzystwa ułożyli starszą panią na sofie
Daniela przez cały czas była odwrócona tyłem, toteż Salvatore i tym razefl
nie zobaczył jej twarzy.
Usłyszał, jak młoda dama wysyła boya na dół, aby przyprowadzi
służącą starszej pani. Chłopak wybiegł szybko, nie zamknąwszy za sob
drzwi.
Salvatore bezszelestnie podszedł do otwartych drzwi. Ostrożnie zajrzą
do środka i zobaczył, że młoda kobieta pochyla się nad omdlałą, próbując j'
ocucić. Pochłonięta swoim zajęciem Daniela nie zauważyła obecność
Salvatore, który po chwili stanął na progu otwartych drzwi.

Co będzie, jeśli mnie zauważy? zastanowił się. Aha, zapytam,
czy nie potrzebuje pomocy".
przez cały czas Daniela stała odwrócona tyłem. Bystre oczy Salva-
natychmiast zauważyły czerwony neseserek, który leżał na nie-
wielkim* krągłym stoliku opodal drzwi. Wzrok mężczyzny rozbłysnął
chciwością.
Co za okazja! pomyślał. Trzeba to wykorzystać!"
Ostrożnie rozejrzał się po korytarzu nie było nikogo. Wsunął się na
krok do pokoju, pochylił, wyciągnął rękę i chwycił walizeczkę. Zwinnie
ukrył ją pod połą marynarki. Bezszelestnie wyśliznął się z pokoju, po czym
wielkimi krokami pobiegł na górę do siebie.
Właśnie w chwili kiedy usłyszał kroki wchodzącej po schodach
Nataszy, zniknął w swoim pokoju na drugim piętrze. Pośpiesznie zatrzasnął
za sobą drzwi, odetchnął głęboko. To się nazywa mieć szczęście"
powiedział cicho do siebie, uśmiechając się cynicznie. Szybko otworzył
spakowaną już własną walizkę, wsunął do niej czerwony neseserek, nawet
go przedtem nie otworzywszy. Był najzupełniej przekonany, że zdobył
szkatułkę z biżuterią bogatej Rosjanki.
Okoliczności były dla przebiegłego oszusta jak najbardziej sprzyjające,
zapłacił już nawet rachunek za hotel i był gotów do odjazdu.
Zamknąwszy walizkę, wyprostował się z zadowoleniem, energicznie
poprawił przed lustrem ubranie i zadzwonił na boya, aby zniósł bagaże.
Ponaglał go niecierpliwie, ale służący się nie śpieszył.
Będzie pan o wiele za wcześnie na dworcu mruczał niechętnie
pod nosem.
Wreszcie signor Salvatore wsiadł do taksówki. Pół godziny później
Jechał pociągiem do Genui.
Z zadowoleniem oparł się na wygodnych poduszkach, zapalił papierosa
1 uśmiechając się do siebie, przymknął oczy. Wyobrażał sobie, co może
Uwierać czerwony neseserek, i zastanawiał się, jaką też wartość przed-
stawia biżuteria starej Rosjanki.
Ale mimo ciekawości potrafił się opanować i nie otworzył walizki. Był
łowickiem ostrożnym, a dyscyplinie i chłodnemu opanowaniu zawdzię-
a* powodzenie niejednego pięknego planu. Signor Salvatore znał się na
7 ti'm rzemiośle, był przekonany, że i tym razem zdobył wartościowy łup.
* taką ostrożnością przewozi się przecież tylko klejnoty.

49
48
Banitka


Wspólne zabiegi Danieli i Nataszy odniosły w końcu skutek i pani Len.
tików obudziła się z głębokiego omdlenia. Boy pobiegł sprowadzić lekarza.
Pani Lentikow usiadła na sofie i ze zdziwieniem rozejrzała się dokoła.
Daniela, co się stało? zapytała.
Kochana, łaskawa pani!... Dzięki Bogu, że pani oprzytomniała.
Ach, za wcześnie wyruszyłyśmy w podróż.
Jesteś jeszcze chora, duszko powiedziała Natasza z troską
w głosie. Powinnaś przez kilka dni poleżeć w łóżku.
Nie, nie, nie! Tylko nie łóżko! To wyczerpanie podróżą. Szybki
dojdę do siebie. Na szczęście tutaj świeci słońce. Paryż był taki okropny
w tym deszczu... Natasza, podaj mi wodękolońską... Daniela, dlaczego nie
zdjęła pani jeszcze płaszcza i kapelusza?
Nie miałam czasu się rozebrać. Musiałam nawet odstawić walizę-
czkę, żeby się panią zająć.
Gdzie walizeczka? Proszę mi ją podać! zażądała pani Lentikow
wyciągając rękę.
Daniela zdejmowała właśnie kapelusz.
Tam, na stoliku odparła, po czym zwróciła się do Nataszy
Nataszo, niech pani będzie tak dobra i poda walizeczkę.
Natasza podeszła do stolika.
Nie widzę jej tutaj, panno Danielo powiedziała.
Ależ jest, postawiłam ją na tym małym stoliku przy drzwiach.
Naprawdę jej tutaj nie ma powtórzyła jeszcze raz Natasza.
Daniela przestraszyła się.
Jestem najzupełniej pewna, że ją tam postawiłam, kiedy razem
z boyem wnieśliśmy panią Lentikow do pokoju powiedziała spoglądając
na pusty stolik. Trzymałam ją przez cały czas i dopiero wtedy odłoży-
łam. Nataszo, może zabrała ją pani razem z innymi rzeczami?
Gdybym ją zabrała, to bym postawiła na nocnym stoliku odparli
Natasza. f
Pani Lentikow zdenerwowała się.
Co się stało z walizką? Gdzie ona jest? zapytała drżącym z nie*
pokoju głosem.
Zaczęły teraz gorliwie szukać walizki, nawet pani Lentikow, któf
wśród nerwowych poszukiwań zapomniała o swojej słabości. Ale nesesert
nigdzie nie było.
50

_ Na pewno nie przyniosła go pani do pokoju powiedziała
końcu pani Lentikow do Danieli.
__ Ależ przyniosłam, łaskawa pani, mogę przysiąc, że postawiłam
walizeczkęna tym stoliku. Bardzo się przestraszyłam, kiedy pani zemdlała,
ale przez cały czas uważałam na walizeczkę. Zawołajmy boya. On to
potwierdzi.
Pani Lentikow gwałtownie nacisnęła na dzwonek. Przybiegł boy,
powiedział, że i on może przysiąc, iż panienka postawiła na stoliku małą,
czerwoną walizeczkę z juchtowej skóry, zanim razem ułożyli na sofie zemd-
loną hrabinę.
Zwróciłem uwagę na walizeczkę, bo była czerwona. Wiem na
pewno, że tutaj stała.
No to dlaczego jej teraz nie ma? zawołała starsza pani, zanie-
pokojona w najwyższym stopniu.
Tego nie wiem, wiem jedynie, że stała tutaj, kiedy zszedłem na dół,
aby przyprowadzić służącą, a młoda pani zawołała jeszcze, żebym wezwał
lekarza zeznał boy zgodnie z prawdą.
Pani Lentikow nie posiadała się ze zdenerwowania, jej twarz, podobnie
jak twarze Danieli i Nataszy, okryła się śmiertelną bladością.
Ręce Danieli drżały. Na myśl o tym, że walizka mogła zginąć, strach
ścisnął ją za gardło. Wiedziała doskonale, jak strasznym ciosem byłaby dla
pani Lentikow jej utrata.
Pani Lentikow wyznaczyła wysoką nagrodę dla tego, kto dostarczy jej
walizkę. Niemal na kolanach błagała boya, jedyną osobę, na którą mogło
Paść podejrzenie, aby oddał walizkę, jeśli ją sobie przywłaszczył. Obiecy-
wała, że nie zostanie zatrzymany i dostanie królewską nagrodę.
Młody człowiek był do głębi oburzony, zażądał od dyrektora hotelu,
y Przeszukano jego rzeczy, by mógł się oczyścić z zarzutów.
ula. dyrektora hotelu sprawa walizki była nadzwyczaj nieprzyjemna,
końcu wezwano policję. Przeszukano cały hotel, przeprowadzono
zwykle drobiazgowe przesłuchania. Wszystko na próżno, walizeczka
z juchtowej skóry zniknęła bez śladu.
aniela była przerażona i zupełnie bezradna, wiedziała, co oznacza
a relikwiarzyka dla pani Lentikow. Rozpacz nieszczęsnej matki była

dla niej niewysłowioną udręką. Chociaż nie była winna zniknięcia walizy
to jednak robiła sobie wyrzuty, że na kilka minut spuściła ją z oczu.
Kiedy zgasła ostatnia iskierka nadziei na odnalezienie neseserka, pa
Lentikow popadła w zupełną rozpacz.
Proszę, oto i wielkie szczęście, które miała mi przynieść Danie:
krzyknęła do Nataszy. To jej wina, że odebrano mi jedyną rzecz, kt
trzymała mnie przy życiu, równie dobrze mogłaby mnie zabić!
Daniela usłyszała słowa hrabiny, przerażona ukryła twarz w dłoniac
Nie mogła się przecież bronić, a zaginięcie walizki przeżywała prawie ta
samo mocno, jak pani Lentikow.
Widok płaczącej Danieli jeszcze bardziej rozdrażnił hrabinę. Nie pani
jąć nad sobą, zawołała do niej:
Proszę zejść mi z oczu! Nie mogę na panią patrzeć! To przez pani
utraciłam mój skarb! Nic mi go nie zastąpi. Niech pani idzie, niech paij
idzie! Nie chcę pani widzieć nigdy więcej! Proszę mnie zostawić!
Daniela, z pobladłą twarzą, ze zbielałymi ustami, zataczając si
wybiegła z apartamentu. W swoim pokoju opadła ze szlochem na foti
Całym sercem błagała niebo, aby zechciało zwrócić nieszczęsnej mati
wizerunek syna. Płakała żałośnie, ukrywszy twarz w dłoniach.
Minęło kilka godzin. Daniela nie śmiała opuścić swojego pokój
Zapomniawszy o jedzeniu i piciu modliła się gorąco, aby walizka s
odnalazła.
W końcu, kiedy zapadł wieczór, do drzwi zapukała Natasza. Ócz;
miała zapuchnięte od łez i ze smutkiem spoglądała na Daniele.
Co mi pani przynosi? zapytała Daniela, ujmując dłoń stat|
służącej.
Ach, panno Danielo, przynoszę smutną wiadomość. Mateczka flłl
chce pani wjęcej widzieć. Musi pani wyjechać najpóźniej jutro rano. ProsZM
oto czek i referencje. Są bardzo dobre. Moja mateczka nie jest przecież z&|
jest tylko bardzo, bardzo nieszczęśliwa. Ten czek pokryje wszystkie
wydatki, koszty podróży, pensję i utrzymanie przez pół roku. Mateczkaifl
chce pani krzywdy, powiedziała, że pani wina nie jest wielka, to tylko drow
na nieuwaga, i że nie powinna tak pani potraktować. Ale nie jest w stanie Sm
przemóc, nie może znieść pani widoku. Przecież pani wie, panno Danie^

to dla niej strata. Ale to nie pani wina i myślę, że i mnie by się to mogło
J Ytrafić, gdybym była na pani miejscu, pewnie i ja więcej bym uważała
P panią Lentikow niż na jej ukochany relikwiarzyk. Opatrzność zrządziła,
^ to pani niosła walizkę, a nie ja.
_ Ach, Nataszo, tak strasznie mi przykro, że ta walizka zginęła, jakie
to okropne!
Natasza pogłaskała Daniele po ręce.
_ Wiem, panno Danielo, wiem. I naprawdę mocno wierzyłam, że
przyniesie pani szczęście naszej mateczce. Teraz ona chce dać ogłoszenia
do kilku wielkich gazet i wyznaczyć wysoką nagrodę dla tego, kto przy-
niesie jej portret syna. Dyrektor hotelu był tu jeszcze raz, powiedział pani
Lentikow, że najprawdopodobniej jakiśhotelowy złodziej wyniósł walizecz-
kę z pokoju, kiedy boy poszedł po mnie, a pani próbowała ją ocucić.
Jestem taka nieszczęśliwa, Nataszo... biedna pani Lentikow, wiem,
jaka to dla niej strata. Gdybym tylko mogła odnaleźć i zwrócić jej ten
portret, nie zawahałabym się przed żadnym trudem, żadną ofiarą. Proszę,
Nataszo, proszę powiedzieć pani Lentikow, gdy już się trochę uspokoi, że
jedynie niepokój o nią był przyczyną mojej nieuwagi.
Dobrze, dobrze, na pewno jej powiem, tylko nie teraz, teraz nie da
się z nią o niczym mówić. Lekarz przepisał jej proszek na uspokojenie. Ale
to na nic, to nie przywróci jej spokoju. Przecież pani wie.
Tak, wiem, Nataszo. Biedna, kochana pani Lentikow tak bardzo
była przywiązana do tego portretu. Nie mam jej za złe, że mnie odprawia.
Rozumiem, że widok mojej osoby zawsze sprawiałby jej przykrość. Proszę,
niechże mi pani da znać, jeśli tylko znajdzie się walizeczka i jej zawartość.
Może ogłoszenia pomogą, może złodziej zwróci nieszczęsnej matce portret
syna. Przecież dla niego nie ma on wartości.
To ostatnia nadzieja mateczki. I niech się pani nie boi, panno
anielo, przyślę pani wiadomość. Proszę dać mi swój adres.
~~ Pojadę do Berlina, do brata odparła Daniela. Proszę, oto adres
Pasjonata, w którym się zatrzymał.
- Dziękuję, niech pani jedzie z Bogiem. Nie wiem, jak to możliwe, że
e Przyniosła pani szczęścia mateczce. Wszystkie znaki na to wskazywały.
~~ Ach, proszę mi wierzyć, Nataszo, że bardzo tego chciałam! Całym
rcem polubiłam panią Lentikow i tak mi przykro, że niechcący sprawiłam
JeJ fyle bólu.

52


VIII
W pełnym przygnębienia nastroju spakowała Daniela swoje walizki
Wysłała do brata telegram, w którym zawiadomiła go jedynie o
przybyciu, nie wyjaśniając niczego bliżej.
Dopiero w Berlinie chciała mu opowiedzieć, dlaczego tak niespodzie-
wanie wyjechała z Nicei.
Jeszcze przed wyjazdem poprosiła Nataszę, aby zapytała panią Lenti-
kow, czy może się z nią pożegnać. Na gorącą prośbę Danieli Natasza poszła
do hrabiny, która w nocy ani na chwilę nie zmrużyła oka.
Mateczko, panna Daniela pyta, czy może się z tobą pożegnać.
Proszę, pozwól jej...
Ale pani Lentikow odwróciła się bez słowa, pośpiesznie zaprzeczając
gestem dłoni. Nie była w stanie z nikim rozmawiać, tym bardziej z Daniela,
nieumyślną przyczyną swojego cierpienia. Daniela musiała wyjechać bez
pożegnania.
Bardzo przygnębiona przybyła w czwartek wieczorem do Berlina.
Kiedy wysiadła z pociągu i wraz z innymi pasażerami szła powoli
peronem, zobaczyła młodego mężczyznę, który uważnie przypatrywał się
przechodzącym podróżnym.
On zauważył ją w tym samym momencie, podbiegł do niej pośpiesznie.
Daniela, to ty?
Busso!
Padli sobie w ramiona, z oczu Danieli trysnęły łzy.
Brat pogłaskał ją po ręce.
Kochana, najdroższa moja siostrzyczko, przeczuwałem, że to coś
złego sprowadza cię tak nagle do Berlina. Co się stało?
Daniela opanowała się z trudem.
Straciłam posadę, braciszku, i niestety nie mogę powiedzieć, że
zupełnie nie ma w tym mojej winy.
Uspokój się, siostrzyczko, chodźmy do samochodu, zawiozę cię d
mojego pensjonatu. Znajdziesz tam pokoik dla siebie.
Busso wziął od siostry podręczną walizkę, którą niosła, i poszli razei"
do samochodu. Kiedy już wsiedli, Busso ujął rękę Danieli i powiedział
łagodnie:

__ A teraz proszę, powiedz, co cię dręczy!
Pziewczyna westchnęła ciężko i opowiedziała bratu, co się stało. Ale
wet teraz nie zdradziła tajemnicy pani Lentikow, powiedziała tylko, że
Hzeczka zawierała drogą pamiątkę jej chlebodawczyni.
Busso uważnie wysłuchał relacji siostry, po czym zawołał bardzo
wzburzony:
_ To niesłychane, że pani Lentikow natychmiast ci wymówiła! l to
dlatego, że ze strachu o nią przez chwilę nie uważałaś na tę nieszczęsną
walizkę! Przecież to nie jest powód do tak obraźliwego traktowania.
Ach, Busso, nie miej tego za złe zrozpaczonej kobiecie. Ja ją
rozumiem, wiem, jakim skarbem był dla niej jedyny wizerunek syna. Być
może ja na jej miejscu postąpiłabym tak samo. W końcu nie miała przecież
obowiązku mnie zatrzymać, skoro mój widok ciągle przypominałby jej o tej
bolesnej stracie. Jest mi przykro, że mnie zwolniła, ale o wiele bardziej
gnębi mnie to, że nie potrafiłam ustrzec jej przed tym nieszczęściem.
Czy natychmiast próbowano ująć złodzieja? zapytał Busso.
Tak, dyrekcja hotelu zrobiła wszystko, co możliwe.
A ten boy? Czy nie mógł przywłaszczyć sobie walizki?
Ach nie, to wykluczone. Natychmiast kazał zrewidować siebie
i swoje rzeczy, to człowiek od kilku lat pracujący w hotelu, cieszy się
nieskazitelną opinią. Na mnie zrobił wrażenie bezwzględnie uczciwego
człowieka. Ukraść walizkę mógł jedynie ktoś, kto przechodził korytarzem,
kiedy drzwi pokoju były otwarte, a ja zajmowałam się panią Lentikow.
Byłam odwrócona plecami do drzwi, toteż mógł niepostrzeżenie chwycić
walizkę i uciec.
A więc mógł to być jedynie ktoś pracujący w hotelu albo jakiś gość.
Tak też przypuszczano. Policja przeszukała rzeczy osób zatrudnio-
nych w obsłudze, goście hotelowi sami prosili o sprawdzenie swoich poko-
jów. Przeszukano także rzeczy moje i Nataszy. Bez rezultatu.
~- Zagadkowa sprawa. Moje biedactwo, jakie to musiało być przykre
a ciebie. Miejmy nadzieję, że pani Lentikow odzyska swoją własność.
~ Bardzo bym się ucieszyła powiedziała Daniela.
Busso ruszył do pensjonatu.
Właścicielka wynajęła Danieli mały pokoik, który szczęśliwym trafem
Jeszcze wolny. Busso zostawił siostrę samą, aby mogła się przebrać po
Paróży.

54
55


la uważnie spojrzała na twarz młodego człowieka. Nie mogła się
^iwnemu wrażeniu: było w jego twarzy coś bliskiego i dobrze jej
Jeśli zechcesz, siostrzyczko, przedstawię ci potem mojego przyj,
cielą, Stefana Kolniko. Pójdę teraz do niego, opowiem mu, dlaczego tai.
nagle przyjechałaś do Berlina. Głowa do góry, nie musisz sobie niczeg.
wyrzucać. To po prostu przypadek, fatalny w skutkach nie tylko dla pa.
Lentikow, ale i dla ciebie.
Busso wszedł do pokoju przyjaciela. Stefan spojrzał na niego pytająco'
Czy twoja siostra przyjechała?
Tak, przebiera się w swoim pokoju.
To świetnie! Teraz masz ją przy sobie. Ale skąd ten nagły przyjazd,
ma jakieś kłopoty?
Niestety, Stefanie, straciła posadę. Otrzymała natychmiasto\łe
wymówienie, ponieważ skradziono walizkę, powierzoną jej opiece; ta
walizka zawierała jedyny portret syna owej damy. Tu Busso krótko
zrelacjonował przyjacielowi to, co Daniela opowiedziała mu na temat
zniknięcia nesesera.
Stefan nie posiadał się z oburzenia.
To przecież niesprawiedliwe, że owa pani Lentikow każe twoją
siostrze pokutować za to, co zrobił jej jakiś szubrawiec!
Tak, to samo powiedziałem Danieli. Ale ona jeszcze jej bronij
zakazała mi mówić o niej cokolwiek złego.
Hm... wiesz, Busso, czasami nie rozumiem ludzi. Przecież ta pani
Lentikow powinna być wdzięczna twojej siostrze, że się nią tak troskliwie
zajęła, kiedy straciła przytomność.
Busso wzruszył ramionami.
W każdym razie Daniela jest bardzo przygnębiona, że nie udało jej
się odzyskać owej walizki.
Może złodziej siedzi sobie dotąd spokojnie w hotelu. Kto wie, czy
policja przeprowadziła wystarczająco dokładne poszukiwania.
Możliwe. Tak czy owak moja siostra straciła dobrą posadę. Niestól
ty, dopóki jiasze zawodowe sprawy nie zostaną uregulowane, nie będ<
w stanie zapewnić jej lepszego domu niż ten pokoik w pensjonacie.
Ale za to wspólnie zatroszczymy się o to, aby nie czuła się W'
taj zbyt opuszczona i nieszczęśliwa. Cieszę się, że nareszcie mogę J'
poznać.
W godzinę później Daniela i Stefan Kolniko spotkali się w niewielki6)
jadalni pensjonatu.
56

oprzed
isniw^wj podała rękę młodemu człowiekowi.
_ Proszę wybaczyć, że tak się panu przyglądam. Przez chwilę wyda-
, mj siCł że już gdzieś pana widziałam. Ale to pewnie dlatego, że Busso
tak dokładnie mi pana opisał. Cieszę się, że mogę pana poznać.
Stefan ujął jej dłoń.
_ Pani radość z naszego spotkania nie może być większa niż moja
, arj _ Wiele o sobie słyszeliśmy. Ja nie jestem zaskoczony, widząc
nią, gdyż często przyglądałem się pani portretowi. Tyle tylko, że portret
wydaje się blady i pozbawiony rumieńców w porównaniu z modelem.
Ostatnie słowa były wypowiedziane szczerze i serdecznie, tak że wcale nie
zabrzmiały banalnie.
Twarz Danieli zabarwiła się lekkim rumieńcem. Spojrzenie młodego
człowieka wprawiło ją w zakłopotanie.
Stefan powiedział, że bardzo mu przykro, iż w tak nieprzyjemny
sposób straciła posadę.
Jednak nie potrafię zdusić w sobie egoistycznej radości dodał
że dzięki temu nareszcie mogłem panią poznać.
Busso z zadowoleniem skonstatował, że siostra i przyjaciel poczuli do
siebie sympatię, tak jak tego oczekiwał.
Po kolacji siedzieli jeszcze trochę razem i gawędzili. Daniela powie-
działa, że jak najszybciej zacznie się rozglądać za nową posadą.
Busso nawet nie chciał o tym słyszeć.
Pozwól mi zatroszczyć się o ciebie, siostrzyczko. Mam podstawy,
"Y sądzić, że wkrótce moja pozycja będzie na tyle pewna, że potrafię stwo-
^yć dla ciebie i dla siebie skromny dom.
Ale Daniela potrząsnęła głową.
~~ Nie, nie, kochany braciszku, nie chcę być ci ciężarem. Coś się na
Pe\vno dla mnie znajdzie. Oczywiście zostanę w Berlinie. Pani Lentikow
a mi wspaniałomyślnie półroczną odprawę, mam też wszystko, co mi
Zebne z ubrania. Nie muszę więc chwytać pierwszej lepszej okazji. Będę
tut ar^a wy^orzystać jakoś moją znajomość języków. Teraz, kiedy mam
J ciebie jako opiekuna, nie muszę się przecież zatrudniać przy rodzinie.
Dzielna z pani dziewczyna powiedział z uznaniem Stefan.
57

Daniela czerwieniąc się spojrzała mu w oczy i znowu zastanowiło ja
kogo przypomina jej to promienne spojrzenie.
Odparła z uroczym uśmiechem:
Och, wcale nie jestem taka dzielna, jak się panu wydaje. Ale J
szczęście mam tu teraz brata.
I mnie! zawołał Stefan ze śmiechem.
To miłe z pana strony. Nie potrzeba mi lepszej opieki, skoro maij
przy sobie dwóch takich wspaniałych mężczyzn.
Stefan Kolniko czuł się tak, jakby wraz z pojawieniem się Danieli
nowe, ożywcze i radosne światło rozbłysło nad jego życiem, jakby uleciał
cały ciężar złych przeżyć, który go dotąd przygniatał. Blask dziewczęcych
oczu zdawał się płoszyć wszelkie cienie.
Także Daniela zapomniała o swojej trosce. Podczas podróży czuła si$
samotna i opuszczona. Teraz było tak, jakby wróciła do siebie, do domu,
gdzie jest bezpiecznie i nic jej nie zagraża, bo jest przy niej brat i Stefan
Kolniko. Także jego bliskość sprawiła, że odzyskała poczucie spokoju
i bezpieczeństwa.
Kiedy następnego ranka obaj młodzi mężczyźni poszli do fabryki,
Daniela zaczęła się przygotowywać do wyjścia. Chciała odwiedzić staią
Christinę, by z jej ust dowiedzieć się o ostatnich dniach baronowej Berken.
Znalazła się przed dawną willą Berkenów. Christina wyszła jej na
spotkanie. Na widok Danieli wybuchnęła głośnym płaczem.
Ach, panno Danielo... kochana panno Danielo! Że też musimy si?
widzieć w takim smutku! Biedna pani baronowa!
Daniela ścisnęła jej rękę.
Christina, ja ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć... powiedziała
Stara służąca poprowadziła ją do miłego, przytulnego saloniku.
Tak,, tak, panno Danielo, jestem teraz zupełnie sama na świecie,
sama i nikomu niepotrzebna. Ciągle jeszcze nie doszłam po tym wszystkim
do siebie. Łaskawa pani, kiedy już czuła się bardzo źle, powiedział^
Christina, gdyby coś się ze mną stało, zatelegrafujesz do pani Lentiko*
i do mojego siostrzeńca w Hanowerze". Tak też zrobiłam.
Kiedy nadeszła depesza, pani Lentikow sama była chora.
Ale teraz chyba jest zdrowa i przyjechała z panią do Berlina?

__ Nie, Christino, ja już nie pracuję u pani Lentikow.
I Daniela opowiedziała o tym, co wydarzyło się w Nicei. Christina
łuchała OpoWieści ze szczerym współczuciem.
_ ja też najpierw zatroszczyłabym się o panią baronową, a dopiero
tem o walizkę powiedziała na koniec z przekonaniem.
Następnie oprowadziła Daniele po mieszkaniu.
_ To wszystko należy teraz do mnie, panno Danielo, także naczynia
i pościel. Tylko rodzinne srebra i kilka dziedziczonych z pokolenia na poko-
lenie mebli przypadło panu Kaltenbachowi. Pani baronowa zapisała mi całe
swoje gospodarstwo z myślą o tym, żebym mogła wynajmować pokoje
i w ten sposób dorobić sobie do tej niewielkiej sumy, którą otrzymałam. Ale
ja się tak boję wpuszczać do mieszkania obcych, w dodatku wolno mi
wprowadzić tylko spokojnych lokatorów. Niełatwo ich znaleźć.
Myślę, że będę mogła pani w tym pomóc powiedziała Daniela
z uśmiechem.
W jaki sposób? Zna pani kogoś odpowiedniego?
Myślę, że tak. Mój brat jest teraz w Berlinie. Razem z przyjacielem
mieszka tu w pobliżu, w pensjonacie. Przypuszczam, że obaj chętnie wynaj-
mą u pani mieszkanie. A może znajdzie się jakiś pokoik i dla mnie, jeślibym
nie znalazła posady przy rodzinie?
Christina uradowana chwyciła ją za ręce.
Och, kochana panno Danielo, byłabym taka szczęśliwa! Okropnie
się. boję obcych, człowiek nie jest pewny własnego życia, jak nie wie, kogo
wprowadził do domu. Byłabym pani bardzo wdzięczna, gdyby dało się to
tak urządzić.
Jestem prawie pewna, że to możliwe. Obaj panowie nie za dobrze
czują się w tym pensjonacie. Tutaj jest o wiele przyjemniej, jak w domu. Po-
rozmawiam z nimi jeszcze dzisiaj. Chyba mogliby się wkrótce wprowadzić?
~- W każdej chwili, panno Danielo.
~~ A czy mogłaby pani dla nich gotować?
Bardzo chętnie. Będę przynajmniej wiedziała, po co chodzę po
yrn świecie.
~~ A więc dobrze. Myślę, że wszystko się jakoś urządzi. Najpóźniej
0 otrzyma pani wiadomość, potem wszystko omówimy.
Dobry Boże, jak by to było pięknie! Już ja bym się postarała, żeby
lmtu było dobrze!

59
58


Och, tego jestem najzupełniej pewna.
Daniela jeszcze raz obejrzała wszystkie cztery pokoje, zastanawiając
się, jak by je można najrozsądniej podzielić. Christina chciała zatrzymać
tylko swój mały pokoik.
Zwykle i tak siedzę w kuchni, pokoju potrzebuję tylko do spania
Mogę wynająć wszystkie cztery pokoje.
Daniela przeszła się jeszcze trochę po mieście, załatwiła kilka drobnych
sprawunków, kupiła także gazety. Chciała sprawdzić, czy nie znajdzie
jakiejś pracy dla siebie. Potem wróciła do pensjonatu. W porze obiadu
pojawili się Busso i Stefan.
Po obiedzie Busso poprosił siostrę i przyjaciela do swojego pokoju.
Wypijmy kawę u mnie, to będziemy mogli swobodnie porozmawiał!
zdecydował.
Przy kawie Daniela opowiedziała o swojej porannej wyprawie i zapro-
ponowała panom przeniesienie się do starej Christiny, która zapewniłaby im
troskliwą opiekę i u której znaleźliby naprawdę przyjemny dom, nie pono-
sząc przy tym nazbyt wysokich kosztów.
Busso i Stefan z entuzjazmem przyjęli propozycję Danieli; mieszkanie
w hałaśliwym pensjonacie nie za bardzo im odpowiadało.
A więc dobrze powiedziała dziewczyna. W takim razie
sprawa załatwiona. W każdej chwili możemy obejrzeć dawne mieszkanie
baronowej Berken.
Stefan spojrzał na Daniele bardzo zaskoczony, kiedy usłyszał nazwisko
baronowej.
Jakie nazwisko pani wymieniła, panno Danielo? zapytał.
Berken, baronowa Berken powtórzyła dziewczyna.
Stefan pochylił się ku niej i zapytał, badawczo marszcząc brwi:
To dziwne! Czy mogłaby pani powiedzieć, jak miała na imię?
Nazywała się Magda.
Z domu Kaltenbach?
Teraz Daniela spojrzała ze zdziwieniem.
Zgadza się.
Jej mąż był pułkownikiem?
W rzeczy samej, panie Kolniko. Baron umarł na długo przed woju*
Czy znał pan baronową Berken?
Młody człowiek, najwyraźniej poruszony, kiwnął głową.

__ Tak, tak... to na pewno ona! Szkoda, że Busso nigdy nie wymienił
nazwiska. Poznałem baronową przed laty, jeszcze w Rosji. Myślałem,
się jeszcze kiedyś spotkamy. Baronowa była zaprzyjaźniona z moimi
dzicami. Nie miałem pojęcia, iż przebywa w Berlinie. Zdaje się, że
przedtem mieszkała w Hanowerze.
_ Tak, to prawda. Ale przeniosła się do Berlina, ponieważ odziedzi-
czyła po rodzicach willę.
Stefan Kolniko posępnie zapatrzył się przed siebie.
__ No cóż, widać nie było mi pisane... powiedział po chwili.
Busso położył mu rękę na ramieniu.
_ Przypomniały ci się dawne czasy, przyjacielu?
Tak, Busso, tak...
Widzę, że śmierć baronowej bardzo cię poruszyła. Gdybym
wiedział, że jej nazwisko ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie!...
Nie rób sobie wyrzutów. Może to i lepiej, że tak się stało. Może
spotkanie z nią rozdrapałoby tylko stare rany...
Daniela spojrzała na młodego człowieka. Stefan pochwycił jej wzrok.
Proszę wybaczyć, że pani przerwałem. Busso wie, dlaczego. Zna
moją historię. Kiedy zaprzyjaźnię się z panią tak, jak z pani bratem, powiem
pani, dlaczego tak bardzo chciałem porozmawiać z baronową Berken.
Nie ma mnie pan za co przepraszać, panie Kolniko. A więc, czy
mogę powiedzieć Christinie, że chcecie panowie u niej zamieszkać? U niej
będzie z pewnością o wiele wygodniej niż w tym okropnym pensjonacie.
A pani, czy przeprowadzi się pani z nami? zapytał Stefan z nie
skrywanym zainteresowaniem.
Jeśli nie znajdę posady przy rodzinie, to na pewien czas sprowa-
dź? się do Christiny. Będziecie się, panowie, musieli wtedy zadowolić
toeitia pokojami odparła Daniela z uśmiechem, który wprawił Stefana
w zachwyt.
Teraz włączył się Busso:
~~- Ja także mam dość ważną wiadomość. Danielo, być może znajdzie
'? szybko posada dla ciebie. Dzisiaj przed południem byłem w mieszkaniu
( Szeż dyrektora. Rozmawialiśmy o moim wynalazku. Dyrektor Herder
1 Prsty człowiek, który wybił się jedynie dzięki wielkiej pracowitości
, olnściom. W sprawach zawodowych to geniusz, ale brak mu obycia
oblenia towarzyskiego. Jego żona, cicha, skromna kobieta, z trudem

61
60


dostosowuje się do nowych, wspaniałych warunków, ale ma odwagę
przyznać. Nie chce niczego udawać, to naprawdę przemiła osoba. Nj.
dyrektor marzy jednak o dostaniu się do wyższych sfer, tytuły i wytworn
maniery bardzo mu imponują. Całą nadzieję pokłada w jedynej córce, któn
ma zostać spadkobierczynią jego wielkiego majątku. Panna Kate Herder to
bardzo ładna i pełna uroku młoda dama. Otrzymała staranne wykształcenie
na eleganckiej pensji i nabrała obycia i pewności siebie, których brak jej
rodzicom. Kate to wrażliwa, subtelna dziewczyna, pełna delikatności
i taktu, potrafi się znaleźć w każdej sytuacji.
Widzę, że przeprowadziłeś dość dokładne studia nad rodzina
Herderów wtrącił żartobliwie Stefan.
Miałem więcej okazji, by ich poznać niż ty, Stefanie. W willi
Herderów bywałem nie tylko przy oficjalnych okazjach, ale również po to,
aby omawiać z dyrektorem sprawy związane z moim wynalazkiem. Przy-
znasz, że to zupełnie naturalne, iż mnie zapoznał ze swoimi damami. Ich
dom jest naprawdę cudowny i kiedy są tam sami, zachowują się swobodnie
i niewymuszenie, dzięki czemu mogłem ich tak dobrze poznać. Ale to tylko
na marginesie, abyś się mogła zorientować, Danielo. A teraz najważniejsze:
otóż dzisiaj rano usłyszałem, że dyrektor chce zaangażować damę do
towarzystwa dla swojej córki. Po trosze dlatego, że taki jest obyczaj
w wyższych sferach, po trosze po to, aby nieco odciążyć żonę. Natychmiast
pomyślałem o tobie i zaproponowałem twoją osobę. Panna Kate od razu si?
tobą zainteresowała. Kiedy dodałem, że przez kilka lat byłaś u baronowej
Berken, a potem jako dama do towarzystwa podróżowałaś z pewną bogatą
i szlachetnie urodzoną Rosjanką, jej zainteresowanie jeszcze wzrosło.
Krótko mówiąc, jesteś proszona o przybycie w niedzielę przed południem.
Obiecałem, że będę ci towarzyszył. I co ty na to?
Zanim Daniela zdołała odpowiedzieć, Stefan Kolniko wybuchnął:
Chyba nie chcesz umieścić siostry w domu tych dorobkiewiczów?
Ależ Stefanie! Przemawia przez ciebie prawdziwy arystokrata. My
nie odczuwamy tego tak jak ty. Poza tym w domu tych karierowiczów
mieszkają prawdziwie uczciwi ludzie. Mam na myśli nie tylko małżonk?
i córkę, ale i pana Herdera, mimo jego drobnych słabości i żądzy wybici*
się, która w końcu nikomu nie szkodzi.
A poza tym, panie Kolniko, przecież ten pan jest pańskim szefem-
Dlaczego nie miałby zostać i moim? dodała Daniela.

Stefan przesunął dłonią po czole.
__. Jesteśmy mężczyznami, to co innego. Nasze stosunki są czysto
alne, to interesy. Ale pani jest damą, a tego typu posada wymaga
tvch związków z rodziną. Pani nie pasuje do tego domu.
5 Daniela spojrzała na niego i wyczytała w jego oczach rozczarowanie
i że nie będą mogli być razem, ona, jej brat i on. Poczuła się wzruszona
i uszczęśliwiona zarazem.
__ Niechże się pan tak nie martwi, panie Kolniko odparła. Mnie
t dobrze wszędzie tam, gdzie mogę pozostać wierna sobie. Pragnę sama
zarabiać na chleb, nie chcę być bratu ciężarem. Zresztą jestem młoda i zdro-
wa i nie zamierzam leniuchować. Będę zadowolona, jeśli dostanę posadę
w domu Herderów, dzięki temu będę mogła zostać w Berlinie, blisko brata.
To bardzo miłe z pańskiej strony, że się pan tak przejmuje moim losem. Ale
proszę mi wierzyć: moje miejsce jest wszędzie tam, gdzie mogę w uczciwy
i godny sposób zarabiać na życie. Skończyły się czasy starych przesądów.
Trzeba się do tego przystosować. Nauczyłam się tego w domu baronowej
Berken, która z godnością i bez skargi przyjmowała to, co nieuniknione.
Stefan Kolniko jeszcze raz przejechał dłonią po czole. Potem ujął rękę
Danieli.
Proszę mi wybaczyć, że ośmieliłem się zabrać głos w tej sprawie.
Ale czuję się tak bardzo związany z pani bratem, że dzielę również jego
uczucia wobec pani. Wszystko, co pani powiedziała, jest dobre i słuszne.
Ale ja tak bardzo bym pragnął uchronić panią przed wszelkimi trudami
życia.
Ostatnie słowa wyrwały mu się z ust wbrew woli, zabrzmiały głębokim
wzruszeniem.
Daniela zaczerwieniła się, serdecznie i ciepło uścisnęła jego rękę.
Bardzo mi się podoba pańska rycerska postawa, l naprawdę nie
musi si? pan tłumaczyć. To raczej ja powinnam panu podziękować. Jeśli
nak rozważy pan to spokojniej, przyzna mi pan rację. Tak czy owak nic
zaszkodzi, jeśli poznam rodzinę Herderów i zastanowię się nad tą możli-
OScia, Zresztą myślę, że będę mogła od czasu do czasu do was zajrzeć,
aczyć, jak wam się mieszka u Christiny. To tak, jakbym miała swój
Wtasny, rodzinny dom.
w d ^an Jeszcze raz ścisnął jej dłoń. Spojrzeli na siebie. Zapatrzeni jedno
i1^, zapomnieli na chwilę o całym świecie.

62


IX
W niedzielne przedpołudnie Daniela pojechała wraz z bratem
Grunewald.
Zatrzymali się przed domem Herderów. Daniela ujrzała przed s
prześliczną willę, otoczoną podobnym do parku ogrodem.
Przez bramę, która otworzyła się na ich dzwonek, weszli do ogrodu
i poszli w stronę domu.
Powiedziałeś, że dom został urządzony według życzeń panny
Herder? zapytała Daniela półgłosem.
Tak. Wszystko według jej wskazówek. Wprawdzie dyrektor Herder
był trochę zły, powiedział mi, że jego córka ma zbyt skromny gust on urzą.
dziłby salony bardziej luksusowo. Ale zostawił córce wolną rękę. Ona wie
lepiej, jak powinien wyglądać elegancki dom. I wie też, czego chce. Oprócz
skromnej dobroci, odziedziczonej po matce, ma jeszcze sporo energii po ojcu.
Daniela zajrzała bratu w twarz. Kiedy mówił o Kate Herder, w jego
głosie dźwięczała ciepła nuta.
Zdaje się, że masz wysokie mniemanie o tej młodej damie.
Najwyższe, jakie może mieć mężczyzna o kobiecie odparł Busso
spokojnie i pewnie.
Daniela nie zdążyła odpowiedzieć. Stanęli właśnie przed obramo-
wanym ozdobnym portalem wejściem do willi, gdzie przyjął ich służący
odziany w prostą liberię.
Czy państwo są w domu? zwrócił się do niego Busso.
Tak, panie doktorze. Państwo są w małym salonie.
Znaczyło to, że spotkanie ma mieć nieoficjalny, rodzinny charakter.
Służący otworzył dwuskrzydłowe drzwi po prawej stronie westybulu
i wprowadził przybyłych do dużego, przytulnie umeblowanego pokoju.
Przy jedoym z okien siedział w głębokim fotelu pan domu i czyta*
gazetę. Jego córka stała przy stole, przerzucając kartki jakiegoś pisma,
a matka zajęta była robótką. Uroczy rodzinny obrazek. Daniela zauważyła,
że młoda dziewczyna zarumieniła się mocno na widok jej brata.
Kate Herder od razu zrobiła na Danieli sympatyczne wrażenia
Spodobały jej się zwłaszcza piękne oczy dziewczyny, ciemnoniebieski6
i o bystrym spojrzeniu.

pan domu wstał po chwili wahania. Nie był pewien, czy powinien to
bić Doktor Falkner to w końcu jego pracownik, a jego siostra ubiega się
mu
oosadę w jego domu. Ale spojrzenie, które posłała mu córka, nakazało
stać Podszedł do przybyłych, pozdrowił rodzeństwo z pewną jowialno-
' ia która była zbyt poufała, poklepał Bussa po ramieniu i uśmiechając się,
i uznaniem spojrzał na pełną dystynkcji postać Danieli.
Busso i Daniela taktownie dostosowali się do sytuacji, swoim zachowa-
niem nadrabiając niezręczności gospodarza.
Busso najpierw skłonił się przed panią domu. Z uprzejmym uśmiechem
podała mu dłoń, którą on z szacunkiem podniósł do ust. Wprawiło ją to
w lekkie zakłopotanie. Jej stwardniałe, spracowane dłonie zapewne nie
próżnowały, kiedy była młoda, a i podczas lat spokojnego dobrobytu
najwyraźniej niezupełnie oduczyły się pracować.
Serdecznie witamy, panie doktorze, to bardzo miłe z pańskiej
strony, że zechciał pan przyprowadzić swoją siostrę.
Daniela podeszła do pani Herder.
Łaskawa pani powiedział Busso moja siostra cieszy się
bardzo, że wolno jej złożyć pani wizytę.
Podczas gdy Daniela rozmawiała z panią domu, Busso ukłonem przy-
witał pannę Kate.
Spojrzenia obojga spotkały się. Panna Herder skinęła głową i uprzejmie
pozdrowiła inżyniera. Potem zwróciła się do Danieli, której z uśmiechem
podała rękę.
Cieszę się, że mogę panią poznać, panno Falkner. Proszę, niechże
pani usiądzie powiedziała, wskazując fotel także jej bratu.
Pan domu przyglądał się Danieli. Młoda dziewczyna spodobała mu się
mezrniernie. Jej spokojna pewność siebie, elegancja i wdzięk zrobiły na nim
duże wrażenie. Żywił szczery podziw dla wszystkiego, co szlachetne
1 "ystyngowane. Ale nie dał po sobie poznać, jakie wrażenie zrobiła na nim
aniela, zachował swój jowialny ton, pod którym ukrywał niepewność
rax obycia. Od razu przeszedł do sedna sprawy.
~ Brat powiedział pani, że poszukujemy damy do towarzystwa dla
naszj córki?
^aniela skinęła głową.
u ~ Tak, panie dyrektorze, brat wspominał mi o tym odparła, a jej
zadrgały nerwowo. Ale w tej samej chwili spostrzegła utkwione

64
65


w siebie błagalne spojrzenie Kate, przepraszające za bezceremonialnej-
ojca. Toteż zaraz dodała poważnym tonem:
Przyszłam, panie dyrektorze, ponieważ brat powiedział mi,
pragnie się pan ze mną zobaczyć. Obecnie nie mam żadnych zobowią
i chętnie przyjęłabym nową posadę, najlepiej przy rodzinie.
Ale dyrektor Herder nie zamierzał zrezygnować z przesłuchania.
Hm... Przedtem była pani u jakiejś baronowej, tak?
Tak, u baronowej Berken. Byłam u niej cztery lata.
A dlaczego zrezygnowała pani z tej posady?
Pogorszenie warunków nie pozwoliło pani baronowej na dalsze
zatrudnianie damy do towarzystwa. Poleciła mnie swojej przyjaciółce, pani
Lentikow, która mnie zaangażowała. Byłam z nią w Anglii, Paryżu i Nicei,
Oto moje referencje, jeśli pragnie pan zasięgnąć informacji.
Pan Herder zagłębił się w lekturę dokumentów, zaś Busso i Daniela
gawędzili z panią domu.
No tak, wychwalają tu panią pod niebiosa powiedział dyrektor
dosyć szorstko po przeczytaniu papierów. Same dobre rzeczy. Tak...
Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby pani objęła posadę w moim
domu. Będziemy tu mieli wielu gości, wyłącznie dystyngowane towa-
rzystwo. Wtedy wszystko musi być z prawdziwym szykiem i elegancją,
rozumie pani? A co ty powiesz, Kate? Podoba ci się panna Falkner?
Kate zaczerwieniła się lekko. Niepewnie spojrzała na Bussa, jakby
chciała się przekonać, co myśli o zachowaniu jej ojca. Kiedy zobaczyła, że
zupełnie nie czuje się skrępowany, odetchnęła z ulgą. Obawiała się, że to
przesłuchiwanie siostry wzbudzi jego gniew.
Szczerze i otwarcie zwróciła się do Danieli:
Od razu poczułam do pani sympatię, panno Falkner. Ale w ty"1
przypadku sympatia musi być obopólna. Jeśli to pani odpowiada, pro-
ponuję, abyśmy poszły do mojego pokoju, tam porozmawiamy bez
wania. O ile, wiem, mój ojciec chciałby pomówić o interesach z
bratem.
Kate zwróciła się do pana Herdera:
Chyba nie masz nic przeciwko temu, ojcze?
Ależ nie. Możesz pannę Falkner oprowadzić po domu,
zobaczyła, że niczego u nas nie brakuje. Pewnie jest przyzwyczajona "fl
wygód i luksusów.

Kate skinęła ojcu głową, chociaż jej twarz znowu spłonęła rumieńcem,
pocałowała matkę w policzek i powiedziała:
. Poczekasz tutaj na nas, mamuśku?
pani Herder przytaknęła uprzejmie, spoglądając na córkę wzrokiem
pełnym ułości
Kate zwróciła się do Danieli:
Bardzo proszę, panno Falkner, poprowadzę panią.
Poszła przodem. Ale nie oprowadziła Danieli po willi, tylko skierowała
się prosto do swojego pokoju. Tutaj podsunęła jej fotel i sama usiadła
naprzeciwko.
_ Chciałam zamienić z panią kilka słów na osobności, panno Falkner.
Oczywiście od razu zauważyła pani, że moi rodzice to prości ludzie. To
c/y owo wyda się pani dziwne czy zaskakujące. Pani otrzymała staran-
ne wychowanie i obraca się w wyższych sferach. Mój ojciec zaczynał
jako skromny rzemieślnik, matka zaś w młodości ciężko pracowała,
przy kuchni i w pralni. I nawet jako żona bogatego człowieka jest nadal
moją skromną, prostą mateczką i taka pozostanie na zawsze. Ojciec cięż-
ko pracował, żeby się wybić, żeby dorobić się majątku. Mnie rodzice
zapewnili staranne wychowanie. Chcieli, abym pod każdym względem
miała lepiej niż oni; zawdzięczam to przede wszystkim ojcu, który zawsze
z podziwem odnosił się do rzeczy szlachetnych i wytwornych. Jestem moim
rodzicom niezmiernie wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobili, i bardzo
ich kocham. Dlatego muszę pani powiedzieć, panno Falkner, że chociaż
bardzo chciałabym mieć panią przy sobie, to będę musiała z tego zrezy-
gnować, jeśli nie zechce pani okazywać szacunku moim rodzicom. Nie
zniosłabym, gdyby pani drwiła z ich drobnych śmiesznostek czy braków
w wychowaniu.
Daniela w szczerym odruchu chwyciła rękę Kate.
~~ Sposób, w jaki mówi pani o swoich rodzicach, zasługuje na wielkie
nanie. Proszę mi wierzyć, ja nie oceniam ludzi jedynie według tego, na ile
Panowali formy bon tonu. Od brata słyszałam wiele pochlebnych słów na
t?mat pani rodziców
~~ Naprawdę? Pani brat wyrażał się pochlebnie o moich rodzicach?
m ~~ *ak, powiedział, że ojciec pani to prawdziwy geniusz interesu, zaś
zach a l dz'e'na kobieta, która nawet w tak luksusowych warunkach potrafi
ać naturalną skromność i prostotę odparła Daniela. A tego, co

66
Bfki^i
67


mówił na temat pani, pozwolę sobie teraz nie powtórzyć
filuternie. Chcę tylko podkreślić, że nie powiedział za wiele.
Kate przez chwilę w milczeniu patrzyła przed siebie, potem
jej oczu spoczęło na twarzy Danieli.
Ma pani takie same oczy jak brat, panno Danielo powiedzj l
Szczere, dobre oczy. Cieszę się, że pani brat dobrze mówi o
rodzicach... Mój ojciec chciałby ukoronować dążenia swojego żC-
małżeństwem córki z dobrze urodzonym mężczyzną. W tym punkcie nas
pąglądy się nie zgadzają. Ja chciałabym mieć za męża człowieka miłej
i godnego szacunku obojętne do jakiego należałby stanu. Toteż być rnoż
będę zmuszona okazać ojcu nieposłuszeństwo. Ale mimo to nie chciałabym
żeby naśmiewano się z jego małych słabości. Mam nadzieję, że pani
rozumie i że zgodzi się zostać u nas.
Teraz, kiedy już panią poznałam zgadzam się z całego sercaj
I myślę, że nasze stosunki ułożą się znakomicie.
Tymczasem pan domu udał się z inżynierem Falknerem do gabinetu.
Jeszcze tylko kilka słów na temat pańskiego wynalazku. Sprawni
z urzędem patentowym jest załatwiona. Wynalazek jest zastrzeżony d!a|
naszej firmy. Pomówmy zatem o pańskich warunkach. Jak je pan sobie
wyobraża?
Chciałbym usłyszeć pańską propozycję, panie dyrektorze. Jest pan
iswietnym biznesmenem. Ja również chciałbym nim zostać i dlatego prósz?
żeby mi pan powiedział, ile jest wart mój wynalazek.
Proszę, proszę! A więc chciałby pan zostać biznesmenem?
O tak, i chciałbym się uczyć od pana, panie dyrektorze.
No, dobrze, mam do pana słabość, drogi doktorze Falkner, dlategc
wyjątkowo odstąpię od mojej zasady i złożę panu ofertę. A więc, zaf
panu dwieśpie tysięcy marek za odstąpienie wszelkich praw do pańskiej?
wynalazku.
Busso niczym nie zdradził swojej radości. Z wyczuciem prawdziw6?
człowieka interesu pomyślał, że skoro dyrektor Herder proponuje mu
sumę, to on powinien wycenić swój wynalazek o wiele wyżej.
Panie dyrektorze, to kusząca propozycja dla takiego chudeuszaj31
ja. Ale wiem, że mój wynalazek przyniesie panu wielki dochód, natoflU

los jeszcze kiedykolwiek da mi do rąk taką szansę. Muszę tę
nie wie':n' wykorzystać i dlatego moja odpowiedź brzmi: pańska oferta
SZa,ndTa mnie zbyt niska.
Dyrektor zakołysał się na czubkach palców.
Za pozwoleniem, drogi panie doktorze! Wydaje mi się, że zapro-
^noiem panu niezłą sumkę.
Busso wzruszył ramionami.
_ To za mało, jeśli miałbym się tym całkowicie zadowolić.
_ yj takim razie wal pan! odparł dyrektor. Ile pan żąda?
Busso głęboko wciągnął powietrze, spojrzał na dyrektora zdecydo-
wanym wzrokiem.
_ Akceptuję sumę, którą mi pan zaproponował, jako pierwszą ratę
wynagrodzenia. Ale ponadto chciałbym mieć udział w zyskach, powiedz-
my... dziesięć procent.
Dyrektor aż podskoczył z wrażenia.
Wykluczone, drogi panie doktorze! Co pan sobie wyobraża? To
przecież będą ogromne sumy!
Miejmy nadzieję, panie dyrektorze. Nie mam nic przeciwko temu,
żeby mój wynalazek przyniósł panu ogromne zyski. Ale i ja chcę mieć
z tego korzyść.
Dyrektor Herder kilka razy przeszedł się po pokoju. Potem zatrzymał
się przed inżynierem.
A jeśli wynalazek nie przyniesie nam zysków?
Gdyby nie był pan przekonany równie mocno jak ja, że będzie paa
m'ał zyski, nie zaproponowałby mi pan owych dwustu tysięcy.
Dyrektor Herder roześmiał się głośno.
Ho, ho, umie się pan targować. To ja mógłbym się uczyć od pana.
Pan nie, panie dyrektorze. Wytrawny biznesmen, jakim pan jest, nie
Ze się niczego nauczyć od początkującego, jakim jestem ja. Co do mnie,
p auczyłem się już tego i owego, odkąd mam zaszczyt u pana pracować.
yrektor Herder jeszcze przez chwilę przechadzał się po pokoju. Potem
*atrzymał się przez młodym człowiekiem i spojrzał na niego w milczeniu.
ata Jego jowialność zniknęła, oczy przybrały wyraz powagi i zdecy-
^ania.
s>Pf' m sbie: jeśli chcesz w życiu wysoko zajść, ucz się od swojego

69
68


Proszę, oto moje ostatnie słowo: dwieście tysięcy marek natyci
miast i pięć procent udziału w zyskach. Jeśli pański wynalazek ma
opłacić naszej firmie, nie mogę już bardziej obciążać zysków.
Zgoda, panie dyrektorze.
Herder zdumiał się.
A cóż to? Tak szybko się pan zdecydował?
Busso uśmiechnął się szeroko.
Od początku nie chciałem więcej niż pięć procent. Potrafię osza-
cować, jak dalece można obciążyć tego typu zysk. Ale gdybym od razu
zażądał pięciu procent, wtedy pan dałby mi tylko połowę.
Herder znowu głośno się roześmiał.
O, do diabła! A ja miałem pana za niedoświadczonego młodzika!
Przecież pan jest lepszy niż ja, drogi doktorze! To mi się podoba, dzielny
z pana facet. Ale trochę się pan co do mnie pomylił. Chciałem zobaczyć, czy
ma pan głowę do interesów. Zresztą te pieniądze się panu należą. Żyj
i pozwól żyć innym oto moja zasada. Jestem przekonany, że pański
wynalazek naprawdę przyniesie zyski. To ma ręce i nogi. Rzeczywiście
świetny z pana fachowiec, moje uznanie! Pański przyjaciel Stefan Kolniko
to też niezły chłop i tęga głowa. Ale od niego więcej bym wytargował.
Pan Kolniko nie zna się na interesach, ale to człowiek o wytwor-
nych manierach i już choćby dlatego powinien się panu podobać.
Tak też jest. Wie pan, kiedy na mnie patrzy, zawsze trochę się.
denerwuję, myślę sobie, że pewno znowu palnąłem coś nie tak. Zachowuje
się jak najprawdziwszy arystokrata.
Tak, takie właśnie robi wrażenie. W każdym razie jest arystokratą
w sposobie odczuwania i myślenia potwierdził Busso.
Ale wie pan, chociaż tak bardzo imponują mi eleganckie maniery i styl
życia wyższych sfer, to nie na wiele zdają się one w interesach. Pan do czegoś
dojdzie. Oprócz dzielności i pracowitości odziedziczył pan po rodzicach cos,
czego moi nie*mogli mi dać, mianowicie dobre wychowanie. Diabelnie trudn"
to nadrobić... Ale, ale, myślę, że moja córka dogadała się tymczasem z pańsM
siostrą. Wspaniała dziewczyna, ta pańska siostra: dystyngowana, elegancka.
podoba mi się. Nic nie szkodzi, że jest ładna Mojej Kate też niczego me
brakuje. I niech się pan nie boi o siostrę, będzie jej u nas dobrze.
Nie wątpię, panie dyrektorze!
No pięknie! W takim razie chodźmy.*1
70

bai panowie przeszli z powrotem do salonu. Dyrektor Herder ukrad-
spojrzał na młodego człowieka, myśląc: Dzielny chłop z naszego
\r ra! Szkoda, że nie utytułowany. Byłby idealnym zięciem. Ale moja
, pójdzie wyżej. Poniżej hrabiego albo barona nie ma mowy, nawet
T całe to szlachectwo teraz niewiele znaczy. Stać mnie na to, po to
wkońcu pracowałem".
Kiedy panowie weszli do salonu, Kate i Daniela już tam były. Siedziały
panią domu. Pani Herder mówiła właśnie do Danieli, trzymając jej dłoń
w swojej:
_ Serdecznie witamy w naszym domu, panno Falkner. Jak moja Kate
kogoś lubi, to na pewno jest tego wart.
I jak? Załatwione? zapytał pan Herder.
Tak, ojcze odparła Kate. Panna Falkner może się do nas
przeprowadzić już jutro.
Mówiąc to spojrzała swoimi pięknymi, błękitnymi oczami na Bussa,
jakby chciała go zapytać: Czy to ci odpowiada?
Dyrektor Herder zwrócił się do Danieli:
Czy omówiła już pani z moją córką sprawę pensji?
Nie, panie dyrektorze odparła Daniela, a Kate dodała:
Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, ojcze.
Oczywiście zapomniałaś o najważniejszym, Kate! A więc, jakie są
pani warunki, panno Falkner?
Proszę, niech pan zadecyduje.
Aha! Zupełnie jak brat! Czy to jakaś zmowa? zaśmiał się
dyrektor. Pani brat już mnie nieźle naciągnął.
Kate z przestrachem spojrzała na młodego człowieka.
_- Pani ojciec tylko żartuje, panno Kate powiedział Busso uspo-
Ale, ale, czyż nie zrobił pan świetnego interesu, młody człowieku?
~~ uśmiechnął się dyrektor.
~~ Jestem bardzo zadowolony, panie dyrektorze.
Czy to znaczy, że sprawa pańskiego wynalazku została zakończona,
oktor7A Falkner? zapytała Kate, spoglądając na młodego mężczyznę
i spojrzeniem. 4
71

Tak, panno Kate. I to tak korzystnie, że teraz byłbym w stani
utrzymać siostrę. Ale wiem, że ona woli być samodzielna.
Nie mylisz się, Busso. Jestem ci wdzięczna za chęć pomocy i grat(1
luję korzystnego zakończenia interesów.
Dziękuję, siostrzyczko. A ponieważ przedtem prosiłem pana dyre.
która, aby to on pierwszy wystąpił z ofertą, pozwolę sobie teraz go wyręczyć
Proponuję, aby pan dyrektor płacił siostrze tyle samo, co pani Lentikow.
Zgoda, panie doktorze. A więc proszę, panno Falkner, jakie było
pani poprzednie wynagrodzenie?
Daniela podała sumę, na którą dyrektor zgodził się bez wahania.
Potem umówiono się, że następnego dnia po południu samochód przy-
jedzie po Daniele i jej bagaże przed pensjonat. W końcu goście pożegnali
się z gospodarzami.
Kate i Daniela podały sobie ręce, spoglądając na siebie z uśmiechem.
Busso ucieszył się, że dziewczęta zapałały do siebie sympatią.
X
Kiedy brat i siostra opuścili willę Herderów, Busso przede wszystkim
opowiedział Danieli o swoim sukcesie. Siostra jeszcze raz pogratulowała
mu i życzyła powodzenia. Potem zaczęli rozmawiać o rodzinie swoich chle-
bodawców.
Jak ci się spodobała panna Kate? zapytał Busso.
Bardzo, bardzo mi się spodobała odparła Daniela z przekona-
niem i opowiedziała bratu o ich rozmowie.
Wiesz, Busso, kiedy mówiła o swoich rodzicach, tak prosto i serde-
cznie, od razu ją polubiłam. No i potem niezręczności jej ojca nie wydawały
mi się już takie drażniące. Pani Herder to dobra kobieta, jest taka mil3
i godna szacunku w swojej skromności i prostocie.
A więc bez wahania przyjmujesz tę posadę?
Tak, braciszku, z największą chęcią. Dobrze mi zrobi przestawanie
z młodą osobą. Już od lat nie miałam innego towarzystwa niż starsze
Chciałabym znowu śmiać się beztrosko, czuć, że jestem młoda.
72

__ Mogę to sobie wyobrazić. W każdym razie możesz spróbować,
czyć, czy ci się będzie podobało w domu państwa Herderów. Jeśli ci to
Z hedzie odpowiadało, z pewnością znajdziemy jakiś pretekst, abyś mogła
n' mtąd odejść. Dzięki Bogu, teraz będę mógł ci w razie czego pomóc.
s _ jeśli sama nie będę mogła się utrzymać, przyjmę bez wahania twoją
moc. Wiem, że ofiarowujesz mi ją z całego serca. Ale na razie chcę sama
rąbiąc na chleb, dopóki mogę. Aha, wiesz, powiedziałam pannie Herder,
dlaczego straciłam posadę u pani Lentikow.
_ I co ona na to?
_ Żebym sobie tego za bardzo nie brała do serca. To przypadek, że
skradziono walizkę powierzoną mojej opiece. Powiedziała jeszcze, że nawet
sama pani Lentikow nie zdołałby ustrzec walizki, pewnie by ją i tak
skradziono. Była bardzo miła i okazała mi zrozumienie. Masz rację, to
bardzo sympatyczna i dobra dziewczyna.
Tak, Danielo, na pewno! Cieszę się, że i ty tak uważasz.
Daniela położyła mu rękę na ramieniu.
Busso... kiedy mówisz o pannie Kate, to mam wrażenie, że nie jest
ci obojętna? zagadnęła, z uśmiechem zaglądając bratu w oczy.
Młody człowiek westchnął głęboko.
Tak, siostrzyczko, nie mylisz się.
Spojrzała na niego zatroskana.
No i jak, jak to sobie dalej wyobrażasz?
Nie wiem, jeszcze nie wiem. Nie wiem nawet, co ona o mnie myśli.
Przecież nie znamy się zbyt długo.
Twarz Danieli rozjaśnił przelotny uśmiech.
O ile mogę ocenić, to nie jesteś jej obojętny.
Tak myślisz? Skąd to wnosisz?
Zauważyłam, że czerwieni się pod twoim spojrzeniem i że ciągle
szuka cię wzrokiem. A kiedy jej powiedziałam, że jesteś dobrego mniema-
la jej rodzicach, ucieszyła się widocznie. Wyglądała na uszczęśliwioną.
Och, gdybyś tylko miała rację, siostrzyczko! To głównie z jej
0(lu cieszę się moim sukcesem. Nie przyjdę z próżnymi rękami, kiedy
nego dnia stanę przed nią, by zapytać, czy zechce zostać moją żoną.
~- Busso! Czy naprawdę już o tym myślisz?! wykrzyknęła Daniela
* ^"mieniu.
lerś młodego mężczyzny uniosła się głębokim westchnieniem.
73

Tak, tak!... Kocham ją, kocham bezgranicznie!
Ale jej ojciec chce mieć za zięcia kogoś z wyższych sfer, człowiek
szlachetnie urodzonego, z tytułem.
Tak, niestety, co najmniej hrabiego lub barona, wiem o tym! -^
Busso roześmiał się gorzko. Ale jeśli ona mnie kocha, na co maij
nadzieję i czego pragnę, to i tak będzie moja.
Daniela uśmiechnęła się.
Och, wierzę w to. Powiedziała mi, że jest gotowa oprzeć się ojcu.
Poślubi tylko człowieka, którego będzie kochała.
Busso, silnie wzburzony, ścisnął ramię siostry.
Widzisz! Moja sprawa nie jest przegrana.
Życzę ci z całego serca, abyś wygrał. Nie dlatego, że Kate pochodzi
z bogatego domu, tylko dlatego, że to porządna, wspaniała dziewczyna.
Nagle Busso zatrzymał się i zajrzał siostrze w twarz.
Daniela, teraz codziennie będziesz blisko niej; mam nadzieję, że
dzięki temu będę mógł ją widywać częściej niż dotąd. A ty będziesz mi
mówić, co ona o mnie myśli.
Daniela z uśmiechem kiwnęła głową.
Oczywiście, oczywiście! Od razu mogę ci zdradzić, że ona dokład-
nie wie, jakie masz oczy. To dowód, że nieraz w nie patrzyła. Powiedziała,
że mam takie same oczy, jak ty. Zaufaj mi, Busso. Jeśli ona cię kocha, spró-
buję wam pomóc. Sądzę, że ze strony matki nie musisz się niczego obawiać,
wygląda na to, że ona bardzo cię lubi, mówi o tobie z taką życzliwością.
Busso przytaknął w zamyśleniu.
Tak, matkę miałbym po swojej stronie powiedział. Ona prag-
nie jedynie szczęścia swojego dziecka. A ojciec? Wiem, że mnie lubi, no
i w końcu nie jest potworem, kocha swoją córkę. Jeśli uda się go przekonać,
że unieszczęśliwi Kate, zmuszając ją do małżeństwa według swoich wyob-
rażeń, to pewnie nie będzie się sprzeciwiał. W każdym razie muszę ci
wyznać, że cieszę się, iż będziesz pracować w domu Herderów. Będziesz
blisko Kate. Ale Stefan nie będzie zbudowany, kiedy się dowie, że teraz,
gdy moja sytuacja tak się zmieniła na lepsze, jednak zgadzam się, żebyś
znowu przyjęła posadę.
Twój przyjaciel Stefan będzie się musiał z tym pogodzić. To bardzo
pięknie, że ma taki rycerski stosunek do kobiet, ale i on musi zrozumieć. źe
ja nie mogę siedzieć z założonymi rękami, pozwalając, abyś troszczył si?
74

e utrzymanie. Dzisiaj tylko ten jest coś wart, kto potrafi sam zapewnić
sotie v] <
__ Siostrzyczko, rozumiem cię doskonale, ale rozumiem też Stefana.
p aonąłby uchronić cię przed wszelkimi trudami życia. Nie masz pojęcia,
jalc bardzo przejmuje się twoim losem.
Serce zabiło mocniej w piersi Danieli.
_ To z przyjaźni do ciebie.
_ Częściowo. Bo i ty sama bardzo go interesujesz. Twój portret zrobił
na nim duże wrażenie. Kilka razy widziałem, jak mu się długo przyglądał.
Twarz Danieli spłonęła rumieńcem; dziewczyna pośpiesznie zmieniła
temat, zdradzając tym bratu więcej, niż przypuszczała.
W pensjonacie niecierpliwie oczekiwał ich Stefan. Busso zaraz opowie-
dział przyjacielowi o tym, jak znakomicie poszło mu z wynalazkiem,
a Stefan z całego serca pogratulował mu sukcesu.
Kiedy jednak usłyszał, że Daniela przyjęła posadę u panny Kate
Herder, zdenerwował się nie na żarty.
Nie powinieneś był do tego dopuścić, Busso! powiedział
z wyrzutem.
I tak bym się zgodziła, panie Kolniko wtrąciła Daniela.
Ależ to nie jest miejsce dla pani! zaoponował gwałtownie Stefan.
Daniela spojrzała na niego ze zdziwieniem, potem powiedziała poważnie:
Proszę mi wierzyć, panie Kolniko, u tych porządnych i uczciwych
ludzi będę miała lepszą opiekę i poważanie niż w niejednym arystokra-
tycznym domu.
Stefan ujął jej dłoń.
Proszę się na mnie nie gniewać! odparł przepraszającym tonem.
~~ Ale tak się cieszyłem, że pani zostanie z nami...
Obiecuję, że będę często do was zaglądać, żeby sprawdzić, jak się
arn żyje u Christiny. Na razie zapraszam się na niedzielne popołudnia na
a|?. Słyszałam dzisiaj, że państwo Herderowie zamierzają wydać
rń, r zszym czasie wielkie przyjęcie, zaproszenia przygotowane są
lez dla pana i mojego brata. Najwyraźniej obaj zyskaliście sobie
ychylność w oczach dyrektora Herdera,
^tefan uśmiechnął się i powiedział:
75

Nigdy bym nie uwierzył, że będę się cieszył z zaproszenia do H
Herderów. Ale teraz naprawdę mnie to cieszy, bo pani tam będzie K""
i bardzo mi miło, że czasem odwiedzi pani brata i mnie. '
Daniela zarumieniła się lekko, po czym odparła:
Proponuję, żebyśmy zaraz po obiedzie złożyli wizytę Christi
Obejrzycie sobie panowie mieszkanie i omówicie z nią najważniej
sprawy. Chciałabym przy tym być. A jutro po południu przenoszę się d
Herderów.
Już jutro? Ledwie pani przyjechała, a już nas opuszcza! zawołał
Stefan.
Przecież nie wyjeżdżam daleko.
Dzięki Bogu!
Daniela, bardzo zmieszana, wysunęła dłoń z ręki Stefana.
Po obiedzie cała trójka wybrała się do Christiny.
Christina nie posiadała się z radości. Busso i Stefan spodobali jej si^od
^ razu, z gospodarską dumą oprowadzała ich po swoim małym królestwie,
wysławiając dobroć swojej zmarłej pani, która zapewniła jej spokojną
starość.
W jednym z pokojów wisiała wielka fotografia baronowej Berken
z dawnych lat. Stefan długo i w zamyśleniu stał przed portretem, wydawało
się, że jego oczy patrzą w dal.
To baronowa Berken z czasów, zanim jeszcze owdowiała wyjaś-
niła Daniela, stając przy nim. Stefan kiwnął głową.
Wiem. Od razu poznałem ją na zdjęciu.
Dobrze pan znał baronową?
Tak, w dawnych, szczęśliwych czasach, kiedy jeszcze żyli moi
rodzice odparł młody człowiek głosem pełnym smutku i przygnębienia.
Spojrzała na niego pytająco i ze współczuciem.
Czy te wspomnienia sprawiają panu ból?
Znowu ujął jej dłoń, w nagłym porywie przycisnął do twarzy.
Nie... już nie... teraz już nie... powiedział pgwnym głosem
i spojrzał na nią rozpromienionym nagle wzrokiem.
Daniele znowu uderzyło podobieństwo jego oczu do jakichś innych"
dobrze jej znanych. Ale zaraz potem została odwołana przez Christinę.
Christina chciała wiedzieć, jak panowie zamierzają podzielić pokQ)e
i czy nie trzeba czegoś zmienić w urządzeniu. Przyjaciele postanowił'
76

czyć na sypialnie dwa najmniejsze pokoje. Salon i jadalnia miały
^używane wspóinie. Tak więc nie trzeba było wiele zmieniać.
by BUSSO zapytał Christinę, ile chciałaby wziąć za wynajem mieszkania.
rhristina bezradnie spojrzała na Daniele.
_- Ile powinnam wziąć, panno Danielo? Nie chciałabym zażądać od
anów za wiele, proszę mi doradzić.
P Daniela zastanowiła się przez chwilę, potem powiedziała:
__ Myślę, że panowie powinni płacić za mieszkanie i jedzenie tyle, co
w średniej klasy pensjonacie.
Obie strony zgodziły się, ale Christina przestraszyła się, kiedy usły-
szała, ile dostanie miesięcznie. Wydawało jej się, że to za dużo, lecz Daniela
rozproszyła jej wątpliwości.
Przecież musi pani dostać wynagrodzenie za swoją pracę. Przynaj-
mniej tyle, żeby pokrywało to koszty utrzymania własnego mieszkania
i wyżywienia.
Ustalono także, że panowie wprowadzą się w następnym tygodniu.
Po kolacji Daniela i Busso długo siedzieli w pokoju Stefana. Przyjacie-
le opowiadali o Sztokholmie, a Daniela o swoich podróżach z panią Lenti-
kow. Z ożywieniem mówiła o uroczym domu letnim w Anglii. Wspominała
także zamek Castlereagh, niegdyś bogaty i wspaniały, teraz opuszczony
i wydany na pastwę ruiny. Ostatni spadkobierca żyje bowiem w Londynie,
w czynszowej kamienicy i nie stać go nawet na codzienny ciepły posiłek.
Odkąd ujrzałam dumny zamek, nie mogę przestać myśleć o tym
biedaku powiedziała Daniela w zamyśleniu. Jakże to musi być
straszne dla człowieka z jego sfery, kiedy popadnie w nędzę!
Stefan spojrzał na Daniele.
Temu człowiekowi sprawiłoby ulgę, gdyby wiedział, że mu pani
WsPółczuje powiedział cicho. Nie jest łatwo komuś, kto prosto
z blasku i słońca znalazł się w ciemności i biedzie. Trzeba wtedy zacisnąć
^y i nie oglądać się na przeszłość.
~~ Mówi pan tak, jakby naprawdę rozumiał sytuację tego człowieka.
stefan przesunął ręką po czole.
^ Może, może i go rozumiem... odparł powoli. Ale teraz
wmy lepiej o przyjemniejszych sprawach.
77

telt
M/1
aoa
ton
w w
m
in.m
'10S
iffiil
ii?ii
W
inti
It.jJ
JOIi
(Jl
rai
ni&la, opowiadając o dniach spędzonych w Anglii, znowu. Vu pr>
pomd)S Mig sobie pan& Lentikow. Z pewnością ciągle jeszcze opłakuje J>esW(j
stratę '"";% może [os zwróć ił jej cenną własność? Nie mogąc się. uwolTQ)injć,
tych f1|L\ii, Danjejapożegnała się z panami, by odejść do swojegopok:okoju,
-F^iu usso, jes-ijna twój adres nadejdzie do mnie wiadomość z '% Nią
daj mf "ł ^k najs^jgj zna^; dobrze? powiedziała jeszcze przy ty pój
gnani
^ O pogładził siostrę po włosach.
-l ormowii dręczysz s i? tą nieszczęsną historią z zaginioną walizk zka1?
zapylił
-F Ui ie przestaję o tym myśleć. Przecież wiem, jak straszna i jest
stratałF%c?ani lentikow.
-ł F|3J le przecież nic nie możesz zrobić.
-|l 'foch, E usso, przecież nie o to chodzi! Dręczy mnie myśl, :. że
cierpi
-w (szy \v tej walizce było coś szczególnie cennego dla te-ej p!
^ 2apytał Stefan.
-jyi'([>sdyny portret jej zmarłego syna, panie Kolniko. Ale teraz ' dób
llll C. .4
noc,
l*1 łowiąc pocjaja mu rękę^ a potem serdecznie uścisnęła brata.
-W ?^;zy zobacz? panią jutro? zapytał Stefan, zanim wyszła z p pokój
-l % jemy razem śniadanie, a i na obiad zostanę tutaj c odpad
Danieli
- V więc nie musimy się jeszcze żegnać.
-J * ogóle nie będziemy się żegnać, przecież będziemy sięź
widynS __
'tiWj^jściu dziewczyny Busso i Stefan \v milczeniu siedzieli : naPra
*3ie. Stefan, w zamyśleniu, z głow% wspartą na dłoni, p*'08??11
-^ lipcąd tą ponura mina? zapytał Busso po chwili.
_!s V,yślaiem 0 tym, co straciłem. JCSZCŁC nigdy nie dręczyło mniel|
tak bal^U > J3^ teraz, od kiedy poznałem twoją siostrę.
-*^-*e co to ma z nią wspólnego?
Sll9^ & odwróci}- głowę do przyjaciela, położył mu rękę naramiei'niu-
_FVusso, ja kocham twoją siostrę. I gdybym był tak bogaty;
kiedyi,%>ógłbym ją poprosić o rękę. Nie musiałbym przygl$dać
78


odwzą
czy
serdecznie i mocno uścisnął dłoń przyjaciela.
e^"anie, chyba jeszcze nie czas na to pytanie. Daniela musi
'~~bie s-Prawę ze swoich uczuć do ciebie- DaJ JeJtroche czasu.
" C_^ AJe, jej oczy są takie ciepłe i pełne uczucia, gdy na mnie ^
~~ kiec^y sobie Poniys'le' ile jeszcze czasu upłynie, zanim będę f"gł
WieSZ'owa(^ jakiejś kobiecie chociaż skromny dom, ogarnia mnie wscie-
T ana mr^ia, biedę. Mnie może to być obojętne, jakoś to przebolałert. ale
lctosc nd iiifj^ r
loedy sobie pomyśle o mej, zaczyna mnie to dręczyć od nowa.
Stenie odparł Busso po chwili przecież gdybyś zachwał
swoją pozycje ; majątek, to jeszcze trudniej byłoby ci poślubić DaJ"ele-
Gdybyś ją cczy wiście poznał.
Oct1' przeciwstawiłbym się wszystkim i wszystkiemu, byle ją v>
idzie do domu tych dorobkiewiczów, że jest od nich
ji nic nie mogę zrobić!... I nawet nie wolno mi jej zapXtac'
miłość!
zdobyć!
Busso tiśmiechnął się.
_ Ter-az też możesz walczyć. Zdobądź się tylko na trochę cierph^osci
i najpierw gam się upewnij, czy naprawdę kochasz moją siostrę prawd?lwa->
szczerą mitością i czy ona odwzajemnia twoje uczucia. Sytuacja wca|e me
jest taka beznadziejna. W końcu macie jeszcze mnie. A ja szczęśHwym
trafem jestem już w stanie wyposażyć siostrę. Nie będzie to dużo, a e na
skromny, miły dom wystarczy. A o resztę ty się zatroszczysz.
Stefan zerwał się z fotela, głęboko wzruszony chwycił przyjacićla za
ramiona.
A więc nie sprzeciwiałbyś się naszemu małżeństwu?! wyk^zy
n^ł z nerwowym napięciem.
Busso z uśmiechem pokręcił głową.
Oczywiście, że nie, drogi przyjacielu. Szczęśliwa będzie kobiete;
która dostanie cię za męża. Dlaczego miałbym bronić tego szczęścia fMM
Slstrze?
Stefan głęboko wciągnął w piersi powietrze, jego oczy rozbłysły.
Ach, Busso, nie przypuszczałem, że będę jeszcze kiedy tak bar
'ił do szczęścia. Patrząc na Daniele zapominam o wszystkim, co tftraci-
''zapominam o latach upokorzeń i poniżenia.
~- Przyjacielu, oby mojej siostrze udało się przywrócić ci radość t.
79

^;usso. Dzisiaj dałeś mi największy dowód przyjaźń
uzięKujo? C1 D ^ j,i spojrzeli na siebie z uśmiechem i serdecznością
Młodzi meśżczyzni ^aj teraz ze szczegółami o porannej rozmowie z dv
Busso opov-wiedziaP^efan Qmal nig wybuchną} gniewem) oburzony b^
ktorem Herderrem. St^i>ktora, ale Busso powstrzymał go gestem dłoni.
ceremonialnoścciądyreK^f.__: __ u...- __..:-_n:._._. ........ . . .
Dziękuj6?ci'
wielkim przeds-siębiorst^
się być sprawiedliwy wobec tego człowieka
Stefaniie, post ^co. On naprawdę nie jest jednym z tych zadufa
powiedział uspookajają_~gackjcn< Jedyne, czego mu brak, to dobre wychowa-
nych w sobie mowobo^^jj szcz?gcje otrzymać. Ale nie można nam przecież
nie, które myślmy mie ^sługę, a jemu za przewinę. Temu człowiekowi należy
poczytywać teggo za za--^^ za dzielność i pracowitość! Pomyśl tylko, ile
się najwyższy" szacui* Q Q w}asnycn siłacni \ z jaką pewnością kieruje tak
w życiu dokornał, i to jtwem! Każdemu można by go stawiać za wzór!
i ze zdziwieniem, po czym odparł:
_- Masz rację,
teraz traktowa-ił go z
_ l dobrrze uczy
Postaram
Zrobiło się po źno.
Dobrs anoc. A
Stefan słu*chał uW -eszcze nigdy nie patrzyłem na to z tej strony. Będę
._ Mas? racie. J^^-i_i_.. _.._i.:
01eżnym szacunkiem.
. Zwłaszcza że on ma o tobie jak najlepsze zdanie,
zasłużyć na tę opinię. Ale teraz, Busso, czas spać.
.^branoc, przyjacielu, i jeszcze raz dziękuję!
' >4ziękować naprawdę mi nie musisz.
. Daniela niewiele miała czasu na rozmyślania o gnę-
Następneego ranK^Tj Lentik:ow. P wspólnym śniadaniu, kiedy panowie
biącej ją sprsawie PatV^a}a się za pakowanie swoich rzeczy. Ale gdy już wszy-
udali się do p:racy, zat*y,wu powróciły dręczące myśli i Daniela, powodowana
stko było gotttowe, zn ^ sje z panią Lentikow, skreśliła do niej kilka słów:
potrzebą poro ozumien*
X
mi spokoju myśl, jak wielką stratę poniosła
nieuwagi.
'.owna, łaskawa Pani!
nie
^ u.6,^ otrzymać od Pani przebaczenie. To
z pow&odu mojćJ
Zltj(
Giorąco P ,^arov/ie spowodowała, że na kilka minut
trosktfi o ran ^ną m( rzecz. Świadomość Pani cierpienia z
z ocz&i powie ^mej straty niezmiernie mnie przygnębia, ws
tej ni>~-epowetow
80

' serdecznie, gdyż rozumiem, jak wielkie ma to dla Pani znacze-
Modlę się, aby niebo zechciało zwrócić Pani drogocenny klejnot.
P osze Ponią serdecznie, aby zechciała mnie Pani jak najszybciej
owiadomić, jeśliby się tak stało. Jeszcze raz z całego serca proszę
Panią o wybaczenie. Proszę mi uwierzyć, że nie powodowała mną
lekkomyślność, a jedynie troska o Panią. Byłabym Pani wielce
zobowiązana za jedno słowo przebaczenia.
Z największą czcią całuję Pani ukochane dłonie i pozdrawiam
Panią
Pani oddana i wdzięczna
Daniela Falkner
Zaniósłszy list do skrzynki, Daniela wróciła akurat na czas obiadu,
który zjadła razem z bratem i Stefanem.
Właśnie kiedy obaj panowie chcieli się z nią pożegnać, przed pensjonat
zajechał samochód dyrektora Herdera.
Przyjaciele odprowadzili Daniele do wozu.
Do widzenia, panno Danielo powiedział Stefan, całując ją
w rękę.
Do widzenia, panie Kolniko. Do widzenia, Busso!
Samochód odjechał.
W willi Herderów serdecznie powitano Daniele. Kate sama zaprowa-
dziła ją do przeznaczonych dla niej pokojów, położonych na drugim piętrze.
2 okien roztaczał się piękny widok na ogród.
Pokoje są małe, ale zawsze to swój kącik, gdzie nikt nie będzie pani
zeszkadzał. Ten drugi pokoik wyprosiłam od matki powiedziała Kate
"Przejmie.
Dziękuję, to bardzo miłe z pani strony, łaskawa panno Kate
hnęła się Daniela.
te r~. ^cn> nie musi mi pani dziękować. I od razu mam prośbę: zostawmy
d0 ne tytuty, nie będziemy się tym męczyć. Proszę, niech pani mówi
wy"16 po Prostu: panno Kate, a ja do pani panno Danielo. Tak będzie
satra mieszkamy przecież w tym samym domu. Zostawiam panią
Iecn si? pani tutaj urządzi. Proszę przyjść o czwartej na kawę. Kiedy
81

nie ma gości, rezygnujemy z herbaty o piątej. Maleńka bardzo lubi swoją
popołudniową kawę.
Chętnie przyjdę, jeśli nie będzie to paniom przeszkadzać. Rozu-
miem, że szanowna matka pani musi się do mnie dopiero przyzwyczaić.
Nasza matka była skromną, lękliwą żoną uczonego. Razem z bratem ciągle
musieliśmy ją ośmielać, dodawać jej odwagi, kiedy już zupełnie nie umiała
sobie poradzić. A potem tak długo nie dawaliśmy jej spokoju, aż wreszcie
razem z nami serdecznie śmiała się ze swoich lęków.
Kate uśmiechnęła się.
Aha, teraz już rozumiem, jak to się dzieje, że pani brat zawsze
potrafi utrafić w odpowiedni dla mojej matki ton, w jego obecności maleńka
nigdy nie czuje się onieśmielona.
Miejmy nadzieję, że i ze mną tak będzie.
Jestem lego pewna. A więc do czwartej! I Kale wyszła z pokoju.
Daniela podeszła do okna, żeby znowu spojrzeć na ogród. Jak pięknie
musi lulaj być lalem, kiedy wszyslko zieleni się i kwilnie. To nie lo, co
w mieście.
Punklualnie o czwartej Daniela zeszła na dół. Poprowadzono ją do
ślicznego, przylulnego pokoiku.
Przed kominkiem, który skrywał cenlrakie ogrzewanie, przygoto-
wany był stolik do kawy. Pani Herder czekała już, wygodnie spoczywając
w głębokim folelu. Kale siała przy stoliku, napełniając filiżanki. Duże,
malowane w kwialy filiżanki, lakie, jakie najlepiej nadają się na rodzinny
siół.
Proszę, proszę wejść, panno Danielo, niechże pani usiądzie z nami.
Maleńka już czeka na panią.
Daniela weszła do pokoju.
Och, jak lu przyjemnie! powiedziała z uśmiechem i ucałowała
dłoń slarszej pani.
Pani Herder chciała szybko cofnąć rękę.
Proszę, proszę, lego nie robić, moje ręce są twarde i szorstkie!
szepnęła zażenowana.
Ale Daniela przylrzymała jej dłoń.
Tym bardziej godne są szacunku, łaskawa, droga pani. To nie
formalny gest, kiedy je całuję, wiem od pani córki, że te ręce wiele się
napracowały.

Starsza pani niepewnie spojrzała na Daniele.
Z trudem przyzwyczajam się do nowego. Mój mąż mówi, że jestem
zacofana i Irudno się uczę. Ale lo naprawdę niełalwo, gdy na siarę lala
człowiek musi się przyzwyczajać do czego innego. Kiedy przychodzą do
nas wylworni goście panowie akcjonariusze ze swoimi damami to
przecież muszę się dostosować.
Daniela z uśmiechem polrząsnęła głową.
Wyslarczy, żeby była pani sobą. Pani naluralna skromność i dobroć
sprawiają, że pasuje pani do każdego lowarzyslwa.
Kale z wdzięcznością spojrzała na Daniele.
Widzisz, maleczko, panna Daniela leż lak mówi. Mnie nigdy nie
chciałaś uwierzyć.
Myślałam, że chcesz mnie lylko pocieszyć. Panno Danielo, czy
naprawdę pani uważa, że nie gorszę wylwornego towarzystwa moimi
drobnomieszczańskimi manierami?
Z całą pewnością nie, łaskawa pani.
Zawsze lak okropnie się boję, zwłaszcza kiedy jestem z kimś sama.
Bo przecież mój mąż i córka muszą się zajmować wszyslkimi gośćmi.
Nie musi się już pani bać. W każdym razie teraz będę zawsze
w pobliżu pani, jeśli pani małżonek i panna Kale będą zajęci. Wszyslko się
samo ułoży. Będę panią wspierać lak, że nikl nie zauważy.
Ach, pani wie, jak dodać odwagi slarej kobiecie.
Kale przysłuchiwała się z uśmiechem, krojąc jednocześnie wspaniale
pachnącą, świeżutką babkę.
Proszę się częstować, panno Danielo powiedziała.
Daniela nie dała się prosić. Wśród ożywionej rozmowy pani Herder
zupełnie zapomniała o swoim onieśmieleniu. A kiedy Daniela sięgnęła po
drugi kawałek ciasla, Iwarz starszej pani rozjaśniła się w uśmiechu.
Dla mnie taka pachnąca popołudniowa kawa to prawdziwa
przyjemność. Wolę lo niż herbalę o piątej powiedziała Daniela do Kale.
Ja leż lak uważam ucieszyła się pani Herder. Tak bardzo
jestem przyzwyczajona do dawnych zwyczajów, a czas popołudniowej
kawy był dla mnie zawsze najmilszą porą dnia. Jeszcze dzisiaj sama piekę
babkę. Mój mąż naturalnie nie chce słyszeć o popołudniowej kawie.
W wytwornych domach pija się przecież herbatę.
Pani baronowa Berken z całą pewnością była bardzo wytworną

82
83



damą; ale nawet nie chciała słyszeć o piciu herbaty o piątej. I także nieraz
sama piekła babkę.
Ach! zawołała pani Herder. Proszę przy okazji opowiedzieć
o tym mężowi. Może wtedy pozwoli mi W spokoju pić moją kawę.
XI
Pewnego dnia, kiedy dziewczęta siedziały w małym saloniku
służący zaanonsował doktora Falknera.
Proszę wprowadzić pana doktora tutaj szybko poleciła Kate. PO-
tem dodała nieco niepewnym głosem: Proszę wybaczyć, poprosiłem tutaj
doktora Falknera, a pani z pewnością chciała mówić z nim na osobności.
Lecz Daniela zatrzymała ją.
Y Ależ proszę, proszę zostać, panno Kate! Nie mamy z bratem żad-
nych tajemnic.
Kate została i widać było, że z niecierpliwością czeka na wejście
młodego człowieka.
Busso ucieszył się niezmiernie, kiedy zobaczył, że Daniela jest razem
z Kate.
Proszę wybaczyć, panno Kate, jeśli przychodzę nie w porę. Chci^-
łem jedynie przekazać siostrze pewien list, na który już od dawna czeka.
Ależ panie doktorze, jeśli ktoś tutaj przeszkadza, to z pewnością ja-
Panno Kate, pani wprawia mnie w zakłopotanie.
Przynosisz mi list od pani Lentikow? zapytała Daniela z niecief'
pliwością.
Nie wiem. Przyszedł z Nicei. Nie chciałem, żebyś czekała. Oto o*1-
Nie będę paniom dłużej przeszkadzał. Chętnie zostałbym dłużej, jeśliW
pani pozwoliła, ale mój przyjaciel, Stefan Komiko, czeka na mnie prz^d
domem.
Kate zaczerwieniła się lekko, ale zaraz powiedziała z uśmiechem:
Zostawił pan przyjaciela na zewnątrz, na tym zimnie? To nieładni6
z pana strony.
Busso uśmiechnął się.
84

__ iNapa- -cm ta panie nie zapowiedziany, nie mogłem przecież
ciągnąć jeszc/\e sobą przyjaciela.
__ Nie p" Svole, żeby pan Kolniko dalej czekał na tym mrozie.
Kate po/^fcsła się, nacisnęła na dzwonek. Kiedy pojawił się służący,
powiedziała /Scydowanie:
__ Pan |('\ymer Kolniko czeka na zewnątrz na doktora Falknera.
Proszę, niech'Nu pan powie, żeby zechciał wejść, i proszę go tutaj przy-
prowadzić, ft
Busso pcT cięko\vał Kate:
_ jest f ^i miiajak zawsze.
Czy l'1 >gę przeczytać list? zapytała Daniela.
_ Aie/\turalnie. Proszę, doktorze, zechce pan usiąść ze mną przy
kominku, me^ pańsKa siostra w spokoju przeczyta list.
Busso i/Ndł naprzeciw Kate i zaczęli przyciszoną rozmowę.
Tymcza/%1 Daniela otworzyła list. Rzeczywiście był od pani Lenti-
kow. Zaczęła ^ytać:
, i*
K/\anaPanielo!
of^ymafom Pani drogi list. Wie Pani, co czuję, i rozumie mnie
do&o/^ e. Ja nie czuję gniewu do Pani, nie ponosi Pani najmniejszej
wm, l\ta pani jedynie narzędziem w ręku ślepego losu, który
odebr/ mi ostatnią pociechę mojego życia, coś, co tak bardzo
uto(;J/\ moje samotne serce. Jestem taka nieszczęśliwa... Mimo
wszd^\ usiłowań nie udało mi się odzyskać portretu. Gdyby złodziej
wiflfe/' że wszystko, co posiadam, oddałabym za portret syna,
pemit \y m go zwrócił. Ale albo nie czytał moich ogłoszeń, albo
pocął^Hkwiarzyk na części. W całości trudno mu go będzie spienię-
żyć ni \araidjac się na podejrzenia.
' ^%iługo znowu wyruszę na pielgrzymkę po świecie, bez ustan-
ku i f/ odpoczynku, tym razem w poszukiwaniu portretu syna. Wszę-
dzie K^\ę pytać i sprawdzać, u wszystkich złotników, u handlarzy
i w/ \wnydi tandeciarzy. Ale na razie tak bardzo podupadłam
na zdfP\viu, fc ni* Jestem w stanie podróżować. Kiedy tylko trochę
\iły', pojadę do mojej willi nad jeziorem Como, aby tam
potem rozpocznę poszukiwania. Daniela, wszystko
85

we mnie jest jedną wielką raną i bólem i nawet Pani glos, widok
Pani postaci byłby dla mnie męką. Natasza nie ma ze mną łatwego
Życia. Wiem, że postąpiłam wobec Pani niesprawiedliwie, ale nie
mogłam inaczej. Kogo tak prześladuje nieszczęście jak mnie, powi-
nien skryć się w samotności, aby nie dręczyć innych ludzi. Jeśli
odzyskam mój skarb, dam Pani znać. Na razie to moje ostatnie słowa
do Pani
Pani Katharina Lentikow
Daniela westchnęła głęboko, łzy zalśniły w jej oczach. Oto otrzymała
przebaczenie od pani Lentikow, ale mimo to nie było jej lżej na sercu.
Jeszcze nie otrząsnęła się ze smutnych rozmyślań, kiedy do saloniku
wszedł Stefan Kolniko. Jego spojrzenie natychmiast pobiegło ku niej.
Kate podniosła się szybko i powitała gościa.
Proszę wybaczyć, panno Kate, że zjawiam się w nieodpowiednim
stroju, ale mój przyjaciel chciał jak najszybciej udać się do państwa, by
przynieść pannie Danieli długo wyczekiwany list.
Proszę się nie tłumaczyć, panie Kolniko, przecież to ja poleciłam
pana zawołać. Było mi przykro, że stoi pan tam i marznie. Na dworze
porządny mróz.
Och, potrafię znieść o wiele większe zimno. Mimo to z wielką
chęcią skorzystałem z pani zaproszenia.
Cieszy mnie to. Zaraz, po części w nagrodę, po części dla roz-
grzewki, dostanie pan szklaneczkę grzanego wina, zanim wypuszczę pana
z powrotem do domu.
Tymczasem Daniela schowała list od pani Lentikow do kieszeni. Stefan
z troską spojrzał jej w oczy.
Miło mi panią widzieć, panno Danielo. Jakie dostała pani wia-
domości? ,
Pani Lentikow przesyła mi przebaczenie, jej list jest pełen dobroci.
Ale każde słowo tchnie nieszczęściem i rozpaczą. Czy potrafi pan zrozu-
mieć, jak ona musi cierpieć?
O, tak, rozumiem. Są matki, które umierają, kiedy odbierze im si?
dzieci odparł Stefan z posępnym wejrzeniem.
Widzi pan; a ona żyje. Na własną udrękę. Tak bardzo mi jej żal.
86

Rozumiem, że pani jej współczuje. Ale nie powinna się pani
dręczyć tym, że nie może jej pomóc.
Teraz włączyła się Kate.
Pan Kolniko ma rację, panno Danielo. Ja też ciągle to pani pow-
tarzam.
Moja siostra stanowczo za bardzo zadręcza się tą sprawą stwier-
dził Busso.
W tej chwili wszedł służący, wnosząc tacę z pachnącym korzeniami
grzanym winem. Busso i Stefan z przyjemnością wychylili kieliszki.
Kate zaczęła mówić o zbliżającym się przyjęciu, na które zostali zapro-
szeni obaj panowie.
Kiedy wróci ojciec pani, panno Kate? zwrócił się do Kate Busso.
W przeddzień naszego balu, czyli w środę.
Pewnie ma pani dużo do roboty w związku z przygotowaniami?
Nie tak dużo, miły panie, pańska siostra przejęła prawie wszystkie
obowiązki. Odkąd jest u nas w domu, czuję się prawie niepotrzebna.
Zdobyła sobie wszystkie serca. Moja matka nie może się bez niej obyć,
a ojciec jeszcze nigdy nie siedział tyle w domu, co teraz. Daniela jest
najważniejsza, wszystko się kręci wokół niej i pewnie byłabym zazdrosna,
gdybym i ja nie brała w tym udziału.
Busso spojrzał na nią z wdzięcznością.
Cieszę się, że moja siostra znalazła u państwa tak miły dom.
Opowiadała mi, jak serdecznie ją państwo przyjęliście.
Kate zaczerwieniła się przed jego wzrokiem.
To obustronna sympatia. Ale, ale... skoro pan tutaj jest, chciałabym
porozmawiać o świętach Bożego Narodzenia. Właśnie o tym mówiłyśmy,
zanim panowie przyszli. Z pewnością liczył pan na to, że spędzi Wigilię
razem z siostrą. Ale my nie chcielibyśmy pozbawiać się towarzystwa
Danieli w ten szczególny wieczór. Dlatego postanowiłyśmy z matką
zaprosić pana na Wigilię do nas, oczywiście razem z panem Kolniko.
Wiemy, że jesteście panowie nierozłącznymi przyjaciółmi. Jeśli panowie
Przyjdziecie do nas, wszyscy będą zadowoleni. Innych gości nie będzie,
spędzimy ten wieczór we własnym gronie. Co panowie powiecie na tę
Propozycję?
Oczy Stefana i Danieli spotkały się, a pod spojrzeniem Bussa policzki
Kate zapłonęły żywym rumieńcem.
87

Co na to powiemy? Panno Kate, kawaler to zawsze istota godna
pożałowanie, a najbardziej w okresie Bożego Narodzenia, jeśli nie znajdzie
się miłosierna dusza, która się nad nim zlituje. Przyjdę z wielką chęcią, jeśli
pani rodzice na to zezwolą, a mój przyjaciel także będzie wdzięczny, że
może przyjść do państwa.
Mogę to tylko potwierdzić, panno Kate powiedział Stefan,
spoglądając przy tym na Daniele tak rozpromienionym wzrokiem, że Kate
zrozumiała nagle, dlaczego on tak się cieszy z zaproszenia. Ale nie dała po
sobie poznać, że odkryła jego tajemnicę.
Proszę łaskawie zapewnić rodziców o naszej wdzięczności, panno
Kate dodał Busso. A teraz pozwólcie panie, że się pożegnamy.
Na kilka godzin przed mającym się odbyć balem dyrektor Herder
przedstawił żonie i Kate pewnego Włocha, którego poznał podczas podróży
i który mienił się markizem Salvoni.
Kiedy pan domu wraz z gościem wyszli z salonu, matka i córka przez
chwilę spoglądały na siebie w milczeniu.
Dziwny człowiek, ten markiz Salvoni. Nie wyglądał zbyt dystyngo-
wanie powiedziała po chwili pani Herder.
Masz rację, mateńko, wytworności brak mu i w wyglądzie, i w ma-
nierach. A co pani powie na temat naszego włoskiego arystokraty? zwró-
ciła się Kate do Danieli.
Czy wolno mi wyrazić się otwarcie? Na mnie ten człowiek sprawia
raczej wrażenie... fryzjera czy prowincjonalnego aktora, który usiłuje grać
markiza, ale mu to nie wychodzi. Brak mu dobrego wychowania, inaczej
wiedziałby przecież, że najpierw powinien był przywitać się z matką pani,
a potem dopiero z panią.
Kate energicznie kiwnęła głową.
Ale jak przekonać ojca, że temu człowiekowi brak prawdziwych
manier? Nic mu nie pomoże szlachetnie brzmiące nazwisko. I tak widać
w nim prostaka.
Na miłość Boską, Kate! zaniepokoiła się pani Herder. Żeby
tylko ojciec tego nie usłyszał, przynajmniej teraz, kiedy się tak zachwyca
tym markizem.
Kate pytająco spojrzała na Daniele.
88

l co tu robić?
Przede wszystkim nie upadać na duchu, panno Kate. Mogę tylko
przyznać rację pani matce. Proszę się tymczasem wstrzymać, nie sprzeci-
wiać się ojcu, bez względu na to, co by mówił na temat markiza. Na pewno
nadarzy się okazja, żeby się dokładniej przyjrzeć temu panu. Wcale by mnie
nie zdziwiło, jeśliby się w jakiś sposób zdradził. Pani ojciec, mimo swojej
drobnej słabości do arystokratów, jest mądrym człowiekiem, w końcu sam
dostrzeże, co naprawdę reprezentuje sobą ten Włoch. Nie będę zaskoczona,
gdyby się okazało, że pan markiz będzie próbował wyciągnąć zyski ze
znajomości z ojcem pani.
Tak, Danielo, ja też tak sądzę. I rzeczywiście lepiej teraz nic nie
mówić ojcu. Ach, tak się cieszyłam z tego balu! A teraz ze wstrętem myślę,
że będę musiała tańczyć z tym człowiekiem. Pewnie będzie mnie ciągle
prosił do tańca. Och, gdybym tylko mogła tego uniknąć!
Myślę, że znajdzie się na to sposób powiedziała Daniela.
Proszę mi go zdradzić, szybko!
Jeśli pani pozwoli, wtajemniczę w sprawę mojego brata i pana Kolni-
ko. Obaj będą na posterunku. Za każdym razem, kiedy markiz zechce panią
poprosić, powie pani, że już obiecała taniec mojemu bratu albo panu Kolniko.
Wystarczy drobny znak, a jeden z nich natychmiast się stawi. Tak, powiem bra-
tu. Jego nie przestraszy sroga mina pani ojca. Pana Kolniko też na pewno nie.
Kate stanęła w pasach. Zanim zdołała coś odpowiedzieć, wszedł ojciec.
Z zadowoleniem zacierał ręce.
No i? Co powiecie? Zachwycający człowiek, prawda? Ani śladu
dumy i wyniosłości. Jest tobą wprost zauroczony, Kate. Jeszcze nigdy nie
widziałem, żeby się ktoś tak nagle zakochał. Wystarczy słówko z twojej
strony, a zostaniesz panią markizą Salvoni.
Kate chciała szybko coś odpowiedzieć, ale Daniela dyskretnie przy-
łożyła palec do ust.
Pan Herder badawczo spojrzał na żonę i córkę.
Co to? Zaniemówiłyście? Co się stało?
Daniela pośpieszyła z pomocą, mówiąc:
Pan markiz najwyraźniej zrobił olbrzymie wrażenie. Panie muszą
si? odrobinę zastanowić.
Tak, mogę to sobie wyobrazić. Wspaniały mężczyzna z tego marki-
^ co? Pewnie i pani serduszko troszkę zadrżało, panno Danielo, prawda?
89

\
11
Daniela z uśmiechem spojrzała na starszego pana.
Tylko odrobinkę, panie dyrektorze odparła. Pafl *nartolKarkiz n,
takie ogniste oczy. A fryzura! Po prostu bajeczna!
Dyrektor z prostodusznym zadowoleniem kiwnął głową.
Tak... Ale teraz muszę iść do pracy. No, no, zrobił na Was v-s wraże,
nie... Kate, dzisiaj wieczorem razem z markizem otworzysz bal.
Pożegnał się i wyszedł.
Pani Herder z zatroskaniem odprowadziła go wzrokiem.
I co teraz? zapytała.
Daniela próbowała dodać jej odwagi.
To absolutnie pewne, że ten markiz w jakiś sposób nara.zi si 12 si? panu
dyrektorowi. Trzeba mu się dokładnie przyjrzeć. Mój brat się t^rn z n zajmie
Proszę się nie martwić, panno Kate. I niech się pani postara potraktofcHtować tę
sprawę z humorem. Być może ten markiz został wybrany prz^z łoi los, aby
wyleczyć pani ojca z jego słabości.
Ale będzie mi tak przykro, jeśli ojciec wystawi się na po$śmieT3flewisko.
Daniela poważnie spojrzała na Kate.
Ale to by go wyleczyło. Nawet jeśli się mylimy co do tego mrrmarkiza.
Kate objęła Daniele za szyję.
za
Kochana Danielo, gdyby nie pani, zupełnie nie wiedziałabtfibym, co
robić. Proszę, niech pani powie bratu, że... że ojciec chce mnie
tego markiza i że ja prędzej rzucę się do wody, niż będę jego.
Daniela z uśmiechem przytuliła ją do siebie.
Ależ na pewno nie będzie pani musiała rzucać się do wodl>'dy! Mój
brat nie pozwoli na to, aby markiz w jakikolwiek sposób się pani
Kate spojrzała głęboko w oczy Danieli, które tak bardzo
oczy jej brata. Nagle pocałowała ją mocno w usta i szybko wv*ybiegła
z salonu. Matka popatrzyła za nią z ciężkim westchnieniem.
Daniela podeszła do starszej pani.
Proszę się niepotrzebnie nie troskać, kochana, łaskawa p>ani.. Małżo-
nek pani wkrótce przejrzy na wskroś tego markiza. Naprawię nie*e widz?
powodu do niepokoju.

XII
Wszystkie pokoje w willi dyrektora Herdera były rzęsiście oświetlone,
uchronić wysiadających gości przed padającym śniegiem, rozpięto
rzed wejściem kolorową markizę.
Pan domu, odziany we frak i lakierki, wyszedł ze swojego pokoju.
M mo nieco przysadzistej postaci prezentował się znakomicie. Teraz, kiedy
eszcze raz lustrował odświętnie przystrojone pokoje, trudno w nim było
dostrzec nuworysza.
Uznał, że wszystko w porządku. Daniela osobiście dobrała kwiaty do
ozdobienia stołu i wyglądały naprawdę uroczo.
Potem pan Herder poszedł do swoich dam. Żona miała na sobie
elegancką, kosztowną suknię z czarnej koronki; prosty krój sukni znakomi-
cie pasował do jej skromnej i bezpretensjonalnej postaci. Natomiast Kate
reprezentowała świetność domu Herderów z godnością i pełną wdzięku
dystynkcją. Miała na sobie suknię z bladoróżowego, opadającego w mięk-
kich fałdach krepdeszynu, na białym jedwabnym spodzie. Spódnica była
bogato haftowana delikatnymi perełkami, a szyja Kate połyskiwała sznurem
pereł, ofiarowanym jej przez ojca. Na widok córki oczy pana Herdera
rozbłysły dumą.
Wspaniale wyglądasz, Kate powiedział z uznaniem. Markiz
zrobi wielkie oczy!
Ale na strój żony kręcił nosem, uważał, że wygląda zbyt skromnie.
Sytuację uratowała Daniela. Z uznaniem spojrzała na panią Herder
i powiedziała:
Ślicznie pani wygląda, łaskawa pani. Skromna elegancja toalety
wspaniale podkreśla pani wdzięk.
Daniela miała ma sobie matowoniebieską suknię z jedwabnej krepy,
Piknie układającą się na jej szczupłej figurze. Była to jedna z sukien
ybranych dla niej przez panią Lentikow. Zakładając ją Daniela znowu
Przypomniała sobie hrabinę.
" Pani też świetnie wygląda, panno Danielo zwrócił się do niej dyre-
r "erder. Proszę tylko za bardzo nie zawrócić w głowie mężczyznom.
, ~~~ Postaram się, panie dyrektorze odparła Daniela z figlarnym
Usmiechem.

91


i

Zajechały pierwsze samochody. Dyrektor nerwowo ruszył do wyjścia,
dając paniom znak, aby poszły za nim.
Kate szybko zbliżyła się do Danieli.
Czy pani brat i pan Kolniko wiedzą o wszystkim? zapytała cicho.
Proszę się nie martwić, panno Kate, spisek przygotowany.
Czy obaj będą tutaj punktualnie?
Punktualnie! Wyjaśniłam wszystko mojemu bratu przez telefon.
I co powiedział?
Wolałabym nie powtarzać. Ale pan markiz powinien się mieć przed
nim na baczności.
Daniela popatrzyła za odchodzącą Kate. Markiz powinien się rzeczy-
wiście mieć na baczności pomyślała. Busso byłby w stanie go zabić,
jeśli będzie się narzucał Kate".
Pokoje gościnne i salony willi Herderów szybko wypełniły się przy-
byłymi. Przyszli również Busso i Stefan. Daniela wyszła ich przywitać aż
do westybulu, gdzie zamienili kilka słów.
Busso jeszcze przed przybyciem markiza pobiegł szybko poszukać
Kate. Chciał z nią pomówić. Był bardzo zdenerwowany i zazdrosny
o markiza.
Stefan został z Daniela. Spojrzał na nią z podziwem.
Cieszy się pani z balu, panno Danielo? zapytał.
Niewiele będę z niego miała. Mam liczne obowiązki dzisiejszego
wieczoru.
Ale mnie pozwoli pani na chociaż jeden taniec?
Tak bardzo panu na tym zależy?
Bardzo. Ponieważ podczas tańca będę miał panią wyłącznie dla
siebie. Tak rzadko panią ostatnio widuję. Nie było pani u nas prawie od
ośmiu dni.
Ostatnio miałam dużo pracy, przygotowania do balu... Czy Christi-
na dobrze się troszczy (J pana i brata?
Znakomicie. Jej troskliwość o nasze dobre samopoczucie jest wzru-
szająca. A nasze pochwały napełniają ją dumą. Ale i ona tęskni za panią.
W takim razie muszę was wkrótce odwiedzić.
Ujął jej dłoń.
Będę szczęśliwy. Tutaj jest tyle ludzi. Kiedy przyjdzie pani do nas,
będę musiał dzielić się panią tylko z pani bratem.
92

Na Wigilię nikt nie został zaproszony z wyjątkiem panów. Chyba że
markiz Salvoni pojawi się jako nieprzyjemny dodatek.
Czy naprawdę jest aż tak niesympatyczny?
Proszę samemu ocenić, kiedy go pan pozna.
Miejmy nadzieję, że jednak nie będzie go tutaj na święta. Tak się
cieszę, że mogę spędzić ten wieczór z panią. Chociaż byłbym jeszcze
bardziej szczęśliwy, gdybyśmy byli tylko we trójkę, pani, Busso i ja.
Czy w ogóle zna pan nasze zwyczaje bożonarodzeniowe?
Spojrzał przed siebie, jakby patrzył w odległą dal.
Moja zmarła matka była Niemką. Boże Narodzenie obchodziła
w Rosji na sposób niemiecki, l śpiewała niemieckie pieśni. Ale to było
dawno, bardzo dawno...
Daniela spojrzała na niego ze współczuciem.
Pan musiał przeżyć wiele, wiele złego, panie Kolniko... powie-
działa cicho.
Znowu ujął jej dłoń.
Tak. Ale wszystko to zapomniałem, odkąd znam panią, Danielo
powiedział żarliwie. Dzięki pani znowu pokochałem życie. Moja nędza
była tak wielka, że nie miałem już nic do stracenia, stałem się otępiały
i obojętny. Ale teraz, teraz znowu mam coś do stracenia... i drżę o to.
Daniela, w słodkim zapomnieniu, zatonęła wzrokiem w jego oczach.
Nie straci pan tego, Stefanie, nigdy... szepnęła jak pod działa-
niem czaru.
Danielo!
Czerwieniąc się odgarnęła włosy z czoła.
Ach, zapominam o moich obowiązkach. A pan powinien stać
z moim bratem na straży, żeby uchronić pannę Kate przed natarczywością
markiza.
Proszę, niech mi pani tylko powie, jeszcze raz... że nie muszę się
bać... że nie utracę tego, co przywróciło mi chęć do życia.
Nie musi się pan niczego obawiać.
Daniela oddaliła się spiesznie, a Stefan z wolna podążył za nią.
Tymczasem w sali balowej zaczęła grać muzyka, a jednocześnie
Pjawił się markiz. Pan domu z dumą przedstawił go swoim gościom.
Markiz spojrzał na wspaniałe towarzystwo, zgromadzone na sali.
z afektacją witał się z gośćmi.
93

Stefan zatrzymał się w progu i obserwował markiza. Na jego twarzy
pojawił się wyraz ironii. Zauważył Bussa, stojącego po drugiej stronie
salonu, o kilka kroków od Kate Herder. Obok niej siedziała pani Herder.
Daniela stanęła właśnie przy jej krześle.
Stefan z czułością wyszeptał jej imię, po czym powoli wszedł na salę,
żeby przyłączyć się do przyjaciela. Kiedy do niego podszedł, zauważył, że
Busso z wściekłością spogląda na markiza.
Busso, co z tobą? Wyglądasz strasznie.
Popatrz tylko na tego fircyka! Cóż za żałosny egzemplarz wło-
skiego arystokraty! rzucił Busso przez zaciśnięte zęby. Markiz
Salvoni czy też Salami...Nie dostąpiłem jeszcze zaszczytu poznania go
osobiście.
Ja także nie. Słyszałem tylko jego nazwisko od Danieli.
Popatrz tylko, jak nasz szef nadskakuje tej chodzącej karykaturze
arystokraty, l co za afektowaną minę robi ten makaroniarz.
Stefan nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
No, no, jeszcze trochę a wybuchniesz! Śmiej się z niego, Busso!
Właściwie masz rację. Wygląda jak rzewny tenorzyna z prowincjo-
nalnego teatru. I ta żałosna kreatura zgrywa uwodziciela! Najchętniej
skręciłbym mu kark!
Ależ Busso, miałeś się przecież śmiać. Dlaczego jesteś taki wściekły?
Dlatego że w swojej bezczelności zamierza starać się o rękę panny
Kate.
Coś mi się zdaje, przyjacielu, że dotyka cię to osobiście. To mi
wygląda na zazdrość.
Głębokie westchnienie uniosło pierś młodego człowieka.
Zazdrość? Nie, Stefanie. Ale złości mnie, że człowiek tak rozsądny
jak nasz szef w swoim bezkrytycznym uwielbieniu dla tak zwanych
wyższych sfer daje się omotać takiemu indywiduum i jeszcze nakłania córkę
do poślubienia tego człowieka.
Ależ uspokój się. Przecież wiesz, że mamy strzec panny Kate, na-
wet wbrew życzeniom jej ojca, przed zbytnią natarczywością tego markiza.
Doradzałbym mu powściągliwość. Jeśli nie zechce, stłukę go jak psa!
A więc jednak zazdrość?
Do diabła, niech ci będzie. Ale nie pozwolę mu tknąć Kate. Czyż
ona nie wygląda jak młoda królowa?
94

Ja widzę tylko jedną królową na tej sali, ma na sobie niebieską suk-
nię. Ale twoja królowa jest prawie tak samo piękna. Co zamierzasz, Busso?
Busso zacisnął zęby.
Będzie moja, choćbym miał poruszyć niebo i ziemię.
W jego słowach było tyle namiętności i uczucia, że Stefan spojrzał na
przyjaciela z troską i uspokajająco położył mu dłoń na ramienia.
Bal się rozpoczął. Markiz u boku pana domu podszedł do Kate.
Busso, dygocąc ze wzburzenia, śledził go wzrokiem, niby tygrys
gotujący się do skoku na swoją ofiarę.
Stefan przytrzymał go za ramię.
Nie rób głupstw, Busso! Przecież mamy przystąpić doakcji dopiero
po pierwszym tańcu. Teraz Kate musi zatańczyć z markizem.
Busso oddychał ciężko. W pewnej chwili Kate obejrzała się w jego
stronę, jakby wiedziała, co się w nim dzieje. Oczy obojga spotkały się,
pełne tęsknoty i zrozumienia.
Wtedy Busso uspokoił się. Obrzucił Włocha drwiącym spojrzeniem.
Markiz, głośno rozmawiając z gospodarzem, podszedł do Kate i ukłonił
się przed nią.
Mia bella signorina, czy mi wolno bal z panią otworzyć? zapytał
łamaną niemczyzną i przesłodzonym głosem.
Kate bez słowa skinęła głową. Rozbrzmiały pierwsze takty walca.
Busso nie tańczył. Oparty o kolumnę nie odrywał spojrzenia od Kate.
Stefan podszedł do pani domu. Daniela, stojąca przy jej fotelu, bawiła
ją rozmową.
Łaskawa pani, czy pozwoli pani, że poproszę pannę Daniele do
tańca? zapytał Stefan.
Ależ naturalnie, panie Kolniko, młodzi powinni tańczyć.
Czy na pewno mogę panią zostawić sarną? zapytała Daniela.
Starsza pani uśmiechnęła się i spojrzała w stronę Bussa Falknera.
Panno Danielo, widzę tam pani brata. Niechże go pani zawoła, to
nie będę sama.
Daniela skinęła na brata. Busso podszedł spiesznie.
Czy nie zechciałby się pan do mnie na chwilę przysiąść, doktorze
Falkner, skoro pan teraz nie tańczy? zagadnęła go pani Herder.
95

Ależ z przyjemnością, łaskawa pani odparł Busso i zajął miejsce
obok, gdy tymczasem Daniela i Stefan poszli tańczyć.
Busso rozejrzał się po sali.
Widzę, że wszystkie młode damy mają partnerów zauważył
mogę więc chyba spokojnie zrezygnować z tego tańca.
Ale to chyba marna zamiana, że zamiast tańczyć musi pan dotrzy-
mywać towarzystwa starej kobiecie.
Busso spojrzał na panią Herder poważnie i w skupieniu. Wyczuł, że
starsza pani rozumie go i darzy sympatią.
To dla mnie wielkie wyróżnienie i prawdziwa przyjemność, że
mogę dotrzymać pani towarzystwa.
Ach, proszę, niechże się pan nie wysila na frazesy, doktorze!
To nie są frazesy, łaskawa pani. ^v
Ale ja nie potrafię prowadzić zajmujących i uczonych rozmów.
I poprosiłam pana tylko dlatego, żeby pańska siostra mogła zatańczyć.
I... chciałabym pana jeszcze prosić, żeby pomógł pan mojej córce i zechciał
wybawić ją od dalszego towarzystwa tego markiza. To dla niej wielkie
wyrzeczenie, że tańczy z nim ten jeden raz. Ten człowiek jest jej bardzo
niemiły, mnie zresztą też. Niestety jest tutaj na życzenie mojego męża.
Gdyby Kate się sprzeciwiła, jej ojciec byłby i zły i rozżalony. Moja córka
i ja nie cierpimy markiza. A mojemu mężowi marzy się, aby wydać za
niego Kate! Proszę pana, panie doktorze, moja córka nie zamieniła z nim
nawet dziesięciu słów. On nic o niej nie wie, z wyjątkiem tego, że jest córką
bogatego człowieka. To dla niego sprawa zasadnicza. Jestem tylko prostą
kobietą, ale tyle przecież rozumiem. I tylko mój mąż, zwykle taki bystry
i trzeźwo myślący, nic nie widzi, jest głuchy i ślepy. Dla niego ten człowiek
to uosobienie kultury, wdzięku i Bóg wie czego jeszcze. To może nie byłoby
najgorsze, gdyby nie nabił sobie głowy tym, że nasza córka znajdzie szczę-
ście wyłącznie u boku tego markiza. Dobry Boże, on zupełnie nie zna
swojej córki!
Busso słuchał uważnie, uradowany tym, że matka Kate zechciała
zwierzyć mu się w tej sprawie.
Droga, łaskawa pani! Proszę się nie martwić! Mogę pani obiecać, że
.markiz nie będzie miał okazji po raz drugi zatańczyć z pani córką. Już my
się o to zatroszczymy, mój przyjaciel i ja. A poza tym troskliwie zajmiemy
się tym markizem. Chyba nie zawodzi mnie moja intuicja i dar oceniania
96

ludzi, w tym człowieku jest coś podejrzanego. W każdym razie będę miał
oczy szeroko otwarte, już choćby dlatego, by oszczędzić pani szanownemu
małżonkowi ewentualnych strat, aby zapewnić łaskawej pani spokój
i uchronić córkę pani przed natarczywością tego markiza.
Z ostatnich słów młodego człowieka przebijała prawdziwa namiętność.
Pani Herder westchnęła głęboko, uśmiechając się dyskretnie do siebie.
Uspokoił mnie pan nieco, doktorze, teraz wiem, że mam w panu
sprzymierzeńca. Ale uwaga, nadchodzi mój maż.
Rzeczywiście zbliżał się do nich dyrektor Herder.
Ależ doktorze, co widzę, podpiera pan ściany! Dlaczego pan nie
tańczy? zawołał pan domu do młodego człowieka.
Poprosiłam doktora, żeby zechciał dotrzymać mi towarzystwa.
Wszystkie młode dziewczęta mają już partnerów powiedziała pani
Herder.
Ho, ho, to rzeczywiście wybrałaś sobie najbardziej szykownego
kawalera. Wspaniale pan wygląda we fraku, drogi doktorze. Naprawdę
przyjemnie na pana spojrzeć. Nic dziwnego, że moja żona przedkłada
pańskie towarzystwo, ja też pana bardzo lubię i szanuję. Ale moja droga
dyrektor zwrócił się do żony musisz jakoś wynagrodzić doktorowi, że
tak dzielnie cię zabawia.
Oczywiście. Myślę, Henryku, że poproszę Kate, żeby zatańczyła
z doktorem następny taniec.
Dyrektor prostodusznie kiwnął głową.
No, powinien pan być zadowolony, doktorze, moja córka to
znakomita tancerka. Ale i markiz świetnie tańczy. Co pan powie o mojej
najnowszej towarzyskiej zdobyczy? Możemy być dumni, prawda?
Myślę, panie dyrektorze, że to markiz powinien sobie poczytywać
za zaszczyt, że wolno mu przebywać w pańskim domu i tańczyć z pańską
córką.
Dyrektor poklepał go po ramieniu.
No, no! Umie pan prawić komplementy! Ale ma pan trochę racji.
W końcu dla markiza to równie wielkie szczęście, że zostanie moim
Zleciem, jak dla mojej córki to, że zostanie markizą. Ale proszę, niech to
Pozostanie między nami, dobrze?
Busso zacisnął pięści i starając się zachować spokój, zapytał z udawa-
i podziwem:
97
- Bani tka

Aha, więc takie są pańskie plany?
Herder uśmiechnął się mile połechtany jego uprzejmością.
Plany, drogi doktorze? Zadziwię pana: to nie tylko plany. Markiz
jasno i zdecydowanie oświadczył mi, że chce uczynić moją córkę markizą!
Ale przecież pan markiz dopiero dzisiaj poznał pannę Kate, o ile
wiem!
Tak, tak, to miłość od pierwszego wejrzenia! No, tutaj my, zimni
ludzie północy, niewiele mamy do powiedzenia.
Pani Herder z niepokojem spojrzała na drgającą wzburzeniem twarz
młodego człowieka.
Przepraszam, jeśli wolno, pozwolę sobie zapytać, czy panna Kate
odwzajemnia tę... tę miłość od pierwszego wejrzenia? zapytał Busso.
No, z Kate to nie tak od razu. Niełatwo zdobyć moją Kate, nawet
jeśli się jest markizem odparł dyrektor. Ale nie minie wiele czasu,
a moja córka skapituluje. I w końcu to dobrze, jeśli go trochę podręczy
j niepewnością.
[ | Pani Herder stwierdziła z ulgą, że jej mąż nie zauważył, jak bardzo
11 wzburzony jest młody człowiek.
| Rozumiem, panie dyrektorze odezwał Busso głosem drżącym ze
l zdenerwowania iż zasięgnął pan dokładnych informacji na temat kon-
dycji i stanu majątkowego markiza?
Herder kiwnął głową.
Oczywiście. Ale nie musiałem się o nic dowiadywać. Markiz sam
przedstawił mi swoją sytuację. Wprawdzie nie posiada majątku, jedynie
niewielką rodzinną rentę, ale za to ma we Florencji wspaniały pałac,
z osiemdziesięcioma pokojami i salami. Markiz pochodzi z bardzo starego
rodu. Będę musiał sypnąć groszem, żeby jakoś postawić na nogi młodą
parę, ale kiedy moja córka zostanie markizą, na pewno będzie szczęśliwa.
Busso zdumiał się, że człowiek, mający takie doświadczenie w intere-
sach, potrafi być aż tak naiwny. Rzucił spieszne spojrzenie na panią Herder,
która spoglądała na niego z zatroskaniem. Potem, bardzo starając się zacho-
wać spokój, zwrócił się do pana Herdera:
Nie to miałem na myśli, panie dyrektorze. Chciałem zapytać, czy
zasięgnął pan opinii na temat markiza. Przecież nie zrobiłby pan nawet
najmniejszego interesu z jakąś firmą, nie informując się przedtem dokładnie
na jej temat. A tutaj chodzi o szczęście i przyszłość pańskiej córki.
98

Herder, zdziwiony, przez chwilę nic nie mówił. Potem spojrzał
z niezadowoleniem na młodego człowieka, ale zaraz pośpiesznie odpo-
wiedział:
Markiz Salvoni to przecież nie jest firma. Jego nazwisko stanowi
dla mnie wystarczającą rękojmię. A poza tym ufam mojej znajomości ludzi.
Z pewnością, panie dyrektorze. Ale w końcu to pański ojcowski
obowiązek, żeby dowiedzieć się wszystkiego zarówno o sytuacji majątko-
wej, jak i o przeszłości markiza, zanim powierzy mu pan swoją córkę.
Dyrektor spąsowiał ze złości i dosyć ostro odparł:
Pozwoli pan, panie doktorze! Przecież nie będę szpiegował markiza
Salvoni! Z własnej woli, pod szlacheckim słowem honoru opowiedział mi
o swojej sytuacji! Pod słowem honoru, rozumie pan?
Busso nie mógł pohamować westchnienia.
Proszę mi wybaczyć, nie chciałem naturalnie pouczać pana. Ale
muszę przyznać, że na pańskim miejscu byłbym jednak bardziej ostrożny.
Markiz jest obcokrajowcem, trzeba być podwójnie czujnym. Jako człowiek
honoru uznałby za naturalne, że pragnie pan upewnić się co do jego osoby,
zanim da mu pan córkę za żonę. Zakładając naturalnie, że pańska córka
faktycznie zechce zostać żoną markiza.
Herder parsknął ze złością.
Dlaczego nie miałaby chcieć? Przecież moja córka nie odrzuci tak
znakomitej partii!
Niechże pan jednak poleci zaufanej osobie, aby zasięgnęła infor-
macji!
Młody człowieku, potrafi pan doprowadzić do pasji swoją prze-
sadną ostrożnością.
To tylko ojcowski obowiązek upierał się Busso.
Ach, niechże mi pan da spokój, niech mi pan nie psuje humoru!
zawołał dyrektor i odszedł wzburzony.
Odważny z pana człowiek! powiedziała pani Herder. Dzię-
kuję panu. Bardzo panu dziękuję!
Niestety, nic nie wskórałem, a tylko rozzłościłem dyrektora.
To minie. On przecież zrozumie, że miał pan jak najlepsze zamiary,
poddał mi pan myśl, w jaki sposób mogę się upewnić co do tego
markiza. Czy zechce mi pan pomóc, panie doktorze?
Proszę, jestem absolutnie do pani dyspozycji, łaskawa, droga pani.
99

W takim razie niech pan zasięgnie dla mnie informacji o tym
markizie. Skoro nie chce tego zrobić mój mąż, zrobię to ja. Nie wiem tylko,
jak się do tego zabrać.
Proszę zostawić to mnie, łaskawa pani. Już jutro poczynię odpo-
wiednie kroki. Za osiem, dziesięć dni będziemy mogli zapewne otrzymać
pierwsze informacje. Proszę, niech pani zobowiąże męża, aby przed Bożym
Narodzeniem nie rozmawiał z nikim o planowanych zaręczynach.
Dobrze, zrobię to. W każdym razie z całego serca dziękuję panu za
pomoc.
Proszę nie dziękować, łaskawa pani! Z mojej strony nie jest to...
zupełnie bezinteresowne. Ale coś mi się tutaj nie podoba. Dlatego zaleciłem
państwu ostrożność. Nie zniósłbym, gdyby pani córka była nieszczęśliwa!
zakończył Busso ze wzburzeniem.
Starsza pani nic nie powiedziała, siedziała w milczeniu, a Busso,
zawstydzony swoim wybuchem, nie śmiał podnieść na nią oczu. Orkiestra
przestała grać, Kate, prowadzona przez markiza, szła w ich kierunku.
Doktorze, niech pan szybko poprosi moją córkę do następnego
tańca, bo znowu będzie pan musiał siedzieć! szepnęła pani Herder.
Busso spojrzał na nią pytająco. Wyraz jej oczu napełnił go uczuciem
szczęścia. Wprawdzie słyszał od Danieli, że matka Kate domyśla się
wszystkiego i że jest im przychylna, ale teraz zyskał całkowitą pewność.
Dzięki, najgorętsze dzięki! Gdyby pani wiedziała, jakim szczę-
ściem napełniają mnie pani słowa!
Pani Herder kiwnęła mu głową. Nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdyż
właśnie podeszli Kate i markiz.
O, moja urocza signorina! Jaki szczęśliwy pani zrobiła mnie przez
ten taniec! Pani unosi jak elf... och, ta gracja... ten wdzięk... ja taki bardzo
szczęśliwy. Ja prosi o drugi taniec też. Ja tańczyć tylko z pani.
Kate spojrzała na niego zimnym, niechętnym wzrokiem.
Żałuję, markizie, al&obiecałam już następny taniec.
Och, pani nie wolno robić mnie nieszczęśliwy. Ja zazdrość! Proszę
pokazać kawaler do następny taniec. Ja go poproszę, żeby zwolnił pani dla
mnie.
Kate, z lekkim rumieńcem na twarzy, zwróciła się w stronę Bussa
Falknera.
Pan doktor Falkner jest moim partnerem w następnym tańcu.
100

Słyszał pan, doktor Falkner? zapytał markiz. Signorina
żałuje, że następny taniec już dla kogo innego. Pan będzie taki miły i mi
taniec odstąpić?
Busso wyprostował swoją imponującą postać, tak że Włoch wydał się
przy nim całkiem niepozorny.
Przykro mi, markizie odparł ale rezygnacja z tego tańca
byłaby jednoznaczna z obrazą panny Herder, chyba że ona sama poprosi,
aby ją zwolnić.
Pani to zrobi, signorina! Ja prosić wiele tysiąc razy!
Nie, markizie, nie uczynię tego, obraziłoby to pana doktora
oświadczyła Kate spokojnie i dobitnie.
Markiz przybrał zatroskany wyraz twarzy.
Ja bardzo, bardzo być smutny, ale prosić dlatego o następny taniec.
Przyrzeczony jest panu inżynierowi Kolniko.
Markiz uczynił gest, jakby chciał sobie wyrwać włosy, ale zastygł
w bezruchu z rękami tuż przy swojej ufryzowanej grzywce.
Ale ja zwątpiony, nie... zrozpaczony... ja...
Nie mógł dokończyć, gdyż Busso skłonił się przed Kate i poprowadził
ją do tańca.
Przez chwilę tańczyli w milczeniu. Wreszcie Kate przerwała ciszę.
Dziękuję, doktorze, że uchronił mnie pan przed kolejnym tańcem
z markizem.
Nie powinna pani dziękować, panno Kate. Uczyniłem to z radością.
Patrzeć na panią w ramionach tego fircyka to była dla mnie prawdziwa
udręka! rzucił gniewnie, po czym dodał łagodniej: Proszę mi wybaczyć,
ale niezupełnie panuję dzisiaj nad sobą. Niemal zdradziłem się już przed pani
matką. Lepiej będzie, jeśli pan markiz zejdzie mi z drogi, bo inaczej...
Policzki Kate płonęły. Uśmiechnęła się, z trudem opanowując silne
wzruszenie.
Ależ doktorze! Ten człowiek nie powinien wyprowadzać pana
z rwnowagi. Czyni mu pan w ten sposób zbyt wielki zaszczyt.
Zatrzymał się nagle, utkwił w jej oczach intensywne spojrzenie.
Ach, jak tu gorąco! Czy nie zechciałaby pani przejść do jednego
2 bocznych pomieszczeń?
101

Skłoniła głowę na znak przyzwolenia, Busso ujął ją pod ramię i w mil-
czeniu poprowadził przez szereg pokojów. Kate szła za nim bez sprzeciwu.
Kiedy znaleźli się sami, Busso zatrzymał się, zajrzał czule w jej rozog-
nioną twarz.
Panno Kate powiedziałjestem człowiekiem porywczym i wiem,
że to dla pani zaskoczenie, ale ja... ja muszę pani powiedzieć, że panią kocham.
Milczałbym jeszcze, gdyż stoję dopiero u progu kariery, a nie chciałem
wystąpić przed panią z pustymi rękoma. Ale ten markiz zupełnie wytrącił mnie
z równowagi albo raczej plan pani ojca, by panią za niego wydać. Kate... ja nie
dam cię żadnemu innemu! Proszę, pozwól mi chronić cię przed tym człowie-
kiem, który być może jest czymś gorszym niż tylko zwykłym fircykiem. Kate,
ja czuję, ja wiem na pewno, że kochasz mnie tak, jak ja ciebie! Kate, och Kate,
wszystko bym dla ciebie zrobił! Kocham cię... kocham!
Kate to bladła, to czerwieniła się pod wpływem wewnętrznego
wzruszenia, ale jej oczy, wielkie i szczere, jasno patrzyły w jego źrenice.
Busso, och Busso!... Ty mnie kochasz, kochasz mnie naprawdę!
wyszeptała żarliwie.
Wtedy porwał ją w ramiona i pocałował.
Kate, moja najdroższa Kate! Niech los błogosławi markizowi,
dzięki niemu zdobyłem się na odwagę! Tak bardzo cię kocham!
Kate roześmiała się radośnie.
Ja ciebie też, też cię kocham, kochany, najdroższy chłopaku!
I pocałowali się jeszcze raz.
Ale nagle Kate wzdrygnęła się przestraszona.
Na miłość boską, Busso! A jeśli nas ktoś zobaczy?...
Zaśmiał się, zuchwały swoim szczęściem.
To by było źle?
Tak, Busso, tak! Mój ojciec... nie może się jeszcze dowiedzieć.
Jeszcze nie teraz. Muszę go powoli przygotować. Tylko mateńce możemy
powiedzieć. Ją mamy po swojej stronie. Ona wie, że ja cię kocham.
Z czułością ucałował jej dłonie.
Czułem to, Kate, inaczej nie odważyłbym się może dzisiaj wyznać
ci miłości. Pocałował jaw oczy. To twoja maleńka dodała mi odwagi-
Najsłodsza Kate, dzięki ci, dzięki! Będę kochał twoją matkę całym sercem!
I powinieneś. Będzie dla ciebie dobrą, czułą matką, ponieważ mnie
kochasz.
102

Twojego ojca też przekonam. Nie boję się tego markiza. Jest w nim
coś podejrzanego. Muszę to wybadać. To wyrwie twojego ojca z zaślepienia.
Nie powinieneś mieć mu tego za złe.
Ojcu mojej Kate? Na pewno nie!
Ale teraz chodź z powrotem na salę. Nasza miłość musi jeszcze
pozostać tajemnicą. Zwierzę się tylko matce i Danieli. Zresztą, zdaje mi się,
że Daniela wszystkiego się domyśla.
Jeszcze raz wycisnął na jej ustach gorący pocałunek i rozmawiając
poszli do sali balowej.
Tak, sam powiedziałem Danieli, a co do ciebie, to się domyśliła.
Bogu niech będą dzięki, że moja siostra jest przy tobie, przez nią możemy
się w każdej chwili porozumieć. Jeśli nie będziemy mogli się spotkać, to
będziemy pisać listy. Dobrze, najdroższa?
Tak, Busso. Ale teraz szybko na salę. Właśnie przestają grać.
Teraz o wiele bardziej wolałbym być z tobą na bezludnej wyspie
niż na sali balowej westchnął Busso.
Ukradkiem przycisnęła jego ramię.
Musimy być rozsądni, Busso. I pamiętaj, tylko wtedy poproś mnie
do tańca, jeśli będzie mi groziło niebezpieczeństwo ze strony markiza.
Czy to tylko z obowiązku zatańczyłaś ze mną, najdroższa?
Tak, niemądry Busso. Nie zauważyłeś?
W takim razie zawsze chcę z tobą tańczyć z obowiązku.
Weszli na salę i niepostrzeżenie wmieszali się pomiędzy pary. Busso
odprowadził Kate do matki, która ciągle jeszcze cierpliwie siedziała obok
markiza.
XIII
Stefan Kolniko po pierwszym tańcu z Daniela odprowadził ją do pani
Herder. Stanęli w pobliżu, Daniela gotowa w każdej chwili podejść na
skinienie pani domu.
Stefan z czułością spoglądał na dziewczynę. Podczas tańca zamienili
lylko kilka słów. Stefan cicho i z tkliwością wyszeptał jej imię.
103

l
Danielj podniosła na niego oczy, jej policzki zabarwił delikatny rumie-
niec. Spójna na niego z lękiem i pytająco.
toni nie chciała, abym zdradził jej więcej na temat moich uczuć .
powiedział stefan.
Nie musi mi pan nic więcej mówić, Stefanie. Wiem wszystko. Ma
pan bardzo wymowne oczy.
^tii też, Danielo! To, co w nich widzę, uszczęśliwia mnie. Ale
dopóki nie będę w stanie zapewnić pani bezpiecznej egzystencji, nie odważę
się związać pani losu z moim.
ksteśmy jeszcze młodzi, Stefanie, możemy poczekać. I to wspa-
niale, że\vlemy5 kim dia siebie jesteśmy.
Naprawdę wiesz, kim dla mnie jesteś, Danielo? zapytał pełen
radosnego podniecenia.
We*hnęła głęboko.
~ ^iem i jestem szczęśliwa.
Scisął jej dłoń.
^ch, nie wolno mi jeszcze mówić do pani ty, Danielo. Najpierw
muszę stanąć" mocno na nogi. Chcę powiedzieć pani bratu, jak jest między
nami. On sprzyja naszej miłości, bardzo mnie to raduje. Będę się starał, będę
pracował Ą pani; Danielo, pani będzie na mnie czekała, prawda?
Tak, Stefanie, będę czekać. Szczęście uśmiechnie się do nas.
^częście uśmiechnie się do nas. Będę w to mocno wierzył, Danielo.
W|eJ chwili podeszli Kate i Busso.
zobaczyła, że oboje promienieją wewnętrznym blaskiem.
yznali sobie miłość?
-4z poderwał się z miejsca. Znowu zaczął natarczywie nadskakiwać
Kate i ptawić jej komplementy.
Kale wysunęła rękę spod ramienia Busso i nie zważając na markiza,
pochyliła się nad matką.
~ Jestem taka szczęśliwa szepnęła.
Storsza pani rzuciła szybkie spojrzenie na doktora Falknera.
~~ Niech Bóg sprawi, żebyś zawsze była, córeczko.
BISSO podszedł do Stefana i Danieli.
^Stefanie, bądź w pogotowiu! Teraz ty tańczysz z panną Herder.
Markiz będzie próbował odebrać ci taniec. Kiedy taniec się skończy,
pozostań z panną Kate, dopóki nie pojawi się Daniela albo ja.
104

Stefan kiwnął głową.
Wszystko pójdzie gładko, Busso.
Najlepiej będzie, jeśli odprowadzisz Kate gdzieś dalej od markiza.
Tym łatwiej będzie mogła go uniknąć.
Po skończonym tańcu Kate podeszła do Danieli. W pewnej chwili
zauważyła, że w ich stronę podąża markiz w towarzystwie ojca.
Danielo, teraz to już koniec. Ten odstręczający typ zaalarmował ojca.
Szybko, proszę wesprzeć się na moim ramieniu, poprowadzę panią
do fotela. I proszę utykać, bo właśnie skręciła pani nogę. Ale potem koniec
z tańczeniem na dzisiejszy wieczór.
Świetny pomysł. I bardzo mi to odpowiada, wcale nie mam ochoty
tańczyć. Ten markiz pozwala sobie na taką poufałość, jakbym już do niego
należała. Proszę, niech mnie pani z nim nie zostawia!
W chwili kiedy markiz podszedł do niej wraz z ojcem, Kate z jękiem
opadła na fotel.
Kochana Kate, pan markiz jest zrozpaczony. Musisz koniecznie
zatańczyć z nim kilka razy.
Ach, ojcze! Dla mnie dzisiaj koniec z tańcami. Właśnie skręciłam
nogę, prawie nie mogę na nią stawać.
Ach, jaki nieszczęście dla mnie, signorina! Ja tak się cieszył z pani
tańczyć cały wieczór. Markiz, nie pytając o pozwolenie, przysunął sobie
krzesło i usiadł przy Kate. Ja pani pocieszyć, siedzieć z pani cały
wieczór, mówić, jak bardzo kochać pani.
Kate zauważyła w pobliżu Bussa i Stefana.
Bardzo pan uprzejmy, markizie. Ale teraz proszę, niech pan poszu-
ka mojej matki, jest w pokoju obok, niech pan poprosi, żeby tu przyszła.
Tylko proszę nic nie mówić o mojej nodze!
Teraz wmieszał się pan Herder:
Proszę się nie trudzić, drogi markizie! Przyślę tutaj żonę. Kate, to
chyba nic poważnego?
Nie, ojcze, nie, ale muszę oszczędzać nogę, inaczej może się po-
gorszyć.
Dobrze, moje dziecko, pan markiz dotrzyma ci towarzystwa. Panno
Danielo, może pani iść tańczyć. Pan markiz zajmie się Kate.
Daniela rzuciła Kate porozumiewawcze spojrzenie i pośpiesznie
Podeszła do Bussa i Stefana
105

Busso, szybko do panny Kate! Pan dyrektor odesłał mnie, żeby
zapewnić markizowi sam na sam ze swoją córką!
Sam na sam! Nie będzie żadnego sam na sam! rzucił Busso
gniewnie i pobiegł do Kate.
Panno Kate, czy mogę pani pomóc? zapytał.
Kate spojrzała na niego.
Proszę, niech pan usiądzie obok mnie i dotrzyma mi towarzystwa.
Pan markiz już zaofiarował mi swoje.
Włoch zmierzył młodego inżyniera wzrokiem pełnym oburzenia.
Och, signorina, pani powinna pozwolić sam jej służyć. Ja chciał
być jej jedyny cavaliere.
Ale przez cały wieczór markizowi nie udało się swobodnie porozma-
wiać z Kate. Bal zakończył się i markiz nie zdołał wystąpić z oświadczynami.
Busso i Stefan pożegnali się zaraz po wyjściu markiza. Pośpieszyli za
nim do garderoby. Markiz zauważył to, rzucił im jadowite spojrzenie.
Podczas gdy podawano im palta i kapelusze, Busso szeptał do przyjaciela:
Chciałbym się jeszcze trochę przypatrzyć temu markizowi. Zbadaj-
my, co to za ptaszek. Chcę wiedzieć, dokąd się teraz uda. Idziesz ze mną?
Oczywiście.
Szybko opuścili willę i na zewnątrz czekali na Włocha. Przed domem
stał już rząd taksówek, szoferzy liczyli na suty zarobek. Busso umówił się
z jednym z nich, że pojadą za mężczyzną, który właśnie wychodzi z willi.
Taksówkarz zrozumiał natychmiast.
Busso i Stefan wsiedli do samochodu, poczekali, aż ruszy taksówka
markiza. Wtedy i oni ruszyli, kierowca trzymał się za autem markiza. Kiedy
skręcili w cichą, boczną uliczkę, samochód Włocha stanął. Markiz zapłacił
szoferowi, podszedł do drzwi czynszowej kamienicy, na których widniała
tabliczka: Dla dostawców. Ma*kiz zapukał trzy razy.
Wąskie drzwi otworzyły się, markiz zniknął w środku. Busso i Stefan
także wysiedli z taksówki. Uważnie przyjrzeli się domowi sprawiał
spokojne, solidne wrażenie.
Kiedy Busso płacił szoferowi, zatrzymał się za nimi jeszcze jeden wóz,
z którego wysiadło dwóch panów. W taki sam sposób jak markiz zapukali
do bocznych drzwi, po czym zniknęli za nimi.
706

Busso zwrócił się z zapytaniem do szofera:
Wie pan, czego ci panowie szukają tam w środku?
Szofer roześmiał się.
Ale, ale, to przecież publiczna tajemnica, mój panie. Tam jest dom gry.
Busso spojrzał na Stefana.
Nie ma co, miły lokalik wyszukał sobie nasz pan markiz. Dopiero
wczoraj przybył do Berlina, a już wie, gdzie szukać rozrywki. Pewnie ma
w tych sprawach niezłe doświadczenie. Muszę tam wejść, chcę zobaczyć,
czym to się zajmuje nasz arystokrata.
Stefan położył przyjacielowi rękę na ramieniu.
To mi brzydko pachnie.
Właśnie dlatego muszę tam wejść. Kto wie, czy jeszcze nadarzy mi
się taka okazja.
Podeszli do bocznych drzwi, zapukali w umówiony sposób. Po chwili
drzwi otworzyły się cichutko. Busso wszedł szybko, a Stefan spokojnie
pozdrowił portiera.
Stary, siwowłosy człowiek o wyglądzie rzemieślnika, przestraszony
podniósł palec do ust.
Nie tak głośno, panowie! Wpakujecie mnie w kabałę.
W wąskim korytarzu otworzył jedne z drzwi i popchnął przyjaciół do
środka.
Busso i Stefan znaleźli się w długim i wąskim pomieszczeniu. Wokół
stołu gry stało tam lub siedziało około dwudziestu mężczyzn. Mieli nerwo-
we twarze i pełne pożądliwości oczy hazardzistów. Nawet nie spojrzeli,
kiedy otworzyły się drzwi, gra pochłaniała ich całkowicie. Wygrana czy
przegrana? To pytanie mieli wypisane na twarzach.
Mężczyźni grali, nie odzywając się ani słowem. Przyjaciele poszukali
wzrokiem twarzy markiza. Nie było go wśród grających.
Busso powoli podszedł do kotary w końcu sali, uchylił ją odrobinę. Za
kotarą była druga, dwa razy mniejsza sala. Oświetlona lampą osłoniętą czer-
woną materią tańczyła tam na podium, niewiele większym od stołu, naga
kobieta. Jedyne, co miała na sobie, to sznury pereł. Jej wulgarny taniec wy-
dawał się tym bardziej ohydny, że nie towarzyszyła mu muzyka. Około sze-
ściu czy ośmiu mężczyzn o twarzach naznaczonych występkiem siedziało
wokoło, paląc papierosy. Tuż przy podium Busso zauważył markiza, który
trzymał na kolanach równie skąpo odzianą kobietę. Pożądliwie całował jej
107

ramiona i plecy. Właśnie w chwili, kiedy zauważył go Busso, chwycił
kieliszek i wychylił go jednym haustem, nie odrywając wzroku od tancerki.
Busso odwrócił się z obrzydzeniem i gestem dłoni przywołał przyjaciela.
Stefan, ujrzawszy tę scenę, wzdrygnął się ze wstrętem. Przyjaciele
spojrzeli na siebie bez słów i, powoli mijając grających, poszli do drzwi.
Znalazłszy się na zewnątrz, głęboko wciągnęli w piersi powietrze.
W milczeniu ruszyli przed siebie. Po dłuższej chwili Busso powiedział
wzburzony:
Co za okropność!
Wyborne towarzystwo! dodał Stefan.
Najpodlejszy rodzaj nocnej rozrywki Berlina. Ale ta wycieczka
naprawdę mi się opłaciła stwierdził Busso.
Zanotowali sobie nazwę ulicy i numer domu i poszli do swojego miesz-
kania, oddalonego o kwadrans drogi piechotą. Busso oświadczył przyjacie-
lowi, że zaraz następnego ranka zleci w jakimś biurze detektywistycznym
zasięgnięcie informacji na temat markiza.
XIV
Zbliżało się Boże Narodzenie. W willi Herderów zajmowano się
przygotowaniami do świąt. Zimna nieprzychylność Kate nie odstraszyła
markiza. I ani Kate, ani jej matka nie zdołały przeszkodzić zaproszeniu go
na wigilijną wieczerzę.
Na kilka dni przed świętami markiz wcześniej niż zwykle pojawił się na
herbacie. Wiedział, że dyrektor Herder jest w domu i poprosił, aby go
zameldować.
Markiz wszedł do gabinetu pana Herdera, w rękach trzymał paczkę.
Drogi markizie! Chce pan ze mną mówić w cztery oczy? - ,
uprzejmie zapytał pan domu.
Gość skłonił się, uścisnął dyrektorowi dłoń, położył przed sobą paczkę.
Mam do omówienie z pan dyrektor sprawę. Duża delikatezza. To
dla mnie bardzo żenować. Ale mój zaufanie do pan dyrektor bardzo duży,
jak do ojca. A wiec, bez ogrodu... nie: bez ogródek: ja przez brak pieniądze
108

być w kłopoty. Ja nie chcę pieniądze pożyczać. I od pana nie. Ale przy-
niosłem cenny przedmiot, obraz świętego z mojego rodzina. To bardzo stary
rodzinna pamiątka. Ja pobożny i brać święty obraz zawsze w podróż. Ja
zostawiam go panu na zastaw i bardzo proszę mnie na krótki czas pożyczyć
pięćdziesiąt tysięcy marek. Ten święty wart dobre dwa razy tak dużo, dla
mnie tysiąc razy.
Przy tych słowach markiz odwinął z papieru szare, jedwabne etui,
otworzył je i wyjął z niego przedmiot, który wyglądał jak złota książka.
Dyrektor z podziwem przyglądał się złotemu cacku. Nie miał wątpli-
wości, że ten święty obraz, oprawiony w złoto i drogie kamienie, musi mieć
wielką wartość. Tego typu wyrobów nie wykonuje się z imitacji.
Ależ, drogi markizie, naturalnie wystawię panu natychmiast czek na
tę sumę. I niepotrzebny mi zastaw. Ufam panu i pożyczyłbym każdą sumę.
Ale markiz miał swoje powody, by upierać się przy przyjęciu zastawu
przez dyrektora. Chciał, aby wszystko wydawało się bez zarzutu, aby
Herder podziwiał jego solidność. Naturalnie ani myślał poślubić Kate
Herder. Dla wyciągnięcia korzyści musiał jedynie dla niepoznaki zabiegać
ojej rękę. Toteż zaraz odparł stanowczo:
O nie, proszę bardzo, ja nie robić długi. Nalegać, żeby pan wziął ten
przedmiot jako równowartość na przechowanie. Ja ofiarować to moja narze-
czona w dzień zaręczyn jako drobna prezent.
A więc, skoro pan tak nalega, drogi markizie, przechowam to dla
pana. To chwalebne, że nie chce pan mieć długów. Bardzo chwalebne.
Wspaniały z pana człowiek, panie markizie. Proszę mi pozwolić, bym
pokazał ten klejnot moim damom, to cudowna robota. Naturalnie nie muszą
wiedzieć, że przekazał mi go pan jako zastaw.
Markiz zawahał się przez chwilę, ale potem powiedział:
Dobrze, panie mogą widzieć mój święty. Ale nie pokazać obcy
ludzie. Ja nie chce, żeby obce, zimne oczy oglądają mój klejnot!
Naturalnie, panie markizie, ma się rozumieć. Moja córka ucieszy
się, kiedy to zobaczy.
Jeden z niewiele cennych przedmiotów, jaki moja rodzina uratować
z wspaniały czas. Ja mieć w moim palazzo we Florencja jeszcze takie
kosztowności. To majątek, będę sprzedać.
Nie, nie, nie powinien pan tego robić, markizie. Nie będzie pan
na pewno miał kłopotów pieniężnych. Jeśliby pan potrzebował więcej
109

pieniędzy, proszę się zwrócić do mnie. Potrącę to panu potem z posagu
powiedział dyrektor z jowialnym uśmiechem.
Markiz był zadowolony. Na razie wziął czek na pięćdziesiąt tysięcy
marek. To dobra zapłata za nicejską zdobycz. Nie miałby odwagi sprzedać
jej oficjalnie. Czerwona walizeczka i jej cenna zawartość warte były tego
szybkiego skoku, ale z drugie' trony było to rozczarowanie. Trudno sprze-
dać tak oryginalny i unikalny przedmiot, jeśli nie jest się jego prawdziwym
właścicielem.
W ten sposób relikwiarzyk, o którego rzeczywistym przeznaczeniu
i skrytce nie miał pojęcia, stał się przyczyną, dla której signor Giuseppe
Salvatore przeistoczył się w markiza Salvoni. Mała, zgrabna kradzieżj
w hotelowym pokoju w Genui dostarczyła mu odpowiednich środków urno
żliwiających nowe przedsięwzięcie. Były kelner Giuseppe Salvatore jaki
markiz Salvoni ruszył do Niemiec, gdzie poznał dyrektora Herdera, który
szęśliwym trafem stanął na jego drodze.
Zaraz pierwszego dnia Salvatore spotkał w Berlinie swojego rodaka,
z którym odsiadywał we Włoszech pierwszą karę więzienia. Był on naga-
niaczem domu gry, w którym Busso i Stefan wyśledzili markiza.
Kiedy Salvatore był jeszcze kelnerem, przyswoił sobie nieco języki
obce, zwłaszcza niemiecki, chociaż nie w stopniu doskonałym.
Po wyjściu z więzienia porzucił zawód kelnera i zwrócił się ku
wyższym" celom. Po kilku znaczniejszych sukcesach niepowodzenie
z domniemaną szkatułką z kosztownościami postawiło go w trudnej sytu-
acji. Teraz wreszcie otworzyła się szansa na niezły numer. Do cna oskubie
tego dyrektora. Te pięćdziesiąt tysięcy to dopiero początek. A święty obraz
dobrze mu się przysłuży jako środek do celu.
Dyrektor poprosił markiza, aby zechciał razem z nim i paniami wypić
kawę. Markiz zgodził się z największą chęcią.
Pan Herder zapakował relikwiarzyk do etui i powiedział z uśmiechem:
Kiedy moja Kate to 'zobaczy, dopiero zrobi oczy. Takie rzeczy
o wiele bardziej działają na kobiety niż piękny tytuł.
Pani Herder z ciężkim westchnieniem zrezygnowała ze swojej ulubio-
nej popołudniowej kawy, kiedy usłyszała, że markiz jest u męża.
Rozdrażniona i zatroskana siedziała w fotelu. Kate zwierzyła jej się, że
Busso Falkner wyznał jej miłość i że ona nie poślubi innego za żadne
skarby świata.
770

Tak, chciałaby mieć Bussa Falknera za zięcia. To porządny, dobry
człowiek, w jego rękach los córki byłby pewny.
Daniela już kilka razy chodziła do mieszkania brata i Stefana, nosząc
listy od Kate i zabierając listy brata dla niej. Dzięki temu mogła się
spotykać ze Stefanem. Busso brał ją i Stefana za ręce i mówił z serdeczną
czułością:
Wszystko, co należy do mnie, należy też do was. Nie musicie
czekać przez lata, skoro ja mogę wam pomóc. Pozwólcie mi tylko dojść do
porozumienia z ojcem Kate, potem pomówimy o was.
Busso opowiedział Danieli, gdzie markiz był w nocy po balu. Kate i jej
matka dowiedziały się od Danieli, że markiz spędza czas w domu gry
i w najgorszym towarzystwie. Wszyscy czekali z niecierpliwością na wia-
domość z biura wywiadowczego.
Pani Herder siedziała wraz z Kate i Daniela przy stoliku do herbaty,
kiedy wszedł jej mąż wraz z markizem. Włoch jak zwykle zalał panie
potokiem komplementów.
Daniela podniosła się, aby napełnić filiżanki i podać panom ciasteczka.
Tymczasem dyrektor położył przed córką szare etui. Otwierając je po-
wiedział:
Spójrz no na to, drogie dziecko! To rodzinny klejnot markiza. Nasz
drogi gość dał mi to na przechowanie. W hotelu tak kosztowna rzecz nie
jest bezpieczna. To wspaniałe dzieło markiz pragnie ofiarować swojej
narzeczonej. We florenckim pałacu ma jeszcze kilka takich cennych
przedmiotów.
Kate z niewielkim zainteresowaniem spojrzała na złotą oprawę. Ojciec
otworzył oba skrzydła skrzyneczki i ukazał się wizerunek świętego.
W tej chwili Daniela odwróciła się, by podsunąć panu Herderowi tacę
z tostami i jej wzrok padł na relikwiarzyk, który ojciec postawił przed Kate.
Zadrżała i omal nie wypuściła z rąk tacy. Ledwo powstrzymała się od
okrzyku, własność pani Lentikow rozpoznała natychmiast. Nie, nie myli się.
Nie może być dwóch egzemplarzy takiego dzieła!
Markiz utkwił spojrzenie w twarzy Kate, toteż nie zauważył wzburze-
nia i bladości Danieli. Ta zaś wpatrywała się w relikwiarzyk, myśli gorącz-
kowo kłębiły jej się w głowie. To cud, że w tym momencie nie straciła
777

zimnej krwi. Ale przydało jej się to, że nauczyła się opanowywać. Daniela
była mądrą, rozsądną i jasno myślącą dziewczyną, ochłonąwszy nieco
z wrażenia powiedziała sobie, że trzeba działać ostrożnie i roztropnie.
Najpierw musi się upewnić, czy ten przedmiot rzeczywiście należy do pani
Lentikow. Musi to zbadać za wszelką cenę, jeśli chce jej zwrócić utracony,
najdroższy klejnot. Jednocześnie może pomóc Kate i bratu, demaskując
markiza.
Zastanawiała się, co zrobić. Ach, jakże byłaby szczęśliwa, gdyby mogła
zwrócić zrozpaczonej matce ukochany portret syna!
W tej chwili zwrócił się do niej pan domu:
Czy widziała już pani to cacko, panno Danielo? Cudowne, prawda?
Daniela podeszła do stołu.
Jeśli pan pozwoli, chciałabym obejrzeć je dokładniej. Piękne,
naprawdę bardzo piękne.
Nachyliła się i przypatrywała dokładnie. Serce dusiło ją w gardle. Nie
ma wątpliwości, to zrabowany relikwiarzyk, zna w nim przecież każdy
szczegół. Tu także jest ta mała rysa nad głową świętego, biegnąca z prawa
na lewo wzdłuż brzegu złotej skrzyneczki, kryjącej relikwię i portret młode-
go hrabiego. Zauważyła ją, kiedy pani Lentikow po raz pierwszy pokazała
jej relikwiarzyk. To tylko cieniutka jak włos kreseczka, jak od draśnięcia
igłą; ale dla niej to dowód, że ma przed sobą własność pani Lentikow.
Opanowała się, była teraz spokojna i zdecydowana.
To rzeczywiście wspaniałe dzieło sztuki, panie markizie. Z pewno-
ścią przykład starej, włoskiej sztuki złotniczej.
Markiz nieco wyniośle pochylił swoją ufryzowaną głowę.
To bardzo stary pamiątka moja rodzina. Ja myśleć, zrobiony przez
wielkiego artysta, który żył wiele sto lat temu w Italia.
Usta Danieli drżały lekko.
Czy ma pan może na myśli Benvenuto Celliniego, panie markizie?
Tak... tak... jego właśnie.
Kiedy żył Benvenuto Cellini? Kate, nie wiesz przypadkiem?
zapytał pan Herder, który lubił pysznić się wiedzą córki.
Kate zastanowiła się przez chwilę.
Zdaje mi się, że urodził się w roku 1500 i żył około siedemdzie-
sięciu lat. Stworzył wspaniałe dzieła sztuki złotniczej.
Daniela zdołała potajemnie dać znak Kate.
112

Możemy sprawdzić w leksykonie, panno Kate. Byłoby interesujące
dowiedzieć się, czy to jest rzeczywiście przedmiot pochodzący z rąk
Benvenuto Celliniego.
Kate zrozumiała, że Daniela chce jej coś przekazać, toteż odpowie-
działa natychmiast:
Ma pani rację, proszę przynieść leksykon.
Daniela wyszła szybko, chociaż niechętnie rozstawała się z relikwia-
rzykiem. Pośpiesznie napisała w bibliotece karteczkę, którą wsunęła do
książki. Kiedy wróciła do pokoju, położyła tom na małym stoliku pod
oknem, w bezpiecznej odległości od stołu, przy którym pito herbatę.
Drżącymi rękami przerzucała kartki, szukając nazwiska artysty. Po
chwili podeszła Kate, pochyliła się obok niej nad książką. Daniela stanęła
tak, aby nie można było od strony stołu dostrzec leksykonu, dzięki czemu
mogła niepostrzeżenie położyć na stronie, której szukała, napisaną przez
siebie kartkę. Kate przeczytała:
Proszę Cię na wszystko, co jest Ci drogie, abyś nakłoniła ojca, by
Tobie dał na przechowanie wizerunek świętego. Muszę go dokładnie
obejrzeć, kiedy będziemy same. To sprawa wielkiej wagi. Nie pytaj
teraz... uczyń, o co proszę.
Kate pośpiesznie ukryła karteczkę między stronicami leksykonu
i szybko powiedziała:
Ach, nareszcie, mam: Benvenuto Cellini.
Daniela przeczytała głośno hasło dotyczące artysty.
Kate, rzuciwszy Danieli porozumiewawcze spojrzenie, powróciła do
stolika.
Szkoda, właśnie o tym nie ma nic w leksykonie zauważyła.
Inne dzieła artysty są opisane, a to właśnie nie. Przysunęła sobie bliżej
relikwiarzyk. Prawdziwe cacko! Czy pozwoli pan, markizie, żebym
przez kilka dni przechowała to dzieło w moim pokoju? Chciałabym je do-
kładnie obejrzeć. Zawsze interesowałam się antykami, a ten jest szczególnie
Piękny.
Markiz skłonił się.
113
Pani mnie czyni bardzo szczęśliwy, signorina. Moje jedyne pragnie-
nie jegl wszystkie pani życzenia wypełniać.
8 Banitka

Kate zwróciła się teraz do ojca:
Ty też pozwolisz, ojcze, prawda? Będę go pilnie strzegła.
Dyrektor Herder kiwnął głową, na jego ustach igrał uśmiech zadowo-
lenia. Cieszył się, że córka zainteresowała się przedmiotem należącym do
markiza, to dawało nadzieję na spełnienie jego planów.
Kate pieczołowicie zamknęła święty obraz w etui.
Zauważyła, że Daniela odetchnęła z ulgą. Niemal namacalnie czuła jej
napięcie, którego powodem najwyraźniej był ten przedmiot przyniesiony
przez markiza.
Daniela dygotała z niecierpliwości, kiedy nareszcie skończy się ta
herbata. Ale jej cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Dopiero
wpół do siódmej markiz zebrał się wreszcie do wyjścia. Pan Herder
odprowadził go do drzwi.
Gdy obaj panowie opuścili salonik, pani Herder westchnęła ciężko:
Kiedy będę mogła znowu pić w spokoju moją popołudniową kawę?
Pójdę teraz do siebie, odpocząć trochę po tej paplaninie markiza. Miejmy
nadzieję, że już niedługo się od niego uwolnimy.
Kate, widząc, że Daniela aż drży z niecierpliwości, żeby zostały same,
nie próbowała zatrzymywać matki. Ucałowawszy ją serdecznie powiedziała:
Tak, maleńko, odpocznij przed kolacją. Zawołamy cię, gdy tylko
wszystko będzie gotowe. Teraz zdrzemnij się odrobinę.
Kiedy drzwi zamknęły się za panią Herder, Daniela bezsilnie opadła na
'fotel i utkwiła w twarzy Kate płonące spojrzenie.
Ależ Danielo, co ci jest? Jesteś taka zdenerwowana. Ręce ci drżą.
Po co miałam zatrzymać ten obraz?
Daniela zerwała się z fotela, jakby nagle wróciły jej siły, mocno ścis-
nęła Kate za rękę.
Kate... kochana Kate zaczęła mówić głosem przerywanym ze
wzruszenia ten obraz to drogocenna pamiątka, zrabowana pani Lentikow
w Nicei. Pamiętasz przecież, dlaczego straciłam posadę.
Kate wpatrywała się w Daniele z niepomiernym zdumieniem.
Daniela! To niemożliwe! Nie mylisz się?
Zaraz sama zobaczysz. Chodź, pójdźmy do twojego pokoju. Taml
nikt nam nie przeszkodzi. |
114

Kiedy weszły do pokoju Kate, Daniela zamknęła drzwi na klucz. Potem
drżącymi rękami wydobyła relikwiarzyk z etui. Wskazała rysę na górnym
brzegu złotej oprawy.
Patrz, to zarysowanie było tutaj już wtedy, kiedy pani Lentikow po
raz pierwszy pokazała mi skrzyneczkę.
Ale przecież powiedziałaś mi, że relikwiarzyk był oprawą dla
portretu zmarłego syna pani Lentikow... a tutaj jest obraz świętego.
Daniela nerwowo kiwnęła głową.
Tak, tak, oczywiście, zaraz zobaczysz portret jej syna. Popatrz tutaj:
pod tym rubinem ukryta jest sprężyna. Kto nie zna mechanizmu, nie może
otworzyć relikwiarzyka.
A więc to jest relikwiarzyk?
Tak, a markiz o tym nie wiedział, chociaż ma to być rodzinna pa-
miątka. A więc patrz: trzeba wcisnąć środkowy rubin głęboko w ornament.
To mówiąc, Daniela nacisnęła kamień, wizerunek świętego obrócił się
wokół własnej osi i ukazał się portret hrabiego Dymitra Smoleńskiego.
Dziewczęta wydały okrzyk zdumienia, Kate dlatego, że ujrzała minia-
turę, zaś Daniela dlatego, że nagle coś ją uderzyło w tym portrecie. W nie-
pomiernym zdumieniu wpatrywała się w podobiznę młodego rosyjskiego
oficera.
Nagle zbladła jak płótno.
Mój Boże... wyszeptała drżącymi wargami mój Boże!... To
dziwne...
Co takiego, Danielo?
Przypatrz się dobrze! Przez cały czas łamałam sobie głowę nad tym,
kogo przypomina mi Stefan Kolniko. Teraz wiem: mężczyznę z tego
portretu!
Kate pochyliła się nad miniaturą.
Rzeczywiście. Masz rację. Ten tutaj mógłby być młodszym bratem
pana Stefana.
Daniela westchnęła.
Stefan się zdziwi, kiedy pokażę mu ten portret... Tak, ale teraz sama
widzisz, że ten markiz jest co najmniej oszustem. Z całą pewnością nie jest
to rodzinna pamiątka rodu Salvonich. Młody oficer na portrecie ma na sobie
rosyjski mundur, a relikwiarzyk nie został wykonany przed kilku stuleciami
we Włoszech, tylko przez rosyjskiego złotnika, w roku 1910 czy 1912,
115

i według projektu małżonka pani Lentikow. Jeśli powiązać to z tym, czego
dowiedział się na temat markiza mój brat, musisz przyznać, że postać tego
człowieka wydaje się co najmniej podejrzana.
Kate nerwowo wciągnęła powietrze.
Ale co my z tym zrobimy?
Daniela zastanowiła się przez chwilę. Potem powiedziała pośpiesznie:
Tu trzeba działać szybko. Obawiam się, że markiz ma wobec twego
ojca złe zamiary. Niewykluczone, że już wyłudził od niego jakieś pieniądze.
Zdaje się, że w portfelu markiza, kiedy go przedtem na chwilę otworzył,
zauważyłam czek, wyglądający dokładnie tak, jak czeki wystawiane przez
twego ojca!
Kate przesunęła ręką po czole.
Masz rację. Musimy coś zrobić. Ale co? Czy mam opowiedzieć
o wszystkim ojcu?
Daniela energicznie potrząsnęła głową.
Nie, nie! Zaczekajmy z tym, dopóki nie porozmawiam z bratem
i Stefanem. Twój ojciec mógłby wszystko popsuć. Brat i pan Kolniko
doradzą mi, co robić. Ale muszę koniecznie z nimi porozmawiać. Jeszcze
dzisiaj. Zrób coś, Kate, żebym mogła wyjść. I musisz mi dać relikwiarzyk.
Kate, bardzo podekscytowana, kiwnęła głową.
Tak, tak będzie najlepiej. Powiem matce, że dałam ci wolne, żebyś
mogła pójść do brata. I zapytam ojca, czy potrzebuje samochodu. Jeśli nie,
będziesz mogła go wziąć.
To by było doskonale, mogłabym szybko zajechać. Nie masz
pojęcia, jaka jestem zdenerwowana. Czy to nie cudowne zrządzenie losu, że
markiz pojawił się właśnie w tym samym domu, co ja, i że przyniósł tu
relikwiarzyk?
Tak, to jest jak cud. I teraz już rozumiem, dlaczego markiz tak bar-
dzo nalegał na to, żeby nie pokazywać obrazu nikomu obcemu. Pewnie ma
swoje powody, aby go ukrywać. Gdyby nie chciał zaimponować mojemu
ojcu rzekomym rodzinnym klejnotem, pewnie by go tutaj nie przyniósł. Ale
teraz pośpiesz się, Danielo. Ja idę do ojca. I od razu weź skrzyneczkę.
Daniela pobiegła do swojego pokoju, a Kate poszła do ojca.
Czy potrzebujesz jeszcze dzisiaj wieczorem samochodu, ojcze? -
zapytała, obejmując go za szyję.
Dyrektor Herder spojrzał na nią czule i z dumą.
116

Nie, Kate, a dlaczego?
Panna Daniela chce odwiedzić brata, a ja nie chciałabym, żeby tak
późno jechała sama. Mogłaby pojechać samochodem, skoro ty go nie
potrzebujesz.
Oczywiście. Szofer pewnie zaraz wróci.
Dziękuję ci, ojcze.
XV
Stefan i Busso przyszli z pracy do domu. Christina podawała właśnie
kolację. Żartując i przekomarzając się z Christina, zabrali się do jedzenia,
a ona została chwilę, by zobaczyć, jak im smakuje.
Kiedy po kolacji Christina sprzątała ze stołu, na dole rozległ się dźwięk
dzwonka.
Stefan zerwał się od stołu.
To Daniela! wykrzyknął.
Chyba nie przyszłaby tak późno.
A jednak, to na pewno ona. Zdaje mi się, że słyszałem samochód.
Stefan pobiegł do drzwi, które w tej chwili otworzyły się i weszła Danie-
la z Christina. Daniela przywitała się z panami, a Christina poszła do siebie.
Stefan pomógł Danieli zdjąć płaszcz i wziął od niej kapelusz. Busso
pytająco spoglądał na siostrę.
Co się stało, Danielo? Przychodzisz tak późno. I wyglądasz na
zdenerwowaną. Masz takie kolory i oczy ci pałają. Coś złego?
Daniela opadła na fotel, przycisnąła do piersi pakunek, w którym było
etui z relikwiarzykiem.
Tak, braciszku. Coś niezwykłego. Ach, zupełnie nie mogę się uspokoić.
I Daniela krótko opowiedziała o wszystkim.
Odetchnąwszy nieco, uśmiechnęła się do Stefana i, ujmując jego rękę,
powiedziała:
Wiesz, Stefanie, nareszcie wiem, kogo mi tak bardzo przypominasz
syna pani Lentikow. Zaraz zobaczysz, był tak podobny do ciebie, że
mógłby być twoim młodszym bratem.
117


Wyciągając relikwiarzyk, Daniela opowiadała spiesznie, co się jeszcze
wydarzyło.
A oto corpus delicti. Musicie mi pomóc, poradzić, w jaki sposób
wydostać go z rąk markiza. Bo na pewno go nie oddam, musze go zwrócić
pani Lentikow.
Wypakowawszy etui, otworzyła je i wyjęła skrzyneczkę. Kiedy posta-
wiła ją przed sobą na stole, Stefan, który z największym napięciem przysłu-
chiwał się jej opowiadaniu, wydał z siebie głośny okrzyk. Wpatrywał się
w relikwiarzyk z takim wyrazem twarzy, jakby nagle postradał zmysły. Brat
i siostra patrzyli na niego z przestrachem. Twarz Stefana była śmiertelnie
blada, jej rysy wykrzywił dziwny grymas.
Stefanie, co ci jest? zapytała Daniela z przestrachem.
Stefan spojrzał wokoło, jakby budząc się z ciężkiego odurzenia. Potem
zatoczył się, chwycił relikwiarzyk drżącymi rękoma, i nie mówiąc ni słowa,
wcisnął rubin w ornament. Kiedy ukazał się portret młodego rosyjskiego
oficera, Stefan, wydając z siebie nieartykułowany bełkot, opadł bezsilnie
na fotel.
Po chwili podniósł głowę, dziwnym wzrokiem wpatrzył się w twarz
Danieli.
Na miłość boską, do kogo należy ten relikwiarz? wyszeptał
ochrypłym głosem.
Do pani Lentikow, mojej poprzedniej chlebodawczyni.
Stefan przejechał dłonią po czole, jakby próbował zebrać rozpierzcha-
jące się myśli.
Boże, przecież nie zwariowałem?! Pani Lentikow... Boże przenaj-
świętszy... kto to jest ta pani Lentikow, która utrzymuje, że to portret jej
syna? wybuchnął i zerwał się z fotela.
Daniela, przestraszona, musnęła dłonią jego policzek.
Stefanie, oprzytomnij! Co cię tak zdenerwowało?
Proszę, nie myśl, żfe postradałem zmysły, Danielo, chociaż tak
naprawdę jestem o krok od tego. Ten obraz, ten relikwiarzyk, to podarunek
mojego ojca dla matki. Teraz muszę ci powiedzieć o czymś, co właściwie
już dawno powinnaś wiedzieć. Teraz dowiesz się, kim naprawdę jestem...
Co to za sprawa z tym relikwiarzem, Boże, nic nie rozumiem... ale może
uda się ją wyjaśnić. A więc naprawdę nie nazywam się Stefan Kolniko,
tylko hrabia Dymitr Smoleński. A ta miniatura przedstawia mnie, poleciłem
118

namalować ją dla mojej ukochanej matki jeszcze w szczęśliwych czasach
pokoju.
Daniela zerwała się z krzesła, i ona była blada ze wzruszenia.
Hrabia Dymitr Smoleński! O mój Boże, mój Boże! Przecież on nie
żyje... został zastrzelony podczas próby ucieczki z transportu na Syberię!
Jego nieszczęsna matka opłakuje go od lat. Bo pani Lentikow to muszę
to teraz powiedzieć hrabina Smoleńska.
Stefan bezwładnie runął z fotela na kolana, zaciśnięte pięści przycisnął
do oczu.
Moja matka! krzyknął takim głosem, że Busso i Daniela aż
zadrżeli z przerażenia. Moja matka nie żyje! Umarła podczas ucieczki
z Rosji, na małej rosyjskiej stacyjce, modliłem się tam nad jej opuszczo-
nym, bezimiennym grobem. Powiedziano mi, że pochowano w nim hrabinę
Smoleńską.
Myśli, kłębiące się w głowie Danieli, zaczęły się teraz rozjaśniać.
Drżącymi rękami głaszcząc Stefana uspokajająco po głowie, powiedziała
pośpiesznie:
Nie, Stefanie, wprowadzono cię w błąd. To nie hrabina Smoleńska
zmarła na owej stacji, tylko towarzysząca jej pokojówka. Do hrabiny doszły
wprawdzie plotki na temat jej rzekomej śmierci, ale wobec tragicznej
sytuacji, w jakiej się znalazła, było jej to zupełnie obojętne i nie próbowała
prostować pomyłki.
Stefan z napięciem wpatrywał się w Daniele, potem chwycił jej ręce,
z jękiem ukrył w nich twarz.
Moja matka... czy to możliwe? Moja matka żyje, a ja myślałem, że
umarła.
Drżał ze wzruszenia.
Daniela i Busso, głęboko wstrząśnięci, popatrzyli na siebie.
Mój ty biedaku! Ileż ty się nacierpiałeś wyszeptała Daniela cicho.
Podniósł ku niej bladą, drgającą wzruszeniem twarz, mocno objął
ramionami jej szczupłą kibić.
Danielo, najdroższa moja! Trzymaj mnie, trzymaj mnie mocno!
Chcę czuć, że to jawa, że to nie snem się sycę! Ja tego nie pojmuję, nie
rozumiem... moja matka żyje! Powiedz mi to jeszcze raz, powiedz mi to
jeszcze!
Pochyliła się nad nim, delikatnie pogłaskała go po głowie.
119

Możesz mi wierzyć, biedaku, twoja matka żyje. Niepocieszona po
stracie twojego portretu, który był dla niej największym skarbem, pojechała
do swojej willi nad jeziorem Como, aby tam odzyskać siły i wyruszyć na
poszukiwanie skradzionego relikwiarzyka. Ten portret to była jedyna jej
pamiątka po tobie. Wszystkie inne portrety rodzinne zaginęły wraz z waliz-
ką podczas ucieczki z Rosji. Boże mój, to jest cud. Ja wiem, co czujesz,
rozumiem twoje wzruszenie...
Wcisnął twarz w jej suknię. Mocno, jakby w potrzebie oparcia, objął
dziewczynę.
Cud... tak, to prawdziwy cud!
Kochany, najdroższy Stefanie!
Potrząsnął głową.
Mów mi Dymitr, Danielo, mów mi Dymitr, Ach, jaka to ulga
znowu słyszeć swoje imię! Czy to możliwe, że odnalazłem matkę? Och,
gdybym mógł ją jak najszybciej zobaczyć, przekonać się, że to ona.
Daniela westchnęła.
Niestety nie mam jej fotografii. Hrabina ma zupełnie białe włosy.
Osiwiała, kiedy przyniesiono jej wiadomość o śmierci syna, a twój ojciec
zmarł w tym momencie na atak serca. Ale... poczekaj chwilę. Coś mi przy-
szło do głowy... Mam list od twojej matki. Czytałam go przed przyjściem do
was, to ten list, który przyniósł mi jej wybaczenie, tak bardzo mnie ucieszył.
Jest na nim adres hrabiny. Powinieneś rozpoznać jej pismo, jest bardzo
charakterystyczne.
Dymitr poderwał się i z malutkiej kapsułki, zawieszonej na łańcuszku
zegarka, delikatnie wyjął wąską karteczkę. Było tam tylko kilka słów: Mój
synu, mój najdroższy synu: Bóg z Tobą!
Dostałem tę karteczkę po kryjomu, kiedy razem z innymi
więźniami wyprowadzano mnie z więzienia, by wysłać nas na Syberię.
Przechowałem ją w ubraniu jak najdroższą relikwię, a potem schowałem do
tej kapsułki. To pismo mojej matki. Znam je jak moje własne.
Tymczasem Daniela wyjęła z torebki list pani Lentikow i podała go
Dymitrowi.
Dymitr spojrzał na list, przycisnął go do ust.
Nie mam wątpliwości, to pismo mojej matki mówił gorączkowo.
Popatrz sam zwrócił się do przyjaciela porównaj karteczkę z tym
listem!
120

Busso znał dobrze historię przyjaciela, wiedział, że Stefan to naprawdę
hrabia Smoleński. Pojmował, jak bardzo musiała go poruszyć opowieść
Danieli, wiedział bowiem, że Dymitr gorąco kochał matkę.
Serdecznie objął przyjaciela.
Drogi Dymitrze, teraz wszystko, wszystko obróci się na dobre.
Pozwolisz, że będę cię teraz nazywał twoim prawdziwym imieniem, skoro
bowiem twoja matka żyje, to zwraca ci prawo do niego.
Dymitr przyciągnął Daniele do siebie, mocno otoczył ją ramionami.
Najdroższa moja, uczyniłaś mnie bogatym przez twoją miłość.
A teraz czynisz mnie jeszcze bogatszym, zwracając mi matkę. Ale proszę,
opowiedz mi wszystko, co o niej wiesz. Pani Lentikow... pamiętam jak mnie
to uderzyło, kiedy pewnego razu, jeszcze w Sztokholmie, zobaczyłem to
nazwisko na kopercie listu Bussa do ciebie. Ojciec mój posiadał niewielki
majątek ziemski o tej nazwie i używaliśmy również tego nazwiska. Ale nie
jest ono rzadkie w Rosji, nosi je wielu ludzi. Niczego więc nie podejrzewa-
łem i nie zastanowił mnie nawet fakt, że owa pani Lentikow, podobnie jak
moja matka, była przyjaciółką baronowej Berken. Byłem absolutnie przeko-
nany, że moja matka nie żyje, wierzyłem mocno, że to przy jej grobie mod-
liłem się tamtego dnia. Ponadto twoja pani Lentikow była bogata, a moim
rodzicom odebrano cały majątek, zostali wygnani z kraju, skazani na biedę
i niepewny los. A więc wyjaśnij mi Danielo, jak to możliwe, że moja matl^
jest bogata, posiada letni dom w Anglii i willę nad jeziorem Como?
Daniela usiadła na kanapie, przyciągnęła Dymitra do siebie. Busso
usiadł także obok nich, po czym Daniela zaczęła opowiadać.
Dymitr mocno obejmował ją ramieniem, słuchał w napięciu, starając
sienie uronić ani słowa. Daniela opowiedziała wszystko, co było jej wiado-
me o losach pani Lentikow. Kiedy skończyła, mimowolne westchnienie
wyrwało się z piersi Dymitra. Po chwili milczenia powiedział wstrząśnięty:
Boże, co za koszmar, co za koszmar! Moja matka tyle lat żyła,
dręczona przeświadczeniem, że nie żyję! A ja opłakiwałem jej śmierć!
I mogliśmy tak jeszcze żyć wiele lat, aż do śmierci, daleko od siebie, i nic
o sobie nie wiedząc. Niech będzie błogosławiony dzień, kiedy przyszłaś do
mojej matki, Danielo! Inaczej pewnie nigdy byśmy sienie odnaleźli.
Daniela pogładziła go po włosach.
Ale teraz powiedz mi, kochany, jak to się stało, że twoja matka
uznała cię za zmarłego, że nigdy nie dowiedziała się, że żyjesz?
727

Dobrze, teraz mogę ci wszystko opowiedzieć.
Dymitr przez chwilę spoglądał przed siebie w zamyśleniu, potem
z westchnieniem zaczął swoją historię:
Busso zna moje losy dosyć dokładnie. A więc, pewnego dnia zosta-
łem aresztowany pod zarzutem rzekomego podburzania do buntu i spisko-
wania. Nic nie pomogły moje przysięgi, że jestem niewinny, spreparowano
tak zwane dowody i skazano mnie na dożywotnie zesłanie do syberyjskich
kopalń. Nie muszę was chyba przekonywać, że byłem niewinny.
Dość, że zostałem deportowany wraz z innymi więźniami, takimi
samymi nieszczęśnikami jak ja, chociaż byli wśród nich i prawdziwi zbrod-
niarze. Pognano nas na Syberię, a podczas transportu traktowano gorzej niż
zwierzęta. Cierpiałem straszliwie, nasi strażnicy to były prawdziwe, bezdu-
szne i okrutne bestie, dręczenie nas sprawiało im przyjemność, a na mnie
wyżywali się szczególnie, gdyż okazywałem im pogardę. Nie będę ci
opowiadał, jak bardzo cierpiałem, powiem tylko, że wolałem umrzeć, niż
żyć dalej w ten sposób. Dlatego postanowiłem uciec za wszelką cenę.
Lepiej zginąć podczas ucieczki na syberyjskiej śnieżnej pustyni, czy paść
pod kulami oprawców, niż dłużej wegetować w ten sposób.
W nocy, kiedy zatrzymaliśmy się na postój w jednym z tych nędznych
baraków, uwolniłem się z więzów za pomocą znalezionego kawałka szkła.
Wyśliznąłem się baraku i uciekłem z obozu, przemykając obok pijanych
wartowników. Jakim cudem mi się to udało, nie wiem do dziś. Byłem wolny
i zataczając się na zesztywniałych nogach, zagłębiałem się w noc, przez
białe, śnieżne pole wlokąc się ku wyschłym, gęstym zaroślom, w których
miałem nadzieję znaleźć ukrycie.
Ale jeden z wartowników nie był zupełnie pijany, w ostatniej chwili
odkrył moją ucieczkę i wszczął alarm. Zaczęło się polowanie na mnie.
Ponieważ nie zatrzymałem się na ich wezwanie, zaczęli do mnie strzelać.
Trafili mnie. Ciężko ranny leżałem na ziemi, a krew z rany na plecach
wsiąkała w śnieg. Czułem, jak powoli tracę przytomność, usłyszałem
jeszcze tylko słowa jednego z wartowników: Zdechł, pies przeklęty.
Zostawcie go na żer wilkom".
Przed oczami tańczyły mi czerwone iskierki, czułem, jak moje ciało
przenika straszliwy ziąb. Pomyślałem: To śmierć. Pomyślałem jeszcze
o rodzicach. Potem straciłem przytomność. Powróciła mi jeszcze na chwilę,
kiedy prowadzono obok mnie moich towarzyszy niedoli. Transport szedł

dalej. Jak z wielkiej oddali usłyszałem głos jednego z więźniów, który
prosił, żeby pozwolono wykopać dla mnie grób. Strażnicy zaśmiali się
cynicznie, jeden z nich powiedział, że w nocy załatwią to wilki.
Nie ruszyłem się, nie otworzyłem oczu. A potem zapadła noc wokół
mnie i we mnie. Nie wiem, jak długo tam przeleżałem. Kiedy wróciła mi
przytomność, zobaczyłem, że leżę w nędznej izbie na posłaniu z wysuszonej
trawy stepowej. Nade mną pochylała się głowa wiekowego starca, który
spoglądał na mnie z otępiałym smutkiem. Stary wlał mi do ust jakiś gorący
napój, o gorzkim, cierpkim smaku. Poczułem, jak wzmacniające ciepło
rozlewa się po moim ciele. Ten człowiek uratował mi życie. Nazywał się
Mikołaj Kolniko. Tam właśnie, jako syberyjski rolnik, kawałek po kawałku,
w pocie czoła uprawiał twardą ziemię. Przed piętnastu laty zesłano go na to
pustkowie wraz z synem, synową i dwojgiem wnuków. Otępiał, zdziczał
i zobojętniał wśród tej opuszczonej przez Boga głuszy, a w ciągu tych lat
śmierć po kolei zabierała mu członków rodziny. Tej właśnie nocy, kiedy
mnie znalazł, stracił ostatniego wnuka, młodego człowieka w moim wieku.
Owej nocy Mikołaj, zrozpaczony i załamany śmiercią ostatniego
bliskiego człowieka, wybiegł z chaty, by zamarznąć w głuszy; pragnął już
tylko śmierci, nie miał po co i dla kogo żyć. O brzasku zobaczył z daleka
przeciągający transport więźniów, powlókł się dalej, w poszukiwaniu
śmierci. W końcu znalazł mnie, zobaczył, że jeszcze oddycham. To obu-
dziło w nim chęć życia. Oto leży przed nim młody człowiek, który zginie
niechybnie bez jego pomocy. Dzielny starzec, mimo swego wieku silny jak
niedźwiedź, przez prawie godzinę wlókł mnie po śniegu do swojej chaty.
Pielęgnował mnie, karmił i ogrzewał, opatrywał moje rany. Obok, na
drugim posłaniu ze słomy, spoczywał jego martwy wnuk. Śnieg padał przez
kilka dni i nocy, mieliśmy szczęście, zatarł wszelkie ślady i zapewne stąd
przekonanie o tym, że moje ciało rozszarpały wilki.
Kiedy poczułem się lepiej, szczerze opowiedziałem mojemu wybawcy
o swoich losach. Spod gęstych, krzaczastych brwi rzucił mi dobrotliwe
spojrzenie.
Jest sposób, abyś się uratował powiedział. Musisz wcielić się
w mojego wnuka. Masz szczęście, nie zdążyłem jeszcze zameldować o jego
śmierci, bo wszystko zasypał śnieg. Z Syberii nie ma ucieczki. Złapią cię,
zakują w kajdany i będą dręczyć jeszcze bardziej niż przedtem. Tutaj, ze
mną, to dla ciebie żadne życie, chociaż my, to znaczy moja rodzina i ja, za

123
122


swoje przewinienia zostaliśmy skazani tylko na lekką" pracę, czyli na
karczowanie i uprawianie tutejszej ziemi. Ale na razie możesz zostać ze
mną jako mój wnuk. To twoja jedyna szansa. Dam ci jego papiery: masz ten
sam wzrost, ciemne włosy, nawet niebieskie oczy, które on odziedziczył po
swojej matce znad Bałtyku. Jako mój wnuk, czyli Stefan Kolniko, pewnego
dnia będziesz mógł wyjechać z Syberii, jeśli zaciągniesz się do wojska.
W ręku Boga twój dalszy los. Ale musi upłynąć trochę czasu, zanim się
zgłosisz, trzeba, aby świat zapomniał o tobie. Tutaj ludzie zmieniają się
szybko, w wojsku nikt cię na pewno nie rozpozna. Może uda ci się później
wyjechać z Rosji i będziesz mógł odszukać twoich rodziców na wygnaniu".
W ten sposób zostałem Stefanem Kolniko. Z moim wybawicielem zo-
stałem jeszcze przez prawie dwa lata, aż na zawsze zamknął oczy. Nadzieja,
że pewnego dnia będę wolny, utrzymywała mnie przy życiu. Praca i prosty
tryb życia wzmocniły mnie fizycznie. A potem zostałem żołnierzem i jako
Stefan Kolniko poszedłem na wojnę. Później uciekłem za granicę, do
Finlandii i Szwecji, gdzie spotkałem twojego brata. Resztę już wiesz.
Naturalnie musiałem pozostać Stefanem Kolniko, nie miałem przecież
żadnych innych papierów. Kiedy służyłem w wojsku w Rosji, usiłowałem
dowiedzieć się czegoś o losie rodziców. Powiedziano mi, że matka zmarła
w drodze na wygnanie na małej kolejowej stacyjce, a ojciec niedługo
potem, kiedy zatrzymał się u krewnych matki. Tak więc zostałem zupełnie
sam na świecie i musiałem spróbować ułożyć sobie nowe życie. Ale otępie-
nie i zobojętnienie wobec własnego losu opuściło mnie dopiero wtedy, gdy
w Sztokholmie spotkałem twojego brata i dostałem posadę. Znowu mogłem
czuć się człowiekiem wśród kulturalnych, wykształconych ludzi. Wiele
zawdzięczam przyjaźni twojego brata. A kiedy spotkałem ciebie, Danielo,
życie znowu stało się dla mnie piękne i cenne. Ale dopiero teraz wiem, jak
wielkim szczęściem obdarzyło mnie niebo, stawiając cię na drodze mojego
życia.
Dymitr ujął głowę Danielr*w obie dłonie, z pełną szacunku żarliwością
pocałował ją w usta.
Daniela, która wysłuchała jego opowieści z bijącym sercem, ze
szlochem skryła się w jego ramionach.
Nie płacz, najdroższa, tylko nie płacz! prosił.
Myślę o twojej matce, Dymitrze. Czy starczy jej siły, by znieść
radość, która ją czeka? Musimy przygotować ją bardzo ostrożnie.
124

Moja matka żyje! Moja matka żyje! powtórzył Dymitr z nie-
wysłowionym uczuciem.
Zbyt gwałtowna radość mogłaby ją zabić. Jej serce musiało znieść
zbyt wiele bólu. Najpierw trzeba ją delikatnie przygotować.
Zaczęli się gorączkowo zastanawiać, jak by to najlepiej urządzić.
W koficu postanowili, że najlepiej będzie jeszcze dzisiaj wysłać do hrabiny
telegram o odnalezieniu relikwiarza.
Daniela szybko ułożyła tekst:
Relikwiarzyk przypadkowo odnaleziony w obcych rękach. Portret
nienaruszony. Dostarczę osobiście jak najszybciej
Daniela
Daniela i Dymitr chcieli pojechać zaraz po Wigilii. Busso doradził im,
żeby zabrali ze sobą Chnstmę.
To nie brak zaufania do ciebie, Dymitrze, ale skoro Daniela ma
zostać hrabiną Smoleńską, to musicie dbać o formy. Chociażby ze względu
na twoją matkę.
Nie było wątpliwości, że Dymitr i Daniela dostaną urlop na tę podróż.
Należało jednak rozważyć inne istotne sprawy.
Co zrobimy z markizem? zastanawiał się Busso. Że jest
oszustem, to pewne. Twierdzi przecież, iż relikwiarz jest rodzinną pamiątką
jego rodziny. Wynika z tego, że albo sam go ukradł, albo ma kontakty ze
złodziejskimi bandami. Musimy go zdemaskować. Ale jak?
Czy nie byłoby najrozsądniej wtajemniczyć dyrektora Herdera?
zapytał Dymitr.
Ach nie, nie! zaprzeczył Busso. Przynajmniej na razie. Na to
potrzeba przekonywujących dowodów. Dyrektor jest pod wpływem tego
oszusta. Całkiem możliwe, że ostrzegłby markiza. Musimy także uważać,
aby nie zdradzić się przed tym Włochem z naszymi podejrzeniami, inaczej
może nam się wymknąć.
Chciałbym dostać tego łotra! Żeby już nadeszła wiadomość
z Florencji! Jestem pewien, że ten pałac z osiemdziesięcioma pokojami to
też jedno wielkie oszustwo. W ogóle nie wierzę, że ten człowiek jest
markizem.
725

Mnie to on wygląda na jakiegoś fryzjera czy kelnera. Ale z czym
można przeciw niemu wystąpić? Przecież musimy mieć jakieś dowody.
Naturalnie. Poczekam jeszcze na jutrzejszą pocztę. Miejmy nadzie-
ję, że wreszcie przyjdzie wiadomość z Florencji.
Tak czy owak markiz nie dostanie z powrotem relikwiarza!
oświadczyła energicznie Daniela.
W żadnym razie, to oczywiste poparł ją Dymitr.
Daniela spojrzała na zegar.
O Boże! Jak późno! Muszę jechać. Szofer się już pewnie niecierpli-
wi, tak długo kazałam mu czekać.
Pozdrów ode mnie Kate. Opowiedz jej wszystko, ale niech w żad-
nym wypadku nic nie zdradzi ojcu. Relikwiarz zabierz z powrotem, strzeż
go pilnie, będziemy go potrzebować do ewentualnego ujęcia oszusta.
Och! Już my go załatwimy, tego odrażającego typa!
Jesteś taka dzielna, Danielo powiedział Dymitr z czułością
i przyciągnął ją do siebie.
Objęli się w długim, gorącym uścisku, potem Daniela uwolniła się
z objęć Dymitra i powiedziała:
Teraz chcę jeszcze szybko porozmawiać z Christiną, trzeba ją przy-
gotować, że pojedzie z nami do Włoch. Pewnie niełatwo przyjdzie jej to
zrozumieć. Zdziwi się, kiedy jej powiemy, że jesteś synem pani Lentikow.
Christiną zna twoją matkę, gdyż nieraz zatrzymywała się ona u baronowej
Berken. Wie, jak bardzo pani Lentikow opłakiwała zmarłego syna.
Zawołano Christinę. Stara służąca w niepomiernym zdumieniu wysłu-
chała całej historii. Lecz kiedy Daniela serdecznie ją objęła i zapewniła, że
Busso będzie pilnie strzegł mieszkania, Christiną zgodziła się wybrać
w daleką podróż. Serdecznie pogratulowała narzeczonym, ale nie tak od
razu zrozumiała wszystko, co jej opowiedziano.

Kate z niecierpliwością czekała na powrót Danieli, która z radosnym
śmiechem rzuciła jej się na szyję.
Ach, Kate, nie gniewaj się, że tak długo mnie nie było! Wydarzyło
się tyle nieprawdopodobnych rzeczy. Ale najpierw tysiąc całusów od Bussa.
Zaraz opowiem ci wszystko po kolei. Cuda zdarzają się na świecie. Ale
- pozwól mi się najpierw rozebrać.

726

Poszły do salonu, gdzie pani Herder siedziała wtulona v/ K3tkan,
Starsza pani z uśmiechem spojrzała na Daniele.
Już z powrotem, panno Danielo?
Dziewczyna kiwnęła głową.
jak
Kochana, łaskawa pani, nawet pani nie wie... Prc > to
bajka... Zaraz wszystko opowiem.
Daniela położyła paczkę z relikwiarzykiem na stole,
dla niej kolację.
Kate powiedziała Daniela wypakuj, prosz^
kiedy będę jadła, i opowiedz twojej matce wszystko, cze^ Sl? de
dowiedziałaś. Tylko bardzo proszę, łaskawa pani, najpien^ ^si mi
przyrzec, że dochowa pani ścisłej tajemnicy, nawet wc7 ec
a właściwie zwłaszcza wobec niego.
Czy ma to związek ze świętami?
prosj
Nie, maleńko, ale możesz bez obaw przyrzec Daniel* >
No dobrze, będę milczeć.
Kate wyjęła relikwiarzyk.
To przecież rodzinna pamiątka markiza?
Tak, mamo, a właściwie nie. Uważaj, bardzo się zdz*wisz-
Daniela przełknęła kilka kęsów, ale zaraz w po-dniece*1111 ZerV/a}a sj
z krzesła.
Nie, nie mogę jeść. Jestem taka zdenerwowana, ^e ZuPehiie nje
wiem, od czego zacząć. Ten relikwiarz... tak, markiz nie rr1a PJęcia, ze [o
relikwiarz, chociaż twierdzi, że to jego rodzinna parr>'^ *a
spojrzeć... tutaj... tu, w tej złotej kapsułce, jest drzazga ze śV1?tego
a tutaj... portret rosyjskiego oficera.
Pani Herder nałożyła okulary i spojrzała na portret.
Rosyjski oficer? Rzeczywiście! Ale... chwileczką" ^og0 on mj
przypomina? Aha, już wiem! Pana Kolniko!
Daniela głęboko westchnęła.
To nie tylko podobieństwo. To jest jego młodzieńczy POrtret.
Daniela! wykrzyknęła Kate.
Tak, Kate, Stefan Kolniko, z którym się zaręczyła^' to napr^W(^
Dymitr Smoleński, syn pani Lentikow, czyli o czyrr)Już od dawn.f
wiedziałam hrabiny Smoleńskiej. Dymitr jest jej cude^ Uratwąnyn^
synem, którego ona uważała za zabitego i od lat opłakiwała.
727

Daniela nie mogła opanować wzruszenia, łzy trysnęły jej z oczu.
Szybko wypiła łyk herbaty i możliwie najprościej wyjaśniła obu paniom
wszystko, co miało związek z relikwiarzem.
Matka i córka słuchały jej opowieści z zapartym tchem.
To naprawdę jak bajka powiedziała pani Herder, kiedy Daniela
skończyła. Mój poczciwy, biedny mąż srodze się rozczaruje co do tego
markiza. Jeśli ten Salvoni sam nie ukradł wtedy w Nicei relikwiarza, to
musiał go zdobyć w nieuczciwy sposób. W każdym razie jest pewne, że
oszukuje.
Panie jeszcze długo siedziały w salonie, rozmawiając o tych przedziw-
nych wydarzeniach.
XVI
Następnego dnia Busso otrzymał z Florencji długo wyczekiwaną
wiadomość. Zawierała następujące informacje:
Markiz Salvoni, jedyna żyjąca osoba o tym nazwisku, urodził się
18 marca 1867 roku. Nie ma męskiego potomka, tylko córkę, zamężną
z hrabią Vechino, która wraz z mężem mieszka w Palazzo Salvoni,
podobnie jak sam markiz- Markiz od lat nie opuszcza Florencji, nawet
na jeden dzień. Jeśli życzy Pan sobie dokładniejszych informacji,
oczekujemy na dalsze zlecenia.
Busso z triumfującym uśmiechem zamachał listem.
Mamy go, naszego pana markiza! zawołał do Dymitra, wręcza-
jąc mu kartkę. '
A więc nasz markiz nie może w żadnym wypadku być markizem
Salvoni powiedział Dymitr przeczytawszy list. Ciekawe, kim jest ten
oszust. Jak sądzisz, powinniśmy na niego nasłać policję?
Przyjdzie na to czas. Wstrzymaj się jeszcze trochę, kochany
Dymitrze. Chciałbym oszczędzić mojemu teściowi in spe zbyt wielkiego
blamażu. Informacje, które możemy mu przekazać, powinny go wyleczyć
%
128

z jego szaleństwa. Ponadto posiadamy dowód o nieocenionej wartości
w postaci relikwiarzyka. Omówimy wszystko dzisiaj z Daniela i Kate.
Zadzwonię do willi Herderów i zaproszę je obie do nas na popołudnie.
Dobrze, Busso. A mnie usprawiedliw w biurze, muszę iść do biura
paszportowego. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie zobaczę matkę.
Gdy panowie przyszli na obiad do domu, Kate i Daniela już na nich
czekały.
Zastanowili się wspólnie nad najlepszym rozwiązaniem, a kiedy Busso
powiedział, że chciałby oszczędzić wstydu panu Herderowi, Kate mocno go
ucałowała.
Około godziny czwartej po południu samochód dyrektora Herdera
zajechał na podwórzec fabryki. Kilka minut później Busso zapytał przez
telefon, czy dyrektor zechce go przyjąć w pilnej sprawie.
Oczywiście, drogi doktorze. Oczekuję pana.
Busso pojawił się natychmiast. Dyrektor Herder siedział za biurkiem,
gestem dłoni wskazał przybyłemu fotel.
No, śmiało, mów pan, doktorze. Czyżby znowu dokonał pan
jakiegoś wynalazku? Czy może przychodzi pan z czym innym?
Busso spojrzał na dyrektora, po czym oświadczył śmiało i zdecy-
dowanie:
Panie dyrektorze, przyszedłem, aby poinformować pana o tym, iż
markiz jest oszustem, który zamierza pana poważnie wykorzystać, jeśli już
tego nie uczynił.
Dyrektor spurpurowiał z gniewu.
Jak pan śmie! Mówi pan o miłym i drogim memu sercu gościu
naszego domu, o człowieku, który wkrótce zostanie moim zięciem!
Busso przeczekał jego wybuch.
Bardzo proszę, panie dyrektorze, czy nie zechciałby pan najpierw
przeczytać tego listu z Florecji?
Zasięgnął pan informacji?! Jakim prawem?!
To wyjaśnię panu później. Proszę, niech pan czyta.
W miarę czytania coraz większe zdumienie malowało się na twarzy
dyrektora. Niepewnie spojrzał na inżyniera.
129
Hm... to w istocie dziwna informacja...
9 Banitka

Z której jednoznacznie wynika, iż markiz Salvoni jedyna osoba
o tym nazwisku jest bardzo starym człowiekiem i obecnie przebywa we
Florencji, a nie w Berlinie. Ale to nie wszystko.
Teraz Busso opowiedział o sprawie relikwiarzyka, a potem opisał, jak
razem z przyjacielem poszli za markizem w nocy po balu i co zobaczyli.
Dyrektor słuchał z coraz większym przerażeniem. W końcu, pobladły
i wzburzony, utkwił w twarzy Bussa niespokojne spojrzenie.
To przecież... to jest... Jezus Maria! Przeklęty oszust!
Wybiegł zza biurka, ogarnięty nagłą wściekłością.
Tak mnie podejść! Nędznik! Łajdak! krzyczał, biegając po
pokoju. I jeszcze wyciągnął ode mnie pięćdziesiąt tysięcy marek za
ukradziony relikwiarz! Boże, ależ się wygłupiłem! To niesłychane! Skręcę
mu kark, temu draniowi! Żeby odgrywać przede mną taką komedię!
Nagle zatrzymał się przed młodym człowiekiem.
Może mnie pan wyśmiać, nazwać starym osłem. Zasłużyłem na to.
Busso potrząsnął głową.
Nie musi pan sobie robić wyrzutów, panie dyrektorze. Pańską
jedyną winą jest to, że za bardzo zaufał pan temu człowiekowi, sądząc, że
jest szlachetnie urodzony.
Jak ja teraz spojrzę w oczy mojej żonie i córce?...
Myślę, że jeszcze nie wszystko stracone, ma pan szansę się zreha-
bilitować. Niech się pan tylko ze mną połączy, aby unieszkodliwić tego
oszusta.
Oczywiście. Przecież inaczej jeszcze bardziej bym się ośmieszył.
Natychmiast powiadomię policję.
Czy pozwoli pan, że będę mu towarzyszył?
Naturalnie. Nawet będę panu wdzięczny. Ale... niech pan poczeka.
Przecież już jutro Boże Narodzenie. I na jutrzejszy wieczór zaprosiłem do
siebie tego oszusta. A więc każę go aresztować u siebie w domu, naturalnie
jeszcze przed Wigilią. Boże, co za osioł ze mnie! Ale mi ten łobuz za to
zapłaci! '
Znowu zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. Nagle, jakby pod
wpływem jakiejś myśli, gwałtownie zatrzymał się przed Bussem.
I ten łajdak miał jeszcze czelność prawić mojej Kate o miłości!
A gdyby się tak w nim zakochała?! Boże, nie śmiem nawet myśleć... I to ja
byłbym winny jej nieszczęścia.
130

._ To wielkie szczęście, panie dyrektorze, że pańska córka potrakto-
wała go obojętnie, naprawdę wielkie szczęście!
Herder zdumiał się, potem ostro i przenikliwie spojrzał na młodego
człowieka.
Hm... pańska spostrzegawczość w tym względzie bardzo mnie
zdumiewa. Czyżby miał pan jakiś szczególny powód, żeby przypatrzeć się
markizowi?
Busso spokojnie wytrzymał spojrzenie starszego pana.
. Być może, panie dyrektorze... zawahał się przez chwilę, ale
potem postanowił wyznać wszystko otwarcie: To znaczy, chciałem
powiedzieć, że kocham pańską córkę, z całego serca i z duszy całej.
Dyrektor utkwił wzrok w jego twarzy. Słowa młodego człowieka
wstrząsnęły nim. Tyle w nich było szczerego, gorącego uczucia. To zupeł-
nie co innego niż przesłodzone: Ja być tak bardzo kochać signorina"
markiza.
Przeklęty oszust! wykrzyknął znowu z furią.
Busso wstrząsnął się. Dyrektor spostrzegł, że został źle zrozumiany,
niecierpliwie machnął ręką.
Miałem oczywiście na myśli tego łotra wyjaśnił. A więc
kocha pan moją córkę?
Tak.
A czy moja córka o tym wie?
Tak.
I odwzajemnia pańskie uczucie?
Tak.
No, no! A więc i ja powinienem powiedzieć tak"?
Jeśli pragnie pan szczęścia swojej córki, to oczywiście tak.
A jeśli nie powiem tak?
To by było bardzo smutne, gdyż wtedy musielibyśmy pobrać się
bez pańskiego pozwolenia.
Starszy pan roześmiał się ironicznie.
Ach tak? A jeśli nic nie dam mojej córce?
Sam potrafię utrzymać żonę.
Moja córka jest bardzo rozpieszczona.
Ale mimo to nie opuści mnie, jest przecież uczciwą córką uczci-
wych ludzi.
131

- Panie doktorze! Za kogo s* Pan uwa^ ^ waąy się wydągać
po moją córkę?
- Po pierwsze, jestem mężczyzną, którj, ^ ^ zaofiarowania szczere
serce i szczerze pragnie uczynić pańską córkę S2częśHwą Po ^^ jestem
doktorem Falknerem, zdolnym jak s^ze ^ inżynieremt którego stać na
własne, niezłe pomysły. A po trzecie, pochc^ z ^ dobrej ^.^ ^
hrabia Smoleński zaręczył się z moją siostrą i ^ .^ poślubić
- Panna Daniela zaręczyła się z hrabią \Qleńskim? A kiedyż to?
- Także w dniu balu.
Starszy pan przeczesał sobie palcami
CQŚ szczególnego?
Czyż nie powiedziałem panu już ki^
Kolmko nie wygląda na biznesmena i ze jest \v n
Tak, podziwiałem pańską przenikliwe^
Czy już wtedy pan wiedział, że Jest nr%;a9
Tak. Wiem o tym od dawna.
No, to mógł mi pan o tył* wcześ^. powiedzjeć l pomyśleć>
że przez cały ten czas w moim domu by^ prawdziwy hrabia? a ja
wcale o tym nie wiedziałem... A zatem pa
Smoleńską?
Tak.
Namiętna słabość dyrektora do tytułó^
Pomyślał, że naprawdę będzie przyjemny powiedzieć.
szwagierka hrabiny Smoleńskiej" ^ albc ,^czekujemy dzisiąj naszych
krewnych, hrabiny i hrabiego Smoleńskich .
za.
Szansę Bussa wzrosły bardzo dzięki je^ męskiemU) dzielnemu
chowaniu i pełnym ciepła stawom. Teraz
przyszłemu powinowactwu z hrabią bmole
oficjalnych oświadczyn
A więc, panie doktorze, oczkuję
o rękę mojej córki.
Oczy Bussa rozpromieniły si
Panie dyrektorze! ,
szczęśliwa ^ nie je_
No dobrze już, dobrze, d*jmy spok^.
chłop, doktorze Falkner! A słabość to zawsze M
moją córkę. Skoro Kate wierzy, że będzie z p.
stem materiałem na ojca tyrana. Resztę omo^imy .^ wieczorem A t?raz
chodźmy na policję, trzeba załatwić tę sprawę. ^^ ^ towarzyszyć

XVII
Markiz Salvoni" nie podejrzewał, jaką przygwtowywano dla niego
bożonarodzeniową niespodziankę, kiedy wieczorem następnego dnia prze-
kroczył próg willi Herderów.
Z promiennym uśmiechem na twarzy, mienagannie ubrany,
z goździkiem w butonierce pojawił się przed gospodarzami. Rodzina
Herderów wraz z gośćmi oczekiwała go we wspania-łym, wielkim salonie
gościnnym.
Na widok Bussa i Dymitra oczy markiza zapłonęły złym blaskiem.
Pozdrowił obu panów jedynie pełnym pogardy skinieniem swojej ufryzo-
wanej głowy. Również Daniela musiała zadowolić się; ledwo zauważalnym
ukłonem, natomiast rodzinę gospodarzy markiz jak zwykle uraczył na
powitanie potokiem swojej kwiecistej wymowy.
Kiedy wyciągnął rękę do gospodarza, Herder nie podał mu swojej.
Chwileczkę, markizie. Zanim zaczniemy świętować, mam jeszcze
z panem do wyrównania mały rachunek. Czy nie zechciałby mi pan natych-
miast oddać całej gotówki, która jeszcze panu została?
Markiz spojrzał na niego zdumiony.
Oo... to być chyba mała żart pana dyrektor?
W rzeczy samej, drobny żart, ale z bardzo poważnej przyczyny.
A więc proszę, niech mi pan natychmiast zwróci to wszystko, co jeszcze
pozostało panu z sumy pięćdziesięciu tysięcy marek, którą podstępnie
wyłudził pan ode mnie. Chodzi o to, iż zastaw, który mi pan powierzył,
okazał się własnością innej osoby.
Markiz" nie dał nic poznać po sobie, natychmiast zorientował się
w sytuacji.
Co to za mówienie, panie dyrektor? Ja bardzo prosić! Ja nie wie,
jak to rozumić! Ja być bardzo oburzony! Markiz Salvoni nie pozwoli na
takie traktowanie!
Markiz Salvoni nie. Ale pan nie jest markizem Salvoni, tylko naj-
zwyklejszym w świecie, bezczelnym oszustem. A więc proszę: pieniądze!
Markiz" z oburzeniem wzruszył ramionami.
Nie trzeba zadawać się z motłoch. Ale ja oddać panu oczywiście
Pana pieniądze, tyle ile mam ze sobą. Reszta przekaże panu bank. Tu mam,
133

w portfelu. Zaczął odliczać banknoty, jednocześnie sprytnie chowając
kilka z nich w bocznej przegródce portfela. Dwadzieścia... trzydzieści...
trzydzieści trzy tysiące marek. Ja być panu winien jeszcze siedemnaście
tysięcy marek. Ale teraz proszę dać mój zastaw, mój rodzinny pamiątek.
Dyrektor Herder wziął pieniądze.
Rodzinny pamiątek! fuknął z wściekłością, przedrzeźniając
markiza. No to musiał go pan odziedziczyć w szczególny sposób. Zdaje
się, że niedawno wpadł panu w ręce. W Nicei, gdzie został skradziony
pewnej kobiecie, kiedy ta zemdlała, a jej dama do towarzystwa próbowała
ją ocucić. Ta dama do towarzystwa jest przypadkiem tutaj obecna. To panna
Daniela Falkner, która pana rozpoznaje.
Był to naturalnie blef.
Ale w tym momencie markiz stracił panowanie nad sobą. Zerwał się do
ucieczki i rzucił ku drzwiom. Lecz kilka minut wcześniej drzwi otworzyły
się cicho i bezszelestnie stanął w nich komisarz policji w towarzystwie
dwóch policjantów.
Markiz" przez krótki moment stał naprzeciwko tej trójki, potem
odwrócił się szybko i chciał pobiec ku oknu.
Stój albo strzelam! zawołał komisarz.
Zdemaskowany oszust, widząc, że jest osaczony, zatrzymał się,
rzucając wokół wściekłe spojrzenia.
Komisarz podszedł do niego i zażądał dokumentów.
Kelner Giuseppe Salvatore zrozumiał, że gra skończona. Jego fałszywe
dokumenty mogły zapewne wprowadzić w błąd laika, ale nie wprawne oko
władzy.
W portfelu, który przeszukiwał komisarz, znajdowały się ponadto jego
prawdziwe papiery oraz pięć tysiącmarkowych banknotów, które potajem-
nie schował. Komisarz wręczył je dyrektorowi.
Zanim Giuseppe Salvatore zdołał się obejrzeć, został aresztowany
i wyprowadzony. ,
Dyrektor odprowadził go pełnym wściekłości spojrzeniem.
Co za łajdak! No, ale teraz nic nam już nie grozi. Możemy w spo-
koju zasiąść do stołu.
Świąteczny wieczór przebiegał w atmosferze pełnej rodzinnego ciepła.
Najbardziej uroczysta chwila nastąpiła, kiedy pan domu poprowadził córkę
do jej prezentów.
134

Kate powiedział starałem się spełnić wszystkie twoje
pragnienia, o jakich tylko zdołałem się dowiedzieć. Jak wiesz, uznałem, że
powinnaś się zaręczyć. Niestety, markiz" mnie rozczarował. Ale już
poczyniłem nowe plany. Mam dla ciebie doskonałą partię, Kate, i tym
razem nic mnie nie powstrzyma przed przeprowadzeniem mojej woli.
Kate zbladła gwałtownie. Ogarnął ją strach. Ledwie pozbyli się z domu
tego okropnego Włocha, a już ojciec snuje nowe plany małżeńskie.
Ojcze, zostaw to dzisiaj poprosiła drżącym z niepokoju głosem.
Herder energicznie potrząsnął głową.
Nie, nie, postanowiłem sobie, że zaręczysz się dzisiaj, w wigilijny
wieczór. Twój narzeczony już tu jest. Ktoś, z kogo na pewno będziesz
bardziej zadowolona niż z tego fałszywego markiza. Ale co to, czyżby moją
córkę opuściła dzisiaj wrodzona przenikliwość? Nie mamy tu przecież zbyt
wielkiego wyboru kandydatów do ożenku. Hrabia Smoleński jest już
zaręczony, kto więc zostaje?
Kate spojrzała w promieniejące szczęściem oczy Bussa. Rzuciła mu się
w ramiona.
Pani Herder ukradkiem otarła łzy, a mąż ścisnął ją mocno za rękę.
Kate, uwolniwszy się z ramion Bussa, podbiegła do ojca.
Ojcze, mój ukochany, najlepszy ojcze!... Dziękuję ci, z całego serca
ci dziękuję za tak wspaniały prezent gwiazdkowy. I pocałowała go
mocno w policzki.
Herder popchnął ją lekko w stronę żony.
Zapytaj najpierw matkę, czy akceptuje twój wybór powiedział.
Pani Herder otoczyła córkę ramionami.
Bądź szczęśliwa, Kate, i dawaj szczęście!
Potem podała rękę Bussowi, który przycisnął ją do ust, mówiąc ze
wzruszeniem:
Proszę przyjąć mnie na swojego syna, matko.
Starsza pani, zwykle tak nieśmiała i pełna rezerwy, ujęła głowę
młodego mężczyzny w obie dłonie, pocałowała go w czoło i powiedziała ze
wzruszeniem:
Kochany synu, uczyń moją Kate szczęśliwą, a będę cię kochać jak
własne dziecko.

XVIII
Pani Lentikow przeniosła się do swojej willi nad jeziorem Como.
Mieszkała tam w zupełnym osamotnieniu, wypoczywając i robiąc wszy-
stko, aby jak najprędzej powrócić do sił.
Natasza jak zwykle otaczała swoją panią troskliwą opieką. Nadeszły
święta Bożego Narodzenia. Pani Lentikow bogato obdarowała swoją służbę
i wręczyła Nataszy pieniądze, aby ta mogła sprawić kilkorgu biednym
dzieciom trochę radości w tym szczególnym okresie.
Sama pani Lentikow nie myślała wcale świętować. Z przymkniętymi
oczami, otulona w futrzany kubrak, siedziała grzejąc się przy kominku
i wspominała dawne czasy, wspaniałe święta, które niegdyś obchodziła
z rodziną.
Dźwięk dzwonka u drzwi wyrwał ją z marzeń. Wstrząsnęła się lekko
przestraszona. Kto to może być, kto mógłby pragnąć wejść do jej cichego
domu? Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i weszła Natasza.
Telegram dla ciebie, mateczko powiedziała, podając jej druk.
Starsza pani ze zdumieniem spojrzała na złożony papier. Co to może
być? Już od dawna nie otrzymywała żadnych pilnych wiadomości. Jednak
wyciągnęła rękę i wzięła telegram.
Zapal światło, Natasza!
Stara służąca zapaliła światło elektryczne. Pani Lentikow wyprostowała
się w fotelu i otworzyła telegram. Z bijącym sercem przeczytała wiadomość
od Danieli o odnalezieniu relikwiarzyka.
Zaszlochała gwałtownie.
Natasza z lękiem zajrzała w jej nagle pobladłą twarz.
Zła wiadomość, serce moje? zapytała z troską.
Hrabina popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami, przycisnęła ręce
do piersi. ,
Natasza! To cud! Portret... portret mojego syna, znowu będę go
miała. Odnalazł się! powiedziała cicho.
Natasza podbiegła do niej, jej łagodne oczy promieniały radością.
Mateczko!... Bogu niech będą dzięki! zawołała głęboko po-
ruszona.
Hrabina nerwowo splotła palce.
736


jak człowiek strad już wszystkOj
przywiezie mi
Widzisz, Natasza... to tak
wszystko, to wtedy może już tylko zyskać panna
portret. Och, wynagrodzę jej to! Po
Kiedy przyjedzie?
Nie wiem. Zdaje się, że jak ^szybciej. Będę liczyła każdą minutę.
Idź teraz, kochana moja, chcę zostaj sama TaR ^ ci^ ^ myśla}am
już, że jeszcze kiedykolwiek będę sJ^ tak cieszyc-
Zaraz następnego dnia pani Lei\kow wysMa telegram do Danieli.
Tysiączne dzięki za rad0\ną wiadomość Proszę przyjechać jak
najszybciej. Koszty nie grają r^[L ^^ ? utęsknieniem
Katharina Lentikow
Minęły dwa dni niespokojnego wyczekiwania Pot?m znowu nadszed}
telegram od Danieli, już z Monachi^ zapowiadający jej przybycie.
W umówionym dniu pani Lefl\ikow wysła{a na dworzec swój samQ_
chód. Daniela przyjechała w towar* ystwie Dymitra j christiny. Jednak nie
wysiedli z pociągu razem, gdyż PWla obawiała się ze sama hrabina,
gnana niecierpliwością, pojawi się fl^ dwOrcu
Ale czekała na nią tylko rad<\śnie podniecona Natasza, która zaraz
poprowadziła ją do samochodu.
Dymitr i Christina udali się ó^ najbliższego hotelu. Umówili się, że
tam będę czekać na sygnał od DaW^ która tymczasem przygotuje panią
Lentikow.
Hrabina, jak zwykle odziana W czamy jedwabj powita}a Daniele ?yta_
jącym spojrzeniem.
Daniela podbiegła do niej i z M\uciem ucałowała jej dłonie.
Kochana, droga, łaskawa i\ani, Jakże się desze? że zastąje panią
w dobrym zdrowiu!
Starsza pani objęła ją ramieniei^
Tak, łaskawa pani, tak, inaCSj bym gie mtaj nie pojawila
Wtedy hrabina przyciągnęła j ą \o siebie j ucałowała w policzek.
Niech panią Bóg błogosławi , Wyświadcza mi pani tyle dobra,
Moje drogie dziecko, niech ^ pani najpierw powie> czy przy wiozła
mi pani mój skarb?

Daniela zdjęła w przedpokoju kapelusz i płaszcz, z podręcznej torby
podróżnej wyjęła pakunek z relikwiarzykiem.
Proszę, oto pani własność. Pozwoli pani, że opowiem, w jaki
sposób ją odnalazłam.
Panie weszły do gustownie umeblowanego pokoju. Na kominku jasno
płonął ogień. Tam pani Lentikow usiadła wraz z Daniela.
Daniela wypakowała jedwabne etui.
Niestety, nie odzyskałam juchtowej walizeczki, łaskawa pani. Ale
oto etui wraz z zawartością. Nic nie zostało zniszczone.
Podała relikwiarzyk hrabinie, ta zaś z czułą żarliwością przycisnęła go
do piersi.
Kiedy starsza pani nieco się uspokoiła, Daniela opowiedziała jej
o wszystkim, co zaszło, nie wspominając przy tym ani słowa o Dymitrze.
Hrabina jeszcze raz uścisnęła jej dłoń.
Danielo, to bardzo uprzejme z pani strony, że nie zawahała się pani
podjąć trudów dalekiej podróży i przyjechała do mnie. Winna jestem po-
dziękowania także pani bratu i dyrektorowi Herderowi. Lecz przede wszy-
stkim opatrzności, która sprowadziła złodzieja właśnie do domu, w którym
objęła pani posadę. To prawdziwy cud, że wszystko się tak właśnie ułożyło.
Daniela ucałowała jej dłoń i spojrzała na nią błyszczącymi oczami.
Droga, kochana pani, tak, to cud. Ale wydarzył się jeszcze jeden
cud, o wiele większy. I tak naprawdę to powinnyśmy podziękować Bogu za
to, że posłużył się hotelowym złodziejem jako narzędziem, by sprawić ten
drugi cud. Ale zanim pani o tym opowiem, proszę mi powiedzieć, czy jest
pani naprawdę zdrowa, czy fizycznie czuje się pani już tak dobrze, czy jest
na tyle silna, aby znieść wielką radość?
Starsza pani spojrzała na portret syna, przycisnęła dłoń do serca.
Wielka radość? Przecież już doznałam ogromnej radości, znowu
mam mój największy skarb. Nie może być dla mnie większej radości.
Daniela zbladła ze wzraszenia. Starając się panować nad głosem,
powiedziała:
Dobry Bóg wiedział, dlaczego na krótko odebrał pani cenny
klejnot. Tak musiało być, aby mógł uczynić cud. Proszę, niech pani postara
się wysłuchać mnie w spokoju.
I Daniela zaczęła opowiadać, ostrożnie przygotowując hrabinę na
radosną nowinę.
138

Droga, kochana pani, mój brat zna mężczyznę z portretu.
Hrabina, która dotąd słuchała jedynie ze zdziwieniem, gwałtownie
nachyliła się ku Danieli.
Zna mojego syna?!
Tak, był z nim razem w Szwecji.
Mój syn! Mój syn! Na miłość boską!... On żyje? Czy to prawda?...
Boże przenajświętszy! Czy to możliwe, że on żyje?!...
Daniela ujęła jej ręce, mocno ścisnęła w swoich, jakby chciała jej w ten
sposób dodać sił.
Pani hrabino powiedziała dźwięcznym głosem młody hrabia
Dymitr Smoleński, pani zaginiony syn, żyje. Jest cały i zdrowy.
Gwałtowny dreszcz wstrząsnął ciałem pani Lentikow. Z okropnym
okrzykiem padła do przodu, osuwając się w ramiona Danieli.
Daniela delikatnie oparła starszą panią w fotelu, uklękła przed nią,
z głębokim wzruszeniem całując raz po raz jej dłonie.
Dzięki Bogu, pani hrabino, że zniosła pani tę radosną wieść. Bałam
się, że to wzruszenie panią zabije. Teraz może pani wysłuchać wszystkiego.
Tak, pani syn żyje. Przez wszystkie te lata opłakiwał panią jako zmarłą, tak
jak pani jego. Kiedy cudem udało mu się zbiec z transportu, dowiedział się,
że Katharina Smoleńska zmarła na małej rosyjskiej stacyjce. Modlił się
i płakał nad bezimiennym grobem pani pokojówki, sądząc, że to grób jego
matki.
Hrabina starała sienie uronić ani słowa z opowiadania Danieli.
A więc jest wolny... nie jest na Syberii! Boże mój i Ojcze, nie
pozwól, abym teraz oszalała! Nie pozwól obudzić mi się z szaleństwa, jeśli
to tylko szaleństwo mojej biednej duszy, że mój syn żyje!
Nie, nie, najdroższa pani! To nie szaleństwo! To najszczęśliwsza
rzeczywistość. Pani syn uratował się cudem. Ale uwierzył, że jego rodzice,
obrabowani z Wszelkiego majątku, wygnani z kraju, zmarli, że stracił
wszystko, że jest zupełnie sam na świecie. Z trudem zaczął o własnych
siłach budować nową egzystencję.
Hrabina słuchała bez ruchu. Nagle z jej piersi wyrwał się jęk, zaczęła
drżeć jak w gorączce.
Dymitrze! Mój synu!... Mój synu! Gdzie jesteś? wykrzyknęła
udręczona straszliwą tęsknotą i mocno chwyciła Daniele za ramiona.
Daniela, z oczyma pełnymi łez, spojrzała jej w twarz.
139

Kochana, najdroższa pani, wkrótce, już wkrótce go pani zobaczy.
Proszę, niech pani pośle Nataszę do hotelu, niech tam zapyta o pana Stefana
Kolniko. Towarzyszył mi, opowie pani wszystko dokładnie, gdyż zna
historię pani syna.
Hrabina szarpnęła za dzwonek. Kiedy pojawiła się Natasza, Daniela
podniosła się i powiedziała do niej:
Proszę, Nataszo, niech pani pójdzie do hotelu nad jeziorem i zapyta
o pana Kolniko. Proszę mu powiedzieć, aby zechciał natychmiast z panią
przyjść. Jest uprzedzony.
Natasza, zdziwiona, spojrzała na panią Lentikow.
Mam tak zrobić, mateczko?
Hrabina kiwnęła jej głową.
Szybko, szybko! Weź samochód i przywieź tutaj tego pana.
Kiedy Natasza odjechała, hrabina chwyciła rękę Danieli.
Dziecko, kochane moje dziecko! Naprawdę mogę w to wierzyć?
Czy wolno mi w to uwierzyć? Proszę, proszę mi powiedzieć, czy to na
pewno prawda? Czy mój syn żyje?... Naprawdę żyje? Nie mogę w to
uwierzyć.
Żyje, musi pani w to uwierzyć, choć to wygląda jak bajka. Pani syn
żyje. I wie, że żyje jego matka. Powiedziałam mu o tym.
Pani? Pani sama?! A więc pani wie, gdzie on jest? Proszę mi
powiedzieć!
Daniela znowu uklękła przed nią.
Kochana, droga pani! Celowo rozmawiałam z panią ostrożnie. Ale
teraz mogę pani powiedzieć wszystko, widzę, że zniesie pani nawet tę
ostatnią, najlepszą wiadomość. Pani syn jest w drodze do pani. Kiedy tylko
dowiedział się, że jego matka żyje, wyruszył jak najszybciej, aby ją
zobaczyć. Jest tutaj, przyjechał ze mną. Natasza go przywiezie. To on
przysłał mnie najpierw do pani, w obawie, że nagła radość mogłaby panią
zabić. Chciał, abym panią najpierw przygotowała.
Teraz hrabina opadła zupełnie bez sił na fotel. Drżała i dygotała na
całym ciele. Kurczowo chwyciła Daniele za ramiona, z jej ściśniętego
gardła z trudem wydobywał się świszczący oddech. Całą siłą woli starała się
opanować swoją słabość i wzburzenie.
140

Boże przenajświętszy, nie każ mi teraz umierać! Pozwól mi ujrzeć
twarz mojego syna! modliła się żarliwie pobladłymi wargami.
Tak upłynęła dłuższa chwila. W końcu hrabina zapanowała nad nad
sobą, uspokoiła się. Wyprostowała się powoli, ujęła twarz Danieli w drżące
dłonie, błagalnym wzrokiem zajrzała jej w oczy.
Drogie, kochane dziecko, niech mi pani powie jeszcze raz: czy to
prawda, czy to prawda, że mój syn żyje... i że jest tak blisko mnie?
Daniela, której twarz rozjaśniła się w uśmiechu, odparła łagodnie,
patrząc jej prosto w oczy:
To wszystko prawda, co pani powiedziałam. A żeby skrócić pani ostat-
nie chwile oczekiwania, opowiem, jak bardzo wstrząśnięty był hrabia Dymitr,
którego ja znałam jako Stefana Kolniko, kiedy ujrzał w moich rękach relikwia-
rzyk i kiedy usłyszał, że jego matka żyje. Stefan Kolniko to pani syn.
Tłumiąc wzruszenie, opowiedziała wszystko, co do tej pory zataiła
przed hrabiną. Ledwie skończyła swoje opowiadanie, kiedy przed dom
zajechał samochód.
Hrabina chciała wstać, wybiec na powitanie odzyskanego syna, ale nie
mogła ruszyć się z miejsca, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Czekała,
siedząc w fotelu, aż wreszcie otworzyły się drzwi i wszedł Dymitr. Ze
wzruszenia był równie blady jak matka.
Pani Lentikow krzyknęła, wyciągnęła do niego ramiona. Serce i oko
matki od razu rozpoznały syna.
Dymitrze!... Mój synu!
Matko, moja matko!
Dymitr upadł przed matką na kolana, objął ją z najgorętszą czułością.
Trzymali się mocno w ramionach, jakby w obawie, by ich znowu nie rozłą-
czono. Wpatrzeni w siebie trwali tak w uścisku, nie mogąc uwierzyć, że się
odnaleźli.
Daniela cicho wyszła z pokoju, zostawiając matkę i syna splecionych
w czułym uścisku. Nie chciała przeszkadzać im w świętej godzinie powita-
nia, która nie powinna mieć żadnych świadków.
Poszła poszukać Nataszy i opowiedziała jej o wszystkim, co się wy-
darzyło.
Poczciwa, wierna Natasza cieszyła się jak dziecko.
Kiedy tutaj jechaliśmy, cały czas spoglądałam na twarz pana Kolni-
ko, wydała mi się taka znana i bliska. Uśmiechnął się do mnie, powiedział
141

do mnie po imieniu i rozmawialiśmy po rosyjsku. Och, wszyscy święci!
Jaka to radość dla mateczki! A ja miałam rację, że przyniesie pani mateczce
wielkie szczęście. I sprawdziło się, to największe szczęście! Och, Boże,
Jezusie przenajświętszy! Jestem taka szczęśliwa jak sama mateczka!
wykrzykiwała Natasza, kręcąc się i tańcząc z radości po całym przedpokoju.

Najdroższe dzieci! Oby niebo pozwoliło mi jeszcze trochę pocie-
szyć się waszym szczęściem!
Będziemy cię pielęgnować i dbać o ciebie, matko, wkrótce wrócisz
do sił. Teraz, kiedy odnalazłaś syna, poczujesz się młoda i odzyskasz chęć
do życia powiedziała Daniela.
Hrabina, uśmiechając się szczęśliwie, kiwnęła Danieli głową.

W pogrążonym w ciszy pokoju matka i syn trwali w uścisku. Nie było
słychać głośnych okrzyków radości, oboje nie byli w stanie mówić, jedynie
co chwila przyzywali się swoimi imionami. Patrzyli na siebie, głaskali się
po rękach, jakby pragnęli się upewnić, że naprawdę znowu są razem.
W końcu Dymitr podniósł się, ucałował włosy matki.
Osiwiałaś przeze mnie, matko powiedział z czułością.
Nie przez ciebie, tylko dlatego, że cię straciłam, mój synu. Niech
Bóg błogosławi Danieli Falkner, że cię do mnie przyprowadziła! Wyna-
grodzę ją po królewsku.
Dymitr ucałował jej ręce, z uśmiechem spojrzał jej w oczy.
Matko, razem ze mną przyjmij ją do twojego serca. Zaręczyłem się
z Daniela jeszcze jako Stefan Kolniko. To jej zawdzięczam, że na powrót
pokochałem życie, tak jak staremu syberyjskiemu osadnikowi Kolniko,
a potem jej bratu zawdzięczam, że w ogóle żyję. Pokochaliśmy się, jeszcze
nie wiedząc o tym, o czym teraz wiemy. Brat Danieli chciał ofiarować nam
całe swoje ciężko zarobione pieniądze, abyśmy mogli urządzić sobie
chociaż skromny dom. Daniela i jej brat to dwoje szlachetnych, prawych
ludzi. Oto moja pierwsza prośba do ciebie, matko: pokochaj Daniele jak
własną córkę, zasługuje na to.
Zawołaj ją, mój synu. Jestem szczęśliwa, że mogę dać jej w nagrodę
mój najdroższy skarb, zwrócony mi przez los. Podwajam go, dzieląc się
z nią. I nie obawiaj się, twoja narzeczona już dawno zdobyła moje serce.
Teraz już nie pozwoliłabym jej ^odejść.
Dymitr podniósł się i wyszedł zawołać Daniele. Przybiegła szybko,
słysząc swoje imię. Spojrzała na niego pytająco.
Otoczył ją ramieniem.
Chodź, najdroższa, do naszej matki.
Tak przytuleni do siebie stanęli przed panią Lentikow. Objęła ich serde-
cznie, potem połączyła ich ręce.
142

Narzeczeni przeżywali w willi nad jeziorem cudowne dni. Sprowa-
dzono z hotelu starą Christinę, aby wypoczęła kilka dni przed powrotem do
domu.
Szczęśliwym trafem hrabina posiadała wszystkie papiery syna, więc
przywrócenie mu wszelkich praw nie sprawiło zbytniego kłopotu.
Dymitr wysłał do dyrektora Herdera list, prosząc o zwolnienie dla
siebie i dla Danieli; tłumaczył, że jego matka nie chce się z nimi rozstawać,
a stan jej zdrowia nie pozwala na podróżowanie zimą.
Daniela napisała do brata:
Kochany Busso!
Wszystko się wypełniło. Dymitr odzyskał matkę, a ona 'jego.
Hrabina przyjęła mnie na swoją córkę, nie chce się ze mną rozstawać.
Nie wyobrażasz sobie nawet, jakie bogactwo miłości wypełnia serce
tej kobiety i jak rozrzutnie nim nas obdarowuje.
Stara Christina wróci więc sama do Ciebie, żeby Ci niczego nie
brakowało. Ja zostanę tutaj do początków wiosny, potem wszyscy
razem wrócimy do Berlina.
Napisałam już do Kate, że tutaj zostaję. Przyśle mi moje rzeczy,
jeśli będę tu czegoś potrzebowała.
Prowadzimy teraz najszczęśliwsze życie, pośród przyrody
najwspanialszej, jaką sobie możesz wyobrazić. Matka Dymitra we
wzruszający sposób okazuje mi swoją wdzięczność. Prosi też, abym
przekazała Ci tymczasem jej najserdeczniejsze podziękowania za
opiekę i przyjaźń, którą okazałeś jej synowi. Kiedy już wszyscy będzie-
my w Berlinie, sam się przekonasz, jak bardzo wdzięczna jest za
wszelkie przysługi, jakie wyświadczono jej synowi.
143

O ile możemy teraz robić jakieś plany, to nasz ślub ma się odbyć
około Zielonych Świąt. Bardzo bym chciała, aby i Wasz odbył się
razem z naszym, i pewnie moje życzenie się spełni, gdyż Dymitr i jego
matka rozpieszczają mnie bez miary. Pytam Cię tylko, czy Ty i Kate
zechcecie czekać tak długo.
Dymitr chciałby latem pojechać z matką i ze mną do Anglii, do
tego letniego domu w hrabstwie Kent.
Poza tym nie wiem, jak dalej potoczą się nasze losy, teraz
powiem Ci tylko, że szczęście moje jest bezgraniczne.
Niebo okazało się nam przychylne, prawda Braciszku? Pozdrów
ode mnie Kate najserdeczniej, także jej słodką mateczkę i ojca. Już
choćby ze względu na niego chciałabym, żeby nasz ślub odbył się
w Berlinie, niech się cieszy i szczyci swoim szlachetnym powinowac-
twem. Matka Dymitra napisze do niego, gdyż i on przyczynił się do
odnalezienia jej syna.
Kończę już, Braciszku, bo Dymitr stoi pod oknem i woła mnie.
A więc serdeczne pozdrowienia i do rychłego zobaczenia w Berlinie!
Twoja wierna siostra
istem Danieli dopisał się Dymitr:
Kochany Busso!
Nigdy nie uwierzyłbym, że życie może być takie piękne, jakim mi
się teraz wydaje. Stałem się tak bogaty! Nie mam naturalnie na myśli
dóbr materialnych, ale bogactwo miłości, które stało się moim
udziałem. Mam Daniele, która pięknieje z każdym dniem, i moją
uwielbianą matkę, która powoli odżywa po wszystkich kryzysach
i nieszczęściach, ciesząf się radością swoich dzieci. I mam Ciebie,
starego, wiernego przyjaciela! Pozwól, na razie w wyobraźni,
uściskać sobie prawicę. Wiedz też, że postaram się spełnić życzenie
Danieli co do ślubu, jeśli naturalnie Wy, Ty i Kate, zechcecie na nas
tak długo czekać. I nie sądź, że teraz zamierzam oddać się próż-
niactwu, za bardzo lubię moją pracę. Tyle tylko, że przez jakiś czas
muszę całkowicie poświęcić się matce.

Do zobaczenia wiosną w Berlinie, a na razie serdeczne pozdro-
wienia od
Twojego Dymitra
W Zielone Świątki w willi dyrektora Herdera odbyły się dwa wesela.
Na życzenie dyrektora również hrabia Smoleński z jego domu poprowadził
narzeczoną do ołtarza.
Hrabina chętnie uczyniła zadość jego życzeniu, ożywiało ją gorące
pragnienie odpłacenia dobrem wszystkim ludziom, którzy okazali przyjaźń
jej synowi, kiedy jeszcze nosił nazwisko Kolniko.
Dla Christiny pani Smoleńska wyznaczyła roczną rentę, żeby nie
musiała wynajmować swojego mieszkania i trzymała je na kwaterę dla niej
i jej dzieci, kiedy przyjadą do Berlina.
Dyrektor Herder zadbał o to, aby uroczystość podwójnego wesela olśnie-
wała świetnością i elegancją. Z dumą poprowadził hrabinę do weselnego stołu.
Zaraz po uroczystości hrabina odjechała do domu w Anglii, by tam
oczekiwać dzieci, które miały dołączyć do niej po podróży poślubnej.
Również Kate i Busso zamierzali pod koniec swojej podróży na kilka dni
zajechać do Hedgehouse.
Czwórka młodych ludzi o oczach promieniejących miłością napełniła
uroczy wiejski dom słońcem i radością. Rozbawieni i rozswawoleni'^zczę-
ściem szaleli razem w ogrodzie albo w rozmarzeniu zapatrzeni w siebie
spacerowali parami po alejach. Hrabina siedziała na obrośniętej pnącymi
różami werandzie, uśmiechnięta i spokojna spoglądała w dal.
Daniela i Dymitr nie zapominali w swoim szczęściu o matce. Często
zaglądali do niej, by w miły sposób okazać jej swoją miłość i przywiązanie
czy z wdzięcznością pocałować ją w rękę.
Jesteście szczęśliwi, moje dzieci? pytała matka.
Odpowiadało jej ciepłe spojrzenie błyszczących oczu.
Wtedy matka zapominała o gorzkich latach beznadziejnej tęsknoty.
Nareszcie miała przy sobie cudem odzyskanego syna, nareszcie mogła go
kochać, razem z nim cieszyć się szczęściem.

144
10 Banitka


UNIPROJECT Sp. z o.o. 00-490 Warszawa, ul. Wiejska 12
tel. 29-87-65; fax 21-40-32
poleca swoje wydawnictwa
zwierciadło
kupując Zwierciadło" zyskujesz przyjaciela
Nasze pismo
rozumie Twoje problemy
wyczuwa marzenia
odpręża, zaciekawia, doradza
Wraz z nim przyjdą do Ciebie: psycholog, architekt, kosmetyczka, lekarze różnych
specjalności.
Z naszego horoskopu odczytasz swoją przyszłość.
W SPRZEDAŻY
Kalendarz mój pierwszy rok
na 1993/94 rok
Poradnik dla młodej matki pragnącej wychować zdrowe dziecko 100 porad leka-
rza, psychologa, doświadczonej matki.
KSIĄŻKI
Kochałam, zdradziłam, nie żałuję
z autentycznymi zwierzeniami kobiet, nadesłanymi na konkurs dla szczerych i odważ-
nych pn. Moja niewierność", ogłoszony przez miesięcznik Zwierciadło" (cena hur-
towa 12.000 zł.)
Pierwsze kroki w Ameryce"
Jak zdobyć kartę stałego pobytu?
Jak załatwić ubezpieczenie?
Ile kosztuje wynajęcie mieszkania?
Co zrobić, aby dziecko mogło podjąć studia?
Na te i wiele innych pytań znajdziesz odpowiedź w przewodniku wydanym przez
redakcję magazynu Zwierciadło". Jesteśmy pewni, że nasze wydawnictwo stanie się
dla Państwa niezbędne podczas pobytu w Ameryce.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Serce nie sluga
Courths Mahler Przez cierpienie do szczescia
Courths Mahler
Courths Mahler Trzy milosci Martiny
Courths Mahler Pierwsza milosc Eryki
Courths Mahler Tajemnica Marleny
Courths Mahler Jasnowlosa
Courths Mahler Zachowaj w sercu
Courths Skowronek
Mahler, Alma 1 Die Stille Stadt głos i orkiestra smyczkowa [partytura i głosy]
O Shea Muzyka i medycyna MAHLER
Courths Perly
Courths Machler Gdyby zyczenia zabijaly
VIENNA ACOUSTICS MAHLER

więcej podobnych podstron