Tuwim Julian Proza


Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
Julian Tuwim
Proza
ROZMOWA Z KOMORNIKIEM
Upał był piekielny. Ze spopielałego nieba waliło jak z piekarni suchym, złowrogim żarem niby
natchnionym gniewem ognia przeciw rodzajowi ludzkiemu. Oazą w mieszkaniu był kąt, w którym
stały dwa chłodne fotele skórzane, tzw. klubzesle, niski stolik, na nim woda z lodem i cytrynowym
sokiem. Bezwładnie niemal nirwanicznie drzemałem, pogrążony w marzeniu o burzy i deszczu,
nawałnicy i potopie. I oto rozwścieczone z żaru niebo zaczęło się chmurzyć, sinieć, liliowieć, coś
zaczęło pomrukiwać, i odgrażać się pod zziajanym stropem i zawiało pierwszą od tygodnia
zapowiedzią burzy. Odetchnąłem. W tej samej chwili zadzwonił ktoś. Wstałem z fotela szczęśliwy,
lżejszy, pełen radosnego oczekiwania na bliską ulewę. Otworzyłem drzwi. Wszedł jakiś starszy
jegomość - czerowny, spocony, zdyszany, z teczką pod pachą i papierkiem w ręku. Wszedł i powiedział:
- Z urzędu skarbowego.
Huknął grom i grube krople powoli, jeszcze bez przekonania, bębnić zaczęły w szyby. Co za
szczęście! Deszcz!
- Bardzo pana szanownego proszę! Niech pan pozwoli! Ale żar, co? Pan ledwo dyszy. No ale,
dzięki Bogu, mamy deszcz. Proszę tutaj, na prawo.
Płonący, ciężko dyszący, ociekający potem komornik rozejrzał się po pokoju. Następnie powiedział:
- Mam tutaj tytuł wykonawczy... Pan nie zapłacił jeszcze podatku docho...
Przerwałem mu najuprzejmiej.
- Przede wszystkim niech pan będzie łaskaw siąść i napić się wody z lodem i z cytryną. To bardzo orzezwia.
Spojrzał na mnie bardzo nieufnie i skończył rozpoczęte zdanie:
- ...dochodowego za rok 1933.
Po niebie skakały pioruny jak młode konie po łące. Deszcz padał strumieniami i od otwartego okna
ciągnęło nieopisaną świeżością i chłodem. Boże, jaki ja byłem szczęśliwy.
- Niech pan siądzie. A napój świetny, prawda? Mój przyjaciel Kazio dolewa jeszcze czerwonego
wina. Wtedy, mówię panu, nektar! Szkoda, że nie ma w domu wina. Ale jest arak. Świetnie!
Skoczyłem do kredensu, wyjąłem butelkę i dolałem do lodowatej wody trochę aromatycznego araku.
- Teraz niech pan spróbuje!
Komornik wypił, podziękował, ale widziałem, że mu się to wszystko nie podoba.
- Tu jest tak: 620 złotych plus 10 procent dodatku nadzwyczajnego, plus...
Deszcz pluskał, aż serce rosło!
- Nie ma pan pojęcia - powiedziałem - do jakiego stopnia ubóstwiam deszcz. Zazdroszczę Noemu
potopu! Niech pan pomyśli, panie egzekutorze: czterdzieści dni ulewy! Skwar, przyznam się panu,
działa na mnie rozklejająco. Gubię się w gorącu. Za to deszcz, te srebrne strugi z nieba, budzą we
mnie jakąś rześkość, młodzieńczość, radość i po prostu entuzjazm! Czy da pan wiarę, że w zeszłym roku...
Komornik popatrzył spode łba, chrząknął, przerywając moje radosne wywody, i rzekł:
- ...plus suma kar za zwłokę do dnia 10 lipca br. Razem...
2
- Tak jest - wtrąciłem szybko - Otóż w zeszłym roku w ciągu jednego deszczowego tygodnia
napisałem blisko dwadzieścia utworów lirycznych, przez całą zaś resztę upalnego lata - dwa czy
trzy. Nie wiem, czy pan czytał te wiersze. "Woda z nieba" - taki jest tytuł tomu. Zarzucają mi
wpływy Paula Valery. Śmieszne! A propos: co pan sądzi o tym poecie?
I nalałem mu drugą szklankę zimnej wody z wonnym arakiem. Komornik znowu chrząknął i wycedził:
- To, proszę pana, nic do sprawy nie ma. I w ogóle muszę panu powiedzieć, że zachowanie pańskie
jest raczej niestosowne. Jakieś żarciki uprzejmości... To mi wygląda na kpiny.
Zrobiłem wielkie oczy i rzekłem:
- Ależ panie egzekutorze! Dlaczego kpiny? Dlaczego żarciki? Jestem po prostu w świetnym
nastroju, a będąc w ogóle człowiekiem uprzejmym, prowadzę z panem miłą rozmowę i na tym
koniec. Dlaczego żarciki?
- Dlatego, że pan mnie chce zagadać. Ale my się na tym znamy, panie.
Niebo szalało. Wszystkie prysznice, natryski, fontanny, krany, sikawki i inne wodotryski
przeniosły się na niebiosa i tryskały taką rzęsistą obfitością, że ulicami płynęły wzburzone rzeki.
Szalałem ze szczęścia.
- I dlatego - ciągnął komornik - wypraszam sobie wszelkie "Wody z nieba" i Walerego, a
zawiadamiam pana, że należy się razem złotych 776 i groszy 48.
Zacząłem szybko liczyć:
- Siedem i siedem czternaście - i sześć - dwadzieścia - i cztery - dwadzieścia cztery - i osiem -
trzydzieści dwa. Świetnie! Szczęśliwa liczba. Czy pan wierzy w mistykę liczb? Ja specjalnie lubię
czwórkę i wszelkie wielokrotne do niej, dlatego liczba 32 jest mi specjalnie bliska. Uczony
niemiecki Bischoff w dziele "Die Magie der Zahlen" powiada, że...
Czerwony do niedawna komornik zzieleniał i trzasnął ręką w stół:
- Powiedziałem już panu, żeby mi głowy nie zawracać! Tutaj żadnej magii, panie, nie ma. Należy
się 776 złotych i 48 groszy. Płaci pan?
Zamilkłem. Przez kilka chwil hipnotycznie wpatrywałem się w oczy komornika, wreszcie cicho i
dobitnie szepnąłem:
- Płacę.
Komornik widocznie nie dosłyszał, bo powiedział:
- Pytam się wyraznie, po polsku, czy pan płaci?
- A ja panu odpowiadam, po polsku: Tak!
- Jak to?
- No, zwyczajnie. Należy się 776 złotych i 48 groszy, pan przyszedł po tę sumę, a ja panu ją wypłacam.
Lipy, czeremchy, akacje, jaśminy, bzy, maciejka, lewkonia, róże - wszystko najwonniejsze
zespoliło się w jeden słodki, świeży aromat i pełną, upojną falą biło z otwartego okna. Zieleń lśniła,
cała w klejnotach deszczowych kropel. O jakże mi było dobrze!
Komornik skręcał się na fotelu.
- Panie Szumski - krzyknął - jeżeli pan w tej chwili nie przestanie żartować, będzie pan odpowiadał
3
za obrazę urzędnika. Pytam się ostatni raz płaci pan?
Spokojnie, z niewysłowionym uśmiechem, wyjąłem z szuflady 776 złotych i 48 groszy, położyłem
na stole i rzekłem:
- Płacę. Oto są pieniądze.
Olbrzymi łuk tęczy spiął zenit nieba z centrum ziemi (sic!). Komornik wciągnął głowę między
ramiona i przez zaciśnięte zęby zasyczał:
- Dosssyć! Dosssyć!
Przyznam się, że mrowie strachu przebiegło mi po plecach na jego widok.
- Co się stało? - wybełkotałem - Dlaczego pan się tak trzęsie, panie egzekutorze?
Za oknem było już cicho i pogodnie, świeżo i przewiewnie. Ale za to w pokoju wybuchła burza.
- Dlaczego?! - ryczał komornik - dlaczego?! Bo jak pan śmie? Kto pana upoważnił? Pan myśli,
panie Szumski, że panu tak wolno drwić z biednego, starego, steranego pracą komornika?
- Kto drwi, najmilszy? Skąd takie posądzenie?
- Jak to? - wył - jak to? Przychodzę - wita mnie pan wesoło, z uśmiechem, z szatańską
uprzejmością! Prosi pan, żebym usiadł! Częstuje mnie pan orzezwiającym napojem, którego tak
bardzo byłem spragniony, mówi pan ze mną o jakichś wierszach - dobrze, wszystko zniosłem, bo
myślałem, że mnie pan chce zagadać. Ale po tym wszystkim - pan płaci! Pan doprawdy płaci!
Żywą gotówką! Bez próśb o rozłożenie na raty, o przesunięcie terminu, o zwłokę chociaż
tygodniową! Płaci, bezczelny! Płaci, zbrodniarz! Na stół kładzie pieniądze! Dwadzieścia trzy lata
jestem komornikiem i nikt mnie jeszcze tak nie potraktował! Szumski jesteś? Bydlę jesteś! Na
kolana! Błagaj, proś, tarzaj się! W tej chwili zaproponuj, że wpłacisz dziś sto złotych, a resztę w
ratach miesięcznych!
Klęcząc, krzyczałem:
- Nie! Zapłacę dziś wszystko co do grosza! Może pan pozwoli cygarko, panie egzekutorze!
Wtedy - czy z apokaliptycznego sufitu strzelił straszliwy grom? Nie! To był krzyk komornika,
który padł rażony Piorunem Dziwu. I w tej samej chwili wytrysnęły mu z ramion białe, anielskie
skrzydła, wyfrunął przez okno i wzniósł się, biedny i umęczony, na wysokości Twoje, o Wiekuisty.
Daj mu miejsce po prawicy tronu swojego.
Ja zaś, śledząc jego lot w lazury, piję arak, już bez wody, i pełną piersią chłonę ozon odrodzonego
po burzy świata.
GWIAZDA BETLEJEMSKA
Gwiazdo Betlejemska, gwiazdo wcielonego słowa! Słowa o najsłodszym brzmieniu: Miłość.
Gwiazdo, do której tyle lat podnosiłem z polskiej ziemi przyprószone oczy, prosząc tym
spojrzeniem i bezsłownym szeptem o to, co się nawet w wierszu powiedzieć nie dało: takie było
swoje, tajne i tylko miłowania godne!
Gwiazdo, co dwa tysiące lat temu zajaśniałaś nad ziemią przodków moich, którzy dali ludzkości
4
proroków i psalmistów, a potem dziadom moim, rodzicom i mnie samemu świeciłaś nad ziemią
polską, nad jedyną i ukochaną moją ojczyzną!
Gwiazdo kierownicza! gwiazdo przystani! gwiazdo nieśmiertelnej mocy! Mylił się Kopernik: nie
dokoła słońca toczy się ziemia, ale dookoła ciebie.
Gwiazdo smutniejsza niż inne, bo żadnej innej nie zdradzili tak haniebnie synowie naszej planety.
Gwiazdo nad Aodzią, Warszawą, Krakowem! Gwiazdo nad każdym naszym miastem i wsią! Ile
oczu rozmodlonych na tobie, gwiazdo polska! Tak, polska. I nieraz się dziwiłem, że nie ma cię na
żadnym sztandarze. A wieczór wigilijny był mi najuroczystszym w roku świętem narodowym.
Gwiazdo najmilsza! "Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuje, bo tęsknię po Tobie!"
Gwiazdo miłości, wiary i nadziei! Będę cię w Wilię wypatrywał na amerykańskim niebie -i ufam,
że cię znajdę. I spotkają się wtedy moje oczy z oczyma braci moich i przyjaciół z umęczonych
miast i wsi polskich - oraz braci i przyjaciół moich zza murów z żydowskiego getta. Bo ty jesteś
także ich gwiazdą, gwiazdo Betlejem!
A tym tajnym zgromadzeniu błagalnych spojrzeń tak oto będziemy się modlić:
Gwiazdo przewodnia, spraw abyśmy cię już rychło oglądali! A teraz, gwiazdo miłości, stań się
grozną, złowieszczą kometą Nowego Heroda, błyśnij mu w przerażone oczy straszliwym
wyrokiem, miotłą stań się ognistą i zmieć z oblicza ziemi kata naszego kraju i jego krwawych
pachołków. Tak na dopomóż Bóg, tak nam dopomóż Ojczyzno - i obojga ich męka niewinna...
LILIA
Rozchyliłem stulone płatki i pokazałem jej wstydliwe wnętrze kwiatu.
- Niech pan przestanie.
Jeszcze nie wiedząc, lecz już przeczuwając widocznie, zaśmiałem się nagle i nagle urwałem...
- Bo?...
Podniecające i sekretne były jej oczy, zmrużone niezdecydowaną odpowiedzią...
Wtedy rozwarłem szeroko na cztery strony świata białe ciało lilii i wilgotnymi wargami upieściłem
wnętrze...
A gdy podniosłem oczy - ona stała w pąsach, z rozfalowaną piersią i błyszczącymi zrenicami.
I uśmiechnąwszy się nikle (pewno z warg moich, ufarbowanych żółtym pyłkiem) - jakimś
specyficznie wzruszonym i drżącym głosem powiedziała:
- Pan jest wy-ra-fi-no-wa-nie nieprzyzwoity!...
P U R S
Rozporządzenie
$1. W celu roztoczenia opieki i kontroli nad niewyzyskaną dotychczas dla celów
ogólnopaństwowych dziedziną podświadomą życia psychicznego obywateli Rzeczypospolitej -
ustanawia się Państwowy Urząd Rejestracji Snów.
5
$2. Wszyscy obywatele Rzeczypospolitej bez różnicy płci i wyznania, od piątego roku życia
wzwyż, obowiązani są co rano meldować w komisariacie treść i dokładny przebieg swoich snów.
Meldunki Przyjmować będzie i zapisywać przydzielony do każdego komisariatu urzędnik PURS-u.
Osoby wojskowe składają zeznania u dyżurnego oficera komendy garnizonu.
$3. Za sen uważa się to, co się śni, roi, wzgl. marzy w czasie nieprzytomności i bezwładu podczas
czynności polegających na spaniu.
$4. Kto świadomi lub podświadomie wprowadziłby władzę w błąd, składając zeznania nie
odpowiadające prawdzie, podlega grzywnie od 5 do 3000 złotych, przy czym kwestię
prawdziwości złożonego zeznania rozstrzyga PURS.
$5. Każdy obywatel Rzeczypospolitej zaopatrzony będzie w "Książeczkę snów", którą
obowiązany jest nosić stale i okazywać na każde żądanie policji oraz agentów PURS-u. W
książeczce snów notowane są każdorazowe wyniki zeznań oraz opinia władzy o takowych.
$6. Komisja opiniująca, złożona z dwóch urzędników PURS-u, komisarza policji, lekarza i
obserwatora, wyznaczać będzie co rok pierwszego stycznia nagrody lub kary za całokształt
działalności sennej.
$7. Pierwszeństwo mają sny polityczne, patriotyczne, państwowotwórcze, batalistyczne oraz
reprezentujące ideologię Rządu Rzeczypospolitej. Przy składaniu zeznań o snach powyższego
charakteru konieczne jest potwierdzenie dwóch wiarygodnych świadków.
$8. Sny antypaństwowe, wywrotowe, lubieżne, podburzające jedną część ciała przeciw drugiej,
zagrażające ustrojowi państwa lub moralności publicznej oraz sny przekraczające zdolności
wyobrazni komisji podlegają opodatkowaniu, przy czym komisja zastrzega sobie prawo do
uzasadnionego podejrzenia, iż miały one miejsce, choćby zeznający twierdził, że śnił w myśl $7.
$9. Zabrania się mówić przez sen.
$10. Wszystkie znajdujące się na terenie Rzeczypospolitej senniki egipskie (wzgl. chaldejskie lub
arabskie) mają być w ciągu trzech dni złożone w wojewódzkich urzędach cenzury państwowej w
celu ostemplowania.
$11. Zabrania się prywatnego opowiadania snów.
$12. Wszelkie zażalenia składać można w PURS-ie, w dziale "Zmór i koszmarów".
$13. Rozporządzenie niniejsze wchodzi w życie z dniem dzisiejszym.
(4 VIII 1953)
POLSKI SAOWNIK PIJACKI I ANTOLOGIA BACHICZNA
Centralka: do centralki pić. Kiedy wzniesiono już wszystkie możliwe toasty, wypito wszelkie
zdrowia, wyczerpano zasób okazyj do następnej kolejki, wtedy ustawia się w centrum stołu baterię
próżnych butelek i pije się "do centralki".
Fundament zakładać: jeść przed pijaństwem.
6
Jeden: na jeden wstąpić - ten "jeden" kończy się zazwyczaj nazajutrz wieczorem.
Kolejka: pijąc w kilku (nastu), każdy stawia kolejkę; por. rzędem.
Korbowe: strzemienne szoferów, spełniane przed samym wyjazdem (gdy już zakręca się korbę).
Kuraż: dla kurażu - "była w Zagórzynie piwnica zamożna, było tam wino i od rozpaczy, i dla
kurażu, i dla wesołości".
Kurz spłukać: (górnicze) "chcąc se trocha kurz węglowy spłukać, wstąpił se do knajpy"; "wstąpili
se do karczmy na jednego, żeby se kurz z piersisków spłukać".
Licho: "żeby nie znać licha, jeszcze po kieliszku, panowie gromada".
Lustro: do lustra pić - samotnie.
Mowa i pamięć: "wypijmy jeszcze po kieliszku, aby pokrzepić mowę i pamięć naszą".
Na desperę pić: z rozpaczy; (...)
Na dzień dobry
Na poprawkę
Najpierw za nóżkę, potem za brzuszek: pijąc z kieliszka, należy go trzymać za nóżkę.
Noga: pić na drugą nogę, tzn. drugi kieliszek, potem "na tę trzecią" (obscoenum); "Mosiek, na
drugą nogę nalijta".
Oblać: "trzeba to oblać", oblewanie, oblewiny; "na chrzciny to chłopca ledwo jednym kieliszkiem
obleją kumowie".
Od zarazy: "dla konkokcji, od zarazy i rozmaite inne przedpojki".
Okazja: "napiłem się z rozpaczy, że nie ma żadnej okazji".
Pan Bóg patrzy: "byłby chętnie skwitował z podanego mu kielicha, a gdy żona będąc przy nim,
radziła, aby wylał resztę wina w doniczkę z kwiatami, bo nikt właśnie nie patrzy, rzekł: "Pan Bóg
patrzy!" - i wychylił resztę pomimo czkawki".
Pępkowe oblewać: "natychmiast po pierwszej kąpieli (noworodka) babka lub ciotka wręczała
akuszerce rubla na "pępuszek", ojciec zaś dziecięcia przepija do niej wódką, zwaną też pępkówką.
Owa pępkówka krąży następnie i w warsztacie, i w domu rodziców, a nierzadko i w bawarii, dokąd
ojciec udaje się z przyjaciółmi oblewać pępkowe".
Pinka, pinolka: "odrzucać do pinolki", obyczaj na Pomorzu odrzucania przy grze w karty 10%
wygranej na alkohol; może w związku z pinołą - wino zamorskie.
Pod coś pić: pod rybkę, pod śledzia itd.; "pod dobrą myśl podpić sobie". Trzy stopnie pijaństwa: 1)
pod żołądek, 2) pod intelekt, 3) pod absolut. Pod gwiazdkę nalewać - "młody ten człowiek miał
zadziwiającą zdolność absorbowania napojów wyskokowych i doświadczenie nad
wiek. Zauważono, że w ciemną noc w ogrodzie umiał nalewać wódkę do kieliszka
zupełnie pełno, a nie przelał nigdy. Zapytany, jak to robi, odpowiedział spokojnie: ".
Podkurek: "koło północy, chcąc nie na czczo pójść do spoczynku, dawano wereszczankę, po czym
parę lampeczek krupniczku lub ponyczku wypić wypadało i to się nazywało
podkurkiem".
Poduszka: do poduszki wypić - przed snem.
7
Pogrzebowe: "jest to kieliszek wódki, który przypijają do siebie myśliwi po pomyślnym
polowaniu"; trupowe.
Poniedziałkowanie: pijatyka szewców w poniedziałki; "ma jeszcze poniedziałek w głowie", "święty
poniedziałek robi świętym tureckim". Podanie mówi, że szewc zabił niegdyś przypadkiem psa, za co
stan szewski zabronił mu zajmować się rzemiosłem. Poszedł szewc na skargę do pana, a ten zaprosił
cały cech na ucztę. Po skończonym bankiecie rzekł pan: "Wyrzuciliście biednego szewca za to, że
przypadkiem zabił psa. Wiedzcie, żeście tu u mnie pieczeń z tego psa zjedli".Szewcy, żeby zalać
niesmak i wstręt, pili potem przez całą niedzielę i poniedziałek - i tak piją do dzisiejszego dnia.
"Przedostatni" kieliszek - bo ostatniego nigdy nie ma.
Przedpojka: wykrzykniki przed spełnieniem kielicha, p. "od zarazy".
Przepicie: "dwóch piło razem rum na przepicie, kto więcej potrafi wypić".
Przepitka: "na przepitkę donosił kucharz kapusty albo kawalec zimnej pieczeni".
Rezon: "wypiwszy parę szklanek ponczu dla rezonu".
Rozgrzewka: na rozgrzewkę.
Ryba chce pić, żartobliwy pretekst do wypicia po spożywaniu ryby.
Ryzyk: "mając dobrane szpyraki (wytrychy) ruszamy na szarówkę, po wypiciu na ryzyk".
Rzędem nazywano płacenie piwa w karczmie po kolei, najpierw jeden płaci za wszystkich, potem
drugi itd.; przestrzegano więc szlachcica: nie siadaj z chłopy w rzęd; pózniej lub gdzie indziej
rządem to nazywano: "chłopom nie jest dobrze borgować, bowiem nie radzi płacą rząd, kiedy na
szepcu (gatunek piwa) piyą"; "będę im dobrze szynkował, a skoro po rządzie, przyjdę
z nimi, że ich tuta pełne piekło będzie"; nie pytać się coś przepił ani rzędu liczyć, pić to twoja
powinność, zliczykto inny".
Skrzepienie: "może by Jasiu, po kubeczku na skrzepienie".
Smutno: "napijmy się drugiego, żeby jej (wypitej wódce) nie było smutno".
Sprowadziny: pijatyka przy sprowadzeniu się do nowo zbudowanego domu.
Ssie: "wstąpię tylko na kieliszek do karczmy, bo mni bardzo ssie na wnętrzu".
Stawiana: czara, którą podczas picia wolno odstawić - "to nie stawiana, mówi, panie bracie, ja
spełnił chyżo, czemu to trzymacie".
Stawiny: przy ugodzie o postawienie chałupy i w czasie samej roboty chłop z cieślą piją "na
stawiny".
Stempel: "zdrowia spełniono kielichami, począwszy od kwaterkowego aż do kwartowego; kto się
nie ochraniał, mógł się upić nie wstając od stołu, nie potrzebując zwyczajnej dolewki po stole, na
którą ponieważ kolej chodziła już tylko między przyjaciółmi, dawano lepszego wina i zwano to na
stempel, jakoby przybijając to, które pili u stołu"; gorzałka skarży się, że jest "sztępel na kapustę i
na piwną mustę".
Strzemienne: toast na wyjezdnym pity, kiedy noga była już w strzemieniu, p. korbowe.
Studniówka: tradycyjna, za moich czasów szkolnych w Aodzi pijatyka uczniów na sto dni przed
ukończeniem gimnazjum.
8
Szabla wódki: rząd kieliszków, ustawiony wzdłuż szabli.
Szlak: na szlaku jestem, tj. jak już zacząłem pić, to nie przerwę.
Ścigany: "Pijmy ściganego, bo może kto nadejść i przeszkodzi nam".
Telefon: "proszą pana do telefonu", w czasie prohibicji świątecznej powszechny w Warszawie
sposób zawiadamiania gościa, że na uboczu może się napić wódki.
Temat: "na ten temat lubię pić".
Trącanie się kieliszkami. Nie mogłem dojść jaki jest początek tego zwyczaju.
W kratkę: "picie piwa pomięszanego z wódką nigdy nikomu na dobre nie wyszło. Bardzo zle też
wpływa picie tak zwane "w kratkę", to jest kieliszek wódki, szklanka piwa itd. yle jest również pić
"z przecinkami", to jest przecinać parę kufelków piwa kieliszkiem koniaku".
Wędrownik: na wędrownika upić się: zniknąć na kilka dni z domu, łazić z knajpy do knajpy,
wędrować w lokalu od stołu do stołu.
Wielki niedzwiedz: "pili metodą tzw. wielkiego niedzwiedzia, tzn. przed każdym z nich ustawiano
10-kieliszkowy rząd, sędzia podawał takt i obydwaj panowie 10 kieliszków, jeden po drugim
wysączali".
Wstawanie: "cóż to? już wstajem? pozwól jeszcze, panie, na tych gości pożegnanie spełnić nam
jeden kielich na wstawanym".
Zapieczętowanie: "idzmy więc na lampeczkę wina dla zapieczętowania przyjazni".
Zapoiny: "z jej więc piwnicy zapoiny bydz powinny"; u ludu: zapoiny małe - oświadczyny, zapoiny
wielkie zaręczyny.
Zaprawić się: pić na klina: "wypijemy na zaprawkę, a potem idziemy na obchód" (po różnych
knajpach).
Z przecinkami, p. w kratkę.
SKWAR
Było raz bardzo gorąco. Nieruchome, nagrzane powietrze.W najsroższy upał leżałem na słońcu,
lubując się okrucieństwem żaru. Pustka.
Przybiegła do mnie zdyszana. Widziałem, jak bije serce jej pod białą bluzką. Widziałem wspaniałą
szerokość biódr, spływających półokrągłą linią w kształtne, krzepkie nogi. Gorąca, gorąco, moja
Ty młoda, zagorzała, kochana!
Ci się stało? - Co robisz? - Uspokój się... Słuchaj... przecież---! Och! upalne, straszliwe pieszczoty.
Obłędne, skwarne oddanie! Stepy w oczach zamgławionych! Dyszące szybko piersi!
Niesprawiedliwa wściekłość, co żąda nazbyt już wiele rozkoszy od naszych rozkochanych w sobie
ciał w ten upał lipcowy!
ŚLUSARZ
9
W łazience coś się zatkało, rura chrapała przerazliwie, aż do przeciągłego wycia, woda kapała
ciurkiem. Po wypróbowaniu kilku domowych środków zaradczych (dłubanie w rurze szczoteczką
do zębów, dmuchanie w otwór, ustna perswazja etc.) - sprowadziłem ślusarza. Ślusarz był chudy,
wysoki, z siwą szczeciną na twarzy, w okularach na ostrym nosie. Patrzył spode łba wielkiemi
niebieskiemi oczyma, jakim? załzawionym wzrokiem. Wszedł do łazienki, pokręcił krany na
wszystkie strony, stuknął młotkiem w rurę i powiedział:
- Ferszlus trzeba roztrajbować.
Szybka ta diagnoza zaimponowała mi wprawdzie, nie mrugnąłem jednak i zapytałem:
- A dlaczego?
Ślusarz był zaskoczony moją ciekawością, ale po pierwszym odruchu zdziwienia, które wyraziło
się w spojrzeniu sponad okularów, chrząknął i rzekł:
- Bo droselklapa tandetnie zblindowana i ryksztosuje.
- Aha, powiedziałem, rozumiem! Więc gdyby droselklapa była w swoim czasie solidnie
zablindowana, nie ryksztosowała by teraz i roztrajbowanie ferszlusu byłoby zbyteczne?
- Ano chyba. A teraz pufer trzeba lochować, czyli dać mu szprajc, żeby śtender udychtować.
Trzy razy stuknąłem młotkiem w kran, pokiwałem głową i stwierdziłem:
- Nawet słychać.
Ślusarz spojrzał dość zdumiony:
- Co słychać?
- Słychać, że śtender nie udychtowany. Ale przekonany jestem, że gdy pan mu da odpowiedni
szprajc przez lochowanie pufra, to droselklapa zostanie zablindowana, nie będzie już więcej
ryksztosować i, co za tym idzie ferszlus będzie roztrajbowany.
I zmierzyłem ślusarza zimnem, bezczelnem spojrzeniem. Moja fachowa wymowa oraz
nonszalancja, z jaką sypałem zasłyszanemi poraz pierwszy w życiu terminami, zbiła z tropu
ascetycznego ślusarza. Poczuł, że musi mi czemś zaimponować.
- Ale teraz nie zrobię, bo holajzy nie zabrałem. A kosztować będzie reperacja - wyczekał chwilę,
by zmiażdżyć mnie efektem ceny - kosztować będzie... 7 złotych 85 groszy.
- To niedużo, odrzekłem spokojnie. Myślałem, że co najmniej dwa razy tyle. Co się zaś tyczy
holajzy, to doprawdy nie widzę potrzeby, aby pan miał fatygować się po nią do domu. Spróbujemy
bez holajzy.
Ślusarz był blady i nienawidził mnie. Uśmiechnął się drwiąco i powiedział:
- Bez holajzy? Jak ja mam bez holajzy lochbajtel kryptować? Żeby trychter był na szoner robiony,
to tak. Ale on jest krajcowany i we flanszy culajtungu nie ma, to na sam abszperwentyl nie zrobię.
- No wie pan, zawołałem, rozkładając ręce, czegoś podobnego nie spodziewałem się po panu! Więc
ten trychter według pana nie jest zrobiony na szoner? Ha, ha, ha! Pusty śmiech mnie bierze! Gdzież
on na litość Boga jest krajcowany?
- Jak to, gdzie? warknął ślusarz. Przecież ma kajlę na uberlaufie!
Zarumieniłem się po uszy i szepnąłem wstydliwie:
10
- Rzeczywiście. Nie zauważyłem, że na uberlaufie jest kajla. W takim razie - zwracam honor: bez
holajzy ani rusz.
I poszedł po holajzę. Albowiem z powodu kajli na uberlaufie trychter rzeczywiście robiony był na
szoner, nie zaś krajcowany, i bez holajzy w żaden sposób nie udałoby się zakryptować lochbajtel w
celu udychtowania pufra i dania mu szprajcy przez lochowanie śtendra, aby roztrajbować ferszlus,
który zle działa, że droselklapę tandetnie zablindowano i teraz ryksztosuje.
WYWIAD
Już na wizytówce, którą podała mi służąca, było "Bohdan Ryszard Aupko, literat". Następnie
wszedł sam literat Bohdan Ryszard Aupko, oświadczył, że jest Bohdanem Ryszardem Aupko,
literatem i usiadł.
Rozejrzał się po ścianach, po biurku, po półkach biblioteki, wreszcie głosem drżącym i radośnie
wzruszonym powiedział:
- Więc to tutaj jest ta świątynia dumania, w której mistrz tworzy?
Dodatnie wrażenie jakie na mnie zrobił Bohdan Ryszard, prysło od razu. "Mistrzujących"
nienawidzę. Ale gdy spojrzałem w te błękitne, błyszczące oczy, pełne podziwu i uwielbienia dla
mojej osoby (w tych oczach była cała dedykacja - długa, serdeczna, przesadna, głęboką czcią i
oddaniem zakończona), gdy popatrzyłem na bezradne ręce Aupki, które byłyby teraz
najszczęśliwsze, gdyby trzymały bukiet róż (oczywiście dla mnie) - poczułem ciepłą sympatię dla
Bohdana Ryszarda i z wielka życzliwością odrzekłem:
- Tu !
Oblicze Lupki tak rozpromieniało, jak gdyby odpowiedz moja była sensacją, rewelacją, czymś
najmniej na świecie spodziewanym. Wilgotnym, zachwyconym wzrokiem zaczął polerować meble.
Aupko stał się wiosennym słońcem, o którego surowe półki, stół, krzesła (i ja sam) zalśniły jakby
oliwą pociągnięte.
Milczeliśmy tak przez kilka chwil, obydwaj szczęśliwi, z uśmiechem zażenowania na ustach.
- Przyszedłem prosi? mistrza o wywiad. Jestem redaktorem kwartalnika słuchaczy Wyższych
Kursów Jedwabniczych ("Wukaje", dodał z satyrycznym uśmiechem). Pismo nasze nazywa się
"Hen dążmy w świt" i...
Tytuł pisma tak mnie ze względów fonetycznych zafrapował, że przerwałem Aupce i poprosiłem,
aby mi na kartce napisał. Dopiero wtedy uspokoiłem się i zapytałem o program pisma, jego treść,
cele itp. nic mnie nie obchodzące sprawy.
Literat Bohdan Ryszard odchrząknął, przysunął krzesło i z zapałem zaczął opowiada?.
- Celem naszym, mistrzu, jest piękno i duch. Wierzymy w świetlaną przyszłoś?, w zwycięstwo
dobra i słońca. Naszymi ideałami są: prawda, wiara, sztuka i moc. Precz ze słabością! Precz z
marazmem! My dążymy ku nowej jutrzence! Ludzkość musi się odrodzi?, skąpana w krynicy
ducha i prawdy! Szara powszedniość? musi znikną? z oblicza ziemi - my zastąpimy ją królestwem
piękna i ducha!
11
Na szlachetną twarz różowego z natury Aupki wystąpiły gorące pomidorowe wypieki: lewą ręką
gwałtownie manewrował pomiędzy sercem a sufitem. Program kwartalnika bardzo mi się
spodobał. Królestwo piękna i ducha jest przecież i moim ukrytym marzeniem. Zapytałem więc
Aupki, jak "Wukaje" zrealizują swe zamierzenia.
Okazało się, że w bardzo prosty sposób. Co kwartał będzie wychodzić zeszyt pisma "Hen dążmy w
świt", w którym zaszczepiać się będzie w ludzkość wiarę w piękno, ducha oraz świetlaną
przyszłość. Za pomocą ideałów, prawdy, sztuki i mocy usunięte zostaną słabość i marazm, po czym
wszyscy zaczną dążyć ku jutrzence - i narody automatycznie odrodzą się w krynicy ducha i
prawdy. Wtedy zniknie szara powszedniość, a następnie uformuje się już królestwo piękna i ducha.
Nie będę ukrywał, że się do tej sprawy zapaliłem. Bo co tu dużo gadać? Człowiek się długie lata
męczy, trudzi, szuka nowych dróg, pochłania setki książek, a coraz bardziej brnie w wątpliwości i
rozterki. Tymczasem Bohdan Ryszard z piorunującą szybkością opanował całokształt zagadnień i
zagadek, postawił sobie cudowny cel, znalazł proste środki do osiągnięcia - i orlim lotem pędzi ku
zwycięstwu.
- Więc czym mogę być panom pomocny? - zapytałem.
- Prosimy, mistrzu o wywiad! Pragniemy, aby z łamów naszego kwartalnika odezwały się mocne,
męskie słowa...
- Proszę, niech pan zadaje pytania.
Aupko wyciągnął z kieszeni blok i ołówek.
- Co mistrz sądzi o pięknie?
Odpowiedziałem bez namysłu:
- Wierzę w świetlaną przyszłość piękna.
- Cudownie! Cudownie! - szeptał Aupko, zapisując rewelacyjną moją odpowiedz. - A o duchu co
mistrz sądzi?
- Duch to potęga. Prawda ducha i wiary powinna przyświecać ludzkości, a droga ku niej prowadzi
przez złote wierzeje sztuki.
Aupko tracił z zachwytu przytomność.
- Tak jest! Tak jest! - mówił gorącym, fanatycznym szeptem, notując moje słowa. - A jakie,
mistrzu powinny być ideały ludzkości?
- Ideałami ludzkości powinna być moc i wiara w świetlaną jutrzenkę świtu! Narody muszą się
odrodzić w krynicy ducha i prawdy, przy czym hasłem musi stać się wiara, że marazm i słabość
znikną z oblicza ziemi, skąpane w brzasku królestwa i ducha.
Aupko płakał. Z żarliwych, płonących oczu spływały łzy na pomidorowe wypieki, a następnie
kapały na blok upstrzony nerwowymi literami.
- Czy to nie cudowne i święte - zawołał - że mistrz tak samo to rozumie i czuje, jak my! Przecież
nie umawialiśmy się! A z ust mistrza usłyszałem potwierdzenie naszych ideałów! Tak jest! My też
wierzymy w świetlane zwycięstwo ducha! Naszymi ideałami także są: moc, sztuka i prawda!
Dążymy wraz z mistrzem ku nowej jutrzence!
12
- Razem, młodzi przyjaciele! - krzyknąłem - niech żyje duch!
- Niech żyje!!! - zawył Aupko już w transie, już w ekstazie, już mój na wieki.
- A teraz na wódkę, na dziwki, na ochlaj, na ryms! - ryczałem jak opętany, wnosząc entuzjastycznie
rękę do góry.
- Tak! Tak! - wołał Aupko w idealistycznym zamroczeniu. - Razem! na wódkę! na dziwki! na
ryms! na ochlaj! ku nowej jutrzence! ku nowym światom!
***
Wracaliśmy z Bodziem w świetlanym blasku nowej jutrzenki. Była siódma rano. Bodzio wlókł się
zryty i mętny.
Wreszcie wybełkotał:
- Te Julek!... a może na dworcu dadzą?
Jak wiadomo, bufety kolejowe czynne są przez całą dobę bez przerwy, a od niedawna
zaprowadzono w nich wyszynk alkoholu.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Antoni Słonimski i Julian Tuwim
BACZNOŚĆ, DZIEWICE !!!
Podajemy do powszechnej wiadomości, że w r. 1855 ukazała się w Warszawie, nakładem
księgarza Karola Bernsteina, książka pod następującym tytułem: O przeznaczeniu
Dziewicy jako Kochanki i Narzeczonej oraz zasady przyzwoitego ułożenia,
uprzejmości i godności, które Dziewica w zakresie domowym, w obcowaniu z
przyjaciółkami i w towarzystwie młodzieży zachować powinna, przez Matyld ę R.
CO CZAOWIEK MOŻE ZROBIĆ PRZEZ JEDN MINUT?
W pewnym starym romansie znajduje się taki ustęp: Teodor podjechał do ogrodu,
zeskoczył z konia, przelazł przez płot, pobiegł do altany, gdzie spoczywała Elwira, wszedł
tam ostrożnie i rzucił się do stóp swej bogdanki. Ona z wykrzykiem radości podniosła go,
Teodor usiadł przy jej boku, rzucił się na jej łono i zatonął w oceanie szczęścia. Wszystko
to było dziełem jednej minuty. ("Kurier Świąteczny", 1873, nr 48.)
TAJEMNICE KRYPTOGRAFII
Działo się to w Austrii, podczas pierwszej wojny światowej. Dowództwo pewnego okręgu
wojskowego zażądało od jednego z pułków piechoty podania numerów aut ciężarowych,
jakimi rozporządza. W odpowiedzi przychodzi depesza: 27345, 9811, 3465, 7859, 10341
Depesza przez pomyłkę dostała się do rąk szefa szyfrów w sztabie generalnym.
Odszyfrował ją oczywiście, nie zastanawiając się wobec nawału pracy nad jej treścią. Jej
tekst brzmiał:
Koreańska rodzina królewska w Krakowie nad Dunajcem zaręczona ze szmalcem pod
torpedą. Nb. sprawdzić! Pomyłka nie wykluczona.
13
Anegdotę powyższą opowiadaliśmy kiedyś pewnej znajomej pani. Uśmiała się serdecznie.
Nazajutrz telefonowała do nas: "Ten pański dowcip o szyfrowanej depeszy był znakomity.
Chciałabym go powiedzieć mężowi, ale niestety nie zapamiętałam tych liczb. Niech pan
będzie tak dobry i podyktuje mi..." Uczyniliśmy to natychmiast, albowiem prośby
pięknych pań są dla nas zawsze rozkazem...
KONIUGACJA
Pewien cudzoziemiec skarżył się na trudny język polski. Jako dowód przytaczał
koniugację czasownika JEŚĆ:
Ja jem - od "jajo"
ty jesz - od "tyć"
on je - przecież JE to czwarty przypadek liczby mnogiej od ONA, WIC KOGO on i CO?
my jemy - od "myć"
wy jecie - od "wyć"
oni jedzą - od "jechać" (my jedziemy, wy jedziecie, oni jedzą).
NIEZNANA IMPROWIZACJA MICKIEWICZA
Pewien minorum genitum poeta improwizował w obecności Mickiewicza i nagle utknął w
połowie jakiejś strofy. Osamotnione dwa wiersze - jeden kończący się na -anie, drugi na -
ański daremnie czekały na bratnie dzwięki. Wtedy Mickiewicz wstał i dokończył:
Mówcie wszyscy Anioł Pański,
Bo już widać muz konanie!
Gdy natchnienie pierzcha wieszcze,
Gdy już braknie ognia z nieba,
Grzechem jest wierszować jeszcze,
Spać iść trzeba, spać iść trzeba! ("Przewodnik", Lwów 1856, nr 72.)
ZE STRYCH SZPARGAAÓW
Z rzadkich dziś książek, pism i broszur polskich z pierwszej połowy ubiegłego stulecia
wypisujemy garstkę anegdot i osobliwości.
Profesor zoologii, zapytany przez panienkę, jaka jest różnica między bykiem a wołem,
odpowiedział: "Widzisz te cielęta na łące? Byki to ich ojcowie, a woły stryjowie".
Książę pewien, widząc filozofa, zajadającego przysmaki, zapytał: "Cóż to, i filozofowie
lubią także łakotki?" "Czemu nie? - odrzekł filozof - Alboż natura dla samych tylko
nieuków dobre rzeczy stworzyła?"
Z pośpiechem ubierano pewną damę, która miała się udać do obserwatorium dla widzenia
zaćmienia Księżyca. "Nie śpieszcie się znów tak bardzo - rzekła do obecnych - pan Argo
(słynny astronom) jest tak uprzejmy, że jeśli się spóznię, to jeszcze raz powtórzy dla mnie
zaćmienie."
Król Kongo w Afryce dzień wybiera sobie do przechadzki, gdy największe panują wiatry.
W czasie promenady zawiesza czapkę na jednym tylko uchu, a gdy wiatr zrzuci ją na
14
ziemię, wkłada podatek na poddanych mieszkających w tej stronie, z której wiatr ów
zawiał.
Hirygnanie, naród Ameryki Południowej, nadzy pospolicie chodzą, jednak ma każdy
spodnie, ale te nosi w ręku, albo pod pachami, tak jak u nas w Europie kapelusze lub
czapki.
TRANSKRYPCJE
Wydany w 1951 w Nowym Jorku "The American Oxford Atlas" podaje na str. 68 rejestr
państw i miast następujące transkrypcje fonetyczne:
Świnoujście - shveno-ooish-tsiay.
Szczebrzeszyn - sh-tcheb-zeshin.
Sztrzyżów - st-zhizhoof.
Szczecin - shtchetcheen.
Zabrze - zaab-zhay.
Miasto Aódz podane jest bez transkrypcji. Dlaczego takie lekceważenie? Proponujemy: woodsh.
W trakcie przeglądania tego rejestru nasunęły się nam pewne imperialistyczne idee.
Upominamy się o przyłączenie do Polski miejscowości: Sambor (Kambodża), Mara i
Siwa (Celebes), Naga (Luzon, Filipiny), Raba (na wyspie Soambwa; w sąsiedztwie Jawy),
Bida (Nigeria, Afryka) - no i Serdeles (Libia). Na gorąco o oczywiście i z musztardą.
KLASOWE PODEJŚCIE
Rzecz dzieje się na popularnej prelekcji z dziedziny meteorologii.
W trakcie odczytu prelegent mówi o ciśnieniu atmosferycznym: "...i wtedy górne warstwy
powietrza, które uciskają warstwy dolne..."
Na to ktoś z głębi sali:
- Hańba im!
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
15


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tuwim Julian Utwory różne
LP I III Tuwim Julian Slon Trabalski
Tuwim Julian Piotr Płaksin
Tuwim Julian Wiersz w którym autor grzecznie
Tuwim Julian HAJHITLA
Tuwim Julian Bal w Operze

więcej podobnych podstron