Kondas Spór o czarownice


Małgorzata Kondas

Spór o czarownice

Milczący, wrogi tłum stał nieporuszony. Czy nienawidzili jej? Nie. Raczej bali się i mieli nadzieję, że oto za chwilę będą świadkami zniszczenia zła raz na zawsze. Potem już stale będą szczęśliwi. "Głupcy pomyślała nie wiedzą, że szatan jest wśród nich. Jest nim ten właśnie człowiek w białej szacie z krzyżem w ręku, który ich tu przywiódł". Zbliżył się teraz do stosu. Stała przywiązana sznurami do pala.
Czarownicy żyć nie dopuścisz powiedział kapłan i dał znak ludziom z pochodniami, żeby podpalili stos. . Niech cię ogień piekielny pochłonie! krzyknęła, a jego oczy odpowiedziały nienawiścią.
Obudziła się i przez chwilę nie rozumiała, co się stało. A więc nie spłonęłam pomyślała z ulgą. Sen był tak sugestywny, że z trudem wracała do rzeczywistości. Budzik wskazywał dopiero szóstą, mogła więc jeszcze chwilę poleżeć. Do pokoju weszła matka.
Krzyczałaś przez sen, Amelio. Usiadła na jej łóżku.
Śnił mi się ogień. Mamo, czy to oznacza złodziei?
Nigdy nie zaszkodzi uważać, ale sen o ogniu wskazuje raczej na stany emocjonalne śpiącego. Może czegoś się boisz ? Masz jakieś kłopoty ?
Nie... Jeszcze nie.
Powiedz, może mogę ci w czymś pomóc.
Nie, mamo. Co na to poradzisz, że ostatnio profesor odnosi się do mnie jakoś niechętnie.
Czy ten sen...
Tak, to chyba ma jakiś związek. Opowiedziała, co jej się śniło. W miarę mówienia przeżywała na nowo historię czarownicy swoją historię ze snu.
Zanadto się przejmujesz.
Och! Mamo.
Wiem, wiem. Już taka jesteś, ale pomyśl, czy to warto...
Myślisz, że ten sen nie zawierał żadnych symboli? Amelia przerwała matce nie chcąc raz jeszcze wysłuchiwać dobrze jej znanych rad.
Wyjąwszy fakt, że inkwizytor miał twarz profesora, wszystko, co ci się śniło, to nic innego jak ilustracja twojej pracy.
Widzisz, mamo oparła wyżej poduszkę tydzień temu przedstawiłam profesorowi konspekt tego, o czym chcę napisać. Wyłożyłam w nim swój punkt widzenia na wydarzenia koło Bydgoszczy w roku 1761, i co powiesz? Profesor stale nie ma czasu przeczytać tych kilku stron.
Może jest zajęty czymś ważniejszym.
Czarownice były jego konikiem, póki nie przyszło to stypendium z Francji. Od tego czasu jakby mnie nie zauważa.
Chyba nie myślisz, że da je komu innemu. Mówiłaś przecież, że tym zagadnieniem nie zajmuje się nikt prócz ciebie. Poza tym wątpię, czy ktoś zna francuski tak dobrze jak ty.
Przeważnie angielski i niemiecki. Zresztą tu potrzebna będzie łacina, którą na dobrą sprawę zna jedynie profesor i ja.
Więc sama widzisz, że nie masz konkurencji. Wróżę ci piękną podróż.
O! podróż czeka mnie już w przyszłym tygodniu. Jadę do Mroczkowa. Myślę, że w parafialnym archiwum znajdę jeszcze jakieś dokumenty dotyczące tamtego procesu o czary i głównej oskarżonej Katarzyny Kaletnickiej.
Do Mroczkowa nad Notecią?
Znasz tę miejscowość?
Stamtąd wywodzi się nasz ród po kądzieli.
Czy to rzeczywiście prawda, że w naszej rodzinie nie było mężczyzn?
Nie mów takich głupstw, bo narazisz się na śmieszność.
Mamo, wiesz przecież, co mam na myśli. Mówiłaś, że babcia, prababcia i tak dalej nigdy nie miały braci, że od iluś tam pokoleń w naszej rodzinie zawsze rodziły się tylko dziewczynki.
Tak mi mówiła moja babka, chociaż zgodnie z tym, czego uczy medycyna, wydaje się to zupełnie nieprawdopodobne. Ale właśnie, jeżeli będziesz przeglądała stare księgi tamtejszej plebanii, to spróbuj ustalić...
Bardzo dobry pomysł. Z aktów ślubów i narodzin może uda się odtworzyć kawałek kroniki naszej rodziny.
Pomimo wcześniejszego przebudzenia z domu wyszła jak zwykle odrobinę za późno. Spóźnienie próbowała nadrobić
szybszym dojściem do przystanku. Słyszała nadjeżdżający
tramwaj. Nie warto było odwracać głowy, żeby sprawdzić numer. Była pewna, że ucieka jej właśnie piętnastka. Upłynęło parę minut, zanim w oddali ukazał się następny tramwaj.
Jaki to numer? starsza kobieta w ciemnych okularach skierowała swoje pytanie w przestrzeń między Amelią a młodym chłopcem.
Tramwaj jest jeszcze za daleko, żeby można było odczytać chłopiec przejął na siebie rolę informatora.
Dwadzieścia osiem Amelia powiedziała to odruchowo, bez zastanowienia.
Po chwili, kiedy numer był już widoczny, wszyscy mogli się przekonać, że miała rację. Była pewna, że następna będzie szóstka, potem jeszcze raz dwadzieścia osiem i dopiero trzydzieści sześć, z którego trzeba będzie się przesiąść. Czuła, że gdyby od razu, teraz, zdecydowała się pójść na przystanek autobusowy, miała jeszcze szansę zdążyć, mimo że autobusy tej linii kursowały bardzo nieregularnie. Została jednak na przystanku tramwajowym. Zbyt długo wpajano jej logiczne myślenie, żeby odważyła się kierować przeczuciami zamiast rachunkiem prawdopodobieństwa. Na luksus intuicji pozwalała sobie tylko przy decyzjach dotyczących drobiazgów bez znaczenia. Praca naukowa, której się poświęciła, wymagała rzetelności, sprawdzania po wielekroć nawet mało ważnych faktów. To wszystko, co intuicja kazała jej odrzucać, sprawdzała tym dokładniej, żeby mieć całkowitą pewność, że w swojej pracy kieruje się metodami wyłącznie naukowymi.
Przyszło wreszcie trzydzieści sześć. Wsiadła, chociaż wiedziała, że za moment będzie piętnastka, w którą i tak będzie musiała się przesiąść.
Profesor od rana jest wściekły przywitała Amelię sekretarka. Zabrał listę obecności. Chce z panią rozmawiać.
Chyba nie z powodu tego głupiego spóźnienia?
Amelia przekroczyła próg gabinetu profesora z uczuciem, że
wydarzy się coś złego. Była pewna słuszności tez, jakie
zawarła w konspekcie, a jednak... Może to ten sen
z inkwizytorem o twarzy profesora...
Wysłuchała spokojnie kazania na temat dyscypliny formalnej.
Dziesięciominutowe spóźnienia pomnożone przez miliony
urosły do wieczności, a straty poniesione z tego tytułu
w skali kraju do fortuny. Poczuła się nagle
odpowiedzialna za' to marnotrawstwo i zrobiło jej się
przykro. Ale oto profesor przeszedł do dalszego
natarcia.
Co za bzdury mi pani przedstawia rzucił na biurko teczkę z jej konspektem.
Przecież to jest zgodne z wcześniejszymi ustaleniami. Pan profesor pamięta...
Niech mi pani tylko nie próbuje wmówić, że kiedykolwiek zgadzałem się na pomysł pakowania parapsychologii do procesów czarownic.
Ależ ja właśnie chcę udowodnić, że kobiety skazywane przez sądy kościelne w średniowieczu częściej niż inne obdarzone były zdolnościami parapsychicznymi i na tym polegała ich siła. Zagrożenie władzy duchowieństwa nie było czystą imaginacją, jak się powszechnie uważa.
Parapsychologia jest "paranauką", a to jest instytut naukowy i proszę trzymać się faktów.
Wydawało mi się, że pan profesor podzielał moje zdanie co do...
Obawiam się, że zadania przerastają pani możliwości. Zastanawiałem się właśnie, czy kolega Jakubiak nie powinien pani pomóc.
Ależ... 'powstrzymała się w porę, żeby nie powiedzieć, co myśli o kwalifikacjach tego młodego, zarozumiałego głupca.
Powinien wciągnąć się w te zagadnienia. Prosiła pani
o delegację do Mroczkowa, prawda? Pojedziemy razem
zgoda? Co trzy głowy to nie jedna.
Profesor zmienił nagle taktykę i stał się przymilny. Słuchała
'go z kamienną twarzą. Patrzyła gdzieś ponad jego głową na
miedziany talerz wiszący nad fotelem, grawerowany
w esy-floresy, naśladujące rysunki egipskie. Zastanawiała się,
czy gwóźdź, na którym wisi talerz, jest dostatecznie
umocowany, by utrzymać ten ciężar, kiedy nagle usłyszała
krzyk profesora. Miedziany talerz spadł uderzając go '
w ramię.
Droga do Mroczkowa nie była na szczęście długa, ale wystarczająco nieprzyjemna, żeby Amelia poczuła się zupełnie wyczerpana, zanim dotarli na miejsce. Profesor nie należał do najlepszych kierowców, za to był bardzo rozmowny. Zaczynała podejrzewać, że specjalnie mówił tak dużo, żeby nie dopuścić do głosu Jakubiaka. Niewiele słyszała z tego, co mówił, bo siedziała z tyłu i szum silnika zagłuszał słowa. Prócz nich profesor zabrał na przejażdżkę córkę.
Dziewczyna uznała za stosowne bawić rozmową asystentkę
swego ojca. Amelia zastanawiała się, ile jest prawdy
w plotkach krążących na temat rodziny profesora. Nietrudno
było się zorientować, że dziewczynie rzeczywiście czegoś
brak. Z trudem skończyła szkołę gospodarstwa domowego,
ale nawet przepisu kulinarnego nie umiała podać składnie.
W tej sytuacji trudno dziwić się profesorowi, że chciałby
wydać ją za mąż. Jakubiakowi trzeba przyznać, że jest
przystojny, a miernota intelektualna w tym wypadku może
być tylko zaletą.
Profesor zostawił dzieci w motelu. Do wsi ze starym
kościołem, w którym znajdowały się interesujące ich
dokumenty, wybrali się tylko we dwoje.
Dokumenty zastali już przygotowane. Profesor polecił
Amelii, aby zajęła się księgami parafialnymi, sobie zostawił
akta procesowe połowy osiemnastego wieku.
Pilnie zabrała się do wertowania starych ksiąg. Poprosiła
również o późniejsze rejestry i otrzymała je. Bez trudu
znalazła zapis aktu urodzenia swojej prababki. Imię
i nazwisko panieńskie prababki pozwoliło na odszukanie
z kolei jej aktu urodzenia. Jednocześnie próbowała ustalić
imiona pozostałych dzieci prababek. Nie znalazła wśród
nich imion męskich. Nie można było jednak wykluczyć
przeoczenia. Udało jej się odtworzyć własny rodowód po
kądzieli aż do roku 1782. Dalsze poszukiwania nie daty
rezultatów.
Katarzyna Kaletnicka urodziła się w roku 1745. Aktu jej
ślubu ani faktu urodzenia przez nią dziecka w księgach
parafialnych nie odnotowano. W chwili procesu w roku 1761
miała dwadzieścia sześć lat, a z dokumentów wcześniej przez
Amelię odnalezionych wynikało, że miała dwuletnią córkę.
Co się z nią stało? Kto był ojcem dziecka? Kto się nim
zaopiekował po śmierci matki? Na te pytania nigdy
prawdopodobnie nie znajdzie odpowiedzi.
Profesor wydawał się być zadowolony z wyniku własnej
pracy.
Zupełnie nie rozumiem, co prócz fantazji skłoniło panią do twierdzenia, jakoby Katarzyna Kaletnicka miała jakiekolwiek zdolności parapsychiczne powiedział, kiedy opuszczali mury zabudowań kościelnych. Zaczynało zmierzchać. Do szosy, na której został samochód, prowadziła wyboista, polna droga. Amelia milczała. Nie było sensu powtarzać argumentów, o których już przedtem rozmawiali.
Trudno przecież dać wiarę ciągnął profesor że
potrafiła przewidywać przyszłość. Gdyby tak było, mogłaby
uniknąć stosu. Albo co pani powie o jej przepowiedni, że
będzie odradzała się w co trzecim pokoleniu, a żadna z jej
prawnuczek nigdy nie urodzi syna? Mężczyźni musieli jej
zapewne dokuczyć, ale nas interesują wyłącznie fakty. Pani
próby doszukania się rzeczy niemożliwych są nie do
przyjęcia. Sądzę, że najrozsądniej będzie, jeżeli zebrane
materiały przekaże pani koledze Jakubiakowi. Dla pani będę
miał inne zadanie.
A więc to koniec. Nie ma wyjazdu do Francji, nie ma
doktoratu. Czy to możliwe, żeby wszystko skończyło się tak
nagle?
Zbliżali się do samochodu stojącego na poboczu szosy.
Profesor otworzył prawe drzwi i gestem zaprosił ją do
zajęcia miejsca. Potrząsnęła przecząco głową. Popatrzył
zdziwiony.
Sytuacja stawała się nieprzyjemna. Nie umiałaby uzasadnić,
dlaczego odmawia zajęcia miejsca w samochodzie. Do motelu
było zbyt daleko, żeby iść na piechotę. Mówienie
o przeczuciach teraz, po tym wszystkim, co usłyszała od
profesora, było wręcz śmieszne, a jednak...
Niech pan lepiej nie wsiada... własne słowa zabrzmiały Jej dziwnie obco. Nie wiedziała, czy w ogóle usłyszał, w każdym razie nie zareagował od razu. Swoim zachowaniem uspokoiła widocznie jego sumienie.
No cóż, jeżeli koniecznie woli pani jechać PKS-em...
to, co powiedział, zabrzmiało ironicznie, teraz jednak
wyrażało zadowolenie. Miał rację odbierając jej temat
egzaltowana dziewczyna.
Odeszła kawałek i usiadła na zboczu rowu. Słyszała warkot
zapuszczanego silnika. Czekała na moment, w którym pojawi
się olbrzymia ciężarówka, kierowca zetnie zakręt i z całą siłą
uderzy w ruszającego właśnie Fiata.
Kiedy dym i kurz opadł, ukazując wrak samochodu, wstała
i ruszyła w kierunku wsi. O wypadku należało zawiadomić
milicję.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OiM Model specjalny Kozacka czarownica
Ptaki czarownicy basnie fińskie
Żak Bucholc J & Agnosiewicz M Polowanie na czarownicE
Leszek Żebrowski Spór o KL Warschau
Czarownice Świata dysku
aaa śpiewnik Czarownica (Fanatic)

więcej podobnych podstron