Kondas Wszystkie zgubione przedmioty


Małgorzata Kondas

Wszystkie zgubione przedmioty

Lubię swoje mieszkanie, chociaż sąsiedzi z góry niekiedy nie pozwalają mi zasnąć do późna w nocy, a ci z prawej budzą o świcie. Ale jedni i drudzy nie robią tego złośliwie i w końcu na tyle rzadko, że nie ma o czym mówić. Innych mankamentów mój dom nie ma... znowu rzecz rozpatrując raczej ogólnie... Tak czy siak, mieszkam tu dość długo i wcale nie miałabym ochoty na zmianę, mimo tych nieprzyjemnych wypadków, jakie ostatnio miały miejsce. Zaczęły ginąć różne drobne przedmioty. Od razu chcę wyjaśnić, że mieszkam sama, nikt prawie mnie nie odwiedza i nigdy nie było żadnego włamania. Zaginione drobiazgi do cennych nie należały, najczęściej miały wartość tylko dla mnie. Komu i na co przydałby się pusty flakonik po perfumach? Jedynie wspomnienia nadawały mu pewną sentymentalną wartość. Był malutki, mieścił się w dłoni... Tomik z biało-czamymi reprodukcjami sztuki średniowiecznej też z pewnością nie mógł być cenny. Zawierał jednak dwa fascynujące obrazy przedstawiające ten sam zamek: raz w pełnej świetności, wśród kwiatów i bawiących się dzieci, a na sąsiedniej stronie skuty lodem w pochmurny zimowy dzień. Niezwykły kontrast robił wstrząsające wrażenie. Niestety, książeczka znikła. Znikały też bluzki, spódnice. Niekiedy odnajdywałam je na dnie szafy lub głęboko w pawlaczu, ale coraz częściej różne przedmioty ginęły bezpowrotnie. Wiem, co można o mnie pomyśleć: że jestem bałaganiara i po prostu nie pamiętam, gdzie co wetknęłam. To też, ale nie tylko. Zdarzyło się na przykład zniknięcie słoika z dżemem. Drobiazg niby, ale denerwujący. Przeszukałam całą kuchnię na darmo. Usiłowałam tłumaczyć sobie, że nie pamiętam, jak wyglądał, i mylę go z innymi, chociaż ta argumentacja wcale mnie nie przekonywała. Jeszcze gorzej wyglądała sprawa porcelanowego talerzyka, jedynego, jaki pozostał ze ślubnej wyprawy mamy. Stanowczo nie mogłam pomylić go z jakimkolwiek innym. Strata sprawiła mi prawdziwą przykrość.
Czy jesteś pewna, że go nie stłukłaś? zapytała Wiesia, której zwierzyłam się ze swoich kłopotów.
Masz mnie za wariatkÄ™?
Ależ nie! zaprzeczyła zbyt gorliwie, czym posiała ziarno niepewności. Nie chodziło już o talerzyk, byłam pewna, że go nie stłukłam. Ale niewykluczone, że z moją głową coś jest jednak nie w porządku.
Od tamtego czasu zaczęłam być ostrożniejsza w opowiadaniu o dziwacznym zachowaniu przedmiotów w moim domu. One zdawały się wykorzystywać tę słabość i płatały mi coraz częstsze figle. Najgorzej było wieczorem, przedmioty potrafiły znikać z oczu, nie czekając nawet, aż odwrócę wzrok. Pierwszy taki przypadek zdarzył się po następnej wizycie u Wiesi. Wróciłam zmęczona, usiadłam, żeby rozsznurować buty. Spojrzałam na stojący na półce budzik. Wskazywał wpół do dziesiątej. Byłam zdziwiona, że jest już tak późno. Chciałam porównać godzinę z zegarkiem na ręku, a kiedy ponownie podniosłam oczy, budzika na półce nie było... Uporczywie wpatrywałam się w puste miejsce. Czułam jakieś nieznośne osaczenie i niemoc wewnętrzną nie pozwalającą na działanie mimo zagrożenia. Nie wiem, jak długo siedziałam, zanim odzyskałam władzę w nogach. Wstałam, podeszłam do półki i pomacałam miejsce, gdzie powinien stać budzik. Nie było go tam ponad wszelką wątpliwość, tam ani gdzie indziej. Przeszukałam całe mieszkanie. Próbowałam tłumaczyć sobie, że jestem zmęczona i uległam halucynacji, nie jestem przecież obłąkana. Budzik miałam od wielu lat, nie mógł się raptem zdematerializować. Nie wiem czemu, ale koniecznie pragnęłam, żeby ktoś potwierdził faktyczne istnienie budzika. Zadzwoniłam do Aldony.
Przypominasz sobie mój budzik? spytałam.
To jakiś żart?
Nie. Chodzi mi o to, żebyś sobie przypomniała, jak wyglądał mój budzik, który stał na półce...
Wybacz, ale masz dziwne pomysły. Skąd ja mogę pamiętać takie drobiazgi. Czy ty się dobrze czujesz? Zapewniłam, że tak, i odłożyłam słuchawkę.
Moje mieszkanie składa się z dwóch małych pokoików, łazienki i mini-kuchenki. Od początku dbałam, żeby nie zagracić tej niewielkiej przestrzeni, ale z biegiem lat przedmiotów przybywało, a mieszkanie zyskiwało na przytulności. Teraz zaczął się proces odwrotny: ubywało książek, filiżanek, wazoników, a ostatnio opuścił mnie nawet taboret. Nie był specjalnie potrzebny. Kąt, który zajmował, wykorzystałam na umieszczenie wazonu z dużym bukietem wysuszonych w lecie kwiatów.
Afronty, jakie mnie spotykały ze strony przedmiotów, usiłowałam przyjmować z godnością, ale coraz częściej bywałam poirytowana. Moje rozdrażnienie zaczęło być wyraźne. Stawałam się osobą nietolerancyjną, łatwo wpadałam w złość, której nie mogłam opanować.
Tak dłużej nie można powiedziała Aldona któregoś wieczoru, kiedy zaprosiłam ją na herbatę i miałam nadzieję, że zachowuję się zupełnie jak dawniej.
Co masz na myśli? spytałam ostrożnie.
Twoje ciągłe rozdrażnienie.
Przepraszam.
Daj spokój konwenansom. Niepokoi mnie twoje
zdrowie.
Milczałam. Miałam nadzieję, że nie ma na myśli mojego
zdrowia psychicznego. Ona jednak była nieubłagana.
Coś cię gnębi powiedziała i jeżeli nie poradzisz sobie z tym w porę, możesz mieć poważne kłopoty.
Myślisz, że jestem wariatką?! znowu nie udało mi się opanować.
Myślę, że powinnaś wyjechać.
Wyjechać?! ucieszyłam się. Taka terapia bardzo mi odpowiadała. Ale ona przecież nic prawie nie wie o powodach mojego stanu psychicznego, dlatego rada może okazać się nieskuteczna. Dlaczego by jednak nie opowiedzieć jej wszystkiego od początku, jest przecież psychologiem... Po wysłuchaniu mojej opowieści Aldona podtrzymała swoją receptę. Ustaliłyśmy, że postaram się wyjechać w jakąś dłuższą podróż.
Ale wytłumacz mi jeszcze jedną rzecz poprosiłam. Jak sądzisz, czy ja te przedmioty chowam sama przed sobą, czy może wyobrażam sobie takie, których nigdy nie miałam?
Tego nie wiem. Myślę, że po prostu z roztargnienia umieszczasz je w miejscach dla nich nie przewidzianych i nie możesz później znaleźć.
No więc w końcu powinnam je znaleźć czy nie?
Poznajdują się nieoczekiwanie: książki w bieliźniarce, a talerze wśród papierów...
Proszę, zobacz, czy koszule mam między talerzami, a ręczniki wśród butów, albo coś w tym rodzaju!
Nie denerwuj się. Przecież mówiłam, że nie wiem. Jeżeli wykluczasz kradzieże...
Nikt nie ma klucza do mieszkania, a poza tym one giną podczas mojej obecności. Znikają. Dematerializują się rozumiesz?!
W oczach Aldony widziałam niedowierzanie. Poczułam się bezsilna. Może rzeczywiście to tylko przywidzenia...
Następnego dnia przystąpiłam energicznie do załatwiania spraw związanych z wyjazdem. Miałam zupełnie wyjątkowe szczęście. Wycieczkę statkiem po Morzu Śródziemnym udało mi się wykupić w biurze turystycznym bez żadnej łapówki. Paszportu też mi nie odmówiono. W dwa miesiące później zostawiłam Aldonie klucze do mieszkania, żeby podlewała
kwiatki podczas mojej nieobecności, i zabukowałam się na statek.
PogodÄ™ mieliÅ›my bardzo Å‚adnÄ…, dziÄ™ki czemu opanowaÅ‚am dość rychÅ‚o chorobÄ™ morskÄ… i czuÅ‚am siÄ™ caÅ‚kiem dobrze. DÅ‚ugie godziny spÄ™dzaÅ‚am na leżaku, nie myÅ›lÄ…c o niczym. OżywiaÅ‚am siÄ™, kiedy przybijaliÅ›my do portu. ZwiedzaÅ‚am, co mogÅ‚am, ale dosyć chaotycznie. PatrzyÅ‚am na wszystko, nieÅ›wiadoma najczęściej tego, co akurat oglÄ…dam. Później próbowaÅ‚am porzÄ…dkować wrażenia, ale bez przewodnika szÅ‚o mi kiepsko. PoÅ›ród współpasażerów nie znalazÅ‚am nikogo zorientowanego w historii odwiedzanych przez nas miejsc. Do najczęściej spotykanych specjalnoÅ›ci należaÅ‚a znajomość kursów walut i cen towarów. ZaniechaÅ‚am wiÄ™c prób systematyzowania tego, co oglÄ…dam, i poddaÅ‚am siÄ™ samym tylko doznaniom estetycznym. ByÅ‚am chyba jedynÄ… osobÄ… na statku, której stan posiadanych przedmiotów nie ulegaÅ‚ żadnym wahaniom. Przez caÅ‚Ä… podróż nic nie kupiÅ‚am, ale również niczego nie zgubiÅ‚am, nawet spinki do wÅ‚osów! Dziwne kÅ‚opoty z ginÄ…cymi rzeczami w moim mieszkaniu wydawaÅ‚y mi siÄ™ odlegÅ‚e, nierealne. MiaÅ‚am nadziejÄ™, że jestem już innÄ… osobÄ…, której nic podobnego nie może siÄ™ wiÄ™cej przytrafić. Z utÄ™sknieniem zaczęłam czekać na powrót do domu. Nareszcie bÄ™dÄ™ spaÅ‚a w łóżku, które stoi caÅ‚kiem nieruchomo na twardym gruncie. ByÅ‚am pewna, że moje przywidzenia już ^ nie wrócÄ…. Nie umiem powiedzieć, na czym opieraÅ‚am tÄ™ pewność, ale jasno zdawaÅ‚am sobie sprawÄ™ ze swojego byÅ‚ego • stanu psychicznego. Aldona miaÅ‚a sÅ‚uszność, że odpoczynek wyleczy mnie z urojeÅ„.
Dom przywitał mnie gościnniej, niż mogłam marzyć. Dobre przeczucia nie zawiodły. Znalazły się wszystkie zgubione przedmioty! Przynajmniej te wszystkie, o których pamiętałam: talerzyk ostatni z serwisu, flakonik po perfumach; taboret stał nie wiem po co w łazience. Jeżeli chodzi o książkę z reprodukcjami, to radość była przedwczesna, brakowało w niej dwóch kartek tych
akurat z ulubionymi obrazami. Trudno, nie należy wymagać zbyt wiele. Cieszyłam się jak dziecko, chodziłam z kąta w kąt i stale odnajdowałam coś nowego, dawno zapomnianego. Wszystkie zgubione przedmioty leżały na swoich miejscach, nawet te sprzed lat. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Czułam, jakbym wróciła nie tyle do dawnego miejsca, co do dawnych czasów. Przedmioty, które poginęły mi dwa, trzy lata temu, tkwiły tam, gdzie być powinny. Mieszkanie znowu było przytulne,' pełne książek, bibelotów i tego wszystkiego, co potrzebne oraz co się może przydać, chociaż nie wiadomo dokładnie kiedy ani komu. Byłam wręcz zakłopotana natłokiem nagromadzonych rzeczy, ale jakbym odmłodniała... Poczucie niedowierzania własnym zmysłom rozwiało się bez śladu, chociaż przy odrobinie zastanowienia sytuacja powinna mi się wydać równie niedorzeczna jak poprzednia. Nie myślałam jednak o tym, uradowana, że urojenia ze znikaniem przedmiotów same znikły i wszystko wróciło do normy. Zgrzyt zamka w drzwiach zdziwił mnie w pierwszej chwili, zapomniałam bowiem, że klucz zostawiłam Aldonie, żeby mogła podlewać kwiatki.
O! Jesteś? Była zaskoczona moją obecnością.
Czas szybko mija. Podeszłam i uścisnęłam ją.
Czy aby nie za szybko? Patrzyła na mnie ze źle ukrywaną podejrzliwością.
Nastawiłam czajnik ^na herbatę i zaczęłam opowiadać o podróży, ale ona nie słuchała, była jakaś roztargniona, może zła, jakby nie wierzyła moim słowom. Wreszcie przerwała mi brutalnie.
Nie zmyślaj powiedziała. Przecież w ciągu trzech
dni nie mogłaś opłynąć Europy.
Byłam zdumiona jej absurdalnym zarzutem.
Obawiam się, Aldono, że tym razem z twoją głową coś jest nie w porządku powiedziałam chłodno. Wyjęłam z torebki paszport i położyłam przed nią na stole. Możesz sprawdzić pieczątki, daty, nazwy miejscowości powiedziałam. Poszłam do kuchni, żeby nalać herbaty. Kiedy wróciłam z tacą, Aldona siedziała tak, )&\. ją zostawiłam. Robiła wrażenie skamieniałej.
Co się stało? spytałam.
Znikł wyszeptała ledwie dosłyszalnie. . Kto?
Twój paszport. Wyciągnęłam po niego rękę, próbowałam uchwycić...


Wyszukiwarka