29






Cytat




W sypialni pani Emili działy się straszne rzeczy, których przyczyną najważniejszą, ale nie jedyną, była dzisiejsza rozmowa matki z synem. Wczoraj już po wystąpieniu przy wieczerzy Benedykta położyła się do łóżka z biciem serca i duszeniem w gardle. W nocy nagabywały ją z lekka żołądkowe kurcze, które uspokajała lekarstwami i słuchaniem prawie do wschodu słońca głośnego czytania Teresy. Kiedy wszyscy w domu i dokoła domu pogrążali się już w ruch i zachody pracowitego dnia letniego, ona usnęła Niewiele przed południem zdrowsza nieco, chociaż od smutnych na rozpoczynający się dzień przewidywań niezupełnie wolna, w śnieżnych puchach peniuaru ułożyła się na pąsowym szezlongu po jednej stronie mając filiżankę wzmacniającego kakao, po drugiej książkę, którą wczoraj czytać rozpoczęła; i niedawno też rozpoczętą włóczkową robotę. Tuż przy niej, z ręką na chustce zawieszoną, Teresa piła kakawelo, bo kakao jej niesłużyło i z opowiadaniem o śnie dzisiejszym łączyła przewidywanie bólu zębów, dla zapobieżenia któremu użyła lekarstwa jednego, a drugie właśnie przygotowywała, gdy przez wpółotwarte drzwi buduaru zajrzał Witold i o pozwolenie wejścia zapytał. Pani Emilia nie tylko synowi wejść pozwoliła, ale gdy w rękę ją całował, kilka razy w czoło go pocałowała i łagodnym ruchem pociągnąwszy go ku obok stojącemu krzesłu o złej dzisiejszej nocy i w ogóle o swoim sfatygowaniu i zdenerwowaniu powoli, z uśmiechem cierpliwym i smutnym opowiadać mu zaczęła. Trwało to dobry kwadrans, po którym Witold prośbę, z którą tu przyszedł, wypowiedział. Pani Emilia najzupełniej zrazu nie zrozumiała, o co synowi jej chodziło, i była pewną, że słowa jego źle usłyszała.
- Gdzie? czyje wesele? Dokąd Leonia ma jechać? - z cicha i łagodnie zapytywała. - Przepraszam cię, Widziu, ale tak jestem osłabioną... z osłabienia mam szum w uszach...
Kiedy na koniec dokładnie słowa syna wyrozumiała, osłupiała zrazu od zdziwienia, a potem żądaniu jego oparła się stanowczo. Stanowczość ta była cicha, łagodna, ale niezłomna. Rzecz cała zresztą wydawała się jej tak niesłychaną, że nie uważała nawet za potrzebne przyczyn oporu swego wypowiadać.
- Ja - cicho i łagodnie mówiła - na takie dziwactwa zgodzić się nie mogę... Bardzo mi smutno, Widziu, że odmówić ci muszę, ale matką jestem i prowadzenie Leoni jest moim świętym obowiązkiem... Kiedy złożycie mię do mogiły, będziecie z nią postępować, jak się wam będzie podobało, ale dopóki ja żyję, moja córka nie będzie bywać w niewłaściwych dla siebie towarzystwach, psuć sobie układu i patrzeć na rzeczy, których nigdy widzieć nie powinna.
- Owszem, moja mamo, powinna ona wszystko widzieć i sÅ‚yszeć, aby znać ten Å›wiat, ten kraj, których przecie mieszkankÄ… i obywatelkÄ… bÄ™dzie - przerwaÅ‚ Witold, jak tylko mógÅ‚ najcierpliwiej; po czym parÄ™ minut jeszcze, jak tylko mógÅ‚ najcichszym gÅ‚osem, przekonywaÅ‚ matkÄ™ o koniecznoÅ›ci dania Leoni wiÄ™cej fizycznego ruchu a umysÅ‚owej wiedzy o naturze i ludziach, poÅ›ród których upÅ‚ywać miaÅ‚o przyszÅ‚e jej życie. Pomimo jednak powÅ›ciÄ…gliwoÅ›ci, z jakÄ… mówiÅ‚, kilka jego wyrażeÅ„ boleÅ›nie paniÄ… EmiliÄ™ dotknęło. Wzięła je za aluzjÄ™ do jej wÅ‚asnej chorowitoÅ›ci i bezużytecznoÅ›ci. Zamiast wiÄ™c współczucia, znajdowaÅ‚a u syna krytykÄ™ i przyganÄ™! Jednak tego syna kochaÅ‚a! W dzieciÅ„stwie pieÅ›ciÅ‚a go wiÄ™cej jak córkÄ™, haÅ‚asować tylko w bliskoÅ›ci swojej nie pozwalajÄ…c, a gdy dorósÅ‚, z luboÅ›ciÄ… nieraz przypatrywaÅ‚a siÄ™ jego wysmukÅ‚ym ksztaÅ‚tom i delikatnym rysom, które jej w rozrzewniajÄ…cy sposób przypominaÅ‚y takiego Benedykta, jakim on byÅ‚ w mÅ‚odoÅ›ci i jakim, niestety, tak prÄ™dko i bezpowrotnie być przestaÅ‚. Wielki żal do tego syna, który ani kochać nawzajem, ani rozumieć jej nie mógÅ‚, wzbieraÅ‚ w jej piersi i Å‚zami napeÅ‚niaÅ‚ ciemne, piÄ™kne, cierpiÄ…ce oczy. Å»adne przecież sÅ‚owo gniewu lub urazy z ust jej nie wyszÅ‚o; z wyrazem mÄ™czennicy na las swój zrezygnowanej wszystkiego, co mówiÅ‚ Witold, wysÅ‚uchaÅ‚a, i wtedy dopiero, kiedy o niezÅ‚omnoÅ›ci oporu matki przekonany w rÄ™kÄ™ jÄ… na pożegnanie caÅ‚owaÅ‚, uczuÅ‚a odnawiajÄ…ce siÄ™ i tym razem gwaÅ‚towne kurcze żoÅ‚Ä…dka. W kilka minut potem wiÅ‚a siÄ™ po szezlongu w istotnych i dojmujÄ…cych mÄ™czarniach. Straszna gadzina histerii tÄ™ formÄ™ dziÅ› przybraÅ‚a, aby jÄ… przeszyć swoim żądÅ‚em. Na nieszczęście, Teresa, z rÄ™kÄ… obezwÅ‚adnionÄ… i zÄ™bami, które od alteracji srodze siÄ™ już rozbolaÅ‚y, pomocnÄ… jej tym razem być nie mogÅ‚a. Do jednej chustki, na której wspieraÅ‚a rÄ™kÄ™, dodaÅ‚a drugÄ…, którÄ… sobie twarz obwiÄ…zaÅ‚a, i skurczywszy siÄ™ w kÄ…tku pokoju pÅ‚akaÅ‚a nad cierpieniami przyjaciółki i swojÄ… niemożnoÅ›ciÄ… przychodzenia im z pomocÄ…, pÅ‚acz od czasu do czasu poÅ‚ykaniem saliceli i morfiny przerywajÄ…c. ZawoÅ‚ano panny sÅ‚użącej, okazaÅ‚a siÄ™ jeszcze potrzeba przywoÅ‚ania Marty; w zachód okoÅ‚o chorej wtrÄ…ciÅ‚a siÄ™ i Leonia, ale pani Emilia dÅ‚ugo żadnej ulgi uczuć nie mogÅ‚a, przeważnie dlatego, że ciężkie stÄ…pania i gÅ‚oÅ›ny oddech Marty drażniÅ‚y ·jÄ… i irytowaÅ‚y. Irytacji tej niczym nie objawiaÅ‚a, ale cierpienia jej uspokajaÅ‚y siÄ™ daleko powolniej niż to bywaÅ‚o przy lekkim fruwaniu i ptaszÄ™cym szczebiocie Teresy. Daremnie Marta na palcach nóg stÄ…pać usiÅ‚ujÄ…c najciszej, jak tylko mogÅ‚a koÅ‚ysaÅ‚a w powietrzu swojÄ… wysokÄ… i ciężkÄ… postać, daremnie tÅ‚umiÅ‚a oddech i dÅ‚awiÅ‚a siÄ™ powstrzymywanym kaszlem: sam jej szept nawet, gruby i Å›wiszczÄ…cy, drażniÅ‚ nerwy chorej. SpostrzegaÅ‚a to wybornie i zgryzota, którÄ… nad tym uczuwaÅ‚a, oblekaÅ‚a jej twarz wyrazem dotkliwego zmartwienia.
- Nigdy jej dogodzić nie mogłam i nie mogę - cichutko, jak się jej zdawało, do Teresy szepnęła i z głębokim wyrzutem samej sobie czynionym dodała: - Nie wiem, słowo honoru, po co żyję i chleb na tym świecie jem! Wieczna niedola!
Jednak po lekarza posyłać potrzeba nie zaszła.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
próbna 29 marca 2014
000805 29
różne (29)
29 TYT2ONOLXTO3XMADCJQIWF72RBCWOS4CTGRQQGQ
cj rzeczownik 29 odp
readme (29)
LORIEN SODEXHO VOLVO ZESTAWIENIE URZADZEN 2008 01 29
29 w sprawie wzorów i sposobu prowadzenia centralnych rejestrów osób

więcej podobnych podstron