E book Aleksander Puszkin Dama Pikowa


Aleksander Puszkin
DAMA
PIKOWA
Konwersja: Nexto Digital Services
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Spis treści
I.
II.
III.
IV.
V.
VI.
ZAKOCCZENIE.
DAMA PIKOWA
Puszkin Aleksander
I.
Najnowsza księga gadek. Pikowa dama oz-
nacza skrytą nieżyczliwość.
Pewnego razu u Narumowa, oficera konnej
gwardji grano w karty. Długa noc zimowa zbiegła
niepostrzeżenie; do wieczerzy zasiadano o
godzinie piątej zrana. Ci, którzy wygrali, jedli z
wielkim apetytem, inni zaś siedzieli roztargnieni
przed pustem nakryciem. Lecz gdy zjawił się
szampan, rozmowa ożywiła się i wszyscy wzięli w
niej udział.
 Jak ci się powiodło, Suryn?  zapytał
gospodarz.
5/26
 Przegrałem, jak zwykłe. Muszę przyznać, że
nie mam szczęścia; gram mirandolem, nigdy nie
gorączkuję, nic mnie nie zdoła wybić z równowagi,
a jednak stale przegrywam!
 I ani razu nie dałeś się skusić? Ani razu
nie postawiłeś na rute?... Zadziwia mnie wytrzy-
małość twoja.
 A czy German inny?  rzekł jeden z gości,
wskazując młodego inżyniera,  nigdy nie wziął
karty do rąk, nigdy nie zagiął parolu, a siedzi do
piątej rano i przygląda się naszej grze.
 Gra zajmuje mnie bardzo, rzekł German,
lecz nie mogę poświęcać niezbędnego, w nadziei
zdobycia zbytecznego.
 German, to niemiec; wyrachowany  otóż
i wszystko!  zauważył Tomski.  Ale kto jest
dla mnie niepojęty, to moja babka, hrabina Anna
Tiedotowna.
 Jakto? co?  zawołali goście,
 Nie mogę zbadać, mówił dalej Tomski,
dlaczego babka moja nie poniteruje?
 A cóż w tem dziwnego, że osiemdziesięcio-
letnia staruszka nie poniteruje?
 Więc wy nic o niej nie wiecie?
 Nie! doprawdy nic!
6/26
 Posłuchajcie tedy! Trzeba wam wiedzieć,
że babka moja szesnaście lat temu jezdziła do
Paryża i była tam w wielkiej modzie. Biegano za
nią, aby zobaczyć La Venus moscovite; Richelieu
włóczył się za nią, a babka zapewnia, że o mało
co nie zastrzelił się z powodu jej nieczułości. W
tym czasie damy grały w Faraona. Pewnego razu
na dworze przegrała ona na słowo z księciem Or-
leanu jakąś wielką sumę. Przyjechawszy do domu,
babka, zdejmując muszki z policzków i odwiązując
fiszbiny, zawiadomiła dziadka o swej przegranej
i kazała mu zapłacić. Nieboszczyk dziadek, o ile
pamiętam, był czemś w rodzaju dworzanina babki.
Bał się jej, jak ognia; jednak, usłyszawszy o tak
strasznej przegranej, stracił panowanie, przyniósł
rachunki, dowiódł jej, że przez pół roku wydali
pół miljona, że pod Paryżem nie mają ani pod-
moskiewskiej ani saratowskiej wsi i zgoła odmówił
płacenia. Babka spoliczkowała go i położyła się
spać sama, na znak swej niełaski, Nazajutrz kaza-
ła wezwać męża, w nadziei, że domowa kara
podziałała na niego, ale był on niewzruszony. Pier-
wszy raz w życiu zniżyła się z nim do dysputy i wy-
jaśnień, próbowała go wzruszyć, dowodząc łagod-
nie, że dług długowi nie równy i że jest różnica
między księciem, a furmanem. Gdzież tam! Dzi-
adek się zbuntował. Nie, i tyle! Babka nie wiedzi-
7/26
ała, co zrobić. Miała znajomego bardzo
znakomitego człowieka. Słyszeliście o hrabi Sen-
Żermen, o którym opowiadają tak wiele cud-
ownych rzeczy. Wiecie, że podawał się on za żyda
wiecznego tułacza, za wynalazcę eliksiru życia,
filozoficznego kamienia i t. d. Śmiano się z niego,
jak z szarlatana, a Casanowa w swych pamięt-
nikach twierdzi, że był on szpiegiem; jednak Sen-
Żermen mimo swej tajemniczości miał bardzo
szanowną powierzchowność i był bardzo miłym
człowiekiem w towarzystwie. Babka kocha go do
tej pory bez pamięci i gniewa się, jeśli mówią
o nim bez szacunku. Babka wiedziała, że Sen-
Żermen mógł rozporządzać wielkiemi pieniędzmi.
Postanowiła udać się do niego, napisała list i
prosiła go, aby niezwłocznie do niej przyjechał.
Stary dziwak zjawił się natychmiast i zastał ją w
strasznej rozpaczy. Przedstawiła mu w najbardziej
czarnych barwach barbarzyństwo męża i nakoniec
rzekła, iż całą nadzieję pokłada na jego przyjazni i
uprzejmości. Sen-Żermen zamyślił się." Mogę pani
służyć tą sumą, rzekł; wiem jednak, że nie będzie
pani dopóty spokojną, dopóki nie zwróci mi jej
pani, a nie chciałbym panią zaplątać w świeże
kłopoty. Jest inny sposób, może się pani odegrać".
8/26
 Lecz, miły hrabio, odpowiedziała babka,
powiadam panu, że my wcale nie mamy
pieniędzy.
 Pieniądze nie są tu potrzebne, odparł Sen-
Żermen, proszę mnie posłuchać.
Wtedy odsłonił jej tajemnicę, za którą każdy z
nas drogoby zapłacił...
Młodzi gracze zdwoili uwagę. Tomski zapalił
fajkę, zaciągnął się i mówił dalej:
 Tego samego wieczoru babka zjawiła się w
Wersalu au jeu de la reine. Książę Orleański rzucał
karty; babka zlekka przeprosiła, że nie przywiozła
swego długu, dla usprawiedliwienia się zmyśliła
maleńką historję i zaczęła do niego zagrywać. Wy-
brała trzy karty i postawiła je jedną za drugą:
wszystkie wygrały i babka odegrała się zupełnie.
 Przypadek!  rzekł jeden z gości.
 Bajka!  zauważył Germen.
 Nie sądzę, odpowiedział poważnie Tomski.
 Jakto! rzekł Narumow, masz babkę, która
zgaduje trzy karty naraz i do tej pory nie zbadałeś
jej kabalistyki?
 Tak, djabła zjesz! odrzekł Tomski, miała
czterech synów, w tej liczbie i mego ojca; wszyscy
czterej byli ostatnimi graczami, a żadnemu nie
9/26
wyjawiła swej tajemnicy, chociaż byłoby to niezłe
dla nich, nawet dla mnie. Lecz oto, co mi
opowiadał wuj, hrabia Iwan Iljicz, i o czem mnie
pod słowem honoru zapewniał. Nieboszczyk
Czaplicki, ten sam, który umarł w nędzy, straci-
wszy miljony, kiedyś w młodości swej przegrał
 zdaje się do Zorycza  około trzysta tysięcy.
Był w rozpaczy. Babka, która zawsze była surowa
wobec szaleństw młodzieży, jakoś zlitowała się
nad Czaplickim. Dała mu trzy karty, zaznaczając,
aby postawił jedną za drugą i wzięła od niego
słowo honoru, że już nigdy więcej grać nie będzie.
Czaplicki zjawił się u swego zwycięscy; zasiedli
do gry. Czaplicki postawił na pierwszą kartę
pięćdziesiąt tysięcy i wygrał, zagiął parol, odegrał
się i jeszcze wygrał...
 Czas jednak spać; już trzy na szóstą.
W istocie już świtało; młodzi ludzie dopili
kieliszki i rozjechali się.
II.
II parat que monsieur est dŁcidment
pour les suivantes.
Que voulez vous madame?
Elles sont plus fraiches.
Djalog wielkoświatowy.
Stara hrabina XXX siedziała w swej gotowalni,
otoczona przez trzy pokojówki. Jedna trzymała
puszkę z różem, druga pudełko ze szpilkami, trze-
cia wysoki czepiec ze wstążkami ognistego koloru.
Hrabina nie miała najmniejszej pretensji do pię-
kności, dawno zwiędłej, ale zachowała wszystkie
nałogi swej młodości, ściśle stosując się do mody
lat siedemdziesiątych i ubierała się tak samo dłu-
go, tak samo starannie, jak sześćdziesiąt lat temu.
Przy oknie przed krosnami siedziała panna, jej
wychowanica.
 Witaj, grand' maman, rzekł, wchodząc,
młody oficer. Bonjour, mademoiselle Lise. Grand'
maman, przychodzę do ciebie z prośbą.
 Co takiego, Paul?
11/26
 Proszę o pozwolenie przedstawienia ci jed-
nego z mych przyjaciół i przyprowadzenia go w
piątek na bal.
 Przywiez go prosto na bal i wtedy mi go
przedstawisz. Czy byłeś wczoraj u XXX?
 Naturalnie! było bardzo wesoło; tańczono
do piątej rano. Ach, jak piękną była Jelecka!
 I, mój kochany! Co też w niej pięknego? Nie
taka była jej babka, księżna Daria Pietrowna? Aha,
napewno bardzo się postarzała księżna Daria Pi-
etrowna?
 Jakto, postarzała? odpowiedział w roz-
targnieniu Tomski, ona już od siedmiu lat umarła.
Panna podniosła głowę i dała znak młodzień-
cowi. Ow przypomniał sobie, że tajono przed starą
hrabiną śmierć jej rówieśnic i zagryzł wargi. Lecz
hrabina wysłuchała nowej dla siebie wiadomości z
wielkim spokojem.
 Umarła! rzekła, a ja nie wiedziałam!
Byłyśmy razem mianowane damami dworu i, gdy
przedstawiałyśmy się, to cesarzowa...
I hrabina po raz setny opowiedziała wnukowi
swą anegdotę.
 No, Paul, rzekła potem; teraz pomóż mi
wstać. Lizeńko, gdzie jest moja tabakierka?
12/26
I hrabina z dziewczętami poszła za parawan
kończyć swą toaletę. Tomski został z panną.
 Kogo pan chce przedstawić? cicho zapytała
Liza Iwanowna.
 Narumowa. Czy zna go Pani?
 Nie! On wojskowy czy urzędnik?
 Wojskowy.
 Inżynier?
 Nie! Kawalerzysta. A dlaczego pani
myślała, że jest on inżynierem.
Panna zaśmiała się i ani słowem nie
odpowiedziała.
 Paul! zawołała hrabina z za parawanu,
przyślij mi jakiś nowy romans, tylko proszę, nie w
rodzaju współczesnych.
 Jakto, grand-maman?
 To jest taki romans, w którym bohater nie
dusiłby ojca, ani matki i gdzie nie byłoby topiel-
ców. Strasznie boję się topielców.
 Takich romansów dziś niema. Czy chcesz
może rosyjskie?
 A czyż istnieją rosyjskie romanse?...
Przyślij, ojcze, przyślij, proszę!
13/26
 Wybacz, grand-maman, śpieszę się...
Przepraszam, Lizo Iwanowno! Dlaczego pani
myślała, że Narumow jest inżynierem?
I Tomski wyszedł z garderoby.
Liza Iwanowna została sama; położyła robotę i
zaczęła spoglądać przez okno. Wkrótce po drugiej
stronie ulicy z za węgła domu ukazał się młody ofi-
cer. Rumieniec okrył jej policzki; wzięła się znów
do pracy i schyliła głowę tuż nad kanwą. Wtedy
weszła hrabina, całkiem już ubrana.
 Każ, Lizeńko  rzekła  zaprządz do kare-
ty, pojedziemy na spacer.
Lizeńka wstała z za krosen i chciała sprzątnąć
swą robótkę.
 Coś ty, mateczko moja! głucha, czy co?
krzyknęła hrabina. Każ prędzej zaprzęgać do kare-
ty.
 Zaraz!  odpowiedziała cicho panna i po-
biegła do przedpokoju.
Wszedł służący i podał hrabinie książki od
księcia Pawła Aleksandrowicza.
 Dobrze! podziękować,  rzekła hrabina. 
Lizeńko, Lizeńko, a dokąd ty biegniesz?
 Ubierać się.
14/26
 Zdążysz, mateczko. Siedz tutaj. Otwórz tam
pierwszy tom, czytaj na głos...
Panna wzięła książkę i przeczytała kilka wier-
szy.
 Głośniej!  rzekła hrabina,  Co się z tobą
dzieje, matko moja? Głos straciłaś, czy co?...
Zaczekaj... przysuń mi stołeczek, bliżej... no!
Liza Iwanowna przeczytała jeszcze dwie stron-
ice. Hrabina ziewnęła.
 Rzuć tę książkę,  rzekła,  co za brednie!
Odeślij ją księciu Pawłowi i każ podziękować... A
cóż kareta?...
 Kareta gotowa,  rzakła Liza Iwanowna,
wyglądając na ulicę.
 Dlaczegoś ty nie ubrana?  rzekła hrabina,
 zawsze trzeba na ciebie czekać. To jest, mate-
czko, nie do zniesienia!
Liza pobiegła do swego pokoju. Nie minęły
dwie minuty, hrabina zaczęła dzwonić z całej siły.
Trzy dziewczyny wbiegły przez jedne, a kamerdyn-
er przez drugie drzwi.
 Cóż to, nie można się was dowołać? 
powiedziała hrabina.  Powiedzcie Lizie Iwanown-
ie, że czekam na nią.
Liza Iwanowna weszła w płaszczu i kapeluszu.
15/26
 Nakoniec, matko moja!  rzekła hrabina. 
Co za stroje! Po co to?... Kogo olśniewać?... A jaka
pogoda? zdaje się wiatr.
 Wcale nie, jaśnie oświecona pani! bardzo
spokojnie!  odpowiedział kamerdyner.
 Wy zawsze mówicie odwrotnie! Otwórzcie
lufcik. Tak jest: wiatr! i jaki chłodny! Odprzęgać
karetę! Lizeńko, nie pojedziemy  nie było po co
się stroić.
 Oto moje życie!  pomyślała Liza Iwanow-
na. Rzeczywiście, Liza Iwanowna była na-
jnieszczęśliwszem stworzeniem. Gorzki cudzy
chleb, powiada Dante, i ciężkie są stopnie cud-
zego ganku  a któż może znać lepiej gorycz
zależności, niż biedna wychowanka zamożnej
staruszki? Hrabina XXX nie miała naturalnie złej
duszy, lecz była chimeryczna, jako kobieta zep-
suta przez świat, skąpa, pogrążona w zimnym
egoizmie, jak wszyscy starcy, którzy przeżyli swą
zdolność do kochania w swoim czasie, obcy ter-
azniejszości. Brała ona udział we wszystkich
kłopotach wielkiego świata, chodziła na bale,
gdzie siedziała w kącie, naróżowiona i wystrojona
po staroświecku, jako potworna i nieodzowna oz-
doba sali balowej; podchodzili do niej z niskimi
pokłonami przyjeżdżający goście, jakby według
ustalonego obrzędu, i potem nikt się już nią nie
16/26
zajmował. Przyjmowała ona u siebie całe miasto,
pilnując ścisłej etykiety i nie poznając nikogo
naprawdę. Liczna czeladz jej, roztywszy i posi-
wiawszy w jej przedpokojach i babieńcu, robiła
co chciała, na wyścigi okradając staruszkę. Liza
Iwanowa była domową męczennicą. Nalewała
herbatę i dostawała wymówki za nadmierne
szafowanie cukrem; czytała na głos romanse i
była winna wszystkich omyłek autora; to-
warzyszyła hrabinie w jej przechadzkach i
odpowiadała za pogodę i za ulicę. Miała wyznac-
zoną pensję, której nigdy nie dopłacano, tymcza-
sem zaś wymagano od niej, żeby była ubrana, jak
wszyscy, to jest, jak bardzo niewielu, W świecie
grała rolę najnędzniejszą. Wszyscy ją znali, lecz
nikt nie zauważał; na balach tańczyła tylko wów-
czas, gdy brakło vis-a-vis, damy zaś brały ją pod
rękę za każdym razem, gdy musiały iść do garder-
oby poprawić coś w swym stroju. Była ona am-
bitna, cierpiała żywo wskutek tego i rozglądała
się naokół, oczekując niecierpliwie wybawcy; lecz
młodzi ludzie, wyrachowani, nie zaszczycali jej
uwagą, chociaż Liza Iwanowna była sto razy mil-
sza od bezczelnych i zimnych kobiet, wokół
których kręcili się oni. Ileż razy, uciekłszy z nud-
nego i pysznego salonu, szła płakać do swego
ubogiego pokoju, gdzie stał parawan, oklejony
17/26
tapetą, komoda, lusterko i malowane łóżko i gdzie
paliła się słabo łojowa świeca w miedzianym
lichtarzu.
Pewnego razu  zdarzyło się to w dwa dni
po wieczorze, opisanym na początku powieści i
na tydzień przed sceną, na której zatrzymaliśmy
się  pewnego razu Liza Iwanowna, siedząc przy
oknie za krosnami, mimowoli spojrzała na ulicę
i zobaczyła młodego inżyniera, stojącego nieru-
chomo i wpatrzonego w jej okno. Spuściła głowę
i znów zajęła się robotą; po pięciu minutach spo-
jrzała znowu; młody oficer stał na tem samem
miejscu. Nie mając nałogu kokieterji z prze-
chodzącymi oficerami, przestała patrzeć na ulicę
i szyła blisko dwie godziny, nie podnosząc głowy.
Podano obiad. Wstała, zaczęła sprzątać krosna i
spojrzawszy mimochodem w okno ujrzała znów
oficera. Wydało jej się to dość dziwne. Po obiedzie
podeszła do okna z uczuciem pewnego niepokoju,
lecz oficera już nie było  i zapomniała o nim...
Po dwu dniach, wychodząc z hrabiną do karety,
ujrzała go znowu. Stał przy samym podjezdzie,
zasłoniwszy twarz bobrowym kołnierzem; czarne
jego oczy błyszczały z pod kapelusza. Liza
Iwanowna przestraszyła się, sama nie wiedząc,
czego, i wsiadła do karety z niewytłomaczonem
drżeniem.
18/26
Wróciwszy do domu, podbiegła do okna 
oficer stał na dawnem miejscu, ze wzrokiem
skierowanym na nią; odeszła dręczona ciekawoś-
cią i poruszona zupełnie nowem dla siebie uczu-
ciem. Od tego czasu nie minął dzień, aby młody
człowiek nie zjawił się o pewnej godzinie pod ok-
nami ich domu. Między nim a nią, nawiązały się
bezwiedne stosunki. Siedząc na swem miejscu
przy pracy, czuła jego zbliżanie się, podnosiła
głowę i patrzyła na niego z każdym dniem dłużej
i dłużej. Młody człowiek, zdawało się, był jej wdz-
ięczny za to, ona zaś widziała wzrokiem młodości,
jak szybki rumieniec pokrywał jego bladą twarz za
każdym razem, gdy spotkały się ich spojrzenia. Po
tygodniu uśmiechnęła się do niego...
Gdy Tomski zapytał o pozwolenie przedstaw-
ienia hrabinie swego przyjaciela, serce biednej
dziewczyny zabiło. Ale, dowiedziawszy się, że
Narumow nie jest inżynierem, a kawalerzystą
gwardyjskim, pożałowała, iż niewczesnem py-
taniem zdradziła swą tajemnicę Tomskiemu.
German był synem zruszczonego niemca,
który mu pozostawił maleńki kapitał. Twardo
przekonany o potrzebie ustalenia swej nieza-
leżności, German nie tknął nawet procentów, żył
tylko z pensji, nie pozwalał sobie na najmniejszą
zachciankę. Przytem był skryty i ambitny, a to-
19/26
warzyszom rzadko nadarzała się sposobność kpi-
enia sobie z jego nadmierniej oszczędności. Miał
on silne namiętności i ognistą wyobraznię, lecz
hart ratował go przed zwykłemi błędami młodości.
Naprzykład, będąc w duszy graczem, nigdy nie
brał kart do ręki, gdyż obliczył, że to, co posiadał,
nie pozwala mu (jak zwykł był mówić sam) "
poświęcać niezbędne w nadziei zdobycia
zbytecznego", a tymczasem całe noce przesiady-
wał za karcianymi stołami i śledził z gorączkowem
drżeniem za zmiennemi losami gry.
Anegdota o trzech kartach podziałała silnie na
jego wyobraznię i całą noc nie wychodziła mu z
głowy." A co, jeżeli  myślał nazajutrz wieczorem,
włócząc się po Petersburgu  co, jeżeli stara hra-
bina odsłoni mi swoją tajemnicę! lub naznaczy
mi te trzy pewne karty! Dlaczego nie spróbować
swego szczęścia?... Przedstawić się jej, zostać jej
kochankiem  lecz na to wszystko trzeba czasu,
a ona ma osiemdziesiąt siedem lat, może umrzeć
za tydzień, za dwa dni!... A sama anegdota?...
Czy można jej wierzyć?... Nie! oszczędność, umi-
arkowanie i pracowitość, oto trzy pewne karty,
oto, co potroi, pomnoży mój kapitał i da mi spokój
i niezależność!" Rozważając w ten sposób, ocknął
się na jednej z głównych ulic Petersburga przed
domem o staroświeckiej architekturze. Ulica była
20/26
pełna ekwipażów; jedna kareta za drugą toczyła
się pod oświetlony podjazd. Z karet co chwila
wysuwały się to piękna nóżka młodej piękności, to
dzwięczące ostrogami buty, to skarpetka w pas-
ki i dyplomatyczny bucik. Szuby i płaszcze obok
nadętego szwajcara, German zatrzymał się.
 Czyj to dom?  zapytał stróża w narożnej
budce.
 Hrabiny XXX  odpowiedział stróż. German
zadrżał. Dziwaczna anegdota znów wróciła mu na
myśl. Zaczął chodzić koło domu, myśląc o jego
właścicielce i o jej cudownej umiejętności. Pózno
wrócił do swego spokojnego kąta, nie mógł długo
usnąć i, gdy sen nim owładnął, przyśniły mu się
karty, zielony stół, paczki banknotów i kupy czer-
wońców. Stawiał kartę za kartą, zaginał rogi bez
wahania, wygrywał bez przerwy i zagarniał ku so-
bie złoto, a banknoty wkładał do kieszeni. Zbudzi-
wszy się już pózno, westchnął nad utratą swego
fantastycznego bogactwa, poszedł znów włóczyć
się po mieście i znów ocknął się przed domem
hrabiny XXX. Nieznana siła, zdawało się, przycią-
gała go tutaj. Przystanął i zaczął patrzeć na okna.
W jednym kącie ujrzał czarnowłosą główkę, skło-
nioną prawdopodobnie nad książką lub robótką.
Główka podniosła się. German spostrzegł świeżą
21/26
twarzyczkę i czarne oczy. Ta chwila decydowała o
jego losie.
Koniec wersji demonstracyjnej.
III.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
IV.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
V.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
VI.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
ZAKOCCZENIE.
Niedostępny w wersji demonstracyjnej
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej
zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Puszkin Dama pikowa
Puszkin Aleksander Dama pikowa
dama pikowa Puszkin
Mąż I Żona Aleksander Fredro E book
Grajnert Józef Dzielny Komorek E book
Middle of the book TestA Units 1 7

więcej podobnych podstron