51 1 Lipiec 1995 Dlaczego sumienie milczy




Archiwum Gazety Wyborczej; Dlaczego sumienie milczy












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 151, wydanie waw (Warszawa) z
dnia
1995/07/01-1995/07/02,
dział ŚWIĄTECZNA, str. 12
Olga Czajkowska; opr. lai
Dlaczego sumienie milczy
Olga Czajkowska, pisarka i publicystka, opublikowała w moskiewskim tygodniku
"Litieraturnaja Gazieta" list otwarty do Aleksandra Sołżenicyna. Zarzuca mu
milczenie w obliczu wojny w Czeczenii.
Aleksander Sołżenicyn odpowiedział na łamach tego samego tygodnika.
Szanowny Aleksandrze Isajewiczu!
Milczenie, jak Pan sam oczywiście rozumie, nie jest neutralne (szczególnie
przy Pana statusie i do tego w dzisiejszej, tak alarmującej sytuacji), a także
bezpieczne: pomimo wszystko milczenie może przecież oznaczać przyzwolenie, a to
znaczy, że milcząc można przyzwolić nie wiadomo na co. Przecież - w pewnym
sensie - pańskie słowo należy nie do Pana, ale do ludzi, którym jest potrzebne.
I rzecz jasna, nie chodzi o słowo politologa czy polityka przekonanego o tym, że
wie "jak odbudować Rosję", ale o słowo znacznie silniejsze, przenikające duszę,
oświecające i i uwznioślające (...)
Wielu ludzi próbuje odgadnąć, co Pan o tym myśli, inni (widocznie chcąc Pana
usprawiedliwić) mówią: Sołżenicyn jest zwolennikiem silnego państwa, dla niego
nie jest ważna Czeczenia, ważna jest Rosja. Ale
przecież "operacja czeczeńska" to zjawisko wszechrosyjskie, wszechrosyjska
zbrodnia (ginie młodzież z wszystkich krańców Rosji) i odbije się oczywiście na
losach całej Rosji.
Rosyjskie bomby równają z ziemią rosyjską konstytucję, burzą same fundamenty
rosyjskiej państwowości (już nie mówiąc o tym, że wojna rujnuje Rosję). Tak więc
chęć zbudowania silnego państwa niczego nie może ani wyjaśnić, ani
usprawiedliwić.
Można zapytać - jak oni się na coś podobnego odważyli? Otóż ośmielili się
właśnie dlatego, że znają swój naród lepiej niż Pan i my, byli przekonani, że
będzie milczał, a do tego jest udręczony i śmiertelnie zmęczony.
Inteligencja? Pokrzyczy i ucichnie.
Nie wolno milczeć również i dlatego, że bezprawie w Czeczenii nie ma granic. Każdego można pobić, poniżyć,
okaleczyć. Pisarz Anatolij Pristawkin opowiada, jak rosyjski czołg wjechał na
rynek i rozjechał dwie kobiety. I jak rozmawiał z młodym żołnierzem, który
pokazał mu zegarek zdjęty z ręki Czeczena.
"Martwego?" - zapytał Pristawkin. - "Stał się martwy, kiedy go zastrzeliłem". W
jednej osobie i sędzia, i kat.
Aleksandrze Isajewiczu, przecież w Czeczenii są
już i obozy koncentracyjne. Kiedy Czyngiz-chan Amirchanow, dyrektor
przedsiębiorstwa Inguszwodstroja, wyszedł z takiego "obozu filtracyjnego", miał
połamane żebra, odbite lewe płuco itd. Opowiada: "To było w Mozdoku. Zaciągnęli
nas do żelaznych wagonów dla więźniów, rozebrali do naga, zbili i powiedzieli:
>>Dzisiaj was rozstrzelamy<<. Wszyscy, co do jednego, w maskach, bez
dystynkcji. Po jednym doprowadzali nas na przesłuchania.
Tam też wszyscy w maskach, w identycznych mundurach. Jeden usiadł przede mną
i pyta: >>Jesteś bojownikiem Dudajewa?<< Odpowiadam, że nie. Uderzył
mnie pałką w kolano i znowu: >>Jesteś bojownikiem?<< A potem bardzo
spokojnie powiada: >>Po każdym uderzeniu odwarstwia się pięć milimetrów
tkanki. Jak dojdziemy do kości, możesz być pewien, że obie nogi ci
zgniją<<". Był Pan w stalinowskich łagrach.
Czy widział Pan równie fachowych oprawców?
Nie wiem, czy zauważył Pan, że w oficjalnych komunikatach nie ma danych, ilu
zginęło cywilów, w tym - ile zabito dzieci. I jeśli władze oficjalnie uznały
liczenie martwych dzieci za zbyteczne, zrobili to za nie obrońcy praw człowieka:
wypytują mieszkańców, uciekinierów, biorą adresy i nazwiska. I doliczyli się
około trzech tysięcy. Zresztą, czy może być inaczej, jeśli już od ponad pół roku
lotnictwo i artyleria bombardują miasta i wsie.
I jeszcze taki oto portret na tle ruin Groznego: - zwiadowca jednego z
batalionów, mniej więcej osiemnastoletni. Czeczen,
którego zabił, był niewiele starszy - no cóż, wojna. Ale nasz zwycięzca nie
lenił się, zaciągnął trupa na podwórze, pobiegł po fotoreportera, pochwalił się:
"To ja go rozwaliłem!". A potem postawił nogę na plecach zabitego - i uśmiechnął
się.
Czy naprawdę Pan nie widzi? Kto wie lepiej od Pana: oprócz śmierci fizycznej
jest jeszcze inna jej forma: rozpad duszy. Czeczenia stała się poligonem, na którym młodych
chłopców tresuje się jak psy, gdzie szpikuje się ich nienawiścią. Skosztowali
już krwi, pijani bezkarnością, nie-ograniczoną władzą nad bezbronnymi i
bezradnymi ludźmi, kim oni się stali?
A jacy będą po powrocie do domu? - to pytanie z przerażeniem zadaje sobie
dziś cały kraj. Bo przecież to oni, kiedy wrócą, zaczną "odbudowywać Rosję". I
jeśli ziemstwa [przedrewolucyjny samorząd terytorialny - przyp. red.], które Pan
tak lubi, nagle się zorganizują, to niewykluczone, że pewnego pięknego dnia
pojawią się młodzi ludzie w maskach z automatami i z pańskich ziemstw zostanie
tylko mokra plama, Aleksandrze Isajewiczu. Mokra plama.
A czy nie żal Panu rosyjskich żołnierzy?
Nawiasem mówiąc, to też często są dzieci, które właśnie ukończyły szkołę.
Przecież jadą, wciaż jadą z Czeczenii trumny, a w
nich leżą ci, których od wieków nazywamy kwiatem narodu. W imię czego oni
polegli, Aleksandrze Isajewiczu?
Czy o tak wiele prosił Siergiej Kowaliow prezydenta: o dwudniowe zawieszenie
broni, żeby można było wywieźć kobiety, dzieci i starców, żeby zabrać ciała
naszych żołnierzy, bo zjadają je bezdomne psy. "Za wcześnie" - odpowiedział
gwarant demokratycznych przemian w Rosji.
Nikt nie wystąpił w obronie Kowaliowa i Pan także - ani wtedy, kiedy go
spotwarzano, ani wtedy, kiedy Duma usunęła go ze stanowiska rzecznika obrony
praw człowieka. A przecież on robi to, co kiedyś Pan, gdy demaskował Pan
zbrodnie władzy sowieckiej. Wtedy ta władza odpowiedziała Panu oszczerstwami,
ośmieliła się nazwać Pana, oficera frontowego, zdrajcą i policjantem. A
Kowaliowa, kiedy nieustraszenie wystąpił przeciwko rzezi i w obronie mordowanych
niewinnych ludzi, generałowie mieli czelność oskarżyć, że "sprzedał się
Dudajewowi".
Po wojnie w Czeczenii Rosja już nie będzie taka
sama: jeśli przedtem potrafiła jednak protestować, jak umiała, przeciwko
bezprawiu, przemocy, powszechnemu zdziczeniu moralnemu, to teraz jakby się z tym
wszystkim pogodziła. I oto społeczeństwo powoli przyzwyczaja się i ludzie,
koniec końców, zgadzają się na takie masowe bestialstwa, jakich jeszcze niedawno
nikt z nas nie przewidział nawet w koszmarnym śnie.
Aleksandrze Isajewiczu, czy nie wydaje się Panu, że swoim milczeniem usypia
Pan sumienie narodu? Sołżenicyn, autor księgi wielkiego gniewu i wielkiego żalu,
który nie dostrzega odrodzenia GUŁAGU i nie chce powiedzieć ani jednego słowa
przeciwko rzezi? Takiego nieszczęścia Rosja się nie spodziewała.
Szanowna Olgo Gieorgiewna!
(...) Jestem zdumiony, że listu otwartego do mnie nie przesłała Pani pod moim
adresem, a nawet, jeszcze zanim opublikowała go Pani w rosyjskim tygodniku,
kilka tygodni wcześniej wielokrotnie czytała go Pani w amerykańskim radiu.
(Zresztą takie obyczaje obecnie już nie bardzo dziwią).
Jeśli chodzi o Czeczenię, sumienie mam czyste.
W "Archipelagu" dałem wyraźne świadectwo pisząc o wysiedleniu Czeczenów i najpewniej jako pierwszy napisałem o ich
umiłowaniu wolności i oporze. Jeszcze trzy lata temu proponowałem kierownictwu
naszego kraju, by - chroniąc jednocześnie Rosję przed rozpanoszonym czeczeńskim
biznesem kryminalnym - uznać proklamowaną przez Czeczenię niezawisłość i pozwolić, żeby doświadczyła, co
też taki wybór znaczy. Ale, co doprawdy zdumiewające - pisze Pani jakby z opaską
na oczach, jakby nie widziała Pani mojego wywiadu pod tytułem "Sołżenicyn o
Czeczenii", wydrukowanego w sześciu milionach
egzemplarzy na pierwszej stronie "Argumentów i Faktów" 11 stycznia 1995.
(Dziennikarz nie mógł tego nie zauważyć. A więc wykorzystuje Pani moje nazwisko
jak za dawnych dobrych czasów?)
Powiedziałem tam, że rozpoczęcie działań wojennych w Czeczenii jest poważnym błędem politycznym. "To okropne,
że działania wojenne rozpoczęto, nie należało tego robić w żadnym wypadku".
Jednakże w związku z trzyletnią, zaniedbaną i wyjątkowo niebezpieczną sytuacją,
widzę winnych nie tylko na samej górze: "Winni są wszyscy - drużyna prezydenta,
wszystkie (istniejące w tym czasie) rządy, wszystkie organa naszej władzy
ustawodawczej, prasa i społeczeństwo".
Może mi Pani wytłumaczy: chorobliwa, nierozwiązywalna sytuacja z Czeczenią ciągnęła się PRZEZ TRZY LATA (niewątpliwie
przy współdziałaniu moskiewskich urzędników wysokiego szczebla, do dziś nie
wymienionych z nazwiska, którzy to przekazywali Dudajewowi samoloty, czołgi i
działa, to znów robili interesy z mafią Dudajewa na miliardy dolarów za
zrabowaną ropę naftową z Tiumenia), w Czeczenii
trwały gwałty i grabież, wyrzucano z mieszkań i mordowano ludzi, którzy nie byli
Czeczenami.
"Express-kronika", pismo obrońcy praw człowieka Aleksandra Podrabinka, w
lipcu 1992 r. podawała, że tylko w pierwszym półroczu 1992 co trzeci mieszkaniec
Czeczenii padł ofiarą przemocy (a po kolejnych
sześciu miesiącach został zabity korespondent "Kroniki" w Czeczenii, który to napisał). To gdzie wtedy byliście,
wy wszyscy, moskiewscy obrońcy praw człowieka, poczynając od Siergieja Kowaliowa
i od Pani osobiście?
Dlaczego ani jednego z was nie poruszyły cierpienia tamtych ludzi, dlaczego
nikt z was, WTEDY, we właściwym czasie, nie pojechał do Czeczenii, aby dać świadectwo zbrodniom i pomóc
poszkodowanym?
Napisała Pani naiwnie: "Każdy chciałby, aby jego kraj był silny, a państwo
sprawne". Po roku obserwacji odpowiem z absolutnym przekonaniem: wcale nie
każdy. Wielu, być może zbyt rozumnych i przewidujących, chce czegoś wręcz
przeciwnego. No bo jak to być może, że wobec wszystkich katastrofalnych
niedomagań Rosji wszystkie środki masowej informacji zajmują się głównie Czeczenią i przedwyborczą trzęsiączką (która zaczęła się
NA ROK przed wyborami, W POŁOWIE kadencji Dumy!).
To znaczy, nie interesuje ich, że w Rosji trwa katastrofa demograficzna: CO
ROKU KURCZY SIĘ O MILION osób, jakby w Rosji buszowała wojna domowa - tylko że
tamci umierają w milczeniu, nie pokazują ich kamery telewizyjne, podobnie jak
nie widać w TV 70-80 tysięcy samobójców, którzy nie widzą powodu, aby w obecnej
sytuacji dalej żyć.
Środków przekazu nie obchodzi 25 milionów naszych rodaków (liczba
porównywalna ze stratami na wojnie 1941-1945) - ludzi odciętych od ojczyzny, a w
nowych państwach uciskanych i ograniczanych w życiu, w pracy, w języku, w
wykształceniu. Nie interesuje naszych mediów, że co roku rosyjski majątek
narodowy jest rozkradany - chodzi o 25-30 miliardów dolarów, które odpływają za
granicę, nie licząc tego, co rozkradli w kraju brudnochciwcy, nowa klasa
rozpasanych, podłych bogaczy, których majątek pochodzi wyłącznie z kradzieży, a
nie z produkcji.
Oskarża mnie Pani, pisząc, że "Sołżenicyn milczy (...) w sprawie tak
alarmującej". Ponieważ bynajmniej nie milczę, lecz regularnie mówię o tych
wrzodach szerokiemu audytorium - czy należy rozumieć, że nie uważa ich Pani za
"alarmujące"?
Artykuł Pani ma tytuł niezbyt oryginalny: "Dlaczego Sołżenicyn milczy?". Otóż
nie raz, nie dwa, nie trzy w ciągu 20 lat mego życia w Ameryce słyszałem to
pytanie, które zadawała prasa emigracyjna i amerykańska - słyszałem je za każdym
razem, kiedy dziennikarze wydawali mi polecenie, na jaki temat powinienem
natychmiast się wypowiedzieć. Ale ja nie milczałem w czasie, gdy za słowo można
było stracić głowę, kiedy słowo naprawdę ważyło - a nasza wykształcona klasa,
Pani wybaczy, długotrwale i wygodnie milczała.
A teraz Pani chyba wciąż jeszcze nie rozumie, że wolność ma także swoją
odwrotną stronę, a mianowicie inflację słowa: czasem najburzliwsze erupcje mogą
nie wpłynąć na bieg wydarzeń. Zmieniać można tylko istotę rzeczy - i ja jestem
zajęty tym właśnie.
(...) A jeśli chodzi o ziemstwa, to akurat one są prawdziwie ludowym
samorządem, tym jedynym realnym sposobem, w jaki naród może na trwałe wziąć swój
los w swoje ręce, nie oddając go ani szubrawcom, ani na pastwę obecnej fałszywej
ordynacji wyborczej i rachitycznej parodii parlamentaryzmu.
[Hasła: ,Litieraturnaja Gazieta'; Czajkowska Olga;
list otwarty; Sołżenicyn Aleksander; Czeczenia;
Rosja - Czeczenia; wojska rosyjskie,
pobyt]

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
52 3 Lipiec 1995 Na wilczej ścieżce
58 22 Lipiec 1995 Co to znaczy niezależność
59 22 Lipiec 1995 Wojna z winy Jelcyna
55 6 Lipiec 1995 I co z tą wolnością
54 6 Lipiec 1995 Doktryna Jelcyna
53 5 Lipiec 1995 Jaka autonomia dla Czeczenii
61 27 Lipiec 1995 Półporozumienie dla Czeczenii
57 17 Lipiec 1995 Dudajew zdrajca
56 8 Lipiec 1995 Pokój w Czeczenii
60 24 Lipiec 1995 Spory w Czeczenii
62 31 Lipiec 1995 Koniec wojny
51 powodów dlaczego warto być kobietą
24 (2) Dlaczego nie lubimy rachunku sumienia
24 (3) Dlaczego nie lubimy rachunku sumienia
Statut SRME 1995,poprzedni
51 kol (4)
Dlaczego kobiety nie osiągają orgazmu
Rozdział 51

więcej podobnych podstron