do bolu(5)


pamietaj moje imie mam swoje zasady
na uklady jestem mocniejszy niz himen
nie szukam wrogow na ogol rapem zyje
choc nie przyszlo to w chwile
jak zyski blysna prysnie twoj dziedziniec
ja ide w rapu imie zwine pare linijek
bo dla niego zyje i mysle ze jestem mu cos winien
pije rymy wir za wirem racze sie jak beerem
giniesz w tym wirze jak porwane dziewczyny
w tirze pracowalem na tym rewirze
chcialem byc co raz blizej muzy
uzyc tego co dostalem pokochalem
lecz nie jeden noz mi wbito
coz tak dni ida zostawiaja gruz finito
moze emocje opadna jak kurz na meble
ja inkognito pokonam szczebel za szczeblem
przkeonam co umiem zakladajac knebel za kneblem
kazdy hejt wie ze ten kawalek dla niego cmentarzem
kilka zwrot i splynie po nich pot jak z pingwina na sacharze


siano innym zabralo to co im dano na drodze zycia jak kozen wyrastaj watpilwosci ide przez moze lez i nie pewnosci bez wiernosci moralnosci wrodzonej lojalnosci stworzony do jednosci byl bym nikim jak wojonik bez godnosci ten linijki sa o bez radnosc bez zazdrosci o tych co nie majac waluty nie maja mozliwosci



masz brat rap brak strat mam plan
zostawilem strach pozbawilem
sie go w myslach
mam dar jak gandalf
dla was mas to skandal bo to nie mamba
choc zabija jak zmija albo czarna maba
to nie koniec liryczny wandal
do ognia olej oswieca plomien
moja droge ci co stoja niech sie boja
bo moja ostoja ze mie potrafia tego pojac
kojac rany dostrzegamy ostrze ktore mamy
ostrzeznia omijamy oskarzamy otoczenie
o zle zdarzenia jakie od losu otrzymamy
przyzwany do glosu zejc tu ziemia
ten oszut ciezki tlen ktory do pluc
klei sie jak zel do wlosw biel
i czern na przemian dzieli sie
jak ludzie przemieni zyjacy w obludzie kieszeni
ich prawda zmienia sie jak wielkosc zrenic
ostrzegamy przed tym czego sie sie wystrzegamy nie
doceniamy tego co mamy otoczenie oskarzamy o kazde zle zdarzenie
ktore los nam daje cios zadaje i dalej zostaje z szacunkiem dla ciebie nawzajem koimy rany dostrzegamy ostrze ktore trzymamy
jestemy raperami oszczes se chaly slow jak sportowcy oszczepem
na wiatr nie zucamy



jestes ze snu ja rzeczywistosci kloci nas znow kloci nas duch niepewnosci



kiedys mowili ze kochaja jak stroz aniol dzis sie rania za nozem noz wbijaja juz slow dla siebie nie maja kaciki ust drgaja na swiecie przeciez sami zasady ustalaja nie ustannie postanawiajac jak co ustawia?moj duch i twoj maja tak z weszystkich drog latwy lup wybieraja


jak chcesz to lec tu tylko nie plec bzdor
co co minute ich tyle co wystrzelonych kul
licze chwile ktore rozplywaja sie jak buch
rozprawia czas kazdy ruch w nas duch jak nie maly
las rosnie kazdy odwazny nie spocznie


puszcze ci znow puszcze slow pne sie jak bluszcz
nie jak w dol kopany row nie bez rozsadku
z ziomkow pomoca kierowany od poczatku lapie sie watku
uciekam od pogladow nieukierunkowanych jak wilk morski od ladu
chcesz czytaj ksiazki bladz w nich ale wez ziemi wyladuj

prace


nie traktuje tego jak prace nie ide bez planu bo to jak opuscic basen i wejsc do oceanu
csnie traktuje tego jak prace nie ide bez planu bo to jak opuscic basen i wejsc do oceanu





moj rap cie omamia jak dziecko niania fotel do masowania to wodka nie orenzada zeden plagiat dla slabych to dramat jak po bramach od rana mam swoj styl tlusty na koncie zwraca uwage jak w dekolcie biusty






nie wierni bladzom w bledzie zagubieni pedzom w pedzie
wiekszosc zrzedzi jak bedzie w 1 rzedzie siadaja ci co klamia wierze im jak ludzia w urzedzie brudza rece co raz czesciej trzymani na uwiezi staramy sie odpedzic wsponienia co odeszly jak szekspir



moze to sie nie miesci w pale ale bardziej niz smierci boje sie zyc dalej

wasze opowiesci i skandale gasze zaciskajac piesci ide dalej wciaz sie ukrywalem przed przypalem moze to sie nie miesci w pale ale bardziej niz smierci boje sie zyc dalej swoje mam poukladane stoje z moimi jak papierz z watykanem lapiesz co jest grane kolejna waga szpagat zajebales rozwaga nie pomaga jesli nie myslales wierz mi jeste m pelen nie nawiesci dla tych leszczy to sie na nich zemsci
jak na osadzonych protokoly z teczki kocopoly z innej beczki stado golych pierdoli kilka slabych wierszy

juz wiem co tu jest grane pieniadz panem wiec ucz sie ja pierdole kapuste znow ci puszcze slow puszcze wiedz ze to to bieg olimiski chcesz byc wsrod nich wszystki jak bolt wiec buty wiaz jak bond i gon trenuj forme ziom zadna norme bo beda chceli wziac krew twa

moze kiedys spelnie nadzieje zwiedze pierene zdobedze wiedze zrozumienie odzuce zwatpienie ktore nie jest nauczycielem



jedni po tragedi maja tylko raty do splacenia inni kraty i widzenia zazuty do wytlumaczenia wyzuty sumienia dysputy istnienia
wejdz w czyjes buty przejdz te trudy


braga swieta sprawa jak dla zydow szabat pamietam by nic nie udawac



mowisz mi bratku ze mam cie szanowac to traktuj mnie tak jak bys chcial zebym ja cie traktowal

jedna chwila daje szczescie jak zycie powietrze zycze ci zebys wyplynal na powierzchnie kazda godzina ktora mija rozbija sie o sciane tego co nie znane jak porcelanowa bila od nowa ktos noze w plecy wbija

juz nie wiem gdzie poczatek gdzie koniec trace watek zakatek serca
wykancza rozsadek jak przytlacza pokuj kazda z wojen opadaja dlonie szczescie wciaz gonie odzucic agonie uciec od wspomnien jak bym nie wiedzial kazdy medal ma dwie strony tenszin sie nie sprzedal jest zycia swiadomy




to nie czas by sie bac zwlekac bo tu nie ma przebacz swiat
nie bedzie na nas czekac zaraz poznacie zwyklego czlowieka
726 590 178

trzeba serce odtrwozyc by cos zwane wersem moglo ozyc
odtworzyc w pamieci historie ulozyc gdy przekleci konfidenci wbili
mi klika nozy stworzyc cos co naprawde sie przelozy
bedzie glosu wiekszoscia wyspac puzle zycia i je ulozyc
droge to przebycia z bogiem to obyczaj a me rymy ciagle jak palacze w holandi z bagiem ciagle mozesz byc jamesem bandem
ja zyje w swojej niby landi chcesz sie klamstwem karmic to sie karm nim

zabieram oddech im jak malletnim narkotesty


nie ktorym nie wychodzi chca grozic nie umieja chodzic a juz
skacza chcieli by przeszkodzic prawdziwym graczom jak wierzby placza kracza bez potzeby bada frajerow mam ich na celu jak legion snajperow wiekszosc tego nie ogarnie bo dla nich to pisane braile ich nawijanie to zucanie grochem o sciane gdy nawijam to ich zabija jak hynina malarie


od pierwszego spotkania sprawiasz ze przestaje sie zastanawiac nad wszystkim zostawiam gdzies problemow iskry za mna wielie zgliszczy aniol w ciele czlowieka moze zniszyc wszystkich zawistnych ziscic to czego bylem bliski

jedna chwila daje szczescie jak zycie powietrze zycze ci zebys wyplynal na powierzchnie kazda godzina ktora mija rozbija sie o sciane tego co nie znane jak porcelanowa bila od nowa ktos noze w plecy wbija



kartek mam od zajebania
teraz troche przepisywania

Hehe

20:44
i mania do nawijania sie bedzie ciagnac jak bongo albo liana

wciaz sie sprzedaja za malo swe cialo oddaja to budzi zalosc niemala do buzi daja pobrudzisz sie za fure i wielki salon
ja pierdole taka rure w tyle zoostaja powiedz ze sie myle chca byc mile jak cos dostaja tacy jak ja na glos bluzgaja

w wielkim miescie seksu biznesu i stresu gdzie prowadzisz gre slow i zawile gierki chcesz byc wielki?mam uproscic? mow zwiezle bo mozesz stac sie wielkosci wiezniem

http://nbrap.wrzuta.pl/audio/1YFcoZARSho/dla_pieniadza

http://nbrap.wrzuta.pl/audio/ajWIyIvml1Q/big_l_f._dj_premier_ny_freestyle_beat

bez gandzi jestem jak bez komrzy ministranici
ten tekst mi wystarczy by wrocic na tarczy
wielle serc splatanych bolem nie probujesz zrozumiec albo nie chcesz umiec tego co przekazuje zdarzenia ktore zostawiaja w sercu dziure jak bys dostal kule

to do czego przywyklem dla ciebie nie zzwykle to takie przykre
twoje ego zaraz bledy mi wytknie ze masz hajsu i wille ale mam sporo czasu i do swoich przyjde plonie we mnie plomien do poki obieram wlasciwa droge chciwosc

zaczynam nawijac przyjaz to wszysytko trzyma klimat sprzyja
wasz styl ja klimakterium mija pozbijam temperatury jak kilma
kolejna chwila mija odbija wyraz wez to wyraz kazdy dzien jak fgobia ten swiat to jej objaw chora meldioa to nie foto monataz ani toto lotek nie pospszatasz swego kata
i tak zamiast leciec sie kula chcial bym sie dowiedziec
jak to mam zakumac niby moge wszystko powiedziec
a moj ziomek idzie siedziec spoleczenstwo chuj swiadome
ze pokrewienstwo ma to z prezydetna domem
on pamieta ze to po pensje ustalone pretensje
to tylko do ogniska olej wiec im prawdy jak cebula z oczu
nie wyciskaj okaze sie pomyslka mowiac prawde do ministra opcja czysty egoista egoistyczna dusza zawistna
polityki swiat porusza a pieniadze za wtyki
w sadze wymusza czlowieczenstwo czasem nie rusza
nie stoj w miejscu na przod ruszaj
ginie ten narod jak jedna z wielu walut
bo to nie ma celu jak z basenu wejsc do oceanu
dla wielu ocean stanu zmienia tylko na przepmian
wiec sie zastanow czy po 2 stronie ekranu



ruchy pomylka zwane


moze wiary ubylo ale wiem ze zawsze chodzilo o bilon
tak zawsze bylo nie jedngo zabilo to ze wciaz zyl chwila
sile woli nie pozwolil prawdy przyjac i tak zyjac godzina za godzina nie kminiac ze pieniadze szczescia nie czynia
sadze ze madrze czynia ci co w czesciach na uczuciach i miesniach buduja swoj babilion i pojmuja probujac byc usmiechu przyczyna
grzchow jak najwiecej ominac

dziko jak alma z fira nawijam a kazda popularna szmira sie zabija
wez sie stad zwijaj jal lina bo zabijam niczym zmija z prawda na pysku pieprze chlystkow od spisku mam wiecej pomyslow niz przepisow fiskus


bez gandzi jestem jak bez komrzy ministranici
ten tekst mi wystarczy by wrocic na tarczy

czas nas zmienia tor myslenia pole widzenia
w raz z tym sens istninienia zrozumienie serc i szukanie
przebaczenia ktorego nie ma jak goplanie nieba na moim planie stanie prawda ktorej nie kupi zadna cena

jeszcze leszcze sie moga zdziwic jestem pametliwy zrobia miny jak umarli w swiecie zywych nie martwi mnie nic co jest na niby bo dzis pic obchodzi tylko falszywych


jestem graczem mam ten dar jak wy go macie gram to jak wy gracie


jestem graczem jestem jedym ztych co ma ten dar jak wy bracia go macie gram to jak wy gracie


rap jest w srodku potrzebuje go jak kon podkow
nie jeden mi ubliza najwyzej mogl by mi wylizac
mam swa bron wzbudam strach jak w poganach krzyzak

moze marze ale nikt mi tego nie zakazde kazde z marzen moze dla niego skonczyc sie cmentarzem

mam wyjebane na twoje hejtowaNIE jak bym byl szatanem na kazdy sakrament


nawijjam od lat trzech moze zlac to moj pech dla slabych kazdy wers jest jak w leb kula wysyam im ambicje jak krew drakula


rewolucja bez krucjat jak winchester wciaz zasadom wiernie ktore dostalem przy chrzescie wiecie jaki jestem? co dzien przezywam amenezje...

stoje sam w burze mam zbroje zburze co zbyt duze podejdz blizej ublize ci wbudze strach jak krzyz



popatrz widac po oczach prawda sie przyda na zycia zboczach plote goni plota w agoni pogoni z sianem wszystkie drogi szklem uslane
bosy spacer dalej


odnalazlo swiatlo to co we mnie umieralo
ludzie ktorzy mnie znaja na ulicy omijaja
pytaja co sie ze mna stalo bo mnie nie poznaja
dotralo do mnie ze szanse maja ci co hajsem szastaja
kima












pije rymy wir za wirem racze sie jak beerem
giniesz w tym wirze jak porwane dziewczyny
w tirze pracowalem na tym rewirze
chcialem byc co raz blizej muzy
uzyc tego co dostalem pokochalem
lecz nie jeden noz mi wbito
coz tak dni ida zostawiaja gruz finito
moze emocje opadna jak kurz na meble
ja inkognito pokonam szczebel za szczeblem
przkeonam co umiem zakladajac knebel za kneblem
to towar z gornych polek jak dureks
rap fanatyk zaden ze mnie rozmantyk wedlug bylej jestem cpunem bo lubie jarac blanty




odnalazlo swiatlo to co we mnie umieralo
ludzie ktorzy mnie znaja na ulicy omijaja
pytaja co sie ze mna stalo bo mnie nie poznaja
dotralo do mnie ze szanse maja ci co hajsem szastaja

Wyszukiwarka