118 07 (7)






6






Wstecz / Spis treści / Dalej
6.
Następny etap nauk don Juana polegał na zapoznaniu mnie z innym aspektem zawładnięcia drugą porcją korzenia czarciego ziela. W czasie, który upłynął pomiędzy tymi dwoma fazami nauki, don Juan wypytywał mnie jedynie o rozwój mojej rośliny.
Czwartek, 27 czerwca 1963

Dobrze jest wypróbować czarcie ziele, nim podejmie się ostateczną decyzję o wejściu na jego ścieżkę
powiedział don Juan.

Jak je wypróbować?

Trzeba jeszcze raz spróbować czarów z jaszczurkami. Masz wszystko, czego potrzeba, żeby zadać im jeszcze jedno pytanie, tym razem bez mojej pomocy.

Czy to absolutnie niezbędne, don Juanie?

To najlepszy sposób sprawdzenia, jakie uczucia żywi do ciebie czarcie ziele. Ta roślinka cały czas poddaje cię próbie, nic więc nie stoi na przeszkodzie, żebyś i tyją wypróbował, a jeśli w którymkolwiek miejscu na jej ścieżce poczułbyś, że z jakiegoś powodu nie powinieneś posuwać się dalej
po prostu się zatrzymaj.
Sobota, 29 czerwca 1963
Poruszyłem temat czarciego ziela. Chciałem, żeby don Juan opowiedział mi o nim więcej, zarazem jednak nie miałem ochoty czynnie w tym uczestniczyć.

Drugiej porcji używa się tylko do wróżenia, prawda, don Juanie?
spytałem, by zacząć rozmowę.

Nie tylko. Za pomocą drugiej porcji można się nauczyć magii jaszczurek, równocześnie zaś wypróbować czarcie ziele, w rzeczywistości jednak drugiej porcji używa się do innych celów. Magia jaszczurek to zaledwie początek.

Do czego więc się jej używa?
Don Juan nie odpowiedział. Zmienił raptownie temat, pytając, jaką wielkość osiągnęły okazy czarciego ziela rosnące wokół mej rośliny. Zademonstrowałem.
Powiedział wówczas:

Mówiłem ci, jak odróżnić okaz męski od żeńskiego. Idź teraz do swych roślin i przynieś mi oba rodzaje. Najpierw idź do starej rośliny, zwracając baczną uwagę, w którą stronę spłynęła deszczówka. Deszcz musiał daleko ponieść nasiona. Przyjrzyj się rowkom [zanjitas] wyżłobionym przez wodę i na tej podstawie ustal kierunek strumienia. Odszukaj roślinę rosnącą najdalej od twojej. Wszystkie okazy czarciego ziela rosnące pomiędzy tymi dwoma punktami należą do ciebie. Później, kiedy wydadzą nasiona, będziesz mógł rozszerzyć swoje terytorium, posuwając się wzdłuż strumienia płynącego obok każdej rośliny, która rośnie po drodze.
Don Juan udzielił mi drobiazgowych pouczeń co do sposobu wykonywania narzędzia do ścinania. Ścięcie korzenia powinno odbyć się następująco: po pierwsze, należało wybrać korzeń przeznaczony do ścięcia i oczyścić z ziemi miejsce, gdzie łączy się on z łodygą. Po drugie, należało powtórzyć dokładnie taki sam taniec, jaki wykonałem, przesadzając korzeń. Po trzecie, należało odciąć łodygę i pozostawić korzeń w ziemi. Na koniec zaś trzeba było wykopać korzeń długości szesnastu cali. Polecił mi także, bym nic nie mówił ani nie uzewnętrzniał żadnych uczuć podczas całej operacji.

Powinieneś wziąć ze sobą dwa kawałki płótna
ciągnął.
Rozłożysz je na ziemi i umieścisz na nich rośliny. Potnij potem rośliny na kawałki i ułóż w kupki. Możesz to uczynić w dowolnej kolejności, ale dobrze zapamiętaj, bo odtąd musisz wykonywać te czynności zawsze w ten sam sposób. Jak tylko skończysz, przynieś mi rośliny.
Sobota, 6 lipca 1963
W poniedziałek, l lipca, ściąłem okazy czarciego ziela, o które prosił don Juan. Nim wykonałem taniec wokół roślin, czekałem, aż się całkiem ściemni, gdyż nie chciałem, żeby mnie ktokolwiek zobaczył. Czułem się dość nieswojo. Byłem pewien, że ktoś będzie świadkiem moich osobliwych poczynań. Wcześniej wybrałem te rośliny, które uznałem za okaz męski i żeński. Musiałem odciąć po szesnaście cali każdego korzenia, a dokopanie się na tę głębokość za pomocą kija nie należało do łatwych zadań. Zajęło mi to sporo czasu. Kończyłem pracę w zupełnej ciemności, a kiedy nadeszła pora ucięcia korzeni, musiałem użyć latarki. Moja początkowa obawa, że ktoś będzie mnie obserwował, była niczym w porównaniu z lękiem, że ktoś wypatrzy światło migające w zaroślach.
Zaniosłem rośliny do domu don Juana we wtorek, 2 lipca. Otworzył zawiniątka i zbadał ich zawartość. Oznajmił, że jednak będzie musiał dać mi nasiona swych roślin. Pchnął ku mnie moździerz. Zawartość przyniesionego przeze mnie szklanego słoja
suche nasiona wymieszane z sobą
wsypał do moździerza.
Spytałem, co to za nasiona; odpowiedział, że są to nasiona zjedzone przez wołki zbożowe. Wśród nasion spostrzegłem sporo robaczków, maleńkich czarnych wołków zbożowych. Don Juan powiedział, że to specjalne robaki, które trzeba będzie powyjmować i umieścić w osobnym słoju. Podał mi inny słój wypełniony w jednej trzeciej wołkami tego samego rodzaju.
Naczynie było zatkane kawałkiem papieru uniemożliwiającym owadom ucieczkę.

Następnym razem będziesz musiał użyć robaków z własnych roślin
powiedział don Juan.
Poucinasz torebki nasienne pokryte maleńkimi dziurkami, w środku jest pełno robaków. Otworzysz torebki i wysypiesz ich zawartość do słoja. Uzbierasz garść robaków i umieścisz je w innym naczyniu. Nie patyczkuj się z nimi. Nie musisz postępować z nimi delikatnie ani taktownie. Odmierz garść nasion zjedzonych przez robaki i garść wołków sproszkowanych, resztę zakop w którymkolwiek miejscu znajdującym się na południowy wschód od twej rośliny. Następnie pozbieraj dobre suche nasiona i zmagazynuj je osobno. Możesz zebrać, co tylko zechcesz. Zawsze wolno ci z tego skorzystać. Dobrze jest powyciągać nasiona z torebek, tak żebyś mógł od razu wszystko zakopać.
Don Juan polecił mi następnie, żebym najpierw utarł zjedzone nasiona, potem jaja wołków, następnie robaki, a na końcu suche nasiona.
Gdy wszystko to zostało utarte na drobniutki proszek, don Juan sięgnął po ścięte i poukładane przeze mnie w stożki kawałki czarciego ziela. Oddzielił męski korzeń i owinął go delikatnie w kawałek płótna. Podał mi resztę i nakazał, bym pociął wszystko na kawałeczki, porządnie je utarł, a następnie zlał calutki sok do garnka. Wyjaśnił, że muszę ucierać w tej samej kolejności, w jakiej układałem kawałki w stosiki.
Kiedy skończyłem, polecił mi odmierzyć kubek wrzącej wody i wymieszać ją z zawartością garnka, a następnie dolać jeszcze dwa kubki. Podał mi gładko wypolerowany kawałek kości. Zamieszałem nim w garnku i postawiłem na ogień. Wówczas don Juan oznajmił, ze musimy zająć się korzeniem i w tym celu będziemy musieli użyć większego moździerza, ponieważ korzenia męskiego w ogóle nie wolno krajać.
Wróciliśmy do domu. Przygotował moździerz, a ja zabrałem się do ucierania korzenia w ten sam sposób co przedtem. Pozostawiliśmy korzeń do nasiąknięcia w wodzie pod gołym nocnym niebem i weszliśmy do wnętrza domostwa.
Don Juan kazał mi pilnować mikstury w garnku. Miałem pozwolić jej się gotować, dopóki nie nabierze takiej gęstości, że trudno j ą będzie zamieszać. Następnie ułożył się do snu na macie. Papka gotowała się już z godzinę, gdy spostrzegłem, że coraz trudniej ją zamieszać. Uznałem, że jest gotowa, i ściągnąłem garnek z ognia. Włożyłem go do siatki pod okapem i poszedłem spać.
Zbudziłem się, gdy wstał don Juan. Na czystym niebie świeciło słońce. Dzień był upalny i suchy. Don Juan stwierdził ponownie, że jest przekonany, iż czarcie ziele mnie polubiło.
Zabraliśmy się do przyrządzania korzenia; pod koniec dnia na dnie misy uzbierało się nam już całkiem sporo żółtawej substancji. Don Juan zlał wierzchnią wodę. Sądziłem, że operacja dobiegła końca, ale ponownie napełnił misę wrzątkiem. Udał się następnie po garnek wiszący pod okapem. Papka sprawiała wrażenie prawie całkiem wyschniętej. Don Juan zaniósł garnek do domu, postawił go na podłodze i usiadł, po czym przemówił.

Mój dobroczyńca powiedział mi, że można wymieszać roślinę z tłuszczem, i to właśnie zrobisz. Mój dobroczyńca uczynił to dla mnie, ale jak już powiedziałem, nigdy za tą rośliną nie przepadałem, nigdy też nie próbowałem naprawdę się z nią zjednoczyć. Dobroczyńca powiedział mi, że w celu osiągnięcia możliwie najlepszego efektu ci, którzy rzeczywiście pragną zapanować nad mocą, powinni zmieszać roślinę z tłuszczem dzika, najlepiej z tłuszczem z jelit. Wybór jednak należy do ciebie.
Niewykluczone, że los zrządzi, iż postanowisz obrać czarcie ziele za swego sprzymierzeńca, a wówczas poradzę ci
jak mi poradził mój dobroczyńca
byś zapolował na dzika i zdobył tłuszcz z jego jelit [sebo de tripa}. Dawniej, gdy czarcie ziele było przewyborne, brujos wyprawiali się na specjalne polowania na dziki, by zdobyć tłuszcz. Wybierali największe i najsilniejsze okazy samców. Służył im do tego specjalny rodzaj czarów, z których czerpali szczególną siłę, siłę wręcz niewiarygodną, nawet jak na tamte czasy. Ale dziś po tej sile nie zostało śladu. Nie wiem, gdzie się podziała. Nie znam nikogo, kto wiedziałby coś na ten temat. Możliwe, że samo ziele cię tego wszystkiego nauczy.
Don Juan odmierzył garść tłuszczu, wrzucił go do misy z zaschniętą papką, po czym resztę tłuszczu pozostałą na dłoni starł na krawędź garnka. Polecił mi, bym mieszał zawartość, dopóki nie zmieni się w jednolitą masę.
Uwijałem się przy miksturze niemal trzy godziny. Don Juan zerkał na nią od czasu do czasu i stwierdzał, że nie jest jeszcze gotowa, aż nadszedł moment, kiedy wydał się zadowolony. Powietrze wtłoczone do masy nadało jej jasnoszary kolor i konsystencję galarety. Powiesił wówczas misę spod dachu obok drugiej. Oznajmił, że zajmie się nią dopiero nazajutrz, gdyż przygotowanie owej drugiej porcji zajmie dwa dni. Do tego momentu zabronił mi jeść cokolwiek. Wolno mi było wyłącznie pić wodę.
Nazajutrz, w czwartek, 4 lipca, polecił mi czterokrotnie wyługować korzeń. Kiedy za czwartym razem wylewałem wodę z misy, było już ciemno. Usiedliśmy na werandzie. Don Juan postawił przed sobą obie misy. Ekstraktu korzenia, podobnego do białawego krochmalu, uzbierała się łyżeczka. Włożywszy go do kubka, dolał wody. Ręką, w której trzymał kubek, wykonał kilka obrotowych ruchów, by substancja się rozpuściła, po czym podał mi kubek, polecając, bym wypił całą jego zawartość. Wypiwszy duszkiem, odstawiłem kubek na podłogę i osunąłem się na ziemię. Czułem łomotanie serca, zaczęło mi brakować tchu. Don Juan polecił mi rzeczowym tonem, żebym zdjął całe ubranie. Na pytanie o powód odpowiedział, że muszę natrzeć się papką. Wahałem się, nie wiedziałem, czy się rozebrać. Don Juan nakazał mi pośpiech, dodając, że nie wolno marnować czasu. Rozebrałem się do naga.
Don Juan narysował ułamkiem kości dwie poziome linie na powierzchni papki, dzieląc w ten sposób zawartość misy na trzy równe części. Następnie ze środka górnej linii wyprowadził linię pionową prostopadłą do dwóch pozostałych, dzielącą papkę na pięć części. Wskazawszy na prawy dolny róg, powiedział, że odpowiada on mojej lewej stopie; pole wyżej odpowiadało mojej lewej nodze. Górna i największa część odpowiadała moim genitaliom; pole położone pod nią, po lewej stronie, odpowiadało mojej prawej nodze, a lewy dolny róg
prawej stopie. Polecił mi, bym posmarował papką przeznaczoną dla mojej lewej stopy piętę i wtarł dokładnie papkę. Następnie kierował mną, gdy wcierałem papkę na całej długości wewnętrznej strony lewej nogi, w genitalia, od góry do dołu wewnętrznej strony mojej prawej nogi, a wreszcie w moją prawą piętę.
Postępowałem według jego wskazówek. Papka była zimna i wydzielała nadzwyczaj silny zapach. Zaschnęła, kiedy tylko skończyłem nacieranie. Woń mieszaniny wdarła się do mych nozdrzy. Dławiła mnie. Dusiłem się od gryzącego, przypominającego jakiś gaz, odoru. Usiłowałem oddychać przez usta i przemówić do don Juana, ale bezskutecznie.
Don Juan wpatrywał się we mnie. Wykonałem krok w jego stronę. Nogi miałem jak z gumy, a przy tym okropnie długie. Wykonałem następny krok. Wydawało mi się, że w stawach kolanowych mam sprężyny, które drżą, wibrują i rozciągają się elastycznie, niczym filary sklepienia. Posuwałem się naprzód. Ruch mego ciała był powolny i rozedrgany; przypominał bardziej dygotanie w przód i ku górze. Spojrzałem w dół i zobaczyłem siedzącego dużo niżej don Juana. Z rozpędu postąpiłem kolejny krok przed siebie, a krok ów był jeszcze bardziej sprężysty i trwał jeszcze dłużej niż poprzedni. A potem poszybowałem. Pamiętam, że na chwilę opadłem na dół, później zaś odbiłem się oboma stopami, skoczyłem do tyłu i pofrunąłem na plecach. Ujrzałem rozciągające się nade mną mroczne niebo i przepływające obok mnie chmury. Przewróciłem się na brzuch, żeby patrzeć w dół. Ujrzałem ciemne skupisko gór. Poruszałem się z niewiarygodną prędkością. Ręce przywarły mi ciasno do boków. Głowa pełniła jakby funkcję steru. Kiedy odchyliłem ją do tyłu, zataczałem koła w płaszczyźnie poziomej. Zmiana kierunku odbywała się poprzez zwrócenie głowy w pożądaną stronę. Nigdy dotąd nie zaznałem uczucia tak wielkiej wolności ani takiej chyżości. Wspaniała ciemność napełniła mnie smutkiem, a może tęsknotą. Czułem się tak, jakbym odnalazł miejsce, skąd się wywodzę
nocną ciemność. Spróbowałem rozejrzeć się dookoła, ale wyczułem tylko tyle, że noc jest pogodna i pełna mocy.
Raptem pojąłem, że nadeszła pora powrotu; tak jakbym otrzymał rozkaz, który muszę wykonać. Niczym pióro, zacząłem bocznymi ruchami opadać ku ziemi. Ten rodzaj ruchu podziałał na mnie fatalnie. Był wolny i rwany. Czułem się tak, jakbym był ściągany w dół za pomocą lin nawiniętych na koła. Zrobiło mi się niedobrze. Głowa pękała mi od rozdzierającego bólu. Zewsząd otoczyła mnie czerń, a ja czułem nadzwyczaj wyraźnie, że jestem w niej zawieszony.
Następne, co pamiętam, to wrażenie przebudzenia. Znajdowałem się w łóżku we własnym pokoju. Usiadłem. Wówczas obraz pokoju rozpłynął się. Wstałem. Byłem nagi! Ruch towarzyszący wstawaniu znowu przyprawił mnie o mdłości.
Rozpoznałem niektóre znaki orientacyjne. Znajdowałem się około pól mili od domu don Juana, w pobliżu miejsca, gdzie rosły jego czarcie zioła. Nagle wszystko zaczęło się zgadzać, a ja uświadomiłem sobie, że będę musiał przejść nago całą drogę powrotną do jego domu. Pozbawienie odzieży stanowiło wielką niedogodność psychiczną, nic jednak nie mogłem na to poradzić. Zastanawiałem się, czy nie zrobić sobie okrycia z gałęzi, ale pomysł ten wydał mi się groteskowy, a poza tym miało się już ku świtowi, gdyż poranna zorza świeciła jasno. Zapomniawszy o mych dolegliwościach psychicznych i cielesnych, powędrowałem w stronę domu. Panicznie lękałem się, że zostanę odkryty, toteż wypatrywałem ludzi i psów. Próbowałem pobiec, ale pokaleczyłem sobie stopy o ostre kamyki. Zwolniłem kroku. Było już całkiem widno. Wówczas ujrzałem, że ktoś nadchodzi drogą, i szybko wskoczyłem w zarośla. Sytuacja, w jakiej się znalazłem, wydała mi się absurdalna. Jeszcze przed chwilą doświadczałem trudnej do opisania rozkoszy latania, w chwilę potem musiałem się ukryć zawstydzony własną nagością. Pomyślałem, żeby znów wyskoczyć na drogę i biegnąc co sił w nogach, minąć nadchodzącego osobnika. Sądziłem, że będzie tak zaskoczony, że nim uprzytomni sobie, iż ma przed sobą nagusa, będę już daleko. Medytowałem nad tym wszystkim, ale nie ośmieliłem się zrobić najmniejszego ruchu.
Wędrowiec zmierzający w moją stronę był już bardzo blisko, kiedy się zatrzymał. Usłyszałem, że woła mnie po imieniu
to był don Juan niosący moje ubranie. Gdy skończyłem się ubierać, spojrzał na mnie i roześmiał się; śmiał się tak zaraźliwie, że i ja zacząłem wić się ze śmiechu.
Tegoż dnia, w piątek, 5 lipca, późnym popołudniem, poprosił mnie, bym mu szczegółowo zrelacjonował swoje przeżycia. Uczyniłem to możliwie jak najdokładniej.

Drugiej porcji czarciego ziela używa się do latania
powiedział, kiedy skończyłem.
Sama maść nie wystarczy. Mój dobroczyńca twierdził, że to korzeń kieruje i obdarza mądrością; za jego też przyczyną możliwe jest latanie. Im więcej się uczysz i im częściej latasz po jego spożyciu, tym większą zdobywasz jasność widzenia. Będziesz mógł poszybować w przestworzach na odległość wieluset mil, aby zobaczyć, co się dzieje w dowolnym miejscu, lub żeby zadać śmiertelny cios odległemu nieprzyjacielowi. Kiedy oswoisz się z czarcim zielem, nauczy cię ono, jak dokonywać takich wyczynów. Nauczyło cię już, na przykład, jak się zmienia kierunek latania, w podobny sposób nauczy cię jeszcze wielu niewiarygodnych rzeczy.

Na przykład czego, don Juanie?

Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie, bo z każdym człowiekiem jest inaczej. Mój dobroczyńca nigdy mi nie powiedział, czego się nauczył. Powiedział mi tylko, co mam robić, ale nie wspominał nigdy, co zobaczył. Należy to zachować dla siebie.

Przecież ja opowiadam ci wszystko, co widziałem, don Juanie.

Teraz tak, ale wkrótce przestaniesz; kiedy następnym razem spożyjesz czarcie ziele, uczynisz to w samotności, nieopodal swych roślin, bo w tym właśnie miejscu wylądujesz. Zapamiętaj to sobie. Właśnie dlatego wybrałem się do mych roślin, żeby cię odszukać.
Wypowiedziawszy te słowa, zamilkł, a ja usnąłem. Obudziłem się wieczorem pełen energii. Bez sprecyzowanego powodu biło ze mnie fizyczne zadowolenie. Byłem szczęśliwy.

Dobrze ci było w nocy czy też odczuwałeś przerażenie?
zapytał don Juan.
Odpowiedziałem mu, że w nocy było naprawdę wspaniale.

A głowa? Bardzo cię bolała?

Ból głowy był tak samo silny jak wszystkie inne moje doznania. Tak mocno głowa mnie jeszcze nigdy nie bolała.

Czy w związku z tym przeszła ci ochota, żeby znowu skosztować mocy czarciego ziela?

Nie wiem. Teraz nie mam na to ochoty, ale nie wiadomo, co będzie później. Naprawdę nie wiem, don Juanie.
Chciałem mu zadać pewne pytanie. Wiedziałem, że będzie unikał odpowiedzi, czekałem więc, żeby sam poruszył ten temat; czekałem cały dzień, toteż ostatecznie, nim jeszcze wyruszyłem owego wieczoru w drogę, musiałem mu je zadać:

Czyja naprawdę latałem, don Juanie?

Tak mi powiedziałeś, prawda?

Wiem. Chodzi mi o to, czy latało moje ciało? Czy poderwałem się z ziemi jak ptak?

Wiecznie zadajesz mi pytania, na które nie mogę odpowiedzieć. Fruwałeś. Takie jest przeznaczenie drugiej porcji czarciego ziela. Spożywając je częściej, nauczysz się latać bezbłędnie. Nie jest to proste. Człowiek lata dzięki pomocy drugiej porcji czarciego ziela. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Twoje pytanie pozbawione jest sensu. Ptaki latają na ptasią modłę, a człowiek, który spożył czarcie ziele, lata na człowieczą modłę [el enyerbado vuela asi].

Tak jak ptaki? [Ąsi como los pdjaros?]

Nie, lata tak jak człowiek, który spożył to ziele [No, asi como los enyerbados.]

To znaczy, że w rzeczywistości nie latałem, don Juanie. Fruwałem jedynie w mej wyobraźni, w mym umyśle. Gdzie było moje ciało?

W zaroślach
zasyczał, ale natychmiast ryknął śmiechem.
Kłopot z tobą polega na tym, że pojmujesz wszystko tylko w jeden sposób. Sądzisz, że człowiek nie może latać, tymczasem brujo potrafi przenieść się tysiąc mil w ciągu sekundy, żeby zobaczyć, co się dzieje. Może zadać cios swym wrogom przebywającym w wielkiej odległości. No więc lata czy nie lata?

Bo widzisz, don Juanie, różnimy się nastawieniem. Przypuśćmy teoretycznie, że ktoś z uczących się ze mną był obecny przy tym, jak przyjmowałem czarcie ziele. Czy zobaczyłby, że latam?

A ty znowu ze swoim, co by było, gdyby..." W ten sposób nie ma sensu rozmawiać. Gdyby twój przyjaciel lub ktokolwiek inny przyjął drugą porcję czarciego ziela, mógłby zrobić tylko jedno: latać. Gdyby zaś po prostu się tobie przyglądał, niewykluczone, że ujrzałby, jak latasz, albo by nie ujrzał. To zależy od człowieka.

Ale mnie chodzi o to, don Juanie, że jeśli obaj patrzymy na ptaka i widzimy, że leci, to zgodzimy się, że ptak leci. Gdyby jednak dwóch moich kolegów ujrzało, że latam w taki sposób, w jaki robiłem to wczoraj w nocy, czy również zgodziliby się co do tego, że latam?

Możliwe, że tak. Zgadzasz się, że ptaki latają, bo widziałeś, jak latały. Latanie to u ptaków rzecz naturalna. Nie zgodzisz się jednak co do tego, że ptaki robią też inne rzeczy, ponieważ nie widziałeś nigdy, jak je robią. Gdyby twoi koledzy słyszeli o ludziach latających dzięki czarciemu zielu, toby się zgodzili.

Sformułujmy to inaczej, don Juanie. Chcę powiedzieć, że gdybym przykuł się do skały ciężkim łańcuchem, to i tak bym pofrunął, bo moje ciało nie brało żadnego udziału w lataniu.
Don Juan spojrzał na mnie z
niedowierzaniem.

Obawiam się, że jeśli przykujesz się do skały
powiedział
będziesz musiał poszybować, dźwigając skałę z łańcuchem.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
118 07
07 Charakteryzowanie budowy pojazdów samochodowych
9 01 07 drzewa binarne
02 07
str 04 07 maruszewski
07 GIMP od podstaw, cz 4 Przekształcenia
07 Komórki abortowanych dzieci w Pepsi
07 Badanie „Polacy o ADHD”
CKE 07 Oryginalny arkusz maturalny PR Fizyka
07 Wszyscy jesteśmy obserwowani

więcej podobnych podstron