NF 2005 08 tw贸rca


KONKURS NA OPOWIADANIE昍OZSTRZYGNI臉CIE

W konkursie na opowiadanie osadzone w 艣wiecie gry Xyber Mech wystartowa艂o oko艂o stu autor贸w! Jury sk艂adaj膮ce si臋 z redakcji "Nowej Fantastyki" oraz przedstawicieli firm mobile enterainment europe, one2tribe i Plus GSM dokona艂o nast臋puj膮cych rozstrzygni臋膰:

I miejsce: Lech G艂owacki - "Tw贸rca"
(nagroda: zestaw Simplus Team Philips 355)
II miejsce: Bogus艂aw Pinkiewicz - "Z艂omowiec"
(nagroda: zestaw Simplus Team Sagem my-X3 - 2)
III miejsce: Greg Burszty艅ski - "Kontrakt"
(nagroda: zestaw Simplus Team Motorola C116)

Fundatorem nagr贸d jest Polkomtel S.A., operator sieci kom贸rkowej Plus GSM. Gratulujemy! Zwyci臋ski tekst przedstawiamy w tym numerze, opowiadania zdobywc贸w drugiego i trzeciego miejsca uka偶膮 si臋 we wrze艣niowym numerze "Nowej Fantastyki".

------------------------

Tw贸rca
Lech G艂owacki

Szcz臋艣cie, 偶e wzmiankowali o kawie - powiedzia艂 Arakel Ragavill. Czyli kawa mu smakowa艂a. Siorbnie raz, drugi i dorzuci...
- 呕artowa艂em. Kawa nie jest wzmiank膮; jest tradycj膮. Zbyt... dobra. Zwr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 laptopa. Kto dzisiaj u偶ywa klawiatury! Tylko
on: Arakel Ragavill. Tw贸rca. '
- Rozejrz臋 si臋! - krzykn膮艂em od w艂azu.
Chcia艂em od razu uruchomi膰 kupione od przemytnik贸w uaktualnione everyto偶djestwo, ale Ragavill zawo艂a艂 za mn膮:
- Tylko pami臋taj: pierwsza i ostatnia zasada - nie nawi膮zywa膰 niepotrzebnych kontakt贸w.
- Pami臋tam.
Wymiana zda艅 jak rytua艂, codziennie od pi臋ciu lat. Czasami Arakel dodawa艂: "B膮d藕 z powrotem, zanim sko艅cz臋 kaw臋" albo "Masz p贸艂 godziny". Nie wiem, czy powtarzanie polece艅 wyp艂ywa艂o ze strachu ogarniaj膮cego Ragavilla, czy z jego ch艂odnej rzetelno艣ci. Tak czy owak - przestrzega艂em zalece艅, rozumiej膮c ich wag臋.
Gdy w艂az si臋 zamkn膮艂, wyci膮gn膮艂em p艂ask膮 butelk臋. Dwa 艂yki. Niech b臋dzie - trzy. Tutaj, na Eriatrii, coraz trudniej o w贸dk臋. Miejscowa produkcja pad艂a, jak wszystko, za艣 przemytnicy przej臋li kontrol臋 nad dostawami i podnosz膮 ceny. A to dzi臋ki w贸dce radzi艂em sobie z rozmowami o mojej przesz艂o艣ci.

Opowiedz o swoim synu.
- Nie mam nastroju.
- Nastroju? Im wi臋cej szczeg贸艂贸w przeka偶esz, tym 艂atwiej b臋dzie mi sprawi膰, by...
- Nie musisz mi przypomina膰.
- To konieczne. Opowiedz o swoim synu.
- Gdy Mo uko艅czy艂 pi臋膰 lat, pojechali艣my nad ocean. Ostatnia laguna na Kylo, niezniszczona wojn膮. Anna marzy艂a, by Mo zobaczy艂 morze, akurat otrzymali艣my rozkaz przeniesienia, wi臋c pierwsze kilka dni wolnego...
Pi臋kne miejsce. W czasie odp艂ywu wy艂ania艂a si臋 spod ciep艂ych w贸d oceanu w膮ska grobla, po kt贸rej mo偶na by艂o przedosta膰 si臋 z zachodniego kra艅ca wyspy na po艂udniowy. Trzeciego dnia Anna z p艂aczem oznajmi艂a, 偶e Mo znikn膮艂. Rozpocz臋li艣my poszukiwania w miejscach naszych zabaw. Przepytywali艣my ludzi. Nikt go nie widzia艂. Pojechali艣my wi臋c w kierunku po艂udniowego cypla. Grobla skry艂a si臋 pod wod膮, pozostawa艂a droga wzd艂u偶 wyspy. Pop臋dza艂em rikszarza, jednak traci艂em nadziej臋. Niemo偶liwe, by Mo dotar艂 tak daleko na piechot臋. Przeczuwa艂em najgorsze, Anna powtarza艂a sw膮 relacj臋 przez 艂zy. Wreszcie dotarli艣my. Po艂udniowy kraniec by艂 bezludny, tylko pusta pla偶a i b艂臋kit nieruchomego oceanu. Biegli艣my wzd艂u偶 brzegu, nawo艂uj膮c: "Mo, Mo! Mo, gdzie jeste艣?" Siedzia艂 na ko艅cu cypla, na piasku, z wiaderkiem i 艂opatk膮. Gdy przypadli艣my do niego, roze艣mia艂 si臋...
- Dlaczego przerwa艂e艣?
- Wskaza艂 nam wiaderko pe艂ne muszli. "To dla ciebie, mamo", powiedzia艂.
- Jak dotar艂 na po艂udniow膮 pla偶臋?
- Nie wiem, Ragavill.
- Nie zapyta艂e艣?
- Zapyta艂em. Odpar艂: "przez ten mostek, tato". Wskaza艂 grobl臋 pod wod膮.
- Wyja艣ni艂e艣 to?
- Co?... Nie mia艂em ochoty szuka膰 wyja艣nie艅... Musz臋 wyj艣膰.
- Liczy艂em, 偶e opowiesz mi o Annie.
- Potem.
- Pami臋taj, pierwsza i ostatnia zasada: nie nawi膮zywa膰 niepotrzebnych kontakt贸w.
- Pami臋tam.
- Wr贸膰 za godzin臋 i... nie pij za du偶o.

I nie pij za du偶o". Tylko tyle. W przyp艂ywie lepszego humoru, czyli rzadko, m贸wi艂, 偶e w Pismach uwolni moj膮figur臋 od wszelkich u艂omno艣ci. Na co dzie艅 nie wtr膮ca艂 si臋 i nie prawi艂 mora艂贸w. By艂em mu wdzi臋czny. Lubi艂em si臋 upija膰. Cho膰 pob艂a偶liwo艣膰 Ragavilla wydawa艂a si臋 dziwna. Dla艅, jako Tw贸rcy, najwa偶niejszy by艂 porz膮dek. Dlatego, mimo i偶 m贸j alkoholowy oddech pozornie nie robi艂 na nim wra偶enia, kry艂em si臋 z piciem.

- No to jeszcze jeden - powiedzia艂em, zanim zd膮偶y艂em zakr臋ci膰 butelk臋. Przed wyj艣ciem na powierzchni臋 sko艅czy艂em ca艂膮 w贸dk臋. Jak pi膰 to pi膰: dwa, trzy 艂yki dla smaku to 偶adne picie. Trzeba poczu膰 szum w g艂owie. Wtedy to ma sens.
Otrzepa艂em si臋 z miniszczur贸w w nogawkach i r臋kawach; kilka przedosta艂o si臋 za ko艂nierz. Nie przedar艂y si臋 jednak do 偶ywej tkanki dzi臋ki mithrylowo-kevlarowej wojskowej koszuli, kt贸r膮 skrywa艂em pod cywilnym ubraniem.
Wspi膮艂em si臋 po drabince i odsun膮艂em w艂az do budki multimedialnej, pe艂ni膮cej jednocze艣nie funkcj臋 kwarantluku. Poddawa艂em si臋 skanowaniu i ogl膮da艂em 艣wiat.
Od pewnego czasu 艣wiat si臋 zmieni艂, szczeg贸lnie na powierzchni. Nie potrafi艂em sprecyzowa膰 r贸偶nic, ale wychodz膮c, zawsze czu艂em zdziwienie. Co艣 by艂o nie tak. Nie gorzej czy lepiej. Nie tak. "Pami臋膰 mnie zawodzi" - my艣la艂em. Pami臋tam tylko to, co si臋 wi膮za艂o z Ann膮 i Mo. Tam gdzie s膮 oni, tam przetrwa艂y wszystkie szczeg贸艂y. Poza nimi - pustka. "To dzi臋ki w贸dce. Dzi臋ki ci, w贸dko".
Tym razem zobaczy艂em zgliszcza Ameriki, miasta miast - stolicy Eriatrii. Jeszcze sta艂y strzelaj膮ce pod niebo puebla, b艂yska艂 tu i tam happyneon; lecz t艂umy ludzi znikn臋ly z szerokich ulic. Zast膮pi! ich paruj膮cy z kanaliz Untermi艅um perhydrol, zza opar贸w rozpo艣ciera艂 si臋 postwojenny krajobraz: - stopione, powykr臋cane makabrycznie szkielety budowli; wydmy pokruszonego plastszk艂a, niebezpieczne niczym grz膮skie piaski; furkocz膮ce na wietrze strz臋py olbrzymich flag korporacji transgalaktycznych; ograbione wraki prywatnych limuzyn i bojowych machin臋. Wreszcie - b艂yszcz膮ce ko艣ci ludzkie, czyste i te pomieszane z technischeerami.
Wyszed艂em z budki multimedialnej i zaczerpn膮艂em powietrza. Czu艂em si臋 pewnie, jako by艂y 偶o艂nierz szybko spostrzeg艂em, 偶e wojsko opu艣ci艂o okolic臋. Ponadto opary, cho膰 niezbyt g臋ste, dawa艂y troch臋 os艂ony. Trzymaj膮c si臋 blisko budynk贸w, min膮艂em przecznic臋, drug膮. Po skr臋cie w lewo, w w膮sk膮 uliczk臋, zagwizda艂o every-to偶djestwo. Z drugiego ko艅ca zau艂ka kroczy艂 przez zgliszcza Xyber Mech. Najwi臋kszy z pierwszej generacji Mech贸w, zwalisty, niemal ociera艂 si臋 o fasady budynk贸w po obu stronach.
Nie by艂o sensu ucieka膰. Nie spuszcza艂em wzroku z kabiny Mecha, pr贸buj膮c przyci膮gn膮膰 wzrok pilota. Moje wielofunkcyjne every-toid偶eslwo szumia艂o w poszukiwaniu cz臋stotliwo艣ci i loginu do komputera pok艂adowego maszyny. Nigdy nie testowa艂em urz膮dzenia pod tym k膮tem. "Szkoda, 偶e w贸dka si臋 sko艅czy艂a". Liczy艂em, 偶e uda mi si臋 pod艂膮czy膰 do Mecha, zanim mnie zmiecie.
Uda艂o si臋. Mech zatrzyma艂 si臋 przy najwy偶szym ocala艂ym pueblu i przyst膮pi艂 do mycia olbrzymich okien. Spryskiwanie i szczotkowanie za pomoc膮 urz膮dze艅 do samokonserwacji. Wy艂膮czy艂em every-to偶djestwo. Wolnym krokiem min膮艂em maszyn臋 bojow膮, nak艂adaj膮c膮 pian臋 na po艂acie szk艂a.
P贸艂 godziny p贸藕niej z艂ama艂em pierwsz膮 i ostatni膮 zasad臋 Ragavilla.
Zacz臋艂o si臋 od przemytnika. To nie by艂o jeszcze z艂amaniem zasady. Pierwotnie regu艂a Ragavilla zakazywa艂a "wszelkich kontakt贸w". Zmieni艂em to na "niepotrzebnych kontakt贸w". Przecie偶 musz臋 od kogo艣 kupowa膰 kaw臋. I w贸dk臋. Zag艂臋bi艂em si臋 w zdewastowane uliczki, by poszuka膰 handlarza.
Przy prowizorycznym grillu, na kt贸rym piek艂y si臋 miniszczury, siedzia艂 chudy br膮zowosk贸ry m臋偶czyzna w turbanie. By艂 艣lepy; blisko p贸艂metrowym, poskr臋canym paznokciem grzeba艂 w pyle. Wyczu艂 mnie, ale milcza艂.
- Gdzie kupi臋 kaw臋 i w贸dk臋?
Drgni臋cie jego powiek powiedzia艂o mi, 偶e wie. Tylko on i ja, i w臋druj膮ce ulicami opary.
- Gdzie kupi臋...
Podni贸s艂 si臋.
- F贸lja efter mig.
Poprowadzi艂 mnie wewn臋trznym pasa偶em. Po wyj艣ciu z dusznego tunelu na 艣cianie ruin zauwa偶y艂em zatarty napis "Museum". Dalej by艂 placyk z nieczynn膮 fontann膮.
- La bas. - Przewodnik wskaza艂 paznokciem w kierunku fontanny, po czym nagle czmychn膮艂.
Odruchowo przypad艂em do ziemi, co go tak sp艂oszy艂o? Zobaczy艂em kobiet臋 z dzieckiem, skryt膮 za fontann膮. Kobieta mia艂a karabin. Z drugiej strony placu pad艂o kilka strza艂贸w i od艂upa艂o kraw臋dzie fontanny. Poluj膮cych musia艂o by膰 dw贸ch. Kobieta odpowiedzia艂a seri膮, po czym os艂oni艂a dziecko. Nie widzia艂em 艂owc贸w. Za to w w膮skiej uliczce po mojej prawej pojawi艂 si臋 Robal. Ostro偶nie, omijaj膮c przeszkody, przyczajony jak drapie偶nik, przemieszcza艂 si臋 w kierunku placu. Dziewczyna ostrzela艂a niewidocznego przeciwnika, przykucn臋艂a i zacz臋艂a co艣 klarowa膰 kilkuletniemu ch艂opcu. Pokazywa艂a w moj膮 stron臋. Zrozumia艂em: ma pobiec i skry膰 si臋, gdy ona rozpocznie ostrza艂. Pi臋knie, ale nie wiedz膮, 偶e w zau艂ku obok czai si臋 Robal.
Mia艂em czas si臋 wycofa膰. "Nie nawi膮zywa膰 niepotrzebnych kontakt贸w". Ragavill. Anna i Mo.
Gdybym poderwa艂 si臋, by艂a szansa, 偶e kobieta mnie zobaczy, m贸g艂bym j膮 ostrzec. Co ona zyska? Nic pr贸cz kilku sekund; Robal ich dopadnie. A przy okazji mnie. Anna i Mo. Musz臋 si臋 wycofa膰.
Kobieta i dziecko. Wsta艂em, uruchamiaj膮c every-to偶djestwo.
- Hej!
Nie s艂ysza艂a. Nie widzia艂a.
- Tutaj!
Robal by艂 tu偶. Przeczo艂ga艂em si臋 na drug膮 stron臋 ulicy. Every-to偶djestwo szumia艂o nieprzerwanie, ale nie znalaz艂o dost臋pu do Mecha.
Pchn臋艂a ch艂opca i poderwa艂a si臋. Przebieg艂 mo偶e dziesi臋膰 krok贸w. Trafiony przez Robala, wpad艂 w stert臋 艣mieci. Wtedy sta艂y si臋 dwie rzeczy: kobieta rzuci艂a si臋 w kierunku dziecka, a every-to偶djestwo za艂ogowa艂o si臋 do Mecha. Nie pr贸bowa艂em przej膮膰 ster贸w; zresetowa艂em go. Za p贸艂 minuty pilot zn贸w uruchomi maszyn臋.
Dziewczyna usi艂owa艂a wygrzeba膰 cia艂o ch艂opca z cuchn膮cej ha艂dy. Chwyci艂em j膮 pod ramiona i brutalnie poci膮gn膮艂em. By艂a silna, ale nie na tyle, by si臋 wyrwa膰. Wlok艂em j膮 - zlan膮 potem, zm臋czon膮, z艂aman膮 - a chwilami nios艂em jak dziecko, ku tunelowi, kt贸rym tu przyszed艂em.
Byli艣my o krok, gdy pad艂y strza艂y. Jeden z pocisk贸w trafi艂. Przesta艂a si臋 wyrywa膰. Wpad艂em w ciemno艣膰 razem z ni膮.

Opuszczone laboratorium klonowa艅 by艂o najlepszym schronieniem. Rzadko kto zagl膮da艂 w takie miejsca. Zapali艂em wojskow膮 latark臋 i po艂o偶y艂em na 艂贸偶ku obok dziewczyny. Zanim zeszli艣my przez najbli偶sz膮 budk臋 do Untermirium, pozbiera艂em kilka strz臋p贸w flag. Z najczystszego zrobi艂em opatrunek na zmasakrowanym brzuchu kobiety; reszt膮 przykry艂em rann膮. Moja odzie偶 lepiej by si臋 nadawa艂a, ale Ragavill od razu by si臋 zorientowa艂.
Mia艂a nie wi臋cej ni偶 dwadzie艣cia pi臋膰 lat. Nie straci艂a przytomno艣ci, ale le偶a艂a bez si艂, z opuchni臋tymi od p艂aczu oczami.
- Teraz musz臋 ci臋 zostawi膰. Nikt ci臋 nie znajdzie. 艢pij. Wr贸c臋 z lekami.

W 艣rodku nocy, gdy Ragavill jeszcze spa艂, wr贸ci艂em. Jej szeroko otwarte oczy by艂y uwa偶ne i podejrzliwe.
Zatrzyma艂em si臋 za progiem, oddziela艂a nas pusta, s艂abo o艣wietlona przestrze艅 pomieszczenia, w kt贸rym kiedy艣 nicowano 偶ycie. Czeka艂em, a偶 co艣 powie. Milcza艂a.
- Przynios艂em opatrunki - wyja艣ni艂em. - I mexxa, nanochirurga z kompletnym oprzyrz膮dowaniem. Kto wie, czy kula nie zosta艂a...
Powinna zareagowa膰 na wie艣膰 o mexxie, dysponowa艂y nimi tylko s艂u偶by wojskowe, jednak nadal si臋 nie odzywa艂a. W艂膮czy艂em 艣wiat艂o i zbli偶y艂em si臋 do 艂贸偶ka.
- G艂odna? Mam tygodniowego trofla. Co prawda, tylko z pakietem standardowym. Wczoraj skanowa艂em go antywirusowe
Zrobi艂em kolejny krok.
- Chc臋 zosta膰 sama. Zaskoczy艂a mnie si艂a jej g艂osu.
- Pomog臋 ci zmieni膰 opatrunek.
- Chc臋 zosta膰 sama.
W jej oczach by艂a z艂o艣膰 i stanowczo艣膰.
- Dobrze. Zostawiam opatrunki. Zmie艅 je, je艣li nie chcesz si臋 wykrwawi膰. "A mo偶e chcesz?". Po艂o偶y艂em pude艂ko obok 艂贸偶ka.
- Termos ze 艣wie偶膮 wod膮 i trofel. Na wszelki wypadek. Spr贸buj臋 przyj艣膰 jutro. Przynios臋 mexxa.
Nie by艂o odpowiedzi. W drodze powrotnej my艣la艂em o Annie i Mo, i o tym dziecku, kt贸rego nie zdo艂a艂em ocali膰. Na miejscu napocz膮艂em kolejn膮 butelk臋.

殴le spa艂em. Nad ranem, gdy postawi艂em przed Ragavillem fili偶ank臋 kawy, o艣wiadczy艂, 偶e b臋dzie pracowa艂 do p贸藕na. A wi臋c dzi艣 nie zmusi mnie do opowie艣ci o 偶onie i synu. Powiedzia艂em, 偶e pokr臋c臋 si臋 d艂u偶ej po Americe i poszukam dobrej kawy.
Godzin臋 p贸藕niej sta艂em przed laboratorium, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e ona mo偶e ju偶 nie 偶y膰. Zrobi艂o mi si臋 gor膮co. Drzwi rozsun臋艂y si臋, 艣wiat艂o pali艂o si臋 jak poprzedniego dnia. Le偶a艂a bez ruchu, zwini臋ta w k艂臋bek, twarz膮 do 艣ciany.
Na pod艂odze obok strz臋p贸w transparent贸w, z kt贸rych zrobi艂em opatrunek, le偶a艂y w zakrzep艂ej krwi zu偶yte banda偶e i ja艂owa gaza, a obok narz臋dzia chirurgiczne.
Rozejrza艂em si臋. Czy偶by w laboratorium by艂 kto艣 trzeci?
艁贸偶ko zaskrzypia艂o, odskoczy艂em. Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 w moj膮 stron臋.
- Dlaczego mi to zrobi艂e艣? - powiedzia艂a.
Wci膮偶 nie mog艂em pozby膰 si臋 wra偶enia, 偶e nie jeste艣my sami.
- Rozumiem ci臋 - odpar艂em.
- Co takiego rozumiesz?
- 呕e wola艂aby艣 nie 偶y膰. Jednak nie mog艂em inaczej.
Przymkn臋艂a oczy. Rana brzucha z pewno艣ci膮 j膮 bola艂a, cho膰 stara艂a si臋 to ukry膰.
- Co si臋 tutaj sta艂o? - zapyta艂em, kucaj膮c przy zakrwawionych banda偶ach.
Lekko si臋 u艣miechn臋艂a.
- Wyj臋艂am kul臋 - wyszepta艂a. A widz膮c moje zdumienie, doda艂a: - Kiedy艣 by艂am najemniczk膮.
Wra偶enie, 偶e w laboratorium jest kto艣 jeszcze, 偶e nas obserwuje, wr贸ci艂o. Zauwa偶y艂em 艣lady krwi na pod艂odze, wiod膮ce do otwartej metalowej szafy. "Stamt膮d pewnie wzi臋艂a narz臋dzia".
Najemniczka? Odwr贸ci艂em si臋 do niej, ale ju偶 spala.
"Co ja tu robi臋? Liczy si臋 tylko Anna i Mo".
Mog艂em odej艣膰 i nie wr贸ci膰. Niestety, zosta艂em. Pozwoli艂em jej spa膰, a sam przeszuka艂em wszystkie pomieszczenia. Nie by艂o nikogo.
"Ciekawe, 偶e tak 艂atwo uda艂o si臋 nam zgubi膰 tych, kt贸rzy do niej strzelali". Ale nie zaprz膮ta艂em sobie tym g艂owy. Gdy by艂em 偶o艂nierzem, zawsze w podobnych sytuacjach zachowywa艂em czujno艣膰. Ale to by艂o dawno. Dzi艣 - si臋gn膮艂em po butelk臋.
Jak to w porzuconych laboratoriach klonowa艅, znalaz艂em kilka opakowa艅 艣rodk贸w antyseptycznych. Dziewczyna akurat si臋 obudzi艂a. Pokaza艂em zdobycz i postawi艂em przy 艂贸偶ku.
- To antyseptyki. Mo偶e si臋 przydadz膮. Wygl膮da艂a na zirytowan膮.
- Po co mi' to przynosisz? Po co tu w og贸le przychodzisz? Spostrzeg艂em opakowanie po troflu, kt贸ry jej wczoraj zostawi艂em.
- Zoperowa艂a艣 si臋, skorzysta艂a艣 z moich opatrunk贸w. Teraz widz臋, 偶e zaspokoi艂a艣 g艂贸d - powiedzia艂em ostro. - A kiedy przynosz臋 ci 艣rodki antyseptyczne, wpadasz w z艂o艣膰. Nie robi臋 tego z lito艣ci!
Cisn臋艂a we mnie opakowaniem tak gwa艂townie, 偶e sykn臋艂a z b贸lu.
- Nie prosi艂am ci臋 o to! Ani by艣 mnie ratowa艂, s艂yszysz? Zabieraj to i wyno艣 si臋!
Pad艂a wyczerpana, przymkn臋艂a oczy.
- Dobrze - odpar艂em. - Ale te 艣rodki zostawi臋. Mo偶e si臋 przydadz膮.

Dopiero dwa dni p贸藕niej uda艂o mi siej膮 odwiedzi膰. Gdy wszed艂em, unios艂a si臋 na 艂贸偶ku.
- To znowu ty - powiedzia艂a spokojnie i po艂o偶y艂a si臋.
- Jak si臋 czujesz?
- Niestety lepiej - odpar艂a, patrz膮c w sufit. - Skorzysta艂am z tych twoich 艣rodk贸w.
- Ciesz臋 si臋.
- A ja nie. Przez ciebie nie mia艂am innego wyj艣cia.
- Nie rozumiem.
- Jestem ultrakatoliczk膮.
Jasne. Regu艂a nakazywa艂a im w sytuacji zagro偶enia korzysta膰 z wszelkich dost臋pnych 艣rodk贸w pomocy.
- Mam nadziej臋, 偶e dzisiaj nic nie przynios艂e艣. Usiad艂em na brzegu 艂贸偶ka.
- Dlaczego kto艣 polowa艂 na ciebie i... tego ch艂opca? Zmierzy艂a mnie wzrokiem.
- To by艂 m贸j syn - zawaha艂a si臋. - Czu膰 od ciebie w贸dk膮. Masz troch臋?
Popijali艣my na zmian臋. Wyja艣ni艂a mi, 偶e zab贸jcami byli najemnicy, jej koledzy.
- Liga Najemnik贸w, cudowna Liga, marzy艂am o niej, gdy by艂am dzieckiem. Kiedy si臋 dosta艂am, by艂am najszcz臋艣liwszym cz艂owiekiem
w galaktyce. Prawdziwe szcz臋艣cie przysz艂o kilka lat p贸藕niej, gdy zasz艂am w ci膮偶臋. Liga za偶膮da艂a aborcji. "Najemnikowi nie wolno mie膰 dzieci. To go os艂abia". Najpierw zgodzi艂am si臋 na zabieg. Potem... d艂ugo ukrywa艂am syna, nim wszystko wysz艂o na jaw. Wyrok: 艣mier膰 dla matki i dziecka. Dzi臋ki jednemu z przyjaci贸艂 uda艂o nam si臋 uciec...
- Jak masz na imi臋? - spyta艂em.
- Anna - rozp艂aka艂a si臋. - A m贸j syn Mo.
Wr贸ci艂em do Bazy pijany i roztrz臋siony. Anna i Mo! Musia艂em podzieli膰 si臋 z ni膮 moj膮 tajemnic膮.

- S艂ysza艂a艣 o Tw贸rcach?
Spojrza艂a bez zainteresowania.
- Chodzi o analityk贸w, przepowiadaczy przysz艂o艣ci? Pokr臋ci艂em g艂ow膮. Usiad艂em przy Annie na 艂贸偶ku, nie oponowa艂a.
- Wi臋kszo艣膰 tak o nich my艣li. Ale nie zastanowi艂o ci臋, czemu nazywaj膮 si臋 Tw贸rcami?
- Wiele nazw to stek bzdur, oszustwo i poz贸r, nie? - U艣miechn臋艂a si臋. - A wi臋c wyjaw mi, kim s膮? Znasz jakiego艣?
- Znam. - Postanowi艂em powiedzie膰 jej najwa偶niejsze. - Anno, mo偶esz odzyska膰 syna. Twojego Mo.
Bole艣nie chwyci艂a mnie za przedrami臋.
- Nie wolno ci wspomina膰 o moim ch艂opcu - wyszepta艂a wolno. - Bo zabij臋.
- Jak sobie 偶yczysz.
Ostro偶nie wyswobodzi艂em si臋 z jej uchwytu. Ju偶 nie wraca艂em do tematu Tw贸rc贸w. Poczekam, kiedy zacznie s艂ucha膰.

Mia艂a silny organizm. Kiedy zasta艂em j膮 siedz膮c膮 na 艂贸偶ku, pomy艣la艂em, 偶e ma szans臋 prze偶y膰 i wydosta膰 si臋 z Eriatrii. Mog艂aby przy艂膮czy膰 si臋 do mnie i Arakela. Ale Ragavill nie zgodzi si臋 na jej towarzystwo. Za z艂amanie zasad m贸g艂 mnie porzuci膰, a mimo to pragn膮艂em podzieli膰 si臋 z Ann膮 moj膮 wiedz膮.
Chcia艂em, by uwierzy艂a, 偶e istnieje szansa na odzyskanie tych, kt贸rych si臋 utraci艂o.

Prawdziwych Tw贸rc贸w jest niewielu. Ten, kt贸rego znam, twierdzi, 偶e jest ostatnim 偶yj膮cym. W to nie wierz臋. Natura nie tworzy czego艣 tylko raz, na chwil臋. Tw贸rcy... to ludzie, albo raczej - istoty, zdolne do...
- Wydu艣 to wreszcie.
- Potrafi膮 kreowa膰 dowoln膮 rzeczywisto艣膰 pod艂ug posiadanej wiedzy. Tw贸rca mo偶e tworzy膰 nowe 艣wiaty albo odtwarza膰 stare; mo偶e moc膮 wyobra藕ni i wiedzy kreowa膰 przestrze艅 organiczn膮 i nieorganiczn膮.
- Jak bogowie.
- Prawie. Tw贸rca, kt贸rego znam...
- Ma imi臋?
- Ragavill. Arakel Ragavill. Twierdzi, 偶e od bosko艣ci dzieli go przepa艣膰. Po pierwsze, zosta艂 przez Boga stworzony. Po drugie, Tw贸rca jest ograniczony zasobem swojej wiedzy.
- M贸wi艂e艣 o wyobra藕ni.
- Wyobra藕nia... Ona ma te偶 ograniczenia; a poza tym operowanie wyobra藕ni膮 to atrybut... ludzki.
- M贸w dalej.
- Ragavill utrzymuje, 偶e Tw贸rc贸w ogranicza zasada antropiczna. Du偶o o tym my艣la艂em i nie wiem, czy ma racj臋. Mniejsza o to. Wa偶ny jest 贸w szczeg贸lny dar, dzi臋ki kt贸remu... mo偶na wiele zdzia艂a膰.
- Jak oni to robi膮?

Spocony przewraca艂em si臋 z boku na bok. S艂ysza艂em r贸wny oddech Ragavilla, a dopiero co przy艂o偶y艂 g艂ow臋 do poduszki. Jedn膮 d艂o艅 k艂ad艂 na laptopie; drug膮 zas艂ania艂 oczy. Ja patrzy艂em w ciemno艣膰, czekaj膮c, a偶 powieki opadn膮 i po raz kolejny zobacz臋 twarze Anny i Mo. Ale to nie by艂a moja Anna ani Mo.
Gdzie si臋 podziali? Gdzie jest w贸dka?
"O 艣wicie musz臋 by膰 trze藕wy. Nie mog臋". R臋ka sama si臋ga po butelk臋.

To niezwyk艂e. Tw贸rca kreuje, pisz膮c. Musi opisa膰 wszystko, a im dok艂adniej to uczyni, tym kreacja b臋dzie lepsza. Mo偶e dokona膰 kilkunastu takich kreacji. Nigdy nie jest pewien, czy dzie艂o, kt贸re w艂a艣nie pisze, urzeczywistni si臋; ma tylko przeczucia. A je艣li przeczucie zawodzi, za艣 poprzednia kreacja by艂a ostatni膮 w jego 偶yciu, kolejna pozostanie nic nieznacz膮cym zapisem. Nad膮偶asz?
- Chyba tak.
- Tw贸rca przyst臋puje do pisania. A wi臋c wie, kiedy i gdzie rozpocz膮艂 proces tworzenia. Nie wie jednak, kiedy i czym on si臋 sko艅czy. Chodzi o koniec w postaci wybuchu nowej rzeczywisto艣ci.
- Wybuchu?
- To moje okre艣lenie. Oddaje przej艣cie z jednej rzeczywisto艣ci do drugiej. Skoro nie od samego Tw贸rcy zale偶y urzeczywistnienie si臋 tego, co opisa艂, nie traci czasu na pisanie o rzeczach nieistotnych. Bywali tacy, kt贸rzy folgowali najni偶szym instynktom albo spe艂niali niedojrza艂e zachcianki. Z regu艂y Tw贸rca, 艣wiadomy daru, korzysta z niego ostro偶nie i odpowiedzialnie. Jak Ragavill.
- Naprawd臋 wierzysz w to wszystko?
- Tylko s艂owo pisane ma szans臋 na urzeczywistnienie. Arakel u偶ywa laptopa, ze zwyk艂膮 klawiatur膮, z jednym 艂膮czem neuronowym.
- No dobrze. Tw贸rca pisze jeden dzie艅, drugi, trzeci, a偶 tu nagle to, co stworzy艂, si臋 materializuje, tak? W przypadku szeroko zakrojonego dzie艂a mamy do czynienia z wybuchem, a zmiany s膮 widoczne go艂ym okiem, tak?
-Widoczne? Dla kogo?
- No... dla nas.
- W przypadku zmiany rzeczywisto艣ci, ty i ja, wszyscy tracimy rol臋 obserwator贸w. Mo偶e w og贸le przestajemy istnie膰, je艣li nie zostali艣my opisani przez Tw贸rc臋. Do nowej rzeczywisto艣ci przenoszone s膮 elementy starej rzeczywisto艣ci zwane tradycjami. Nie wiem dok艂adnie, co jest tradycj膮, ale na pewno nie s膮 ni膮 ludzie.
- Zaraz, zaraz. Czy takie totalne zmiany mia艂y ju偶 miejsce?
- Podobno.
- Zatem fakt, 偶e 偶yj臋, to kaprys jakiego艣 Tw贸rcy?
- By膰 mo偶e. Albo Tw贸rca stworzy艂 kt贸rego艣 z twoich przodk贸w.
- Chyba oszala艂e艣!

- A jak my艣lisz, co oznaczaj膮 niespodziewane zamkni臋cia tunel贸w czasoprzestrzennych? Oto 艣lad roboty Tw贸rcy.
- A sam Tw贸rca? Co czuje podczas zmiany albo po zmianie? Je艣li wyrazi艂 wol臋 zaistnienia w nowej rzeczywisto艣ci.
- Musi p贸j艣膰 do miejsca, kt贸re sam stworzy艂. Ale zna nawet moment przej艣cia.
- Jak to zna? M贸wi艂e艣, 偶e nie ma poj臋cia, czy jego dzie艂o...
- Zgadza si臋, do ostatniej chwili nie wie, czy si臋 urzeczywistni to, co napisa艂. Je艣li jednak przeczucie go nie myli艂o, je艣li dzie艂o ma sta膰 si臋 kreacj膮, dowie si臋 o tym. Je艣li w trakcie pisania, a Tw贸rcy, o ile nie 艣pi膮, ca艂y czas pisz膮, pojawi膮 si臋 - czyli napisz膮 si臋 same - s艂owa Mane. Tekel. Fares., znaczy to, 偶e dzie艂o zosta艂o uznane za uko艅czone, rozpocz臋艂o si臋 odliczanie, zaraz nast膮pi urzeczywistnienie.
- A co si臋 stanie... je艣li kto艣 zabije Tw贸rc臋, zanim ten uko艅czy dzie艂o albo raczej: zanim dzie艂o samo si臋 uko艅czy?
- Prawdopodobie艅stwo urzeczywistnienia pozostaje du偶e. Ale przenikn膮 do nowej rzeczywisto艣ci r贸偶ne anomalie. W艂a艣nie z powodu 艣mierci Tw贸rcy.
- A co z nim?
- Zada艂em podobne pytanie Arakelowi. Odpowiedzia艂, 偶e wtedy wszystko zale偶y od Boga...
- A gdyby si臋 w艂ama膰 do laptopa Tw贸rcy i zmieni膰 tre艣膰?
- 呕aden nie rozstaje si臋 ze swoim komputerem, sam najcz臋艣ciej jest po艂膮czony neuronowo, lecz unika po艂膮cze艅 zewn臋trznych. Cho膰 sam by艂em 艣wiadkiem, jak Ragavill...

- Od ponad pi臋ciu lat w臋druj臋 z Ragavillem. Miasto za miastem, osada za osad膮. Planeta za planet膮. Na powierzchni sp臋dzamy jak najmniej czasu, gdy nie ma innej drogi, gdy brakuje przej艣cia z jednego Untermirium do drugiego. Ragavill musi si臋 ukrywa膰, bo s膮 tacy, kt贸rzy chcieliby wykorzysta膰 jego moc albo zniszczy膰 dzie艂o. Gdy odkry艂 swoje zdolno艣ci, postanowi艂 po艣wi臋ci膰 偶ycie na opisanie rzeczywisto艣ci, o kt贸rej opowiadali mu dziadkowie. Od ponad trzydziestu lat Ragavill~pisze swe dzie艂o, przekonany, 偶e kiedy艣 nast膮pi jego urzeczywistnienie, 偶e kt贸rego艣 dnia ujrzy na kolejnej zapisywanej stronie Mane. Tekel. Fares... Jest dok艂adny, przywi膮zuje wag臋 do detali; niczym historyk gromadzi i zapisuje ka偶d膮 dost臋pn膮 informacj臋 i dok艂ada stara艅, by zapisa膰 "dok艂adnie, jak by艂o". Zdarza艂o si臋, 偶e ryzykowa艂 zewn臋trzne po艂膮czenia z dost臋pnymi w websferach encyklopediami, nara偶aj膮c si臋 na ujawnienie miejsca pobytu. W chwili s艂abo艣ci zdradzi艂 swoje zamiary nieodpowiednim osobom, podkre艣laj膮c, jak bardzo niedoskona艂y jest 艣wiat, w kt贸rym 偶yjemy. Te偶 stworzony przez kt贸1-rego艣 z Tw贸rc贸w, lecz pe艂en niedopowiedze艅, bia艂ych plam, kt贸re zosta艂y wype艂nione tradycjami. Zdaniem Ragavilla nale偶y to poprawi膰 albo lepiej: ca艂kowicie wymaza膰 i da膰 w to miejsce lepszy, klasyczny porz膮dek. Dlatego tropi膮 go nie tylko najemnicy lub wys艂annicy bogaczy, usi艂uj膮cy z pomoc膮 Ragavilla za艂atwia膰 interesy, lecz tak偶e s艂u偶by Imperatora.
Pi臋膰 lat temu przy艂膮czy艂em si臋 do Ragavilla. Chroni臋 go przed tymi, kt贸rzy usi艂uj膮 go odnale藕膰, i przed tymi, kt贸rym si臋 to uda艂o. Dostarczam mu 偶ywno艣膰 i informacje. Jestem jego jedynym towarzyszem, jedynym partnerem do rozmowy. Razem, krok za krokiem, przemieszczamy si臋 w kierunku tunelu Kopernika, by tu偶 przed nastaniem nowej rzeczywisto艣ci dosta膰 si臋 na Ziemi臋. Bo to planet臋 Ziemi臋 przeznaczy艂 Arakel na siedzib臋 swojego 艣wiata. Tylko Ziemi臋. Jak wiesz, do tunelu Kopernika jest st膮d bardzo blisko. Ragavill przeczuwa, i偶 urzeczywistnienie nast膮pi ju偶 wkr贸tce.

Anna wygl膮da艂a coraz gorzej. Stara艂a si臋 s艂ucha膰 mojej historii, jednak organizm odmawia艂 jej pos艂usze艅stwa, zapada艂a w sny. Opiera艂a si臋, z trudem otwiera艂a przekrwione oczy, by wbi膰 we mnie spojrzenie pe艂ne cierpienia. Odwa偶y艂em si臋 wszystko jej opowiedzie膰 chyba w艂a艣nie dlatego, 偶e umiera艂a.

- Dlaczego naprawd臋 przy艂膮czy艂e艣 si臋 do Ragavilla? - zapyta艂a cicho, z wysi艂kiem. Spodziewa艂em si臋 tego pytania.
- Straci艂em 偶on臋 i syna. Zostali zabici, a Arakel obieca艂... obieca艂, 偶e przywr贸ci mi moich bliskich w nowym 艣wiecie. Wierz臋, 偶e tak si臋 stanie.
Nie mam si艂y - powiedzia艂a. - Chc臋, 偶eby艣 ju偶 poszed艂. I lepiej nie wracaj. Za chwil臋... - Przymkn臋艂a oczy. - Za chwil臋 nie b臋dzie po co. Rozumiesz?
Pokiwa艂em g艂ow膮, Anna u艣miechn臋艂a si臋.
- Nie napijemy si臋 w贸dki pod otwartym niebem - rzek艂a. "Czy potrafi艂bym opisa膰 Ann臋, opowiedzie膰, jaka by艂a naprawd臋? Jak j膮 zapami臋tam?" - No, id藕 ju偶, prosz臋... Czy mo偶esz mnie poca艂owa膰 na po偶egnanie?
Spe艂ni艂em jej pro艣b臋. Dziwnie spokojny zmierza艂em do Bazy. My艣li o najemniczce nie chcia艂y mnie opu艣ci膰, ale pr贸bowa艂em si臋 skoncentrowa膰 na wie艣ci od Ragavilla, 偶e lada chwila spr贸bujemy przedosta膰 si臋 do tunelu Kopernika. Urzeczywistnienie. Tyle czasu! Tyle czekania! Nareszcie.

Nast臋pnego dnia, mimo i偶 Arakel oczekiwa艂, 偶e zajm臋 si臋 przygotowaniami, zaryzykowa艂em i opu艣ci艂em Baz臋. Nie potrafi臋 wyt艂umaczy膰, dlaczego.
Silne 艣wiat艂o w pomieszczeniu, gdzie zostawi艂em Ann臋, zupe艂nie mnie zaskoczy艂o. 艁贸偶ko by艂o puste, znikn臋艂y opatrunki i inne drobiazgi, kt贸re tu znosi艂em.
- Jestem tutaj.
Wy艂oni艂a si臋 z s膮siedniego pomieszczenia w czarnej obcis艂ej koszulce i wojskowych spodniach. Na lewym przedramieniu mia艂a przeno艣ny komputer.
- Wiedzia艂am, 偶e wr贸cisz - powiedzia艂a Anna. - Postanowi艂am na ciebie zaczeka膰, cho膰 sporo ryzykuj臋... 呕al mi ciebie.
Zbli偶y艂a si臋 energicznym krokiem. Po ranie na brzuchu nie by艂o 艣ladu.
- Nie by艂am ranna. Jestem robotem - rzek艂a, odgaduj膮c moje my艣li. Chwyci艂a mnie za gard艂o. - Mam niewiele czasu; potem b臋dziesz si臋 zastanawia膰. - Spr贸bowa艂em si臋 wyrwa膰, zacisn臋艂a d艂o艅, tak 偶e zabrak艂o mi powietrza. - St贸j spokojnie i s艂uchaj. Kiedy mnie poca艂owa艂e艣, wprowadzi艂am do twojego organizmu wirusa. Wiemy, 偶e Ragavill zmusza ci臋 ka偶dej nocy do praktyk seksualnych; teraz i on jest zara偶ony wirusem, a wi臋c i jego komputer. Wiesz, co to znaczy? Wirus ju偶 pracuje, nad ranem odebra艂am z laptopa Ragavilla pierwszy raport o zaawansowaniu prac. Do wieczora dzie艂o Tw贸rcy zostanie zniszczone. Mo偶e zmodyfikowane.
I pos艂uchaj, nie by艂oby mnie tutaj, gdyby nie twoje marzenie o odzyskaniu rodziny... Sp贸jrz.
Nie puszczaj膮c mojego gard艂a, Anna podsun臋艂a rami臋 z komputerem. Na monitorze by艂 m贸j dom, ogr贸d i Anna bawi膮ca si臋 z Mo w piaskownicy. Potem pojawi艂 si臋 Arakel. Najpierw dopad艂 moj膮 偶on臋, owin膮艂 wok贸艂 jej szyi garot臋; chwil臋 p贸藕niej by艂 przy Mo. Zamkn膮艂em oczy.
- Zrobi艂 to - powiedzia艂a ch艂odno Anna - bo potrzebowa艂 cz艂owieka jak ty, 艣wietnie wyszkolonego 偶o艂nierza. S艂u偶by specjalne depta艂y mu po pi臋tach, ty mia艂e艣 go chroni膰, i robi艂e艣 to doskonale. Nic do stracenia. Do zyskania wszystko. Namierzyli艣my was, gdy uruchomi艂e艣 na powierzchni every-to偶djestwo.
Dopiero teraz uwolni艂a mnie.
- Zabij臋 go. Dziewczyna-robot pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie, bo wszystko zacznie si臋 od nowa.
- Jak to od nowa?
- Ju偶 raz zabi艂e艣 Ragavilla, kiedy zadufany w sobie wyjawi艂, jak zmusi艂 ci臋 do wsp贸lnej w臋dr贸wki. Uruchomi艂e艣 proces urzeczywistnienia, ale obarczony pot臋偶nymi anomaliami z powodu 艣mierci Tw贸rcy. 艢wiat Arakela si臋 nie zi艣ci艂, prawie wszystko pozosta艂o jak dawniej, wi臋c Ragavill ponownie zabra艂 si臋 za Pisma, ponownie zabi艂 twoj膮 rodzin臋, przysparzaj膮c cierpie艅 kobiecie i dziecku...
Nie mog艂em tego s艂ucha膰. Wybieg艂em z laboratorium i rzuci艂em si臋 w kierunku Bazy. Wraca艂 obraz 偶ony, rozpaczliwie usi艂uj膮cej si臋 wyswobodzi膰 z u艣cisku Ragavilla. Umys艂 podpowiada艂 mi, 偶e s艂owa Anny mog膮 by膰 manipulacj膮. Sk膮d mog艂a wiedzie膰, co wydarzy艂o si臋 przed urzeczywistnieniem, skoro by艂a cz臋艣ci膮 jego 艣wiata... Jednak te anomalie, kt贸re obserwowa艂em od dawna...
"Nie wierz臋 w ani jedno twoje s艂owo, suko". Wci膮偶 powraca艂a scena ich 艣mierci. Taka prawdziwa.
W Bazie opad艂em na ziemi臋 przed w艂azem, za kt贸rym znajd臋 Arakela Ragavilla. Wytar艂em w koszul臋 spocone r臋ce i twarz. Oddycha艂em ci臋偶ko. "Co to jest prawda?"
Wsta艂em. Wyci膮gn膮艂em n贸偶.
Mane. Tekel. Fares.

Lech G艂owacki


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NF 2005 08 poca艂unek 艣mierci
NF 2005 08 tajemnica
NF 2005 08 sze艣膰 lat 艣wietlnych do green scar
NF 2005 08 sprzedawcy lokomotyw
NF 2005 08 kiedy艣 byli monarchami
NF 2005 08 motyl w pekinie
NF 2005 08 ciernie
NF 2005 09 operacja transylwania
NF 2005 02 si艂a wizji
NF 2005 06 wielki powr贸t von keisera
NF 2005 10 prawo serii
NF 2005 05 balet s艂oni
NF 2005 10 misja animal planet
NF 2005 12
NF 2005 06 d臋by
NF 2005 10 艣ni膮c w lesie wynios艂ych kot贸w
NF 2005 02 tatua偶
NF 2005 02 podr贸偶nicy

wi臋cej podobnych podstron