v 04 074







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.74)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






74. W DOMU SALOMONA
Napisane 15
lutego 1946. A, 7987-7995
Domek Salomona
należy do ostatnich
przy jedynej drodze, dochodzącej do rzeki w tej małej zagubionej
wiosce. Widziałam go
już – nie znając właściciela – w marcu 1944, w wizji wskrzeszenia
Łazarza. To
mała wioska rybacka z naj... ‘bogatszymi’ domkami, usytuowanymi wzdłuż
zakurzonej
drogi. Inne zaś są rozproszone przypadkowo pomiędzy drzewami na brzegu.
Nie są liczne.
Sądzę, że nie ma ich nawet pięćdziesięciu. Są tak małe, że wszystkie
weszłyby do
jednego z tak rozpowszechnionych dziś osiedli obecnych miast. Wiosna
sprawia, że
wyglądają teraz mniej biednie, gdyż ozdabia je jej świeżość. Girlandy
powojów,
festony winorośli, świeży uśmiech żółtych kwiatów dyni, wszystko to
ozdabia
prostą palisadę, która ogradza posiadłości. [Kwiaty te są również] na
brzegach
dachów, wokół drzwi domów. Nie mówię o różach. Ich piękno wydaje się
obce
pośród tych koszy i sieci, pośród musztardowej żółci kwiatów [dyni] i
pośród
lekko kołyszących się pierwszych strąków owoców. Sama droga wydaje się
ładniejsza,
gdyż trzcinowe zarośla – tam dalej, w głębi – nie mają samych tylko
twardych
jagód pokrytych kurzem narośli, lecz przystroiły się kokardami
pióropuszy. Pośród
wstęg liści wyprostowanej trzciny ukazują się wielobarwne nożowate
liście gladioli.
Lekkie powoje nitkowatych łodygach otaczają spiralami narośla i
trzciny. Na każdym
zwoju umieszczają bardzo delikatny kielich małych kwiatów w kolorze
lekko liliowego
różu. Miriady ptactwa zalecają się w tych trzcinach: umizgują się na
szczycie
łodyg, kołyszą się i obciążają powoje, wprowadzają swoje trele i barwy
w zieleń
bagnistych brzegów.
Jezus popycha małą
prymitywną
kratę, pozwalającą wejść do ogródka lub podwórka. Może był to ogród,
jednak
teraz jest to plątanina dzikich traw. A jeśli jest to podwórko, to
widać tylko
rośliny bezładnie rozsiane przez wiatry. Jedynie dynie dały dowód swej
mądrości,
czepiając się jedynego pnia winorośli oraz figowca. Wspięły się w górę,
ukazując
roześmiane kwiaty obok miniaturowych kiści winorośli lub delikatnych
listków figowca.
U podstawy, w kołysce ogonka, ma on twarde klejnoty kwiatów ledwie
uformowanych.
Pokrzywy parzą bose nogi. Piotr i Tomasz, znalazłszy dwa spróchniałe
wiosła,
zabierają się do uśmiercania parzących roślin, aby pozbawić je kwasu.
W tym czasie Jakub
i Jan próbują
uruchomić wielki zardzewiały zamek. Kiedy się im udaje, otwierają duże
drzwi i
wchodzą do kuchni. Czuć tu silny zapach pleśni i stęchlizny. Mury
okrywa kurz i
pajęczyny. Duży stół, ławki i miejsca do siedzenia, jedna szafka – oto
całe
umeblowanie. Dwoje drzwi w murze.
Piotr bada...
«Tu jest małe
pomieszczenie z
jedynym łóżkiem. To będzie dobre dla Jezusa. A tu? Aaa!... Zrozumiałem!
Tu jest
spiżarnia, graciarnia, strych i gniazdo myszy... Spójrz, jakie ślady
myszy! Wszystko
zjadły przez te miesiące. Ale ja zaraz o was pomyślę, nie wątpcie.
Nauczycielu... Czy
możemy się tu zachowywać jak u siebie?»
«Tak powiedział
Salomon» [–
odpowiada mu Jezus.]
«Bardzo dobrze!
Hej, bracie, i ty,
Jakubie. Przyjdźcie pozatykać tutaj wszystkie dziury. A ty, Mateuszu,
stań w drzwiach z
Judaszem. Uważaj, żeby ani jedna nie uciekła. Pomyśl, że jesteś jeszcze
miłym
celnikiem z Kafarnaum. Wtedy ani jeden klient ci się nie wymknął, nawet
jeśli był
zwinny jak przebudzona jaszczurka... A wy idźcie do ogrodu po trawę.
Przynieście, ile
tylko potraficie. Przynieście ją tutaj. Ty, Nauczycielu, idź... gdzie
Ci się podoba.
Ja zaś... zajmę się tymi nieczystymi szatanami, które zniszczyły ładne
sieci i
zjadły cały kil łodzi...»
I bez przerwy
mówiąc, układa na
stosie zniszczone drewno, kawałki sieci, z których zostały pakuły,
wiązki chrustu...
i wszystko to – na środku pomieszczenia. Kiedy zaś przynoszą mu zielone
trawy, Piotr
układa je na wierzchu, podpala i ucieka. Kiedy pierwsze kłęby dymu
wznoszą się z tego
stosu, wtedy mówi ze śmiechem: «Śmierć wszystkim Filistynom!»
«Czy nie podpalisz
wszystkiego?»
– pyta Szymon Zelota.
«Nie, mój drogi.
Wilgoć gałęzi
zatrzymuje płomienie i tylko dym wydziela się z trawy. Tak więc przez
dobre
połączenie to, co suche i zielone, pomaga sobie wzajemnie, aby dokonać
pomsty. Czujesz
ten smród? Wkrótce usłyszysz krzyki! Kto mi to mówił, że łabędzie
śpiewają,
zanim umrą? A! Syntyka! Myszy też wkrótce zaśpiewają...»
Judasz milknie po
wybuchu śmiechu i
zauważa:
«Niczego nie
mogliśmy się
dowiedzieć ani o niej, ani o Janie z Endor. Któż wie, gdzie są?»
«Z pewnością w
jakimś właściwym
miejscu» – odpowiada Piotr.
«Wiesz coś?» [–
dopytuje się
Iskariota.]
«Wiem, że już nie
są celem
nieżyczliwości» [– mówi Piotr.]
«Nikogo nie
pytałeś? Ja – tak.»
[– odpowiada mu Judasz.]
«A ja – nie. Nie
interesuje mnie,
gdzie są. Wystarczy mi, że o nich myślę i modlę się, aby wytrwali w
świętości.»
Tomasz odzywa się:
«Mnie pytali o
to bogaci faryzeusze, klienci mego ojca. Lecz im odpowiedziałem, że nic
nie wiem.»
«I nie jesteś
ciekaw się
dowiedzieć?» – naciska Judasz.
«Ja, nie. I
napra...»
«Posłuchajcie!
Posłuchajcie tylko!
Dym robi swoje. Ale teraz – na dwór, aby i nas nie zadusił» – mówi
Piotr i
odwrócenie uwagi [przez jego słowa] kładzie kres rozmowie.
Jezus jest w
ogrodzie. Podnosi
łodygi warzyw, leżące, zrodzone z nasion, które tu upadły.
«Bawisz się w
ogrodnika,
Nauczycielu?» – pyta Filip z uśmiechem.
«Tak. Martwi mnie
widok rośliny,
która bezużytecznie pełza, gdy tymczasem jej przeznaczeniem jest
wznoszenie się ku
słońcu i przynoszenie owocu...»
«Piękny temat do
pouczenia,
Nauczycielu» – zauważa Bartłomiej.
«Tak. Piękny.
Wszystko służy za
temat temu, kto potrafi rozmyślać.»
«Pomożemy Ci.
Chodźmy! Kto
pójdzie po trzciny nad rzekę, aby je zerwać na jarzyny?»
Młodzi idą ze
śmiechem, a
najstarsi zabierają się do czyszczenia, starannie wyrywając chwasty.
«O! Dzięki temu
widać, że to jest
ogród. Nie ma sałaty. Ale jest tu wiele porów, czosnku, ziół, strąków.
I dynie!
Ileż dyń! Trzeba przyciąć winorośl, oswobodzić figowiec i...» [– mówi
Piotr.]
«Ależ, Szymonie,
przecież tu nie
zostajemy!...» – odzywa się Mateusz.
«Ale będziemy tu
przychodzić wiele
razy. Jezus tak powiedział i nie zaszkodzi nam posprzątać tu trochę
dokoła. Spójrz,
spójrz! Nawet ten jaśmin jest pod kaskadą dyń. Biedny! Gdyby Porfirea
widziała tę
roślinę tak udręczoną, rozpłakałaby sięię i rozmawiałaby z nią jak z
dzieckiem.
Tak, bo zanim otrzymała Margcjama, rozmawiała ze swymi roślinami jak z
dziećmi... Tak.
Tutaj zrobiłem miejsce. Wyrwałem dynie, bo... O! Wracają chłopcy z
trzciną i z...
Nauczycielu, to Twoje zadanie. Jest tu jakiś niewidomy!»
Istotnie, idzie
Jakub z Janem oraz
Andrzej z Tomaszem, obładowani trzciną, a Tomasz niesie jakby jarzmo
biednego staruszka
całkiem obdartego. Oczy ma wybielone kataraktą.
«Nauczycielu, on
szukał cykorii na
brzegu i o mało nie wpadł do wody. Od kilku miesięcy jest sam, bo umarł
syn, który
się nim zajmował. Synowa odeszła i.. on żyje, jak może. Prawda, ojcze?»
«Tak! Tak! Gdzie
jest Pan?» –
pyta przewracając ślepymi oczyma.
«Jest tutaj.
Widzisz tę biel? ToOn.»
Jezus już
podchodzi do niego i
ujmuje go za rękę:
«Jesteś sam,
biedny ojcze, i nie
widzisz?»
«Nie. Dopóki
widziałem, dopóty
wyrabiałem kosze i więcierze, i wyrabiałem też sieci, ale teraz...
Widzę raczej
palcami niż oczami. Mylę się więc szukając roślin. Boli mnie brzuch z
powodu roślin
szkodliwych.»
«Ale w wiosce...»
«O! Oni są wszyscy
ubodzy i mają
dzieci, a ja jestem stary... Jeśli zemrze osioł... to smuci. Ale jeśli
umrze
starzec!... Czymże jest starzec?!... Kim ja jestem? Synowa wszystko mi
zabrała. Żeby
mnie choć wzięła ze sobą, jak starą owcę, aby mnie trzymać z wnukami...
dziećmi
mojego syna...»
Płacze mocno na
piersi Jezusa,
który go trzyma w ramionach i głaszcze, [a potem pyta:] «Nie masz domu?»
«Sprzedała go» [–
wyjaśnia
starzec.]
«I jak żyjesz?» [–
pyta dalej
Jezus.]
«Jak zwierzęta. W
pierwszych dniach
wioska mi pomagała. Ale potem się zmęczyli...»
«Salomon więc nie
jest z tej samej
gliny, bo on jest wspaniałomyślny» – stwierdza Mateusz.
«Przynajmniej
wobec nas. Dlaczego
jednak nie dał domu temu starcowi?» – zastanawia się Filip.
«Bo kiedy
przechodził tędy
ostatnio, ja jeszcze miałem dom. Salomon jest dobry, ale w wiosce od
jakiegoś czasu
nazywają go “wariatem” i nie robią już tego, o czym on ich pouczył» –
mówi
starzec.
«Zostałbyś chętnie
ze Mną?»
[– pyta Jezus.]
«O! Nie
opłakiwałbym już
wnuków!»
«Nawet gdybyś
pozostał ubogi i
ślepy, wystarczyłoby ci do szczęścia służenie Mi?»
«Tak!» Jest to
“tak” drżące,
ale bardzo pewne...
«To dobrze, ojcze.
Posłuchaj więc.
Nie możesz chodzić tyle, ile Ja chodzę. A Ja nie mogę tutaj pozostać.
Ale możemy
się miłować i czynić sobie dobro.»
«Ty – tak...
mnie... Ale ja...
Cóż może zrobić stary Ananiasz?»
«Mógłbyś strzec
tego domu i
ogrodu dla Mnie, abym go znalazł posprzątanym przy każdym powrocie.
Podobałoby ci się
to?»
«O, tak! Ale
jestem niewidomy...
Dom... przyzwyczaję się do murów. Ale ogród... Jak się nim zająć, skoro
nie
rozróżniam roślin? O! To by było takie piękne... służyć Tobie, Panie!..
Dojść
tutaj do kresu mego życia...»
Staruszek kładzie
rękę na sercu,
marząc o tym, co [wydaje mu się] niemożliwe.
Jezus pochyla się
uśmiechnięty i
całuje jego oślepłe oczy...
«Ależ ja...
zaczynam widzieć...
Widzę... O! O! O!...»
Radość sprawia, że
się chwieje, i
upadłby, gdyby go Jezus nie podtrzymał.
«Ech, to jest
radość!...» –
mówi Piotr wzruszonym głosem.
«I także głód...
Powiedział, że
od wielu dni żyje tylko cykorią bez oliwy i soli...» – dodaje Tomasz.
«Tak, z tego
powodu go zabraliśmy,
żeby go nakarmić...»
«Biedny
staruszek!» – mówi wielu
ze współczuciem.
“Biedny staruszek”
odzyskuje
przytomność i płacze, płacze... Biedne łzy starców... tak smutne, nawet
gdy są
łzami radości...
Starzec szepcze:
«Teraz, tak, teraz
mogę Ci służyć, błogosławiony! Błogosławiony! Błogosławiony!»
I chce się
schylić, aby ucałować
stopy Jezusa.
«Nie, ojcze. Teraz
wejdźmy i
zjedzmy [posiłek]. Potem damy ci szatę i będziesz przebywał pośród
synów, a my
będziemy mieć ojca, który przy każdym powrocie nas powita i przy każdym
odejściu
udzieli nam błogosławieństwa. Pójdziemy poszukać pary gołębi, abyś miał
jakieś
żywe stworzenia przy sobie. Pójdziemy po nasiona do ogrodu. Będziesz je
rozsiewał na
grządkach, a wiarę we Mnie – w sercach tej wioski.»
«Będę uczył
miłości. Oni jej
nie mają!»
«Miłości także...
ale bądź
łagodny...» [– mówi mu Jezus.]
«O, będę! Nie
powiedziałem ani
jednego twardego słowa synowej, gdy mnie opuszczała. Zrozumiałem i
przebaczyłem.»
«Widziałem to w
twoim sercu. To
dlatego cię pokochałem. Chodź, chodź ze Mną...» [– mówi Jezus.]
Jezus wchodzi do
domu, trzymając
staruszka za rękę. Piotr patrzy, jak odchodzą, i potem – nim podejmie
przerwaną
pracę – wierzchem dłoni ociera łzę.
«Płaczesz,
bracie?» [– pyta go
Andrzej.]
Piotr nie
odpowiada, więc Andrzej
naciska:
«Dlaczego
płaczesz, bracie?»
«Ty się zajmij
perzem... Jeśli ja
płaczę, to dlatego że... ponieważ wiem, dlaczego...»
«Powiedz nam. Bądź
tak dobry!»
– prosi wielu.
«To dlatego, że...
dlatego że to
bardziej mi porusza serce... takie pouczenie... tak... no, dokonane w
ten sposób...
bardziej niż kiedy On grzmi, pełen godności...»
«Ale wtedy widać w
Nim Króla!»
– woła Judasz.
«A tu widać w Nim
Świętego. Piotr
ma rację» – odzywa się Bartłomiej.
«Ale żeby
królować, musi być
silny» [– stwierdza Judasz.]
«Ale żeby odkupić,
musi być
święty» [– odpowiadają mu.]
«Dla dusz – tak,
ale dla
Izraela...»
«Izrael nigdy nie
będzie Izraelem,
jeśli się dusze nie uświęcą...»
“Tak” i “nie”
ścierają
się. Każdy wypowiada własne zdanie. Staruszek idzie na zewnątrz z małym
dzbanem w
dłoniach. Idzie po wodę do źródła. Już nie przypomina człowieka sprzed
kilku chwil,
tak jest szczęśliwy.
«Dobry ojcze,
posłuchaj. Kogo,
według ciebie, potrzebuje Izrael do swej wielkości: króla czy
świętego?» – pyta go
Andrzej.
«Boga potrzebuje.
Tego Boga, który
jest tam, w środku, który modli się i rozmyśla. Ach, synowie! Bądźcie
dobrzy wy,
którzy idziecie za Nim! Bądźcie dobrzy, dobrzy, dobrzy! Ach! Jakiego
daru Pan nam
udzieli! Co za dar! Jaki dar!»
I odchodzi,
wznosząc ramiona ku
niebu i szepcząc:
«Jaki dar! Co za
to dar!»


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron