69 22 Listopad 1999 My ich przecież wyzwoliliśmy




Archiwum Gazety Wyborczej; MY ICH PRZECIEŻ WYZWOLILIŚMY












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 272, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 1999/11/22, dział
ŚWIAT, str. 8
KORESPONDENCJA WACŁAW RADZIWINOWICZ, GUDERMES
Rosjanie obiecują, że zaczną płacić emerytury, zasiłki na dzieci i
że Gudermes będzie stolicą Czeczenii
MY ICH PRZECIEŻ WYZWOLILIŚMY

WACŁAW RADZIWINOWICZ
Rosjanie stosują wobec nas metodę kija i marchewki. Na Zachodzie biją, ile
wlezie, tu, na Wschodzie, grają dobrych wujków, zakładają nową Czeczenię. Ale im to nie wychodzi - twierdzi 21-letni
Zaurbek, mieszkaniec Gudermesu.
To wszystko z tamtej wojny - wyjaśniają komandosi z 247. Samodzielnego
Stawropolskiego Pułku Desantu Powietrznego, kiedy przejeżdżamy między rozbitymi
domami Gudermesu, niegdyś 50-tysięcznego, drugiego co do wielkości miasta Czeczenii. Chłopcy wyjaśniają, co - jak mówią -
"pracowało po czteropiętrowych betonowych blokach".
- Tutaj spadały rakiety z wyrzutni Grad - Sasza, żołnierz kontraktowy ze
Stawropola, wskazuje na betonowy szkielet, z którego pociski skrupulatnie
wydmuchały dokładnie wszystkie mieszkania. Wokół ruiny, mnóstwo lejów po
wybuchach. - On rakietami nie bije na wprost, tylko "pokrywa teren" i kawał
ziemi zamienia w szwajcarski ser - tłumaczy chłopak, który był tu też w czasie
pierwszej wojny czeczeńskiej.
- Tam strzelała artyleria. A tu tylko ciężkie karabiny maszynowe bojowych
wozów piechoty. Ludziom się udało - Sasza pokazuje, że w oknach kilku mieszkań
na pierwszym i czwartym piętrze, których frontowe ściany ocalały, wiszą firanki.
Znak, że ludzie tu wciąż żyją, przez ściany sąsiadując z wypalonymi betonowymi
klatkami.
- A temu to się już zupełnie nie szczęści - chłopcy wybuchają śmiechem, kiedy
przejeżdżamy obok ceglanego, ostatniego w Gudermesie domu przy wyjeździe z
miasta na południe. W samym środku frontowej ściany okrągła, ponadmetrowej
średnicy dziura, którą próbuje łatać starszy mężczyzna. - Strzelał czołg -
zapewnia Oleg spod Smoleńska. - To chyba jedyny dom w mieście, który ucierpiał,
kiedy dwa tygodnie temu wchodziliśmy do Gudermesu. Nigdy nie będę mieć domu na
skraju miasta, a tym bardziej przy wjeździe - zaklina się komandos.
Pułkownik Jurij Em, dowódca 247. pułku, też weteran tamtej wojny, z dumą
opowiada, że tym razem rosyjska armia w Czeczenii
działa rozsądnie. - Teraz nie szturmujemy miejscowości. Gudermes wzięliśmy
praktycznie bez wystrzału. Otoczyliśmy miasto i zapowiedzieliśmy, że jak
bojownicy zaczną strzelać, to my też zaczniemy. Czekaliśmy, aż wyjdą. Porządni
mieszkańcy w końcu przekonali bandytów, żeby odeszli.
- Ludzie boją się, że jak zaczniecie w nich walić, to kamień na kamieniu nie
zostanie, nikogo nie oszczędzicie - mówię do pułkownika.
- Nie, oni mają już dość wojny. Chcą, żebyśmy wreszcie zaprowadzili u nich
porządek. A do rosyjskiej armii odnoszą się życzliwie - zaprzecza Em.
- Otworzyliście bojownikom korytarz, żeby mogli wyjść z miasta?
- Nie, w żadnym wypadku. Nie prowadzimy żadnych pertraktacji z bandytami -
dowódca pułku powtarza hasło, którym raz za razem posługuje się oficjalna
rosyjska oficjalna propaganda.
- To jak wyszli? - pytam.
- Jakoś wyszli. Zawsze jakoś wychodzą.
- I jak długo będą wam tak bez walki ustępować?
- Pewnie pójdą wreszcie w góry. A tam nie będą się mogli zasłonić ludnością
cywilną i rozprawimy się z nimi po męsku. Nikt żywy nie ujdzie - wojowniczo
zapowiada drobny skośnooki pułkownik Em, którego przodkowie - jak tłumaczy -
pochodzą z Korei i stąd bierze się jego niespotykane w Rosji nazwisko.
Jego pułk po opanowaniu Gudermesu rozbił obóz na południe od miasta, na
wzgórzu nr 119,0, na wysokim brzegu rzeki Biełki. Stąd działa w każdej chwili
mogą otworzyć ogień do widocznych na drugim brzegu wiosek Nowyj Enginoj, Dżałka
i Szowdu.
Mieszkańcy tych wsi dobrze wiedzą, że jeśli ktoś wystrzeli stamtąd w kierunku
Rosjan, artyleria zacznie strzelać w ich domy. Na tym odcinku panuje więc
spokój. 247. pułk desantowy czeka, aż bojownicy wyjdą z wiosek w góry, gdzie
będzie można rozprawić się z nimi "po męsku".
Za to jednostka sąsiadująca z 247. pułkiem od południa ciężko "pracuje po
celach" w okolicach Argunu. Jedna po drugiej biją haubice. Słychać też serie
wystrzałów. - To rakiety z wyrzutni Grad - wyjaśnia mi porucznik Nikołaj
Piwowarow. - Nasi dowódcy nauczyli się już, że w tej wojnie od helikopterów
skuteczniejsza jest artyleria. Z haubic można razić cele oddalone o kilkanaście
kilometrów z precyzją do jednego metra. A jak trzeba ostrzelać większy teren, to
nie ma jak rakiety.
Oficerowie i żołnierze mówią, że wierzą w to, iż ludność Czeczenii przyjmuje ich jak wyzwolicieli. Twierdzą, że
ludzie mają już dość rządów miejscowych bandytów, spodziewają się, że Moskwa
zaprowadzi u nich porządek, przywróci normalne życie.
Powtarzają, że tym razem ich dowódcy postępują o wiele mądrzej niż w tamtej
wojnie. - Dbają o żołnierzy. Teraz mamy wszystko, co jest nam potrzebne.
Jedzenie, ubranie, papierosy - tłumaczą mi dwaj szeregowcy służący w pułkowej
kuchni.
- A wódkę? - pytam.
- Wódki w obozie być nie powinno - odpowiadają regulaminowo.
- Ale się chce?
- No to idziemy do wioski. I ludzie sami nam dają. Absolutnie dobrowolnie, bo
my ich przecież wyzwoliliśmy - śmieją się chłopcy.
Mieszkańcy Gudermesu codziennie gromadzą się pod domem kultury. W mieście
wciąż nie ma prądu, telewizja nie działa, gazety też oczywiście nie dochodzą. A
na placu przed domem kultury zawsze można dowiedzieć się nowości. W sobotę
zebrało się tu szczególnie dużo ludzi, bo do miasta miał przyjechać pełnomocnik
rosyjskiego rządu ds. Czeczenii wicepremier
Nikołaj Koszman i szef firmy energetycznej, dostarczającej prąd w całej Rosji,
Anatolij Czubajs. A to, że ważni goście naprawdę przyjadą, zapowiadają bojowe
helikoptery stale krążące nad centrum miasta i bojowe wozy piechoty, które
obstawiły plac przed domem kultury, osłaniane przez uzbrojonych po zęby
specnazowców.
W tym tłumie cywili i ludzi w mundurach 53-letni Selim Adigerijew szuka
rosyjskich oficerów. - Zatrzymali moją córkę. Mówią, że była snajperką, że jej
nie wypuszczą, jak nie dostaną wódki - krzyczy na wysokiego pułkownika.
- Wasi wszędzie na posterunkach zatrzymują ludzi. Albo grożą, że ostrzelają
samochody, jeśli nie dostaną wódki czy pieniędzy. A jak się popiją, to strzelają
po domach - ludzie z tłumu wspierają Adigerijewa.
Pułkownik nie chce skandalu. Ojcu zatrzymanej dziewczyny wskazuje stojących
opodal oficerów MSW. - Oni wszystko wyjaśnią - obiecuje.
Pod dom kultury przyszli prawie wyłącznie mężczyźni. Kilka starszych kobiet
trzyma się na uboczu. Odziane nędznie. Na nogach, choć zimno i błoto, domowe
kapcie. - Przed tamtą wojną Gudermes był wielkim węzłem kolejowym. Była fabryka
narzędzi medycznych. Inne zakłady. Szkoły, szpitale - wspomina 64-letnia Hawa
Arzulijewa, odziana w skórzaną niegdyś kurtkę, z której została tylko podpinka
upstrzona strzępkami skóry. - A tak od pięciu lat tułamy się po piwnicach. Nic
po tamtej wojnie nie odbudowali. Pracy nie ma. Pieniędzy też. Kto je miał, dawno
już wyjechał. Szkoły nie ma. Dzieci nie potrafią ani pisać, ani liczyć.
- Nasza władza o nas zupełnie zapomniała. Bandyci wyprawiali tu co tylko
chcieli. Rabowali, porywali. Ludzie są tym wszystkim zmęczeni. Nam by choć
czorta łysego, choć Rosjan, byle tylko wreszcie był porządek jakiś - wzdycha
Hawa, a kobiety wtórują jej i nawet Malika, która przyjechała tu z Groznego i
nienawidzi Rosjan, powtarza: - Byle tylko był porządek.
- Jeśli gdzieś w Czeczenii ludzie gotowi są
zgodzić się z powrotem Rosjan, to najprędzej tu, w Gudermesie. U nas rządzili
bracia Sulejman i Dżebrail Jamabajewowie, którzy mieli na pieńku z prezydentem
Asłanem Maschadowem i wahabitami. Zeszłego lata nawet się z wahabitami
postrzelali i wypędzili ich z miasta. Dlatego bojowników u nas było niewielu i
czuli się tu niepewnie - tłumaczy mi Zurajeb Ismaiłow, który jeszcze przed tamtą
wojną był oficerem milicji.
- Od wczoraj w mieście jest gaz, obiecują, że zaczną płacić emerytury,
zasiłki na dzieci. Szkoły mają zacząć pracować. Mówią nawet, że Gudermes ma być
stolicą Czeczenii (potem wicepremier Koszman
powiedział mi, że w Moskwie rzeczywiście uważają pomysł przeniesienia stolicy
republiki do Gudermesu za rozsądny i opłacalny). Jeśli Rosjanie będą
konsekwentnie realizować te plany, mają szanse spacyfikować choć północną,
tradycyjnie prorosyjską część republiki - uważa Ismai-łow.
- Jeżeli normalni ludzie mają do wyboru albo artyleryjski ostrzał i
bombardowania, albo wypłatę emerytur, jakąś stabilizację, to jasne jest, co
wybiorą - mówi mi 21-letni Zaurbek, który pod dom kultury przyszedł z grupą
kolegów. - Kupić próbują przede wszystkim nasz Gudermes. Ale cokolwiek by Moskwa
obiecywała, rosyjscy żołnierze tu, u nas, zatrzymują ludzi i domagają się
wykupu. Szabrują. Po nocach pijani urządzają strzelaniny. Próbują zainstalować
tu u nas swój rząd. I kogo chcieliby postawić na jego czele? Raz Malika
Sajdułłajewa, którego ludzie znają tylko z tego, że był zaplątany we wszystkie
możliwe afery, a raz Besłana Gantemirowa, którego specjalnie wypuszczają z
więzienia, gdzie siedział za to, że ukradł pieniądze przeznaczone na odbudowę
Groznego. Może tym razem uda się Rosjanom na jakiś czas uciszyć Czeczenów, bo ludziom strasznie już dokuczyła bieda i
anarchia. Ale i teraz wyjdzie im jak zawsze. Wszystko zepsują. Zobaczysz -
zapewnia Zaurbek.
Oczekiwani przez mieszkańców Gudermesu goście z Moskwy zjawili się dopiero
pod koniec dnia. Czubajs przyjechał tu, żeby uroczyście przed kamerami
telewizyjnymi zapalić wieczny ogień przed pomnikiem bohaterów II wojny światowej
i pokazać światu, że na opanowanych przez Rosjan terenach Czeczenii życie wraca do normy.
Do znicza przed pomnikiem Czubajs podszedł z czeczeńskim weteranem II wojny
światowej. Staruszek, trzymając w ręku zapaloną pochodnię, prosił Allaha, by
ogień przed pomnikiem płonął wiecznie. Przytknął pochodnię do znicza, buchnął
wielki płomień, alepo krótkiej chwili zgasł. Znowu wyłączyli gaz.

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
69 20 Listopad 1999 Co ma OBWE do Czeczenii
68 22 Listopad 1995 Wojna o wielkie pieniądze
61 10 Listopad 1999 Skończyć Rozmawiać
65 15 Listopad 1999 Wyszło, że mordują
52 22 Pażdziernik 1999 Pięć rakiet, sto ofiar
74 30 Listopad 1999 Czeczeni się biją
73 29 Listopad 1999 Zatrzasnąć ostatnie okno
72 29 Listopad 1999 Stronniczy Przegląd Prasy
Wilki i ludzie Joanna Kępińska (Dzikie Życie, listopad 1999)
68 19 Listopad 1999 Skandal w Stambule
DYR PE i R 22 02 1999 31999L0002
63 12 Listopad 1999 Kreml mówi o rozmowach
30 sierpień listopad 1999
67 19 Listopad 1999 Odleciał
66 18 Listopad 1999 Czeczeński podarunek
59 9 Listopad 1999 Putin wyznacza nam drogę
57 6 Listopad 1999 Eszelon nieznanego żołnierza
62 12 Listopad 1999 Idzie zima
70 27 Listopad 1999 Pora stracić złudzenia

więcej podobnych podstron