Jedwabne a zbrodnie na Kresach4










Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941 cz.4













Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941 (cz. IV)






 

prof. JERZY ROBERT NOWAK

 







Dzisiejsi manipulatorzy a zbrodnie
z przeszłości
Spory wokół polakożerczej
wymowy książki "Sąsiedzi" Grossa i jego
wypowiedzi zataczają coraz szersze kręgi. Szczególnie
szokująca okazała się ujawniona przez profesora
Tomasza Strzembosza w wywiadzie dla GŁOSU informacja o tym,
że główny świadek, na którego powołuje się
Gross w swym ataku przeciw Polakom - Szmul Wasersztajn był
śledczym UB. Z kolei Katolicka Agencja Informacyjna piórami
Bogumiła Łozińskiego i Aliny Petrowej Wasilewicz
obaliła fałszerstwa Grossa w odniesieniu do szkalowanego
przez niego łomżyńskiego biskupa Stanisława
Łukomskiego (por. "Życie" z 3-4 marca 2001). Z
bardzo ostrą krytyką zafałszowań J. T. Grossa
wystąpił prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej
Edward Moskal, ostrzegając przed nową ofensywą
antypolonizmu. Prezes Moskal wyraził również zdziwienie
zachowaniem prezesa Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leona
Kieresa, który na długo przed skończeniem śledztwa
nt. wydarzeń w Jedwabnem występuje a priori z różnymi
werdyktami. Według prezesa Moskala: "wypowiedzi p.
Kieresa dowodzą, że bardziej zainteresowany jest tym,
jak zareagują Żydzi niż rzeczywistym ujawnieniem
prawdy". Prezes Moskal stwierdził, że prof. Kieres
jak widać "niewiele wie o służeniu
"sprawiedliwości" W tym kraju człowiek jest
niewinny do chwili udowodnienia mu winy, a nie odwrotnie".
Prezes Moskal upomniał się również o rozpoczęcie
śledztwa w sprawie wszystkich zbrodni na Kresach, wydawania
przez Żydów Polaków w ręce Rosjan, etc. Z ostrą
krytyką zafałszowań Grossa wystąpili również
wybitni naukowcy polonijni: profesorowie I. C. Pogonowski i W.
Wagner. Godny podkreślenia jest fakt, że zdecydowana większość
historyków zabierających głos w sprawie książki
Grossa (m. in. prof. T. Strzembosz, dr Piotr Gontarczyk, niemiecki
historyk dr B. Musiał) zdecydowanie krytykuje nieścisłości
i deformacje Grossa.
 
Kwaśniewski znów
przeprasza
Znamienne, że nawet w kręgach
postkomunistycznych, dotąd tak ochoczo akceptujących
antypolskie uogólnienia Grossa (por. np. wybryki anty-Polaka J.
S. Maca we "Wprost" pojawiają się pierwsze
przykłady dystansowania od żydowskiego
"badacza"-hochsztaplera zza Oceanu. Np. w SLD-owskiej
"Trybunie" z 23 lutego 20001 ukazał się
obszerny artykuł Jakuba Kopcia "Holocaust w
Jedwabnem". Zdaniem Kopcia: "Książka Jana
Tomasz Grossa mami skutecznie". Zauważane przez Kopcia
nieprawdy godzących w Polaków uogólnień Grossa nie mają
żadnego znaczenia dla czołowego przedstawiciela
postkomunistów - prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego.
Wyprzedzając ustalenia śledztwa w sprawie mordu w
Jedwabnem Kwaśniewski już teraz zadeklarował wszem
i wobec, że "10 lipca Polacy przeproszą Żydów
w Jedwabnem (...) należy obecnie skłonić głowę
i prosić o przebaczenie. Możliwe, że po tym akcie
Polacy staną się lepsi" (wg "Gazety
Wyborczej" z 3-4 marca). Rzecz znamienna, że SLD-owska
"Trybuna" pominęła w swej informacji powyższe
słowa Kwaśniewskiego cytowane w "Gazecie
Wyborczej", tym mocniej eksponując za to inne jego
stwierdzenie, iż byłoby niedobrze, "gdyby okazało
się, że przykład Jedwabnego jest traktowany jako
przeniesienie odpowiedzialności za Holocaust ze strony
niemieckiej na polską".
Życie z 3-4 marca stwierdziło,
że "Kwaśniewski nie zdradził, skąd
czerpie wiedzę na temat wydarzeń z 1941 roku". I
rzeczywiście można się zastanawiać, skąd
niedoszły magister, zresztą nie nauk historycznych, ma
tak wielką pewność co do głównych sprawców
mordu w Jedwabnem. Jakim prawem zabiera głos - i to w
wywiadzie dla izraelskiej gazety "Jedijot Achronot"
przed ostatecznymi ustaleniami polskich badań śledczych
prowadzonych w tej sprawie. Opinię o winie oskarżonych,
a priori przed zakończeniem śledztwa i przed wyrokiem,
mieli niegdyś tylko przywódcy stalinowscy. Czyżby Kwaśniewskiemu
tak miłe były wszystkie tradycje jego partii, ze
stalinowskimi włącznie, że nawet dziś ochoczo
bez wahania, publicznie do nich nawiązuje?
 
Dyletanci atakują historyków

Szokujące jest jak wielu mamy dyletantów, którzy nie mając
żadnego pojęcia o historii, z werwą atakują
ustalenia najbardziej nawet doświadczonych profesjonalnych
historyków. Szczególnie groteskowy pod tym względem był
niedawny atak na prof. Strzembosza ze strony pisarza
science-fiction Stanisława Lema
w "Tygodniku Powszechnym" z 11 lutego 2001. Pisarz
fantasta, niegdyś głęboko umoczony w stalinowskiej
poetyce fałszu, teraz z wielką hucpą rzuca się
na twierdzenia prof. Strzembosza o żydowskiej kolaboracji lat
1939-1941, bo i na tym rzekomo zna się lepiej, a tekst
Strzembosza jest "stronny" (stylistyka Lema). Z równą
hucpą wszystkowiedzącego polemizował z prof.
Strzemboszem na łamach "Wprost" socjolog J.
Kurczewski. Wszystkie rekordy pobiło jednak wystąpienie
księdza Michała Czajkowskiego obok J. T. Grossa w
"Kropce nad i" w TVN z 26 lutego. W rozmowie z Grossem
ks. Czajkowski miał - w myśl intencji Olejnik - stworzyć
wobec widzów wrażenie, że reprezentuje stronę
polską i katolicką (!). Od razu też popisał się
dość szczególnym stwierdzeniem: "Ja nie jestem
historykiem; nie badałem żadnych dokumentów; to co
wiem, to z książki Pana Profesora i z prasy".
Olejnik dobrała ks. Czajkowskiego do swej tendencyjnej
audycji jak w korcu maku. Ks. Czajkowski znany jest ze swady w
upowszechnianiu godzących w Polskę i Polaków nieprawd.
Robi to już od dawna. M. in. już ok. 6 lat temu wyszydziłem
wygłaszane przez niego w polemice z ks. prof. Zygmuntem Zielińskim
bzdurne twierdzenia o rzekomych pogromach Żydów przez Polaków
na początku XX wieku. Na próżno apelowałem, aby
ks. Czajkowski zdobył się choćby na odrobinę
uczciwości intelektualnej i sprostował swe banialuki,
sprzeczne nie tylko z ustaleniami polskich, ale i żydowskich
historyków.
Szerzej opiszę różne
brednie ks. Czajkowskiego, który swymi nieprawdami kala noszoną
przez siebie sutannę, w ostatnim odcinku mego cyklu w GŁOSIE
pt. "Parada kłamców i dyletantów". Umieszczenie
tego fanatycznego tropiciela polskiego "antysemityzmu" w
audycji jako partnera anty-Polaka J. T. Grossa kolejny raz ujawniło
na czym polega dialog według antynarodowych czerwonych i różowych
bonzów telewizji. Na regularnym dobieraniu do programów osób,
które będą się prześcigać w dokładaniu
Polakom za rzekome winy całego polskiego narodu, od zawsze.
Ks. Czajkowski mówił o wielowiekowym antysemityzmie w
Polsce; zapomniał, biedaczyna, że tu w Polsce schroniła
się przeważająca część Żydów
świata, że Polskę nazywano w Wielkiej Encyklopedii
Francuskiej z XVIII wieku "paradisus Judeorum" (rajem
Żydów) etc. etc.
Szczególny typ krętactwa
zaprezentował niedawno w "Rzeczypospolitej" związany
z katolewicową "Więzią" red. Bohdan
Skaradziński. Stwierdził tam, że oponenci Grossa:
"Bronią się przypominaniem roli Żydów w
czasach sowieckiej okupacji - dodając często
"pierwszej", 1939-1941, akcentując ich ochotniczą
służbę w "organach", skwapliwość
w donosach oraz pomoc Rosjanom w syberyjskich deportacjach. Nikt
temu nie przeczy". 
 
Jak można tak bezczelnie kłamać?
Przecież pan Skaradziński
dobrze wie, że przeczy temu na każdym kroku sam Gross, a
niedawno z uporem przeczono właśnie na łamach tak
bliskiej Skaradzińskiemu "Więzi". Przypomnę,
że właśnie na łamach "Więzi" z
lipca 1999 r. w toku dyskusji o "Upiornej dekadzie"
Grossa p. Helena Datnar głosiła jawną nieprawdę,
że tylko "jakaś niewielka część
Żydów pracowała z Sowietami". Na łamach tejże
lipcowej "Więzi" z 1999 r. upowszechniał
podobną nieprawdę również nie byle kto - bo obecny
prorektor Uniwersytetu Warszawskiego prof. Włodzimierz
Borodziej (nota bene znany z poparcia dla oszczerstw Cichego
przeciw Powstaniu Warszawskiemu (głosząc, że zaangażowanie
Żydów po stronie Sowietów było "z grubsza
proporcjonalne" do ich liczebności na Kresach. Borodziej
głosił tę ewidentną nieprawdę, chyba nie
z kompletnej niewiedzy o faktach, które rzetelnie przedstawiają
uczciwi żydowscy historycy. Choćby taki Ben-Cion
Pinchuk, autor głośnej książki o Żydach
pod rządami sowieckimi, opartej na wielkiej ilości
źródeł dokumentalnych z 1939 roku. Pisał on
expressis verbis, iż: "Żydzi uczestniczyli w
nieproporcjonalnej liczbie (podkreśl. J.R.N.) w sowieckich
instytucjach w pierwszych tygodniach władzy (...) w wielu
miejscach pierwsze wyznaczone przez Sowiety instytucje zawierały
bardzo wysoką liczbę Żydów" (por. Ben-Cion
Pinchuk: "Shtetl Jews under Soviet Rule", "Oxford
1991, s. 25). W książce Normana Daviesa: "Jews in
Eastern Poland and the USRR, 1939-1946" (Londyn 1991, s. 20)
czytamy opinie innego autora żydowskiego, Weissa, iż:
"Od pierwszych dni sowieckich rządów Żydzi zostali
wchłonięci w administrację państwową
razem ze wszystkimi jej odgałęzieniami, bez żadnych
ograniczeń i byli tam reprezentowani w stopniu przekraczającym
ich proporcje w całej ludności". Tego typu oceny ze
strony żydowskich autorów mógłbym długo mnożyć.
Czy prof. Barodzieja, prorektora UW, nie stać na własną
lekturę ich tekstów i wstrzymanie się przedtem przed
wypowiadaniem sądów rażących kompletnym
niedoczytaniem i nieuctwem w zakresie literatury przedmiotu, o którym
się wypowiada?!
Ciekawe, jak mamy sobie poradzić
z atakującą Polskę ofensywą antypolonizmu, gdy
w Polsce mamy aż nazbyt potężne lobby środowiskowe,
minimalizujących wszelkie ataki na Polskę lub ich negujących.
Czy taki historyk jak prof. Borodziej zdobędzie się
kiedykolwiek na publiczne przeciwstawienie antypolskim kłamstwom?
A jest ich coraz więcej i są coraz bezczelniejsze. Właśnie
wpadł mi do ręki tekst napisanego przez żydowskiego
profesora Dawida Engla wstępu do amerykańskiego wydania
"Sąsiadów" J. T. Grossa. Już w pierwszej
linijce tego tekstu czytam najbardziej hucpiarskie stwierdzenie,
nazywające Jana Tomasza Grossa "czołową
postacią wśród "nowych historyków"
Polski" (leading figure among Poland's "new
historians"). W ten sposób niezorientowanym amerykańskim
czytelnikom wmawia się, że ohydnie szkalujący Polaków
żydowski socjolog z USA jest czołowym polskim
historykiem. Niech przyjmą jego antypolskie kalumnie jako
wyraz rzekomego polskiego narodowego "samorozrachunku"!
 
Nieprawdy historyka z Żydowskiego
Instytutu Historycznego
Kolejny przykład skrajnej
tendencyjności pod kierownictwem Macieja Łukasiewicza
zademonstrowała "Rzeczpospolita" z 3-4 marca 2001.
W dyskusji redakcyjnej na temat sprawy Jedwabnego z udziałem
Grossa i Strzembosza "dziwnym trafem" pominięto
takich historyków, którzy krytykowali przekłamania i nieścisłości
J. T. Grossa jak P. Gontarczyk, T. Szarota, B. Musiał i niżej
podpisany. Za to tym chętniej skorzystano dla wzmocnienia
pozycji Grossa w dyskusji ze Strzemboszem poprzez uczestnictwo dr
Andrzeja Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu
Historycznego, historyka aż nadto dobrze znanego z
dyletantyzmu i fatalnych błędów warsztatowych. To, co
Żbikowski zrobił we wcześniejszym artykule na
łamach "Rzeczpospolitej" (z 4 stycznia 2001) i w
toku dyskusji redakcyjnej, publikowanej 3-4 marca w tejże
gazecie, okazało się swoistym rekordem hucpy. Żbikowski
najwyraźniej uznał, że nikt nie pamięta jego
drukowanego przed 8 laty w małym nakładzie i w mało
znanym periodyku ("Biuletynie Żydowskiego Instytutu
Historycznego" z 1992 r., nr 2-3) tekstu o antyżydowskich
zajściach na Białostocczyźnie i na b. Kresach II
Rzeczypospolitej. Sądząc, że nikt nie dotrze do
tego tekstu po latach, postanowił dosłownie pójść
"na całość" w głoszeniu dziś
treści przeciwstawnych. Wówczas - w 1992 roku zwracał
uwagę, że zajścia antyżydowskie w
czerwcu-lipcu 1941 wybuchały głównie wśród ludności
ukraińskiej, a w niewielkim tylko stopniu objęły
Polaków. Teraz głosi, że zajścia antyżydowskie
wśród Polaków miały niemal równie wielki zasięg.
Wówczas poddawał w wątpliwość jako "mało
dokładne" relacje dziś tak mocno eksponowanego
przez Grossa Finkelsztajna. Dziś ten sam Finkelsztajn urasta
u niego do roli niepodważalnego koronnego świadka
przeciw Polakom. Można oczywiście zmieniać swoje
poglądy w wyniku nowych ustaleń. Jest to święte
prawo każdego badacza. Trudno się pogodzić jednak z
tym, że p. Żbikowski nawet jednym słowem nie zająknął
się na temat nagłej zmiany swych poglądów na różne
fakty, i to o 180 stopni. Żałuję też, że
nie zareagował na to ani prof. Strzembosz, ani nikt inny z
uczestników redakcyjnej dyskusji "Rzeczpospolitej". A
teraz umożliwię czytelnikom GŁOSU dokładne porównanie
różnic poglądów Żbikowskiego na te same fakty - w
jego tekście z "Biuletynu Żydowskiego Instytutu
Historycznego" z 1992 r. i w jego tekstach z 2001 roku na
łamach "Rzeczypospolitej".
 
 




Żbikowski w 1992
r.:
A). "W bogatych
materiałach wspomnieniowych przechowywanych w
Archiwum ŻIH natrafiłem na bardzo niewiele
informacji o krwawych pogromach poza terenami
zamieszkanymi przez Ukraińców" (s. 11) (...)
akty wrogości wobec ludności żydowskiej
przybrały masowe formy głównie na terenach
zamieszkałych przez ludność ukraińską
(...) Najtragiczniejsze wydarzenia miały miejsce w
kilku miejscowościach zamieszkałych oprócz
Żydów i Polaków przez ludność ukraińską"
(s. 13)
B). "O pogromie w
Radziłłowie koło Grajowa oraz o krwawych
zajściach w sąsiednim Wąsoczu i w Jedwabnem
informuje jedynie relacja Menachema Finkielsztejna. Składał
ją przed urzędnikami Komitetu Żydowskiego w
Białymstoku w 1945 r. kilkakrotnie. Zapis wywiadu
jest dość zniekształconym tłumaczeniem
z języka jidysz. Całość zeznań
Finkielsztejna jest wyraźnym doniesieniem na kilku
czy też kilkunastu Polaków z Radziłłowa
pomagających Niemcom w poszukiwaniu miejscowych
komunistów i komsomolców. Osoby te podobno zostały
przez Niemców uzbrojone i przez trzy dni terroryzowały
całe miasteczko. Wiele danych przytoczonych przez
autora relacji, przede wszystkim liczba ofiar pogromu
(1500 osób) budzi spore wątpliwości. Informacje
dotyczące Jedwabnego są równie mało dokładne"
(s. 15-16).
C). miejscowość -
Wizna 
sprawcy (zajść z
ofiarami śmiertelnymi - JRN) - Polacy
 
Żbikowski dziś
(2001 r.)
A). "Jedynie na
podstawie dokumentacji zgromadzonej w Archiwum ŻIH
doliczyłem się ponad pięćdziesięciu
"lokalnych" pogromów w kresowych miastach;
(...) Szczególnie częste były we wschodniej Małopolsce,
a ich sprawcami była raczej ludność ukraińska
(...). Lektura wspomnień uratowanych Żydów
spisanych w jidisz przekonała mnie jednak, że
Białostocczyzna niewiele pod tym względem
odbiegała od Galicji i Litwy"
("Rzeczpospolita" z 4 stycznia 2001).
B). "Z pogromów w
Jedwabnem i Radziłowie uratowało się
kilkunastu Żydów, którzy później przez 2 lata
mieszkali razem. Relacje Wasersztajna i Finkelsztajna są
zgeneralizowanym zapisem wspomnień członków tej
grupy, wynikiem wspólnej pamięci (...). To są
ważne relacje, mimo, że żadna z tych osób
nie była naocznym świadkiem, nie widziała płonącej
stodoły (...) w tych relacjach nie ma Niemców. Co do
Radziłowa Finkelsztajn sugeruje, że Niemcy spędzili
Żydów na rynek, po czym wyjechali (...)".
("Rzeczpospolita z 3-4 marca 2001).
"Na Białostocczyźnie,
w Tykocinie, Wiznie i innych miejscowościach
mordowali przede wszystkim Niemcy"
("Rzeczpospolita" z 3-4 marca 2001)
 




(Wszystkie podkreślenia w
tekstach A. Żbikowskiego pochodzą ode mnie - JRN)
Przy okazji tych porównań
najlepiej ujawniła się fatalna słabość
warsztatu naukowego p. Żbikowskiego. Dziś przyznaje,
że to "przede wszystkim Niemcy" wymordowali Żydów
w Wiznie, choć w 1992 r. (w oparciu o jedną, dosłownie
jedną relację) przypisał mord Żydów w Wiznie
wyłącznie Polakom. Jeszcze jedna ciekawa sprawa odnośnie
metamorfoz poglądów p. Żbikowskiego. W tekście z
1992 r. uznawał jako przyczyny wybuchu zajść antyżydowskich
w lecie w 1941 r. głównie skutki kolaboracji wielu Żydów
z sowieckimi okupantami na Kresach. Pisał wówczas m. in.:
"Skrótowo i w sposób bardzo generalizujący można
powiedzieć, iż znaczny wzrost napięcia w
nienajlepszych od połowy lat trzydziestych stosunkach polsko-żydowskich
przyniosły dwa zjawiska: 1. powszechny entuzjazm ludności
żydowskiej dla zajmujących polskie tereny wschodnie
wojsk sowieckich, w oczywisty sposób niezrozumiały dla Polaków
i uznawany za dowód zdrady polskiego państwa; 2. duża
reprezentacja osób pochodzenia żydowskiego w sowieckim
okupacyjnym aparacie państwowym oraz częste nadużywanie
tych stanowisk na niekorzyść przedstawicieli innych
nacji (...). W świadectwach dotyczących Wilna
wzmiankowane są litewskie gwałty na ludności
polskiej i żydowskiej we wrześniu 1939 r. i
entuzjastyczne przyjęcie wojsk sowieckich przez Żydów w
1940 r. (m. in. budowanie bram tryumfalnych dla "wyzwolicieli
spod terroru litewskiego"); nieraz Żydzi wyszydzali a
nawet denuncjowali Polaków, głównie byłych żołnierzy;
inni brali udział w Związku Bezbożników. Podobnie
postępowano wobec Litwinów: tak np. żydowska trupa
teatralna manifestowała na ulicach z kukłą Atanasa
Smetony. Umocniona została żydowska dominacja w handlu,
teraz już uspołecznionym, kwitła protekcja i
korupcja. Nie inaczej działo się w Grodnie i Białymstoku.
Niektórzy autorzy relacji pisali z rozżaleniem o swoich
rodakach, że "odnieśli się do Polaków lekceważąco
i często ich poniżali". Zdarzało się
nawet, że przekupki żydowskie nie chciały Polakom
sprzedawać towarów. Anonimowa informatorka rodem z Białegostoku
stwierdziła, iż w momencie wybuchu wojny "baliśmy
się nie tylko Niemców, ale i zemsty Polaków".
Lata 1939-1941 położyły
także cień na stosunki żydowsko-polskie i żydowsko-ukraińskie
we Lwowie. Materiał źródłowy na ten temat w
Archiwum Ringelbluma jest dosyć obfity i w zasadzie
jednoznaczny. Do najciekawszych należą: pamiętnik
Stanisława Różyckiego, relacje Heleny Kagan, Ludwika
Klaczki, Hanny Lewkowicz oraz kilka relacji anonimowych. We
wszystkich autorzy wyraźnie sugerowali, iż ludność
żydowska przez cały okres okupacji sowieckiej była
zaniepokojona pogarszającymi się stosunkami z Polakami i
Ukraińcami. Klaczko zanotował: "Stosunek innych
narodowości do Żydów był zawsze do pewnego stopnia
naprężony, co było powodowane wyłącznie
pchaniem się Żydów na kierownicze stanowiska". Pan
K. zeznał: "Ludność polska ustosunkowała
się do Żydów po wkroczeniu bolszewików na ogół
nieprzychylnie, głównie z tego względu, że Żydzi
w dużej części pozajmowali te stanowiska, jakie
przedtem piastowali Polacy. We wszelkich urzędach było
wielu pracowników Żydów: składy, magazyny i przedsiębiorstwa
były również zarządzane przez Żydów". Różycki
pisał z lękiem, iż Ukraińcy już na wiosnę
1941 r. "zapowiedzieli rzeź Lachów, Żydów i
Moskali".
Nie inaczej było na prowincji.
Cytowany przez Pinchuka mieszkaniec Miru wspominał po latach:
"byliśmy całkiem szczęśliwi, gdy widzieliśmy
Polaków w ich obecnym położeniu. Nasi wcześniejsi
władcy byli mali i upokorzeni".
Bez badań archiwalnych nie można
określić stopnia nadreprezentacji osób pochodzenia
żydowskiego w istotnych sektorach życia społecznego.
Niemniej jednak świadectwa z epoki sugerują, iż
inne społeczności lokalne poczuły się dotknięte
czy wręcz zagrożone w swoich istotnych interesach nagłym
awansem ludności żydowskiej. Z początkiem działań
wojennych zaczęły działać mechanizmy społeczne
pozwalające zrealizować ukrytą potrzebę
"odegrania się", "wyrównania rachunków"
i "odpłacenia" za realne i wyimaginowane krzywdy
(...)" (A. Żbikowski, Lokalne pogromy  Żydów
w czerwcu i lipcu 1941 roku na wschodnich rubieżach II
Rzeczypospolitej, "Biuletyn Żydowskiego Instytutu
Historycznego" 1992, nr 2-3, s. 8, 10-11. Cytowane fragmenty
A. Żbikowskiego przytaczam bez ilustrujących je przypisów,
które nie przynoszą żadnych dalszych informacji
faktograficznych, wskazując wyłącznie na bazę
źródłową jego tekstu).
W cytowanym tekście Żbikowski
pisał o przyczynach wybuchu szczególnie gwałtownych zajść
antyżydowskich wśród Ukraińców, stwierdzając
m. in., iż: "Gwałty te zostały swoiście
usprawiedliwione przez ukraińską opinię publiczną
po znalezieniu w więzieniu w Brygidkach zwłok więzionych
tam Ukraińców. Wśród ofiar byli także uczestnicy
"powstania ukraińskiego" z 24-26 czerwca. Prawie
wszyscy, łącznie z niemiecką komendą miasta
uważali, że winę ponosili Żydzi". "Żydowskie
NKWD miało być wspomagane przez żydowskich
donosicieli (...) Kolejne fale pogromowe przyniosły:
ekshumacja odkrytych zwłok i konieczność
oczyszczenia więzień, pogrzeb ofiar NKWD (...)"
(Tamże, s. 15) W ówczesnym tekście Żbikowski,
komentując wskazywanie przez Ukraińców Niemcom Żydów,
którzy pracowali u Sowietów, pisał iż: "Wiele
innych materiałów potwierdza częste przeplatanie się
motywów prywatnych i "ideologicznych", wzajemnie
stymulujących się w coraz bardziej upowszechniającej
się postawie wrogości wobec Żydów" (Tamże,
s. 17).
Rzecz zdumiewająca, do jakiego
stopnia historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego odszedł
w swym tekście z "Rzeczpospolitej" z 4 stycznia
2001 od swych własnych ustaleń z 1992 roku. Wprawdzie i
teraz w jednym fragmencie łaskawie przyznał, że
"pchanie się Żydów na kierownicze
stanowiska", denuncjowanie Polaków etc. miało wpływ
na zaognienie nastrojów, ale równocześnie stanowczo
zaakcentował, iż "nie to było głównym
powodem pogromów". Teraz jego zdaniem głównym motywem
było to, że można było bezkarnie mordować
i rabować. I to wykorzystały "polskie bandy",
złożone w większości z ludzi wypuszczonych
niedawno przez Niemców z sowieckich więzień. Nic
dziwnego, iż prof. Strzembosz uznał stwierdzenia Żbikowskiego
za tak szokujące, że nie można ich skwitować
milczeniem".  I wskazał w tekście
"Przemilczana kolaboracja" (z 27-28 stycznia 2001) na
straszne rozmiary godzącej w Polaków żydowskiej
kolaboracji z Sowietami, które fatalnie zaciążyły
na ówczesnych stosunkach polsko-żydowskich. Można tylko
żałować, że prof. Strzembosz nie przypomniał
Żbikowskiemu jego własnych ustaleń z 1992 roku,
kiedy historyk ŻIH-u pisał dużo uczciwiej na temat
dziś tak zakłamywany przez niego. To, co zrobił
Żbikowski w 2001 roku na łamach
"Rzeczpospolitej", podając informacje i uogólnienia
jaskrawo sprzeczne z jego tekstem z 1992 roku, należy do
szczególnie jaskrawych naruszeń podstawowych zasad etyki
naukowca. Ciekawe, czy złapany przeze mnie na jawnych świadomych
przekłamaniach historyk ŻIH spróbuje cokolwiek
powiedzieć na swą obronę w otwartej publicznej
dyskusji?
 
Zafałszowanie wymowy tekstu
Karskiego
Jaskrawym przykładem
tendencyjności Grossa w jego "wybiórczym" podejściu
do cytowanych tekstów było dokonane przez niego wyraźne
zafałszowanie wymowy raportu Jana Karskiego z lutego 1940
roku. Głośny kurier, który przekroczył pod koniec
1939 roku granicę między niemiecką a sowiecką
strefą demarkacyjną, skierował swój raport do
polskiego rządu na emigracji w Angers (Francja). Raport
Karskiego przynoszą bulwersujące wręcz dane na
temat skrajnych form kolaboracji dużej części
Żydów na Kresach z władzami sowieckimi i konkretnych
przejawów ich antypolskich wystąpień. Było to
świadectwo tym cenniejsze, że chodziło o opinię
człowieka później tak zasłużonego dla
publicznego ujawnienia prawdy o eksterminacji Żydów. Co więcej,
Karskiego w żadnej mierze nie można oskarżyć o
jakąkolwiek niechęć do Żydów; przeciwnie, w
ostatnich kilkunastu latach był on wręcz skrajnie
bezkrytycznym filosemitą. Tym "niebezpieczniejsza"
dla niektórych jest więc gorzka prawda krytyk, jakich nie
szczędził w swym raporcie z lutego 1940 roku dla
odmalowania prosowieckich i antypolskich zachowań dużej
części Żydów. Stąd nieprzypadkowe chyba opóźnienie
w przedstawieniu raportu Karskiego w Polsce. Został on
wydrukowany dopiero w 1989 roku w niskonakładowym czasopiśmie
historycznym "Dzieje Najnowsze". Tak wymowny w swym
przesłaniu raport Karskiego z lutego 1940 roku w jego pełnym
brzmieniu jest bardzo niewygodny dla wszystkich autorów
usprawiedliwiających postawy żydowskie na Kresach po 17
września 1939 roku. Stąd nie można zbytnio się
dziwić wyraźnemu zmanipulowaniu treści raportu
Karskiego w książce J. T. Grossa "Upiorna
dekada".
Gross poświęca aż
cztery strony swojej 119 stronicowej książki na omówienie
fragmentów raportu Karskiego, skupiając się na tych z
nich, które jakoby ze względu na uwagi o niechęci części
społeczeństwa polskiego do Żydów nie zostały
w swoim czasie szerzej nagłośnione przed opinią
publiczną na Zachodzie. Gross wyraża w związku z
tym swoje ogromne oburzenie - jak można było przemilczeć
tak ważne fragmenty. Tylko, że cyniczny hipokryta Gross
w tej samej książczynie zawierający dłuższy
rozdział wybielający żydowską kolaborację
na Kresach, świadomie pominął zacytowanie choćby
nawet jednego zdania z niewygodnej dlań części
raportu Karskiego o żydowskiej kolaboracji na Kresach. A miałby,
zaiste, co cytować. Oto najważniejsze stwierdzenia
raportu Karskiego, których "nie zauważył"
Gross: "Żydzi są tu (na terenach zajętych
przez ZSRR) u siebie; nie tylko że nie doznają
upokorzenia i prześladowań, ale posiadają dzięki
swemu sprytowi i umiejętności przystosowania się do
każdej nowej sytuacji pewne uprawnienia natury zarówno
politycznej, jak i gospodarczej. Wchodzą do komórek
politycznych, w dużej części zajęli poważniejsze
stanowiska polityczno-administracyjne, odgrywają dość
dużą rolę w związkach zawodowych, na wyższych
uczelniach, no i przede wszystkim w handlu, a przede wszystkim w
lichwie i paskarstwie, w handlu nielegalnym (kontrabanda, handel
obcymi dewizami, spirytusem, nieczyste interesy i nieczyste pośrednictwo
czy stręczenie). Na tych terenach w bardzo wielu wypadkach
sytuacja ich jest lepsza i gospodarczo, i politycznie, niż była
przed wojną (...). Stosunek Żydów do bolszewików uważany
jest przez polskie społeczeństwo za bardzo pozytywny.
Uważa się powszechnie, że Żydzi zdradzili
Polskę i Polaków, że w zasadzie są komunistami,
że przeszli do bolszewików z rozwiniętymi sztandarami.
Istotnie w większości miast bolszewików witali Żydzi
bukietami czerwonych róż, przemówieniami, uległymi oświadczeniami
itp.
Trzeba wprowadzić tu pewne
rozróżnienia. I tak, oczywiście, komuniści Żydzi
odnieśli się do bolszewików z entuzjazmem, bez względu
na klasę społeczną, z której pochodzili.
Proletariat żydowski, drobne kupiectwo, rzemiosło, ci
wszyscy, których pozycja obecnie strukturalnie poprawiła się,
a którzy uprzednio wystawieni byli przede wszystkim na prześladowania,
zniewagi, ekscesy itp. elementu polskiego - ci wszyscy również
pozytywnie, jeśli nie entuzjastycznie, odnieśli się
do nowego regime'u. Trudno im zresztą dziwić się.
Gorzej już jest np., gdy denuncjują oni Polaków,
polskich narodowych studentów, polskich działaczy
politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich
zza biurek, lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie
z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety
trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste,
dużo częstsze niż wypadki wskazujące na
lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski.
Inteligencja natomiast, zamożniejsze
i kulturalniejsze żydostwo - mam wrażenie, że
(oczywiście z licznymi wyjątkami i nie biorąc pod
uwagę pozorów) raczej myślą o Polsce często z
pewnym sentymentem, z radością powitaliby zmianę
obecnego stanu rzeczy - niepodległość Polski.
Oczywiście jest w tym pewne wyrachowanie. Obecnie doznają
i oni dużych utrudnień, jeśli nie likwidacji społecznej,
konfiskuje się im domy, a sklepy, zakłady, fabryki,
odbiera się pod formą tzw. "uspołecznienia"
(...). W zasadzie jednak i w masie Żydzi stworzyli tu sytuację,
w której Polacy uznają ich za oddanych bolszewikom i -
śmiało można powiedzieć - czekają na
moment, w którym będą mogli po prostu zemścić
się na Żydach. W zasadzie wszyscy Polacy są rozżaleni
i rozczarowani w stosunku do Żydów - olbrzymia większość
(przede wszystkim młodzież) dosłownie czeka na
sposobność "krwawej zemsty".
Hucpiarska manipulacja Grossa, który
świadomie przemilczał fragmenty raportu Karskiego,
faktycznie obalające jego tezy, zdenerwowała nawet
uczestniczkę dyskusji o "Upiornej dekadzie" na
łamach tak życzliwej Grossowi "Więzi" z
lipca 1999 r. - Agnieszkę Magdziak-Miszewską. Stwierdziła
ona jednoznacznie pod adresem Grossa: 
"Jeśli pragnie się
obalić mit powszechnej współpracy Żydów z
Sowietami, to trudno to zrobić w sposób przekonujący,
wybiórczo traktując na przykład relację Karskiego,
cytując te fragmenty, kiedy pisze on o antysemickich
nastrojach w polskim społeczeństwie i opuszczając
te, w których opisuje agresywne zachowania Żydów wobec
Polaków pod okupacją sowiecką. To jest po prostu
kontrproduktywne."
Znamienne, że także inny
manipulator, wspierający dziś Grossa, Andrzej Żbikowski
z Żydowskiego Instytutu Historycznego, nie zdobył się
w swej pracy na zacytowanie najbardziej kompromitującego dla
Żydów fragmentu raportu Karskiego. Żbikowski cytował
fragmenty raportu Karskiego w pracy "Żydzi polscy pod
okupacją sowiecką 1939-1941", zamieszczonej w
drugim tomie "Studiów z dziejów Żydów w Polsce",
Warszawa 1995. Przytaczając raport Karskiego na s. 62-63
Żbikowski opuścił tak "niewygodne" dla
Żydów stwierdzenia o Żydach: "Gorzej jest np., gdy
denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów,
polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą
milicji bolszewickich zza biurek, lub są członkami tej
milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w
dawnej Polsce. Niestety trzeba stwierdzić, że wypadki te
są bardzo częste, dużo częstsze niż
wypadki wskazujące na ich lojalność wobec Polaków
czy sentyment wobec Polski". (Podkreślenia - J.R.N.)
 
Fałsze, wybielające
żydowską kolaborację
Przytoczyłem już parę
zakłamanych stwierdzeń Grossa, nie znającego granic
w zafałszowywaniu obrazu wybielanej przez siebie żydowskiej
kolaboracji na Kresach. Przypomnijmy jeszcze parę
barwniejszych kwiatków z tej grossowej łączki. Otóż
na s. 80 "Upiornej dekady" Gross pisze z ferworem, iż
"wizja sowietyzacji zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi
przy pomocy Żydów jest nieprawdziwa". Kilka stron wcześniej
(s. 76) w tej samej książce Gross pisze, iż
"tylko drobna część społeczności
żydowskiej jawnie manifestowała" uczucia
prosowieckie. Tak pisze żydowski socjolog-szalbierz w swej
książce. A jak to widzieli inni, bardziej obiektywni
autorzy?
Słynny historyk brytyjski
Norman Davies pisał 9 kwietnia 1987 roku na łamach
"New York Review of Books": "Wśród kolaborantów,
którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa
w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i
dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć,
była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów. Po drugie
zaś wieści o okolicznościach towarzyszących
deportacjom przyczyniły się do pogorszenia stosunków
polsko-żydowskich w innych częściach okupowanej
Polski (...). Wśród kolaborantów i donosicieli jak i
personelu sowieckiej służby bezpieczeństwa w owym
czasie był szokująco wysoki procent Żydów (...). Z
perspektywy emocjonalnej wielu Polaków Żydów widziano jako
tańczących na grobie Polski".
Warto przypomnieć, jak oceniał
zachowanie Żydów na Kresach po 17 września 1939 r. tak
wnikliwy obserwator spraw polskich Frank Savery z Ambasady
Brytyjskiej, sytuowanej przy Rządzie Polskim w Angers we
Francji. W liście do Foreign Office z 25 kwietnia 1940 roku
Frank Savery stwierdził m. in.: "Jeśli chodzi o
obecną postawę Polaków, a w szczególności tych,
którzy są teraz w obcych krajach, wobec Żydów i
kwestii żydowskiej, nie możemy zapomnieć, że
we wrześniu zeszłego roku żydowska ludność
w prowincjach okupowanych przez ZSRR, a szczególnie we wschodniej
Galicji, stanęła po stronie rosyjskich najeźdźców,
za wyjątkiem bogatych Żydów, którzy mieli wiele własności
do stracenia. Stosownie do świeżo otrzymanych raportów,
które przeszły przez moje ręce, Żydzi w tych częściach
Polski są w dalszym ciągu główną podporą
bolszewickiego reżimu" (podkr. J. R. N.) (cyt. za: B.
Wasserstein: "Britain and the Jews of Europe 1939-1945",
Londyn i New York 1999, s. 109).
Podobna w tonie była wypowiedź
przedstawiciela War Office Wilkinsona w odpowiedzi na wysunięte
przez deputowanego z lewego skrzydła Labour Party D. N.
Pritta zarzuty antysemityzmu pod adresem polskich wojskowych.
Wilkinson stwierdził: "Zachowanie Żydów w Polsce
podczas rosyjskiego natarcia musiało najwyraźniej wywołać
uczucie animozji w kręgach armii, co uważam za
usprawiedliwione" (por. tamże, s. 109).
JERZY ROBERT NOWAK
 
Sprostowanie
W tygodniku "Tylko
Polska" z 28 lutego 2001 ukazało się nieprawdziwe
stwierdzenie jakobym zadeklarował wstępnie udział w
zespole przy bliżej nieznanym mi Stowarzyszeniu przeciwko
antypolonizmowi. Z antypolonizmem walczę od dawna, ale sam
decyduję do jakiego stowarzyszenia chcę należeć
i z jakimi ludźmi mam współpracować. Podanie bez
mojej zgody informacji o zadeklarowaniu chęci do udziału
w zespole przy nieznanym mi stowarzyszeniu uważam za
niegodne.
J. R. N.
 
 
prof. Jerzy Robert Nowak,
Tygodnik Głos, 2001-03-08
 






 >
> >     > > >

czesc  PIATA






























 
 
>  >  >
  Kliknij -  Wróć do poczatku Strony - Do
Gory   <  <  <
 



 





 




 
Zamknij to okno

























Wyszukiwarka