FiM 01 08




ksiądz nawrócony

Fakty

Wicepapież, czyli kardynał Tarcisio Bertone, oświadczył, że palącą potrzebą chwili jest stworzenie światowej sieci mediów katolickich, bo te świeckie pokazują wyłącznie patologiczny obraz rodziny i społeczeństwa. Taka sieć  zdaniem watykańskiego sekretarza stanu  zapobiegnie klęsce, jaką we współczesnym świecie może ponieść Kościół katolicki.
Po szarej sieci przyjdzie czarna. Ale klęska Kościoła jest przesądzona i manipulacje mediów jej nie odwrócą.

Stworzenie specjalnych oddziałów egzorcystów wyszkolonych do walki z diabłami zapowiada Benedykt XVI. Takie specgrupy mają powstać w każdej diecezji na świecie. Biskupi nie traktują zagrożenia poważnie, a szatan nie śpi  napomina papież.
Innymi słowy, szef światowego klubu miłośników literatury fantasy przenosi swoje fobie do realu.

Straszna tragedia. Dwaj mężczyźni utonęli w jeziorze w okolicach Elbląga. Zginęli, bo ratowali tonącego psa. Pies przeżył. Ktoś powie  głupia śmierć. Ale czy nie wzruszająca i bohaterska? Tymczasem jeden z licznych postów na katolickim portalu internetowym brzmiał tak: Jak można ratować życie niższej kategorii, narażając to dane przez Prawdziwego Jedynego Boga?...

Anna Fotyga, genialna i niestety już tylko była minister spraw zagranicznych, balowała w Krynicy. Na urlop  wraz z mężem i dwoma ochroniarzami z BOR  wybrała się rządowym bmw. Nas ta wiadomość wcale nie bulwersuje. Fotydze przysługuje jeszcze rządowy transport (choć nie na prywatne wypady), a przecież Biuro Ochrony Rządu latających mioteł na składzie nie posiada.

Tusk będzie rządził tylko pół roku. Później ja mógłbym stanąć na czele rządu  oświadczył prałat Henryk Jankowski. Podobno wcześniej wypił skrzynkę własnego wina.

Po 3 tysiące złotych podwyżki dali sobie posłowie. To więcej niż zarabia połowa Polaków. Jednak wściekłość np. internautów na forach dyskusyjnych jest nieuzasadniona. Przecież PO podwyżki zapowiadała w kampanii wyborczej. Trzeba się było wówczas dopytywać, o jaką grupę zawodową chodzi...

Milion egzemplarzy Biblii z dyskretnym nadrukiem made in China będzie drukowała miesięcznie wielka fabryka w Nankinie. To jedna czwarta światowego zapotrzebowania na to dzieło. Cena  1,3 dolara, czyli taniocha. W Chinach do niedawna karano za posiadanie chrześcijańskich pism, ale eksport to co innego. Wszak bogiem Chińczyków jest pieniądz.

Wyborcza przypomniała, że zastraszone przez Kościół polskie rządy i parlamenty od 1997 roku odmawiają ratyfikowania europejskiej konwencji bioetycznej. Krzyczący o ochronie życia poczętego panowie w czarnych sukienkach wylali tym samym dziecko z kąpielą. I to dosłownie. Brak regulacji prawnych sprawia, że embriony służące do zapłodnień in vitro można w Katolandzie niszczyć, np. wylewając je do muszli klozetowej. W laickiej, a więc wstrętnej biskupom Europie rzecz taka jest nie do pomyślenia.

134 dziennikarzy zostało zabitych w minionym roku podczas wykonywania swojej pracy. Średnia życia dziennikarza nie przekracza 60 lat. Najczęstsze przyczyny zgonów to stres i zawał serca. W badaniach pominięto redaktorów piszących o aferach kościelnych w katolickich państwach wyznaniowych...

Ponad pół miliona Polaków żyje w tzw. emigracyjnej rozłące. To taki stan, kiedy jedno z małżonków wyjeżdża do pracy za granicę. Blisko 30 procent takich małżeństw kończy się rozwodami. Czy Kościół podnosi larum? Nie, ponieważ w ok. 50 procentach przypadków to sąd biskupi ogłasza nieważność związku. Co  oczywiście  rozwodników sporo kosztuje...

51-letni franciszkanin Ryszard Ś. siedzi od kilku dni w jeleniogórskim areszcie. I czeka na proces oraz wyrok ośmiu lat więzienia, co daj Boże... i sędzio. Tyle mu się należy za rozpowszechnianie w internecie czegoś, co nawet wśród pedofilów uważane jest za haniebne: pornografii z udziałem dzieci i zwierząt. Mamy nadzieję, że współwięźniowie zaspokoją wszelkie zachcianki ojca Rysia.

Diecezja w Leeds, zmartwiona dramatycznym spadkiem powołań, chcąc pokazać ludzką stronę kapłaństwa, wydała kalendarz z fotografiami księży w trakcie ich ulubionych rozrywek. Mamy więc księdza bejsbolistę, proboszcza biegacza i wikarego  czytelnika plotkarskich gazet. Ot, żal, że i FiM nie wpadły na podobny pomysł. Ale co się odwlecze, to nie uciecze: Rydzyk w maybachu, Jankowski na Kanarach, Paetz w słodkim tżte-U-tżte z dwójką ślicznych seminarzystów. Tematów nam nie zabraknie. Prędzej kart kalendarza.

Odrażające odium spadło nareszcie z miasteczka Reeves w Luizjanie. Jego napiętnowani mieszkańcy przez lata musieli telefonować, korzystając z prefiksu 666. Teraz amerykańska telefonia zgodziła się na zmianę numeru.
Burmistrz miejscowości widzi w tym boską interwencję. No tak, ale... jeśli prefiks zostanie zastąpiony np. liczbą 69, to z Reeves zrobi się Sodoma albo nawet Gomora.

komentarz naczelnego

ANTY-Evangelium NA PRZEKÓR vitae

Wiernym rzymskim katolikom ich Kościół kojarzy się z wysokim sufitem, podniosłym nastrojem, słodkim Jezuskiem w żłóbeczku, uśmiechniętym księdzem wikarym. Na ogół nie mają pojęcia, jak wygląda i jak działa w praktyce doktryna katolicka  fundament ich wiary. Oczywiście, nie muszą wierzyć schizmatykom protestantom i wszelkim wyznaniom ewangelicznym, które na podstawie Apokalipsy św. Jana dowodzą, że papiestwo jest ową biblijną nierządnicą, rozciągniętą na siedmiu pagórkach (Rzym), zwodzącą narody świata, pijaną krwią świętych i krwią świadków Jezusa. Choć akurat to ostatnie (inkwizycja, polowanie na czarownice, wyprawy krzyżowe i inne formy ewangelizacji) potwierdziła historia.

Wszak Kościół (w znaczeniu wyższej hierarchii decydentów) nauczył swych poddanych bronić wiary ojców  nawet kosztem niepodległości państwa, biedy i poniewierki. Od wieków panuje reguła: im większy zdrajca narodu, tym większy bohater dla rzymskiego Kościoła (np. św. Stanisław, główny patron Polski). Władza IV RP była prawdziwą oazą dla takich oszołomów, dodała im skrzydeł.
Ale papiestwo to nie tylko zbrodnicza, plugawa historia, głoszenie antychrześcijańskiej wiary i materialne pasożytowanie na organizmach państw i narodów. Ten system jest z gruntu antyludzki. Poza wszystkim chce bowiem odebrać człowiekowi szczęście, i to takie szczęście, które przyobiecał mu chrześcijański Bóg.

Determinacja, z jaką nasi biskupi potępiają ostatnio zapłodnienie in vitro, nawet mnie nieco zaskoczyła. Kościół od Soboru Watykańskiego II, a nawet już od oświecenia, nieustannie zmuszony jest naciągać w różny sposób swą rzekomo niezmienną doktrynę do nowoczesnych standardów demokracji i niemal powszechnie obowiązujących wartości humanistycznych. Gdzie tylko może, tak jak w krajach Trzeciego Świata i w Polsce, robi jeszcze wszystko, aby ten proces humanizacji opóźnić. Nie do pomyślenia jest na przykład, aby episkopat Holandii, Niemiec czy Francji śmiał wystosować oficjalną odezwę do parlamentu ze sprzeciwem wobec zapłodnienia in vitro (jak to właśnie miało miejsce w naszym kraju) czy wzywał sędziów do nieorzekania rozwodów. Zresztą właśnie rozwody są jednym z najbardziej spektakularnych przykładów takiej adaptacji ze strony Watykanu. Kiedy kościelni ideolodzy zorientowali się, że swoim nauczaniem nie powstrzymają już powszechnej fali zrywania związków małżeńskich wśród katolików, postanowili zmienić swoją odwieczną doktrynę nierozerwalności tych związków, oficjalnie twierdząc, że ją... umacniają. Na ostatnim soborze, w latach 60., wymyślono patent na unieważnienie sakramentu małżeństwa. Teraz można się rozwieść (oczywiście, za godziwą opłatę) w sądzie kurialnym, który stwierdzi, że małżeństwo nigdy nie zostało zawarte w sposób ważny, bo na przykład narzeczony zataił przed swoją wybranką, że pali papierosy, albo że ona spotkała się przed ślubem z poprzednim chłopakiem. Ot i nierozerwalność po katolicku. Powód podobnej adaptacji jest zawsze ten sam: interes Kościoła. Obecnie rozwodnicy kościelni, osiągając na powrót stan wolny, mogą się powtórnie pobrać przed ołtarzem, równie legalnie ochrzcić dzieci, mieć prawo do katolickiego pogrzebu. Do tej pory pozostawali poza Kościołem i jego wyciągniętą po opłaty ręką.
W przypadku pierwotnego sprzeciwu Watykanu wobec zapłodnienia in vitro hierarchowie Krk mogli postąpić podobnie, stwierdzając choćby, że bez tego zabiegu nowe życie nie miałoby szansy powstać (w przypadku aż 15 procent wszystkich par), a przecież życie jest wartością nadrzędną. Tak się jednak nie stało, zaś sprzeciw podniesiono głośno właśnie w Polsce, jak uważam, z trzech powodów: po pierwsze  oficjalne potępienie in vitro przez Kościół jest całkiem świeże (1995 rok). Po drugie  autorem tego potępienia jest Jan Paweł II. I po trzecie  Rzym papieski, który rości sobie prawo do bycia sumieniem świata, czyli rozstrzygania, co jest dobre, a co złe, musi czasem tupnąć nogą dla zasady.
Nie bez satysfakcji twierdzę, że tym razem biskupi przejadą się na swojej bezdusznej, merkantylnej kalkulacji. Potępienie zapłodnienia in vitro jest bowiem jednym z najbardziej obrzydliwych i nieludzkich aktów Kościoła, gorszym nawet od klątw rzucanych na naukowców  wynalazców lekarstw ratujących ludzkie życie (potępienie ingerencji w wolę bożą), np. penicyliny. A oto co na temat in vitro wygadywali biskupi podczas bożonarodzeniowych kazań:
Domniemany liberał abp Życiński rzucał gromy na tych, którzy w imię marzeń o własnym dziecku pozbawiają życia choćby kilka zarodków, na które wydaje się wyrok śmierci niczym na... Jezusa w Betlejem. My też byliśmy zarodkami, nas też można było zamrozić  przekonywał, przyznajmy, zupełnie bez sensu. Biskup Materski z Radomia chce przezwyciężyć mroki przeróżnych programów, które chcą wprowadzić prawa uderzające w prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, w prawo każdego dziecka, by wiedziało, że jest owocem miłości ojca i matki. Tak więc, zdaniem biskupa, dziecko poczęte w próbówce nie ma świadomości, że jest przez swoich rodziców kochane. Albo po prostu kochane być nie może. Biskup Skworc zaatakował, zupełnie jak jego poprzednicy przed wiekami, medyczne lobby propagujące omnipotencję medycyny... Biskup płocki Libera: Nad Betlejem nieustannie unosi się cień Heroda. Czy nie jest to szatańska zagrywka?.
W podobnym tonie wypowiadali się wszyscy hierarchowie, nawet tak z pozoru niewinni jak abp Nycz i ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego.
Na temat in vitro obszerny wywiad z ks. dr. Piotrem Kieniewiczem z Instytutu Teologii Moralnej KUL opublikowała Niedziela. Z całą powagą  po konsultacji z prawnikami FiM  oświadczam, że za poglądy wyrażone w tym wywiadzie ks. Kieniewicz powinien zostać skazany przez sąd na karę kilku lat więzienia. A konkretnie za zniesławienie tysięcy par, które wychowują dzieci poczęte in vitro, a także samych dzieci. Ponadto za podżeganie do nieprzestrzegania prawa, czyli popełnienia przestępstwa (o tym później) oraz publiczne podważanie art. 16 Powszechnej deklaracji praw człowieka, która mówi: Mężczyzna i kobieta w wieku dojrzałym, bez żadnych ograniczeń rasowych, narodowych i religijnych mają prawo do małżeństwa i założenia rodziny. O biblijnych nakazach boskich  Bądźcie płodni i rozmnażajcie się; Czyńcie sobie ziemię poddaną  nie warto wspominać, bo te zapewne księdza najmniej interesują. Przytoczę obszernie poglądy tego duchownego, choćby z tego powodu, że tygodnik Niedziela, który je publikuje, wyraża zawsze najściślej poglądy Episkopatu Polski.
Ten młody, trzydziestoparoletni człowiek zaczyna swoje wywody od ataku i obrażania ludzi. Twierdzi, że sztuczne zapłodnienie nie jest leczeniem niepłodności, a jedynie procedurą sztucznej reprodukcji! Dlaczego? Gdyż zaczynają się go domagać m.in. osoby żyjące w konkubinacie. Na przykład takie Tuski sprzed dwóch lat... Dalej księdza Piotra wyraźnie skręca, gdy mówi, w jaki to sposób pobiera się nasienie od mężczyzny (wyłącznie przy zapłodnieniu na zewnątrz macicy). Otóż poprzez masturbację. Pamiętam, że jeszcze w latach 80. już sam ten argument był dla moralistów kościelnych wystarczający do odrzucenia in vitro: nowe życie rodzi się przez grzech samogwałtu!  grzmieli kaznodzieje. No cóż, do Soboru Watykańskiego II sam tzw. akt małżeński (stosunek) był dla Kościoła grzeszny (Maryja bez grzechu poczęta). Zauważmy, jaka jest gradacja dóbr: na jednej szali mamy nowe życie i tragedię ludzi, którzy nie mogą mieć potomka; a na drugiej... sposób pozyskiwania nasienia. Ale wróćmy do ks. dr. Piotra. Jego problem polega na tym, że część zapłodnionych komórek zamraża się na potem, z czego kolejna mała część (słabsze zarodki, które w naturze i tak giną setkami) nie daje się z powodzeniem odmrozić. A już o pomstę do nieba  według księdza  woła tzw. zapłodnienie heterogeniczne, kiedy jedna ze stron nie produkuje zdatnego do reprodukcji materiału genetycznego (jaj lub plemników). Wtedy upadli w swych grzechach lekarze proponują materiał od innego dawcy. Mamy tu do czynienia ze swego rodzaju biologiczną niewiernością, której owocem może być problem tożsamości dziecka i jego poczucia bezpieczeństwa, bo nie jest dzieckiem swoich rodziców  pisze nasz geniusz. Należy rozumieć, że ksiądz nie rozszerza swoich obaw o dzieci adoptowane i problem ich tożsamości go nie obchodzi. Nie martwi go również fakt, że tzw. dzieci z próbówki dzięki nagonce Kościoła z pewnością dowiedzą się na tzw. ulicy lub przy trzepaku, że ich życie wiąże się ze śmiercią innych dzieci. Pomyśleć, że jeszcze niedawno tak wielką troskę przejawiali księża wobec psychiki dziecka Alicji Tysiąc, które dowie się kiedyś, że mama chciała je zabić. Etyka sytuacyjna się kłania!
W Kościele tak już jest, że niższy rangą autorytet powołuje się na ten wyższy, aż do nieomylnego papieża (czyt. boga).
I tak nasz ksiądz wszystko zwala na Jana Pawła II, który w encyklice Evangelium vitae wyłuszcza istotę sprzeciwu Kościoła: Zapłodnienie pozaustrojowe narusza integralność aktu małżeńskiego, wyprowadzając prokreację poza kontekst aktu małżeńskiego. Chociaż współżycie małżonków jest okolicznością potrzebną do tego, żeby poczęcie zaistniało, oni sami nie są sprawcami poczęcia, bo to jest pozostawione działaniu Pana Boga. W przypadku zapłodnienia pozaustrojowego poczęcie dokonuje się w sposób techniczny: jego sprawcą jest technik medyczny, który przy pomocy mikropipety zmusza plemnik do wniknięcia do komórki jajowej. Tak więc w kwestii zapłodnienia trzeba zdać się wyłącznie na naturę  twierdzą eksperci od natury, żyjący w sprzecznym z naturą celibacie. Nawet nie spostrzegli, że przy okazji obrażają swego Boga, utrzymując między wierszami, iż zwyczajny technik medyczny może robić dokładnie to co On...
Ksiądz doktor nie byłby księdzem, gdyby nie wyraził też troski. Otóż troszczy się on od strony biomedycznej o dalekosiężne konsekwencje takich genetycznych manipulacji. O co mu chodzi? O dzieci i wnuki (jak zwykle nie o aktualne życie...) osób urodzonych dzięki sztucznemu zapłodnieniu. Wszak Luiza Brown, najstarsza z tych osób, przyszła na świat w 1978 roku, czyli ma dopiero 30 lat i dwie córki. Gdy przyjdą na świat i dorosną jej wnuki, a więc dopiero za 4050 lat  będziemy mogli mówić o konsekwencjach zdrowotnych  twierdzi nasz znawca. I znawcą jest niewątpliwie największym na świecie, gdyż żaden ekspert ds. in vitro w randze profesora podobnej troski nie podziela. A co dalej? A dalej to jest już gotowy akt oskarżenia dla ks. Piotra. Mówi on m.in. tak: Zapłodnienie pozaustrojowe jest odpowiedzią nauki na żądanie niepłodnych małżeństw, które koniecznie chcą mieć własne dziecko (rzecz nie do pojęcia dla kawalera?  dop. J). Innymi słowy  dziecko ma służyć temu, żeby rodzice dobrze się czuli (...). Proszę zwrócić uwagę, że jednym dzieciom pozwala się żyć, a inne się wyrzuca, zabija. Są etycy, którzy nie wahają się porównać tej sytuacji do hekatomby znacznie przekraczającej koszmar gułagu i obozów koncentracyjnych II wojny światowej. Trzeba mieć bowiem świadomość, że nie ma zasadniczej różnicy pomiędzy aborcją a zniszczeniem embrionów.
Proszę Państwa, tu już potrzebny jest (oprócz prokuratora) lekarz. Choć może nie do końca, bo ksiądz Kieniewicz zachował jednak zdrową kalkulację: Jeśli ta procedura miałaby być finansowana z budżetu państwa, oznaczałoby to, że będzie finansowana z podatków katolików. Jako katolik nie godzę się na to, żeby z moich pieniędzy miały być finansowane procedury, które mają służyć zaspokojeniu niczym nieuzasadnionej potrzebie rodziców żeby mieć dziecko, ani tym bardziej na to, by ceną ich szczęścia była  również finansowana z moich podatków  śmierć wielu niewinnych istnień ludzkich. A ja, Roman Kotliński-Jonasz, jako obywatel RP i nielichy podatnik, godzę się jak najbardziej. Co więcej, nalegam również na refundowanie z NFZ leczenia psychiatrycznego i ks. Kieniewicza, i przy okazji także biskupów. Pragnę też księdza uspokoić  te marne grosze, które symbolicznie ksiądz płaci tytułem podatku, państwo polskie zwraca księdzu po stokroć w postaci dotacji, zwolnień, dofinansowań czy choćby opłacając za księdza ZUS i składkę zdrowotną. Wnioskuję, że Czcigodny nie ma nic przeciwko utrzymywaniu Kościoła watykańskiego w Polsce czy choćby finansowaniu Świątyni Opatrzności przez podatników niekatolików, bo to wiadomo, jak z tym Kalim było...
Trudno byłoby w tym felietonie przytoczyć cały potok złośliwości i kłamstw płynących z ust ks. Piotra, i to z jednego tylko z nim wywiadu. A kończy on wezwaniem do sabotowania prawa o refinansowaniu przez państwo zabiegów in vitro, które to prawo (a właściwie jego projekt) dopiero zostało nieśmiało zasygnalizowane przez nowy rząd. Naucza w tej kwestii ksiądz Piotr tak: Legalizacja procedur in vitro i ich finansowanie z pieniędzy publicznych wprowadziłoby jednak katolików płacących podatki w sytuację pośredniego współuczestnictwa w działaniach wewnętrznie niegodziwych. Prawo niemoralne nie obowiązuje w sumieniu, przeciwnie....
Nawet nie będę tutaj udowadniał, że zapłodniona komórka jajowa o wielkości 0,5 milimetra, która nie posiada wykształconych żadnych funkcji życiowych poza tym, że żyje i rośnie, różni się od ofiar gułagu, obozów koncentracyjnych, od płodu 4-miesięcznego czy nawet od księdza Piotra. Obraziłbym tym bowiem inteligencję Czytelników FiM. W ogóle nie zwykłem wypowiadać się na tematy, o których nie mam zielonego pojęcia. Oddam więc głos Marianowi Szamatowiczowi, profesorowi z Kliniki Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku. Pan profesor zajmuje się leczeniem niepłodności od 1965 roku; jako pierwszy w Polsce zastosował in vitro i był kierownikiem zespołu, który w 1987 roku doprowadził do narodzin pierwszego w naszym kraju dziecka po sztucznym zapłodnieniu. Poza wszystkim jest też Polakiem z klerykalnego Białegostoku i... nie boi się. Wypowiedzi profesora Szamatowicza przytaczam za Gazetą Wyborczą, jeszcze niedawno obleśnie łaszącą się do kleru, a obecnie często głoszącą tezy antyklerykalne.
Profesor w długim artykule nie zostawia suchej nitki na biskupach i stanowisku Kościoła. Zaczyna wyrzutem: Leczenie niepłodności za pomocą in vitro akceptują wszystkie religie świata i jedynie Kościół rzymskokatolicki zajmuje negatywną postawę (...). Po ostatnim liście biskupów ponownie rozpętała się burza wokół leczenia niepłodności za pomocą technik rozrodu wspomaganego medycznie, zwłaszcza in vitro. Ogarnia mnie przygnębienie i rozgoryczenie. Oczekuję, że ci, którzy z taką zawziętością zwalczają leczenie choroby niepłodności, udzielą sensownych odpowiedzi. Profesor ubolewa dalej, że Kościół, potępiając refinansowanie in vitro przez NFZ, domaga się de facto karania mniej zamożnych par, których nie stać na kilkunastotysięczny wydatek na leczenie. Dlaczego  pyta  społeczeństwo finansuje leczenie raka krtani lub płuc u palaczy, którzy sami przyczyniają się do zaistnienia swojej choroby, a nie może w podobny sposób wspomóc niewinnych, chorych ludzi, którzy pragną swego potomstwa? Przecież składkę zdrowotną płacą także oni  niepłodni. Dlaczego takie refinansowanie jest możliwe w całej Europie, tylko nie w Polsce? Zupełnym nieporozumieniem  pisze profesor Szamatowicz  jest porównanie leczenia niepłodności z rodzajem wyrafinowanej aborcji (jak napisali w swym liście biskupi  dop. J). W przypadku niepłodności mamy do czynienia z najszlachetniejszym pragnieniem własnego dziecka, czego nie można powiedzieć w przypadku aborcji. Na zarzut planowego ludobójstwa w klinikach in vitro odpowiada: To nieprawda. Żaden embrion nie jest zabijany. Trzeba dostrzegać różnicę między zabijaniem embrionów a ich obumieraniem. Umieszczonych w macicy embrionów nikt nie zabija, niektóre rozwijają się dalej, inne obumierają. W naturalnym rozrodzie tylko 2530 proc. zarodków zagnieżdża i rozwija się dalej. Pozostałe obumierają. Profesor nie może zrozumieć postawy duchownych: Jak wynika ze Starego Testamentu, gdy problemy z rozrodem mieli Abraham i Sara, Izaak i Rebeka, Jakub i Rachela  zawsze uzyskiwali pomoc Boską. Współczesna medycyna nie zamierza zastępować Boga, ale dąży do pomocy tym, którzy pragną zrealizować najbardziej naturalne pragnienie. Ale największe znaczenie ma tu przecież przykazanie miłości bliźniego: Czy lekarz ma prawo odmówić leczenia choroby  a niepłodność jest chorobą (według Światowej Organizacji Zdrowia WHO  dop. J)  za pomocą najnowszych zdobyczy medycyny, jak przyrzekał w ślubowaniu lekarskim? Jakie rozterki musi przeżywać lekarz, gdy słyszy, że danej pary nie stać na leczenie, że będą oszczędzać lub zaciągną pożyczkę.... Skądinąd wiemy, że takie dramaty przeżywa większość par.
Wyborcza zamieściła też wzruszający wywiad z Moniką Różycką, matką dwójki dzieci poczętych pozaustrojowo (Jurek  6 lat, Małgosia  3). Pani Monika wiele lat leczyła się na niepłodność  bez skutku; w końcu poddała się in vitro. Twierdzi, że jej dzieci są superzdrowe i absolutnie genialne. Oto niektóre jej wypowiedzi: Czy jestem wierząca? I tak, i nie. Jak czytam w tym ostatnim liście biskupów, że in vitro to wyrafinowana aborcja, to myślę, że ten Kościół już nie jest mój. Dla mnie to raczej tekst czysto emocjonalny, chyba go nie przemyśleli. Bo co to ma znaczyć? Że ja i moje dzieci jesteśmy gorszymi ludźmi, gorszymi katolikami? (...) Jeżeli katolicyzm nie zmieni swego podejścia, to kościoły będą pustoszeć, bo ich podejście jest nieżyciowe, nienowoczesne, a nawet jakoś niemoralne. Jak dwoje ludzi chce mieć dziecko, to  według mnie  jest to rzecz nadrzędna (...). Jestem dumna z moich dzieci i z tego, co zrobiliśmy, żeby je mieć.

Wnioski z tego wszystkiego niech każdy wyciągnie sam. Rzymskim katolikom przypomnę jednak, że należąc do tego Kościoła, biorą na swoje sumienia wszelkie bezeceństwa, które papieski system głosi i uskutecznia, w tym działania jawnie antyludzkie i antyhumanitarne. To nie są żarty. To jest bierny współudział w bezmiarze zła i popieranie ideologii kłamstwa.
A teraz coś spod serca powiem ja  oficjalnie wyklęty z tego Kościoła ksiądz apostata. Otóż wzywam księdza Piotra Kieniewicza i biskupów polskich  zajadłych wrogów sztucznego zapłodnienia  na spór sądowy. Pozwijcie mnie. Na jaką okoliczność? A na taką, że jesteście psychopatycznymi, pozbawionymi empatii egoistami, nieukami i kłamcami, o wypranym w seminarium duchownym człowieczeństwie.
Mam już nawet, Wysoki Sądzie, pierwszy wniosek dowodowy:
Z podobną stanowczością co teraz szczęście rodzinne Kościół papieski atakował żelazną kolej parową. Zresztą wespół z indiańskimi czarownikami. Że to było dawno? Ale to prawda! Kolej też miała być NIENATURALNYM i niebiblijnym sposobem przemieszczania się człowieka, w odróżnieniu od grzbietu konia czy osła. Na szczęście dla swych następców, ówcześni papieże nie wydali na temat szkodliwości ciuchci parowej żadnej encykliki. W przeciwnym wypadku Benedykt XVI musiałby dziś oficjalnie podzielać ich nieomylne poglądy...

JONASZ

Świat według rodana

Jesteście mordercami!

Nowy rok 2008 przyniesie takie zawirowania, o których, jak mówi Kiepski, fizjonomom się nie śniło!

Polscy biskupi będą szli w zaparte i kategorycznie będą napominać rząd, że metoda zapłodnienia in vitro jest wyrafinowaną aborcją. A dlaczego, proszę bezdzietnych starych kawalerów w sukienkach?! A to dlatego, że spora część zygot ginie podczas zamrażania. O, kulturwa! No to 98 procent współżyjących Polaków (w tym 95 proc. katolików), którzy choć raz w życiu stosowali stosunek przerywany, a więc rozsiewali dzieci po pościeli, to wielokrotni mordercy, prawda?! Przedyskutowałem ten problemat u mnie na wsi i ludzie mówią, że tą sprawą powinni się zająć sanitariusze i odtransportować cały Episkopat w kaftanikach do szpitala psychiatrycznego. Ja osobiście narażę się ludziom z mojej wsi, z sołtysem na czele, bowiem uważam, że wręcz przeciwnie  wystarczy zlikwidować celibat i księżom z nadmiernego ciśnienia spermy przestaną się lęgnąć kanarki we łbach.
Ty, Tusku, nie peniaj. Odchodzą od wodzusia Jarusia członkowie jego partii, zwanej zakonem. Pozostanie Jelita Narodu. A dokładnie  jego gruby, końcowy odcinek. Wodzuś już się wyprowadza z dużego domku do małego, z rządowej willi na Parkowej (siedem pokoi, dwie sypialnie, cztery łazienki, kuchnia, recepcja
i żarcie z hotelu poselskiego) do segmentu  połowy... bliźniaka na Żoliborzu. Ciekawe, jak przywitają go kolesie, tj. dziady z podwórka...
A co nowy rok przyniesie niektórym naszym dotychczas medialnym gwiazdom? Taki na przykład Zbigniew Ziobro... Jego notowania spadły, chłopak zmizerniał, bo nie jest na fali, a ambicja go zżera od środka. Pamiętam dokładnie to samo uczucie, kiedy w ostatni weekend zawiodła mnie viagra  a tu dziewczyna 30 lat młodsza czeka w ciepłym wyrze, hotel opłacony... W skali Millera: mniej niż zero. Co dalej w 2008 roku?
U mnie na wsi mówią, że państwo ma prawo kontrolować sekty. Może więc w końcu pomoże bezradnemu, nieszczęsnemu Episkopatowi i skontroluje sektę Jego Moherencji Tadka Rydzyka (ksywka: Warszawska odsiecz)? Co jeszcze się stanie? Pomnik stanie ks. Henryka Jankowskiego (nie Jankowskiemu) nieopodal rodzinnego domu tego kapłana zasłużonego dla polskiego ruchu gejowskiego (podniósł podryw dworcowy do rangi sakramentu), przy Urzędzie Miejskim w Starogardzie Gdańskim. Uff, pora umierać! Pałac Prezydencki z Fotygą na czele zrobi w 2008 r. wszystko, żeby nadal ośmieszać Leszka Kaczyńskiego. Olo, wróć! Nawet nachlany będziesz lepszy.
Wiadomość z ostatniej chwili: CBA już nie aresztuje lekarzy i nudzi się. Teraz należy oczekiwać, jak wpadnie o szóstej rano do Jego Moherencji, Tadka Rydzyka! Aresztować za przekręty z obligacjami i szmalem na ratowanie stoczni? Ale skąd! Pomodlić się!

ANDRZEJ RODAN
www.arispoland.pl

rzeczy pospolite

Pogubieni

Decyzja o wycofaniu wojsk polskich z Iraku jest jednym z najlepszych dotychczas posunięć Donalda Tuska. Tym bardziej skandaliczne są zarzuty tych, którzy go za tę decyzję krytykują.

Wszystkich krytyków niewątpliwie przebił szef klubu PiS, Przemysław Gosiewski. Otóż uważa on, że PO wycofało polskich żołnierzy przedwcześnie, bo kierowało się sondażami. Innymi słowy, Tusk popełnił błąd, bo zrobił to, czego chcieli od niego wyborcy. Pytaniem, które nas nurtuje zazwyczaj na tych łamach, jest kwestia tego, czy polityk ma prawo robić rzeczy, nawet najbardziej słuszne w jego mniemaniu, jeśli nie chcą tego jego wyborcy. No i czy polityk wybrany po to, aby realizować swoje obietnice (bo do tego dostał mandat przy wyborach), ma prawo robić cokolwiek wbrew nim i czy nie jest to nadużycie władzy, skoro przecież w demokracji prawdziwą władzą powinno być społeczeństwo, a politycy mają tylko władzę delegowaną. Tymczasem w wypowiedzi Gosiewskiego widać wyraźnie stosunek partii PiS do reszty Polaków, traktowanych przez nich jak banda idiotów użyteczna raz na cztery lata  przy urnach wyborczych  a potem już niepotrzebna, irytująca, niczego nierozumiejąca. Ale cóż, nie jest tajemnicą, że dla giermka Gosiewskiego i innych działaczy PiS to nieomylny głos Kaczyńskich jest głosem narodu...
Gosiewski dowodzi także, że wycofanie z Iraku jest wbrew interesom ekonomicznym Polski. Ciekawe, jakim! Może politycy PiS znają jakąś niesamowitą tajemnicę związaną z ukrytymi zyskami płynącymi z udziału w tej głupiej, niepotrzebnej wojnie. Powszechnie wiadomo tyle, że ta awantura kosztowała nas 2 miliardy złotych, kilkudziesięciu zabitych, kilkakrotnie więcej rannych, oziębienie relacji z Unią Europejską i Bliskim Wschodem. Może Gosiewskiemu chodzi o to, że polscy politycy, odpowiedzialni za pobyt żołnierzy w Iraku, mają jakieś korzyści materialne z tego tytułu (w myśl zasady: interes polityków = interes Polaków)? Może kolejne zlecone i dobrze płatne wykłady w USA? Chętnie byśmy się czegoś więcej o tym dowiedzieli, Panie Pośle.
Decyzję Tuska poparł natomiast poseł Szmajdziński z SLD, ten sam, który uczestniczył przed laty, jako minister obrony, w wysyłaniu żołnierzy do Iraku wbrew woli społeczeństwa. Mogłoby się wydawać, że czegoś się przez te lata nauczył. Jednak niekoniecznie. Kiedy począł uzasadniać, dlaczego odchodzimy z Iraku o dwa lata za późno, to okazało się, że, jego zdaniem, Polska nie jest mocarstwem posiadającym nieograniczone możliwości wojskowe. Polscy żołnierze nie mogą jeździć do Iraku piąty czy szósty raz. Nie można wysyłać bez przerwy tych samych żołnierzy w ekstremalne warunki. A więc co? Gdyby Polska była mocarstwem i miała wystarczająco dużo przeszkolonych i chętnych żołnierzy, to moglibyśmy stacjonować między Tygrysem i Eufratem nawet do końca tysiąclecia? Przypomnę, że FiM były pierwszym polskim medium, które potępiło tę wojnę. I to jeszcze zanim ona wybuchła. Krzyczeliśmy na pierwszych stronach, żeby nie dopuścić do wysłania armii do Iraku. Przestrzegaliśmy, że to kosztowne, groźne, niemoralne i bezsensowne. Nie słuchali nas wówczas Tuskowie, Szmajdzińscy i Gosiewscy. Szkoda, bo teraz nie trzeba by się było zastanawiać, jak się stamtąd wycofać.

Adam Cioch



z notatnika heretyka

Prowincjałki

Czerwona krew
Kamil Zinczuk, lubelski radny LiD, został zaatakowany nożem. Do zdarzenia doszło w nocy, tuż po sesji Rady Miasta. Zakrwawiony radny bezskutecznie usiłował zatrzymać taksówkę. Pobrudzisz mi pan tapicerkę  usłyszał od jednego z kierowców. W końcu Zinczuk trafił do szpitala. Jego oprawców policja ujęła, a sąd aresztował.


Szewska pasja
Szewc z ulicy Ostrowieckiej w Radzyniu Podlaskim tak się cieszył z nadchodzących świąt, że pił cięgiem jak szewc. Skutkiem posiadanych w organizmie ponad 3 promili alkoholu, wydawał swoim klientom buty od innych par. Sprawa się rypła, gdy pewien nabity w cholewę konsument zawiadomił policję. Ta ukarała pana szewca mandatem 50-złotowym, pozbawiając go litra wódki na święta.


Skradzione szczęście
Na 62-letniego kominiarza napadli 18- i 19--latek z Grabowa pod Białą Podlaską. Pobili go i zabrali mu portfel, gdzie było całe 90 złotych. Niestety, w czasie napadu zapomnieli trzymać się za guzik i wkrótce zatrzymała ich policja.


Prezenty
Biżuteria, laptop i odtwarzacz CD. Z takim łupem wyszedł 18-letni Łukasz P. z mieszkania swojego kolegi, który zaprosił go na... urodzinową imprezę. Fanty o wartości 4,5 tysiąca złotych odzyskała policja.


Schengen nie pomogło
Niemal 5,5 kg marihuany oraz 5 tys. tabletek ecstazy, pochodzące z Holandii, znaleźli policjanci z CBŚ w samochodzie 20-letniego Michała S., mieszkańca Chełma. Prochy ujawniono pierwszego dnia po przystąpieniu przez Polskę do strefy Schengen.

Opracowała WZ



z notatnika heretyka

myśli niedokończone

W interesie Kościoła jest, by PO wykończyła Rydzyka. Sam (Kościół  dop. red.) jest za słaby, a władza wymyka się mu z rąk. (Janusz Palikot)

Dzisiaj do dobrego tonu w wyperfumowanych środowiskach mieniących się salonami inteligenckimi należy powiedzieć coś pejoratywnego o Ojcu Dyrektorze, a także o słuchaczach Radia Maryja bądź o Kościele.
(abp Sławoj Leszek Głódź)

Nie chodzę na basen poselski, bo przychodzą tam takie osobistości, z którymi nawet na basenie nie chciałbym się spotkać. (Stefan Niesiołowski)

Mamy do czynienia z młodym adeptem, królem Dzikiego Zachodu, który długo męczył starego wygę, by go wyprowadzić z równowagi i strzelić mu prosto w brzuch. Teraz nastał czas słodkiej zemsty dla emerytowanego rewolwerowca. (Tomasz Nałęcz o procesie MillerZiobro)

Tusk to taki fanny boy, taki chłopiec na posyłki. Ale bardzo szanuję Tuska. (Nelly Rokita)

Teraz prezydent (Lech Kaczyński  dop. red.) powinien być cicho i współdziałać. (Lech Wałęsa)

Ciszej nad tą partią. (Donald Tusk o PiS)

Możliwe, że w sumie spłodziłem nawet 9 tysięcy dzieci, bo dawniej żyłem bardzo swobodnie. (Jack Nicholson)

Lubię sztukę neolitu, barbarzyński seks i wierzę w instynkt. Największym przyjacielem kobiety jest penis. On nie kłamie i jest w wiecznym dialogu z nami. (Manuela Gretkowska)

Jeśli ktoś przez pierwsze dni urzędowania zajmuje się tylko Radiem Maryja, jakby nie było innych aferzystów...
(Ojciec Grzegorz, redaktor Radia Maryja, o Julii Piterze)

Przepis, który nie pozwala państwu wspomóc budowy Świątyni Opatrzności Bożej, jest dziwny. Budżet państwa składa się m.in. ze środków wypracowanych przez obywateli, którzy w ponad 90 proc. są katolikami.
(kardynał Józef Glemp)

Wybrała OH

na klęczkach

Piąta kolumna

My KUL-turnyj narod
Prezydent Kaczyński wystąpił z nową inicjatywą ustawodawczą. Dzięki niej  o ile parlament prawo takie uchwali  KUL będzie miał zapewnione z budżetu państwa nie tylko utrzymanie sfery nauczania, jak to ma miejsce obecnie, ale też otrzyma dotacje na swoje inwestycje.
Zdaniem rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ks. prof. Stanisława Wilka, przeznaczone dla uczelni zbiórki do puszek, jakie przeprowadza się w polskich kościołach w okresach świąt bożonarodzeniowych i wielkanocnych, dają rocznie do 8 mln zł. To jednak za mało, bo  jak stwierdził rektor  potrzeby inwestycyjne uniwersytetu są znacznie większe.
Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości!

KC



Kruchtowa orkiestra
Budowa Świątyni Opatrzności Bożej pochłonęła dotąd 50 mln złotych, a potrzeba 120 kolejnych mln, aby zamknąć stan surowy. Fundacja, która czuwa nad budową, postanowiła, wzorem... Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka, zorganizować ogólnopolską zbiórkę pieniędzy zakrojoną na ogromną skalę. Akcja ma ruszyć około Wielkanocy 2008 r. Dodajmy, że w akcji Owsiaka chodzi o pomoc tysiącom chorych dzieci, zaś w akcji Kościoła  przede wszystkim o zbudowanie luksusowego miejsca pochówku dla arcybiskupów warszawskich.

AC



Nowa po staremu
Mamy nową Komisję Wspólną Przedstawicieli nowego rządu RP i starej Konferencji Episkopatu Polski. Na wniosek premiera do Komisji weszli: wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna (w roli współprzewodniczącego), szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, minister edukacji Katarzyna Hall, minister skarbu Aleksander Grad oraz minister kultury Bogdan Zdrojewski. Stronę kościelną reprezentują: abp Sławoj Leszek Głódź (współprzewodniczący), bp Stanisław Budzik, bp Andrzej Dzięga, bp Andrzej Suski i abp Józef Życiński. Niestety, na przełom się nie zanosi. Wręcz przeciwnie. Komisja, która wznowi działalność po ponad osiemnastomiesięcznej przerwie, nadal będzie przyklepywać kolejne daniny na rzecz pazernego Krk.

PS



Opłatek z wazeliną
W pałacu biskupim w Krakowie kardynał Dziwisz zorganizował spotkanie opłatkowe dla dziennikarzy.
Licznie zgromadzeni publicyści wysłuchali kardynalskiego przesłania, podpartego złotymi myślami JPII  wyznaczającymi zadania współczesnych mediów w społeczeństwie.
Później w imieniu krakowskiego środowiska dziennikarskiego głos zabrał redaktor naczelny Dziennika Polskiego  Piotr Legutko.
W patetycznym przemówieniu podkreślił, że kardynał Dziwisz jest opoką dla mediów, bo wskazuje kierunek w tym pełnym chaosu, ciągle zmieniającym się świecie.
Po takiej odważnej deklaracji możemy się spodziewać pełnej niezależności dziennikarskiej i skrupulatnego tropienia ewentualnych afer krakowskiego Kościoła.

PP



W Drugi policzek
Ksiądz Zbigniew Dudek z Częstochowy uczy swoich młodych parafian boksu. Duchowny sam trenował w młodości tę dyscyplinę sportu, zanim, jak stwierdził na antenie TVN, dostał... powołanie. Teraz szkoli młodych, aby m.in. potrafili oddać, gdy trzeba. Ksiądz Dudek uważa także, że treningi bokserskie wzmacniają pokorę... Cóż, na pewno bardziej niż połajanki z ambony.

MaK



Wiara w pieniądz
Rynek wiary i duchowości jest prężny i wciąż rośnie  twierdzą specjaliści z koncernu News Corp., kontrolowanego przez Ruperta Murdocha. Dlatego internetowe ramię koncernu, Beliefnet, zostanie wzmocnione zarówno organizacyjnie, jak i finansowo, by mogło lepiej służyć kanałom tematycznym, szczególnie religijnym. To zresztą nie pierwsza potężna inwestycja koncernu w religie. Co roku produkuje on 12 filmów o tej tematyce z budżetem od 3 do 20 mln dolarów każdy. Ponadto Murdoch dopieszcza liczne wydawnictwa religijne. W Polsce magnat rozwija TV Puls, licząc przede wszystkim na olbrzymi rynek reklam.

PS



Powołanie
Łukasz B. (lat 29) zawsze marzył, by zostać księdzem, lecz mógł pochwalić się jedynie kilkuletnim stażem ministranta w jednej z krakowskich parafii. Po ukończeniu szkoły podstawowej imał się różnych zajęć, ostatecznie zaś został ochroniarzem na stacji benzynowej.
Swoje kapłańskie fantazje przeniósł do wirtualnego świata, gdzie na różnych czatach podawał się za księdza. Tam, na komunikatorze Gadu-Gadu, poznał 16-latka, z którym się zaprzyjaźnił (zaiste, nadawał się na duchownego!).
Gdy pewnego razu młodzian wyznał, że w jego miejscowości potrzebny jest ksiądz, Łukasz B. ani chwili się nie zastanawiał. Z Teatru im. Słowackiego w Krakowie wypożyczył sutannę, ukradł fiata stilo i popędził w okolice Wadowic, gdzie miała się mieścić jego przyszła parafia.
Proboszczowi przedstawił się jako kapelan oo. Oblatów NMP w Katowicach i nie wzbudziwszy żadnych podejrzeń, niebawem przystąpił do wykonywania obowiązków kapłańskich. Odprawiał msze, głosił kazania, spowiadał, udzielał komunii itd. Jedyne, co zastanawiało parafian, to jego zbyt skromny  jak na księdza  samochód.
Ta idylla pana Łukasza mogłaby zapewne trwać długo, gdyby nie zwykły przypadek. Podczas rutynowej policyjnej kontroli okazało się, że dobrodziej porusza się skradzionym autkiem. Jak było dalej, nietrudno się domyślić... W każdym razie proboszcz dopiero od policji dowiedział się, dlaczego jego nowy, nadzwyczaj zdolny wikary nie odprawi już mszy.

PP



Jarosław i Hans
Jedna z lubelskich podstawówek od wielu lat nosiła imię Jarosława Dąbrowskiego. I komu to przeszkadzało?
W gazetce wydawanej przez parafię św. Michała ukazał się artykuł demaskujący patrona. Wystarczyło zajrzeć do pierwszej z brzegu encyklopedii, by dowiedzieć się że Jarosław Dąbrowski (18361871) był polskim działaczem niepodległościowym, jednym z przywódców Komuny Paryskiej (postulującej m.in. rozdział Kościoła od państwa, laicyzację oświaty oraz wywłaszczenie dóbr kościelnych) i na dodatek w Komunie widział nadzieję na odzyskanie niepodległości Polski. Niektórzy jednak czytają tylko parafialne pisemka. Ponieważ działacz niepodległościowy walczący z Kościołem to patron nie do przełknięcia, dyrekcja szkoły postanowiła zastąpić go Hansem Christianem Andersenem. Lubelscy radni nie podjęli jednak uchwały o zmianie imienia szkoły.
I chyba na szczęście, bo Andersen  sławny i znany (akurat nie moherom) gej, byłby znacznie bardziej kontrowersyjnym patronem.

AK



Rozwód na kredyt
Pewna lubelska firma konsultingowa wpadła na oryginalny pomysł połączenia kompleksowego doradztwa kanonicznego z doradztwem kredytowym. W sferze usług prawnokanonicznych lubelska firma stawia na wszechstronność i bynajmniej nie ogranicza się do typowych porad dotyczących procesu o stwierdzenia nieważności małżeństwa czy uzyskania dyspensy koniecznej do zawarcia ważnego małżeństwa. Oferuje porady prawne w zakresie: chrzest dziecka  odmowa proboszcza, ustalanie ważności chrztu, bierzmowanie  odmowa sakramentu, pokuta  nieudzielenie sakramentu, niedopuszczenie do Pierwszej Komunii Świętej itp.
A jak klientowi zabraknie gotówki dla księdza, firma profesjonalnie doradzi, z jakiego kredytu lub pożyczki skorzystać.

AK



Wielki z Małej
Jak niedawno pisaliśmy, jeśli wypalą plany proboszcza ze Świebodzina, górujący nad Rio de Janeiro Chrystus Król dostanie po nosie, bo jego świebodziński klon będzie monarchą koronowanym i wyższym od rodowitego Brazylijczyka! Małym Dawidkiem przy Goliacie ze Świebodzina stanie się 17-metrowej wysokości, licząca sobie już 70 lat replika pomnika z Rio w Małej koło Ropczyc na Podkarpaciu.
Tymczasem Chrystus Król z Małej (wotum dziękczynne za ocalenie wsi przed gradobiciem) wygrał w tym roku konkurs na Siedem cudów Podkarpacia.

Jad



Tkanie pajęczyny
Na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii episkopat nakręca kampanię polityczną  wymierzoną w rządzących socjalistów  pod hasłem obrony prawdziwej rodziny. Autokary zwożą do Madrytu tysiące ludzi, do których z telebimów przemawia sam Benedykt XVI. Biskupi martwią się zwłaszcza planami ograniczenia przywilejów Kościoła i zagwarantowania w szkołach publicznych swobody światopoglądowej w miejsce dominacji religii rzymskokatolickiej.

AC



Prezent dla Papy
Watykan doczekał się wreszcie długo zapowiadanego nawrócenia byłego premiera Wielkiej Brytanii  Tonyego Blaira  na katolicyzm. Oficjalna konwersja dokonała się przed Bożym Narodzeniem, a komunii nowemu poddanemu papieża udzielił sam katolicki arcybiskup Londynu  kardynał Cormac Murphy OConnor. Niektórzy już tak mają, że lubią być pod czyimś butem, np. Busha lub Benedykta.

AC



Kościoły pod młot
W Niemczech trwa wyprzedaż świątyń. Zarówno Kościół katolicki, jak i ewangelicki w ciągu 10 lat planują pozbyć się w sumie około 1400 opustoszałych budynków. Handlarze nieruchomości narzekają jednak, że wielu byłych kościołów nikt nie chce kupić nawet za 1 euro, ponieważ są zimne, ciemne i nieprzystosowane dla dzieci i osób starszych. Jest już pewne, że część kościołów trzeba będzie zwyczajnie wyburzyć.

AC



Spotkanie z Jezusem
Włosi mają nową kościelną aferę  tym razem związaną z pedofilem w sutannie. Okazał się nim powszechnie znany i szanowany we Włoszech ksiądz Pietrino Gelmini (lat 82), który molestował swoich podopiecznych, co dopiero teraz wyszło na jaw. Kapłana oskarża się o zgwałcenie przynajmniej ośmiorga dzieci z założonej przez niego wspólnoty dziecięcej Spotkanie. Oczywiście, miało chodzić o spotkanie z Jezusem...

BS



Monachomachia
W Ziemi Świętej chrześcijanie nie przestają dawać heroicznego świadectwa wiary przed muzułmanami i wyznawcami judaizmu. Podczas corocznych przygotowań do Bożego Narodzenia doszło niemal do bijatyki pomiędzy mnichami ormiańskimi a greckoprawosławnymi o to, kto ma sprzątać dany fragment Bazyliki Narodzenia Pańskiego. Ponieważ jeden z mnichów naruszył przestrzeń należącą do konkurencyjnego kościoła, w ruch poszły kamienie i miotły.

AC



a to polska wŁaŚnie

Gorszyciel

To była dość niezwykła promocja książki.
Na spotkaniu młodzi, łysi mężczyźni pytali zakłopotanego autora pewnej głośnej ostatnio publikacji: Nie boli cię dupa?. Albo: Jak tam zwieracze, jeszcze trzymają?.

Ale to nie ci młodzi mężczyźni z Narodowego Odrodzenia Polski zostali napiętnowani przez media, w tym także prasę kościelną, lecz autor, który próbował ratować spotkanie i prowadzić dialog  nawet z tak chamskimi dyskutantami.
Nie musiał tego robić  mógł odesłać ich do diabła z pomocą policji i ochrony, która przypatrywała się rozwojowi wypadków przez witryny jednej z łódzkich księgarni.
Nie chciał jednak dać NOPowcom pretekstu do uczynienia z siebie męczenników wolności słowa, prześladowanych przez policję na zlecenie kultury śmierci, czyli gejów, feministek i lewicowców.
Dlatego wolał znosić przez dobrą godzinę zniewagi i wyzwiska z ust obrońców tradycyjnych wartości chrześcijańskich i rodzinnych, a tak właśnie owi panowie sami siebie nazywają.
Katolicki tygodnik Gość Niedzielny nie docenił poświęcenia Roberta Biedronia, bo o nim tu mowa, i to jego, a nie wulgarnych oponentów nazwał gorszycielem, opatrując jego zdjęcia odpowiednim komentarzem z Ewangelii (patrz: skan). Nic nie pomogło działaczowi gejowskiemu nadstawianie drugiego policzka w dyskusji, cierpliwe znoszenie obelg i wytrwanie w atmosferze, która ocierała się o lincz. Biada gorszycielowi!.
Czymże zawinił gorliwym katolikom, zarówno tym łyso-narodowym, jak i tym wydającym diecezjalne czasopisma?
Oto napisał książkę pt. Tęczowy elementarz, czyli (prawie) wszystko, co chcielibyście wiedzieć o gejach i lesbijkach. To prosto i przystępnie napisana książeczka, w której autor odpowiada na najczęściej zadawane mu pytania. Pytania stawiane zarówno przez gejów i lesbijki, jak i ich rodziców, znajomych, przyjaciół i wrogów. Wśród pytań są takie bardzo podstawowe:
co to jest orientacja seksualna?, czy mogę wyleczyć się z bycia lesbijką lub czy geje zachowują się jak kobiety?. Znajdziemy tam też pytania i odpowiedzi z rodzaju bardziej ambitnych: co to jest queer?, co religie mówią o gejach i lesbijkach?, co to jest kultura gejowsko-lesbijska?, a także nieco zaskakujące, np.: czy lesbijki nienawidzą mężczyzn?, czy mój kumpel, który jest gejem, będzie próbował mnie podrywać?, jeśli nie jestem gejem, to czy muszę obawiać się AIDS?.
Można być lub nie być usatysfakcjonowanym z tych pytań i odpowiedzi Biedronia, ale gdzie tu właściwie powód do zgorszenia i wyzwisk? Powody są przynajmniej trzy. Po pierwsze, opublikowano książkę, w której o homoseksualności mówi gej, w dodatku akceptujący samego siebie. To budzi wściekłość tych wszystkich, którzy chcieliby czytać o tym zjawisku jako o chorobie, zboczeniu, zaburzeniu.
Po drugie, furię prawicowej prasy wzbudziła zapowiedź autora, że zgłosi swoją książkę do Ministerstwa Edukacji Narodowej jako pomoc dydaktyczną dla nauczycieli szkół średnich. Nawet jeśli ta informacja była chwytem marketingowym, obliczonym na wywołanie wzburzenia konserwatywnych mediów i lepszą sprzedaż książki, to właściwie trudno zrozumieć, co jest złego w tym, żeby wśród rozmaitych pozycji, które przedstawiają karykaturalny obraz homoseksualizmu, i z których  z błogosławieństwem ministerstwa  korzysta się w szkołach, znalazła się jedna książka oddająca głos drugiej stronie sporu. W dodatku, bardziej świadomej tego, co i o czym mówi. Czy szkoła nie ma przygotowywać do życia, w którym młodym przyjdzie się zmierzać z różnymi, sprzecznymi opiniami? Czy wchodzący w dorosłość ludzie nie mają prawa do rzetelnej informacji? No, jak widać i  jak można dowiedzieć się z prawicowo-kościelnych mediów  nie mają. A przynajmniej nie w Polsce.
Jest jeszcze, jak sądzę, trzeci powód wzburzenia ciemnogrodzian, choć oni sami nie bardzo chcą to przyznać. Otóż Biedroń sporo miejsca poświęca w książce sprawom stosunków na linii geje/lesbijki  religie, dostarczając wielu informacji mało dostępnych w naszym kraju. Referuje stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego wobec homoseksualności, ale także oddaje głos jego krytykom, demaskuje obłudę kościelnego pojęcia cywilizacja śmierci, informuje, że są wyznania, które życzliwie odnoszą się do gejów i lesbijek.
Czyż to nie jest głęboko gorszące?
Co będzie, jeśli np. młodzi ludzie dowiedzą się, że istnieje jeszcze inne chrześcijaństwo  poza tym podanym do wierzenia przez księdza katechetę. Biedroń zauważa m.in., że ewangeliczny Jezus nie był łaskaw zająć się w ogóle sprawą homoseksualizmu i nie wypowiedział na ten temat ani słowa.
Czyżby mu to nie przeszkadzało?
To dlaczego tyle mówił o religijnej obłudzie? Czyżby była gorsza od grzechu sodomskiego? Strach pomyśleć...
I na koniec mała anegdota związana z kolportażem Tęczowego elementarza. Empik odmówił wydawcom książki Biedronia zorganizowania spotkań z autorem na terenie tej największej sieci księgarskiej w Polsce. Niby wszystko jest w porządku, bo firma jest prywatna, i wiadomo, że może robić spotkania z kim chce.
Ale... uderza treść korespondencji Empiku z wydawcami Elementarza.
Wśród argumentów przeciwnych organizacji spotkań z Biedroniem wymienia się fakt, że firma promuje wyłącznie dzieła, które nie naruszają niczyjego dobrego imienia ani uczuć religijnych.
Czyli że jego książka narusza owe dobra lub uczucia... I jeszcze: (...) spotkanie może wywołać opór klientów, poruszana tematyka może ich zbulwersować, gorszyć.
Zawsze boję się, kiedy kolporterzy prasy lub książek zaczynają mówić o naruszonych uczuciach lub sprzeciwie klientów. Bo dzisiaj odmówi się z tego powodu promocji jakiejś książki krytycznej wobec Kościoła, jutro zdejmie się z półek np. Fakty i Mity, jeśli przyjdzie wystarczająco dużo radiomaryjnych babek, skarżąc się na obrażone uczucia. A pojutrze, w innym kraju, wyrzuci się na śmietnik Biblię, bo jej treść obraża uczucia religijne muzułmanów. Lub niereligijne  ateistów...

MAREK KRAK



a to polska wŁaŚnie

Warto rozmawiać

Rozmowa z Robertem Biedroniem, przewodniczącym Kampanii przeciw Homofobii (KPH), autorem Tęczowego Elementarza.

 Katolicki tygodnik Gość Niedzielny nazwał Pana gorszycielem, używając do tego cytatu z Ewangelii. Czy uważa Pan, że napisana przez Pana książka jest gorsząca, a jeśli tak, to w jakim sensie?
 W dulszczyźnianej Polsce wszystko może być uznane za gorszące. Nie dziwi mnie więc reakcja na moją książkę  spodziewałem się, że podniesie się wrzask ze strony środowisk wyczulonych na wartości katolickie.
Tęczowy Elementarz jest niezwykle łagodną książką o tolerancji, szacunku dla drugiego człowieka. Jednak w Polsce jakakolwiek dyskusja o gejach i lesbijkach gorszy bigotów.
 Wśród komentarzy prasowych, które pojawiły się po opublikowaniu Elementarza, można znaleźć sugestie, że geje i lesbijki lepiej by zrobili, gdyby mniej mówili o dyskryminacji, że wówczas byłoby mniej wystąpień homofobicznych, takich jak to podczas spotkania z Panem w Łodzi.
Nie żałuje Pan własnej aktywności społecznej?
Może lepiej byłoby siedzieć cicho?
 Dzisiaj coraz więcej osób w naszym kraju przerywa milczenie związane z przemocą, dyskryminacją i nietolerancją. Dotyczy to molestowanych kobiet, mniejszości, różnych grup zawodowych. Mówią głośno o swoim losie, bo to pierwszy krok do rozwiązania problemu. Jeśli nie zakomunikujemy faktu, że dzieje się pewna niesprawiedliwość, to ona będzie się pogłębiać. Jeśli o gejach i lesbijkach nie będziemy otwarcie rozmawiać, to będą narastać negatywne uprzedzenia. Będziemy się bać osób homoseksualnych, bo będziemy mieć ich wypaczony obraz. Tylko poprzez dyskusję, debatę jesteśmy w stanie te stereotypy i uprzedzenia rozwiać.
 W ostatnich tygodniach zwrócił się Pan do premiera Donalda Tuska z propozycją spotkania, aby porozmawiać o problemach mniejszości w Polsce. Na ten apel zareagował na razie lekceważąco marszałek Niesiołowski, twierdząc, że problemy gejów i lesbijek są niepoważne. Czy odpowiedział już może także premier Tusk?
 Nie odpowiedział. Nabrał wody w usta, mając pewnie nadzieję, że geje i lesbijki dadzą sobie spokój. Mam wrażenie, że Tusk pragnie uprawiać politykę homofobii w białych rękawiczkach.
Jemu nie wypada już nazywać nas pedałami, nawoływać do nietolerancji, więc wystawi Niesiołowskiego, który dobitnie powie nam, gdzie nasze miejsce. Jeśli chodzi o sprawy światopoglądowe, Platforma niczym nie różni się od PiS. Widać to po stosunku do Karty praw podstawowych czy religii w szkołach.
Przecież politycy PO i PiS to często dawni koledzy z AWS-u, partii niezwykle konserwatywnej i nietolerancyjnej.
 Czego Pan, działacz na rzecz praw człowieka, oczekuje od nowej władzy?
 Respektowania prawa. IV RP pokazała nam, jak łatwo zachwiać wątłą demokracją w naszym kraju. Jak w sposób bardzo łatwy możemy zniszczyć to, co razem zbudowaliśmy od 1989 roku. Władza w zakresie praw człowieka związana jest konstytucją oraz umowami międzynarodowymi, które Polska podpisała. Należy ich po prostu przestrzegać.
Rząd powinien aktywnie włączyć się w promocję tolerancji, idei państwa pluralistycznego, gdzie Kościół oddzielony jest od władzy państwowej. Wiem, że politycy PO niewiele różnią się w swoich pomysłach od Kaczyńskich.
Ale mam nadzieję, że IV RP była dla nich dość przerażającą i pouczającą lekcją tego, co może się stać, gdy gardzimy drugim człowiekiem.

Rozmawiał MaK



polska parafialna

Musiałem to zrobić

Szła ścieżką, rozpoznając na śniegu ślady syna. Nagle go zobaczyła. Jego stopy nie dotykały ziemi.

Marta i Zbigniew z podkarpackiej wsi Hłudno chyba nigdy nie otrząsną się po samobójczej śmierci Bartka.
Był grudniowy piątek. Ich 13--letni syn wrócił ze szkoły i zaraz wybrał się na sanki. Spieszył się, bo po południu miał służyć do mszy w miejscowym kościele.
 Przed południem zadzwonił do mnie ksiądz i poprosił, bym przyszła do niego, bo jest nieprzyjemna sprawa  opowieść Marty przerywana jest szlochem.  Poszłam, by dowiedzieć się, że proboszcz oskarża syna o kradzież pieniędzy. Podobno zginęło 500 czy 700 złotych.
Zdenerwowana, wróciła do domu, ale Bartka jeszcze nie było. Około dziewiętnastej, zaniepokojona, postanowiła go poszukać.
 Bywało czasami, że zasiedział się u kolegi. Za domem jest ścieżka i zobaczyłam świeże ślady na śniegu. Poszłam tamtędy i nagle... Cały czas to widzę: drzewo, sznur i bezwładnie zwisające ciało mojego dziecka. Krzyczałam, płakałam, podnosiłam go do góry, wzywałam pomocy, traciłam zmysły. Usłyszeli ludzie, przyjechało pogotowie. Niestety, było już za późno.

W niedzielę Marta i Zbigniew odnaleźli list syna. Leżał na półce pośród jego rzeczy. Bartek napisał w nim do pozostałych: Nienawidzę tego Łysego (...). Musiałem to zrobić, ponieważ mówił, że go okradłem. Ale ja przysięgam na Boga, że tego nie zrobiłem....
We wtorek odbył się wielki pogrzeb... z udziałem księdza proboszcza! Prowadził ceremonię, jak gdyby nic się nie stało. Na nic zdały się protesty rodziny i mieszkańców miejscowości, żeby proboszcz sprowadził innego księdza.

Mieszkańcy wsi, wciąż w szoku, dopiero teraz zaczynają mówić otwarcie o swoim proboszczu. Stanisław Kaszowski (na zdjęciu z Bartkiem, str. 1), który mieszka tu od 11 lat, do kryształowych kapłanów bowiem nie należy. Już dawno wiedziano, że prawdziwym bogiem jest dlań mamona i najnowszy mercedes, którego dorobił się w małej wiosce. Jest przy tym apodyktyczny, czasem bezczelny.
 Byliśmy w jego sprawie u biskupa w Przemyślu, ale nawet nas nie przyjął. Nie reagował też na nasze listy. Najgorsze było to, że proboszcz (lat 59), znęcał się nad dziećmi.
W 2005 roku pobił dziewięcioletnią Karolinę, co potwierdziła potem obdukcja, ale sprawa przyschła, bo ksiądz się przestraszył i ukorzył przed rodziną dziewczynki  prosił o wybaczenie, obiecując poprawę  opowiada były sołtys Stanisław Gładysz.
 Podczas lekcji religii książką bił dzieci po głowie i szarpał za uszy
 opowiada jedna z uczennic szkoły w Hłudnie.  Nikt go nie lubił. Nazywaliśmy go Łysym.
 Na skargi ludzi nie reagował ani dyrektor szkoły, ani nauczyciele. A przecież wiedzieli doskonale o tym biciu i obrażaniu uczniów. Wszyscy się go bali  mówi jedna z mieszkanek Hłudna.
 Czy wiedział pan o biciu uczniów podczas lekcji religii?  pytamy dyrektora szkoły, Jana Gosztyłę.
 Nie będę odpowiadać na żadne pytania  mówi, zirytowany wizytą dziennikarza.  Mamy w szkole prokuratora i policję, w związku ze śmiercią ucznia przeżywamy trudne chwile.
Pożegnalny list, który pozostawił Bartek, zawiera jeszcze inne, bardzo niepokojące treści. I choć kilka słów próbował w ostatniej chwili zamazać, to bez trudu można je odczytać: Nie chcę być więcej gwałcony  napisał chłopiec.
Teraz sprawą zajmuje się prokuratura w Brzozowie.
 Mogę jedynie potwierdzić, że prowadzimy postępowanie karne dotyczące tragedii w Hłudnie  mówi prokurator rejonowy Aurelia Skiba.
Tymczasem proboszcz powoli wyprowadza się ze wsi. Robi to nie z własnej woli, lecz pod przymusem, bo parafianie odebrali mu klucz od świątyni i kazali wynosić się precz. Pasterkę poprowadził już inny kapłan.

Do sprawy  wraz z rozwojem prokuratorskiego śledztwa  będziemy wracać.

Piotr Sawicki



polska parafialna

Akta histeryczne

Archiwa Instytutu Pamięci Narodowej stanowią pożywkę dla wszelkiej maści poszukiwaczy. Pożywkę permanentną.

Zgodnie z duchem czasu i obowiązującymi we współczesnej Polsce trendami, archiwa IPN-u przetrzepuje także Andrzej Czuma  poseł Platformy Obywatelskiej, gorliwy zwolennik odkłamywania przeszłości; patriota, wychowany w rodzinie, której członkowie i przodkowie poświęcali się bez reszty idei walki o wolność i niepodległość, działacz opozycji antykomunistycznej w PRL. Między innymi z tego względu Czumowie stali się przedmiotem zainteresowania Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL, które objęło ich akcją rozpracowania o kryptonimie Omega.
Dzisiaj każdy, kto  zdaniem posła i jego krewnych  pomagał aparatowi bezpieczeństwa w inwigilowaniu Czumów, trafia na ich stronę internetową. Do działu kapusie. O tym, że nie jest to rodzinny album, świadczą niezbicie ostre słowa charakterystyki przy każdej upolowanej po latach postaci.
Do tego przeklętego grona trafił także... ksiądz Józef, lepiej znany jako Efrem Osiadły. Paulin. Dowodem na jego współpracę są dwie notatki służbowe. Jedna spisana ze słów rozmówcy przez starszego inspektora Józefa Wojciechowskiego w dniu 30 października 1969 r.: Urszulę Czumę znam osobiście. Będąc w klasztorze Paulinów w Białej Podlaskiej, bywałem z kolegami w mieszkaniu rodziców Urszuli, którzy mieszkali w Białej Podlaskiej (...). Państwo Czumowie bardzo dobrze znają się osobiście z generałem paulinów o. Jerzym Tomzińskim. Osobiście widziałem, jak Urszula razem z mężem odwiedzała Tomzińskiego u paulinów w Warszawie przy ul. Długiej. Tomziński przy każdej okazji odwiedza mieszkanie Czumów w Warszawie przy ul. Srebrnej. Kilkakrotnie, jadąc wspólnie samochodem z Tomzińskim, zajeżdżaliśmy na ulicę Srebrną, gdzie Tomziński wysiadał i zostawał w mieszkaniu Czumów (...). Urszula miała serdeczną koleżankę Elizę (...).
Druga notka z kolekcji Czumy  utrzymana w podobnym stylu  sporządzona jest z kolei przez kapitana Henryka Snakowskiego 4 grudnia 1969 r. Nic więcej  żadnych zobowiązań, żadnych pokwitowań, żadnych rękopisów.
Tyle wystarczyło, aby poseł zawyrokował: Nieżyjący od trzech lat ksiądz Józef Efrem Osiadły z zakonu paulinów, honorowy obywatel Pionek, był konfidentem Służby Bezpieczeństwa. Pseudonimy? Aż dwa: Bonifacy Szczepański oraz Szczepan.
Skąd tyle odwagi w ferowaniu wyroków, szczególnie że sam zainteresowany bronić się już nie może? Swojego fanatycznego podejścia do lustracji Andrzej Czuma nigdy nie ukrywał. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest to temat, który wywołuje w nim emocji tak wiele, że aż zapomina o pięknie języka. Tak jak w wywiadzie dla polonijnego portalu expatpol.com: Przepisy w Polsce wciąż chronią kapusiów i agentów bezpieki (...). Ja przypomnę kolegom z PiS i PO, że obiecywaliśmy narodowi w kampanii wyborczej zeszłego roku, że będziemy ujawniać te agentury i spisywać najnowszą historię Polski w sposób uczciwy (...). Historycy wiedzą już dużo na ten temat, a ja będę wspierał działania zmierzające do odrzucenia klauzuli Kiszczaka i publikacji pełnych prawdziwych informacji o działaniach agentury. Zachęca mnie do tego fakt, że ci agenci stali się bezczelni. Nie czują żadnych wyrzutów sumienia.

Ojciec Józef Efrem Osiadły urodził się w Pionkach, święcenia kapłańskie otrzymał w 1956 r. Za kazanie wygłoszone 5 czerwca 1960 r. został skazany na 3 lata więzienia, utratę praw publicznych i obywatelskich. Jako zakonnik był kustoszem klasztoru na Jasnej Górze, przeorem klasztoru w Warszawie, a w końcu przeorem Jasnej Góry. 12 lat temu Rada Miasta Pionki nadała paulinowi tytuł honorowego obywatela. Nie wiadomo jednak, jak długo jeszcze zdjęcie ojca Efrema będzie zdobiło ścianę pionkowskiego magistratu, bo poseł Czuma, oprócz tego, że donosi, iż ksiądz Józef Efrem Osiadły to bez wątpienia były tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa, domaga się także odpowiednich działań. Skierował nawet do burmistrza miasta Romualda Zawodnika korespondencję: Czy na pewno na tytuł honorowego obywatela Pionek zasługuje człowiek, który nie zawahał się donosić na ludzi podejmujących walkę z totalitarnym systemem?. Burmistrz list przeczytał, działać jak na razie nie zamierza, bo przyznawanie i odbieranie honorowego obywatelstwa nie leży w jego kompetencjach. Z kolei Dariusz Dolega, przewodniczący Rady Miasta, podobnej korespondencji nie otrzymał. A mieszkańcy? Od swoich włodarzy oczekują przede wszystkim utworzenia nowych miejsc pracy, wzrostu poczucia bezpieczeństwa czy nowych inwestycji. Rozgrzebywanie przeszłości i męczeństwo rodziny Czumów nie mieści się w ich priorytetach.

Od ojca Efrema nie dowiemy się już, czy miał kontakty z bezpieką, a jeśli tak  to czemu służyły i jak oficerowie specsłużb odnotowywali w notatkach ich przebieg. Oczywiście, nie możemy wykluczyć, że po wyjściu z więzienia o. Efrem stał się superagentem walczącym z dzielnymi patriotami typu Czuma. Ale tylko nie możemy wykluczyć... Bo pewne jest jedno  lustracją oraz badaniem archiwów IPN-u powinni się zająć historycy, a nie histerycy, gdyż ujawnianie dokumentów to nie to samo co ferowanie wyroków. Powinien o tym pamiętać zwłaszcza Czuma, skazany w 1971 r. przez warszawski sąd na 5 lat więzienia, m.in. za planowanie przeprowadzenia licznych akcji rabunkowych, w tym nawet na bezbronną ekspedientkę, odnoszącą pieniądze do banku...

JULIA STACHURSKA



patrzymy im na ręce

Wyboje

Mamy propozycję dla rządu. Należy znieść lub przynajmniej zmienić przepisy
o transporcie drogowym. Od dwóch lat i tak nikt ich nie przestrzega. Stajemy się przez to pośmiewiskiem Europy.

Codziennie ponad 870 tysięcy Polaków, przeklinając ceny autobusowych biletów, dojeżdża do pracy czy szkoły. Czemu tak drogo? I coraz drożej? Urzędnicy odpowiadają, że winne temu są rosnące ceny paliw. A to kłamstwo.
Latem 2001 r. ostatnim rzutem na taśmę rząd Jerzego Buzka przepchnął przez Sejm kilkusetstronicową ustawę o transporcie drogowym. Ówczesny wiceminister odpowiedzialny za tę branżę (a dzisiaj prominentny polityk PiS), Krzysztof Tchórzewski, tak oto zachwalał swoje dzieło: Pozwoli ona na uporządkowanie branży, zapewni ochronę interesów konsumentów i umożliwi rozwój firm. Jest ona zgodna z prawem europejskim.
Posłom zupełnie wystarczyło takie wyjaśnienie i grzecznie uchwalili prawnego gniota. Zapomnieli, że prawo europejskie, czyli dyrektywy Brukseli, dotyczą towarowych i pasażerskich przewozów międzynarodowych. Podkreślmy: międzynarodowych! Komunikacja miejska i lokalna nie podlega obowiązkowi koncesyjnemu!
Po 1990 r. w wielu miejscach Polski z dnia na dzień pojawiła się spora liczba małych przewoźników. Ceny za usługi zaczęły naturalnie spadać, bo była konkurencja. To jedna z nielicznych branż, w której urzędnicy szczęśliwie nie mają wiele do powiedzenia. Wszystko skończyło się 1 stycznia 2002 r. Od tego dnia każdy, kto chce prowadzić firmę transportową i regularnie przewozić ludzi, musi wystąpić do dwóch urzędów o stosowne pozwolenia. Najpierw opłatę za tak zwaną licencję pobiera wójt. Sięga ona nawet 8 tysięcy zł od busa i 12 tysięcy zł od autobusu! Jednak sam tylko kwit, jaki wydaje wójt, ma wartość papieru, na którym go wydrukowano. Potrzebne są jeszcze tak zwane koncesje na poszczególne linie. Na dzień dobry w starostwie lub w urzędzie marszałkowskim przedsiębiorca zostawi co najmniej 8 tysięcy zł. To zaliczka na tak zwane opracowanie sytuacji rynkowej. Po prostu urzędnik chce uchronić przewoźnika przed bankructwem, gdyby ten nierozumnie chciał wozić powietrze zamiast ludzi... Oprócz opracowania trzeba zapłacić za złożenie wszystkich stosownych papierów staroście czy marszałkowi. Jak mówili dziennikarzom FiM szefowie firm transportowych, zazwyczaj jest to wydatek kilkunastu tysięcy od jednej linii. Od ponad roku wiele samorządów wpadło na pomysł pobierania opłat jeszcze za prawo do zatrzymania się na przystanku. To nic, że już w 2005 r. Sejm przyjął stosowną ustawę zakazującą takiej praktyki.
Po upływie trzydziestu dni (takiego czasu potrzebuje przeciętnie urzędnik w starostwie lub w urzędzie marszałkowskim na rozpatrzenie podania) przedsiębiorca ma wreszcie prawo do wniesienia opłaty za licencję: zapłaci za nią do 750 złotych od każdego autobusu. Mając już komplet dokumentów, przewoźnik może kupić kasę fiskalną (za kilka tysięcy) i karty do tachografu, żeby wreszcie zacząć jeździć. Ale jeżeli przyjdzie mu do głowy honorować prawo do ulgowych i bezpłatnych przejazdów (dziatwa szkolna i studenci, posłowie, inwalidzi), to niech nie liczy, że państwo zapłaci mu za to w terminie. O nie. Od 2006 roku w okolicach września wojewodowie nie mają już na to kasy. Zaległości państwo ureguluje w grudniu, oczywiście bez odsetek. Wcześniej zastuka do niego urząd skarbowy po należny podatek VAT od przyznanej, ale niewypłaconej jeszcze dopłaty do owych ulgowych biletów.

Ale wróćmy do naszego biznesmena Kowalskiego. Chciał działać zgodnie z prawem, więc na początek wydał kilkadziesiąt tysięcy złotych na kwity. W tym samym czasie jego kolega Malinowski, nie przejmując się durnymi przepisami i mając jedynie wpis do ewidencji działalności gospodarczej (który kosztuje do 150 złotych), zarabiał na chlebek. VAT-u, oczywiście, nie płacił, bo i kasy fiskalnej w autobusie nie miał. Przepisami ruchu drogowego też się nie przejmował i trasę LublinWarszawa potrafił pokonać, jadąc z prędkością ponad 120 kilometrów na godzinę. To wcale nie żart, lecz codzienna praktyka. Wystarczy przejść się pod Pałac Kultury i Nauki w samym centrum stolicy i poczytać rozkłady jazdy różnych dziwnych przewoźników, niemających żadnej siedziby. Ich biura mieszczą się w telefonach komórkowych. A ryzyko wpadki? Nie żartujmy! Inspekcja Transportu Drogowego, specjalnie powołana do pilnowania, czy firmy mają koncesje i licencje, ujawniła (pod rządami specjalistów z PiS) 200300 przypadków jeżdżenia bez kwitów. Średnio na jednego zatrudnionego w Inspekcji przypada jeden delikwent na rok. Nasi dziennikarze sami, w ciągu jednego tygodnia latem 2007 r., na trasie WarszawaLublinChełmZamość bez trudu naliczyli ponad 40 przewoźników bez zezwoleń. Na trasie WarszawaPułtusk piraci urządzili sobie przystanek naprzeciwko... Komendy Policji.
Jeżdżący bez pozwoleń mogą nie tylko zapłacić więcej kierowcom, ale jeszcze, dzięki unikaniu podatków, oferują niższą cenę za przejazdy.
Ostatnie dane GUS dotyczące rentowności branży (tej rejestrowanej) są szokujące. Otóż tylko 40 procent firm autobusowych przynosi zyski. Jak szacują eksperci, za dwa do czterech lat wiele z nich nie będzie już miało czym jeździć. Nie stać ich bowiem na zakup nawet używanych autobusów. Ciekawe, czy wtedy panowie wójtowie czy starostowie zapłacą rodzicom za dowóz dzieci do szkół...

MiC

patrzymy im na ręce

Przyszłość w atomie

Codziennie politycy PiS straszą nas, że zabraknie prądu i paliw, a w ogóle to czeka nas straszliwy kryzys energetyczny. Wszystkiemu winna jest, oczywiście, obrzydliwa Rosja Putina. Eksperci jak zwykle mają inne zdanie niż PiS-owcy.

W nasze ręce wpadły dwa opasłe tomy raportu Głównego Instytutu Górnictwa pt: Scenariusze rozwoju technologicznego kompleksu paliwowo-energetycznego kraju do roku 2030.
Naukowcy są zgodni: szansą dla Polski jest postawienie na atom.
Wszystkie krajowe oraz międzynarodowe prognozy cen podstawowych surowców energetycznych wskazują, że ropa naftowa i gaz ziemny będą drożeć. Proces to niezależny od rozwoju sytuacji politycznej. Po prostu światowe złoża są na wyczerpaniu. Technologie produkcji syntetycznej benzyny, np. z węgla, są niezwykle kosztowne. Jednak gdy połączymy w jeden ciąg technologiczny reaktory atomowe, przeróbkę węgla i tradycyjną elektrownię uzyskamy rynkowo najtańsze paliwa i prąd.
Oto zalety energii atomowej:
Po pierwsze  do przeszłości odeszły już reaktory wymagające olbrzymich betonowych konstrukcji. Na topie są tak zwane instalacje modułowe. Zmniejszenie rozmiarów nastąpiło w wyniku zmiany systemu chłodzenia oraz wykorzystania toru jako paliwa.
Po drugie  wykorzystanie toru umożliwia zamknięcie paliwa w mikrokapsułkach. Próby wykazały, że są one praktycznie niezniszczalne. Te dwie cechy pozwalają na zbudowanie elektrowni na terenie zaludnionym.
Wróćmy do węgla. Paliwa płynne produkuje się wyłącznie z tego kamiennego. Niestety, aby uzyskać rynkową ilość ropy z węgla, musimy do atmosfery wypuścić olbrzymie ilości dwutlenku węgla (znowu na Śląsk?). To powoduje, że cały biznes przestaje się opłacać, gdyż instalacje jego wyłapywania są piekielnie drogie (ich koszt sięga 4048 proc. wartości inwestycji). Do tego dochodzi niezwykle kosztowna utylizacja.
Na te wszystkie problemy odpowiada modułowy reaktor wysokotemperaturowy chłodzony helem.
Po jego połączeniu z tradycyjną elektrownią jesteśmy w posiadaniu praktycznie bezodpadowej elektrowni oraz gotowej fabryki benzyn. Wszystkie zbędne substancje powstające w toku produkcji takiego zespołu mają być wtórnie wykorzystane.
I tak wodór powstający w toku zasilania reaktora jądrowego, z którym dotąd nie było co zrobić, będzie podstawowym surowcem do produkcji dodatkowego płynnego paliwa, czyli metanolu. Drugim związkiem, który wykorzystamy do jego otrzymania, będzie dwutlenek węgla powstający w toku spalania węgla w tradycyjnej elektrowni. Uwolniony w toku chłodzenia reaktora tlen (z którego wykorzystaniem dotąd też były problemy) wykorzysta elektrownia węglowa w toku spalania tego paliwa. W takiej konfiguracji radykalnie podniesie się jej wydajność i obniży cena produkowanego prądu.
Wszystkie uboczne produkty takiego kombinatu nadają się do dalszego wykorzystania. Możemy wykorzystać popiół do produkcji wysokowytrzymałych betonów, materiałów izolacyjnych, tworzyw sztucznych, farb okrętowych do budowy dróg itp.
Oczywiście, trzeba patrzeć też na koszty inwestycji. To prawda, że cena pierwszego kompleksu może wynieść nawet 44,5 miliarda złotych. Suma zawrotna. Jednak dość szybko się zwróci. Aby sprostać zaostrzonym normom ekologicznym, i tak będziemy musieli wydać pieniądze na wymianę urządzeń w dotąd funkcjonujących elektrowniach. Według szacunków, ma to kosztować nawet 49 miliardów zł. Wydatki na pierwszy zespół  elektrownia jądrowa plus elektrownia węglowa wraz z zakładami pozyskiwania syntetycznych paliw płynnych  w poważnej części może pokryć Unia Europejska w ramach programów badawczych energetyki i ochrony środowiska. W ten sposób ze środków unijnych korzystały wszystkie kraje starej Unii.
Jak wynika z szacunków Energoprojektu Katowice, w 2025 r. najtańszy prąd dla zwykłego Kowalskiego będzie pochodzić z elektrowni atomowej (od 123 do 132 złotych za MWh), zaś najdroższy  z tak zwanych czystych źródeł (fermy wiatrowe  345 złotych za MWh, biomasy  307 złotych za MWh). W przypadku energetyki wykorzystującej naturalne ciepłe podziemne wody, koszty okazały się niepoliczalne. Wysoka cena energii pochodzącej z elektrowni wiatrowej czy spalającej biomasę jest spowodowana kosztami samej inwestycji (urządzenia, budowa wiatraków czy kotłów), przy krótkim czasie ich pracy  najwyżej 15 lat w porównaniu z nowymi reaktorami atomowymi, dla których wynosi on do 60 lat.
Jak widać z tego krótkiego przeglądu, Polska nie ma wyjścia i musi zacząć prace nad elektrownią atomową. Mamy kadry, mamy projekty, brakuje tylko kapitału. On leży w Brukseli. Aby po niego sięgnąć, potrzebna jest wola polityczna. Nie mamy już czasu na długie debaty.

MiC

patrzymy im na ręce

Pasażerowie na gapę

Przy sprzątaniu można się pobrudzić. Ale zaczynając porządki w państwie, wypada mieć czyste ręce...

PiS załatwiło kwestię likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, odtrąbiwszy, że ich załoga to banda kryminalistów oraz zaprzedanych Rosjanom renegatów, a następnie dając Antoniemu Macierewiczowi do rąk laskę dynamitu i brzytwę.
Mamy więc obecnie w Polsce taką sytuację, że:
ń składające się przede wszystkim z funkcjonariuszy (ze śladową liczbą żołnierzy) kontrwywiad i wywiad wojskowy nie stanowią już części Sił Zbrojnych RP, lecz są jedynie centralnymi urzędami administracji rządowej, podległymi Ministerstwu Obrony Narodowej. Ot, taka cywilna służba wojskowa  nieznane w cywilizowanym świecie kuriozum;
ń newralgiczne stanowiska w tychże służbach zostały owładnięte przez ludzi Macierewicza, a  według ustalonych przez niego kryteriów  o przyjęciu do kontrwywiadu i wywiadu mogli marzyć jedynie ci, którzy, obudzeni w środku nocy, wiedzą, kto to był ks. Jerzy Popiełuszko i ks. Ignacy Skorupko, Józef Piłsudski, Roman Dmowski i Wincenty Witos, oraz odróżniają Andersa od Berlinga i Okulickiego od Małego Franka (por. Szczep druha Macierewicza  FiM 45/2007);
ń kierowana przez Macierewicza (od kilku tygodni przez Jana Olszewskiego) komisja, mimo roku z okładem pracy, zdołała uporać się z weryfikacją ok. 800 spośród 2177 żołnierzy byłych WSI. Reszta gnuśnieje w tzw. rezerwie kadrowej lub odeszła na wymuszone patową sytuacją przedwczesne emerytury.

Wojskowe i cywilne specsłużby czeka zapowiedziana przez rząd Donalda Tuska kompleksowa kontrola, której wyniki będą podstawą do dalszych decyzji strukturalnych i organizacyjnych, a niewykluczone, że również prokuratorskich...
Platforma Obywatelska obiecuje, że audytorami nie będą politycy, lecz najwyższej klasy fachowcy. Z docierających do nas przecieków wynika, że na czele zespołu kontrolerów stanie prawdopodobnie sekretarz stanu Paweł Graś (odpowiedzialny w Kancelarii Premiera za służby specjalne), któremu pomagać mają partyjni koledzy  miejmy nadzieję, że jedyni...  Konstanty Miodowicz i Marek Biernacki. Wszelkie zaś znaki na ziemi wskazują, że ekipą sprzątającą po Macierewiczu dowodzić będzie generał Tadeusz Rusak  szef WSI w okresie rządów Jerzego Buzka (19972001).
Zły to sygnał ze strony Platformy. Powód?
Oto po objęciu w 2001 r. władzy przez SLD, minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński powołał specjalną komisję pod kierownictwem ówczesnego szefa Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI, pułkownika Jana Oczkowskiego, powierzając jej zadanie sporządzenia bilansu otwarcia w wojskowych specsłużbach.
Z najostrzejszych haków, jakie znaleźli wtedy na Rusaka  zastąpionego już gen. Markiem Dukaczewskim  wymieńmy przykładowo:
ń skuteczne nakłonienie pułkownika (późniejszego generała z nadania PiS-u) Jana Żukowskiego  poprzednika Oczkowskiego na stanowisku szefa BBW, do wyrażenia zgody na remont wykorzystywanego przez Zarząd Wywiadu WSI tajnego obiektu na Cyrhli w Zakopanem przez ekipę, która formalnie zarejestrowała działalność tuż przed ogłoszeniem przetargu, a równolegle budowała Rusakowi dom pod Krakowem.
 Żuk miał dużo za uszami, ale łudził się nadzieją, że Dukaczewski pozostawi go w firmie i pozwoli na wymarzony wyjazd na Litwę w charakterze attach wojskowego. Dlatego też bardzo chętnie nadawał na Rusaka, aczkolwiek nie uzyskał spodziewanych profitów (Żukowski został skierowany do rezerwy kadrowej, skąd odszedł do cywila. Wrócił do służby pod rządami PiS  dop. red.)  wspomina jeden członków komisji;
ń wymuszenie na Żukowskim aprobaty dla wykupienia przez WSI od koleżanki Rusaka lokalu (kawalerka na parterze pod znanym FiM adresem), w celu uczynienia z niego mieszkania konspiracyjnego. Choć ówczesna rynkowa wartość garsoniery nie przekraczała 100 tys. zł, WSI (transakcję firmował kapitan Andrzej Ż. z pionu techniki operacyjnej) bez zmrużenia oka zapłaciło ponad 140 tys. zł.
 Te i inne historie zostały zaledwie zasygnalizowane w raporcie Oczkowskiego, ale istnieją do nich obszerne załączniki. Spraw tych jednak nie kontynuowano na drodze procesowej, bo Szmajdziński polecił, aby je wyciszyć  twierdzi nasz informator, który brał udział w archiwizowaniu raportu.

Już nie z przecieków, lecz dobrze poinformowanych źródeł dochodzą nas niepokojące sygnały, że szef MON Bogdan Klich (fot. powyżej) ma zostać wsadzony na minę. Oto prawą ręką Rusaka w grupie audytorów sprzątających po Macierewiczu na poletku Służby Wywiadu Wojskowego ma być płk Tadeusz B.  osobliwie nieciekawa postać...
Jako absolwent (1979 r.) Wyższej Szkoły Oficerskiej Służb Kwatermistrzowskich służył przez wiele lat w stołecznych jednostkach zabezpieczenia materiałowego i logistycznego. Zajmował w nich stanowiska dowódcze, decydował o remontach, inwestycjach itp. Pozostawał wówczas w konkubinacie z Zofią W., właścicielką jednoosobowej firmy świadczącej usługi budowlane  firmy, która najbardziej lukratywne wielomilionowe zlecenia otrzymywała z wojska. Przypadek?
Udało nam się dotrzeć do tajnego meldunku z 11 lutego 2006 r., w którym jeden z oficerów udowadnia płk. Żukowskiemu  ówczesnemu zastępcy szefa WSI  że to nie był przypadek.
W dokumencie znajdujemy konkretne przykłady uzasadniające wyrażony przez autora pogląd, że Tadeusz B.  wówczas już szef sztabu WSI  realizował w służbie swoje prywatne interesy, powodując trudne do oszacowania szkody w mieniu wojskowym. Jednak ciągu dalszego nie było...
 B. przyszedł do WSI w 1998 r. na posadę szefa Zabezpieczenia Organizacyjno-Logistycznego, a na skutek przekształcenia tej struktury w lutym 2006 r. został szefem sztabu. Wraz z bratem (przewodniczący Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego  dop. red.) są bardzo blisko związani z arcymyśliwym Sławojem Leszkiem Głódziem (biskup polowy Wojska Polskiego w latach 19992004  dop. red.). I właśnie dzięki poparciu ekscelencji zaczął nagle robić oszałamiającą karierę z perspektywą na generalskie lampasy. O mały włos wyleciałby na zbity pysk do cywila, gdy na czele WSI stanął Dukaczewski. Byłem świadkiem, jak w grudniu 2001 r. na wewnątrzresortowym bankiecie arcybiskup Głódź osobiście prosił generała, żeby Tadziowi nie robić krzywdy, bo to taki zasłużony dla Ordynariatu Polowego człowiek. Gdy w październiku 2006 r. rozpoczęła się weryfikacja, podpułkownik Piotr Kanarkowski, którego Macierewicz ściągnął z Biura Ochrony Rządu z zamiarem powierzenia mu funkcji szefa sztabu, dał Tadziowi godzinę na spakowanie manatków i opuszczenie gmachu WSI. Ten pognał po ratunek do Głódzia, ale ekscelencja kazał mu przyczaić się i czekać na lepsze czasy. No i prawdopodobnie nastały, bo wiadomo mi, że jest szykowany na audytora wywiadu wojskowego...  twierdzi nasz informator z MON-u.
Ujawnia, że były biskup polowy już raz przysporzył wojsku ciężkich kłopotów:
 Z rekomendacji i po wyjątkowo uporczywych naleganiach Głódzia przyjęto do WSI byłego kleryka seminarium duchownego, podporucznika Wojciecha S. Protegowany pracował w komórce nadzorującej system łączności Polski z NATO. W grudniu 2003 r. został zatrzymany z ponad setką tajnych dokumentów, które zamierzał przekazać Rosjanom. Przyznał się do szpiegostwa, ale nie sądzę, żeby tylko za skruchę dostał raptem 3 lata więzienia, czyli najniższy wymiar kary za popełnione przestępstwo. Przypuszczam, że i w sądzie ekscelencja zamieszał...
Pozostaje pytanie, czy ludzie, którzy mają dłonie popaprane Głódziem, mogą sprzątać po Macierewiczu...

Opisywaliśmy przed kilkoma miesiącami (Gdzie jest generał?  FiM 24/2007) załamanie kariery gen. dyw. Piotra Czerwińskiego (na zdjęciu poniżej). Ów hołubiony wcześniej przez PiS dowódca został nagle odwołany ze stanowiska i przeniesiony do rezerwy kadrowej, a stało się to zaraz po tym, jak ruszyliśmy temat łapówkarzy z 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej, których dopadła Żandarmeria Wojskowa.
Przypomnijmy, że podejrzani ostrzeliwali byłego przełożonego oskarżeniami ciężkiego kalibru, spośród których wesele jego córki Anny zorganizowane przez pewnego [znanego redakcji] biznesmena z Poznania jest stosunkowo najdrobniejszym przewinieniem, że już nie wymienialiśmy inkryminowanej sprzedaży mieszkania służbowego, zanim zdążył wykupić je od wojska...
Coś jednak stało na przeszkodzie rozwojowemu (tak nas zapewniał rzecznik prasowy żandarmerii)  śledztwu. Co?
Nie otrzymaliśmy wówczas od Aleksandra Szczygły odpowiedzi na pytanie, dlaczego Prokuratura Garnizonowa w Szczecinie torpeduje działania żandarmerii i udaje, że nie rozumie wagi zarzutów podnoszonych pod adresem generała.
Po upadku PiS-u generał (w stanie spoczynku) Czerwiński objął funkcję wiceministra obrony narodowej.
 Sprawdziłem dossier pana ministra i wiem, że nie ma żadnych przeszkód, które by uniemożliwiały jego powołanie  zapewnił szef resortu obrony Bogdan Klich po powołaniu serdecznie zaprzyjaźnionego z Czerwińskim gen. bryg. Marka Witczaka na stanowisko komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej.

Anna Tarczyńska

pod paragrafem

Porady prawne

W dniu 7 kwietnia 2007 r. zmarł mój ojciec. Pozostawił on po sobie dwójkę dzieci, mnie i mojego brata, oraz dwóch wnuków, moją córkę i mojego bratanka. Ojciec był wdowcem  moja matka zmarła w 2000 roku. Jak się później dowiedziałem od brata, ojciec pozostawił testament, w którym pisze, że mnie wydziedziczył, a cały spadek przekazał mojemu bratu. Czy wobec tego mogę dochodzić swego prawa do spadku, np. podważyć testament, i czy ma to jakiś sens, a jeśli nie, to czy mogę chociaż żądać zachowku? (Andrzej K.)

W powyższej sytuacji ma Pan do wykorzystania kilka możliwości dochodzenia swych praw. Niestety, nie znamy dokładnego stanu faktycznego Pana sprawy, w związku z tym nie możemy Panu powiedzieć, która możliwość jest optymalna w tej sytuacji. Po pierwsze  może Pan powołać się na nieważność testamentu. Zgodnie z art. 945 par. 1 kodeksu cywilnego nieważny jest testament sporządzony w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli; pod wpływem błędu uzasadniającego przypuszczenie, że gdyby spadkodawca nie działał pod wpływem błędu, nie sporządziłby testamentu tej treści lub pod wpływem groźby. Jeżeli jest Pan w stanie udowodnić którąkolwiek z tych przesłanek, może Pan doprowadzić do unieważnienia testamentu, a co za tym idzie  do dziedziczenia ustawowego, na mocy którego będzie Pan dziedziczył z bratem po 1/2 spadku. Z treści Pana listu wynika, że ojciec sporządził tzw. testament holograficzny, czyli sporządzony pismem odręcznym. Należy w tym miejscu nadmienić, że taki testament musi być w całości sporządzony pismem ręcznym i podpisany przez Pana ojca. Jeżeli nie może Pan powołać się na nieważność testamentu, może Pan zakwestionować wydziedziczenie i wystąpić z roszczeniem o zachowek. Należy pamiętać, iż wydziedziczenie Pana mogło nastąpić jedynie z trzech przyczyn: 1) wbrew woli spadkodawcy postępował Pan uporczywie w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego, 2) dopuścił się Pan wobec spadkodawcy albo jednej z najbliższych mu osób umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci; 3) uporczywie nie dopełniał Pan wobec spadkodawcy obowiązków rodzinnych. Przyczyna ta musi również wynikać z treści testamentu, jeżeli więc nie została ona w nim wskazana, wydziedziczenie nie następuje. Może Pan również zakwestionować wydziedziczenie, udowadniając, że ojciec po sporządzeniu testamentu Panu wybaczył (art. 1010 kc). Jeżeli jednak i ta droga w Pana przypadku wydaje się mieć małe szanse powodzenia (należy zauważyć, iż w praktyce zakwestionowanie wydziedziczenia jest dość trudne), może Pan skorzystać z ostatniej możliwości, jaką daje art. 1011 kc. Zgodnie z nim, zstępni wydziedziczonego zstępnego są uprawnieni do zachowku, chociażby przeżył on spadkodawcę. O zachowek po dziadku może więc wystąpić Pana córka. Jeżeli jest ona małoletnia, będzie przysługiwał jej nawet wyższy zachowek, niż Panu, ponieważ  zgodnie z art. 991 par. 1 w Pana przypadku zachowek wyniósłby połowę wartości udziału spadkowego, który by Panu przypadał przy dziedziczeniu ustawowym, a Pana córce przypadają dwie trzecie tegoż udziału. (Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r.  Kodeks cywilny, DzU64.16.93)


Czy w przypadku zakupu nieruchomości (działka z domkiem w stanie zniszczonym) 6 miesięcy przed śmiercią żony jej dzieci jako spadkobiercy będą miały prawo do dziedziczenia po niej części tej nieruchomości? Jeśli tak, to czy od wartości zakupu, czy po dokonanych na niej inwestycjach, które zacząłem przeprowadzać dopiero po 2 latach od śmierci żony ze swoich własnych oszczędności i emerytury; jej dzieci nie partycypowały w kosztach tego remontu i nigdy w nim nie uczestniczyły. Nadmieniam, że ta działka jest moim jedynym miejscem zamieszkania do śmierci. Ze sprzedanego mieszkania własnościowego rozliczyłem się już z pasierbami  na ich żądanie  po bardzo wysokiej cenie za m2. Kiedy powinno nastąpić (ustawowo) rozliczenie z pasierbami  spadkobiercami żony  z omawianej wyżej nieruchomości? Jestem schorowany, utrzymuję się wyłącznie z niskiej emerytury i nie stać mnie na jakiekolwiek rozliczenia majątkowe. Czy coś mi grozi ze strony pasierbów? Nieruchomość zamierzam przekazać testamentem bliskiej mi osobie, a jednocześnie nie chciałbym, aby miała ona z ich strony jakieś kłopoty, pomimo, że ze mną osobiście pasierbowie nie utrzymują kontaktu od lat. (Marian z Kielc)

Nie opisuje Pan ustroju majątkowego, jaki panował w Państwa związku, zatem na potrzeby porady prawnej zakładamy wspólność majątkową jako ustrój najpopularniejszy. Do Państwa wspólnego majątku wchodziły wtedy przedmioty majątkowe nabyte w czasie jej trwania przez oboje Państwa, chyba że były od tego wyłączone przez przepisy bądź umowę stron. Konsekwencją tego było to, że w nieruchomości każde z Państwa miało udziały w tej nieruchomości. Udział Pana małżonki wchodzi w skład spadku po niej.
Jeżeli Pana małżonka nie pozostawiła po sobie testamentu, zachodzić będzie dziedziczenie ustawowe. W systemie tym w pierwszej kolejności powołane są z ustawy do spadku dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek; dziedziczą oni w częściach równych (a jeżeli któreś z nich nie dożyło momentu tzw. otwarcia spadku, to jego udział przypada jego dzieciom również w częściach równych). Jednakże część przypadająca małżonkowi spadkodawcy nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku. Należy przy tym zaznaczyć, że Pana pasierbowie są w takiej sytuacji współwłaścicielami wspomnianej nieruchomości, i domniemywa się, że wszystkie udziały są równe, chyba że przeprowadzi się dowód na okoliczność przeciwną. Oznacza to szereg obowiązków: m.in. na czynności przekraczające zakres zwykłego zarządu, a do takich należą inwestycje poczynione na nieruchomości, muszą wyrazić zgodę wszyscy współwłaściciele. W braku takiej zgody nie można tych czynności dokonywać, natomiast współwłaściciele, których udziały wynoszą co najmniej połowę, mogą żądać rozstrzygnięcia przez sąd, który orzeknie, mając na względzie cel zamierzonej czynności oraz interesy wszystkich współwłaścicieli. Wynika to m.in. z faktu, że w równym stopniu partycypują wszyscy współwłaściciele w kosztach, jak i pożytkach uzyskiwanych z nieruchomości. Natomiast poczynione przez Pana nakłady przekładają się na zwiększenie wartości nieruchomości, zasadniczo pasierbowie Pana nie mogą się domagać przywrócenia stanu poprzedniego.
W powyższej sytuacji spadkobiercy dla uniknięcia niedogodności związanych ze współwłasnością mogą rozliczyć się (tzw. dział spadku) ze sobą na podstawie umowy albo też żądać, by rozstrzygnął o tym sąd. Każde z nich powinno uprzednio też (także i Pan) uzyskać stwierdzenie nabycia spadku  co stwierdza sąd na wniosek osoby mającej w tym interes. Uzyskanie takiego stwierdzenia ułatwia ewentualne dochodzenie swoich praw podczas rozliczeń z pozostałymi spadkobiercami. Podczas samego rozliczenia pomiędzy zstępnymi spadkodawcy a małżonkiem spadkobiercy są wzajemnie zobowiązani do zaliczenia na schedę spadkową otrzymanych od spadkodawcy darowizn, chyba że z oświadczenia spadkodawcy lub z okoliczności wynika, że darowizna została dokonana ze zwolnieniem od obowiązku zaliczenia. Tę kwestię regulują szczegółowo art. 10351046 kodeksu cywilnego. M.in. uwzględnia się poniesione przez spadkobiercę koszty wychowania oraz wykształcenia ogólnego i zawodowego, o ile koszty te przekraczają przeciętną miarę przyjętą w danym środowisku, co może mieć znaczenie w przypadku zgłaszania przez Pana pasierbów zbyt wygórowanych roszczeń wobec Pana.
Przy dziale spadku może się okazać, że sąd przysądzi jednemu ze spadkobierców wspomnianą nieruchomość z obowiązkiem spłaty pozostałych  wtedy uwzględniając nakłady poczynione przez Pana w ogólnym rozrachunku. Wydaje się zatem, że w opisywanej sytuacji nie powinien Pan się obawiać ewentualnego działu spadku. (Podstawa prawna: Kodeks cywilny  DzU nr 16 z 1964 r., poz. 93 z późn. zm.)


W grudniu 1992 r. przeszedłem na emeryturę po 43 latach pracy. W tym 35 lat pracy odbywało się w warunkach szczególnie uciążliwych. W 1989 r. zmieniłem pracę, co było spowodowane względami ekonomicznymi. Moje wynagrodzenie w czasie pracy było znacznie wyższe od średniej krajowej, natomiast wysokość emerytury jest rażąco niska w stosunku do dochodów w czasie pracy i stażu pracy. Dwukrotnie interweniowałem w tej sprawie w ZUS  bez skutku. Czuję się skrzywdzony, nie otrzymuję żadnej rekompensaty z racji 35 lat pracy w warunkach szczególnie szkodliwych. Sądzę, że wysokość bazy świadczenia emerytalnego wystawiona w 1989 r. nie została zweryfikowana mimo inflacji w latach 19891992. Uprzejmie proszę o radę, jakie podjąć kroki w przedmiotowej sprawie. (Stanisław z Dąbrowy Górniczej)

Jeżeli ma pan podstawy, by podejrzewać, że ZUS nie dokonał dla Pana wyliczenia świadczenia emerytalnego w sposób dla Pana korzystny, może Pan wystąpić do ZUS o ponowne obliczenie wysokości świadczenia emerytalnego. Zgodnie z art. 109 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych do takiego ponownego obliczenia konieczne jest złożenie przez Pana wniosku w tej sprawie. Jeżeli obliczona wysokość świadczenia będzie niższa od dotychczasowej, nadal będzie Pan pobierał emeryturę w dotychczasowej wysokości. Natomiast jeżeli ZUS, na podstawie dostarczonych przez Pana z zakładu pracy dokumentów, stwierdzi, że przysługuje Panu emerytura wyższa od dotychczasowej, będzie otrzymywał Pan emeryturę wyższą. Aby to jednak nastąpiło, ZUS musi dysponować stosownymi dokumentami potwierdzającymi wysokość odpowiednich składek w kolejnych latach. Zatem powinien się Pan udać po wyciągi z dokumentacji pracowniczej do swojego poprzedniego zakładu pracy. (Podstawa prawna: ustawa z 17 grudnia 1998 o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz ustawa z 13 października 1998 o systemie ubezpieczeń społecznych)


Staram się odzyskać ziemię po dziadkach. Moja babcia nie żyje od 1962 r., a moja mama była na tym gospodarstwie do roku 1972. W 1974 r. państwo zabrało tę ziemię bez uprzedzenia (decyzją naczelnika gminy), przekazując je panu, który prowadził Kółko Rolnicze. Obecnie ten pan już nie żyje, a ja chciałabym odzyskać gospodarstwo po dziadkach. Czy w świetle obecnego prawa mam na to jakieś szanse? (Maria z Sosnowca)

Decyzję administracyjną kończącą postępowanie w sprawie można wzruszyć w jednym z trybów nadzwyczajnych przewidzianych w kodeksie postępowania administracyjnego. Możliwość ich wykorzystania jest jednak obwarowana ograniczeniami czasowymi. Ponieważ od dnia wydania przez naczelnika gminy decyzji administracyjnej w tej konkretnej sprawie minęło więcej niż 10 lat, pozostaje Pani możliwość wnoszenia do właściwego miejscowo Samorządowego Kolegium Odwoławczego o stwierdzenie nieważności decyzji na podstawie art. 156 par. 1 pkt 2 kodeksu postępowania administracyjnego, udowadniając, że decyzja naczelnika gminy wydana została bez podstawy prawnej lub z rażącym naruszeniem prawa.
Przyjmuje się, że bez podstawy prawnej wydane są decyzje wykraczające poza sferę stosunków administracyjno-prawnych, decyzje wydane na podstawie przepisów prawnych pozaustawowych, wydane w sprawach, w których administracja nie ma kompetencji do wydania decyzji, nieprawidłowo dokonane w formie decyzji zamiast w innej formie bądź wydane na podstawie przepisów niemogących mieć zastosowania w danej sprawie.
Z kolei za decyzje wydane z rażącym naruszeniem prawa uznaje się takie, które są w wyraźny i oczywisty sposób sprzeczne z odpowiednimi przepisami prawa, bądź takie, które wywołują skutki niemożliwe do zaakceptowania z punktu widzenia praworządności. To naruszenie prawa należy wyraźnie we wniosku wskazać oraz w miarę możliwości udowodnić. Pomocne w tym będą wszelkie dokumenty w sprawie, a w szczególności te, które są dowodem na przysługiwanie Pani babce oraz matce praw do wspomnianej nieruchomości. (Podstawa prawna: ustawa z 14 czerwca 1960 kodeks postępowania administracyjnego)


Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość  będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach FiM.

Opracował MECENAS

a to polska właśnie

Karty rozdaje CIA?

Pieniądze podobno nie śmierdzą. Ale gdyby faktycznie Centralna Agencja Wywiadowcza sponsorowała studia rodzinie jednego z najważniejszych w Wojsku Polskim generałów, to już byłaby chyba lekka przesada...

Decyzja ministra obrony narodowej Bogdana Klicha o powołaniu byłego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych, generała brygady Janusza Bojarskiego, na stanowisko dyrektora Departamentu Kadr MON  newralgicznego jak mało który  była u schyłku minionego roku jednym z najgoręcej komentowanych wydarzeń.
Harcownicy z PiS grzmieli, że:
ń człowiekiem, który będzie teraz decydował o personaliach w polskiej armii, został absolwent akademii im. Dzierżyńskiego z roku 1984 i prawa ręka szkolonego przez GRU (rosyjski wywiad wojskowy  dop. red.) generała Marka Dukaczewskiego (Antoni Macierewicz);
ń chłopcy z WSI będą rozdawali awanse w wojsku, bo przecież departament kadr przygotowuje decyzje, wskazuje kandydatów ministrowi. Szef MON może nie wiedzieć, kto spośród 80 tysięcy żołnierzy zawodowych jest dobry, który mniej dobry. Nominacja generała Bojarskiego jest na wskroś niezrozumiała, nieprzemyślana i niebezpieczna (Aleksander Szczygło).
Rządząca Platforma Obywatelska odpowiedziała pięknym za nadobne, przyprawiając oponentom ryje i określając ich zarzuty wyjątkowym świństwem pachnącym świństwami peerelowskimi.
 Generał Bojarski jest ikoną tych przemian, które się dokonały po roku 1990 w Wojsku Polskim. On jest także symbolem środowiska, które postanowiło odnowić armię i oswobodzić ją z bagażu peerelowskiego, który niosła na swoich plecach. Macierewicz oczywiście przesadza, ponieważ generał Bojarski był człowiekiem niezwiązanym ze służbami przed rokiem 1990. W latach 90. pełnił funkcje w attaszatach wojskowych, dopiero później przeszedł do pracy operacyjnej. A żeby było śmiesznej, to został wyróżniony przez ministra Szczygłę wysłaniem go do najbardziej prestiżowej uczelni wojskowej w świecie, jaką jest National Defence University w Waszyngtonie  twierdzi minister Klich.
Wykażemy za chwilę, że każdy z cytowanych polityków błądzi niczym dziecko we mgle. Aby nie narazić się na zarzut zdrady tajemnic państwowych, pozostawimy otwartym pytanie: dlaczego?.

Z oficjalnego życiorysu gen. Bojarskiego:
Absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu (1979 r.) i Wojskowej Akademii Politycznej (im. Feliksa Dzierżyńskiego  dop. red.) w Warszawie (1984 r.). Ukończył Podyplomowe Studia Dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim (1986 r.). W latach 80. pełnił zawodową służbę wojskową w jednostce Wojsk Obrony Powietrznej Kraju oraz Naczelnej Redakcji Programów Wojskowych Polskiego Radia....
 Ten fragment z grubsza odpowiada prawdzie. Bojarski zaledwie liznął służby liniowej, gdy zgłosił się do pracy w WSI jako sprawdzony ideologicznie dziennikarz ze świetną znajomością języka francuskiego. Został skierowany do pracy w naszym Biurze Ataszatów Wojskowych, tam dostał stopień kapitana. Po dwóch latach wyjechał do Paryża na zastępcę attach. Wrócił w 1997 roku jako podpułkownik, obejmując szefostwo biura ataszatów. Nie miał jeszcze zbyt silnej pozycji, więc musiał wkrótce zwolnić to stanowisko, gdy wrócił z zagranicy bardziej doświadczony pułkownik (...). Ówczesny szef WSI generał Tadeusz Rusak bardzo jednak Bojarskiego promował, więc zdecydował wówczas, żeby wysłać go do Ameryki  wspomina wysoki niegdyś rangą oficer wojskowych specsłużb.
Z oficjalnego życiorysu:
W 2000 r. został wyznaczony na stanowisko attach obrony, wojskowego, morskiego i lotniczego przy Ambasadzie RP w Waszyngtonie. Po powrocie z placówki we wrześniu 2004 roku rozpoczął pracę na stanowisku zastępcy szefa Wojskowych Służb Informacyjnych ds. informacyjnych i współpracy międzynarodowej. Od 14 grudnia 2005 r. do 12 maja 2006 roku czasowo pełnił obowiązki szefa tej instytucji.
I tu pojawiają się pierwsze nieścisłości, bowiem attach wojskowym i morskim był wówczas w Waszyngtonie płk Andrzej Turek, przy boku którego płk Bojarski objął funkcję attach obrony i lotniczego.
Ale najciekawsze wydarzyło się po powrocie płka Bojarskiego z USA:
 Szef WSI generał Dukaczewski mętnie tłumaczył w mediach, że to najlepszy z możliwych kandydatów na jego zastępcę, ale tak naprawdę nominację Bojarskiego Amerykanie wręcz wymusili. Sytuacja była na tyle kuriozalna, że generał Witold Szymański, szef gabinetu ministra obrony Jerzego Szmajdzińskiego, nie krył wzburzenia, gdy opowiadał mi, że facet jeszcze nie zdążył wrócić do kraju, a tu już czekał na niego stołek. Pojawiły się wówczas przypuszczenia, że musiał bardzo zaprzyjaźnić się z CIA, skoro jego i tylko jego widzieli na tak ważnym dla obronności państwa stanowisku, a tuż przed objęciem funkcji wjechał w sierpniu 2004 roku na autostradę (generalskie lampasy w wojskowym żargonie  dop. red.). Dostał stopień, nie mając jeszcze wymaganego przepisami generalskiego etatu, co było doprawdy zdumiewające  wspomina jeden z czynnych generałów.
Oficer byłych WSI dodaje:
 Bojarski miał dziwne, nieoficjalne związki z CIA. Gdy wiosną 2006 roku wyszły na jaw, został natychmiast odwołany ze stanowiska i wysłany przez ministra obrony Radka Sikorskiego za ocean na jakiś kolejny kurs, który dzisiaj wykazuje jako szczególne osiągnięcie w swojej karierze.
Z oficjalnego życiorysu:
Jest absolwentem wielu zagranicznych kursów i szkoleń, w tym m.in. ukończonych z wyróżnieniem podyplomowych studiów operacyjno-strategicznych na prestiżowym Narodowym Uniwersytecie Obrony (National Defense University) w Waszyngtonie.
 Minister Klich kłamie, twierdząc, że to ja latem 2006 roku skierowałem generała Bojarskiego na stypendium do USA, bowiem szefem resortu obrony był wówczas Radosław Sikorski, decyzja o wyjeździe zapadła w ostatniej chwili, a osobą, która miała wyjechać na te studia w Waszyngtonie, był inny generał  upiera się Aleksander Szczygło.
Chcąc nie chcąc, musimy mu oddać sprawiedliwość...

Ujawniliśmy onegdaj (Szczep druha Macierewicza  FiM 45/2007) kilku najwyższych rangą dowódców z rozwiązanych WSI, którzy uratowali eksponowane stanowiska w armii, czule przytulając się do muskularnej piersi PiS-owskiej władzy. Był wśród nich niejaki Jan Żukowski, były szef Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI (jeden z głównych podejrzanych wymienianych w tzw. raporcie Macierewicza), który po wykopaniu z roboty przez gen. Dukaczewskiego skumplował się z PiS-em, za co partia darowała mu grzechy z przeszłości i wynagrodziła:
ń przywróceniem do służby w grudniu 2005 r. i powołaniem na zastępcę szefa WSI ds. operacyjnych;
ń mianowaniem na stanowisko szefa WSI (maj 2006 r.), a po rozwiązaniu tej służby  czyniąc komendantem głównym Żandarmerii Wojskowej (październik 2006 rok);
ń dwukrotną nominacją generalską (w maju 2006 r. na stopień generała brygady, a w listopadzie 2007 r.  generała dywizji).
Mawiał: Przynieś mi jakieś kwity na Iksińskiego, to dostaniesz awans. Nie było kwitów na upatrzone ofiary, nie było nagród  wspominał na naszych łamach były podwładny Żukowskiego.
No i czasem  wraz ze swoim zastępcą i serdecznym druhem płk. Markiem Kwaskiem  znajdywali kłopotliwe dla kolegów z wojska materiały...
Oto pewien znany FiM oficer, ubiegający się  pod rządami PiS-u  o godną jego dotychczasowych zasług i doświadczenia posadę w wojskowych specsłużbach, dał gen. Żukowskiemu (wówczas zastępca szefa WSI) haka na gen. Bojarskiego (p.o. szef WSI).
 Zakapował, że zjeżdżając w 2004 roku z Waszyngtonu do kraju, Bojarski zataił przed przełożonymi kilka znamiennych okoliczności. Chodziło przede wszystkim o to, że jego córka pozostała w USA, kontynuując naukę jako stypendystka... CIA. Żukowski poleciał z tym pasztetem do ministra Sikorskiego, po czym Bojarski  praktycznie z dnia na dzień  zniknął. Okazało się wkrótce, że pojechał dokształcać się w National Defence University, choć w tym właśnie celu siedział już na walizkach generał Andrzej Fałkowski (dyrektor Departamentu Budżetowego MON, wybrany w listopadzie 2007 roku na stanowisko szefa Zarządu Logistyki i Zasobów Międzynarodowego Sztabu Wojskowego NATO  dop. red.)  tłumaczy nam były podkomendny Żukowskiego.
Oficer, który ujawnił rzekome związki rodziny gen. Bojarskiego z CIA, poniósł dotkliwe konsekwencje. Zarzucono mu zdradę tajemnic sojuszniczych, po czym  jeszcze pod rządami w MON Sikorskiego  przeniesiono go do rezerwy kadrowej, a następnie odesłano do cywila. Jego wiedzę i doświadczenie wywiadowcze wykorzystuje obecnie jedna z warszawskich uczelni prywatnych.
Po powrocie ze studiów w Waszyngtonie, pozbawiony już parasola ochronnego, generał (min. Sikorskiego odwołano 7 lutego 2007 roku) został skierowany do rezerwy kadrowej.
 Tam udało mi się go odnaleźć i powołać na szefa Departamentu Kadr  wyjaśnił strudzony poszukiwaniami skarbu min. Klich.
 Postawiłbym whisky przeciwko oranżadzie, że kwestia związków generała Bojarskiego z naszymi sojusznikami z CIA oraz ochrona tego układu przez Sikorskiego była przynajmniej jednym z głośnych onegdaj tajnych zarzutów, którymi bracia Kaczyńscy szantażowali Donalda Tuska, usiłując zablokować powrót Radka do rządu na stanowisko ministra spraw zagranicznych  zauważa doświadczony oficer kontrwywiadu wojskowego.

ANNA TARCZYŃSKA



goło i religijno

Sacro porno

Żonglując cytatami z Biblii, napisano już m.in. powieść kryminalną, sagę science fiction, horror, kilka komedii, kilka tragedii, a nawet opasłe, pornograficzne świństwo. Z tym ostatnim było akurat najmniej kłopotu...

O erotyzmie wylewającym się wprost z ksiąg natchnionych wie każdy ich czytelnik. Jeśli bowiem Pieśń nad pieśniami to tylko naprawdę uroczy erotyk (jakim cudem tę autentyczną poetycką perełkę włączono do kanonu, nie wie nikt), to już np. opowieść o tym, co też córeczki Lota wyprawiały ze swoim tatusiem, jest relacją cokolwiek orgiastyczną. Jeśli posłanka Sobecka czyta Biblię (co jest raczej wątpliwe), to zapewne doznała przy rzeczonej lekturze pierwszego (i jedynego?) w życiu orgazmu. Tak czy owak  gratulujemy.
Nie inaczej jest z żywotami świętych. A to natchnionym niewiastom obcinano biust, a to męczennikom przypalano lub ucinano genitalia, a to siłą próbowano (zawsze nieskutecznie) pozbawić niewinności. No ale przecież te święte dziewice, ci młodzieńcy bez zmazy (nocnej) i skazy miewali (zamiast?) piękne sny. Przeczytajcie fragment pamiętnika świętej Teresy, do której sam anioł przychodził nocami. Tereska zapamiętała i opisała to tak:
Pewnego dnia pojawił mi się piękny anioł. Widziałam u niego długą strzałę, której cudowny czubek zdawał się być z ognia. Uderzył mnie nią pod serce. Ból był tak realny, iż zmusił mnie do jęku. Jednocześnie był tak niesamowicie słodki, iż za nic nie chciałam się od niego uwolnić. Żadna radość nie daje takiego ukojenia. Gdy anioł zabrał strzałę, pozostałam w wielkiej miłości do Boga.
I jak Wam się podoba tak realistyczny, a zarazem poetycki opis orgazmu i jego fallicznego sprawstwa? Teraz można sobie tylko poświntuszyć, dywagując: mnich to podstępnie zakradł się w święte alkowy, czy raczej cudowny czubek był jakimś substytutem penisa  dziś powszechnie dostępnym w każdym sex-shopie? Nieważne... i tak zazdrościmy.
Podobnych świętych relacji jest bez liku, bo erotyzm jest jednym z fundamentów (Freud twierdził nawet, że jedynym) każdej cywilizacji. W każdym czasie i miejscu. I jest natchnieniem artystów. Tych nieporadnie kreślących rysunki na ścianach groty Altamira w Hiszpanii, i tych, którzy genialną, kubistyczną kreską uwypuklali wdzięki Panien z Awinionu.
No ale  ktoś zauważy  pomiędzy prasztuką i sztuką nowoczesną był cały wielki i smutny interwał dominacji ortodoksyjnie antyseksualnego Kościoła. Wszak to jego koryfeusze tropili i ogniem wypalali każdy przejaw diabelskiego erotyzmu. Np. dominikanie nakazywali małżonkom smarowanie ciał przed aktem kopulacji śmierdzącą i obrzydliwą w dotyku maścią dziegciową. Wszystko po to, aby kochankowie czuli do siebie odrazę i wstręt.
Owszem, smutne to były czasy, ale prawdziwa sztuka zwyciężała na przestrzeni dziejów nie takie przeszkody. Ars longa, vita brevis  jak to celnie ujął Hipokrates, a za nim Seneka. Nie wolno było przedstawiać seksu przez całe stulecia? Zabroniono nawet nagości? No to artyści wybrnęli z tego problemu w ten sprytny sposób, że gremialnie zabrali się do odwzorowywania na płótnie, na tynku i w kamieniu scen biblijnych. Tych najbardziej pikantnych. Ale wszak zawsze świętych. Na początku przytoczyliśmy interesujący fragment pamiętniczka świętej Teresy. Popatrzcie, jakie dzieło zrobił (wyrzeźbił) z tego około roku 1650 genialny Gianlorenzo Bernini.
Święta Tereska wije się w paroksyzmach rozkoszy i nadchodzącego szczytu uniesienia, a uśmiechnięty anioł powoli rozchyla jej wielce podniecające okrycie, odsłaniając piersi. Instalacja ta do szału doprowadziła ówczesnych hierarchów kościelnych, ale wywołała euforię u widzów. Gdy chciano ją zdemontować, o mało nie doszło do rozruchów. Stoi więc nadal w kościele Santa Maria della Vittoria w Rzymie. I niezmiennie cieszy oczy...
Poparzcie, w jaki sposób najwybitniejsi mistrzowie pędzla i dłuta bawili się na przestrzeni wieków erotyzmem i pięknem ludzkiego ciała, omijając sprytnie kościelną cenzurę. Pomimo zakazów, stosów, anatemy, banicji. Bo jak już pisaliśmy, ars longa, vita brevis.

MAREK SZENBORN



ze świata

Nerwowy rok

Na sporządzoną pod koniec 2007 roku listę najdziwaczniejszych historii, które wydarzyły się w USA w mijającym roku  w miejscach pracy i gdzie indziej  wpisano ciekawe sprawy.

W domu towarowym Walmart panowie zatrudnieni przez Pepsi i Coca-Colę pobili się o miejsce dla swych wyrobów na sklepowej półce. Próbowali się nawzajem przejechać wózkami pełnymi kontenerów z butelkami.
Pracownik jadłodajni McDonalds został aresztowany i osadzony w więzieniu, gdzie czeka na rozprawę. Powód: sprzedał gliniarzowi hamburgera, który był za słony, bo wcześniej za dużo soli wsypało mu się niechcący do mięsa. Uprzedził zwierzchnika, że usunął tyle soli, ile mógł. Ale łaps i tak uznał to za zamach.
Zatrudniony w wydziale planowania w Detroit wytoczył miastu proces. Jego koleżanka z pracy używała bowiem zbyt mocnych perfum, a on był uczulony na ich zapach.
Coraz to nowe dno osiąga sprawność intelektualna osób utrzymujących się z działalności przestępczej. Dwójka takowych obrabowała dostarczycielkę pizzy z sieci Domino. Potem jednemu zrobiło się jej żal, więc zadzwonił do niej, przeprosił i usiłował umówić się na randkę. Telefonował z własnej komórki, więc policja się nie namęczyła...
Funkcjonariusz nadzorujący zwalnianych warunkowo założył się, że zje po jednej potrawie z każdego gatunku sprzedawanego w automacie w sądzie. Wyliczono mu skrupulatnie, że zeżarł przekąski zawierające 7 tys. kalorii i 300 gramów tłuszczu. Poświęcił zdrowie, by wygraną (300 dolarów) przeznaczyć na cel charytatywny.
Moralni obywatele zaalarmowali policję, że robotnik budowlany pracuje na golasa. Zatrzymany wyjaśniał, że nie jest ekshibicjonistą, tylko że jest mu tak po prostu chłodniej i wygodniej. Od kary za nieprzyzwoite obnażanie się odstąpiono.
Stewardesa linii lotniczej Southwest Airlines chciała wyrzucić z samolotu (przed odlotem) pasażerkę, która miała, jej zdaniem, za duży dekolt i za krótką spódnicę. Na lot pozwolono, gdy pasażerka zawinęła się w koc. Powrotną drogę odbyła w tym samym stroju, który nie wzbudził już zastrzeżeń personelu.
Robotnik fabryczny przychodził na swą zmianę w specjalnie skonstruowanych spodniach ze skrytkami, w których wynosił dzień w dzień 7 tys. śrub. Przez 2 lata wyniósł 1,1 mln śrub o wartości 155 tys. dol. Sprzedawał je po zniżonej cenie przez internet. Zatrzymany nie był Polakiem.
Funkcjonariuszka więzienna została zatrzymana za jazdę po pijaku. Zamiast dmuchać w balonik, odjechała. Policjant wezwał posiłki i zatrzymał uciekinierkę, która była... jego żoną.
Właściciel punktu sprzedaży samochodów zastrzelił dwóch pracowników, gdy ci poprosili o podwyżkę. Organom ścigania wyjaśnił, że miał kłopoty i był w stresie.
Pracownik baru Burger King poprosił klienta, który zamawiał potrawę z samochodu, by ściszył radio, bo nie słyszy zamówienia. Konsument wpadł w furię: najpierw usiłował wyciągnąć przez okno interweniującego menadżera, a potem próbował przejechać innego pracownika, usiłującego spieszyć z pomocą.

ST

ze świata

Spokojnie, to tylko rzeź

Amerykański sezon świąteczny (z każdym rokiem upływający bardziej pod znakiem zakupów i konsumpcji niż religijnej refleksji) znów zakłóciły strzały.

Młody frustrat zastrzelił w centrum handlowym w Omaha osiem osób, bo pragnął rozstać się z nieprzychylnym mu światem w dużym stylu. Tydzień później równie młody i równie sfrustrowany człowiek położył trupem  w młodzieżowym centrum misyjnym w Denver i w megakościele w Colorado Springs  cztery osoby. Był uzbrojony lepiej niż Rambo (pistolet maszynowy, 2 rewolwery, bomba dymna, 1000 sztuk amunicji). Jak już weszło w zwyczaj, nikt nie zapytał publicznie, jak niezrównoważeni psychicznie zabójcy mogli posiąść śmiercionośne arsenały i zrobić z nich użytek. Kwestia powszechnej dostępności broni przeznaczonej na pole walki jest od jakiegoś czasu w USA tematem tabu.
Przyjrzyjmy się drugiemu incydentowi, nomen omen w kościele Nowego Życia, bo w ciekawy sposób splata się tu morderstwo i religia  pojawia się Bóg jako czynnik sprawczy...
Temat otwarcia ognia w centrum misyjnym i w kościele błyskawicznie ewoluował w peany na cześć Jeanne Assam  uzbrojonej woluntariuszki, na co dzień pełniącej obowiązki goryla pastora, a w tę niedzielę oddelegowanej do strzeżenia siedmiu tys. wiernych przybywających na mszę. Assam, jakiś czas temu wyrzucona z policji, okrzyknięta została bohaterką, która uratowała setki istnień ludzkich. Poczuła się w tej roli jak ryba w wodzie, choć zasługami podzieliła się ze Stwórcą. Wyglądało to tak, jakbym była tylko ja, strzelec i Bóg  wyznała. To dzięki niemu ręka jej nie zadrżała i ukatrupiła 24-letniego Matthewa Murraya (syna wziętego neurologa), wychowywanego w głęboko religijnym domu. Wkrótce przyszła drobna korekta: chłopak zginął od własnej kuli, co jakoś nie zdemolowało aureoli bohaterstwa Assam ani nie rzuciło cienia na celność Boga.
Warto zauważyć, że powtarzające się regularnie, z rosnącą częstotliwością, grupowe zabójstwa przypadkowych ludzi, stanowiące odreagowanie emocji, niepowodzeń i psychopatologii sprawców, traktowane są już przez media i opinię publiczną USA jako zjawiska naturalne. Jak gołoledź, tornada i malwersacje. Godne ubolewania, ale nieuniknione... Dlatego Amerykanie reagują obecnie na strzelaniny w sposób tyleż rutynowy co pragmatyczny. Sprzedaży karabinów maszynowych masowemu odbiorcy się nie zakaże, no bo jak? Przecież to nasza wolność, konstytucja, jej święta Druga Poprawka. Prawo posiadania broni (i używania, z coraz mniejszymi ograniczeniami) znajduje się na liście kardynalnych porte-parole religijnych konserwatystów. Postulowanie zmiany tej sytuacji spotyka się z automatycznym przyklejeniem orędownikowi nalepki lewaka, liberała, ergo  bezbożnika, co zazwyczaj równoznaczne jest z politycznym wyrokiem śmierci.
Odstrzały wiernych w kościołach zdarzają się w USA nie po raz pierwszy. Hierarchia i kler (oczywiście o żadnych ograniczeniach dostępności broni ani mru-mru) reagują pragmatycznie. Ponad 1200 megakościołów wynajmuje ochroniarzy lub zatrudnia uzbrojonych wolontariuszy z grona parafian. Nabożeństwa odbywają się więc na muszce. Bramki z wykrywaczami metalu w drzwiach domu Boga? Nie sądzę, że się to wprowadzi, póki jakiś kościół nie wyleci w powietrze  stwierdza Chuck Chadwick, założyciel Krajowego Stowarzyszenia Kościelnych Ochroniarzy.

PIOTR ZAWODNY

ze świata

Seks to zdrowie

Na pytanie o najlepsze naturalne lekarstwo prawidłowa (choć zapewne grzeszna) odpowiedź brzmi: seks.

Nic innego nie ma tak rozległych pozytywnych oddziaływań zdrowotnych, a zarazem tak znikomych niekorzystnych skutków ubocznych.
Jeden warunek: trzeba go uprawiać. Co najmniej raz w tygodniu, regularnie. Oto recepta lekarzy różnych specjalności, którzy zalecają seksterapię  zwłaszcza kobietom. Jeśli dbają o zdrowie, samopoczucie i długowieczność, powinny zrezygnować ze standardowej wymówki (Głowa mnie boli...). Tym bardziej że jeśli nie jest to czczy wykręt, seks tę dolegliwość leczy: w trakcie stosunku organizm produkuje endorfiny i kortykosterydy działające przeciwbólowo. W trakcie seksu wzrasta o 30 procent poziom immunoglobuliny A, która wzmacnia układ odpornościowy  stwierdzili naukowcy z Wilkes University w Pensylwanii w USA. Szkoci z Royal Edinburgh Hospital zalecają seks jako środek upiększający: osoby kochające się cztery razy w tygodniu wyglądają 7 do 12 lat młodziej, bo wyższy jest u nich poziom hormonu płciowego, estrogenu, który m.in. czyni skórę delikatną i nadaje włosom połysk.
Zamiast umartwiać się dietami, warto połączyć przyjemne z pożytecznym. W trakcie seksu znakomicie i bez odczuwalnego wysiłku spala się kalorie. Bara-bara w łóżku lub gdzie indziej poprawia  zdaniem badaczy z uniwersytetów Stanford i Columbia  regularność cyklu miesiączkowego. Niekonieczny jest nawet orgazm, wystarczy intymne zbliżenie i dotyczy to również lesbijek. Regularna ekspozycja na pieszczoty partnera ma wyjątkowe efekty zdrowotne i poprawiające samopoczucie  twierdzą.
Kobiety wkraczające w wiek balzakowski miewają kłopoty z trzymaniem moczu. Jak temu zapobiec? Kochając się!

JF, mężczyzna...

ze świata

Palenie im zwisa

Lista dolegliwości zdrowotnych wywołanych paleniem papierosów nieustannie się wydłuża.

Naukowcy z Tulane University w Nowym Orleanie dopisują właśnie do niej problemy z erekcją. Studium przeprowadzone na 5 tys. zdrowych Chińczyków w wieku od 35 do 74 lat wykazało, że związek palenia z impotencją jest bardzo wyraźny: prawdopodobieństwo problemów z erekcją wzrasta u palaczy o 41 procent. A w przypadku palących więcej niż paczkę dziennie  nawet o 65 procent.

JF

ze świata

Stary pierdziel

Zarząd klubu towarzyskiego w brytyjskim miasteczku Paignton wystosował oficjalny list do jednego z członków, 77-letniego emerytowanego kierowcy autobusowego Mauricea Foksa, w którym grozi mu relegacją.

Powodem jest głośne puszczanie wiatrów. Donośne bąki degustują gości  argumentuje zarząd. Fox zgodził się ochoczo z tą konstatacją, zaznaczając, że pierdzi, bo jest już starym prykiem. Na swoją obronę przytoczył fakt, że choć wiatry słychać, to są one z reguły bezwonne, gdyż jest na diecie. Wyrażając zdziwienie, że nie zwrócono mu najpierw uwagi ustnie, Fox przyrzekł, że będzie teraz wychodził na zewnątrz, by sobie pierdnąć.

ST

koŚciÓŁ powszedni

Historia się nie powtórzy

Minęło już ponad 2000 lat od czasu największej hotelarskiej wpadki w dziejach ludzkości. Jak wiemy, w gospodzie w Betlejem nie znalazło się miejsce dla ciężarnej Marii i jej męża Józefa.

Nie wnikamy w to, czy mąż był jednocześnie ojcem nienarodzonego, bo będzie rzecz nie o tym, a o dobrej obsłudze klienta i o niezwykle ważnym w każdym rodzaju usług wyczuciu, czy niezbyt zachęcająco wyglądający biedak nie jest przypadkiem superklientem, którego odpowiednie potraktowanie  nawet za friko  może być per saldo niezwykle opłacalne.
Patrząc na tamtą sytuację z dzisiejszego punktu widzenia, musimy stwierdzić, że owo nieszczęsne Betlejem było zwykłą wiochą, a ów hotel, w którym nie znalazło się miejsce dla rodziców Jezusa, to nie mogło być nic więcej ponad śmierdzącą karczmę czy inną oberżę. Takie były ówczesne realia i oczywiście nikomu  jak na razie!  nie przychodzi do głowy, aby w ramach zadośćuczynienia za tamto przewinienie domagać się, aby np. wszystkie hotele sieci Hilton miały obowiązek darmowego goszczenia katolickich duchownych. Wraz z towarzyszącymi im gosposiami czy innymi kuzynkami, oczywiście (bo a nuż która w ciąży).
Hilton w ogóle się nie poczuwa. Ale okazuje się, że bronić etosu i dobrego imienia branży hotelarskiej postanowiły hotele sieci Travelodge w Wielkiej Brytanii. W okresie świątecznym i aż do święta Trzech Króli 322 placówki rezerwują przynajmniej jeden pokój, który gratis zostanie wynajęty parze, w której kobieta ma na imię Maria, a mężczyzna Józef. Ponieważ mamy wiek XXI, nikt nie będzie pytał, czy para jest formalnie poślubiona. Nie będzie też dociekania, czy Maria jest w ciąży. Gdyby nie była, to dysponując wielkim małżeńskim łożem, które będzie w pokoju, Józef jak najbardziej może uczynić swoją Marię brzemienną. Będzie trochę inaczej niż w legendzie, ale najważniejszy jest przecież efekt.
Niestety, w żadnym z pokoi Maria i Józef nie znajdą ani złota, ani kadzidła, ani mirry. Gdyby jednak którejś z ww. par w czasie pobytu w hotelu urodziło się dziecko, to  niezależnie jakiej byłoby płci, jakie otrzymałoby imię i czy Józef byłby czy nie jego biologicznym ojcem  do końca życia miałoby prawo korzystania z bezpłatnych noclegów w hotelach sieci Travelodge.
Robimy to z dwóch powodów. Po pierwsze, chcemy zmazać z branży hotelarskiej tę plamę, jaką było 2000 lat temu nieudzielenie gościny ciężarnej dziewicy Marii, by miała gdzie urodzić Zbawiciela. Po drugie, chcemy przy okazji świąt Bożego Narodzenia przyczynić się do stworzenia dodatkowo miłej, chrześcijańskiej atmosfery  powiedział Jason Cotta, dyrektor sieci hoteli Travelodge.

Z.Dunek



koŚciÓŁ powszedni

Golnij sobie Maryję

Sprzedaż wody w butelkach. Zapewne najbardziej lukratywny biznes. Tylko w USA robi się na tym obroty w wysokości 15 mld rocznie. Ale woda wodzie nierówna...

Ostatnio producentom dobierają się do skóry organizacje konsumenckie, przedstawiając dowody, że sprzedają oni w cenie kilku dolarów za litr ordynarną kranówę. Od czego jednak handlowa inwencja. Skojarzono popyt na wodę z religijnością i powstał nowy produkt: butelkowana święconka. Potencjalny popyt można szacować na dziesiątki milionów klientów.
Holy drinking water  to produkt kalifornijskiej firmy Wayne Enterprises. W hali fabrycznej leje się ciecz z rury wodociągowej do butelek, następnie duchowny katolicki lub protestancki przekreśla za jednym zamachem kilka kontenerów. Potem dystrybucja  i można liczyć zyski. Nasza woda poprawia stan zdrowia, sprawia, że ludzie czują się dobrze!  zapewnia szef firmy.
Konkurencję robi mu wytwórnia Spiritual Water z Florydy. Tu błogosławioną kranówę leje się do flaszek z 10 różnymi malunkami o tematyce religijnej. Butelka Maryja Dziewica ma na odwrocie nalepkę z tekstem Zdrowaś Mario.
Konsumenci po wydudleniu kranówy wierzą w siebie i w Boga  mówi właściciel, podkreślając jednocześnie walory ekologiczne produktu. Flaszki nie zanieczyszczają środowiska, bo ludzie nie ośmielają się wyrzucić na śmietnik podobieństwa Jezusa czy jego Mamy...
Pomysł podkradają inni, lansując wodę niechrześcijańską. Kenny Mazurski, terapeuta z Chicago, wylansował napój Liquid OM. To ma być woda superoczyszczona, zawierająca tajemniczą energię. Mazurski uzyskuje ją, waląc w dzwon z Tybetu w magazynie z flaszkami. Fluidy przenikają ponoć do płynu.

ZW

koŚciÓŁ powszedni

Mniemanologia stosowana

Znajdujący się w orgazmie świątecznego uniesienia kongresmen Steve King, republikanin z Iowy, przeciągnął przez Izbę Reprezentantów ustawę deklarującą, że Boże Narodzenie jest ważne i chrześcijanie też.

Tym samym parlament USA zbliżył się do rozważań prekursora gatunku, śp. prof. Stanisławskiego, o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia.
Uznajemy wiarę chrześcijańską jako jedną z największych religii świata. Wyrażamy nieustające poparcie dla chrześcijan w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie  głosi ustawa.
King w prawicowej telewizji FOX deklarował: Stwierdzam, że jesteśmy chrześcijańskim narodem o chrześcijańskich fundamentach... Nadszedł czas, by powstać i powiedzieć to reszcie Ameryki: Bądź, kim jesteś, i miej wiarę w siebie. Oddawajmy hołd Chrystusowi i celebrujmy Boże Narodzenie ze słusznych powodów.
Ta głęboko przemyślana prawda spotkała się z pełną aprobatą kongresmanów. Przeciw ustawie odważyło się głosować tylko dziewięciu członków Partii Demokratycznej. Pozostali woleli uniknąć piętna wrogów chrześcijaństwa, bo tak niewątpliwie by ich ochrzczono.
Błogosławiony kretynizm wybrańców narodu w podobnym natężeniu spotkać można chyba tylko w jednym jeszcze kraju. Polacy przed miesiącem puścili część przedstawicieli tej orientacji na zieloną trawkę. W Ameryce idzie to znacznie oporniej.

JF

koŚciÓŁ powszedni

Jurek po angielsku

W Wielkiej Brytanii odbywa się debata narodowa o miejscu chrześcijaństwa w życiu publicznym.

Konserwatywny deputowany do parlamentu, Mark Pritchard, angielskie  softowe, oczywiście  wydanie Marka Jurka, przestrzegł rząd, by nie wyzbywał się chrześcijańskiego dziedzictwa, i oskarżył określone siły o chrystianofobię.
Partie nienawiści  alarmuje  tylko czyhają, by zająć miejsce i uprowadzić chrześcijaństwo. Jako dowód zamachu na obecność chrześcijaństwa w życiu kraju podaje trudności z nabyciem kartek świątecznych. Do uspokojenia posła Pritcharda rząd wyznaczył ministra Parmijta Dhandę, Hindusa. Zapewnił on, że religia zawsze miała duże znaczenie w gwarantowaniu praw ludzkich i wolności. Z kolei dyżurny ateista brytyjski, profesor Oksfordu Richard Dawkins, autor książki Boża iluzja, zapewnił posła, że nie ma w planie rugowania chrześcijańskiej spuścizny z życia publicznego królestwa. Jeśli istnieje jakiekolwiek tego typu zagrożenie, to nie ze strony ateistów, lecz rywalizujących religii  stwierdził Dawkins, uspokajając jednocześnie, że jest kulturowym chrześcijaninem: Lubię nawet śpiewać z innymi kolędy.

CS

koŚciÓŁ powszedni

Marycha w klasztorze

Grube i wysokie klasztorne mury często kryją rozmaite tajemnice, których ujawnienie potrafi nieźle zaskoczyć.

Jakiś czas temu siostrzyczki w jednym z greckich zakonów żeńskich zatrudniły dwóch sympatycznych ogrodników. Ostatnio okazało się, że piękny klasztorny ogród był całkiem sporą plantacją marihuany.
O tym, jak daleko można oderwać się od realiów, siostry przekonały się, gdy do ich klasztoru w miejscowości Filiro, niedaleko od Salonik, wkroczyła policja. To, co zdaniem ogrodników miało być roślinnością nawiązującą do czasów biblijnych i najbardziej w związku z tym trendy w tego typu miejscach, okazało się być marihuaną. Jej uprawa jest w Grecji tak samo nielegalna i karalna jak w większości krajów.
Policja zarekwirowała ponad 30 dorodnych krzewów cannabis, z których wyrabia się marihuanę i haszysz. Siostrzyczki były niepocieszone, gdyż zdążyły już przyzwyczaić się do swoich biblijnych roślin ozdobnych. Faktem jest, że cannabis jest rośliną na tyle ładną, iż rzeczywiście można ją uznać za ozdobną. Widok krzewów cannabis raduje zwłaszcza serca tych, którzy przez cały okres wzrostu z niecierpliwością oczekują momentu, w którym wreszcie piękne zostanie zamienione w pożyteczne.

ZD

koŚciÓŁ powszedni

Papa  pa, pa

Wprawdzie wygląda na to, że Benedyktowi zdrowie dopisuje i zmiana na stanowisku, które piastuje, nie wydaje się rychła, ale rozlegają się głosy na temat ustępowania papieży staruszków.

Dobiegają z Watykanu: debatę inicjuje wicedziekan kolegium kardynalskiego, francuski kardynał Roger Etchegaray. W przyszłości powinno to być normalne  powiedział w wywiadzie. Szerzej na ten temat, w kontekście swych wrażeń z finału pontyfikatu Jana Pawła II, wypowiada się w swej książce.

ST

prawdziwa historia kościoła w polsce (68)

Lojaliści i hipokryci

Ponad 10 milionów zabitych i prawie 22 miliony rannych to tragiczny bilans I wojny światowej. A kler spieszył z miejsca na miejsce na tyłach wszystkich frontów, pochwalając po tysiąckroć masowe zabijanie się jako odrodzenie moralne i służbę Bogu.

Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku niejeden wolny Europejczyk był zwierzęciem roboczym tańszym niż starożytny niewolnik. Podczas gdy zyski fabrykantów urastały do gigantycznych fortun, nędza robotników była coraz straszliwsza. Uciśniony proletariat buntował się wszędzie.
W całej Europie oparcie moralne niemoralnej władzy stanowiła religia. Aż po początek XX wieku pozostawała ograniczona do możliwego minimum liczba uprawnionych do głosowania w wyborach. Prawa kobiet były tłamszone. Już w połowie XIX wieku reakcjoniści wszystkich zainteresowanych państw pragnęli ograniczenia siły europejskiego proletariatu w wielkiej wojnie. Zabiegali o to gorączkowo z nadejściem nowego wieku. Wojnę przygotowywano solidnie i poważnie od lat. Przez całe lata armia pozostawała w nieustającej gotowości do walki. Ale jednym z najważniejszych kroków przygotowawczych był kongres eucharystyczny w Wiedniu [odbył się w 1912 roku]. Są to słowa człowieka dobrze poinformowanego, bo austriackiego biskupa Waitza, który później, już jako książę arcybiskup, chwalił wkroczenie Wehrmachtu do Austrii. Kongresy eucharystyczne, zorganizowane zarówno przed I, jak i II wojną światową, służyły zażartej kampanii przeciwko prawosławiu.
Wybuch I wojny światowej wielu Polaków powitało z wielką radością z powodu wielkich nadziei na odzyskanie niepodległości. Olbrzymia większość Polaków, w tym również katolików polskich, przez cały okres zaborów pozostała obojętna na papieskie wezwanie do pełnej wdzięczności uległości zaborcom, rozumiejąc, że posłuszeństwo takim zaleceniom byłoby zdradą. Przed I wojną światową nastąpiło szczególne zbliżenie Kurii Rzymskiej do cesarskich Niemiec, skorych do ekspansji na Wschód tak jak katolicka Austria. Jak stwierdził Karlheinz Deschner (Opus diaboli), papież Pius X (19031914) nie tylko niejednokrotnie i z dokładnością niemalże co do roku zapowiedział wojnę światową, globalny kataklizm (...), ale chciał doczekać się ukarania Słowian za wszystkie winy, bo obawiał się, że w przeciwnym razie oddadzą się oni gremialnie pod opiekę prawosławnej Rosji, największego wroga Kościoła... Z którym, dodajmy, papiestwo przez wieki kolaborowało na szkodę Polski.
Wojna światowa stała się dla episkopatu polskiego okazją do wyrażenia swego oddania zaborcom, jak i zachęcania Polaków wszystkich zaborów do wzajemnego mordowania się na frontach  umierania za interesy zaborców. Część kleru uznała rzeź I wojny  morze krwi i łez  za mądry dopust boży, za słuszną chłostę bożą i karę dziejową dla... narodu polskiego, w ogniu której Polacy będą mieli okazję do odkupienia i zmycia swoich grzechów. Takie mądrości głoszono w zbiorze kazań najwybitniejszych prałatów, wydanym kilka miesięcy po wybuchu wojny. Czytamy w nim, że do burzy podobna jest wojna. Ale wojna, jak burza, lubo druzgocące niejedno dzieło ludzkich rąk, oczyszcza jednak atmosferę duchową, odradza człowieka do nowego życia (...). Nie może tedy wojna według ducha ewangelii być złem bezwzględnym. Deklaracje lojalności wobec zaborców złożyli po wybuchu I wojny światowej bez mała wszyscy biskupi polscy. Arcybiskup lwowski J. Bilczewski dał temu wyraz w odezwie z 4 sierpnia 1914 r., zaś biskup E. Lisowski w liście do diecezji gnieźnieńsko-poznańskiej z dnia 9 sierpnia 1914 roku zwracał się do polskich kobiet  matek, żon i sióstr żołnierzy wcielonych przemocą do zaborczego wojska  przekonując, że choć niejeden z nich [tzn. żołnierzy polskich] swe życie w ofierze położy, to przecież sprawa Niemiec jest sprawą sprawiedliwą. Wiemy  głosił biskup  że w społeczeństwie polskim nigdy nie wymarło poczucie obowiązku posłuszeństwa wobec władzy z woli Bożej nad nami postanowionej. Biskup tarnowski Wałęga w odezwie nakazywał Polakom wcielonym do armii austriackiej, by walczyli lojalnie, dając tym samym dowód swego męstwa i wdzięczności dla Ukochanego Monarchy-Męczennika. Natomiast kanonizowany w 2003 r. przez Jana Pawła II biskup przemyski Józef Pelczar (ten święty bufon) deklarował uroczyście: Przy ukochanym monarsze stoją jak jeden mąż wszystkie ludy jego i zdobywają się chętnie na wielkie nawet ofiary, aby dla sprawy dobrej zapewnić zwycięstwo (Głos Narodu z 8 sierpnia 1914 r.). Nie pozostawał za nimi w tyle książę biskup (późniejszy kardynał) Sapieha, który apelował: Winniśmy bezustannie wysyłać przed tron Wszechmocnego Pana Zastępów błagalne nasze prośby o zwycięstwo nad wrogiem, zaś deputacja, w której uczestniczył, złożyła u stóp Franciszka Józefa oświadczenie: Przy tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i zawsze stać będziemy.
Episkopat polski wydał też specjalną broszurę, polecającą duchowieństwu nawoływać wiernych do umierania w interesie zaborców. Czytamy w niej: Wielu uczy człowieka, jak ma żyć. Wy jedni mieliście i macie przywilej uczenia i tego jeszcze, jak ma umierać (...). Przecież to Wasze Kapłaństwo powinno przemówić teraz i powiedzieć ludziom, ludowi przede wszystkim, że jeszcze lepiej, aniżeli żyć dobrze, jest umierać pięknie.
Tymczasem w Rzymie następca Piusa X, Benedykt XV (19141922), wziął na siebie odpowiedzialność za duszpasterstwo wojskowe, które narzucało katolickim żołnierzom wzajemne uśmiercanie się jako nakaz moralny, co było jedną z najbardziej zbrodniczych hipokryzji w dziejach świata.

ARTUR CECUŁA

Życie po religii

W cichej izdebce

Jestem bardzo wdzięczny mojemu redakcyjnemu koledze, panu Bolesławowi Parmie, za polemikę z działem Życie po religii (FiM 48/2007), zatytułowaną Spór o Boga. Dobrze jest rozmawiać ze sobą, przedstawiać swoje racje i mierzyć się na argumenty, co pozwala nie tylko lepiej poznać innych, ale też jaśniej zobaczyć własne stanowisko. Dla Czytelnika jest to szansa na przewartościowanie własnej postawy i wybór opcji, która wydaje mu się słuszniejsza.

Redaktor Parma prowadzi na łamach Faktów i Mitów dział zatytułowany Okiem biblisty, przeznaczony dla tych naszych Czytelników, którzy wierzą lub poszukują wiary. Jego rozważania są pisane w duchu ewangelicznego chrześcijaństwa, które dla mnie, człowieka niereligijnego, nie jest kierunkiem myślenia i życia szczególnie bliskim. Jednak cenię autora za konsekwentną prezentację światopoglądu ewangelicznego, który jest cenną religijną alternatywą dla dominującego w naszym kraju rzymskiego katolicyzmu. Cenię go także za to, że wewnątrz własnego nurtu chrześcijaństwa potrafi prezentować śmiałe poglądy  na przykład doceniać wkład liberalnego protestantyzmu w refleksję nad Biblią. W kraju pseudoreligijnym, w którym wiara najczęściej mylona jest z bezmyślnym podążaniem za tzw. tradycją, twórcza refleksja i odwaga są w wielkiej cenie.
Mój redakcyjny kolega podkreśla w poznaniu Boga rolę indywidualnego doświadczenia poprzedzonego aktem wiary. A zatem kto chce poznać Boga i przekonać się o jego istnieniu (&) musi w niego uwierzyć i w to, co przekazał za pośrednictwem proroków i Jezusa Chrystusa. Dopiero wówczas, zgodnie z biblijną obietnicą, każdy bez wyjątku może oczekiwać, że Bóg objawi mu siebie. Zatem  najpierw akt wiary, a później doświadczenie jego skutków. Autor podkreśla także, że ten, kto chce poznać Boga, na pewno go znajdzie, a ten, komu na tym nie zależy, nawet gdyby widział wiele cudów, to i tak nie uwierzy.
Z punktu widzenia społecznego postawę autora traktuję jako cenną, ponieważ widać w niej podkreślenie roli indywidualnych doświadczeń i przeżyć, które raczej nie nadają się do narzucania innym. Każdy sam musi spróbować, jak to jest z tym poznaniem Boga. I to jest bezpieczne, bo dalekie od chęci narzucania czegokolwiek innym, dekretowania istnienia Boga w konstytucjach i prawach. W kraju na pół wyznaniowym, takim jak Polska, po stokroć bardziej wolę takie chrześcijaństwo od rzymskiego katolicyzmu próbującego narzucić wszystkim swój obraz świata w imię pseudoobiektywnych racji. Tacy chrześcijanie jak mój redakcyjny kolega z pewnością ramię w ramię ze świeckimi humanistami będą bronić świeckości państwa przed religijną czy antyreligijną dyktaturą.
Jednak z punktu widzenia światopoglądowego sporu o Boga, postawa sugerująca, że można go poznać głównie w cichej izdebce własnego serca, by odwołać się do tego biblijnego obrazu, nie jest w mojej ocenie przekonująca. Bowiem wymaganie uwierzenia przed doświadczeniem sprawia, że po akcie wiary wszelkie przeżycia będą oceniane i analizowane przez wierzącego z punktu widzenia przyjętej wcześniej wiary i doktryny. Poznawczo jest to stanowisko dosyć niebezpieczne, bowiem nie prowadzi do żadnej bardziej obiektywnej wiedzy. W konsekwencji każdy w swoim sercu może kolekcjonować wrażenia i przeżycia podobne, ale służące do usprawiedliwienia przeciwnych sobie doktryn i sprzecznych prawd wiary. I tak np. cudowne uzdrowienia, wzniosłe duchowe przeżycia czy wreszcie poczucie bycia prowadzonym przez Boga występują w każdej religii i wyznawcy każdej z nich odczytują je jako dowody prawdziwości własnego stanowiska. Nadprzyrodzone wydarzenia u religijnej konkurencji traktują bądź jako objawy działania sił ciemności (u fundamentalistów), bądź jako dowody, że wszyscy mają trochę racji (u światopoglądowych liberałów). Pierwsze stanowisko mnie, racjonaliście, wydaje się moralnie podejrzane, drugie  nic niewnoszące do poznania świata. Bo skoro Bóg prawdziwy może być jednocześnie zarówno zazdrosnym Bogiem Izraela, jak i świętą krową hinduizmu, to po co w ogóle zawracać sobie nim głowę? Nad postawy: tylko my mamy rację (zarozumiała) i wszyscy mają rację (naiwna) bezpieczniejsza i bardziej racjonalna wydaje mi się postawa: nikt nie może mówić, że ma rację, jeśli nie potrafi jej udowodnić.

MAREK KRAK



mroczne karty historii kościoła (86)

Nazizm niepotępiony

Przeciwko łamaniu przez III Rzeszę konkordatu z 1933 r. Watykan protestował często. W latach 19331939 Pacelli wysłał w tej sprawie do Berlina aż 55 not protestacyjnych, mających na celu ochronę interesów niemieckiego Kościoła, zawarowanych w tej umowie. Oczywiście, nazizmu przy tym nie potępiono.

Jedynym dokumentem papieskim krytykującym pewne aspekty nazizmu była encyklika Mit brennender Sorge (Z palącą troską) z 14 marca 1937 roku. Pierwszy projekt tekstu skomponował kardynał Faulhaber, ten sam, który zarówno wcześniej, jak i później dawał wiele dowodów swej sympatii dla Trzeciej Rzeszy. Ostateczny kształt nadał jej Pius XI. Pierwszy rozdział rozpoczyna się od zastrzeżeń wobec łamania konkordatu (dotyczyły nękania szkół wyznaniowych, stowarzyszeń katolickich i utrudniania nauczania religii w szkołach). Jednocześnie papież podkreśla, że dostrzega pozytywne aspekty doktryny nazistowskiej, a przynajmniej widział je dotąd: Okazywane przez Nas pomimo wszystko umiarkowanie nie było podyktowane względami na korzyści ziemskie albo niegodną słabością, lecz wypływało jedynie z pragnienia, by wraz z kąkolem nie wyrwać roślin wartościowych, z chęci, by nie prędzej wydać sąd publiczny, aż zmysły dojrzeją do przekonania, że sąd taki stał się nieunikniony. Przy czym owym kąkolem wydają się przede wszystkim wątki pogańskie w doktrynie nazistowskiej, a nie jej społeczne czy polityczne urządzenia.
W rozdziale drugim papież przechodzi do krytyki pogańskich wątków w doktrynie nazistowskiej. Potępia wierzenia starogermańskie i panteistyczną mglistość przeczącą bogu osobowemu; piętnuje bałwochwalczy stosunek do narodu i państwa, tudzież własnej rasy (nie jest to jednoznaczne z potępieniem stosunków społecznych czy państwa faszystowskiego). Nadto podkreśla, że ateista to głupiec, niemoralny na dodatek; że powinno się zapewnić lepsze możliwości święcenia niedzieli.
Z kwestii bardziej ogólnych postuluje papież uwzględnianie w praktyce ustawodawczej prawa naturalnego (w jego rozumieniu: bożego). Nawet tutaj uwidacznia się zakamuflowany cel forsowania prawa naturalnego, które ma służyć interesom kościelnym, czyli swobodzie kultu i nauczania religijnego, prawu wychowania dzieci w duchu prawdziwej wiary, według jej zasad i przepisów. Jednocześnie oświadcza: Kościół, powołany (z nominacji własnej  przyp. red.) do strzeżenia i wyjaśniania prawa naturalnego danego przez Boga, musi wobec tego oświadczyć, że wpisy szkolne, dokonane ostatnio przy zupełnym braku swobody, są wymuszone i wobec tego nie są obowiązujące. Tak więc okazało się, że papież, który w liście otwartym do kardynała Gasparriego z 30 maja 1929 roku pisał, iż w państwie katolickim nie może być mowy o swobodzie sumienia, nagle stał się rzecznikiem wolności religijnej. Stała praktyka  prawo naturalne służyło często do uzasadniania wolności religijnej tam, gdzie jej nie miał Kościół rzymskokatolicki, ale nie zdarzyło się jeszcze, aby tenże Kościół wysunął taki postulat prawnonaturalny w państwie, gdzie jemu wiedzie się dobrze, a innym jest źle. Wówczas kościelne prawo naturalne dotyczące wolności wyznania taktownie (czy też: taktycznie) milczy.
Kto, wiedziony licznymi dzisiejszymi enuncjacjami na ten temat, oczekiwał jakiegoś potępienia doktryny nazistowskiej en bloque i w jej istocie, zawiódł się srogo  tak samo jak ten, kto liczył na generalne potępienie funkcjonowania państwa hitlerowskiego, jego systemu społecznego, praw antyżydowskich, NSDAP, SS, SA, łamania prawa międzynarodowego, systemu wersalskiego, remilitaryzacji, etc. Nic z tego nie dało się znaleźć w encyklice, natomiast wszystko zawsze ma jakiś związek z interesami Kościoła, w szczególności konkordatu. Jednocześnie, aby nie było co do tego niejasności, w zakończeniu papież pisze: Ten, który bada serce i nerki, jest Nam świadkiem, że pragniemy jedynie jak najgoręcej przywrócenia w Niemczech prawdziwego pokoju pomiędzy Kościołem i państwem. Jeżeli zaś bez Naszej winy pokoju nie będzie, Kościół Boży będzie bronił swych praw i swobód w imię Boga wszechmogącego, którego ramię i dzisiaj nie jest ukrócone. Czy więc deklaracja najgorętszego pragnienia jedynie pokoju między Kościołem i państwem da się jakoś pogodzić z potępieniem doktryny nazistowskiej i faszyzmu niemieckiego jako takiego? Niemniej jednak dziś czytamy stek niedorzecznych opinii, że w encyklice tej znajdujemy potępienie nazizmu. Niestety: nie znajdujemy go, lecz obok dominującego potępienia naruszania
interesów kościelnych i zobowiązań umownych widzimy jedynie wytknięcie pewnych błędów tej doktryny w dziedzinie religijnej, potępienie religijnych aspiracji nazizmu, tworzenia mitologii narodowej. Na dodatek mamy na początku tekstu podkreślenie, iż doktryna ta zawiera rośliny wartościowe, a w zakończeniu widzimy chęć współpracy Kościoła z Trzecią Rzeszą, przywrócenia pokoju na linii państwoKościół. Taka rzeczywistość zapewne czyniłaby zadość papieskim roszczeniom. Dziś żaden katolicki historyk nie zająknie się o tych wątkach encykliki, za to z dumą piszą: (...) to faktycznie jedno z największych potępień narodowego reżimu, jakie kiedykolwiek wydał Watykan. W istocie nie można odmówić słuszności tej opinii: nic ostrzejszego nigdy nie sformułowano.
Aby nie uczynić fałszywego wrażenia i nadziei dla socjalistów i komunistów, a także nie przesunąć niekorzystnie punktu ciężkości krytyki papieskiej, już 5 dni później wydał papież encyklikę Divini Redemptoris (O bezbożnym komunizmie), znacznie dłuższą niż ta dotycząca faszyzmu, będącą frontalnym i totalnym atakiem na doktrynę komunistyczną, a przy tym na liberalizm, laicyzm i socjalizm. Jednocześnie podkreślał poparcie dla korporacjonizmu: (...) świat nie wyjdzie z upadku, do którego niemoralny liberalizm go wtrąca (...). Powiedzieliśmy, że uzdrowienie może nastąpić na prawdziwych zasadach rozumnego systemu korporacyjnego uznającego konieczną hierarchię społeczną (32) i akcentował, że system taki znajdował wówczas zastosowanie: Dziś jednak wywołują one na nowo podziw u wielu narodów, które usiłują je znowu do życia pobudzić (37). Wiemy, że czyniły to państwa faszystowskie i faszyzujące. Przy tym wszystkim brak potępienia porządku faszystowskiego w jego istocie wydaje się uderzający i bardzo symptomatyczny. Czytamy o niemoralnym liberalizmie oraz bezbożnym i niegodziwym komunizmie, ale próżno w wypowiedziach po zawarciu konkordatu szukać takich epitetów obok słowa nazizm czy faszyzm. Nawet nie ma co porównywać stosunku papieża do komunizmu ze stosunkiem do faszyzmu, ale i jakże różny jest jego stosunek do samego tylko socjalizmu! W potępiającej faszyzm encyklice widzimy rozczulające papieskie obawy, by wraz z kąkolem nie wyrwać roślin wartościowych, zaś w encyklice Quadragesimo anno dowiadujemy się, że sąd papieski wobec socjalizmu jest krańcowo różny: Choć więc socjalizm, jak wszystkie błędy, mieści w sobie część prawdy (...), opiera się jednak na sobie właściwej nauce o społeczeństwie, niezgodnej z prawdziwym chrześcijaństwem. (...) nie można być równocześnie dobrym katolikiem i prawdziwym socjalistą. Sytuacja klarowna: faszyzm  roślina zdrowa w korzeniach, lecz zmącona kąkolem, socjalizm  błąd, choć jak i każdy zawiera coś z prawdy, lecz bez własnej zasługi. Proszę szukać w encyklice potępiającej nazizm słów: Nie można być równocześnie dobrym katolikiem i prawdziwym faszystą. Te słowa padły nie wobec bezbożnego komunizmu, ale wobec socjalizmu.
Mimo to Hitler odebrał encyklikę Mit brennender Sorge jako akt nieprzyjazny, w wyniku czego niektórych księży poddano umiarkowanym prześladowaniom. Bez większych trudności zapobiegł jej rozpowszechnieniu (w kościołach odczytano ją w Niedzielę Palmową). Ograniczając się do środków legalnych, uderzył w kler prawem dewizowym i ukarał księży i zakonnice na zagranicznych kontraktach. Inne represje były raczej sporadyczne. Jednak w związku z tymi napięciami, kiedy Hitler przybył do Rzymu w maju 1937 r., Pius XI udał się na ten czas do Castel Gandolfo.
Niedługo potem, 18 maja 1937 roku, kardynał Chicago George Mundelein wygłosił płomienną mowę, w której wyrażał swą dezaprobatę wobec postawy narodu niemieckiego: Spytacie zapewne, jak to możliwe, by sześćdziesięciomilionowy, inteligentny naród ze strachu podporządkował się i dał zniewolić obcemu austriackiemu oszustowi, w dodatku marnemu, i kilku jego kompanom, w rodzaju Goebbelsa i Gringa, którzy dyktują ludziom każdy krok?.
I dowodził, że tym Niemcom usunięto rozumy, czego nawet nie dostrzegli. Próżno szukać czegoś zbliżonego wśród kleru niemieckiego. Ich też przecież dotknęła powszechna niemoc  wszak kolega Mundeleina, kardynał Faulhaber, pół roku wcześniej wyrażał przekonanie, że Hitler chrześcijaństwo uznaje za fundament zachodniej kultury.
W tym okresie Pius XI stawał się coraz bardziej sceptyczny wobec narodowego socjalizmu i Hitlera  zdarzały mu się gesty, które mogły być przez faszystów interpretowane jako nieprzyjazne, jak np. pochwała dla pielgrzymów z Chicago i ich kardynała za obronę praw Kościoła i religii. Jednakże zawsze starał się to równoważyć i łagodzić sekretarz stanu  Pacelli. Wkrótce po Mit brennender Sorge napisał on do posła III Rzeszy przy Watykanie, von Bergena, że Stolica Apostolska jest zadowolona z walki rządu hitlerowskiego przeciw niebezpieczeństwu ateistycznego komunizmu. Trafnie zauważa S. Markiewicz: W ten sposób składano hitleryzmowi ofertę dalszej współpracy  na gruncie antykomunizmu, łączącego obie strony. Tak więc już 23 lipca 1937 r. von Bergen mógł donieść do Berlina: (...) w całkowitym przeciwieństwie do zachowania papieża stoi to, co powiedział mi kardynał sekretarz stanu podczas wizyty, jaką złożyłem mu szesnastego, na dzień przed przemową Piusa XI [do pielgrzymów z Chicago] (...). Rozmowa miała charakter prywatny. Pacelli przyjął mnie zdecydowanie przyjacielsko, zapewniając (...) z naciskiem, że normalne i przyjacielskie stosunki z nami zostaną przywrócone tak szybko, jak to możliwe. Dotyczy to zwłaszcza jego, powiedział, który spędził w Niemczech trzynaście lat i darzy Niemców dużą sympatią. Jest też gotów w każdej chwili do rozmów z tak wybitnymi osobistościami jak minister spraw zagranicznych i premier Gring.

MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl

przemilczana historia

Dupa a sprawa polska

Świat kręci się dookoła dupy. Ale postęp jest głównie dziełem mężczyzn. Tylko kto kręci tą głową, kto ją pobudza do myślenia? A raczej co? Dupa  oczywiście.

Sądzę, że pieniądze wymyślono głównie po to, by dyskretnie zapłacić za miłość. Nawet pierwsza zapisana w dziejach ludzkości wojna  trojańska  toczyła się o piękną Helenę, czyli o dupę. Wojny, polityka, wcale nie są domeną mężczyzn. Dupa to potężna, tajna broń, skuteczniejsza nierzadko niż dywizja czołgów, bo dosięga wszystkich, łącznie z wodzami. Dupa i na naszej historii odbiła znaczące piętno. To pozwala podejść do naszych dziejów bez zbędnej pompy i zadęcia. Nie będziemy zajmować się tu mariażami naszych władców, ale po prostu dupą.
Na wstępie rozwiejmy mit: nasze prababki wcale nie były cnotliwymi dziewicami, pazurami broniącymi swojej cnoty. Swoboda obyczajów i seks towarzyszą ludzkości od zarania i nie ma żadnego powodu sądzić, że Polacy są wyjątkiem.
Zofia Koniecpolska (z d. Opalińska)  żona hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego, pogromcy Gustawa Adolfa (Trzcianna  1627 r.). Hetman miał 52 lata, kiedy ożenił się z szesnastolatką. Wyśmienity wódz, doskonale oceniający sytuację na polu bitwy, źle ją ocenił w łóżku. Zakochany w młodej żonie tak gorliwie wypełniał obowiązki małżeńskie, że w niecały rok dosłownie padł. Na niej.
Śmierć wielkiego wodza w 1647 roku w kwiecie wieku miała dla Polski konsekwencje tragiczne.
W przededniu powstania Chmielnickiego zabrakło autorytetu, który potrafił porwać ogół szlachty i poprowadzić wojska. Doświadczony w walkach z Tatarami i Kozakami uporałby się z Chmielnickim niechybnie. Gdyby zwyciężył i żył jeszcze z dziesięć lat, być może Szwedzi nie odważyliby się urządzić nam potopu. Gdyby...
Katarzyna I Romanow  caryca Rosji. W rzeczywistości Marta Skowrońska, córka Samuela, prostego chłopa z Wielkiego Księstwa Litewskiego, osiadłego w szwedzkich Inflantach, na terenie dzisiejszej Łotwy. Nieprawdopodobna była kariera tej prostej chłopki, do tego katoliczki: została żoną cara Piotra I, który ukoronował ją na imperatorową. Po jego śmierci w 1725 roku została carycą prawosławnej Rosji! Bajka o Kopciuszku to mały pikuś w porównaniu z tą historią. Tym bardziej że w bajce o Kopciuszku brakuje pieprzu, czyli seksu.
Marta została najpierw służącą u ewangelickiego pastora; pierwszym jej mężem był szwedzki dragon. Była markietanką, a w czasie III wojny północnej wpadła w ręce Rosjan. Od marszałka Szeremietiewa kupił ją faworyt cara  generał Mienszykow  i zabrał do Moskwy. Przeszła na prawosławie i przybrała imię Katarzyna Aleksiejewna. Zobaczył ją Piotr I, zakochał się i ożenił. Mieli 11 dzieci, ale tylko dwie córki dożyły pełnoletności. Po śmierci cara, który nie zostawił bezpośredniego następcy, na tron posadził ją ten sam Mienszykow, jej kochanek, już feldmarszałek. Przez te wszystkie barłogi i łóżka ślepy los zaprowadził chłopkę na tron rosyjski!
Izabela Czartoryska (z domu Flemming)  żona księcia Adama Kazimierza, wybitnie jurnego buhaja. Sama Izabela do zakonu też się nie kwalifikowała. Nie była piękna, ale miała w sobie to coś. Palma na jej punkcie odbiła niejednemu.
Familia Czartoryskich poniosła klęskę w czasie konfederacji radomskiej i aby się ratować, wepchnęła Izabelę do łóżka wszechwładnego ambasadora rosyjskiego  księcia Repnina  niebywałego chama i brutala. A Repnin... zakochał się. Aż tak, że nie wykonał rozkazu Katarzyny II aresztowania Czartoryskich i konfiskaty ich majątków. Zdołał wytłumaczyć, że są potrzebni do dzielenia Polaków.
Izabela została oficjalną kochanką Repnina i rodziła mu dzieci. Sytuacja nie wzbudzała jednak potępienia, lecz zazdrość. Moralność ówczesnej polskiej arystokracji (katolickiej przecież!) była taka, że niemal każdy marzył, żeby mu Repnin czy inny Stackelberg bzykał żonę. Opłacało się.
Jedna z anegdot z tamtych lat mówi, że gdy urodził się książę Adam Jerzy, mąż Izabeli kazał wysłać kosz kwiatów i niemowlę do ambasady rosyjskiej. Tę obrzydliwą plotkę obecnie da się zweryfikować badaniami DNA. Tylko niektórzy z Czartoryskich musieliby być może zmienić nazwisko na Repnin.
Czy związek z wszechwładnym ambasadorem pozytywnie wpłynął na sprawę polską? Bynajmniej. Repnin na sejmie repninowskim (17661768) obalił reformy i przywrócił rosyjski protektorat. Zakochany, zaniedbał swoje obowiązki tak, że nie zapobiegł wybuchowi konfederacji barskiej i został odwołany. Durna ruchawka katolickich fanatyków zdemolowała państwo i była pretekstem do I rozbioru Polski.
Odwet na Rosjanach Czartoryscy wzięli srogi: onże Adam Jerzy został kochankiem carowej Elżbiety, żony cara Aleksandra I. Bzykał ją długie lata... na oczach męża  cara.
Helena Radziwiłł (z d. Przeździecka)  dama dworu Katarzyny II, żona księcia Michała Hieronima (mieli ośmioro dzieci), a jednocześnie kochanka ambasadora rosyjskiego Stackelberga. Tu też przydałyby się badania DNA...
Z jego nadania szwagier został wojewodą wileńskim. Od targowicy Michał otrzymał w zarząd ogromny majątek małoletniego Dominika Radziwiłła. Podpisał traktaty I i II rozbioru, za co otrzymał od Rosjan sowitą zapłatę. Wzbogaceni zdradą i kur...wem, zbudowali wspaniałą rezydencję w Nieborowie. Helena rywalizowała z Izabelą Czartoryską na polu mecenatu kulturalnego.
Honorata Załuska (z d. Stempkowska)  jej mąż, Wojciech Teofil, sowicie opłacany, wiernie odpłacał Rosji... Także cnotą żony. Kochanka generała Igelstroema, dowódcy wojsk rosyjskich w Polsce, ambasadora Rosji w latach 17931794. Igelstroem polecił przyszywanego szwagra ambasadorowi Sieversowi, swojemu poprzednikowi, i zabiegał dla niego o awanse. Szwagrostwo opłaciło się: został podskarbim koronnym. Fajnie było być ambasadorem rosyjskim w Polsce, czyż nie?
Maria Walewska (z d. Łączyńska)  jako osiemnastolatka wyszła za starszego o 50 lat szambelana Anastazego. Pół roku po ślubie (?) urodziła syna i dobiegający siedemdziesiątki rozsądny pan szambelan, nie zastanawiając się, czy aby ktoś kwartał przed ślubem nie strzelił mu z boku, sfolgował.
Cesarz Napoleon się nie trudził długo przy zdobywaniu zaniedbywanej dwudziestolatki. Aleksander Walewski został poczęty w Wiedniu, w 1810 roku. Na czas porodu Maria wróciła dla pozorów do Walewic. Pozory zostały wsparte fortunką 20 tys. franków w złocie, toteż pan szambelan syna uznał. Cesarz nadał synowi tytuł hrabiego i zabezpieczył finansowo. W 1812 r. Maria uzyskała rozwód cywilny.
Powszechnie znane są jej zabiegi o wskrzeszenie Polski. Były to jednak marzenia bardzo romantyczne. W ówczesnej sytuacji geopolitycznej szanse były nikłe. Do tego na przeszkodzie stanęła znowu... dupa. Najpierw Napoleon, tworząc Księstwo Warszawskie  pod wpływem dupy słynnej z urody królowej pruskiej Luizy  nie odebrał Prusom nawet wszystkich zdobyczy rozbiorowych. Potem, mając plany dynastyczne wobec Habsburgów, nie zwrócił Księstwu nawet Galicji. Zaś Rosji oddał obwód białostocki.
Swoją drogą na wszystkie zabiegi u Napoleona o odrodzenie Polski rzuca cień sprawa naszych insygniów królewskich, świętości każdego narodu. Nikt o ich zwrot od pobitych Prusaków nie zabiegał, toteż  nie nagabywani  w 1811 roku... przetopili je na monety. Jesteśmy jedynym narodem Europy, który insygniów nie posiada.
Maria Naryszkina (z d. Czetwertyńska)  córka księcia Antoniego, targowickiego zdrajcy powieszonego w Warszawie w 1794 r. Żona carskiego faworyta księcia Naryszkina. Kochanka cara Aleksandra I, z którym miała dwie córki (zmarły w dzieciństwie). Pozostała katoliczką. Żadnych sentymentów narodowych nie miała. Zapisała się za to niepowszednim numerem.
Jezuici po kasacie w 1773 r. znaleźli schronienie w... prawosławnej carskiej Rosji. I to u samej Katarzyny II! Ci zakonni zdrajcy zaoferowali carycy wychowywanie polskiej młodzieży na terenach wydartych Polsce  w duchu posłuszeństwa dla Rosji. Caryca ofertę przyjęła. Pozwoliła im nawet założyć kolegium w Połocku, prowadzić kościół i konwent dla młodzieży szlacheckiej w Petersburgu. Jezuicka banda zdrajców była skuteczna: wojska Napoleona na terenie zaboru rosyjskiego nie zostały przyjęte entuzjastycznie... Przeciwnie  tysiące Polaków walczyło z nimi w szeregach armii rosyjskiej.
Ale gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. I posłał. Czetwertyńską do spowiedzi. Wyznała tam jezuicie Perkowskiemu, że bzyka się z carem. A ten... nie dał jej rozgrzeszenia i kazał zerwać związek. Nie wziął pod uwagę, że żadna kobieta nie zrezygnuje z takiej pozycji towarzyskiej dla bełkotu jakiegoś popaprańca w kiecce. Czetwertyńska pobiegła do cara ze skargą na bezczelność spowiednika. Doszły do tego skargi na prozelityzm jezuitów (przekabacanie prawosławnych na katolicyzm).
Car się wściekł. Ukazem z 1820 roku wypędził jezuitów z Rosji. Ponad 700 pasożytów wsadzono na statki i w kibitki, i pod eskortą Kozaków wydalono z Rosji. Tak jezuici poślizgnęli się na dupie. Czyżby zasłużona kara za zdradę Polski?
Romans Czetwertyńskiej z carem trwał 20 lat. Aleksander wszelako żadnej kobiecie po drodze nie przepuścił. Historia jego romansów rzuca światło na cnotę i patriotyzm matek Polek. Przez łóżko cara przeszła jeszcze niejedna Laszka.

Ograniczeni pojemnością kolumny przedstawiliśmy tu zaledwie kilka co ciekawszych przypadków. Zalewa nas od paru lat powódź świętych, nieużytych bab, co nie dały chłopakom, no to dały robakom. Dla zwykłego odreagowania wypada spojrzeć i na drugą stronę medalu.

LUX VERITATIS

listy od czytelnikÓw

Listy

Jonaszu, ratuj!!!
Jestem Polką starej daty, prawdziwą, więc wołam i krzyczę: Jonaszu, ratuj!!!
Idzie pochód na Warszawę, idą mohery pod wodzą bezdzietnego ojca. Prosimy Cię, Jonaszu, abyś swoimi i naszymi FiM sprawił cud nad Wisłą.
Wierzymy, że tak jak przyczyniłeś się do upadku PiS-dusiów, tak sprawisz następny cud nad Wisłą i uchronisz Warszawę i cały nasz kochany i niewdzięczny kraj przed moherami i ich zapyziałym wodzem!
I mam jeszcze jednego kandydata na Klerykała Roku. Jest to rozgłośnia Polskiego Radia w Opolu. Jest to niby nasza regionalna rozgłośnia, radio, którego powinniśmy słuchać, ale nie da się.
Radio Opole pracuje tak, jakby dyrekcja znajdowała się w kurii, a dyrektorem i pracodawcą był abp Nossol. A w niedzielę to już dno  rano msza, potem wywiad z jakimś księdzem itd. A prawie każde wiadomości zaczynają się od wydarzeń kościelnych.
Na tym kończę wylewanie tej mojej żółci, ale pocieszam się tym, że jednak ziarno zaczyna kiełkować, co widać po wynikach sond SMS-owych, przeprowadzanych na tematy kontrowersyjne z Kościołem w tle.
Jonaszu, niech Twoim i naszym hasłem będzie: SIAĆ, SIAĆ, SIAĆ !!!

Jadwiga Piotrowska
Jagilenica


Czarna dziura
Mamy z mężem po 69 lat, przeżyliśmy w życiu dużo złego, ale były i dobre chwile. Jedna rzecz mnie wnerwia  to, że po 40 latach pracy nie mamy należnych emerytur. Za to kler opływa we wszystko. Dokąd rządy Polski będą łożyć na tych zdzierców i pasibrzuchów?! Dokąd ludzie będą poniżani i okradani przez tę czarną zarazę? Pieniądze, które dostaje kler, powinny być przeznaczone na służbę zdrowia, edukację i na pomoc ludziom ubogim. Dużo polskich dzieci głoduje, ludzie ubożeją, a z kleru kapie złoto. Wiara powinna być osobistą sprawą każdego człowieka, a nie niewolnictwem narzuconym na siłę. Kler nie powinien wtrącać się do rządzenia naszym krajem, tylko siedzieć w kruchtach, bo tam jest ich miejsce.

Barbara i Andrzej
Świdnik


Raport specjalny
Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz, w homilii wygłoszonej we wtorek rano w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, zaapelował do Polaków, by w nowym roku byli bliżej drugiego człowieka, by uwierzyli, że są wolni i nie dali się niczym zniewolić.
Zadałem sobie nieco trudu i powyższą treść oraz poniżej zamieszczone komentarze internautów z nią związane przeniosłem żywcem z pierwszej strony Wirtualnej Polski. Mam nadzieję, że Jego Fluorescencja już zapoznał się z tym materiałem. A oto niektóre tylko perełki:
Lubię księży, bo są dobrymi klientami naszej agencji. Zawsze płacą sute napiwki&;
Słusznie  zacznijmy od konkordatu, usuńmy religię ze szkół, przestańmy dopłacać do kościoła...;
Dlaczego każdy ksiądz jest taki pulchny...?;
Ja życzyłbym sobie, by w nowym roku zniknęły w Polsce, niby katolickim kraju, Domy Dziecka. Istnienie choćby jednego zaprzecza istnieniu religii katolickiej w Polsce. Kardynał wzniósł się na wyżyny, czyli Pałac pozdrawia Pałac, a o sierotach to słyszał pewnie w telewizji. Budujmy kościoły i zapomnijmy o człowieku, chyba że nienarodzonym  to i owszem. Wstyd, obłuda żenada i hipokryzja!;
To pestka, mnie na Broniszach sąsiad opowiadał, że jak jego młoda kuzynka była u spowiedzi, to ksiądz egzaminował ją z seksu, a przy okazji zauważyła poruszenie w konfesjonale. Po zastanowieniu uświadomiła sobie, że w międzyczasie gruchę walił zboczeniec, bo nie chciał dać agencji zarobić;
Panie kardynale! Nawołuje Pan do podcinania gałęzi na której Pan siedzi. Wolność, samodzielne myślenie i niezależność nie idą w parze z katolicyzmem;
Pierdzieć w stołki i prawić morały to każdy głupi potrafi. Do roboty, pasibrzuchy. Dość okradania Polski i Polaków. Pozbierajcie wszystkie plemniki nienarodzone i wychowajcie na porządnych ludzi, hipokryci;
A dlaczego księża nieustannie wypowiadają się na tematy, które ich nie dotyczą? Seksu, małżeństwa, wychowania dzieci?;
Polska jest już republiką wyznaniową  trzeba szukać sobie innego miejsca...
Mógłbym jeszcze o wiele więcej takich wypowiedzi tu przenieść, ale myślę, że te dostatecznie oddają uczucia Polaków. Kościoły, wbrew temu, co podają media i kościelne gazety, odwiedza jedynie znikoma część naszego społeczeństwa. Moim zdaniem, to rządzący o wiele bardziej podlizują się klerowi niż naród. Najgorzej, że robią to za nasze pieniądze.

Witold Pater


Piekło zwierząt
Do królików, gęsi, kurczaków rzuca się kamieniami, aby je zabić. Katolickie zakonnice trudnią się produkcją strzałek i kolorowych przyrządów do zabijania i znęcania się nad zwierzętami.
Co roku na hiszpańskich fiestach, organizowanych z okazji święta lokalnych patronów zabija się i torturuje tysiące zwierząt. Zrzucenie żywej kozy z wieży kościelnej, a potem dobijanie zwierzęcia pod kościołem zakonnymi strzałkami to uświęcona tradycja. Procederom takim przewodniczą nierzadko księża, a biorą w nich udział nawet małe dzieci. Podpalanie rogów żywego zwierzęcia nie należy do rzadkości. Rozszalałe z bólu i strachu zwierzę dobija się, uderzając jego głową w mur. Rozbawieni katolicy ciągną np. byka za ogon i po jakimś czasie zabijają już i tak ledwo żywe zwierzę. Często byki  jako synonimy rogatego szatana  oślepia się, podpala, rzuca w nie strzałkami  oto katolicka zabawa. Młode zwierzęta są często torturowane, a potem topione np. w morzu. Osiołki, szczególnie w okresie Wielkanocy, są kamienowane i torturowane.
Hierarchowie katoliccy, mimo licznych protestów  np. WSPA (Światowa Organizacja Zwierząt), czy IFAW (Międzynarodowy Fundusz Pomocy Zwierzętom)  nie interesują się tą sprawą, mimo iż wiele zwierząt zabijanych jest w okolicy kościoła lub na ich terenie.
Między innymi naukowcy Uniwersytetu Jagiellońskiego wystąpili kilka lat temu do papieża Jana Pawła II z listem i prośbą o pomoc zwierzętom w Hiszpanii, apelując, aby wpłynął na kler. Niestety, papież nic nie zrobił w tej sprawie.
Dlaczego Kościół nie robi nic, aby pomóc zwierzętom? Dlaczego ich nie szanuje? Bo według doktryny katolickiej mają one dusze śmiertelną, inaczej niż wspaniały człowiek. Hipokryzja Kościoła w tych dniach nabiera szczególnego oblicza. Miłość i szacunek do żywych istot to takie same bajki jak humanitarny ubój zwierząt. Prawda jest taka, że z winy ludzi każdego roku giną miliardy zwierząt, więc powiedzenie wesołych świąt nabiera jeszcze bardziej groteskowego charakteru.

Filip Barche
wieloletni inspektor ds. zwierząt
Empathy for Animals
http://barche.blog.onet.pl


Żądanie zapłaty
Po blisko rocznej nieobecności w Pomrocznej, wpadłem do domu na święta. Zanim przekroczyłem próg, podniosłem leżące na wycieraczce papierzyska i ulotki. I co moje kaprawe oczka dostrzegły? Proboszczowskie, zakamuflowane i pokrętne żądanie zapłaty! Święta, świętami, ale trzeba pomyśleć o kolędzie. Pasterz ponad 5000 rodzin będzie zbierał daninę osobiście! Zatem parafianie niech w marketach nie szaleją, bowiem są ważniejsze potrzeby. Jego potrzeby. Co z tego, że kościół jest nowy, że już nawyłudzano na 3 wielkie dzwony, okazałą plebanię, witraże i marmury! Dzieło boże, czyli jego dzieło, wielkie być musi. Nie dam! Mnie to dzieło do szczęścia nie jest potrzebne. Podobno ichniemu Bogu również.

Jerzy Rzymałkowski


Obrzydliwość
Staram się być wyrozumiała dla ludzi, nikogo nie potępiać, nie wyzywać od głupców. Szukam dobra w drugim człowieku, gdyż jestem wierząca i wiem, że Bóg kiedyś też będzie chciał znaleźć we mnie dobre strony i przebaczy, tak jak ja teraz przebaczam. Ale wszystko ma swoje granice. Wielokrotnie u członków władz PiS widzę zwyczajne chamstwo, taką butną bezczelność, i zupełnie nie rozumiem, z czego to wynika. Wszelkie granice przekroczył jednak poseł Suski, który
w TVN na pytanie, jakie ma zdanie w kwestii zapłodnienia in vitro, odpowiedział, że jego to nie obchodzi, bo on ma dzieci poczęte w normalny sposób... Po prostu nie do wiary, jak można być tak bezdusznym i jeszcze to głośno wyrażać! A co z setkami tysięcy ludzi, którzy nie mogą mieć dzieci w normalny sposób? Jak można tak kpić z ludzkich tragedii?! Prawdopodobnie poseł Suski przedstawia się jako człowiek wierzący i praktykujący katolik, bo to przecież cała taka partia  wiarę mają na gębach, a w sercach obrzydliwość.

Alina z Katowic


Ofiary złego...
Pański artykuł Diabli nadali (FiM 48/2007) przeczytałam z dużym niesmakiem. No bo cóż wspólnego bracia Kaczyńscy mogą mieć z królem Dawidem? Po prostu nic!
Porównanie Bliźniaków z Dawidem jest jednym wielkim nieporozumieniem. Ten ostatni wprawdzie popełnił wiele błędów w swoim życiu, ale przy tym był człowiekiem pokornym, przyznającym się do swoich win i odczuwającym z ich powodu wyrzuty sumienia. Jakoś nie przypominam sobie, aby bracia Kaczyńscy kiedykolwiek wykazali się pokorą i przyznali się ze skruchą do całego mnóstwa popełnionych przez siebie błędów. Poza tym mam wątpliwości co do tego, czy oni w ogóle są zdolni do odczuwania winy.
Z uwagi na to, iż Maria Kaczyńska jest sympatyczną kobietą i wpływa kojąco na swojego męża, więc jest on spokojniejszy od swego brata.
I dlatego też nawet jego spojrzenie jest łagodniejsze niż Jarka.
Tak jak wielu innych Polaków, bracia Kaczyńscy są po prostu godnymi pożałowania ofiarami złego wychowania, negatywnego wpływu Kościoła katolickiego i w szczególności szatana. Co prawda nie sposób jest zaakceptować ich postępowania, ale przy tym trzeba mieć na względzie to, iż są ludźmi sromotnie oszukanymi, czego w ogóle sobie nie uświadamiają, i w dodatku nieznającymi swej tragicznej przyszłości. Z uwagi na to nad braćmi Kaczyńskimi trzeba się litować,
a nie szydzić z nich.

Sabina Warakomska
Suwałki


Droga Pani Sabino!
Dziękuję za długi (zamieszczamy tylko mały fragment) i mądry list.
W jednym wszak Pani się myli  wyraźnie napisałem, że to sami Kaczyńscy chcą czerpać z popularności Biblii i wykorzystać jej mądrość do swych niecnych celów. Oczywiście, że porównanie ich z królem Dawidem jest niestosowne.

Jonasz



mity kościoła

Piekielny raj

W siedemnastowiecznym Londynie można było wykupić polisę ubezpieczeniową na okoliczność pójścia po śmierci do piekła.

Wiek wcześniej londyńczykom zdecydowanie bardziej przydałoby się ubezpieczenie na wypadek trafienia do raju na ziemi (na szczęście równie fikcyjnego), w którym nie ma żadnej sposobności do zepsucia  ani jednej winiarni czy piwiarni, żadnych domów rozpusty, brudnych nor ani tajemnych schadzek, za cudzołóstwo i rozmowy o polityce grozi kara śmierci, a ciągły dozór publiczny zmusza wszystkich bądź do ustalonej zwyczajem pracy, bądź do przyzwoitej rozrywki.
Taką iście piekielną wizję idealnego państwa, Utopii, zdołał wymyślić nie kto inny, tylko sir Thomas Morus (14781535)  katolicki święty i męczennik broniący autorytetu władzy papieskiej  ścięty za odmowę uznania króla Henryka VIII za głowę Kościoła w Anglii. Ów czczony przez Watykan obrońca jedynie słusznej katolickiej wiary, który miał w zwyczaju codziennie uczestniczyć we mszy i nie odważył się podjąć żadnej ważniejszej decyzji bez przyjęcia komunii, wyniesiony do chwały błogosławionych przez papieża Leona XIII w 1886 roku, uroczyście kanonizowany przez Piusa XI w 1935 roku, a w 2000 roku ustanowiony przez Jana Pawła II patronem rządzących i polityków, dziwnym zbiegiem okoliczności odważył się w swoim najsłynniejszym dziele, Utopii, propagować tak niekatolickie treści jak eutanazja, rozwody czy kapłaństwo kobiet.
Morusowska Utopia to państwo-wyspa, w którym nie istnieje korupcja, bo nie ma pieniędzy i własności prywatnej (każdy bierze tylko tyle, ile potrzebuje), wszyscy uczciwie pracują sześć godzin (trzy przed i trzy po południu), idą grzecznie spać o ósmej wieczorem i do tego największym szacunkiem darzą autorytety religijne. Władzę w Utopii dożywotnio sprawuje Książę, a wybierani co roku urzędnicy państwowi rekrutują się wyłącznie spośród ludzi wykształconych. Wszelkie dyskutowanie o polityce poza senatem i zgromadzeniem ludowym podlega karze śmierci.
Na wyspie znajduje się 54 identycznych  bogatych i doskonale urządzonych  miast, oddalonych od siebie o dzień drogi. W każdym z miast mieszka 6 tysięcy rodzin, po 30 w losowo przydzielonych domach. Jeśli jakieś miasto się przeludnia, jego mieszkańców wysyła się do innego. Każda rodzina składa się z 40 osób (1016 osób dorosłych plus dzieci) oraz dwóch niewolników. Jeśli rodzina zanadto się rozmnoży, nadmiar dzieci przydziela się rodzinom uboższym w potomstwo. W jednakowych miastach ludzie ubierają się w jednakowe stroje i są z tego w pełni zadowoleni, nawet kobiety. Drobne różnice w ubraniu przewidziano jedynie dla odróżnienia kobiet od mężczyzn oraz osób zamężnych od wolnych.
Czas wolny Utopianie spędzają według swojego upodobania, ale pod warunkiem, że nie marnują go na głupstwa i próżniactwo. Podróżować do innych miast wolno im wyłącznie za zgodą urzędników, wszędzie zaś, gdzie przebywają ponad dobę, muszą pracować, by dostać jedzenie. Przekraczanie granic prowincji bez zezwolenia grozi karą, a w przypadku recydywy  niewolą. Jedynie wycieczki za miasto można odbywać za pozwoleniem ojca lub współmałżonka.
W związki małżeńskie kobietom wolno wstępować dopiero po ukończeniu 18 roku życia, a mężczyznom  22 lat. Wszelkie oddawanie się przedślubnym rozkoszom zmysłowym jest surowo zabronione pod karą dożywotniego celibatu, a wszystkich rodziców, którzy nie spełnili obowiązku czuwania nad swymi dziećmi, spotyka wielka hańba. Jednocześnie, w celu uniknięcia późniejszych rozczarowań, przed ślubem narzeczeni mają obowiązek zaprezentować się sobie nawzajem całkowicie nago. Uzyskanie rozwodu możliwe jest w przypadku, gdy jeden z małżonków zachowuje się w sposób niemożliwy do zniesienia lub dopuścił się cudzołóstwa. Utrzymywanie stosunków pozamałżeńskich karane jest ciężkimi robotami, a w przypadku recydywy  śmiercią.
Nieuleczalnie chorym, którzy są przykrym ciężarem, zaleca się odważnie umrzeć, czyli dobrowolnie zakończyć swoje życie poprzez wstrzymanie się od jedzenia lub sztuczne uśpienie. Eutanazja traktowana jest jako akt woli zgodny z każdą z wyznawanych w Utopii religii. Mimo równouprawnienia wszystkich wyznań pełną wolność religijną skutecznie ogranicza zakaz negowania, a nawet wątpienia w istnienie Boga i działanie Bożej opatrzności, nieśmiertelność duszy ludzkiej oraz w pośmiertną nagrodę lub karę. W każdym z miast może być maksymalnie 13 kapłanów i tyleż świątyń. Kapłani zajmujący się odprawianiem nabożeństw oraz wychowywaniem dzieci i młodzieży cieszą się tak wielkim poważaniem, że nawet gdy dopuszczą się czynu hańbiącego, nie podlegają sądowi ludzkiemu. Nie obowiązuje ich ponadto celibat, a do kapłaństwa dopuszczane są również wdowy w podeszłym wieku. I na koniec  wszyscy mają obowiązek być szczęśliwi...
Taki los zgotowałby Anglii jej katolicki syn Morus, gdyby mu tylko pozwolono. Ciekawe tylko, czy Polacy katolicy ciągnęliby wówczas tak tłumnie do tego raju na ziemi...

AK

mity kościoła

Święta trzynastka

Trzynastka  dla jednych feralna, dla innych jest święta. W tradycji żydowskiej liczba 13 ma szczególnie doniosłe znaczenie. Taka bowiem jest liczbowa wartość hebrajskiego słowa echad (jeden)...

...oddającego symbolicznie jedność, pełnię i doskonałość Boga. Stąd trzynaście artykułów wiary, trzynaście atrybutów miłosierdzia, trzynasty miesiąc w roku przestępnym...
Trzynaście artykułów wiary to podstawowe zasady judaizmu sformułowane przez Majmonidesa w XII wieku w celu odróżnienia prawowiernych wyznawców judaizmu od heretyków, czyli od karaimów, oraz od chrześcijan i wyznawców islamu.
Wedle tych artykułów, Bóg jest stwórcą, jest jeden, bezcielesny, wieczny, jako jedyny może być obiektem kultu, mówił przez proroków (Mojżesz był największym z nich, on otrzymał Torę, która jest niezmienna), jest wszechwiedzący, odpłaca człowiekowi za jego czyny, nadejdzie Mesjasz i nastąpi zmartwychwstanie ciał. Trzynaście artykułów wiary stało się podstawą m.in. stworzenia hymnu liturgicznego Jigdal, liczącego 13 wersów.
Trzynaście atrybutów miłosierdzia Bożego to z kolei powszechnie stosowana nazwa imion Boga, które zostały wywiedzione z boskiego objawienia Mojżeszowi atrybutów Stwórcy i  mimo pojawiających się różnic w określaniu poszczególnych atrybutów  zawsze było ich trzynaście. Stanowią jeden z najważniejszych motywów żydowskich modlitw błagalnych, bowiem  według opowieści talmudycznych  Wszechmocny miał powiedzieć Mojżeszowi, że jeśli dzieci Izraela będą recytować trzynaście atrybutów miłosierdzia, Bóg odpuści im każdy grzech i nigdy nie odejdą z pustymi rękoma.
Trzynasty żydowski miesiąc  adar szeni, liczący 29 dni  dodawany jest po dwunastym trzydziestodniowym miesiącu adar siedem razy w ciągu 19 lat, czyli co dwa lub trzy lata.
Księżycowo-słoneczny kalendarz żydowski dzieli zwykły rok na dwanaście miesięcy, w roku przestępnym przewidując trzynasty miesiąc, dodawany w celu wyrównania różnicy między rokiem słonecznym a księżycowym. W latach przestępnych obchody wszystkich świąt i rocznic przypadających w zwykły adar przenoszone są na trzynasty miesiąc, czyli tzw. drugi adar.
Bar micwa to wedle religijnego prawa żydowskiego uzyskanie pełnoletności przez chłopca w wieku 13 lat i jednego dnia, tzn. od tego momentu zobowiązany jest do przestrzegania sześciuset trzynastu nakazów i zakazów oraz ponosi odpowiedzialność za swoje postępowanie i popełniane grzechy.

AK



mity kościoła

Ze spermy, po pijaku

Wśród istniejących w różnych kulturach mitów opowieści opisujących stworzenie człowieka, wbrew pozorom, wcale nie jest aż tak wiele. Najbardziej popularna wśród nich wydaje się koncepcja zakładająca, że człowiek został ulepiony przez jakieś bóstwo lub boga z ziemi lub gliny.

W Biblii Bóg stworzył Adama z ziemskiego prochu, ale już w Koranie Allach powołał go do życia z kropli spermy lub  na podstawie innej sutry  z prochu, kropli spermy i grudki zakrzepłej krwi. W jednej z opowieści słowiańskiej człowiek powstał z ziarnka piachu, które przylgnęło do paznokcia Boga i na które spadła kropla boskiego potu, gdy Bóg pracował. Według wierzeń Apaczów, stwórca Czarny Hactcin naszkicował swój wizerunek na piasku, a z darów przyniesionych przez zwierzęta  pyłku kwiatów, ochry, minerałów i kamieni  wykonał prototyp. Aby go ożywić, tchnął w niego wiatr, a następnie zajął się wychowaniem swego dzieła: nauczył mówić, krzyczeć, śmiać się, chodzić i biegać. Ponieważ pierwszy człowiek był samotny, Stwórca sprawił, że przyśniła mu się kobieta, która, kiedy się obudził, była już przy nim.
Popularna nie tylko w kręgu kultury chrześcijańskiej opinia, że mężczyzna został stworzony jako pierwszy, nie jest bynajmniej powszechną wizją stworzenia.
W innych kulturach nie brakuje przekazów, w których powstanie kobiety i mężczyzny miało miejsce jednocześnie. W mitologii skandynawskiej trzej bogowie pierwszą parę ludzi stworzyli równocześnie  mężczyznę Aska z jesionu, a kobietę Emblę z łozy. Bóg Odyn tchnął w nich życie, Wili  inteligencję, a We obdarzył wzrokiem i słuchem. Z kolei jedno z plemion z Borneo uważa, że mężczyzna powstał z rękojeści miecza, a kobieta z kądzieli. Zdarza się również, że to kobieta była pierwsza. W mitologii Irokezów i Huronów pierwszym człowiekiem była Ataentsic, która została zrzucona z nieba na ziemię. I nie zawsze to kobieta jest mitycznym uosobieniem zła i sprowadza na świat nieszczęścia. W pewnej opowieści Polinezyjczyków bóg Taaroa (utożsamiany z wszechświatem) wyczarował z samego siebie mężczyznę Tii, ale ponieważ Tii niespecjalnie mu się udał, bo okazał się zły i złośliwy, stworzył kobietę Hinę, która była dobra, a przy tym znała przeszłość i przyszłość.
Po co bogowie stworzyli człowieka? Najczęściej  nie łudźmy się  by ich czcił lub dla nich pracował. Według Babilończyków, boskokształtny karzełek powstał z gliny oraz krwi i kości jednego z pokonanych bogów, by być pokornym sługą innych bóstw i uwolnić je od pospolitych czynności. Aztekowie dla odmiany wierzyli, że pierwsza para ludzka: Oszomoko (mężczyzna) i Sipaktonal (kobieta) została wspaniałomyślnie stworzona za cenę poświęcenia bogów, z kropel krwi i bólu towarzyszącemu jej utoczeniu, dlatego więc świętym obowiązkiem ludzi było składanie bogom w podzięce ofiary z własnej krwi, w celu zapewnienia im pożywienia.
Pierwszy człowiek mógł ponadto powstać w wyniku kazirodczego związku, a nawet podczas alkoholowej libacji bogów. Według jednego z hinduskich eposów, Brahma stworzył pierwszego człowieka, Manu, popełniając kazirodztwo ze swoją córką Saraswati, a pierwsza kobieta, Ila, powstała ze złożonej przez Manu ofiary z masła. Natomiast według mitu sumeryjskiego, ludzi z gliny ulepili bardzo pijani bogowie, co miało stanowić łatwo przemawiające do wyobraźni wytłumaczenie, dlaczego istoty ludzkie są tak bardzo ułomne zarówno na ciele, jak i duszy.

SK



z grubej rury

Czarna mafia

Rząd Tuska został przyjęty z nadzieją, wręcz entuzjastycznie. Mimo świadomości wyborców, że nie ma cudów. Wystarczyła nadzieja na normalność. Zwyczajowo nowemu rządowi należy się 100 dni życzliwego spokoju. Platforma już po miesiącu sprowadziła naiwnych wyborców na ziemię i zakończyła miesiąc miodowy. Czyżby oblubieniec się upił?

W skierowanym do Senatu budżecie na 2008 rok zapisano 30 mln zł na budowę muzeum przy Świątyni OpaCZności Bożej, a do tego środki na Fundusz Kościelny, KUL i kilka jeszcze szkół pacierzy itp., itd. Oczywiście, oprócz tego nadal, niemal w każdej pozycji budżetowej, ukryte są pieniądze dla Kościoła. Na przykład podwyżki dla katechetów w pozycji podwyżki dla nauczycieli. A przecież  według zapewnień Kościoła, składanych w czasie, gdy wprowadzano watykańskie bajki do szkół  katecheci mieli nie pobierać wynagrodzenia. To kolejny dowód, że gdy podać pazernej bestii palec, to za łapę chwyci. Zawsze.
Tak też jest z muzeum przy ŚOB. Żeby obejść konstytucyjny zakaz finansowania budowy kościołów za pieniądze publiczne, Platforma zniża się do ordynarnego oszustwa i akceptuje nazywanie kolejnego pomnika pychy kleru muzeum (oby to tylko było muzeum!). To krzyczące obejście prawa przeczy wyborczym zapewnieniom, że będzie uczciwie. Uczciwość inaczej. Sorry, Panie Premierze, mocno nadwerężył Pan kredyt zaufania, pokazując kompromitującą uległość wobec pasożytów. Na nic pokrętne tłumaczenia, że to budżet PiS-u, bo wystarczyłaby jedna poprawka. Należy uświadomić po raz kolejny oszukanym Polakom, że to 30 mln zł w 2008 r. to nie koniec, bo muzeum trzeba będzie utrzymywać, a to kosztuje.
W Polsce pożeranej przez państwo wyznaniowe wybrańcy narodu ponad interes ojczyzny stawiają interes obcego państwa, Watykanu. Tak dalece, że mimo braku pieniędzy na leczenie chorych dzieci, walącą się służbę zdrowia i system emerytalny, utrzymanie zabytków (z wyj. świątyń), na naukę i setki innych pilnych zadań  sypie się je Kościołowi. Co bardzo ważne, przy tym wszystkim zaplanowano deficyt na ponad 27 miliardów zł. Niewinnie brzmiący deficyt to nic innego jak zadłużanie państwa, co znaczy, że Polska zadłuża się, żeby tuczyć Watykan! Jakby przebogaty Kościół nie był największym obszarnikiem w Polsce i nie prowadził zarobkowej działalności gospodarczej na ogromną skalę (w każdej wiosce!), do tego nieopodatkowanej.
Jako żywo podpada to pod kodeks karny, artykuł 231 paragraf 1: Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. I par 2: Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w par. 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Wybrańcy narodu są funkcjonariuszami publicznymi, a tuczą Kościół, by uzyskać poparcie z ambony przy wyborach, czyli korzyść i majątkową, i osobistą. Nie byłoby większego problemu, gdyby pieniędzy był nadmiar. Ale zadłużanie państwa wbrew logice to działanie na szkodę interesu publicznego, o czym wybrańców narodu wypada ostrzec. Poseł Pęczak chciał sprawować swój mandat poselski zza krat, ale żeby prawie cały Sejm... Jak dalece pełzająca bestia zdemoralizowała funkcjonariuszy publicznych, by wyłudzać nasze podatki, świadczą niedawne odkrycia przy badaniu spraw imperium zła bezdzietnego ojca: jeden funkcjonariusz, profesor i wiceminister, pomylił się w opinii i źródła geotermalne spod Ciechocinka przesunął pod Toruń. Drugi na podstawie tego fałszu wydał koncesję. Trzeci wydzierżawił działkę z naruszeniem prawa. Pokazali, że etyka katolicka to kłamstwa, fałszerstwa i łamanie prawa. Tak jest od Nysy po San, od Tatr po Bałtyk. Urzędnicy pomagają czarnej mafii grabić Polskę i robią to bezgrzesznie, bo... od swych złodziejskich wspólników dostaną rozgrzeszenie. Jaką karę ci trzej szubrawcy poniosą? Poczekamy, popilnujemy.
Już widać, że próżno liczyć na likwidację przywilejów Kościoła, opodatkowanie jego działalności gospodarczej, rewizję konkordatu czy wprowadzenie podatku wyznaniowego. Platforma nie zrealizuje oczekiwania wyborców. To są liberałowie?! To jest równość wobec prawa? To jest demokracja?! Wara darmozjadom od naszych podatków! Mają one bogacić państwo polskie, nasze rodziny, a nie czarnego okupanta! Czy to nie jest czarna mafia?
Zwyczajem we włoskiej mafii jest całowanie w rękę szefa, w Kościele też. Szef mafii to ojciec zwany chrzestnym, w Kościele katolickim też ojciec, tyle że zwany świętym.
W mafii ojciec ma władzę absolutną, w Kościele też. W mafii obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo, w Kościele też. Mafia załatwia swoje sprawy po cichu, Kościół też. Cel mafii to stworzenie państwa w państwie, Kościoła też. Mafia chce władzy i kasy, Kościół też. Mafia nie płaci podatków, podobnie jak Kościół. Analogie można mnożyć.
Rząd Tuska i Platforma brutalnie zakończyli miesiąc miodowy z wyborcami. Wydaje się, że zamierzają rozpocząć miodową kadencję z Kościołem, bo na początku roku zbiera się Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Już nieraz watykański okupant jednym tupnięciem rzucał na kolana rząd niepodległego podobno państwa. Czy i tym razem rząd się zes...tracha? Czy wybraliśmy PiS bis?

LUX VERITATIS



gŁaskanie jeŻa

Śniegowa piosenka

Była słynna Deszczowa, to teraz będzie Śniegowa. A co? Mniej znana, ale za to nasza własna  Fakto-Mitowa. Napisałem ją dla Państwa ku pokrzepieniu serc. I jeszcze po to, aby wywołać na Waszych twarzach uśmiech  ot tak, na dobry początek nowego roku 2008.

Muzyki, niestety, skomponować nie potrafię, więc na wszelki wypadek posłużyłem się rytmiką szlagieru Mam chusteczkę haftowaną (funkcje gitarowe podaję przy pierwszej zwrotce), ale każdy tak naprawdę może ułożyć sobie własną melodię. No to do dzieła i życzę dobrej zabawy. A może macie, Kochani, propozycje kolejnych zwrotek? Autorów najzabawniejszych nagrodzę osobiście! Czekam na teksty po adresem: marek@faktyimity.pl

Śniegowa piosenka
Czas zimowej kanikuły (C)
Żegnaj, żegnaj szkoło (G)
Wyszły dzieci na podwórko (G)
Bawią się wesoło. (C)
Jest tak pięknie dookoła
Srebrny śnieżek prószy
Lepią dzieci Kaczyńskiego
Mrozek szczypie w uszy.

Choć się bardzo natrudziły
No ale co z tego
Jakiś taki mikry wyszedł
Więc lepią drugiego.

Nagle szczygły przyleciały
Było jeszcze rano
Co? Lepicie imiennika?
Lepcie go z guano.

Awantura pod śmietnikiem
Bo jest kwestia sporna
Czy ulepić Gosiewskiego
Czy też najpierw Dorna?

Dorn już stoi lecz ma minę
Jakby Saby szukał
To dolepmy mu Szczypińską
To też przecież s..a.
I Gosiewski też jak żywy
Pulchny niczym pączek
Szybko dało się utoczyć
No bo nie ma rączek.
A pan Lepper to dlaczego
Marchew ma tak nisko
Bo to nie jest nos dziewczynko
Nie podchodź za blisko.

Ulepimy Episkopat
Głodź na czele kroczy
Lecz czy starczy nam węgielków
Na kaprawe oczy.

Jedna kula już na drugiej
A na drugiej trzecia
Choć się dzieci natrudziły
Giertych się rozleciał.

Rączki małe, pracy tyle
Jak zdążyć przed jutrem
Coś na wąsy znaleźć trzeba
I ulepić Putrę.

Brudny śnieg pod płotem leży
Więc powstanie Kempa
Jeśli jeszcze coś zostanie
Ulepimy Glempa.

Do Guinnessa zastęp wpisać
Śnieżnych pań i panów
Bo to przecież rekord świata
Taki tłum bałwanów.


MAREK SZENBORN

racjonaliści

Okienko z wierszem

Nie Ojcze nasz, nie Zdrowaś Mario, ale właśnie takiej Modlitwy współczesnej Czesława Kuriaty powinni nauczyć się na pamięć (i powtarzać jak mantrę) wszelkiej maści kapłani rozmaitych religii i kapłani polityki. Nie chcą? No to niech ją przynajmniej raz w życiu przeczytają.

Panie Ja nie chcę być silny Bowiem
Ludzie słabi muszą być dobrzy A świat
jest coraz silniejszy w swoim okrucieństwie
Panie Ja nie chcę być mocny Bo dopóki
jestem bezsilny współczuję wszystkim
pokrzywdzonym Rozumiem niesprawiedliwość
Buntuję się przeciw zbrodni Nie mam żadnych
argumentów by uzasadnić przemoc i fałsz

Panie Błagam chroń mnie przed siłą Którą
świat mi narzuca Przed którą bronię się By
jutro nie przekroczyć bezpowrotnie progu
za którym już nie będzie najmniejszej słabości
we mnie do innego człowieka i będę nienawidził
również tych do których byłem wczoraj podobny
I własną siłą zacznę niszczyć siebie w dzień
I już nigdy odtąd nikt nie znajdzie we mnie
ani jednej cechy z tamtej chwili mego stworzenia

Panie Nie daj mi żadnej władzy nad nikim Bo
Panie Daj mi do końca żywota tę słabość Która
największą moją siłą w chwili urodzenia I w
sekundzie śmierci wspólnotą z ludźmi najmocniej

Wreszcie Panie Który jesteś we mnie Bywasz
mną tak dosłownie Nie mów że wszystko jest ważne
Bo nauczysz mnie takiej ludzkiej mocy która nie
uznaje najmniejszej słabości I zabijesz mnie tak
dokładnie i doszczętnie Nieodwracalnie już (...).



racjonaliści

W trosce o ucznia

O tym, że poglądy faszystowskie są niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzi, wie cały cywilizowany świat. Ale że lewicowość i antyklerykalizm są o wiele gorsze, próbuje udowodnić jedna ze szkół średnich.

Można przypuszczać, że ministerialny duch Romana Giertycha krąży wciąż po wielu szkołach i nawet egzorcyzmy nie pomogą. Tak oto S.C., uczeń gimnazjum, opisuje na swoim blogu odkryte kuriozum:
Miałem w szkole informatykę. Pod koniec lekcji zostało trochę czasu i każdy z uczniów mógł skorzystać z internetu. Ponieważ jestem sympatykiem RACJI Polskiej Lewicy, postanowiłem odwiedzić stronę partii. Wpisałem adres www i kliknąłem enter. Po chwili przeniesiony zostałem na stronę główną. Następnie chciałem zapoznać się z informacjami i tu spotkała mnie niespodzianka. Uruchomił się program Opiekun Ucznia, który poinformował mnie, iż zablokował dostęp do strony. Stwierdził też, że otwierana strona www zawiera lub może zawierać szkodliwe treści dla ucznia. Próbowałem otworzyć podstrony ze statutem czy programem  okazało się, że te dokumenty również zawierają lub mogą zawierać szkodliwe treści dla ucznia. Otóż strona RACJI nie zawiera żadnych szkodliwych treści  tj. słów niecenzuralnych, szkodliwych zdjęć czy publikacji. Chyba że wyrazy: lewica, antyklerykalizm czy hasła typu wycofać religię ze szkół są w wolnej, demokratycznej i ponoć tolerancyjnej Polsce treściami szkodliwymi dla ucznia drugiej klasy jednego z opolskich gimnazjów.
Z natury jestem dociekliwy, więc postanowiłem sprawdzić skuteczność i faktyczną troskę Opiekuna. Wpisałem adres innej strony www. Tym razem była dostępna, mimo że z pewnością treści szkodliwe i niepożądane dla ucznia zawierała. Mam na myśli jedną z wielu stron organizacji Redwatch. Bez komentarza. Na sto procent jestem pewien, że strona RACJI została celowo zablokowana. Kolejny raz wstydzę się, że żyję w kraju, w którym uczeń jest ograniczany. Pozostaje tylko zadać pytanie: przez kogo? Strona Radia Maryja, na której w wielu artykułach wyrażana jest nienawiść, pogarda itp., jest dostępna. Zapewne z troski o ucznia! Blog prof. Joanny Senyszyn również jest zablokowany. Podawany powód? Pornografia...
Dlaczego uczniowie polskiej szkoły nie mogą się zapoznać z działalnością legalnie działających organizacji, a nawet jednej z posłanek, a bez problemów mogą czytać informacje np. o nawołujących do nienawiści faszystowskich grupach, które ściga prokuratura?  Niebawem wystosujemy oficjalne zapytanie i protest do kuratorium i ministerstwa. Taka sytuacja jest niedopuszczalna w demokratycznym państwie  powiedziała nam Teresa Jakubowska, rzeczniczka partii RACJA.

DP



katedra profesor joanny s.

Rok cudów

Rok 2007 miał patronów wielu. ONZ uczynił go Międzynarodowym Rokiem Delfina i Planety Ziemia. Unia Europejska  Rokiem na rzecz Równości Szans dla Wszystkich. Międzynarodowy Komitet Badań Arktyki  Rokiem Polarnym. W Chinach był Rokiem Ognistej Świni.

W całej RP  rokiem Andersa, Conrada-Korzeniowskiego, Rubinsteina, Szymanowskiego, Wyspiańskiego. Lokalnie  Leśmiana (w Zamościu) i von Eichendorffa (w powiecie raciborskim). Resortowo św. Józefa Kalasancjusza (ustanowiony przez Giertycha do przeżywania w polskiej oświacie) i Szlaków Turystycznych PTTK.
Od samego początku przyroda zwiastowała gwałtowne wydarzenia w polityce. 18 stycznia nad Polską przeszedł huragan Kyrill, wiejący w porywach do 250 km/godz.
I się zaczęło. W lutym zmiotło ze stanowisk Sikorskiego, Dorna, Bieńkowskiego, Wildsteina. W kwietniu marszałka sejmu, Jurka. 8 czerwca przewiało przez Hel prezydenta Busha. W lipcu z ministerstwa wymiotło Leppera. W sierpniu  Kaczmarka, Giertycha, Aumillera, Kalatę i Wiecheckiego. 7 września przewalił się Sejm. Sam. Większość ministrów premiera Kaczyńskiego została odwołana przez prezydenta Kaczyńskiego. Dzięki temu uniknęli przegłosowania wotum nieufności i mogli szkodzić Polsce jeszcze po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych. W październiku Nelly Rokita zdmuchnęła ze sceny politycznej swojego męża, kolejny atak choroby filipińskiej  Aleksandra Kwaśniewskiego, a werdykt społeczeństwa  Samoobronę i LPR. W listopadzie zakończył niechlubną działalność Kaczystowski rząd. Bilans zamknięcia IV RP:
2 premierów, 7 wicepremierów, 36 ministrów. Razem: 60 mln zł odpraw. W grudniu wymiatało urzędy oraz zarządy i rady nadzorcze spółek skarbu państwa. Zdarzenia te Polacy uznali za cud. Tylko nieliczne da się przypisać Tuskowi. Na większość zapracowali sami bohaterowie. Część z wydatną pomocą służb, a zwłaszcza CBA.
W 2007 roku obywatelom Najjaśniejszej brakowało wielu rzeczy, ale nie poczucia humoru. Fruwały SMS-owe świąteczne i noworoczne życzenia, stanowiące komentarz do politycznych wydarzeń. Oto trzy najzabawniejsze, a miejscami prorocze:
Dwa kaczory w koszu siedzą
I rzeżuchę sobie jedzą.
Lepper w szopie zioło pali,
Pewnie zaraz się przewali.
Tusk za stołem już się buja,
Wesołego Alleluja!

W dniu radosnym zmartwychwstania
Niechaj układ cię osłania.
Niech cię czeka samo dobro,
Niech los strzeże cię przed Ziobrą.
Niech cię CBA nie goni,
Niech cię immunitet chroni,
A jak już cię władza zdybie,
Niech cię sądzą w zwykłym trybie.
W jasną przyszłość prosto zmierzaj,
Z Gudzowatym nie wieczerzaj,
Nie czyść butów, nie myj włosów,
Dobrobytem nie kuś losu,
Byś bez żadnej większej wsypy
Doczekał do V RyPy.

Drugiej kaczki upieczonej,
A że kaczor nie utonie,
Młotkiem w łeb humanitarnie,
Jakeś dziś uczynił z karpiem.
Zaś dla naiwnego ludu
Już na Gwiazdkę Tuska cudu.
I bez kaca dni kolejnych,
Choć świątecznych, mocno chwiejnych.
By się was nie imał bies,
Życzy wam Benedykt S.

Rozpoczynający się właśnie rok 2008 ONZ ogłosił Rokiem Ziemniaka. Tak rekompensuje PiS-owi przegrane wybory. Gdyby Polacy wcześniej znali to proroctwo, mniej licznie głosowaliby na PO i Tuskowe cuda.

Joanna Senyszyn

PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl

nowe lektur odczytanie

Się powiedziało (7)

Sposób wyrażania myśli, gestykulacja i mimika Tadeusza Cymańskiego jawnie kontrastują z jego zaściankowymi poglądami. A może to po prostu kliniczny przykład przerostu formy nad treścią?


Kiedy myślę o mediach, to  jako katolik, polityk i poseł  czuję się zawstydzony. Nie udało nam się zbudować mediów katolickich. Liberalne są, naszych nie ma. Dobrych gazet brak. I między innymi dlatego taki człowiek jak ojciec Rydzyk zasługuje na szacunek.

A już coś mam, mam coś dobrego, bo to, co rzeczywiście jest mi wspólne z Markiem Borowskim, to jest to, że jest szachistą. Ja jestem szachistą, no, miłośnikiem tej gry.
Z tego, co wiem, bardzo dobrze gra marszałek Borowski, też lubi szachy i powinien jak szachista zagrać, postawić na tego, bo chociaż, który jest chyba w szachach lepszy, a myślę że pomimo że nie grałem ani z panią Waltz-Gronkiewicz, ani z Marcinkiewiczem, myślę, że Kazik gra lepiej, pomimo tego, że pani Waltz-Gronkiewicz z bankiem coś do czynienia, ale liczyć warianty i grać w szachy to jednak trochę co innego niż liczyć pieniądze.
Natomiast bez wątpienia to nie jest może tyle zwycięstwo Platformy, co nasza porażka w rozumieniu wyniku. Natomiast może nie wyniku, tylko werdyktu, że wygrała Platforma, my przegraliśmy. Co do samych faktów, to przeprowadzenie 160 posłów to jest jednak duży sukces.

Mam taką potrzebę, by myśleć, a nie mówić.

Tu chodzi generalnie o siły zła, o siły ciemności. Świat jest widziany przez premiera jako ciągła walka dobra ze złem [...]. Premier widzi swoją misję jako zmaganie o zmianę świata, Polski.

Jarosław Kaczyński czerpie z postaci Piłsudskiego.

Ale co mówi, jeszcze zaraz, niech pani wybiórczo, ja powiem, sądzę, że tak nie będzie, że nowy szef będzie miał i ponadto powiedział, zobaczymy, jak będzie działał nowy zarząd.

Każdy ma prawo do dziwowania się. Demokracja w naszym kraju ma się świetnie, m.in. dlatego, że nie musimy posiadać kont (o braku konta Jarosława Kaczyńskiego  dop. red.).

Wybrała PAR



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
regulamin clubcard 01 08 12
C03 Kinematyka PM (01 08)
warunków technicznych użytkowania budynków 01 08 2003
01 08 2011 Zupa kochanków(3)4
TI 01 08 24 T pl(2)
07 01 08 pra
FiM 02 08
TI 01 08 28 B pl
2014 01 08 KEYS TO UNLOCK THE IMPOSSIBLE REALM Part 2
TI 01 01 08 T pl
Afera Art B 01 08 2011
TI 99 01 08 T B M pl(1)
2006 01 08
2004 01 08 Dec 2 MON – Dokumenty normalizacyjne
TI 02 01 08 T B pl
FiM 05 08

więcej podobnych podstron