281 07




B/281: R.Shott - Bo Yin Ra. Życie i Dzieło








Wstecz / Spis treści / Dalej

POSTAĆ
Istnieje na Zachodzie stosunkowo mało znany szczyt sztuki ludzkiej: daleko
wschodnie malarstwo tuszem, zwłaszcza wykonane przez Zen-byddystów w dawno minionych wiekach, odpowiadających mniej więcej naszemu średniowieczu.
W tym malarstwie, przyjmując pod uwagę środki niezmiernie oszczędnej i celnej sztuki, spotyka się nierzadko wizerunek Bodhidharma, owego indyjskiego księcia, który udał się do Chin, aby nadać buddyzmowi cechy wspólne z taoizmem, a mianowicie naukę Zen, według której poznania prowadzącego do szczęśliwości nie można osiągnąć ani przez mądrość zaczerpniętą z ksiąg, ani przez rytuały i czynności,
lecz jedynie przez wewnętrzne pogrążenie a więc rozmyślanie.
Ów bez wątpienia oświecony i świadomy stosunków duchowych mąż wydaje się być w swych rysach twarzy
choćby nawet "wizerunki", które chciały przedstawić raczej siłę, Świadomość i mądrość a nie podobieństwo
podobny z rysów do naszego Mistrza. Powiedziałem to w tym znaczeniu, że obydwa oblicza tak odpowiadają jedno drugiemu, jak to może się dziać z dwoma dębami, z dwoma górskimi jeziorami lub dwiema katedrami gotyckimi.
Widać te same pełne i doświadczone usta na pełnym siły woli podbródkiem, ten sam silny nos, to samo głębokie przenikliwe spojrzenie oczu pod potężnym czołem i silną czaszką. Również brody były bardzo podobne, dopóki B Yin R swojej nie zgolił.
Obie twarze opromienia ogień poznania, rzuca się w oczy pewna surowość, które świadczą o niezwykłej sile wypływającej z powagi duchowej potęgi i łaski i posiadają swego rodzaju pełnię
jak się wydaje niewiele ceniącą ascezę i umartwianie ciała jako środki wiodące do celu. Tak jedno jak i drugie oblicze należy do ludzi torujących drogę do kraju, gdzie powstaje twórcza rzeczywistość.
Ale jest w nich pewna różnica: niezwłocznie daje się zauważyć, że oblicze pierwszego Zen
patriarchy jest tak strasznie zamknięte, by każdego wprost przerazić, podczas gdy rysy w obliczu naszego Mistrza jednak łagodnie się rozwierają, jak to czyniła cała jego istota w stosunku do niezmiernie wielu ludzi, którzy u niego szukali rady i pomocy. Obie fizjonomie odpowiadają całkowicie dziełom ich posiadaczy.
Bodhidharm nie znalazł innej możliwości przekazywania wskazówek na wspinanie się wzwyż, jak przemilczenie, jak symboliczne napomknienia o okresach czasu kryjących w sobie siły i szafujących nimi. Wszystkie pisma Zen są, więc dziwne, pełne ciemnej, pozornie dziwacznej dowolności, pisma, których głęboki sens otwiera się dopiero przebudzonemu w duchu. Ale Zen można zrozumieć najprędzej w przecudownych przenośniach malarskich sztuki Zen, naszkicowanych z błyskawiczną szybkością piórkiem lub pędzlem z włosia borsuka lub też złamaną trzciną.
Po tych wysiłkach doprawdy wielkich ludzi i artystów pragnących wyrazić owo niewypowiedziane, można lepiej osądzić, co zdziałał B Yin R swoja twórczością, czyniąc za pomocą słowa (i farby) rzeczy niemożliwe możliwymi. W nauce i sztuce Zen wszelka postać jest ujęta w chwili wyzwolenia, by w ten sposób dać możność odczucia charakteru tej istoty.
U B Yin R tymczasem staje się wszystko postacią i objawia charakter tej istoty. Tożsamość nieba i ziemi zostaje zobrazowana w prawie nieznany dotychczas sposób.
B Yin R był wysokiego wzrostu, przystojny, którego dopiero cierpienia w drugiej połowie życia wyrządziły krzywdę fizyczną, lecz z drugiej strony dopomogły do wyrobienia pewnych charakterystycznych rysów fizjonomii, tak, że wyłoniła się postać
niegdyś kwiat, teraz dopiero owoc rzeczy osiągniętych i dokonanych, a przede wszystkim ziarno do siewu tego, co w przyszłości ma się urzeczywistnić i przeobrazić.
Jeżeli jako młodzieniec i mężczyzna w ziemskim znaczeniu mógł być nazwany pięknym i przystojnym, to w jego jesiennej dojrzałości życia wystąpiła nadzwyczajna siła i szlachetność; pomimo całego naturalnego przeminięcia pełnych powabu cech rzeczy ziemskich: ten spokój odświętny, to łagodne królestwo pośrednie między jaskrawymi marzeniami dnia i słodkim spokojem nocy, przygotowania do chwili, kiedy "słońce da się ujrzeć o północy"
Wyciskają na rozstającej się z tym światem fizyczności piętno prawdziwości duchowej promieniującej żarem miłości.
Jego postać nadająca sens wszelkiej jego twórczości, ta zewnętrzna znikoma powłoka jego istoty była zawsze od początku życia bardzo zagrożona (albowiem siły zniszczenia oczywiście godziły szczególnie w tę grupę cicho a potężnie działającą, ową "najmniejszą grupę duszną ludzi ziemskich o pokrewnych impulsach, grupę sięgającą do świetlanego kręgu prapewnego bytu"- (vide "Upiór wolności" str147) , odkąd 25 listopada 1876 roku o godzinie 2 rano pod postacią ziemską narodził się człowiek jako Józef Antoni Schneider) w przyszłości dopiero jako artysta dla odróżnienia od niezliczonych innych osób noszących to nazwisko, przybrał nazwisko Schneiderfranken, zatwierdzone urzędowo jako nazwisko rodowe) .Jego ojciec Józef Schneider pochodził z Eugstadtk)Miltttenberga we Frankonii, matka jego Maria Anna, z domu Albert, z Hosbach niedaleko Aszafenburga. Przodkowie jego byli od dawna osiadłymi wolnymi winiarzami i majstrami ciesielskimi, ze strony zaś matki leśnicy mogunoccy.
Już po pierwszym szczepieniu ospy był bliski śmierci. Jako mały chłopiec wpadł kiedyś pod lód na Menie, a gdy pewnego razu opierał się, by go położono do łóżka, tak, że
w przeciwieństwie do surowego skrupulatnego ojca, bardzo łagodna matka zatrzymała go na chwilę przy sobie, zarwał się sufit nad jego pustym łóżkiem, co wywołał w jego pobożnej i po dziecięcemu wierzącej matce przekonanie, że święty Józef, jego patron, uratował dziecko.
W dzień Wniebowzięcia Marii, jako młodzieńcowi, przytrafił mu się wypadek kolejowy. Razem z narożną częścią jego przedziału wyrzucony został na pole, gdzie go znaleziono nieprzytomnego. Wszystkie jego lata spędzone w Szwajcarii były przyćmione stale wzmagającymi się cierpieniami, wobec których cudem się wydaje, że jego ciało jednak tak długo mogło opierać się śmierci.Lecz można to objaśnić tylko całkowitą odmiennością jego duchowo
ludzkiego nastawienia. Pewne w związku z tym już wspomniane i inne jeszcze poematy dydaktyczne z księgi "Marginalia" dają uważnie wsłuchującemu się w nie
do głębi wzruszające wyjaśnienia.
Najbardziej szczególne w jego postaci i jego istocie było to, że był całkowicie "po ziemsku zabarwiony" i pośród wszelkich ciężarów i mąk, których ogromu większość ludzi nie może sobie wyobrazić i nie powinna sobie wyobrażać (vide "Poważna prośba" w Marginaliach) : w gruncie rzeczy był stale pogodny i szczęśliwy, a przy tym rozsiewał wokół szczęście, żywy przykład zadziwiających nauk zawartych w jego "Księdze Szczęścia",
które wręcz nakazują obowiązek szczęścia i określają jako grzech brak pragnienia szczęścia, niechęć stworzenia go sobie lub w dążeniu do szczęścia wykazywanie "politowania godnej skromności". Potwierdził swym życiem i twórczością wygłoszone prze siebie zdanie: "Szczęście jest zadowoleniem twórcy z jego dzieła". Dobitnie nam wpoił, że bytowanie ludzkie jest równoznaczne z radosną, swobodną twórczością zgodnie z utajoną w nas wolą boską, twórczością, której tworzenie nigdy się nie kończy. Dlatego też B Yin R miał zwyczaj ostro występować przeciwko bezpodstawnemu smutkowi, który tak łatwo opanowuje subtelniejszego człowieka, i piętnował ten smutek jako niebezpieczne schorzenie nerwowe, przeciwko któremu najlepszym lekarstwem jest pełnienie obowiązków i praca.
Z tą cechą charakteru sam musiał walczyć w młodości, aż mu się udało całkowicie ją opanować. Chociaż z natury odziedziczył on względnie dobre warunki fizyczne
jego ojciec był winiarzem, był to zresztą postawny mężczyzna o czarujących oczach
to jednak łączył w sobie przy całym uporze i sprężystości wielką delikatność i wrażliwość uczuć. Do jego zdolności należał może też talent do trzymania się tego, co konieczne, a jednocześnie odrzucania i wyłączania wszystkiego, co zbędne;
przejawiało się to przede wszystkim w tym, że częstokroć trudno mu było zapamiętać jakąś zwrotkę lub temat muzyczny, podczas gdy posiadał bez zarzutu pamięć miejsca, barw, kształtu i położenia. Skłonność w czasach swej młodości do oczekiwania natchnienia przy swej artystycznej pracy przezwyciężył później przez surowe wychowanie siebie do pracy. Jeśli przyjąć, że królestwo niebieskie gwałt cierpi, to można spokojnie przypuścić, że nawet muza do pewnego stopnia ulegać może przymusowi.
Ściśle tak samo, jak szczęście, można i ją wciągnąć w prawdziwą, a nie tylko maskowaną jako życzenie wolę: jednak natchnienie i entuzjazm, które bynajmniej nie mogą zawsze wyładowywać się na zewnątrz w jakichś przesadnych gestach i zbytniej czułości, nie są identyczne ze szczęściem.
W ogóle szczęście, a więc szczęście tworzenia jest przecież wzrastającą harmonią z ukrytą w nas postacią Ducha, radosnym działaniem przy powstawaniu Świątyni, w ziemskiej postaci. Dlatego Mistrz zawsze występował o godne reprezentowanie tej postaci przez staranne i zgodne z Duchem zachowaniem formy i form w naszym otoczeniu, a zatem i w ubraniu. Zawsze dbał, w miarę posiadanych do dyspozycji środków, o dyskretną solidność i nobliwość ubrania.
Nie cierpiał niedbalstwa, tak w tych sprawach jak i wszędzie. Przy całym humorze i wybaczającym uśmiechu wobec zwierzęco ludzkich słabości, miał jednak ostre i nieubłagane oko. Najdrobniejsze szczegóły nie uszły jego uwagi i zgoła nie życzył sobie, by zbytnia swoboda w obejściu przekraczała właściwe granice. Dlatego nie podobało się mu wszystko, co trąciło bohemą. Uważał, że zgoła niezgodną jest chęć wywyższania się ponad innych przez zewnętrzne zachowanie lub dziwaczność w ubraniu i fryzurze.
A chociaż ubiór współczesnej epoki bynajmniej mu się nie podobał i trochę zazdrościł szat swym braciom przebywającym na azjatyckim Wschodzie, to jednak nawet we śnie nie przyszłoby mu do głowy, aby ubrać się na sposób cudzoziemski
może nawet dla ciała pożyteczniejszy pod względem estetycznym i zdrowotnym
lub wręcz przejąć ubiór chiński, który, jak nam wiadomo, szczególnie cenił. A że był właśnie po ziemsku zabarwiony i z gruntu prawy, miał we wszystkim ów subtelny takt i właściwy umiar, a więc
zgodną bardzo z duchem właściwość, która w równej mierze może być nazwana antyczną helleńską, jak i antyczną chińską, jeżeli nie w ogóle wypływającą z najczystszych elementów ludzkich.
Gdyby nawet ktoś nie patrzał na jego oblicze, to już w samym układzie swych rąk wypowiadał się całkowicie, ponieważ odczucie swej odwiecznej jaźni przenikało całe jego ciało, mimo że było zawsze tak bardzo cierpiące. A że każdy poszczególny palec potrafił poniekąd powiedzieć "ja" otrzymało to, co te palce komunikowały czy to w postaci pisma, czy też barwnej plamy i linii, coś całkowicie twórczego, a zarazem dobitnego i wyraźnego, czemu zupełnie jawnie duch kapłański służył za postawę.
Bardzo często przy rozmowie
ręce, a zwłaszcza ręka prawa
pomagały w słowu nie w sposób patetyczny i teatralny, lecz powściągliwy i jakoś szukający, jak gdyby końce palców rzucały spojrzenia dookoła lub też na wewnątrz. Mam jeszcze wyraźnie w pamięci, jak mi kiedyś wyczarował przed oczami brodate oblicze widzianego przezeń wewnętrznie Laotse, raczej dzięki wymowie ręki niż opisującym je słowom. Gdy ręka jego "mówiła", widziało się wypływający z niej kształt,
jak go przedstawiają w szczególności jego krajobrazy duchowe: ale te kształty nie były stałe, lecz rozrastały się i zmieniały, a często bywał w nich śmiech i przymilanie się, gdyż ręce jego były również wesołe. Ba, mogły być nawet zupełnie niesforne. Gdyśmy któregoś wesołego wieczoru zabawiali się muzyką, jego ręce tak żywo wybijały na indyjskim bębnie takt wykonywanej przeze mnie z werwą na fortepianie wspaniałej neapolitańskiej piosenki ulicznej, że aż skóra popękała.
Choć te ręce umiały chwytać tak silnie i energicznie, poznać było można, że były też zdolne wykonywać najdelikatniejsze wyroby złotnicze lub najbardziej precyzyjne prace: Miały w sobie delikatność i ojcowską czułość. Jednym słowem pięknie to było przypatrywać się tym rękom i warto o nich rozmyślać, ponieważ prowadzi to do powiązań wielkiej wagi.
B Yin R z całym naciskiem podkreślał, że mowa posiada dla poznania, również dla poznania naukowego, podstawowe znaczenie. Zawiera przecież w swym jądrze wszelkie możliwe poznanie: trzeba tylko odczuć jej doprawdy proroczą treść świetlaną. Ta siła światła spływa również nie zmniejszona na mowę pisaną. Ludy Dalekiego Wschodu już w zamierzchłych czasach wiedziały o tym i swe malarstwo rozwinęły z kaligrafii.
Rękopis o wielkiej wadze miał dla nich równą wartość jak wielka artystyczna wypowiedź i bywał częstokroć bogato oprawiony brokatem oraz drzewem lub kością słoniową, jak obraz jakiegoś wielkiego artysty.
Jeżeli rozpatrujemy charakter pisma B Yin R zgodny z jego rękami oraz całą jego postacią (trochę podobną do postaci pogodnych starożytnych filozofów, których się widzi na tle dawnych chińskich krajobrazów, pogrążonych na przykład w oglądaniu jakiegoś wodospadu) , jako ukształtowanie odpowiadające tej jego postaci, to znajdujemy, pomimo stosowania opornych środków zachodniej grafiki, w spokojnych i pełnych rysach tego pisma,
a jego pięknie i symetrycznie płynących kształtach doskonały posiew poznania Mistrza i optycznie
artystyczne przedstawienie tego poznania w krajobrazach o obrazach duchowych, które są również swego rodzaju krajobrazami.
Wszelka sztuka wysokiego stopnia może być tworzona tylko drogą najgłębszego skupienia i przedstawia poniekąd akt białej magii. Ręce i charakter pisma, które były dla nas punktem wyjściowym, doprowadzają nas niechybnie do takich wniosków.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
07 Charakteryzowanie budowy pojazdów samochodowych
9 01 07 drzewa binarne
02 07
str 04 07 maruszewski
07 GIMP od podstaw, cz 4 Przekształcenia
07 Komórki abortowanych dzieci w Pepsi
07 Badanie „Polacy o ADHD”
CKE 07 Oryginalny arkusz maturalny PR Fizyka
07 Wszyscy jesteśmy obserwowani
R 05 07
07 kaertchen wortstellung hs

więcej podobnych podstron