46






Cytat





- Cóż, Justynko? mówże!
Justyna podniosła powieki; była zupełnie spokojną i przyjazne. wejrzenie na Kirłową zwracając z lekkim ku niej ukłonem zaczęła:
- Bardzo wdzięczna jestem panu Różycowi za jego uczciwe i zobowiązujące względem mnie postąpienie. Wiem jednak, że niemało namów i wpływów trzeba było na to, aby go do tego kroku nakłonić; domyślam się też, że niemało walczyć z sobą musiał, nim się na ten krok zdecydował. Zupełnie to zresztą rozumiem. Ani położenie moje, ani wychowanie, ani przyzwyczajenia i gusta nie czynią mię odpowiednią dla niego towarzyszką życia. Na wielką panią i światową kobietę nie mam kwalifikacji żadnych ani też żadnej do takiego stanowiska pretensji...
- Tym więcej, tym więcej ocenić powinnaś to bohaterstwo miłości - wtrąciła pani Elmilia.
- Tym większy w tym cud Opatrzności Boskiej! - zawtórowała Teresa.
- Wszystko to - ciągle do Kirłowej zwrócona kończyła Justyna - już by mnie przyjęcie tej ofiary, za którą jednak wdzięczną jestem, niemożliwym uczyniło... ale najważniejszą i stanowczo w tym wypadku rozstrzygającą rzeczą jest to, że od wczoraj jestem zaręczoną...
Na chwilę oniemieni, wszyscy obecni jednogłośnie zawołali:
- Co? kiedy? jak? z kim? z kim?
Justyna powstała. Coś ją z krzesła podniosło i warem oblało.
- Z sąsiadem Korczyna, właścicielem kawałka ziemi w bohatyrowickiej okolicy, z panem Janem Bohatyrowiczem! - wypowiedziała zwolna, głosem trochę od wzruszenia drżącym.
Teraz dopiero w obecnych uderzył grom zdumienia.
Pokój napełnił się wykrzykami:
- Co to? jak to? kto to? Żartujesz! Ona żartuje!
Pani żartuje!
Widać było jednak po Justynie, że nie żartowała wcale. Brwi jej ściągnęły się, z podniesioną głową, błyskającym wzrokiem po obecnych wodziła. Na koniec Benedykt ręką machnął.
- A poczekajcież, państwo! - zawołał - niech ja się u niej o wszystko rozpytam!
Do siostrzenicy się zwrócił:
- Nie żartujesz, Justysiu? serio mówisz? Zaręczyłaś się naprawdę z jakimś Bohatyrowiczem?
Pokazała mu swoją rękę.
- Widzisz, wuju, pierścionka matki mojej na palcu nie mam. Wczoraj mu go oddałam. Serce, ręka i przyszłość moja do niego należą.
Benedykt dziwnie jakoś czmychnął, coś zamruczał, na siostrzenicę popatrzał i znowu zapytał:
- Jakimże wypadkiem poznać się z nim mogłaś?
Trochę smutny uśmiech po ustach jej przebiegł; pilnie przez kilka sekund wujowi w oczy popatrzała.
- Prawda, wuju, że tylko wypadkiem my i oni poznawać się z sobą możemy!
- No, no! - mruknął Benedykt - te filozofie co innego, a twój los co innego! Czy zakochałaś się w tym człowieku, ha? Naprawdę kochasz go?
Znowu jakby elektryczna iskra w serce jej uderzyła, płomień na czoło a wilgoć w oczy rzucając. Podniosła głowę.
- Kocham go z całego serca i jak w to, że żyję, wierzę, że jestem kochaną - odpowiedziała.
Pani Emilii zrobiło się niedobrze. Nagle i niespodziewanie globus do gardła podchodzić jej zaczął. Zdławionym głosem i z oczami już łez pełnymi zawołała jednak:
- Justynko! jak to? ty taka dumna! ty, co przez dumę nic ode mnie przyjąć nie chciałaś, kiedy ja ciebie, jak wypadało, ubierać pragnęłam! Ty, co przez dumę najniewinniej zażartować z siebie nie pozwalałaś! ty odrzucasz teraz los świetny, wysokie stanowisko w świecie, a wyjść chcesz za chłopa... tak! za chłopa...
O Boże! cóż to za tajemniczość! jakie zagadki serc ludzkich!
Justyna uśmiechała się.
- Zagadki w tym żadnej nie ma - odpowiedziała.- Właśnie dlatego, że dumną jestem, nie chcę być wziętą za żonę przez wspaniałomyślność i bohaterstwo, przez cud Opatrzności albo świętego Antoniego, z łaski, z namowy... Wolę zawdzięczać byt i szczęście sercu człowieka, który mię kocha, i wspólnej z nim pracy...
- Androny! - zawołał Benedykt - te wszystkie cuda, tajemniczości, zagadki za grosz sensu nie mają! Podobała się paniczowi poczciwa i przystojna dziewczyna - cud szczególniejszy! Dziewczyna zakochała się w ładnym i może poczciwym chłopcu - także mi tajemniczość i zagadka! Wszystko to funta kłaków nie warte! Co w tym jest rzeczywistego, moje dziecko do Justyny się zwrócił - to to, że może nie znasz dobrze tego życia, na które się decydujesz...
- Poznałam je z bliska i dobrze, mój wuju...
- Poczekaj! A praca! Czy ty wiesz, jaka cię praca tam czeka?
Tym razem uniosła się.
- Ależ, mój wuju - z mocą odparła - brak pracy właśnie był mi od dawna trucizną i wstydem! O, jakże wdzięczną jestem temu, który mię pod niski, ale własny dach swój biorąc daje nie tylko zadowolenie serca, ale zajęcie dla rąk i myśli, zadanie życia, możność dopomagania komuś, pracowania na siebie i dla innych!...
Oczy Benedykta miękły, rozjaśniały się, coraz cieplejszym wejrzeniem w twarzy krewnej tkwiły. Wahającym się przecież głosem zaczął jeszcze:
- No... a z tą... z tą niestosownością umysłową jakże będzie?
- Nie ma jej, mój wuju; kto by tu niestosowność tę znalazł, sądziłby z pozorów. Uczoną nie jestem ani artystką; żadnych niepospolitych zdolności ani talentów nie mam i tylko tyle rozsądną jestem, by to znać i wiedzieć. Z tego, co umiem, bez wahania i żalu odrzucę to, co ani mnie, ani, jak mi się zdaje, nikomu pożytku by żadnego nie przyniosło. A jeżeli światła, z łaski twojej, mój wuju, otrzymanego, zostanie mi jeszcze trochę więcej niż on... niż oni go posiadają...
Wzruszenie głos jej zatamowało; drżącymi ustami, ale z rozpromienionym czołem dokończyła:
- Z jakimże szczęściem pomiędzy nich je wniosę!... o! z jakim szczęściem trzymać będę nad nimi ubogą moją lampkę, aby tylko im trochę widniej, jaśniej, weselej było!...





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Marketing Opracowane Pytania Egzaminacyjne 2009 Furtak (46)
12 (46)
46 Olimpiada chemiczna Etap III
45 Zażalenie na postanowienie Sądu Rejonowego (Wydział Cywilny) 46 kB
rozdział 46 Forma i kolejność

więcej podobnych podstron