v 02 040







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
II.40)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga II -
Pierwszy rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






40. JEZUS W
JUTCIE U PASTERZA
IZAAKA
Napisane 12
stycznia 1945. A, 4157-4168
[Widzę]
orzeźwiającą dolinę
napełnioną odgłosem wód płynących na południe. Spieszą się i pienią
małym
srebrnym potokiem. Jego śmiejąca się świeżość wytryska na małe
przybrzeżne
pastwiska. Wydaje się jednak, że wilgoć potoku dochodzi aż do stoków.
To szmaragd o
zróżnicowanych odcieniach, wznoszący się z ziemi poprzez krzaki i
zarośla podszycia
aż do wierzchołków drzew wysokiego lasu. Pomiędzy nimi liczne drzewa
orzechowe –
ściślej mówiąc: orzechy leśne – poprzeplatane polankami jakby zielonymi
płaszczyznami mocnej trawy. Są to zdrowe pastwiska, na których stada
nabierają sił.
Jezus schodzi z
uczniami i trzema
pasterzami ku potokowi. Cierpliwie zatrzymuje się, gdy trzeba czekać na
spóźnioną
owieczkę albo gdy jeden z pasterzy biegnie za barankiem, który pomylił
drogę. [Jezus]
jest teraz Dobrym Pasterzem. On także zaopatrzył się w długą gałąź, by
odsuwać
czepiające się ubrań cierniste łodygi, głóg oraz powojnik, wyrastający
zewsząd. To
dopełnia Jego pasterskiego wyglądu.
«Widzisz,
[Nauczycielu,] Jutta jest
tam, powyżej. Przejdziemy przez potok. Jest [tu] bród używany w lecie.
Nie trzeba iść
aż do mostu. Byłoby bliżej, gdybyśmy przeszli przez Hebron, jednak tego
nie
chciałeś.»
«Nie. Do Hebronu
pójdę potem –
najpierw zawsze do tych, którzy cierpią. Umarli już nie cierpią, jeśli
byli
sprawiedliwi. A Samuel był sprawiedliwy. Co do umarłych to potrzebują
modlitwy. Nie
trzeba być przy ich kościach, aby im je ofiarować... Kości? Czymże one
są? Dowodem
na moc Boga, który z prochu utworzył człowieka. Nic więcej. Nawet
zwierzę ma kości.
Każde zwierzę ma szkielet mniej doskonały niż u człowieka. Jedynie
człowiek, król
stworzenia, zajmuje należną pozycję króla panującego nad poddanymi. Bez
zginania
karku [może zwracać] oblicze i patrzeć prosto lub do góry – do góry,
gdzie znajduje
się Siedziba Ojca. Jednak to zawsze są kości – proch, który w proch się
obraca.
Odwieczna Dobroć zadecydowała odnowić ten proch w wiecznym Dniu, by dać
błogosławionym radość jeszcze żywszą. Pomyślcie o tym: nie tylko duchy
spotkają
się i będą się miłować jak na ziemi – i o wiele więcej – lecz
uraduje
ich to, że będą mieć wygląd taki, jak na ziemi: drogie dzieci o
kręconych włosach,
jak twoje, Eliaszu; ojcowie i matki o sercach i twarzach
promieniejących miłością jak
u waszych, Lewi i Józefie. A dla ciebie, Józefie, będzie to wreszcie
widok twarzy, za
którymi tęsknisz. Wśród sprawiedliwych, tam w górze, nie będzie już
sierot, nie
będzie wdów...
Ulgę zmarłym można
przynosić
wszędzie. To modlitwa ducha dla ducha, który był nam bliski, do Ducha
Doskonałego,
którym jest Bóg i który jest wszędzie. O! Święta wolność wszystkiego,
co duchowe!
Nie ma [dla niej] odległości, nie ma wygnania, nie ma więzienia, nie ma
grobów... [Nie
ma] niczego, co dzieli i pęta łańcuchem straszliwej niemocy to, co jest
poza i ponad
więzami cielesnymi. Idziecie z tym, co jest w was najlepszego, ku
waszym ukochanym. Oni
przyłączają się do was z tym, co mają najlepszego. I wszystko, w tych
wylaniach
kochających się duchów, przemienia się wokół Przedwiecznego Ognia
Bożego: Ducha
absolutnie doskonałego, Stworzyciela wszystkiego, co było, jest i
będzie, Miłości,
która was kocha i uczy kochać... Ale, jak Mi się wydaje, doszliśmy do
brodu.»
Widzę rząd kamieni
wychodzących na
powierzchnię niewielkiej ilości wody, jaka znajduje się na dnie.
«Tak, to tu,
Nauczycielu. W czasie
przyboru wody jest to hałaśliwa kaskada. Teraz to zaledwie siedem
strumyczków, które
szemrząc płyną pomiędzy sześcioma wielkimi kamieniami brodu.»
W rzeczywistości
tych sześć
wielkich kamieni, lekko ociosanych, leży w odległości piędzi jeden od
drugiego na dnie
potoku, a woda, która najpierw tworzyła jedną błyszczącą wstęgę,
rozdziela się na
siedem małych wstążek, spieszących się w perlistym biegu, by za brodem
znowu się
połączyć w wyjątkowej świeżości i oddalić spiesznie, gawędząc ze żwirem
koryta.
Pasterze pilnują
owiec przy
przechodzeniu. Niektóre przechodzą po kamieniach, inne wolą zejść do
wody, która nie
ma więcej niż piędź głębokości. Piją tę diamentową falę, która się
pieni i
śmieje. Jezus przechodzi po kamieniach, za Nim – uczniowie. Idą dalej
drugim brzegiem.

«Powiedziałeś,
[Nauczycielu,] że
chcesz dać znać Izaakowi, że tu jesteś, ale nie wchodząc do wioski?» [–
pyta
Eliasz.]
«Tak, tego chcę»
[– odpowiada
Jezus.]
«Dobrze więc
będzie się
rozdzielić. Ja pójdę go odnaleźć. Lewi i Józef zostaną ze stadem i z
wami. Pójdę
tędy i będę tam szybciej.»
Eliasz zaczyna
wspinać się na stok,
[idąc] w kierunku grupki białych domów, błyszczących w słońcu, hen
wysoko. Wydaje
mi się, że podążam za nim. Oto doszedł do pierwszych zabudowań. Idzie
ścieżką
pomiędzy domami i ogrodami. Po kilkudziesięciu metrach skręca w drogę
szerszą i stąd
wychodzi na plac. Nie powiedziałam, że wszystko to dzieje się w
pierwszych godzinach
poranka. Zaznaczam to teraz dla wyjaśnienia, że na placu odbywa się
jeszcze targ.
Niewiasty i sprzedający rozmawiają głośno pod drzewami ocieniającymi
plac.
Eliasz idzie
pewnie aż do punktu, w
którym plac przedłuża się w drogę. To piękna droga, może najładniejsza
w całej
wsi. Za rogiem jest nędzne domostwo lub raczej pomieszczenie z
uchylonymi drzwiami.
Prawie że na samym progu [stoi] biedne posłanie z chorym szkieletem,
proszącym
żałosnym głosem przechodniów o jałmużnę. Eliasz wpada jak huragan.
«Izaaku... to ja.»
«Ty? Nie
spodziewałem się ciebie.
Byłeś w zeszłym miesiącu.»
«Izaaku...
Izaaku... Czy wiesz,
dlaczego przyszedłem?»
«Nie wiem...
Jesteś poruszony... Co
się stało?»
«Widziałem Jezusa
z Nazaretu! To
teraz mąż, Rabbi. Przyszedł mnie odnaleźć... chce nas ujrzeć. O!
Izaaku, czy się
źle czujesz?»
Istotnie, Izaak
wygląda jakby
umierał. Odzyskuje jednak panowanie nad sobą: «Nie. Ta nowina... Gdzie
On jest? Jaki On
jest? O! Gdybym mógł Go ujrzeć!»
«Jest na dole, w
dolinie. Posyła
mnie, abym ci powiedział dokładnie tak: “Przyjdź, Izaaku, bo chcę cię
zobaczyć i
pobłogosławić.” Idę zawołać kogoś, kto mi pomoże zanieść cię [do
Niego].»
«Tak powiedział?»
[– upewnia
się Izaak.]
«Właśnie tak, ale
co ty robisz?»
[– pyta Eliasz.]
«Idę!»
Izaak odrzuca
nakrycia. Porusza
bezwładnymi nogami, zrzuca je z łóżka, opiera o podłogę. Podnosi się –
jeszcze
niepewnie – i chwieje się. Wszystko to dzieje się w jednej chwili.
Eliasz patrzy na
niego, wytrzeszczając oczy... W końcu rozumie i wydaje okrzyk...
Wchodzi zaciekawiona
staruszka. Widzi stojącego kalekę, owiniętego – z braku czegoś innego –
w jedno z
prześcieradeł. Odchodzi, wrzeszcząc jak wystraszona kura.
«Chodźmy...
odejdźmy stąd.
Będziemy tam szybciej i unikniemy [spotkania z] tłumem... Szybko,
Eliaszu.»
Odchodzą,
wybiegając przez bramę w
tyle ogrodu. Popychają zamknięcie z wyschłych gałęzi. Już są na
zewnątrz. Biegną
lichą ścieżką, potem dróżką pomiędzy ogrodami i stamtąd schodzą przez
łąki i
zarośla aż do potoku.
«Oto Jezus – mówi
Eliasz
pokazując Go palcem. – Ten wysoki i piękny mąż o jasnych włosach,
ubrany w białą
szatę i czerwony płaszcz...»
Izaak biegnie
przez stado skubiące
[trawę]. Z okrzykiem tryumfu, radości i uwielbienia rzuca się do stóp
Jezusa.
«Wstań, Izaaku.
Przyszedłem
przynieść ci pokój i błogosławieństwo. Podnieś się, niech zobaczę twoją
twarz.»
Izaak nie może się
poruszyć. To
zbyt wiele wzruszeń na raz. Trwa tak przy ziemi, zalany łzami szczęścia.
«Zaraz
przyszedłeś. Nie
zastanawiałeś się nad tym, czy potrafisz?» [– pyta Jezus.]
«Powiedziałeś, że
mam
przyjść... więc przyszedłem.»
«Nauczycielu [–
odzywa się Eliasz
–], on nie zamknął nawet drzwi ani nie zabrał pieniędzy.»
«To nieważne,
aniołowie będą
czuwać nad jego domostwem. Czy jesteś zadowolony, Izaaku?»
«O! Panie!»
«Nazywaj Mnie
Nauczycielem.»
«Tak, Panie, mój
Nauczycielu. Nawet
gdybym nie został uzdrowiony, byłbym szczęśliwy, mogąc Cię ujrzeć.
Jakże mogłem
znaleźć tyle łaski u Ciebie?»
«Ze względu na twą
wiarę i
cierpliwość, Izaaku. Wiem, ile wycierpiałeś!»
«To nic, nic, już
nic! Odnalazłem
Cię żyjącego! Jesteś tu! To wszystko... Reszta, cała reszta
to
przeszłość. Ale, Panie i Nauczycielu, teraz już nie odejdziesz,
prawda?» [– pyta
Izaak.]
«Izaaku, muszę
głosić Dobrą
Nowinę w całym Izraelu. Odchodzę... Ale nawet jeśli Ja nie mogę
pozostać, ty możesz
Mi służyć i iść za Mną. Chcesz być Moim uczniem, Izaaku?»
«Och... nie będę
przydatnym
[uczniem]!»
«Czy będziesz
umiał wyznać, kim
jestem – wyznawać [to] pomimo pogardy i w zagrożeniu – i powiedzieć, że
Ja cię
przywołałem, a ty przyszedłeś?»
«Nawet gdybyś nie
chciał,
powiedziałbym to wszystko. W tym nie okazałabym Ci posłuszeństwa,
Nauczycielu.
Przebacz mi to, co Ci mówię.»
Jezus się
uśmiecha: «Widzisz
więc, że jesteś dobry na ucznia.»
«O! Jeśli chodzi
tylko o robienie
tego! Sądziłem, że to będzie trudniejsze... że trzeba będzie iść do
szkoły
rabinów, by Ci służyć – Tobie, Rabinowi rabinów... A iść do szkoły,
kiedy jest
się tak starym!...»
Mężczyzna ma
istotnie co najmniej
pięćdziesiąt lat.
«Szkołę już
ukończyłeś,
Izaaku.»
«Kto, ja? Nie.»
«Tak, ty. Czyż nie
trwałeś w
wierze i miłości, w szacunku wobec Boga? Czyż nie błogosławiłeś Jemu i
bliźniemu?
[Czy nie wyrzekałeś się] zazdrości, pragnienia tego, co należy do
bliźniego, a nawet
tego, co posiadałeś i czego już nie miałeś? Czyż nie mówiłeś prawdy
nawet wtedy,
gdy ci to szkodziło? Czy nie wyrzekałeś się popełniania cudzołóstwa z
szatanem
poprzez grzech? Czyż to nie tak postępowałeś przez te trzydzieści lat
nieszczęść?»
«Tak, Nauczycielu.»
«Widzisz więc, że
ukończyłeś
szkołę. Postępuj tak nadal i dołóż do tego objawianie Mego istnienia na
świecie.
Nie trzeba robić nic innego.»
«Już Cię głosiłem,
Panie Jezu.
[Mówiłem o Tobie] dzieciom, które przychodziły, kiedy kulawy przybyłem
do tej wioski
i żebrałem o chleb, wykonując jeszcze kilka drobnych prac przy
strzyżeniu [owiec] i
dojeniu. Potem zaś – gdy choroba się zaostrzyła i doszła aż do pasa –
[głosiłem
Ciebie] gdy gromadziły się przy moim posłaniu. Mówiłem o Tobie dzieciom
tamtych dni i
obecnych: dzieciom tamtych dzieci... Dzieci są dobre i zawsze wierzą.
Mówiłem o czasie
Twego narodzenia... o aniołach... o gwieździe i mędrcach... i o Twojej
Matce... O!
Powiedz mi, czy Ona żyje?»
«Żyje i pozdrawia
cię. Zawsze Mi o
was mówiła.»
«O! Ujrzeć Ją!»
«Zobaczysz Ją.
Pewnego dnia
przybędziesz do Mojego domu. Maryja powita cię [mówiąc]: przyjacielu.»
«Maryja... Tak.
Jej imię jest w
moich ustach słodkie jak miód. Jest w Jutcie niewiasta – tak, teraz to
już niewiasta
– urodziła właśnie czwarte dziecko. Kiedyś była małą dziewczynką, jedną
z moich
przyjaciółek. Swoim najstarszym dzieciom dała na imię Maria i Józef.
Potem, nie
ośmielając się nazwać trzeciego imieniem Jezus, nazwała go Emmanuel –
błogosławione imię dla niej, dla jej domu i dla Izraela. A teraz
rozmyśla, jakie dać
imię czwartemu, urodzonemu przed ośmioma dniami. O! Kiedy się dowie, że
jestem
uzdrowiony, i że Ty tu jesteś! Sara jest dobra jak matczyny chleb.
Również Joachim,
jej małżonek, jest dobry. A ich rodzice! To dzięki nim jestem jeszcze
przy życiu.
Zawsze dawali mi schronienie i pomagali.»
«Chodźmy do nich
poprosić o
schronienie na czas spiekoty i zanieść im błogosławieństwo za ich
miłość» [–
mówi Jezus.]
«Tędy,
Nauczycielu. Tak będzie
łatwiej dla stada i unikniemy ludzi, z pewnością podekscytowanych.
Staruszka – która
widziała, jak się podniosłem i wstałem – z pewnością [o tym]
powiedziała.»
Idą wzdłuż potoku,
który biegnie
ku południowi. Potem skręcają na ścieżkę prowadzącą w górę, dość
stromą. Idą
wzdłuż góry, wyglądającej jak dziób statku. Teraz potok płynie w
przeciwnym do
wzniesienia kierunku i biegnie w głąb, pomiędzy dwoma łańcuchami gór,
przeciętymi
piękną pofałdowaną doliną. Rozpoznaję to miejsce... To niemożliwe, abym
się
pomyliła. Widziałam je w wizji Jezusa z dziećmi, zeszłej wiosny. Dobrze
znany murek z
białych wypalonych kamieni ogranicza posiadłość przecinającą dolinę.
Łąki z
jabłoniami, figowcami, orzechami. Pośród zieleni biały dom z wystającym
skrzydłem
osłaniającym schody, spełniającym rolę ochronnego portyku. Małe
sklepienie, całkiem
wysoko, warzywnik ze studnią, altaną i kwietnikami... Wielki hałas
dochodzi z domu.
Izaak zbliża się. Wchodzi i wzywa głośno wołając: «Mario, Józefie,
Emmanuelu,
gdzie jesteście? Chodźcie do Jezusa!»
Troje malców
biegnie. Dziewczynka ma
może pięć lat, a chłopcy: jeden – cztery, a drugi – dwa lata i krok ma
jeszcze
niepewny. Stoją z otwartymi buziami na widok... zmartwychwstałego
[Izaaka]. Potem
dziewczynka krzyczy:
«Izaak! Mamo!
Izaak tu jest! Judyta
dobrze widziała!»
Z pomieszczenia, z
którego dochodzi
hałas, wychodzi niewiasta: matka – kwitnąca, brunetka, wysoka, cała
piękna jak w
odległej wizji, w odświętnych szatach. [Ma na sobie] szatę z białego
lnu, jakby
bogatą koszulę, spadającą fałdami aż do kostek, ściągniętą dość mocno
na
bokach różnobarwną chustą z frędzlami, co uwydatnia szerokie biodra.
[Chusta] opada z
tyłu na wysokość kolan, zaś z przodu – pozostaje otwarta po
skrzyżowaniu jej na
wysokości pasa filigranową klamrą. Delikatny welon z gałązkami róż na
czole w
kolorze jasnobrązowym umieszczony jest na czarnych warkoczach jak mały
turban, dalej,
pomarszczony i pofałdowany, opada na kark, ramiona i piersi. Na głowie
utrzymuje go
korona z małych medalionów połączonych obrączkami. Ciężkimi obręczami
zwisają
kolczyki. Tunikę ściska srebrny naszyjnik, przechodzący przez oczka
stroju. Na
ramionach – ciężkie srebrne bransolety.
«Izaak! Ale jak to
[się stało]?
Judyta... Sądziłam, że słońce jej zaszkodziło... Ty chodzisz? Jak to
się stało?»
«Zbawiciel, o,
Saro! To On! On
przyszedł!»
«Kto? Jezus z
Nazaretu? Gdzie On
jest?»
«Tam, za tym
orzechem, i pyta, czy
Go tu przyjmą!»
«Joachimie! Matko!
Wszyscy,
chodźcie! To Mesjasz!»
Niewiasty,
mężowie, chłopcy,
dzieci wybiegają z krzykiem. Kiedy jednak widzą Jezusa – wysokiego,
pełnego majestatu
– onieśmieleni, stoją jakby skamieniali.
«Pokój temu domowi
i wam wszystkim.
Pokój i błogosławieństwo od Boga.»
Jezus idzie
powoli, uśmiechając
się do tej grupki.
«Przyjaciele, czy
udzielicie
schronienia Podróżnemu?»
Jezus uśmiecha się
jeszcze
bardziej. Jego uśmiech przezwycięża obawy. Małżonek zbiera się na
odwagę, by
przemówić:
«Wejdź, Mesjaszu.
Kochaliśmy
Ciebie nie znając Cię. Będziemy Cię jeszcze bardziej kochać, kiedy Cię
poznamy. Dom
świętuje dziś z trzech powodów: ze względu na Ciebie, Izaaka i z okazji
obrzezania
mojego trzeciego syna. Pobłogosław go, Nauczycielu. Niewiasto, przynieś
niemowlę.
Wejdź, Panie!»
Wchodzą do
pomieszczenia
przygotowanego na święto. Stoły i potrawy, a wszędzie – dywany i
gałązki. Sara
wraca z pięknym noworodkiem w ramionach. Pokazuje go Jezusowi.
«Niech Bóg będzie
z nim zawsze.
Jakie nosi imię?»
«Żadnego... Ona to
Maria, ten –
to Józef, tamten – Emmanuel, a co do ostatniego... nie ma imienia...»
Jezus patrzy na
dwoje małżonków i
uśmiecha się:
«Wybierzcie mu
imię, skoro ma być
dziś obrzezany...»
Patrzą na siebie,
patrzą na
dziecko, otwierają usta, zamykają je i milczą. Wszyscy czekają. Jezus
mówi z
naciskiem:
«Historia Izraela
zna tak wiele
wielkich imion: imion ujmujących, imion błogosławionych. Najsłodsze i
najbardziej
błogosławione już daliście, ale być może jest jeszcze jakieś inne.»
Dwoje małżonków
woła
równocześnie: «Twoje, Panie!»
A niewiasta
dodaje: «Ale ono jest
zbyt święte...»
Jezus uśmiecha się
i pyta: «A
kiedy będzie obrzezany?»
«Czekamy na tego,
który to
wykona.»
«Będę obecny
podczas ceremonii. Na
razie dziękuję wam za Mojego Izaaka. Teraz już nie potrzebuje [opieki]
dobrych [ludzi].
Jednak dobrzy potrzebują ciągle Boga. Nazwaliście trzecie [dziecko]:
Bóg z nami.
Jednak macie Boga, odkąd jest w was miłość do Mojego sługi. Bądźcie
błogosławieni. Na ziemi i w Niebiosach pozostanie pamięć o waszym
postępowaniu.»
«Izaak odchodzi?
Opuszcza nas?»
«Cierpicie z tego
powodu, lecz on
musi służyć swemu Nauczycielowi. Potem powróci i Ja również powrócę. Wy
będziecie
w tym czasie opowiadać o Mesjaszu... Jakże wiele trzeba mówić, by
przekonać świat!
Ale oto ten, na którego czekamy.»
Wchodzi odświętnie
[ubrany]
mężczyzna z pomocnikiem. [Następują] powitania i ukłony.
«Gdzie niemowlę?»
– pada
wyniosłe pytanie.
«Tu. Jednak
najpierw powitaj
Mesjasza. On jest tutaj.»
«Mesjasz?... Ten,
który uzdrowił
Izaaka? Wiem, ale... potem o tym porozmawiamy. Bardzo się spieszę.
Niemowlę i jego
imię.»
Obecni czują się
dotknięci
zachowaniem mężczyzny. Jednak Jezus uśmiecha się, jakby te niegrzeczne
[słowa] nie
dotyczyły Jego [osoby]. Bierze małego, dotyka Swymi pięknymi palcami
małego czoła,
jakby poświęcając go, i mówi: «Jego imię jest Jesai.»
Potem oddaje go
ojcu, który wraz z
wyniosłym mężczyzną oraz z innymi idzie do sąsiedniego pomieszczenia.
Jezus pozostaje
aż do ich powrotu z dzieckiem, które wydaje rozpaczliwe krzyki.
«Daj Mi dziecko,
niewiasto, nie
będzie płakać.» – mówi [Jezus], by pocieszyć niespokojną matkę.
Rzeczywiście
niemowlę uspokaja się na Jego kolanach.
Wokół Jezusa
tworzy się grupka
[złożona] z dzieci, pasterzy i uczniów. Na zewnątrz słychać beczenie
owiec, które
Eliasz zamknął w zagrodzie. Z domu dochodzą odgłosy świętowania.
Jezusowi i Jego
[towarzyszom] przynoszą przysmaki i napoje, lecz Jezus oddaje je
dzieciom.
«Nie pijesz,
Nauczycielu? Nie
przyjmujesz [tego]? Dajemy z dobrego serca.»
«Wiem, Joachimie,
i szczerze
przyjmuję. Ale pozwól Mi zrobić przyjemność dzieciom. To Moja radość...»
«Nie przejmuj się
tym mężczyzną,
Nauczycielu» [– mówi Izaak.]
«Nie, Izaaku.
Modlę się, aby
ujrzał Światło. Janie, zaprowadź tych dwóch małych, niech zobaczą owce.
A ty,
Mario, przyjdź tu bliżej Mnie i powiedz: Kim jestem?»
«Jesteś Jezusem,
Synem Maryi z
Nazaretu, urodzonym w Betlejem. Izaak Cię widział i dał mi imię twojej
Matki, abym
była dobra» [– odpowiada dziewczynka.]
«Dobra jak anioł
Boży, bardziej
czysta niż lilia rozkwitła na szczycie góry, pobożna jak najświętszy
lewita powinien
być, żeby można go było naśladować. Czy taka będziesz?»
«Tak, Jezu.»
«Mów: Nauczycielu
albo Panie» [–
zwraca uwagę Judasz.]
«Pozwól jej
nazywać Mnie Moim
imieniem, Judaszu. Jedynie na wargach niewinnych nie traci ono
brzmienia, jakie miało w
ustach Mojej Matki. Wszyscy będą wypowiadać to Imię na przestrzeni
wieków: jedni –
dla korzyści, inni – z różnych powodów, wielu – dla bluźnierstwa.
Jedynie
niewinni bez wyrachowania i bez nienawiści, wypowiedzą je z miłością
równą
miłości tej małej i Mojej Matki. Również grzesznicy będą Mnie wzywać,
lecz
potrzebując litości. Moja Matka i dzieci! Dlaczego nazywasz Mnie
Jezusem?» – pyta
dziewczynkę, głaszcząc ją.
«Bo kocham Cię
bardzo... jak tatę,
moją mamę i moich braciszków» – odpowiada, tuląc się do kolan Jezusa i
ze
śmiechem podnosząc twarzyczkę.
Jezus pochyla się,
aby ją
pocałować. Tak wizja się kończy.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
03 0000 040 02 Leczenie opornych postaci szpiczaka mnogiego plazmocytowego
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
t informatyk12[01] 02 101
introligators4[02] z2 01 n
02 martenzytyczne1
OBRECZE MS OK 02
02 Gametogeneza
02 07
Wyk ad 02
r01 02 popr (2)
C20408 podstawy org UN, odruchy
1) 25 02 2012

więcej podobnych podstron